
Czasem odrobina humoru nie zaszkodzi.
Dziękuję też betującym za cenne rady i wyłapane babole.
Czasem odrobina humoru nie zaszkodzi.
Dziękuję też betującym za cenne rady i wyłapane babole.
Rozdział 1
Poznań, 28 kwietnia 2010
Henryk Daniewicz otworzył oczy, sprawdził czas i zaklął. Z jakichś przyczyn budzik nie zadzwonił o zwykłej porze. Na szczęście to tylko piętnaście minut spóźnienia. Niby niezbyt dużo, ale wystarczyło, żeby mu zepsuć humor. Pomyślał: „Trudno, już nie zdążę zrobić sobie jajecznicy, będę musiał coś zjeść na mieście”.
W rezultacie zrezygnował ze śniadania i w przerwie wyskoczył do najbliższego baru typu fast food. Zamówił kawałki kurczaka i frytki, ale czy to wskutek pośpiechu, a też dlatego, że już od rana był podenerwowany, dość, że otwierając butelkę ketchupu, ochlapał sobie spodnie w dwóch miejscach.
Zniechęcony wrócił do biura, gdzie zajmował się wprowadzaniem polis ubezpieczeniowych do systemu. Ze spodniami nic nie zrobił, bo wiedział z doświadczenia, że gdyby zaczął rozcierać plamy, stałyby się dużo bardziej widoczne.
W domu pierwsze co zrobił, to wrzucił dżinsy do pralki. Potem wyjął z zamrażalnika pizzę i wstawił ją do kuchenki mikrofalowej. Po posiłku, powieszeniu spodni i zresetowaniu ustawień budzika, pomyślał, że należy mu się mała nagroda. Sięgnął do lodówki i nalał sobie piwa do porcelanowego kufla, prezentu, który dostał od kumpla na trzydzieste urodziny. Oglądał telewizję do późna, przeskakując z kanału na kanał i zatrzymując się na chwilę przy niektórych.
Poszedł do łóżka po północy. Kiedy osiągnął moment, w którym rzeczywistość już się rozmazuje, a sen jeszcze nie nadszedł; na poręczy łóżka przysiadł stwór, do złudzenia przypominający postać z bajki, którą mama czytała mu w dzieciństwie. Stworek nazywał się Zwój i wyglądał jak pomieszanie krasnala z wiewiórką bez ogona. Postać zapytała:
– Nie męczy cię takie życie?
Henryk nie miał siły odpowiedzieć, ale zdążył pomyśleć: „Jakie człowiek potrafi mieć dziwne sny”, po czym zasnął.
***
Rano otworzył oczy, sprawdził czas i zaklął. Z jakichś przyczyn jego zegarek zdecydował się nie aktywować, choć wczoraj dwukrotnie sprawdził ustawienia budzika. No nic, trzeba będzie kupić nowy. Ten elektroniczny chłam nie wystarczył na długo. Na szczęście to tylko piętnaście minut spóźnienia. Niby niezbyt dużo, ale wystarczyło, żeby mu zepsuć humor. Pomyślał: „Trudno, tej jajecznicy chyba nigdy sobie nie zrobię, trzeba będzie znowu posiłkować się fast foodem”.
W przerwie wyskoczył do tego samego baru i tym razem zamówił hamburgera, świadomie rezygnując z ketchupu. Wychodząc zderzył się z młodym chłopakiem, który również szybko wybiegł. W wyniku tego zderzenia ketchup znów wylądował na jego spodniach, nawet miejsca były podobne.
W domu pierwsze co zrobił, to wrzucił dżinsy do pralki. Nastawił też alarm w komórce i obiecał sobie, że jutro na pewno kupi nowy budzik. Potem w kuchence mikrofalowej podgrzał gulasz ze słoika. Tym razem zadbał o warzywa do posiłku: wyjął z lodówki napoczęty słoik ogórków konserwowych. Zadowolony z własnej prozdrowotnej inicjatywy postanowił, że należy mu się nagroda. Sięgnął do lodówki po piwo i nalał sobie do porcelanowego kufla, prezentu od kumpla na trzydzieste urodziny. Oglądał telewizję do późna, przeskakując z kanału na kanał i zatrzymując się na chwilę przy niektórych.
Poszedł do łóżka po północy. Zanim zasnął, na poręczy łóżka przysiadł stworek i odezwał się:
– Nie masz już dość tej rutyny?
Tym razem Henryk znalazł siły, żeby odpowiedzieć:
– Pamiętam, wczoraj też mi się śniłeś. O jaką rutynę ci chodzi?
– Może… praca? Non stop jedno i to samo. Zwariować można.
– Wiem, wprowadzanie polis do systemu dzień po dniu może wydawać się nudne, ale ja lubię swoją pracę, lubię powtarzalność. Znam takich, którzy co tydzień muszą zwiedzić inny kraj, ciągle gonią własny ogon, aż zapomnieli, jak normalnie żyć. To nie dla mnie. Wolę… rutynę.
– Ale ty robisz ciągle to samo, bez żadnych zmian!
– Myślisz że ciągłe niespodzianki i gaszenie pożarów jest lepsze? Właśnie powtarzalność powoduje, że czuję się na swoim miejscu.
– Poddaję się, miłych snów.
***
Rano otworzył oczy, sprawdził czas i jęknął. Komórka w nocy przeszła update systemu i na ekranie widniało pytanie – “Czy restartować?”. No nie! Na szczęście to tylko piętnaście minut spóźnienia. Nawet nie wszedł do kuchni, zamiast tego pomyślał, że drugie śniadanie zje gdzie indziej, bo w fast foodzie jest zbyt duży tłok.
W przerwie poszedł do bardziej odległej ciastkarni i postanowił zjeść posiłek na słodko. Kupił pączka z różą i dwa inne ciastka. Kiedy wgryzł się w apetycznie pachnącego pączka, cały dżem z róży wyleciał przez dziurkę z drugiej strony i spadł jak zwykle na spodnie, tworząc dwie plamy.
W domu, zanim wrzucił dżinsy do pralki, pobawił się nowym budzikiem i spędził prawie dwie godziny na próbie ustawienia czegokolwiek intuicyjnie, bo instrukcja była pod tym kątem bezużyteczna. Posiłek i pranie zajęły mu resztę wieczoru. Sięgnął do lodówki po piwo i nalał sobie do porcelanowego kufla, prezentu od kumpla na trzydzieste urodziny. Oglądał telewizję do późna, przeskakując z kanału na kanał i zatrzymując się na chwilę przy niektórych.
Poszedł do łóżka po północy. Kiedy już zasypiał, odruchowo spojrzał na poręcz, spodziewając się zobaczyć tam stworka. Nie zawiódł się. Zwój czekał, przycupnięty na poręczy. Odezwał się zniecierpliwionym tonem:
– No, dobra, nie zastanowiło cię, że już szesnasty raz z kolei brudzisz spodnie? I że plama za każdym razem ma ten sam kształt? I nie zastanowiło cię, że czternasta polisa, którą wprowadzasz, ma śmieszny numer z czterema siódemkami w środku? Jak często zdarzają się takie przypadki? Jakie jest prawdopodobieństwo, że jutro twoja czternasta polisa… o rany…
Nagle powietrze obok łóżka zaczęło rozciągać się jak guma, stworek jakby rozpadł się na kilka kawałków i zniknął.
***
Nie pojawiał się przez parę dni, ale zasiane przez niego ziarno zakiełkowało. Od tej pory Henryk co wieczór tęsknie wypatrywał stworka i czekał, mając nadzieję na kolejną pogawędkę. Taka możliwość nastąpiła dopiero po pięciu dniach. Tym razem stworek wyglądał nieco inaczej, jakby składał się z pasków nie do końca ze sobą sklejonych.
– Co się stało?
– A nic. Musiałem obejść kilka zabezpieczeń, ale z jednym nie daję sobie rady. Trudno, może to wystarczy. Co odkryłeś?
– Jestem załamany. Ja naprawdę przeżywam ten sam dzień codziennie. Taki zwykły problem jak jajecznica. Stęskniłem się za jajecznicą, ale codziennie wstaję na tyle późno, że nie mam czasu jej zrobić. A po pracy mam ochotę na coś innego i rano znów przeżywam traumę braku jajecznicy. Moja praca jest teraz nie do zniesienia. Tak lubiłem moją nudną pracę, ale teraz zanim kliknę „zsumuj”, już znam wartość, jaka mi się wyświetli na ekranie, to koszmar. Nagle moje życie jest poza kontrolą, pomóż mi wydostać się z tego. Chcę wrócić do mojej kochanej, uporządkowanej egzystencji, gdzie sam będę decydować, o której wstanę, co będę robić i co będę jeść! Pomóż mi, proszę!
– Trudna sprawa. Jesteś zapętlony w klątwę czasoprzestrzenną. Mało tego, na samej klątwie ktoś założył dodatkowe zabezpieczenia.
– Te zabezpieczenia, to dobrze czy źle?
– Źle. Z normalnej klątwy człowiek po jakichś sześćdziesięciu latach w końcu wyplątuje się o własnych siłach, ale z zabezpieczeniami to kompletnie niemożliwe. Będziesz przeżywać ten sam dzień przez tysiące lat. Klątwa to straszna kara.
– Klątwa i klątwa. Jakoś nie podoba mi się myśl, że jestem przeklęty. Fatalnie brzmi. Możesz użyć innej nazwy?
– Może być „zapętlenie czasoprzestrzenne”– zgodził się Zwój. – Choć w twoim przypadku to i tak nic nie pomoże. Zapętlenie jest szalenie skomplikowaną procedurą, musiał to zrobić ktoś, komu porządnie dokopałeś. Powiedz, kto aż tak cię nienawidzi, żeby cię zapętlić na całą wieczność. Oczywiście nie może to być Ziemianin, bo wy, ludzie nie weszliście jeszcze na odpowiedni poziom.
– Nie znam żadnych ufoludków! – zapewnił Henryk wybudzając się i siadając na łóżku. – Nie mam wrogów. Prowadzę nudne życie, do tej pory wydawało mi się, że w pracy raczej wszyscy mnie lubią, rodziny nie mam, nigdy się nie ożeniłem, więc nie ma problemu jakiejś eksżony, nie jestem typem podrywacza, czyli skrzywdzona niewinność też odpada. Chociaż…
Zamilkł na chwilę, jakby próbował sobie przypomnieć szczegóły.
– Była taka jedna, Henrietta – podjął temat po chwili. – Kruczoczarne włosy, pełna temperamentu, typowa południowa uroda, piękna kobieta. Poznałem ją na „Znajdź drugą połówkę”. Umówiliśmy się któregoś wieczora. Mówiła, że jej rodzina ma hiszpańskie korzenie. Wszystko było fajne, ale po godzinie rozmowy zaproponowała seks. Dla mnie to zdecydowanie za szybko. Nie kręcą mnie związki z nimfomankami, więc odmówiłem i wymiksowałem się z tego związku, ale bardzo grzecznie. Wydawało mi się, że jej nie uraziłem. Myślisz, że to może być ona?
– A skąd mogę wiedzieć? – Stworek się najeżył. – W ogóle ta rozmowa przestała mi się podobać. Wy, Ziemianie jesteście strasznymi egocentrykami. Tylko „ja” i „ja”. Cały czas mówisz o sobie, nawet nie zapytałeś mnie, jak mam na imię, albo po co przyleciałem na Ziemię. Nie znasz mnie w ogóle, ale masz czelność żądać, żebym cię wyplątał z klątwy. I jeszcze mam tego nie nazywać klątwą, bo ci się nazwa nie podoba. Nie, mam dość. Idę sobie.
– Błagam, nie zostawiaj mnie! – przeraził się Henryk. – Zwoju! Wróć!
Niestety. Humorzasty stworek zniknął na kolejne parę dni, zostawiając Henryka w stanie bliskim rozpaczy.
***
Kiedy mężczyzna już prawie stracił nadzieję, któregoś wieczoru Zwój pojawił się znowu, przysiadając na stałym miejscu.
– No, dobra – odezwał się bez wstępów – porobiłem risercz. Henrietta pochodzi z planety Ispa w konstelacji Delfina. Dlatego lubią podkreślać hiszpańskie pochodzenie, w ten sposób sygnalizują, z której planety przybywają. Mają okropny problem, bo ich mężczyźni płodzą tylko dziewczynki. Dlatego kwitnie tak zwana turystyka dla syna. Kobiety z Ispy potrafią zajść w ciążę mnogą i jednorazowo urodzić nawet do pięciu synów, jeśli trafią na odpowiedni typ ziemskiego dawcy.
– To źle trafiła, nie jestem żadnym Supermanem.
– Ich kryteria nie są wysokie. Przyszły tatuś musi mieć przyjemną powierzchowność, łagodne usposobienie i brak jakiejkolwiek choroby. Do tego mamy presję czasu, bo ich kobiety dostają ziemską wizę tylko na trzy dni. Jeśli kogoś w tym czasie zaciągną do łóżka, to wracają w glorii, otoczone szacunkiem innych kobiet i każdy chce się z nimi przyjaźnić. Ale jeśli nie uda im się wrócić w ciąży, to spotyka je najgorszy los: obgadywanie przez przyjaciółki. Henrietta musiała mieć spore plany w stosunku do ciebie, a że zniszczyłeś jej życie towarzyskie, uznała za stosowne ukarać się.
Henryk miał ochotę znów uderzyć w błagalny ton i żądać pomocy, ale pomny poprzedniej rozmowy chrząknął i wygłosił coś w rodzaju mowy.
– Bardzo ci dziękuję kochany stworku za… risercz i wszelkie informacje, które z narażeniem zdrowia dla mnie zebrałeś. To wspaniale, że już nie jesteś w paski, gratuluję postępów. A tak w ogóle, może opowiesz mi coś więcej o tobie? Dla ułatwienia dodam, że jestem Henryk. Przepraszam, że nie zapytałem o twoje imię, ale wyglądasz jak Zwój, więc odruchowo przyjąłem, że również tak się nazywasz.
Henryk odetchnął z ulgą, kiedy już wszystko powiedział i czekał teraz na odpowiedź stworka.
– Siemka, Henryk. Dobra, możesz nazywać mnie Zwój, mojego iminia i tak nie dałoby się wymówić.
– To powiedz mi, Zwoju, co cię sprowadza na naszą planetę.
– Jestem studentem Astro i Pierwologii. Studiujemy wybrane prymitywne społeczności. Mnie osobiście zafascynowała ludność Ziemi, ze względu na niekonsekwencje i sprzeczności pomiędzy tym, co mówicie, a tym, co robicie. Dostałem więc pozwolenie na przeanalizowanie waszego systemu zasad na przykładzie jednego ludzkiego żywota. Kiedy tak rozglądałem się, kogo by tu wybrać, dostrzegłem siatkę zabezpieczeń dookoła twojej osoby, więc zastanawiam się nad studiowaniem twojego życia. Masz plus w postaci kontaktów z pozaziemskimi cywilizacjami, nawet jeśli jest to kontakt dla ciebie niekorzystny.
– Ależ to świetny pomysł. Rozumiem, że potrzebujesz na to mojej zgody?
Nastąpiła cisza. Obydwaj dobrze wiedzieli, pod jakim warunkiem Henryk udzieli zgody na studiowanie swojego życia.
– No, dobra – zgodził się w końcu stworek. – Pogadam z Henriettą. Ale kobiety z Ispy mają przerost temperamentu i wcale nie jest pewne, czy zgodzi się wrócić i ściągnąć klątwę. Zanim pozwoli ci na akt prokreacji, może najpierw nieźle cię poturbować.
– Zgadzam się na wszystko, tylko błagam, pomóż mi.
***
Następnego dnia późnym wieczorem ktoś zapukał do drzwi Henryka.
– Nie mam dużo czasu – powiedziała Henrietta, wchodząc do mieszkania i odsuwając zdecydowanym ruchem Henryka na bok. – Dali mi wizę awaryjną tylko na trzy godziny.
Wkroczyła do sypialni, gdzie na poręczy przysiadł jak zwykle Zwój.
– O nie, nie będziesz podglądać! – oburzył się Henryk.
– Ja tylko… – zaczął stworek, ale Henryk przerwał mu, zwracając się do Ispanki.
– Henrietto, masz tylko trzy godziny, a on przeszkadza.
Na szczęście dla całej trójki stworek salwował się ucieczką, zanim krewka kobieta zdążyła interweniować.
– Na pewno nas nie podgląda? – zapytał Henryk jakiś kwadrans później.
– Na pewno – padła bardzo zmysłowa odpowiedź.
Kolejne dwadzieścia minut później, kiedy Henrietta szykowała się do prokreacji trzeciego syna, Henryk był tak wykończony, że nawet nie spytał o stworka. Na szczęście dla niego Henrietta nie była chciwa i zadowoliła się czterema prokreacjami.
Mężczyzna nie miał sił, żeby wdrapać się na łóżko, zasnął na podłodze.
***
Rano śpiewał z radości robiąc sobie jajecznicę na maśle, z sześciu jaj, cebulki, boczku i pieczarek, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu został obudzony na czas. Nie zjadł wszystkiego, więc resztę spakował do pracy, ciesząc się, że będzie mógł zjeść drugie śniadanie w firmie. Przeżył jednak moment paniki, kiedy kawałek jajecznicy spadł mu na dżinsy tworząc tłustą plamę. Natychmiast zajrzał do komórki, żeby sprawdzić datę i z ulgą ujrzał na wyświetlaczu, że jest dwudziesty dzięwiąty kwietnia.
Wieczorem nie dane mu było ani napić się piwa, ani obejrzeć telewizji. Stworek po raz pierwszy pojawił się nie na poręczy łóżka, a wygodnie rozwalony na fotelu.
– Mamy mnóstwo roboty! – zaczął jak zwykle bez owijania w bawełnę. – Mój promotor mówi, że jeśli do poniedziałku nie oddam pierwszej pracy zbiorczej, to obetnie mi wizę na Ziemi.
– A jaki okres obejmuje twoja wiza? – zainteresował się Henryk.
– Czterdzieści trzy lata.
– Ile? Czterdzieści trzy lata poświęcacie na samo studiowanie? To jak długo wy żyjecie?
– To zależy, czy prowadzimy zdrowy czy niezdrowy tryb życia. Moja prapraprababka kochała wypalacze mózgu i umarła dość młodo, w wieku dziewięciuset lat, ale my już od paru pokoleń bardziej o siebie dbamy. Cholera, znowu mnie zagadałeś. Pamiętaj, mówimy o Ziemianach na twoim przykładzie.
– Zwojeczku kochany, jestem ci tak wdzięczny za złamanie klątwy, że możesz pytać o cokolwiek.
W mini łapce Zwoja pojawiło się coś przypominające ekran ipada tyle, że przeźroczyste i dość miękkie.
– Pytanie pierwsze – zaczął czytać. – Przeanalizowałem wasze nawyki żywieniowe i nie rozumiem pojęcia deseru.
– Proste – skwitował Henryk. – Deser to słodka potrawa podawana na końcu posiłku.
– Czy deser jest smaczny?
– O tak! Często jest to tak zwana wisienka na torcie czyli najlepsza część obiadu albo wystawnego przyjęcia.
– Czy jego przygotowanie jest trudne?
– Czasem bardzo. Niekiedy desery bywają wręcz arcydziełami sztuki cukierniczej.
– No to wyjaśnij mi Ziemianinie, dlaczego jecie je na końcu obiadu, kiedy jesteście już tak pełni, że nie zmieścicie niczego? Przecież to nielogiczne. Takie „arcydzieła” jak to nazwałeś, powinny być zjadane na początku, kiedy człowiek jest głodny i ma na to chęć i miejsce w żołądku.
Nastąpiła cisza, potem chrząknięcie i padła w końcu odpowiedź.
– Bo tak nam nakazuje tradycja.
– Dziwne te wasze tradycje – mruknął stworek i zapisał coś pazurkiem na swoim urządzeniu. Wyglądało to trochę tak, jakby usilnie starał się wydrapać dziurę w ekranie, ale skupienie, z jakim to robił, świadczyło, że coś ważnego tam nanosił.
– Pozostajemy w kręgu szeroko rozumianej gastronomii. Jak to jest z temperaturą posiłków? Najpierw coś gotujecie i jest wrzące, potem to schładzacie, żeby to zjeść, potem schładzacie jeszcze bardziej, chociaż wiecie, że potem i tak będziecie to musieli podgrzać, żeby zjeść, a już zupełnie nie rozumiem, po co doprowadzacie potrawy ponownie do wrzenia tylko dla samej przyjemności schładzania tego po raz kolejny. To jakaś paranoja.
To pytanie okazało się na tyle łatwe, że Henryk z przyjemnością wygłosił wykład na temat bakterii, zatruć pokarmowych i celowości każdej wymienionej wcześniej czynności.
– A wy nie macie zatruć pokarmowych? – zakończył pytaniem. – To co wy jecie?
– U nas nie ma bakterii, więc nie mamy czym się truć. Nasze pożywienie jest płynne, pijemy tylko Wajmon.
– A co to jest?
– Mówię chyba wyraźnie – zniecierpliwił się stworek. – Wajmon.
– Ale co to jest ten Wajmon?
– No… Wajmon, coś do picia.
– Acha. A co jest w środku?
– Wajmon.
– To wiem, pytam, z czego się ten Wajmon składa.
– Z Wajmona.
– Nie odpowiadaj mi tak głupio! – Teraz zniecierpliwił się Henryk.
– Bo głupio pytasz. Jak masz butelkę wody i pytasz: “Co to jest?”, to ci powiem: „woda” a jak zapytasz co jest w środku, to co mam powiedzieć? Powiem, że woda, a jak zapytasz, jaki skład tej wody, co ci mam powiedzieć? Powiem: woda! No to tak samo masz z Wajmonem.
Obaj ciężko westchnęli.
– Nie przypuszczałem, że będzie tak trudno – westchnął Zwój. – To co, na dzisiaj kończymy?
Zniknął ku wielkiej uldze gospodarza, który nareszcie mógł otworzyć lodówkę i wyciągnąć piwo.
***
Następnego popołudnia Zwój pokazał się, kiedy tylko Henryk przekroczył próg domu.
– Niedobrze! – zapowiedział lekko dramatycznym tonem. – Mój promotor powiedział, że w takim tempie będę pisał pracę sześćdziesiąt lat i wiza mi wygaśnie. Trzeba podkręcić tempo. Od dzisiaj musimy rozwiązać co najmniej pięć paradoksów myślenia dziennie z przerwą na niedziele i święta. To może zaczniemy od świąt. Co to są święta?
– To czas radości, odpoczynku, spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Wtedy nie idziemy do pracy, ubieramy się w najlepsze ubrania, jemy smaczne potrawy, obdarowujemy się prezentami i wysyłamy sobie kartki świąteczne.
– Po co są kartki świąteczne?
– Żeby komuś sprawić przyjemność. W ten sposób pokazujemy komuś, że go lubimy.
– Jeśli nie wyślemy komuś kartki, to znaczy ze go nie lubimy?
– Niekoniecznie. Może to oznaczać milion innych rzeczy, na przykład mogliśmy nie mieć pieniędzy albo byliśmy chorzy i nie mogliśmy wysłać.
– Czyli wyślemy, lubimy. Nie wyślemy, też lubimy. To nielogiczne!!!
– To tradycja.
– Znowu tradycja – mruknął Zwój, zapisując coś pazurkiem. – Ok, kontynuujmy. Co się z nimi potem robi?
– Kartkami? Wyrzuca.
– Czemu to robicie, skoro są dla was cenne? Po co marnujecie tyle ludzkiej energii, materiału i pieniędzy najpierw na zaprojektowanie, potem wyprodukowanie, potem dystrybucję, kupienie, wysłanie… – Tu zabrakło mu tchu i musiał wziąć głęboki wdech. – Tylko po to, żeby to coś wyrzucić?
– Nic na to nie poradzisz, taka tradycja. – Henryk postanowił podpierać się tradycją we wszystkich spornych kwestiach i zaryzykował zmianę tematu. – Opowiedz mi coś o swojej planecie. Jak wygląda?
– Informacja zastrzeżona. Teraz pytanie matematyczne. Ile to jest dwanaście razy dwanaście?
– Sto czterdzieści cztery.
– Skąd wiesz?
– Bo nauczyłem się tego w szkole.
– No właśnie. W szkole uczą was strasznie dużo, ale czy wszystko jest prawdą?
– Oczywiście i łatwo można to udowodnić.
– Ale czy kiedykolwiek sam policzyłeś? A jeśli to nieprawda? Jeśli cię oszukali?
– My ufamy naszym autorytetom! – oświadczył z godnością Henryk.
„Rany” – pomyślał .„To dopiero drugi dzień, a już przestało mi się podobać.”
***
A jednak codzienne wizyty stworka i jego pięć tematów dziennie wprowadziły nową jakość w życiu samotnego mężczyzny. Zmienił się, przestał wieczorami wpatrywać się w telewizor, rzadziej sięgał po piwo. Często do nocy przeglądał internet, żeby móc logicznie wytłumaczyć nielogiczne ludzkie odruchy. Z dnia na dzień obaj poznawali się coraz lepiej i stawali się sobie coraz bliżsi. Doszło do tego, że Henryk przestał lubić niedziele, bo wtedy zawalała się jego stała rutyna.
Rozdział 2
Poznań 28 kwietnia 2035 roku (czyli 25 lat później)
Tego dnia Zwój pojawił się z minitortem z dwudziestoma pięcioma świeczkami i kartką okolicznościową.
Henryk był wzruszony. Sam nie pamiętał, że minęło tyle czasu. Miał w tej chwili pięćdziesiąt sześć lat i nie wyobrażał sobie innego popołudnia, niż w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Zajadając trzeci kawałek tortu, wrócił myślami do dnia ich spotkania i coś mu się przypomniało
– Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad jedną sprawą – powiedział niewyraźnie, bo wciąż miał pełne usta. – Wyglądasz zupełnie jak bohater książki, którą dostałem na święta, kiedy byłem berbeciem. Często mama czytała mi, a ja palcem malowałem po obrazkach Zwoja. I chyba odkryłem prawdę. Autorka tej książki musiała wcześniej spotkać przedstawiciela waszej cywilizacji, skoro dokładnie wiedziała, jak wyglądacie.
– My wcale tak nie wyglądamy – zaprzeczył stworek.
– To skąd wziąłeś wygląd Zwoja?
– Z twojej piwnicy. Rektor powiedział mi, że Ziemianie trzymają najcenniejsze rzeczy na strychu bądź w piwnicy, więc najpierw tam się rozejrzałem. Na wierzchu leżała książka i miała dwa zagniecione rogi, oba na wizerunkach tego stworka. Wysunąłem wniosek, że to wyjątkowo cenne dla ciebie wspomnienie, więc przyjąłem taką postać.
– Chcesz mi powiedzieć, że możesz przyjąć dowolną postać?
– Oczywiście.
– Na przykład pięknego kota, którego przez dwadzieścia pięć lat mógłbym trzymać na kolanach i głaskać, żeby obniżyć sobie ciśnienie?
– Dlaczego nie?
– Albo pięknej kobiety, którą mógłbym…
– Nie mógłbyś mnie trzymać na kolanach, żeby obniżyć sobie ciśnienie, ale tak, też mógłbym być piękną kobietą.
– To czemu do diabła nic nie powiedziałeś przez te wszystkie lata?
– Bo nie pytałeś!
– No to teraz proszę, zmień natychmiast postać z tej okropnej poczwary na młodą, piękną…
– Zapomnij! Moja postać jest już zatwierdzona przez rektora, można ją było zmienić do trzech miesięcy. W ciągu tego czasu jakoś nie wyglądałeś na niezadowolonego z postaci, którą przyjąłem.
– Bo pomogłeś mi wyjść z dołka, byłem ci wdzięczny, dlatego cieszyłem się na twój widok, a nie dlatego, że ten widok mi się podobał!
– Znowu jesteś niekonsekwentny. Cieszysz się na mój widok, choć mój widok wcale nie jest dla ciebie miły, wręcz okazuje się, że jestem dla ciebie paskudny. Gdzie tu sens? Gdzie logika?
– Dla mnie to jest całkiem logiczne.
– Wracając do mojej wizyty w piwnicy. Powiedz, dlaczego tak cenne dla was są puste i zakurzone słoiki? Przez te wszystkie lata widziałem u ciebie w mieszkaniu mnóstwo słoików, niektóre dużo ładniejsze, zawsze wyrzucałeś je do śmieci. Dlaczego tamte są dla ciebie tak ważne, że trzymasz je tyle lat?
Henryk zdążył przyzwyczaić się do ciągłych pytań stworka, choć niektóre nieodmiennie go zawstydzały.
– Sentyment – odpowiedział krótko.
– Sentyment do słoika? Do kurzu? Do czegoś jeszcze?
– Sentyment do mojej mamy. To były jej słoiki. I mogą sobie być brudne, to nie jest ważne. Ważne jest, że mi ją przypominają.
– Ale to nielogiczne, wiesz o tym? – wkurzał się stworek. – A już myślałem, że poznałem twój tok myślenia i mam wszystkie tematy pracy dyplomowej ogarnięte. Przez ciebie nawet już mi się nie chce jeść tego tortu.
– A ja chętnie zjem jeszcze jeden kawałek!
– Jak to? Przecież właśnie zepsułem ci humor. Jeszcze przed chwilą byłeś wręcz zrozpaczony, że nie mogę być kotem, a teraz masz ochotę świętować?! Ludzie, ja was nigdy nie zrozumiem. Wy jesteście nielogiczni. Jak dobrze, że moja praca prawie skończona, inaczej naprawdę nie miałbym bladego pojęcia, jak my was podbijemy.
– Coś ty powiedział?
Mężczyzna zbladł, ale stworek tego nie zauważył.
– Na starość słuch ci więdnie. Powiedziałem, że…
– Słyszałem – warknął gospodarz.
– No widzisz, znowu ta wasza nielogiczność. Jak można słyszeć i prosić o powtórzenie? Niech ci będzie, powtórzę. Powiedziałem, że moja praca dyplomowa dzięki tobie jest gotowa o osiemnaście lat wcześniej, niż zakładał mój promotor. Jeszcze tylko ministerstwo do spraw podboju planet musi zatwierdzić tytuł i gotowe.
– Tytuł? Jaki tytuł? – zapytał Henryk drżącym głosem, bo nagle oblał go zimny pot i przez ciało przeleciała fala dreszczy.
– Już myślałem, że nigdy nie zapytasz, wprawdzie zajęło ci to tylko dwadzieścia pięć lat, ale jak na Ziemianina to nawet nie jest…
– Tytuł twojej pracy! – krzyknął mężczyzna rozpaczliwie.
– Brak Logiki W Postępowaniu I Rozumowaniu U Ludzi Jako Przeszkoda W Skutecznym Podbiciu Planety Ziemia Na Przykładzie Konkretnego Przedstawiciela Cywilizacji Ludzkiej, Henryka Daniewicza.
Henryk zemdlał.
Przecinek przed każdym czasownikiem. Oczywiste ale mi umyka, niestety. Ale przecinka przed imiesłowem nie wstawiałam świadomie. Powinnam?
Wiesz co, ja nawet tych zasad nie znam specjalnie, najwidoczniej mam intuicję interpunkcyjną (o ile jest coś takiego), ale ja też nie jestem nieomylna w tych sprawach. Jednak w 98% zauważyłam, że mam w tych kwestiach rację.
np oglądał telewizję do późna przeskakując ….
ma być czy nie ma być?
tak, powinno być:
→ oglądał telewizję do późna, przeskakując ….
W zdaniu: nie na poręczy łóżka (,) a wygodnie rozparty w fotelu. (tam nie ma czasownika)
No bo nie wstawiasz przecinka tylko wtedy, gdy jest czasownik ;p w wielu sytuacjach stawiamy przecinek. Myślę, że po prostu musisz zwracać na to większą uwagę podczas czytania książek i wtedy wejdzie Ci to w krew.
Naprawdę jestem wam głęboko wdzięczna na wszelkie poprawki.
Nie ma sprawy, lubię betować, poprawiać, sprawdzać, szlifować warsztat, pisać, czytać, ogólnie pisanie jest the best!!!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Nova,
ale czy to na wskutek pośpiechu → czy to na skutek. A jeszcze lepiej: wskutek. Bez na.
wyjął z lodówki napczęty słoik.
Jesteś zapętlony w klątwę czasoprzestrzenną. – a to bardzo fajne!
cdn
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
Podoba mi się. Lubię taki humor. Czasem można spotkać cos, co autor na siłę zamieszcza, w przekonaniu, że rozbawi, a jest prostackie i żenujące. Mam wrażenie, że obecnie jest moda na wszelkie dystopie, grozę i horrory. Uśmiechnął mnie końcowy twist. Nie chcę spojlerować. Polecam do czytania i do Biblioteki na półkę Humor
Żeby dać dowód, że przeczytałem:
najgorszy los: obgadywanie przez przyjaciółki ← super!
Rano śpiewał z radości robiąc sobie jajecznicę na maśle z sześciu jaj, cebulki, boczku i pieczarek(+,) bo po raz pierwszy od dłuższego czasu został obudzony na czas.
Dalej kilka przecinków zjadł chochlik, a dołożył spację.
Henryk poczuł się wzruszony. ← Nie wiem, czy można poczuć się wzruszonym. Napisałbym: Henryk wzruszył się.
HollyHell91:
dzięki za końcowe podpowiedzi, poprawki naniesione.
Andyql:
super, że się spodobało (mam nadzieję, że nie tylko to jedno wyrażenie) i czekam na obiecany cdn
Koala75:
Dzięki za słowa pochwały, (rozumiem, że prostackie i żenujące to inne opka, nie moje )
No i bardzo dziękuję za kliczka. Cenny.
Bardzo lekkie, żartobliwe opowiadanie.
Zwój jest przeuroczy, chociaż okazał się niezbyt miły.
Większość przemyśleń napisałem już na becie, więc nie chcę się za bardzo powielać.
Fajny plottwist, którego można było się spodziewać, ale wciąż był zaskakujący.
Czekam na więcej opowiadań i do zobaczenia (przeczytania)!
Dziękuję ślicznie i za komentarz i za betę.
Szalenie odprężające opowiadanie. :)
Choć było już wiele opowieści o spotkaniu Ziemian z istotami przybyłymi z kosmosu, to Twój pomysł tchnie świeżością, jest zabawny a jego lektura okazała się dużą przyjemnością. :)
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, zwłaszcza dialogi wymagają poprawek – Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.
…to wrzucił dżinsy do pralki. Potem wyjął z zamrażalnika pizzę i wrzucił ją… → Czy to celowe powtórzenie.
Potem podgrzał gulasz ze słoika w kuchence mikrofalowej. → Raczej: Potem w kuchence mikrofalowej podgrzał gulasz ze słoika.
…nie weszliście na jeszcze na odpowiedni poziom. → Dwa grzybki w barszczyku.
– Nie znam żadnych ufo-ludków! → – Nie znam żadnych ufoludków!
…nie ma problemu jakiejś eks żony… → …nie ma problemu jakiejś eksżony…
– Była taka jedna, Henrietta. – Podjął temat po chwili. → Zbędna kropka po wypowiedzi, didaskalia małą literą – skoro podjął temat, to zaczął mówić.
– Kruczo czarne włosy, pełna temperamentu… → – Kruczoczarne włosy, pełna temperamentu…
Poznałem ją na „Poznaj drugą połówkę” . → Zbędna spacja przed kropką.
Tylko „ja” i „ ja”. → Zbędna spacja po otwarciu drugiego cudzysłowu.
…udzieli zgodę na studiowanie swojego życia. → …udzieli zgody na studiowanie swojego życia. Lub: …wyrazi zgodę na studiowanie swojego życia.
…robiąc sobie jajecznicę na maśle z sześciu jaj… → Czy dobrze rozumiem, że masło było z sześciu jaj?
A może miało być: …robiąc sobie jajecznicę z sześciu jaj, na maśle…
…że jest dwudziestego dzięwiątego kwietnia. → …że jest dwudziesty dziewiąty kwietnia.
…że coś tam ważnego nanosił. → …że coś ważnego tam nanosił.
– Mówię chyba wyraźnie. – zniecierpliwił się stworek. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Nie odpowiadaj mi tak głupio! – teraz zniecierpliwił się Henryk. → Didaskalia wielką literą.
…i pytasz: :Co to jest?” → …Pewnie miało być: …i pytasz: „Co to jest?”
– Nie przypuszczałem, że będzie tak ciężko. – westchnął Zwój. → – Nie przypuszczałem, że będzie tak trudno – westchnął Zwój.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…mógł otworzyć lodówkę i sięgnąć po piwo. → …mógł otworzyć lodówkę i sięgnąć piwo.
Zwój pokazał się , kiedy… → Zbędna spacja przed przecinkiem.
– Niedobrze! – zapowiedział lekko dramatycznym tonem. – mój promotor powiedział… → Zbędna kropka po didaskaliach.
Musimy podkręcić tempo. Od dzisiaj musimy rozwiązać… → Czy to celowe powtórzenie.
Proponuję w pierwszym zdaniu: Trzeba podkręcić tempo.
– Znowu tradycja. – mruknął Zwój… → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Czyli wyślemy – lubimy. Nie wyślemy, też lubimy. → – Czyli wyślemy, lubimy. Nie wyślemy, też lubimy.
Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach. Sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.
– Znowu tradycja. – mruknął Zwój, zapisując coś pazurkiem. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Ok. kontynuujmy. → – Ok, kontynuujmy.
– Czemu to robicie, skoro są dla nas cenne? → Czy tu aby nie miało być: – Czemu to robicie, skoro są dla was cenne?
„Rany”– pomyślał – „to dopiero drugi dzień, a już przestało mi się podobać.” → Brak spacji po pierwszym myśleniu. Zbędna półpauza przed drugim; przed myśleniem nie stawia się półpauzy. Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Winno być: „Rany” – pomyślał. „To dopiero drugi dzień, a już przestało mi się podobać”.
Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.
Rozdział drugi. ->Zbędna kropka. Na początku napisałaś: Rozdział 1 → Sugeruję ujednolicenie zapisu – albo w obu przypadkach liczebniki, albo w obu słownie.
Tego dnia Zwój pojawił się z mini tortem… → Tego dnia Zwój pojawił się z minitortem…
Henryk poczuł się wzruszony. → Henryk był wzruszony.
– My wcale tak nie wyglądamy. – zaprzeczył stworek. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Sentyment. – odpowiedział krótko. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
…a teraz masz ochotę świętować?!? → Drugi pytajnik jest zbędny.
– Brak Logiki W Postępowaniu I Rozumowaniu U Ludzi Jako Przeszkoda W Skutecznym Podbiciu Planety Ziemia Na Przykładzie Konkretnego Przedstawiciela Cywilizacji Ludzkiej, Henryka Daniewicza. → Wielką literę stawiamy tylko na początku tytułu i w występujących w nim nazwach własnych.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziś będzie noc poprawek
Oby nie zadziałały jak środek nasenny… ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Czyli kosmici hasają sobie u nas jak chcą. Wykorzystują seksualnie, traktują jak gadające szczury i snują niecne plany. Mam nadzieję, że wnioski wysnute na podstawie rozmów z jednym Henrykiem do niczego ciekawego nie doprowadzą, bo co to za próba…
Czytało się przyjemnie, chociaż IMO przydałoby się od czasu do czasu wstawić jakąś przerwę. Jeśli nie gwiazdki, to pustą linijkę.
Babska logika rządzi!
No to cdn…
Właściwie po regulatorach nie mam się do czego przyczepić.
Ogólnie, opowiadanie mi się podobało, lubię Twój typ poczucia humoru i fajnie mi się czytało.
To prawda, że piękna kobieta siedząca na kolanach raczej nie bardzo nadaje się do obniżenia ciśnienia. Tak jak i Henrietta z Ispy.
Z minusów, martwię się trochę, bo moja córka właśnie przebywa w Bibao i oby się to nie skończyło jakąś prokreacją. ¡caramba!
“Kiedy ludzie mówią ci, że coś jest nie tak albo im się nie podoba, prawie zawsze mają rację. Kiedy mówią ci, co dokładnie według nich jest źle i jak to naprawić, prawie zawsze się mylą”. Neil Gaiman
regulatorzy:
twoje łapanki zawsze czegoś nowego mnie uczą. Super, że pochyliłaś się nad moim opkiem.
poprawki naniesione, ale przy jednej zdziwiłam się potężnie:
mógł otworzyć lodówkę i sięgnąć po piwo. → …mógł otworzyć lodówkę i sięgnąć piwo.
Naprawdę? Wolę się upewnić, bo nie wygląda mi wcale. Zmieniłam na “wyciągnąć piwo” bo
“sięgnąć piwo” wydaje mi się dziwne.
Z prawdziwym smutkiem przerobiłam tytuł na poprawny. Oryginalnie napisałam go tak, jak powinno być, a potem chciałam dodać trochę patosu i zmieniłam wszystkie litery na wielkie. Pytanie brzmi: czy można zostawić źle, jeśli mi się bardziej podoba?
Finkla:
gwiazdki pomiędzy scenami brzmią nieźle, lecę je wstawiać. Dzięki że wpadłaś
Andyql :
dzięki za ponowną wizytę. Masz rację, regulatorzy ma lupę w oku i wypatrzy każde ździebełko, za to ją cenię.
Cieszę się że moje poczucie humoru potrafi rozbawić innych. To duży komplement.
A co do krewkiej Ispianki to chciałam jeszcze zaprosić jej koleżankę w ramach premii za dobre nauczanie stworka po skończonym roku szkolnym, ale zrobiło mi się żal Henryka i odpusciłam.
Nova, ogromnie się cieszę, że łapanka okazała się przydatna. :)
Naprawdę? Wolę się upewnić, bo nie wygląda mi wcale. Zmieniłam na “wyciągnąć piwo” bo
“sięgnąć piwo” wydaje mi się dziwne.
To nie jest błąd, ale chyba kwestia przyzwyczajenia – mnie z kolei zwrot sięgać po piwo, brzmi nie najlepiej, a zmienione zdanie podoba się znacznie bardziej.
Kiedy w domu braknie czegoś, np. piwa, idę do sklepu po piwo, ale kiedy ono jest już w domu, mogę otworzyć lodówkę, aby sięgnąć/ wziąć/ wyjąć piwo.
…chciałam dodać trochę patosu i zmieniłam wszystkie litery na wielkie. Pytanie brzmi: czy można zostawić źle, jeśli mi się bardziej podoba?
Nova, to Twoje opowiadanie, Ty decydujesz, jak będzie napisane. A poza tym to jest tytuł pracy istoty z innej planety – możemy nie wiedzieć, jakie tam panują zasady pisania tytułów. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Yes, Yes, Yes.
Hurra, lecę zmieniać tytuł z powrotem na niewłaściwy.
Cześć, Nova!
Zaserwowałaś dość oklepany temat spotkania z kosmitami, ale w sposób na tyle fajny i lekki, że bardzo mi się podobało. Humor z gatunku udanych, niezbyt nachalny, ale wyraźnie obecny.
Językowo nie mam do czego się przyczepić, widzę, że łapanka Regulatorzy zrobiła robotę :)
Fajny tekst, polecam do biblio :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nova, cieszę się Twoją radością. :)
Cezary – dziękuję. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
cezary_cezary:
Ślicznie dziękuję za przeczytanie i polecenie.
To takie fajne uczucie, kiedy opko się spodoba. :-)
Nova, wybacz, ale jestem już w tym wieku, że pamięć czasami zawodzi. Jednak, choć z opóźnieniem, właśnie odwiedziłam klikarnię. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
O jak miło. Awans do biblioteki zawsze mnie uszczęśliwia. Dziękuję pięknie.
;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobre, dobre.
Przez cały tekst świetnie się bawiłem; rozmowy człowieka ze Zwojem naprawdę przyjemnie napisane, niejednokrotnie wywoływały uśmiech na twarzy.
Ale najbardziej muszę pochwalić zakończenie, bardzo udany twist. No przyznam, że się nie spodziewałem :D
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Fajnie, że opko się spodobało i że twist mi się udał. Jeśli lubisz zabawne opka to wybierz na górze tag: humor i możesz zagłębić się w setki starszych opowiadań. Nie musisz czytać tylko tych najnowszych, forum ma ich sporo do zaoferowania.
No, właśnie forum pod tym względem niedomaga i dostępne jest tylko 50 najnowszych tekstów. Ale to zawsze coś…
Babska logika rządzi!
pięćdziesiąt opowiadań to sporo, materiał na kilka książek. Zanim człowiek przeczyta, już wpadnie kolejnych piećdziesiąt i tak dalej, i tak dalej. :-)
Tylko trzeba czytać na bieżąco, żeby nie zniknęły…
Babska logika rządzi!
Czytanie to cenna umiejętność, która zanika, zwłaszcza wśród młodzieży. Ale to już temat na zupełnie inną bajkę.
KOMENTARZ W PREZENCIE – Hej, Dzień świstaka na początek:D A następnie integracja z kosmitami:). Spodobał mi się fragment gdy kosmita powiedział, że rasa Henrietty nie ma dużych wymagań dla potencjalnych ojców;). Dyskusje o ludzkich nawykach okazały się całkiem zabawne. " Spytajcie mnie skąd wzięła się ta tradycja. Powiem wam… Nie wiem. Ale tradycja to tradycja" :D Tak mi się przypomniał fragment ;). No i mamy puentę w postaci podboju ziemi… Hmmm marny był kolego z tego Zwoja i nawet w ładna dziewczynę nie chciał się zmienić. To tłumaczy czemu ludzkość powinna zawsze strzelać do kosmitów:). Klikam i pozdrawiam :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardjaskier
Ślicznie dziękuję za odkopanie tego opka. Może teraz przeżyje drugą młodość dzięki awansowi do biblioteki. Osobiście chętnie jadłabym desery przed daniem głównym więc pewnie mam coś z kosmity.
Bardjaskier
Ślicznie dziękuję za odkopanie tego opka. Może teraz przeżyje drugą młodość dzięki awansowi do biblioteki. Osobiście chętnie jadłabym desery przed daniem głównym więc pewnie mam coś z kosmity.