- Opowiadanie: dawidiq150 - Dziecko o trojgu oczach
Dziecko o trojgu oczach
Witam Cię gościu :) Zapraszam do przeczytania tego krótkiego opowiadania. Jak znam życie będą błędy. Zrobiłem wiele by ich zrobić jak najmniej. W końcu publikuję bo można by tak poprawiać w nieskończoność i w końcu przedobrzyć. Serdecznie zapraszam i pozdrawiam!!!
Pamiętam, miałem chyba sześć lat, kiedy w telewizji pokazywano dziecko, które urodziło się z trojgiem oczu. Wyglądało dla mnie jak jakiś potwór. Bardzo często śniły mi się później koszmary. To trzecie oko, było na czole i tworzyło z dwoma pozostałymi symetryczny trójkąt, nie było ani większe, ani mniejsze od pozostałych, było dokładnie takie samo, tak jakby natura wcale się nie pomyliła. Pytałem o to rodziców i przysłuchiwałem się rozmowom na ten temat. Tłumaczyli mi, że na pewno nie jest przez to szczęśliwe. Ale lepsze to, niż gdyby mu czegoś brakowało, na przykład rąk, bo i takie rzeczy się zdarzają.
Dziecko – jak podawali w wiadomościach telewizyjnych – było w pełni zdrowe i wszystko wskazywało na to, że widziało na to trzecie oko. Nikt jednak nie znał przyczyny anomalii.
Zapomniałem o tym zdarzeniu, aż do teraz. Minęło trzydzieści kilka lat.
&&&
Pracuję w firmie detektywistycznej, bardzo lubię swoją pracę, do tego zarobki są satysfakcjonujące.
Moim najnowszym zajęciem było odnalezienie pewnej kobiety, nagle zaginionej. Wręczono mi kilka jej zdjęć, których od razu zrobiłem dużo kopii.
Pod wieczór przyjechałem starym, służbowym samochodem marki BMW, do niedużego miasteczka o nazwie Rykszany, gdzie prawdopodobnie zaginęła i zakwaterowałem się w tutejszym hotelu. Poprzekładałem ubrania z torby podróżnej, na półki szafy, bo nie wiedziałem ile tu zabawię i wyszedłem na zewnątrz, wcześniej zamieniwszy kilka słów z dziewczyną siedzącą w recepcji. Pokazałem jej zdjęcia i gdy odparła, że nikogo takiego nie widziała, dałem jej odbitkę. Poprosiłem, by powiedziała mi, gdyby ją zobaczyła.
Mój hotel znajdował się na obrzeżach miasteczka, lecz mimo to „dla zdrowia” udałem się pieszo do jego centrum. Zajęło mi to nieco ponad pół godziny. Wreszcie moim oczom ukazał się nieduży kościół. Zdecydowałem się do niego wstąpić, by korzystając z okazji, chwilę się pomodlić.
W środku było kilka osób. Trafiłem akurat na Mszę Świętą. Odprawiał ją posunięty w latach, łysy kapłan. Gdy ceremonia się skończyła, poszedłem do zakrystii zamienić z nim kilka słów.
– Ludzie odwracają się od wiary – powiedział mi – zwłaszcza ostatnio. Zostało tylko kilka owieczek.
– Jestem detektywem – powiedziałem – i poszukuję pewnej kobiety. Czy ksiądz ją widział? – Wręczyłem mu zdjęcie.
Chwilę się w nie wpatrywał zanim odparł:
– Tak, widziałem ją całkiem niedawno. Przystępowała do komunii.
– To świetnie – powiedziałem zaskoczony szybkim sukcesem – i co ksiądz o niej sądzi?
– Nic nie sądzę – odparł. – Wyglądała po prostu jak katoliczka.
– Była sama czy z kimś?
– Sama.
– Dziękuję – uścisnąłem jego dłoń i opuściłem zakrystię, a potem kościół.
„Jestem na tropie” – pomyślałem. W najbliższym kiosku kupiłem mapę miasta, i przejrzawszy ją, ruszyłem w kierunku centrum. Po pierwsze chciałem zwiedzić Dom Kultury. Był to ładny budynek nowatorskiego projektu, w środku wyglądający nowocześnie. Chciałem zagadnąć stróża, ale wydawał się człowiekiem o odpychającym charakterze, więc z tego zrezygnowałem i wyszedłem. Skierowałem kroki ku bibliotece, oddalonej o zaledwie jakieś trzysta metrów. Była równie nowoczesna, wyposażona w stanowiska komputerowe. O dziwo, nie było w niej nikogo, oprócz dwóch pracowniczek. Już miałem zamienić parę słów z jedną z nich, ale popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić. Więc również zrezygnowałem. Wiem z doświadczenia, że takie osoby są mało przydatne.
Zwiedzając dalej, kupiłem u młodego sprzedawcy gałkowe lody. Trochę otyły chłopak wydał mi się sympatyczny. Zagadnąłem go, podając zdjęcie poszukiwanej.
– Nie, nie widziałem jej – odparł i dodał – w naszym mieście dzieje się coś tajemniczego, jak pan coś odkryje, niech mi o tym opowie. W zamian dostanie pan za darmo lody.
Zgodziłem się i zacząłem drążyć:
– Co rozumiesz przez słowo „tajemniczego”?
– Ludzie są jacyś dziwni. – I dodał szeptem – jakby byli opętani. Mówią innym językiem!
– Coś podobnego? – zainteresowałem się. – Jakim językiem?
– Nie mam pojęcia, proszę spróbować z kimś porozmawiać. Na pewno trafi pan na taką osobę, wydaje mi się, że tu działa jakaś sekta.
– To całkiem możliwe, sekty istnieją – powiedziałem i pożegnałem się.
Postanowiłem wstąpić teraz do muzeum, bardzo lubię je odwiedzać, tym razem było to muzeum dinozaurów. Kupiłem bilet i będąc w środku, zgodnie z tym co ustaliłem z lodziarzem, zagadnąłem panią spacerującą po sali. Miała plakietkę, po której rozpoznałem, że tu pracuje.
– Dzień dobry, poszukuję pewnej kobiety… – nie dokończyłem, bo spojrzała na mnie wielkimi oczami. Potem nimi wywróciła, ukazując białka, i zaczęła coś szaleńczo bełkotać, plując na mnie śliną.
Zszokowany opuściłem budynek. Potem ruszyłem z powrotem do hotelu. Idąc rozmyślałem, próbowałem to co mnie spotkało, jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Zaginiona i sekta, tak, to musiało się ze sobą wiązać.
„Muszę rozwiązać tą zagadkę” – pomyślałem.
Wróciłem do hotelu, wspiąłem się po schodach na piętro, otworzyłem drzwi do mojego pokoju i wszedłem.
Czekała mnie tu niespodzianka. Na łóżku siedziała kobieta. Rozpoznałem w niej moją poszukiwaną.
Chciałem coś powiedzieć, ale wyprzedziła mnie:
– Usiądź. Wszystko ci wytłumaczę.
Wziąłem krzesło i usiadłem naprzeciwko niej, a ona zaczęła mówić.
– Świat, w którym żyjesz, nie jest doskonały. Rodzą się w nim demony, które działają na szkodę ludzi. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, jednak tak jest. Najgroźniejsze są te, które opętują ludzi, czyniąc z nich niezwykle inteligentnych przywódców. Gdy taki dojdzie do władzy, dzieje się bardzo, bardzo dużo zła. Przykładem jest Wlad Palownik albo współczesny Hitler. Trzydzieści kilka lat temu narodził się demon zdolny pogrążyć świat w kolejnej wielkiej wojnie, jeśli się temu nie zapobiegnie, setki tysięcy będą cierpieć. Jesteś tym, który ma go unicestwić.
– Ja? Ale dlaczego akurat ja?
– Zostałeś wybrany! Nie jesteś zwyczajnym człowiekiem. Przypomnij sobie sny, które nękają cię całe życie. Mówiłeś o tym rodzicom, z czasem jednak się do nich przyzwyczaiłeś.
Kobieta miała rację. Miałem sny. W tych snach żyłem w przepięknym świecie. Nie było w nim materii, a świat postrzegało się innymi zmysłami. Wydawało mi się, że jestem aniołem.
– Czy to możliwe, że kiedyś byłem aniołem? – zapytałem.
Kobieta uśmiechnęła się i odparła:
– Najwyższym w hierarchii.
– Ale teraz jestem człowiekiem, jak pokonam demona, jak go rozpoznam? – To wszystko nie mieściło mi się w głowie.
I nagle uświadomiłem sobie, że wiem. Demonem było dziecko z trojgiem oczu. Wszystkie kawałki układanki zaczęły teraz pasować. Dlatego tak mnie to wtedy poruszyło, aż rodzice się dziwili. Dlatego miałem tak straszne i liczne koszmary. Podświadomie zawsze wiedziałem, że to demon.
– Już rozumiesz. – Kobieta pokiwała głową. – Widzę, że już rozumiesz.
– Jak go zabiję? – spytałem. – Gdzie on w ogóle jest?
Sięgnęła po zawiniątko leżące obok niej. Następnie wyjęła z niego trzy kilkunastocentymetrowe szpikulce.
– Tym go zabijesz. Przetopiono je z gwoździ, którymi ukrzyżowano Chrystusa, są święte. Każdy musi zostać wbity w jedno oko demona. Nie ma lepszej broni przeciwko bestiom z piekła.
– Dobrze, że na obozie harcerskim nauczyłem się doskonale rzucać nożem. – powiedziałem i ku mojemu zdumieniu twarz kobiety zaczęła się zmieniać. Po chwili zmieniła się w męską, a ja rozpoznałem opiekuna Michała, który nas tego nauczył.
– Niezwykłe – powiedziałem do siebie i w tym momencie już naprawdę uwierzyłem w to, co mówił mój rozmówca, czy rozmówczyni.
Osoba, którą znałem z obozu, mówiła dalej.
– Przez całe życie byłeś przygotowywany. Teraz powiem ci to, co najważniejsze; o północy w Domu Kultury zacznie się bluźniercza ceremonia. Musisz zabić demona, żeby ją przerwać. Kilku opętanych będzie dzisiaj pilnować budynku, by nikt niepowołany tam nie wszedł. Musisz ich obserwować, gdy skończą wartę, wejdą do środka. Daję ci ten klucz – wyjął z kieszeni niewielki klucz i położył obok szpikulców – otworzysz nim tylne drzwi do hali. Postaraj się, bo wiele od ciebie zależy.
Przerwał na chwilę, by jeszcze dodać:
– Żegnaj, moja misja się zakończyła. Czas na twoją.
Następnie wstał i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie poruszonego, z mnóstwem różnych myśli. Choć się bałem, powiedziałem sobie; „zrobię to, zabiję demona”! Potem klucz włożyłem do kieszeni, a broń na demona do niewielkiego plecaka, który często ze sobą zabieram. I także opuściłem pokój.
Było dopiero po siedemnastej. Wyszedłem z hotelu i ruszyłem do kościoła. Potrzebowałem teraz modlitwy. Kościół okazał się zamknięty, więc usiadłem na pobliskiej ławce i zacząłem prosić Boga, by wszystko się dobrze skończyło.
Modliłem się około pół godziny, potem ruszyłem zlokalizować tylne drzwi, do których miałem klucz. Zauważyłem trzy osoby patrolujące teren przed głównym wejściem. Tyłem budynku nikt się nie interesował. Odnalazłem poszukiwane drzwi i sprawdziłem, czy klucz pasuje. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli. Plan wyglądał dobrze. Ruszyłem z powrotem.
Zanim wróciłem do wynajętego pokoju, w restauracji hotelowej zjadłem kolację.
Była dziewiętnasta szesnaście, gdy włączyłem telewizor i położyłem się na łóżku. Przełączałem programy, by zabić czas. Około dwudziestej drugiej zaczęło się dziać się ze mną coś dziwnego. Ogarnął mnie psychiczny kryzys. Ręce zaczęły mi się trząść. Z oczu pociekły łzy. Poczułem wielki lęk.
Przyszło to tak nagle, że miałem pewność, iż odpowiedzialne za to jest zło. To samo zło, które sprawiło, że na świat przyszedł demon o trojgu oczach. Coś przemknęło obok mnie i usłyszałem kilka głosów, mówiących na zmianę: „nie próbuj tego” , „zginiesz marnie”, „ostrzegam cię”.
Zacząłem się rozglądać.
– Pokaż się to porozmawiamy! – krzyknąłem.
I wtedy przede mną ukazał się potwór. Sięgał niemal sufitu, jego skóra, tam gdzie nie pokrywało jej siwe, gęste owłosienie, miała czerwony kolor. Jego sylwetka była muskularna. Nogi zakończone złotymi kopytami, dwie pary rąk wyposażonymi w dłonie o dziewięciu szponach każda. Na grubej szyi miał trzy bardzo różne głowy. Ta pośrodku miała kręcone, przypominające baranie, rogi. W otworze gębowym zauważyłem dwa rzędy białych jak śnieg, długich, ostrych zębów. No i oczy. Przerażające, nieludzkie, okrągłe, bez powiek, duże i całkiem czarne.
Głowa po jego lewej stronie była całkiem łysa. Od szyi czerwień skóry przechodziła w ciemną żółć. Tu otwór gębowy to była duża ziejąca dziura. Ta głowa nie miała oczu, tylko masę, wijących się jak glisty czułek, zakończonych niewielką kulką jak u ślimaka.
Ostatnia głowa najbardziej przypominała ludzką, była niewiele mniej przerażająca. Gościł na niej sadystyczny uśmiech od ucha do ucha, przypominający trochę Jokera z filmu „Batman”.
Oszukałem tego diabła, wcale nie miałem zamiaru z nim rozmawiać. Zamiast tego pospiesznie wyciągnąłem święty oręż. Przemknęła mi przez głowę myśl, że przyjdzie mi walczyć z potworem. Nie mam pojęcia jak bym sobie poradził. Stało się jednak coś innego. Szpikulec w mojej dłoni zajaśniał niczym słońce i zadrżał. Diabeł przenikliwie zapiszczał i zniknął, wrócił tam skąd przyszedł.
Od razu poczułem się lepiej, a świadomość, że mam skuteczną broń, dodała mi otuchy.
Nie było już czasu do stracenia. Zabrałem plecaczek i wyszedłem z pokoju, a potem z hotelu. Na zewnątrz była noc. Tym razem postanowiłem podjechać pod dom kultury samochodem.
Zaparkowałem na dużym parkingu, który świecił pustkami, było tylko kilka aut. Obszedłem budynek dookoła, kierując się do tylnych drzwi. Otworzyłem je i pomyślałem, że impreza już się rozpoczęła, bo światła wewnątrz były pozapalane. W nadziei, że jestem na czas, ostrożnie wślizgnąłem się do głównej hali. Był tu mały tłum. Wszyscy stali odwróceni do mnie plecami tak, że nie widziałem co się dzieje na środku. Zakradłem się na widownię i stamtąd mogłem śledzić przebieg satanistycznej ceremonii.
Opętani ludzie w liczbie jakichś pięćdziesięciu, kołem otaczali siedzącego na stołku demona o trojgu oczach. Przed nim namalowany był duży pentagram, a on sam miał wszystkie troje oczu zamknięte, wyglądało na to, że na coś czeka.
Mogłem zobaczyć go wyraźnie. Był to całkiem nagi, chudy, niski mężczyzna, z ogoloną głową, sprawiający wrażenie bardzo charyzmatycznego.
Punktualnie o północy trójoki wstał. Wykonał gest ręką i powiedział coś w dziwnym, bulgoczącym języku. Natychmiast dwóch mężczyzn wniosło na pentagram związanego nagiego człowieka, rozpoznałem w nim poznanego wcześniej starego księdza.
– Puśćcie mnie! Co wy robicie? – krzyczał duchowny.
Trzyoki demon zaczął się trząść, by po chwili przy krzyku, świadczącym o wielkim fizycznym bólu, wyrwało się z jego ciała zwierzę. Zwierzę zachowywało się jak wściekłe i było półprzeźroczyste, niczym duch. Dwoma dużymi susami dopadło związaną ofiarę i zaczęło ją pożerać.
Wyglądało na to, że cierpienie demona zamieniło się w ekstazę. Z każdym kęsem zwierzęcia chudy, niski człowieczek nabierał mięśni. Przybierał na wadze, aż ostatecznie zamienił się w ponad trzymetrowe monstrum. Po chwili z księdza została tylko czerwona plama.
Patrzyłem jak zahipnotyzowany. Gdy się ocknąłem było za późno, by uratować duchownego.
Przemieniony trzyoki znacznie różnił się od diabła, którego przepędziłem w hotelu. Przede wszystkim miał zieloną skórę i jedną głowę.
Wydał sługom rozkaz w swoim języku. Po chwili przyprowadzili trzech kilkuletnich chłopców.
Zielony czart położył olbrzymią łapę na głowie pierwszego i zaczął wymawiać swoje bluźniercze błogosławieństwo. Pomyślałem, że to najwyższy czas, by zadziałać.
Zauważyłem, że opętani ludzie są otumanieni i liczyłem, że się nie domyślą się co chcę zrobić. Zszedłem na dół i przepchałem się między nimi, by ostatecznie stanąć na pentagramie. W dłoniach trzymałem już kolce, które jasno teraz świeciły.
Bestia, gdy mnie zauważyła, wykrzywiła twarz w grymasie nienawiści. I pospiesznie zaczęła deklamować, chcąc splugawić chociaż jednego chłopca. Zamachnąłem się i rzuciłem. Pierwszy gwóźdź utkwił w oku. Chwilę później drugi i trzeci w pozostałych. Potwór nie tylko został oślepiony, ale też całkiem unicestwiony. Święte kolce utworzyły jaśniejącą Świętą Trójcę i głowa przybysza z piekła eksplodowała, tak samo, jak po dwóch sekundach reszta jego ciała.
Zauważyłem, że ludzie dochodzą do siebie. Nie mieli pojęcia, do czego tu doszło. Niektórzy zasłabli z wycieńczenia. Nic dziwnego, nie spali od kilku dni. Prędko się stamtąd ulotniłem i wróciłem do hotelu. Położyłem się w łóżku i czując się dziwnie, szybko zasnąłem. Miałem niezwykle realistyczny sen. Widziałem miasta w gruzach i setki nieszczęśliwych ludzi, opłakujących śmieć bliskich. Widziałem okaleczonych bez kończyn, a także strasznie wychudłych umierających z głodu. Widziałem nieludzko torturowanych.
Gdy się obudziłem, był ranek. Przy oknie stała znajoma kobieta i patrzyła na mnie, uśmiechnięta.
– Wszystkiemu temu zapobiegłeś. – powiedziała.
– I co teraz mam robić?
– Żyj normalnie, załóż rodzinę. Ciesz się światem, komu jak komu, ale tobie się to należy. Spotkamy się po śmierci.
I zniknęła. A ja uradowałem się, bo przypomniałem sobie, że dzisiaj urodziny obchodziła moja dziewczyna. Zacząłem się zastanawiać, co jej kupić w prezencie.
Koniec
Komentarze
Hej. Detektyw, który okazuje się aniołem walczący z demonami wygląda całkiem nieźle. Więc pomysł ogólnie mi się podobał. Ale opowiadanie strasznie streszcza historię. Pomysł w tym opowiadaniu jest na 60 tys znaków, a udało się to upchnąć w 15. W mojej ocenie jednak, ze szkodą dla opowiadania. Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Później wpadnę, a na razie – dziecko o trojgu oczach. “Oko” jest rodzaju nijakiego, a z tym łączy się liczebnik “troje”, nie trzy (masz troje oczu, troje kociąt, troje dzieci – ale trzy koty i trzy nosy).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej Bardjaskier
Spoko, dzięki :) Ja też tam do ciebie niedługo zawitam.. Jeśli chodzi o tekst, na razie skupiam się na krótkich opkach. (Jeszcze mam takie pytanie; czy miałeś na myśli, że w opowiadanie można było włożyć więcej pomysłów czy, że forma jest zła? To ważna różnica)
Witam Tarnina
Czym chata bogata!!!! :))) Rozgość się.
Jestem niepełnosprawny...
A spoko, jak będziesz miał czas zapraszam :) Chodziło mi o to, że tekst jest za kurtki jak na tyle motywów :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Mam podobne odczucia co Bardjaskier. Pomysł fajny i ciekawy, lata grania w Diablo czy Dooma sprawiły, że koncepcja spuszczania łomotu piekielnym pomiotom bardzo do mnie przemawia.
Niestety cała akcja jest bardzo streszczona i tekst jest bardzo skondensowany jak na taką ilość wydarzeń. Gdyby wydłużyć proces śledztwa, zbudować trochę napięcia przed starciem z demonami, pododawać więcej opisów, rozbudować trochę emocje bohatera, wyszłoby naprawdę super opowiadanie.
Jednym słowem: nie warto spieszyć się z pchaniem akcji do przodu w przypadku tego typu tekstów. Szczerze mówiąc czasem sam mam z tym problem, więc zdaję sobie sprawę, że jest to trudne.
No cóż, Dawidzie potencjał w tej opowieści jak najbardziej widać, lecz nad wykonaniem musisz według mnie popracować.
Hej Storm !!!
No jeszcze troszeczkę mam za niskie to IQ. Ale będzie lepiej w przyszłości. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
Jestem niepełnosprawny...
Poprzekładałem ubrania ----> Przełożyłem, wydaje mi się lepsze
pułki ----> półki
Wreszcie moim oczom ukazał się nieduży kościół. ----> Zobaczyłem duży kościół
Pierwsze chciałem zwiedzić Dom Kultury. ----> Najpierw chciałem zwiedzić Dom Kultury
O dziwo, nie było w niej nikogo, oprócz dwóch pracowniczek. ----> W środku dostrzegłem dwie kobiety – zapewne pracowały tutaj.
W dzisiejszych czasach nie wydaje mi się (dziwne), że biblioteki świecą pustkami.
Aj waj…
Przebrnąłem…muszę przyznać – z trudem.
Postanowiłem, że przestanę zwracać uwagę na błędy, ale naprawdę ciężko się to czytało.
Historia jest chaotyczna. Nie czułem w ogóle napięcia, grozy, czegokolwiek (chociaż nie…irytację podczas przedzierania się przez tekst). Miałem odpuścić gdzieś w połowie, ale dobrnąłem.
Nie zrażaj się tym, co napisałem. Nie zrobiłem tego, żeby Ci dosolić.
Jestem amatorem i piszę z zamiłowania. Tobie również życzę, żebyś się nie poddawał. Pracuj. Pisz. Będziesz coraz lepszy.
Pozdrawiam
Cześć Hesket !!1
Dzięki za przeczytanie i komentarz. Czyli mówisz lekkie nieporozumienie? :DDD
Jestem niepełnosprawny...
dawidiq150, nie jest to nieporozumienie. Kiedy patrzę na swoje teksty, które w bólach tworzyłem kilka lat wstecz, to dopiero jest katastrofa. Dzięki temu, że ich nie wyrzuciłem, widzę, że jakiś tam postęp zrobiłem. Chodzi mi o to, że jeśli coś się robi codziennie, pracuje nad tym, żeby być coraz lepszym, to efekty potrafią być zdumiewające. Nie będę tutaj pisał epickiego utworu na ten temat. W skrócie – trening czyni mistrza. Taka dobra rada wujka Hesketa – zachowuj wszystko co tworzysz. Porównaj sobie to za rok z nowym. Przekonasz się, że mówię prawdę. Słuchaj krytyki, doceniaj uwagi konstruktywne, poprawiaj błędy, a przede wszystkim dużo czytaj. Mnie to pomaga. Inspiracje czerp wszędzie gdzie się da, i z czego się da. Nie zniechęcaj się i nie poddawaj, bo nie o to chodzi. Jeśli jest w Tobie potrzeba tworzenia – pisania, pisz. Bądź krytyczny wobec tego co piszesz, ale nie katuj się zbytnio, bo wtedy będziesz ciągle niezadowolony z efektów. Przyjmuj tak samo uwagi negatywne jak i pozytyw. Koniec. Wybacz, że się rozpisałem. Czasami tak mam :-) Pozdrawiam w ten pochmurny dzionek.
Miałam być, to jestem.
Pamiętam miałem chyba sześć lat
Pamiętam, miałem chyba sześć lat.
Wyglądało dla mnie jak jakiś potwór i bardzo często śniły mi się później koszmary.
Hmmm. Albo bym to rozdzieliła, albo mocniej powiązała. To dziecko się narratorowi śniło? Więc tak napisz.
To trzecie oko, miało na czole i tworzyło z dwoma pozostałymi symetryczny trójkąt, nie było ani większe, ani mniejsze od pozostałych
Związki zgody i powtórzenie. To trzecie oko było na czole i tworzyło z dwoma pozostałymi symetryczny trójkąt, nie było ani większe, ani mniejsze od tamtych.
Tłumaczyli mi, że na pewno nie jest przez to szczęśliwe.
Hmmm.
wskazywało na to, że widziało na to trzecie oko, nikt jednak nie znał przyczyny anomalii.
C.t.: widzi. Drugie zdanie podrzędne oddzieliłabym.
Pracuję w firmie detektywistycznej, bardzo lubię swoją pracę, do tego zarobki są satysfakcjonujące.
Hmmm. Średnio naturalne.
Moim najnowszym zajęciem, było odnalezienie pewnej kobiety
Moim najnowszym zadaniem było odnalezienie pewnej kobiety. Nie dawaj przecinka między podmiot a orzeczenie.
Wręczono mi kilka jej zdjęć, których od razu zrobiłem dużo kopii.
Mmm, z pozytywu?
Po zjedzeniu w domu obiadu, przyjechałem starym, służbowym samochodem marki BMW, do niedużego miasteczka o nazwie Rykszany
Obiad nie ma nic do rzeczy, prawda? Uważaj też na nierównorzędne przydawki: Pod wieczór przyjechałem starym służbowym BMW do miasteczka o nazwie Rykszany.
Poprzekładałem ubrania z torby podróżnej, na pułki i do szafy, bo nie wiedziałem ile tu zabawię
Poprzekładałem ubrania z torby podróżnej na półki szafy, bo nie wiedziałem, ile tu zabawię. Dobrze, ale co to ma do rzeczy? Czy rozpakowywanie się jakoś wpływa na sprawę albo nasz ogląd śledztwa?
wcześniej zamieniając kilka słów z dziewczyną
Zamieniwszy kilka słów. To można by zrobić sceną.
poprosiłem, by powiedziała mi, gdyby czasem ją zobaczyła.
Poprosiłem, by mi powiedziała, gdyby ją zobaczyła.
Mój hotel znajdował się na obrzeżach miasteczka, lecz mimo to „dla zdrowia” udałem się pieszo do jego centrum.
Nie mam pojęcia, co tu z czego wynika. Dlaczego detektyw miałby sterczeć w hotelu, zamiast pracować?
Zajęło mi to nieco ponad pół godziny.
Tak, i?
poszedłem do zakrystii, zamienić
Tu bez przecinka. Czy Twój detektyw z nikim nie rozmawia, tylko "zamienia kilka słów"? Troszkę to nienaturalne.
– Ludzie odwracają się od wiary – powiedział mi – zwłaszcza ostatnio. Zostało tylko kilka owieczek.
– Jestem detektywem – powiedziałem
Bardzo nienaturalny dialog, każdy z nich mówi swoje, nie ma łączności – samo to nie byłoby problemem, gdyby na coś wskazywało, ale nie wiem, czy tu wskazuje.
wręczyłem mu zdjęcie.
Dużą literą, niepaszczowe.
Chwilę się w nie wpatrywał i odparł:
Może tak: Chwilę się w nie wpatrywał, zanim odparł.
Tak widziałem ją
Tak, widziałem ją.
i co ksiądz o niej sądzi?
A co to ma do rzeczy? Detektyw ma ustalić, gdzie poszukiwana przebywa, nie robi wywiadu o jej moralności.
– Nic nie sądzę – odparł
Brak kropki.
Wyglądała po prostu jak katoliczka.
Czyli jak?
zakrystie
Literówka.
„Jestem na tropie” – pomyślałem.
Nie bardzo. Po pierwsze, nie ma nic konkretnego – tylko księdza, który przelotnie poszukiwaną widział i może się mylić. Żadnego nazwiska, adresu, nic.
W najbliższym kiosku kupiłem mapę miasta, potem po przeglądnięciu jej, ruszyłem w kierunku centrum.
W najbliższym kiosku kupiłem mapę miasta i, przejrzawszy ją, ruszyłem w kierunku centrum.
Pierwsze chciałem zwiedzić Dom Kultury
Po pierwsze chciałem zwiedzić Dom Kultury. Czy on tu nie jest w pracy? Więc dlaczego zwiedza, zamiast pracować?
Był to ładny i nowatorsko zaprojektowany budynek, w środku wyglądający nowocześnie.
Był to ładny budynek nowatorskiego projektu. Bohater nie może wiedzieć, jak budynek wygląda w środku, skoro jeszcze tam nie wszedł (albo nie widział zdjęć, dobra, ale nic o tym nie wspominasz – a mógłbyś powiedzieć, że narrator właśnie dlatego chce zwiedzić ten budynek, że widział świetne zdjęcia).
ale wydawał się człowiekiem o odpychającym charakterze
Mimoza, nie detektyw. To byłoby dobrze zrobić sceną.
Skierowałem kroki ku bibliotece, oddalonej o zaledwie jakieś trzysta metrów.
Ale musiałem aż "skierować kroki"? To jest purpura, i to nie chandlerowska, tylko cooperowska. Kim jest Twój bohater? Detektywem. Facetem, który pracuje mózgiem. Facetem, który z tego żyje, że zwraca uwagę na szczegóły. Poczytaj Chandlera. Przyda się. "Trzysta metrów" nic nikomu nie mówi (mniej więcej tyle ma moja ulica, wg. mapy turystycznej).
Była równie nowoczesna, wyposażona w stanowiska komputerowe.
Równie nowoczesna jak co? Niczego się nie dowiedziałam o tej bibliotece.
O dziwo, nie było w niej nikogo, oprócz dwóch pracowniczek.
Co w tym dziwnego? Nie było tam nikogo, oprócz dwóch pracownic.
Już miałem zamienić parę słów z jedną z nich, ale popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić.
Pewnie też miała dość tego "zamieniania słów"… ale serio, to jest pretensjonalne. A detektyw, który się wszystkiego boi, raczej nie odniesie sukcesów. Jak Ci się podoba takie zdanie: Już miałem jedną z nich zagadnąć, ale spojrzała na mnie jak na karalucha. Prościej, dowcipniej, bez przesady.
Wiem z doświadczenia, że takie osoby są mało przydatne.
Zwiedzając dalej, kupiłem u młodego sprzedawcy gałkowego loda. Trochę otyły chłopak wydał mi się sympatyczny. Zagadnąłem go, podając zdjęcie poszukiwanej.
Bardzo suchy akapit, przydałoby się więcej opisu. Dlaczego chłopak wygląda na sympatycznego? Pamiętaj – więcej przesłanek, mniej wniosków. Czytelnik musi popracować. Nie możesz się bawić za niego. A, tak – i kupuje się lody, nie "loda".
w naszym mieście dzieje się coś tajemniczego, jak pan coś odkryje, niech mi o tym opowie
Tak, ot, z głupia frant? Obcemu człowiekowi to mówi? Dlaczego? Gdyby miał np. jakiś powód nie ufać miejscowym, a potrzebował pomocy, może. Ale tak? Robi z siebie wariata, albo robi sobie żarty.
Zgodziłem się, ale zacząłem drążyć
Dlaczego "ale"?
Co rozumiesz przez słowo „tajemniczego”?
Nienaturalne.
– Ludzie są jacyś dziwni. – i dodał szeptem – jakby byli opętani. Mówią innym językiem!
– Ludzie są jacyś dziwni. – I dodał szeptem – jakby byli opętani. Mówią innym językiem! Is that so?
To… bardzo dalekosiężny wniosek. Nie mówię, że młody nie może być człowiekiem, który takie wnioski wyciąga. Ale nic na to nie wskazuje.
– To całkiem możliwe, sekty istnieją
Istnieją też słonie, a nie każde niewytłumaczone zjawisko wyjaśniamy działalnością słonia, nieprawdaż? Nie bez dowodów.
Postanowiłem wstąpić teraz do muzeum, bardzo lubię je odwiedzać, tym razem było to muzeum dinozaurów.
W małym miasteczku? Ponadto – gdybym była księgową w tej firmie, zmyłabym mu głowę. Bo (jak znam życie) będzie to próbował wciągnąć w koszta. On tu jest w pracy! Tyle Watsona, teraz Doyle – otóż Twój bohater robi wszystko, tylko nie to, co do niego należy. Należy do niego pchanie fabuły do przodu. Jasne, widzę, że zbiera tu i ówdzie jakieś maleńkie okruszki, ale a) z tych okruszków niewiele wynika; i b) znajduje je przypadkowo, nie szuka niczego, co psuje zawieszenie niewiary i usuwa konflikt (detektyw ma szukać – konflikt w kryminale polega na tym, że detektyw próbuje ujawnić coś, co kto inny próbuje ukryć).
Kupiłem bilet i będąc w środku, zgodnie z tym co ustaliłem z lodziarzem, zagadnąłem panią spacerującą po sali.
Bardzo nienaturalne. Niczego nie ustalał z lodziarzem, niczego, co miałoby go popchnąć do zagadywania starszych pań w każdym razie. Nadal brak opisów.
Miała plakietkę, po której rozpoznałem, że tu pracuje.
Opisz tę panią. Opisz plakietkę. Wniosek wyciągniemy sami. A tak – czytelnik, który wszystko dostaje pod nos, po prostu się nudzi.
poszukuję pewnej kobiety… – i nie dokończyłem, bo kobieta popatrzyła na mnie rozszerzonymi oczami, następnie wywróciły jej się na drugą stronę, tak że ujrzałem białka i zaczęła coś szaleńczo bełkotać, plując przy tym na mnie śliną.
Poszukuję pewnej kobiety… – nie dokończyłem, bo spojrzała na mnie wielkimi oczami. Potem nimi wywróciła, ukazując białka, i zaczęła coś szaleńczo bełkotać, plując na mnie śliną.
Zszokowany opuściłem budynek.
… i niczego nie zrobiłem. Nie wezwałem pogotowia do prawdopodobnego ataku jakiejś choroby. Tak sobie po prostu wyszedłem… Zasadniczo kryminały mają mocną oś aksjologiczną. Detektyw rozumuje hiperracjonalnie, ale też nie zostawia ludzi bez pomocy. Poza tym – jeśli bohater doznaje czegoś wstrząsającego, to zdecydowanie trzeba pokazać sceną, a nie streszczać. Czemu? Temu, że streszczenie nie działa na wyobraźnię.
Potem ruszyłem z powrotem, ku hotelowi.
Potem ruszyłem z powrotem do hotelu.
Idąc rozmyślałem, próbowałem to co mnie spotkało, jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
Idąc, rozmyślałem, próbowałem to, co mnie spotkało, jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Ale co go spotkało? Ksiądz mówiący to, co najbardziej tekturowy ksiądz zawsze powie, patrząca wilkiem bibliotekarka, lodziarz – wyznawca teorii spiskowych i kobieta w ataku padaczki (której nie udzielił pomocy, to chyba podpada pod paragraf, a detektyw powinien wiedzieć takie rzeczy). Nic niezwykłego. Nic specjalnie niepokojącego.
Zaginiona i sekta, tak to musiało się ze sobą wiązać.
Zaginiona i sekta, tak, to musiało się ze sobą wiązać. Nie musiało. Owszem, mogło. Ale są inne powody zaginięć. Zresztą o sekcie niczego tak naprawdę w tej chwili nie wiemy – może być wytworem wyobraźni lodziarza.
Wróciłem do hotelu, wspiąłem się po schodach na piętro, otworzyłem drzwi do mojego pokoju i wszedłem.
Czy wyjaśnienie, że bohater ma pokój na piętrze, cokolwiek zmienia? Gdyby był, np. zmęczony po całym dniu pracy, to mogłoby wpłynąć na fabułę. Ale tak?
Rozpoznałem w niej moją poszukiwaną.
Kurka, ja też bym chciała, żeby moja robota sama się robiła, kiedy ja się bawię.
Nie. Anioły są innym rodzajem bytów. Fantastyka fantastyką, ale doprawdy. Dlaczego dopiero teraz się dowiadujemy, że bohater jest kimś niezwykłym? Nic absolutnie na to nie wskazywało (wręcz odwrotnie…), rewelacja spada z sufitu.
– Ale teraz jestem człowiekiem, jak pokonam demona, jak go rozpoznam? – to wszystko nie mieściło mi się w głowie.
Dużą literą, niepaszczowe. Bohater coś łatwo dał się przekonać, tak w ogóle. Czy detektywi nie powinni być sceptyczni?
Demonem było dziecko z trojgiem oczu. Wszystkie kawałki układanki zaczęły teraz pasować.
To jest tak oczywiste, że czekam na wywrócenie tego do góry nogami.
– Już rozumiesz. – kobieta pokiwała głową – widzę, że już rozumiesz.
Interpunkcja: – Już rozumiesz. – Kobieta pokiwała głową. – Widzę, że już rozumiesz.
Przetopiono je z gwoździ, którymi ukrzyżowano Chrystusa, są święte.
Widziałam ten film. Keanu Reeves wygrywa. A serio (przepraszam, ale ludzkość mi ostatnio nadojadła) – rzecz nie w tym, że pomysł gwizdnąłeś z Hollywood. Rzecz w tym, że sam go nie opracowałeś. Pomysły można brać zewsząd, ale trzeba je po swojemu przetworzyć. Inaczej czytelnik zawsze się połapie.
Dobrze, że na obozie harcerskim nauczyłem się do perfekcji rzucać nożami.
Dobrze, że na obozie harcerskim nauczyłem się doskonale rzucać nożem. Nóż jest chyba inaczej wyważony, a takie informacje o bohaterze należy podawać, zanim będą potrzebne. Bo inaczej wygląda na to, że nie wiesz, co robisz. Wszelkie niezwykłości, mniejsze (umiejętność rzucania nożem) czy większe (bycie aniołem) powinny być odpowiednio przygotowane.
ku mojemu zdumieniu twarz kobiety zaczęła się zmieniać. Po chwili zmieniła się w męską, a ja rozpoznałem opiekuna Michała, który nas tego nauczył.
… czyli "zaginiona" w ogóle nawet nie istniała. W takim razie kto, po co i jak zgłosił jej zaginięcie? Chodziło tylko o to, żeby wprowadzić bohatera w akcję? No, to po pierwsze – czemu tak? I po drugie – nic, zupełnie nic nie wydało mu się podejrzane?
w tym momencie już naprawdę uwierzyłem
Nie było dotąd mowy o tym, że w to nie uwierzył.
Postać, którą znałem z obozu
Ojejku, "postać"?
Teraz powiem ci co najważniejsze
Teraz powiem ci to, co najważniejsze.
Musisz ją przerwać zabijając
Musisz zabić demona, żeby ją przerwać.
gdy skończą wartę wejdą do środka
Gdy skończą wartę, wejdą do środka. I nikt ich nie zastąpi? Bo wiesz, ktoś niepowołany może wejść do środka, kiedy nie będzie straży…
Daję ci ten klucz – wyjął z kieszeni niewielki klucz i położył obok szpikulców – otworzysz nim tylne drzwi do hali
Skoro mówi, że daje klucz, nie spodziewam się, że wręczy bohaterowi banana. Tu jest właśnie miejsce na opis klucza, jeżeli jest potrzebny. A jeśli nie, to powtórzenie bardzo rzuca się w oczy.
Postaraj się, bo od tego czy udaremnisz dzisiaj plany zła, wiele zależy.
Nienaturalne zdanie. Postaraj się, bo wiele od ciebie zależy.
, zostawiając mnie poruszonego, z mnóstwem różnych myśli
Łopata. Pokaż ten mętlik w głowie bohatera. Jego monolog wewnętrzny.
Choć się bałem, powiedziałem sobie; „zrobię to, zabiję demona”!
Ot, tak po prostu. Tu jest dobre miejsce, żeby bohater pomyślał – porozważał za i przeciw.
a piki do niewielkiego plecaka, który często ze sobą zabieram
A co oznacza ten idiom, hmm? Przemknęła mi przez głowę myśl.
Nie mam pojęcia jak bym sobie wtedy poradził.
Nie mam pojęcia, jak bym sobie poradził.
, wrócił tam skąd przyszedł.
Skąd to wiadomo? Dobrze, czyli bohater właściwie nic nie zrobił?
parkingu, gdzie świeciły pustki
Idiom: parkingu, który świecił pustkami. I co właściwie ten samochód zmienia?
Otworzyłem je i pomyślałem, że impreza już się rozpoczęła
Hmmmm…?
Mając nadzieję, że się nie spóźniłem, ostrożnie niezauważony wszedłem do głównej hali.
W nadziei, że jestem na czas, ostrożnie wśliznąłem się do głównej hali.
Był tu mały tłum.
Mało obrazowe.
nie mogłem zobaczyć co dzieje się
Nie widziałem, co się dzieje.
Zakradłem się na widownie
Na widownię. Zaraz, to jest coś takiego, jak sala gimnastyczna w szkole?
Opętani ludzie w liczbie jakichś pięćdziesięciu, kołem otaczali siedzącego na stołku demona o trzech oczach.
Trojgu oczach, ale zdanie ogólnie niezgrabne. Podawanie liczb to ślepa uliczka, one nic nie mówią: Opętani ciasnym kręgiem otaczali siedzącego na stołku demona o trojgu oczach.
Mogłem przyjrzeć mu się wyraźnie
Można wyraźnie zobaczyć, ale nie przyjrzeć się – przyglądanie się to czynność prowadząca do zobaczenia.
eksplodowała, tak samo, jak po dwóch sekundach reszta jego ciała.
Hmmm.
Nie mieli pojęcia do czego tu doszło
Nie mieli pojęcia, do czego tu doszło
czując się dziwnie, szybko zasnąłem
?
patrzyła na mnie uśmiechając się.
Patrzyła na mnie, uśmiechnięta.
Musiała znać moje myśli.
To jest oczywiste. Nie tłumacz tego.
A ja uradowałem się, bo przypomniałem sobie, że dzisiaj urodziny obchodziła moja dziewczyna
Ekhm. Nie żenią się, ani za mąż nie wychodzą? I nic dotąd o dziewczynie nie było. A ja się ucieszyłem, bo przypomniałem sobie, że dzisiaj obchodzi urodziny moja dziewczyna.
Zacząłem się zastanawiać co kupić jej na prezent.
Zacząłem się zastanawiać, co jej kupić w prezencie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Końcówka:
Sprawczość bohatera jest tu mikra, choć może właśnie o to Ci chodziło (sądząc po Twoich wypowiedziach na shoutboxie). To można wybronić. Gorzej z zupełnym brakiem opisów i właściwie także fabuły. Bo w jaki sposób wydarzenia w tekście łączą się ze sobą? W bardzo luźny, mam wrażenie. Końcówka (nagle bohater ma dziewczynę?) spada z sufitu, ale wszystko przed nią też. Początek niby na koniec wpływa – ale pozornie. Równie dobrze bohater mógłby zobaczyć wielką stopę – nic by się nie zmieniło. Wydarzenia nie mają ze sobą wiele wspólnego, po prostu. Ogólnie tekst zrobił na mnie wrażenie notatki, burzy mózgu, w której nic jeszcze nie musi być opracowane. Całe sceny streszczasz jednym zdaniem, byle jechać dalej, a dialogi nic nie mówią. Przy tak mało oryginalnym pomyśle tekst musi być co najmniej dobrze odrobiony, przemyślany, a ten nie jest. Idea, że wystarczy ubić jednego potwora, żeby ocalić świat – uroczo naiwna – przynosi Hollywood ciężkie biliony, tak. Ale Hollywood najpierw te biliony wkłada w możliwie profesjonalne pokazanie tej idei. Ty nie masz bilionów – masz dwie ręce, jedną głowę i czas. To bardzo dużo, problem polega na tym, że nie mając bilionów, musisz polegać na innych metodach niż filmowcy. Bohater nie może się pałętać bez celu, ale też nie musi np. rozpakowywać rzeczy. Sporo czasu poświęcasz na takie drobiazgi, które nijak nie popychają fabuły ani nie budują świata. Zerknij tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842797
Gdyby wydłużyć proces śledztwa, zbudować trochę napięcia przed starciem z demonami, pododawać więcej opisów, rozbudować trochę emocje bohatera, wyszłoby naprawdę super opowiadanie.
Właśnie. Bo ani procesu, ani napięcia, ani opisów, ani emocji po prostu tutaj nie ma. Nazywasz je tylko, jeśli w ogóle. Niczego nie pokazujesz.
No jeszcze troszeczkę mam za niskie to IQ.
To nie ma nic do rzeczy. Daj sobie spokój z tym IQ. To kwestia obserwacji i cierpliwości, i tych dziewięćdziesięciu procent potu, bez których żadna ilość polotu nie poleci.
Poprzekładałem ubrania ----> Przełożyłem, wydaje mi się lepsze
Nie, mógł je poprzekładać, jeśli było ich dużo.
Historia jest chaotyczna. Nie czułem w ogóle napięcia, grozy, czegokolwiek
Tak – częściowo odpowiada za to brak łączności między wydarzeniami (chaos), ale co najmniej w równym stopniu streszczanie wszystkiego. Pośpiech autora.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
dawidiq150 dostałeś dużo dobry rad od Tarniny. Przeczytaj je sobie na spokojnie i spróbuj wprowadzić do tekstu oraz sprawdź różnice między oryginałem, a poprawionym tekstem. Myślę, że to będzie bardzo dobre ćwiczenie :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Tak jest. Jak się, panocku, nie psewrócis, to się nie naucys ;) I jeden drobiazg, o którym zapomniałam – otóż to nie jest tekst o detektywie. Twój bohater spokojnie mógłby być zwyczajnym turystą. Jak najbardziej możesz wyrzucić jakiś aspekt tekstu, jeśli w kolejnych przeróbkach przestał pasować.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej Tarnina !!
Tyle czasu poświęciłaś by pomóc takiemu pionkowi? :) Naprawdę to wielka rzecz. Jestem ci bardzo wdzięczny. Taki malutki jestem :) W każdym zdaniu był brak logiki. Dopisuję cię do listy geniuszy na tym portalu.
Postaram się popoprawiać te największe błędy.
Tak się zastanawiam; to chyba trochę taki żart jest? Zrobiłaś jakiś taki podtekst :)
&&&
Powiedz jak mam ci się odwdzięczyć? Samo czytanie twojej korekty zajęło długo a co dopiero pisanie tego. Ale powiem ci, że bardzo mnie cieszy, że zrobiłaś to dla mnie. Jest to najlepszy uważam przykład “uświadomienia”.
Jedyne z czym mogę polemizować to, że IQ nie ma znaczenia. IQ ma znaczenie w niemal wszystkim; w szachach, w poczuciu humoru, w powodzeniu w życiu, w sukcesach, ogólnie w szczęściu. Na sesji Mensy był transparent “inteligentni żyją ciekawiej”. A bardzo wysokie IQ wiąże się z częstym dowartościowaniem…
Pozdrawiam, jesteśmy w kontakcie :)))))))
Jestem niepełnosprawny...
Kurde jakie ja mam pieprzone lęki :((((((((
Jestem niepełnosprawny...
A bardzo wysokie IQ wiąże się z częstym dowartościowaniem…
I to jest Twój problem (w sensie – tu robisz błąd). Zdaje mi się, że zbyt jednostronnie do tego podchodzisz – pamiętaj, 95% potu i tylko 5% polotu. Bo co to jest IQ? To jest liczba, która wychodzi po jakimś tam przetworzeniu wyniku testu z uzupełnianiem wzorków i obracaniem brył w wyobraźni. Czy te umiejętności mają coś wspólnego z inteligencją? Pewnie tak. Ale na politechnice znałam ludzi zupełnie bez wyobraźni przestrzennej, którzy radzili sobie lepiej ode mnie (ja potrafię obracać bryły w głowie – to mi nie przynosi korzyści życiowych).
Zresztą – znasz tę historyjkę Feynmana? Jak szedł sobie kampusem i usłyszał rozmowę dwóch dziewczyn? Jedna tłumaczyła drugiej geometrię analityczną, więc lazł za nimi, zafascynowany, że dziewczyna rozumie matematykę… aż w końcu zagadał.
Wzór jej tłumaczyła. Wzór skarpet na drutach.
Jasne, jakaś tam zdolność przetwarzania jest niezbędna – ale trzeba też umieć ją odpowiednio karmić.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej Tarnina !!!!
Wszystko poprawione.
Jedna rzecz, nie została zrozumiała.
I nic dotąd o dziewczynie nie było.
Chodziło tu o zmienianie rzeczywistości przez Boga. W jednym momencie jest tak a winnym inaczej :) Cieszy mnie, że mogę cię poprawić :)))
Jestem niepełnosprawny...
Tarnino ja mam całkowitego hopla na punkcie inteligencji. Tak jak niektórzy mają ptoka na punkcie ptoków. (Na przykład gołembiorz na działce obok). Ważność inteligencji najlepiej widać na przykładach skrajności; człowiek z IQ 60 i człowiek z IQ 140. Ten pierwszy uchodzi za niepełnosprawnego, nie skończy szkoły, nie będzie miał dobrze płatnej pracy nigdy. Natomiast drugi, znajdzie fajną dziewczynę, będzie miał kasę itd.
Ja znam te sytuację od podszewki, z autopsji. Sam miałem IQ 80. Żeby nie skłamać to dokładnie 82,5. A teraz mam około 130. Wiedziałem jak się wtedy czułem i jak się czuję teraz. Oczywiście cechy charaktery mają również znaczenie, może nawet ważniejsze niż IQ. Ale powiem ci, że jeśli chodzi o charakter to zachowana jest tu równowaga. Osoby nieśmiałe, i wrażliwe czerpią więcej przyjemności np. z muzyki. Taka jedna kobieta związana z muzyką, już teraz dokładnie nie pamiętam, powiedziała: “ładna muzyka to jakbyś był z kochankiem i czuł, że nadchodzi ten, właśnie moment” . Dzisiaj mam turniej szachowy, trzymajcie za mnie kciuki.
Jestem niepełnosprawny...
Chodziło tu o zmienianie rzeczywistości przez Boga. W jednym momencie jest tak a winnym inaczej :)
To bardzo ładnie, ale świat opowiadania powinien się rządzić określonymi prawami – jeśli coś nie jest nijak zapowiedziane, to jest zgrzytem. Tak to działa.
ja mam całkowitego hopla na punkcie inteligencji
Tak, zauważyłam, ale idea sprowadzania człowieka do pojedynczej liczby nie budzi we mnie entuzjazmu.
Natomiast drugi, znajdzie fajną dziewczynę, będzie miał kasę itd.
Nie jest to wcale takie pewne. Analogicznie – możesz mieć najlepszą na świecie piłę, ale stąd nie wynika, że zbudujesz najlepszy na świecie dom.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Jak dla mnie, to bohaterowi za łatwo wszystko przychodzi. Bez większego wysiłku dowiaduje się, co zachodzi w miasteczku, dostaje narzędzia, nawet klucz do budynku. I tylnego wejścia nikt nie pilnuje.
I zgadzam się z Tarniną, że wysokie IQ wcale nie daje gwarancji na szczęśliwe życie, wspaniałą rodzinę i wysokie zarobki. Tak samo, jak bycie katolikiem nie gwarantuje bycia przyzwoitym człowiekiem.
na pułki szafy,
Czemu ten ortograf jeszcze nie jest poprawiony?
Babska logika rządzi!
Cześć Finkla !!
Miałem nadzieję, że nikt nie zauważy :)
Jestem niepełnosprawny...
Finkla co do IQ to powiem ci tyle, że ludzie z różniący się nim, są jakby w innych światach. Takie mam obserwacje. Może błędne albo naiwne. Ale nawet w biblii jest, że Salomon jako nagrodę dostał wielką mądrość. A o Bogu mówi się wszechwiedzący :)
Jestem niepełnosprawny...
Bóg jest wszechwiedzący, ale czytelnik nie. Także bohater opowiadania, a przynajmniej postać, z której perspektywy historia się rozgrywa, nie powinna być wszechwiedząca, bo to zabija suspens.
Co do IQ – to nie jest mądrość. Taki Stephen Hawking. IQ pod sufit, a wypowiadał się o rzeczach, o których nie miał pojęcia, w sposób zdradzający ten brak pojęcia, a zarazem bardzo arogancki. I to jest bardzo prosty przykład.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnina jest w tym co piszesz racja. Ktoś może być inteligentny ale mały bystry i na odwrót. Ciekawił mnie często ten motyw.
Tak samo ktoś nie wierzy w Boga i ktoś wierzy. Dajmy na to Bóg istnieje, na co nie ma dowodów. Więc okazuje się, że ten co wierzył był o wiele mądrzejszy/bystrzejszy/inteligentniejszy. Dostrzegł coś czego nie widać.
Jestem niepełnosprawny...
To nie do końca tak działa, ale książka o dowodach na istnienie Boga czeka w kolejce :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A może nie tyle coś dostrzegł, co miał farta i obstawił prawidłowo. Jak gość w kasynie, który trafił numerek w ruletce bez żadnej wiedzy, co naprawdę wypadnie.
Babska logika rządzi!
Problemy Gettiera, Finklo? Problemy Gettiera?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hmmm. Nie widzę tu jego problemu, ale mogę się mylić.
Babska logika rządzi!
Gettier zna Jasia i Stasia, którzy starają się o posadę. Wie, że Jaś ma w kieszeni dwie dychy. Myśli, że Jaś dostanie pracę. Stąd wnioskuje: ten, kto dostanie pracę, ma w kieszeni dwie dychy. Jest to prawdziwe, uzasadnione (albo i nie…) przekonanie, czyli wiedza. Tylko… pracę dostanie nie Jaś, a Staś. Ale on też, choć Gettier o tym nie wie, ma w kieszeni dwie dychy. Więc wniosek Gettiera jest prawdziwy, prawda?
Moim zdaniem – nie jest, bo Gettier nie wie, że deskrypcja “facet, który ma w kieszeni dwie dychy” odnosi się do Stasia – myśli, że odnosi się do Jasia i to Jasia ma na myśli. Ale ludzie strasznie się tym zagadnieniem podniecają.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hmmm. Ja w ogóle nie widzę przesłanek do wyciągnięcia wniosku, że pracę dostaje ten, kto ma dwie dychy. Dla mnie to wygląda na myślenie magiczne – założyłem czerwone skarpetki i była śliczna pogoda, więc skarpetki wywołują słoneczny dzień.
Babska logika rządzi!
Ale ludzie się podniecają… Mój ulubiony przykład gettierowski (sformułowany ho, ho przed Gettierem) to ten, w którym facet idzie przez pustynię i widzi miraż – myśli, że to oaza, więc idzie w tamtą stronę, a potem się okazuje, że za jakimiś kamulcami tam faktycznie jest oaza. Ale on nie widział oazy. Widział miraż. Tylko przypadkiem trafił do oazy.
Moim zdaniem problemy Gettiera są cokolwiek sztuczne – czy normalny człowiek posługuje się w rozumowaniu deskrypcjami, czy jednak nazwami (imionami)?
Ja w ogóle nie widzę przesłanek do wyciągnięcia wniosku, że pracę dostaje ten, kto ma dwie dychy
Formalnie przesłanki są, ale rozumowanie jest z gatunku sztuka dla sztuki.