
Tekst napisany spontanicznie, za jednym przysiadem. Mam nadzieję, że kupi (:P) serca czytelników.
Tekst napisany spontanicznie, za jednym przysiadem. Mam nadzieję, że kupi (:P) serca czytelników.
Pewnie nie będę osamotniony w poglądzie, że nienawidzę, gdy coś mi się psuje w samochodzie. Już nawet nie chodzi o wydatki, o zmarnowany czas, to jeszcze jestem w stanie przełknąć. Największy problem mam z wiążącą się z tym przymusową degradacją z dumnego kierowcy limuzyny klasy średniej do pospolitego pasażera komunikacji miejskiej. Takie odwrócone „od zera do bohatera” w czasach po pandemii.
***
Jechałem tramwajem, ściśnięty jak szprotka, w samym środku sezonu letniego, a klimatyzacja uparcie nie działała. Już drugi dzień uczestniczyłem w zesłaniu komunikacyjnym, co oznacza, że pokonywałem trasę czwarty raz. Dotychczas żaden z przejazdów nie odbył się w miłej atmosferze, okraszonej przyjemnym, zimnym powiewem z wylotów klimatyzacji. Zaczynam podejrzewać, że to nie jest żadna awaria, tylko normalna praktyka.
Rozejrzałem się po pasażerach, nie dostrzegłem nawet pojedynczego uśmiechu, kilka osób wyglądało na podenerwowane, ale dominowały raczej apatyczne miny. Praktycznie każdy zalany był potem, co wyglądało niezbyt estetycznie, a pachniało jeszcze gorzej.
Bezprzewodowe słuchawki postanowiły, w tym właśnie momencie, się rozładować, więc rad nierad byłem zmuszony biernie uczestniczyć w dyskusjach toczących się w tramwaju.
– Wiesz, Kryśka, moje zakupy z marketu tak się potwornie zmęczyły, że musiałam je rozłożyć na dwóch siedzeniach! – trajkotała starsza kobieta, w międzyczasie spoglądając wymownie na stojącą obok kobietę w ciąży. – I do tego jeszcze ten gorąc, nie miałabym sumienia trzymać ich w rękach. Jeszcze by się czereśnie zagotowały!
Obserwowałem przez chwilę ciężarną. Zacisnęła zęby, z jej oczu biła żądza mordu, ale nie odezwała się ani słowem. Widać miała swoją godność, szanuję.
Zarejestrowałem rozmowę dwóch nastolatków o aparycji trolli jaskiniowych i stylizacji na oficjalny fanklub Lucyfera, czy innego plugastwa.
– Starzy mnie pewnie zabiją, ale na Amazonie była taka promocja, że nie mogłem się oprzeć i zamówiłem – ekscytował się gówniarz.
– Ale co właściwie? – dopytywał drugi.
– No, paczkę…
– To rozumiem, ale z jaką zawartością? Znaczy, co na tym Amazonie w ogóle zamówiłeś? Grę jakąś?
– W sumie, jak już pytasz… Głupia sprawa, ale tak po prawdzie, to nie wiem, co zamówiłem.
– To po cholerę zamawiałeś, jak nawet nie wiesz, co? – nie odpuszczał drugi gówniarz.
– Ty masz w ogóle kontakt z bazą? Czy przez ten gorąc całkiem na mózg ci już padło? Przecież mówiłem, że była niesamowita promocja. Czego nie rozumiesz?
Przez następnych kilka minut trolle-sataniści obrzucali się różnymi wymyślnymi obelgami, ale zbyt młodzieżowymi, jak na moje standardy, bo ni w ząb ich nie rozumiałem. W konsekwencji zupełnie straciłem zainteresowanie.
Spojrzałem na wyświetlacz przymocowany do sufitu tramwaju, zostało mi jeszcze dwadzieścia minut gehenny i będę mógł wysiąść na moim przystanku. Dam radę.
Wtedy poczułem nieznośne gorąco bijące z kieszeni spodni. Usiłowałem to zignorować, ale doszły jeszcze wibracje, a po chwili sygnały dźwiękowe.
– Otrzymał pan powiadomienie – zwróciła się do mnie wyjątkowo atrakcyjna brunetka, ubrana w obcisłą czarną sukienkę. Z istotnych cech wyglądu muszę też dodać, że jej skóra miała lekko czerwonawy odcień, a z głowy wyrastały rogi. Normalnie demon, nie kobieta.
– Tak, wiem… – odpowiedziałem niechętnie.
– Nie sprawdzi pan?
– Nie ma takiej potrzeby.
– A jeżeli to coś ważnego? – nie odpuszczała.
– Raczej nie, pewnie kolejna promocja. Obiecałem żonie, że przez jakiś czas nie będę niczego kupował. – Zagrałem kartą „żony”, trochę licząc, że kobieta się zniechęci.
– Przecież ona nie musi się dowiedzieć. To tylko jeden drobny zakup.
– Skąd pani…? – Zanim się spostrzegłem, stała już obok, uwieszona mojego ramienia, z kuszącą miną.
Zbliżyła wargi do mojej szyi i szepnęła:
– No, dalej, wyciągnij telefon.
Usłuchałem, bo jak niby miałbym odmówić? Odblokowałem ekran smartfona i sprawdziłem powiadomienia. Rzeczywiście, otrzymałem powiadomienie z serwisu wyprzedażowego. Pojawiła się kolejna promocja na grę planszową.
– Miałeś nic nie kupować – szepnęła mi do ucha.
– Przecież nie kupuję…
– Promocja jest naprawdę dobra. – Poczułem wilgoć jej oddechu.
– Ale żona…
– Nie wiadomo, kiedy znowu będzie taka okazja.
– Tylko ja nie potrzebuję teraz tej gry, mam już kilka podobnych. W dodatku kończy mi się miejsce na regale – próbowałem się bronić.
– Jesteś dorosły, nie musisz potrzebować rzeczy, które kupujesz.
Mógłbym przysiąc, że jakaś niewypowiedziana siła kieruje moimi ruchami. Świat zaczął wirować, czułem napięcie, niemalże ból, którego mogłem pozbyć się tylko w jeden sposób. „Kup teraz”, „przejdź do koszyka”, „opłać transakcję”, sam nie wiem, jak i kiedy dokonałem zakupu. Niespodziewanie napięcie znikło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wypełniło mnie szczęście i poczucie spełnienia. Chciałem uścisnąć piękną nieznajomą, ale już jej nie było. Jedynie inni pasażerowie przyglądali mi się z wyraźnym niepokojem.
Wysiadłem na przystanku, cały podekscytowany. Z tego nastroju momentalnie wyrwał mnie dźwięk wiadomości przychodzącej. Podskórnie wiedziałem, co się stało, ale mimo to wyciągnąłem telefon i odblokowałem ekran. Plecy przeszył mi zimny dreszcz, żona już wiedziała o zakupie. Otworzyłem esemesa i moim oczom ukazały się dwa wyrazy, które spadły na mnie niczym wyrok. „Musimy porozmawiać”, spuentowane jeszcze kropką nienawiści.
Miałem dziesięć minut, tyle trwał niespieszny marsz z przystanku do mieszkania. Dziesięć minut nadziei, że wymyślę usprawiedliwienie na tyle wiarygodne, że uratuje mi skórę. Właściwie, nie mogłem wykluczyć, że całe moje małżeństwo wisi właśnie na włosku. Aż się wzdrygnąłem na wspomnienie ostatniej awantury, gdy kupiłem piękne, kolekcjonerskie wydanie wszystkich albumów studyjnych Beatles’ów. A przecież Wiola była fanką chłopaków z Liverpoolu, więc wtedy mogłem przynajmniej liczyć na odrobinę wyrozumiałości. Planszówek z kolei szczerze i oddaniem nienawidziła.
Po drodze mijałem stragan z owocami, więc postanowiłem kupić trochę czereśni, tak na złagodzenie nastroju.
– A pan co znowu? Taki jakiś przybity, czy ki diabeł? – zagaił sprzedawca.
– Szkoda gadać, mam zaplanowaną karczemną awanturę z żoną, już za kilka minut.
– Jak zaplanowaną, to chyba nie będzie tak źle, co?
– Obawiam się, że tym razem może pójść na noże.
– Znaczy się, przemoc?
– Co? Jaka… A, te noże… Nie, to metafora była. Miałem na myśli, że mam przerąbane po całości. A najgorsze, że sobie na to zasłużyłem.
– Rozumiem, to może – ściszył głos – będzie pan zainteresowany kartą wyjścia z więzienia?
Rękę dałbym sobie uciąć, że wypowiadając te słowa, uśmiechnął się złowieszczo, a nad nim błysnęły pioruny. Pokręciłem głową, jakbym strząsał z czoła natrętnego owada. Przyjrzałem się mężczyźnie. Poza bruzdami od wieku i opalenizną od słońca twarz miał całkiem normalną.
– Kartą wyjścia z więzienia? – upewniłem się. – Taką, jak w Monopoly?
– Dokładnie taką.
– To mi chyba wiele nie pomoże. – Szczerze się roześmiałem. – Jestem żonaty od dwudziestu lat, więc rzeczywiście, czasem mam wrażenie, że zostałem osadzony w Alcatraz, ale to taka bardziej metafora…
– Ty nic, człowieku, nie rozumiesz. To nie jest zwyczajna karta.
– No wiadomo, jest czarodziejska, magiczna, pozaziemska i wyjątkowa – ironizowałem.
– Skończył pan?
– Przepraszam, poniosło mnie lekko, ale to z powodu stresu.
– Wybaczam. – Miał tupet, muszę oddać sprawiedliwość. – Karta wyjścia z więzienia pozwoli na uniknięcie każdej negatywnej sytuacji, a także na wygraną w każdym sporze. Wystarczy ją wyciągnąć w chwili zapalnej i temat zamknięty.
Brzmiało to równie wspaniale, co nieprawdopodobnie, ale uznałem, że nie mam nic do stracenia.
– Dobrze, ile płacę?
– Pierwsza jest gratis.
***
Przekroczyłem próg mieszkania, Wiola już na mnie czekała. Założyła nogę na nogę, skrzyżowała ręce. Po rozmazanym makijażu każdy głupi by poznał, że płakała. Tym razem było naprawdę źle.
– Powiedz mi tylko jedno – z trudem wypowiadała słowa. – Czy ty mnie w ogóle jeszcze… – Nie dałem jej dokończyć, wyjąłem z kieszeni kartę i uniosłem. Zapomniałem zapytać sprzedawcę, jak właściwie z niej skorzystać, ale taka forma instynktownie wydawała mi się prawidłowa.
Karta wyleciała mi z dłoni, rozbłysła, po czym zniknęła. Zacisnąłem zęby i nerwowo spoglądałem na żonę. Nie mogłem nie zauważyć, że zaszła w niej momentalna zmiana. Ślady po łzach zniknęły, zamiast wściekłego grymasu na twarzy malował się promienny uśmiech.
– Cześć, kochanie, jak w pracy? – zapytała, jak gdyby nigdy nic.
– Nic ciekawego – odpowiedziałem. – Wszystko gra? W sensie, nie jesteś zła, czy coś?
– Dlaczego miałabym być zła?
– Bez powodu. Wiesz, jak to wy, kobiety – zaśmiałem się nerwowo.
– Ty to masz te swoje odzywki, naprawdę… Ściągaj buty i siadaj do obiadu, wszystko już gotowe.
– Wiesz, jak jechałem tramwajem, to wyskoczyła mi ta promocja…
– Tak?
– Na grę, dawno nie było żadnej promocji, sama rozumiesz…
– Jak rozumiem, kupiłeś ją? Mamy w ogóle jeszcze pieniądze?
– Tak, tak, wszystko pod kontrolą.
– No, to super, cieszę się twoim szczęściem. Buty ściągaj i siadaj do obiadu.
***
Następnego dnia postanowiłem znowu odwiedzić stoisko. Sprzedawca otwierał właśnie paczkę, która zawierała stalowy, zdobiony rubinami trójząb z wygrawerowanymi na czerwono napisami w jakimś dziwnym języku. Na mój widok aż się rozpromienił.
– O, witam pana. Jak karta? Zadziałała? – zapytał mężczyzna.
– I to jeszcze jak! Ma pan ich więcej?
– Naturalnie, całą talię.
– Biorę wszystkie – zadecydowałem.
– Chwila, nie tak szybko. Musi pan wiedzieć, że to nie są tanie rzeczy.
– Wiadomo, mam pieniądze, to nie problem. Ile płacę za jedną? Sto, dwieście złotych?
– Walutą nie są złotówki, ale materia ciała.
– Chyba nie nadążam…
– Kolejna karta będzie kosztowała palec u nogi.
– To są chyba jakieś żarty. Jaki znowu palec u nogi? Mam dać sobie uciąć palec? Czy pan jest w ogóle normalny?
– Po co od razu te wyzwiska? Nie chcesz karty, człowieku, to nikt cię nie zmusza!
Ruszyłem w kierunku mieszkania. Sam nie wiem, czy byłem bardziej wkurzony, czy rozczarowany. Gdy stałem na przejściu dla pieszych, do jednego z samochodów stojących na czerwonym świetle dobiegła elegancko ubrana kobieta i zaczęła szarpać klamkę. Kierowca, wyraźnie rozbawiony, postukał się w czoło i pokazał napastniczce międzynarodowy gest wyrażający pokój i szacunek. Po reakcji kobiety zrozumiałem, że dolał oliwy do ognia. W odpowiedzi kierowca dodał gazu i wjechał na skrzyżowanie, przy okazji ciągnąc za sobą kobietę, która jedną dłonią wciąż trzymała kurczowo klamkę. Po kilku metrach puściła i upadła bezwładnie na jezdnię. Gdy tak leżała, wjechał w nią rowerzysta, który najwyraźniej się zagapił. Tak, to zdecydowanie nie był jej dzień.
– Gdyby tylko miała kartę wyjścia z więzienia. – Usłyszałem znajomy głos atrakcyjnej brunetki z tramwaju.
– To znowu ty – powiedziałem oskarżycielskim tonem.
– Karta rozwiązałaby jej problem. – Zdawała się mnie nie słyszeć.
– Dlaczego mnie śledzisz?
– Karty rozwiązują wszystkie problemy. – Z nienaturalną szybkością zwróciła ku mnie głowę.
Podeszła, nie, doskoczyła do mnie. Poczułem kojący zapach perfum na bazie polnych kwiatów i siarki. Ile ja bym dał, żeby ją tylko…
– Karty rozwiązują wszystkie problemy – powtórzyła szeptem, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
Pędem wróciłem do stoiska z owocami.
– Biorę, ucinaj pan palec.
***
Z sali rozpraw wyszedłem w pełnej chwale, choć nieco utykając. Wygrałem właśnie ciągnący się dobrych kilka lat proces o grube miliony złotych. Szczegółów nie mogę podać, wybaczcie, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Mogę jedynie powiedzieć, że postawiłem wszystko na jedną kartę i to się opłaciło. Gratulował mi nawet przeciwnik procesowy, ale nie słuchałem go. W myślach byłem już przy stoisku z owocami.
***
Nie mogłem wyrzucić z głowy wspomnienia brunetki z tramwaju. Wiedziałem, że istnieje tylko jedna metoda, by ją zdobyć, ale bałem się pójść tą ścieżką. Kupiłem już prawie całą talię kart, została ostatnia. Spojrzałem ze smutkiem w lustro, by ujrzeć pozbawiony rąk i nóg wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego. Na twarzy miałem maskę, ale wiedziałem, że pod nią także dają się dostrzec wyraźne braki. Za czwartą i piątą kartę zapłaciłem uszami, dla szóstej poświęciłem nos.
– Wiolu, zawieź mnie, proszę, do stoiska z owocami – zwróciłem się do żony. Wiedziałem, że nie może mi odmówić, w końcu kupiłem jej przychylność.
– Jesteś pewien? W twoim stanie, to chyba nie jest najlepszy pomysł.
– Tak, jestem pewien – zapewniłem.
– Jak sobie życzysz.
W czasie, gdy Wiola pchała wózek, ja rozmyślałem.
Od lat miałem problem, chociaż nigdy tego nie nazwałem wprost. Internetowe poradniki sugerowały, że cierpię na zakupoholizm. Wydaje mi się, że nadrabiałem w ten sposób niezrealizowane potrzeby z dzieciństwa. Być może. Powiadają, że chłopcy nie dorastają, tylko zmieniają im się zabawki. A teraz ja, czterdziestoletnie dziecko wyposażone w „dorosłe” pieniądze, spełniałem się, dokonując kolejnych zakupów. I kolejnych, i jeszcze następnych. Nie wiem, czy kierowała mną zwykła słabość, czy w moich poczynaniach maczały palce jakieś nieczyste siły, ale nie umiałem przestać. A może umiałem, ale nie chciałem?
Jednak teraz, mając w perspektywie prawdopodobnie ostatni zakup w życiu, nabrałem wątpliwości. Setki myśli kłębiły mi się w głowie, przelatując z prędkością błyskawicy. Byłbym zrezygnował, ale oto dotarliśmy do stoiska. Przywitał nas uśmiech sprzedawcy. Teraz widziałem wyraźnie, mężczyzna też miał rogi.
– To, co zwykle? – zapytał uprzejmie.
W odpowiedzi jedynie skinąłem głową. Spojrzałem na żonę, miała beznamiętny wyraz twarzy. Pogodziła się z losem, nie miała wyjścia, w końcu użyłem karty.
– Nasz klient, nasz pan – powiedział, nie przestając się uśmiechać. – Zupełnie stracił pan głowę dla tej naszej diablicy.
– Diablicy?! – krzyknąłem, gdyż momentalnie dotarło do mnie, jaki popełniłem błąd.
Chciałem zaprotestować, wycofać się, ale było już za późno. Spowił mnie mrok.
Hej, kiedyś trafiłem na YT, na nagrania z Teatrzyku Zielone Oczko, były tam krótkie historie, trochę humorystyczne, trochę tajemnicze, kryminalne, a nawet z dreszczykiem. Wszystkie były w podobnym klimacie i bardzo je lubiłem. Mam podobnie z Twoimi opowiadaniami :), nie wiem czy to celowy zabieg, ale wszystkie pasują do siebie, jakbyś planował cykl, no i zawsze ten długi tytuł. Ale do rzeczy, sukuba nieźle załatwiła naszego bohatera. Tak to jest gdy się dokonuję nieprzemyślanych zakupów, pod namową pięknych diablic. Klikam i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Kojarzysz creepypastę o gościu, który podpisał pakt z diabłem, że ten wyleczy go z raka w zamian za jedną część jego ciała? Facet próbował tak nagiąć warunki, żeby nie stracić niczego bardzo istotnego, ale nie pomyślał o tym, że… skóra liczy się jako całość.
Tak mi się przypomniało. Tekst mi się podobał, dobry materiał na niskobudżetowy (w sensie kameralny, nie że jakąś taniochę) horror. Zastanawiam się, czy początek nie jest trochę zbyt rozbudowany. Psioczenie na zepsute auto – gwiazdki – scena w tramwaju… Zresztą scena w tramwaju mogłaby się rozgrywać w dowolnym innym miejscu (w kolejce? przy przejściu dla pieszych?) i nic by to nie zmieniło. Historia jest krótka, więc zwróciłem na to uwagę.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Bardzie, dziękuje za wizytę i miłe słowa ;) Jesteś w zasadzie moim stałym czytelnikiem, stąd cieszę się, że tekst nie zawiódł Twoich oczekiwań:)
nie wiem czy to celowy zabieg, ale wszystkie pasują do siebie, jakbyś planował cykl, no i zawsze ten długi tytuł
Z nielicznymi wyjątkami moje opowiadania są umiejscowione w tym samym świecie, więc siłą rzeczy na jakiejś płaszczyźnie są spójne. Mam w planach kilka tekstów, które będą dodatkowo wyjaśniały te zależności, ale póki co wszystko rozgrzebane xD
SNDWLKR, Tobie także dziekuje za odwiedziny ;) Super, ze opowiadanie Ci się podobało;)
Kojarzysz creepypastę o gościu, który podpisał pakt z diabłem, że ten wyleczy go z raka w zamian za jedną część jego ciała
Coś mi świta, ale to musiałem czytać dawno temu.
Zresztą scena w tramwaju mogłaby się rozgrywać w dowolnym innym miejscu (w kolejce? przy przejściu dla pieszych?) i nic by to nie zmienił
Pierwsza scena musiała mieć miejsce w komunikacji publicznej, chociaż rzeczywiście nie musiał to być tramwaj. Zależało mi żeby pokazać na małej przestrzeni kilka form zakupów i jednocześnie przybliżyć osobowość narratora. W kolejce by to nie wyszło;)
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, Cezary.
Opowiadanie w Twoim stylu, bardzo mi się podoba. Diablica wiedziała, na kogo koga zagięła parol.
Do czego doprowadzi zakupoholizm bohatera ;)
Poniżej jedno zdanie, które jakoś mi zgrzyta:
Nie mogłem pozbyć się z głowy wspomnienia brunetki z tramwaju. – może wybić z głowy lub pozbyć się z myśli, a może będziesz miał lepszy pomysł.
Pozdrawiam i klikam.
Hej, cezary_cezary.
Dzisiaj wszystko jest na raty, nawet duszę diabłu tak się sprzedaje:) Trochę mi cała opowieść przypomina Asimowa, gdzie diabełek mógł zmieniać pewne zdarzenia, tam chodziło o jakieś cechy człowieka, na przykład nieśmiałość. I zawsze coś nie wychodziło, nie było do końca tak, jak sobie to ta osoba wyobrażała.
Pozdrawiam, Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Cześć, Milis! :) Serdeczne dzięki za odwiedziny, miły komentarz, klika i zwrócenie uwagi na usterkę językową :)
Opowiadanie w Twoim stylu, bardzo mi się podoba.
Bardzo mi miło :)
może wybić z głowy lub pozbyć się z myśli, a może będziesz miał lepszy pomysł.
Zmieniłem na “wyrzucić z głowy”, wydaje mi się, że tak będzie poprawnie :)
Hej, Feniksie!
Dzięki za wizytę i komentarz :)
Trochę mi cała opowieść przypomina Asimowa, gdzie diabełek mógł zmieniać pewne zdarzenia, tam chodziło o jakieś cechy człowieka, na przykład nieśmiałość.
Hmm, muszę nadrobić zaległości :)
Pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Lubię absurdalny humor, zwłaszcza gdy nie jest tak absurdalny, jak mogłoby się zdawać. Misię czytało z przyjemnością. :)
Dzięki, Koalo za miłą opinię! :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Gratuluję pomysłu. Genialne :)
Cześć,
Bardzo miło się czytało. Zabawne, konkretne i oryginalne. Tak sobię myślę, że pomysł ma duży potencjał na coś dłuższego, coś znacznie bardziej niepokojącego, ale w takiej formie i tak jest super.
Pozdrawiam i powodzenia.
Czytałam ładne kilka godzin temu, ale nadal jestem pod bardzo pozytywnym wrażeniem tego tekstu. Okej, ten kolejowy znacznie bardziej mnie urzekł, ale to już kwestia gatunku, który po prostu bardzo lubię.
Udało Ci się stworzyć bardzo niepokojącą historią, nawet jeśli nie stricte horrorową, to jednak przemawiającą do wyobraźni. Ja z tych ludzi, co wolą raz na kilka lat kupić coś porządnego nie dotyczy promocji na steamie więc może trudniej jest mi wczuć się w myślenie zakupoholika, ale jednak Twoja opowieść mnie przekonała.
Kawał dobrego tekstu, panie Cezary.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Sajmonie, dzięki serdeczne! :D
Franku, Tobie również dziękuję za wizytę i komentarz :)
Tak sobię myślę, że pomysł ma duży potencjał na coś dłuższego, coś znacznie bardziej niepokojącego
Jednak istnieje ryzyko, że jakbym się rozpisał, to mogłoby być nudno… :P
Rosso, dziękuję za taką miłą opinię :) A także za kliczka! :)
Okej, ten kolejowy znacznie bardziej mnie urzekł, ale to już kwestia gatunku, który po prostu bardzo lubię.
Ja z kolei (ha!) zdecydowanie lepiej odnajduję się w słodko-gorzkich absurdach. Tego typu teksty przychodzą mi naturalnie (co chyba powinno mnie lekko niepokoić :P)
Ja z tych ludzi, co wolą raz na kilka lat kupić coś porządnego
nie dotyczy promocji na steamiewięc może trudniej jest mi wczuć się w myślenie zakupoholika, ale jednak Twoja opowieść mnie przekonała.
A ja uwielbiam trwonić pieniążki kupując gry planszowe :P (okej, na PS5 i steamie też) Stąd tekst w dużej mierze opierałem na faktycznych przeżyciach towarzyszących walce z pokusą dokonywania kolejnych zakupów.
Kawał dobrego tekstu, panie Cezary.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
“Adwokat diabła” w swojskich klimatach. Było w komentarzach o kilku skojarzeniach, to też sobie pozwoliłem na jedno. Napisałeś bardzo zabawną, pełną humoru historyjkę z kilkoma celnymi obyczajowymi spostrzeżeniami.
Nominuję do biblioteki. Pozdrawiam.
Cześć, AP!
Dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika :)
“Adwokat diabła” w swojskich klimatach.
Nie pomyślałem o tym nawet, ale jak już wspomniałeś to rzeczywiście kilka podobieństw się znajdzie ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Świetny tekst. Pozdrawiam.
O moich kolegach nauczycielki mówiły, że są zdolni, ale leniwi. O mnie mówiły, że jestem szalony i leniwy. Jestem z tego bardzo dumny.
Dziękuję, Porfiry ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć,
Fajne opowiadanie i w gruncie rzeczy smutne…
Pierwsza karta darmowa… prawdziwy karciany dealer. Główny bohater, mimo że traci kolejne części ciała, to wciąż brnie dalej i dalej… Podane dosłownie, ale bardzo to pasuje.
Co do wykonania czytało się płynnie i z zaciekawieniem. Jedna rzecz mi nie zagrała:
– Starzy mnie pewnie zabiją, ale na Amazonie była taka promocja, że nie mogłem się oprzeć i zamówiłem – ekscytował się gówniarz.
– Ale co właściwie? – dopytywał drugi gówniarz.
Może po prostu dopytywał drugi?
Klikam :)
– Jesteś dorosły, nie musisz potrzebować rzeczy, które kupujesz.
Ależ ładny bon mot! Wart zapamiętania.
Mnie skojarzyło się trochę ze „Sklepikiem z marzeniami” Kinga. Masz tu sporo grzybów w barszczu – uwagi na temat podróży tramwajem, zakupoholizm, problemy małżeńskie, pakt z diabłem – a to wszystko podlane cierpko-absurdalnym sosem. Smakowało naprawdę nieźle! Fajny tekst.
Hej, Grzelu!
Dzięki za pozytywny odbiór i kliczka ;)
Może po prostu dopytywał drugi?
Słusznie! Zmienię :)
Cześć, Adamie!
Ależ ładny bon mot! Wart zapamiętania.
^^
Masz tu sporo grzybów w barszczu – uwagi na temat podróży tramwajem, zakupoholizm, problemy małżeńskie, pakt z diabłem – a to wszystko podlane cierpko-absurdalnym sosem.
Prawda, aczkolwiek starałem się żeby wszystkie elementy miały znaczenie i łączyły się ze sobą :)
Dzięki za miłą opinię! :)
Pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Nieźle pokazałeś przypadki zakupoholizmu, a zwłaszcza ten, w którym obywatel wchodzi w konszachty z siłą nieczystą. Przypadłość to groźna i, jak się okazuje, bardzo wyniszczająca cały organizm. Humor i absurd w dobrym gatunku, co sprawiło, że opowiadanie przeczytałam z przyjemnością.
…kilka osób wyglądało na podenerwowanych… → Piszesz o osobach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: …kilka osób wyglądało na podenerwowane…
…biernie uczestniczyć w dyskusjach rozgrywających się w tramwaju. → Nie wydaje mi się, aby dyskusje można było rozgrywać.
Proponuję: …biernie uczestniczyć w dyskusjach toczących się w tramwaju.
…nieznośny gorąc bijący z kieszeni spodni. → …nieznośne gorąco bijące z kieszeni spodni.
Darowałam gorąc w wypowiedzi kobiety z zakupami i gówniarza, bo u nich taki potocyzm nie razi, ale od bohatera-narratora wymagam nieco więcej.
…a nad jego głową błysnęły pioruny. Pokręciłem głową… → Czy to celowe powtórzenie?
…pozwoli na uniknięcie KAŻDEJ negatywnej sytuacji, a także na wygraną w KAŻDYM sporze. → Umiał mówić wielki literami???
Sprzedawca rozpakowywał właśnie paczkę… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Sprzedawca otwierał właśnie paczkę…
Gniewnym krokiem ruszyłem w kierunku mieszkania. → Jak wygląda gniewny krok?
…i zaczęła szarpać za klamkę. → …i zaczęła szarpać klamkę.
Szczegółów nie mogę opowiedzieć, wybaczcie mi, ale obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. Mogę jedynie powiedzieć, że… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję w pierwszym zdaniu: Szczegółów nie mogę podać, wybaczcie…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Regulatorzy! :)
Bardzo mi miło, że lektura była dla Ciebie przyjemnością;) Serdecznie dziękuję za łapankę, wszystkie babolki poprawię, jak będę przy komputerze;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo proszę, Cezary. Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać i tylko żal, że nie mam po co chodzić do klikarni, ale cieszę się, że opowiadanie trafiło do Biblioteki. :D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, melduję wykonanie zadania :) Wszelkie babolki zostały wyeliminowane z tekstu :)
Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać
Twoje łapanki zawsze się przydają, kawał dobrej roboty :)
i tylko żal, że nie mam po co chodzić do klikarni, ale cieszę się, że opowiadanie trafiło do Biblioteki. :D
Bardzo mi miło, dziękuję :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, odbieram meldunek z wielkim zadowoleniem. Powodzenia! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Powodzenia! :)
Dziękuję! :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Przyjemnie się czytało. Spodobał mi się pomysł na karty. Strategia omotywania też ładna. A przecież widział rogi…
Aż się zaczęłam zastanawiać, co za zakup stanowił inspirację.
Babska logika rządzi!
Hej, Finklo! Dzięki za wizytę i komentarz :)
A przecież widział rogi…
Coś faktycznie widział, ale jak to odebrał, to już odrębna kwestia…
Aż się zaczęłam zastanawiać, co za zakup stanowił inspirację.
Paradoksalnie, nie zakup, a mocne postanowienie przerwy (miesięcznej póki co, ale chyba się nie uda) w kupowaniu rzeczy “niepotrzebnych” :D
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hmmm. Ja tam nie robię zakupów przez internet i żal mi czasu na łażenie po sklepach, więc kupuję niewiele rzeczy niepotrzebnych. :-)
Babska logika rządzi!
Ja tam nie robię zakupów przez internet i żal mi czasu na łażenie po sklepach, więc kupuję niewiele rzeczy niepotrzebnych. :-)
Cóż, podziwiam siłę woli, ale nie mogę napisac, że również podążam tą ścieżką… :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ale to ma niewiele wspólnego z siłą woli. Lepiej mi się kupuje, kiedy widzę/trzymam w łapach przedmiot.
Babska logika rządzi!
Ale to ma niewiele wspólnego z siłą wol
U mnie z kolei wszystko ;) widzę obrazek produktu i juz wiem, że powinienem (muszę) go kupić
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo na czasie i udało ci się uniknąć moralizowania. Brawo ty.
Dzięki za wizytę, Nova :)
udało ci się uniknąć moralizowania
Starałem się;)
Brawo ty.
XD
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Dyskusyjne produkty
https://wsjp.pl/haslo/podglad/48068/dyskusyjny ?
Pewnie nie będę osamotniony w stwierdzeniu
W poglądzie może byś i nie był, ale w stwierdzeniu takim być nie można ^^
Największy problem mam z wiążącą się z tym przymusową degradacją. Z dumnego kierowcy limuzyny klasy średniej, do pospolitego pasażera komunikacji miejskiej.
Hmm. Połączyłabym i wywaliła przecinek.
uczestniczyłem w zesłaniu komunikacyjnym
…?
atmosferze, okraszonej przyjemnym, zimnym powiewem
Niespójna metafora. https://wsjp.pl/haslo/podglad/11483/okrasic
dominowały raczej apatyczne miny
Hmmm. (Eee, chyba tylko ja nie patrzę w telefon w środkach komunikacji :P)
Praktycznie każdy zalany był potem
Hmm. Może lepiej wrażenia, nie wnioski?
rad nierad jestem zmuszony
Zmieniasz czas narracji – czemu?
Mimowolnie zarejestrowałem
Skoro bohater porównuje siebie do magnetofonu, to "mimowolnie" jest zbędne ;)
tak po prawdzie to nie wiem
Tak po prawdzie, to nie wiem.
nie wiesz co
Nie wiesz, co.
Następnych kilka minut
Przez następnych kilka minut.
Spojrzałem na wyświetlacz przymocowany do dachu tramwaju
Jak on to zrobił, będąc w środku?
na moim przystanku
Nie podejrzewałam, że bohater planuje wyskoczyć w pełnym biegu :P
Chciałem to zignorować
Wrrrrrrr…
obcisłą, czarną sukienkę
Zbędny przecinek.
Z istotnych cech wyglądu muszę też dodać, że jej skóra miała lekko czerwonawy odcień
Hmm.
nie odpuszczała.
Nie wiem, czy to paszczowe.
To tylko, jeden drobny zakup.
Skąd tu się wziął przecinek, na wiewiórczy ogon?
Zanim się spostrzegłem, stała już obok, zawieszona na moim ramieniu, z kuszącą miną.
Tam nie ma tłoku aby? I raczej: uwieszona mojego ramienia. Minkę też warto opisać.
Zbliżyła wargi do mojej szyi i szepnęła:
Hmm.
No dalej
No, dalej.
Rzeczywiście, serwis wyprzedażowy poinformował mnie o promocji na grę planszową.
Przeczytaj na głos?
– Jesteś dorosły, nie musisz potrzebować rzeczy, które kupujesz.
… chcę być dzieckiem. Dajcie wody ze źródła młodości!
że jakaś niewypowiedziana siła kierowała moimi ruchami
C.t.: kieruje.
czułem napięcie, niemalże ból, które mogło ustąpić tylko w jeden sposób
Nie utrudniaj sobie życia: czułem napięcie, niemalże ból, którego mogłem się pozbyć tylko w jeden sposób.
Wysiadłem na przystanku, byłem cały podekscytowany.
Ciach: Wysiadłem na przystanku, cały podekscytowany.
Podskórnie wiedziałem
Hmm?
mimo tego
Mimo to.
że całe moje małżeństwo wisiało
C.t.: wisi.
szczerze i oddanie nienawidziła
Szczerze i z oddaniem nienawidziła.
złagodzenie nastroju
Hmm?
Taki, jakiś
Przecinek z kosmosu. Eksterminować.
Pokręciłem głową
Dwie głowy w dwóch zdaniach :)
Przyjrzałem się mężczyźnie, poza bruzdami od wieku, i opalenizną od słońca, twarz miał całkiem normalną.
Przyjrzałem się mężczyźnie. Poza bruzdami od wieku i opalenizną od słońca twarz miał całkiem normalną.
Rzekłbym, że wręcz prostacką.
https://wsjp.pl/haslo/podglad/22158/prostacki ?
ironizowałem.
A nie mógł normalnie dowcipkować, szydzić, nabijać się?
Wystarczy wyciągnąć ją
Starczy ją wyciągnąć.
Rozmazany makijaż jednoznacznie wskazywał na niedawny płacz.
Ani fonetycznie ładnie, ani gramatycznie elegancko: Po rozmazanym makijażu każdy głupi by poznał, że płakała.
Tym razem było naprawdę źle.
Czy "naprawdę" to synonim "bardzo"?
uniosłem w górę
A można unieść w dół?
taka forma instynktownie wydawała mi się prawidłowa
Hmmm.
zaszła w niej momentalna zmiana
Hmmmmmm.
zamiast wściekłego grymasu, na twarzy malował się
Tu bez przecinka.
Jak rozumiem, kupiłeś ją?
Hmm.
No to super
No, to super.
zdobiony trójząb
Czym zdobiony?
Na mój widok, aż się rozpromienił.
Co tu robi przecinek? (Denerwuje mnie :P)
Walutą nie są złotówki, ale materia ciała.
… szekspirowskie.
Jaki znowu, palec u nogi?
Jak jeszcze raz zobaczę przecinek w przypadkowym miejscu. to Ty stracisz palec u nogi :P
do jej kupna
Zbędne.
Po reakcji kobiety zrozumiałem, że dolał oliwy do ognia, gdyż zaczęła uderzać pięściami i kopać drzwi pojazdu.
Przedłużenie tu już nie udźwignęło funkcji komicznej. Ciachnij.
upadła bezwładnie na jezdni
Na jezdnię.
Tak, to zdecydowanie nie był jej dzień.
Angielskie.
znajomy głos, należący do atrakcyjnej brunetki
Głos do nikogo nie należy.
Z nienaturalną szybkością zwróciła ku mnie głowę.
Hmm.
Poczułem kojący zapach perfum na bazie polnych kwiatów i siarki
Zapach siarki może ukoić na wieki wieków, amen…
wybaczcie mi, ale obowiązuje mnie
"Mi" zbędne.
Mogę jedynie powiedzieć, że postawiłem wszystko na jedną kartę i to się opłaciło.
https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true
Myślami byłem już przy stoisku z owocami.
Rym.
Wiedziałem, że istnieje tylko jedna metoda, by ją zdobyć, ale bałem się pójść tą ścieżką
Ukrywasz. I po co mu ta brunetka?
Spojrzałem ze smutkiem w lustro i dostrzegłem, pozbawiony rąk i nóg, wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego.
Spojrzałem ze smutkiem w lustro, by ujrzeć pozbawiony rąk i nóg wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego.
pod nią także dają się dostrzec wyraźne braki
Hmm.
Od lat miałem problem, chociaż nigdy tego nie nazwałem wprost, internetowe poradniki sugerowały, że cierpię na zakupoholizm.
Podzieliłabym zdanie na dwa.
Wydaje mi się, że nadrabiałem w ten sposób niezrealizowane potrzeby z dzieciństwa.
Hmm.
A ja teraz, czterdziestoletnie dziecko
Albo: A teraz ja, czterdziestoletnie dziecko; albo: A ja dzisiejszy, czterdziestoletnie dziecko.
czy w moich poczynaniach palce maczały jakieś nieczyste siły
Szyk: czy w moich poczynaniach maczały palce jakieś nieczyste siły.
Setki myśli kłębiły mi się w głowie, przelatując z prędkością błyskawicy
Hmmmmm.
Byłbym zrezygnował,
Czas zaprzeszły… gdzie byłeś, kiedy byłam młodsza?
Przywitał nas uśmiech sprzedawcy. Teraz widziałem wyraźnie, on też miał rogi.
Uśmiech miał rogi? :)
W odpowiedzi jedynie skinąłem.
Czym?
gdyż momentalnie dotarło do mnie, jaki popełniłem błąd
Bystrzak z tego bohatera.
Hmm. Coś tu się nie splotło dobrze, bo dopiero w zakończeniu (mocno odbiegającym od reszty w stronę horroru) wychodzi uzależnienie bohatera od zakupów jako jednostka chorobowa, a nie po prostu bezrefleksyjne kupowanie wszelkiego śmiecia (na co wskazywały rozmowy w tramwaju). I w ogóle trochę chaos. Poszczególne scenki wyszły nieźle, ale nie są za dobrze spasowane – tu śmieszno, tu straszno. Niby jakiś kręgosłup jest… Nie wiem.
Zastanawiam się, czy początek nie jest trochę zbyt rozbudowany.
Tak, wskazuje nie na to, co w tekście będzie istotne. To znaczy – sama scena jest dobra, ale reszta do niej nie dorasta ;)
Dzisiaj wszystko jest na raty, nawet duszę diabłu tak się sprzedaje:)
Duszę diabłu zawsze sprzedawało się na korzystne raty ;)
Tego typu teksty przychodzą mi naturalnie (co chyba powinno mnie lekko niepokoić :P)
Dlaczego? Lafferty'ego czytałeś?
Ale to ma niewiele wspólnego z siłą woli. Lepiej mi się kupuje, kiedy widzę/trzymam w łapach przedmiot.
To raz, a dwa – na jakie licho komu tyle gratów? Mam wspomnienia z Wietnamu sprzątania mieszkania po kimś, kto kupował absolutnie wszystko, ale wcześniej też nie widziałam w tym sensu.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej, Tarnino! Dzięki za szczegółowe pochylenie się nad tekstem :) Poprawki wprowadzę niebawem, może jutro jak mi się uda :)
To raz, a dwa – na jakie licho komu tyle gratów?
Ciężko to wytłumaczyć osobie, której problem nie dotyczy. Ja na przykład lubię mieć różne rzeczy (ale nie śmieci) i już kilka chwil po kupnie jednej, rozglądam się za drugą. Pewnie jest to jakaś forma gromadzenia. Dla przykładu, mam już tak dużo figurek z warhammera i planszówek, że musiałem się przenieść z częścią kolekcji do biura xD A i tak tylko w tym tygodniu zamówiłem dwa kolejne zestawy, więc…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Ja na przykład lubię mieć różne rzeczy (ale nie śmieci) i już kilka chwil po kupnie jednej, rozglądam się za drugą.
Hmm. Wyznaję, że mam książek mniej więcej tyle, ile miałby czarodziej, gdyby mieszkał na poddaszu domku robotniczego w Gdańsku (choć może nie tak fajnych) i od czasu do czasu kupuję nowe. Ale poziom zagracenia mojego poddasza nie przekroczył jeszcze granicy, przy której musiałabym się martwić o zarwany strop XD A serio – zdarza mi się kupić motek włóczki, bo jest ładna, ale kiedyś go na coś przerobię. Albo mazaki, ale w przekonaniu, że będę nimi mazać (które nie zawsze się sprawdza). Ale tak, po prostu, żeby mieć – to niepokojące.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale tak, po prostu, żeby mieć – to niepokojące.
Wiesz, odnoszę wrażenie, ze kazda forma uzależnienia jest na swoj sposób niepokojąca. Oczywiście są formy gorsze, bardziej destrukcyjne dla człowieka i jego otoczenia – np. uzależnienie od narkotyków. Ale na koniec dnia, każde uzależnienie nie jest dobre.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
No, tak.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na marginesie, poprawiłem tekst :D Wykorzystałem prawie wszystkie Twoje uwagi, Tarnino (w kilku miejscach zabrakło mi pomysłu, albo nie byłem pewien czy “hmm” oznacza konieczność poprawek :D). Raz jeszcze serdeczne podziękowania :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cieszę się ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.