- Opowiadanie: Storm - Zabić Matkę Ziemię

Zabić Matkę Ziemię

Realizacja pomysłu, który niespodziewanie pojawił się w mojej głowie. Wyszło coś w stylu przypowieści czy mitu. Nic nadzwyczajnego, ale może kogoś zaciekawi. 

Zapraszam do czytania i komentowania!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zabić Matkę Ziemię

„Zabić Matkę Ziemię” – takie zadanie otrzymał Łowca od Bogów. Był najlepszym zabójcą w całej krainie, toteż bez zastanowienia obiecał jak najszybciej wykonać powierzoną mu misję. Nagrodą miało być życie wieczne po śmierci, jednakże to zupełnie go nie obchodziło. Wizja mordu, rozlewu krwi, zabójstwa, najbardziej go ekscytowała i motywowała do działania. Lubił zabijać, może nawet za bardzo. Zapach krwi, ciepło życia ulatujące z celu niby spłoszony ptak, wszystko to sprawiało mu przyjemność i satysfakcję. Przygotowując się do drogi i myśląc o spełnieniu, jakie go czeka, nie zdawał sobie sprawy, iż owo zlecenie będzie jego ostatnim.

Historia kryjąca się za zadaniem była niezwykle prosta. Dolina Obfitości, azyl Gai, zwanej Matką Ziemią z niewiadomych przyczyn pogrążyła się w chaosie i zniszczeniu. Bogowie, widząc, że ich siostra prawdopodobnie wykorzystuje darowaną jej moc do niewłaściwych celów, zgodnie postanowili pomóc bogini. Kilkukrotnie boscy emisariusze próbowali pomówić z Gaią i rozwiązać problem pokojowo. Za każdym razem byli jednakże atakowani przez jej okropne sługi. Zdecydowano się więc na ostateczne rozwiązanie – karę śmierci. Bez wahania Bogowie zwrócili się z prośbą o pomoc do Łowcy. Nie udawał zaskoczonego. Doskonale wiedział, że zostanie wybrany. Był mistrzem w swym fachu, a Bogowie bacznie obserwowali jego poczynania, odkąd zaczął parać się zabijaniem. Podziwiali skuteczność i wytrwałość, jakimi się cechował, zdawał sobie z tego sprawę. Śmierć miała zasnuć zbuntowaną boginię swym całunem już niebawem. Wielokrotnie miał do czynienia z istotami boskimi. Zabił ich wiele. Żądne zniszczenia i władzy nad ludźmi, podstępne istoty. Gaia nie stanowiła żadnego wyjątku. A przynajmniej tak myślał.

 

Droga do Doliny Obfitości wiodła przez pokryte złocistymi piaskami pustynie, dzikie dżungle, pełne zrujnowanych świątyń z czasów, gdy ludzie czcili ogień oraz trawiaste wzgórza, rojące się od przeróżnych bestii. Zwykły człowiek z pewnością zginąłby podczas takiej przeprawy, jednak Bogowie znali Łowcę i jego cel. Bóg Sol – pan słońca skrył się za chmurami, co złagodziło straszny upał, podczas gdy zabójca wędrował przez pustynię. Bogini Ahira, opiekunka lasów rozkazała rozstąpić się gęstwinie dżungli, by Łowca mógł łatwo przejść. A Feris, władca bestii powstrzymał swe dzikie, wygłodniałe potwory ze wzgórz przed atakowaniem boskiego wysłannika. W istocie wszyscy byli zgodni co do losu, jaki miał spotkać Gaię. Tak wielka zgoda nie panowała pośród stworzycieli świata od wielu eonów.

 

Łowca dotarł do doliny. Zamiast pięknej krainy ujrzał jałowe pustkowie. Dzieło Matki Ziemi przytłaczało jednolitą, pozbawioną iskry życia szarością. Stąpając po grząskiej glebie, dosłownie czuł, że jest ona przesiąknięta chaotycznymi emocjami targającymi Gaią.

Przeprawa nie będzie łatwa – myślał. Ustąpienie i rezygnacja nie wchodziły w grę. Lubił wyzwania. Wyciągnął miecz na wypadek ataku. Spodziewał się, iż podstępne sługusy obłąkanej bogini w każdej chwili mogą go napaść i zabić bez zastanowienia. Przewidział właściwie.

Z szarawego błota stanowiącego podłoże nagle wyłoniły się czarne, wychudzone postacie uzbrojone w sztylety, dzidy i łuki. Popatrzyły chwilę pustym wzrokiem na Łowcę i ruszyły do ataku. Boskiego zabójcę i plugawe sługi Gai dzieliło kilkanaście kroków, toteż postanowił wpierw przetrzebić ich szeregi za pomocą łuku. Miał dobre oko, każda z kilkunastu strzał trafiła w cel, a liczba wrogów zmniejszyła się o połowę. Zdziczałe pokraki również strzelały do Łowcy, lecz on zdołał uniknąć wszystkich zabójczych pocisków. Uszczuplona grupa szarżujących stworów była już blisko, Łowca wyciągnął miecz. Rąbał jak oszalały. Krew koloru smoły obryzgała jego napierśnik i hełm. Zwyciężył. Zawładnęła nim euforia. Pragnął więcej. Wkrótce jego pragnienie się spełniło. Potwory zaatakowały jeszcze liczniej i bardziej zażarcie. Jednakże nie miały szans w starciu z nieproszonym gościem. Zginęły tak samo, jak ich poprzednicy.

 

Był już blisko. Około stu kroków dzieliło go od pieczary, w której swój azyl miała Matka Ziemia. Wpierw musiał jednak przejść przez skupisko zniszczonych domów, pozostałości jakiejś wioski, jak się domyślał. Pośród ruin błądziły czarnoskóre monstra. W przeciwieństwie do swych pobratymców, których spotkał wcześniej, nie atakowały go. Nawet nie zwracały na Łowcę uwagi, gdy przechodził obok nich. Wychudzone, bezmyślnie chodzące w kółko, charczące dziwadła o nieobecnym wzroku. Nie zamierzał ich zabijać. Mimo iż twierdził, że śmierć będzie lepsza dla zagubionych sług Gai niż żałosna egzystencja w niegdysiejszej Krainie Obfitości. Nagle jeden z nich wpadł na Łowcę. Ten odepchnął go i dobył miecza, gotów zabić stwora. Gdy dostrzegł zasnute bielmem oczy, zrozumiał. Potwór był ślepy. Z wielkim wysiłkiem wstał na równe nogi i wycharczał:

– Wi… widziałeś mo… że mego s… syna?

– Nie – odparł zaskoczony Łowca.

Ślepiec jęknął, wyciągnął trzęsącą się dłoń przed siebie i poszedł dalej.

A więc to ludzie. A przynajmniej kiedyś nimi byli – rzekł w myślach wysłannik Bogów. Po tym zdarzeniu jeszcze bardziej pragnął śmierci Gai. Nie samo dobro czynił w życiu, żył z zabijania, w czym odnajdywał wielką przyjemność, lecz fakt, iż szalona bogini w tak straszny sposób obdarła tych ludzi z człowieczeństwa, bardzo nim wstrząsnął. 

 

Wszedł do groty Matki Ziemi. Wyciągnął miecz. Cel był przed nim. Młoda, naga kobieta siedząca na kamiennym tronie, spoglądająca na niego obojętnym wzrokiem.

– Ty pragniesz mej śmierci? Czy też moi bracia i siostry? – zapytała nagle.

– Zarówno ja, jak i oni – odpowiedział Łowca, podchodząc bliżej.

– Zanim mnie zabijesz, musisz poznać prawdę.

– Nie obchodzi mnie to. I tak zginiesz.

– Zgadza się, umrę, ale przed śmiercią powiem ci wszystko. Wiedz, że nie ja tu jestem ciemiężycielką. To oni. Sami są sobie winni. Zapewniałam im dobrobyt, plony, obfitość, jednakże chcieli więcej. Znacznie więcej. Żądza zaćmiła ich umysły, odebrali mi moc i postanowili wykorzystać do zaspokojenia pragnień. Nie potrafili zapanować nad boską potęgą, co doprowadziło do strasznej katastrofy. Oskarżyli mnie o swe nieszczęście i usiłowali zabić. Resztkami sił zdołałam ich uspokoić, lecz nie wszystkich. 

– To niczego nie zmienia. Ty jesteś moim celem, a ja zawsze wykonuję powierzoną mi misję. Co do twych sługusów nie tknę ich, póki sami nie zaatakują.

– Mimo wszystko czuję się winna. Moje biedne dzieci! Gdybym mogła to wszystko naprawić… Rób, co musisz, Łowco. Tak będzie najwłaściwiej. I uważaj! Uspokajające zaklęcie straci moc wraz z moją śmiercią i na powrót staną się dzicy. 

– Droga Matko Ziemio, odnajdź spokój w świecie ponad boskimi włościami w chmurach. 

Pchnął Gaię mieczem, prosto w pierś. Nie stawiała oporu. Padła na ziemię, dławiąc się krwią i po chwili wyzionęła ducha. Jej ciało błyskawicznie zmieniło się proch, który porwał ze sobą nagły podmuch chłodnego wiatru. Zabójca oczyścił ostrze z posoki i wyszedł na zewnątrz. 

 

Tam przywitał go znajomy widok. Istna horda wściekłych dzikusów. Patrzyli na niego nienawistnie, po czym równocześnie rzucili się na Łowcę. Bronił się długo. Z pomocą miecza odesłał do zaświatów co najmniej trzydziestu napastników. Spaczonych ludzi było jednak kilka razy więcej. Otoczyli go, powalili i zaczęli rozrywać na strzępy, krzycząc chrypliwie niczym opętani:

– Zniszczył! Zniszczył źródło mocy! Jeszcze tyle mogliśmy z niej czerpać! Giń! Giń, nikczemna istoto!

Głupcy! Obdarzają czcią potęgę, nie bogów. Bogowie już są martwi. – Myśl ta pojawiła się w jego umyśle, nim życie na zawsze uleciało z ciała. 

Koniec

Komentarze

Pierwsza!

 

Kilkukrotnie boscy emisariusze próbowali pomówić z Gaią

z Gają

 

Zdecydowano się więc na ostateczne rozwiązanie – śmierć. Bez wahania Bogowie zwrócili się z prośbą o pomoc do niego – Łowcy.

Moim zdaniem jest za dużo półpauz.

→ Bez wahania Bogowie zwrócili się z prośbą o pomoc do Łowcy.

 

Gaia nie stanowiła żadnego wyjątku.

Czemu Gaia przez “i”?

 

 

Hm, nie wiem, co o tym myśleć. Opowiadanie wybrzmiałoby o wiele, wiele, wiele lepiej, gdyby było dłuższe. Znacznie dłuższe.

A tak? Za szybko przeszliśmy przez wszystko. Do niczego nie zdążyłam się przywiązać, nie zdążyłam się wczuć.

Piszesz bardzo ładnie, czyta się gładko, ale to tyle z plusów. Pomysł jest fajny, ale ja zalecałabym go rozwinąć.

 

Pozdrawiam serdecznie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć Holly,

dzięki za przeczytanie i komentarz. W dłuższej formie może rzeczywiście byłoby lepiej, ale od początku chciałem przekuć tę koncepcję w szort. Odpoczywam trochę od dłuższych narracji :)

Co do imienia bogini to osobista preferencja. Wolę zapis grecki z “i” niż spolszczoną formę. 

No i fajnie, że styl się podobał. 

Pozdrawiam również!

Pomysł na opowiadanie intrygujący, ale jak dla mnie zabrakło cierpliwości. Dużo elementów jest opisanych, a nie pokazanych. Miał iść przez pustynię, dżunglę, to szedł, ale nie poczuliśmy piasku w zębach i nieznośnego upału.

 

Poza tym są myśli powtórzone, lubił zabijać, a chwilę później był świetny w zabijaniu.

 

Wizja mordu, rozlewu krwi, zabójstwa, najbardziej go ekscytowała i motywowała do działania.

A tu bym zmieniła szyk, zaczeła bym od tego co go ekscytowało.

Lożanka bezprenumeratowa

W zasadzie to, co poprzednicy plus:

 

nie zdawał sobie sprawy, iż owo zlecenie będzie jego ostatnim.

 

– spoiler. Od razu wiadomo, co będzie w zakończeniu, a jak na tak krótką formę, myślę, że można było się z tym wstrzymać do ostatniego akapitu wink

 

Zdecydowano się więc na ostateczne rozwiązanie – śmierć

 

– dla mnie brzmi to trochę dziwnie. Tak, jakby ta śmierć była niezwiązana z żadnymi ich działaniami, mieli usiąść i sobie na nią poczekać. A oni przecież chcieli ją zabić, a nie czekać sobie na dziadka Kostucha. laugh

 

W sumie ma to swój urok jako taka bajka dla dzieci (pardon za porównanie, ale chodzi mi o długość formy), natomiast jako dojrzała forma domaga się to konsekwencji i rozbudowania. Niemniej koncepcja imo jest ciekawa. angel

pokoloruję Ci świat na czarno

Przeczytałem. Nie zrozumiałem. Zapomniałem. Pozdr.

Już tylko spokój może nas uratować

Przeczytałem. Trochę zbyt przewidywalne. Pozdrowienia.

Ambush,

Miało być to coś w stylu przypowieści lub mitu, może dlatego jest mało opisowo. Teraz myślę, że mogłem dobić do tych 9k znaków. 

Dzięki za przeczytanie!

ametyst,

Cieszy mnie, że pomysł chwycił i czytało się bez przykrości. 

dla mnie brzmi to trochę dziwnie. Tak, jakby ta śmierć była niezwiązana z żadnymi ich działaniami, mieli usiąść i sobie na nią poczekać. A oni przecież chcieli ją zabić, a nie czekać sobie na dziadka Kostucha. laugh

Racja, poprawię. Dzięki za komentarz!

Koalo, Rybaku

Szkoda, że tekst nie porwał. Mimo to dzięki, że wpadliście i również pozdrawiam! 

Cóż, Stormie, przeczytałam, ale nijak nie mogę dociec, co miałeś nadzieję opowiedzieć. :(

 

Prze­pra­wa nie bę­dzie łatwa – my­ślał. → Prze­pra­wa nie bę­dzie łatwa – my­ślał.

Myślenie to nie dialog. Przed myśleniem nie stawiamy półpauzy.

 

Nawet nie zwra­ca­ły na Łowcę uwagi, pod­czas gdy prze­cho­dził obok nich.Nawet nie zwra­ca­ły na Łowcę uwagi, gdy prze­cho­dził obok nich.

 

A więc to lu­dzie. A przy­naj­mniej kie­dyś nimi byli – rzekł w my­ślach wy­słan­nik Bogów. → Zbędna półpauza przed myśleniem.

 

Za­pew­nia­łam im do­bro­byt, plony, ob­fi­tość, jed­nak­że chcie­li wię­cej. → Obfitość czego?

A może miało być: Za­pew­nia­łam im do­bro­byt, ob­fi­tość plonów, jed­nak­że chcie­li wię­cej.

 

Głup­cy! Ob­da­rza­ją czcią po­tę­gę, nie bogów. Bo­go­wie już są mar­twi. – Myśl ta po­ja­wi­ła się w jego umy­śle… → Zbędna półpauza przed myśleniem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, 

podoba mi się sposób, w jaki piszesz, ale historia tutaj do mnie nie trafiła. Nie do końca rozumiem końcową puentę, która w tym szorcie pełni kluczową rolę.

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

regulatorzy,

Mam tendencję do filozofowania, czego wynikiem był pomysł, z którego z kolei powstał ten szort. W mojej głowie wyglądało to nieco lepiej, no ale trudno, próbować trzeba z każdą koncepcją. Może kiedyś odświeżę ten tekst tak jak to zrobiłem z “Wypychaczem zwierząt”.

Dzięki za przeczytanie. 

Młody pisarz,

puenta miała być wariacją na temat słynnej sentencji “Bóg nie żyje” Nietzschego, ale chyba mi nie wyszło. Miło mi, że sposób pisania się podobał, popełniłem lepsze teksty na tym portalu. Gdyby ciekawość bardzo doskwierała zapraszam na profil :)

Dziękuję za komentarz! 

Stormie, jeśli uznasz, że odświeżenie może korzystnie wpłynąć na opowiadanie, odśwież je, kiedy poczujesz, że przyszedł na to czas.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Storm !!!!!

 

Kurcze nie za bardzo mi się to opowiadanie spodobało :) Takie naiwne, że łowca zabijał bez problemu większą ilość napastników. Ja rozumiem, że koniec nesie jakieś przesłanie. Którego jednak nie zrozumiałem.

 

Ale nie przejmuj się ja wiem, że dobrze piszesz :)

Pozdrawiam!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nie jest źle, ale na kolana też nie rzuca.

Brakuje mi wyjaśnienia, jakim cudem Łowca zabijał nieśmiertelnych.

Dlaczego jedna Gaia ma greckie imię, a pozostali już nie? Sol, a nie Helios względnie Apollo, Ahira, a nie Artemida… Trochę to wygląda na brak konsekwencji.

Całość dość skrótowa – zrobił to, a potem tamto, bez wczuwania się w sytuację. Faktycznie – maławo show. Można coś takiego zrobić w szorcie, ale warto dać coś w zamian – zabawną puentę, nieprzewidywalny twist, niebanalny morał… Tu takich rzeczy nie zauważyłam.

Babska logika rządzi!

Bogowie, widząc, że ich siostra

Początkowo mnie to zmyliło (z tego, co pamiętam, Gaja była raczej matką/babką, nie siostrą).

 

Sam pomysł ciekawy, ale niestety zgodzę się z przedmówcami w kwestii długości – lubię szorty, lecz tu było zbyt wiele akcji w stosunku do liczby znaków. 

 

Pozdrawiam :) 

 

E.

Dawidzie,

Coraz bardziej się przekonuje, że pomysł ten nie nadawał się na szort a na coś większego. A że koniecznie zamarzył mi się szort, wyszło skrótowo i niesatysfakcjonująco. 

Miło mi bardzo, że wierzysz w moje możliwości :) Następny tekst z pewnością będzie lepszy!

Pozdrawiam również!

 

Finkla,

nie traktowałbym tego jako tekstu stricte opartego na greckiej mitologii. Wierzenia grecko-rzymskie były jedynie inspiracją. Jak mówi tag to jedynie fantasy wzorowane na tychże mitach. 

Co do reszty, racja. Chyba lepiej radzę sobie z dłuższą formą.

Dzięki za przeczytanie!

 

CesarzowaMordoru,

To fantastyczna mieszanka elementów z różnych mitologii, więc chyba odstępstwa są usprawiedliwione :)

Fakt, w dłuższej formie tekst wybrzmiałby lepiej. Może kiedyś go odświeżę. 

Dzięki za komentarz i również pozdrawiam!

Hej,

 

wyszło calkiem spoko. Miałeś pomysł, napisałeś, nie będę uprawiał natarczywego czepianda.

 

Końcowa myśl jest dość skomplikowana, może bardziej do dyskusji przy piwku niż wywodów literackich. Co nie oznacza, że nie będę Cię namawiał na powiastkę filozoficzną, może ją napiszesz? :)

 

W czym się dla mnie wyraża to skomplikowanie w podsumowaniu wtłoczonym w myśli Łowcy? Z jednej strony nie do końca rozumiem umiłowania potęgi w oderwaniu od tego, kto ją dzierży. Czy potęga nie zależy od tego, kto nią włada? Czy ta osoba/postać nie powinna przyjmować hołdów, po to, aby inni mogli się wkupić w jej łaski? Rodzą się we mnie też pytania związane z granicą między umiłowaniem, a szacunkiem czy strachem… Temat rzeka ;)

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

BasementKey,

cieszy mnie, że tekst się podobał. Do napisania porządnej powiastki filozoficznej jeszcze mi daleko, choć nie wykluczam, że może kiedyś coś mi do głowy strzeli :)

Jak piszesz puenta tekstu to temat rzeka, ale trochę pofilozofuję skoro zacząłeś sam rozkminiać ;)

 

Według mnie ludzie pragną czystej potęgi. Odrywają od niej coś, co ją dzierży i symbolizuje, gdyż postrzegają tego “boga”, “siłę wyższą”, jak zwał tak zwał, jako zwykłe narzędzie do wykorzystania. Gdyby Bóg chrześcijański nagle objawiłby się ludzkości i zaprezentowałby swą potęgę, na pewno znalazłaby się grupa ludzi, którzy pragnęliby ową moc przejąć i wykorzystać nie zważając na środki i budzącą strach, szacunek czy umiłowanie osobę wszechmogącej istoty. W moim tekście tak się właśnie stało. Matka Ziemia odrzucona na bok i skupienie wyłącznie na mocy, jaką ona zapewnia. Człowiek pragnący samemu stać się bogiem, którego niegdyś tak czcił. Bogowie już są martwi, nastał czas ludzi, którzy nad mocą panować nie potrafią, ale wciąż mają nadzieję, że dzięki niej staną się czymś więcej. 

Rozpisałem się trochę :)

Pozdrawiam również! 

Tak właśnie myślałem, że jest tutaj drugie, a może nawet i trzecie dno :) Wtłoczenie tego w fabułę to nielada wyzwanie, zapraszam :)

 

Dylematy władzy i potęgi przypominają mi nieco piórkowe opowiadanie Outty Jak zostałem. Może to Cię zainspiruje?

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Skoro piórkowe musi być dobre :) Zerknę w wolnej chwili.

Dzięki za polecenie, może inspiracja się pojawi. 

To opowiadanie jest specyficzne, trochę popowe, w stylistyce opowieści o superbohaterach, a może supezłoczyńcach. Mi się bardzo podoba i serdecznie polecam :)

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka