Niech będzie światłość; i stała się światłość.
W jakimś zimnym i martwym puncie narodził się czas, a czymże on jest jak nie miernikiem ruchu i zmiany? Musiały więc jednocześnie narodzić się ruch i zmiana a skoro są to atrybuty życia, więc śmiało możemy napisać, że w pewnym zimnym i martwym punkcie narodziło się życie. W tym tajemniczym i magicznym miejscu – z woli Pana – nastąpił Wielki Wybuch. Tak jak przy detonacji trotylu wytwarzają się mocno ściśnięte i pełne energii gazy, tak przy tej kosmicznej eksplozji wytwarzała się żywa i gorąca przestrzeń, która gwałtownie puchła, a proces ten był tak szybki, że w ułamku sekundy wszechświat miał już średnicę setek tysięcy lat świetlnych i ciągle się powiększał. W ciągu tej pierwszej sekundy istnienia uniwersum zdarzyło się więcej niż przez kolejne kilkanaście miliardów lat.
Kiedy używamy słowa określającego czas: „rok”, „godzina” czy „lata” mamy na myśli właśnie te zmiany w ruchu i porównujemy je względem jakiegoś wzorca. Nie ma zmian bez ruchu, są one dwiema stronami tego samego medalu. W czasie jednego roku ziemskiego Ziemia dokona pełnego obiegu wokół Słońca. Jeśli powiem „żyję sześćdziesiąt lat” to Ziemia za mojego życia, sześćdziesiąt razy obiegła Słońce. I ta zupa, czyli ruch i zmiana kipiały w tym gorącym bąblu zwanym wszechświatem.
Każda bańka ma wnętrze, jak i część zewnętrzną, a każdy z tych obszarów ma inne właściwości; wynika to z sąsiedztwa. Tylko wewnątrz jakiegoś obiektu, każdy jego element otoczony jest sąsiadami, z którymi wchodzi w interakcje, na przykład się wzajemnie przyciąga. Na brzegu obiektu sytuacja jest inna i dlatego ma on odmienne właściwości. „Wiedzą” o tym wszystkie płyny na przykład cząsteczki wody, która rozlana na talerzu, może utworzyć sprężystą błonę utrzymującą kształt płynu.
Wewnątrz tego eksplodującego balona, od samego początku, toczyła się śmiertelna walka materii z antymaterią; skutkiem tego wytwarzała się energia (jej część zamieniła się w końcu w światło), jak i sama przestrzeń. Przeciwnicy byli równie silni i ledwo co przeżyli: materia pozostała wewnątrz bańki, a antymateria przykleiła się do jej granicy aby niczym skorupka jajka mogła otaczać i chronić cenną zawartość. Wszechświat, jaki się narodził był w istocie czarną dziurą z materią skupioną w osobliwości, a otaczała jego sfera zbudowana z antymaterii: antyproton tuż przy antyprotonie – z boku, dołu i góry. W miarę rozszerzania się tego potwora grubość otoczki ciągle maleje aż – kiedyś to na pewno nastąpi – zrówna się z średnicą pojedynczego antyprotonu, mającego sąsiadów tylko z boku. Ta otoczka jest również atrybutem życia, ponieważ oddziela wnętrza życia od tego, co na zewnątrz.
Na początku istnienia uniwersum, gdy dwaj wrogowie byli jeszcze blisko siebie – wskutek fluktuacji prędkości – część materii, w postaci jednej z najwcześniejszych galaktyk, została wyrzucona zbyt szybko, w kierunku swojego przeciwnika. Gdy się spotkali, nastąpił gigantyczny – na skale kosmiczną – fajerwerk, a informacja o tym wydarzeniu zaczęła mknąć z prędkością światła przez mroki kosmosu. Hiroszima uległa zniszczeniu od zamiany jednego grama materii w energię. W tym przypadku anihilacji uległa cała galaktyka i równoważna jej ilość antymaterii. Zdarzenie miało miejsce pod koniec pierwszego miliona lat istnienia wszechświata, czyli wtedy gdy był w wieku niemowlęcym. Kosmos jednak inaczej rośnie niż niemowlę. Może być bardzo ale to bardzo duży albo jednocześnie mały; wszystko zależy od tego czy mierzymy jego od wewnątrz czy zewnątrz. Czarna dziura w jakiej żyjemy ma średnicę kilkudziesięciu miliardów lat świetlnych (tak twierdzą naukowcy) ale nie wierzcie im. Jest ona kwadryliony kwadrylionów razy większa. Mierzona jednak z zewnątrz może mieć średnicę kilkudziesięciu kilometrów. Takie cuda gwarantuje nam tylko czarna dziura. Przestrzeń w jej wnętrzu jest wyciągnięta w makaron o niemal nieskończonej długości i nieskończenie małej średnicy. A na końcu tego makaronu jest podczepiona osobliwość czyli nasz widzialny wszechświat.
Kiedy galaktyka zbudowana z materii zetknęła się z antymaterią, nastąpiła kosmiczna eksplozja, przy której wybuch supernowej jawi się jako trzask mokrego kapiszona na tle eksplozji gwiazdy. Wybuch ten omal nie unicestwił nowo narodzonego wszechświata. Wyrwa w jego brzegu zadziałała jak nakłucie dziecięcego balona. Rana się jednak zabliźniła (otoczka była jeszcze gruba), wszechświat przetrwał, przez co mógł dalej się rozszerzać, zmieniać – dzięki czemu mógł się realizować Boski plan. Po kilkunastu miliardach lat ekspansji gdzieś tam, daleko hen, w jakimś zakamarku tego uniwersum, istniała już planeta Ziemia – taka jaką dzisiaj znamy. Informacja o tej kosmiczne eksplozji miała do niej również dotrzeć. Dlaczego tak późno skoro wybuch nastąpił kilkanaście miliardów lat temu ?. Informacja o tym wydarzeniu biegła z prędkością światła, ale przestrzeń się ciągle nadymała, więc światło miało coraz dłuższą drogę do pokonania (chyba znacie powiedzenie „iść pod wiatr”?).
****************
Był zimny, mżysty, ciemny dzień. W zasadzie, w taką pogodę nikomu nie powinno się chcieć wychodzić z domu – nawet z psem o ile nie jest to konieczne – ale Anna umówiła się z przyjaciółką na kawę dzień wcześniej, a skąd miała wiedzieć, że pogoda się tak popsuje?. Od kilkunastu minut obie kobiety siedziały już w przytulnej kawiarence, tuż obok kominka, z którego biło przyjemne ciepło i słychać było cichy i relaksujący szum pochodzący od palących się szczapek drewna.
– Wiesz co? Miałam dzisiaj dziwne zdarzenie, którego nie potrafię wyjaśnić – powiedziała Anna do swojej przyjaciółki, również pielęgniarki. – Podniosła przy tym filiżankę kawy do ust, ale zanim jej skosztowała, zamknęła oczy i przez chwilę wdychała z lubością jej ciepły aromat.
– Tak ? – z zainteresowaniem zapytała przyjaciółka. – Cóż takiego się wydarzyło ?
– Robiłam badanie mikroskopowe kału i patrzyłam na obszar pod szkiełkiem nakrywkowym. Z czystej ciekawości ustawiałam powiększenie na pięćset razy i obserwowałam jakiś fragment niestrawionej resztki pokarmu, który nadal wyglądał jak kawałek „gówna” i wiesz co ?. Nie uwierzysz. Ten fragment gówna eksplodował jasnym światłem. Ten niby mikro wybuch był na tyle silny, że zniszczone zostały oba szkiełka: nakrywkowe i podstawowe. Na szczęście nic mi się nie stało. Potrafisz to wyjaśnić ? – zapytała Anna, a oczy miała wielkie jak pięciozłotówki.