- Opowiadanie: AmonRa - Byli niemili

Byli niemili

Moje pierwsze zabawy z horrorem. Jestem bardzo ciekaw, czy kogoś uda się przestraszyć albo co najmniej zaniepokoić :)

Pomysł na opowiadanie przyniosło życie. Lojalnie uprzedzam, że obok wątku fantastycznego w opowieści występuje wątek obyczajowy, są też liczne wulgaryzmy.

Opowiadanie wyglądałoby znacznie gorzej, gdyby nie Ambush i Ośmiornica. Betaczytelniczki pomogły mi popracować nad narracją, zakończeniem i ogólnym kształtem tekstu, za co bardzo, bardzo dziękuję :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Byli niemili

Pub Jama cieszył się zarówno złą, jak i dobrą sławą. Oferował imprezy karaoke i chyba najtańsze w mieście piwo (niektórzy powiedzieliby, że jest po prostu rozwodnione), dobre nagłośnienie (sprawiające, że pijackie wrzaski, tylko w niewielkim stopniu zintegrowane z muzycznym podkładem, były aż za dobrze słyszalne) oraz przytulny wystrój (nie wszystkim przypadała do gustu ciemna boazeria i stare, chyboczące się ławki). Z pubu Jama zwykle wychodziło się nad ranem, najczęściej na czworakach, wypatrując nieprzytomnym spojrzeniem taksówki do domu.

Nie przepadałam za tym miejscem i nie miałam ochoty uczestniczyć w imprezie z okazji rozpoczęcia nowego roku akademickiego, ale w końcu dałam się namówić Klaudii. Podmalowałam więc oczy, wyczarowałam na włosach delikatne fale, założyłam pierwszą z brzegu kieckę i przyjechałam.

– Dużo ludzi, co? – zagadnął Grzesiek, gdy z trzema kuflami wrócił już do stolika.

Nie mogłam nie przyznać mu racji. Jamę wypełniali po same brzegi liczni studenci prawa. Dziwna była to zbieranina. Niektórzy, chcący za wszelką cenę podkreślić wyjątkowy i elitarny status, z dumą prezentowali nowe marynarki i torby Louis Vuitton. Inni, jakby w opozycji do tych pierwszych, przyszli w powyciąganych dresach i starych T-shirtach. Ubranych normalnie, stosownie do wieku, okazji i miejsca, naliczyłam niezbyt wielu.

Wypiłam trochę piwa.

– Co tu robi Jolka? – zapytałam. – Myślałam, że będzie powtarzać rok.

– Jakoś się wywinęła – odpowiedziała Klaudia, kładąc dłoń na kolanie Grześka. – Zaliczyła konstytucyjne w ostatnim terminie i chyba wzięła warunek z admina.

– Zawsze miała więcej szczęścia niż rozumu. Ciekawa jestem, jak zaliczy zajęcia z Wendrykowską. To kosa i podobno w zeszłym roku uwaliła połowę grupy.

– I raczej nie da rady skokietować jej na dyżurze… – dodał Grzesiek, a ja prawie oplułam się piwem.

Ktoś całkiem nieźle wykonywał piosenkę Every breath you take. Dostrzegałam coraz więcej znajomych twarzy. Przy barze stał Adam i przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam do niego podejść, ale zaraz potem mój wzrok spoczął na parze tuż obok niego.

To był Robert. Laski nie znałam. Nie całowali się, tylko po prostu pożerali. Dłonie Roberta zawędrowały pod bluzkę dziewczyny. Wyglądali tak, jakby za moment mieli zerwać z siebie ubrania i zacząć uprawiać przy wszystkich seks.

W pierwszej chwili zdębiałam, a w następnej zalała mnie fala gniewu. Jakby ktoś napluł mi w twarz! Zacisnęłam mocno palce na kuflu. Klaudia wyczuła, że coś jest nie tak i spojrzała w tym samym kierunku.

– Hej, Anka – powiedziała szybko. – Nie patrz tam, po prostu udawaj, że go nie ma…

– Dwa tygodnie – wysyczałam. – Tylko dwóch tygodni potrzebował ten skurwiel, żeby przygruchać sobie kogoś nowego. Wierzyć mi się nie… Kim ona w ogóle jest?!

– Czy to ważne? To jakaś idiotka na pocieszenie… naprawdę, szkoda twoich…

– Po tym wszystkim, co mi zrobił?! Masz pojęcie, jak się teraz czuję?!

Na raz wlałam w siebie prawie całą zawartość kufla. Przyjaciele wymienili tylko przerażone spojrzenia.

– Myślicie, że są razem od niedawna? Może poderwał ją tutaj? A może… ha! Może randkował z tą suką, gdy jeszcze byliśmy razem? – zapytałam drżącym z bezsilnej złości głosem.

– To był zły pomysł, żebyśmy tu dziś przychodzili… – oznajmiła Klaudia z rezygnacją.

Oczywiście, że zły pomysł. Inaczej sobie to wszystko zaplanowałam. Prawdę powiedziawszy, miałam nadzieję, że wpadnę na Roberta. Na co liczyłam? Sama do końca nie wiem. Może dalibyśmy radę porozmawiać, może powiedziałby mi wszystko to, co przemilczał w trakcie ostatniej rozmowy…

Chyba po prostu wciąż miałam nadzieję, że jeszcze do siebie wrócimy. Rozstanie nie wydawało się realne, nie sądziłam, że można zakończyć wspólnie spędzone dwa lata jednym, brutalnym cięciem.

Nie podejrzewałam również, że jeszcze raz zdoła złamać mi serce. A jednak. Jaką ja byłam kretynką!

Robert oderwał się od swojej towarzyszki i spojrzał w moją stronę. Wyraźnie dostrzegłam, jak rozciąga usta w kpiącym uśmieszku.

Tego było już za wiele. Musiałam natychmiast wyjść. Wstałam i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku drzwi.

– Hej, gdzie się pchasz? – warknął potrącony przeze mnie koleś.

Ludzi było o wiele za dużo, wypełniali niemal całą przestrzeń pomiędzy barem, toaletami a drzwiami wyjściowymi. Wbiłam się pomiędzy nieznajomych chłopaków i natychmiast poczułam, że to błąd. Imprezowicze napierali na siebie. W oczach stanęły mi łzy, w głowie zawirowało. Zrobiło się duszno.

Niewiele myśląc, ruszyłam w przeciwnym kierunku, do jedynego miejsca, gdzie nie dosięgłby mnie wzrok Klaudii, Grześka i, przede wszystkim, Roberta. Po drodze prawie potrąciłam śpiewający duet, rzuciłam jakieś przepraszam. Za wszelką cenę próbowałam się nie rozpłakać.

Powietrze w palarni niemal dało się pokroić nożem, straszliwie cuchnęło, ale ludzi było zdecydowanie mniej. Opadłam na wolne miejsce na ławie i ukryłam twarz w dłoniach. Z trudem łapałam oddech, a ręce mi drżały.

Jak on mógł zachować się w taki sposób? Próbował zrobić mi na złość, upokorzyć? Całował tamtą szmatę bo wiedział, że patrzę? Kim naprawdę był człowiek, z którym spędziłam ostatnie dwa lata? Czy wszystko, co wydarzyło się między nami, to tylko jedno wielkie kłamstwo?

– Słaby wieczór, co?

Spojrzałam załzawionymi oczami w prawo. Obok mnie siedział szczupły chłopak o jasnych włosach, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Uśmiechnął się niepewnie.

– Mógłby być lepszy – przyznałam.

– Masz, napij się. Może trochę pomoże.

Podał mi swojego drinka. Całe życie bardzo pilnowałam, aby nie brać niczego od ludzi, których nie znam, ale w tamtej chwili wszystkie zasady bezpieczeństwa przestały mieć znaczenie. Wlałam w siebie porządną porcję napoju. Rum z colą rozgrzał mnie od środka i przyniósł ulgę.

– Dobrze ci idzie pochłanianie alkoholu.

– Zwykle piję mniej. I wolniej. Kim jesteś?

– Michał. A ty?

– Anka. Nie kojarzę cię z zajęć.

– Dopiero przeniosłem się z innego miasta. Wiesz, zawsze miałem Warszawę z tyłu głowy, ale w wakacje coś mnie tchnęło i stwierdziłem, że w końcu muszę to zrobić. Et voila, jestem.

Nie nazwałabym Michała przystojniakiem, ale coś w jego głębokim głosie, dużych, pogodnych oczach i sposobie zachowania po prostu elektryzowało. Należał do tych, których zaczepia się na ulicy i pyta o godzinę, byle tylko jakoś zacząć rozmowę. Z pewnością babcia lubiła go najbardziej ze wszystkich wnuków.

– No więc… może opowiesz, co się stało? – zapytał, podsuwając mi paczkę papierosów.

Unikałam szlugów jak tylko mogłam, ale tamtego wieczoru potrzebowałam mocniejszych niż zwykle doznań. Zapalając fajkę spostrzegłam, że ręce jeszcze nie przestały mi drżeć.

– Po prostu… ech, po prostu chodzi o chłopaka. Rzucił mnie dwa tygodnie temu, z dnia na dzień. Nawet nie wiem czemu. Teraz jest przy barze i obmacuje jakąś laskę. A ja siedzę w palarni i próbuję się nie rozkleić. Jak bardzo żałosna jestem?

– Wcale nie uważam, że jesteś żałosna. To chyba normalne i każdemu byłoby przykro. Długo byliście razem?

– Od pierwszego roku studiów. Pod koniec sierpnia mieliśmy rocznicę…

Wypowiadając te słowa poczułam, że jeszcze chwila i rozryczę się Michałowi w ramię, ale na szczęście podszedł do nas jakiś chłopak.

– Szota?

Wypiliśmy od razu po dwa kieliszki wiśniówki. Świat przyjemnie zawirował.

– Przyszłaś sama? – zagadnął Michał, gdy koleś od szotów w końcu sobie poszedł.

– Jestem z przyjaciółmi. Zostawiłam ich przy stoliku, gdy zobaczyłam Roberta.

– Dobrze jest mieć z kim pogadać, gdy ktoś, kogo kochasz, nagle okazuje się twoim wrogiem.

Wybuchnęłam śmiechem.

– Rozstania chyba nie robią na nich zbyt wielkiego wrażenia. Klaudia rzuca Grześka średnio raz na kwartał.

– No ale są z tobą, gdy ten cały… Robert, tak? W każdym razie na pewno się tobą zaopiekują.

Imię byłego wychodzące z ust innej osoby rozzłościło mnie. W palarni zrobiło się nagle bardzo gorąco.

– Chciałabym, żeby ten typ zniknął – oświadczyłam z furią w głosie. – Niech go trafi szlag! To palant, jest niedojrzały i okrutny. Mam nadzieję, że będzie bardzo nieszczęśliwy.

Michał spoważniał. Przestał się uśmiechać i obserwował mnie badawczo przez dłuższą chwilę.

– Wiesz, chyba powinnaś uważać na to, co mówiszŻyczenia lubią się spełniać. Albo uderzać w tego, kto je wypowiada…

– Anka? Wszędzie cię szukaliśmy! Myśleliśmy, że sobie poszłaś…

Do palarni wparowali Klaudia i Grzesiek. Ledwo mogłam rozpoznać ich twarze, po części z powodu ściany dymu, a po części dlatego, że alkohol zdążył już zrobić swoje.

– Zabieramy cię stąd – oświadczył Grzesiek. – Chodź, pójdziemy gdzieś indziej, niedaleko jest fajny bar…

Westchnęłam. Wstając z siedzenia odkryłam, że świat dookoła niebezpiecznie wiruje, przez chwilę nie mogłam też złapać równowagi.

– Idziesz z nami? – rzuciłam w kierunku Michała.

– Chyba zostanę tu jeszcze trochę, czekam na kogoś i mam coś do zrobienia… Ale, hej, mam inny pomysł! Za tydzień organizuję domówkę, wiesz, taką na dobry początek nowego etapu. Prawie nikogo tu nie znam i stwierdziłem, że fajnie będzie zaprosić kilka osób ze studiów. Wpadniesz z przyjaciółmi?

– Brzmi spoko. – Ucieszyłam się. Michał sprawiał wrażenie porządnego kolesia. – Napisz w sprawie szczegółów. Tylko że nie masz do mnie żadnego kontaktu…

Postukał w ekran telefonu leżącego na blacie.

– Znajdę cię na grupie. Chyba będziemy chodzić razem na karne. No już, leć stąd! Do zobaczenia!

Przepychaliśmy się w kierunku wyjścia przez morze ludzi, a ja musiałam skorzystać z ramienia Grześka, żeby iść prosto. Było mi trochę niedobrze.

W okolicach toalet zobaczyłam Roberta. Samego. Być może jego raszpla pudrowała nosek w łazience.

Przyglądaliśmy się sobie przez chwilę. A potem nie wytrzymałam.

Skoczyłam ku niemu. Popchnęłam go, chyba strzeliłam w gębę. Zaniepokojeni i podekscytowani ludzie rozstąpili się, widząc niecodzienną scenę. Kątem oka zauważyłam, że głupia Jolka wyciąga telefon i kieruje obiektyw w naszą stronę.

– Idź do piekła, chuju! Wypierdalaj w diabły! – wywrzaskiwałam, nie mogąc nad sobą zapanować.

Gdy Klaudia i Grzesiek wyprowadzali mnie z Jamy, myślałam tylko o tym, jak bardzo jestem pijana.

Pijana i wściekła.

 

*

 

Nie spałam zbyt dobrze.

We śnie wróciłam do domu. Odkryłam, że moje łóżko okupują Robert, jego lafirynda, Klaudia i Grzesiek, zabawiając się w najlepsze, a obok stoi ta idiotka Jolka i wszystko nagrywa telefonem. Gdy zdali sobie sprawę z mojej obecności, zaczęli wytykać mnie palcami i głośno rechotać. Ja natomiast rozbijałam doniczki z roślinami, krzyczałam, że życzę im wszystkim męczarni w piekle i krótkiego, nieszczęśliwego życia.

Posadzka pod łóżkiem zaczęła pękać. W końcu wyrosły z niej długie, czarne szpony, które chwyciły wciąż śmiejących się intruzów. Po chwili już ich nie widziałam, a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stało łóżko, była tylko ogromna szczelina.

Po wszystkim przyszedł Michał i zaproponował mi wspólnego drinka. Właśnie wtedy się obudziłam.

Zlana potem, z bijącym szybko sercem, usiadłam na łóżku. Nie miałam zbyt wiele czasu żeby zastanawiać się, co właściwie przed chwilą zobaczyłam. Musiałam biec do łazienki, próbując powstrzymać odruch wymiotny i błagając opatrzność, żebym zdążyła na czas.

 

*

 

– No, to co chcecie wypić? Mam trochę ginu, nieotwartą butelkę whisky, wódkę… Jakiś rum też się znajdzie. A może wino? Chyba białe, mogę sprawdzić…

Wyraziliśmy życzenia, a ucieszony naszą obecnością Michał ruszył do kuchni, żeby przygotować napoje. Na domówkę dotarliśmy jako jedni z pierwszych. Oprócz nas w salonie siedziały trzy znane mi tylko z widzenia osoby.

Mieszkanie, jak wytłumaczył gospodarz, należało od prawie pięciu dekad do jego ojca i na takie też wyglądało. Sprawiało wrażenie, jakby od lat dziewięćdziesiątych nikt go nie remontował, ani nawet nie odświeżył. Ściany pokrywała nieładna, odklejająca się tu i ówdzie zielonkawa tapeta, a podłogę wzorzysty, szorstki dywan. Brązowa wersalka, na której usiadłam z Klaudią i Grześkiem wyglądała tak paskudnie, że chyba wyniosłabym ją na śmietnik drugiego dnia po wprowadzeniu się. Nie mogło oczywiście zabraknąć wiekowej meblościanki, zastawionej książkami, peerelowskim szkłem i jakimiś zdjęciami. Na ścianie za nami wisiało mnóstwo obrazków, z których tylko jeden przykuł moją uwagę na dłużej – przedstawiał małą dziewczynkę z watą cukrową na patyku, puszczającą oczko w kierunku każdego, kto na nią patrzył.

Michał podjął nieudolną próbę przystosowania mieszkania na imprezę. Pozasłaniał okna ciemnymi kotarami, zapalił świeczki i kadzidełka, o trudnym do zniesienia zapachu. Nikt nie miał serca powiedzieć mu, że to kiepski pomysł.

W końcu wrócił z napojami.

– Przepraszam was za warunki. Jestem tu dopiero od miesiąca i jeszcze nie miałem okazji niczego ogarnąć… No, ale wszystko w swoim czasie – powiedział, uśmiechając się ujmująco.

– Nie jest źle – odparła Klaudia. – Wywal tylko ten dywan, zerwij tapety, meblościanka może zostać. Wiesz, za ile teraz takie chodzą?

– Hej, czy tam stoi Bambino? – podekscytował się Grzesiek, patrząc na gramofon w rogu pokoju.

– Ta, chyba tak…

– Stary, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Mogę zobaczyć z bliska?

I poszli oglądać sprzęt.

– Myślisz, że zaprosił też Jolkę? – zagadnęłam szeptem Klaudię. – Nie chciałabym jej spotkać. Filmik śmiga już od wtorku.

Przyjaciółka machnęła tylko ręką.

– Daj spokój, za tydzień wszyscy zapomną. Poza tym, należało mu się. A Jolka jak zwykle szuka sensacji.

– Przegięłam. I to grubo.

– Już tego nie odkręcisz, a poza tym byłaś pijana i rozżalona. Kto zna sytuację, ten zrozumie. Kto nie zna… cóż, najlepiej zrobisz, jeśli będziesz udawała, że nic się nie stało.

– Michał pewnie źle o mnie pomyślał.

– Chyba się tym nie przejął. Widziałaś, jak na ciebie patrzył?

Upiłam nieco wina, zerkając w kierunku Michała i Grześka, do których dołączył jeden z nowopoznanych chłopaków.

Podobno nie można klina klinem, ale…? Michał, ubrany w zwyczajną, szarą koszulkę, nieco za duże dżinsy, z tą pozornie nieuczesaną fryzurą nie mógłby wyróżnić się niczym z tłumu, ale miał w sobie coś interesującego i pociągającego. Coś, co sprawiało, że człowiek chciał przebywać w jego towarzystwie. Gdy uśmiechnął się do Grześka, a ten w odpowiedzi poklepał go po ramieniu, zrozumiałam, że nie tylko na mnie działał w taki sposób. Po prostu wiedział, jak ujmować ludzi.

Zadzwonił domofon, Michał pobiegł otworzyć drzwi kolejnym gościom. Wrócił po dwóch minutach, prowadząc trzech chłopaków.

Cholera jasna! Jednym z nich był Robert.

Spojrzeliśmy na siebie, a uśmiech zniknął mu z twarzy w jednym momencie. Klaudia poruszyła się niespokojnie na wersalce.

Jak bardzo mogą oddalić się ludzie w zaledwie kilka tygodni? Jeszcze niedawno zasypialiśmy w jednym łóżku, oglądając wieczorami filmy i wyżerając lody prosto z pudełka, planowaliśmy wspólne wyjazdy, skakaliśmy razem pod sceną na festiwalu… A teraz? Ledwo mogłam na niego patrzeć. Chciałam przywalić mu w gębę, wykrzyczeć, jak podle mnie potraktował, zmusić do wyznania, że żałuje… a w tym samym momencie po prostu za nim tęskniłam. Oddałabym wszystko, żeby móc znowu go przytulić, zapytać co słychać, przeprosić za to w Jamie, złapać za rękę i zmyć się wspólnie z tej imprezy przed czasem.

Ile sprzecznych emocji może pomieścić człowiek?

– Chłopaki, przyniosę wam coś do picia, a wy rozgośćcie się… jest jeszcze jedno wolne krzesło, można też siadać na dywanie – oznajmił beztrosko Michał, po czym ruszył do kuchni.

Poszłam za nim.

– Hej, Michał… chyba nie będę mogła dłużej zostać – oświadczyłam, gdy upewniłam się, że jesteśmy sami.

Spojrzał na mnie smutno.

– Dlaczego?

– Widzisz… jeden z tych chłopaków to mój były, o którym opowiadałam ci tydzień temu w palarni. Na dodatek zaatakowałam go po alkoholu, popchnęłam… Jest nawet z tego filmik… To chyba niedobry pomysł, żebyśmy byli tutaj razem.

– Hej, widziałem ten filmik. I wiem, kim jest ten typ.

Złapał mnie za rękę i przysunął się bliżej, patrząc prosto w oczy.

– Ufasz mi?

– Tak. – Rzeczywiście mu ufałam i nie miałam pojęcia dlaczego. Przecież widziałam go po raz drugi w życiu.

– Przepraszam, nie powiedziałem ci, że jego też zaprosiłem. Ale on wiedział, że ty będziesz. Zapytałem go wczoraj. Chciał przyjść mimo to.

– Co? Dlaczego?

– Nie wiem, może sam ci powie?

Ścisnął mocniej moją dłoń. W jego wielkich, błyszczących oczach było coś hipnotyzującego. Patrzyłam w nie jak zaczarowana.

– Wiem, że to niełatwe i że jest ci przykro, ale zaciśnij zęby. Obiecuję ci, że zanim impreza dobiegnie końca, wydarzy się coś bardzo dobrego.

Nie miałam na to żadnej odpowiedzi. Stałam nieruchomo przez dłuższą chwilę, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że odruchowo i bezwolnie otworzyłam usta.

– Co to takiego? – spytałam zakłopotana, gdy już się otrząsnęłam. Próbowałam nieudolnie zmienić temat i wskazałam stojącą na kuchennym blacie miseczkę wypełnioną monetami. – Wyglądają na stare. To pamiątki twojego ojca?

Chwyciłam jedną z nich i podniosłam wysoko, pod światło. Przedmiot był złoty, bez żadnego nominału, za to pokryty dziwnymi, poprzecinanymi pod różnymi kątami liniami. Nie przypominał niczego, co do tej pory widziałam.

Michał uśmiechnął się, wyraźnie z siebie zadowolony.

– Nie, to akurat moje. Takie tam prywatne skarby. Każda z tych monet jest bardzo wiele warta, chyba byś mi nawet nie uwierzyła, ile… Weź sobie jedną, jeśli chcesz. Nie mogę ci jej oddać, ale… powiedzmy… pożyczyć? A teraz może wrócimy do reszty i zagramy w Karty Dżentelmenów, co? Spróbujemy rozkręcić trochę domówkę.

 

*

 

O dziwo bawiłam się dobrze.

Trzy kieliszki wina i około trzydziestu rund Kart Dżentelmenów później naprawdę zrelaksowałam się i wyciszyłam. Nie zaznałam czegoś podobnego już od miesiąca. Nawet obecność Roberta (którego wzroku unikałam jak tylko mogłam) przestała stanowić poważny problem. Michał świetnie wypadał w roli gospodarza, przy kolejnych odkrywanych kartach najgłośniej wybuchał śmiechem, zagadywał każdego i pilnował, aby nikomu nie zabrakło alkoholu ani przekąsek.

Gdy wstał, by przynieść więcej wina, postanowiłam go wyręczyć. Poszłam do kuchni, wzięłam kolejne dwie butelki, odwróciłam się, żeby wrócić do salonu…

– Robert! – krzyknęłam zaskoczona. – Nie podkradaj się tak!

Stał tam, przy drzwiach do pokoju, z miną zbitego psa. Patrzył na mnie markotnie.

– Anka, ja… nie wiem od czego zacząć. – Wziął głęboki oddech. – Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko. Za to, że odszedłem jak tchórz. I za to w Jamie. Ta dziewczyna była tylko na chwilę. Nie wiem, co mnie podkusiło… Chyba chciałem sprawdzić, jak zareagujesz? To cholernie głupie. I dziecinne.

Ktoś chyba podmienił Roberta. Wypowiadał ostatnie słowa, których bym się po nim spodziewała. Nigdy nie umiał w przepraszanie.

– Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz, ani że mi wybaczysz. – Popatrzył na mnie, rozżalony, po czym zaraz opuścił wzrok. – Chciałaś ze mną zamieszkać, wynająć coś wspólnie, a ja… Po prostu nie wiedziałem, czy jestem gotowy. I spierdoliłem. Było mi z tobą dobrze, ale nagle poczułem, że to nie to i chciałbym spróbować czegoś innego.

Nastąpiła długa, niezręczna chwila ciszy.

– Mimo tego chcę powiedzieć, że byłaś… jesteś dla mnie ważna. Mam nadzieję, że jeszcze porozmawiamy. Może nie za tydzień ani nie za miesiąc, ale… kiedyś?

– Robert, ja… – wykrztusiłam w odpowiedzi. – To bardzo dużo do… Wiesz co, potrzymaj wino, muszę na chwilę wyjść.

Przemykając przez salon i korytarz, którego ściany pokrywała ciemna boazeria, próbowałam robić co tylko mogłam, żeby zatrzymać napływające do oczu łzy. Dlaczego słowa Roberta tak bardzo mnie dotknęły? Od kilku tygodni marzyłam o rozmowie z nim, a teraz, gdy w końcu do niej doszło, wolałabym, żeby nie powiedział nic.

I co miałam zrobić z informacją, że to niedojrzały gówniarz? Że uciekł, bo między nami zaczęło być poważnie? Że wyrwał jakąś laskę żeby zobaczyć, jak zareaguję? Wszystko, co powiedział, zraniło mnie do głębi.

W końcu widziałam Roberta takim, jaki był naprawdę.

W łazience osuszyłam tylko oczy (bardzo uważałam, żeby nie rozmazać makijażu), umyłam dłonie (nie wiedzieć czemu, były mokre od potu), a gdy trochę ochłonęłam, postanowiłam wrócić na imprezę.

Po zamknięciu drzwi osłupiałam. Zamiast ujrzeć ponury, przygnębiający korytarz, znalazłam się w pokoju wypełnionym ludźmiLudźmi, których nie znałam.

Stałam nieruchomo, wytrzeszczając oczy. Przy stole siedziało sześciu mężczyzn, rozmawiających o czymś z poważnymi minami. Wszyscy sprawiali wrażenie, jakby studia mieli już dawno za sobą. Kim byli? Czy przyszli, kiedy ja zamknęłam się w toalecie? Nikt nie wyglądał na przejętego moją obecnością, nawet mnie nie dostrzegli. Słyszałam rozmowę, umiałam rozróżnić poszczególne słowa, ale nijak nie potrafiłam odgadnąć ich znaczenia. Naprawdę aż tyle wypiłam? Może coś było w tych kadzidełkach?

Zaniepokojona, rozejrzałam się i dostrzegłam drzwi po przeciwległej stronie pokoju. Z braku lepszego pomysłu ruszyłam w ich stronę. Wydałam z siebie zduszony okrzyk, gdy prawie wpadłam na ciemnoskórą kobietę.

– Przepraszam… – wymamrotałam pod nosem.

Nieznajoma nie zareagowała, po prostu przeszła obok. Zupełnie, jakbym nie istniała.

Kolejny pokój wyglądał prawie tak samo, jak ten poprzedni i jak salon Michała: zielonkawa, odklejająca się tapeta, ciemne kotary na oknach, wzorzysty dywan i meblościanka… Tutaj stał jednak fotel, w którym siedział starszy mężczyzna i z kimś rozmawiał. Zadrżałam, gdy wybuchnął śmiechem. W życiu nie słyszałam tak odrażającego, pozbawionego wesołości rechotu. Wydał się wręcz okrutny. Ułatwił mi decyzję, aby ruszyć ku kolejnym drzwiom, znowu po przeciwległej stronie pomieszczenia.

O co, do ciężkiej cholery, chodziło?! Czy to jakaś alkoholowa halucynacja?!

Wbrew wszelkim zasadom logiki, trafiłam z powrotem do pokoju, z którego dopiero co wyszłam. Ciemnoskóra kobieta nachylała się nad jednym z mężczyzn i coś szeptała.

Drżały mi ręce. Na twarz wystąpiły krople potu.

Gdzie jest Michał? Gdzie Klaudia? Grzesiek? Przechodziłam z jednego pomieszczenia do drugiego, próbując powstrzymać narastającą panikę. Mnóstwo ludzi, których nie znałam, mnóstwo nowych pokojów, albo tych, które widziałam już kilka minut wcześniej. Michał powiedział, że jego mieszkanie składa się z salonu, sypialni i małego gabineciku, a miejsce, do którego trafiłam, zupełnie nie odpowiadało temu opisowi. Jak miałam stamtąd wyjść?!

– Szukam moich przyjaciół – oznajmiłam z rozpaczą w głosie mijanemu nieznajomemu, ale zupełnie mnie zignorował.

Miałam już wybuchnąć płaczem, ale w końcu, po którejś próbie przejścia przez drzwi, zdołałam odnaleźć przedpokój.

Nie miał początku ani końca, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Z korytarzem w mieszkaniu Michała miał wspólny tylko jeden element: jego ściany pokrywała ciemna, bardzo stara boazeria. W zasięgu wzroku widziałam przynajmniej dwadzieścia kolejnych przejść. Dokąd mogły prowadzić?

Z braku lepszego pomysłu, podeszłam do losowo wybranych drzwi i nacisnęłam klamkę. Było zamknięte. Jęknęłam z bezsilności.

Nie wiem dlaczego, ale coś podkusiło mnie, żeby przyłożyć ucho do drewnianej powierzchni. Szybko tego pożałowałam.

Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby ktoś tak wrzeszczał! Dziesiątki przeraźliwych, bolesnych i rozpaczliwych krzyków splatały się w jeden wielki harmider, dobiegający z oddali, a jednak wciąż bardzo wyraźny. Co mogło się dziać po drugiej stronie?!

– Pomocy! – wył ktoś. – Błagam, pomocy!

Gdy odstępowałam od drewnianych drzwi, serce waliło mi tak, że chyba jeszcze chwila i wyskoczyłoby z piersi. Zakręciło mi się w głowie, zrobiło niedobrze. Do oczu napłynęły łzy.

– Niech mi ktoś pomoże! – zawołałam rozpaczliwie. – Michał, proszę was, gdzie jesteście?!

Usiadłam na podłodze, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Nie miałam pojęcia, gdzie trafiłam ani jak stąd wyjść.

Nie wiedziałam też, jak długo wyłam w pustym przedpokoju.

– Ona jest kompletnie roztrzęsiona… Chyba trzeba zabrać ją do domu…

Podniosłam głowę. Pochylali się nade mną Klaudia, Grzesiek i Michał, cała trójka z zatroskanymi, przejętymi minami. Z salonu dobiegała muzyka, kilka osób wychylało głowy, żeby zobaczyć scenę w korytarzu. Z powrotem byłam w mieszkaniu.

– Klaudia, ja… – zaczęłam mówić, gdy Michał przymknął już drzwi pokoju.

– Cicho, kochanie, już dobrze. – Przyjaciółka próbowała uspokoić mnie łagodnym głosem. – Co on powiedział ci w tej kuchni? Pieprzony idiota, Grzesiek, może z nim pogadasz…

Zwariowałam? Jak miałam wyznać Klaudii prawdę?

– Zamówię wam Ubera – oświadczył Michał, obserwując mnie z niepokojem. – Zapraszanie Roberta chyba nie było najlepszym pomysłem… Przepraszam. Jestem kretynem.

Gdy czekaliśmy na dole na taksówkę zorientowałam się, że w mieszkaniu została moja torebka. Nie miałam jednak ochoty w tamtym momencie po nią wracać. Przez całą drogę do domu milczałam jak zaklęta, chociaż przyjaciele próbowali mnie zagadywać.

Nie mogłam wyrzucić z pamięci wrzasków zza tych przeklętych drzwi.

 

*

 

– Zwariowaliście? Tu nigdy nie było mieszkania numer pięćdziesiąt sześć! Pijaki i ćpuny! Znikajcie, zanim zadzwonię po policję.

Starsza kobieta z hukiem zatrzasnęła przed nami drzwi. Wymieniłam z Grześkiem skołowane spojrzenia.

Nie chciałam wracać do Michała, ale w torebce zostało wszystko: dowód, prawo jazdy, karty płatnicze, zdjęcia najbliższych… Klaudia wymigała się od wyprawy, tłumacząc bólem głowy, ale na szczęście Grzesiek powiedział, że pojedzie ze mną. We dwójkę było raźniej.

Przez całą drogę na Bielany powtarzałam w myślach, że wczoraj po prostu coś sobie uroiłam. Takie rzeczy nie miały racji bytu.

Mieszkanie Michała znajdowało się na czwartym piętrze, ale gdy weszliśmy po schodach ze zdumieniem odkryliśmy, że czwartego piętra po prostu nie ma.

– Może pomyliliśmy bloki? – zapytał Grzesiek.

– Nie, nie… jestem pewna, że to tutaj. Numer budynku przecież się zgadza.

Zeszliśmy na dół. Sięgnęłam po telefon, aby odszukać adres raz jeszcze w rozmowie z Michałem.

– Grzesiek… – oznajmiłam po chwili drżącym głosem. – Nie ma konwersacji z nim. Nie ma jego profilu.

– Ja też go nie widzę… – odparł, sprawdzając swój telefon. – To jakiś żart? Przecież nawet gdyby nas zablokował, rozmowa by została…

– Przyśniło nam się, że byliśmy na domówce? Kurwa, co tu jest grane?

Grzesiek podjął decyzję, że napisze do jednego z chłopaków z imprezy, a ja odeszłam trochę na bok. Wzięłam głęboki wdech, po czym wybrałam numer do Roberta. Trzy razy.

Brak sygnału.

– Adam pisze, że zebrali się z domówki około trzeciej w nocy. Robert, nawalony jak szpadel, został tam, a Michał powiedział, że go przenocuje – poinformował mnie Grzesiek po kilku chwilach.

– Dzwoniłam do Roberta. Nie odpowiada.

– Może odsypia?

– Jest osiemnasta…

Wiesz, chyba powinnaś uważać na to, co mówiszŻyczenia lubią się spełniać. Nie wiedzieć czemu, słowa wypowiedziane w palarni zabrzmiały wyraźnie w mojej głowie. Zrobiło mi się zimno. Nagle wszystko to, czego doświadczyłam dzień wcześniej, nabrało kształtów. Zaczęło być prawdziwe.

Upiornie prawdziwe.

Wybrałam numer do Roberta raz jeszcze, znowu bez rezultatu.

– Grzesiek, może ty spróbujesz do niego zadzwonić? – Głos mi się łamał.

Co ja narobiłam?! Przeklęłam byłego chłopaka? Gdzie on jest? Przypomniałam sobie drewniane, zamknięte drzwi na tym paskudnym korytarzu i udręczone wrzaski dobiegające zza nich… a po moim ciele przeszedł dreszcz. To nie jest naprawdę, to nie jest naprawdę, to nie jest naprawdę… tłumaczyłam sobie raz za razem.

– Nie odbiera…

– Próbuj do skutku.

Co powinnam zrobić? Dzwonić na policję? Powiedzieć, że zaginął Robert, mój były partner, którego zaatakowałam tydzień temu i którego widziałam po raz ostatni na domówce w mieszkaniu, które nie istnieje?

Nagle usłyszałam, że Grzesiek zaczął z kimś rozmawiać. Na kilka długich chwil wstrzymałam oddech.

– Nic mu nie jest – oznajmił, a ja głośno wypuściłam powietrze z płuc. – Zmył się od Michała po czwartej, dopiero teraz włączył telefon.

Nigdy nie czułam potrzeby, żeby za coś dziękować Bogu. W tamtym momencie zrobiłam to po raz pierwszy w życiu.

 

*

 

– Jest taka ślizgawica, aż nie do uwierzenia… Wyszłam z domu i prawie wybiłam sobie zęby – uskarżała się donośnym głosem jakaś kobieta w średnim wieku.

Nigdy nie należałam do fanek Bożego Narodzenia i świątecznych zakupów. Nie znosiłam wielogodzinnych wypraw do centrum handlowego, gorączkowych poszukiwań prezentów, przeciskania się przez rozgorączkowany tłum…

Ponad trzy lata po pamiętnej domówce Robert taszczył nieprawdopodobną liczbę toreb, z głośników rozbrzmiewało Last christmas, a ja dopijałam właśnie zimową herbatkę, wziętą na wynos w jednej z kawiarni.

– Muszę jeszcze skoczyć po fajki. Może się rozdzielimy? Podjedziesz autem i wrócimy do domu – zaproponował mój chłopak.

Przystałam na ten plan. Wszystkie miejsca parkingowe pod galerią były zajęte, więc musieliśmy zostawić samochód kilka ulic dalej. Owinęłam się szczelnie szalikiem, założyłam rękawiczki i wyszłam na zewnątrz.

Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do ciebie wróci, jest twoje. I Robert wrócił. Po sześciu miesiącach od naszego rozstania zeszliśmy się ponownie. Czy było łatwo? Jasne, że nie. Oboje musieliśmy przejść długą drogę, dojrzeć, wiele zrozumieć i ułożyć w głowach, ale w końcu sprawy wyglądały tak, jak zawsze chciałam. Skończyliśmy studia, ja robiłam aplikację, a Robert załapał się na staż w renomowanej kancelarii. Wynajmowaliśmy mieszkanie na Ursynowie, przygarnęliśmy nawet kota… No i po raz pierwszy zabierał mnie na święta do domu.

Uwierzyłam w to, że prawdziwa miłość pokona każdą przeszkodę. Nie było idealnie, ale naprawdę nie miałam na co narzekać.

Odnalazłam auto, odpaliłam je i ruszyłam. Miejskie służby zrobiły sobie chyba wolne, a solarki nie nadążały z posypywaniem oblodzonej jezdni. Jechałam wolno, ostrożnie i nie może mi się dziwić nikt, kto choć raz spróbował w grudniu przejechać ulicami Warszawy.

Stanęłam naprzeciwko galerii i włączyłam radio. Po kilku minutach zobaczyłam Roberta po drugiej stronie ulicy. Szukał samochodu wzrokiem przez kilka chwil, ale w końcu pomachał do mnie i ruszył przez pasy.

To się stało właśnie wtedy.

Auto nadjechało znikąd. Ostry pisk opon, czyjś krzyk, wreszcie głuche łupnięcie. Robert przeleciał kilka metrów i wylądował na jezdni, a torby z zakupami wystrzeliły w powietrze. Pamiętam pokruszone szkło, które jeszcze chwilę temu było zestawem kieliszków dla ciotki Haliny.

Ktoś wrzasnął, ktoś zaczął płakać, jakiś facet podbiegł do mojego ukochanego, a kierowca, który stracił panowanie nad pojazdem, wyszedł na zewnątrz i złapał się za głowę.

Naprawdę chciałam wybiec, ruszyć Robertowi z pomocą. Naprawdę. Ciało odmówiło mi jednak posłuszeństwa, nie drgnął ani jeden mięsień. Mogłam tylko tkwić nieruchomo, z szeroko otwartymi ustami, patrząc, jak plama krwi wokół mojego chłopaka powiększa się z każdą chwilą.

Poczułam, że ktoś siedzi w fotelu pasażera obok mnie.

Michał. W tej swojej szarej koszulce, nieco za dużych dżinsach, z pozornie nieułożoną fryzurą. Mrugnął do mnie i uśmiechnął się serdecznie.

– Idź do piekła, chuju! Wypierdalaj w diabły! Dokładnie tak mu wtedy powiedziałaś – oznajmił pogodnym tonem.

Potrącony Robert leżał na ulicy, ale mogłam tylko patrzeć na Michała. Nie byłam w stanie wydobyć z gardła nawet jednego dźwięku.

– Masz coś, co należy do mnie. Przepraszam, ale muszę poprosić o zwrot. Zabawne, że ze wszystkich wybrałaś akurat tę Roberta…

Wyciągnął otwartą dłoń, a coś w kieszeni mojego płaszcza zaczęło drgać. W końcu wydostało się, poleciało w kierunku Michała i wylądowało mu w ręce.

Moneta. Moneta, którą dał mi na domówce.

Chwilę potem po prostu zniknął.

A ja zaczęłam wrzeszczeć.

Koniec

Komentarze

Nie wiem, czy to dobry horror, bo raczej nie czytam horrorów, więc się nie znam, al czyta się bardzo dobrze, historia mnie wciągnęła.

Dobry tekst.

Część ze znikającym mieszkaniem skojarzyła mi się trochę z opowiadaniem Muzyka Ericha Zanna Lovecrafta, natomiast wątek monety przywiódł mi na myśl Ludzi Bez Twarzy z Braavos.

Spodziewałem się, że gość ostatecznie odmelduje się z tego świata, natomiast skutecznie odwlekałeś ten moment i lawirowałeś, by wzmocnić ciekawość czytelnika.

Akcję opisałeś płynnie i obrazowo – meblościanka, stara kanapa czy boazeria dawały wyobrażenie – nie tylko wizualne – warunków mieszkaniowych Michała. Podobnie jest ze scenami w barze.

Jedyne, nad czym bym się pochylił, to postać głównej bohaterki – widziałbym więcej jej inicjatywy i celów działania, żeby fabuła była popychana większym udziale Anki w stosunku do innych postaci.

Napisałbym więcej, ale bycie facetem z gorączką to poważny stan… ;)

 

Daję polecajkę do biblioteki.

Pozdro!

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć, Pusiu, bardzo dziękuję za wizytę i ogromnie się cieszę, że historia Cię wciągnęła :)

 

Sagitt, Tobie również dziękuję, że wpadłeś – i to mimo agonalnego stanu, w którym się znalazłeś. Życzę Ci, abyś wrócił do zdrowia i aby te straszliwe katusze, które obecnie przeżywasz, odeszły jak najprędzej w niepamięć :D

Cieszy mnie, że przypadły Ci do gustu opisy, a opowieść nasunęła skojarzenia, rozumiem też uwagę/zastrzeżenie dotyczące głównej bohaterki.

Dzięki za polecenie do biblioteki! Kłaniam się nisko!

Cóż, AmonieRa, choć opowiadanie zaciekawiło mnie, a miejscami nawet zaintrygowało, to muszę powiedzieć, że po przeczytaniu czuję pewien niedosyt. Opisałeś sytuacje wymykające się rozumowi, skutkiem czego bohaterka jest przekonana, że doznała poalkoholowych halucynacji i mam wrażenie, że po pewnym czasie przeszła nad wszystkim do porządku dziennego. Mogę się tylko domyślać, kim był Michał, ale domysły mi nie wystarczają. Chciałabym, AmonieRa, aby w opowiadaniu było coś, co by mnie utwierdziło w Twoich sugestiach.

Skoro to Twoje pierwsze zmagania z horrorem, pozostaję z nadzieją, że kolejne próby będą coraz lepsze. :)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

za­gad­nął Grze­siek, gdy wró­cił już do sto­li­ka z trze­ma ku­fla­mi. → Czy dobrze rozumiem, że na stoliku były już trzy kufle.

A może miało być: …za­gad­nął Grze­siek, gdy z trze­ma ku­fla­mi wró­cił już do sto­li­ka.

 

przy­szli w po­wy­cią­ga­nych dre­sach i sta­rych t-shir­tach. → …przy­szli w po­wy­cią­ga­nych dre­sach i sta­rych T-shir­tach.

 

może stru­mie­nie al­ko­ho­lu po­mo­gły­by za­sy­pać rów mię­dzy nami… → Obawiam się, że strumienie cieczy niczego nie zasypią.

 

Nie­wie­le my­śląc, ru­szy­łam w prze­ciw­le­głym kie­run­ku… → Nie­wie­le my­śląc, ru­szy­łam w prze­ciw­nym kie­run­ku

 

– Anka. Nie ko­ja­rzę cię z zajęć.. → Jeśli wypowiedź miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Wy­bu­chłam śmie­chem.Wy­bu­chnęłam śmie­chem.

http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html

 

Za­nie­po­ko­je­ni i pod­eks­cy­to­wa­ni lu­dzie roz­stą­pi­li się, przy­glą­da­jąc nie­co­dzien­nej sce­nie. → Pewnie chciałeś uniknąć powtórzenia zaimka się, ale zwrot przyglądając niecodziennej scenie nie brzmi najlepiej.

Proponuję: Za­nie­po­ko­je­ni i pod­eks­cy­to­wa­ni lu­dzie roz­stą­pi­li się, widząc niecodzienną scenę.

 

– Wiem, że to nie­ła­twe i że jest ci przy­kro, ale za­gryź zęby. → Można zagryźć wargi/ usta, ale nie można zagryźć zębów.

Proponuję: – Wiem, że to nie­ła­twe i że jest ci przy­kro, ale zaciśnij zęby.

 

wska­za­łam jakąś mi­secz­kę wy­peł­nio­ną mo­ne­ta­mi na ku­chen­nym bla­cie. → Dość niezgrabne zdanie.

Proponuję: …wska­za­łam stojącą na kuchennym blacie mi­secz­kę wy­peł­nio­ną mo­ne­ta­mi.

 

Trzy kie­lisz­ki wina i około trzy­dzie­ści rund… → Trzy kie­lisz­ki wina i około trzydziestu rund

 

Za­drża­łam, gdy wy­buchł śmie­chem.Za­drża­łam, gdy wy­buchnął śmie­chem.

 

– Za­mó­wię wam ubera – oświad­czył Mi­chał… → – Za­mó­wię wam Ubera – oświad­czył Mi­chał

 

Auto nad­cią­gnę­ło zni­kąd. → A może zwyczajnie: Auto nadjechało/ pojawiło się zni­kąd.

 

Za­baw­ne, że ze wszyst­kich wy­bra­łaś aku­rat Ro­ber­ta…Za­baw­ne, że ze wszyst­kich wy­bra­łaś aku­rat Ro­ber­ta

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry wieczór, Reg!

Ech, niektórych usterek nie potrafię wytłumaczyć inaczej, jak tylko zaćmieniem w pustym czerepie, zwłaszcza to wybuchanie śmiechem ;D Wprowadziłem wszystkie proponowane poprawki, zastanawiam się tylko nad jedną propozycją:

 

może strumienie alkoholu pomogłyby zasypać rów między nami… → Obawiam się, że strumienie cieczy niczego nie zasypią.

Miałem oczywiście na myśli to, że lejący się strumieniami alkohol pomógłby poluzować obyczaje, przeskoczyć blokady i w rezultacie, jak miała nadzieję Anka, doprowadzić do zgody pomiędzy nią a byłym. Może strumienie alkoholu pomogłyby nam się dogadać? Może przyswajany w ilościach hurtowych alkohol pomógłby odnaleźć wspólny język?

Jeśli miałbym coś powiedzieć o opowiadaniach, które pokazałem na portalu, to chyba najlepiej czuję się w opowieściach humorystycznych, tworzę je z ogromną przyjemnością i to właśnie one zebrały najlepsze recenzje. Mimo to nie chcę być monotematyczny i próbuję swoich sił z różnymi gatunkami… z bardzo różnym efektem. Wydawało mi się, że ostatnia scena praktycznie zdradza prawdziwą tożsamość Michała, chociaż faktycznie nie zostaje to wypowiedziane dosłownie, a nie chciałem tez walić czytelnika obuchem w łeb ;D Może faktycznie rozwiązanie tej zagadki nie wybrzmiało należycie i stąd wspomniany przez Ciebie niedosyt. 

Bardzo dziękuję za przeczytanie opowiadania, za czas poświęcony na wyłapanie usterek i za podzielenie się opinią! Bardzo mi miło, jak zresztą za każdym razem, gdy widzę Twój komentarz pod swoim tekstem :) 

Dobrej nocy!

…nie­któ­rych uste­rek nie po­tra­fię wy­tłu­ma­czyć ina­czej, jak tylko za­ćmie­niem w pu­stym cze­re­pie

AmonieRa, nie masz pustego czerepu – gdyby był pusty, zaćmienie nie miałoby czego zaćmiewać. Ale miło mi, że mogłam się przydać. :)

 

Mia­łem oczy­wi­ście na myśli to, że le­ją­cy się stru­mie­nia­mi al­ko­hol po­mógł­by po­lu­zo­wać oby­cza­je, prze­sko­czyć blo­ka­dy i w re­zul­ta­cie, jak miała na­dzie­ję Anka, do­pro­wa­dzić do zgody po­mię­dzy nią a byłym. 

Anka jest dużą dziewczynką i z pewnością doskonale wie, że alkohol w takich sytuacjach nie pomaga, a może narobić jeszcze większych szkód, czego przykładem jest jej zachowanie w Jamie. Są sprawy, które należy załatwiać na trzeźwo, choć szczera rozmowa też nie zawsze przyniesie oczekiwane rezultaty, ale strumienie alkoholu mogą całkowicie zniszczyć wszystko.

 

Jeśli miał­bym coś po­wie­dzieć o opo­wia­da­niach, które po­ka­za­łem na por­ta­lu, to chyba naj­le­piej czuję się w opo­wie­ściach hu­mo­ry­stycz­nych, two­rzę je z ogrom­ną przy­jem­no­ścią i to wła­śnie one ze­bra­ły naj­lep­sze re­cen­zje. Mimo to nie chcę być mo­no­te­ma­tycz­ny i pró­bu­ję swo­ich sił z róż­ny­mi ga­tun­ka­mi… z bar­dzo róż­nym efek­tem.

I to jest, moim zdaniem, słuszne podejście do sprawy, ale jeśli nagle zorientujesz się, że próba wyrwania się z, jak to nazywasz, monotematyczności, nie przynosi zadowalających efektów, wróć do pisania tego, co sprawia Ci największą przyjemność i przynosi uznanie czytelników.

Powodzenia! :D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Merenptahu!

 

Biblioteczne opowiadanie, więc kliknę. :3

Natomiast czuję delikatny ból mojej katafrackiej, pokrytej lamelkowym pancerzem dupki, bo opko całkiem przewidywalne. ;_;

Już od początku dało się wyczuć, że Michał to bardziej Adramelech, aniżeli Misza z Bielan. Teksty protagonistki były bardzo sugestywne, że owszem, Robert pójdzie do piekła. Zwłaszcza, że wiemy, że mamy do czynienia z horrorem. Więc przeczytałem całe, ale czuję spory niedosyt. Bo założyłem sobie z dużą dozą pewności, że zakończenie będzie takie, i takie było.

Ale napisane dobrze, jeśli chodzi o całą resztę. Emocje bohaterki przedstawiłeś przekonująco, showowałeś, nie tellowałeś, więc duży plus – zwłaszcza w przypadku narracji pierwszoosobowej. Twoja wizja piekła też ciekawa – te demony korposzczury/potępione dusze etc. – podobało mi się. :3

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Tekst ogólnie fajny. Zgadzam się, że w dużej części przewidywalny. Nawet nie trzeba podkreślać, że życzenie się spełni.

Chętnie powitałabym rozbudowanie wątków fantastycznych, bo nie bardzo rozumiem, jak zadziałały. O co chodziło z tą dziwną kamienicą – przyszłość, historia alternatywna, piekło? Czy dziewczyna musiała mieć przy sobie monetę chłopaka, żeby klątwa się spełniła? Co by się stało, gdyby wybrała jakąś inną?

Babska logika rządzi!

Jako początek pracy nad horrorem – tak. Jako gotowy utwór – nie. Finkla ma rację z tym nadmiarowym wątkiem. Dużo emocji, bardzo dużo młodzieńczych zachowań bohaterów (rany boskie, toć to przyszli prawnicy!;). Ale nie trafiło , nie porwało, a przede wszystkim – nie wystraszyło. Weźże odkuj z tego ładnie zapowiadającego się kawału marmuru, co niepotrzebne, wycyzeluj i będzie git :D . Zapewniam, że da się. Pozdr

Już tylko spokój może nas uratować

Opowiadanie w moim guście. Lubię takie historie mocno zakorzenione w rzeczywistości. Przeczytałem z zaciekawieniem, w czym pomogło bez wątpienia dopracowanie tekstu. To co mi osobiście przeszkadzało, to bardzo niedojrzałe zachowania bohaterów, no ale w końcu tylko studenci. Trudno mi się w związku z tym z nimi utożsamić, czy ich zrozumieć. To akurat nie moja bajka. No i styl tekstu jest taki Basic, podstawowy. Może to dlatego, że sama główna bohaterka nie ma za bardzo charyzmy. "Dyskoteki, chłopaki i takie, takie" – trochę tak ją odbieram. Niemniej fajne opowiadanie.

Anka jest dużą dziewczynką i z pewnością doskonale wie, że alkohol w takich sytuacjach nie pomaga, a może narobić jeszcze większych szkód

Reg, Anka oczywiście jest dużą dziewczynką i z całą pewnością do głupich nie należy – w końcu przyjęli ją na prawo ;P Mimo wszystko mierzy się z odrzuceniem (Kto wie? Może to jej pierwsza duża miłość?) i z całą pewnością nie byłaby pierwszą osobą w historii, która z powodu zakochania zapomniała o godności oraz zdrowym rozsądku. Ludzie robią najróżniejsze głupoty, gdy mają złamane serca, co też starałem się pokazać w opowiadaniu ;D

 

Witam też serdecznie nowych Czytelników :)

 

Barbarzyńco, Ośmiornica i Ambush zwracały mi uwagę już w trakcie bety na to, że dość łatwo przewidzieć bieg wydarzeń. Próbowałem trochę to zamaskować (wyszło raczej średnio), ale zaobserwowałem też, że dużo horrorów zbudowanych jest na zasadzie: dobrze wiadomo, że zaraz się coś wydarzy, czytelnik tego w napięciu oczekuje, ale nie wiadomo kiedy, w jaki sposób, czy to już… napięcie narasta. Mam na myśli na przykład Kingowski Smętarz dla zwierzaków, albo, żeby nie szukać daleko, opowiadanie Zygfryda z portalu o Nocnym Radiu (swoją drogą bardzo dobre i polecam zajrzeć :D). Chyba coś takiego nieudolnie próbowałem w opowiadaniu zastosować xD

Dziękuję za docenienie opisów emocji i mojej wizji piekła, a także za bibliotecznego klika :)

 

Hej, Finklo! W moich założeniach klątwie do spełnienia wystarczyło zaledwie jej wypowiedzenie, a o realizację zadbał już ktoś podający się za Michała. Anka natomiast w mieszkaniu ujrzała to, czym naprawdę to miejsce jest, czyli piekłem, albo chociaż jego przedsionkiem. Rzecz faktycznie nie zostaje dopowiedziana, być może zbyt wiele pytań pozostawiłem bez odpowiedzi. Przeszkadzało Ci w lekturze dokładnie to samo, co Reg. Wskazałyście mi jasno, o co muszę zadbać przy okazji kolejnego opowiadania :) Kłaniam się, dziękuję za lekturę i zgłoszone uwagi.

 

Rybaku, przykro mi, że nie porwało i nie przestraszyło, ale dziękuję, że dostrzegłeś ukryty pod niedoróbkami potencjał ;D

 

Dużo emocji, bardzo dużo młodzieńczych zachowań bohaterów (rany boskie, toć to przyszli prawnicy!;)

Znam prawników 40+ przejawiających bardzo podobne “młodzieńcze” zachowania xD Wykonywany zawód, niestety, nie determinuje dojrzałości emocjonalnej. 

Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wizytę!

 

Ludzie robią najróżniejsze głupoty, gdy mają złamane serca, co też starałem się pokazać w opowiadaniu ;D

Istotnie, AmonieRa, niepowodzenia w sferze uczuć potrafią nieszczęśliwie zakochanym odebrać resztki zdrowego rozsądku, o ile założymy, że wcześniej mieli go dostatek. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wpadam w podwójnej roli dyżurnej i bety.

Cóż, pewnie Byli niemili nie jest horrorem po którym nie można spać, ale psychologicznie jest dla mnie bardzo wiarygodny. I to, że prawnicy, że na poziomie, no i co z tego?!

Gdyby ludzie nie robili głupot, nie ulegali porywom serca, lub innych organów. to nie byłoby wielu dramatów, hańb, zbrodni i wojen;)

Bohaterka działa impulsywnie, by nie powiedzieć głupio i mocno się szarpie, ale zburzył jej się poukładany (jak sądziła) świat.

Podoba mi się wizja szatana, taka skromna i pozbawiona nachalności;)

No a piekło w wersji PRL podobało mi się ogromnie.

Myślę sobie, że brzydota otoczenia może być formą cierpienia po śmierci;)

“jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy, oczy, oczy“ – jak śpiewał poeta.

Lożanka bezprenumeratowa

Tekst był przyjemny i całkiem szybko się go czytało. Jedyny mój problem był z przewidywalnością fabuły, mimo, że z początku byłam zaintrygowana to nim dalej szłam tym bardziej odczuwałam, że wiem co sie stanie za chwile (i zwykle tak też było). Nie jest to nic szokującego, ani wyjątkowego, ale jak na pierwsze podejście do horroru to widać potencjał. Podobał mi się styl pisania, bardzo przystępny w odbiorze, bez zbędnych udziwnień. 

Dzień dobry, witam nowych czytelników z łoża boleści po ekstrakcji ósemki z powikłaniami ;D Niestety, przygody z zębami mądrości nie omijają nawet egipskich bóstw.

 

Pesos, dziękuję za wizytę i przepraszam, że nie zauważyłem Twojego komentarza. Chyba pisaliśmy wiadomości w tym samym czasie i umknęła mi Twoja wypowiedź. W każdym razie cieszę się, że opowiadanie trafiło w Twój gust, chociaż rozumiem, że ciężko było wejść w buty bohaterki. Bardzo dziękuję za lekturę i komentarz ;)

 

Ambush, horrory to chyba nie moja bajka, ale jeszcze Wam kiedyś napiszę taki dreszczowiec, że wszyscy nie będziecie przeze mnie spać po nocach ;D

Bohaterka oczywiście zachowuje się mocno niedojrzale (podobnie jak jej były chłopak), ale moim zdaniem takie są przywary wieku mocno młodzieńczego. Fajnie, że spodobał Ci się mój szatan i moje piekło!

Brzydota jako forma cierpienia po śmierci… Biuro, w którym przyszło mi pracować, jest szare, ponure, wszystko dookoła zabetonowane i kiedyś sobie pomyślałem, że chyba największą karą po śmierci byłoby dla mnie zostać tam na zawsze, bez możliwości opuszczenia tego miejsca ;D Peerelowskie mieszkania w porównaniu do tego mają jakiś swój dziwny, ale jednak urok.

Dziękuję za drobiazgową betę i za ponowną lekturę!

 

Kemarii_x, element zaskoczenia, jak wynika z wypowiedzi Twojej i innych czytelników nie wyszedł mi zupełnie, ale dobrze chociaż, że przeczytałaś opowieść z zainteresowaniem i dostrzegasz w niej potencjał ;) Bardzo dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i podzieliłaś się opinią, miło mi!

Pozdrawiam!

Nie ocenię horroru, bo się na nim nie znam. Myślę, że trochę za mało trzyma w napięciu. Podobało mi się jako opowiadanie i stwierdzam, że jest naprawdę dobre. Nie bardzo rozumiem wątek z monetami, choć tłumaczę to, że wyciągnięcie monety osoby, kieruje ją do piekła. Może i zakończenie przewidywalne, ale następujące we właściwym momencie. Dobrze i płynnie się czyta, więc warsztat, na plus. Kliknę do bibliotekismiley

Cześć, AmonieRa! :D

 

Tekst zakolejkowałem już jakiś czas temu, ale dopiero teraz udało mi się usiąść do lektury. Trochę ponad 30k znaków zleciało nawet nie wiem kiedy, więc empirycznie udowodnione zostało, że lektura była płynna i przyjemna :D

 

Prawdę mówiąc, kupiłeś mnie jak paczkę żelków już samym wprowadzeniem do historii. Studenci prawa w pubie, w którym odbywają się imprezy karaoke? Znam ten motyw, aż zbyt dobrze :D

 

Klimat studenckich wypadów oddałeś wybornie, może jedynie Michał wypadł, jako gospodarz domówki lekko nazbyt hojnie (w sensie, skąd u licha tyle alkoholu i przekąsek ogarnął?!). Od momentu halucynacji/zwidów/działania mrocznych sił po wyjściu z toalety, akcja bardzo nabrała tempa. Tutaj postawiłbym minimalny “zarzucik” (wiem, że nie ma takiego wyrazu) – mozolnie budujesz klimat grozy, a potem nagle wszystko dzieje się bardzo szybko.

 

Niemniej, czytało się bardzo dobrze, a biblioteka zdecydowanie zasłużona. Dziękuję za podzielenie się bardzo dobrą lekturą :)

 

I to, że prawnicy, że na poziomie, no i co z tego?!

Co wydarzyło się na studiach prawniczych, zostaje na studiach prawniczych :P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej, Milis! ;)

Jeśli chodzi o wątek z monetami, miałem na myśli coś takiego, że te monety symbolizują dusze należące już do Michała (chociaż oczywiście to nie jego prawdziwe imię :P). Nie oddał on monety Ance, a jedynie wypożyczył i w końcu pojawił się znowu i upomniał o to, co jego.

Dobrze, że chociaż horroru tu za dużo nie wykryłaś, to opowiadanie przypadło do gustu! No i dziękuję za ostatniego kopa do biblioteki.

 

cezary_cezary, czy Ty studiowałeś prawo? :D

Też przez chwilę się zastanawiałem, czy nie przeholowałem z aż tak dobrze wyposażonym barkiem Michała, ale z drugiej strony wśród studentów prawa jest wielu takich, którym wykształcenie + życie podczas jego uzyskiwania hojnie fundują majętni rodzice i postanowiłem, że to jednak przejdzie xD

Bardzo dziękuję za wizytę i podzielenie się opinią, miło mi, że przeczytałeś!

Pozdrawiam!

cezary_cezary, czy Ty studiowałeś prawo? :D

Si, nawet aplikację ogarnąłem kilka lat temu ;P

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Gratuluję i jestem pełen podziwu, że wytrwałeś i dałeś radę ;D Ja na czwartym roku powiedziałem sobie “dość” i ani przez chwilę nie żałowałem decyzji.

Hej AmonRa,

dziękuję za wyjaśnienie ;)

Nowa Fantastyka