Mężczyzna z zainteresowaniem obserwował, jak napędzany mechanizmem młyńskim płócienny ekran projekcyjny powoli rozkłada się na bambusowym stelażu. Gdy został już całkowicie naciągnięty, na samym środku rozbłysła niewielka żółta kropka, która zaczęła wirować i rosnąć, aż wypełniła cały ekran. Następnie pojawił się napis: „System HERAKLES – przyszłość zarządzania odnawialnymi źródłami energii”.
Gdy litery znikły, płótno wypełniły migawki przedstawiające sielskie krajobrazy: lasy, górskie potoki, łąki i pastwiska. To wszystko w akompaniamencie muzyki klasycznej i śpiewu ptaków. Pieprzona sielanka, pomyślał.
Mężczyzna splunął, a na twarzy pojawił się grymas, jakby nadepnął bosą stopą na szyszkę. Za plecami usłyszał śmiech, odwrócił się jak na komendę. Zobaczył, ubraną w śnieżnobiałą lnianą tunikę, kobietę, której twarz, tutejszym zwyczajem, była skryta za welonem. W jej nogę wtulała się dziewczynka, na oko dwuletnia.
– Robi wrażenie, nie uważa pan? – zapytała kobieta, wskazując ekran.
– Owszem, jeżeli to prawda.
– Dlaczego miałoby być inaczej?
– Praca dziennikarza nauczyła mnie dwóch rzeczy. – Dla podkreślenia wagi swoich słów, uniósł palec wskazujący. – Nic, powtarzam, nic, nigdy nie jest tak piękne i prawdziwe, na jakie wygląda z pozoru.
– A druga rzecz?
– Wystarczy jedna. – Widząc minę kobiety, wyrażającą mieszankę rozbawienia i powątpiewania, dodał: – „Nic” padło dwukrotnie, musi wystarczyć.
– Rzeczywiście, musi. Coś mi się jednak wydaje, że Herakles może okazać się wyjątkiem od pańskiej reguły, proszę tylko dać mu szansę.
– Zobaczymy.
– Ach, gdzie moje maniery! – Teatralnie uderzyła dłonią w czoło i wyciągnęła rękę. – Eleodora.
Słysząc to, momentalnie się wyprostował, pojedyncza kropla potu spłynęła mu po czole.
– Nie wiedziałem, że przyjmie mnie sama pani dyrektor. Przepraszam najmocniej, nie poznałem. W co oni grają?
– Ależ doprawdy, proszę sobie nie robić wyrzutów. Ostatecznie, raczej trudno rozpoznać kogoś, kto ma zasłoniętą twarz – zachichotała. – Darujmy też sobie formalności i tytuły. Jak mówiłam, jestem Eleodora. – Ponownie wyciągnęła rękę. – A ty, dziennikarzu, jak masz na imię?
– Ravi – odpowiedział i odwzajemnił gest.
– Ładne, indyjskie, jak mniemam? – Mężczyzna potwierdził skinieniem.
– A ta młoda panienka?
– Moja córeczka, Eliana. No, kochanie, przywitaj się ładnie z Ravim. – W odpowiedzi malutka wydała jedynie niezrozumiały odgłos. – Wybacz, to przez smoka w buzi, nie możemy jej z mężem odzwyczaić.
– Nic nie szkodzi. – Uśmiechnął się do dziewczynki. – Czy możemy rozpocząć wywiad?
*
– Proszę, siadaj, może napijesz się czegoś? Mam wprost wyborny napar z czystka.
– Dziękuję, chętnie.
Eleodora klasnęła w dłonie, po czym wyrzeźbione w drewnie koryto rzeki zaczęło się napełniać wodą.
– Za moment przypłyną łódeczki z naszymi napojami – wyjaśniła, widząc zakłopotanie na twarzy dziennikarza.
– Wszystkie systemy w budynku działają automatycznie?
– Znakomita większość – potwierdziła z nieukrywaną dumą.
– To chyba niezbyt ekologiczne?
– Wręcz przeciwnie, pomimo prawie pełnej automatyzacji procesów, pozostaliśmy całkowicie bezemisyjnym ośrodkiem…
– Myślę…
– O, jest nasze picie! – powiedziała, po czym rozdzieliła napoje. Pod jej naczyniem leżał zwitek papieru. Upewniwszy się, że Ravi nie patrzy, niepostrzeżenie przeczytała treść ukrytej notatki, a następnie schowała ją do kieszeni. – Przepraszam na moment – powiedziała, po czym zwróciła się do córki: – Kochanie, może pójdziesz na chwilę z ciocią Aelią? Mamusia dokończy wywiad i do ciebie wróci.
W odpowiedzi dziewczynka wyjęła smoka z ust, wskazała go palcem i powiedziała:
– Mama.
Eleodora bezradnie rozłożyła dłonie. W udawany sposób pogroziła córeczce i roześmiała się gromko.
– Wiesz, Ravi, co mnie wkurza? – Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. – Nosiłam tego szkraba w brzuchu przez bite dziewięć miesięcy, potem kolejnych kilka karmiłam piersią. Oddałam dosłownie cząstkę siebie, a nagrodą za to poświęcenie było pierwsze wypowiedziane słowo. “Tata”.
Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem. Jednak jego myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku. Cholera mnie strzeli, babsko z odpieluszkowym zapaleniem opon mózgowych mi się trafiło. Muszę przywrócić rozmowę na właściwe tory.
– Jakby tego było mało, Eliana mówi “mama”, a jakże! Tylko że wtedy ma na myśli smoka – dalej prowadziła wywód Eleodora. – Zatem jak mówi na mnie?
– Po imieniu? – zgadywał bez większego entuzjazmu.
– Nie, mnie wyłącznie wskazuje palcem. – Uśmiechnęła się gorzko. – A ty, Ravi, masz dzieci?
– Z moim trybem życia? Zapomnij – machnął ręką niby od niechcenia. – No i, prawdę mówiąc, nie lubię dzieci.
– To nie jedz.
– Co?! – Niemal zakrztusił się naparem.
– Wybacz, głupi żart – zachichotała frywolnie.
– Eleodoro, jak podejrzewam, twój czas nie jest z kauczuku, więc może byśmy rozpoczęli wywiad?
– Osioł…
– Jak mnie nazwałaś?
– Ciebie? Ależ nie, tam naprawdę stoi osioł… – Pokazała palcem drugi koniec pomieszczenia.
Ravi obrócił głowę i skamieniał. Oto bowiem w kącie stał najprawdziwszy osioł, jakby żywcem wyjęty ze słusznie minionych czasów. Zwierzak najwyraźniej za nic miał obecnych i w najlepsze zajadał marchewkę, wesoło przy tym pomrukując.
– Ijo, ijo – naśladowała dźwięk Eliana, zachwycona wizytą niespodziewanego gościa.
– Czy twoja córeczka często widuje takie nieregulaminowe stworzenia? – zapytał, krzywiąc się.
– Nieregulaminowe? – Eleodora podniosła brew.
– O podwyższonej emisji dwutlenku węgla – wyjaśnił Ravi. Żywy, prawdziwy osioł, interesujące, pomyślał.
– Nie kojarzę takich sytuacji, ale malutka ma niezwykle otwarty umysł, jak na swój wiek, to pewnie dlatego reaguje tak… entuzjastycznie.
– Z pewnością, o to musi chodzić – odpowiedział z udawanym uśmiechem.
Kobieta klasnęła w dłonie, natychmiast pojawił się ochroniarz. Na widok zwierzęcia westchnął, niewypowiedziane przekleństwo zastygło mu na ustach.
– Odprowadź, proszę, naszego nieproszonego gościa.
– Co z nim będzie? – zapytał Ravi.
– Nie przejmuj się, zostanie odpowiednio zagospodarowany.
– W dawnych czasach robiono z osłów jedzenie. Zdaje się… salami? – podpuszczał Eleodorę.
– Przerobimy go na surowiec poddający się recyklingowi, wszystko będzie po ekologicznemu. – Lekceważąco machnęła dłonią, jakby temat był zamknięty.
– Ciekawi mnie, skąd się wziął… Zarówno tutaj, jak i w ogóle. Sama pomyśl, tyle ce-o-dwa…
Eleodora nie odpowiedziała. Skoro już uznała temat za zakończony, to właśnie taki był.
*
– Czy możemy wreszcie przejść do wywiadu? – W głosie Raviego dało się wyczuć zniecierpliwienie.
– Oczywiście, zaczynaj.
– Żadnych więcej dygresji rodzicielskich, żadnych – chrząknął – nietypowych gości?
– Słowo harcerza – odpowiedziała Eleodora, składając przy tym palce w geście przysięgi.
Ravi wyciągnął z torby masywny notes, oprawiony w ekologiczną skórę. Płynnie przeszedł do pierwszego pytania:
– System Herakles, jak funkcjonuje?
– Wykonuje zlecane mu prace, co istotne, sprawnie i przy niskim zapotrzebowaniu na energię.
– Możesz powiedzieć coś więcej? Na przykład, jakie to prace?
– Wszystkie, jakie zlecimy.
W odpowiedzi Ravi rozłożył dłonie.
– To inaczej… Ile tych prac Herakles wykonuje? – zapytał i spojrzał wymownie w kierunku Czytelnika, który przez cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
– Dokładnej liczby nie znam, ale raczej sporo.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Właśnie to robisz.
– Nie to… Zresztą, nieważne. Wytłumacz mi, proszę, dlaczego zgodziłaś się na ten wywiad, skoro nie masz zamiaru odpowiadać na żadne pytania?
– Ponieważ przeprowadzenie wywiadu nie jest prawdziwym powodem twojej wizyty – odpowiedziała chłodno.
– Ależ co ty… – Widząc spojrzenie Eleodory, momentalnie spoważniał. Po chwili uśmiechnął się pod nosem i spuścił wzrok. – Cóż, wszystko wskazuje na to, że nie będę pierwszym szpiegiem w historii, który skutecznie zinfiltruje waszą korporację.
– Nie będziesz – potwierdziła.
– Ale… Może będę chociaż pierwszym, który dopuści się zabójstwa samego dyrektora? – rzucił w eter, po czym szybkim ruchem wyciągnął schowany w cholewie buta sztylet i niczym pantera rzucił się w kierunku Eleodory.
Skrócił dzielący ich dystans o połowę, gdy niespodziewana fala żaru trafiła go prosto w bok. Towarzyszący płomieniom podmuch rzucił Raviego w kierunku ściany, zupełnie jakby był szmacianą lalką, a nie dorosłym mężczyzną. Ściskając mocno przypalone ciało, spojrzał w kierunku, z którego przeprowadzono atak.
Jak się okazało, Eliana wypuściła z ust smoka, który teraz unosił się lekko nad podłogą i wydawał groźne pomruki.
– Szukałeś informacji, a odnalazłeś… śmierć. To ironiczne, nieprawdaż?
– Nie odnajduję w tym… żadnej… ironii – wysapał Ravi. – Jeszcze was spotka…
Niestety, Eleodora nie dowiedziała się, co jeszcze ich spotka, ponieważ smok Eliany nie miał w zwyczaju zostawiać niedokończonych spraw. Puścił w kierunku zwijającego się z bólu mężczyzny kolejny strumień ognia, tym razem zabójczy.
– Trzeba wprowadzić do Heraklesa polecenie uruchomienia modułu sprzątającego. Brudno tu, zupełnie jak w przysłowiowej stajni Augiasza – powiedziała Eleodora, spoglądając z obrzydzeniem na zwłoki.
Jak na zawołanie otworzyły się drzwi i do środka wszedł ochroniarz. Spojrzał na to, co pozostało z Raviego i uśmiechnął się lubieżnie.
– Zamawiał ktoś skwarki na wynos? – zachichotał. Po chwili jednak spoważniał. – Przepraszam za tę wpadkę z osłem, pani dyrektor. Skubany wyrwał się ze smyczy i polazł, gdzie go kopyta poniosły.
Eleodora otaksowała pracownika wzrokiem. No tak, twarz nieskalana intelektem, oczy łaknące rozumu. Ale takich właśnie potrzebujemy, niestety, pomyślała gorzko.
– Samo życie. Tylko za chwilę przyprowadź go z powrotem, zbliża się pora karmienia. – Spojrzała w kierunku smoka, a następnie zwróciła się do Czytelnika: – O co ci chodzi? Jedzenie to jedzenie. Smoki są fajne, ale cholernie nieekologiczne.
– Mama! – beztrosko spuentowała Eliana.