- Opowiadanie: Wiola27 - Klątwa Atlantydów - Persywia

Klątwa Atlantydów - Persywia

„Byłeś od­bi­ciem do­sko­na­ło­ści, pełen mą­dro­ści i nie­zrów­na­nie pięk­ny.

Miesz­ka­łeś w Ede­nie, ogro­dzie Bożym; okry­wa­ły cię wszel­kie­go ro­dza­ju szla­chet­ne ka­mie­nie: rubin, topaz, dia­ment, tar­szisz, onyks, beryl, sza­fir, kar­bun­kuł, szma­ragd, a ze złota wy­ko­na­no okręt­ki i opra­wy na tobie, przy­go­to­wa­ne w dniu twego stwo­rze­nia.

Jako wiel­kie­go che­ru­ba opie­ku­nem usta­no­wi­łem cię na świę­tej górze Bożej, cha­dza­łeś po­śród błysz­czą­cych ka­mie­ni.

Byłeś do­sko­na­ły w po­stę­po­wa­niu swoim od dni twego stwo­rze­nia, aż zna­la­zła się w tobie nie­pra­wość.” Ks. Eze­chie­la, Roz. 28, 12-15, Bi­blia Ty­siąc­le­cia

- kontynuacja 

Oceny

Klątwa Atlantydów - Persywia

Zegar tykał.

Rytmicznie i stabilnie niczym bijące serce.

Jak długo tu była?

Nie wiedziała.

Dla niej czas stanął w miejscu, a może poruszał się jednak tak bardzo mozolnie, że nie odróżniała już upływających kolejno po sobie minut, godzin ani dni. Tygodnie i miesiące zatarły się gdzieś w jej pamięci, zlewając się w jedną, czarną breję.

Czas ciągnął się jak klej. Kolejne minuty stały się nieznośnie długie i lepkie jak pajęcza nić.

W długowiecznym istnieniu to naprawdę było jak chwila, która trwała krócej niż zachłyśniecie się oddechem.

A jednak nawet ona ta, która jest nieśmiertelna czuła, że podczas czekania czas wydłuża się jak guma, a tykanie zegara było teraz dla niej wytworną torturą.

Tik-tak, tik-tak.

Rozchodziło się głuchym echem po lochach. Od tego dźwięku bolała ją już głowa. Przewróciła oczami i zasyczała z bólu. Rozejrzała się rozgorączkowanym, na półprzytomnym wzrokiem.

Siedziała na małym, żelaznym stołeczku obitym cienką skórą z lichego cielęcia. Czuła jak żelazne pręty wbijają się w jej krągłe uda i pośladki, odciskając na nich bolesne ślady w kolorze ognistego fioletu.

Siedziała w zimnej, mokrej celi. Dookoła roznosił się smród spleśniałych grzybów i wilgotnej ziemi. Stopy i dłonie miała zakute w ciężkie, żelazne kajdany. Żelazo paliło jej delikatną skórę jak ogień. Twarz miała opuchniętą.

Fioletową.

Czuła jak płonie od otrzymanych razów i z gorączki zaognionych ran. Lewa powieka opadła ciężką bulwą, przesłaniając jej czarne, pozbawione blasku oko.

Druga wisiała na kawałku skóry, powiewając niczym flaga wciągnięta na maszt. Z każdym oddechem czuła ból połamanych żeber.

Jej niegdyś smukłe, białe jak grecki marmur dłonie teraz przypominały bezkształtną masę w kolorze purpury i krwi.

Stopy też jej zmiażdżyli.

Najgorszą jednak torturą okazał się jej dar.

Nieśmiertelność.

Nie mogła umrzeć, a kaci mogli ją torturować przez całą wieczność. Po rozgrzanych, opuchniętych policzkach przesunęły się dwie, ciche łzy. Odetchnęła delikatnie i splunęła krwią.

Wyprostowała się.

Jestem królową, a królowa nigdy nie płacze. Szepnęła do siebie.

Zacisnęła zęby. Musiała być silna, dla swojego ludu, dla siebie i swoich następców. Mimo tych wszystkich niedogodności najgorsze było czekanie.

Czekanie na co?

Na kolejne tortury?

Na koniec świata?.

Jej niegdyś jasna jak płatki lotosu skóra teraz spękana niczym wiosenny lód pokryta była pajęczyną sińców i krwiaków. Słabe światło kryształów, które wdzierało się do lochu przez wąskie szczeliny w drewnianych drzwiach, dodawało jej otuchy.

Otoczyła ją cisza.

Cisza przerywana, co jakiś czas kapaniem wody i dręczącym jej umysł tykaniem zegara.

Siedziała w celi, z dala od swoich.

Osamotniona.

Ograbiona z boskości, odarta z godności i pozbawiona nadziei.

Naga.

Jedynym okryciem, jakie miała na sobie były jej długie, gęste, złote włosy. Nie mogła się nawet poruszyć. Przy każdym jej ruchu żelazne kajdany zaciskały się mocniej i paliły jej ciało niczym żywy ogień.

Westchnęła.

Nagle drzwi otworzyły się energicznie. Do środka wdarło się ostre i zimne światło. Persywia zmrużyła powieki. Gdy jej oczy przywykły do jasności, rozchyliła je lekko. W progu stała wysoka i szczupła kobieta.

Prężna i dumna.

Wyprostowana niczym strzała.

Niczym pradawna, mroczna bogini odziana w wykuty ze złota napierśnik oraz jedwabną, bogato haftowaną suknię przemaszerowała dumnie przez lochy.

Zatrzymała się w pół kroku. Zakołysała się lekko i wbiła bezczelne spojrzenie w Persywię. Jej twarz wykrzywił grymas przypominający uśmiech. Ruszyła powoli.

– Proszę, proszę – zagwizdała zachwycona. – Sama pani Jasnego Dworu – dźwięczny, melodyjny głos przypominający śpiew anielskich chórów rozszedł się po lochach.

Persywia zmrużyła oczy.

Chciała jej się lepiej przyjrzeć, ale światło wciąż było dla niej zbyt ostre.

– Kim jesteś? – spytała ochrypłym głosem i zwilżyła językiem pokryte strupami, spalone gorączką usta.

– Więc jednak mnie nie pamiętasz – dodała rozczarowanym głosem i podeszła bliżej.

Pochyliła się w jej stronę na tyle blisko, żeby królowa mogła się jej lepiej przyjrzeć. Uniosła, wskazującym placem podbródek królowej i zajrzała jej w oczy. Lewe oko nieznajomej było czarne, błyszczące jak onyks, drugie zaś białe jak śnieg.

Martwe.

Włosy miała w kolorze ognia. Twarz nieskazitelną, cerę bladą jak pergamin. Nieznajoma była idealnie piękna jak wszystkie pierwsze istoty. Przypominała Persywi dawną boginię wojny – Mars.

Pani Eldirias przełknęła ciężką gulę i się zawahała. Chciała wyszeptać jej imię, ale bogini ubiegła jej słowa i wysyczała kąśliwie:

– Masz dość? Chcesz odpocząć? Zaleczyć rany? Daj mi to, co chcę wiedzieć, a twoje tortury się skończą – Persywia dopiero teraz zauważała, że kobieta w dłoni trzyma pięknie rzeźbiony nóż. Jego ostrze było czarne jak wody Styksu. Rękojeść miał rzeźbioną, w kształcie główki z twarzą dawnego boga, z szeroko otwartymi oczami i groźnie szczerzącego dwa rzędy ostrych kłów.

– Jesteś potomkiem pierwszych demonów i aniołów, dlatego tak trudno cię złamać – zamruczała jej do ucha kobieta, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk.

– Nie masz nade mną władzy, marna istoto – Persywia uśmiechnęła się z odrazą i wyprostowała się dumnie.

Ukradkiem spojrzała na nóż. Była pewna, że gdzieś go już widziała. Obolała i wycieńczona nie potrafiła zebrać myśli. Po jej umyśle kołatał się obraz sztyletu niczym zapomniana nazwa, która z jakiegoś powodu wpadła w meandry pamięci i nie pozwalała sobie przypomnieć.

Zawoalowana kotarą niepamięci, stała się dręczącą jej umysł myślą, podobną do natrętnej muchy, która nie pozwala spać. Może na jakimś obrazie albo rzeźbie? Rozważała, skupiając całą swoją uwagę na analizowaniu wspomnień całkowicie zapominając o celi, złowrogiej bogini i bólu.

Kobieta odskoczyła od Persywi, ponownie przykuwając jej uwagę i roześmiała się wrogo. Zimny dreszcz przeszył ciało królowej.

– Wiesz, co to jest? – machnęła jej przed oczami ostrzem. – Szukałam go specjalnie na tę okazję. Dla wyjątkowych gości zawsze staram się znaleźć idealny prezent. – zasyczała niczym żmija i podsunęła ostrze pod nos królowej.

– Sztylet? – odpowiedziała kpiąco i wzorkiem przesunęła po czarnym, jak wody Styksu ostrzu.

Rudowłosa zastygła.

Wbiła w nią zimne, pełne żądzy i mordu spojrzenie.

Persywia milczała. Przełknęła z trudem ślinę i nie odrywała wzroku od ostrza. Bogini nieoczekiwanie, ponownie doskoczyła do niej. Sztylet niebezpiecznie zbliżył się do twarzy Persywi. Kobieta zamachnęła się i znienacka zaatakowała.

Brutalnie, z błyszczącymi z podniecenia oczami, jednym cięciem rozpłatała policzek królowej. Persywia zawyła. Poczuła jak jej twarz płonie.

– To sztylet Adżanti – syczała wściekle mroczna wojowniczka. – Zabija bardzo powoli. Jego magia jest tak potężna, że jest w stanie uśmiercić nawet nieśmiertelnego. Rozpuszcza, komórka po komórce, całe ciało. Kawałek po kawałku. Jad sączy się powoli. Jest jak magiczny ogień, którego nic nie jest w stanie ugasić. Roztapia atomy, zostawiając tylko popiół. To bardzo długi i bolesny proces. – wyjaśniła i odsunęła ostrze.

Popatrzyła na królową z wyższością i tryumfem.

Persywia oddychała szybko. Na jej nieskazitelnej, jasnej skórze błysnęła czarna szrama. Krew sączyła się powoli, a ciemne rysy jadu, rozchodziły się po policzku królowej, niczym bruzdy po tafli pękającego lodu.

Przerażona Pani Eldirias zastygła bez ruchu. Czuła jak rozpada się jej twarz. Jak jej skóra umiera, a jej ciało się kruszy. Jak atomy jej jestestwa topią się i płoną.

– Nawet gdybyś miała mnie tym pociąć w drobne kawałki, nic ci nie powiem! – wyszeptała, popadając malignę.

– Powiesz – roześmiała się złowrogo i ponownie zbliżyła niebezpiecznie ostrze do twarzy królowej – Oni niczego dla ciebie nie zrobili, po co więc ich chronisz.? – martwe oko niczym harpun wbiło się w twarz Pani Eldirias. Było zimne i przerażająco puste.

Nagle sztylet przesunął się po nagim udzie Persywi. Demonica z wyraźną radością wpatrywała się w przerażone spojrzenie królowej.

Nieoczekiwanie zrobiła zamach i wbiła ostrze w jej udo, aż po samą rękojeść. Z gardła królowej wydobył się przerażający wrzask. Ściany lochu zadrżały. Światło zamigotało, a oczy Persywi rozwarły się szeroko. Oddychała szybko, łapczywie łapiąc powietrze.

– Jak zabić wybrańców? – powtórzyła niewzruszona, wkręcając głębiej ostrze i jednocześnie wbijając zimne spojrzenie w jej jasną, wykrzywioną bólem twarz.

– Trzeba złamać ich sacrum – wyszeptała Persywia.

– Wszystkich. Za jednym zamachem – wycedziła, zaciskając zęby.

– Potrzebujesz księgi –

– Jakiej księgi? – zaciekawiła się i pospiesznie wyciągnęła ostrze.

– Sacra vera Scriptura – wydusiła z siebie i zemdlała.

Koniec

Komentarze

Fascynacja złem. To jest nieszczęście tzw. cywilizowanych społeczeństw. Coraz więcej tandetnej pogoni za tanią popularnością w panoszącym się prymitywie.

Hmmm. Nie rozumiem jednej rzeczy. Skoro nieśmiertelna, tyle ran, połamana, skóra zwisa, uda krwawią… to wystarczyłoby babinę spalić. Nie czaję też o co chodzi z zapisem tekstu. Dlaczego entery co chwilę, ale może tak miało być…nie wiem. Podobała mi się o wiele bardziej pierwsza część. Pozdrawiam.

Persywia jest nieśmiertelna, więc nie można jej ot, tak sobie spalić. To potomek demonów i aniołów.

Jesteś potomkiem pierwszych demonów i aniołów, dlatego tak trudno cię złamać

mówi do niej demon i dalej o sztylecie:

Jego magia jest tak potężna, że jest w stanie uśmiercić nawet nieśmiertelnego. Rozpuszcza, komórka po komórce, całe ciało. Kawałek po kawałku. Jad sączy się powoli. Jest jak magiczny ogień, którego nic nie jest w stanie ugasić. Roztapia atomy, zostawiając tylko popiół. To bardzo długi i bolesny proces.”

Musi to być coś, co jest dużo starsze i silniejsze od królowej. Jednak mrocznej chodziło o informacje :)

Wiola27, będę czepialski :-) Jak nie można jej spalić, jeśli można pociąć i wbijać w nią cokolwiek? No dobrze…w Wywiadzie z wampirem tam też z tego co pamiętam bohater zostaje podpalony, ale przeżywa. Ale to był wampir, a jak ogólnie wiadomo, na takie typki to tylko osinowy kołek działa. Nie wspomnę o Blade, bo to już współczesne wampirki zbirki :-) Teraz będę bardziej miły :-) Czekam na następną część, ponieważ chcę się dowiedzieć, co stało się z kumplem bohatera z pierwszej części, który został w lokalu. Przecież jego kolega został pożarty przez stworzysko. Czy to już tak zostanie i się nie dowiem?

 

Skomentuję dokładnie, kiedy przeczytam pierwszą część.

Podejrzewam, że to zabieg, który miał podkreślić rytm, jeżeli tak:

Zegar tykał. – przecinek na końcu.

Rytmicznie i stabilnie niczym bijące serce. – rytmiczne, stabilnie – przecinek – nowy akapit – niczym bijące serce.

Jak długo tu była? – a dwa ostatnie, nie wiem jak zapisać, więc bym zapisała: Nie wiedziała, jak długo tu była.

Nie wiedziała.

Wiolu, być może nie o tym myślałaś, więc przepraszam z góry.

Milis, nie o tym myślałam ale dalej do myślenia. Chętnie to przemyślę.

Podpatrzyłam taką kombinację u mojej ulubionej pisarki :). 

Hesket dowiesz się co się stało z naszym biedakiem i jego kumplem, ale nie od razu, bo nie byłoby zabawy :).

Wiola27, będę cierpliwie czekał :-)

Zgłoszę tylko jedną uwagę, dotyczącą kwestii nieśmiertelności. Do pojawienia się w celi demonicy ze sztyletem nie wiemy, że bohaterka jednak nie jest nieśmiertelna, nie wiemy, że artefakty starsze od niej jednak mogą pozbawić ją życia. A więc wniosek, że Persywia jest tylko względnie nieśmiertelna – i to należałoby czytelnikom uświadomić wcześniej. Co z kolei pozwoliłoby mocniej podkreślić grozę, towarzyszącą zjawieniu się demonicy. Tak myślę.

Nowa Fantastyka