- Opowiadanie: Babcia_Jezusa - Odyseja mózgowa

Odyseja mózgowa

Debiut w równie debiutanckim gatunku, w którym Robert, młody student, przekonuje się, że do cudzych snów nie powinno się ani włamywać, ani tym bardziej ich lekceważyć.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy

Oceny

Odyseja mózgowa

– To jak, gotowy do drogi?

Robert wcale nie czuł się gotowy. Wręcz przeciwnie – rozważał w tym momencie każdą, nawet najgłupszą opcję, która umożliwiłaby mu wywinięcie się z całej tej przygody. Włącznie z nagłym atakiem grypy żołądkowej i zamknięciem się w toalecie na kilka godzin. Przynajmniej do czasu, kiedy Cezary, jego promotor, zrezygnowałby z tego absurdalnego pomysłu, na udział w którym Robert zgodził się pochopnie kilka miesięcy wcześniej.

– Jakiej drogi? – wtrąciła tymczasem z przekąsem Olga, asystentka mężczyzny. – Chłopak będzie bite sześć godzin siedział nieruchomo na tyłku i się ślinił. I to za piętnaście tysięcy złotych.

– I z ryzykiem zapadnięcia w śpiączkę – uzupełnił spokojnie Cezary, jak gdyby chodziło o eksperyment na szczurze, nie na człowieku. Jako najmłodszy profesor na uczelni pożądał znaczącego odkrycia, które odebrałoby całemu środowisku akademickiemu chęć do plotek. Robert chwilami żałował, że nie wybrał sobie na promotora kogoś bardziej statecznego – choćby profesora Zacnego, który większość dnia spędzał na głaskaniu kotów i parzeniu kawy. Pod opieką Zacnego Robert omawiałby pewnie teraz w spokoju swoją pracę inżynierską na temat sztucznej inteligencji i karmił Zyzia i Dyzia – dwóch drogocennych przylep pozbawionych sierści i jakiegokolwiek kociego instynktu.

– No tak, dzięki za podtrzymanie na duchu – mruknął, wiedząc, że rozważanie utraconych szans nie ma już sensu.

Zerknął przez szybę oddzielającą gabinet lekarski od sali szpitalnej, by jeszcze raz przyjrzeć się leżącemu tam nieprzytomnemu mężczyźnie. Krzysztof Smolarek, czterdziestoparoletni alkoholik z wątpliwymi perspektywami na przyszłość, tak jak Robert sam zgodził się na udział w tym eksperymencie, lecz jego pobudki miały źródło nie tyle w chęci przeżycia czegoś niezwykłego, ile w piętnastu tysiącach złotych (plus zaliczka), które miał otrzymać w wypadku sukcesu. W razie, gdyby całe przedsięwzięcie się nie powiodło, żadnemu z nich pieniądze nie byłyby już raczej potrzebne.

– No to co, zaczynamy? – Cezary zatarł ręce, zaś Robert zorientował się, że na protesty chyba już za późno.

Został podłączony do dziwacznej aparatury, w której budowie sam pomagał i na temat której planował napisać swoją pracę inżynierską. Cezary Skowroński, młody i entuzjastyczny naukowiec z ambicjami przerastającymi czasem nawet jego ogromne poczucie własnej wartości, pracował nad zjawiskiem telepatii, a ten sprzęt będący owocem lat jego badań oraz prób i błędów miał umożliwić obiektowi badawczemu numer dwa monitorowanie myśli i snów obiektu badawczego numer jeden.

Robert zgłosił się na ochotnika jako obiekt badawczy numer dwa i teraz nie był już taki pewien, czy podjął właściwą decyzję. Pocieszał się tym, że za drzwiami czeka sztab pracowników medycznych i innych naukowców czuwających nad bezpieczeństwem badanych. Liczył, że Cezary nie okaże się egoistą i kiedy eksperyment wymknie się spod kontroli, będzie miał na tyle rozsądku, by poprosić o pomoc.

– Pomyśl tylko, za moment przeżyjesz coś, o czym żadnemu innemu człowiekowi dotąd nawet się nie śniło! – zawołał Cezary, podpinając ostatnią elektrodę drżącymi z podniecenia palcami. – Nie wyobrażasz sobie, jak ci zazdroszczę.

„Ale nie na tyle, by zamienić się za mną miejscami” – pomyślał Robert. Postanowił jednak się nie odzywać. A może był już na to zbyt słaby, bowiem kiedy Olga wstrzyknęła środek usypiający, poczuł jak całe jego ciało wiotczeje, powodując utratę kontroli.

Przeniesienie świadomości, a raczej podświadomości, bardziej plastycznej i mniej opornej wobec ingerencji z zewnątrz, do tej pory możliwe było jedynie podczas snu, a konkretnie fazy REM, w której mózg generował marzenia senne mające źródło w doświadczeniach śniącego oraz jego fantazji. Robert musiał przyznać, że pomimo lęku przed nieznanym odczuwał lekką ekscytację. Na więcej nie mógł sobie pozwolić, bowiem ogarnęła go w tym momencie przemożna senność. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, zanim opadły mu powieki, była niebieska, nitrylowa rękawiczka gmerająca przy jego głowie.

***

 

Obudził się w połowie partii pokera. Niewiele pamiętał z tego, co działo się wcześniej. Ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Karta dobrze mu szła, Romek był wściekły, bo właśnie przegrał swój ulubiony (gwoli ścisłości, jedyny) zegarek – podarunek od żony, kiedy starczało im jeszcze nie tylko na czynsz, ale i na drogie prezenty – a piwo w lodówce chłodziło się na mecz, który miał zacząć się za godzinę. To na pewno nie było szczęście, ale Krzysztofowi od dawna wystarczało względne zadowolenie. Za ten zegarek dostanie w lombardzie przynajmniej…

Robert nagle zesztywniał na wytartym siedzisku starej, śmierdzącej dymem papierosowym kanapy.

– Ej, Krzychu, co jest? – burknął Romek. – Nie widziałeś nigdy dobrego zegarka na oczy?

Robert nagle zaczął rozumieć. Był we śnie. Co więcej, nie we własnym, lecz czyimś. Rozejrzał się z obrzydzeniem po zaśmieconej, zaniedbanej kawalerce, w której się znalazł. Czyżby tacy ludzie jak Krzysztof Smolarek nawet we śnie nie potrafili sięgnąć poza jawę?

Z zamyślenia wyrwał go siarczysty policzek wymierzony przez mężczyznę, który musiał mieć na imię Roman. Robert nie wiedział, skąd zna jego imię. Nie widział nigdzie wokół Krzysztofa. Czyżby to on sam nim teraz był? Czyżby zespolili się w jedno?

– Hej, stary! – Roman potrząsnął nim mocno. – Co się stało? Przyćpałeś, czy co?

– Nie… – wymamrotał Robert, podnosząc się chwiejnie z kanapy. – Ja chyba muszę… – Pobiegł do łazienki ścigany złośliwym rechotem znajomego Krzysztofa.

W niewielkim, wykafelkowanym pomieszczeniu z prysznicem, toaletą i umywalką zmusił się do zebrania myśli, a w głowie tworzył się plan. Niech mężczyzna pomyśli, że sprawiedliwości stało się zadość, wykorzysta okazję, zabierze zegarek i sobie stąd pójdzie. Nawet jeśli był jedynie senną projekcją, w tym śnie mógł okazać się tak samo niebezpieczny, jak każdy pijany człowiek.

Cezary ostrzegał Roberta przed niebezpieczeństwami mogącymi wynikać z przebywania w czyimś śnie. Nie przewidział jednak tego, że chłopak będzie tu nie intruzem, lecz wcieleniem jego właściciela. Czy to oznaczało, że nie musiał się niczego obawiać?

Mimo wszystko wolał nie ryzykować, więc ostrożnie wystawił głowę przez szparę w drzwiach, zanim wyszedł z łazienki. Roman zniknął. Może po prostu się znudził i wyszedł, a może bez uwagi Krzysztofa nie miał prawa istnieć w tym śnie. Tak czy inaczej, droga była wolna.

Zadaniem Roberta nie było zgłębiać psychiki jego obiektu badawczego, lecz zbadać właściwości snu. Już przed całym eksperymentem obstawiał, że możliwości Krzysztofa będą pod tym względem znikome i upierał się przy zaangażowaniu kogoś z nieco większą wyobraźnią, jednak Cezary gasił za każdym razem jego zapał, tłumacząc, że dopóki stawiają pierwsze kroki w tej materii („I to dosłownie” – pomyślał Robert, mając wrażenie, że jakoś dziwnie przebiera mu się tu nogami), lepiej pozostać przy czymś prostym.

– Czyli przy mózgu przeżartym wódką i Bóg wie, czym – mruknął do siebie Robert, opuszczając mieszkanie i walcząc z instynktem, każącym mu zamknąć drzwi na klucz.

Być może nie powinien tak lekceważyć umysłu drugiego człowieka, szczególnie że wychował się w domu, którego głową był właśnie taki Krzyszotof, ale odkąd wyjechał na studia (a może nawet odkąd poszedł do technikum) czuł, jak dystans pomiędzy nim a jego rodziną nieuchronnie rośnie. Jego matka i ojciec nie ukończyli nawet szkoły średniej i, siłą rzeczy, Robert nie miał wielu tematów do rozmowy z nimi. Zresztą rzadko kiedy próbowali oni zrozumieć zainteresowania własnego syna – zbyt byli zajęci domowymi problemami i otępiającymi programami telewizyjnymi, a w coraz częstszych kłótniach logiczne argumenty Roberta kwitowali ignoranckimi kpinami. Dorastający w pogardzie dla własnych rodziców chłopak z ulgą wyprowadził się z rodzinnego domu i odnalazł ten prawdziwy w środowisku akademickim i ludziach, którzy naprawdę rozumieli, co do nich mówił.

Teraz odnosił wrażenie, że wrócił do tego wszystkiego, przed czym uciekał, że wszedł do głowy własnego ojca. Czuł się dziwnie, wiedząc, że nic z tego, co go otacza, nie jest prawdziwe. Nie miał pojęcia, który z elementów wystroju klatki schodowej został przez podświadomość Krzysztofa odwzorowany zgodnie z prawdą, a który wynikał ze zniekształceń, jakie zwykle pojawiają się w snach. Póki co, nie dostrzegał tu niczego nadnaturalnego, poza całkiem żywą i zieloną paprotką stojącą pod oknem. Gdyby nie ocknął się z tego letargu, mógłby prawdopodobnie przez następne sześć godzin, aż do wybudzenia ze śpiączki, grać w pokera z kolegą Krzysztofa i cieszyć się na nadchodzący mecz, który najpewniej nigdy by się nawet nie rozpoczął. Być może zresztą pozostało mu nawet mniej niż sześć godzin. Robert nie wiedział, cykli snu już minęło, być może ten był ostatni, a we wcześniejszych fazach REM nie uświadomił sobie nawet, że śni. Zawsze istniało takie ryzyko, a Robert nigdy wcześniej nie doświadczył snu świadomego, w przeciwieństwie do, na przykład, Olgi. Z tego powodu właśnie dziewczyna uważała, że wybór Roberta – kompletnie zielonego i niedoświadczonego studenciaka – na uczestnika eksperymentu był rzeczą niesprawiedliwą i skrajnie nieodpowiedzialną. Być może nie rozumiała, że Cezary w początkowej fazie testów nie chciał ryzykować utraty jednej ze swoich najbardziej obiecujących asystentek. I Robert, mimo że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, teraz nie zamieniłby się z nikim za żadne skarby.

Wyszedł z klatki schodowej na ulicę. Kojarzył miejsce, w którym się znalazł. Centrum miasta w wyobraźni Krzysztofa nie zostało przekształcone przez podświadomość z zachowaniem najdrobniejszych szczegółów, jednak ogólne podobieństwo było wystarczające. W oczy rzucał się brak ruchu ulicznego, w uszy zaś brak jakichkolwiek dźwięków. Niewiele osób było w stanie śnić wszystkimi zmysłami naraz, głównie przez dominujący wszystko aparat wzroku. Robert czuł teraz, jakby ktoś owinął go folią bąbelkową.

Wiedział, co ma robić. Cezary kazał mu wykuć na pamięć całą sekwencję zadań do wykonania, a pierwszym z nich było dostanie się na możliwie najwyższy dostępny punkt, by sprawdzić, jak mózg radzi sobie z generowaniem rozległej przestrzeni. Dzięki temu miał okazję też przekonać się, jak daleko dojdzie i czy nie skończy, jak idiota, krążąc w kółko po jedynych znanych Krzysztofowi ulicach.

Robert wybrał jeden z wieżowców, które dostrzegł w oddali. Nie spuszczał go z oka, by podświadomość Krzysztofa nie usunęła go nagle z pola jego widzenia, uznając go za zbędny dodatek, a mózg bez widocznego celu nie zgłupiał. Robert śnił już sny, w których usiłował gdzieś dotrzeć, kończył biegając w kółko po Czechach (do których trafiał w nieznanych sobie okolicznościach) albo nie umiejąc opuścić rodzinnego obiadu jakichś obcych mu ludzi karmiących go sernikiem wbrew jego woli.

Zatem z mocnym postanowieniem niezgubienia wieżowca Robert zwrócił na niego spojrzenie i zorientował się, że go zgubił.

Obrócił się kilka razy bezradnie, jednak nigdzie wokół nie było budynku, jak gdyby ten zapadł się pod ziemię. Przed jego oczami za to wyrosła szkoła – masywna, trzypiętrowa budowla z czerwonopomarańczowej cegły. Robert ją znał – to tutaj on sam uczęszczał przez prawie cztery lata. Czyżby tutaj uczył się również i Krzysztof? Robert wzruszył ramionami. Jego zadaniem nie było zgłębianie przeszłości obiektu badawczego. Nie zamierzał też wybrzydzać. Może nie był to wieżowiec, jednak trzy piętra też mogły mu wystarczyć. Poza tym po tym budynku mógł poruszać się z zamkniętymi oczami, co zdecydowanie ułatwiało sprawę.

Potężne, stare szkolne podwoje otwarły się z lekkim oporem. Wybite szyby i śmieci wszelkiego rodzaju zaścielały posadzkę holu, po którym hulał wiatr. Ostatnie promienie słońca wpadały przez wielkie okna, sprawiając, że drobinki szkła, które chrzęściły pod butami przy każdym kroku, lśniły niczym śnieg lub kamienie szlachetne.

Ile to minęło? Trzy lata? Z perspektywy Krzysztofa upłynęło na pewno więcej czasu, jednak odwzorowanie budynku w jego podświadomości okazało się co najmniej imponujące. Jedyne zauważalne różnice musiały wynikać z faktu, iż Robert chodził do tej szkoły wiele lat po nim.

Przez moment krótszy niż mgnienie oka świadomość obiektu badawczego numer jeden zdominowała świadomość Roberta, uświadamiając sobie, że znajduje się we śnie. Wtedy obaj, zarówno Krzysztof, jak i Robert, zachwiali się na cienkiej granicy między snem a przebudzeniem. Po chwili jednak wstrząśniętemu Robertowi udało się zepchnąć mężczyznę głębiej.

Chwycił się barierki schodów, jak gdyby to mogło pomóc jego nierealnemu ciału utrzymać równowagę. Cezary ostrzegał go, że mogą pojawić się pewne problemy z kontrolą snu, ale, rzecz jasna, żaden z nich nie mógł przewidzieć takich komplikacji.

– Proszę, nie utrudniaj sprawy – sapnął Robert, licząc na to, że Krzysztof przynajmniej raczy go wysłuchać. – Jestem tu tylko na chwilę. Nie traktuj mnie jak ciała obcego.

Krzysztof nie zareagował na to dobrze. Znów zepchnął Roberta do roli bezwolnego obserwatora, a chłopak przeczuwał, że to nie skończy się to dobrze.

Mężczyzna pędził w kierunku męskich ubikacji. Robert nie miał żadnej możliwości, by go powstrzymać, a logiczne argumenty chyba nieszczególnie go obchodziły. Gdy wpadł do toalety, Robert nie wiedział, czy Krzysztof chce się ukryć, czy wypróżnić. Cóż, jeśli do snu doszły do głosu jego fizjologiczne potrzeby, zmoczone spodnie nie będą problemem Roberta. Mężczyzna rzucił się w kierunku pierwszej kabiny, jednak drzwi okazały się być zamknięte. Krzysztof z desperacją szarpnął za klamkę drugich, jakby ofiara z bezcelowego użycia siły miała zaskarbić mu przychylność fizyki. Niestety one również nie chciały się otworzyć. Skrupulatne sprawdzenie następnych w kolejności potwierdziło podejrzenia Roberta. Wszystkie kabiny były zamknięte.

Na jednym ze zlewów stał talerz z kanapkami z masłem. Zrezygnowany Krzysztof sięgnął po jedną z nich i nie zastanawiając się nad sensem zjadł całą na jeden kęs. Nieoczekiwany posiłek nie miał jednak smaku.

Wtedy nagle drzwi jednej z kabin wystrzeliły na bok, a ze środka wyłoniła się wysoka, ciemnowłosa kobieta w policyjnym mundurze. Z wdzięczności Robert niemal zakrztusił się kanapką. Podbiegł do wolnej kabiny, ale policjantka ścisnęła boleśnie jego przedramię.

– Czeka pana rozprawa w sądzie – oznajmiła bardzo oficjalnie.

– Że jak? – wymamrotał Krzysztof z ustami pełnymi chleba i masła. Robert pierwszy raz usłyszał jego głos – ochrypły, lecz cichy i smutny. Nie było w nim spodziewanej agresji i znajomej prymitywnej nuty.

– Za morderstwo i usiłowanie dewastacji dobra publicznego w postaci kabiny łazienkowej – odpowiedziała policjantka, wskazując na nienaruszone drzwi.

Krzysztof wzruszył ramionami.

– Jest mi to obojętne. I tak już się nie wysikam.

Policjantka posłała mu uważne spojrzenie.

– Chyba nie zdaje sobie pan sprawy z powagi sytuacji – stwierdziła, nachylając się ku niemu. Po chwili szepnęła konspiracyjnie: – Gdyby wyraził pan chęć współpracy, mogłabym powiedzieć, że te kanapki są z margaryną, a nie masłem. Wie pan, sędzia jest weganką, więc może dostanie pan lżejszy wyrok. Proszę mi podać swój pesel.

– Nie pamiętam – wymamrotał Krzysztof.

Policjantka spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– To niesłychane, teraz tym bardziej będę musiała pana aresztować.

– Och, przecież jakoś się dogadamy. – Robert poczuł obejmujące go od tyłu ramię. – Przecież Krzysiu to najłagodniejszy chłopak, jaki stąpał kiedykolwiek po ziemi. Prawda?

Spojrzał w intensywnie niebieskie oczy młodego mężczyzny, a właściwie to dopiero nastolatka w dzierganej kamizelce i koszuli z krzywo zapiętym kołnierzykiem. Mimo niemodnej już fryzury chłopak był wręcz nieprawdopodobnie przystojny i to chyba dlatego Krzysztofowi na moment stanęło serce.

– Co ty tu robisz? – Spojrzał na niego z zaskoczeniem. – Nie widziałem cię tu wcześniej.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Bo byłem tam, kiedy nie było mnie tu. Kopę lat, Krzysiu. Co się z tobą działo?

– Napisałem powieść – powiedział Krzysztof, jakby odczuwał nieodpartą potrzebę, by się tym pochwalić.

– Ty nie umiesz pisać powieści – orzekł spokojnie nieznajomy młodzieniec, biorąc sobie kanapkę. – Umiesz tylko układać klocki i pić piwo. Jesteś dokładnie taki sam, jak twój ojciec.

Krzysztofowi zrobiło się trochę przykro, jednak w tym momencie chłopak rzucił mu pomarańczę, a kiedy Krzysztofowi udało się ją złapać, obdarzył go pełnym uznania uśmiechem. Robert dopiero teraz zauważył, że był on uzbrojony w topór i praskę do ziemniaków.

– Chcesz walczyć? – spytał.

– Nie – odpowiedział niepewnie Krzysztof.

– To dlaczego trzymasz trzepaczkę i nóż? – Chłopak uśmiechnął się szelmowsko.

Dwie świadomości w jednym ciele ze zdumieniem podążyły wzrokiem za jego spojrzeniem.

– Może faktycznie lepiej będzie, jeśli odpuścimy sobie na razie pojedynek – przyznał młody mężczyzna, chowając broń do nesesera. – Masz zniszczone buty – zauważył. 

Kiedy Krzysztof spuścił wzrok, ze wstydem musiał przyznać mu rację. To pewnie dlatego, że tak długo szukał toalety. Powinien…

Robert potrząsnął głową. Niech to, to on miał panować nad Krzysztofem, nie on nad nim. Sen robił się coraz bardziej absurdalny i coraz trudniej było utrzymać nad nim kontrolę. Na moment udało mu się znów odsunąć Krzysztofa od steru.

– Nie, słuchaj… To jest tylko sen, a ty jesteś zwyczajną projekcją umysłu – burknął, tracąc cierpliwość. – Idź stąd, bo mnie rozpraszasz.

Na twarzy chłopaka zaszła trudna do odnotowania, ale jednak zauważalna zmiana – jego uśmiech stał się mniej promienny, a bardziej sztuczny. Robert z przestrachem przypomniał sobie o zasadzie, którą tyle razy powtarzał mu Cezary, a którą on sam właśnie złamał – nigdy nie mówić na głos, że sen jest snem.

– To nie jest sen, co ty wygadujesz? – powiedział wrogo młodzieniec. – Głupi chłopczyk z głupimi butami nie potrafi odróżnić majaków od jawy?

A wtedy Krzysztof wrócił na swoje miejsce z impetem, od którego Robert zwinął się w sobie.

– To taki fason – wzruszył ramionami.

Chłopak znów złagodniał i ze współczuciem pokiwał głową.

– Zostałeś potraktowany karygodnie – stwierdził nagle, chowając tasak i praskę do ziemniaków do swojego nesesera. – Jestem przekonany, że byłeś zmuszony zabić tego starego kota – ciągnął. – To nie twoja wina.

Robert patrzył na niego nierozumiejącym wzrokiem, dopóki młodzieniec nie wskazał mu otwartej kabiny, którą opuściła policjantka. Znajdowało się tam zakrwawione kocie truchło. Krzysztof wzdrygnął się na widok małego, nieruchomego ciałka i czerwonej, śliskiej od krwi posadzki. Zorientował się nagle z przerażeniem, że nóż w jego dłoni również jest zakrwawiony.

– Ale… Ale to nie ja… – wykrztusił.

– Musiałeś się bronić – powiedział ze zrozumieniem chłopak, czyszcząc nóż Krzysztofa i chowając go do nesesera, razem z trzepaczką. – Teraz po prostu musisz zatrzeć ślady. Spuść go w kiblu. Ja tak zawsze robię.

– Ale…

– A potem możemy razem uciec, tak, jak planowaliśmy te dwadzieścia lat temu. Tylko nie zapomnij zabrać stołu, sznurka na bieliznę i moich zdjęć. No chodź. – Chwycił go za rękę. – Pojedziemy windą. Do gwiazd – szepnął uwodzicielsko.

Wyciągnął Krzysztofa z toalety niczym baranka prowadzonego na rzeź. Robert nie miał pojęcia, co w niego wstąpiło. To miał być prosty umysł o prostych pragnieniach. Nikt nie przewidywał w nim występów traumatyzujących kobiet, niespełnionych artystycznych ambicji i dawnych kochanków. Chłopak już nawet nie próbował udawać, że ma jakąkolwiek kontrolę nad tym, co się działo. Liczył jedynie na prędkie przebudzenie.

Krzysztof uparcie zmierzał w kierunku windy, której nigdy w tej szkole nie było. Robert nie protestował, pomimo klaustrofobii, którą zawsze skrycie wypierał. Przynajmniej teraz ich interesy były wspólne. Wiedział, że musi możliwie jak najszybciej znaleźć się na szczycie budynku – może uda mu się na chwilę odzyskać równowagę i skoczyć. To był gwarantowany sposób na przebudzenie. No może pomijając sen, w którym kiedyś Robertowi po takim skoku odpadła głowa.

Krzysztof pokonał hol i wszedł do windy, która otworzyła się przed nim jak na życzenie. Robert zastanawiał się przez moment, czy również ruszy sama, czy też sam będzie musiał wcisnąć któryś guzik. A może zrobi to ktoś z obecnych w windzie ludzi? Nie miał pojęcia skąd nagle tutaj taka ich mnogość.

Znów przypomniał sobie to, co mówił mu kiedyś Cezary – mózg człowieka nie potrafi wyobrazić sobie nieistniejących twarzy. Wszyscy ludzie, których widzi się w snach, nawet ci, którzy wydają się obcy, istnieją naprawdę. Dostrzeżeni kątem oka choćby podczas zwykłego spaceru po bułki do sklepu mogli zostać zapamiętani, by podświadomość mogła wygrzebać ich z pamięci w dowolnej chwili.

Kiedy drzwi zamknęły się za Robertem, jego dylematy odeszły w niebyt. Poczuł znajome uczucie zapadania się. Wyświetlacz pod sufitem nie pokazywał jednak cyfr rosnących, tylko malejące. Robert poczuł się nieswojo. To nic takiego, usiłował przekonać samego siebie, mózg podczas snu nieszczególnie potrafi układać litery i cyfry w sensowną całość. Jednak, w miarę jak liczby zaczęły coraz bardziej zbliżać się do minus tysiąca, w windzie zaczęła spadać temperatura, a światło przygasać, coraz trudniej było sobie tłumaczyć to wszystko brakiem logiki. Sny nigdy jej nie miały, a mimo to potrafiły być straszne. Robert miał nadzieję, że nie zamknął się na własne życzenie w jakimś koszmarze.

Wokół było ciemno, choć oko wykol, a winda nie zatrzymywała się nawet na moment. Robert drgnął, kiedy poczuł czyjś oddech na ramieniu, jednak z jego ust nie wydobyła się skarga. Musiało być tu więcej ludzi niż przypuszczał i zapewne to powodowało panującą wokół ciasnotę, myślał. Po chwili jednak na tym samym ramieniu poczuł zęby. Syknął, próbując się odsunąć, jednak w tym samym momencie ktoś schwycił go za łydkę, w niej również zatapiając siekacze i kły.

Robert usiłował krzyknąć – i oczywiście nie udało mu się to. Uświadomił sobie jednak również, że ma też problem z zaczerpnięciem tchu. Tłum zaciskał się wokół niego, odcinając drogę ucieczki i dostęp do tlenu, najwyraźniej coraz bardziej rozsmakowując się w jego ciele. Chłopak nie czuł bólu, jedynie rozgrzane, piekące igiełki rozszarpujące jego skórę i mięśnie; mimo to poddał się narastającemu przerażeniu i podchodzącej do gardła panice. To tylko sen, usiłował przekonać samego siebie. Musi się obudzić i to natychmiast. Trudno było jednak walczyć z grupą kanibali, choćby tylko wyśnionych, i własnym instynktem jednocześnie. Dlatego kiedy czyjeś szczęki znalazły się przy jego gardle, jedyną ucieczką dla Roberta okazała się nicość, której poddał się bez słowa skargi.

Później były już tylko pustka i nieistnienie; na sekundy przed zamknięciem oczu Robert nie miał i nie mógł mieć pewności, czy znika jedynie na moment, czy na zawsze.

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Ciekaw jestem komentarzy innych czytających.

Hej,

Babciu absurd i opowiadania dziejące się we śnie, są dla mnie dość odpychające i nie ukrywam, że ominąłem Twój tekst, zostawiając go koneserom tego typu lektur. Ale potem zobaczyłem komentarz Adama, który zaintrygował mnie i oto jestem… 

 

Ale jako Babcia Jezusa musisz to wszystko wiedzieć ;)  

 

… I oto jestem i muszę napisać, że się nie zawiodłem. Bardzo trudno jest oddać “logikę” snu, jeszcze trudniej opisać ją tak by opowiadanie było ciekawe. A tobie się udało. Było interesująco, lektura wciąga, a że lubię horrory, to końcówka przemówiła do mnie już na 100%. Obawa Roberta-Krzysztofa, gdy zamyka oczy, świetnie działa na wyobraźnię, zostawiając opowiadanie niedopowiedziane i równocześnie pięknie skończone :). 

 

Co by nie było tak różowo, to początek zaciekawił, przygotował grunt, a potem przyszło nagłe znużenie gdy jesteśmy już we śnie, a tu nagle dostajemy historię Roberta. Ten element dłużyzny wybija z rytmu, a szkoda bo opowiadanie jest naprawdę dobre. 

 

Klikam ( jeśli jeszcze nie wiesz, to jest to forma wyróżnienia) i pozdrawiam serdecznie :).  

 

P.S. Brzydko tak się wyśmiewać z cudzych religii, jak to ktoś kiedyś napisał – “ …ani to ładne, ani grzeczne, ani… bezpieczne.” :).

 

P.P.S Jeśli portal Ci się spodoba i będziesz chciała zostać tu dłużej, to czytaj inne teksty, komentuj. I w dobrym guście jest odpowiadanie na komentarze. To taka garść dobrych rad na koniec :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podobają mi się opowiadania o tematyce onirycznej, więc z zaciekawieniem przeczytałem Twoje opowiadanie. Akurat postać bohatera alkoholika jakoś mnie odrzuciła i zniechęciła, nie wiedzieć czemu, bo sam nie mam zbytnio złych wspomnień z alkoholikami. Tak, po prostu :P Za to mamy szalonego naukowca i studenta nie do końca jeszcze wiedzącego, na co się pisze. Fajne 

 

Temat snu daje niezwykłe możliwości. Mam wrażenie, że nawet nieźle udało Ci się oddać charakter snu, choć liczyłem na większe atrakcje. Z drugiej strony w swoich snach też bym chciał nie wiadomo czego, a jest praca, dom itp. Za to wyszedł z tego niezły koszmar, jak to w śnie…. nie wiadomo kiedy zwykły sen zamienia się w koszmar. Bardzo fajna końcówka z otwartym zakończeniem pozostawiającym sporo miejsca na domysły. Może tylko fabuła snu zbyt ze sobą spójna, jak na sen. Ale to drobiazg

Cześć,

jako że mam doświadczenie w świadomym śnieniu jak i OOBE, czytałem z ogromnym zainteresowaniem. Skupie się głównie na samym śnie, z wyjątkjiem tego jednego wątku:

 

Robert chwilami żałował, że nie wybrał sobie na promotora kogoś bardziej statecznego – choćby profesora Zacnego, który większość dnia spędzał na głaskaniu kotów i parzeniu kawy. Pod opieką Zacnego Robert pisałby pewnie teraz w spokoju swoją pracę inżynierską na temat sztucznej inteligencji i karmił Zyzia i Dyzia – dwóch drogocennych faworytów pozbawionych sierści i jakiegokolwiek kociego instynktu.

Ten fragment sugeruje, że Robert pisałby pracę inżynierską u promotora, co jest bzdurą :) U promotora, się co najwyżej ją omawia i poprawia.

 

Co do samych snów, po przeczytaniu odnoszę wrażenie, że również możesz mieć doświadczenia ze świadomym śnieniem. Tematyka jest opisana szczegółowo i zapewne osoby, które nigdy nie praktykowały świadomego snu, nie będą w stanie wszystkiego wyłapać.

 

Zadaniem Roberta nie było zgłębiać psychiki jego obiektu badawczego, lecz zbadać właściwości snu, jego wytrzymałość i rozległość

Wytrzymałość snu? Rozległość? – Nieco później opisujesz dokładniej co miał Robert zrobić, ale same zwroty są nieco nieszczęśliwe :)

 

Zawsze istniało takie ryzyko, a Robert nigdy wcześniej nie doświadczył snu świadomego, w przeciwieństwie do na przykład Olgi

Zbyt silne emocje, niedoświadczonej osoby, wybudzają śniącego ze świadomego snu. Stąd zazwyczaj pierwsze próby świadomego śnienia są nieudane i bardzo krótkie :)

 

Zatem z mocnym postanowieniem niezgubienia wieżowca Robert zwrócił na niego spojrzenie i zorientował się, że go zgubił.

I to jest super, bo nawet w świadomym śnie, dzieją się rzeczy poza naszą kontrolą, żaden świadomy sen nie jest w 100% kontrolowany przez śniącego.

Zrezygnowany Krzysztof sięgnął po jedną z nich i nie zastanawiając się nad sensem zjadł całą na jeden kęs. Nieoczekiwany posiłek nie miał jednak smaku.

Skoro Robert tylko obserwował jak Krzysztof je kanapki, to skąd miałby wiedział o ich braku smaku?

 

Krzysztofowi zrobiło się trochę przykro, jednak w tym momencie chłopak rzucił mu pomarańczę, a kiedy Krzysztofowi udało się ją złapać, obdarzył go pełnym uznania uśmiechem. Robert dopiero teraz zauważył, że chłopak był uzbrojony w topór i praskę do ziemniaków.

– Chcesz walczyć? – spytał.

– Nie – odpowiedział niepewnie Krzysztof.

Krzysztof, Krzysztof, Robert, Krzysztof. Rozumiem, że musimy ich rozróżnić, ale można to rozwiązać np. Krzysztof → właściciel snu, itp zwrotami.

 

I na sam koniec, wywołanie świadomego snu poprzez uśpienie to największy błąd logiczny tekstu. Wprowadzenie się w stan świadomego snu, wymaga praktyki, testów świadomości, wzmacniania pamięci snów i kontrolowania emocji. Profesor Cezary powinien wybrać Olgę. Robert się nie nadawał do tego zadania :)

@AdamKB dziękuję za pionierski komentarz, bo szczerze bałam się, że nikt się nie odezwie.

 

@Bardjaskier dzięki za garść dobrych rad, szczególnie że dopiero zaczynam ogarniać jak, co i gdzie. Nick Babcia Jezusa na pewno nie ma nikogo obrażać, pochodzi od mojego imienia, ale pewnie go zmienię, jak przyjdzie mi coś lepszego do głowy.

 

@Godzilla dzięki za komentarz, jak wspomniałam, jest to dla mnie wciąż obcy gatunek i tematyka, mimo to cieszę się, że się podobało i poświęciłeś czas na zostawienie komentarza.

 

@lenti bardzo dziękuję za taką wnikliwą analizę, nie spodziewałam się jej. Wbrew pozorom nigdy nie miałam świadomego snu, więc błędy były nieuniknione. Postaram się uwzględnić Twoje rady przy ewentualnych poprawkach tekstu.

 

PS. Szczerze nie wiem, jak odpowiadać tutaj na komentarze, więc radzę sobie jak umiem :>

No i radzisz sobie całkiem dobrze. Podobnie jak z dość nowatorskim podejściem do starego, oklepanego motywu telepatii plus nowego tematu, jakim jawią się wszczepy mózgowe. Nie sięgnęłaś po nie bezpośrednio, i chwała za to. 

Sprzęgnięcie i/lub interakcje dwóch psychik – takie określenie wydaje mi się najcelniejsze – także do nowości nie należą, opisywane były przez niemałą liczbę autorów SF, ale tak naprawdę wszystko zależy od realizacji pomysłu. Wprowadziłaś koncepcję, mocno kojarzącą mi się z niedawno czytanymi artykułami, omawiającymi eksperymenty z wywieraniem takich nieinwazyjnych*) wpływów na prace mózgu podczas snu, jakie miałyby uwalniać od koszmarów sennych oraz/lub stymulować, wzmacniać pamięć zarówno krótko-, jak i długookresową. Od tego krok, wydaje mi się, do Twojego pomysłu. 

Samo swego rodzaju starcie dwóch odmiennych umysłowości, przebieg i otwarty finał, mam za sprawnie i wiarygodnie (jak na SF wiarygodnie) przedstawione. Czyli: tak trzymać!

Pozdrawiam

*) bo bez wszczepiania elektrod

Przykro mi to pisać, Babciu Jezusa, ale opowiadanie okrutnie mnie znużyło. Opisy cudzych snów znajduję równie zajmujące jak oglądanie filmów z wesel czy innych spotkań towarzyskich. I choćby taki sen był najbardziej niesamowity, nie potrafię doszukać się w nim choćby odrobiny fantastyki.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Tytuł pro­fe­so­ra nada­no mu nie­zwy­kle wcze­śnie ze wzglę­du na jego do­tych­cza­so­we osią­gnię­cia na­uko­we i jego prio­ry­te­tem było teraz do­ko­na­nie ja­kie­goś zna­czą­ce­go od­kry­cia, które umoc­ni­ło­by jego po­zy­cję… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

A może wystarczy: Tytuł pro­fe­so­ra nada­no mu nie­zwy­kle wcze­śnie ze wzglę­du na do­tych­cza­so­we osią­gnię­cia na­uko­we i prio­ry­te­tem było teraz do­ko­na­nie zna­czą­ce­go od­kry­cia, które umoc­ni­ło­by jego po­zy­cję

 

kiedy Olga wstrzyk­nę­ła mu śro­dek usy­pia­ją­cy, po­czuł jak całe jego ciało wiot­cze­je, a on sam traci nad nim kon­tro­lę. → Nadmiar zaimków.

Może wystarczy: …kiedy Olga wstrzyk­nę­ła śro­dek usy­pia­ją­cy, po­czuł jak całe ciało wiot­cze­je, a on traci nad nim kon­tro­lę.

 

Ro­zej­rzał się z obrzy­dze­niem po za­śmie­co­nej, za­nie­dba­nej ka­wa­ler­ce w ja­kiej się zna­lazł. -> Ro­zej­rzał się z obrzy­dze­niem po za­śmie­co­nej, za­nie­dba­nej ka­wa­ler­ce w której się zna­lazł.

 

Ko­ja­rzył miej­sce, w jakim się zna­lazł.Ko­ja­rzył miej­sce, w którym się zna­lazł.

 

Nie­gdyś znaj­do­wał się tu cmen­tarz, który zli­kwi­do­wa­no ponad sto lat temu. Ro­bert nie­gdyś oba­wiał się… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Wtedy oboje, za­rów­no Krzysz­tof, jak i Ro­bert… → Piszesz o mężczyznach, więc: Wtedy obaj, za­rów­no Krzysz­tof, jak i Ro­bert

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

który po­ja­wił się nie­wia­do­mo kiedy… → …który po­ja­wił się nie ­wia­do­mo kiedy

 

Mimo nie­mod­nej już fru­zu­ry… → Literówka.

 

– To dla­cze­go trzy­masz trze­pacz­kę i nóż? – uśmiech­nął się szel­mow­sko chło­pak. → Didaskalia wielką literą.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

cho­wa­jąc tasak i pra­skę do ziem­nia­ków do swo­je­go ne­se­se­ra. → Zbędny zaimek.

 

Krzysz­tof po­zwo­lił się wy­pro­wa­dzić z to­a­le­ty ni­czym ba­ra­nek pro­wa­dzo­ny na rzeź. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Krzysz­tof prze­szedł przez hol i wszedł do windy… → Jak wyżej.

 

Ro­bert za­sta­na­wiał się przez mo­ment, czy rów­nież ruszy ona sama, czy też on sam bę­dzie mu­siał wci­snąć któ­ryś z gu­zi­ków. → Zbędne zaimki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawy pomysł, napisany tak, że z zainteresowaniem przeczytałem do końca. Końca, będącego zresztą najmocniejszym punktem tekstu, co się chwali. Swoją drogą, niezła delirka w tym przeżartym wódą mózgu ;)

AdamKB dziękuję za kolejny komentarz i analizę. Naprawdę bardzo miło

 

regulatorzy absolutnie zgadzam się z małą fantastycznością tego tekstu, niestety mam brzydką skłonność do postrzegania absurdu jako fantastyki. Bardziej zawstydzająca jest natomiast liczba tylu niedopatrzeń w tekście, któremu nie przyjrzałam się tak wnikliwie jak Ty. Mój błąd. Dziękuję za poświęcony czas na wytknięcie błędów.

 

Sajmon15 myślę, że do takich delirek niepotrzebne są czasem żadne substancje xd

Bardzo proszę, Babciu Jezusa. Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Babcia_Jezusa

Anna? OK.

Mi się nawet podobało, chociaż to nie do końca mój klimat (kojarzysz Psychonautów?). Podświadomość naprawdę potrafi wycinać paskudne numery, tu się zgodzę. Tylko ta otwarta końcówka… Po namyśle chyba traci na wydźwięku. Nie wiem, w sumie dlaczego Robercik miałby umrzeć (albo doznać trwałego uszczerbku) w czyimś śnie, skoro to się nie dzieje naprawdę? Zwykle w takiej sytuacji człowiek się budzi.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR, choć ciału Roberta nic nie grozi, to jego psychika podświadomie przekonana może być o czym innym. Ostatecznie każdy sen jest trochę jak jawa, a granica między świadomością a jej brakiem jest w nim płynna. Ale fakt, jak na sf, logiki jest tu stosunkowo mało.

wtrąciła tymczasem z przekąsem Olga, jego asystentka

Widzę, że budujesz długie, złożone zdania, co z serca popieram, ale ale ta fraza akurat ma coś nie tak z rytmem. Poza tym nie widać wyraźnie, czyją asystentką jest Olga. Propozycja: wtrąciła z przekąsem Olga, asystentka pana profesora.

I z ryzykiem zapadnięcia w śpiączkę

Ciut kolokwialne, ale w dialogu ujdzie.

Tytuł profesora nadano mu niezwykle wcześnie ze względu na dotychczasowe osiągnięcia naukowe i priorytetem było teraz dokonanie znaczącego odkrycia, które umocniłoby jego pozycję w środowisku akademickim.

Ale to, primo, brzydactwo (w najlepszym urzędniczym antystylu) i, secundo – ha, ha, nie. Skupmy się na stylu – nawet ironia (parodia) nie usprawiedliwia takiego zdania. Ja napisałabym tak: Był cudownym dzieckiem swojej dziedziny, żądnym wspaniałego odkrycia, które podszorowałoby nadany młokosowi tytuł.

dwóch drogocennych faworytów

"Faworyt" to ulubieniec, więc pleonastycznie to wypada.

pobudki oscylowały nie tyle wokół chęci przeżycia czegoś niezwykłego i pomocy w rozwoju nauki, ile wokół owych piętnastu tysięcy złotych

Pobudki nie oscylują. https://wsjp.pl/haslo/podglad/38436/oscylowac Unikaj takich strupieszałych metafor.

w wypadku jego sukcesu

"Jego" zbędne.

której tworzeniu sam pomagał

Projektowaniu, budowaniu – nie tworzeniu.

Cezary Skowroński, młody i entuzjastyczny naukowiec z ambicjami przerastającymi czasem nawet jego i tak ogromne ego

Uważaj na rymy, psują rytm. "I tak" jest tu z sufitu (a "ego" jest użyte z angielska): Cezary Skowroński, młody i pełen entuzjazmu naukowiec, którego ambicje przerastały czasem nawet jego poczucie własnej wartości.

ten sprzęt będący owocem lat jego badań oraz prób i błędów miał umożliwić obiektowi

Lepiej się parsuje: ten sprzęt, owoc lat jego badań oraz prób i błędów, miał umożliwić obiektowi.

Pocieszał się tym, że za drzwiami czekał

Consecutio temporum nie występuje w polszczyźnie: Pocieszał się tym, że za drzwiami czeka.

będzie miał na tyle rozsądku

Będzie miał dość rozsądku.

poczuł jak całe jego ciało wiotczeje, powodując utratę kontroli

Poczuł, jak całe jego ciało wiotczeje. To wystarczy. Druga fraza nie bardzo wiadomo, z czym się tu łączy, a i tak jest niepotrzebna.

Przeniesienie świadomości, a raczej podświadomości, która była bardziej plastyczna i mniej opierała się inwazjom z zewnątrz, do tej pory możliwe było jedynie podczas snu, a konkretnie fazy REM – to w niej mózg generował marzenia senne będące owocem doświadczeń śniącego oraz jego fantazji.

"Być" masz trzy razy w jednym zdaniu, i powtarza się to "bycie owocem" – nie wiem, czy to Ci nie jest potrzebne, ale zwraca uwagę: Przeniesienie świadomości, a raczej podświadomości, bardziej plastycznej i mniej opornej wobec ingerencji z zewnątrz, do tej pory możliwe było jedynie podczas snu, a konkretnie fazy REM – to w niej mózg generuje marzenia senne, potomstwo doświadczeń śniącego oraz jego fantazji.

Robert musiał przyznać, że pomimo lęku przed nieznanym, tkwił w nim niewielki zalążek ekscytacji

C.t., uważaj na te pretensjonalne sformułowania – psują efekt: Robert musiał przyznać, że mimo lęku przed nieznanym, jest podniecony.

Na więcej nie mógł sobie pozwolić, gdyż ogarnęła go w tym momencie przemożna senność

"Gdyż" jest taaakie pretensjonalne…

Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył

Lepiej jednak: którą.

gwoli ścisłości jedyny

Gwoli ścisłości, jedyny.

podarunek od żony, kiedy im obojgu jeszcze starczało nie tylko na czynsz, ale i drogie prezenty

Zwykle zakładamy wspólność majątkową w małżeństwie :P, więc nie ma co dodawać, że obojgu: który podarowała mu żona, kiedy jeszcze im starczało nie tylko na czynsz, ale na drogie prezenty.

Krzysztofowi od dawna wystarczało już jedynie względne zadowolenie

Skróciłabym: Krzysztofowi już od dawna wystarczało względne zadowolenie.

Do Roberta nagle powróciła cała świadomość i zrozumienie sytuacji.

Sztywne, pretensjonalne zdanie: Robert przypomniał sobie nagle, co się dzieje.

, w której się znalazł

Zbędne, gdyby go tam nie było, to by się nie mógł rozejrzeć.

Czyżby tacy ludzie, jak Krzysztof Smolarek nawet we śnie nie potrafili sięgnąć poza jawę?

Tu bez przecinka.

Z zamyślenia wyrwał go siarczysty policzek ze strony mężczyzny, który musiał mieć na imię Roman.

To zdanie fatalne z dwóch powodów. Pierwszy – jest niestylistyczne (policzek nie może być “ze strony” – tylko wymierzony przez kogoś. Drugi – streszcza akcję. Może tak: Z zamyślenia wyrwał go siarczysty policzek. Spojrzał, gęsto mrugając, na mężczyznę imieniem Roman.

Robert nie wiedział, skąd ma tego świadomość.

Skąd ma świadomość – czego? Czy nie po prostu: Skąd go zna.

Nie widział nigdzie wokół Krzysztofa. Czyżby to on sam nim teraz był? Czyżby zespoili się w jedno?

Mało bystry ten Robert… Zespolili.

Pobiegł do łazienki odprowadzany złośliwym rechotem znajomego Krzysztofa.

Hmm. Uspójnij metaforę: Pobiegł do łazienki, ścigany złośliwym rechotem znajomego Krzysztofa.

powoli schodziło z niego napięcie

Telewizyjne sformułowanie, unikaj.

Nawet jeśli był jedynie senną projekcją, w tym śnie mógł okazać się tak samo niebezpieczny, jak jego materialny odpowiednik na jawie.

Na razie nic nie wskazuje na to, że jest niebezpieczny. Ot, żul.

Cezary ostrzegał Roberta przed niebezpieczeństwami mogącymi wynikać z przebywania w czyimś śnie.

Przystrzygłabym (ale powtórzenie skasuj sama): Cezary ostrzegał Roberta przed niebezpieczeństwami przebywania w cudzym śnie.

Nie przewidział jednak tego, że chłopak będzie tu nie intruzem, lecz wcieleniem jego żywiciela.

Żywiciela? Zdanie bardzo niezręczne.

Czy w tym wypadku sen należał do niego

Anglicyzm.

ostrożnie wystawił więc głowę

Zmieniłabym szyk: więc ostrożnie wystawił głowę.

może bez uwagi Krzysztofa nie miał prawa w tym śnie istnieć

Hmmm.

Chłopak już przed całym eksperymentem obstawiał, że możliwości Krzysztofa pod tym względem będą raczej znikome i upierał się przy zaangażowaniu kogoś z nieco większą wyobraźnią, jednak Cezary gasił za każdym razem jego zapał, tłumacząc, że na początek, kiedy jeszcze stawiają pierwsze kroki w tej materii („I to dosłownie” – pomyślał Robert, mając wrażenie, że jakoś dziwnie przebiera mu się tu nogami), lepiej ograniczyć się do czegoś mało wymagającego.

Trochę to jednak za długie, za dużo pustosłowia: Już przed eksperymentem obstawiał, że możliwości Krzysztofa pod tym względem będą znikome i upierał się przy zaangażowaniu kogoś z nieco większą wyobraźnią, jednak Cezary za każdym razem gasił jego zapał, tłumacząc, że stawiają pierwsze kroki w tej materii („I to dosłownie” – pomyślał Robert, czując, że jakoś dziwnie porusza mu się tu nogami), lepiej pozostać przy czymś prostszym.

Bóg wie czym

Bóg wie, czym.

walcząc z instynktem każącym mu zamknąć je na klucz

Walcząc z instynktem, każącym mu zamknąć drzwi na klucz.

w którym prym wiodła podobna wersja Krzysztofa

Spokojniej, bo gubisz sensy słów – ojciec Roberta nie mógł być "wersją" Krzysztofa, bo był kimś zupełnie innym: którego głową był właśnie taki Krzysztof.

Jego matka i ojciec nie ukończyli nawet szkoły średniej i siłą rzeczy Robert nie miał z nimi wielu tematów do rozmowy.

Szyk: Jego matka i ojciec nie skończyli nawet szkoły średniej i, siłą rzeczy, Robert nie miał wielu tematów do rozmowy z nimi.

Zresztą rzadko kiedy próbowali oni zrozumieć zainteresowania własnego syna – zbyt często zajęci byli domowymi problemami i otępiającymi programami telewizyjnymi, a w coraz częstszych kłótniach logiczne argumenty Roberta kwitowali ignoranckimi kpinami.

Tnij: Zresztą, rzadko kiedy próbowali zrozumieć zainteresowania własnego syna – zbyt byli zajęci domowymi problemami i otępiającymi programami telewizyjnymi, a w coraz częstszych kłótniach logiczne argumenty Roberta kwitowali ignoranckimi kpinami.

odnalazł ten prawdziwy w środowisku akademickim i ludziach, którzy naprawdę rozumieli, co do nich mówił.

Dom – w ludziach?

Czuł się dziwnie, wiedząc, że wszystko to, co go otacza, nie jest prawdziwe.

Czuł się dziwnie, wiedząc, że nic z tego, co go otacza, nie jest prawdziwe.

który był owocem zniekształceń, jakie zwykle pojawiają się w snach

Co Ty z tym owocem? Nie pisz na głodno :) Element nie może być owocem zniekształceń, ponieważ najpierw musi być coś, co by się dało zniekształcić. Poza tym – oni coś dużo wiedzą o snach, jak na początkujących badaczy.

Póki co nie dostrzegał tu niczego nadnaturalnego, poza całkiem żywą i zieloną paprotką stojącą pod oknem.

A co jest nienaturalnego w paprotce? Póki co, nie widział tu niczego nadnaturalnego, poza całkiem żywą i zieloną paprotką stojącą pod oknem.

Gdyby nie ocknął się z tego letargu, mógłby prawdopodobnie przez następne sześć godzin, aż do wybudzenia ze śpiączki, grać w pokera z kolegą Krzysztofa i cieszyć się na nadchodzący mecz, który najpewniej nigdy by się nawet nie rozpoczął.

Co to jest "letarg"? A "śpiączka"? Owszem, nakładają się tu znaczenia metaforyczne, mniej więcej, ale mówimy o naukowcu.

Być może zresztą pozostało mu nawet mniej niż sześć godzin – Robert nie wiedział, ile minęło już cykli snu, być może ten był ostatni, a we wcześniejszych fazach REM nie uświadomił sobie nawet, że śni.

Skoro to miało trwać sześć godzin, to na pewno. Lepiej unikać myślników – one służą do wprowadzania kwestii dialogowych, mogą mylić: Może zresztą zostało mu dużo mniej niż sześć godzin. Robert nie wiedział, ile cykli snu już minęło, być może ten był ostatni, a we wcześniejszych fazach REM nie uświadomił sobie, że śni.

Zawsze istniało takie ryzyko, a Robert nigdy wcześniej nie doświadczył snu świadomego, w przeciwieństwie do na przykład Olgi

"Na przykład" to wtrącenie, wydziel je.

Z tego powodu właśnie dziewczyna uważała, że wybór Roberta – kompletnie zielonego i niedoświadczonego studenciaka – na uczestnika eksperymentu był niesprawiedliwy.

Napisałabym raczej, że wybór Roberta był głupotą (bo on nie ma doświadczenia).

Być może nie rozumiała, że Cezary w początkowej fazie testów nie chciał ryzykować utratą jednej ze swoich najbardziej obiecujących asystentek.

Ryzykować utraty. Albo ryzykować życia. Można ewentualnie ryzykować życiem (tym, co można stracić). A skoro tego nie rozumiała, to ona sama też nie wie dość dużo.

Kojarzył miejsce, w jakim się znalazł.

Znał miejsce, w którym się znalazł. "Który" i "jaki" to nie to samo (ten błąd znajduje się nawet w słownikach, a fatalnie zubaża język).

Centrum miasta w wyobraźni Krzysztofa nie zostało przekonwertowane przez podświadomość z zachowaniem najdrobniejszych szczegółów

Przepraszam, co? https://sjp.pwn.pl/szukaj/konwertowa%C4%87.html

W oczy rzucał się brak ruchu ulicznego i jakichkolwiek dźwięków.

Jak dźwięk rzuca się w oczy?

Niewiele osób było w stanie śnić wszystkimi zmysłami naraz, głównie przez dominujący wszystko zmysł wzroku

A może: Mało kto potrafi śnić wszystkimi zmysłami naraz, głównie ze względu na dominację wzroku w ludzkim aparacie poznawczym.

Mimo świadomości tego, przez brak dźwięków i zapachów oraz mocno przytłumiony dotyk Robert czuł, jakby ktoś owinął go folią bąbelkową.

Nie po polsku. Wyrzuć wszystkie "świadomości" – widać, że Cię kuszą do złego budowania zdań: Robert wiedział o tym wcześniej, ale i tak czuł się teraz jak owinięty w folię bąbelkową.

Wiedział, co należało zrobić.

Z następnego zdania wynika, że: Wiedział, co ma zrobić.

kazał wykuć mu na pamięć

Ten okropny błąd szyku widzę i słyszę coraz częściej, i zwalczam usilnie: kazał mu wykuć na pamięć. "Mu" łączy się z "kazał", nie z "wykuć"! Patrz tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857 (komentarz prawie na końcu)

jak mózg radzi sobie z generowaniem rozległej przestrzeni naraz

“Naraz" – z czym? Przestrzeń jest jedna. Możesz mieć wiele rzeczy naraz zaczętych – “naraz” wymaga wielu podmiotów.

Dzięki temu mógł również przekonać się, jak daleko dojdzie i czy nie skończy, krążąc w kółko po jedynych znanych Krzysztofowi ulicach jak idiota.

A może: Przy okazji miał sprawdzić, jak daleko dojdzie i czy nie będzie tylko, jak idiota, krążył w kółko po znanych Krzysztofowi ulicach.

Robert wybrał jeden z wieżowców, który dostrzegł w oddali.

Jeżeli jeden z, to było ich wiele, czyli: Robert wybrał jeden z wieżowców, które dostrzegł w oddali.

Nie spuszczał go z oka, by podświadomość Krzysztofa nie usunęła go nagle z pola jego widzenia, uznając go za zbędny dodatek, a mózg bez widocznego celu nie ogłupiał.

? Czego nie ogłupiał? Co tu się stało?

Robert śnił już sny, w których usiłował gdzieś dotrzeć, tylko po to, by skończyć biegając w kółko po Czechach (do których przedostawał się w nieznanych sobie okolicznościach) albo nie umiejąc opuścić rodzinnego obiadu jakichś obcych mu ludzi karmiących go sernikiem i przetrzymujących wbrew jego woli.

Anglicyzmy i napuszenie: Robert śnił już sny, w których usiłował dokądś dotrzeć, a tylko biegał w kółko po Czechach (dokąd trafiał nie wiedzieć, jak) albo tkwił na rodzinnym obiedzie jakichś obcych ludzi, karmiących go sernikiem.

Zatem z mocnym postanowieniem niezgubienia wieżowca Robert zwrócił na niego spojrzenie i zorientował się, że go zgubił.

Hmm. Dobra szpileczka na końcu, ale coś mi tu nie brzmi.

Obrócił się kilka razy bezradnie wokół własnej osi, jednak nigdzie wokół nie było budynku, jak gdyby ten zapadł się pod ziemię

Masło maślane: Kilka razy obrócił się wokół własnej osi, ale budynek jakby zapadł się pod ziemię.

Przed jego oczami za to wyrosła szkoła – postawny, trzypiętrowy budynek z czerwonopomarańczowej cegły. Robert ją znał – to tutaj on sam uczęszczał przez prawie cztery lata.

Budynek nie może być postawny – to nie osoba: Przed oczami Roberta wyrosła za to masywna, trzypiętrowa budowla z czerwonopomarańczowej cegły. Szkoła, do której chodził przez prawie cztery lata.

świeżo zazielenionym trawnikiem

?

kilkunastoma gęstymi od jasnozielonych liści drzewami

…? Liście mogą być gęste, ale drzewo – w żadnym razie.

Robert niegdyś obawiał się jakichś przejawów nadnaturalności tego miejsca

Bardzo nienaturalne. Całe zdanie do remontu.

jednak trzy piętra też mogły mu wystarczyć

Hmm.

Poza tym po tym budynku

Powtórzony dźwięk.

Potężne, stare szkolne podwoje otwarły się z lekkim oporem.

Hmmm.

Z perspektywy Krzysztofa dystans czasu był na pewno większy, jednak odwzorowanie budynku w jego podświadomości okazało się co najmniej imponujące

Nienaturalne: Z perspektywy Krzysztofa upłynęło na pewno więcej czasu, ale jego podświadomość bezbłędnie odwzorowała wnętrze.

Jedyne zauważalne różnice musiały wynikać z faktu, iż Robert chodził do tej szkoły wiele lat po nim.

Skąd ten wniosek? Były różnice, ale przecież Robert chodził do tej szkoły wiele lat po nim.

Przez moment krótszy niż mgnienie oka świadomość obiektu badawczego numer jeden wysforowała się nad świadomość Roberta, uświadamiając sobie, że znajduje się we śnie.

…? https://sjp.pwn.pl/szukaj/wysforowa%C4%87%20si%C4%99.html

Po chwili jednak wstrząśniętemu Robertowi udało się zepchnąć mężczyznę głębiej.

Ale dlaczego? Czemu oni nie współpracują?

Chwycił się barierki schodów, jak gdyby to mogło pomóc utrzymać równowagę jego nierealnemu ciału.

Szyk: Chwycił się barierki schodów, jak gdyby to mogło pomóc jego nierealnemu ciału utrzymać równowagę.

Cezary ostrzegał go, że mogą pojawić się pewne problemy z kontrolą snu, ale rzecz jasna żaden z nich nie mógł przewidzieć takich komplikacji.

Na pewno? Cezary ostrzegał, że mogą się pojawić pewne problemy z kontrolą snu, ale, rzecz jasna, żaden z nich nie mógł przewidzieć takich komplikacji.

Krzysztof nie zareagował na to dobrze. Znów zepchnął Roberta do roli bezwolnego obserwatora, a chłopak przeczuwał, że to nie skończy się to niczym dobrym.

Tniemy: Krzysztof znów zepchnął Roberta do roli bezwolnego obserwatora, a chłopak przeczuwał, że się źle skończy.

Robert nie miał żadnej możliwości, by go powstrzymać, a logiczne argumenty chyba nieszczególnie go obchodziły.

Dobra, czyli co właściwie Robert robił? Streszczasz coś, co mogłoby być dobrą, trzymającą w napięciu sceną.

Robert nie wiedział, czy Krzysztof chce się ukryć czy wypróżnić.

Robert nie wiedział, czy Krzysztof chce się ukryć, czy wypróżnić.

jeśli do snu doszły do głosu jego fizjologiczne potrzeby

Jeśli we śnie doszły do głosu jego potrzeby fizjologiczne.

Mężczyzna rzucił się gwałtownie w kierunku pierwszej kabiny, jednak drzwi okazały się być zamknięte.

Jak się rzucić inaczej, niż gwałtownie? I "być" jest tu zupełnie zbędne: Mężczyzna rzucił się do pierwszej kabiny, ale drzwi okazały się zamknięte.

Krzysztof z desperacją pociągnął za klamkę drugich

Połączenie ogólny czasownik + przysłówek zawsze jest słabsze od pojedynczego, a mocnego czasownika: Krzysztof szarpnął za klamkę następnych.

jakby ofiara z bezcelowego użycia siły miała zaskarbić mu przychylność fizyki.

?

Skrupulatne sprawdzenie następnych w kolejności potwierdziło podejrzenia Roberta.

Tak się szarpał, a tu nagle "skrupulatne"? I – czytaj zdania na głos.

Wszystkie kabiny były zamknięte.

Sprawdził trzy. Nie ekstrapolujemy o wszystkich z trzech.

talerz z kanapkami z masłem

Ładniej: talerz kanapek z masłem.

Zrezygnowany Krzysztof sięgnął po jedną z nich i nie zastanawiając się nad sensem zjadł całą na jeden kęs.

Źle to brzmi: Zrezygnowany Krzysztof sięgnął po jedną i bez zastanowienia przełknął całą od razu.

Nieoczekiwany posiłek nie miał jednak smaku.

Jasne, skoro tak go szybko wtrząchnął.

otwarły się, a ze środka wyłoniła się

Dwa "się" bardzo blisko siebie – źle to brzmi. Może po prostu: wyszła?

Z wdzięczności Robert nieomal zakrztusił się kanapką.

Niemal.

Podbiegł do wolnej kabiny, jednak wtedy policjantka ścisnęła boleśnie jego przedramię.

Podbiegł do wolnej kabiny, ale policjantka ścisnęła boleśnie jego przedramię.

Robert pierwszy raz usłyszał jego głos – ochrypły, lecz cichy i smutny.

To kto kwalifikował Krzysztofa do eksperymentu, hmm? Zamiast myślnika można spokojnie dać przecinek.

kompletnie nienaruszone drzwi

"Kompletnie" nie bardzo tu gra.

Policjantka posłała mu uważne spojrzenie.

Hmmm?

– Chyba nie zdaje sobie pan sprawy z powagi sytuacji – stwierdziła

W zasadzie tutaj "stwierdziła" nie jest błędem, ale równie dobrze byłoby "orzekła".

sędzina jest weganką

Sędzia jest weganką. "Sędzina" to żona sędziego, a rodzaj męski jest w polszczyźnie generyczny.

Proszę mi podać swój pesel.

PESEL to skrótowiec – piszemy go dużymi literami: https://sjp.pwn.pl/zasady/89-18-32-Skrotowce;629408.html

poczuł, jak ktoś od tyłu obejmuje go ramieniem

Hmm.

Spojrzał w intensywnie niebieskie oczy młodego mężczyzny, a właściwie to dopiero nastolatka w dzierganej kamizelce i koszuli z krzywo zapiętym kołnierzykiem, który pojawił się nie wiadomo kiedy u jego boku.

Nie ma potrzeby pisać, że chłopak pojawia się nie wiadomo, skąd, skoro pojawia sie nie wiadomo, skąd. Nie można krzywo zapiąć kołnierzyka koszuli, ponieważ ma on tylko jeden guzik: Spojrzał w intensywnie niebieskie oczy młodego mężczyzny, a właściwie dopiero nastolatka w kamizelce z dzianiny, spod której wyglądał rozpięty kołnierzyk koszuli.

Mimo niemodnej już fryzury chłopak był wręcz nieprawdopodobnie przystojny

Mimo niemodnej fryzury chłopak był wręcz nieprawdopodobnie przystojny.

– Napisałem powieść – stwierdził Krzysztof, jakby odczuwał nieodpartą potrzebę, by się tym pochwalić.

Ale tu "stwierdził" jest już błędem (zob: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860 )– Napisałem powieść – powiedział Krzysztof, jakby musiał się tym pochwalić.

Być może zresztą była to jedyna pozytywna rzecz, jaka nastąpiła w jego życiu

Może zresztą była to jedyna dobra rzecz w jego życiu. Zob. link wyżej.

– Ty nie umiesz pisać powieści – stwierdził spokojnie nieznajomy młodzieniec

– Ty nie umiesz pisać powieści – orzekł młodzieniec spokojnie.

Robert dopiero teraz zauważył, że chłopak był uzbrojony w topór i praskę do ziemniaków.

Powtórzony "chłopak". Robert dopiero teraz zauważył, że chłopak jest uzbrojony w topór i praskę do ziemniaków.

Dwie świadomości w jednym ciele ze zdumieniem podążyły wzrokiem za spojrzeniem chłopaka na swoje dłonie, które ściskały kolekcję przyrządów kuchennych.

Nie po polsku. Nawet nie wiem, jak to poprawić.

Kiedy Krzysztof spuścił wzrok na swoje stopy, ze wstydem musiał przyznać mu rację.

Albo: spojrzał na swoje stopy, albo: spuścił wzrok. Bo to znaczy to samo, w tym kontekście.

To pewnie wina tego, że

Anglicyzm: To pewnie dlatego, że.

Sen robił się coraz bardziej absurdalny, a chłopak tracił nad nim kontrolę. Na moment udało mu się znów odsunąć Krzysztofa od steru.

Ostatnio "chłopakiem" był młodzian ze snu… Tnij: Sen robił się coraz bardziej absurdalny, wymykał się spod kontroli, ale Robert na chwilę ją odzyskał.

burknął, tracąc cierpliwość

Jeśli ktoś traci cierpliwość, to lepiej to pokazać. Bo takie zapewnianie (które nijak się ma do tego, co się faktycznie dzieje) tylko wytrąca z zawieszenia niewiary.

zaś w oczach pojawiła się ostra nuta

… nuta – w oczach?

Robert z przestrachem przypomniał sobie o zasadzie, którą tyle razy powtarzał mu Cezary, a którą on sam właśnie złamał – nigdy nie mówić na głos, że sen jest snem.

I to trzeba było dać na początek, a nie infodumpem tutaj. Bo wypada sztucznie.

warknął wrogo młodzieniec.

Jak to brzmi? I czy tę kwestię można warknąć?

Jestem przekonany, że byłeś zmuszony zabić tego starego kota

Sztuczne.

Robert spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem, dopóki młodzieniec nie wskazał mu otwartej kabiny

To nie wzrok nie rozumie, tylko Robert. Poza tym – "spojrzał" jest dokonane. Nie trwa. Trwałoby "spoglądał", ale lepiej: Robert patrzył na niego bez zrozumienia.

Zorientował się nagle z przerażeniem, że nóż w jego dłoni również był zakrwawiony.

C.t.: nóż w jego ręku jest zakrwawiony.

– Musiałeś się bronić – powiedział ze zrozumieniem mężczyzna, czyszcząc nóż Krzysztofa i jego również chowając do nesesera, razem z trzepaczką.

Rozumiem surrealizm, ale mężczyzna – czy chłopak? – Musiałeś się bronić – powiedział ze zrozumieniem mężczyzna, czyszcząc nóż Krzysztofa i chowając go do nesesera, razem z trzepaczką.

musisz zatuszować ślady

Ślady raczej zatrzeć.

No chodź

No, chodź.

Nikt nie przewidywał w nim występów traumatyzujących kobiet, niespełnionych artystycznych ambicji i dawnych kochanków.

Jeżeli to ma być morał, to jestem rozdarta. Bo sam morał jest dobry, nawet bardzo – ale podajesz go raczej publicystycznie, niż literacko.

Chłopak już nawet nie próbował udawać, że ma jakąkolwiek kontrolę nad tym, co się działo.

W sumie niepotrzebne zdanie, ale: Chłopak już nawet nie próbował udawać, że panuje nad tym, co się dzieje.

Robert nie protestował, pomimo klaustrofobii, którą zawsze skrycie wypierał.

…? Co zmienia ta klaustrofobia? I jak wypierać (w sensie psychologicznym) skrycie? Zwłaszcza, że to nie jest mechanizm świadomy? https://widokipsychoterapia.pl/mechanizmy-obronne/ Robert mógł się wypierać, że ma klaustrofobię, ale to z kolei oznacza, że głośno protestował, kiedy ktoś podniósł tę możliwość.

No może pomijając sen, w którym kiedyś Robertowi po takim skoku odpadła głowa.

Czyli nie gwarantowany: No, w jednym śnie po takim skoku Robertowi odpadła głowa.

czy również ruszy sama, czy też sam będzie musiał wcisnąć któryś z guzików

Skąd ta maniera "któryś z"? Wszędzie to widzę ostatnio: czy również ruszy sama, czy będzie musiał wcisnąć któryś guzik.

A może zrobi to któryś z obecnych w windzie ludzi?

Lepiej: A może zrobi to ktoś z obecnych w windzie ludzi?

Nie miał pojęcia skąd nagle wzięła się tu taka ich liczba.

Nie miał pojęcia, skąd się ich nagle tylu wzięło.

mózg człowieka nie potrafi wyobrazić sobie nieistniejących twarzy

Mózg niczego nie potrafi sobie wyobrazić, to tylko hardware.

by podświadomość mogła sięgnąć po nich do pamięci w dowolnej chwili.

Niezgrabne.

Kiedy drzwi zamknęły się za Robertem, jego dylemat odszedł w niebyt.

?

Poczuł znajome uczucie

Masło maślane.

Wyświetlacz znajdujący się pod sufitem nie pokazywał jednak cyfr rosnących, tylko malejące.

Pustosłowie: Wyświetlacz pod sufitem nie pokazywał jednak cyfr rosnących, tylko malejące.

mózg podczas snu nieszczególnie potrafił

Prawdy (albo poglądy) ogólne w czasie teraźniejszym: mózg podczas snu nieszczególnie potrafi.

w jakkolwiek sensowną całość

Wszelkie "jakkolwiek" i pokrewne 99 razy na sto są pustosłowiem.

Jednak, kiedy wraz z malejącymi liczbami zbliżającymi się już do minus tysiąca w windzie zaczęła spadać temperatura

Liczby spadały? Bo to wynika z budowy zdania: Jednak, kiedy w miarę, jak liczby zbliżały się do minus tysiąca, w windzie zaczęła spadać temperatura.

coraz trudniej było sobie tłumaczyć to wszystko brakiem logiki

Co to jest "logika"? https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842862 oraz Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, nie wiem nawet, od czego zacząć po takiej liście. Usprawiedliwiać się faktem, że tekst ma ponad rok, raczej nie wypada. Dziękuję za listę rzeczy, na które zwrócę uwagę przy poprawce zarówno tego tekstu, jak i kolejnych – do takich błędów mam widać największą skłonność. Podobnie zresztą do napuszonego stylu, mimo że wydaje mi się, że hołduję prostocie. Z częścią z Twoich poprawek się nie zgodzę, ale może to dlatego, że tak uparcie bronię tej swojej maniery językowej. Jeszcze raz dzięki za długi i niezwykle pomocny komentarz.

 

PS. Żart z paprotką polega na tym, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej, która nie byłaby zaniedbana i uschnięta.

Ha, ha, to nawet nie jest całość – zapomniałam, że przy obcinaniu postów (co portal robi tak gdzieś około 16 kilobajtów) linki robią takie różne dziwne rzeczy blush W każdym razie moje komentarze zawsze są długie (bywały i na trzy posty). Ale zanim dokleję resztę (bo teraz mogę – chyba…) – cieszę się, że pomogłam ^^

PS. Żart z paprotką polega na tym, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej, która nie byłaby zaniedbana i uschnięta.

Ja moją jedyną paprotkę tak przelałam, że (po ostatecznym rozejściu się moich dróg z jej dawczynią – interpretuj to, jak uważasz) zgniły jej korzenie. Ulubiona_emotka_Baila.

 

Końcówka komentarza:

Sny nigdy jej nie miały, a mimo to potrafiły być straszne.

A jak to się wyklucza? Owszem, można argumentować, że brak logiki nie pozwala na przewidywania, a kiedy nie przewidujemy nieszczęścia, nie ma się czego bać – ale o to Ci chodziło?

Wokół było ciemno choć oko wykol, a winda nie zatrzymywała się nawet na moment.

Ciach: Było ciemno, choć oko wykol, a winda gnała.

jednak z jego ust nie wydobyły się słowa skargi.

?

Musiało być tu więcej ludzi niż przypuszczał i zapewne to powodowało panującą wokół ciasnotę.

Dobra, ale nie rób z czytelnika głupka. Jeśli to racjonalizacje Roberta, pokaż to, np.: Pewnie było tu więcej ludzi, niż myślał. Tak, to na pewno zwykły tłok.

Po chwili jednak na tym samym ramieniu poczuł zęby. Syknął, próbując się odsunąć, jednak w tym samym momencie ktoś schwycił go za łydkę, w niej również zatapiając siekacze i kły.

…?

Robert usiłował krzyknąć – i oczywiście nie udało mu się to.

Ale to ma być straszne, czy ironiczne? Straszne: Robert usiłował krzyknąć przez zaciśnięte gardło. Ironiczne: Robert usiłował krzyknąć – i, oczywiście, nic z tego.

Uświadomił sobie jednak również, że ma też problem z zaczerpnięciem tchu.

Bardzo kliniczne.

Tłum zaciskał się wokół niego, odcinając drogę ucieczki i dostęp do tlenu, najwyraźniej coraz bardziej rozsmakowując się w jego ciele.

…?

na sekundy przed zamknięciem oczu Robert nie miał i nie mógł mieć pewności czy znika jedynie na moment czy na zawsze.

Sekundy przed zamknięciem oczu Robert nie miał i nie mógł mieć pewności, czy znika na moment, czy na zawsze.

 

Są powtórzenia (w tym mylące – "chłopak" to oznacza Roberta, to – niespodziewanie – chłopca ze snu), potknięcia stylu – to się wypoleruje, ale w tym celu musisz pamiętać, że każdy frazeologizm (i wiele zbitek) jest metaforą – przywołuje obraz. Na przykład "wysforować się" można tylko do przodu, bo chodzi o wyrywające się przed myśliwych, niecierpliwe psy. Poza tym tekst jest przegadany – próbujesz dookreślać różne rzeczy, ale niepotrzebnie. Sporo niepotrzebnego patosu, słów z wyższej półki, które wyglądają nie mądrze, tylko niezręcznie, zwłaszcza, że wielu z nich po prostu błędnie używasz. Tak więc na razie – uprość język.

 

Teraz sedno merytoryczne. Otóż – o czym jest ten tekst? Na początku – o ciut szalonych naukowcach. Potem jakoś tak skręca w stronę moralitetu (że nie należy oceniać ludzi po pozorach) ze współczesnym, politycznie poprawnym smrodkiem dydaktycznym, a kończy jako niespecjalnie straszny horror. Niby wszystko to wiąże nić przewodnia – tj. bohater jest onejronautą, więc może go spotkać cokolwiek (a im więcej masz możliwości, tym trudniej, nie łatwiej) – ale w sumie nie mogę nawet skrytykować kompozycji, bo tu nie ma czego zakomponować.

 

O czym chciałaś opowiedzieć?

Temat snu daje niezwykłe możliwości.

I właśnie dlatego dla debiutanta jest o wiele za trudny. Faktycznie "sen" w literaturze nie jest snem – w opowiadaniu wszystko powinno czemuś służyć i mieć jakiś sens (zob. https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/RealDreamsAreWeirder ), a prawdziwe sny sensu nie mają (choć zapewne czemuś służą). Większości ludzi nie obchodzą cudze sny – mają własne.

Nick Babcia Jezusa na pewno nie ma nikogo obrażać, pochodzi od mojego imienia, ale pewnie go zmienię, jak przyjdzie mi coś lepszego do głowy.

Aniu, jeśli mogę sobie pozwolić na taką familiarność – dwie sprawy. Praktyczna – to forum powstało w czasach, kiedy Internet płynął akweduktami :) i zmiana nicka wcale nie jest taka łatwa. Musisz się zwrócić do administracji. Mniej praktyczna (a może?) – oj, trochę ten nick jednak w nienajlepszym guście. A jeśli nie masz wyczucia takich spraw, koniecznie musisz je sobie wyrobić – bez tego nie dasz rady pisać.

PS. Szczerze nie wiem, jak odpowiadać tutaj na komentarze, więc radzę sobie jak umiem :>

Ot, po prostu – to jest forum ludzi równych. Nie bój się, nie kozacz, a dasz radę :)

Sprzęgnięcie i/lub interakcje dwóch psychik

Tylko za dużo go nie było – jasne, Robert kręci się w podświadomości Krzysztofa, ale poza tym, że czasami traci kontrolę, w sumie nic się nie dzieje.

niestety mam brzydką skłonność do postrzegania absurdu jako fantastyki

Czy brzydką. Fantastyka jest najzupełniej logiczna (p. link powyżej). A sen – nie. I to jest pierwsza, zasadnicza różnica.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, poprawiłam tekst zgodnie z Twoimi wskazówkami, jednak pytanie, jaki ma to sens, jeśli sam tekst go nie ma. Jednak, jak już wspomniałam, będę pamiętać o tych radach w przyszłości i może wtedy też wrzucę tutaj coś ciekawszego. Jeszcze raz dzięki!

 

PS. Mam nadzieję, że mały mem nie będzie kozaczeniem.

pytanie, jaki ma to sens, jeśli sam tekst go nie ma

To ma sens, bo dzięki temu przyszłe teksty będą lepsze :) Ja też się tak często czuję, ale mądrzy ludzie powiadają – żadne napisane słowo nie jest marnotrawstwem czasu. Każde czegoś uczy heart

A mem podsumowuje ponad tysiąc postów XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Babciu!

 

To tak, jestem fanem absurdu, a dodatkowo imiennikiem promotora, więc już na starcie kupiłaś mnie, jak paczkę żelków. 

 

Na studiach eksperymentowałem trochę ze świadomym snem, więc tematyka nie jest mi obca. Szczęśliwie w moim przypadku "sprawy" nie zaszły tak daleko. Tekst czytam już po łapankach niezrównanych Regulatorzy i Tarniny, więc językowo jest solidnie, czytałem beż zgrzytów.

 

Zakończenie trochę w stylu Incepcji (w sumie reszta fabuły też:P), więc wyszło naprawdę fajnie. Może nie mocno odkrywczo, w końcu zabieg "nie ma pewności, czy bohater był dalej we śnie i co z nim się naprawdę stało" jest często wykorzystywany, ale mi to nie przeszkadzało.

 

Bardzo udany debiut, klikam do biblioteki.

 

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

cezary_cezary, to jedno z moich ulubionych imion więc pewnie jeszcze kiedyś gdzieś się pojawi. Dziękuję za „kliknięcie”! Bardzo mi miło :>

Hej,

 

Gratuluję debiutu :) chciałbym tak pisać mając 20 lat, zazdro ;)

 

w chęci chęci przeżycia czegoś niezwykłe

 

Co do zmiany nicka, podrzucę mema:

 

Eskalacja? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciiii… może trochę angelangel

grzelulukas, tekst jest stosunkowo stary, mam nadzieję, że stać mnie na coś więcej. Niestety oswoiłam się już z możliwościami technicznymi NF i będę zmuszona do końca zmagać się z konsekwencjami niektórych decyzji (i niechęcią niektórych użytkowników).

Oj, zaraz niechęcią :P Takie jest życie, nie? Decyzja wygląda na błahą, a tu zonk… wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, widać za bardzo przyzwyczaiłam się do wattpadowych realiów, gdzie nazwa taka jak moja nie jest szczególnie szokująca.

Ulubiona_emotka_Baila

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Napisane z humorem. 

W pewnym momencie trochę się pogubiłem, kto aktualnie kontroluje przebieg zdarzeń, Robert, czy Krzysztof. Albo to celowy zabieg – plus dla Ciebie, albo w trakcie lektury odpłynąłem gdzieś myślami.

Fajnie wyszło, gdy, czytając, powoli odkrywamy, że ten lekceważony obiekt numer jeden, ma bardziej skomplikowane i ciekawsze życie wewnętrzne niż się wszystkim wydawało.

AP, zabieg ze zmianą perspektywy był celowy, choć faktycznie mogło wyjść to chaotycznie. Dzięki za przeczytanie i komentarz

zabieg ze zmianą perspektywy był celowy

Co do tego nie miałem wątpliwości. Zastanawiałem się tylko, czy moje (czytelnika) zagubienie było celowo sprowokowane i pożądane przez Ciebie (autora), bym lepiej wczuł się w położenie bohaterów.

Hej! Podobało mi się, czułem tutaj vibe przede wszystkim “The Evil Within”, choć nie wiem, czy było to zamierzone : ) Trochę szkoda, że nie wiadomo, co stało się dalej – choć z drugiej strony to zupełnie tak, jak z prawdziwymi snami, czasem się po prostu urywają.

 

Malutkie uwagi/literówki, jakie znalazłem:

którego głową był właśnie taki Krzyszotof

literówka w imieniu

Robert nie wiedział, cykli snu już minęło, być może

ile cykli snu już minęło?

 

Nowa Fantastyka