- Opowiadanie: Sekret - Witamy wśród martwych

Witamy wśród martwych

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Witamy wśród martwych

Każdy płaci, czym chce,

gotówką lub cierpieniem

za to, co zwykł ktoś zwać 

swoich win odkupieniem.

Zwój Mamony I

 

Do wirującej w próżni czarności chwiejnym krokiem wszedł przysadzisty różowy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za niezdarne stworzenie!” – każdy by tak powiedział o Balgo. I słusznie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do nicości przekroczył, a już zdążył zahaczyć trąbą o niebyt i potknąć się o nieistniejący próg. I potknąwszy się już o próg, spadł z niewidzialnych schodów na samo dno, które, ku niezadowoleniu Balgo, było także górą.

– Nie cierpię tej roboty! – zatrąbił żałośnie, wymachując trzymanym w dłoni papirusem.

Balgo przysunął papirus bliżej oczu. 

– Wilhelm Greateman, spadkobierca GoodLove’a, dowódca w bitwie nad Odettą – przeczytał. – Szukam Wilhelma Greatemana!

Balgo podreptał nieco w prawo, i prosto, rozejrzał się po otaczających go korowodach zapadłych we śnie gwiazd. 

– Szukam Wilhelma Greatemana! – powtórzył. – Herbu Ostrokrzewu, z domu Lwów Nadmorskich. 

Cisza niby przerwana lekcja muzyki. W tle słychać było jedynie kapanie nieistniejącej wody. 

– Niech to! – przeklął pod trąbą Balgo. – Nie udawajcie, że nie widzicie słonia w pokoju. Powtarzam jeszcze raz: szukam Wilhelma Greatemana, duszy czystej jak intencje szczeniaczka, duszy odważnej niczym szczekający szczeniak, duszy niepoległej w sposób inny niż śmierć. 

A w tle rozchodziły się jedynie jęki leżących w stercie, jedno na drugim, dogorywających ego. 

Balgo rozejrzał się to w jedną nieskończoność, później w drugą nieskończoność, i jeszcze raz w tę pierwszą. Podrapał się trąbą po głowie. 

– A niech to! No trudno, ty też się nadasz. – Balgo wyciągnął z próżni kawałek koloru czarnego i odłożył do wiklinowego koszyka. Koszyk miał na plecach, przywiązany fioletowymi wstęgami do brzucha. Pod opinającą tors wstęgą nosił jeszcze nerkę, do której włożył zgnieciony papirus.

Nieszczęsny Balgo musiał wspinać się z powrotem po nieistniejących schodach, zatrzymując się co dwa piętra, by złapać oddech. 

– Ty to masz pecha – powiedział do czarnego obłoku wyrwanego z przestrzeni. – Mogłem wybrać nieskończenie wiele różnych od ciebie, a trafiłeś się właśnie ty. To ci nieszczęście!

– Nieszczęścia chodzą parami – westchnęła otchłań. 

Balgo otworzył drzwi do kosmosu, przeszedł przez nie trwożliwie nim zatrzasnął je za sobą. 

Praca w zaświatach nie jest pracą łatwą ani przyjemną, w szczególności dla słonia, który odpracowuje grzech lenistwa.

 

*

 

Balgo wyszedł na polanę porośniętą mniszkami, chwastami o marnych łodygach i żółtych czuprynach. 

– I co z tego, że odkupię winy? – dumał przechodząc przetartym szlakiem biegnącym na skos błoni. – Wrzucą mnie w sam środek cyklonu dusz, i ześlą ponownie do żywych. A na ziemi od nowa zacznie się harówka, tylko zamiast dusz, dźwigać będę turystów. Dusze, co prawda, bywają cięższe od turystów, zwłaszcza te grzeszne, ale nie jazgoczą tak strasznie, a i zdjęć mi nie pstrykają. Nie cierpię zdjęć! Wolę już nie widzieć żadnego światła w tunelu, aniżeli ujrzeć iskrę, i obawiać się, że to flesh. A sio, a sio! – Wymachiwał trąbą próbując odstraszyć gołębie, które wcale się doń nie zbliżały. 

– Przepraaszam… – Kawałek koloru czarnego odezwał się zachrypniętym głosem, wyglądając nieśmiało z koszyka.

– Tu nie ma co przepraszać, wystarczy się rozejrzeć. Spójrz na te gołębie. Kiedyś to byli klasztorni mnisi. Ale że żyli o wodzie i chlebie, jak to zresztą mnisi, to własna bogini zamieniła ich po śmierci w gołębie. I machają tymi głowami w przód, w tył, wyłupiastymi oczami oglądając porośnięte żółtymi chwastami pole.

– Tu chodzi o to, że… – Kawałek koloru czarnego zaczął kaszleć. Wykrztusił z siebie opary otchłani, które ulotniły się do atmosfery. 

Gdy smuga dymu spotkała się z cumulusem, chmura całkiem zniknęła. 

– Miałem na myśli… 

– Masz rację. Tu chodzi o to, że zbawienie się nie opłaca, ot co. Zbawienie, to ja ci mówię, Willy, jest zwykły wolontariat dla frajerów, którzy dają się wrobić w robotę za friko. 

– Czy ja się nazywam Willy? – zdziwił się obłok. 

– Od dzisiaj tak. A sio, sio!

Gołębie odprowadziły wzrokiem sylwetkę oddalającego się Balgo, z politowaniem potrząsając srebrno pierzastymi głowami, a następnie wróciły do gruchania modlitwy.

 

Koniec

Komentarze

Cześć Sekret !!!

 

Trudny do zrozumienia tekst. Tzn. dla mnie. Tyle tu metafor… więc za bardzo nie mogę ocenić wartości. Czytało się natomiast dobrze, ciekawiło mnie co będzie dalej.

 

Pozdrawiam!!! :) :)

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Sekret 

Ależ to jest dobrze napisane! Widziałem gdzieś przecinek zbędny, ale mniejsza o to. Bardzo mi się podobało. Gołębię, to wbrew pozorom nie takie głupiutkie ptaszki jakby się mogło wydawać :-) 

(Jeszcze w czasach, kiedy uczęszczałem do liceum plastycznego, podczas lekcji fizyki, spojrzałem przez okno i zobaczyłem gołębia, który paradował w naszyjniku ze skórki chleba :-)) Biedak musiał sobie go zarzucić na szyję. Spacerował dostojnie, jakby wystroił się na bal. 

Pozdrawiam

Hej Sekret,

Opowiadanie to pewien rodzaj abstrakcji, przynajmniej w moim odczuciu, gdzie dominuje gra barwami. Nie jestem pewna czy mi się podoba? Rozumiem, że nie można odwoływać się do logiki, ani zasad pisania. Więc wskazywanie jakichkolwiek błędów mija się z celem.

Pozdrawiam ;)

Bardzo ciekawe ukazanie abstrakcji bezkresu, opowiadanie mi się podobało. Moje gratulacje! Cieszy mnie też poprawność tekstu, bo to wcale nie takie oczywiste :) 

 

Opowiadanko bardziej nakreśla koncept, no bo fabuły to tu nie ma, ale gdybym przeczytał to opowiadanie w jakimś zbiorze, zapewne wyróżniałoby się i zwróciłbym na nie uwagę. 

 

Czy tekst był może tłumaczony z angielskiego? Albo czy piszesz również po angielsku? Wyłapałem dwa fragmenty, które brzmią jak kalka z ang albo po prostu brzmiałyby lepiej w tym języku… I może dwa to niedużo, ale to więcej niż zero, czyli tyle, ile zazwyczaj znajduję takich fragmentów w czyichś opowiadaniach. Stąd moje pytanie.

 

Pozdrawiam!

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Hmmm….. Gdzie ja to…. Już wiem: herbu Ostrokrzew! Ale jakoś nadal nie zachwyca. Kiedy patrzysz w Otchłań, Otchłań spogląda na Ciebie (Fredzio Nicki)

Już tylko spokój może nas uratować

blush

@Sekret

Jedna uwaga – 

Niech to! – przeklął pod trąbą Balgo

to żadne przekleństwo, ot zwykła sobie partykuła…

No i – moim zdaniem – za mocno otagowane. Np. filozofii tyle, co kot napłakał.

Wystarczyłby jeden – oniryzm.

Ale ciekawie napisane…ciekawie…

 

@ Rybak3

U Miłosza też pięknie…

Otchłań nie ma nogi,

Nie ma też ogona,

Leży obok drogi

Na wznak odwrócona.

Otchłań nie je nie pije

i nie daje mleka.

Co robi otchłań?

Otchłań czeka.

wink

 

dum spiro spero

Zabawne, gdy absurd absurdem pogania absurd. Podobało się mi. :)

 Historyjka na tyle osobliwa, że nie zdołałam pojąć, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

Dla mnie trochę za dużo absurdu :(

Podobało mi się. Gratuluję wyobraźni. Gdyby opowiadanie było dłuższe, to by znużyło, ale w takiej małej dawce bardzo dobrze się czytało.

Cześć wszystkim, 

 

dziękuję za komentarze. Dodatkowo, dziękuję osobom, do których gąszcz metafor nie przemówił, a mimo to dały tekstowi szansę i przeczytały do końca.

 

W tym szorcie “testuję” pomysł na książkę o przygodach Balgo, różowego słonia pracującego w zaświatach. Leniwy Balgo wyciąga z otchłani niewłaściwą duszą (zamiast Wilhelma Gratemana, chwyta pierwszy lepszy obłok). Dalszą fabułę dyktują konsekwencje tego qui pro quo.

 

Wydaje mi się, że mogłam przesadzić z metaforami i absurdem. Starałam się upchnąć esencję koncepcji w paru tysiącach znakach. Być może, gdybym rozłożyła atmosferę na dłuższy fragment, tekst byłby zrozumialszy.

 

Milis, jeśli zauważasz brak logiki lub błędy pisarskie, z chęcią przyjmę krytykę. Atmosfera niesamowitości/absurdu również podlega prawom logiki czy też ortografii :D 

Julian, opowiadanie nie jest tłumaczone z j. angielskiego. Jeśli mógłbyś wskazać fragment, którzy brzmi ci jak kalka, byłabym bardzo wdzięczna. Niestety, to nie jest pierwszy raz, kiedy spotykam się z tego typu uwagą. Wiem, z czego to wynika, wiem też, że jest tego co raz więcej, lecz zupełnie nie potrafię rozpoznawać.

Rybak, fajne skojarzenie! Cytat Fryderyka początkowo otwierał tego szorta. Ale jakoś zmieniłam na swoje wierszoklectwo. I choć pewnie z cytatem o otchłani szort mógłby być lepszy, to jakoś lubię dodawać te swoje rymowanki.

Ap, Koala, Fascynator, dawidiq, Hesket, cieszę się, że lektura nie była dla was stratą czasu. 

Hej, podczas następnego czytania będę na bieżąco robić łapankę, może się przyda.

– Nie cierpię tej roboty! – zatrąbił żałośnie, wymachując trzymanym w dłoni papirusem. – To akurat pamiętam, bo jak słoń może trzymać cokolwiek w dłoni .

A druga sprawa to powtórzenia, być może celowe?

Pozdrawiam :)

 Przychodzę ponownie z “anglicyzmami”, których czepiałem się ostatnio! Oto one:

 

– Niech to! – przeklął pod trąbą Balgo. – Nie udawajcie, że nie widzicie słonia w pokoju.

To jest oczywista kalka z angielskiego idiomu “acknowledge the elephant in the room”, który oznacza jakiś ignorowany, oczywisty problem (nie ma co przesadnie tłumaczyć). Po angielsku byłaby z tego fajna gra słowna, ale po “naszemu” to zwyczajnie nie ma sensu… No i trudno byłoby to przetłumaczyć na polski tak, żeby nie pozbyć się żartu, a uniknąć anglicyzmu.

Nie cierpię zdjęć! Wolę już nie widzieć żadnego światła w tunelu, aniżeli ujrzeć iskrę, i obawiać się, że to flesh. […]

– Przepraaszam… – Kawałek koloru czarnego odezwał się zachrypniętym głosem, wyglądając nieśmiało z koszyka.

– Tu nie ma co przepraszać, wystarczy się rozejrzeć.

Ta wymiana zdań zdaje się opierać na anglojęzycznej dwuznaczności wyrażenia I am sorry – zarówno jako przepraszam jak i przykro mi. O ile po angielsku miałoby to duży sens, tak tutaj zwyczajnie nielogicznym jest odpowiedzenie “przepraszam” na narzekanie obcej osoby na swój los (chyba, że byłbyś winny jej cierpienia). Tutaj akurat widzę, jak mogłoby to wyglądać w spolszczeniu, np:

narzeka, narzeka, narzeka

– Współczuję

– Tu nie ma co współczuć, wystarczy się rozejrzeć…

 

To tyle z mojej strony na teraz, powodzenia!

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

@JP

 Przychodzę ponownie z “anglicyzmami”, których czepiałem się ostatnio! Oto one:

smiley

Coś w tym jest. Lubię eksperymenty, wujek G. w trymiga “zanglicyzował” mi (niestety,

ja tylko trochę łaciny i to kuchennej…) kawałek – tak na oko wygląda to równie pięknie,

jak “po naszemu”…

 

 

Do wirującej w próżni czarności chwiejnym krokiem wszedł przysadzisty różowy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za niezdarne stworzenie!” – każdy by tak powiedział o Balgo

A stocky pink elephant, Balgo, staggered into the darkness swirling in the void. “Oh, what a clumsy creature that was!” – everyone would say that about Balgo​

 

 

I słusznie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do nicości przekroczył, a już zdążył zahaczyć trąbą o niebyt i potknąć się o nieistniejący próg. I potknąwszy się już o próg, spadł z niewidzialnych schodów na samo dno, które, ku niezadowoleniu Balgo, było także górą

And rightly so, because this elephant had barely crossed the door to nothingness when it already managed to touch non-existence with its trunk and trip over a non-existent threshold. And having already tripped over the threshold, he fell down the invisible stairs to the very bottom, which, to Balgo's dissatisfaction, was also the top.

 

smiley Mnie się podoba…

 

Edit – zapewne Google ma zaawansowaną SI. Dla wszystkich…

 

dum spiro spero

Dziewczynę o perłowych włosach" Omegi polecam. Tam też jest dziwny słoń:D. A to był hit lat 70.

Już tylko spokój może nas uratować

duszy czystej jak intencje szczeniaczka, duszy odważnej niczym szczekający szczeniak

rozejrzał się to w jedną nieskończoność, później w drugą nieskończoność, i jeszcze raz w tę pierwszą.

bardzo spodobały mi się te fragmenty :) czytało się przyjemnie, i, choć lubię absurd, mam wrażenie, że coś mi się tu wymyka

 

Pozdrawiam 

E.

@Fascynator

 

Rzeczywiście, mnie również się podoba! Przyznaję, że to opowiadanie bardzo dobrze by brzmiało po angielsku, wpasowuje się dobrze w melodykę tego języka :)

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Dziwne, abstrakcyjne, lekko oniryczne. Bardzo fajne, podobało mi się i troszkę ubolewam, że to jedynie krótki szort. 

Do wi­ru­ją­cej w próż­ni czar­no­ści chwiej­nym kro­kiem wszedł przy­sa­dzi­sty ró­żo­wy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za nie­zdar­ne stwo­rze­nie!” – każdy by tak po­wie­dział o Balgo. I słusz­nie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do ni­co­ści prze­kro­czył, a już zdą­żył za­ha­czyć trąbą o nie­byt i po­tknąć się o nie­ist­nie­ją­cy próg. I po­tknąw­szy się już o próg, spadł z nie­wi­dzial­nych scho­dów na samo dno, które, ku nie­za­do­wo­le­niu Balgo, było także górą.

– Nie cier­pię tej ro­bo­ty! – za­trą­bił ża­ło­śnie, wy­ma­chu­jąc trzy­ma­nym w dłoni pa­pi­ru­sem.

Balgo przy­su­nął pa­pi­rus bli­żej oczu. 

– Wil­helm Gre­ate­man, spad­ko­bier­ca Go­odLo­ve’a, do­wód­ca w bi­twie nad Odet­tą – prze­czy­tał. – Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na!

Balgo po­drep­tał nieco w prawo, i pro­sto, ro­zej­rzał się po ota­cza­ją­cych go ko­ro­wo­dach za­pa­dłych we śnie gwiazd. 

– Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na! – po­wtó­rzył. – Herbu Ostro­krze­wu, z domu Lwów Nad­mor­skich.

Spójrz, bohater w tym krótkim fragmencie jest wymieniony aż pięć razy. Potem nie jest lepiej. Nie ma tutaj tłumu postaci, których istnienie by tego wymagało.

PS. Lwy Nadmorskie brzmią jak Lannisterzy… ;)

Cisza niby prze­rwa­na lek­cja mu­zy­ki. W tle sły­chać było je­dy­nie ka­pa­nie nie­ist­nie­ją­cej wody.

W tle ciszy? Albo jest cisza albo jest dźwięk. ;)

 Nie cier­pię zdjęć! Wolę już nie wi­dzieć żad­ne­go świa­tła w tu­ne­lu, ani­że­li uj­rzeć iskrę, i oba­wiać się, że to flesh.

Jeśli chcesz użyć spolszczonej formy błysku z lampy: "flesz" (oryginalnie flash).

 

Krótki tekścik, który mam wrażenie miał za zadanie nakreślić świat aniżeli coś więcej opowiedzieć. Chciałbym zobaczyć coś dłuższego.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć,

z pewnością tekst jest bardzo dobrze napisany.

Absurd lubię i choć tekst jest nim mocno przesiąknięty, w tak krótkiej formie nie czułem przesytu.

Może nie doświadczyłem jakiegoś oświecenia, ale z pewnością lektura była ciekawym doświadczeniem.

Pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka