- Opowiadanie: Monokeros - Straż

Straż

Pierwsza wrzuta. Enjoy!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Straż

Arvedis był od dawna przyzwyczajony do samotnego pełnienia warty. Cenił sobie ciszę i nieprzeniknioną kurtynę mroku, jakie dawała mu noc. Ktoś taki jak on, wyćwiczony przez służbę wojownik o ciele oszpeconym plątaniną blizn i umyśle wyostrzonym przez setki starć, nigdzie nie czuł się lepiej niż na całonocnym posterunku. Do nadejścia świtu mógł istnieć z daleka od wszystkiego. Pozbawiony światła i ciepła jakie dawał dzień zyskiwał granatowy płaszcz, który ukrywał go pod mozaiką z gwiazd. Spoglądały na niego śmiejąc się z losu, który rzucał go po wszystkich kątach tego świata i z życia, które miotało nim ciągle o ziemię. Dobrze zdawał sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec przeznaczenia. Akceptował ją, oczekując tylko nadejścia śmierci w jakiejkolwiek postaci. Wiedział, że kiedyś do niego przyjdzie, lecz nie zamierzał ułatwiać jej drogi. Dopóki nie czuł na sobie jej lodowatego piętna walczył i zwyciężał. W takich chwilach jak ta mógł odetchnąć, zapomnieć na krótką chwilę o woni krwi, żałosnym ryku zarzynanych wrogów i szczęku metalu o metal. Jednak dzisiaj los poskąpił mu przywileju samotności. Drugi wartownik nazywał się Ertono i był w jego oczach nikim. Nie znający świata, niemal nowy w rzeczywistości, którą on znał od dziesięcioleci. Zbyt wygadany, przesadnie uparty i co najgorsze pełen niewysłowionej pretensji. Pozbawiał noc czaru i doprowadzał do szału tego zużytego przez ciągłą walkę wojownika, który szukał w warcie kilku godzin wytchnienia od rzeczywistości. Jego bezsensowne komentarze wyprowadzały Arvedisa z równowagi, nie pozwalając mu skupić się na powierzonym zadaniu – pełnieniu nocnej straży. – Widzisz to? – Ertono skinął głową w kierunku najokazalszego z rozłożonych namiotów, rozległej bryły ze szkarłatnego płótna rozpartej na niewielkim wzniesieniu. Mężczyzna podniósł wzrok w jej kierunku, spoglądając na nią ze zdziwieniem. – Tak – odparł swobodnie, patrząc na chłopaka z zapytaniem w oczach – no i? – I dlaczego niby my nie możemy ucztować i obżerać się tak samo jak oni? – spytał z ubolewaniem, poprawiając się na rzuconym na ziemię siodle. Przetarta skóra zaskrzypiała kilkakrotnie gdy przesuwał po niej swój kościsty tyłek – Tamci wszyscy razem wzięci nie ustrzelili przez całą bitwę tylu, ilu ja zdjąłem w pierwszy kwadrans – rzucił, gładząc swój kołczan – Nam o wiele bardziej przydałoby się nieco tłuszczu. My ganiamy bez przerwy pośród trupów i rozdeptanych flaków, w pełnym słońcu, mierząc się ze śmiercią i zadając ból. A oni tkwią tylko w swoich namiotach na drugim końcu pola bitwy, gapiąc się na jakąś mapę i wydając rozkazy ludziom, których posyłają w sam środek tego szaleństwa. Nie uważasz, że to niesprawiedliwe? – A ty tak sądzisz? – spytał go Arvedis, przeżuwając gulasz w zamyśleniu. Przełknął kolejny kęs po czym westchnął melancholijnie: – Nie ma w tym nic dziwnego. My dostajemy do miski to, co jak najdłużej utrzyma nas na nogach, zapcha kałdun, nie zepsuje się zbyt szybko i jest syte a przy tym smakuje przyzwoicie i pachnie lepiej niż odchody pfervallo. Oni mogą pozwolić sobie na wykwintniejsze dania. Dlaczego? Bo chociaż przez całą swoją karierę nie zabiją tylu, co najnędzniejszy pachołek z piechoty to zarobią za swoje dowodzenie więcej, niż przypada rocznie na pięć plutonów. Bądź wdzięczny, że dostajesz to żarcie codziennie – zastukał łyżką o krawędź naczynia – Niektórzy kwatermistrzowie trzymają swoich na ostrej diecie. Nie mówiąc o tym, co dostawałbyś w niewoli – mruknął – Zresztą, zdążysz się o tym wszystkim jeszcze przekonać. Ile masz za sobą wypraw? – obejrzał się na niego pytająco. – Trzy. Wszystkie zwycięskie – odparł nonszalancko Ertono. – A czy na którejkolwiek z nich chociaż raz miałeś w gębie pieczyste? – Zdarzało się – rzucił lekko – Potrafię łowić i bywało nieraz, że upolowałem w przyobozowych lasach jakieś konkretniejsze bydlę. – No to widzisz – mężczyzna uśmiechnął się z przekorą – problem rozwiązany. Idź nazbieraj sobie trochę drewna, ustrzel nieco rogacizny i już więcej nie narzekaj. Przez chwilę młodzieniec mierzył go zawistnym wzrokiem. – Mało wyszukany sposób na to, żeby się mnie pozbyć – odfuknął. – Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, że chciałbym się ciebie pozbywać? – zapytał sarkastycznie – Siedzimy na straży. Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym cię odgonić. A ja szukam tylko rozwiązania twojego problemu – "I chwili spokoju", dodał w myślach – No, ale jeśli chcesz to pędź śmiało. Idź na polowanie i wróć tutaj jak już coś złapiesz – powiedział z przekornym uśmiechem – Nikomu nie powiem. – To nie jest śmieszne. – Niby czemu tak sądzisz? – zapytał, szczerząc się niewdzięcznie. – Bo jesteśmy na przeklętym stepie! – obruszył się młody. Jego słowa rozeszły się wokół echem, które szybko ucichło wobec bezmiaru równiny. – Nie martw się, tu też coś znajdziesz. Wystarczy poszukać – odparł swobodnie, odkładając na trawę puste naczynie. Do rana mrówki wyczyszczą drewnianą czarę, nie przeszkadzając mu tym samym w odbywaniu wachty. Dawno już przekonał się jak nieprzyjemnie jest odkryć o poranku, że w portkach buszuje połowa mrowiska – Rozejrzyj się tylko wokół a zobaczysz mnóstwo zwierząt, które nadawałyby się na skromną kolację. Ja na przykład nie pogardziłbym potrawką z królika – rzucił lekko – Z tego co widzę, to plącze się ich tutaj pełno. Ertono zmarszczył brwi, od razu wychwytując aluzję kompana. – Uważaj – syknął w odpowiedzi – Bo za chwilę sam będziesz musiał szukać nory. Arvedis zmierzył go uważnie wzrokiem. – Bez obaw – odparł, nachylając się ku niemu – żadna nora nie będzie tu do niczego potrzebna – Chłopak wychwycił jego stalowe spojrzenie, które w jednej chwili wtłoczyło w głąb jego serca niemiły chłód lęku – Najwyżej zostawię twoje zwłoki na pożarcie ptactwu. Zapadło milczenie, przerywane tylko odległym trzaskiem ogniska. Młody spuścił wzrok, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. – A jeśli nie potrafisz docenić jadła – dodał jeszcze mężczyzna – to naucz się doceniać ciszę i spokój – rzucił, po czym poprawił na głowie futrzaną czapkę i ziewnął przeciągle – To cechuje dobrego wartownika. Przez dłuższy czas ciszę nocy przerywały tylko dalekie szmery dochodzące spomiędzy namiotów i wzajemne nawoływania zwierząt, schowanych pośród źdźbeł traw o białych pióropuszach. – Królik… – sapnął w końcu Ertono, nie potrafiąc znieść wszechogarniającej ciszy – ja ci dam królika… – Podziękuję – odparł mężczyzna – mi wystarczy to, co zapewnia nam kuchnia obozowa. Ale nie martw się, chętnie potrzymam wartę sam, kiedy ty będziesz ganiał po równinie za szarakami. Nie ściągnij tu tylko wrogiego patrolu swoim narzekaniem na nędzny stan wojskowego wiktu. – Odczep się wreszcie ode mnie – odburknął. – Bardzo chętnie. Gwarantuję ci, że do rana nie padnie już żadne niepotrzebne słowo jeśli tylko przestaniesz mieć pretensje do całego świata. Młody chrząknął tylko w odpowiedzi. – Coś ci nie pasuje? – zapytał go Arvedis. – Nie, ale ty masz chyba jakiś problem… – Cóż – westchnął, pocierając palcami nieogolony policzek – po prostu nie lubię kiedy ludzie mają wąty o coś, co jest im z uśmiechem darowane do rąk własnych. – Daj wreszcie spokój – odparł chłopak, jakby broniąc się – Chciałem tylko zacząć pogawędkę. Żeby umilić sobie stróżowanie. To wszystko. Mężczyzna przez dłuższą chwilę mierzył go wzrokiem z niewypowiedzianym zdziwieniem. – Gwarantuję ci, że istnieje multum lepszych sposobów na rozpoczęcie rozmowy niż poprzez narzekanie na przełożonych. – Po prostu się czepiasz – stwierdził. – Na pewno nie bardziej niż ty – odpowiedział wojownik parskając – Weź przykład ze swojego wierzchowca – westchnął, drapiąc się po potylicy – Przeżuwa w spokoju trawę, nie narzeka kiedy zakładasz mu siodło, strzyże tylko uszami jeśli coś mu nie odpowiada i rży jedynie w chwilach, w których ma ku temu wszelkie podstawy. – Znowu próbujesz mnie obrazić? – zapytał go chłopak zrezygnowany. – Nie. Po prostu chcę, żebyś się wreszcie zamknął – syknął, kładąc się na chłodnej trawie. Oparł kark na siodle i wbił wzrok w rozgwieżdżone niebo – A teraz skup się na czymś innym niż ty sam i zacznij rozglądać się wokół jak na porządnego wartownika przystało. – A ty będziesz się wylegiwał w trakcie? – Przez dobre pół nocy miałem cały horyzont na oku. W tym samym czasie ty nawijałeś coś do siebie, wiercąc się tylko na tyłku jakbyś miał tam robaki. Chłopak nie odpowiedział nic. Tym czasem Arvedis zaczął podziwiać nieboskłon, spoglądając na kolejne konstelacje. Z lekkim uśmiechem na ustach przypominał sobie legendy, które opowiadano mu w dzieciństwie ucząc go nazw kolejnych gwiazdozbiorów. Później, chcąc przeczekać długie i samotne noce często układał z ich pomocą własne historie, ciesząc oczy błękitnym blaskiem odległych słońc. Wtedy usłyszał nienaturalny syk, który przeciął powietrze nad jego głową. Niemalże w tej samej chwili doszedł go także krótki, suchy plask ponaglony bulgoczącym stęknięciem dobywającym się z gardła chłopaka. Z przerażeniem spoglądał na jego upadające ciało, wstrząsane spazmatycznymi konwulsjami. Odruch nakazał mu obrócić się na brzuch i sięgnąć po broń. Jego wyćwiczone oczy zaczęły przeczesywać równinę w poszukiwaniu napastników. Jednak zanim zdołał dostrzec sylwetkę któregokolwiek z nich gdzieś spomiędzy traw wzniosła się w niebo pomarańczowa iskra, po chwili uderzając w jeden z obozowych namiotów. Materiał w jednej chwili zajął się ogniem a w ślad za pierwszym z pocisków podążyły pozostałe, rzucając swym blaskiem wyzwanie wszystkim gwiazdom nocnego nieba. – Szlag – syknął, sięgając po trąbę alarmową. Zadął w róg przeczołgując się bliżej krawędzi obozu, ze sztyletem w dłoni i modlitwą na ustach, wykrzywionych w grymasie wściekłości.

Koniec

Komentarze

Brak wydzielenia dialogów z jednolitego bloku tekstu utrudnia czytanie. Pisane na smartfonie i wstawiane z niego? Błąd techniczny i typograficzny…

Zderzenie doświadczonego wojaka z młodym jest, moim zdaniem, dobrych “chwytem” fabularnym, ale przy zachowaniu konsekwencji w przestrzeganiu tej konwencji. Ciągnięcie rozmowy zamiast jej ucięcia, odsyłanie młodego na polowanie i wreszcie gapienie się w gwiazdy zamiast przepatrywania okolicy to nie pełnienie warty, to kabaret. Wszystko to razem każe poważnie wątpić w kwalifikacje głównego bohatera…

Językowo też nie za bardzo wyszło, no, ale to się na początku zdarza i jest do nadrobienia.

Hej,

 

Popraw proszę formatowanie ;) w takiej formie to jest zwyczajnie nie do przeczytania.

 Drogi autorze!

 

Pominę horrendalne formatowanie i powiem wprost – ten tekst jest bezwartościowy. Gdybym chciał być świadkiem bezsensownej kłótni dwóch nieciekawych postaci, gdzie połowa kwestii to „masz jakiś problem?” i ”czemu się mnie czepiasz?” to wyjrzałbym przez okno i bawił się dużo lepiej. Opis na twoim profilu sugeruje, że dobre wrażenia czytelnika nie są wcale priorytetem.

 

Cały twój wysiłek poszedł w pokazanie, że żadna z postaci nie jest kompetentna i nie powinna znajdować się w tym miejscu. Nie stanę po niczyjej stronie, jeśli do wyboru mam kogoś, kto nie wyszedł jeszcze z gimbazy i kogoś kto się do niej nie dostał.

 

Następnym razem zastanów się, proszę, co właściwie chcesz opowiedzieć. W tym przypadku nawet nie mogę nawet dać ci wskazówek, bo nie ma tutaj nic, na czym można by się zaczepić. Jeden z bohaterów nie dostał szansy na nauczkę, bo od razu umarł, a drugi nie wykazuje potencjału na żadne refleksje. Założę się, że jeśli Arvedis przeżyje to starcie, to dumnie doda je do swojej mentalnej kolekcji i nawet przez głowę mu nie przejdzie czy któremuś z nich mógłby zapobiec.

Czytał Mieczysław Gajda

Cześć,

 

wydaje mi się, że tekst jest fragmentem, więc powinien zostać tak oznaczony.

 

Formatowanie jest do poprawy – tekst nie powinien być wklejony ciągiem, w skrócie: dialogi oraz “nowe wątki” powinny rozpoczynać się od nowej linii.

Łap poradnik Drakainy “Portal dla żółtodziobów” – chyba się przyda.

 

Nie zgadzam się, ze zdaniem P3rshinga, wg mnie tekst nie jest bezwartościowy – ale faktycznie przydałoby się pomyśleć nad przekazem i nieco popracować nad dialogami, żeby nie miały formy “Masz jakieś wąty?” Zresztą sam wyraz “wąty” jest skróconą wersją “wątpliwości” i używany był dobrych kilka lat temu przez młodzież, nie wiem czy w historii fantasy taka forma jest odpowiednia.

 

Podobają mi się opisy, samo snucie historii, skupianie się na szczegółach. Ale te szczegóły i opis powinny czemuś służyć, wspierać rdzeń opowieści, a z tym właśnie jest nieco krucho ;)

Ale nic to – pracuj: pisz i publikuj, wczytuj się w uwagi i staraj się być coraz lepszy, a wszystko samo przyjdzie :) No prawie samo.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Che mi sento di morir

 Arvedis był od dawna przyzwyczajony do samotnego pełnienia warty.

Ja też, ale zdanie mogłoby być zgrabniejsze.

 Cenił sobie ciszę i nieprzeniknioną kurtynę mroku, jakie dawała mu noc.

Którą, ale… ? Metafory muszą na coś wskazywać. "Kurtyna mroku" wskazuje na nieczyste sprawki, bo kurtyna służy do tego, żeby coś ukrywać.

 Ktoś taki jak on, wyćwiczony przez służbę wojownik o ciele oszpeconym plątaniną blizn i umyśle wyostrzonym przez setki starć, nigdzie nie czuł się lepiej niż na całonocnym posterunku.

Dlaczego przekazujesz mi cały życiorys bohatera w jednym zdaniu? Mało przekonującym zresztą, bo właściwie dlaczego akurat marznięcie na murach miałoby sprawiać taką przyjemność pobliźnionemu ciału (wątpliwe) i wyostrzonemu umysłowi (to już mniej, ale też)?

 Do nadejścia świtu mógł istnieć z daleka od wszystkiego.

Dobrze, ale dlaczego? Mówisz mi, że Twój bohater jest samotnikiem, i że to jest strasznie ważne, fajnie. Ale czemu to takie ważne?

 Pozbawiony światła i ciepła jakie dawał dzień zyskiwał granatowy płaszcz, który ukrywał go pod mozaiką z gwiazd.

… Pozbawiony światła i ciepła, KTÓRE dawał dzień, zyskiwał granatowy płaszcz, haftowany w gwiazdy. Nadal purpurowe, ale metafora spójniejsza. Chyba że, oczywiście, Twoje ubrania są zrobione z mozaiki…

 Spoglądały na niego śmiejąc się z losu, który rzucał go po wszystkich kątach tego świata i z życia, które miotało nim ciągle o ziemię.

I raz dokoła. Zdecyduj się, o co chodzi? Gwiazdy sprzyjają bohaterowi, ale się z niego śmieją?

 Dobrze zdawał sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec przeznaczenia. Akceptował ją, oczekując tylko nadejścia śmierci w jakiejkolwiek postaci.

A teraz nasz kozak nagle zostaje Seneką w depresji.

 Wiedział, że kiedyś do niego przyjdzie, lecz nie zamierzał ułatwiać jej drogi. Dopóki nie czuł na sobie jej lodowatego piętna walczył i zwyciężał.

A, nie, jednak nie. Pytanie pierwsze – co to jest piętno? Pytanie drugie – jaki jest w końcu stan emocjonalny bohatera i jakie to ma znaczenie? Uwaga – orzeczenia należy rozdzielać przecinkami (jeden zjadłeś).

 W takich chwilach jak ta mógł odetchnąć, zapomnieć na krótką chwilę o woni krwi, żałosnym ryku zarzynanych wrogów i szczęku metalu o metal.

To on w końcu lubi swoje życie, czy nie? "Żałosny ryk zarzynanych wrogów" to fraza, która będzie mi się śnić po nocach, wielkie dzięki.

Jednak dzisiaj los poskąpił mu przywileju samotności.

Poziom purpury nagle wzrósł. Dlaczego?

 Nie znający świata, niemal nowy w rzeczywistości, którą on znał od dziesięcioleci. Zbyt wygadany, przesadnie uparty i co najgorsze pełen niewysłowionej pretensji

Pretensje zwykle są w liczbie mnogiej, a charakterystykę bohatera lepiej pokazać w dialogu. Owszem, opinia innego bohatera to już coś, ale jednak niewiele więcej od opinii narratora.

 Pozbawiał noc czaru i doprowadzał do szału tego zużytego przez ciągłą walkę wojownika, który szukał w warcie kilku godzin wytchnienia od rzeczywistości.

Purpurowe, pretensjonalne, i wszystko to dałoby się mniej więcej w takiej samej liczbie znaków pokazać scenką.

 Jego bezsensowne komentarze wyprowadzały Arvedisa z równowagi, nie pozwalając mu skupić się na powierzonym zadaniu – pełnieniu nocnej straży.

Jego bezsensowne komentarze wyprowadzały Arvedisa z równowagi. Kropka.

 – Widzisz to? – Ertono skinął głową w kierunku najokazalszego z rozłożonych namiotów, rozległej bryły ze szkarłatnego płótna rozpartej na niewielkim wzniesieniu.

Serio, nie pisz tak jednym ciągiem. Edytor strony jest, jaki jest, ale daje wystarczająco dużo możliwości dla przeciętnego (bez szczególnych wymagań typograficznych) tekstu. Samo zdanie nieporadne – bryły z płótna? I to jeszcze (święty Hieronimie!) "rozległej"?

 Mężczyzna podniósł wzrok w jej kierunku, spoglądając na nią ze zdziwieniem. – Tak – odparł swobodnie, patrząc na chłopaka z zapytaniem w oczach – no i? – I dlaczego niby my nie możemy ucztować i obżerać się tak samo jak oni? – spytał z ubolewaniem, poprawiając się na rzuconym na ziemię siodle.

Rozumiem, że enter jest wytworem społeczeństwa kapitalistycznego, a prawdziwy przodownik pracy wyrabia 200% normy określników (i tylko burżuje dbają o takie bzdury, jak dopilnowanie, żeby było widać, kto wygłasza którą kwestię w dialogu), ale co powiesz na taką redakcję:

 

Mężczyzna spojrzał we wskazanym kierunku.

– Tak? I?

– I dlaczego niby my nie możemy ucztować i obżerać się tak, jak oni? – Chłopczyna klapnął na rzucone niedbale siodło.

 

 Przetarta skóra zaskrzypiała kilkakrotnie gdy przesuwał po niej swój kościsty tyłek

I am not interested in your depravity. Szczegół niezły, ale można to poprawić, np.: Przetarta skóra zaskrzypiała pod kościstym tyłkiem.

 – Tamci wszyscy razem wzięci nie ustrzelili przez całą bitwę tylu, ilu ja zdjąłem w pierwszy kwadrans – rzucił, gładząc swój kołczan – Nam o wiele bardziej przydałoby się nieco tłuszczu. My ganiamy bez przerwy pośród trupów i rozdeptanych flaków, w pełnym słońcu, mierząc się ze śmiercią i zadając ból. A oni tkwią tylko w swoich namiotach na drugim końcu pola bitwy, gapiąc się na jakąś mapę i wydając rozkazy ludziom, których posyłają w sam środek tego szaleństwa. Nie uważasz, że to niesprawiedliwe?

Pomijając z lekka niestosowne traktowanie kołczanu; primo – czy ta przemowa jest spójna? Czy chcesz pokazać chłopczynę jako głupiego – czy jako skłonnego do filozofowania? Rozsądnego czy roszczeniowego? Co chcesz pokazać?

 – A ty tak sądzisz? – spytał go Arvedis, przeżuwając gulasz w zamyśleniu. Przełknął kolejny kęs po czym westchnął melancholijnie

Jaki znowu gulasz? O wojsku wiem tyle, że jak facet w mundurze, to ma pracę i umie wykonywać rozkazy, znaczy się, dobra partia, ale coś mi się nie wydaje, żeby w czasie warty nagle, ex nihilo, pojawiały się posiłki regeneracyjne. Zdania do skrócenia.

 My dostajemy do miski to, co jak najdłużej utrzyma nas na nogach, zapcha kałdun, nie zepsuje się zbyt szybko i jest syte a przy tym smakuje przyzwoicie i pachnie lepiej niż odchody pfervallo. Oni mogą pozwolić sobie na wykwintniejsze dania.

Armia tym groźniejsza, im gorzej karmiona, ekhm. Czym się różnią sytość i "zapychanie kałduna"? Czy w ogóle czymś? Ale, co najważniejsze – mówiłeś wcześniej, że Arvedis z trudem znosi towarzystwo młodego marudy. To dlaczego zaszczyca go taką długą przemową?

 Bo chociaż przez całą swoją karierę nie zabiją tylu, co najnędzniejszy pachołek z piechoty to zarobią za swoje dowodzenie więcej, niż przypada rocznie na pięć plutonów.

Bo, chociaż przez całą swoją karierę nie zabiją tylu, co najnędzniejszy pachołek z piechoty, to zarobią za swoje dowodzenie więcej, niż przypada rocznie na pięć plutonów. W wojnie nie chodzi o to, żeby zabić najwięcej wrogów, tylko żeby ich pokonać, tak swoją drogą.

 zastukał łyżką

Lepiej: postukał.

 Niektórzy kwatermistrzowie trzymają swoich na ostrej diecie.

https://sjp.pwn.pl/szukaj/kwatermistrz.html Znaczy się, kradną i wojsku nie dają? Bo armia maszeruje na żołądkach, jak mawiał Napoleon.

 

Eeeh, nieciekawe to, nie czyta się za dobrze i nie bardzo wiem, o czym jest. Not very enjoyable. Sprawia wrażenie pierwszej notatki, w której dopiero sobie klarujesz, co właściwie chcesz napisać, więc sekcjonowanie tego tekstu chyba nie ma wielkiego sensu. Spokojnie, bez pośpiechu napisz, odłóż, popraw, wykończ i wtedy publikuj.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka