- Opowiadanie: JolkaK - Czary mary

Czary mary

Tekst na konkurs kolejowy. Mój bilet to “Swoboda wędrowania”. 

Bardzo dziękuję betującym, którzy dzielnie wyszukiwali nieścisłości i błędy. Pozdrawiam Ambush, Edwarda Pitowskiego i Monique M. 

Miłej lektury! 

Acha i jeszcze chciałam wspomnieć, że w trakcie bety powstała piękna nazwa tego, co napisałam: oniryczno-humorystyczny horrorek. Nie mam pojęcia, dlaczego... :D Także ten... :D 

Tytuł w końcu zostawiłam, jakoś jednak mi pasował... 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Czary mary

Ciotka czasami mówiła, że jest magiczny. Magiczny chłopiec. Inni używali raczej określenia „dziwny”. Ale ciotka znała go najlepiej, choć zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, kim jest. 

Tego popołudnia mieli przesiadkę w Rzymie. Chcieli złapać pociąg do Neapolu, zanim strajki na kolei uniemożliwią jakąkolwiek jazdę. Wujek wciąż zerkał na zegarek i nerwowo spoglądał na widoki za oknem. Ciotka pochrapywała spokojnie. Chłopiec siedział i wydawał się zatopiony w myślach. Pociąg gnał. 

– Czy to miejsce jest wolne? Można? – zapytała starsza kobieta w niezwykle ozdobnym kapeluszu i długim do ziemi płaszczu.

Zwracała się do chłopca, bo koło niego było miejsce, a on spojrzał na nią, potem na jej kapelusz i już tak został, wpatrzony w bukiety wstążek, świecidełek i kwiatów. 

– Chłopiec nie mówi. Jest wolne, oczywiście, proszę bardzo. – Wujek odpowiedział uprzejmie i uniósł się nieco w ukłonie.

– Dziękuję. – Uśmiech rozjaśnił pomarszczoną już nieco twarz i mężczyzna zauważył bławatkowe oczy wyzierające spod kapelusza, wciąż jeszcze bardzo młode. – Jadę do Neapolu, ale, wie pan, mamy opóźnienie, trochę się martwię, czy w Rzymie zdążę się przesiąść.

– No tak, to mamy ten sam kłopot, my też jedziemy do Neapolu. – Wskazał żonę i chłopca. – Niestety, kolejarze znowu zapowiadają strajki. Wciąż mamy nadzieję, że zdążymy złapać pociąg i uciec przed godziną protestów.

– Och, czy mogę w takim razie przyłączyć się do państwa na czas przesiadki? Będę się czuła pewniej.

– Oczywiście, proszę się nie martwić. Poradzimy sobie razem, prawda, kochanie? – Trącił łokciem ciotkę i ta ocknęła się nagle, wyraźnie zagubiona. 

– Co? Tak? Dzień dobry. O co chodzi? Miałam okropny sen. Dobrze, że mnie obudziłeś, Ludwiku!

Ciotka, nieco roztrzęsiona, zbierała kawałki rzeczywistości jak poziomki w lesie. Trwało to tylko chwilkę, ale zmiana była zauważalna. Jakby ciotka stawała się bardziej rzeczywista. Wujek, przyzwyczajony, odczekał nieco i powtórzył pytanie.

– Ta pani przesiada się z nami do Neapolu. Nie masz nic przeciwko, prawda?

– Co? Nie, oczywiście, że nie. Ten sen. Brrr. Przepraszam. Już dobrze. Poznała już pani Jana? Hm? – zwróciła się do współpasażerki.

– Tego uroczego chłopca? Nie wiem, właściwie, to nie.

– Och, on nie mówi, wie pani, ale jest niezwykły.

– Zauważyłam. Chyba spodobał mu się mój kapelusz – odparła niepewnie kobieta, zerkając na dziecko, nieruchomo wpatrzone w ogród na jej głowie.

– Przepraszam za to. Janie, to niegrzecznie tak się gapić. Co tam widzisz, hm?

Jan, nie zmieniając pozycji i nie odwracając wzroku, poruszył dłonią w kilku zdecydowanych gestach. 

– Powiedział, że czyta jakiś ważny wzór. Coś podobnego! Widzi pani, jaki on niezwykły!? – krzyknęła z dumą ciotka, aż jej jasna czupryna zatrzęsła się, rozsiewając zapach akacji. 

– Używa języka migowego? – zainteresowała się kobieta. – Kiedy przestał mówić?

– Nigdy nie mówił. Jego umysł za to pracuje na wyższych obrotach, czy coś takiego. – Wujek machnął ręką i spojrzał przez okno. – Może jednak zdążymy…

Kapeluszowa dama spojrzała uważniej na młodzieńca. 

– Ma na imię Jan?

– Nie – odezwał się stanowczo wujek. – Ale to jedyne imię, na które reaguje, więc go używamy.

Widać było, że kobieta nie wie, co odpowiedzieć, ale dało się zauważyć zainteresowanie w bławatkowych oczach. 

– Jest zaczarowany, wie pani – rzekła konwersacyjnym tonem ciotka. – Taki nieco magiczny.

– Elizo… – jęknął błagalnie wujek, wznosząc oczy, po czym zaraz dodał: – Ten sufit? Taki był? Jakby się ruszał…

– No wiesz, nie wiem, mój drogi, sufit jak sufit, i co znaczy to „Elizo”? Hm? – Ciotka lekko oburzona spojrzała z wyrzutem na męża, po czym zaatakowała nieznajomą. – Jestem Eliza, jak już wiadomo, a pani? Hm?

Kapelusz lekko zadrżał, chłopiec zamrugał, jak zbudzony ze snu, po czym wrócił do obserwacji. Kobieta zerknęła na ciotkę badawczo, jakby podejmowała decyzję. I, jakby zrzuciła maskę i postanowiła już nie udawać, odezwała się zdecydowanie:

– Bardzo mi miło, Elizo, jestem… jestem.

Ciotka spoważniała. To wymówione w innym zakresie słyszalności imię, ten lekki, chabrowy splot magiczny. Niedobrze. Zerknęła na młodzieńca, lecz on wciąż tworzył sobie tylko znane algorytmy. Spojrzała na męża, lecz on, gdzieś między zegarkiem a Rzymem i przesiadką, nie zwracał na nich uwagi. Westchnęła lekko i odezwała się do kobiety.

– Naprawdę? 

Potwierdzające kiwnięcie głową. Eliza machnęła dłonią. Spojrzenie wujka zmętniało nieco, a on sam, wyraźnie nieobecny, znieruchomiał, zapatrzony gdzieś na pola za oknem. Ciotka pytająco spojrzała na kobietę, ale ona zwróciła się ku chłopcu.

– Przyszłam tu po ciebie, prawda?

Pokiwał głową. Kapelusz wyraźnie tracił kolory, a jego właścicielka pewność siebie, gdy chłopiec przekazywał dłonią wiadomość. 

– Wzór. Przykro mi. Zmienia się. Dzisiaj będziesz umierać, kobieto w kapeluszu. Przykro mi. To ten pociąg. – Ciotka przetłumaczyła i zdumiona zwróciła się do młodzieńca: – Co ty mówisz, Janie, dlaczego?!

„Liczby nie kłamią” – odpowiedział. – „Jest związana energetycznie z tym światem, zginie, gdy go opuści”.

– Wiesz, kim ona jest? – spytała ciotka, nie zwracając uwagi na siedzącą naprzeciwko kobietę. 

Pokiwał głową. 

„Wiedźmą”. 

– Przyszłaś po niego, ale dzisiaj umrzesz? Chyba nie zabierasz go… ze sobą? Hm?

Kobieta nie odpowiedziała, tylko wyjęła wielki klucz francuski z torebki i wyszła. Eliza machnęła ręką i wujek wrócił umysłem do przedziału. Zerknął na zegarek, potem na chłopca i zwrócił się do żony:

– Co się dzieje? No, chyba nie używasz magii tutaj, w pociągu? Poszalejesz sobie w Neapolu. I gdzie jest ta kobieta z bławatkowymi oczami?

Niedobrze, pomyślała, zauważył jej oczy. 

– Wiesz nie chciałam wcale, to ona zaczęła, a właściwie Jan… chyba musi odejść, będę za nim strasznie tęsknić, a ty, hm?

– Co ty mówisz? Ty tak na poważnie? A ja się martwię jakąś przesiadką!

– Niepotrzebnie. Pociąg właśnie zmienił kurs, jedzie zupełnie gdzie indziej. I kiedy indziej. Zaczyna się. – Kapeluszowa dama wtargnęła do przedziału, machając kluczem.

Wujek ponownie spojrzał na zegarek, jakby nie rejestrując do końca tego, co usłyszał, chociaż całkiem przytomnie zapytał:

– Co się zaczyna? I dokąd jedziemy?

Bławatki zamrugały. Ten kolor, pomyślał wujek, czemu tak mnie wzrusza? 

Kobieta usiadła z powrotem koło Janka, który natychmiast podał jej rękę. Uśmiechnęła się do niego, lecz on pozostał cichy i poważny. 

– Nie boisz się, dobrze – stwierdziła pogodnie i zaraz jej oblicze zmieniło się, twarz wykrzywiona złośliwym grymasem, niczym maska karnawałowa, ukazywała teraz inną osobę.

– Obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości – zwróciła się do wszystkich skrzekliwie. – Zmieniłam trasę według wzoru tego młodego dżentelmena. Jan pójdzie ze mną, jak już uzgodniliśmy. Pociąg potrzebuje swojego opiekuna, teraz, kiedy jest wolny, bez rozkładów, szyn i stacji. Może i umrę dzisiaj, lecz przynajmniej dopilnowałam, żeby już się zaczęło. 

Wujek sprawdził sufit. Nie był już sufitem, lecz plątaniną grubych konarów, wijących się pnączy, suchych kwiatów, które wydały mu się odpychające, pełne pleśni i grzybów. Cały ten kocioł życia pulsował rytmicznie w takt pędzących kół pociągu. 

– Co się zaczęło? – spytał i poczuł niepokój, taki, jaki rodzi się gdzieś z tyłu żołądka, prawie na plecach i przesuwa pomału do góry. Był niemal pewien, że wkrótce będzie się bał tak, że odbierze mu to oddech. I ta pewność sprawiała, że niepokoił się bardziej.

Tymczasem Eliza wstała energicznie i wymierzyła palec wskazujący w stronę kapelusza. 

– Co ty robisz?! – spytała oskarżycielsko i spojrzała za okno.

Krajobraz zmienił się. To nie były włoskie wzgórza usiane cyprysami. Poszarpane ostre skały rosły coraz wyżej, zagarniając dla siebie całą dostępną przestrzeń. A pociąg pędził, dyszał, jakby pokonanie każdego kilometra wymagało kilofa, by przedrzeć się przez górskie ściany. 

Wiedźma tylko się zaśmiała. 

Wtedy chłopiec też wstał, uniósł ręce i obiema jednocześnie gorączkowo gestykulował:

„Uciekajcie, uciekajcie stąd szybko, proszę uciekajcie” – powtarzała lewa ręka w kółko.

„Wzór się zmienia, nie zdążę z obliczeniami, to zaszło za daleko, pociąg się uwalnia, nie ma czasu, chociaż właściwie może jest, ten świat też krąży wokół gwiazdy, spróbuję zbadać możliwości…” – Prawa nie odpoczywała ani na moment, umysł chłopca był jednak gdzie indziej. Liczył.

– Ludwiku, wychodzimy!

– Tak, moja droga.

– Janku, będę tęsknić.

– On cię nie słyszy.

– Tak, nie słyszy, szkoda. To wszystko jej sprawka! Przepadnij na wieki, wiedźmo! – krzyknęła Eliza, wstając i ruszając ku wyjściu.

– Elizo, nie! Nie rzucaj klątwy! – Ludwik próbował ją powstrzymać, lecz było za późno.

Krajobraz za oknem zmienił się. Splątany gąszcz sufitowy wyciągał teraz ramiona na zewnątrz, dach, niczym parasol, rozkładał na boki szczelną plątaninę życia. Pociemniało. Pnącza zaczęły rosnąć również w dół. Rytmiczny odgłos pędzącego pociągu potężniał, ogromniał do potwornej muzyki, dzikiej, wgryzającej się w umysł. Szmer wijących się roślin, szelest butwiejących kwiatów dodawał do tego rytmu coś na kształt melodii, i już nie wiadomo było, czy pochodzi ona z zewnątrz, czy też głowa dopowiada brakujące nuty. Muzyka hipnotyzowała, utrudniała ruch, odbierała wolę, zatapiała w meandrach dźwięków. Zapraszała.

Wujek i ciotka ruszyli, lecz szybko zatrzymali się w drodze na korytarz, zasłuchani, nieobecni. Rośliny zbliżały się do nich. 

„Puść ich” – zasygnalizował chłopiec. 

– Och, nie mogę. To nie ja – broniła się kapeluszowa wiedźma. – To pociąg. Zawsze tu tak szaleje. Umieram dzisiaj, prawda? Klątwa twojej ciotki sprawi, że przepadnę, postarała się o to. Ale ten pociąg będzie żył wiecznie! – zaśmiała się brzydko.

„Przepadniesz, nikt nie odradza się po klątwie mary. Algorytm się zmienia, idziemy do lokomotywy”.

Trzymając wciąż klucz, ruszyła do wyjścia. Udało jej się ominąć zasłuchane postacie, choć w korytarzu było ich znacznie więcej. Wszyscy obezwładnieni powtarzającą się mantrą kół pociągu, szumem rosnących roślin. Melodią podróżnych. Pnącza pomału sięgały nóg, oplatały głowy, lekko muskały dłonie. 

– Więc to jednak mara, tak? Podejrzewałam, że to będzie ktoś w rodzaju strażnika, ale mara? Dziwne. Wydaje się taka rzeczywista.

Przedzierali się przez gąszcz, spadały na nich zbutwiałe kwiaty, suche gałązki a nawet jakieś gnijące owoce. Nagle wiedźma zatrzymała się. Jej kapelusz był już tylko kupą suchych badyli, zmarszczki pokrywały całą twarz, sylwetka przygarbiła się i kobieta przydepnęła swój długi do ziemi płaszcz. 

– Pociąg pędzi, ale czas mnie dogania! Nie chcę umierać! – zaskrzeczała głosem, który dziwnie przypominał dźwięki hamującego pociągu. – Jednak nie chcę! Jesteś opiekunem, zrób coś!

Uczyniła krok, lecz starzejąca się noga pękła pod ciężarem ciała i starucha upadła na podłogę usłaną liśćmi i patykami. Uderzyła głową o gruby konar i kręgi szyjne wygięły się tak, że pękły i czerep w strzępach kapelusza oderwał się od tułowia i poturlał kawałek, by na koniec zmienić się w starą czaszkę. Tylko bławatkowe oczy tliły się jeszcze. 

Chłopiec liczył. Obojętnie spojrzał na konającą wiedźmę i ruszył sam dalej. Ostatnim tchnieniem, które nie mogło już pochodzić z płuc, lecz z chabrowych zapasów magii, kobieta wysłała ostatnie zaklęcie. 

 

Ciotka obudziła się z koszmarnego snu. Obok siedział wujek. 

– Prawda, kochanie? Ta pani dołączy do nas na czas przesiadki, nie masz nic przeciwko?

– Co? Och! Miałam straszny sen!

Pociąg wystukiwał melodię nieustającym obrotem kół, maszyna pędząca do celu, dysząca żarem dnia, rozgrzanej blachy, ciepłem ciał mieszkających się we wnętrznościach potwora.

Ciotka przez chwilę słuchała muzyki pociągu, po czym otrząsnęła się ze zgrozą.

– To nie był sen! Coś się dzieje z czasem. Janek, czy to twoja sprawka?

Janek nie odpowiedział. Siedział koło starszej damy w kapeluszu, zagubiony w swoim świecie. 

Ciotka jeszcze raz przyjrzała się chłopcu, wróciła myślami do snu, po czym zerknęła przez otwarte okno. Włoskie wzgórza z cyprysami. Zapach lawendy. Gorące popołudnie. Przyjrzała się dokładniej. I zobaczyła. Kamieniste, ogromniejące szczyty poszarpanych skał. Ponury zmierzch. Wiedźma w przedziale, zakrzywiony, wypaczony czas. Śliskie pnącza wijące się pod sufitem, tętniące w rytmie, który, miała wrażenie, wciąż przyspieszał. Żyjący, pędzący potwór, a oni w jego wnętrzu, niczym pokarm, który czeka by go strawić. Kapeluszowa dama już zmieniła jego bieg, a jednocześnie jeszcze tego nie zrobiła. Ciotka Eliza wiedziała, że niewiele może zdziałać, a jednocześnie rzuciła już na wiedźmę klątwę przepadnięcia na wieki. Już to zrobiła, ale jeszcze się to nie stało. Cholera jasna. 

Popatrzyła na wujka i syknęła z wściekłości. Pnącze oplotło go, przyszpiliło do siedzenia, powyginało ręce, a małe wąsy czepne pchały mu się już między zęby. Bronił się zaciskając usta, lecz strach, który wyzierał z jego oczu, bliski był szaleństwu. Nie słyszała jego jęków, jakby jednostajna aria kolejowej opery zagłuszyła wszystko. 

Chłopiec, który reagował na imię Jan, wstał, wziął za rękę kobietę w kapeluszu i ruszył do wyjścia. Bławatkowe oczy spojrzały na ciotkę z obawą, ale w drugiej dłoni wiedźma trzymała już klucz francuski. Młodzieniec zasygnalizował tylko jedno słowo. „Uciekajcie”.

Ona dzisiaj umrze, pomyślała ciotka, może w innym świecie, w innym czasie, ale dzisiaj będzie o jedną wiedźmę mniej. Dobrze. Teraz trzeba zrobić tu porządek. Nie po kolei. Wszystko jest nie po kolei. Na kolei nie po kolei. Prawie się zaśmiała. Spojrzała na wujka i odechciało jej się. Hipnotyczna melodia już go wzięła, został strach w oczach, lecz umysł już odpłynął, zasłuchany, bezwolny, w brzuchu pędzącej bestii. Omotany pnączami, które coraz bardziej przypominały Elizie nabrzmiałe, pełne krwi żyły. A może raczej tętnice, pulsujące w takt przyspieszającego potwora, trawiącego samego siebie w szalonej podróży. To tak to to, tak to to, tak, to to, przypomniała sobie nagle wiersz z dzieciństwa, tak to to, tak to to, tak. I poczuła, że jest w czyimś brzuchu, niczym w wielorybie, i że jeśli nic nie zrobi, będą tak jechać przez tysiące lat, przez tysiące kilometrów, oplątani, zasłuchani, niezdolni do niczego, na wieki, a pociąg będzie się karmił ich strachem, ich uległością, ich krwią. Cholera jasna. 

Pociąg mknął. 

Tak to to. 

Ciotka wyszła na korytarz. Wiedźma leżała kilka kroków dalej, pośród zasłuchanych, nieruchomych pasażerów, niczym zużyty wyliniały dywan, wiekowa, zasuszona, sama skóra i kości. Kapelusz, niczym zeszłoroczny bukiet ślubny, sztywniał brudnymi brązam,i pokryty szarą pleśnią. Chabrowy błysk magicznej aury rozświetlił niepewnie jeden oczodół w ostatniej próbie rzucenia zaklęcia. 

– Przepadnij! – powtórzyła cicho Eliza, przestępując nad zmurszałym truchłem, bo nie wiedziała, czy wiedźma zdążyła zmienić bieg maszyny po raz drugi.

Czy zdążyła, w sobie tylko znany sposób, użyć klucza, który, teraz to zauważyła, leżał zardzewiały, pęknięty na pół, tuż obok kapelusza? Czy znowu, niczym dróżnik na zwrotnicy, skierowała ich na inne tory? I gdzie jest chłopiec, który zjawił się kiedyś, w innym pociągu, w innym czasie, i którego pokochała jak syna?

Ruszyła do przodu, ku lokomotywie, szukając przeszłości. 

Pociąg śpiewał. 

Kołysał, mamił, usypiał. 

Tak to to, tak to to.

Dawno już zrobiło się ciemno od nagromadzenia gałęzi, pnączy, gnijących liści, nie było widać, co jest za oknami, tylko od czasu do czasu nieprzyjemny zgrzyt sugerował, że skała drapie szkło, rysuje wagon, rani wybujałe rośliny. Jakby maszyna wciskała się w trzewia gór, a one nie chciały wcale jej wpuścić. 

Eliza czuła teraz, że jest raczej w starym gęstym lesie, niż w pociągu, przedzierała się przez dżunglę, dyszącą, gnijącą, wilgotną. Wciąż brzmiała muzyka, rytm mechanicznej wędrówki, trucht włóczykija, który jedzie przecież do celu, choć obiera dalszą, okrężną drogę. 

 

– Kochanie, obudź się, ta pani dołączy do nas w trakcie przesiadki, dobrze?

– Co? Och!

Cholera jasna. Nie ma czasu. Albo jest, ale nie po kolei. Tak to to, tak to to. 

Rzuciła się na korytarz, bez słowa wyjaśnienia, wyrywając po drodze klucz z rąk wiedźmy. Chłopiec popędził za nią. Zatrzymała ich ściana roślin. Nie było już przejścia, pasażerowie wrośnięci w gąszcz pulsujących lian słuchali muzyki, tej mantry powtarzanej przez obrót kół, jęk wagonów, syk lokomotywy. Wkrótce oni też nie mogli się poruszyć, a melodia wciskała się im do mózgów. Chłopiec znieruchomiał, Eliza jeszcze walczyła. 

Była marą, zdawała sobie sprawę, jak to działa. Obawiała się, że nie ma już dla nich ratunku. Pociąg, włóczykij, pragnął swobody wędrówki, jak człowiek chce wolności, tak on wyrywał się z niewoli torów, trakcji, rozkładów. 

I znowu jej mąż, obok. 

– Kochanie, obudź się!

Cholera jasna. 

Tak to to. 

– Przepadnij! – krzyknęła po raz trzeci na wiedźmę.

– Przyszłam po chłopca, on musi odejść ze mną! – zdołała jęknąć wiedźma, ale już osuwała się w niebyt, czas po wielu wiekach doganiał ją, krusząc jej ciało, niszcząc jej wolę.

Pociąg gnał. Mara śniła. Wciąż na nowo, bezustannie. Śniła o wolności, swobodzie, a jej sny były jak czary. Czary mary. 

 

Wujek nie zdołał jej obudzić, choć robił to raz po raz przez następne stulecia. Ten, żywy, rozpędzony organizm dbał, żeby spała głęboko. Bo tylko mary miały moc zrywania więzów rzeczywistości. Tylko tak można było się uwolnić, wędrować w nieograniczonej przestrzeni i nieskończonym czasie. Czerpać z wnętrza ludzkich pragnień i marzeń, sycić się ich niewolą, bez szyn, bez torów, bez ograniczeń. Zwierzęce pragnienie pędu, nienasycony głód pielgrzymki donikąd, wszystko to wyssane z ludzkich marzeń przez lata podróży. Mechaniczno-organiczne pożądanie, które zaspokoić można jedynie, żerując na pasażerach. I krew, ich ciała, ich umysły. Tak to to, tak to to. I chłopiec, który w trzewiach żyjącej maszyny wciąż liczył i dbał, by działała, bez snu, bez odpoczynku, bez końca. 

A mara śniła. 

Tak to to…

Koniec

Komentarze

Elegancka opowieść z dystyngowanymi bohaterami. Wszystko tu jest wytworne. Bławatkowe oczy, kapelusze, cyprysy, damy i ciotki i nawet klucz jest francuski. Opowieść pełna magii o zapętlonym czasie czasie i chłopcu, którego obliczenia sterują zdarzeniami.

 

Klikam. Pozdrawiam.

Hej, zgadzam się z AP, eleganckie opowiadanie. Podoba mi się to, że mimo zawiłej fabuły, związanej z pętlą czasową i przenoszeniem bohaterów do wnętrza organicznego pociągu, to wszystko jest jasne. Na koniec nie miałem żadnych wątpliwości fabularnych. Mamy też dobrze przedstawionych bohaterów, bardzo ciekawy sposób czarowania i co najważniejsze elementy horroru wplecione w całkiem magiczno-bajkowy klimat historii. Bardzo mi się podobało, na tyle, że klikam i polecam do piórka :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Jolka!

 

Ciekawe podejście do konkursu. Pętla i związane z nią niezwykłości mają w sobie nie tylko coś dziwnego, ale też bardzo niepokojącego. Weird w bajkowej panierce, można by rzec.

Jestem przeciwny wyjaśnianiu wszystkiego w tekstach, ale na koniec nieco mi brakło do satysfakcji z tekstu. Przede wszystkim – kim jest narrator i czy jest jakkolwiek istotny? Bo masz „ciotkę i wujka”, więc zaczyna się od osobistego powiązania, które potem w żaden sposób nie wypływa. W zasadzie po samym początku zostaje tylko „wujek i ciotka”, a tak narrator jest już zdystansowany.

Wrażenie robiły na mnie kolejne, coraz szybsze unicestwienia wiedźmy – dobrze to opisałaś, co zresztą współgrało z opisami zarastającego wagonu.

No i nawiązania do „Lokomotywy” Tuwima zawsze na propsie!

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej

 

Rozmawialiśmy na becie więc będzie krótko:

 

Nie wiem czy to horror, ale podobał mi się klimat opowiadania. Tekst wydaje się nieco oniryczny, trochę jakby był jakiś snem. Do tego ciekawe wykorzystanie pętli, wrzucasz ją dosyć późno więc pozytywnie mnie zaskoczyło.

Potem może robi się bardziej tajemniczo i mistycznie. Ciekawa i nienachalnie wytłumaczona jest cała koncepcja tego czym może być chłopiec pociąg i jaką rolę odgrywają w procesie.

 

Pozdrawiam i klikam!

Cześć, JolkaK! :D

 

Przepraszam za to, co nastąpi poniżej, ale nie mogę się oprzeć…

Ciotka czasami mówiła, że jest magiczny. Magiczny chłopiec.

Nie magiczny, a czarodziejski. I nie chłopiec, a istota. Czarodziejski istota.

:D

 

A wracając na nieco poważniejsze “tory”. Czy tekst jest horrorem? Raczej nie. Czy mi to przeszkadza? Ani trochę :D

 

Bardzo ładnie napisana i lekko niepokojąca opowiastka o zapętleniu w czasoprzestrzeni, wiedźmie i magiczno-autystycznym chłopcu. Mam wrażenie, że nie wszystko ogarnąłem, jak należy, ale w tego typu tekście traktuję to jako plus. Miało być tajemniczo i niejednoznacznie, to jest tajemniczo i niejednoznacznie, ze wszystkimi tego konsekwencjami :)

 

Bardzo mi się podobało, więc klikam :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

AP, nie przyszło mi do głowy, że opowiadanie jest wytworne! Ale gdy to napisałeś, to od razu pomyslałam: no tak! Faktycznie! :D Dzięki za przemiły komentarz, cieszę się, że się spodobało!!!

Bardjaskier, oh, jak to dobrze, że wszystko jest jasne! Bo w becie przede wszystkim poprawiałam niejasności fabularne i moje skróty myślowe! :) Ogromnie cieszę się, że Ci się podobało i aż się wzruszyłam, bo jeszcze nikt nie nominował mnie do piórka! Dziękuję! Takie nominacje uskrzydlają, nawet bez piórek! :D

Krokus, z tym wujkiem i ciotką to już na becie mi pisali, że nie tentegują się. Zostawiłam, może niedobrze, hmm, dla mnie to raczej takie ikony pozycji w rodzinie, taka ciotka i wujek, być może powinno być z dużej litery, jako nazwa własna… ale dałeś mi do myślenia, więc pochylę się jeszcze nad tym. Dzięki za odwiedziny! Lokomotywa Tuwima rządzi! :)

Edward Pitowski, jeszcze raz dziękuję za betę i cenne wskazówki. Opowiadanie na pewno zyskało dzięki Tobie! :) Dzięki za klika!

cezary_cezary, Ty się w ogóle nie powstrzymuj, zwłaszcza gdy nie możesz się oprzeć! :D :D No i właśnie, czy to jest horror? To pytanie zadaję sobie do dziś… Jakieś dziecko na pewno uzna, że jest strasznie, co nie? Mój mąż, gdy mu przeczytałam, to się uśmiał, ale on już jak słyszy “ciotka” to parska, bo mnie zna. Więc jest nadzieja, że ktoś się lekko przestraszy, np. gdy obawia się pnączy… Wielkie dzięki za klika! :) 

 

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za komentarze! :) 

 

Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)

No opowiadanie grozy to to nie jest :) Ale podobało mi się (może też dlatego, że nie ma grozy).

Bardzo bogata wyobraźnia, ładnie ukazana w tak krótkim tekście. Dobry język, ciekawe, wyraziście ukazane postacie. Całość zaciekawia od samego początku i nie nudzi do końca – super.

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

JolkaK – nie wiedziałem i cieszę się, że jestem pierwszy :) – to może dodam, że opowiadanie jest trochę w stylu Neila Gaimana, a dokładniej w stylu jego opowiadań i myślę, że zasługuje na nominację bo jest świetnie wyważone. Mamy tu mieszankę bajki, fantasy, horroru i szczyptę SF i w moim odczuciu wypada to bardzo dobrze :).

 

Powodzenia w dalszych nominacjach i w konkursie :) 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jak to U Ciebie opowieść wyszła bajkowa, kolorowa, chłopiec intrygujący i fabuła ciekawa.

Lękiem ledwie mnie musnęłaś, niczym babie lato;) Nawet złoczyniąca wyszła wieloznaczna i nieodstręczająca. To w sumie jest zarzut, co nie zmienia faktu, że czytało się dobrze.

Klikać już nie muszę.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dużo motywów zostało wciśnięte do tego przedziału, ale jak ładnie składają się w całość. Najbardziej spodobał mi się niezwykły chłopiec, tekst mógłby być właściwie tylko o jego obliczeniach, a tutaj jeszcze wiedźma, pętla czasowa… Szalona przejażdżka, ale też napisana bardzo zgrabnie, obsypana elegancją. Nietuzinkowy tekst, choć niespecjalnie horrorowaty.

 

Pozdrawiam!

Koala 75, cieszę się, że wpadłeś, Twoja enigmatyczność komentatorska jest niezmienna! :D

Marcin_Maksymilian, no ale w ogóle Cię nie przestraszyło? Nic a nic? :D Dla mnie, np. już same algorytmy są straszne! :D Dzięki za miły komentarz, z tym horrorem, to tak jakoś samo nie wyszło… :D

Bardjaskier, baaardzo dziękuję jeszcze raz za taką dawkę lekarstwa na entuzjazm pisania! :D

Ambush, Ty to mnie znasz! Okazuje się, że moje strachy niekoniecznie straszą innych! :) Zdecydowanie wolę pogodną komedię! :D Dziękuję za odwiedziny i komentarz oraz betę! :)

Reinee, dziękuję za nietuzinkowość! :) Bardzo mi miło! :) No, ale że nikt się nie boi klucza francuskiego, to nie rozumiem… :D 

Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za poświęcony czas! :)heart

Od początku wiadomo, że to nie będzie zwykła podróż, a to, czy wujostwo zdążą na przesiadkę do Neapolu, okaże się najmniejszym zmartwieniem.

Jak na mój gust historia jest nadmiernie zapętlona i zbyt wiele w niej magii, skutkiem czego nie mam pewności, czy wszystko należycie pojęłam, ale czytało się całkiem nieźle. :)

 

Wska­zał na żonę i chłop­ca. nie­ste­ty ko­le­ja­rze znowu za­po­wia­da­ją straj­ki.Wska­zał żonę i chłop­ca. – Nie­ste­ty ko­le­ja­rze znowu za­po­wia­da­ją straj­ki.

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Po­zna­ła pani już Jana? Hm? – Zwró­ci­ła się do współ­pa­sa­żer­ki. → Po­zna­ła pani już Jana? Hm? – zwró­ci­ła się do współ­pa­sa­żer­ki.

 

– Używa ję­zy­ka mi­go­we­go? – za­in­te­re­so­wa­ła się ko­bie­ta – Kiedy prze­stał mówić? → Albo kropka po didaskaliach, albo wypowiedź po nich małą literą.

 

Mach­nął ręką wujek i spoj­rzał przez okno.Wujek machnął ręką i spoj­rzał przez okno.

 

więc wła­śnie jego uży­wa­my. → …więc wła­śnie go uży­wa­my.

 

po­wie­dział bła­gal­nie wujek, wzno­sząc oczy do góry… → Masło maślane – czy można coś wznosić do dołu?

Wystarczy: …po­wie­dział bła­gal­nie wujek, wzno­sząc oczy

 

po czym z po­wro­tem wró­cił do ob­ser­wa­cji. → Masło maślane.

Wystarczy: …po czym z wró­cił do ob­ser­wa­cji.

 

zgi­nie, gdy go opu­ści.” → …zgi­nie, gdy go opu­ści”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

pro­szę ucie­kaj­cie.” → …pro­szę ucie­kaj­cie”.

 

– Elizo, nie! Nie rzu­caj klą­twy!- Lu­dwik… → Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

po czym zer­k­nę­ła za okno. → …po czym zer­k­nę­ła przez okno.

By zerknąć za okno, trzeba je otworzyć i wychylić się zeń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nieźle odjechany tekst. Przyjemny, ale niepokojący. Kiedy ciotka się drugi raz obudziła, byłam zdegustowana, bo nie znoszę rozwiązania “to był tylko sen”, ale później okazało się, że śnienie ma głęboki i magiczny sens, więc wszystko w porządku.

I tak to sobie walczą o uwolnienie pociągu/pasażerów. Jak dobro ze złem…

No, ale że nikt się nie boi klucza francuskiego, to nie rozumiem… :D 

Hmmm, moja ciotka (!) niegdyś nosiła w torebce solidny klucz francuski, kiedy wracała po zmroku do domu, więc klucz może się kojarzyć z poczuciem bezpieczeństwa. ;-p

Babska logika rządzi!

Regulatorzy, dziękuję, jak zwykle niezawodnie wyłapałaś co trzeba. Zaraz poprawię. Faktycznie poziom skomplikowania jest duży i można się pogubić, przyznaję, choć niektórzy dali radę, to jednak wolałabym, żeby nikt nie miał z tym problemu, a jednak jest. Do poprawienia na przyszłość. Jeszcze raz, dzięki! :)

Finkla, to fajną ciotkę miałaś, już mi się podoba! :) Dziękuję za komentarz, cieszę się, że sprawa snu się wyjaśniła na plus! :) 

Pozdrawiam cieplutko! :) 

Nadal ją mam, ale teraz już jeździ do roboty i wraca samochodem, więc francuz chyba wyniósł się z torebki. I wiem, że fajna – to moja ulubiona ciotka. Osiągamy pełne zrozumienie w wielu kwestiach. :-)

Babska logika rządzi!

TO przepraszam za czas przeszły i życzę cioci zdrowia! Zawsze chciałam być taką fajną, zwariowaną ciotką! :D

Też mam taki plan. :-)

Na razie opowiadam dzieciakom rodzeństwa dowcipy. Przy drugiej flaszce wina ostrzejsze niż na trzeźwo, więc chyba jestem na dobrej drodze. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo prosze, JolkoK, i cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. Liczę też, że przyszłe opowiadania będą mniej skomplikowane i łatwiej będzie mi je pojąć. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, też mam taką nadzieję! 

Finkla, ja póki co zainwestowałam w szalony kapelusz! :)

Jest w tym opowiadaniu coś niepokojącego. Dobry weird wyszedł, na dodatek świetnie napisany. I mają rację ci, którzy wspominają o wytworności – bo wytworne są słowa, bohaterowie, świat przedstawiony i pętla też.

Choć osobiście wolałabym nieco więcej mroku, opowiadanie bardzo mi się podobało :-)

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Rossa, bardzo dziękuję za lekturę i bardzo miły komentarz. Muszę zapamiętać, żeby następnym razem wziąć udział w konkursie na weird a nie na horror! :D Tak, mroku jest za mało, to prawda, trzeba będzie w przyszłości wyciągnąć z zakamarków więcej mojego mrocznego wnętrza, jeśli je znajdę! :) 

Pozdrawiam cieplutko! :)

JolkaK – “Marcin_Maksymilian, no ale w ogóle Cię nie przestraszyło? Nic a nic? :D” 

 

No może tyci-tyci ;)

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Marcin_Maksymilian – to mnie trochę uspokoiłeś! :D

Anet, dziękuję pięknie! :)

Hej!

 

Początek skojarzył mi się z Harrym Potterem. :D

Dalej czytam i czytam, nie wiem, co tu się dzieje, to znaczy wiem, jest absurdalnie, wesoło, dziwnie, no fajnie, choć zaskoczyłaś mnie, bo jakoś tak… no nie spodziewałam się tego. :D

 

Szaleństwo w tym pociągu aż wylewa się oknami, no czary, sny, które się sprawdzą, absurd jak u “Alicji w krainie czarów”, czyta się z lekkim oszołomieniem, ale całkiem dobrze. Jedynie po tym śnie i jak Jan z kobietą wychodzą, ma się wrażenie trochę takie zmęczenia tym pędem, brakiem nakreślenia sytuacji. Po kolejnych pobudkach miałam skojarzenie z “Wszystko wszędzie naraz”, ale końcówka zmieniła tor myślenia.

 

Jestem fanką pętli czasowych, więc to też na duży plus. :)

 

Teks czytało się przyjemnie, może trochę brakowało mi tła i większego wgryzienia się w świat, ale poza tym była to szalona podróż, końcówka trochę przypomniała mi pewien odcinek z serialu “Miłość, śmierć i roboty”. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ananke, dziękuję bardzo za wnikliwy komentarz! Faktycznie może nieco za mało było tego, co w tle, wezmę to pod uwagę przy następnych podejściach. Twój odbiór jest pełen skojarzeń, zastanawiam się czy to dobrze, czy źle, ale po namyśle stwierdzam, że każdy czytelnik będzie miał jakieś… Bardziej martwi mnie to zmęczenie. Mam nadzieję, że jakaś kawa postawiła Cię potem na nogi. Hm? 

Jeszcze raz dziękuję, niezmiernie mi miło, że wpadłaś i poświęciłaś swój czas, no i super, że lubisz pętle! :) 

Pozdrawiam cieplutko!

Witam Żonglera! :) Mam nadzieję, że podróż była miła! :)

ale po namyśle stwierdzam, że każdy czytelnik będzie miał jakieś

Na pewno na każdego opowiadanie zadziała trochę inaczej. Co do kawy – tak, dziś potrzebowałam i to bardzo. Plus trzy melisy. XD

 

Co do pętli – jestem wielką fanką, staram się oglądać większość filmów z tym motywem. :D

Chcieli złapać pociąg do Neapolu zanim strajki na kolei uniemożliwią jakąkolwiek jazdę.

Chcieli złapać pociąg do Neapolu, zanim strajki na kolei uniemożliwią podróż.

nerwowo oglądał

Hmmm… czy można oglądać nerwowo?

Chłopiec siedział i wydawało się, że zatopiony jest we własnych myślach.

A w czyich myślach miałby być zatopiony?: Chłopiec siedział i wydawał się zatopiony w myślach.

koło niego było miejsce, jednak on spojrzał na nią

"Jednak"?

już tak został, wpatrzony w bukiety wstążek

Hmm.

Wujek odpowiedział uprzejmie i uniósł się lekko w ukłonie.

Hmmmm.

Niestety kolejarze

Niestety, kolejarze.

czy mogę w takim razie przyłączyć się do państwa na czas przesiadki?

Hmmm.

zbierała kawałki rzeczywistości, jak poziomki w lesie

Nie dam głowy za ten przecinek.

Poznała pani już Jana?

Poznała już pani Jana?

Chyba lubi mój kapelusz

Anglicyzm: Chyba spodobał mu się mój kapelusz.

zerkając na młodzieńca, który nieustająco wpatrywał się

"Młodzieniec" to jednak młodzież starsza: zerkając na dziecko, nieruchomo wpatrzone.

poruszył dłonią w kilku zdecydowanych gestach.

Hmm.

Z dumą krzyknęła ciotka aż jej jasna czupryna zatrzęsła się, rozsiewając zapach akacji.

Tu od małej litery, bo paszczowe: krzyknęła ciotka z dumą, aż jej jasna czupryna zatrzęsła się, rozsiewając zapach akacji.

Jego mózg za to pracuje na wyższych obrotach

Ciut nienaturalne.

Machnął ręką wujek

Szyk sugeruje, że machnięcie ręką jest czynnością paszczową. A w przypadku wujka – nie jest.

powiedział błagalnie

A może lepiej: jęknął?

– No wiesz, nie wiem, mój drogi, sufit jak sufit, i co znaczy to „Elizo”? Hm? – Ciotka lekko oburzona spojrzała z wyrzutem na męża, po czym zaatakowała nieznajomą. – Jestem Eliza, jak już wiadomo, a pani? Hm?

Zaraz zaatakowała: – No, wiesz, nie wiem, mój drogi, sufit jak sufit, i co znaczy to „Elizo”? Hm? – Ciotka, lekko oburzona, spojrzała z wyrzutem na męża, po czym zaatakowała nieznajomą. – Jestem Eliza, jak już wiadomo, a pani? Hm?

To wymówione na innym zakresie słyszalności imię

W innym zakresie.

liczył sobie tylko znane algorytmy

Algorytmy można wykonywać, ale liczyć?

Spojrzała na męża, lecz on gdzieś między zegarkiem a Rzymem i przesiadką, nie zwracał na nich uwagi

Spojrzała na męża, lecz on, gdzieś między zegarkiem a Rzymem i przesiadką, nie zwracał na nich uwagi.

wróciła do kobiety

Nigdzie nie odchodziła :P

Kapelusz pokiwał powoli

Czym pokiwał kapelusz?

Wzrok wujka zmętniał nieco, wyraźnie nieobecny

Spojrzenie, jak już, ale może trochę konkretu? Niech się wujek zagapi w okno, na przykład?

Kapelusz wyraźnie tracił kolory, gdy chłopiec przekazał dłonią wiadomość.

…?

„Jest związana energetycznie z tym światem, zginie, gdy go opuści”.

Eee… jak my wszyscy, nie?

, ignorując siedzącą naprzeciwko kobietę

Nie zwracając uwagi. Jakby siedzenie naprzeciwko było puste. Skupiona tylko na chłopcu…

Kobieta nie odpowiedziała, tylko wyjęła wielki klucz francuski z torebki i wyszła.

… nie ma jak surrealizm.

nie używasz swojej magii

A czyjej magii miałaby używać?

wtargnęła do przedziału machając kluczem

Wtargnęła do przedziału, machając kluczem.

jakby nie rejestrując do końca tego, co usłyszał,

Nie zapewniaj, i uważaj na imiesłowy.

I gdzie jedziemy?

I dokąd jedziemy?

lecz on pozostał poważny

Aliteracja. Można się poważnie uśmiechać.

– Nie boisz się, dobrze – stwierdziła pogodnie i zaraz jej oblicze zmieniło się, twarz wykrzywiona złośliwym grymasem, niczym maska karnawałowa, przedstawiała teraz inną osobę.

No, raz poprawne "stwierdzić" :) ale twarz nie może "przedstawiać" innej osoby, bo zasadniczo nie do końca jest znakiem (to skomplikowane).

Pociąg potrzebuje swojego opiekuna, teraz, kiedy jest wolny.

…?

– Co ty robisz?! – spytała oskarżycielsko, spoglądając za okno.

Mmmm, oskarża ją – nie patrząc na nią?

Poszarpane ostre skały rosły coraz wyżej, zagarniając dla siebie całą dostępną przestrzeń

Hmmm.

każdy kilometr wymagał kilofa

Aliteracja, i czy kilometr tak ot, może wymagać?

proszę uciekajcie”. – Lewa ręka powtarzała w kółko.

Paszczowe. W sumie sformatowałabym miganie jak normalny dialog (skoro ma być zrozumiałe – gdyby narrator nie rozumiał migania, tylko bym je opisała): proszę, uciekajcie – powtarzała w kółko lewa ręka.

Splątany gąszcz sufitowy wyciągał teraz swoje ramiona na zewnątrz

A czyje ramiona miał wyciągać?

dach niczym parasol rozwijał na boki szczelną plątaninę życia

… wut.

ogromniał do jakiejś potwornej muzyki

Hmm.

czy też mózg dopowiada brakujące nuty

"Mózg" taki… materialistyczny.

Muzyka była hipnotyczna

A może: Muzyka hipnotyzowała?

obierała wolę

Nie miało być "odbierała"?

pozwalała zatopić się w meandrach dźwięków

Przed chwilą muzyka niewoliła, teraz nagle na coś "pozwala"? Może: zatapiała w meandrach dźwięków?

zatrzymali się, w drodze na korytarz

Bez przecinka.

To nie ja. – Broniła się

To nie ja – broniła się.

pokrywały całą jej twarz

Zaimek zbędny.

sylwetka pochyliła się

A może się przygarbiła?

wiekowa noga

Hmm.

które z płuc już wyjść nie mogło, lecz z chabrowych zapasów magii

Szyk: które nie mogło pochodzić z płuc, lecz z chabrowych zapasów magii.

wypuściła ostatnie zaklęcie

Na pewno wypuściła?

ciepłem ciał kotłujących się we wnętrznościach potwora.

Hmmm.

jakby nie dowierzając

Jakby? Dla kogo jakby?

Zapach lawendy.

Zza okna?

Skaliste, ogromniejące szczyty poszarpanych skał.

Powtórzenie.

pokarm, który należy strawić

Trawienie raczej nie podlega świadomej kontroli: pokarm do strawienia.

klątwę przepadnięcia

Hmm.

pchały się mu już między zęby

Niewymowne: pchały mu się już między zęby; albo: już mu się pchały między zęby.

Bronił się zaciskając usta, lecz ogrom strachu, który wyzierał z jego oczu, bliski był szaleństwu.

To nie ogrom jest bliski szaleństwu: Bronił się, zaciskając usta, lecz strach, który wyzierał z jego oczu, bliski był szaleństwu.

będzie jednej wiedźmy mniej

Będzie o jedną wiedźmę mniej.

pełne krwi, żyły

Bez przecinka, bo to rzeczownik i przydawka.

ich spolegliwością

Czyli możliwością polegania na nich… https://sjp.pwn.pl/szukaj/spolegliwy.html

sama skóra na kościach

Idiom: sama skóra i kości.

sztywniał brudnymi brązami

…? Potem przecinek.

ostatniej próbie zaklęcia

Zaklęcia czego?

Czy zdążyła, w sobie tylko znany sposób użyć klucza

Albo bez przecinka, albo wtrącenie: Czy zdążyła, w sobie tylko znany sposób, użyć klucza.

jakiś nieprzyjemny zgrzyt

"Jakiś" zbędne.

Wkrótce oni sami nie mogli się poruszyć

Może: oni też?

wiedziała jak to działa

Rym: wiedziała, jak to działa.

czas wielu wieków

Hmmm?

dbał o jej sen

A nie: dbał, żeby spała głęboko?

uwolnić się

Szyk.

zaspokoić można jedynie żerując

Zaspokoić można jedynie, żerując.

 

Ożkurczęcotobyło XD Surrealizm pierwszej wody, ale… niezły, niezły. Odlotowy (odjazdowy?), chwilami mam wrażenie, że autorka albo świat przeżywa odmienne stany świadomości, ale niezły.

Nie magiczny, a czarodziejski. I nie chłopiec, a istota. Czarodziejski istota.

:D

:P Nie psuj mi interesu :P

Miało być tajemniczo i niejednoznacznie, to jest tajemniczo i niejednoznacznie, ze wszystkimi tego konsekwencjami :)

No, właśnie :)

opowiadanie jest trochę w stylu Neila Gaimana, a dokładniej w stylu jego opowiadań

Hmmm, może trochę jest. Na pewno jest weird :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, na Ciebie zawsze można liczyć, wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale Twoja wizyta, to jak wisienka na torcie, no bo jeśli ktoś czegoś nie znalazł, to Ty znajdziesz na pewno! :D Dzięki wielkie, i za włożony trud i za “niezły, niezły”. Jutro się rozsiądę i będę poprawiać! :) Masochizm w czystej postaci! 

No i cieszę się, że to surrealizm pierwszej wody a nie jakieś pomyje! :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

czy mogę w takim razie przyłączyć się do państwa na czas przesiadki?

Hmmm.

 

Tego nie skumałam. Co jest nie tak, Tarnino, bo nie ogarniam…

Żebym to ja wiedziała… coś mi tu nie gra, tylko co…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Aż nie wiem, co powiedzieć… :D paczam i paczam na to… :D

No, jakieś takie dziwne, no.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka