
Cześć. Zapraszam na nowego szorta. Pozdrawiam.
Cześć. Zapraszam na nowego szorta. Pozdrawiam.
Wiosną ptaki zaczynały koncertowanie bardzo wcześnie, ale to nie dlatego Tymek postanowił wstać z łóżka i się ubrać. Wczoraj zasnął przed dwudziestą pierwszą z pilotem w dłoni i siedem godzin snu, było dla niego całkowicie wystarczające. Trącił nogą puszki po piwie. Jedna z nich przeturlała się na drugi koniec pokoju.
– Cholera – wyszeptał. Nie chciał zbudzić wujka śpiącego piętro wyżej. Poszedł do kuchni, w której stara lodówka produkcji radzieckiej, wydawała głośne pomruki, jakby była żywym stworzeniem. Nie spodziewał się, że znajdzie w niej coś konkretnego. Na środkowej półce stał kefir i mleko po terminie, które wylał do zlewu.
Siedział przy stole i patrzył przez okno – widok na ogród sąsiada, gdzie rosły w większości tylko chwasty, w połączeniu z monotonnym tykaniem zegara, sprawiały, że ogarniała go senność.
Nie pamiętał, w którym momencie stracił kontrolę. Początkowe dwa piwa przeszły w czteropak, a ten z kolei w osiem, wypijanych jedno za drugim.
Wrócił do pokoju i rzucił się na łóżko. Na puste puszki starał się nie patrzeć; udawał, że ich nie widzi, co wcale nie sprawiało, że nagle znikały. Odrobina aluminium była dla niego wyrzutem sumienia, gryzącym jak mały, agresywny piesek – niby niegroźny, w zasadzie można go zlekceważyć, bo większej szkody nie wyrządza i jedyne co, to złapie za nogawkę… Ale jednak.
Gdy w pokoju stało się jasno, Tymek zauważył na suficie zielone przebarwienie wielkości małej dłoni. Początkowo myślał, że umysł płata mu figla, szczególnie jeśli uwzględnić wczorajszy maraton alkoholowy, ale nie… Nie pomylił się. Miał nad sobą okrągłą, pastelowo zieloną plamę, z której zwisały niebieskie nitki. Nawet nie próbował walczyć z narastającym uczuciem senności – zasnął.
Obudził go wujek, hałasujący garnkami w kuchni. Tymek wielokrotnie prosił go, żeby zakładał aparat słuchowy, ale on kategorycznie odmawiał twierdząc, że tego nie potrzebuje.
– Siema wujcio, jak się spało?!
– Co tam?
– Dobrze spałeś?!
– Tak!
Starszy mężczyzna wszedł do pokoju.
– Co to jest? – Wskazał palcem zieloną plamę. – Jakaś pleśń? Przecież w tym pokoju jest zawsze sucho jak cholera – cmoknął. Nie wiadomo czy na znak niezadowolenia, czy znowu odkleiła mu się źle dobrana proteza.
– Nie wiem. – Tymek zarzucił na siebie koszulę, wzuł różowe pantofle i podszedł bliżej okrągłego przebarwienia.
Niebieskie nitki wydawały się z każdą upływającą minutą coraz dłuższe. Trudno powiedzieć, czy to delikatny ruch powietrza sprawiał, że się kołysały.
– Zauważyłem to dzisiaj. Cholerstwo się szybko powiększa. – Sięgnął po krzesło.
– Zostaw to – podsumował wujek. – W poniedziałek zajmę się tym na spokojnie. Co będziesz porabiał dzisiaj?
– Jeszcze się zastanawiam.
Patrzył na siostrzeńca i było mu go żal. Nie podejrzewał, że chłopak pójdzie w ślady ojca. Sympatyczny, młody człowiek, zapewne mający przed sobą wiele lat życia, skończy jako bezdomny gdzieś na ławce w parku, lub gorzej – zamarznie zimą na przystanku, zasypany śniegiem.
Rysiek wiedział, że źle postępuje, dając mu dach na głową, ale musiał przyznać przed sobą, że żyło mu się lżej, kiedy razem opłacali rachunki. Poza tym… Tymek nie stwarzał żadnych problemów – nie awanturował się, był spokojny i pomocny, a on miał siedemdziesiąt dwa lata i czuł się coraz słabszy. W życiu nie wszystko jest czarno-białe i zero-jedynkowe.
Często chciał, żeby takie było – nie miałby tylu problemów i rozterek. Podjęcie decyzji przychodziłoby łatwiej.
Do pokoju przez uchylone okno wszedł kremowy kot i błyskawicznie znalazł się przy misce z czerwonym napisem: Frodi. Odwrócił łepek i mrużył ślepka – czekał na śniadanie.
– Jesteś łobuzie – powiedział Rysiek. Smarował masłem kromki. – Zaraz dam ci jeść. Powoli… Najpierw ludzie, potem koty. Dobrze? – Spojrzał na pupila, który podbiegł do niego i zaczął łasić się do nóg.
Tymek zdążył się przebrać, ściągnął z wieszaka skórzany plecak, zajrzał do niego czy niczego nie zapomniał. Skierował się do wyjścia. Odwrócił się będąc już na zewnątrz.
– Postaram się wrócić na czternastą! – krzyknął w stronę kuchni.
Rysiek usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi. Powąchał jedną z kanapek i skrzywił się. Tydzień do końca daty ważności – masło było zepsute. Musiał wyrzucić wszystko do kosza.
– I co teraz zrobimy? – Patrzył na kota, jakby ten mógł odpowiedzieć. Frodi nie był zainteresowany jedzeniem przygotowanym przez człowieka. Chciał swoją ulubioną, mokrą karmę.
Tymon wrócił do domu autobusem. Przystanek znajdował się dość blisko. Miał samochód i prawo jazdy, ale nim nie jeździł. Ktoś, kto od rana jest pod wpływem alkoholu i przez cały dzień uzupełnia jego stężenie w organizmie, nie może prowadzić pojazdów mechanicznych.
– Wujcio! Wróciłem! – krzyknął.
– Przecież słyszę. Nie musisz się drzeć. – Rysiek siedział w fotelu i głaskał Frodiego. – Jest coraz większa. – Spojrzał w górę.
Plama na suficie podwoiła swoją średnicę. Zwisające z niej, niebieskie nitki sięgały połowy wysokości pokoju. Tymek wyciągnął rękę chcąc ich dotknąć.
– Lepiej tego nie ruszaj. Diabli wiedzą co to jest. – Wujek obserwował bacznie wnętrze pokoju. – W czasie, kiedy cię nie było, siedziałem i przyglądałem się, jak rośnie. Myślę, że to jakaś odmiana grzyba, ale pierwszy raz widzę te… – Szukał odpowiedniego słowa. – Niebieskie włosy.
– Co z tym zrobimy?
– Zadzwoniłem po firmę, która się tym zajmuje. Powiedzieli, że odgrzybiają w poniedziałki. W weekendy nie pracują, bo mało kto chce wąchać chemiczne opary.
– Mam nadzieję, że to usuną. Może to prątkuje… Czy coś… – Na twarzy Tymka pojawił się grymas obrzydzenia.
– Nie przejmuj się. Nie takie rzeczy wdychaliśmy w wojsku i jakoś żyję.
Zaśmiali się jednocześnie.
Zapowiadał się długi wieczór. Informacja o tym, że o dwudziestej drugiej dostawa prądu zostanie wstrzymana, nie należała do tych, które poprawiają nastrój, tym bardziej, jeśli nad głową masz zieloną plamę z której coś zwisa i od czasu do czasu się kołysze.
Tymek znalazł w szufladzie świecę i w blasku płomienia, wpatrywał się w ciemny kształt nad sobą. Pewne było jedno – to żyje… Inaczej by się nie powiększało. Na dzisiejszy wieczór nie przygotował zapasu ulubionego piwa.
Czuł dyskomfort, jakby coś go uwierało. Pomimo tego, że leżał i na dobrą sprawę powinien czuć się zrelaksowany, zaczynał być rozdrażniony. Nawet chrapanie wujka, które przecież słyszał wielokrotnie, nie pozwalało mu się skupić. Tylko o czym tak naprawdę myślał? Pewnie nie do końca potrafiłby odpowiedzieć.
Patrzenie na plamę trochę uspokajało. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby dotknąć falujących nitek. Momentami wydawało mu się, że połyskują metalicznie, by w następnej chwili przygasnąć – cykl się powtarzał. Było w tym coś hipnotyzującego. Chwile, w których pochłaniała go chęć złapania ich, jak fale przypływu następowały po sobie, ale były na tyle subtelne, że nie zdawał sobie z nich sprawy. Zasnął w pozycji na wznak.
Końcówki błękitnych nici wydłużyły się i musnęły jego policzek, głaskały twarz, badając jej kształt. Musiał śnić o czymś bardzo przyjemnym, uśmiechał się – był bezpieczny, jak małe dziecko w ramionach matki. Od teraz nie musiał troszczyć się o nic.
Światło poranka wypierało mrok nocy. Tymon i łóżko na którym spał, okrywał szczelnie turkusowy kokon. Miliony cieniutkich niteczek, posiadających w sobie wewnętrzny blask, który raz po raz przygasał, wtopiło się w jego ciało. Przestał być sam i niczego już się nie bał, o nic nie będzie prosił, ponieważ mowa stała się zbędna. Pozostała tylko Świadomość.
Jestem
Rysiek również spał, opleciony gęstą siecią – byli tym samym.
Jednością.
Mroczna historyjka, ale za to z morałem;)
Podobał mi się sposób poprowadzenia opowieści, taki nieśpieszny, skacowany, ospały, a mimo to wprowadzadzający cieniutkie nitki niepokoju. Oplatający obawą… dość późno.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dzięki, Ambush. Pozdrawiam.
Historia z morałem
DarkDragon, dzięki. Pozdrawiam.
Ładne. Motyw oplatającej wszystko wegetacji bardzo poetycki.
Dzięki, Sajmon15. Pozdrawiam.
Turkusowo-mroczne. :( Czytelniku, dośpiewaj sobie dalszy ciąg. :)
Dzięki, Koala75. Pozdrawiam.
Fajny klimat. Bardzo w stylu Kinga (zachowując proporcje:). Dziwnie i mrocznie. Przypomniało mi się opowiadanie, gdzie chłop całymi dniami żłopał piwska, aż zmienił się w jakąś piwną galaretę.
Niestety, umknął mi wspomniany morał. Ktoś może wyjaśnić?
Marwood, dzięki. Pozdrawiam.
Byłam pewna, że plama z nitkami okaże się czymś osobliwym, ale żeby aż tak…
Dobrze się czytało. :)
Wskazał palcem na zieloną plamę. -> Wskazał palcem zieloną plamę.
Wskazujemy coś, nie na coś.
W życiu nie wszystko jest czarno – białe i zero – jedynkowe. → W życiu nie wszystko jest czarno-białe i zero-jedynkowe.
W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy, bez spacji.
Chwile, w których pochłaniała go chęć złapania za nie… → Chwile, w których pochłaniała go chęć złapania ich…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, dziękuję. Wprowadziłem poprawki. Pozdrawiam.
Bardzo proszę, Heskecie. Uznałam, że powinnam udać się do klikarni. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć Hesket !!
Fajny szortowy pomysł. Tylko nie wiem co to było do końca, ten kokon. Ale twist jest :)
Pozdrawiam.
Jestem niepełnosprawny...
Teraz przeczytałem komentarze i faktycznie pomyślałem to co Marwood że w stylu Kinga.
Jestem niepełnosprawny...
Dzięki dawidiq150. Pozdrawiam.
Hej!
Wczoraj zasnął przed dwudziestą pierwszą z pilotem w dłoni i siedem godzin snu, było dla niego całkowicie wystarczające.
Bez przecinka przed „było”.
w której stara lodówka produkcji radzieckiej, wydawała
I tu też bez.
Obudził go wujek, hałasujący
Tu też bez.
Na razie rozkręca się powoli.
Obudził go wujek, hałasujący garnkami w kuchni. Tymek wielokrotnie prosił go, żeby zakładał aparat słuchowy, ale on kategorycznie odmawiał twierdząc, że tego nie potrzebuje.
Nie wiem, czy to wyjaśnienie powinno się tu znaleźć, bo nijak nie pasuje do obecnej sytuacji – co mają hałasy garnkami do aparatu słuchowego? ;p
Dopiero dalej jest rozmowa i widzimy, że wujek słabo słyszy, wtedy można dać to wyjaśnienie (choć ja fanką wyjaśnień nie jestem, można dodać to do wypowiedzi Tymka, w końcu fakt, że wiele razy mu powtarzał, nie jest aż tak istotny dla sceny).
Patrzył na siostrzeńca i było mu go żal.
Przeskoczyłeś w narracji na wujka. Zazwyczaj takie zabiegi są średnim pomysłem.
W życiu nie wszystko jest czarno-białe i zero-jedynkowe.
Masło maślane, poza tym – oczywiste do bólu, niepotrzebne. Dalej to samo.
Odwrócił łepek
Hm, a nie powinno być łebek? Pytam, bo łepek kojarzy mi się z rzeczami.
– Jesteś łobuzie
– Jesteś, łobuzie
Ktoś, kto od rana jest pod wpływem alkoholu i przez cały dzień uzupełnia jego stężenie w organizmie, nie może prowadzić pojazdów mechanicznych.
Wiemy, nie trzeba tego tłumaczyć. :)
Zwisające z niej, niebieskie
Bez przecinka.
Hm, trochę zabrakło mi tu czegoś więcej, bo w sumie całe opowiadanie to dość spokojna obyczajówka (element plamy wybrzmiewa w ostatniej chwili), więc mnie nie porwało. Równie dobrze plama mogłaby zostać zamieniona na portal, który ich gdzieś przenosi/kosmitę, który ich zjada itd. Brakuje mi tu powiązania między opowiadaniem a zakończeniem.
Ale doceniam pomysł na ukazanie, że ludzie bez celu trwają w takim kokonie.
Pozdrawiam,
Ananke
Cześć, Ananke.
Pomysł był, a realizacja kroiła się na coś dłuższego, musiałem odpuścić ze względu niedoborów czasu. Obiecałem sobie kiedyś, że usiądę i zrobię szkic, żeby kolejne opowiadanie miało (ręce i nogi). Pisanie na żywca, nie jest proste. Tylko dlaczego robię sobie pod górkę? Nie wiem. Dzięki za poprawki, wprowadzę.
Pozdrawiam
Znam pisanie na bieżąco, jak się nie domknie opowiadania to często przepada, bo dłuższą formę trudno dokończyć. ;)
Opowiadanie wciągające, jest niepokojący klimat i ciekawe, niewytłumaczalne wydarzenie. Szkoda, że kończy się tak szybko, miałem wrażenie, jakby całość została ucięta.
Dzięki, zygfryd89. Pozdrawiam.
Cześć, Hesket.
Dobrze się czytało, zbudowałeś intrygujący klimat, a i zakończenie dobrze mi wybrzmiało. Ładny opis opadających nici, plastyczny i bardzo obrazowy. Nie mam się specjalnie do czego przyczepić, może jedynie te niefantastyczne fragmenty wypadły w mojej opinii gorzej, ale to szort, więc mi przy tak krótkich scenach to nie przeszkadzało. Podobało mi się.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć, Młody pisarz. Dziękuję i pozdrawiam.
Tekst przypomniał mi opowiadanie Zejdź do mojej piwnicy Bradburego. Fajne, lubię takie tajemnicze, niepokojące klimaty. Pozdrawiam!
Kto wie? >;
Skryty, dzięki. Pozdrawiam.
Czytało się przyjemnie, ale jeśli tam jest morał, to zaczynam się zastanawiać czy dobrze zrozumiałem historię, dla mnie to tak jakby “Palec” Kinga zmiksować z “Katedrą” Bagińskiego.
Co mi uciekło?
Palec, Kinga szczególnie polubiłem. Jeśli mówimy o tym samym, gdzie bohaterem jest Howard Mitla, tak?
Dokładnie