- Opowiadanie: cezary_cezary - Dyskusyjne produkty, które można nabyć w warzywniaku, czyli umiarkowanej długości rzecz o komunikacji miejskiej, trudnych relacjach małżeńskich oraz szaleństwie zakupowym

Dyskusyjne produkty, które można nabyć w warzywniaku, czyli umiarkowanej długości rzecz o komunikacji miejskiej, trudnych relacjach małżeńskich oraz szaleństwie zakupowym

Tekst na­pi­sa­ny spon­ta­nicz­nie, za jed­nym przy­sia­dem. Mam na­dzie­ję, że kupi (:P) serca czy­tel­ni­ków.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dyskusyjne produkty, które można nabyć w warzywniaku, czyli umiarkowanej długości rzecz o komunikacji miejskiej, trudnych relacjach małżeńskich oraz szaleństwie zakupowym

Pew­nie nie będę osa­mot­nio­ny w poglądzie, że nie­na­wi­dzę, gdy coś mi się psuje w sa­mo­cho­dzie. Już nawet nie cho­dzi o wy­dat­ki, o zmar­no­wa­ny czas, to jesz­cze je­stem w sta­nie prze­łknąć. Naj­więk­szy pro­blem mam z wią­żą­cą się z tym przy­mu­so­wą de­gra­da­cją z dum­ne­go kie­row­cy li­mu­zy­ny klasy śred­niej do po­spo­li­te­go pa­sa­że­ra ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej. Takie od­wró­co­ne „od zera do bo­ha­te­ra” w cza­sach po pan­de­mii.

 

***

Je­cha­łem tram­wa­jem, ści­śnię­ty jak szprot­ka, w samym środ­ku se­zo­nu let­nie­go, a kli­ma­ty­za­cja upar­cie nie dzia­ła­ła. Już drugi dzień uczest­ni­czy­łem w ze­sła­niu ko­mu­ni­ka­cyj­nym, co ozna­cza, że po­ko­ny­wa­łem trasę czwar­ty raz. Do­tych­czas żaden z prze­jaz­dów nie odbył się w miłej at­mos­fe­rze, okra­szo­nej przy­jem­nym, zim­nym po­wie­wem z wy­lo­tów kli­ma­ty­za­cji. Za­czy­nam po­dej­rze­wać, że to nie jest żadna awa­ria, tylko nor­mal­na prak­ty­ka.

Ro­zej­rza­łem się po pa­sa­że­rach, nie do­strze­głem nawet po­je­dyn­cze­go uśmie­chu, kilka osób wy­glą­da­ło na po­de­ner­wo­wa­ne, ale do­mi­no­wa­ły ra­czej apa­tycz­ne miny. Prak­tycz­nie każdy za­la­ny był potem, co wy­glą­da­ło nie­zbyt es­te­tycz­nie, a pach­nia­ło jesz­cze go­rzej.

Bez­prze­wo­do­we słu­chaw­ki po­sta­no­wi­ły, w tym wła­śnie mo­men­cie, się roz­ła­do­wać, więc rad nie­rad byłem zmu­szo­ny bier­nie uczest­ni­czyć w dys­ku­sjach to­czą­cych się w tram­wa­ju.

– Wiesz, Kryś­ka, moje za­ku­py z mar­ke­tu tak się po­twor­nie zmę­czy­ły, że mu­sia­łam je roz­ło­żyć na dwóch sie­dze­niach! – traj­ko­ta­ła star­sza ko­bie­ta, w mię­dzy­cza­sie spo­glą­da­jąc wy­mow­nie na sto­ją­cą obok ko­bie­tę w ciąży. – I do tego jesz­cze ten gorąc, nie mia­ła­bym su­mie­nia trzy­mać ich w rę­kach. Jesz­cze by się cze­re­śnie za­go­to­wa­ły!

Ob­ser­wo­wa­łem przez chwi­lę cię­żar­ną. Za­ci­snę­ła zęby, z jej oczu biła żądza mordu, ale nie ode­zwa­ła się ani sło­wem. Widać miała swoją god­ność, sza­nu­ję.

Za­re­je­stro­wa­łem roz­mo­wę dwóch na­sto­lat­ków o apa­ry­cji trol­li ja­ski­nio­wych i sty­li­za­cji na ofi­cjal­ny fan­klub Lu­cy­fe­ra, czy in­ne­go plu­ga­stwa.

– Sta­rzy mnie pew­nie za­bi­ją, ale na Ama­zo­nie była taka pro­mo­cja, że nie mo­głem się oprzeć i za­mó­wi­łem – eks­cy­to­wał się gów­niarz.

– Ale co wła­ści­wie? – do­py­ty­wał drugi.

– No, pacz­kę…

– To ro­zu­miem, ale z jaką za­war­to­ścią? Zna­czy, co na tym Ama­zo­nie w ogóle za­mó­wi­łeś? Grę jakąś?

– W sumie, jak już py­tasz… Głu­pia spra­wa, ale tak po praw­dzie, to nie wiem, co za­mó­wi­łem.

– To po cho­le­rę za­ma­wia­łeś, jak nawet nie wiesz, co? – nie od­pusz­czał drugi gów­niarz.

– Ty masz w ogóle kon­takt z bazą? Czy przez ten gorąc cał­kiem na mózg ci już padło? Prze­cież mó­wi­łem, że była nie­sa­mo­wi­ta pro­mo­cja. Czego nie ro­zu­miesz?

Przez następnych kilka minut trol­le-sa­ta­ni­ści ob­rzu­ca­li się róż­ny­mi wy­myśl­ny­mi obe­lga­mi, ale zbyt mło­dzie­żo­wy­mi, jak na moje stan­dar­dy, bo ni w ząb ich nie ro­zu­mia­łem. W kon­se­kwen­cji zu­peł­nie stra­ci­łem za­in­te­re­so­wa­nie.

Spoj­rza­łem na wy­świe­tlacz przy­mo­co­wa­ny do sufitu tram­wa­ju, zo­sta­ło mi jesz­cze dwa­dzie­ścia minut ge­hen­ny i będę mógł wy­siąść na moim przy­stan­ku. Dam radę.

Wtedy po­czu­łem nie­zno­śne go­rą­co bi­ją­ce z kie­sze­ni spodni. Usiłowałem to zi­gno­ro­wać, ale do­szły jesz­cze wi­bra­cje, a po chwi­li sy­gna­ły dźwię­ko­we.

– Otrzy­mał pan po­wia­do­mie­nie – zwró­ci­ła się do mnie wy­jąt­ko­wo atrak­cyj­na bru­net­ka, ubra­na w ob­ci­słą czar­ną su­kien­kę. Z istot­nych cech wy­glą­du muszę też dodać, że jej skóra miała lekko czer­wo­na­wy od­cień, a z głowy wy­ra­sta­ły rogi. Nor­mal­nie demon, nie ko­bie­ta.

– Tak, wiem… – od­po­wie­dzia­łem nie­chęt­nie.

– Nie spraw­dzi pan?

– Nie ma ta­kiej po­trze­by.

– A je­że­li to coś waż­ne­go? – nie od­pusz­cza­ła.

– Ra­czej nie, pew­nie ko­lej­na pro­mo­cja. Obie­ca­łem żonie, że przez jakiś czas nie będę ni­cze­go ku­po­wał. – Za­gra­łem kartą „żony”, tro­chę li­cząc, że ko­bie­ta się znie­chę­ci.

– Prze­cież ona nie musi się do­wie­dzieć. To tylko jeden drob­ny zakup.

– Skąd pani…? – Zanim się spo­strze­głem, stała już obok, uwieszona mojego ramienia, z ku­szą­cą miną.

Zbli­ży­ła wargi do mojej szyi i szep­nę­ła:

– No, dalej, wy­cią­gnij te­le­fon.

Usłu­cha­łem, bo jak niby miał­bym od­mó­wić? Od­blo­ko­wa­łem ekran smart­fo­na i spraw­dzi­łem po­wia­do­mie­nia. Rze­czy­wi­ście, otrzymałem powiadomienie z ser­wisu wy­prze­da­żo­wego. Pojawiła się kolejna promocja na grę planszową.

– Mia­łeś nic nie ku­po­wać – szep­nę­ła mi do ucha.

– Prze­cież nie ku­pu­ję…

– Pro­mo­cja jest na­praw­dę dobra. – Po­czu­łem wil­goć jej od­de­chu.

– Ale żona…

– Nie wia­do­mo, kiedy znowu bę­dzie taka oka­zja.

– Tylko ja nie po­trze­bu­ję teraz tej gry, mam już kilka po­dob­nych. W do­dat­ku koń­czy mi się miej­sce na re­ga­le – pró­bo­wa­łem się bro­nić.

– Je­steś do­ro­sły, nie mu­sisz po­trze­bo­wać rze­czy, które ku­pu­jesz.

Mógł­bym przy­siąc, że jakaś nie­wy­po­wie­dzia­na siła kieruje moimi ru­cha­mi. Świat za­czął wi­ro­wać, czu­łem na­pię­cie, nie­mal­że ból, którego mogłem pozbyć się tylko w jeden spo­sób. „Kup teraz”, „przejdź do ko­szy­ka”, „opłać trans­ak­cję”, sam nie wiem, jak i kiedy do­ko­na­łem za­ku­pu. Nie­spo­dzie­wa­nie na­pię­cie zni­kło, jak za do­tknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdż­ki. Wy­peł­ni­ło mnie szczę­ście i po­czu­cie speł­nie­nia. Chcia­łem uści­snąć pięk­ną nie­zna­jo­mą, ale już jej nie było. Je­dy­nie inni pa­sa­że­ro­wie przy­glą­da­li mi się z wy­raź­nym nie­po­ko­jem.

Wy­sia­dłem na przy­stan­ku, cały pod­eks­cy­to­wa­ny. Z tego na­stro­ju mo­men­tal­nie wy­rwał mnie dźwięk wia­do­mo­ści przy­cho­dzą­cej. Pod­skór­nie wie­dzia­łem, co się stało, ale mimo to wy­cią­gną­łem te­le­fon i od­blo­ko­wa­łem ekran. Plecy prze­szył mi zimny dreszcz, żona już wie­dzia­ła o za­ku­pie. Otwo­rzy­łem ese­me­sa i moim oczom uka­za­ły się dwa wy­ra­zy, które spa­dły na mnie ni­czym wyrok. „Mu­si­my po­roz­ma­wiać”, spu­en­to­wa­ne jesz­cze krop­ką nie­na­wi­ści.

Mia­łem dzie­sięć minut, tyle trwał nie­spiesz­ny marsz z przy­stan­ku do miesz­ka­nia. Dzie­sięć minut na­dziei, że wy­my­ślę uspra­wie­dli­wie­nie na tyle wia­ry­god­ne, że ura­tu­je mi skórę. Wła­ści­wie, nie mo­głem wy­klu­czyć, że całe moje mał­żeń­stwo wisi wła­śnie na wło­sku. Aż się wzdry­gną­łem na wspo­mnie­nie ostat­niej awan­tu­ry, gdy ku­pi­łem pięk­ne, ko­lek­cjo­ner­skie wy­da­nie wszyst­kich al­bu­mów stu­dyj­nych Be­atles’ów. A prze­cież Wiola była fanką chło­pa­ków z Li­ver­po­olu, więc wtedy mo­głem przy­naj­mniej li­czyć na odro­bi­nę wy­ro­zu­mia­ło­ści. Plan­szó­wek z kolei szcze­rze i od­da­niem nie­na­wi­dzi­ła.

Po dro­dze mi­ja­łem stra­gan z owo­ca­mi, więc po­sta­no­wi­łem kupić tro­chę cze­re­śni, tak na zła­go­dze­nie na­stro­ju.

– A pan co znowu? Taki jakiś przy­bi­ty, czy ki dia­beł? – za­ga­ił sprze­daw­ca.

– Szko­da gadać, mam za­pla­no­wa­ną kar­czem­ną awan­tu­rę z żoną, już za kilka minut.

– Jak za­pla­no­wa­ną, to chyba nie bę­dzie tak źle, co?

– Oba­wiam się, że tym razem może pójść na noże.

– Zna­czy się, prze­moc?

– Co? Jaka… A, te noże… Nie, to me­ta­fo­ra była. Mia­łem na myśli, że mam prze­rą­ba­ne po ca­ło­ści. A naj­gor­sze, że sobie na to za­słu­ży­łem.

– Ro­zu­miem, to może – ści­szył głos – bę­dzie pan za­in­te­re­so­wa­ny kartą wyj­ścia z wię­zie­nia?

Rękę dał­bym sobie uciąć, że wy­po­wia­da­jąc te słowa, uśmiech­nął się zło­wiesz­czo, a nad nim bły­snę­ły pio­ru­ny. Po­krę­ci­łem głową, jak­bym strzą­sał z czoła na­tręt­ne­go owada. Przyjrzałem się mężczyźnie. Poza bruzdami od wieku i opalenizną od słońca twarz miał całkiem normalną.

– Kartą wyj­ścia z wię­zie­nia? – upew­ni­łem się. – Taką, jak w Mo­no­po­ly?

–  Do­kład­nie taką.

– To mi chyba wiele nie po­mo­że. – Szcze­rze się ro­ze­śmia­łem. – Je­stem żo­na­ty od dwu­dzie­stu lat, więc rze­czy­wi­ście, cza­sem mam wra­że­nie, że zo­sta­łem osa­dzo­ny w Al­ca­traz, ale to taka bar­dziej me­ta­fo­ra…

– Ty nic, czło­wie­ku, nie ro­zu­miesz. To nie jest zwy­czaj­na karta.

– No wia­do­mo, jest cza­ro­dziej­ska, ma­gicz­na, po­za­ziem­ska i wy­jąt­ko­wa – iro­ni­zo­wa­łem.

– Skoń­czył pan?

– Prze­pra­szam, po­nio­sło mnie lekko, ale to z po­wo­du stre­su.

– Wy­ba­czam. – Miał tupet, muszę oddać spra­wie­dli­wość. – Karta wyj­ścia z wię­zie­nia po­zwo­li na unik­nię­cie każ­dej ne­ga­tyw­nej sy­tu­acji, a także na wy­gra­ną w każ­dym spo­rze. Wy­star­czy ją wy­cią­gnąć w chwi­li za­pal­nej i temat za­mknię­ty.

Brzmia­ło to rów­nie wspa­nia­le, co nie­praw­do­po­dob­nie, ale uzna­łem, że nie mam nic do stra­ce­nia.

– Do­brze, ile płacę?

– Pierw­sza jest gra­tis.

 

***

Prze­kro­czy­łem próg miesz­ka­nia, Wiola już na mnie cze­ka­ła. Za­ło­ży­ła nogę na nogę, skrzy­żo­wa­ła ręce. Po rozmazanym makijażu każdy głupi by poznał, że płakała. Tym razem było na­praw­dę źle.

– Po­wiedz mi tylko jedno – z tru­dem wy­po­wia­da­ła słowa. – Czy ty mnie w ogóle jesz­cze… – Nie dałem jej do­koń­czyć, wy­ją­łem z kie­sze­ni kartę i unio­słem. Za­po­mnia­łem za­py­tać sprze­daw­cę, jak wła­ści­wie z niej sko­rzy­stać, ale taka forma in­stynk­tow­nie wy­da­wa­ła mi się pra­wi­dło­wa.

Karta wy­le­cia­ła mi z dłoni, roz­bły­sła, po czym znik­nę­ła. Za­ci­sną­łem zęby i ner­wo­wo spo­glą­da­łem na żonę. Nie mo­głem nie za­uwa­żyć, że za­szła w niej mo­men­tal­na zmia­na. Ślady po łzach znik­nę­ły, za­miast wście­kłe­go gry­ma­su na twa­rzy ma­lo­wał się pro­mien­ny uśmiech.

– Cześć, ko­cha­nie, jak w pracy? – za­py­ta­ła, jak gdyby nigdy nic.

– Nic cie­ka­we­go – od­po­wie­dzia­łem. – Wszyst­ko gra? W sen­sie, nie je­steś zła, czy coś?

– Dla­cze­go mia­ła­bym być zła?

– Bez po­wo­du. Wiesz, jak to wy, ko­bie­ty – za­śmia­łem się ner­wo­wo.

– Ty to masz te swoje od­zyw­ki, na­praw­dę… Ścią­gaj buty i sia­daj do obia­du, wszyst­ko już go­to­we.

– Wiesz, jak je­cha­łem tram­wa­jem, to wy­sko­czy­ła mi ta pro­mo­cja…

– Tak?

– Na grę, dawno nie było żad­nej pro­mo­cji, sama ro­zu­miesz…

– Jak ro­zu­miem, ku­pi­łeś ją? Mamy w ogóle jesz­cze pie­nią­dze?

– Tak, tak, wszyst­ko pod kon­tro­lą.

– No, to super, cie­szę się twoim szczę­ściem. Buty ścią­gaj i sia­daj do obia­du.

 

***

Na­stęp­ne­go dnia po­sta­no­wi­łem znowu od­wie­dzić sto­isko. Sprze­daw­ca otwie­rał wła­śnie pacz­kę, która za­wie­ra­ła sta­lo­wy, zdo­bio­ny rubinami trój­ząb z wy­gra­we­ro­wa­ny­mi na czer­wo­no na­pi­sa­mi w ja­kimś dziw­nym ję­zy­ku. Na mój widok aż się roz­pro­mie­nił.

– O, witam pana. Jak karta? Za­dzia­ła­ła? – za­py­tał męż­czy­zna.

– I to jesz­cze jak! Ma pan ich wię­cej?

– Na­tu­ral­nie, całą talię.

– Biorę wszyst­kie – za­de­cy­do­wa­łem.

– Chwi­la, nie tak szyb­ko. Musi pan wie­dzieć, że to nie są tanie rze­czy.

– Wia­do­mo, mam pie­nią­dze, to nie pro­blem. Ile płacę za jedną? Sto, dwie­ście zło­tych?

– Wa­lu­tą nie są zło­tów­ki, ale ma­te­ria ciała.

– Chyba nie na­dą­żam…

– Ko­lej­na karta bę­dzie kosz­to­wa­ła palec u nogi.

– To są chyba ja­kieś żarty. Jaki znowu palec u nogi? Mam dać sobie uciąć palec? Czy pan jest w ogóle nor­mal­ny?

– Po co od razu te wy­zwi­ska? Nie chcesz karty, czło­wie­ku, to nikt cię nie zmu­sza!

 Ru­szy­łem w kie­run­ku miesz­ka­nia. Sam nie wiem, czy byłem bar­dziej wku­rzo­ny, czy roz­cza­ro­wa­ny. Gdy sta­łem na przej­ściu dla pie­szych, do jed­ne­go z sa­mo­cho­dów sto­ją­cych na czer­wo­nym świe­tle do­bie­gła ele­ganc­ko ubra­na ko­bie­ta i za­czę­ła szar­pać klam­kę. Kie­row­ca, wy­raź­nie roz­ba­wio­ny, po­stu­kał się w czoło i po­ka­zał na­past­nicz­ce mię­dzy­na­ro­do­wy gest wy­ra­ża­ją­cy pokój i sza­cu­nek. Po re­ak­cji ko­bie­ty zro­zu­mia­łem, że dolał oliwy do ognia. W od­po­wie­dzi kie­row­ca dodał gazu i wje­chał na skrzy­żo­wa­nie, przy oka­zji cią­gnąc za sobą ko­bie­tę, która jedną dło­nią wciąż trzy­ma­ła kur­czo­wo klam­kę. Po kilku me­trach pu­ści­ła i upa­dła bez­wład­nie na jezd­nię. Gdy tak le­ża­ła, wje­chał w nią ro­we­rzy­sta, który naj­wy­raź­niej się za­ga­pił. Tak, to zde­cy­do­wa­nie nie był jej dzień.

– Gdyby tylko miała kartę wyj­ścia z wię­zie­nia. – Usły­sza­łem zna­jo­my głos atrak­cyj­nej bru­net­ki z tram­wa­ju.

– To znowu ty – po­wie­dzia­łem oskar­ży­ciel­skim tonem.

– Karta roz­wią­za­ła­by jej pro­blem. – Zda­wa­ła się mnie nie sły­szeć.

– Dla­cze­go mnie śle­dzisz?

– Karty roz­wią­zu­ją wszyst­kie pro­ble­my. – Z nie­na­tu­ral­ną szyb­ko­ścią zwró­ci­ła ku mnie głowę.

Po­de­szła, nie, do­sko­czy­ła do mnie. Po­czu­łem ko­ją­cy za­pach per­fum na bazie po­lnych kwia­tów i siar­ki. Ile ja bym dał, żeby ją tylko…

– Karty roz­wią­zu­ją wszyst­kie pro­ble­my – po­wtó­rzy­ła szep­tem, po czym roz­pły­nę­ła się w po­wie­trzu.

Pędem wró­ci­łem do sto­iska z owo­ca­mi.

– Biorę, uci­naj pan palec.

 

***

Z sali roz­praw wy­sze­dłem w peł­nej chwa­le, choć nieco uty­ka­jąc. Wy­gra­łem wła­śnie cią­gną­cy się do­brych kilka lat pro­ces o grube mi­lio­ny zło­tych. Szcze­gó­łów nie mogę podać, wy­bacz­cie, ale obo­wią­zu­je mnie ta­jem­ni­ca za­wo­do­wa. Mogę je­dy­nie po­wie­dzieć, że po­sta­wi­łem wszyst­ko na jedną kartę i to się opła­ci­ło. Gra­tu­lo­wał mi nawet prze­ciw­nik pro­ce­so­wy, ale nie słu­cha­łem go. W myślach byłem już przy sto­isku z owo­ca­mi.

 

***

Nie mo­głem wy­rzu­cić z głowy wspo­mnie­nia bru­net­ki z tram­wa­ju. Wie­dzia­łem, że ist­nie­je tylko jedna me­to­da, by ją zdo­być, ale bałem się pójść tą ścież­ką. Ku­pi­łem już pra­wie całą talię kart, zo­sta­ła ostat­nia. Spojrzałem ze smutkiem w lustro, by ujrzeć pozbawiony rąk i nóg wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego. Na twa­rzy mia­łem maskę, ale wie­dzia­łem, że pod nią także dają się do­strzec wy­raź­ne braki. Za czwar­tą i piątą kartę za­pła­ci­łem usza­mi, dla szó­stej po­świę­ci­łem nos.

– Wiolu, za­wieź mnie, pro­szę, do sto­iska z owo­ca­mi – zwró­ci­łem się do żony. Wie­dzia­łem, że nie może mi od­mó­wić, w końcu ku­pi­łem jej przy­chyl­ność.

– Je­steś pe­wien? W twoim sta­nie, to chyba nie jest naj­lep­szy po­mysł.

– Tak, je­stem pe­wien – za­pew­ni­łem.

– Jak sobie ży­czysz.

W cza­sie, gdy Wiola pcha­ła wózek, ja roz­my­śla­łem.

 

Od lat mia­łem pro­blem, cho­ciaż nigdy tego nie na­zwa­łem wprost. In­ter­ne­to­we po­rad­ni­ki su­ge­ro­wa­ły, że cier­pię na za­ku­po­ho­lizm. Wy­da­je mi się, że nad­ra­bia­łem w ten spo­sób nie­zre­ali­zo­wa­ne po­trze­by z dzie­ciń­stwa. Być może. Po­wia­da­ją, że chłop­cy nie do­ra­sta­ją, tylko zmie­nia­ją im się za­baw­ki. A teraz ja, czter­dzie­sto­let­nie dziec­ko wy­po­sa­żo­ne w „do­ro­słe” pie­nią­dze, speł­nia­łem się, do­ko­nu­jąc ko­lej­nych za­ku­pów. I ko­lej­nych, i jesz­cze na­stęp­nych. Nie wiem, czy kie­ro­wa­ła mną zwy­kła sła­bość, czy w moich po­czy­na­niach ma­cza­ły palce ja­kieś nie­czy­ste siły, ale nie umia­łem prze­stać. A może umia­łem, ale nie chcia­łem?

 

Jed­nak teraz, mając w per­spek­ty­wie praw­do­po­dob­nie ostat­ni zakup w życiu, na­bra­łem wąt­pli­wo­ści. Setki myśli kłę­bi­ły mi się w gło­wie, prze­la­tu­jąc z pręd­ko­ścią bły­ska­wi­cy. Był­bym zre­zy­gno­wał, ale oto do­tar­li­śmy do sto­iska. Przy­wi­tał nas uśmiech sprze­daw­cy. Teraz wi­dzia­łem wy­raź­nie, mężczyzna też miał rogi.

– To, co zwy­kle? – za­py­tał uprzej­mie.

W od­po­wie­dzi je­dy­nie ski­ną­łem głową. Spoj­rza­łem na żonę, miała bez­na­mięt­ny wyraz twa­rzy. Po­go­dzi­ła się z losem, nie miała wyj­ścia, w końcu uży­łem karty.

– Nasz klient, nasz pan – po­wie­dział, nie prze­sta­jąc się uśmie­chać. – Zu­peł­nie stra­cił pan głowę dla tej na­szej dia­bli­cy.

– Dia­bli­cy?! – krzyk­ną­łem, gdyż mo­men­tal­nie do­tar­ło do mnie, jaki po­peł­ni­łem błąd.

 

Chcia­łem za­pro­te­sto­wać, wy­co­fać się, ale było już za późno. Spo­wił mnie mrok.

 

Koniec

Komentarze

Hej, kiedyś trafiłem na YT, na nagrania z Teatrzyku Zielone Oczko, były tam krótkie historie, trochę humorystyczne, trochę tajemnicze, kryminalne, a nawet z dreszczykiem. Wszystkie były w podobnym klimacie i bardzo je lubiłem. Mam podobnie z Twoimi opowiadaniami :), nie wiem czy to celowy zabieg, ale wszystkie pasują do siebie, jakbyś planował cykl, no i zawsze ten długi tytuł. Ale do rzeczy, sukuba nieźle załatwiła naszego bohatera. Tak to jest gdy się dokonuję nieprzemyślanych zakupów, pod namową pięknych diablic. Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Kojarzysz creepypastę o gościu, który podpisał pakt z diabłem, że ten wyleczy go z raka w zamian za jedną część jego ciała? Facet próbował tak nagiąć warunki, żeby nie stracić niczego bardzo istotnego, ale nie pomyślał o tym, że… skóra liczy się jako całość.

Tak mi się przypomniało. Tekst mi się podobał, dobry materiał na niskobudżetowy (w sensie kameralny, nie że jakąś taniochę) horror. Zastanawiam się, czy początek nie jest trochę zbyt rozbudowany. Psioczenie na zepsute auto – gwiazdki – scena w tramwaju… Zresztą scena w tramwaju mogłaby się rozgrywać w dowolnym innym miejscu (w kolejce? przy przejściu dla pieszych?) i nic by to nie zmieniło. Historia jest krótka, więc zwróciłem na to uwagę. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Bardzie, dziękuje za wizytę i miłe słowa ;) Jesteś w zasadzie moim stałym czytelnikiem, stąd cieszę się, że tekst nie zawiódł Twoich oczekiwań:)

 

nie wiem czy to celowy zabieg, ale wszystkie pasują do siebie, jakbyś planował cykl, no i zawsze ten długi tytuł

Z nielicznymi wyjątkami moje opowiadania są umiejscowione w tym samym świecie, więc siłą rzeczy na jakiejś płaszczyźnie są spójne. Mam w planach kilka tekstów, które będą dodatkowo wyjaśniały te zależności, ale póki co wszystko rozgrzebane xD

 

SNDWLKR, Tobie także dziekuje za odwiedziny ;) Super, ze opowiadanie Ci się podobało;)

 

Kojarzysz creepypastę o gościu, który podpisał pakt z diabłem, że ten wyleczy go z raka w zamian za jedną część jego ciała

Coś mi świta, ale to musiałem czytać dawno temu.

 

Zresztą scena w tramwaju mogłaby się rozgrywać w dowolnym innym miejscu (w kolejce? przy przejściu dla pieszych?) i nic by to nie zmienił

Pierwsza scena musiała mieć miejsce w komunikacji publicznej, chociaż rzeczywiście nie musiał to być tramwaj. Zależało mi żeby pokazać na małej przestrzeni kilka form zakupów i jednocześnie przybliżyć osobowość narratora. W kolejce by to nie wyszło;)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej, Cezary.

Opowiadanie w Twoim stylu, bardzo mi się podoba. Diablica wiedziała, na kogo koga zagięła parol.

Do czego doprowadzi zakupoholizm bohatera ;)

Poniżej jedno zdanie, które jakoś mi zgrzyta:

 

Nie mogłem pozbyć się z głowy wspomnienia brunetki z tramwaju. – może wybić z głowy lub pozbyć się z myśli, a może będziesz miał lepszy pomysł.

 

Pozdrawiam i klikam.

 

 

Hej, cezary_cezary.

Dzisiaj wszystko jest na raty, nawet duszę diabłu tak się sprzedaje:) Trochę mi cała opowieść przypomina Asimowa, gdzie diabełek mógł zmieniać pewne zdarzenia, tam chodziło o jakieś cechy człowieka, na przykład nieśmiałość. I zawsze coś nie wychodziło, nie było do końca tak, jak sobie to ta osoba wyobrażała.

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Cześć, Milis! :) Serdeczne dzięki za odwiedziny, miły komentarz, klika i zwrócenie uwagi na usterkę językową :)

 

Opowiadanie w Twoim stylu, bardzo mi się podoba.

Bardzo mi miło :)

 

może wybić z głowy lub pozbyć się z myśli, a może będziesz miał lepszy pomysł.

Zmieniłem na “wyrzucić z głowy”, wydaje mi się, że tak będzie poprawnie :)

 

Hej, Feniksie!

 

Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

Trochę mi cała opowieść przypomina Asimowa, gdzie diabełek mógł zmieniać pewne zdarzenia, tam chodziło o jakieś cechy człowieka, na przykład nieśmiałość.

Hmm, muszę nadrobić zaległości :)

 

Pozdrawiam! 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Lubię absurdalny humor, zwłaszcza gdy nie jest tak absurdalny, jak mogłoby się zdawać. Misię czytało z przyjemnością. :)

Dzięki, Koalo za miłą opinię! :) 

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Gratuluję pomysłu. Genialne :)

Cześć,

Bardzo miło się czytało. Zabawne, konkretne i oryginalne. Tak sobię myślę, że pomysł ma duży potencjał na coś dłuższego, coś znacznie bardziej niepokojącego, ale w takiej formie i tak jest super. 

 

Pozdrawiam i powodzenia.

Czytałam ładne kilka godzin temu, ale nadal jestem pod bardzo pozytywnym wrażeniem tego tekstu. Okej, ten kolejowy znacznie bardziej mnie urzekł, ale to już kwestia gatunku, który po prostu bardzo lubię.

Udało Ci się stworzyć bardzo niepokojącą historią, nawet jeśli nie stricte horrorową, to jednak przemawiającą do wyobraźni. Ja z tych ludzi, co wolą raz na kilka lat kupić coś porządnego nie dotyczy promocji na steamie więc może trudniej jest mi wczuć się w myślenie zakupoholika, ale jednak Twoja opowieść mnie przekonała.

Kawał dobrego tekstu, panie Cezary.

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Sajmonie, dzięki serdeczne! :D

 

Franku, Tobie również dziękuję za wizytę i komentarz :)

 

Tak sobię myślę, że pomysł ma duży potencjał na coś dłuższego, coś znacznie bardziej niepokojącego

Jednak istnieje ryzyko, że jakbym się rozpisał, to mogłoby być nudno… :P 

 

Rosso, dziękuję za taką miłą opinię :) A także za kliczka! :)

 

Okej, ten kolejowy znacznie bardziej mnie urzekł, ale to już kwestia gatunku, który po prostu bardzo lubię.

Ja z kolei (ha!) zdecydowanie lepiej odnajduję się w słodko-gorzkich absurdach. Tego typu teksty przychodzą mi naturalnie (co chyba powinno mnie lekko niepokoić :P)

 

Ja z tych ludzi, co wolą raz na kilka lat kupić coś porządnego nie dotyczy promocji na steamie więc może trudniej jest mi wczuć się w myślenie zakupoholika, ale jednak Twoja opowieść mnie przekonała.

A ja uwielbiam trwonić pieniążki kupując gry planszowe :P (okej, na PS5 i steamie też) Stąd tekst w dużej mierze opierałem na faktycznych przeżyciach towarzyszących walce z pokusą dokonywania kolejnych zakupów.

 

Kawał dobrego tekstu, panie Cezary.

heart

 

Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

 

“Adwokat diabła” w swojskich klimatach. Było w komentarzach o kilku skojarzeniach, to też sobie pozwoliłem na jedno. Napisałeś bardzo zabawną, pełną humoru historyjkę z kilkoma celnymi obyczajowymi spostrzeżeniami.

 

Nominuję do biblioteki. Pozdrawiam.

Cześć, AP

 

Dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika :) 

 

 “Adwokat diabła” w swojskich klimatach.

Nie pomyślałem o tym nawet, ale jak już wspomniałeś to rzeczywiście kilka podobieństw się znajdzie ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Świetny tekst. Pozdrawiam.

O moich kolegach nauczycielki mówiły, że są zdolni, ale leniwi. O mnie mówiły, że jestem szalony i leniwy. Jestem z tego bardzo dumny.

Dziękuję, Porfiry ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć,

 

Fajne opowiadanie i w gruncie rzeczy smutne…

Pierwsza karta darmowa… prawdziwy karciany dealer. Główny bohater, mimo że traci kolejne części ciała, to wciąż brnie dalej i dalej… Podane dosłownie, ale bardzo to pasuje.

 

Co do wykonania czytało się płynnie i z zaciekawieniem. Jedna rzecz mi nie zagrała:

 

– Starzy mnie pewnie zabiją, ale na Amazonie była taka promocja, że nie mogłem się oprzeć i zamówiłem – ekscytował się gówniarz.

– Ale co właściwie? – dopytywał drugi gówniarz.

Może po prostu dopytywał drugi?

 

Klikam :)

– Jesteś dorosły, nie musisz potrzebować rzeczy, które kupujesz.

Ależ ładny bon mot! Wart zapamiętania.

 

Mnie skojarzyło się trochę ze „Sklepikiem z marzeniami” Kinga. Masz tu sporo grzybów w barszczu – uwagi na temat podróży tramwajem, zakupoholizm, problemy małżeńskie, pakt z diabłem – a to wszystko podlane cierpko-absurdalnym sosem. Smakowało naprawdę nieźle! Fajny tekst.

Hej, Grzelu!

 

Dzięki za pozytywny odbiór i kliczka ;)

 

Może po prostu dopytywał drugi?

Słusznie! Zmienię :)

 

Cześć, Adamie!

 

Ależ ładny bon mot! Wart zapamiętania.

^^

Masz tu sporo grzybów w barszczu – uwagi na temat podróży tramwajem, zakupoholizm, problemy małżeńskie, pakt z diabłem – a to wszystko podlane cierpko-absurdalnym sosem.

Prawda, aczkolwiek starałem się żeby wszystkie elementy miały znaczenie i łączyły się ze sobą :)

 

Dzięki za miłą opinię! :)

 

Pozdrawiam!

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nieźle pokazałeś przypadki zakupoholizmu, a zwłaszcza ten, w którym obywatel wchodzi w konszachty z siłą nieczystą. Przypadłość to groźna i, jak się okazuje, bardzo wyniszczająca cały organizm. Humor i absurd w dobrym gatunku, co sprawiło, że opowiadanie przeczytałam z przyjemnością.

 

kilka osób wy­glą­da­ło na po­de­ner­wo­wa­nych… → Piszesz o osobach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: …kilka osób wy­glą­da­ło na po­de­ner­wo­wa­ne

 

bier­nie uczest­ni­czyć w dys­ku­sjach roz­gry­wa­ją­cych się w tram­wa­ju. → Nie wydaje mi się, aby dyskusje można było rozgrywać.

Proponuję: …bier­nie uczest­ni­czyć w dys­ku­sjach toczących się w tram­wa­ju.

 

nie­zno­śny gorąc bi­ją­cy z kie­sze­ni spodni. → …nie­zno­śne gorąco bi­ją­ce z kie­sze­ni spodni.

Darowałam gorąc w wypowiedzi kobiety z zakupami i gówniarza, bo u nich taki potocyzm nie razi, ale od bohatera-narratora wymagam nieco więcej.

 

a nad jego głową bły­snę­ły pio­ru­ny. Po­krę­ci­łem głową… → Czy to celowe powtórzenie?

 

po­zwo­li na unik­nię­cie KAŻ­DEJ ne­ga­tyw­nej sy­tu­acji, a także na wy­gra­ną w KAŻ­DYM spo­rze. → Umiał mówić wielki literami???

 

Sprze­daw­ca roz­pa­ko­wy­wał wła­śnie pacz­kę… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Sprze­daw­ca otwierał wła­śnie pacz­kę

 

Gniew­nym kro­kiem ru­szy­łem w kie­run­ku miesz­ka­nia. → Jak wygląda gniewny krok?

 

i za­czę­ła szar­pać za klam­kę. → …i za­czę­ła szar­pać klam­kę.

 

Szcze­gó­łów nie mogę opo­wie­dzieć, wy­bacz­cie mi, ale obo­wią­zu­je mnie ta­jem­ni­ca za­wo­do­wa. Mogę je­dy­nie po­wie­dzieć, że… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję w pierwszym zdaniu: Szcze­gó­łów nie mogę podać, wy­bacz­cie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Regulatorzy! :)

 

Bardzo mi miło, że lektura była dla Ciebie przyjemnością;) Serdecznie dziękuję za łapankę, wszystkie babolki poprawię, jak będę przy komputerze;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo proszę, Cezary. Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać i tylko żal, że nie mam po co chodzić do klikarni, ale cieszę się, że opowiadanie trafiło do Biblioteki. :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, melduję wykonanie zadania :) Wszelkie babolki zostały wyeliminowane z tekstu :)

 

Niezmiernie mi miło, że mogłam się przydać 

Twoje łapanki zawsze się przydają, kawał dobrej roboty :) 

 

i tylko żal, że nie mam po co chodzić do klikarni, ale cieszę się, że opowiadanie trafiło do Biblioteki. :D

Bardzo mi miło, dziękuję :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, odbieram meldunek z wielkim zadowoleniem. Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powodzenia! :)

Dziękuję! :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Przyjemnie się czytało. Spodobał mi się pomysł na karty. Strategia omotywania też ładna. A przecież widział rogi…

Aż się zaczęłam zastanawiać, co za zakup stanowił inspirację.

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo! Dzięki za wizytę i komentarz :)

 

A przecież widział rogi…

Coś faktycznie widział, ale jak to odebrał, to już odrębna kwestia… 

 

Aż się zaczęłam zastanawiać, co za zakup stanowił inspirację.

Paradoksalnie, nie zakup, a mocne postanowienie przerwy (miesięcznej póki co, ale chyba się nie uda) w kupowaniu rzeczy “niepotrzebnych” :D

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hmmm. Ja tam nie robię zakupów przez internet i żal mi czasu na łażenie po sklepach, więc kupuję niewiele rzeczy niepotrzebnych. :-)

Babska logika rządzi!

Ja tam nie robię zakupów przez internet i żal mi czasu na łażenie po sklepach, więc kupuję niewiele rzeczy niepotrzebnych. :-)

Cóż, podziwiam siłę woli, ale nie mogę napisac, że również podążam tą ścieżką… :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ale to ma niewiele wspólnego z siłą woli. Lepiej mi się kupuje, kiedy widzę/trzymam w łapach przedmiot.

Babska logika rządzi!

Ale to ma niewiele wspólnego z siłą wol

U mnie z kolei wszystko ;) widzę obrazek produktu i juz wiem, że powinienem (muszę) go kupić 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Bardzo na czasie i udało ci się uniknąć moralizowania. Brawo ty.

Dzięki za wizytę, Nova :)

 

udało ci się uniknąć moralizowania

Starałem się;)

 

Brawo ty.

XD

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Dyskusyjne produkty

https://wsjp.pl/haslo/podglad/48068/dyskusyjny ?

Pewnie nie będę osamotniony w stwierdzeniu

W poglądzie może byś i nie był, ale w stwierdzeniu takim być nie można ^^

Największy problem mam z wiążącą się z tym przymusową degradacją. Z dumnego kierowcy limuzyny klasy średniej, do pospolitego pasażera komunikacji miejskiej.

Hmm. Połączyłabym i wywaliła przecinek.

uczestniczyłem w zesłaniu komunikacyjnym

…?

atmosferze, okraszonej przyjemnym, zimnym powiewem

Niespójna metafora. https://wsjp.pl/haslo/podglad/11483/okrasic

dominowały raczej apatyczne miny

Hmmm. (Eee, chyba tylko ja nie patrzę w telefon w środkach komunikacji :P)

Praktycznie każdy zalany był potem

Hmm. Może lepiej wrażenia, nie wnioski?

rad nierad jestem zmuszony

Zmieniasz czas narracji – czemu?

Mimowolnie zarejestrowałem

Skoro bohater porównuje siebie do magnetofonu, to "mimowolnie" jest zbędne ;)

tak po prawdzie to nie wiem

Tak po prawdzie, to nie wiem.

nie wiesz co

Nie wiesz, co.

Następnych kilka minut

Przez następnych kilka minut.

Spojrzałem na wyświetlacz przymocowany do dachu tramwaju

Jak on to zrobił, będąc w środku?

na moim przystanku

Nie podejrzewałam, że bohater planuje wyskoczyć w pełnym biegu :P

Chciałem to zignorować

Wrrrrrrr…

obcisłą, czarną sukienkę

Zbędny przecinek.

Z istotnych cech wyglądu muszę też dodać, że jej skóra miała lekko czerwonawy odcień

Hmm.

nie odpuszczała.

Nie wiem, czy to paszczowe.

To tylko, jeden drobny zakup.

Skąd tu się wziął przecinek, na wiewiórczy ogon?

Zanim się spostrzegłem, stała już obok, zawieszona na moim ramieniu, z kuszącą miną.

Tam nie ma tłoku aby? I raczej: uwieszona mojego ramienia. Minkę też warto opisać.

Zbliżyła wargi do mojej szyi i szepnęła:

Hmm.

No dalej

No, dalej.

Rzeczywiście, serwis wyprzedażowy poinformował mnie o promocji na grę planszową.

Przeczytaj na głos?

– Jesteś dorosły, nie musisz potrzebować rzeczy, które kupujesz.

… chcę być dzieckiem. Dajcie wody ze źródła młodości!

że jakaś niewypowiedziana siła kierowała moimi ruchami

C.t.: kieruje.

czułem napięcie, niemalże ból, które mogło ustąpić tylko w jeden sposób

Nie utrudniaj sobie życia: czułem napięcie, niemalże ból, którego mogłem się pozbyć tylko w jeden sposób.

Wysiadłem na przystanku, byłem cały podekscytowany.

Ciach: Wysiadłem na przystanku, cały podekscytowany.

Podskórnie wiedziałem

Hmm?

mimo tego

Mimo to.

że całe moje małżeństwo wisiało

C.t.: wisi.

szczerze i oddanie nienawidziła

Szczerze i z oddaniem nienawidziła.

złagodzenie nastroju

Hmm?

Taki, jakiś

Przecinek z kosmosu. Eksterminować.

Pokręciłem głową

Dwie głowy w dwóch zdaniach :)

Przyjrzałem się mężczyźnie, poza bruzdami od wieku, i opalenizną od słońca, twarz miał całkiem normalną.

Przyjrzałem się mężczyźnie. Poza bruzdami od wieku i opalenizną od słońca twarz miał całkiem normalną.

Rzekłbym, że wręcz prostacką.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/22158/prostacki ?

ironizowałem.

A nie mógł normalnie dowcipkować, szydzić, nabijać się?

Wystarczy wyciągnąć ją

Starczy ją wyciągnąć.

Rozmazany makijaż jednoznacznie wskazywał na niedawny płacz.

Ani fonetycznie ładnie, ani gramatycznie elegancko: Po rozmazanym makijażu każdy głupi by poznał, że płakała.

Tym razem było naprawdę źle.

Czy "naprawdę" to synonim "bardzo"?

uniosłem w górę

A można unieść w dół?

taka forma instynktownie wydawała mi się prawidłowa

Hmmm.

zaszła w niej momentalna zmiana

Hmmmmmm.

zamiast wściekłego grymasu, na twarzy malował się

Tu bez przecinka.

Jak rozumiem, kupiłeś ją?

Hmm.

No to super

No, to super.

zdobiony trójząb

Czym zdobiony?

Na mój widok, aż się rozpromienił.

Co tu robi przecinek? (Denerwuje mnie :P)

Walutą nie są złotówki, ale materia ciała.

… szekspirowskie.

Jaki znowu, palec u nogi?

Jak jeszcze raz zobaczę przecinek w przypadkowym miejscu. to Ty stracisz palec u nogi :P

do jej kupna

Zbędne.

Po reakcji kobiety zrozumiałem, że dolał oliwy do ognia, gdyż zaczęła uderzać pięściami i kopać drzwi pojazdu.

Przedłużenie tu już nie udźwignęło funkcji komicznej. Ciachnij.

upadła bezwładnie na jezdni

Na jezdnię.

Tak, to zdecydowanie nie był jej dzień.

Angielskie.

znajomy głos, należący do atrakcyjnej brunetki

Głos do nikogo nie należy.

Z nienaturalną szybkością zwróciła ku mnie głowę.

Hmm.

Poczułem kojący zapach perfum na bazie polnych kwiatów i siarki

Zapach siarki może ukoić na wieki wieków, amen…

wybaczcie mi, ale obowiązuje mnie

"Mi" zbędne.

Mogę jedynie powiedzieć, że postawiłem wszystko na jedną kartę i to się opłaciło.

https://instantrimshot.com/index.php?sound=rimshot&play=true

Myślami byłem już przy stoisku z owocami.

Rym.

Wiedziałem, że istnieje tylko jedna metoda, by ją zdobyć, ale bałem się pójść tą ścieżką

Ukrywasz. I po co mu ta brunetka?

Spojrzałem ze smutkiem w lustro i dostrzegłem, pozbawiony rąk i nóg, wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego.

Spojrzałem ze smutkiem w lustro, by ujrzeć pozbawiony rąk i nóg wrak człowieka przymocowany do wózka inwalidzkiego.

pod nią także dają się dostrzec wyraźne braki

Hmm.

Od lat miałem problem, chociaż nigdy tego nie nazwałem wprost, internetowe poradniki sugerowały, że cierpię na zakupoholizm.

Podzieliłabym zdanie na dwa.

Wydaje mi się, że nadrabiałem w ten sposób niezrealizowane potrzeby z dzieciństwa.

Hmm.

A ja teraz, czterdziestoletnie dziecko

Albo: A teraz ja, czterdziestoletnie dziecko; albo: A ja dzisiejszy, czterdziestoletnie dziecko.

czy w moich poczynaniach palce maczały jakieś nieczyste siły

Szyk: czy w moich poczynaniach maczały palce jakieś nieczyste siły.

Setki myśli kłębiły mi się w głowie, przelatując z prędkością błyskawicy

Hmmmmm.

Byłbym zrezygnował,

Czas zaprzeszły… heart gdzie byłeś, kiedy byłam młodsza?

Przywitał nas uśmiech sprzedawcy. Teraz widziałem wyraźnie, on też miał rogi.

Uśmiech miał rogi? :)

W odpowiedzi jedynie skinąłem.

Czym?

gdyż momentalnie dotarło do mnie, jaki popełniłem błąd

Bystrzak z tego bohatera.

 

Hmm. Coś tu się nie splotło dobrze, bo dopiero w zakończeniu (mocno odbiegającym od reszty w stronę horroru) wychodzi uzależnienie bohatera od zakupów jako jednostka chorobowa, a nie po prostu bezrefleksyjne kupowanie wszelkiego śmiecia (na co wskazywały rozmowy w tramwaju). I w ogóle trochę chaos. Poszczególne scenki wyszły nieźle, ale nie są za dobrze spasowane – tu śmieszno, tu straszno. Niby jakiś kręgosłup jest… Nie wiem.

Zastanawiam się, czy początek nie jest trochę zbyt rozbudowany.

Tak, wskazuje nie na to, co w tekście będzie istotne. To znaczy – sama scena jest dobra, ale reszta do niej nie dorasta ;)

Dzisiaj wszystko jest na raty, nawet duszę diabłu tak się sprzedaje:)

Duszę diabłu zawsze sprzedawało się na korzystne raty ;)

Tego typu teksty przychodzą mi naturalnie (co chyba powinno mnie lekko niepokoić :P)

Dlaczego? Lafferty'ego czytałeś?

Ale to ma niewiele wspólnego z siłą woli. Lepiej mi się kupuje, kiedy widzę/trzymam w łapach przedmiot.

To raz, a dwa – na jakie licho komu tyle gratów? Mam wspomnienia z Wietnamu sprzątania mieszkania po kimś, kto kupował absolutnie wszystko, ale wcześniej też nie widziałam w tym sensu.  

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Tarnino! Dzięki za szczegółowe pochylenie się nad tekstem :) Poprawki wprowadzę niebawem, może jutro jak mi się uda :)

 

To raz, a dwa – na jakie licho komu tyle gratów?

Ciężko to wytłumaczyć osobie, której problem nie dotyczy. Ja na przykład lubię mieć różne rzeczy (ale nie śmieci) i już kilka chwil po kupnie jednej, rozglądam się za drugą. Pewnie jest to jakaś forma gromadzenia. Dla przykładu, mam już tak dużo figurek z warhammera i planszówek, że musiałem się przenieść z częścią kolekcji do biura xD A i tak tylko w tym tygodniu zamówiłem dwa kolejne zestawy, więc…

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Ja na przykład lubię mieć różne rzeczy (ale nie śmieci) i już kilka chwil po kupnie jednej, rozglądam się za drugą.

Hmm. Wyznaję, że mam książek mniej więcej tyle, ile miałby czarodziej, gdyby mieszkał na poddaszu domku robotniczego w Gdańsku (choć może nie tak fajnych) i od czasu do czasu kupuję nowe. Ale poziom zagracenia mojego poddasza nie przekroczył jeszcze granicy, przy której musiałabym się martwić o zarwany strop XD A serio – zdarza mi się kupić motek włóczki, bo jest ładna, ale kiedyś go na coś przerobię. Albo mazaki, ale w przekonaniu, że będę nimi mazać (które nie zawsze się sprawdza). Ale tak, po prostu, żeby mieć – to niepokojące.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale tak, po prostu, żeby mieć – to niepokojące.

Wiesz, odnoszę wrażenie, ze kazda forma uzależnienia jest na swoj sposób niepokojąca. Oczywiście są formy gorsze, bardziej destrukcyjne dla człowieka i jego otoczenia – np. uzależnienie od narkotyków. Ale na koniec dnia, każde uzależnienie nie jest dobre.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

No, tak.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na marginesie, poprawiłem tekst :D Wykorzystałem prawie wszystkie Twoje uwagi, Tarnino (w kilku miejscach zabrakło mi pomysłu, albo nie byłem pewien czy “hmm” oznacza konieczność poprawek :D). Raz jeszcze serdeczne podziękowania :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cieszę się ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka