
Witajcie. Mam nadzieję, że dobrze wszystko powpisywałam. :)
Nie doszukuj się zrozumienia. Otwórz oczy, uwolnij umysł, uruchom wyobraźnię i pozwól tekstowi płynąć . Subiektywne odczucia niech wejdą pod skórę i dadzą efekt, o jaki mi chodziło. :)
Witajcie. Mam nadzieję, że dobrze wszystko powpisywałam. :)
Nie doszukuj się zrozumienia. Otwórz oczy, uwolnij umysł, uruchom wyobraźnię i pozwól tekstowi płynąć . Subiektywne odczucia niech wejdą pod skórę i dadzą efekt, o jaki mi chodziło. :)
Spowolniłem oddech do takiego stopnia, że słyszałem nie tylko przyspieszone bicie serca, ślinę zwilżającą wyschnięte gardło, ale i korniki, które przegryzały deski, torując sobie drogę do wyjścia. Ja… niestety byłem od tego daleki i miałem tego świadomość, odkąd uniosłem powieki i uderzyłem czołem o coś twardego i nisko usytuowanego. Nie byłem w stanie stwierdzić, gdzie jestem i jak długo. Jedyne, za co dałbym sobie rękę odciąć, to realizm sytuacji i przeszywający ból w niemal całym ciele. Promieniował, kłuł i utrudniał skupienie myśli.
Ostatnie, co pamiętam, to niezrachowany szot, który przestał sprawiać przyjemność i jedyne, co odczuwałem, kiedy ściekał przełykiem i rozgrzewał bebechy, to coraz większa ociężałość i senność. Po raz pierwszy wybrałem ten rodzaj znieczulenia. Po krachu na giełdzie i stracie wszystkiego, nie wliczając odzienia, które okrywało moje szczupłe ciało, świat, w którym miałem wszystko na skinienie ręki, zniknął za horyzontem. Przygasł jak słońce, które nie zdołało umknąć przed jedyną, niezbyt dużą chmurą na błękitnym niebie.
Co było dalej? Właśnie próbuję sobie zwizualizować, lecz poza czernią i niesymetrycznymi, srebrnymi niteczkami na źrenicach, nie ma niczego więcej, a mózg nadal faluje i walczy ze sztormem, który wywołałem, kumulując procenty. Zapewne zawędrowałem do jakiejś rudery, wpadłem do dziury i z moim szczęściem, zostałem przywalony. To by tłumaczyło, dlaczego nie mogę się ruszyć, a powietrze pachnie stęchlizną, która drażni nos i osiada na włoskach.
Nie czułem nóg i kiedy próbowałem, cokolwiek wypatrzeć w tej ciemnej i ciasnej przestrzeni, strzelając wytrzeszczonymi oczyma na tyle, na ile pozwalało wychylenie, szybko doszedłem do wniosku, że szkoda zachodu. Nie byłem w stanie głębiej odetchnąć, a co dopiero dźwignąć ciężką pulsującą czaszkę, by zobaczyć coś lepiej i wyraźniej. Coś zaswędziało w okolicach skroni i szczypało po małżowinach – słyszałem świstanie w uszach.
Wydąłem poliki, wstrzymałem oddech i próbowałem przepchać kanaliki słuchowe – dźwięki dobiegały, jakby skrzypce straciły ostatnią strunę i smyczek tarł po śliskiej okleinie. Przeszły mnie dreszcze, chociaż temperatura na pewno przekraczała dwadzieścia pięć stopni… no osiem…
– Naaa…
„Co jest”?
Nie mogłem otworzyć ust. Wszystko zgrzytało i odnosiłem wrażenie, że czegoś mi brakuje. Próbowałem wypchnąć język – opór.
Szurgot, kasłanie i lekkie stąpnięcia gdzieś niedaleko. Spiąłem mięśnie i zmusiłem ciało do współpracy. Cisza. Zamknąłem oczy. Zaczęły łzawić od wysiłku. Niepotrzebnie to zrobiłem. Niepotrzebnie wziąłem oddech, bo nie usłyszałem zgrzytu, a ulżenie piekącym gałkom nie pozwoliło wyłapać jasności wypełniającej moje tymczasowe łoże.
Za to poczułem. Zimne ręce pochwyciły mnie w okolicy klatki piersiowej i wyszarpnęły z odmętów. Odruchowo otworzyłem oczy ciekaw wybawcy, jednak, zanim przywykły do nowego oświetlenia, dotarło do mnie, że trafiłem do piekła. Podłoże, po którym zostałem przeciągnięty, paliło i zdzierało skórę z pleców, a otoczenie, gdzie poza skąpymi promieniami słońca i tonami piachu nade mną, wokół mnie, nie zauważyłem niczego więcej. Mięśnie spały, a odruchy obronne potrzebowały doładowania, potężnej dawki adrenaliny, której przez zaburzenia świadomości, nie potrafiłem odnaleźć w gąszczu korytarzy i wtyczek niepasujących do gniazdka widniejącego na samym środku karuzeli.
Po co tyle tego w siebie lałem? – pomyślałem i wykrzywiłem usta; dopiero teraz, kiedy spojrzałem w dół, dostrzegłem kawałek ciemnego materiału wystającego z ust. Kneblował i utrzymywał w jamie ustnej coś twardego i ostrego. Bałem się przełknąć ślinę w obawie, że wraz z nią, to, co tam tkwiło, dotrze do rozwidlenia i mnie udusi. Nie musiałem – szmata chłonęła płyn jak gąbka.
Zostałem porzucony, a szerokie ramiona, które dostrzegłem, podnosząc wzrok, malały z każdym wyłapanym odgłosem.
– Buuu…
Chciałem, aby został, ciągnął dalej, pomimo bólu przeszywającego do szpiku kości. Byłem taki nieporadny, niezdolny zapanować nad wizją powolnej i usłanej cierniami śmierci.
Rezygnacja przyszła znikąd. Wlazła pod skórę i zaczęła przejmować prym nad receptorami, wyłączając po kolei pracujące komórki. Burczałem, lecz nikt mnie nie słyszał. Nie miałem pewności, czy nieznajomy jest tam nadal, czy może siedzi już przed telewizorem i przykłada otwieracz do kapsla. W moim mniemaniu psyk, który tej czynności towarzyszy, jest głośniejszy niż ja. Dziewięćdziesiąt dziewięć kilo niemej wagi i bezsilności.
Jest, wrócił. Na widok postawnego mężczyzny serce odtańczyło kankana, a płuca zaszeleściły jak skrzydła motyli. Jak szybko zostały porozrywane, a obcasy w butach poodpadały. Wyczułem na sobie czarne spojrzenie, ale to, co wyłapałem, kiedy prześlizgiwałem się oczyma po wychudzonej twarzy, postawiło na baczność wszystkie włoski.
– Nie – zabulgotałem.
Twarz pokryta bliznami i pozbawiona części nosa wydychała mi na poliki nieświeży oddech. Głowa przechodziła ze strony prawej na lewą, lecz w tle nie było słychać muzyki. Paznokcie, które zbyt długo nie widziały nożyczek, muskały moją drżącą brodę i pociągały za czarny zarost. W kącikach oczu poczułem wilgoć, a parę kropel skapnęło na wysuszoną, czerwoną skórę nieznajomego. Ociekała krwią.
Dostałem z liścia i poleciałem na prawy bok. Ucisk na barki i mocne szarpnięcie. Znów na mnie patrzył – ja nie. Ściskałem powieki; na marne. Dotyk na skórze był szorstki, a nacisk na przynosowe zatoki potężny. Nie wytrzymałem – wytrzeszczyłem oczy do granic możliwości.
„Jak? Kiedy”? Leżałem na stole, a nie poczułem, aby mnie przenosił. Miałem mroczki przed oczami, lecz nie zakłóciło to odczucia lepkości i ciepła wokół warg. Knebel zniknął – uzębienie również. Z trudem rozwarłem szczękę i wyplułem pozostałości. Doliczyłem się pięciu tuż obok ucha.
Wszystko było jasne. Nie bolało, to było najdziwniejsze. Dlaczego? Kiedy wiekowa strzykawka utkwiła w udzie, zrozumiałem. Panika osiągnęła apogeum, a serce coraz ostrzej kołatało w piersi. Na domiar wszystkiego kącikiem oka wypatrzyłem szarą, postrzępioną kartkę.
„Seryjny morderca uciekł z zakładu zamkniętego i już kolejnego ranka zebrał żniwo”.
Grdyka tarła w przełyku, język wysechł, a spazmy mną miotające przypominały napad padaczki.
„Co mi zapodałeś”? – myślałem. Pot wychodził ze mnie jak z wyciskanej cytryny. Kończyny odmówiły posłuszeństwa, jedynie szyja jako tako pracowała.
„Co, do diabła”?!
Nie miałem na to wpływu, popuściłem. Nie wiem, może miałem omamy albo garbaty cień naprawdę przemknął obok mnie. Lodowate powietrze wpełzło przez pory i szczypało tuż pod skórą.
– Uuu… – Coś gorącego ściekło mi na czoło.
Trach. Bełkoczę i potrząsam głową. Pali, serce niemal nie rozerwie żeber, a oddech przekracza prędkość sunącego światła. Podnoszę oczy i ślepnę. Wyczuwam całym sobą, jak gałki opuszczają oczodoły, a to, co je ciągnie, istnieje i ma szpony okazalsze, niż najdorodniejszy z orłów.
Krzyczałem całym sobą, lecz przez spuchnięte dziąsła wylatywały jedynie porozrywane litery, nietworzące niczego, co można byłoby odczytać.
„Dlaczego”?
Kara za to, że wsadziłem kosę jednemu z dyrektorów, który zamiast udzielić podpowiedzi, pomachał plikiem banknotów i stwierdził: „Właśnie wyjąłem z pańskiego konta. Resztę mają inni”.
Głęboki wdech, chłodne powietrze zabrało wspomnienie, zastępując je jeszcze gorszym koszmarem. Ktoś wszedł. Słyszałem, jak szura butami – były ewidentnie za duże. Zacząłem rozumieć powagę zagrożenia i przestałem karmić mózg wyobrażeniami opoja, który z żuka zrobi słonia. Jednak czy na pewno wytrzeźwiałem? Nie byłem pewien. To, co krążyło w żyłach, wpływało jedynie na mięśnie, a nie na wyobraźnię. Przecież nie mogłem w przeciągu chwili namalować aż takich urojeń.
Śnię? To jedyne racjonalne wytłumaczenie. Jednak wszystko wokół jest nadto namacalne.
***
– Ojciec! Jakim cudem?
Odpowiedzią był głośny plask, wrzask oraz jęk. Wytężyłem słuch; niedaleko, na wyciągnięcie ręki dochodziło do przemocy… nieustanne razy, wyrzuty oraz postękiwania przechodzące w mgliste szepty.
– Przestań.
Głos proszącego był rozedrgany, wręcz emanował strachem. Tembr wlazł we mnie – drżałem. Zapadła taka cisza, że jedyne, co odbijało się od piaskowych ścian, to szczęk zębów i świszczący oddech.
Karuzela w głowie stopowała – najcichsze szurnięcia, przeszywanie powietrza gestami, docierało do mnie ze zdwojoną siłą. Zapomniałem o wymysłach i próbowałem wyłapać realia. Jeden ze zmysłów odszedł w zapomnienie. Jak mi go brakowało! Marzyłem, aby czas wykonał pętlę, oddał co moje, abym mógł zapamiętać tych, którzy mi to zrobili. Rewanż… ponoć w kolorach smakuje najlepiej. Dlaczego o tym pomyślałem? Szarości nastrajają pesymistycznie; tak właśnie miałem.
Jeszcze…
Czerń, niewiedza, odurzenie i niechybna śmierć; lecz to nie koniec. Istnieje przecież ciąg dalszy. Gdzieś tam nade mną… na pewno, nie zasłużyłem na piekło.
Głusza. Wolałem hałas, przynajmniej odnajdowałem się w tym wszystkim. Teraz co? Gdzie wszyscy, co planują?
Gorąc powrócił, wisiał i właził powoli przez zaciśnięte pory. Płonąłem, jednak w sposób, który z ogniem miał niewiele wspólnego. To wszystko kotwiczyło we mnie, rozpychało mięśnie i torowało drogę do głębi. Coraz intensywniej i pazerniej.
„Uratuj mnie” – usłyszałem w głowie.
Każda literka charcząca, cierpka… jednak pomiędzy wierszami wyłapałem nadzieję. Nie byłem sam i nie zwariowałem. Wiedziałem, cień był prawdziwy i stanowił dla mnie jedyną formę ucieczki, obrony… nieważne, jakim kosztem. Nie miałem nic do stracenia. Tak mocno pragnąłem żyć.
Otworzyłem umysł – zespojenie nastąpiło zaraz po mrugnięciu; odzyskałem wzrok. Czerwone zarysy były jak powiew świeżego powietrza. Pulsowały, zmieniały natężenie… serce jednego z tutaj obecnych biło szybko; za szybko, a pozostałe kształty były obkurczone.
Odzyskałem siebie. Piękne uczucie móc na powrót ruszać palcami i oderwać plecy od twardego podłoża. Po sflaczałym ciele pozostało jedynie wspomnienie i mokra plama na niewyheblowanych deskach.
Wstałem, wywołując małe zamieszanie. Tego z bliznami na twarzy nie widziałem, był zamazany, za to tego, który stał obok, już owszem, i to nadzwyczaj wyraźnie, lecz nie powłokę, tylko to, co skrywał. Przerażenie zamazało hardość, którą dosłownie przed chwilą z siebie wyrzucał. Skruszał… był zaskoczony.
– Gdzie on jest?! – ryknął i pochwycił blady kształt za fraki. – Głupcze, wypuściłeś go i kto to jest?! Dlaczego jeszcze żyje i co zrobiliście z jego twarzą? Poszedłeś w moje ślady i jakim cudem znalazłeś to miejsce? Śledziłeś mnie? Uległeś jego namowom?
Bez odpowiedzi.
– Powiedz coś! Zaprzecz! Życie w jego cieniu to piekło! To niszczyciel! Synu! Ilu zabiłeś?
– Pięciu – wycharczał. – Zmusił mnie.
Był podduszony. Jego głos był nijaki. Nie rozumiałem, dlaczego jest taki niewyraźny, bezkształtny. Stojąc z boku i widząc nieswoimi oczami, miałem na źrenicach czerwone pracujące mięśnie atakujące próżnię.
– Gdzie on jest!? Skup się, to ważne. Muszę go odesłać i odzyskać życie. Nie wrócę do psychiatryka… nie wrócę.
– Nie wiem – brzmiał szczerze.
Coś we mnie uległo zmianie. Szczęście odleciało jak białe pręciki z przekwitniętego mlecza, wiedzione podmuchami wiatru. Opadały, gdzie popadnie. Ja również upadłem – psychicznie. Przejmowałem drastyczne wspomnienia ociekające krwią i wypełnione trwogą mordowanych. W normalnych okolicznościach zapewne bym upadł, jednak nadal stałem, lecz nie na własnych nogach. Nie czułem ich – w ogóle przestałem, cokolwiek czuć. Jedynie serce pracowało, ale jakby pod przymusem. Zacisk – rozkurcz – zacisk – ból rozrywający pierś.
Byłem obserwowany. Wyraźnie słyszałem obce myśli, wypowiadane w pośpiechu. Ten, który je przekazywał, wiedział, co robi. Próbował mi pomóc albo…
„Wypędź go. Walcz” – tyle. Jeszcze coś tam mogłem i omijając bariery w mózgowym labiryncie, podjąłem wyzwanie.
Słyszałem modły, wsparcie i…
Przegrałem, zostałem spalony żywcem, a roztopione wnętrze chlupało i przelewało się w ciele, szumiąc niczym wzburzony ocean. Nastał mój koniec? Nie! Przecież oni przeszli przez to samo i nie wyglądali na martwych. Bzdura! Nie wszystko było takie samo. Mieli oczy.
To jedynie iluzja. Chce, abym uwierzył, pomyślałem.
„Nie walcz, to na nic”. – Zacharczało w lewej półkuli.
„Wpuściłeś mnie, więc należysz do mnie. Jesteś silny i tyle w tobie gniewu. Rozładuj frustrację. Wiem, że chcesz”.
Odczytywał moje najskrytsze pragnienia. Kusił i wizualizował. Widziałem, co potrafi. To było obrzydliwe, a zarazem takie podniecające.
„Zabij, zabij”!
Nacisk na czaszkę przybrał na sile. Już nie byłem wirem cieczy. Zyskałem z dwadzieścia kilo twardej stali. Wypychała skórę, ziębiła i tak kurewsko zachęcała do czynu. Zacisnąłem pięści i westchnąłem.
„Nie”! – ryknąłem.
Sekunda, druga, wyrzuciłem ręce do góry. Dotknąłem warg; opuchlizna zniknęła, poliki poszły do góry. Miałem zęby. Ostro zakończone – niczym szpilki przepuszczone przez ostrzałkę. To nie wszystko. Dłonie…
– Aaaaaa – huknąłem i zgiąłem ciało wpół.
Jeden zniknął, nawet nie zauważyłem kiedy. Znajdę. Ten drugi nadal tutaj był. Ogrzewał ścianę, tłumiąc oddech.
Spuściłem oczy i utkwiłem spojrzenie w dłoniach. Palce rozczapierzone jak ptasie skrzydła w stanie nieważkości, a na ich końcach czerwona, pomarszczona powierzchnia. Nie miałem paznokci. Próbowałem sięgnąć oczu, uszczypnąć się, gdziekolwiek – bez rezultatu; ani drgnęły. Trybiki napędzające mechanizm zardzewiały albo napotkały przeszkodę.
Rwący ból gdzieś w zgięciach najbliżej uszczerbków przyćmił resztki racjonalnego myślenia. Może już mnie nie było? Niech mnie ktoś obudzi, szarpnie i pozwoli złapać oddech! Płuca potrzebowały tlenu… klatka piersiowa zasysała wszystko w kierunku kręgosłupa. Zakasłałem.
– Co mi robisz?! – agresywnie wydarłem gardło, wyrzucając ciężar.
Odpowiedź nadeszła natychmiastowo. Widok zastąpił słowa… nie były potrzebne. Miałem szpony. Coraz dłuższe i mocniej zakrzywione. Połyskiwały w skąpym blasku naftowej lampy stojącej na drewnianym stoliku.
Przebił się przeze mnie. Byłem machiną sterowaną bez użycia magii. Kontaktowałem, zachowałem część siebie, jednak czy na pewno tego chciałem?
Już nie! Nadzwyczaj szybko pokochałem nowego siebie oraz to, co pasażer na gapę miał mi do zaoferowania. Pragnąłem posmakować wszystkiego. Demon został odpalony. Zemsta będzie słodsza niż miód i na pewno nie stwardnieje. Odwet i satysfakcja nigdy nie idą w pojedynkę.
Ból ustąpił. Wiedziałem, co mam robić. Po to ocalałem, uciekając przed śmiercią. Był jednak problem. Nie byłem w stanie podejść do chłopaka, który coraz intensywniej zdradzał obecny stan ducha. Nie krzyczał, jedynie popiskiwał.
Również nie chciał umierać.
Minąłem go – dostałem pozwolenie. Nie on był celem. Wąski korytarz pokonałem w okamgnieniu. Wyskoczyłem na powierzchnię i otaksowałem okolicę. Bajka. Zamiast drzew, ich mieszkańcy; czerwoni i w ciągłym ruchu. Na prawo coś dużego. Pulsujące serce i krew płynąca zawiłymi rurkami – może jeleń. Całe podłoże falowało; żyło w swoim świecie, emanując fioletami. Szumy, ryki i sapanie. Jest. Daleko nie uciekł.
Euforia osiągnęła apogeum. Już widziałem jego koniec. Realizacja to jedynie dodatek spełniający niepohamowaną żądzę.
Byłem panem, mogłem wszystko. To ode mnie zależało, kogo pozbawię duszy i nadzieję na te przepiękne pazury. Wątpliwości? Strata czasu na głupoty.
„Zabij”!
Odczuwałem lekkość i pewność siebie. Wybawiciel przepraszał i prosił o wybaczenie. Nie umiał cofnąć zła, jednak nie miałem do niego żalu. Podźwignął mnie z dna i ofiarował lepsze życie. Jego oczy widziały więcej…
Już go miałem. Zacisnąłem szpony na barku uciekiniera – zawył i upadł na kolana. Drżał; prąd głaskał moje ciało, a niewidzialne skrzydła chłodziły rozpalone wnętrze. Docisnąłem mocniej – chrobot, przeraźliwy wrzask i urywany oddech.
– Odrzuć go! Nie wiesz, co czynisz! Skończysz jak ja… czterdzieści pięć trupów, obłęd i wyrzuty sumienia. Walcz! Jedyne, co osiągniesz, to miejsce w kolejce do wariatkowa. Naobiecuje ci wiele, jednak nie dotrzyma słowa. Przed pięćdziesiątym umarlakiem zostaniesz porzucony i sprzedany na policję. Przyjmuje ludzkie formy. Wiem, bo widziałem. Wypędź go, dopóki jeszcze możesz. Kiedy potępisz duszę… – Urwał i utoczył krew z buzi.
Tak mocno skupiłem zmysły na jego zatrwożonej twarzy i chęci przekonania, że nie zauważyłem, iż po ramię tkwię w jego ciele, poruszając pazurami. Był taki cieplutki i miękki. Wyszarpnąłem rękę, krew znalazła ujście – upadł na plecy. Oczywiście szpony zebrały żniwo. Słońce prześwitywało przez korony drzew, oświetlając czerwone perełki, które lśniły i skapywały na piach. Było również mięso, które natychmiast strzepałem. Nie byłem kanibalem. Surowe szaszłyki do mnie nie przemawiały, za to gasnące spojrzenie, owszem.
Pochwyciłem w okolicach skroni i wydłubałem wyschnięte gałki. Sturlały się na dłonie i patrzyły na mnie. Były brązowe – tak samo, jak moje stare. Wcisnąłem je sobie w zakrwawione, pokryte skrzepami oczodoły i pomachałem głową; pasowały idealnie, jednak były martwe. Zero kolorów, jedynie czerwień.
„Jeszcze czterdzieści dziewięć i będziesz wolny” – usłyszałem w głowie.
– Nie ma mowy. Moja lista jest dłuższa – przyznałem z sarkazmem. – Nie pozwolę ci odejść.
„Co z tamtym”?
– Nic nikomu nie powie.
Cisza.
„Było coś, o czym jeszcze przed chwilą rozmyślałem. Dlaczego ja? Jednak już nie pragnąłem uzyskać odpowiedzi”.
Zrobiłem zwrot i z szerokim uśmiechem na ustach, ruszyłem przed siebie. Tam gdzieś, w oddali, czekali inni…
Cześć Tygrysica !!
Przeczytałem tekst. No niestety nie wiele z niego zrozumiałem. Po co pisać coś czego nie idzie zrozumieć? Zobaczę jak inni skomentują, ale choć na początku myślałem, że początek jest ciekawy, to później… no niestety mi to nie spasowało. Natomiast jak poprawisz taki styl pisania, może być ciekawie, bo przecież coś chciałaś wyrazić tylko, że ja nie wiem co. :)
Pozdrawiam! Do następnego :)))
Jestem niepełnosprawny...
Cześć,
Przede wszystkim mam lekki problem z narracją. Główny bohater myśli dość abstrakcyjnie, szczególnie zważając na fakt, w jakich się okolicznościach znalazł. Dla mnie było trochę tutaj za dużo tego upiększonego języka i za mało fabuły.
Natomiast widać, że pisać potrafisz i prawdopodobnie szybko zaczniesz tworzyć wciągające historię, bo warsztat masz. Tu wydaje się naprawdę niewiele brakować do świetnego stylu, po prostu mam wrażenie, że upiększeń jest trochę za dużo, a to łatwo naprawić.
Pamiętaj, to mocno subiektywna opinia, bo sam się na pisaniu nie znam :-D
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
dawidiq150, dzięki za przeczytanie i komentarz. Moje teksty właśnie takie są, trudne w odbiorze. Coś pomiędzy chorobami psychicznymi, opętaniem, klaustrofobią itp. Długo myślałam, czy wrzucić tutaj coś w tym stylu.
Jest przypadkowa postać, która miała pecha i trafiła do jaskini zła – nie rozumie, co dzieje się wokół niego. Nadprzyrodzona istota zawładnęła jego ciałem – dosłownie – i wspólnie wykonali wyrok na poprzedniku, który zjawił się w jaskini. Owa istota – nie dotrzymująca słowa – znalazła już nowe ciało i nie odpuści, dopóki zadania – pięćdziesiąt dusz – nie zostaną oderwane od ciała. To cena za odzyskanie własnego ja – lecz opętany ma inne plany – zemsta – i nie ma zamiaru spocząć na pięćdziesięciu.
Nie wiem, czy rozjaśniłam. Niemniej jeszcze raz dzięki za poświęcony czas.
Pozdrawiam. :)
Moja nie rozumieć. :( OK, początek jeszcze w miarę, bohater wpadł do jakiejś dziury. Umarł? Jest w piekle? Czyśćcu? Jednak nie. Co się stało potem – przykro mi, nie wiem. Na końcu chyba stał się czymś w stylu Venoma, tylko bardziej demonicznym.
Może problem wynika z tego, że przez cały czas bardzo mocno siedzimy ,,w butach” narratora, który skupia się głównie na swoich wewnętrznych przeżyciach, a nie na tym, co się wokół niego dzieje. Kwiecisty język nie pomaga. Zwłaszcza, że część sformułowań jest tak ambitna, że trzeba się zastanawiać, do czego się odnoszą. :\
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Młody pisarz, dzięki. Sugestie przyjęte i będę pamiętać, aby mniej kwiecić. Pozdrawiam. :
SNDWLKR, dzięki za ciekawy komentarz. Powoli zaprzyjaźniam się ze stylem opowiadań tutaj publikowanych, aby wyłapać, jak pisać. Z fabułą mam problem, bo gdzieś mi zanika, a skupiam się na stanie umysłu. Pozdrawiam. :)
Nomen omen. Tekst w swojej klasie fascynujący bardzo i równie ciężki.
Szanowni, tu nie ma nic do rozumienia – tam, gdzie budzą się tej klasy
upiory, rozum siedzi cichutko…heh. To jest do czucia… Oczywiście, jak
się lubi takie klimaty. Do tego sprawnie napisane. Nie przepadam, ale
naprawdę godne tegoż drapieżnika…
Dum spiro spero. Albo coś koło tego...
Hmmm. Zgadzam się z przedpiścami – niewiele z tekstu zrozumiałam.
Inna sprawa, że nie przepadam za strumieniami świadomości, a ten tutaj jest dość czysty.
Całość wypada na bardzo szarpaną. Narrator myśli inaczej niż ja i to też nie ułatwiało lektury.
Gazeta była sprzed dwóch dni.
Skąd wiedział, jaka jest data, skoro dopiero co powitał się z rozumem?
Babska logika rządzi!
„Seryjny morderca nawiał z zakładu zamkniętego i już kolejnego ranka zebrał żniwo”.
Ok, gazety od dawna zeszły na psy, ale wyobrażasz sobie taki tytuł w prawdziwej gazecie?
Ogólnie, ciekawa próba, ale trochę tu za dużo, hmmm, niezgrabności, typu: “Ja… niestety byłem ku temu daleki.”
Literatura jest jak horror. Może musisz napisać pięćdziesiąt opowiadań, żeby urwać głowy krytykom?
Nie poddawaj się, pisz, szlifuj warsztat.
Do następnego!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Fascynator, dzięki. Właśnie o to w tym tekście chodzi, o odczucia. :)
Finkla, dziki. Bohater był jeszcze w stanie upojenia, więc nie mogło minąć dużo czasu od uprowadzenia i umieszczenia w skrzyni, stąd świadomość dat. :)
Andyql, dzięki. Tak myślę, że skoro jest aż tak niebezpieczny, to tytuł w gazecie jest jak najbardziej realny, zwłaszcza że nie zabijał w typowy sposób. :)
Odniosłam wrażenie, że on odpływał i się budził więcej niż raz. Ale mogę się mylić albo źle pamiętać.
Babska logika rządzi!
Tygrysica, może po prostu czytamy inne gazety. :) Powodzenia!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Finkla, był świadomy cały czas, odkąd odzyskał przytomność. Interpretacja jest otwarta i każda rada mile widziana. Pozdrawiam.
Andyql, na to wychodzi. Następnym razem będę miała na uwadze takie szczegóły. Pozdrawiam! :)
Hm… najpierw myślałem, że miał delirkę albo ciężkiego kaca. Potem może, że nawywijał na giełdzie i wzięli się za niego za długi, a potem to już nie wiem :) Całkiem zgrabnie napisane, ale jeśli przekaz oznaczyłaś “Nie doszukuj się zrozumienia”, to już wiedziałem, że nie będzie dla mnie. Rzadko odbieram literaturę uczuciowo, jeśli coś nie poddaje się logicznej obróbce, to słabo do mnie trafia.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Marcin Maksymilian, dzięki za komentarz. :)
Przykro mi to mówić, Tygrysico, ale i ja nie pojęłam, co miałaś nadzieję opowiedzieć. Pocieszam się jednak, że Twoje przyszłe dzieła będą bardziej zrozumiałe, a ich lektura satysfakcjonująca.
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.
Ja… niestety byłem ku temu daleki… → Ja… niestety byłem od tego daleki…
Ku czemuś można się zbliżać, ale nie można być dalekim ku czemuś.
…strzelając wytrzeszczonymi oczyma na tyle, ile pozwalało wychylenie… → …strzelając wytrzeszczonymi oczyma na tyle, na ile pozwalało wychylenie…
…a co dopiero dźwignąć ciężką pulsującą czaszkę w celu lepszej i ostrzejszej widoczności. → A może: …a co dopiero dźwignąć ciężką pulsującą czaszkę, by zobaczyć coś lepiej i wyraźniej.
…poza skąpymi promieniami słońca i tonami piachu nade mną, wokół nie wszędzie nie było niczego więcej. → Skąd wiedział, że nie wszędzie?
Po co tyle tego w siebie lałem? – pomyślałem… → W dalszej części tekstu zapisujesz myśli w inny sposób. Proponuję ujednolicić zapis.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
…kawałek ciemnego materiału wystającego z buzi. → …kawałek ciemnego materiału wystającego z ust.
Buzię mają dzieci.
…pomimo bólu rozwarstwiającego kości. → W jaki sposób ból rozwarstwia kości?
Byłem taki nieporadny, niezdolny wypaczyć z głowy kiełków powolnej i usłanej cierniami śmierci. → Na czym polega wypaczenie czegoś z głowy?
W moim mniemaniu „Psyk”, który tej czynności towarzyszy… → Dlaczego wielka litera i cudzysłów?
…wydychała mi na poliki parudniowy obiad. → Skąd wiedział, że to obiad, a nie inny posiłek?
„Uratuj mnie” – usłyszałem w głowie. → Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.
– Aaaaaa – huknąłem i zgiąłem ciało w pół. → – Aaaaaa! – huknąłem i zgiąłem ciało wpół.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Kiedy-w-pol-a-kiedy-wpol;18619.html
Nie krzyczał, jedynie popiskiwał zaciśniętym głosem. → Można mieć zaciśnięte gardło, ale chyba nie głos.
…ofiarował „LEPSZE’’ życie. → Dlaczego wielkie litery i cudzysłów?
…zawył i legł na kolanach. → Obawiam się, że leżenie na własnych kolanach jest raczej niemożliwe.
Kiedy potępisz duszę… – urwał i utoczył krew z buzi. → Skoro urwał, to przestał mówić, więc: Kiedy potępisz duszę… – Urwał i utoczył krew z ust.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Oczywiście rozstaw szponów zebrał żniwo. → Żniwo mogły zebrać szpony, ale chyba nie ich rozstaw.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, dziękuję za przeczytanie i podanie linków, abym mogła poczytać i ulepszyć styl. Cały czas się uczę i wyciągam wnioski z każdej podpowiedzi. Jak to oznaczyłaś, widzę, że jest słabo, a niektóre zdania złe technicznie. Co do wyrazów w cudzysłowie, to chodziło mi o wyszczególnienie, położenie nacisku. Widzę, że muszę bardziej zwracać uwagę na określenia i ich znaczenie.
Co do zrozumienia, rzeczywiście niewiele osób ten tekst rozumie. Zaraz poprawię błędy i biorę się do czytania. Pozdrawiam. :)
Bardzo proszę, Tygrysico. Miło mi, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dołączam do grona tych, którzy nie zrozumieli tego tekstu Myślę, że jak się dopiero zaczyna pisać, to lepiej używać raczej dość prostego, mniej kwiecistego języka, później można trochę poszaleć, poeksperymentować.
pusia, dzięki za przeczytanie i komentarz. Wiem już, jakich tekstów nie wrzucać – a parę w tym stylu mam. Piszę od jakiegoś czasu i kładę nacisk na psychologię i niezrozumiałość intelektu osób chorych psychicznie, aby ukazać, co się z nimi dzieje, może dlatego tekst jest trudny w odbiorze. Pozdrawiam i miłego wieczoru :)
Tygrysico, rozumiem Twoje zainteresowania i chęć pisania opowiadań z, jak mówisz: naciskiem na psychologię i niezrozumiałość intelektu osób chorych psychicznie, aby ukazać, co się z nimi dzieje, ale zważ, że to jest strona Nowej Fantastyki – oczekujemy historii fantastyczych.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, wiem, dlatego już takich tekstów nie będzie. :) Kolejny jest inny. Pozdrawiam. ;)
OK, Tygrysico. W takim razie czekam na nowe opowiadanie. :)
Powodzenia!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, już jest. :)
Istotnie, Tygrysico. Niebawem przybędę. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Na początku było fajnie. Ciekawy język i dużo przemyśleń bohatera. Gdy pojawił się facet z blizną na twarzy, ten styl narracji zaczął mnie męczyć, wskutek czego nieco się zamotałem, by odzyskać skupienie w momencie przemiany bohatera w potwora.
Jest tu potencjał na dobrą opowieść, lecz w mojej opinii jej obecna forma jest zbyt ciężkostrawna.
Pozdrawiam i lecę pod Twój drugi tekst :)
Storm, dzięki za komentarz. Ciężkostrawności już nie będzie. Pozdrawiam. :)
Druga część bardziej przypadła mi do gustu. Jest trochę interpunkcji nie tam gdzie trzeba, ale starałem się skupić na treści. Czekaj… Jak to napisałaš? Sunące światło? Trochę nietrafione zestawienie :-) Nie przestraszyłaś mnie. Pozdrawiam ☺
Hesket, dzięki za komentarz. Tutaj nie chodziło o przestraszenie, lecz bardziej o sugestywne odczucia. Co do interpunkcji i ogólnego stanu technicznego, wiem, że są błędy. Cały czas nad tym pracuję i pogłębiam zasady, chociaż idzie mi to mozolnie. :)
Nie przejmuj się :-) Mnie też. Pozdrawiam.