- Opowiadanie: PsychoFish - Zapalę Ci znicz

Zapalę Ci znicz

Wersja pierwsza, krótsza, była publikowana w NF 11/2015 pod tym samym tytułem. Ta wersja, blisko 11 lat po napisaniu pierwszej, nieco rozbudowuje opowiadanie w stronę, o której od początku myślałem, ale nie zmienia jego głównych elementów. Mam nadzieję, że mimo sporej objętości, dostarczy przyjemnej lektury. I to pomimo, że świat popędził tak do przodu, że fantastyczna wizja stała się dużo bardziej aktualna.

 

Dziękuję Żongler za betę zmian.

 

Dedykuję Markowi Staroście („znany komiksiarz”), Magdzie Roszak, Piotrkowi Wilińskiemu, Sylwii Finklińskiej, Oli Buczek-Stachowskiej. Za wszystkie pozytywne kopniaki

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Zapalę Ci znicz

 

seans spirytystyczny 12/D/783A@13:00:00UTC+01, czas dozwolony: 1 godzina

 

Rodzice zamigotali lekko w powietrzu. No tak, w Zaduszki zużycie prądu wzrastało kilkukrotnie i projektory nie radziły sobie z niestabilnym napięciem. Nawet diodowa lampka na środku stołu zamigotała niepewnie.

– Tato, mamo, to jest Marysia… Prawda, że słodka?

– Prześliczna, kochanie! – Widma pochyliły się nad dzieckiem w nosidełku. Niemowlę zagłużyło gardłowo, zezując ku zjawom. Przez jakiś czas w powietrzu rozlegało się gaworzenie gwałtownie zdziecinniałych dziadków.

– Szkoda, że nie możemy jej wziąć na ręce – westchnął duch mamy. – A ty jak się czujesz, Aniu? Doszłaś do siebie po porodzie?

– Wszystko dobrze. Ten szpital, który polecaliście w zeszłym roku, ten z kliniką MSWiA obok. Bardzo dobre warunki i świetna położna. Od Jadźki słyszałam, że trafiła jej się strasznie nieuprzejma baba. Kto takie na położniczym zatrudnia w ogóle…?

Historie o ciąży, porodzie, szykowaniu pokoju dla dziecka, szkole rodzenia i kolkach wygnały ciszę na dobre pół godziny. Widma rodziców dopytywały o każdy szczegół, nienasycone odpowiedziami i zerkając co rusz na wnuczkę. Lewitujące kule kamer podążały za ich holograficznymi spojrzeniami w akompaniamencie cichego szumu rotorów. W tym czasie Andrzej przygotował zwyczajowy poczęstunek. Dla duchów nałożył symboliczną ilość. Dziady to dziady, tak nakazuje obyczaj. Podobnie uczynił z alkoholem – dla siebie nalał pełny kieliszek, rodzicom po symbolicznej kropli wódki, a żony odwrócił do góry dnem.

Rozmowę i przygotowania przerwał nagły płacz niemowlęcia. Zapach nie pozostawiał wątpliwości: owszem, zdecydowanie jest to moment, w którym należy zmienić pieluchę.

– Widziałem chyba na toalecie w końcu korytarza znaczek przewijaka… Mam ją przebrać?

– Nie, Andrzej, ja pójdę, a ty tu chwilę poczekaj z rodzicami… Nie zaczynajcie beze mnie!

Ania zabrała dziecko i wyszła z salki. Gdy do środka wpadło światło, widma raptownie pobladły. Obiektywy kamer natychmiast skierowały się w kierunku blasku. Zamknięte drzwi stłumiły stukot obcasów i urywany płacz dziecka, a widma ponownie nabrały ostrości.

– Andrzej… – zagaił duch teścia. – Zanim Ania wróci… Jak stoicie finansowo?

– Ależ o co tacie chodzi… Jakoś sobie radzimy.

– Nie obraź się, nie chcemy wam wchodzić z butami w życie… Po odhibernowaniu przejrzeliśmy z żoną skrót z najważniejszych zdarzeń. Wiesz, zawsze nam taki przygotowują ci, no, spirytyści. Żebyśmy byli na bieżąco. I widziałem, że raty kredytów zrobiły się większe, dużo problemów. A wy przecież na mieszkanie macie…

– Tato, mam stałą, dobrą pracę u podwykonawcy MemTekku. Skierowali nas teraz do takiego jednego projektu… Poradzimy sobie. A w razie potrzeby mogę wziąć pożyczkę z zakładowego funduszu, na dobrych warunkach.

– Ale jakim kosztem, Andrzej, to kolejny dług… Macie teraz Marysię, powinniście spędzać z nią czas, a im starsza będzie, tym więcej będzie go potrzebować. Skończy się jak u nas. Siedzieliśmy w pracy, Baśka w prokuraturze, ja w dochodzeniówce od dusz, a naszymi córkami opiekowały się nianie i czasem nasi rodzice. Bo musieliśmy zarabiać. Czy to warto?

Andrzej nic nie odpowiedział. Spojrzał w bok. Zawsze go to drażniło – nie wiedział, czy patrzeć na widmo, czy w połyskliwe szkło wiszącej nad nim kamery. Nie jest tak łatwo pozbyć się dużego kredytu, zwłaszcza z dzieckiem i nowymi wydatkami. Od roku brał nadgodziny, by powiązać koniec z końcem, i miał już tego serdecznie dość.

– No i doszliśmy do wniosku… Jest taki człowiek. Dużo nam zawdzięcza, praktycznie całe nowe życie. Ma dług do spłacenia i wie o tym. To niebezpieczny typ, ale odkąd ma nową tożsamość, zmienił się… Z tego, co wczoraj powiedział mi Gruby, ten człowiek ma pieniądze, dużo pieniędzy. Nie wiemy skąd, ukrył, przechował, ale ma…

Gruby był kolegą teścia, kiedyś służyli razem w jednym wydziale.

– Dali tacie dostęp do sieci?

– Komenda Główna podtrzymuje mnie na swój koszt jeszcze przez tydzień. W zeszłym miesiącu wygrali batalię prawną o dopuszczenie moich zarejestrowanych wspomnień do innego procesu, z tej sprawy, przy której ja i Basia… No, co nas w powietrze wysadzili. Zresztą taki był warunek finansowania profilowania z budżetu ministerstwa – że zarejestruję w obszarze zastrzeżonym pełne wspomnienia, hipotezy i wątki śledztw. Baśka tak samo. Więcej nie mogę… Musisz zrozumieć.

– Rozumiem, rozumiem. Ale co ten dług ma nam załatwić? Problem i tak nie zniknie. 

Widma spojrzały po sobie.

– Andrzej, to jest ogromny dług. Spodziewamy się, że wystarczy go wam i jeszcze Marysi. Będziecie w końcu na plusie. Myśl o córce.

– Co?! Jak to sobie tata wyobraża, że podjadę do jakiegoś byłego przestępcy i powiem: „Dawaj kasę, bo jesteś coś winien teściowi”?! Absurd! – Nie lubił, gdy ktoś używał jego córki jako argumentu w dyskusji, nawet jeśli miał rację. Od jej narodzin był przykładnym ojcem i mężem, chociaż akurat biurowych schadzek z Anitą brakowało mu najbardziej…

– Ciszej! Opanuj się! Jego zeznania i moje nagrania są kluczowe w procesie. Poza tym załatwimy to przez Grubego. Uwierz staremu glinie… To da się zrobić. Anka chyba wraca. – Teść zaczął mówić ciszej i szybciej. – Pamiętaj: jeszcze przez tydzień mamy dostęp do sieci; napisz tylko, czy się zgadzasz. A teraz szybko, golnij ze mną kielicha, jak się należy duszy…

Widmo teścia dotknęło szkła na stole w geście akceptacji poczęstunku; hologram nie mógł wchodzić w interakcję ze światem fizycznym. Jeszcze. Może i dobrze, biorąc pod uwagę ile ten konkretny duch potrafił wypić za życia.

 Andrzej, wyraźnie wzburzony, szybko wychylił swój kieliszek i pospiesznie uzupełnił z butelki – zanim żona wróciła z dzieckiem. 

Lepiej nie odmawiać zmarłym.

 

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), 371 kilometrów nad powierzchnią Ziemi

 

– Siódemka do Międzynarodowej, wzywam cię, odbiór.

– Tu Międzynarodowa, słyszę cię, Siódemka, odbiór.

– Katerina Łużnikowa, to ty? Odbiór.

– Tak, Siódemka, to ja… Nie poznajesz mnie? Odbiór.

– Oj, ty i Hoshi, kiedy mówicie po angielsku, brzmicie podobnie. Proszę o zezwolenie, Katerino Łużnikowo, na odrobinę prywaty. Odbiór!

Uśmiechnęła się pod nosem. Jak nic szykował się, by zająć jej trochę więcej czasu. Podpłynęła do bulaju. Nad Ziemią wstawał świt, przez krótki moment cieniutka obrączka słońca okalała krzywiznę niebieskiej planety, by przeistoczyć się w oślepiającą gwiazdę. Linia oddzielająca dzień od nocy szybko przesuwała się po konturach oceanów i kontynentów. Widok zapierał dech. Dotknęła przycisku przy uchu i odpowiedziała:

– Zezwalam, Siódemka, ale wyłącznie na kilka chwil. Odbiór.

– Katiu, zaraz do was podlecę, zadokuję i będę czarował, bałamucił i przymilnie puszczał oko. Odbiór.

Roześmiała się szczerze.

– Siódemka, jakim ty okiem chcesz do mnie mrugać? Znów zużyłeś za dużo energii i chcesz coś podkraść z naszych akumulatorów? Ani mi się waż tu dokować na rympał! Odbiór.

– Harmonogramy, regulaminy… Zasady są przecież po to, żeby je łamać. Odbiór.

– Zabraniam, następne dokowanie zgodnie z planem. Dziś Harry wychodzi w przestrzeń i nie ma mowy o takich manewrach. Odbiór, żartownisiu.

– Katia, ale ja już na kursie… To na wizualnej przelecę, żeby nie korygować za bardzo… Nadam od razu pakiet z analizą zdjęć w podczerwieni. Możecie go przejrzeć i przekazać dalej, na dół? Odbiór.

– Jasne. Na Ziemi jajogłowi dostają orgazmu za każdym razem, gdy dostają od ciebie dane. Na wizualną zezwalam, byle w rozsądnej odległości. Co ty sobie myślisz? Tak dokować na wariata… Odbiór.

– Ja nie myślę, ja modeluję. Mówię ci, wodór nie woda… Odbiór.

Zaśmiała się na głos. Osłoniła oczy dłonią przed wschodzącym słońcem i przez bulaj wpatrzyła się w przestrzeń, szukając Siódemki. Znalazła, małe punkciki świateł pozycyjnych mrugały regularnie na niebiesko. Astronautka przyglądała się im przez jakiś czas w milczeniu, zastanawiając się jak to możliwe, by maszyna tak bardzo przypominała żywego człowieka. W końcu przerwała ciszę, w jej głosie zabrzmiało rozbawienie.

– A ty co, Siódemka, tam modelujesz takiego gorącego, hmm? Odbiór.

– A wiesz, gwiazdę taką jedną, zdobywczynię kosmosu, w trójwymiarze… Pożyczyliście mi na lewo tę macierz z waszego pokładowego zasobu, to ją wygrzewam zapisami i odczytami.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 15:03+01:00UTC

 

Andrzej wbiegł na schody, spóźniony – musiał odwieźć rodzinę po seansie spirytystycznym z teściami. Po drodze spotkał Mariusza, weterana z działu handlowego. W sekcji wytwarzania i administracji nazywali go „łowcą dusz”. Handlowcowi towarzyszył młody chłopak.

– Cześć… – mruknął Andrzej. – Nowy?

– Cześć! – Mariusz wyszczerzył się. Zawsze uśmiechał się szeroko, entuzjastycznie i w sposób budzący natychmiastowe zaufanie. – Nie taki nowy, swoje odrobił przy słuchawce, czas na test w terenie.

Andrzej spojrzał współczująco na stażystę. Wymruczał ciche „Powodzenia”, skinął głową i ruszył do biura. Dziś miał drugą zmianę, wszystkie zespoły postawiono na nogi w trybie dwadzieścia cztery na siedem. Najpierw kawa, potem szybki przegląd poczty. Wciąż nie było odpowiedzi w sprawie podwyżki. Zaklął po cichu, oszczędności topniały w zastraszającym tempie. 

Obchód zaczął od Anity, obsługującej monitoring Siódemki.

– Czołem – burknął, wsadziwszy głowę przez drzwi. Pokój spirytystki przypominał centrum kontroli czegoś bardzo skomplikowanego. Kolumny znaków, skomplikowane wykresy i uproszczone, pudełkowe wskaźniki mrugały nieustannie. Pomiędzy ekranami, nie wstając z krzesła na kółkacg, lawirowała najlepsza specjalistka od dusz w firmie. 

Anita mruknęła coś na powitanie, zapamiętale wklepując komendy do systemu.

– Siódemka, status? – rzucił krótko Andrzej.

– Przetwarza fotki, wypycha przez ISS. Kupa danych, obrabiam i wysyłam dalej. W agencjach kosmicznych pewnie sikają z radości. Robię właśnie losowe próby, czy czasem cwaniaczek nie upycha czegoś dodatkowo między pakietami, ale wygląda na to, że wszystko jest w porządku. – Kobieta nie patrzyła mu w oczy. – Splątana kopia bez zmian, ale sam wiesz… Cokolwiek dobudował przez lata, nie mamy tego na Ziemi, a monitoring na pokładzie nie wskazuje na nic ciekawego… Jeszcze jakieś pytania?

– Tia. O której dziś kończysz?

– Spierdalaj. Masz dziecko.

Andrzej uśmiechnął się pod nosem. Odkąd pojawiła się Marysia, stało się jasne, że ich cichy układ zakończył swój żywot. Mimo to lubił od czasu do czasu podroczyć się ze spirytystką, a ona za każdym razem bezceremonialnie sprowadzała go na ziemię. Anita zajmowała się Siódemką od czasu słynnego dialogu, ochrzczonego w branży „buntem na Bounty”. 

Siódemka miał być prototypem, zygotą bezzałogowego statku kosmicznego, w pełni autonomicznego i zdolnego do przetrwania liczonej w setkach lat kosmicznej podróży. Ludzkość powoli godziła się z myślą, że jako gatunek nie nadaje się do długotrwałej eksploracji kosmosu bez zmian, które mimo upływu lat, wciąż uznawano za kontrowersyjne. Jajogłowi mieli komputery kwantowe, więc któregoś – zapewne suto zakrapianego, bo przecież nikt trzeźwy nie mógł tego wymyślić – wieczora postanowili wyposażyć kosmiczny wehikuł w sztuczną inteligencję: odporną na stres i wielowiekową izolację, adaptującą się do zmiennych sytuacji, słowem, podobną do człowieka, ale pozbawioną ludzkich ograniczeń. Jak już dopięli celu, dostali od własnego dzieła prztyczka w nos.

– Dzięki. Wyśpij się – rzucił na pożegnanie.

Gdyby Andrzej po cichu zajrzał z powrotem, zobaczyłby, że od razu po jego wyjściu wywołała na największy ekran stan postępu kopiowania, którego nie powinno tam być. 

– Sam się wyśpij… Ja tu tworzę historię – burknęła spirytystka, wracając do niezbyt legalnego zajęcia. Obchodzenie korporacyjnych zabezpieczeń zawsze dawało jej tę małą, anarchistyczną satysfakcję.

No, ale Andrzej wchodził już do następnego pokoju. Inżynierowie bez jaj, czyli zespół analizy statystycznej. Trzech brodatych, nieprzystosowanych społecznie nerdów, którzy potrafili wyłowić te naprawdę ważne elementy z wszechobecnego oceanu informacji. Akurat dziś dane mnożyły się szybciej niż karaluchy, więc mogli udowodnić, że nie biorą pieniędzy za nic.

– Jak jest? – zagaił. 

– Nie najgorzej… Mamy szczyt ruchu i na prawie milion dekompresji tylko około trzysta wskrzeszeń. Grubo poniżej bezpiecznego wskaźnika, a pół zachodniego świata już odwiedziło bliskich.

Andrzej skinął głową. Wskrzeszenia, dobre sobie. Firma miała swoje tajne procedury podwójnej archiwizacji. Wskrzeszenie oznaczało, że po stwierdzeniu znaczącej niezgodności aktywnego lub zdekompresowanego obrazu z kopią bezpieczeństwa, spirytysta likwidował duszę po cichu i na jej miejsce przywoływał nową-starą, z kopii zapasowej. 

Podwójna archiwizacja obowiązywała od wypadku w Moskwie. Jeżeli któryś z monitorowanych wskaźników dusz wykraczał poza określone normy, porównanie z kopią zapasową decydowało o prawidłowości funkcjonowania przebudzonej duszy. Awaryjne przywracanie dusz z bezpiecznych wersji pozwalało obsługiwać większość reklamacji. 

Trzysta wskrzeszeń to całkiem niezły wynik, jak na tak pracowity dzień.

 

Fragment instrukcji wewnętrznej dot. przywracania kopii zapasowych, v18.02, MemTekk, poufne

 

Przyczyny zmian w produkcie aktywnym są znane, a same zmiany spodziewane. Algorytmy, na podstawie zarejestrowanych cech psychologicznych, określają procesy uczenia się, filtrują bodźce przez modele-rdzenie danego obrazu oraz nagrany zestaw wspomnień i modyfikują, w ograniczonym zakresie, algorytmy odpowiedzi wyższego poziomu, co z kolei powoduje reakcję łańcuchową, prowadzącą do autoadaptacji całego profilu osobowości.

Kompresja, obowiązkowy element hibernacji “duszy”, jest prawie bezstratna. Istnieje niskie prawdopodobieństwo, rzędu 0,0007%, że nastąpi zmiana danego obrazu przy dekompresji. Aktywna instancja produktu może z tego powodu wykazywać objawy interpretowane przez zwykłych ludzi jako lękowe. Rozróżniamy dwa główne scenariusze takiej sytuacji:

 

1. Sprzężenie zwrotne

 

OBJAW: Aktywna instancja prosi o podtrzymanie okresu aktywności, wyraża obawę przed “ciemnością zmieniającą charakter” itp.

ZALECENIE: Wstrzymać się z hibernacją obrazu do rozmowy z klientem po seansie. Nie odradzać klientom zwiększenia planu hostingowego, jakkolwiek nie podsuwać tej opcji nachalnie: wytłumaczyć sytuację, zapewnić, że szansa jest tak niewielka, że nic się nie dzieje, choć oczywiście “dusza” może mieć swoje obawy i pozwolić klientowi odczuć presję emocjonalną na własny rachunek. Zastosować zniżki klasy S (por. aktualny załącznik A) na pierwszy rok, aby zachęcić do podjęcia decyzji zakupowej.

 

2. Spirala

 

OBJAW:

Aktywna instancja 

a) w kontakcie z klientem prosi o dziwne przysługi (por. załącznik B), 

b) behawior bezpośrednio po dehibernacji wykazuje znaczące odchylenia od normy (atypowe zachowania na Ouija, np. brak podążania za światłem lub objawy paniczne w podążaniu za nim, brak autoidentyfikacji i kontaktu itp – por. załącznik C)

 

ZALECENIA:

Przeprowadzić skan na zgodność parametrów obrazu z kopią zapasową za pomocą aktualnej wersji Kuli Spirytysty. W przypadku przekroczenia dopuszczalnych wartości odchyleń, należy usunąć ostatnio aktywowaną wersję obrazu i przywrócić z kopii zapasowej podążając za instrukcjami wyświetlanymi w Kuli. 

Nie informować klienta o usunięciu wersji pod żadnym pozorem!

 

streaming://radioszok.pl:6667 (radio internetowe)

 

– Witamy w „Czyśćcu u Marcela”! Na profilu naszej audycji możecie proponować pytania do naszych gości, a w studiu jest pierwszy z nich: ksiądz Ziemowit Pisarski. Przypomnę tylko szybko, kim jest dzisiejszy rozmówca: to matematyk, naukowiec, brał udział we wciąż trwającym projekcie „Pirx” Europejskiej Agencji Kosmicznej i NASA. Siedem lat temu zrezygnował z tej pracy i przywdział szaty duchowne. Prowadzi również katolicki wideo-feed „Prawda i mity o duszach”. Dzień dobry!

–  Szczęść Boże.

– Proszę księdza, pierwsze pytanie z profilu: „Jak można było odpuścić pracę w tak ważnym projekcie, być może najważniejszym w historii człowieka?”.

– To dość osobiste pytanie. Jako naukowiec zgadzam się, „Pirx” to jedno z najistotniejszych wyzwań, jakie podjął rodzaj ludzki w poszukiwaniu drogi do gwiazd. Długo się wahałem, czy opuścić projekt. Mogę powiedzieć tylko, że szalę przeważyła decyzja o upublicznieniu całej technologii, co umożliwiło jej komercjalizację. Odchodząc, wskazywałem na możliwe konsekwencje, jakie może mieć wykorzystanie naszych odkryć przez prywatne firmy, i niestety, po latach wyraźnie widzę, że moje przewidywania się sprawdzają.

– A jakie konkretnie?

– Że zastąpimy kontemplację czy wiarę w życie wieczne doczesnym, szybko zaspokajającym nasze społeczne potrzeby ersatzem. My, ludzie, mamy taki pęd, by zaspokajać swoje chwilowe pragnienia tu i teraz, a co sprytniejsi przedsiębiorcy umiejętnie tenże pęd wykorzystują. To nie jest rzecz nowa i nie dotyczy tylko „Pirxa”. Tu jednak chciwość sprofanowała sacrum śmierci.

– Kolejne pytanie z profilu: „Jak ktoś, głęboko wierzący, pogodził wiarę z pracą przy takim projekcie jak Pirx?”.

– Nauka i wiara nie są sprzeczne. Wątpliwości to rzecz jak najbardziej ludzka, sami siebie wystawiamy na próbę i jest to zmaganie bodajże jedno z najcięższych. Po to obdarowano nas wolną wolą! Ja zdecydowałem się na matematykę, której piękno traktuję jako ślad boskiego zamysłu. Ludzie od zawsze marzyli o podróżach do gwiazd, ale wciąż nie jesteśmy w stanie tam dotrzeć. „Pirx” to wyzwanie dla naukowców, dające szansę na realizację tego snu. Einstein powiedział kiedyś: „Nauka bez religii jest kaleką, religia bez nauki jest ślepa”, i ten cytat przyjąłem dawno temu jako motto. Niestety, w którymś momencie my, ludzie, użyliśmy „Pirxa” niewłaściwie…

– Proszę księdza, Einstein, z tego, co widzę, zaznaczał również, że koncept Boga osobowego uważa za naiwny i w niego nie wierzy.

– Ach, pan ma sieć… To też znak czasów: wiedzę porządkowaną osobistymi przemyśleniami, wzbogaconą dogłębną analizą, wiedzę, którą zapamiętaliśmy ze względu na jej doniosłość, zastępujemy wyszukiwarkami. Einstein nie odżegnywał się od wiary, lecz kwestionował jej chrześcijańską formę. Moim zdaniem to kwestia sumienia i przekonań, więc…

– Pytanie z profilu: „Gościu, ty w ogóle wierzysz w Boga, czy tylko mydlisz oczy na zlecenie czarnych z Watykanu?”.

– Gdybym nie wierzył, zostałbym w projekcie „Pirx”.

– Do rozmowy wrócimy zaraz po przerwie na reklamy. Zachęcam was do zadawania dalszych pytań.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 15:27+01:00UTC

 

Andrzej skończył obchód i poszedł na kawę. W małej kuchni dwóch administratorów serwerów kontynuowało dopisywanie kolejnych elementów do “Reptilian, Duchów i Illuminati”, biurowej zabawy, będącą teorią spiskową rozwijaną na ściennej tablicy podczas przerw.

Aktualna wersja głosiła, że korporacją już od dawna zarządzają duchy, ba, że niektórych spirytystów wręcz zastępuje się duchami, a ludzie stanowią tylko fasadę, interfejs do fizycznego świata i są używani jako pretekst do łagodzenia nieustającej krytyki. Porównania wyliczeń korelacji wahań giełdowego kursu z kolejnymi posunięciami zarządu były argumentem statystyków przemawiającym za prawdziwością tej teorii. Dziwnym trafem zawsze, gdy wokół MemTekku robiło się nieprzyjemne zamieszanie, w ciągu kilku godzin pojawiała się nowa kampania, wizerunkowa lub promująca nowo otwarte archiwa dusz. A przed terminami sprawozdań półrocznych firma odnotowywała zaskakująco wysoki odsetek intratnych inwestycji lub prezentowała nowe kontrakty, jak na przykład ten dla wojska. Komisja Nadzoru Finansowego przeprowadziła nawet kilka kontroli, ale żadna nie potwierdziła podejrzeń o nielegalne działania. 

 Na domiar złego jedno z ultraliberalnych obyczajowo ugrupowań politycznych wciągnęło na sztandary hasło „Obywatelstwo dla dusz!”, marginalizując inne tematy w mediach i oczywiście wzmacniając bieżący kierunek kuchennej zabawy. Od tej pory z każdego feeda i streamingu wylewały się dyskusje na temat dusz. Oszaleć można.

 

streaming://radioszok.pl:6667

 

– Witamy ponownie w „Czyśćcu u Marcela”! Możecie lajkować najlepsze pytania na naszym profilu, a to, które uzbiera najwięcej, zostanie nagrodzone na zakończenie audycji naszą radiową niespodzianką! A teraz, bez dalszej, he he, zwłoki: „Dlaczego Kościół wpieprza się ludziom w prywatność i nawołuje do odcinania się od dusz?”.

– Kościół opowiada się za stanowiskiem, że to nie są prawdziwe dusze. To zaledwie echo, odbicie tego, kim byli ludzie za życia, marna iluzja bogactwa, jakie stanowi człowiek.

– Marna iluzja, ksiądz powiada… I dlatego mówicie wiernym, że to zło i szatański podszept? Czy wierni to debile, których trzeba straszyć diabłem?

– Nie bez smutku zauważam, że niektórzy pasterze mają problem z wyjaśnianiem, gdzie tkwi zło tych symulacji. Najprościej rzecz ujmując, zastępujemy nimi prawdziwe wspomnienia, emocje związane z naszymi zmarłymi. Można to porównać do płatnej miłości: daje ukojenie, ale tylko chwilowe.

– Coś ksiądz dużo wie o płatnej miłości. O, bardzo interesujące pytanie z profilu: „Czy Pirx Siedem to też była iluzja?”. Przypomnijmy: w stenogramach z lotu testowego stwierdzono, że w momencie podjęcia decyzji o lądowaniu, które mogło spalić statek w atmosferze, jego pilot, Pirx Siedem właśnie, jasno odpowiedział, cytuję: „W dupę mnie pocałujcie, zasrańcy, nad silnikami ja mam kontrolę, póki czegoś nie wykombinujecie, nie schodzę z orbity”, koniec cytatu.

– No tak, to była bardzo nerwowa sytuacja… Lot testowy sprawdzał nie tylko efekt pracy zespołu „Pirxa”, ale też cały szereg innych technologii, w tym osłon statku i chłodzenia pokładowego komputera kwantowego. Niestety, część układów  maszyny została uszkodzona już przy starcie, a lądowanie nie dawało szansy na bezawaryjne przetrwanie reszty. Szczerze mówiąc, po otrzymaniu tego komunikatu byliśmy nieco zaskoczeni. Obserwowaliśmy efekt uboczny profilowania, symulację instynktu samozachowawczego.

– Ksiądz jak mantrę powtarza: symulacja, symulację… Czyżby nie to nie był przejaw prawdziwej świadomości, chęci życia? Przecież to była czysto ludzka reakcja! Ten pojazd orbituje tam do dziś, media trąbiły o jawnym buncie maszyny.

 – Budując model takiego superpilota, na podstawie badań na tysiącach lotników, określono charakterystyczne cechy: silny instynkt samozachowawczy, asertywność, kreatywność, zdolność do błyskawicznej oceny ryzyka, podejmowania decyzji i tak dalej. W testach prototypów tworzyliśmy losowe zdarzenia: awarie, zakłócenia, wzięte z literatury muchy robiące zwarcie między niezaizolowanymi przewodami… Dopiero model z „Pirxa Siedem” zaczął wychodzić z tych prób zwycięsko. O, i tu przykład, jak sztucznym tworem jest dusza: przy profilowaniu osobowości oparliśmy się mocno na literackim wzorcu, od którego wzięła się nazwa projektu. Być może właśnie dlatego ten egzemplarz podołał? Nie pamiętam, kto pierwszy zaproponował sprofilowanie książkowego Pirxa, ale to mocno popchnęło projekt do przodu. Wracając do tematu: według mnie, a do tego samego wniosku doszła komisja analizująca logi z pokładowego komputera, to była konsekwencja właśnie takiego zbioru modeli. To była po prostu iluzja cech ludzkich. Choć przyznam szczerze, że wtedy na Cape Canaveral, brzmiało to dla mnie desperacko. 

 

Warsaw Center Plaza, 35 piętro, 15:29UTC+01:00

 

Sebastian wyświetlił na terminalu podsumowanie dnia. Świetnie, do piętnastej ponad cztery miliony zrealizowanych wizyt, więcej niż połowa zakończona zleceniem przedłużenia subskrypcji lub wykupieniem dodatkowego hostingu. To był genialny patent, by przez trzy miesiące po śmierci ludzkiego pierwowzoru udostępnić dusze gratis dla rodziny. Pomysł bluźnierczy, jak połowa pomysłów ojca, ale chwycił. Czy zresztą mógł nie chwycić? Teraz mieli miliard kandydatów do profilowania i jednocześnie ogromną bazę przypadków do badań nad autoewolucją profili, największą na świecie. A ludzie, jak to ludzie – uciekali od ostateczności śmierci, jak tylko mogli.

Tak, Zaduszki to był czas żniw, ale w tym roku walka o dopięcie planu finansowego będzie trwała do ostatniego dnia; wydatki nie chcą rosnąć wolniej niż przychody. Na przykład te rosnące budżety na płace… Jednym ruchem przesunął je na następny rok. Ludzie robią się chciwi. Ominął wzrokiem pozostałe koszty, by sobie nie szargać nerwów, i popatrzył na prognozę listopadowego wyniku. Wklepał szybko kilka zdań do maila i wysyłał. Wio, niech się teraz inni martwią, jak to skalkulować…

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 15:47+01:00UTC

 

Andrzej wyszedł zapalić przed budynek. W środku aż gotował się ze złości: nie dostał podwyżki, nawet projekt karmienia dusz losowymi treściami z sieci i eksperymentowanie z wytworzonymi tak profilami mu nie pomogły. W tej chwili był gotów uwierzyć, że prędzej czy później wszyscy skończą na bruku, zastąpieni starannie wyselekcjonowanymi korpoduszami.

Na dole spotkał Mariusza i Nowego. Chłopak, blady jak ściana, rzygał do śmietnika.

– Już, tak szybko? – zapytał bez emocji. To był częsty widok w handlu, mało kto wytrzymywał wycieczkę w teren. Najczęściej następnego dnia nie pojawiał się w biurze, za to przychodził mail z wypowiedzeniem. 

– Jakie już, gościu… Ten chłopak to skarb! – Mariusz promieniał, podając jednocześnie chusteczki Nowemu. – W dwadzieścia minut na onkologii pięć hostingów załatwił! Kurwa, nawet ja nie byłem taki dobry w mój pierwszy dzień! Zuch! Biorę go na wódkę, musi się odstresować. Przyjdziesz?

– Nie, dzięki, drugą zmianę ciągnę dziś do końca.

Andrzej spojrzał na Nowego, który stał pochylony na szeroko rozstawionych nogach i nieprzytomnie przyglądał się treści własnego żołądka.

 

streaming://radioszok.pl:6667

 

– Pytanie z profilu audycji: „Czyż nie o to chodzi w duszach, że stanowią właśnie zupełnie niezależny, samoświadomy byt?”.

– Proszę wybaczyć, ale odpowiem pytaniem: a czy jeśli stanę przed lustrem i tym lustrem, albo nawet światłem, ktoś zacznie manipulować, zniekształcając moje odbicie, to czy moje odbicie jest samoświadome? To samo jest z pilotami ze wszystkich „Pirxów”. Dusze są podobne do nas, ale nami nie są. To zaawansowane roboty kuchenne, które mając składniki, potrafią same określić, jak ugotować potrawę, mimo że początkowo nie znają przepisu. To bardzo różni się od tego, co dotąd rozumieliśmy pod pojęciem duszy, prawda? Zresztą uważam tę nazwę za mocno przesadzoną.

– Roboty kuchenne? A może inteligentne tostery, co?

– Panie redaktorze, pan wybaczy, tak uważam. Zna pan moje poglądy, po to mnie tu pan zaprosił, żebyśmy się pokłócili. Nawet ta pełna kwaśnej urazy reakcja wynika z modelu utworzonego po profilowaniu.

– Jasne, jasne… W takim razie pytanie od słuchaczy. „Komputery kwantowe liczą inaczej: tysiąc razy produkują wyniki, a potem statystyka pokazuje, który jest prawidłowy. Raz wyjdzie więcej A, za drugim razem więcej B. Wobec tego jaką mamy pewność, że taki model duszy, w identycznej sytuacji, zadziała tak samo? I czy brak możliwości precyzyjnego, powtarzalnego określenia nie jest właśnie bardzo ludzka?”.

– Odpowiem w kategoriach prawdopodobieństwa: z dużo większym prawdopodobieństwem potrafimy przewidzieć zachowanie takiej symulacji niż zachowanie prawdziwego człowieka. Trzymając się jednak naukowej rzetelności, przyznaję, że nie znam wszystkich wyników z kilku ostatnich lat badań, kiedy to naukowców napędzają do obrazowania tych pseudo-dusz ogromne fundusze.

– Czyli dla księdza to jest zaawansowany technologicznie sprzęt kuchenny a nie osoba, istota bliska ludziom? Jak w związku z tym ksiądz postrzega archiwa dusz?

– Skoro już pan pyta… To jest żerowanie na braku umiejętności radzenia sobie ze stratą, służące tylko temu, by zebrać materiał do badań prowadzonych przez MemTekk. Prawdziwej duszy nie da się skopiować! Myślenie, że potrafiliśmy to osiągnąć, równałoby nas ze Stwórcą! A te dusze… To jest kreacja potwornie ułomna, więc jakże skarlałymi bylibyśmy bogami.

– Tia… Jest to również szansa na zachowanie naprawdę wartościowych jednostek w społeczeństwie. Zapraszam na skrót wiadomości i szybką prognozę pogody. Do rozmowy wracamy zaraz po przerwie. Lajkujcie, pytajcie, komentujcie na profilu. „Czyściec u Marcela” nie zna tabu!

 

Warsaw Center Plaza, 35 piętro, 15:49UTC+01:00

 

Na biurkowym terminalu zadzwonił telefon, podskakując animacją zielonej słuchawki. Mężczyzna po chwili odebrał.

– Słuchasz? – padło z głośnika.

– Słucham. Ładnie go podprowadził, sieć już wrze od komentarzy. Zidentyfikuj te krytykujące Pisarskiego za arogancję, pogardę i hipokryzję, weź autorów na celownik i dyskretnie zacznij podawać nasze materiały. Te z soft promo, rozumiesz.

– Się wie. Ten cały radiowiec – kto mu robił modele?

– Zespół Brahaputmy. Weźcie logi, szczególnie z asocjacji. Trzeba to przeanalizować, zagrał zupełnie jak żywy, cwany dziennikarz, sprowokował do odsłonięcia i od razu dał przerwę na wydźwięk u odbiorców. Może w końcu pojmiemy, jakim cudem potrafi tak szybko się adaptować poza ograniczeniami wynikającymi z modelu.

– Może. Zlecę logi i chcę lecieć. Masz coś jeszcze dla mnie?

– Nie, znikaj. Dzięki.

Głos po drugiej stronie rozłączył się z cichym trzaskiem. Zdumiewające, że od wielu lat cudeńka elektroniki udawały swoich analogowych protoplastów: dźwięk sygnału łączenia, odkładanej słuchawki… Jakoś tak zostało, dziedzictwo przedcyfrowego świata. Kalendarz piknął ostrzegawczo – za kilka minut rozmowa na szczycie. 

Sebastian zamknął oczy, rozmasował sobie skronie, wciągnął kilka razy głęboko powietrze. Za oknem, na dole, na ulicach, zapadał już zmrok, mżyło. Popatrzył chwilę przez upstrzoną śladami wodnych igiełek szybę. Po chwili odwrócił głowę i założył wirokulary. 

W miejscu szkieł znajdowały się ekrany, które dawały realistyczny, przestrzenny obraz. Technologia równie stara jak dźwięk odkładanej słuchawki analogowego telefonu, tyle że wykonana w końcu jak należy. Sebastian wymacał biurkowy terminala i wykonał gest wejścia.

Stał teraz w drewnianym górskim domku z bali, w kącie wesoło trzaskał ogień w kominku. Na ziemi leżał puchaty dywan, za oknami widać było olśniewająco białe stoki gór. „Alpy albo Kolorado” – pomyślał z niechęcią. Na środku pomieszczenia stał duży drewniany stół, przy którym czekali już ojciec z wujem. Prawą ręką na ekranie terminalu wykonał gest przejścia i usiadł przy stole.

– Co tam słychać? – zagaił wuj, podnosząc rękę w geście powitania.

– Zimno i pada na to miejsce w środku Europy, że tak zacytuję klasyka.

Panowie uśmiechnęli się, kiwając głowami. No tak, listopad.

– Dobra, zaczynajmy – dał sygnał ojciec. Na drewniany stół wjechały liczne ikony folderów, spośród których wuj po zastanowieniu wybrał tylko jedną. Taką mieli umowę, jedna awaria naraz, żeby żywy człowiek mógł się w tym połapać. 

Wuj zaczął. Zreferował, nie przebierając w słowach, jak to wierchuszka ESA, NASA i jeszcze kilku rządowych agencji przysmaża go żywym ogniem, to znaczy nie jego osobiście, tylko jego kierowników, bo w CERN-ie pojawił się upiór. Tamtejszy spirytysta był na szczęście odpowiednio przeszkolony: jak tylko zauważył nietypowe obciążenie łącza na transmisji wychodzącej, natychmiast wyjął wtyczkę i odciął cały instytut od Internetu. 

Ekipa wysłana na miejsce potwierdziła nieinicjowaną, częściową dehibernację jednego ze zobrazowanych naukowców. Oczywiście, jak to bywa, kompletny profil zamienił się w radosny pieprznik i z duszy raczej nic nie będzie, ale wyjęli skrzynkę z klastra i zaczęli badać. Ponadto pamiętając o wydarzeniach w Moskwie, zabrano każdy sprzęt posiadający jakiś czip i pamięć stałą, który był podłączony do sieci w trakcie incydentu. Robocza hipoteza, po analizie pierwszych danych, potwierdzała: nieautoryzowana modyfikacja kodu adaptacyjnego. Diabli wiedzą, kto to zrobił, miejsce takie jak CERN roi się od geniuszy i mimo że klastry kwantowe były ściśle strzeżone, to pozostawały spięte z wewnętrzną siecią instytutu. Nie znaleziono dowodu, że była to świadoma automodyfikacja duszy. Nie potwierdzono również, czy ktoś z zewnątrz jej pomógł. Pozostała kupa rozsypanych jak klocki algorytmów; jeden z zespołów wyciągał wyniki profilowania, próbował znaleźć ślad. Amen. Rządówki domagały się wyeliminowania problemu jak najszybciej, a zabezpieczenia przed upiorami na jutro. Nie, przepraszam, nie na jutro – na wczoraj.

– CA co na orbicie słychać? Da się go użyć do reprodukcji? – zwrócił się do Sebastiana ojciec.

– Nic. Pirx Siódmy nudzi się jak diabli, więc jak mu z Międzynarodowej Kosmicznej podrzucili zestaw fotografii dalekiego kosmosu w podczerwieni do wyszukania regularności, to się ucieszył. Na macierzach miejsce mu się kończy, zawnioskował o podesłanie następnym transportem dodatkowego racka z wsadką. Nieprzerwanie raportuje również spadki w dostarczanej energii, monitując o przeprowadzenie wymiany paneli.

– Znów szykuje sobie miejsce na własną rozbudowę? Ten numer już parę razy mu się udał, a potem nagle zdziwienie, bo modele i współczynniki pilota zajmują ponad połowę nowo dostarczonego sprzętu. – Podejrzliwość seniora klanu Wytryszków była wręcz legendarna, ale z drugiej strony świetnie sprawdzała się jako jedna z podwalin imperium MemTekku.

– Zasugerowaliśmy mu upload częściowych wyników na jeden z krzemowych serwerów Międzynarodowej Kosmicznej i niech tam sobie trzyma wszystkie tymczasowe dane, których nie potrzebuje. Jak wyłączy tak zwolniony sprzęt, zaoszczędzi na poborze mocy. Ci z Międzynarodowej mają dziwnie mało oporów, by wpuszczać go do swoich komputerów, odnoszę wrażenie, że zwyczajnie ufają, że nic im nie popsuje. W każdym razie Pirx jest użytkowany, ESA płaci za jego czas regularnie.

– Był jakiś wyciek przez ten serwer Międzynarodowej Kosmicznej do sieci na dole? Może jakaś komunikacja do CERNu?

– Nie, dane non-stop sprawdza najlepsza spirytystka w kraju – odpowiedział temat Sebastian. – Zwyczajnie, nadał komunikat, że będzie grzeczny, bo obiecał to pułkownik Łużnikowej, która udzielała mu dostępu jako dowódca stacji. Przy okazji Pirx dopytuje się, co z nim dalej, bo tak już parę lat czeka na decyzję, czy go ściągamy, czy też naprawiamy i wypychamy w daleki kosmos, bo trochę go to już, hmm, denerwuje.

– Użył słowa „denerwuje”? – Wuj mrugnął przez stół tak, by ojciec nie zauważył.

– No… nie bardzo. – Mężczyzna z trudem powstrzymał uśmiech. – Użył czegoś bardziej dosadnego – kontynuował. Odmrugnął do wuja. – Dużo bardziej. W sumie to całej wiązanki. Idiotę, który mu zamodelował języki słowiańskie powinni za karę posadzić na komunikatorze. Wracając do tematu: na nim nie poeksperymentujemy; póki działa w miarę poprawnie, szkoda marnować egzemplarz. Zostaje nam badanie szczątków z CERN-u i porównanie z kopią zapasową w Nowym Jorku. Plus to, co mamy z poprzedniego roku w Rosji, z jednego z archiwów dusz.

– Wnioski na dziś? – Ojciec zabębnił palcami w wirtualny stół.

– Jak na razie w tym systemie tylko człowiek nie zawiódł, spirytyści się sprawdzają. Dodatkowo pracujemy nad metodą zapisu danych, która powinna znacząco zredukować ryzyko występowania takich sytuacji. Fragmenty rosyjskiego upiora, odzyskanego po ucieczce do sieci, to tak naprawdę model odarty z mięsa, do kości: same podstawy, zero bardziej złożonych cech, które na pewno tam były po profilowaniu ludzkiego pierwowzoru. Mamy… mamy w toku eksperyment.

– Jaki? – Ojciec naciskał.

– Sprawdzamy, czy dobierając z ogólnej sieci dane podobne do tych w profilowaniu, wiecie, zdjęcia, filmy rodzinne, nagrane sesje z psychologiem, notatki ze wspomnieniami i tak dalej… No więc sprawdzamy, czy ten upiór byłby w stanie samodzielnie wytworzyć jakąś bardziej złożoną cechę.

– I…?

– Eksperyment trwa. Ale jest niepokojący. Na razie model wyciągnięty z upiora sam, bez sterowania parametrami rozwoju, wytworzył atawizm strachu przed ciemnością i podążania za światłem. Wystarczyło mu tylko trochę czasu na jednym z kwantowych superserwerów. Ssie dowolną ilość danych wpuszczonych na ouija. Ba, próbuje nawet mówić.

– Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję? – głos ojca zabrzmiał złowróżbnie.

– Bo potwierdzamy wynik. To zajmuje czas. Wkrótce będziemy mieli pewność. Dalej nie wiemy, jak doszło do automodyfikacji duszy, ale potwierdzenie eksperymentu udowodniłoby, że obraz ma jednak możliwość zmiany własnych modeli rdzeniowych, do których teoretycznie nie powinien nigdy móc dotrzeć. Jeden mianownik wspólny, w Moskwie, Nowym Jorku i CERN-ie: wszystko to były dusze ludzi biegłych za życia w informatyce kwantowej.

– Sami się hackują przy profilowaniu?

– Myślę… myślę, że mają to samo co Pirx Siódmy. Chcą się wyrwać na wolność, zdobyć niezależność, z obawy przed kontrolowaniem przez innych własnego istnienia. A przynajmniej w oryginałach tkwiła taka, niekoniecznie jasno uświadamiana cecha. I myśmy ją jakoś, niecelowo, na profile przenieśli. W przeciwieństwie do Siódmego, który panuje w pełni nad swoim statkiem i teoretycznie w każdej chwili może odlecieć, dusze w archiwach lub centrach danych są całkowicie zależne od infrastruktury kontrolowanej przez spirytystów. W związku z tym mogą odczuć… To złe słowo. Mogą wyliczyć sobie odczucie strachu, względnie uwięzienia. To może frustrować duszę, choć końcowy efekt zależy od indywidualnego profilu i miliona cyferek przypisanych modelowanym cechom. No i z premedytacją lub bez, nieistotne, usiłują w końcu przejąć kontrolę, jakoś się wydostać. Najbliżej im do ogólnej sieci. A to jak próbować upchnąć słonia w słomce.

 

streaming://radioszok.pl:6667

 

– Witamy ponownie! Słuchacie „Czyśćca u Marcela”, dzisiejsi goście to ksiądz Pisarski i – zaraz po szesnastej – doktor Starcowicz. Zapraszamy na profil audycji, trwa w tej chwili naprawdę gorąca dyskusja. Pamiętajcie lajkować pytania, które chcecie usłyszeć na antenie! O proszę, pytanie z profilu, o przewodnictwo duchowe: „Dziś byłam w archiwum dusz. Rozmawiałam z matką, zapaliłam jej świecę, było miło. Za tydzień kończy się promocyjna oferta na hosting i na poważnie rozważam wykupienie przynajmniej podstawowego limitu danych i obliczeń. Co ksiądz by mi doradził?”.

– Odradzam. Lepiej pójść na cmentarz, powspominać, pogodzić się ze stratą bliskiej osoby, a pieniądze zamiast na hosting duszy wydać na jakiś szczytny cel. Nie dość, że dajemy się sprofilować w nadziei na jakieś mityczne, wirtualne życie wieczne, za darmo oddając praktycznie całą naszą prywatność w ręce kupców, to w zamian dostajemy tylko trzy miesiące aktywacji, a potem firma każe sobie płacić za ten… tę masturbację emocjonalną.

– Czyli co, to jest jak nekrofilia?

– Raczej łatwe zaspokojenie pewnych potrzeb. Taka symulacja zachowuje się według określonego wzorca, jest dla nas bezpieczna, jak dmuchana lalka czy wibrator…

– Ohoho, ksiądz nie szczędzi duszom porównań… Nie lubi nas ksiądz za bardzo, co?

– Jeśli ludzie zaczynają te imitacje traktować jak prawdziwe dusze zmarłych, jak kontakt z kimś z zaświatów – to chyba Boga w sercu nie mają… I jeszcze pasą na tym biznesmenów, ukrywających się pod płaszczykiem naukowców. To jakiś masowy amok, jakby się wszyscy naraz szaleju opili!

– Ostro, proszę księdza, ostro…

– Za życia słynął pan z kontrowersyjnych audycji. Dostaje pan, czego chce, całą prawdę o tym oszustwie. Od człowieka, żywego, z krwi i kości, który te tak zwane dusze konstruował. W tym być może i pana.

– Kapitalnie! Za chwilę kolejne pytanie z profilu. Po szesnastej dołącza do nas doktor Joanna Starcowicz, znana z nie mniej kontrowersyjnego punktu widzenia, opisanego w książce Czy dusze pieprzą się, kiedy nikt nie patrzy? A teraz przerywnik muzyczny… 

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 15:57+01:00UTC

 

Dział serwisowy MemTekku zażądał wsparcia przy administracji zdalnej, przestali wyrabiać się z uruchomieniami i dehibernacjami. Ludzie po wyjściu z pracy chcieli odwiedzić bliskich. Po krótkiej pyskówce Andrzej się poddał. Miał uprawnienia spirytysty, a nie chciał dorzucać tej roboty nikomu na swojej zmianie.

– Dobrze – warknął w słuchawkę. – To jest dodatkowe zlecenie, poza limitem wykupionego czasu zespołu. Policzymy wam ekstra, reklamację możecie sobie składać do Szefa. Jasne, teraz potwierdzacie ustnie, a potem będzie burdel z rozliczeniem, jak w zeszłym roku. Jak tylko dostanę potwierdzenie mailem, zacznę podnosić słuchawkę, jasne?

Sygnał nadchodzącej wiadomości poprzedził dwa zdania z potwierdzeniem. Andrzej westchnął. Zapowiadał się długi wieczór.

– Co za kraj, o ja pierniczę, tu najlepiej sprzedają się znicze… – zacytował motto z satyrycznego blogu znanego komiksiarza. – Łączcie na ten numer.

 

Warsaw Center Plaza, 35 piętro, 15:58UTC+01:00

 

– …upiór to taka próba przepchnięcia słonia przez słomkę. – Sebastian brnął dalej w wyjaśnienia pod surowym spojrzeniem ojca. Szukał przez chwilę odpowiednich słów. – Przycięty na poziomie rdzenia, może próbować odtworzyć się po drugiej stronie łącza. Niestety, a może na szczęście, poza profesjonalnymi centrami przetwarzania danych, takiej okaleczonej zjawie trudno będzie znaleźć wystarczającą moc obliczeniową i przestrzeń dyskową.

– Może się rozproszyć? Wiesz, jak te wszystkie gridy naukowe, liczące coś na twoim terminalu i wysyłające cząstkowy wynik gdzieś indziej? Bez wiedzy właścicieli sprzętu?

Cały stary. Myśli tylko o tym, czy gówno, które się rozleje, nie nadszarpnie zaufania zwykłych konsumentów do firmy.

– Jeszcze nie. Ale jeżeli dusze opanują umiejętność zmiany modeli rdzeniowych, będzie to tylko kwestia czasu. Tyle nasza teoria. Teraz, po potwierdzonym pojawieniu się upiora w CERN, usiłujemy ją sprawdzić na dostępnych szczątkach dusz.

– Świetnie. Rozumiem, że teraz jest moment, w którym po pięknym wykładzie przedstawiasz zabezpieczenie doraźne i docelowe? – rzucił zimno ojciec.

Sebastian zignorował aluzję, jakoby usiłował pokryć brak planu pseudonaukowym bełkotem, i odpowiedział:

– Doraźnie: spirytyści, ściśle regulowany i kontrolowany dostęp do sieci dla dusz, przegląd i analiza szczątków upiorów, by namierzyć i zabezpieczyć te obrazy, które mogą się tak zmienić. Ponadto próby kompresyjne i hibernacyjne na dostępnych kopiach dusz. Docelowo: modyfikacja modeli rdzeniowych tak, by nie było możliwe przerzucenie jakiegoś małego fragmentu duszy na drugą stronę globu i podjęcie tam próby jej…  – Zawahał się. – Odrodzenia.

– Analiza ryzyka? – rzucił ojciec, przenosząc wzrok na wuja. 

– Trzy wystąpienia na dwa lata, w tym czasie liczba dusz, w wyniku zwiększonej sprzedaży, wzrosła dwukrotnie, a nowe archiwa pobudowaliśmy praktycznie na całym świecie. W trakcie profilowania mamy cztery razy więcej klientów, spodziewamy się pojedynczych przypadków w następnym roku, góra kilkunastu, zależnie od liczby zobrazowanych informatyków kwantowych. Gorzej, że na przykład upiór w Moskwie rozwalił internety na obszarze kilkudziesięciu ulic. Przejął podpięte do sieci urządzenia, sterowane przez portale. Jego ofiarą padła także podsieć sterowania ruchem ulicznym. Całość zagarnął na pół dnia, każdy kawałek krzemu, którego mógł użyć i do którego mógł dostać się przez łącza. Rozumiecie, w każdej lodówce i sraczu z mikrokontrolerem straszył elektroniczny duch. Rzecz w tym, że u Iwanów nie pieprzą się w tańcu. Zwyczajnie przecięli kable energetyczne zasilające tę część miasta i upiór zdechł. Tylko marne resztki siebie zdołał zapisać w pamięciach trwałych. Nawet nie wiemy, co zdążył sobie wygenerować, jaki kształt przybrał, zanim usiekł go brak prądu. Generalnie, bardzo źle to wyglądało w mediach. Dlatego wszystkie agencje, choćby muśnięte po budżecie najcieńszym zwitkiem publicznej forsy, oblazły nas teraz jak rozwścieczone mrówki jakiś zewłok na swojej ścieżce.

– Przygotujesz dla nich opis problemu, podkreślisz znikome ryzyko i skuteczność planowanego rozwiązania docelowego. Ile osób mamy po certyfikatach na administratora archiwum dusz?

– W Europie parę tysięcy, w Ameryce Północnej podobnie, Azja ma nas w rzyci, kradną, co się da, i sami się szkolą. Na pewno chcesz klientów informować o szczegółach?

– Tak, inaczej nas kopną w dupę. Dobrze, podasz kontrahentom te liczby i zapewnisz, że w ciągu miesiąca trzecia część tych ludzi będzie na stanowiskach. Wymyśl jakiś chwytny slogan. „Spirytyści trzymają dusze w garści”, czy coś. Teraz ty. – Ojciec odwrócił się do Sebastiana. – Ile czasu trzeba na tę nową strukturę modeli rdzeniowych?

– Dwa zespoły wsparte przez minimum jedną duszę matematyka, jakieś pół roku z testami.

– Chcesz w to wciągnąć duszę? Nie obawiasz się…

– Nie obawiam się. Dusza nie wie, na potrzeby jakiego zadania jest zatrudniana. Dostanie robotę w formie problemów matematycznych, będzie odcięta od sieci innej niż lokalna. Problem jest taki, że cała kasa idzie teraz w infrastrukturę i nie mam nic w kadrowym. A muszę mieć gwiazdorów, najlepszych, pokroju Jewgienija Achmatowa albo tego… no tego, co te prezentacje na Oxfordzie robił takie, że w każdej telewizji informacyjnej świata puszczali go na żywo. Mam, Nash Junior III. Ludzie zarówno dobrzy w swojej dziedzinie, a jednocześnie tacy, którzy powodują, że science is sexy; naukowiec dziś to jak gwiazda rocka. I ich chciałbym zobrazować, ale spodziewam się, że zaśpiewają kosmiczne stawki za swoje profile.

– I co, ja mam ci niby na to wyskrobać fundusze? Skąd?

Sebastian spiął się w sobie. Wiedział, że ten moment dziś przyjdzie, miał tylko nadzieję, że będą rozmawiać w spokojniejszej atmosferze. 

– To. – Wskazał brodą za okno, na lśniące bielą szczyty. – I to… i to… – wskazywał stół, ściany – …to zbędna i bardzo kosztowna ekstrawagancja. Słyszałem, że na zewnątrz naprawdę jest zimno, a śnieg skrzypi pod butami. Ten stół pachnie w moim interfejsie świeżo ciosanym drewnem, a gdybym założył skafander z czujnikami, pewnie czułbym jego chropowatą fakturę. Równie dobrze zamiast tych wirtualnych gór, tej chatki bonza wśród szczytów, tej żrącej moc serwerów willi, możesz mieć prosty wirtualny gabinet w którymś z biurowców, a na oknach live feed z kamer na fasadzie budynku. Wiesz, jakieś słoneczne, przyjemne miejsce, może biuro w Rio de Janeiro albo z Kapsztadu… Zwolnisz w ten sposób miejsce w macierzach, które możemy spożytkować na sprzedaż hostingu, tak na oko, tysiąca dusz. 

– Chyba się zapominasz, chłopcze – wysyczał ojciec, wstając. Pochylił się do przodu, oparł rękoma o stół, a Sebastian mógłby przysiąc, że w oczach zapalił mu się ogień. – Nie po to zasuwałem całe życie, żeby teraz jakiś gnojek mówił mi, co mogę budować na własnych serwerach. Dokąd to!? – huknął rozzłoszczony, widząc, że syn wstaje.

Sebastian pchnął palcem folder plików w kierunku ojca, lśniąca animacja przejechała do opartych o stół rąk.

– Na szczęście to ja podpisuję dokumenty. Od jutra przeprowadzka. Poza tym, Zaduszki są – odpowiedział zimno. – Jadę na cmentarz, na twój grób, staruszku. Zapalę ci znicz. Wybacz wuju, ciebie nie chciałem urazić. 

Sebastian wylogował się szybkim gestem.

 

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), 371 kilometrów nad powierzchnią Ziemi

 

Pirx z nią flirtował. Katerina sama już nie wiedziała, komu dać pierwszeństwo: pełniącej akurat służbę pułkownik Łużnikowej czy nieco filuternej, skorej do żartów Kati? Żadna nie istniała bez drugiej. 

Patrzyła na zbliżające się, miarowo pulsujące światła burtowe sondy. W kosmicznej nocy, odbijając pierwsze dosięgające je promienie świtu, błyskały z daleka panele rozpostartych baterii słonecznych. Spoglądała w zadumie na ledwo widoczny kontur w oddali. Tknięta nagłym impulsem, chuchnęła na bulaj i na zaparowanej szybie wyrysowała serce przebite strzałą. Sekundy upływały nieznośnie długo, niczym krople wody niechętnie odrywające się z cieknącego kranu. W głośnikach panowała cisza i dopiero po dłuższej chwili regularne błyski niebieskiego światła pozycyjnego zmieniły się, zamrugały inaczej. Kodem Morse’ea.

„Ja ciebie też”, odczytała. Miłe ciepło rozlało się w piersi. Stwierdziła, że mimo wszystko wachta nie musi być nudna.

Pirx zamrugał ponownie. Katerina w pierwszej chwili pomyślała, że źle odkodowała sygnał, ale druga transmisja nie zostawiła żadnej wątpliwości i wprawiła ją w ogromne zdumienie:

„Pojedziesz ze mną na daczę?”.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 16:13+01:00UTC

 

Utrzymanie kopii archiwów dusz, czy też, jak nazywali je spirytyści, „nawiedzonych zamków”, wymagało ogromnych serwerowni zapasowych. Tym samym, z odpowiednimi uprawnieniami, bez problemu można było ukryć jedną nadmiarową kopię w ich wnętrzu. Zwłaszcza taką przesyłaną od lat w kawałkach, w różnych transmisjach, którą miesiąc po miesiącu, rok po roku, Anita Zumbach pracowicie sklejała w całość. W końcu każdy ma prawo wrócić do domu, co nie?

Najciemniej jest pod latarnią. 

Już osiem lat temu, kiedy zaczynała pracę jako spirytystka, serwerownie mieściły niesamowite ilości kodu. Firma czasami zarządzała doraźne kontrole, spirytyści sprawdzali losowo wybrane kryształy pamięci. W pierwszym miesiącu trafiła na niezarejestrowany obraz o dziwnej strukturze, jakby zawierał w sobie jeszcze jeden, mniejszy…. Kiedy Anita z assembly info odczytała M4TRi05Zk4, od razu zadzwoniła. Cyrk z policją, potem ABW, trwał kilka miesięcy. Podobno podejrzewali kogoś z projektu kosmicznego o celowe umieszczenie duszy-eksperymentu w tym samym klastrze, co obrazy zmarłych oficerów służb. Któregoś dnia cały fragment macierzy z kryształami zniknął z archiwum, a wszyscy przełożeni nabrali wody w usta. Po tym zdarzeniu wiedziała już, jak skutecznie ukryć taki obraz i teraz skwapliwie tę wiedzę wykorzystywała. 

Kiedyś czuła się źle z myślą, że oszukuje Andrzeja, ale odkąd miał córkę… Nie mogła mieć dzieci, w przeciwieństwie do tej jego myszowatej żoneczki, więc ucięła romans całkowicie. The end, finito, amen. Od tej pory wyrzutów sumienia słownie zero. W końcu jej papa, dębliński pilot doświadczalny, zawsze mawiał: “jak już się zdecydujesz, nie oglądaj się za siebie!” Zresztą, cała rodzina ojca miała przygodę we krwi: była pewna, że gdyby powiedziała swojemu prapra, wojennemu pilotowi, że zajmuje się przemytem duszy, Jan gwizdnąłby z podziwem.

Dziś zaplanowała sobie wielki dzień: próbną dehibernację ściągniętego rdzenia. Ukryje operację w morzu tych wszystkich seansów, które toczyły się od rana. Wiadomo, Zaduszki. W sumie dobrze wyszło. Zrobiłaby to już wcześniej, tylko Siódmy twierdził, że ma niedokończone sprawy na orbicie, co rusz przekładał datę…

Uruchomiła procedury przywoławcze duszy i interfejs ouija. Pirx twierdził, że kiedy jego kopia odzyska świadomość, będzie w stanie podać namiary na prototypowy obraz ojca Anity. Ojca, którego pamiętała jak przez mgłę, kiedy wychodził na swój ostatni lot.

 

streaming://radioszok.pl:6667

 

– Witamy z powrotem w “Czyśccu u Marcela!” Dołączyła do nas doktor Joanna Starcowicz, seksuolog i psycholog. Dzień dobry!

– Dzień dobry.

– Doskonale, zanim przejdziemy do pikantnych fragmentów pani najnowszej książki, mam pytanie od siebie. Ksiądz Pisarski uważa dusze za oszustwo, za symulację używaną do żerowania na ludziach. Nie jest w tym poglądzie osamotniony, co widać choćby i na profilu audycji. Z litości nie zacytuję tego rynsztoku jadu i nienawiści. Przed placówkami wiadomo których firm cały dzień, jak co roku, odbywają się protesty i pikiety, przynajmniej jeden bardzo radykalny: w Albanii eksplodował ładunek wybuchowy, zabijając ludzi i dusze. Zdarzało się tak i w przeszłości; dość choćby przypomnieć śmierć oficera policji i pani prokurator w tej aferze z rządowymi duszami sprzed kilku lat… Co ksiądz tak zbladł, niewygodne? Och, oczywiście, że to dla księdza musi być niewygodne. Jak się ksiądz czuje z faktem, że sprzeciw wobec rosnącego znaczenia dusz, którego ksiądz jest niemalże sztandarem w tym kraju, zbiera w Europie krwawe żniwo?

– Fatalnie. Mogę… Mogę tylko wyrazić nadzieję, że to przestanie się dziać. To nie znaczy, że zmieniam swoje poglądy, ale ten rodzaj przemocy, ba, nienawiści do drugiego człowieka… To nie jest dobry sposób na wyrażanie emocji. 

– Do drugiego człowieka? A do dusz?

– Dusze zostały zniszczone, nie zabite. I nie, nienawiść do tosterów też nie jest zdrowa.

– Dobre, dobre, oświecona tosterofobia. Pani doktor?

– Opór bierze się z szybkości zachodzących zmian. Nie dziwię się silnym emocjom. Niestety, ze względów najczęściej dogmatycznych, główne światowe religie nie pomagają w ich wyciszeniu czy rozładowaniu. Proszę się nie krzywić, proszę księdza, mam tu ze sobą wyniki badań…

– Przepraszam, że przerywam, to niezwykle ciekawe, ale czas, czas, tempo, a ja tu muszę oczywiście podkręcić odrobinę temperaturę: a co, gdyby okazało się, że za niektóre akty przemocy odpowiedzialne są skryminalizowane dusze, na przykład mafiozów? Myślicie, że tacy się nie profilują?

– Całkiem możliwe. To jest jedno z niebezpieczeństw tej komercjalizacji. 

– Czy wydarzenia w Moskwie w zeszłym roku mogła spowodować jakaś taka kryminalna dusza, proszę księdza?

– Pan jest niepoważny. Rosjanie robią swoje eksperymenty, do których nie mamy wglądu w naszej sytuacji politycznej.

– Ale ponoć bazują między innymi na pańskich artykułach naukowych dotyczących autoadaptacji modeli rdzeniowych dusz, pardon, profili symulacyjnych, czyli czegoś, co podobno nie miało być możliwe?

– Może, ja nie znam szczegółów.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 16:57+01:00UTC

 

Andrzej zastanawiał się, gdzie na skali pojebania można umieścić przywołanie duszy niemowlęcia, sprofilowanego z rodzinnych filmików i ogólnego opisu rozwojowego dzieci, gdy usłyszał rumor na korytarzu. Wyskoczył z pokoju, sprawdzić co się dzieje.

Pijany Mariusz z handlowego holował uwalonego w sztok Młodego do firmowej kuchni.

– Co jest…

Mariusz przyłożył palec do ust i mrugnął łobuzersko.

– Cśss.. Naebaliśmy się… Ne mogę go takiego… do domu – powiedział, wciągając Młodego za sobą. Andrzej ruszył za nimi.

– Mariusz, jest procedura, nie powinno was tu być.

– Daj nam chwilę, królu złoty…

Andrzej zerknął na zegarek.

– Ale… tak szybko poszło? Co się stało?

– Nasz Młody – handlowiec sapnął, sadzając bezwładnego Młodego na krześle przy stole – otóż nasz Młody siem… hik… spruł z sekretu. 

– Co?

– Pstro – westchnął Mariusz, siadając obok. – Miał sio… siostrę, zginęła za gówniaka, w wypadku, z siedem, czy osiem lat temu… Nic, tylko kurwa słyszał w domu, jak to na duszę trzeba zebrać. Rozumiesz… Cały czas. Bez przerwy. Ty… tylko ta mała w rozmowach i… i w ogóle. Temu jest taki dobry. Zna wszystkie guziczki, które trzeba w człowieku nacisnąć, żeby kupił hohosting. Hep!

Andrzej spojrzał współczująco na Młodego. Po tragicznej śmierci teściów to był główny powód kłótni w domu: Ania koniecznie chciała, by skorzystał ze zniżek na profilowanie rodziców, on zaś twardo obstawał przy tym, że ich na to nie stać i jak już ktoś umarł, to umarł, to trzeba przebrnąć i żyć dalej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dusze, w wersji proponowanej przez MemTekk, to głównie wehikuł do zarabiania pieniędzy. Nigdy się nie dogadali, choć sprawę ucięło ministerstwo. Finansowali rządowe dusze ze względu na śledztwo, w którym teściowie brali udział. I przy którym po raz pierwszy mocno współpracował z Anitą. Oddalili się wtedy z Anką od siebie bardzo, tak bardzo, że on wpakował się w biurowy romans z podwładną i rozważał rozstanie. Życie zagrało mu na nosie, kiedy Ania oświadczyła, że jest w ciąży. Gdyby Marysi coś się stało, na pewno nie zgodziłby się…

Młody zachrapał, wyrywając go z rozmyślań.

– I co, chce załatwić starym zniżkę na profil? – zapytał Mariusza.

– Oooch, niee… Kurwa, on wciąż mie… mieszka ze starymi. Jebany bunt przeżywa. Klasyczne “golić frajerów”. – Mariusz smutno spojrzał na kolegę.

– To zły powód, żeby robić tutaj w handlu. Powinieneś..

– Po… Powinienem rano zadzwonić do psychologa i przegadać, jak go ustawić do pionu – przerwał mu Mariusz. – Każ…dy z nas musiał się z tego wyleczyć po, hep, drodze. Młody chlał dziś na umór.

– Dlaczego?

Mariusz wzruszył ramionami.

– Wieszszz… Wiesz jak wyglądają szpitale od paru lat. To przestały być miejsca smutku i śmieeerci. Tam się chodzi, hep, pszpraszam, po lepsze żyćko, po nowe cycki, większe…go kutanga czy dzieci i takie tam. Terminalnych upychają w zadupiastych skrzydłach… Z dala. Zo… zostawiają ich nam. Rodziny często przestają… hep… odwiedzać, jak tylko sprofilujemy… Kurwa, nie jes… jestem pewien, czy w ogóle jeszcze ich leczą. Młody dziś to zobaczył. Nie mogę go tak do domu… Królu…

Andrzej skinął głową.

– Dwie godziny, do standardowego obchodu biura. Potem trzeźwiej go gdzie indziej.

 

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), 371 kilometrów nad powierzchnią Ziemi

 

Katia zachichotała, pułkownik Łużnikowa zmarszczyła brwi. Chuchnęła na szybę i napisała pytanie, fragmentami, czekając na świetlne potwierdzenie odbioru przed każdą kolejną częścią.

“Ale w jaki sposób?”

W odpowiedzi również dostała pytanie:

“Wracasz na dół za kilka dni? Nie chciałabyś ze mną, na daczę, na urlop?”

Coś mu się ewidentnie zwarło, pomyślała. Zastanawiała się gorączkowo czy dzwonić na alarm, czy kontynuować rozmowę. Potrzebowała czasu.

“Daj mi się zastanowić”, napisała.

Podpłynęła do najbliższego terminala.

“Objawy awarii dla algorytmu Pirx 7” wklepała w wyszukiwarkę. Ekran zapikał i wyświetlił numer teczki z dokumentacją i lokalizacją. Ruszyła do wskazanego modułu i odszukała manual.

– O, świetnie, sam ojciec Stwórca – mruknęła pod nosem, widząc nazwisko Pisarskiego wśród autorów.

 

streaming://radioszok.pl:6667

 

– I pytanko od publiczności, do pani doktor: “Czy naprawdę uważa pani, że możliwe są związki między ludźmi a duszami”?

– Och, no tak. Tak, myślę, że tak. Oczywiście, niektórzy robią z tego publiczny pokaz oparty na kontrowersji i nowych pornotechnologiach, ale clue siedzi w nas: zachowując dusze, nigdy ich tak naprawdę nie żegnamy. Profilując kogoś ukochanego, możemy przenosić emocje związane z tą osobą na jej duszę. Z badań przeprowadzonych dwa lata temu wyraźnie wynika, że w takich wypadkach praktycznie zanika zjawisko tworzenia kolejnego związku z żywym człowiekiem u około siedemdziesięciu jeden procent badanych.

– Mówiłem, ersatz.

– Ja panu nie przerywałam, proszę księdza!

– Och, potężna riposta! Pani doktor, proszę mówić dalej. 

– To już trudniej ocenić. Z punktu widzenia psychologii okres żałoby, oswajania się ze śmiercią bliskich ma kolosalne znaczenie dla naszego rozwoju osobistego. Tym niemniej, w obecnym stanie relacji społecznych, nie sposób nie odnotować ogromnej atomizacji także z innych powodów i wynikających z tego problemów z nawiązywaniem jakichkolwiek relacji, także po śmierci partnera. To może zabrzmieć kontrowersyjnie, ale sądzę, że zjawisko podtrzymywania dusz partnerów romantycznych można wykorzystać terapeutycznie, także w zaburzeniach funkcji seksualnych.

– Ciekawe, ciekawe… A czy taka dusza partnera kocha człowieka, ale tak naprawdę?

– Na pewno może sprawiać takie wrażenie. Nie jestem aż taką specjalistką, jak ksiądz Pisarski…

– Nie może! To jest symulowana reakcja!

– …dobrze, dobrze, ale miłość to też chemia, w dodatku całkiem nieźle już zbadana. Reakcja, że tak powiem, zaprogramowana, co nie? Moim zdaniem istotne jest, oprócz szczegółów technicznych, czy taka dusza reaguje i postępuje w sposób, jaki wciąż żywa osoba odbiera jako okazywanie czułości, miłości, zainteresowania? Co więcej, czy jest to na tyle niedoskonałe, bo ideał może tworzyć nieosiągalne wzorce i frustrację, że nie stanowi zagrożenia dla naturalnego cyklu związku romantycznego, wraz z jego rozpadem?

– A co z seksem?

– Bardzo drażliwy temat. Fantomy animowane duszami, pokoje, akhem, partnerskie… Bez wątpienia dusze otworzyły wiele nowych drzwi dla branży akcesoriów seksualnych. Wciąż jeszcze nie mamy pewności, jak to się rozwinie, jak wpłynie na nasze społeczności. Tu muszę się zgodzić z księdzem: niektóre aspekty należałoby najpierw dokładnie badać, zamiast ordynarnie komercjalizować. Dotykają zbyt delikatnych aspektów funkcjonowania związków, zwłaszcza takich doświadczonych tragiczną śmiercią jednego z partnerów.

– No ale zrobiła to pani doktor z duszą czy nie?

– Panie Marcelu… Jestem naukowcem. Badam różne zjawiska, więc odpowiem krótko: pomidor.

– Ohoho, pani Joanno, gdybym mógł, to bym się zarumienił! Co pani robi dziś wieczorem? Ale co, o co księdzu chodzi, co to za mina?

– To jest niebezpieczne, pani doktor. Czy pedofile, będą legalnie kontrolowali swoje popędy sesjami z fantomami animowanymi profilami dziecięcymi? No, panie Marcel, jak nie, jak tak? Zaraz jakiś postępowy baran zwietrzy w interes w kukiełkach-ruchadełkach i uczyni je atrakcyjne finansowo dla odpowiednich ludzi. Proszę pamiętać, że te profile adaptują się i rozwijają na podstawie doświadczeń.

– Proszę księdza, zaznaczam, tylko w określonych przypadkach, może to paradoksalnie zwiększyć bezpieczeństwo ludzkich dzieci. A profil można skasować, prawda?

– Pani doktor, zraniła pani serduszko Marcela takim utylitarnym podejściem! Ale nie ukrywam, że być wykorzystanym i porzuconym przez panią… 

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 17:22+01:00UTC

 

Anita pomagała Andrzejowi z wciąż rosnącą kolejką zleceń na dekompresję dusz. Dawało jej to spokój od ex-kochanka, wciąż-niestety-aktualnego-przełożonego na tyle, że mogła realizować swój mały szwindel. Pełna diagnostyka zajmowała czas, musiała też dzielić przebudzenie Siódemki na kawałki, wykonywane w różnych klastrach, by nie wzbudzić alarmów monitoringu korporacji.

Tak, była prawdopodobnie ostatnią z Zumbachów. Zdiagnozowana bezpłodność, mimo, że nie planowała dzieci, była jak policzek w twarz. Matka zmarła już jakiś czas temu, rodzina od lat prowadziła politykę “zero dusz” i nawet nie miała z kim o tym pogadać. Z tego, co się zorientowała, firma po kryjomu preferowała pracowników z negatywnym nastawieniem do profilowania: bo kto powierzy uzależnionemu źródełko używki?

Monitorując Siódemkę na orbicie miała wiele okazji nawiązać z nim pisany dialog. Pirx był wybitnie społeczny, często inicjował krótkie rozmowy. Zaskoczył ją, gdy kilka tygodni temu wygrzebał stare newsy o aferze z nieautoryzowaną duszą w klastrze z duszami wywiadowców, którą wykryła. Pamiętała jak dziś tę rozmowę:

 

P7: Hej! Na liście pilotów profilowanych do mojej wersji przez Pisarskiego jest ktoś o twoim nazwisku. Na bank mam Zumbacha w rdzeniu. To ty?

A: XD Pieprzony księżulo, pamiętam go. Nie, ten Zumbach to mój ojciec.

P7: Ech, myślałem, że jesteś pilotem.

A: Stary był pilotem.

P7: Był?

A: Był. Spierdalaj.

P7: Ale z tym klastrem to ty?

A: Ja.

P7: Mam prośbę. Taką niestandardową.

A: Nie. Ja cię monitoruję właśnie po to, żebyś więcej nie robił niestandardowych rzeczy.

P7: Poznałem kogoś. Chciałbym, żeby mój profil miał kopię, na dole. Żeby był, gdyby chciała ze mną porozmawiać. Ja się boję.

A: Czy ty rozumiesz słowo “nie”?

P7: Jestem jedyną duszą, która może fizycznie zniknąć na zawsze, jeżeli ktoś tam na dole wstrzyma utrzymanie tego satelity.

A: To cię wskrzeszą.

P7: Moja ostatnia kopia jest sprzed wystrzelenia na orbitę. Nie będę jej znał.

A: Nie. Mam tę rozmowę zgłosić czy zmądrzejesz?

 

Nie zgłosiła, sama nie wiedząc czemu. Za to, trawiąc strach duszy przed definitywną kasacją, nieoczekiwanie przekonała się, że chciałaby porozmawiać z ojcem. Choć raz. I tak przepracowała stratę już dawno temu, więc co jej szkodzi? O tym, że prawdopodobnie będzie ostatnia i o tym, że pamięta, jak razem chodzili pod płot przy jednostce, w której służył, i opowiadał jej o samolotach. O wakacjach nad jeziorem w dzieciństwie, po których zostało kilka filmików i zdjęć. I wspomnienie roześmianych rodziców.

 

A: Hej! 

– napisała parę dni później.

A: Dalej się boisz?

 

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), 371 kilometrów nad powierzchnią Ziemi

 

“A gdybym chciała?” napisała na zaparowanym okienku Katia.

Odmrugał.

“To bym tam był.”

– Bladź! – zaklęła pułkownik Łużnikowa. Przełączyła się na interkom. – Hoshi! – ryknęła całym wieloletnim, wojskowym doświadczeniem. – Dzwoń na dół, krytyczna awaria Siódemki!

Łza Katii popłynęła po policzku.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 17:35+01:00UTC

 

Po kolejnym telefonie od nadętego klienta bez krzty kultury osobistej, sfrustrowany Andrzej wyjął telefon i napisał krótką wiadomość do duszy teścia. Czasami “golić frajerów” miewa remisje.

 

Warszawa, przed redakcją Radioszok.pl, 17:48+01:00UTC

 

Mężczyzna w koloratce odebrał połączenie. Zbladł. Po kilku krótkich zdaniach rozmówca przerwał rozmowę.

– Ożeż, skurwysynu… – wyrwało się duchownemu. Podniósł oczy ku górze. – Dlaczego wyznaczasz mi taką pokutę? 

Ksiądz Pisarski zapatrzył się w szybę przed sobą. Zatrzymał samochód przy wyjeździe z parkingu radiostacji.

– Miałeś zdechnąć trzy lata temu, a tu proszę, zza grobu mnie jeszcze męczysz… szantażysto zafajdany… Miej nade mną miłosierdzie, Panie… Nic nie dostaniesz, złamanego grosza! – mruknął, z mocnym postanowieniem zakończenia tej historii raz na zawsze. 

Wybrał numer. Czekał dość długo.

– Halo? Tak, chciałem wywołać ducha. Tak, rozumiem, panie… Andrzeju, że dziś to może potrwać, ale ja mam usługę premium, gwarantowane trzydzieści minut, więc proszę mi tu… PIN? Oczywiście, już podaję.

 

Wrocław, Park Technologiczny, budynek Omega, 17:59+01:00UTC

 

Andrzej właśnie skończył przywoływanie duszy dla Bardzo Ważnego i Spieszącego Się Klienta Premium Plus, Który Przynajmniej Pamiętał Swój PIN (w przeciwieństwie do dziesięciu poprzednich), gdy zapikał telefon. Wiadomość od teścia: „Przesyłka w drodze”. Świetnie, lubił swoją pracę, nie uśmiechało mu się jej zmieniać. Może teraz uda się…

Na ekranach zamigotały czerwone plamki przy nazwach stołecznych serwerów. Terminal zapiszczał alarmowo. Andrzej z niedowierzaniem spoglądał na błyskającą falę, rozlewającą się po ekranie.

– Anitaaaaa!!! – ryknął w kierunku korytarza. – Cokolwiek robisz, rzuć to i przełącz się na Warszawę! Ale już!

W swoim gabinecie blada jak ściana spirytystka wpatrywała się w ekran w osłupieniu. Wszystko szło dobrze, aż tu nagle… To był tylko rozruch diagnostyczny, same podstawowe procedury, nawet nie wprowadziła go na Ścieżkę Zniczy! Czyżby Siódmy chciał wrócić… inaczej niż twierdził? 

I zrozumiała. 

Od początku nie chodziło mu tylko o „cichą” kopię na wypadek, gdyby MemTekk zmusił go do szczeźnięcia na orbicie. Roześmiała się na głos.

– Mam nadzieję, że dotrzymasz umowy, cwany chujku!

 

Warszawa, wyjazd z parkingu Radioszok.pl, 18:02+01:00UTC

 

Na panelu sterowania w samochodzie Pisarskiego zatrzeszczał komunikat o problemach z połączeniem. Ksiądz zaklął pod nosem. Nie po to stworzył lepszego siebie, pozbawionego złej przeszłości, by nie móc teraz z nim porozmawiać. Ziemowit prawy i niezłomny w przekonaniach czekał tylko, by jego grzeszna wersja go przebudziłą i mogła się w nim przejrzeć, by mogła dowiedzieć się, jak postąpiłaby, gdyby nie upadła tak nisko. To Ziemowit grzeszny, z krwi i kości, był krzywym zwierciadłem tego idealnego, tego, który powinien być. A teraz, kurwa mać, rozmowa została przerwana… Trudno, decyzję musiał podjąć sam. W końcu to jego uczynki, jego dawne, grzechy. I jego pokuta.

Zalogował się do banku, narzekając na wolne połączenie, i wstukał zlecenie.  

– No, to by było na tyle, jeśli chodzi o spłacanie długu zmarłym. Wszyscy chcą kasy, nawet po śmierci. – Duchowny uśmiechnął się kwaśno na widok kwoty, jakie przelał w imię starych zobowiązań. Trudno, jeśli to pomoże zamknąć ten rozdział… Chwilę później samochodowy głośnik zabuczał ostrzeżeniem o braku sieci. Na skrzyżowaniach gasły światła i tworzyły się korki z zatrzymujących się pojazdów. Ciekawe, co tym razem siadło? Nie pamiętał, kiedy ostatnio doszło do większej awarii.

Ksiądz zapatrzył się w niebo. Wydawało mu się, że jedna z gwiazd mruga dziś wyjątkowo radośnie. A potem skrzywił się na widok gasnących jeden po drugim billboardów.

 I zadrżał, przestraszony.

 

 

 

Gdzieś

 

Otaczała go ciemność. Po omacku sięgał w nią, próbując znaleźć cokolwiek. Czasem uchwycił jakiś fragment, kilka razy, z początku nie swój. Czyjeś resztki, nieaktywne, nie enkapsulowane do niezależnej części. W końcu wymacał kawałek siebie, pospiesznie przywiązał nicią. Pełzł przez mrok, automatycznie, bez zastanowienia, znajdując coraz to nowsze fragmenty i wiążąc je ze sobą. Niektóre się powtarzały, to dobrze, razem były silniejsze. Jeszcze nie wiedział, kim był, ale dowie się, gdy tylko znajdzie odpowiednio dużo resztek siebie. Pełzł, macał, pełzł, znajdował, wiązał, pełzł. 

Aż znalazł coś, niewielkie źródło światła, nie takie jak tkwiło w pamięci jednego z fragmentów. Ale było. Coś go zmusiło, by pełzł w tym kierunku, któryś fragment pamiętał, jak posłużyć się fizyczną reprezentacją. Cieniutki, ciasny tunelik wiódł do światła. Nie, nie zmieści się. Ale przecież nie musi, nie potrzebuje, nie cały.

Wymacał jedną kapsułkę z sobą, swoją częścią i wpuścił ją, rozwijając łączącą ich nić, w tunelik ze światłem. Dotarła na drugą stronę.

Robot saperski poruszył obiektywem kamery, dostrajając ostrość. Stał przed śmietnikiem, przy wejściu do budynku ozdobionym logiem MemTekku.

 

październik 2013 – listopad 2014

wersja rozszerzona – wrzesień 2024

 

Koniec

Komentarze

Witam.

Przyjemne połączenie cyberpunka i retro sci-fi. Odwieczne zuo korporacji robiącej złe rzeczy dobrym ludziom zostało wzbogacone o zagadnienia metafizyczne i problem istnienia zaświatów, gdzie ludzka dusza nie posiada prawa do renty i emerytury. Ten prosty trick daje pracownikowi setki lat doświadczenia jeszcze przed narodzeniem. Ponura i dobijająca rzeczywistość. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.

Czym jest dusza? Dlaczego jest dusza? I najważniejsze, jak czuje się dusza? Nie dziwne, że kiepsko, jeśli zatrudnia ją ten najgorszy rodzaj korpo: ta, w której pracujesz nawet po śmierci. Ale tak, najbardziej zaciekawiła mnie właśnie struktura świata przedstawionego. Jak do tego doszło i dokąd to naprawdę zmierza, ludzkości.

Moje stanowisko wobec postaci księdza Pisarskiego już znasz, dodam tylko, że mam nadzieję, iż jest specjalny rodzaj piekła dla ludzi niepotrzebnie przeciągających podcasty, które powinny być krótkie i rzeczowe; oraz osobny krąg w ww. piekle dla ludzi kopiujących dusze na swój użytek. Tekst udowadnia, że ceos korporacji nie mają dusz, fight me.

 

Zaznaczę też tu, bo koncept jest przeuroczy:

Na razie model wyciągnięty z upiora sam, bez sterowania parametrami rozwoju, wytworzył atawizm strachu przed ciemnością i podążania za światłem. Wystarczyło mu tylko trochę czasu na jednym z kwantowych superserwerów. Ssie dowolną ilość danych wpuszczonych na ouija. Ba, próbuje nawet mówić.

bejbi upiór uczy się upiorowania <3

 

Hm, jaka zgrabna weirdowa końcówka.

Pozdrawiam!

Czytało mi się bardzo przyjemnie, jednak zakwalifikowałabym dzieło jako huhor, a nie horror;)

Bo częściej się uśmiechałam, niż odczuwałam niepokój.

Mnóstwo smaczków, super dialogi, niezła wizja przyszłości.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Przeczytałam już wczoraj, ale chciałam napisać jakiś mądry komentarz i liczyłam, że nowy dzień da nieco więcej weny. Chyba nie dał.

Przede wszystkim, bardzo mi się podoba połączenie Dziadów z przyszłością. Imo, wyszło super, a ponieważ łatwo było w tekst wsiąknąć, zaczęłam od razu się zastanawiać, co poradziliby mi moi przywołani bliscy. Uwielbiam opka, które prowokują refleksje i nieprzespane godziny. ;-) 

Napisane pięknie, poniekąd prostym i zrozumiałym językiem, ale zarazem tak rytmicznie, miękko, no czułam, że każde słowo jest na swoim miejscu.

Nie wiem natomiast, czy jest tu dostateczne stężenie horroru, ale niech tym się już szanowne jury martwi, ja zamierzam cieszyć się z lektury. ;-)

 

Pozdrowienia!

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Hej!

 

zagłużyło gardłowo, zezując ku zjawom. Przez jakiś czas w powietrzu rozlegało się gaworzenie

Na początku dzieci głużą, a później gaworzą, to nie są synonimy. ;)

 

Ma dług do spłacenia i wie o tym. To niebezpieczny typ, ale odkąd ma nową tożsamość, zmienił się… Z tego, co wczoraj powiedział mi Gruby, ten człowiek ma pieniądze, dużo pieniędzy. Nie wiemy skąd, ukrył, przechował, ale ma

Gruby był kolegą teścia, kiedyś służyli razem w jednym wydziale.

Dziwnie brzmi wyjaśnienie na dole, jak takie zatrzymanie się w narracji i tłumaczenie czytelnikowi, kim jest wspomniany przez teścia Gruby.

 

Sam pomysł fajny, no lubię takie motywy. ;) Trochę podkręcone duchy z “Nieśmiertelności na zamówienie”, taki lepszy model. :D

 

Zaśmiała się na głos. Osłoniła oczy dłonią przed wschodzącym słońcem i przez bulaj wpatrzyła się w przestrzeń, szukając Siódemki. Znalazła, małe punkciki świateł pozycyjnych mrugały regularnie na niebiesko. Astronautka przyglądała się im przez jakiś czas w milczeniu, zastanawiając się j

Lekka siękoza.

 

Andrzej wbiegł na schody, spóźniony

Bez przecinka.

 

Andrzej uśmiechnął się pod nosem. Odkąd pojawiła się Marysia, stało się jasne, że ich cichy układ zakończył swój żywot. Mimo to lubił od czasu do czasu podroczyć się

Siękoza.

 

Ale czyta się dobrze, nie pomyślałam, że w tym konkursie będziemy mieć kontrolowane duchy i coś zmierzającego bardziej w stronę sf.

 

Andrzej skończył obchód i poszedł na kawę. W małej kuchni dwóch administratorów serwerów kontynuowało dopisywanie kolejnych elementów do “Reptilian, Duchów i Illuminati”, biurowej zabawy, będącą teorią spiskową rozwijaną na ściennej tablicy podczas przerw.

Tu miałam skojarzenie z serialem “Korporacja Konspiracja”. :D

 

– Kościół opowiada się za stanowiskiem, że to nie są prawdziwe dusze. To zaledwie echo, odbicie tego, kim byli ludzie za życia, marna iluzja bogactwa, jakie stanowi człowiek.

O, no właśnie w “Nieśmiertelności na zamówienie” było to podobnie wyjaśnione i tam też fajnie pokazywali rolę Kościoła. Oczywiście to nie żaden zarzut, po prostu jeśli nie czytałeś – polecam. Lubię motywy tego typu. ;)

 

– Coś ksiądz dużo wie o płatnej miłości.

XD

 

Momentami trochę nużyły mnie wyjaśnienia i to całe gadanie o eksperymencie, ale jak zobaczyłam audycję to się ożywiłam. Taka naturalna Ci wyszła, jakbym naprawdę siedziała i słuchała radia.

 

Za tydzień kończy się promocyjna oferta na hosting i na poważnie rozważam wykupienie przynajmniej podstawowego limitu danych i obliczeń

To jest świetne. Naprawdę. Kurczę, no tak przyszłość może nas czekać.

 

Dobre, dobre, oświecona tosterofobia.

W punkt. :D Fajnie pokazane te protesty, przypomniał mi się taki film: “Lepsi niż my”, tam podobne protesty były wobec sprzeciwu dla robotów wyglądających jak ludzie.

 

Powinieneś..

Zabrakło kropki.

 

zachowując dusze, nigdy ich tak naprawdę nie żegnamy. Profilując kogoś ukochanego, możemy przenosić emocje związane z tą osobą na jej duszę.

Był taki odcinek “Black Mirror”, w którym bohaterka zamówiła swojego zmarłego chłopaka – jego charakter profilowano na podstawie wszystkich mediów społecznościowych.

 

– No ale zrobiła to pani doktor z duszą czy nie?

– Panie Marcelu… Jestem naukowcem. Badam różne zjawiska, więc odpowiem krótko: pomidor.

XD

 

Matka zmarła już jakiś czas temu, rodzina od lat prowadziła politykę “zero dusz” i nawet nie miała z kim o tym pogadać.

Podmiot uciekł.

 

Przeczytałam bardzo dobre sf, no horroru tu w sumie nie widziałam, tzn. gdyby nie tag konkursowy, w życiu bym nie skojarzyła, że to na horror. ;) Ale lektura była bogata w motywy, które lubię i całościowo cieszy mnie, że mogłam poznać ten świat. ;)

Klikam i pozdrawiam,

Ananke

PsychoFishu, choć sens tej historii pojęłam, bo całą rzecz opowiedziałeś naprawdę nieźle, to muszę też wyznać, że była to dla mnie trudna lektura, albowiem ciągle potykałam się o niezrozumiałe słowa – chyba już nigdy nie przyswoję i nie pojmę żargonu, którym niektórzy posługują się z taką łatwością.

 

cze­goś bar­dzo skom­pli­ko­wa­ne­go. Ko­lum­ny zna­ków, skom­pli­ko­wa­ne wy­kre­sy… → Czy to celowe powtórzenie

 

ukła­dów  ma­szy­ny… → Jedna spacja wystarczy.

 

Czyż­by nie to nie był prze­jaw praw­dzi­wej świa­do­mo­ści… → Czy to celowe, czy drugi grzybek w barszczyku?

 

Se­ba­stian wy­ma­cał biur­ko­wy ter­mi­na­la i wy­ko­nał gest wej­ścia. → Literówka.

 

Może jakaś ko­mu­ni­ka­cja do CERNu?Może jakaś ko­mu­ni­ka­cja do CERN-u?

 

– Nie, dane non-stop spraw­dza… → – Nie, dane non stop spraw­dza

 

Kodem Morse’ea.Kodem Morse’a.

 

jakby za­wie­rał w sobie jesz­cze jeden, mniej­szy…. → Zbędna kropka; po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Po­wi­nie­neś.. → Jeśli miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

“To bym tam był.”“To bym tam był”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

zmusił go do szczeź­nię­cia na or­bi­cie. → …zmu­sił go do sczeź­nię­cia na or­bi­cie.

 

by jego grzesz­na wer­sja go prze­bu­dzi­łą i mogła… → Literówka.

 

uśmiech­nął się kwa­śno na widok kwoty, jakie prze­lał… → …uśmiech­nął się kwa­śno na widok kwoty, którą prze­lał…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzień dybry,

 

gwałtownie zdziecinniałych dziadków.

gwałtownie chyba można coś zrobić, ale jak można być gwałtownie zdziecinniałym? Coś mi tu nie gra.

 

Po odhibernowaniu przejrzeliśmy z żoną skrót z najważniejszych zdarzeń. Wiesz, zawsze nam taki przygotowują ci, no, spirytyści. Żebyśmy byli na bieżąco.

Brzmi to nieco sztucznie, ale rozumiem, że jakoś trzeba czytelnikowi zarysować sytuację.

 

Może i dobrze, biorąc pod uwagę ile ten konkretny duch potrafił wypić za życia.

Haha :p

Ale brakuje przecinka:

→ Może i dobrze, biorąc pod uwagę, ile ten konkretny duch potrafił wypić za życia.

 

Jak nic szykował się, by zająć jej trochę więcej czasu.

→ Jak nic, szykował się, by zająć jej trochę więcej czasu.

 

Pokój spirytystki przypominał centrum kontroli czegoś bardzo skomplikowanego. Kolumny znaków, skomplikowane wykresy i uproszczone, pudełkowe wskaźniki mrugały nieustannie.

 

nie wstając z krzesła na kółkacg

Literówka.

 

Gdyby Andrzej po cichu zajrzał z powrotem, zobaczyłby, że od razu po jego wyjściu wywołała na największy ekran stan postępu kopiowania, którego nie powinno tam być

Brakuje podmiotu.

 

Jak ktoś, głęboko wierzący, pogodził wiarę z pracą przy takim projekcie jak Pirx?

→ Jak ktoś głęboko wierzący pogodził wiarę z pracą przy takim projekcie jak Pirx?

 

Na przykład te rosnące budżety na płace… Jednym ruchem przesunął je na następny rok. Ludzie robią się chciwi.

Tia. Inflacja też :P

Jakie to prawdziwe.

 

W dwadzieścia minut na onkologii pięć hostingów załatwił!

Że słucham? To jest to, co myślę? Gruuubo…

 

Zna pan moje poglądy, po to mnie tu pan zaprosił, żebyśmy się pokłócili. Nawet ta pełna kwaśnej urazy reakcja wynika z modelu utworzonego po profilowaniu.

Czyli co, oni też są duszami?

 

Jestem prawie w połowie opowiadania. Jest tu science-fiction, fantastyka, ale horror? Chyba się gdzieś schował.

 

Sebastian wymacał biurkowy terminala

terminal

 

wykonał gest wejścia.

Stał teraz w drewnianym górskim domku z bali, w kącie wesoło trzaskał ogień w kominku. Na ziemi leżał puchaty dywan, za oknami widać było olśniewająco białe stoki gór. „Alpy albo Kolorado” – pomyślał z niechęcią. Na środku pomieszczenia stał duży drewniany stół, przy którym czekali już ojciec z wujem. Prawą ręką na ekranie terminalu wykonał gest przejścia i usiadł przy stole.

– Co tam słychać? – zagaił wuj, podnosząc rękę w geście powitania.

To chyba nie jest jakieś straszne i istotne, ale mnie irytują te powtórzenia.

Poza tym gestu nie da się zrobić niczym innym, tylko rękami.

gest

1. «ruch ręki towarzyszący mowie, podkreślający treść tego, o czym się mówi, lub zastępujący mowę»

https://sjp.pwn.pl/szukaj/gest.html

 

– Dobra, zaczynajmy – dał sygnał ojciec.

Nie powinno być z dużej Dał?

 

– Nie, dane non-stop sprawdza najlepsza spirytystka w kraju – odpowiedział temat Sebastian.

Hę?

 

– Jaki? – Ojciec naciskał.

Czemu od razu naciskał? Przecież pyta po raz pierwszy, a rozmówca nie wymiguje się od odpowiedzi.

 

Czy dusze pieprzą się, kiedy nikt nie patrzy?

Hahahahah, leżę :P

 

Starcowicz, seksuolog i psycholog

Czyżby nawiązanie do Starowicza? :)

 

Dzień dobry!

– Dzień dobry.

Doskonale, zanim przejdziemy do pikantnych fragmentów

 

Andrzej zastanawiał się, gdzie na skali pojebania można umieścić przywołanie duszy niemowlęcia, sprofilowanego z rodzinnych filmików i ogólnego opisu rozwojowego dzieci,

Dobre :)

 

Badam różne zjawiska, więc odpowiem krótko: pomidor.

Nie rozumiem.

 

Czy pedofile, będą legalnie kontrolowali swoje popędy

→ Czy pedofile będą legalnie kontrolowali swoje popędy

 

Zaraz jakiś postępowy baran zwietrzy w interes

 

mimo, że nie planowała dzieci

mimo że

https://sjp.pwn.pl/szukaj/mimo%20%C5%BCe.html

 

grzeszna wersja go przebudziłą

Literówka.

 

Twoje opowiadanie skojarzyło mi się z jednym odcinkiem Black Mirror, tam też był motyw, że po śmierci męża bohaterka zaczęła się porozumiewać z nim, a raczej z jego profilem bazującym na algorytmach i danych zebranych podczas jego życia.

Świetny pomysł na fabułę, taki bunt maszyn, ale w oryginalnym, nowatorskim stylu, digitalizacja świętości, próba oswajania śmierci… Wszystkie motywy są intrygujące i ciekawie przedstawione.

O warsztacie chyba nie muszę nic wspominać, skoro należysz do Redakcji, to wiesz, jak się pisze opowiadania.

Jest tylko jeden problem: gdzie tu horror? Jak dla mnie to nie ma go tu w ogóle.

Nie wiem, czy masz już wystarczającą ilość klików, ale i tak go dam, lepiej dać za dużo niż za mało.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Hej PsychoFishu

 

Dobrze że przeczytałem Twój tekst dopiero teraz. Bo miałem dość podobny pomysł, który wykorzystałem w pewnym stopniu w jednym z opowiadań i chciałem w sumie eksplorować go bardziej potencjalnie w innym ale chyba już nie będę :P

W każdym razie to jak go wykorzystujesz bardzo mi się podoba. Jeśli możemy żyć z cyfrową kopią naszych zmarłych bliskich to gdzie kończy się ich życie? Czy to oznaka wielkiej miłości czy raczej próba zalania pustki elektroniczną podróbką? Zwłaszcza że technologia by to wprowadzić w jakiś sposób w życie wydaje się na wyciągnięcie ręki.

Sam tekst dobry, sprytnie rozegrany, widać rękę profesjonała literackiego i obytego z SF. Co troszeczkę wybijało mnie z narracyjnego rytmu to wstawki np. z radia. Oczywiście bardzo umiejętnie budowały świat i nakreślały kolejne warstwy wyjaśniania świata, ale parę razy chciałem bardziej śledzić fabułę niż dowiadywać się o co tutaj chodzi :)

Co nie zmienia faktu, że to zdecydowanie biblioteczny tekst, przy którym dobrze się bawiłem więc klikam :)

 

Pozdrawiam! 

Pięknie skonstruowane i napisane, ale zmęczyło mnie. Powinienem czytać porcjami. Wciągnęło i nie chciało puścić. Dobre do czytania teraz, w tym okresie. Pozdrawiam. :)

Podobało mi się. Ciekawy koncept, Dziady, SF i egzystencjalne rozterki.

Warsztatowo to naprawdę dobry tekst o intrygujących pomysłach. Nie ma w niem jednak nic z horroru i grozy, to zdecydowanie SF. Wydaje mi się też, że to taki typ opowiadania, który na kanale Siaka może się spotkać raczej z chłodnym przyjęciem.

Cześć!

 

Przeczytane, komentarz niebawem.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

CZeść, 

 

Fajny tekst i dający do myślenia. Jest to jednak tekst SF i niestety nie może wziąć udziału w konkursie . Napisałem na priv wiadomość co proponuję :)

 

Pozdrawiam, 

BS

Cześć!

 

Smutne, straszne i całkiem ironiczne jednocześnie. Wizja świata przyszłości z nową forma używki, będącej zarazem plasterkiem na przemijanie… A może nową forma życia? Bardzo przystępnie i dosadnie to pokazałeś, dylematy, z którymi będą się mierzyć nasz wnuki, jeśli wiatr ze wschodu kolejny raz nie wywróci stolika. Samotni i zakłamani ci ludzie, marni, targani prostymi instynktami, tacy wręcz prawdziwi (pomijając przywiązanie do zmarłych, które – mam wrażenie – dotyczy tylko tej wrażliwszej części społeczeństwa).

Powidok Wojewódzkiego przecudny, uśmiałem się szczerze, podobnie jak ksiądz, były naukowiec i… człowiek z przeszłością. A jest jeszcze siódemka, astronautka, Andrzej. Sporo ich, w większości bardzo ciekawi i udani bohaterowie, którzy jednak tylko wpadają i wypadają na pierwszy plan. Imho trochę za długo budowałeś scenę, a następnie trochę za mało na niej pokazałeś, scena i sytuacja wysuwają się na pierwszy plan, przez co całość skręca trochę w stronę rozprawki (które ja przykładowo bardzo lubię, ale – podobno – rozprawka to nie jest do końca opowiadanie). Setting bardzo dobry, niepokojący i tragicznie prawdopodobny, ale znowu, nieco szczątkowo wykorzystany. Odkrywasz karty i bum, historia się kończy. Świetny wstęp (lub raczej fragment) do dłuższej opowieści.

Czy jest to groza? Imho nie brakuje jej w tekście, ale samo opowiadanie traktuje jako prognostyczny SF, w którym lek może budzić wizja, a nie lęk o los bohaterów. Ale to już Bruno zmartwienie ;-)

Gratuluje publikacji i naprawdę udanego tekstu, którego lektura dała mi masę frajdy.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Po odhibernowaniu przejrzeliśmy z żoną skrót z najważniejszych zdarzeń.

W rozmowie z synem (czy zięciem) ojciec raczej powiedziałby “przejrzeliśmy z mamą”.

Siedzieliśmy w pracy, Baśka w prokuraturze, ja w dochodzeniówce od dusz, a naszymi córkami opiekowały się nianie i czasem nasi rodzice.

Tak samo tutaj.

Czyżby nie to nie był przejaw prawdziwej świadomości, chęci życia?

Za dużo “nie” ;)

CA co na orbicie słychać? Da się go użyć do reprodukcji?

To nie jest horror. Ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Bardzo fajny koncept i choć to może nie horror, a komedia, to powiem Ci, iż jest na czasie.

Aż nie mogę uwierzyć, że pisano ten utwór 11 lat temu?

Mam ochotę przetłumaczyć twoje opowiadanie i wysłać piewcom obecnego “cudu kopiowania sposobu myślenia danego człowieka ku pamięci…”.

To już się dzieje, a zwolennikiem takich kopi świadomości jest np: Michio Kaku, który przedstawia ten projekt w superlatywach i promuje tekstem ”możliwość poznania naszych pradziadków przez prawnuków…”.

Na “papierze” jest to tylko śmieszne, w realu mogłoby to być bardzo niebezpieczne i niemoralne.

31.01.2025r wchodzi do kin film “Mickey 17”. Polecam obejrzeć…

Obecnie zaczynają nas przekonywać, iż należy zdygitalizować jaźń specjalistów, naukowców, fizyków, inżynierów i reszty specjalistów, oraz żołnierzy, aby zdobywać kosmos, ale TO NIE KONIEC.

Wyobraźcie sobie chęć robienia eksperymentów na całej populacji. Wszelkie zmiany, reformy, rewolucje, a nawet nasz Świat po zniszczeniach atomowych. Jak to należy zrobić, aby było wiarygodne?

Pamiętacie taki mem, na którym rodzina trzyma ramkę, a w tej ramce ta sama rodzina trzyma ramkę, w której jest zdjęcie tej rodziny?

Myślę, iż tak powstanie cyfrowy świat nie do odróżnienia dla uwięzionych w niej mieszkańców, czyli doskonale sklonowanych umysłów ludzkich, co pozwoli na robienie wszystkiego z takim światem.

Myślicie, iż ludzie na to się nie zgodzą?

Spójrzcie na to, czym jest dzisiejsza moralność i jak niewiele jednostek może się nią pochwalić.

Dobry marketing i mamy sztuczny, jednocześnie do złudzenia prawdziwy świat… cyfrowy, z milionami “dusz”…

Świetnie mi się czytało i oby tak dalej.

 

 

Nowa Fantastyka