- Opowiadanie: HollyHell91 - Zabawa w dom

Zabawa w dom

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zabawa w dom

– Sara, kochanie!

Zawołałam córkę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do jej pokoju.

– Kochanie, zrobiłam twoje ulubione danie, zapiekankę z se…

Przekroczyłam próg i zobaczyłam Sarę w łóżku. Nie ruszała się i patrzyła w sufit.

Podeszłam do niej nieco rozzłoszczona, że mnie tak przestraszyła swoim milczeniem.

– Kochanie, będzie zimne…

Znów przerwałam, bo niepokój powrócił i to ze zdwojoną siłą. Moja córeczka w ogóle nie reagowała, chociaż oczy miała szeroko otwarte.

– Boże święty… – Przypadłam do niej i poszturchałam lekko. Dalej nic.

Wpadłam w panikę. Zaczęłam krzyczeć.

– Sara! Obudź się! Obudź się, dziecko!

Do pokoju wpadł Kevin i natychmiast podbiegł do łóżka.

– Co się stało?

– Nie wiem! Wołałam ją na obiad i… ona chyba nie żyje! Boże… Córeczko, obudź się! – Zaczęłam potrząsać ciałem Sary zbyt gwałtownie.

Mąż odsunął mnie delikatnym, ale zdecydowanym ruchem i przybliżył głowę do jej ucha, a dłoń położył na brzuchu.

– Oddycha – powiedział z ulgą. – Na szczęście oddycha. Ale to bardzo dziwne…

– Trzeba wezwać pomoc! Karetkę!

Pobiegłam do przedpokoju i rzuciłam się do telefonu. Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę. Nikt się nie odzywał. Nie usłyszałam nawet sygnału.

Kevin stanął w drzwiach. Przyglądał mi się z nadzieją w oczach. Potrząsnęłam głową.

– Nikt… Nic… Nic nie słychać…

Podbiegł i wyrwał mi słuchawkę z ręki. Jego twarz zbladła.

Mój biedny mąż. Moja biedna córka. Moja rodzina…

– Pobiegnę do sąsiadów – zdecydował Kevin.

Wybiegł tak szybko, że nawet nie zdążyłam za nim krzyknąć, by założył kurtkę. Zaspy śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg. Musiało padać nieprzerwanie od kilku dni.

Zobaczyłam przez okno, że mąż nagle przystanął na werandzie. Rozglądał się gorączkowo na boki.

Serce waliło mi tak mocno, jak nigdy wcześniej. Zbiegłam na dół, prawie łamiąc sobie nogi. Wyszłam na werandę i… zastygłam.

Biel. Otaczała nas tylko biel. I to nie był śnieg.

Nasz dom spowijała mgła. Tak gęsta, że gdy Kevin niepewnie wyciągnął rękę, ta natychmiast w niej zniknęła. Chciał ją cofnąć, ale…

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

Kevin wybałuszył oczy.

– Moja ręka! – wykrzyknął. – Jezu, moja ręka! Widziałaś to? Zniknęła! Ta mgła…

Natychmiast wpadliśmy do domu i zamknęliśmy drzwi. Dopiero wtedy zauważyłam, że miejsce, w którym mgła urwała rękę Kevinowi, wcale nie krwawiło.

Podążył za moim wzrokiem. Przerażony obserwował dziurę przy obojczyku.

– Boli cię w ogóle? – zapytałam głupio. Wyrwało mu rękę. Na pewno go bolało.

– Nie. Nie boli – odpowiedział jeszcze bardziej zaniepokojony. – Właśnie nie boli! Co tu się odpier…

Potężna siła wstrząsnęła domem i przewróciła nas na podłogę. Z półek spadły książki, z kuchni dobiegł brzdęk tłuczonych naczyń.

– Trzęsienie ziemi! – krzyknął Kevin i jedną ręką zaczął czołgać się w stronę stołu. Machał do mnie, bym zrobiła to samo.

Ogromny, dębowy mebel wydawał się najlepszą kryjówką. Przez chwilę czułam się względnie bezpiecznie. Wtedy przypomniałam sobie o córce.

– Sara…! – wymamrotałam i już chciałam się wyrwać, ale Kevin mnie powstrzymał. Tuż przed moim nosem wylądowała ogromna biblioteczka. Kichnęłam i zakaszlałam od kurzu.

Na szczęście trzęsienie nie trwało długo. Po kilku sekundach, które zdawały się wiecznością, wszystko się uspokoiło.

Odczekaliśmy jeszcze chwilę i pobiegliśmy na górę, do pokoju Sary.

Nasza córka nadal leżała w łóżku. I wciąż miała otwarte oczy.

 

 

Przez kilka kolejnych dni ledwo funkcjonowałam. Robiłam wszystko automatycznie. Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak przerażona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. Kevin przechodził przez to samo. Chciał pracować, siedział po kilka godzin przed komputerem, ale patrząc w ekran, niczego nie rozumiał, niczego nie widział. Ostatecznie dał sobie spokój.

Z niepokojem obserwowałam mgłę przez okno. Dręczyły mnie koszmary, że przenika ona przez szczeliny. Chodziłam więc po całym domu z uszczelniaczem. Kevin przyglądał się mojej walce, ale nic nie mówił. Nie mogłam się przyzwyczaić do braku jego ręki.

Jednak najgorsza była świadomość, że Sara nadal nie odzyskała przytomności. I że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tej przedziwnej śpiączki.

Każde z nas sprawdzało pokój córki. Dwa, trzy razy dziennie. Nie lubiliśmy tam wchodzić. Kevin zdecydowanie gorzej znosił te odwiedziny.

– Barbaro… – zagaił pewnego wieczoru, gdy jedliśmy kolację. – Byłaś u Sary?

Znienawidziłam go w tamtym momencie.

– Nie – odpowiedziałam chłodno. – Przecież dzisiaj twoja kolej.

Usłyszałam wyraźnie, że przestał przeżuwać jedzenie. Nie miałam zamiaru się nad nim litować. Przez pierwsze dwa dni jedynie ja sprawdzałam, czy córka nadal żyje. Potem przymusiłam go, by też to robił, ale za każdym razem próbował się wymigać. Dlaczego tylko ja miałam to znosić? Przecież Sara jest też jego dzieckiem.

– Idź i sprawdź – powiedziałam arbitralnym tonem, z naciskiem na każde słowo.

Odłożył powoli kawałek zapiekanki na talerz. Wpatrywał się tępo w środek stołu. Ja starałam się jeść z obojętną miną, ale każdy kęs stawał mi w gardle.

Zerwałam się z krzesła, aby nalać sobie wody i w tym samym momencie Kevin również się poderwał. Podbiegł do schodów, ale po wejściu na stopnie zwolnił. Szedł jak na ścięcie.

Po chwili usłyszałam jego ciężkie kroki na piętrze i skrzypienie drzwi. Otwierał je zawsze bardzo powoli.

Nasłuchiwałam trzeszczenia desek w pokoju córki, który znajdował się nad moją głową. Nagle ucichły. Zapewne Kevin stanął przy łóżku Sary. Przez chwilę podziwiałam jego odwagę, bo zazwyczaj otwierał tylko drzwi i po chwili je zamykał, nie podchodząc do córki.

Przeżuwałam posiłek i popijałam wodę, czekając na dźwięk zawracających kroków i zamykania pokoju. Odczekałam jeszcze dłuższą chwilę, ale nic się nie wydarzyło.

Cisza stawała się nie do zniesienia. Odłożyłam zapiekankę, jednocześnie z trudem połykając resztkę zawartości w ustach. Otrzepałam dłonie z okruszków, modląc się, by w końcu z pokoju córki dobiegł jakiś dźwięk.

Nagle z przeraźliwym piskiem otworzyły się drzwi na górze. Podskoczyłam ze strachu, bo takiego dźwięku w tym domu jeszcze nie słyszałam.

Kevin schodził na dół. Odetchnęłam z ulgą.

Wbiłam wzrok w zapiekankę – nie chciałam dać po sobie poznać, że tak go wyczekiwałam. Tylko potwierdziłoby to jego obawy i wzmocniło paranoję.

Dopiero gdy usiadł przy stole, spojrzałam na niego. Wtedy zamarłam. Jedzenie wypadło mi z ręki, nie mogłam nic powiedzieć.

– Co się dzieje, Barbaro? – zapytał przestraszony. – Mam coś na twarzy?

Zaprzeczyłam głową.

– Więc co się dzieje?

Pokazałam na moje oczy.

On swoich nie miał.

Nie miał, po prostu. Zniknęły.

Kevin zaczął dotykać się po twarzy. Wpadł w panikę. Desperacko próbował odnaleźć swoje oczy. Po chwili szamotał się już tak gwałtownie, że spadł z krzesła.

– Kevin!

Natychmiast do niego podbiegłam. Łzy ciekły mi po policzku, poczułam się bezsilna. Chciałam go uspokoić, ale jak? Sama byłam przerażona.

Uczucie bezradności nagle przerodziło się w złość.

– Dosyć tego! – warknęłam wściekła. Pobiegłam do przedpokoju i wykręciłam numer na pogotowie. Tak jak ostatnio, odpowiedziała mi głucha cisza. Przeklęłam głośno i spróbowałam zadzwonić do sąsiadki. Cisza.

Zacisnęłam zęby tak mocno, że mnie zabolały.

– Kurrrwaa!!!

Wyrwałam słuchawkę razem z kablem ze ściany. Aparat spadł na podłogę – zaczęłam go kopać, wbijać w niego pięty. Roztrzaskałam telefon.

Bezsilność ścięła mnie w kolanach. Opadłam na podłogę i opierając się o nią rękami, zaczęłam głośno płakać.

Płacz przechodził w wycie. Przez chwilkę miałam nadzieję, że mój krzyk coś zmieni. Że obudzi Sarę z tej dziwnej śpiączki. Albo jakiś bóg się ulituje i sprawi, że wszystko będzie jak dawniej.

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej, przybyło mi sił.

Wstałam powoli, widoczność wciąż była zamazana przez łzy. Wróciłam do jadalni, choć bałam się znów ujrzeć bezokiego Kevina.

Niestety jego tam nie było.

Ani na podłodze przy stole, ani nigdzie indziej.

 

 

Gdybym mogła jakoś wydostać się z tego koszmaru, zrobiłabym to. Mgła jednak uparcie nie znikała.

Cisza zawładnęła domem. Telewizor, radio, komputer: nic z tych sprzętów nie funkcjonowało. Próbowałam podśpiewywać, ale zduszony strachem śpiew brzmiał jeszcze upiorniej niż ta przeklęta cisza.

Od dwóch dni nie sprawdzałam pokoju Sary. Bałam się, że stracę oczy jak Kevin.

Właśnie, Kevin. Gdzie się podział mój mąż? Jego też nie widziałam od dwóch dni.

Nadszedł moment, w którym kompletnie się załamałam. Chciałam opuścić mieszkanie, wejść w mgłę. Zniknąć.

Podjęłam tę decyzję, czytając książkę, a raczej próbując ją czytać.

– Nie dam rady – szepnęłam wtedy do siebie.

Wstałam powoli i odłożyłam książkę do biblioteki. Skierowałam się do drzwi wyjściowych.

Nagle zechciałam ostatni raz sprawdzić, co się dzieje z Sarą.

Ostatni raz. To moja córka. Zasługiwała na pożegnanie. Nawet jeśli mnie nie słyszała i nie widziała.

Westchnęłam ciężko. Zawróciłam w stronę schodów i weszłam po nich powolnym krokiem.

Zawahałam się przed wejściem do pokoju. Poczułam okropny chłód na stopach, usłyszałam wiatr świszczący przez szpary w drzwiach. W gardle zaczęła dusić mnie ogromna gula. Już naciskałam klamkę, gdy zobaczyłam coś kątem oka u szczytu schodów.

Sparaliżowało mnie. Na plecach poczułam ciarki, zimne jak lód. Serce waliło mocno, puls dudnił w uszach. Jednak nie mogłam dłużej wytrwać w tej niepewności.

Zebrałam całą odwagę i odwróciłam się, ale niczego nie zauważyłam. Stwierdziłam, że od tego stresu i przedziwnych wydarzeń miesza mi się w głowie.

Nacisnęłam klamkę i otwierałam drzwi bardzo powoli. Wiatr ucichł. Z progu widziałam córkę leżącą w łóżku, wciąż wpatrującą się w sufit. Rozejrzałam się po pokoju, ale nie zauważyłam niczego podejrzanego.

Nagle zza uchylonych drzwi ukazał mi się Kevin, który podchodził do biurka Sary. Krzyknęłam tak głośno, że zabolało mnie gardło. Gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Kevin… nie miał twarzy.

Rzuciłam się w stronę schodów, wciąż krzycząc z przerażenia. Biegłam tak szybko, że skręciłam sobie kostkę. Przystanęłam, jęcząc z bólu. Uniosłam wzrok – na górze stał Kevin.

– Kevinie… nie wiem, co się dzieje… – Próbowałam z nim rozmawiać. – Co się stało z tobą…

Milczał. Zaczął powoli schodzić, przytrzymując się balustrady.

Natychmiast pokuśtykałam w stronę spiżarni przylegającej do kuchni. Syczałam z bólu, czułam pieczenie w nodze. Zdołałam się schować, zamknęłam za sobą drzwiczki.

Oddychałam najciszej, jak potrafiłam. Nasłuchiwałam.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Kevin musiał więc przechodzić obok kredensu w jadalni.

Coraz wyraźniej słyszałam niezdarne szuranie jego nóg. Uderzył się o coś i chyba… przeklął? Wydał z siebie jakiś dźwięk, choć nie miał ust. Przypomniałam sobie, że gdy zniknęły mu oczy, też jeszcze przez chwilę widział. Co to za dziwna błona pokrywa jego twarz? Dlaczego i co zabierało mu powoli wszystko: najpierw rękę, potem oczy, usta, nos…

Coś uderzyło w drzwi, wyrywając mnie z zamyślenia. Po drugiej stronie usłyszałam sapanie i mamrotanie.

Skuliłam się, przygryzając pięść, łzy ciekły mi po policzku.

Kevin napierał na drzwi coraz mocniej. Wyginały się tak bardzo, że na ułamek sekundy mogłam go zobaczyć. To już nie był mój mąż – to jakieś dziwne ducho-zombie-widmo.

Wolałam nie dowiadywać się, co ze mną zrobi, jak już wyłamie drzwiczki. Musiałam jakoś się wydostać.

Podeszłam do przeciwległej ściany. Wzięłam głęboki wdech. Dygotałam z przerażenia.

Teraz albo nigdy.

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Uderzyłam w drzwi z całą mocą; zawyłam z bólu, od którego pulsowało mi ramię.

Ale byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Pobiegłam w stronę drzwi wyjściowych. Otworzyłam je na oścież.

– Żegnaj, Saro, kochanie – wykrztusiłam. Łzy nadal leciały obficie po policzku. Spojrzałam w stronę kuchni, na podnoszącego się z podłogi Kevina. – Żegnaj, mężu. Kochałam cię.

Wybiegłam na werandę.

Zbawienna mgła otaczała mnie z każdej strony. Nie mogłam się wahać. Słyszałam, jak Kevin obija się o coś w przedpokoju.

Wkroczyłam w gęstą biel i dopiero wtedy odważyłam się odwrócić. Kevin właśnie wyszedł na zewnątrz. Nie miał już głowy. Próbował odnaleźć mnie po omacku, ale ja już znikałam. Widziałam go jeszcze przez chwilę, aż obraz zaczął się rozmywać.

Zniknęłam.

 

***

 

Chłopiec wszedł do śnieżnobiałego pokoju. Chciał dokuczyć siostrze, która bezustannie donosiła na niego rodzicom.

Spomiędzy wielu zabawek rzucił mu się w oczy różowo-biały domek. W środku leżała Barbie, Ken i mała lalka.

Chłopiec zachichotał. Natychmiast przeszedł do działania.

Wyjął z kieszeni klej i zmywacz do paznokci. Chwycił najmniejszą laleczkę i przykleił ją do małego łóżeczka. Zaśmiał się głośno ze swojego dowcipu, wyobrażając sobie, jak siostra się zdziwi, gdy nie będzie mogła oderwać lalki.

Myślał. Co tu jeszcze…? Wziął do ręki Kena i wyrwał mu rękę. Jednak czuł niedosyt. Obchodząc domek, nieumyślnie go kopnął. Wszystkie mebelki w środku się poprzewracały. Na twarzy chłopca wystąpił uśmiech. W sumie może być.

Nagle wpadł na pomysł. Zmywaczem do paznokci nasączył wacik i zamazał nim oczy Kenowi. Wyciągnął rękę, przypatrując się zabawce i po chwili doszedł do wniosku, że wymaże jej całą twarz.

Barbie wygiął nogę – dzięki temu wyglądała śmiesznie i pokracznie. Siostra na pewno się rozzłości. Spojrzał jeszcze raz na zmaltretowanego już Kena. Wiedział, że siostra szczególnie go ceni, więc urwał mu głowę.

Dopiero wtedy poczuł satysfakcję. Zadowolony opuścił pokój.

Koniec

Komentarze

Cześć, HollyHell!

Zawołałam Sarę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza.

– Sara, kochanie!

Sugeruję albo zamienić zdania kolejnością, albo usunąć kwestię mówioną. No, chyba że Barbara woła po raz drugi.

Już jej nie miał. Całej ręki, aż po obojczyk.

Kevin stracił rękę we mgle. Czy nie powinno to bardziej przerazić Barbary niż stan córki? Z dwóch dziwnych sytuacji odcięta ręka wydaja mi się lepszym powodem do paniki. Stan córki można tłumaczyć chorobą, rękę odciętą przez mgłę – chyba czarami.

Wstałam powoli, widoczność wciąż była zamazana przez łzy.

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

Rozpędziłam się na tyle, na ile pozwoliła mi długość wąskiej spiżarni. Uderzyłam w drzwi z całą mocą; zawyłam z bólu, od którego pulsowało mi ramię.

Ale byłam wolna. Oszołomiłam Kevina potężnym uderzeniem i dzięki temu miałam przynajmniej kilkanaście sekund przewagi.

Uderzyła w drzwi i to oszołomiło Kevina, czy Kevina oszołomiła potem? Coś tu nie gra. Jakby brakuje zdania. Te dwa "uderzenia" trochę mylą.

 

Opowiadanie jest w porządku, ale całość zdaje się jedynie fantazją brata niszczącego domek dla lalek lub siostry, która stara sobie wytłumaczyć w ten sposób szkody. Czyli coś w rodzaju: to tylko był sen. No, nie powiem, aby mnie to przestraszyło, ale nigdy nie bawiłem się lalkami. ;p

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Opowiadanie w porządku, ale końcówka mnie nie zaskoczyła. Jakoś wcześniej Kevin skojarzył mi się z Kenem i już nie potrafiłam wyrzucić tej hipotezy z mózgu.

Nie wiedziałam, że zwykły zmywacz wystarczy.

A dlaczego córeczka się nie ruszała ani nie odzywała? Przyklejenie to jeszcze nie koniec świata.

Babska logika rządzi!

Fajne, a nawet bardzo. Surrealistyczne, niepokojące, ekscytujące. Wciągnęło mnie. Horror jak się patrzy. 

Nie lubię tego imienia Kevin i muszę przyznać, że przez większość opowiadania mnie drażniło. Czytając, myślałem, by Ci je wytknąć w komentarzu (że fajnie się czyta, ale czemu Kevin?). Zakończenie jednak zaskoczyło. W przeciwieństwie do Finkli (nie zwróciłem uwagi na tytuł), która szybko się połapała w intrydze, ja do końca (a ściślej do ‘***’) nie się zorientowałem w czym rzecz.

Brawo. Podobało mi się.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Cześć, Atreju!

Sugeruję albo zamienić zdania kolejnością, albo usunąć kwestię mówioną. No, chyba że Barbara woła po raz drugi.

A jeśli dam dwukropek po kwestii mówionej, to będzie ok?

Zawołałam Sarę na obiad, ale odpowiedziała mi cisza:

– Sara, kochanie!

 

Kevin stracił rękę we mgle. Czy nie powinno to bardziej przerazić Barbary niż stan córki? Z dwóch dziwnych sytuacji odcięta ręka wydaja mi się lepszym powodem do paniki.

Już bardziej nie mogła panikować. Wydaje mi się, że jest coś takiego jak “limit” paniki. Zdaję sobie sprawę, że to śmiesznie brzmi, ale wiem, o czym mówię: mam za sobą dwa wypadki samochodowe (jako pasażer, żeby nie było) i kilkadziesiąt ataków paniki.

 

Nie brzmi to najlepiej; ta widoczność.

Zastanowię się nad tym.

 

Uderzyła w drzwi i to oszołomiło Kevina, czy Kevina oszołomiła potem? Coś tu nie gra. Jakby brakuje zdania. Te dwa "uderzenia" trochę mylą.

Może usunę to zdanie o oszołomieniu po prostu…

 

Opowiadanie jest w porządku, ale całość zdaje się jedynie fantazją brata niszczącego domek dla lalek lub siostry, która stara sobie wytłumaczyć w ten sposób szkody.

Ale o tym się dowiadujemy dopiero na końcu.

 

No, nie powiem, aby mnie to przestraszyło, ale nigdy nie bawiłem się lalkami. ;p

Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, gdyby czytelnik od początku wiedział, że chodzi o lalki, to by żaden się nie przestraszył. Tak czy siak, dziękuję za komentarz.

 

Pozdrawiam.

Pozdrawiam również!

 


 

Dzień dobry, Finklo!

 

Jakoś wcześniej Kevin skojarzył mi się z Kenem i już nie potrafiłam wyrzucić tej hipotezy z mózgu.

 

Nie wiedziałam, że zwykły zmywacz wystarczy.

O pani, zmywaczem wyczyścisz wszystko!

 

A dlaczego córeczka się nie ruszała ani nie odzywała? Przyklejenie to jeszcze nie koniec świata.

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

 

Dziękuję za nominację heart

 


 

Witaj AP,

 

Fajne, a nawet bardzo. Surrealistyczne, niepokojące, ekscytujące. Wciągnęło mnie. Horror jak się patrzy. 

 

Nie lubię tego imienia Kevin i muszę przyznać, że przez większość opowiadania mnie drażniło. Czytając, myślałem, by Ci je wytknąć w komentarzu (że fajnie się czyta, ale czemu Kevin?)

:D

 

Zakończenie jednak zaskoczyło. W przeciwieństwie do Finkli (nie zwróciłem uwagi na tytuł), która szybko się połapała w intrydze, ja do końca (a ściślej do ‘***’) nie się zorientowałem w czym rzecz.

No i cieszę się, że wpadłeś w intrygę, mnie to bardzo cieszy.

 

Brawo. Podobało mi się.

I to też mnie bardzo cieszy.

 

Nominuję. Pozdrawiam.

Dzięki piękne i pozdrawiam również!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej, HollyHell91!

 

Ciekawe, fajnie napisane i ogólnie pomysłowe opowiadanie. Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB, więc twist na koniec nie był zaskoczeniem.

 

I zasadniczo tutaj mam lekki problem z tekstem. W momencie, gdy dociera, że postacie są tak naprawdę lalkami, wszelkie emocje związane z lekturą ustępują. Dla porównania, przy ponownej lekturze Fight Clubu Palahniuka znamy już wielki twist i wiemy, kim naprawdę jest Tyler. Paradoksalnie, ta wiedza dodaje dodatkowej głębi “drugiemu podejściu”, bo możemy z nowej perspektywy spojrzeć na przedstawione wydarzenia, a także lepiej je zrozumieć. 

 

Dziękuję za podzielenie się lekturą i pozdrawiam serdecznie :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć cezary_cezary,

 

Od sceny, gdy Kevinowi i Barbarze zniknęły oczy zrozumiałem OCB

OCB to skrót od “o co biega”?

 

W momencie, gdy dociera, że postacie są tak naprawdę lalkami, wszelkie emocje związane z lekturą ustępują. Dla porównania, przy ponownej lekturze Fight Clubu Palahniuka znamy już wielki twist i wiemy, kim naprawdę jest Tyler. Paradoksalnie, ta wiedza dodaje dodatkowej głębi “drugiemu podejściu”, bo możemy z nowej perspektywy spojrzeć na przedstawione wydarzenia, a także lepiej je zrozumieć. 

Masz rację, tutaj nie ma żadnej dodatkowej głębi, ale też w nią nie celowałam. Poniekąd schlebia mi, że postrzegasz mnie jako autorkę o takich ambicjach :) Może kiedyś się uda.

 

Dziękuję za podzielenie się lekturą i pozdrawiam serdecznie :)

A ja za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

OCB to skrót od “o co biega”?

Tak, dokładnie :P

 

 

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

No, nie mogła wstać, jak była przyklejona przecież, więc to trochę koniec świata.

Ale jeśli była przyklejona plecami (ja bym tak przykleiła lalkę do podłoża), to mogła machać kończynami. Albo chociaż rękami. Palcami. Krzyczeć, robić miny…

Babska logika rządzi!

Ale jeśli była przyklejona plecami (ja bym tak przykleiła lalkę do podłoża), to mogła machać kończynami. Albo chociaż rękami. Palcami. Krzyczeć, robić miny…

Chłopiec przykleił ją nie tylko plecami, ręce i nogi też przykleił.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Zaintrygowałaś mnie sytuacją, która stała się udziałem Barbary i Kevina. Najbardziej niepokoiła mnie osobliwa mgła, albowiem mam w pamięci tak zatytułowane opowiadanie S. Kinga. I choć finał Twojej historii nieco zaskoczył, to jednocześnie poczułam pewne rozczarowanie, że to tylko złośliwy psikus brata posiadaczki domku dla lalek.

 

zo­ba­czy­łam córkę w łóżku. Nie ru­sza­ła się i pa­trzy­ła w sufit.

Po­de­szłam do łóżka nieco roz­złosz­czo­na… → Czy drugie łóżko jest konieczne?

 

Zaspy bia­łe­go śnie­gu za oknem prze­sła­nia­ły cały wid­no­krąg. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy śnieg mógł mieć inny kolor?

 

Pró­bo­wa­łam go­to­wać i sprzą­tać, ale byłam tak za­my­ślo­na, że nie pa­mię­ta­łam wy­ko­ny­wa­nych czyn­no­ści. → Czy w opisanej sytuacji „zamyślona” na pewno należycie oddaje stan matki?

 

– Mam coś na gło­wie?

Za­prze­czy­łam głową. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Nie­ste­ty go tam nie było.Nie­ste­ty, jego tam nie było. Lub: Nie­ste­ty, tam go nie było.

 

Spa­ra­li­żo­wa­ło mnie. Po ple­cach prze­szły mi ciar­ki… → Czy drugi zaimek jest konieczny?

Proponuję drugie zdanie: Na ple­cach poczułam ciar­ki

 

Za­czął po­wo­li scho­dzić na dół… → Masło maślane – czy mógł schodzić na górę?

 

Za­my­ślił się. Co tu jesz­cze? Wziął do ręki Kena i wy­rwał mu rękę. Jed­nak czuł nie­do­syt. Ob­ra­ca­jąc się, nie­umyśl­nie kop­nął domek. Wszyst­kie me­bel­ki w środ­ku się po­przew­ra­ca­ły. Uśmiech­nął się. → Lekka siękoza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chłopiec przykleił ją nie tylko plecami, ręce i nogi też przykleił.

No to jeszcze zostają palce, miny i wrzask.

Babska logika rządzi!

regulatorzy,

 

cieszę się, że mnie odwiedziłaś, stęskniłam się!

 

Cieszę się też, że udało mi się wywołać w Tobie lekki niepokój. A rozczarowanie na końcu rozumiem jak najbardziej – bo najpierw jest niepokojąco, a potem robi się prozaicznie aż do bólu.

 

Zaspy białego śniegu za oknem przesłaniały cały widnokrąg. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy śnieg mógł mieć inny kolor?

Nie mógłby :P Ten błąd pewnie wynika z faktu, że wcześniej to zdanie brzmiało całkiem inaczej, było podzielone na dwa i z tego, co pamiętam, w jednym zdaniu była biel, a w drugim śnieg. Usunęłam biały.

 

Próbowałam gotować i sprzątać, ale byłam tak zamyślona, że nie pamiętałam wykonywanych czynności. → Czy w opisanej sytuacji „zamyślona” na pewno należycie oddaje stan matki?

Eee, nie rozumiem?

 

– Mam coś na głowie?

Zaprzeczyłam głową. → Nie brzmi to najlepiej.

Wcześniej było: – Mam coś na twarzy? A twarz też się pojawia niedługo potem. Chcąc uniknąć powtórzenia, zrobiłam je ponownie.

 

Wszystkie błędy poprawione, dziękuję za ich wskazanie!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

…cie­szę się, że mnie od­wie­dzi­łaś, stę­sk­ni­łam się!

Holly, miła mi Twoja tęsknota, ale niemal codziennie komentuję czyjeś opowiadanie, zawsze możesz zajrzeć. ;) A jeśli to tęsknota za wizytami po Twoimi tekstami, wszystko zależy tylko od Ciebie – pisz częściej, a częściej będę Cię odwiedzać. :)

 

Eee, nie ro­zu­miem?

W sytuacji, kiedy córka od pewnego czasu niemal nie daje oznak życia, wokół mają miejsce niewytłumaczalne wypadki, matka, moim zdaniem, powinna odchodzić od zmysłów, a nie zamyślać się. Innymi słowy – uważam, że powinnaś oddać jej stan określeniem dobitniejszym niż …ale byłam zamyślona.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

 

Holly, miła mi Twoja tęsknota, ale niemal codziennie komentuję czyjeś opowiadanie, zawsze możesz zajrzeć. ;

ale to nie to samo, jak…

A jeśli to tęsknota za wizytami po Twoimi tekstami

o, właśnie

wszystko zależy tylko od Ciebie – pisz częściej, a częściej będę Cię odwiedzać. :)

No, jest to jakiś sposób :) 

 

 

Innymi słowy – uważam, że powinnaś oddać jej stan określeniem dobitniejszym niż …ale byłam zamyślona.

Ach, no tak, racja. Teraz rozumiem, dziękuję!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Bardzo proszę, Holly. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może w ten sposób?

 

Zawołałam Sarę na obiad:

– Sara, kochanie! – ale odpowiedziała mi cisza.

 

Już bardziej nie mogła panikować.

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Fajne, trzymające w niepewności. Nie spodziewałem się takiego zakończenia, choć imię Kevin od początku wydało mi się nieprzypadkowe.

 

Drobnostki:

Wyszłam z kuchni i skierowałam się do pokoju córki. Poczułam bardzo silny niepokój. Szłam coraz szybciej.

 

Wiem, że to narracja 1 os. i bohaterka może odczuwać, co jej się podoba, ale wyboldowane zdanie IMO pojawia się za szybko. Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie). 

 

Nagle ogarnęła mnie bezsilność, ścięła mnie w kolanach

 

Gdy się uspokoiłam, poczułam wstyd, że tak krzyczałam. Jednocześnie było mi trochę lżej i poczułam nieznaczny przypływ siły.

 

 że wyczekiwałam jego powrotu. Tylko potwierdziłoby to jego obawy i wzmocniło paranoję.

Cześć Atreju,

 

Już bardziej nie mogła panikować.

Może za pierwszym razem trzeba ją było trochę pohamować? :p

Może. Ale na razie nie zmienię tego.

 


Cześć grzelulukas,

 

Fajne, trzymające w niepewności.

I o to chodzi.

 

Wiem, że to narracja 1 os. i bohaterka może odczuwać, co jej się podoba, ale wyboldowane zdanie IMO pojawia się za szybko. Daj nam poczuć ten niepokój – a on, zapewniam Cię, się pojawia (motyw dziecka dosyć mocno działa, przynajmniej na mnie). 

Hm, w sumie racja.

 

Odynie, ile powtórzeń! Już poprawiam.

 

Dziękuję Ci bardzo za przeczytanie i komentarz!

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Fajne, ciekawe opowiadanie. Naprawdę się wciągnąłem. Może nie mega straszne, ale dobrze trzymające w napięciu. Wbrew opiniom końcowy twist mi się podobał, choć przyznam, że faktycznie przy drugim podejściu nie będzie wywoływał takiego wrażenia jak za pierwszym razem, ale to już czepialstwo ;)

Pozdrawiam i klikam! 

 

Cześć Storm,

 

Fajne, ciekawe opowiadanie. Naprawdę się wciągnąłem.

To bardzo się cieszę :)

 

Dziękuję za komentarz i klika, również pozdrawiam!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć HollyHell91

Sprawnie napisane. Jak zwykle w krótkich formach nie mogę poczuć grozy, co nie zmienia faktu, że to dobry tekst. Ode mnie leci klik.

Pozdrawiam

Cześć Hesket,

 

dziękuję Ci za miłe słowa, choć szkoda, że nie odczułeś grozy.

Klik nie jest już potrzebny, ale doceniam gest :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej HollyHell

Drżą­cy­mi rę­ka­mi wy­krę­ci­łam numer po­go­to­wia i przy­ło­ży­łam do ucha słu­chaw­kę.

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki. Tak jak tutaj – "do ucha" jest niepotrzebne, bo wiadomo, że słuchawka trafi właśnie tam. :) Podobnie jakby napisać "chwycił klamkę dłonią", "rozgryzł zębami" itp.

Ogrom­ny, dę­bo­wy mebel wy­da­wał się naj­lep­szą kry­jów­ką. Przez chwi­lę czu­łam się względ­nie bez­piecz­nie. Wtedy przy­po­mnia­łam sobie o córce.

– Sara…! – wy­mam­ro­ta­łam i już chcia­łam się wy­rwać, ale Kevin mnie po­wstrzy­mał. Tuż przed moim nosem wy­lą­do­wa­ła ogrom­na bi­blio­tecz­ka.

Powtórzenia. I jakby się nad tym zastanowić, to niewiele to mówi. Ogromna biblioteczka = 3 x 2 metry? Nie chodzi mi, że muszą być wymiary, ale dla każdego to będzie znaczyło co innego.

Ze­rwa­łam się z krze­sła, aby nalać sobie wody i w tym samym mo­men­cie Kevin rów­nież się po­de­rwał. Pod­biegł do scho­dów, ale po wej­ściu na stop­nie zwol­nił. Szedł jak na ścię­cie.

Zerwała się z krzesła do tak prozaicznej czynności? Mąż również się zerwał, jakby się czegoś przestraszył. W takim zestawie czasowników dziwnie to brzmi, bo nie pojawiło się nowe zagrożenie. Może wstała? Również się podniósł?

Bardziej mi to przypomina moje koty – jednego z nich zaskoczy koszulka leżąca na podłodze, przestraszy się, a drugi od razu za nim. xD

 

Opowiadanie klimatem w pierwszej części przypomina mi trochę Kolor z przestworzy Lovecrafta, które bardzo dobrze wspominam. I mam pewien problem z zakończeniem – nie chodzi o sposób poprowadzenia i wytłumaczenia, bo jest zaskakujące, a raczej o to, że w moim odczuciu jest zbyt oderwane. Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę. Takie elementy, które w zakończeniu "oświecają" czytelnika składając fikcję i prawdę jeszcze ściślej.

Pozdrawiam!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hej Sagitt,

 

Drżącymi rękami wykręciłam numer pogotowia i przyłożyłam do ucha słuchawkę.

To nie jest błąd, ale jeśli pousuwać zbędne dopowiedzenia to można oszczędzać znaki. Tak jak tutaj – "do ucha" jest niepotrzebne, bo wiadomo, że słuchawka trafi właśnie tam. :) Podobnie jakby napisać "chwycił klamkę dłonią", "rozgryzł zębami" itp.

Słuszna uwaga.

 

Ogromna biblioteczka = 3 x 2 metry? Nie chodzi mi, że muszą być wymiary, ale dla każdego to będzie znaczyło co innego.

Racja. Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

 

 Zerwała się z krzesła do tak prozaicznej czynności? Mąż również się zerwał, jakby się czegoś przestraszył. W takim zestawie czasowników dziwnie to brzmi, bo nie pojawiło się nowe zagrożenie.

Zerwali się tak z nerwów i napięcia.

 

Myślę, że wartym rozważenia zabiegiem mogłoby być dodanie unoszącego się, duszącego, chemicznego zapachu gdy Kevin traci oczy czy cichego chichotu, gdy bohaterka upada i skręca sobie kostkę.

A mi właśnie takie zabiegi wydawałyby się cliché…

 

Dziękuję za komentarz, pozdrawiam również!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Racja. Tylko nie przychodzi mi do głowy, jak inaczej ten ogrom określić? Na przykład “biblioteczka sięgająca do sufitu…”? Chociaż wtedy mógłbyś zadać pytanie, jak wysoki jest ten sufit :)

Byłoby to już jakieś wyobrażenie, nie mam miarki w oku, że ten sufit to 2,60 jak nic. Nie czepiałbym się. ;)

A mi właśnie takie zabiegi wydawałyby się cliché…

No cóż, rozumiem. Tutaj nie mam już argumentów na dalsze drążenie, bo weszliśmy na poziom indywidualnego odbioru. :D

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Nowa Fantastyka