- Opowiadanie: Derfel - Szmer

Szmer

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Szmer

Feira zbudził szmer. Miał wrażenie, że ktoś do niego szepcze. Rozumiał słowa, ale nie łączył ich w całość. Sprawiały wrażenie bezsensownego bełkotu, pod którym znajdował się głęboko zakopany sens. Zupełnie jakby ktoś chciał go przed nim ukryć. Schować przed niegodnymi uszami śmiertelnika. Szepty dochodziły zza starej, spróchniałej szafy. Feir sięgnął po miecz. Jednym zdecydowanym ruchem wyszarpał go z pochwy. Stalowa klinga mieniła się w świetle pochodni płonących przy suficie. Wyznaczały one cykl dobowy. Zapalały się w ciągu dnia i gasły, gdy nadchodziła pora snu. 

Feir wolnym i ostrożnym krokiem zbliżał się do szafy. Ścisnął mocniej miecz i przyjął pozycję popiołu. Skupiała się ona na szybkiej walce i zaskakiwaniu przeciwnika. Pozwalała również na szybki odwrót. Z każdym krokiem głosy nasilały się oraz odbijały coraz większym echem.

Gdy Feir znalazł się na wyciągnięcie ręki od mebla, jego głowę rozrywały setki ohydnych wrzasków. Były zimne, zupełnie jak martwe gwiazdy. Nie przemawiał przez nie gniew bardziej gorycz, smutek i beznadzieja. Feir pomimo wszystko zmusił się do wykonania kolejnego kroku. Pociągnął za drzwiczki. 

Z pustej szafy wylały się kolejne wrzaski. Feir przygnieciony ich ciężarem, upadł na kolana. Wypuszczony z dłoni miecz zadzwonił o kamienną posadzkę. Paznokcie zaczęły przebijać skórę. Zęby wbiły się w język. Z palców i ust popłynęła krew. Słowa zyskały sens. Mówiły o bramie do świata poza lochem. Feir poddał się im, pomimo że wydawały się zwodnicze.  Pragnienie wydostania się z zamknięcia, w którym spędził ostatnie parę lat, stało się zbyt silne, by mu się przeciwstawić. Tak bardzo chciał popatrzeć w niebo, zaczerpnąć świeżego powietrza, a w szczególności porozmawiać z innym człowiekiem. Nawet z rozpuszczonym, bogatym księciem. Oczy zaszły czernią. 

W komnacie ochłodziło się. Do środka wpadła wirująca mgła. Świeciła na żółto i przypominała rój świetlików. Świeczki po kolei gasły, zupełnie jakby były norkami chowającymi się przed drapieżnikiem. Mgła stała się dla komnaty księżycem, a następnie poleciała w stronę szafy. Mebel zadrżał, a po chwili runął na ziemię. Głuchy huk odbił się echem. Głosy ustały. 

Feir obudził się cały obolały. Leżał na posadzce i obserwował wzory wyrzeźbione w sklepieniu. Wiły się niczym węże, lecz przypominały ludzi. Porzuconych, niezrozumianych oraz rozczarowanych. Nigdy wcześniej ich tam nie widział. Czyżby ktoś to wyrzeźbił w czasie, gdy on był nieprzytomny? Niemożliwe. Na twarzy jednej z postaci pojawił się kolejny grymas, a po innej popłynęła łza. Odniósł wrażenie, że przy suficie unosi się niewidzialny rzeźbiarz, który bez przerwy tworzy to ohydne dzieło sztuki. Było w tym coś hipnotyzującego. Coś, co nie pozwalało Feirowi oderwać wzroku. Wpatrywał się w kształty przedstawiające osoby tonące pośród złota, pożerane przez płomienie lub zatracone w niekończącej się walce. Po dłuższej chwili siły znów go opuściły. Powieki stały się ciężkie, a wzory niewyraźne. Odpłynął. 

Wstał, gdy pochodnie już przygasały. Starał się nie myśleć o tym, co go przed chwilą spotkało. Podejrzewał, że te wydarzenia są dowodem na to, że powoli zaczyna wpadać w odmęty szaleństwa.

Osłabiony ledwo doszedł do spiżarni. Była ogromna, i pomimo tego, że codziennie wynosił z niej pożywienie, wcale go nie obywało. Podszedł do kamiennej szuflady znajdującej się na dole sięgającego do sufitu regału. Feir jedną ręką otworzył szufladę. Wewnątrz leżały owinięte w pergamin, pieczone w miodzie żeberka. Kiedyś była to jego ulubiona potrawa. Lecz teraz, gdy musiał jeść ją codziennie, szczerze jej nienawidził.

Już dawno przestał się zastanawiać, dlaczego na jedzeniu nie pojawiają się żadne oznaki zepsucia, albo dlaczego pozostawione w tym pomieszczeniu puste wiadro, rano wypełnione jest po brzegi piwem. Obojętnym wzorkiem spojrzał w głąb spiżarni. Identyczne regały ciągnęły się w nieskończoność. Czy w którymś z nich znalazłby coś innego do jedzenia? 

Westchnął. Zapakował żeberka do torby. Podniósł wiadro. Ruszył do swojej komnaty. 

Zatrzymał się w holu, żeby sprawdzić, czy może tym razem jadeitowe wrota będą otwarte. Robił to codziennie. Każdego dnia miał nadzieję. I dzień w dzień wyszukane wzory wyryte w jadeicie przypominały mu o dniu, w którym wraz z bratem, Arsksem, przybyli tu w poszukiwaniu bogactwa. Byli tacy głupi. Skusiła ich opowieść o lochu spełniającym życzenia. 

Ten okazał się być pusty. Pokłócili się, a potem… Nie. Nigdy wcześniej nie pozwolił wspomnieniom zajść tak daleko. Nie chciał ich dopuścić. Nie mógł. Oczy mimowolnie skierowały się na krwawe ślady w miejscu, gdzie brama łączyła się ze ścianą i posadzką. Obok leżał trup. Z jego roztrzaskanej przez wrota czaszki wylewał się mózg. 

Feir cofnął się, przewracając z wiadro. Złocista substancja popłynęła po schodach niczym farba po płótnie. W jednej chwili wszystko do niego dotarło. Każde wspomnienie z tamtego dnia rozlało się w jego umyśle jak woda po wrzuconym do oceanu kawałku papieru. Stłumione wcześniej myśli uderzyły. 

Nie wytrzymał. To było zbyt wiele. Za dużo bólu. Za dużo! Złapał za rękojeść miecza. Zacisnął dłoń tak mocno, że aż zbladły mu kostki. 

Nadszedł kres. Czas, aby zakończyć te ohydne tortury, na jakie został skazany przez los. Ślepy i okrutny los. Wyciągnął miecz, po czym oparł ostrze na przedramieniu. Ostatni raz spojrzał w kierunku sypialni. Zwiesił głowę i głośno westchnął. Dlaczego musiał zakończyć swój żywot właśnie tu? Dlaczego loch po prostu nie mógł spełniać życzeń? Byliby teraz z Arsksem żywi i bogaci. Kto wie, może mieliby nawet swój własny zamek. 

Zimna stal coraz mocniej naciskała na skórę. Krople szklisto czerwonej krwi kapały na posadzkę. Błękitne łzy spływały po brudnych policzkach. Rozczarowanie rozrywało duszę. Powoli, lecz skrupulatnie wyniszczało jej kolejne fragmenty. Niczym ogień przemieniało je w popiół. Pustka stała się jedynym odczuciem. 

Nagle ziemia zadrżała. Ze ścian posypały się malutkie kamyczki. Feir oderwał ostrze od przedramienia, po czym wyciągnął je przed siebie. Czuł czyjąś obecność. Płomienie pochodni zawirowały, aby ułamek sekundy później zgasnąć. Hol pogrążył się w ciemnościach. Zupełnie jakby po skończonym spektaklu, opadła kurtyna. Zadrżał. Wściekle zimny chłód oplótł jego nogi. Z nadgarstka spływała krew. 

– Uciekaj! Szybko! Możemy Ci pomóc! Zaufaj! – w głowie eksplodowały szepty. 

Mrok rozbiło pojawienie się żółtej mgły. Głosy ucichły równie szybko, jak się pojawiły. 

Mgła leciała w kierunku bramy. Przemieszczała się powoli. Uderzał od niej majestat. Jej blask coraz bardziej oślepiał, by po chwili eksplodować. Miliony światełek rozleciały się po całym holu. Widok zapierał dech w piersiach. Groza mieszała się z pięknem. Przerażenie z upojeniem. 

Feir stał jak zahipnotyzowany.

Światła zaczęły formować kształt. Na początku utworzyły zakryte suknią nogi. Następnie kształtny tułów. Potem ręce i głowę. Przed Feirem stanęła kobieta, wyższa od niego o dłoń. Skulił się. Od tajemniczej postaci uderzał chłód tak zimny, że można było odnieść wrażenie, że za chwilę wszystko wokół zmieni się w lodowe rzeźby. 

– Dlaczego nie czujesz się tu dobrze? – wrzasnęła – Dlaczego Ci się nie podoba? 

Upadł na posadzkę. Pociemniało mu przed oczami. Miał wrażen, że jego płuca wypełnia stos małych igieł. 

– Czym jesteś? – zapytał, ledwo łapiąc dech. 

– Rajem! Harmonią! Błogostanem! Tym miejscem! Lochem spełniającym marzenia! 

– Z jakiego powodu moje nie zostają spełnione? Dlaczego mi to robisz?

– Ależ zostały! Przeszyłam twój umysł na wylot! Pragnąłeś odciąć się od innych! Zostałeś odcięty! Chciałeś już zawsze jeść żeberka i popijać je piwem! Otrzymałeś to! Marzyłeś o ciepłej komnacie z łóżkiem! Dostałeś ją! A gdy twoją głową zawładnęła nienawiść! Pozbawiłam twojego brata życia! A Ty wciąż nie jesteś szczęśliwy! 

– Śmierć ścieżką ku wolności. – W głowie Feira rozbrzmiał szept. 

– To przez głosy! Tak? To zawsze przez głosy! To one! – Z ust kobiety wydobył się ohydny skowyt. 

Ponownie rozpadła się na miliony światełek, które całą chmarą runęły na płat czołowy Feira. 

Holem zawładnęła ciemność. Pozornie wszystko się uspokoiło. Zniknęły szepty, wrzaski i światła. Spokój był błogi. Feir nigdy nie podejrzewał, że mrok może być tak kojący. 

Kilka oddechów później zrozumiał, że była to tylko obłuda. Kłamstwo, którym nakarmił się jego umysł, zanim doszło w nim do walki. Batalii między zmierzchem a jasnością. Wolnością a spełnieniem marzeń. 

Ból przeszył całe ciało. Ogień zapłonął w czaszce. Miliony igieł wbiły się w skórę od wewnętrznej strony. Wrzaski uderzyły ze wszystkich stron. Krew wypłynęła z nosa i spod paznokci. W ustach wylęgły się larwy. Szkarłatne łzy spłynęła po brudnych policzkach. Feir zwinął się w kłębek. 

Przez agonię przebiła się idea. Chęć wzięcia sprawy w swoje ręce, przestania być biernym i zdecydowania o losach bitwy. 

Na czworakach wymacał miecz. Broń, z którą nigdy się nie rozstawał. Najcenniejszy przedmiot w jego życiu. Przejechał palcem po stali. Spojrzał na swoje odbicie. Splunął. W ślinie wiły się smoliste larwy. 

– Dziękuję, że zawsze przy mnie byłaś – wyszeptał. 

 Oparł się o jadeitowe wrota. Nie czuł strachu. Wiedział, że to jedyny sposób, by coś zmienić. 

Ostrze przeszło przez tętnice. Nie bolało. Przyniosło jedynie uczucie ulgi. 

Koniec

Komentarze

Cześć, Derfel. Podoba mi się Twój pomysł; troszkę gorzej z wykonaniem, ale błędy można zawsze poprawić. Ciekawie przedstawiłeś zagadnienie spełnienia pragnień. Zgadza się, nie zawsze to, o czym tak często marzymy, jest dla nas dobre. Na końcu Twój bohater postanawia zakończyć cierpienie. Czy jednak świadomość przetrwa – nie wiem. Czy nieśmiertelność nie jest męką bez końca? Też nie wiem. Dzięki. Skłoniłeś mnie do przemyśleń swoim opowiadaniem. Pozdrawiam.

Hej,

 

Smuta opowieść z mocnym zakończeniem. Najlepszy przyjaciel okazał się wybawieniem głównego bohatera. Choć podobnie jak Feir zastanawiam się kim/czym jest ta kobieta i dlaczego postanowiła spełnić życzenia głównego bohatera?

 

 

Co do łapanki to rzuciły mi się w oczy poniższe rzeczy:

 

 Była ogromna, i pomimo tego, że codziennie wynosił z niej pożywienie, wcale go nie obywało.

Miał wrażen, że jego płuca wypełnia stos małych igieł.

Lit.

W komnacie ochłodziło się.

Tu bym chyba wrzucił się  przed ochłodziło.

 

Uderzał od niej majestat.

W jaki sposób? Fajnie jakbyś to opisał.

 

– Dlaczego nie czujesz się tu dobrze? – wrzasnęła

Jeśli wrzeszczy, to powinien też być wykrzyknik.

 

Zupełnie jakby ktoś chciał go przed nim ukryć. Schować przed niegodnymi uszami śmiertelnika

Światła zaczęły formować kształt. Na początku utworzyły zakryte suknią nogi. Następnie kształtny tułów.

Powtórzenia. 

Opowiadanie ciekawe, ale wykonanie trochę przekombinowane, moim zdaniem – prościej byłoby lepiej.

Pustka stała się jedynym odczuciem. – Moim zdaniem: Czuł jedynie pustkę,.

Miliony światełek rozleciały… – po eksplozji, bardziej pasuje rozprysły.

Miliony igieł wbiły się w skórę od wewnętrznej strony. Wrzaski uderzyły ze wszystkich stron. – powtórzenia.

Na początek łapanka:

Spra­wia­ły wra­że­nie bez­sen­sow­ne­go beł­ko­tu, pod któ­rym znaj­do­wał się głę­bo­ko za­ko­pa­ny sens. 

Niestety nie potrafię sobie tego wyobrazić. Sprawiały wrażenie pięknych, gdyby nie to, że były brzydkie. Rozumiesz? :P

Feir wol­nym i ostroż­nym kro­kiem zbli­żał się do szafy.

Wystarczyłoby "ostrożnym". Nie da się iść szybko i ostrożnie.

Feir cof­nął się, prze­wra­ca­jąc z wia­dro. 

Jakaś literówka się tu wkradła.

Zło­ci­sta sub­stan­cja po­pły­nę­ła po scho­dach ni­czym farba po płót­nie. 

Nie rozumiem tej metafory. Farba wsiąka w płótno, więc jakoś tego nie widzę.

Zła­pał za rę­ko­jeść mie­cza.

Jeśli nie złapał za ostrze, to domyślnie chwycił za rękojeść. Czyli po prostu – za miecz.

– Ucie­kaj! Szyb­ko! Mo­że­my Ci pomóc! Za­ufaj! – w gło­wie eks­plo­do­wa­ły szep­ty.

"Ci" to forma grzecznościowa w korespondencji, tutaj z powinno być z małej litery.

– Dla­cze­go nie czu­jesz się tu do­brze? – wrza­snę­ła – Dla­cze­go Ci się nie po­do­ba?

Jak wyżej.

O ile w końcu dowiadujemy się o motywach głównego bohatera, tak nie są one zbyt oryginalne. Ot, historia o tym, że gość chce żyć leniwie i w luksusach, a potem przestaje mu się to podobać.

Czekam na kolejne teksty, postaram się wpaść. ;)

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cóż, to zaledwie scenka pokazująca jak różnie bywa rozumiane spełnienie marzeń. Jednocześnie astanawiam się, jakie były marzenia brata bohatera, bo nie wydaje mi się, że pragnął zginąć.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Dziewięć tysięcy dwieście znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT. Na tym portalu opowiadanie zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

 

Jed­nym zde­cy­do­wa­nym ru­chem wy­szar­pał go z po­chwy. → Skoro ruch był jeden i zdecydowany, to raczej nie szarpał się z mieczem.

Proponuję: Jed­nym zde­cy­do­wa­nym ru­chem wysunął/ wyjął go z po­chwy.

 

oraz od­bi­ja­ły coraz więk­szym echem. → Echo to odbicie dźwięku. Może być głośne lub ciche, ale nie będzie większe ni mniejsze.

 

jego głowę roz­ry­wa­ły setki ohyd­nych wrza­sków. Były zimne… → W jaki sposób rozpoznaje się temperaturę wrzasków?

 

Po­cią­gnął za drzwicz­ki. → Pociągamy coś, nie za coś. Wcześniej wspomniałeś, że głosy dochodziły z szafy, nie z małej szafki, więc raczej: Po­cią­gnął drzwi. Lub: Otworzył drzwi.

 

Pa­znok­cie za­czę­ły prze­bi­jać skórę. Zęby wbiły się w język. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Do środ­ka wpa­dła wi­ru­ją­ca mgła. Świe­ci­ła na żółto i przy­po­mi­na­ła rój świe­tli­ków. Świecz­ki po kolei gasły… → Nie brzmi to najlepiej. Skąd świeczki we mgle?

Proponuję: Do środ­ka wpa­dła wi­ru­ją­ca mgła. Jaśniała na żółto i przy­po­mi­na­ła rój świe­tli­ków, które po kolei gasły

 

Mebel za­drżał, a po chwi­li runął na zie­mię.Mebel za­drżał, a po chwi­li runął na podłogę/ posadzkę.

 

przy­po­mi­na­ły ludzi. Po­rzu­co­nych, nie­zro­zu­mia­nych oraz roz­cza­ro­wa­nych. → Po czym poznaje się człowieka porzuconego, niezrozumianego i rozczarowanego?

 

Po­dej­rze­wał, że te wy­da­rze­nia są do­wo­dem na to, że po­wo­li… → Drugi zaimek jest zbędny.

 

Pod­szedł do ka­mien­nej szu­fla­dy znaj­du­ją­cej się na dole się­ga­ją­ce­go do su­fi­tu re­ga­łu.Regały nie mają szuflad.

 

Obo­jęt­nym wzor­kiem spoj­rzał w głąb spi­żar­ni. → Domyślam się, że wzorek był stonowany i raczej nie wyróżniał się formą.

A może miało być: Obo­jęt­nym wzro­kiem spoj­rzał w głąb spi­żar­ni.

 

Zła­pał za rę­ko­jeść mie­cza. → Wystarczy: Zła­pał mie­cz.

 

Wy­cią­gnął miecz, po czym oparł ostrze na przed­ra­mie­niu. → Skąd wyciągnął miecz, skoro wyciągnął go już wcześniej, po czym wypuścił z rąk, a miecz upadł na posadzkę.

 

 – Ucie­kaj! Szyb­ko! Mo­że­my Ci pomóc! Za­ufaj! – w gło­wie eks­plo­do­wa­ły szep­ty. → A może:

 – Ucie­kaj! Szyb­ko! Mo­że­my ci pomóc! Za­ufaj!W gło­wie eks­plo­do­wa­ły szep­ty. 

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.

 

Mgła le­cia­ła w kie­run­ku bramy. Prze­miesz­cza­ła się po­wo­li. Ude­rzał od niej ma­je­stat. → Na czym polegał uderzający majestat mgły?

 

– Dla­cze­go nie czu­jesz się tu do­brze? – wrza­snę­ła – Dla­cze­go Ci się nie po­do­ba? → Brak wykrzyknika po pytajnikach. Brak kropki po didaskaliach. Zaimek małą literą. Winno być:

– Dla­cze­go nie czu­jesz się tu do­brze?! – wrza­snę­ła. – Dla­cze­go Ci się nie po­do­ba?!

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Miał wra­żen, że jego płuca… → Czegoś tu zabrakło.

 

A Ty wciąż nie je­steś szczę­śli­wy! → A ty wciąż nie je­steś szczę­śli­wy! 

 

Po­now­nie roz­pa­dła się na mi­lio­ny świa­te­łek, które całą chma­rą ru­nę­ły na płat czo­ło­wy Feira. → Czy dobrze rozumiem, że światełka padły mu na mózg?

 

Kilka od­de­chów póź­niej zro­zu­miał, że była to tylko ob­łu­da. → Chyba miało być: Kilka od­de­chów póź­niej zro­zu­miał, że była to tylko z­łu­da.

 

Chęć wzię­cia spra­wy w swoje ręce, prze­sta­nia być bier­nym… → Chęć wzię­cia spra­wy w swoje ręce, prze­sta­nia bycia bier­nym

 

– Dzię­ku­ję, że za­wsze przy mnie byłaś – wy­szep­tał. → Czy zwraca się do miecza w formie żeńskiej, czy to literówka?

 

Ostrze prze­szło przez tęt­ni­ce. → Przez ile tętnic przeszło jedno ostrze?

A może miało być: Ostrze przecięło tęt­ni­cę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Derfel!!

 

Cześć, niektóre opki tutaj podobały mi się bardziej, ale źle nie jest. Pomysł miałeś, a to jest ważne.

 

Pozdrawiam!!!

 

PS.

Koniec fajny.

Jestem niepełnosprawny...

Szczerze nie przekonał mnie ten tekst. To zaledwie scenka, w dodatku trochę przegadana. Gdybyś przedstawił czytelnikom więcej właściwej fabuły np.: opis podróży Feira i jego brata do lochu spełniającego marzenia lub faktyczną konfrontację braci prowadzącą do śmierci Arsksa byłoby moim zdaniem lepiej. Ale z drugiej strony to materiał na coś więcej niż szort 9k znaków. 

Cóż, zachęcam do rozwijania pomysłu, bo ma on fajny potencjał :)

Pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka