- Opowiadanie: KsięgaSzczurów - Kształt Strachu

Kształt Strachu

Krótka historia z dreszczykiem, osadzona w Ameryce w Stanie Connecticut. Inspirowana dziełami H.P. Lovecrafta, opowiada o niecodziennym znalezisku pewnego zwykłego Leśnika z miasteczka Monroe.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kształt Strachu

17.11.1963r.

 

Środek listopada, jest to bardzo pracowity czas dla leśników. Przygotowania na zimę, doglądanie roślinności czy początek sadzenia nowych drzew. W tej porze roku jest tu dużo do roboty, przez co presja jest większa, zwłaszcza gdy zwierzchnictwo z góry naciska z terminami, a jedyny kolega z pracy znika na 2 miesięczne chorobowe. W takiej niefortunnej sytuacji znalazł się James Clark, zamieszkujący samotnie obrzeża miasteczka Monroe w Stanie Connecticut.

 

James był 30 letnim mężczyzną, o ciemno brązowych, wręcz kasztanowych, krótkich włosach, lazurytowych oczach i wiecznie nie zgolonej krótkiej bródce. W młodości, gdzieś w momencie ukończenia liceum, jego rodzice rozwiedli się, a on razem z matką przeprowadzili się do Monroe. Mieli spędzić tam spokojnie życie, z dala od zgiełku wielkiego miasta i patologicznego ojca. Chłopak po przeprowadzce nie pomieszkał tam długo, kilka miesięcy później wyjechał do Springfield, stanu Massachusetts by uczuć się na jednym z tamtejszych uniwerków. Pół roku później został stamtąd wyrzucony. Jego edukacje w całości opłaciła matka, wyciągając swoje ostatnie oszczędności z banku, tylko po to by jej syn mógł uzyskać dobre wykształcenie, i żyć godnie.

 

Nie chcąc zawieść matki, nie wrócił do Monroe. Zaszył się gdzieś w Springfield i zarabiał marne pieniądze, najczęściej jako kelner lub sprzątacz w pomniejszych knajpach. Zarobki starczały mu jedynie na jego małe mieszkanie i na jedzenie. Ledwo wiązał koniec z końcem. Co jakiś czas wysyłał matce listy i pisał jak dobrze bawi się na uniwerku, ile to ludzi on poznał i ile się nauczył. Często pisał też że niedługo przyjedzie ją odwiedzić, co nigdy się nie stało. W wolnych chwilach gdy nie wypruwał sobie żył za psie grosze, James chodził do miejskiej biblioteki. Wybierał różne książki, od naukowych po komedie romantyczne, jednak po czasie znalazł swój ulubiony gatunek. Horrory, thrillery, książki paranormalne lub okultystyczne, to było to co dawało James'owi dreszczyk emocji, a także było odskocznią od jego nudnego życia. Czytał je głównie dla rozrywki, albowiem nigdy nie zainteresował się żadnym paranormalnym wydarzeniem czy zaginięciem które zostało opisane w książkach. Dreszczyk emocji i podekscytowanie szybko ustało, tak samo jak książki które czytał. Nie minął rok, a James przeczytał wszystkie książki z gatunku, które były w posiadaniu biblioteki. Wiele razy myślał o zakupie czegoś nowego gdy przechodził koło księgarni, jednak jego marne zarobki nie pozwalały mu na to. Codzienne zmywanie podłóg, czytanie tych samych książek w kółko i w kółko, a także marzenia o pieniądzach i dostojnym życiu. W taki sposób James spędził 6 lat swojego życia w Springfield, aż pewnego dnia dostał list. Było to zawiadomienie o śmierci jego matki.

 

Gdy wrócił do Monroe, dowiedział się szczegółów. Lekarz stwierdził że było to spowodowane uszkodzeniem mózgu i głęboką depresją. James został sam, w odziedziczonym po matce domu na uboczu małego miasteczka, w którym nikt go nie znał. Nie miał przyjaciół ani rodziny, nawet po kilku desperackich telefonach do ojca ten nie odbierał. Pierwsze kilka miesięcy było trudne, przyzwyczajenie się do mieszkania w małej miejscowości, zostanie zaakceptowanym przez społeczność, znalezienie pracy, a także poradzenie sobie emocjonalnie z niedawną śmiercią matki. Mężczyzna stawał na nogi powoli, od pracy jako pomocnik w sporzywczaku, w wieku 26 lat został zatrudniony jako leśnik w Rezerwacie Przyrody Poindexter. W czasach gdy mieszkał w Springfield, miał okazje przeczytać kilka książek przyrodniczych co ułatwiło mu pracę w lesie. Jego życie się zmieniło. W końcu ma wygodny dom, paru dobrych znajomych, przyzwoite zarobki, za które kupił swoje upragnione książki, samochód czy psa. A także masę pracy do wykonania przed końcem roku.

 

Jak co dzień rano, James obudził się w swoim drewnianym domku, na obrzeżach Monroe. Dom ten był położony nieopodal rezerwatu Poindexter, była to nadzwyczaj dobra lokacja, ponieważ mógł dotrzeć do swojej pracy w zaledwie kilka minut. Zaparzył sobie kawy jak co rano, nakarmił swojego czarnego włochatego psa Dextera, po czym przebrał się w roboczy strój i wyruszył na codzienny patrol. Patrol przebiegał poprawnie, jak co dzień, razem z Dexterem przemierzali różnego rodzaju szlaki, zatrzymując się przy co niektórych drzewach by zapisać ich stan. Kontrola przebiegała pomyślnie, aż w pewnym momencie pies James'a oddalił się od niego w dziwnym kierunku. Nigdy nie patrolowali tej części rezerwatu, dlatego było to wręcz dziwne. Kolejną interesującą rzeczą było to, że mimo iż przechodzili tędy niemal codziennie, Dexter nigdy nie oddalał się od swojego właściciela. Cechowała go wielka lojalność względem mężczyzny, nie odstępował go o krok. Byli do siebie bardzo przywiązani od momentu gdy James znalazł go ponad rok temu porzuconego przy drodze. Czarny włochaty kundel, lekko przypominający wilka, ze swoimi majestatycznymi niebieskimi oczami, wydawał się samotny. Leśnik widział w nim dawnego siebie dlatego postanowił go przygarnąć. Nie był to błąd ponieważ oprócz swej lojalności Dexter nie raz przydał się w pracy, dzięki swojemu nad wyraz wyostrzonemu węchowi. James podążył za nim. Oboje zmierzali w nieznanym im kierunku, po nieprzetartej wcześniej ścieżce. Mężczyzna wołał psa by wrócił, jednak ten nie słuchał jego poleceń, wręcz przeciwnie, pies z każdym krokiem przyśpieszał, aż w końcu zaczął biec, szczekając. Leśnik zdezorientowany pobiegł za nim. Może zobaczył jakieś zwierzę, pomyślał, jednak nie widział nic przed sobą, w pędzie mógł dostrzec tylko puszcze która robiła się coraz gęstsza i gęstsza. Nagle Dexter zniknął z horyzontu. James rzucił się na ratunek, wykrzykując imię psa. Przedzierając się przez krzewy i krzaki, potknął się o jeden z grubych wystających korzeni, posępnych, mrocznych sosen. Las o tej porze roku wyglądał ponuro. Bezlistna roślinność i brązowe igliwie sosen, nadawały co najmniej upiorny klimat w rezerwacie Poindexter. Wiele mieszkańców opowiadało jakoby widzieli wieczorami przerażające postacie snujące się w oddali pomiędzy drzewami, jednak żadna z tych historii nie była prawdziwa. Były to tylko mity i legendy czy bardziej przewidzenia spowodowane dziecinną wyobraźnią czy zbyt dużą ilością alkoholu we krwi. Gdy James upadł, skulony poleciał w dół zbocza, obijając się o wystające korzenie, gałęzie czy kamienie. Poobijany wpadł do bajora na samym dnie, do którego zaprowadziło go zbocze. Mężczyzna, cały ubrudzony błotem, podniósł się, i rozejrzał. Ku jemu zdziwieniu stał właśnie po kolana w małym bagnie. Znajdował się teraz w dole, do którego nie dochodziło światło słoneczne. Dno wypełnione było płynnym błotem, którego tafle porastała rzęsa. W powietrzu wyczuć się dało zapach zgnilizny i stęchlizny. Kilka metrów obok, z pyskiem w błocie stał Dexter. James doczłapał się do psa szczęśliwy że nic mu nie jest, pogłaskał pupila po grzbiecie i przyjrzał się jego znalezisku. Kundel grzebał w małym otworze w ziemi, mężczyzna ruchem ręki odsunął go na bok i zajrzał do środka. Szpara nie była zbyt duża jednak było można dostrzec w niej dziwny zgniło-zielonkawy kamień. Był jak rzeźbiona statuetka, na wierzchu było można dostrzec wyryte znaki lub runy. James nigdy nie widział czegoś takiego w całym swoim życiu. Postukał delikatnie palcem o kamień, wydawał się pusty. Spróbował go wykopać, jednak ziemia była zbyt twarda, a sama kamienna figurka zdawała się być o wiele większa niż fragment który widział mężczyzna. Przyjrzał się mu jeszcze raz. Oślizgły ciemnozielony kamienny obiekt, z wyrytymi dziwnymi runami których nie sposób było rozszyfrować. James poczuł dziwny niepokój, przypomniał sobie o książkach z biblioteki w Springfield. Czy to nie tak zaczynały się te wszystkie paranormalne historie o których tyle czytał? Nie mógł jednak przypomnieć sobie czy w którejś z ksiąg było coś wspomniane o podobnym kamiennym przedmiocie. Nagle niepokój zastąpiło podekscytowanie. Pomyślał że może jego znajomy będzie w stanie coś mu o tym powiedzieć. Postukał jeszcze raz, w oślizgłą, twardą powierzchnie tajemniczego znaleziska. Przy mocniejszych stuknięciach zdawało się że rzecz ta w istocie jest pusta, i do tego większa niż by mogło się zdawać. Mężczyzna wyciągnął swój nóż myśliwski, i twardą rękojeścią zaczął uderzać w kamienną płytę. Po chwili wysiłku płytka pękła, a zapach stęchlizny stał się jeszcze bardziej intensywny. James, wsadził rękę do środka by chwycić pęknięty kawałek. Gdy jego ręka znalazła się w środku, całe jego ciało pokryła gęsia skórka, a go samego oblał zimny pot. Chwycił prędko kilkucentymetrowy odłamek i wyciągnął rękę ze szczeliny i wyprostował się.

 

Wraz z Dexterem wrócił do swojej drewnianej chatki. Dochodziło południe, przebrał się więc w czyste ubranie i zjadł na szybko resztki z wczorajszego obiadu. Spojrzał jeszcze raz na odłamek zielonkawej, obślizgłej płytki płytki. Runy które się na niej znajdowały wyglądały niczym wydrapane paznokciem. Jak gdyby ktoś uformował urnę z gliny i narysował wzorki własnymi palcami. "Może to część jakiegoś pradawnego naczynia rdzennej ludności która żyłą tu przed nami" – pomyślał. Dokończył jedzenie, po czym zawinął odłamek w gazetę. Zawiniątko włożył do torby i wyszedł z domu. Z nutką żartobliwości w głosie kazał Dexterowi pilnować domu, na co odzyskał tylko grzeczne ciche szczeknięcie. Wsiadł do swojego pick-up'a i pojechał do miasta spotkać się ze znajomym.

 

Po kilku minutach jazdy dojechał do "Muzeum Okultyzmów Warrenów" oddalone o kilka kilometrów od centrum miasta. Muzeum było traktowane przez wielu jako atrakcja dla przejezdnych, którzy chcieliby poczuć dreszczyk emocji. Było tam można zobaczyć przerażające rzeźby, malowidła, tajemnicze księgi takie jak chociażby replika necronomiconu. Niepokojące artefakt i skarby muzeum sprowadzane z całego świata było traktowane przez przejezdnych jak i przez mieszkańców Monroe jako tanie straszaki który miały przynieść państwu Warren zysk. Nie zdawali sobie sprawy z tego że wszystko w muzeum, było prawdziwe. Zdawał sobie z tego sprawę jednak James, który od kilku lat utrzymywał dobre stosunki z panem Warrenem. Można powiedzieć że byli nawet przyjaciółmi. Właściciel muzeum opowiadał często leśnikowi o różnych posiadanych przedmiotach, czy historiach z nimi związanymi. James wiedział że ma on wielką wiedzę na ten temat i wieloletnie doświadczenie, więc był on idealną osobą do której mógł się zgłosić w sprawie tajemniczej kamiennej rzeczy w głębi lasu.

 

Wysiadł z samochodu i wszedł do środka. Wewnątrz przy jednej z gablot stał przygrubawy, łysiejący mężczyzna, kilka lat starszy od James'a. Mężczyźni przywitali się, wymienili pomiędzy sobą parę zdań, aż w końcu leśnik wyciągnął z torby tajemnicze zawiniątko. Pan Edward Warren był niezwykle zadziwiony gdy James opowiadał mu historie o tym, w jaki sposób wszedł w posiadanie tak przedziwnej rzeczy. Lecz zastanawiało go bardziej to, czym ta rzecz była. Niemal od razy wziął się do pracy, ruszył do regału z książkami i wyciągnął cztery tytuły. Zlecił młodszemu mężczyźnie by zostawił mu ten odłamek, a gdy ten tylko coś się dowie, od razu go poinformuje. Tak też więc zrobił, zostawił badaczowi jego znalezisko, pożegnał się i wrócił do samochodu. James objechał jeszcze parę miejsc, musiał załatwić pomniejsze sprawy, i zrobić zakupy na jutrzejszy dzień. W tym czasie zaczęło się ściemniać.

 

Gdy wrócił do swojej drewnianej chatki był już wieczór. Ze względu na to że o tej porze roku słońce zachodziło wcześniej, było już praktycznie kompletnie ciemno. Po tym jak wniósł wszystkie zakupy do domu, zauważył że coś jest nie tak. Dexter zniknął. Zarzucił na siebie kurtkę, chwycił w rękę latarkę i ruszył w las, nawołując swojego pupila. Gdy przeszukiwał te same szlaki którymi codziennie razem chodzili, przy jednym z drzew napadła go paskudna myśl. Po chwili zawahania ruszył w stronę dołu w którym znaleźli tą przedziwną kamienną rzecz. Motał się pomiędzy drzewami, gałęzie i krzewy blokowały widok, a z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej. Poruszanie się po tak gęstej części lasu, w takich ciemnościach tylko z małą latarką nie było wcale niczym łatwym, a już na pewno, niczym przyjemnym. Z każdą chwilą James zastanawiał się czy dokonał dobrego wyboru. "Czy Dexter na pewno tu będzie?", "Jak wrócę później do domu", "Co jeśli go nie znajdę" – myśli te przerażały go dogłębnie, do tego ta cisza. Jedyny dźwięk jaki było teraz słychać, to szelest gałęzi przez które przedzierał się leśnik. Cały ten las zaczynał wydawać się James'sowi coraz bardziej przerażający. Wszystko było w odcieniach szarości, światło z latarki wcale nie pomagało. Gdy w głowie mężczyzny pojawiła się myśl o poddaniu się, nagle poczuł znajomy zapach stęchlizny. Zapach pokierował go i już po chwili, stał przed zboczem, a w dnie zobaczył znajome ohydne bajoro. Poświecił latarką w dół i nagle odsapnął z ulgą. W dole przy szparze z której wyciągał dzisiaj fragment kamiennej płyty stał Dexter. Szczęśliwy zawołał psa, a ten powolnym ruchem zaczął zbliżać się do swojego właściciela. Droga powrotna na szczęście się sprawiła im takiej trudności. Jednak James czuł że coś jest nie tak, mimo że udało mu się znaleźć swojego ukochanego pupila, czuł w sobie złowrogi niepokój. Wrócili do domu. Oboje weszli do środka, mężczyzna zamknął drzwi i odsapnął z ulgą, cieszył się że to już koniec. Usiadł zmęczony na swoim krześle, ułożył się wygodnie i spojrzał na Dextera. Po chwili, tak jakby obraz z jego oczu dochodził do mózgu z opóźnieniem, niepokój powrócił. Dexter siedział w bezruchu, prosto przed James'em. Niczym posąg, nie trząsł się, nie machał ogonem, siedział jakby zamrożony. Jego oczy szeroko otwarte, spoglądały prosto na mężczyznę, puste, całkowicie pozbawione koloru, niczym szklane kulki. Oddychał też nienaturalnie, dało się to usłyszeć gdy James przerażony przyglądał się psu. Odstępy pomiędzy oddechami były długie i tak głębokie do tego stopnia że momentami wydawało się jakby w ogóle nie oddychał. Gdy już powietrze wychodziło z jego otwartego pyska, brzmiało jak szumiący wiatr. Przerażony James, szybko spuścił wzrok z psa, dopiero po chwili zauważył że cały się trząsł. "Musze być cholernie zmęczony" – pomyślał. Jak to możliwe że jego najlepszy przyjaciel, i ukochany zwierzak z którym spędził tyle czasu, może wydawać mu się tak przerażający. Postanowił więc zająć czymś myśli i sięgnął po książkę. Była to jedna z jego ulubionych, książka o tajemniczych zaginięciach którą już kiedyś czytał w Springfiled. Wziął się za czytanie, nie potrwało to długo, ponieważ wciąż męczył go pusty upiorny wzrok Dextera. Czuł jak spogląda na niego szklanymi bezbarwnymi oczami przez książkę. W głowie James'a pojawiła się też wizja jakoby stwór ten zbliżał się do niego gdy on zasłania go książką. Od razu ją odłożył i niepewnie spojrzał ponownie na psa. Siedział w tym samym miejscu z tym samym odrażającym spojrzeniem. W tym momencie zadzwonił telefon. Mężczyzna podskoczył, myślał że serce zaraz wyskoczy mu przez gardło. Telefon znajdował się od razu obok fotela na którym siedział, na małym stoliku nocnym. Zdenerwowany i niepewny powoli sięgnął po słuchawkę i wciąż spoglądając na Dextera odebrał. W telefonie odezwał się głos Warren'a, jednak to co powiedział… James wolał tego nie słyszeć.

 

 – James, poszperałem trochę w kilku księgach i starych aktach, nie wiem jeszcze wszystkiego, ale chyba jestem na dobrej drodze. Możliwe że jutro będę miał dla ciebie ciekawe informacje. Nie mogę niestety powiedzieć ci za dużo jak na ten moment, ale wiedz jedno… Nie zbliżaj się więcej do tych bagien.

 

Gdy James tylko to usłyszał, niewyobrażalny strach przeszył jego ciało. Nie wiedział czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy naczytał się za dużo książek i teraz jego wyobraźnia płata mu figle. W tym momencie pragnął tylko jednej rzeczy. Pozbyć się psa. Przerażony ostatkiem sił ruszył się z krzesła, i powoli lekkimi kroczkami zbliżał się do Dextera. Każdy krok wywoływał u mężczyzny fale stresu której nie czuł nigdy wcześniej. Głowa psa śledziła jego ruchy gdy ten zbliżał się powoli do drzwi. Każde skrzypnięcie podłogi przyprawiało James'a o mdłości, czuł jak coś zaciskało się na jego żołądku. Gdy zbliżył się do drzwi otworzył jest powoli. Następnie zwrócił się w stronę psa. Wahał się chwile ale przy nagłym napływie odwagi chwycił go za kark. Jego ciało było zimne, chłodne niczym zwłoki. Pies sam w sobie był także lżejszy. W momencie gdy pochwycił kark zwierzaka, pysk Dextera zaczął się otwierać. James po zobaczeniu tego nie zawahał się i wyrzucił pupila za drzwi. Przerażony ledwo zachowując panowanie nad swoim ciałem rzucił się rozpaczliwie na wejściowe drzwi i zatrzasnął je z hukiem. Zakluczył wszystkie zamki, gdy to zrobił pobiegł do okien, je także pozamykał. Czym prędzej pośpieszył do sypialni. Z korytarza po drodze wziął siekierę, którą później położył przy łóżku. Wszedł do łóżka i niczym przerażone dziecko zamknął oczy, zakrył uszy i wypowiadał modły do wszystkich bóstw tego świata, wmawiając sobie zarazem że to wszystko nie dzieje się naprawdę. W końcu po ataku paniki zasnął.

 

W środku nocy obudził go hałas, który na nowo sparaliżował mężczyznę. Dźwięk tak potworny nie mógł zostać wydany przez człowieka, był to przeraźliwy krzyk dzikiego zwierzęcia rozrywanego na strzępy. Nagle James, zobaczył słabo widoczny cień przelatujący za oknem. Przerażony chwycił za latarkę, odsłonił żaluzje i zaświecił przez okno. Jego oczom ukazały się strzępy dużego zwierzęcia, najpewniej pokaźnych rozmiarów jelenia, rozrzucone po gałęziach ponurej sosny niczym ozdoby na choince. Gdy z mężczyzna z niedowierzaniem spoglądał przez okno, usłyszał dźwięk bardziej przeraźliwy niż dźwięk rozrywanego na strzępy stworzenia. Coś stłukło szybę. Dźwięk dochodził z salonu. Następnie powoli, w całym domu rozbrzmiewało głęboki i ciężkie stąpanie, zbliżające się do sypialni.

 

James stał oszołomiony. Myślał że to koszmar, i że jeśli chwile poczeka to za chwile się obudzi. Każdy kolejny krok tej przerażającej kreatury uświadamiał mu, jak bardzo się myli. Powoli gdy łzy cisnęły mu się na oczy, sięgał po siekierę leżącą nieopodal jego łózka. Czuł jak życie przelatuje mu przed oczami, a wraz z nim wszystkie jego okropne decyzje. Jednak żałował tylko jednej, i rozpaczliwie błagał w myślach by mógł tylko cofnąć czas. Stąpanie ustało. A później, powoli, powolutku, z charakterystycznym skrzypnięciem otworzyły się drzwi do sypialni.

 

Uczucia która ogarnęło James'a w tamtej chwili nie da się nazwać, słowo przerażenie, czy strach w jakiejkolwiek formie nie mogłoby nawet w połowie opisać tego co czuł w tym momencie. Wielka jakby śluzowata postać, z nieopisanym kształtem, swoimi czarnymi niczym noc ostrymi szponami uchyliła drzwi. Była to humanoidalna istota z nieznanej ciemnej materii, nie sposób opisać budowy jej ciała. Jedynymi częściami jej nieludzkiego ciała, które dało by się do czegoś porównać, były ostre, długie podobne do pazurów łapy, olbrzymia i szeroka szczęka wypełniona rzędami zębów, dwoje ogromnych czerwonych oczu, spoglądających bardziej przeraźliwie niż te szklane kule które spoglądały na leśnika wcześniej, a także ruro podobne macki zwisające z przodu tego monstrum. Na tej paskudnej mrocznej masie, zwisały tylko resztki biednego psa, pourywane niczym kawałki starej szmaty.

 

Sam James nie wiedziałby jakim cudem utrzymał w tym momencie świadomość, był to stwór nie z tego świata. Coś takiego nie mogło istnieć tu, na ziemi. Bestia prosto z koszmarów która w właśnie zbliżała się do swojej kolejnej ofiary. Jej czerwone karmazynowe ślepia wpatrzone w biednego leśnika zabłyszczały, a paszcza rozwarła się ukazując kolejne rzędy ostrych zębów. Pokój wypełnił ten znajomy odór stęchlizny i zgnilizny. Tylko sekundy dzieliły mężczyznę od rychłego spotkania z tym potworem, jednak ten stał wryty, jakby zahipnotyzowany, z rękami wyprostowanymi które trzymały mocno trzon siekiery. Poczwara pochwyciła go swoimi ostrymi pazurami, a gdy kilka z nich wbiły mu się w skórę, jakby za sprawą magicznego zaklęcia, James ocknął się i krzycząc na całe gardło zadał zamaszysty cios prosto w ciało potwora. Jego dziwnie twarde galaretowate ciało przedzieliło się na pół tryskając zielonkawym śmierdzącym glutem. Fetor był tak bardzo nie do zniesienia że w normalnych okolicznościach momentalnie wywołał by wymioty. Natomiast krzyk jaki te poczwara wydała był tak głośny że James'owi zaczęły krwawić uszy i lecieć krew z nosa. Albowiem nie rozbrzmiał on w norm a w głowie biednego leśnika. Gdy kreatura upadła na ziemie wijąc się z bólu, mężczyzna nie tracił czasu na podziwianie przedziwnej zarazem ohydnej anatomii bestii. Rzucił się przez okno sypialni bez zastanowienie, tak jakby jego ciało samo się poruszało. Pobiegł rozpaczliwie do samochodu potykając się co rusz, niczym panikujące dzikie zwierzę. Krzyki w jego głowie ustawały, a on z trzęsącymi się rękoma próbował odpalić samochód. Po kilku próbach pick-up uruchomił się a James wciskając pedał w ziemię chaotycznie rozpoczął swoją ucieczkę szukając pomocy w Monroe.

 

18.11.1963r.

 

Z rana Edward Warren otrzymał telefon, został wezwany do szpitala. Zdenerwowany mężczyzna udał się tam niezwłocznie. Pielęgniarka nie chciała zdradzić szczegółów przez telefon, co zaniepokoiło Warren'a. Przybył na miejsce, został poproszony o cierpliwość i zostanie w poczekalni co jeszcze bardziej nasiliło zdenerwowanie mężczyzny. Po jakimś czasie pielęgniarka zaprowadziła go do pokoju na końcu szpitala. Gdy otworzyła drzwi, zobaczył leżącego w łóżku James'a. Cały był w gipsie, jego włosy były siwe, a na jego 30 letniej twarzy pojawiło się mnóstwo zmarszczek. Pielęgniarka zaczęła opowiadać Warren'owi o tym jak go znaleźli, i szczegóły jego wypadku, ale on nie słuchał, nie był w stanie. Spoglądał teraz prosto w oczy James'a. W jego puste, szklane, oczy…

 

Koniec

Komentarze

Oj, widzę, że aktualnie poruszasz się po portalu jak słoń w składzie porcelany, więc pozwól, że ci pomogę. Na początek – tutaj szorty mają mniej niż 10 tys. znaków, więc ,,Kształt…" to już opowiadanie. Poza tym – ten Lovecraft w tagach kusi, więc przeczytam. :) Ale trochę później.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Może ten poradnik sprawi, że nieco porcelany w składzie ocaleje. ;)

KsięgoSzczurów, zajrzyj tutaj: Portal dla żółtodziobów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg, właśnie miałem to zapodać, ale widzę, że mnie ubiegłaś. :D

A co do tekstu:

Ten Lovecraft to trochę naciągany. :\ Ja tu widzę więcej Kinga (senne amerykańskie miasteczko, rozbudowane tło, włącznie z przeszłością bohatera, trochę większy nacisk na fabułę niż u HPL-a – początek nawet przypomina ,,Stukostrachy”). Niestety jest cienko, i to na kilku płaszczyznach. Począwszy od językowej (błędy interpunkcyjne, odmiana imion, dziwaczne konstrukcje i tak dalej), przez strukturalną (gigantyczne akapity, ograniczenie dialogów połączone z suchym relacjonowaniem wydarzeń) po stylistyczną (bez urazy, ale piszesz trochę… sztywno).

Fabuła nie porywa. Koleś znalazł coś w lesie i zabrał do domu na swoją zgubę. OK. I to nawet nie byłoby takie złe, gdyby nie ww. czynniki. Bohaterowie są nijacy, ich losy w sumie mnie nie interesują, w dodatku wspomniana ,,sztywność”. Na końcu jest trochę lepiej, ale to odrobinę za późno…

Co gorsza – nie wykorzystujesz potencjału świata przedstawionego. Nie próbujesz wytłumaczyć, jaki jest związek między czymś w lesie, a straszydłem, które przyszło po Jamesa. Wątek okultyzmu jest potraktowany po macoszemu. I wreszcie – miejsce akcji nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Równie dobrze mogłaby się rozgrywać w Brzesku na Boheńcu A.D. 2006 czy kiedyś tam.

Sporo pracy przed tobą.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, iż Cię ubiegłam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ależ skąd. ;D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

reg już była, to jeszcze ja i będziesz mógł się chwalić, że przeżyłeś nowofantastyczny chrzest ognia. To nie będzie bolało trochę ;) Zachowaj spokój i nie reguluj odbiornika.

 Środek listopada, jest to bardzo pracowity czas dla leśników.

Między podmiot i orzeczenie nie dajemy przecinka, p. tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850 Zdanie ogólnie mogłoby być zgrabniejsze – czas nie jest osobą, więc nie wykazuje cech typu pracowitości, poza tym wygląda to trochę jak definicja (którą nie jest). Proponowałabym: Środek listopada to dla leśników okres wytężonej pracy.

 Przygotowania na zimę, doglądanie roślinności czy początek sadzenia nowych drzew.

Hmm? Przygotowania do zimy, ale jesteś pewien, że to miał być równoważnik?

 W tej porze roku jest tu dużo do roboty

O tej porze roku jest dużo roboty. Ale powiedziałeś to dwa zdania temu – jeszcze pamiętamy. Całe zdanie łopatologiczne. Presja – to przecież nacisk, a zwierzchnictwo (?) z definicji jest na górze.

 a jedyny kolega z pracy znika na 2 miesięczne chorobowe

A jedyny kolega znika na dwumiesięcznym chorobowym. Liczby piszemy słownie.

 zamieszkujący samotnie obrzeża miasteczka

Zamieszkiwał całe obrzeża? Czy po prostu mieszkał samotnie pod miastem?

 Stanie Connecticut

Słowo "stan" (podobnie jak np. "państwo") jest rzeczownikiem pospolitym i piszemy je małą literą.

 James był 30 letnim mężczyzną, o ciemno brązowych, wręcz kasztanowych, krótkich włosach, lazurytowych oczach i wiecznie nie zgolonej krótkiej bródce.

I tak, droga świeżynko, nie opisujemy bohatera. Od pieca: trzydziestoletnim, ciemnobrązowych. Oczy "lazurytowe" przywodzą na myśl niekoniecznie to, co chcesz – lazuryt to skała. Jeśli ktoś nosi bródkę, to dlaczego miałby ją zgolić? Ale choćbyś poprawił te błędy – opis jest oderwany od fabuły i jako taki mało interesujący. Lepiej opisać bohatera mniej (czytelnik i tak sobie coś wyobrazi), a skupić się na tym, co robi.

 W młodości, gdzieś w momencie ukończenia liceum, jego rodzice rozwiedli się

Ze zdania wynika, że rodzice skończyli liceum i wtedy się rozwiedli. Bo to rodzice są podmiotem tego zdania.

 on razem z matką przeprowadzili się

On, razem z matką, przeprowadził się. Podmiotem jest on – orzeczenie musi się zgadzać z podmiotem rodzajem, liczbą etc.

 Mieli spędzić tam spokojnie życie

Mieli spokojnie spędzić tam życie.

 patologicznego ojca

https://sjp.pwn.pl/szukaj/patologiczny.html

 Chłopak po przeprowadzce nie pomieszkał tam długo, kilka miesięcy później wyjechał do Springfield, stanu Massachusetts by uczuć się na jednym z tamtejszych uniwerków.

Do Springfield w stanie Massachusetts, żeby się uczyć; ale "uniwerek" to kolokwializm. Nie pasuje do tonu, jaki nadałeś początkowi tekstu. Inna rzecz, że CV bohatera jest mi obojętne, dopóki nie ma znaczenia dla fabuły. Ma?

 Jego edukacje w całości opłaciła matka, wyciągając swoje ostatnie oszczędności z banku, tylko po to by jej syn mógł uzyskać dobre wykształcenie, i żyć godnie.

Jego edukację w całości opłaciła matka, wyciągnąwszy z banku ostatnie oszczędności, by jej syn otrzymał dobre wykształcenie i mógł żyć godnie. Skasowałam "tylko" bo sugerowało, że cel matki (wykształcenie syna) był mało szczytny. Ekhm.

 sprzątacz w pomniejszych knajpach

A może: podrzędnych?

 Zarobki starczały mu jedynie na jego małe mieszkanie i na jedzenie. Ledwo wiązał koniec z końcem

Zarobki starczały mu jedynie na małe mieszkanie i jedzenie. Ledwo wiązał koniec z końcem. Dwa razy ta sama informacja, nadmiar zaimków. A matka wysyłała mu chyba pieniądze? Czesne płaci się okresowo, do tego akademik i tym podobne.

 Co jakiś czas wysyłał matce listy i pisał jak dobrze bawi się na uniwerku, ile to ludzi on poznał i ile się nauczył.

Co jakiś czas pisał do matki o tym, jak dobrze się bawi, ilu ludzi poznał i ile się nauczył.

 Często pisał też że niedługo przyjedzie ją odwiedzić, co nigdy się nie stało

Często pisał też, że niedługo przyjedzie w odwiedziny, czego nigdy nie zrobił.

 W wolnych chwilach gdy nie wypruwał sobie żył za psie grosze, James chodził do miejskiej biblioteki.

Wolne chwile, kiedy nie wypruwał sobie żył za psie pieniądze, James spędzał w miejskiej bibliotece.

 Wybierał różne książki, od naukowych po komedie romantyczne, jednak po czasie znalazł swój ulubiony gatunek.

Po jakimś czasie. I dlaczego "jednak"?

 książki paranormalne lub okultystyczne

Czyli jakie?

to było to co dawało James'owi dreszczyk emocji, a także było odskocznią od jego nudnego życia

Przecinki: to było to, co dawało Jamesowi dreszczyk emocji, odskocznia od jego nudnego życia.

 Czytał je głównie dla rozrywki, albowiem nigdy nie zainteresował się żadnym paranormalnym wydarzeniem czy zaginięciem które zostało opisane w książkach.

… "albowiem"? Mowa o sprzątaczu w dwudziestowiecznej Ameryce, nie o księciu krwi. Nie wiem, dlaczego musiałby czytać te książki na poważnie. Przed "które" daj przecinek.

 Dreszczyk emocji i podekscytowanie szybko ustało, tak samo jak książki które czytał.

Brak przecinków, a książki nie mogą ustać. Mogą się skończyć. https://sjp.pwn.pl/szukaj/usta%C4%87.html

 James przeczytał wszystkie książki z gatunku, które były w posiadaniu biblioteki

Komplikujesz: James przeczytał wszystkie, które były w bibliotece.

 Wiele razy myślał o zakupie czegoś nowego gdy przechodził koło księgarni, jednak jego marne zarobki nie pozwalały mu na to.

Wtedy książki kosztowały parę centów… Wiele razy, gdy przechodził koło księgarni, miał ochotę wejść i kupić coś dla siebie, ale nie było go stać nawet na to.

 czytanie tych samych książek w kółko i w kółko

"W kółko" raz. Podwojone to angielska konstrukcja, po polsku dziwnie brzmi.

 dostojnym życiu

https://sjp.pwn.pl/szukaj/dostojny.html Równoważniki zamiast zdań są świadomym wyborem? Nie wiem, czy słusznym.

 spędził 6 lat swojego życia

Liczebniki słownie. Zaimek możesz skasować, choć nie musisz, bo podkreśla tę beznadzieję.

 Lekarz stwierdził że było to spowodowane uszkodzeniem mózgu i głęboką depresją.

Dowiedzenie się szczegółów przez Jamesa? A "uszkodzenie mózgu" może oznaczać zespół Korsakowa od lat chlania wódki, albo wypadek samochodowy. Cokolwiek w zasadzie. I jakie to ma znaczenie dla fabuły? Ludzie umierają, zwłaszcza samotni i starsi, nie trzeba tego wyjaśniać – o ile wyjaśnienie nie wpływa na fabułę.

 nawet po kilku desperackich telefonach do ojca ten nie odbierał

Czego nie odbierał ojciec?

 Pierwsze kilka miesięcy było trudne, przyzwyczajenie się do mieszkania w małej miejscowości, zostanie zaakceptowanym przez społeczność, znalezienie pracy, a także poradzenie sobie emocjonalnie z niedawną śmiercią matki.

To zdanie streszcza dwa poprzednie. W jakim celu?

 Mężczyzna stawał na nogi powoli, od pracy jako pomocnik w sporzywczaku, w wieku 26 lat został zatrudniony jako leśnik w Rezerwacie Przyrody Poindexter.

Mężczyzna stawał na nogi powoli. Zaczął jako pomocnik w sklepie spożywczym, a w wieku dwudziestu sześciu lat dostał posadę leśnika w Rezerwacie Przyrody Poindexter.

 W czasach gdy mieszkał w Springfield, miał okazje przeczytać kilka książek przyrodniczych co ułatwiło mu pracę w lesie.

Ja też parę przeczytałam, ale to nie są kwalifikacje zawodowe. Gdy mieszkał w Springfield, przeczytał kilka książek przyrodniczych.

 W końcu ma wygodny dom, paru dobrych znajomych, przyzwoite zarobki, za które kupił swoje upragnione książki, samochód czy psa.

To co w końcu kupił? "Czy" oznacza, że kupił jedną z tych rzeczy. Jeśli wszystkie, powinno być "i".

 masę pracy do wykonania

Pracy do zrobienia. Albo po prostu: pracy. Kropka.

 swoim drewnianym domku, na obrzeżach

Bez przecinka.

 Dom ten był położony nieopodal rezerwatu Poindexter, była to nadzwyczaj dobra lokacja, ponieważ mógł dotrzeć do swojej pracy w zaledwie kilka minut.

Lokalizacja (to nie gra…) ale zdanie jest sztucznie przedłużone (i wygląda, jakby to dom pracował…): Dom stał nieopodal Poindexter, bardzo wygodnie dla pracownika rezerwatu.

 Patrol przebiegał poprawnie

Ale ta fraza nie jest poprawna: https://sjp.pwn.pl/szukaj/poprawny.html "Poprawnie" nie łączy się z "patrolem".

 przemierzali różnego rodzaju szlaki

…?

 zatrzymując się przy co niektórych drzewach by zapisać ich stan

Zatrzymując się przy niektórych drzewach, by zapisać ich stan. Nie udało mi się zostać leśnikiem, ale dziwnie to wygląda.

 Kontrola przebiegała pomyślnie

W poprzednim zdaniu też coś przebiegało.

aż w pewnym momencie pies James'a oddalił się od niego w dziwnym kierunku

Jak kierunek może być dziwny?

 Nigdy nie patrolowali tej części rezerwatu, dlatego było to wręcz dziwne

https://sjp.pwn.pl/szukaj/wr%C4%99cz.html

 Kolejną interesującą rzeczą było to, że mimo iż przechodzili tędy niemal codziennie, Dexter nigdy nie oddalał się od swojego właściciela.

To ma być niepokojący moment, a opisujesz go tak, żeby czytelnik zasnął. Pokaż tę scenę! Masz psa? Wyobraź sobie, jak by to było, gdyby nagle odbiegł. Jak byś go nawoływał, jak byś za nim poszedł, klnąc pod nosem, w krzaki – rozumiesz? Bo tutaj masz notatkę, nie fabułę.

 Byli do siebie bardzo przywiązani od momentu gdy James znalazł go ponad rok temu porzuconego przy drodze.

Przed chwilą mówiłeś, że go kupił? Byli do siebie bardzo przywiązani, od kiedy, ponad rok temu, James znalazł go porzuconego przy drodze.

 Czarny włochaty kundel, lekko przypominający wilka

Trochę podobny do wilka.

 ze swoimi majestatycznymi niebieskimi oczami

…? https://sjp.pwn.pl/szukaj/majestatyczny.html Zaimek coś sugeruje, ale czy to, co chcesz?

 wydawał się samotny

Zapewniasz. Zob. tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Leśnik widział w nim dawnego siebie dlatego postanowił go przygarnąć.

Leśnik widział w nim dawnego siebie, dlatego postanowił go przygarnąć.

 Nie był to błąd ponieważ oprócz swej lojalności Dexter nie raz przydał się w pracy, dzięki swojemu nad wyraz wyostrzonemu węchowi.

Dlaczego miałby to być błąd? Zdanie niegramatyczne, przebudowałabym je: Zyskał wiernego pomocnika.

 Oboje zmierzali w nieznanym im kierunku, po nieprzetartej wcześniej ścieżce.

Ścieżka z definicji jest przetarta. "Oboje" to byty różnej płci, zresztą tutaj nie jest do niczego potrzebne – jeśli mówisz w liczbie mnogiej, a są tu tylko człowiek i pies, to wiadomo, o kim mowa.

 Mężczyzna wołał psa by wrócił, jednak ten nie słuchał jego poleceń, wręcz przeciwnie, pies z każdym krokiem przyśpieszał, aż w końcu zaczął biec, szczekając.

Notatka. To powinna być scena.

 Leśnik zdezorientowany pobiegł za nim.

Leśnik, zdezorientowany, pobiegł za nim.

 pomyślał, jednak nie widział nic przed sobą

Jak to się wyklucza?

 w pędzie mógł dostrzec tylko puszcze która robiła się coraz gęstsza i gęstsza. Nagle Dexter zniknął z horyzontu

Idź, proszę, do lasu (póki jeszcze można), zejdź ze ścieżki i pobiegaj sobie po krzakach. Wtedy zrozumiesz, co jest nie tak w tym zdaniu. A, i: https://sjp.pwn.pl/szukaj/horyzont.html – nie widać go w lesie!

 Przedzierając się przez krzewy i krzaki, potknął się o jeden z grubych wystających korzeni, posępnych, mrocznych sosen.

Więc jednak są w tym lesie krzaki? Przecinki i nagła fala przymiotników (dotąd prawie ich nie było) utrudniają zrozumienie, o co James się potknął: Przedzierając się przez krzewy i krzaki, potknął się o gruby korzeń sosny.

 Las o tej porze roku wyglądał ponuro.

Ale gdybyś go opisał wcześniej, kiedy James do lasu wszedł, wiedzielibyśmy o tym.

 Bezlistna roślinność i brązowe igliwie sosen, nadawały co najmniej upiorny klimat w rezerwacie Poindexter.

Bezlistna roślinność i brązowe igliwie sosen stwarzały w rezerwacie Poindexter upiorną atmosferę.

 Wiele mieszkańców opowiadało jakoby widzieli wieczorami przerażające postacie snujące się w oddali pomiędzy drzewami, jednak żadna z tych historii nie była prawdziwa.

"Jakoby" już samo sugeruje nieprawdziwość historii. Poza tym – po co to zapewnienie? Czy nie chodzi o to, że James w nie nie wierzył?

 bardziej przewidzenia

Raczej przywidzenia. "Przewidzieć" i "przywidzieć" to nie to samo.

 Gdy James upadł,

? Kiedy upadł? Pomyślałam, że pies wpadł w dziurę, ale równie dobrze mógł po prostu zapaść w krzaki albo odbiec daleko. To jest las. Nieważne, że zimą.

 skulony poleciał w dół zbocza, obijając się o wystające korzenie, gałęzie czy kamienie

Odradzam. Po pierwsze, wygląda to jak kreskówka. Po drugie – z jakiej perspektywy opisujesz perypetie Jamesa?

 Poobijany wpadł do bajora na samym dnie, do którego zaprowadziło go zbocze.

Ścieżka może zaprowadzić – to metafora! – ale ze zbocza James po prostu zleciał. Nie było w tym jego woli ani "życzliwości" antropomorfizowanego zbocza. Ta metafora ma sens, kiedy mowa o ścieżce – tutaj go nie ma.

 Mężczyzna, cały ubrudzony błotem, podniósł się, i rozejrzał.

Cały w błocie, wstał i rozejrzał się.

 Ku jemu zdziwieniu stał właśnie po kolana w małym bagnie.

Ku SWEMU zdziwieniu, stał po kolana w bagnie. Dlaczego jest zdziwiony?

 Znajdował się teraz w dole, do którego nie dochodziło światło słoneczne.

To jak coś widział? Zdanie w ogóle do kasacji.

 Dno wypełnione było płynnym błotem, którego tafle porastała rzęsa

Dno nie może być wypełnione (to nie pojemnik), a "tafla" to lustro. Czy powierzchnia błota jest lustrem?

 W powietrzu wyczuć się dało zapach zgnilizny i stęchlizny.

Ale gdyby np. James kaszlał i się dusił, to byłoby bardziej plastycznie, prawda?

 Kilka metrów obok, z pyskiem w błocie stał Dexter.

Kilka metrów dalej, ale w USA nie mierzą metrami, zresztą metry nic nie mówią. I – pies wpadł w błoto, więc na pewno ma ubłocony pysk. Nie chodziło aby o to, że stoi po pysk w błocie?

 James doczłapał się do psa szczęśliwy że nic mu nie jest

James doczłapał do psa, zadowolony, że nic mu nie jest.

przyjrzał się jego znalezisku

I nie mogłeś tego zasugerować wcześniej?

 Kundel grzebał w małym otworze w ziemi, mężczyzna ruchem ręki odsunął go na bok

Znów muszę poprawiać umysłowy obraz, który sobie namalowałam. Rozdzieliłabym to zdanie na dwa. Jak inaczej miał odsunąć psa, jak nie ręką? To jego ukochany pies (jak mnie zapewniłeś), nie będzie go przecież kopał. I co pies na to? Jak reaguje?

Szpara nie była zbyt duża jednak było można dostrzec w niej dziwny zgniło-zielonkawy kamień

Szpara nie była szeroka, ale widać w niej było dziwny zgniłozielonkawy kamień. https://sjp.pwn.pl/szukaj/zgni%C5%82ozielony.html Piszemy "zgniłozielony", ale "biało-niebieski", bo w pierwszym chodzi o jednolity odcień, a w drugim o paski. A szczelina w błocie natychmiast by się zasklepiła.

 Był jak rzeźbiona statuetka

W jaki sposób? Czy to po prostu nie był posążek?

 na wierzchu było można dostrzec wyryte znaki lub runy

Na powierzchni wyryte były dziwne znaki. "Dostrzec" to wysokie, książkowe słowo – zgrzyta w takim otoczeniu.

 James nigdy nie widział czegoś takiego w całym swoim życiu.

Przekomplikowane: James nigdy w życiu nie widział niczego takiego.

 Postukał delikatnie palcem o kamień, wydawał się pusty.

Nie dawaj wniosków – daj wrażenie. Nie wiem, czy stukanie palcem wywołałoby dźwięk.

 jednak ziemia była zbyt twarda

Przed chwilą było błoto…

 a sama kamienna figurka zdawała się być o wiele większa niż fragment który widział mężczyzna

Przekomplikowane: a figurka zdawała się o wiele większa, niż jej widoczny fragment.

 Oślizgły ciemnozielony kamienny obiekt, z wyrytymi dziwnymi runami których nie sposób było rozszyfrować

Zapewniasz. Przed "których" przecinek. Dlaczego niedouczony leśnik miałby umieć czytać takie runy?

 Czy to nie tak zaczynały się te wszystkie paranormalne historie o których tyle czytał?

Czy nie tak zaczynały się te wszystkie paranormalne historie, których tyle czytał? Lampshade nie robi tu dobrego wrażenia – dotąd tekst był bardzo nieporadny, teraz nagle mrugasz do czytelnika i mówisz "wiem, że to bez sensu". To wyższa szkoła jazdy.

 Nie mógł jednak przypomnieć sobie czy w którejś z ksiąg było coś wspomniane o podobnym kamiennym przedmiocie.

Niechlujne zdanie: Nie mógł sobie przypomnieć, czy w którejś z książek było cokolwiek o podobnym kamiennym przedmiocie.

 Nagle niepokój zastąpiło podekscytowanie

Pokaż to.

 Pomyślał że może jego znajomy będzie w stanie coś mu o tym powiedzieć.

Dlaczego po raz pierwszy dowiaduję się o tym znajomym dopiero teraz, kiedy jest potrzebny? "Jego" zbędne.

 Postukał jeszcze raz, w oślizgłą

Przecinek zbędny.

 Przy mocniejszych stuknięciach zdawało się że rzecz ta w istocie jest pusta

Tak, już to powiedziałeś. Innym tonem, ale powiedziałeś.

 Mężczyzna wyciągnął swój nóż myśliwski, i twardą rękojeścią zaczął uderzać w kamienną płytę.

Mężczyzna wyciągnął nóż myśliwski i twardą rękojeścią zaczął uderzać w kamienną płytę. Jaką płytę? Przed chwilą była figurka?

 Po chwili wysiłku płytka pękła, a zapach stęchlizny stał się jeszcze bardziej intensywny.

Pokaż tę intensywność. Jak reagujesz, kiedy coś śmierdzi? Płytka jest cienka, a płyta raczej gruba – co chciałeś pokazać?

 James, wsadził rękę do środka by chwycić pęknięty kawałek.

James wsadził rękę do środka, by chwycić pęknięty kawałek. Moment, do jakiego środka? Ta płyta to sufit jakiegoś pomieszczenia? w takim razie kawałek chyba spadł na dół?

 a go samego oblał zimny pot

Jego samego. Ale można to zrobić plastyczniej.

 Chwycił prędko kilkucentymetrowy odłamek i wyciągnął rękę ze szczeliny i wyprostował się.

Prędko chwycił kilkucentymetrowy odłamek, wyciągnął rękę ze szczeliny i wyprostował się.

 Dochodziło południe, przebrał się więc w czyste ubranie i zjadł na szybko resztki z wczorajszego obiadu.

Tak, ot. Przecież nic się nie stało.

 obślizgłej płytki płytki

Oślizgłej płytki.

 Runy które się na niej znajdowały wyglądały niczym wydrapane paznokciem

Gdyby się na niej znajdowały, można by je zabrać. A nie można: Runy wyglądały jak wydrapane paznokciem. "Niczym" jest wysokie w tonie i nie ze wszystkim się łączy.

 Jak gdyby ktoś uformował urnę z gliny i narysował wzorki własnymi palcami.

Ale to jest kamienna płytka… znowu nie wiem, co chcesz pokazać.

 "Może to część jakiegoś pradawnego naczynia rdzennej ludności która żyłą tu przed nami"

Bardzo nienaturalne zdanie (naczynie ludności?): "Może to kawałek jakiegoś pradawnego naczynia?"

 Z nutką żartobliwości w głosie

Uparli się na to "w głosie"… scenka byłaby bardzo ładna, gdybyś ją opisał.

 na co odzyskał tylko grzeczne ciche szczeknięcie

https://sjp.pwn.pl/szukaj/odzyska%C4%87.html

 pojechał do miasta spotkać się ze znajomym.

Rozdzielamy orzeczenia: pojechał do miasta, spotkać się ze znajomym.

 Po kilku minutach jazdy dojechał do "Muzeum Okultyzmów Warrenów" oddalone o kilka kilometrów od centrum miasta.

Dlaczego wszystkiego jest "kilka"? "Okultyzm", jako niepoliczalny, nie ma liczby mnogiej. Muzeum Okultyzmu.

 Muzeum było traktowane przez wielu jako atrakcja dla przejezdnych, którzy chcieliby poczuć dreszczyk emocji.

Nienaturalne: Muzeum było atrakcją dla przejezdnych, którzy chcieli poczuć dreszczyk emocji. Nie wiem, który raz już widzę ten "dreszczyk emocji".

 Było tam można

Można tam było.

 tajemnicze księgi takie jak chociażby replika necronomiconu

Tytuły dużą literą i kursywą lub w cudzysłowie: tajemnicze księgi, takie jak replika Necronomiconu.

 Niepokojące artefakt i skarby muzeum sprowadzane z całego świata było traktowane przez przejezdnych jak i przez mieszkańców Monroe jako tanie straszaki który miały przynieść państwu Warren zysk.

To już było. Brak tu przecinków, są literówki.

 Nie zdawali sobie sprawy z tego że wszystko w muzeum, było prawdziwe. Zdawał sobie z tego sprawę jednak James, który od kilku lat utrzymywał dobre stosunki z panem Warrenem.

Nie zdawali sobie sprawy, że wszystko w muzeum jest prawdziwe. Zdawał sobie z tego sprawę James, który od kilku lat utrzymywał dobre stosunki z panem Warrenem.

 James wiedział że ma on wielką wiedzę na ten temat i wieloletnie doświadczenie, więc był on idealną osobą do której mógł się zgłosić w sprawie tajemniczej kamiennej rzeczy w głębi lasu.

James wiedział, że muzealnik ma wieloletnie doświadczenie, więc u niego najlepiej zasięgnąć rady w sprawie tajemniczej kamiennej rzeczy w głębi lasu.

 Wysiadł z samochodu i wszedł do środka.

Zbędne. Gdyby muzeum było zamknięte, scena wejścia miałaby sens, ale nie jest.

 przygrubawy

Wystarczy: grubawy.

 Mężczyźni przywitali się, wymienili pomiędzy sobą parę zdań

A może jakiś dialog? Żeby pokazać charakter pana Warrena?

 Pan Edward Warren był niezwykle zadziwiony gdy James opowiadał mu historie o tym, w jaki sposób wszedł w posiadanie tak przedziwnej rzeczy.

"Zadziwiony" to bardzo, ogromnie zdziwiony, więc nie potrzebuje wzmocnienia. Historia była jedna. Ja napisałabym tak: Pan Warren ze zdumieniem wysłuchał historii o znalezieniu odłamka.

Lecz zastanawiało go bardziej to, czym ta rzecz była.

 Lecz bardziej go zastanawiało, czym ta rzecz jest. W polszczyźnie nie ma consecutio temporum. Cała ta scena powinna być opisana – streszczając, nie oddasz jej sprawiedliwości.

 Niemal od razy wziął się do pracy, ruszył do regału z książkami i wyciągnął cztery tytuły.

Od razu. "Tytuły" to książki w katalogu księgarni, ale nie materialne, istniejące.

 Zlecił młodszemu mężczyźnie by zostawił mu ten odłamek, a gdy ten tylko coś się dowie, od razu go poinformuje

Polecił ("zleca" się jakąś pracę). "Ten" odnosi się w tym zdaniu do odłamka, który niczego nie może się dowiedzieć.

 Tak też więc zrobił

"Też" zbędne.

 zostawił badaczowi jego znalezisko

To nie było znalezisko badacza…

 James objechał jeszcze parę miejsc, musiał załatwić pomniejsze sprawy, i zrobić zakupy na jutrzejszy dzień

I co w związku z tym? Zdecydowanie brakuje tu dialogu.

 Gdy wrócił do swojej drewnianej chatki był już wieczór.

Gdy wrócił do swojej drewnianej chatki, był już wieczór. Pamiętam, że mieszka w drewnianej chatce, nie musisz mi o tym ciągle przypominać.

 Ze względu na to że o tej porze roku słońce zachodziło wcześniej, było już praktycznie kompletnie ciemno.

Z całego zdania zostawiłabym: Było już całkiem ciemno.

 Po tym jak wniósł wszystkie zakupy do domu, zauważył że coś jest nie tak. Dexter zniknął.

Pokaż to. Pokaż, jak wnosi zakupy, zamyka drzwi nogą, woła psa.

Gdy przeszukiwał te same szlaki którymi codziennie razem chodzili,

 Gdy przeszukiwał szlaki, którymi codziennie razem chodzili.

 przy jednym z drzew napadła go paskudna myśl

Czy tam nie ma drzew wszędzie? Po co zapewniać, że myśl napadła go przy drzewie?

 Po chwili zawahania

Po chwili wahania.

 dołu w którym znaleźli tą przedziwną kamienną rzecz

Dołu, w którym znaleźli tę przedziwną kamienną rzecz. A ja nadal nie wiem, co w niej takiego dziwnego.

 Motał się pomiędzy drzewami

? Nie miotał?

 gałęzie i krzewy blokowały widok, a z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej

Zasłaniały widok, ale to nie ma znaczenia, bo "z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej". Czyli i tak nie było za dużo widać, nie?

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ucięło komentarz.

Poruszanie się po tak gęstej części lasu, w takich ciemnościach tylko z małą latarką nie było wcale niczym łatwym, a już na pewno, niczym przyjemnym.

Ani to po polsku, ani nie wnosi niczego. Ostatni przecinek zbędny.

 Z każdą chwilą James zastanawiał się czy dokonał dobrego wyboru.

Zbędne. Pokaż monolog wewnętrzny bohatera, a jego stan emocjonalny już sami odczytamy.

 Co jeśli

Co, jeśli. Dałabym pytajnik na końcu każdej myśli.

 myśli te przerażały go dogłębnie, do tego ta cisza

Niezgrabne. Wycięłabym w ogóle, wszystko widać w kontekście.

 Jedyny dźwięk jaki było teraz słychać, to szelest gałęzi przez które przedzierał się leśnik.

Jedyny dźwięk, który leśnik słyszał, to szelest poruszonych gałęzi.

 Cały ten las zaczynał wydawać się James'sowi coraz bardziej przerażający.

Zapewniasz. Wyrzuć.

 Wszystko było w odcieniach szarości, światło z latarki wcale nie pomagało.

Światło latarki. Przypominam, że jest noc. Przejdź się nocą po lesie.

 Gdy w głowie mężczyzny pojawiła się myśl o poddaniu się, nagle poczuł znajomy zapach stęchlizny.

Wycięłabym pierwszą część zdania (do przecinka).

 Zapach pokierował go

Skąd taka antropomorfizacja?

 już po chwili, stał przed zboczem, a w dnie zobaczył znajome ohydne bajoro

Już po chwili stał u stóp zbocza, a na dnie zobaczył znajome ohydne bajoro. Na dnie czego? I jak je zobaczył, skoro było ciemno?

 W dole przy szparze z której wyciągał dzisiaj fragment kamiennej płyty stał Dexter.

W dole, przy szparze, z której wyciągnął fragment kamiennej płyty, stał Dexter.

 Szczęśliwy zawołał psa, a ten powolnym ruchem zaczął zbliżać się do swojego właściciela.

Uradowany, zawołał psa, który powlókł się w stronę pana.

 Droga powrotna na szczęście się sprawiła im takiej trudności.

? I co, z psem jest wszystko w porządku?

 Jednak James czuł że coś jest nie tak, mimo że udało mu się znaleźć swojego ukochanego pupila, czuł w sobie złowrogi niepokój.

Zdanie zapewniające: Mimo wszystko James czuł niepokój.

 Oboje weszli do środka, mężczyzna zamknął drzwi i odsapnął z ulgą, cieszył się że to już koniec.

Wycięłabym. To nic nie daje.

 Usiadł zmęczony na swoim krześle, ułożył się wygodnie

Ułożył się na krześle?

 Po chwili, tak jakby obraz z jego oczu dochodził do mózgu z opóźnieniem, niepokój powrócił.

?

 prosto przed James'em

A nie tuż przed Jamesem? Przy okazji (chyba to przegapiłam wcześniej) – nie dajemy apostrofu bez potrzeby: https://sjp.pwn.pl/zasady/240-61-2-Imiona-obce;629610.html

 Niczym posąg, nie trząsł się, nie machał ogonem, siedział jakby zamrożony

Źle zorganizowany opis. Na co mam tu zwrócić uwagę? Może: Siedział jak zamrożony, jak posąg?

 Jego oczy szeroko otwarte, spoglądały prosto na mężczyznę, puste, całkowicie pozbawione koloru, niczym szklane kulki.

Jego oczy, szeroko otwarte, spoglądały prosto na mężczyznę, puste, całkowicie pozbawione koloru, niczym szklane kulki.

 Oddychał też nienaturalnie, dało się to usłyszeć gdy James przerażony przyglądał się psu

Niepotrzebne – zaraz opisujesz ten dziwny oddech.

 Odstępy pomiędzy oddechami były długie i tak głębokie do tego stopnia że momentami wydawało się jakby w ogóle nie oddychał.

? Przerwy między oddechami były tak długie, że aż James pomyślał, że pies wcale nie oddycha.

 Gdy już powietrze wychodziło z jego otwartego pyska, brzmiało jak szumiący wiatr.

I już był nastrój, ale prysł. Szum wiatru jest raczej przyjemny. A powietrze nie brzmi, bo nie jest dźwiękiem.

 Przerażony James, szybko spuścił wzrok z psa, dopiero po chwili zauważył że cały się trząsł.

Przerażony James odwrócił wzrok. Dopiero po chwili zauważył, że cały się trzęsie.

 "Musze być cholernie zmęczony" – pomyślał.

"Na pewno jestem cholernie zmęczony" – pomyślał.

 Jak to możliwe że jego najlepszy przyjaciel, i ukochany zwierzak z którym spędził tyle czasu, może wydawać mu się tak przerażający.

Jak to możliwe, że najlepszy przyjaciel, ukochany zwierzak, z którym spędził tyle czasu, wydawał mu się tak przerażający?

 Postanowił więc zająć czymś myśli i sięgnął po książkę.

"Więc" wskazuje na związek przyczynowo-skutkowy. Hmm?

 książka o tajemniczych zaginięciach którą już kiedyś czytał

Przed "którą" przecinek.

 Wziął się za czytanie, nie potrwało to długo, ponieważ wciąż męczył go pusty upiorny wzrok Dextera.

Próbował czytać, ale nie mógł. Nie, kiedy czuł na sobie to upiorne spojrzenie. I następne zdanie możesz wyciąć.

 pojawiła się też wizja jakoby stwór ten zbliżał się do niego gdy on zasłania go książką

https://sjp.pwn.pl/szukaj/jakoby.html Zaimki całkiem poplątane – kto kogo zasłania?

 niepewnie spojrzał ponownie na psa

Hmm.

 Siedział w tym samym miejscu z tym samym odrażającym spojrzeniem

Nie siedzi się ze spojrzeniem. Siedział w tym samym miejscu, gapiąc się nieruchomo.

 myślał że serce zaraz wyskoczy mu przez gardło.

Zbędne.

 Telefon znajdował się od razu obok fotela

Tuż obok fotela, a fotel to nie krzesło – czy na pewno nie angielski jest Twoim językiem ojczystym? Mieliśmy tu jedną czy dwie takie osoby.

 fotela na którym siedział,

Przecinek: fotela, na którym siedział,

 Zdenerwowany i niepewny

Wiemy, że jest zdenerwowany. "Niepewny" osłabia zdanie i przez to wygląda komicznie.

 i wciąż spoglądając na Dextera odebrał

Wtrącenie: i, wciąż patrząc na Dextera, odebrał.

 jednak to co powiedział… James wolał tego nie słyszeć.

Ukrywanie: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Możliwe że

Możliwe, że.

 Nie mogę niestety powiedzieć ci za dużo jak na ten moment, ale wiedz jedno… Nie zbliżaj się więcej do tych bagien.

W tej chwili nie mogę ci wiele powiedzieć, ale nie zbliżaj się do tych bagien. To nie jest pilne? Więc czemu facet zdradza te informacje jak na torturach, po kawałeczku?

 Gdy James tylko to usłyszał, niewyobrażalny strach przeszył jego ciało

Gdy tylko James to usłyszał, dreszcz przebiegł mu po plecach.

 Nie wiedział czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy naczytał się za dużo książek i teraz jego wyobraźnia płata mu figle

Nie musisz wyrobić wierszówki – po co rozpychasz tekst tymi zapewniającymi zdaniami? One robią fatalne wrażenie, jakbyś uważał czytelnika za młotka, który nie rozumie, co czyta i trzeba mu to kłaść wielką szuflą do głowy.

 Przerażony ostatkiem sił ruszył się z krzesła

Brak przecinków w tym zdaniu powoduje, że ostatek sił przeraża Jamesa: Przerażony, ostatkiem sił wstał.

i powoli lekkimi kroczkami zbliżał się do Dextera

I kroczek po kroczku podszedł do Dextera.

 Każdy krok wywoływał u mężczyzny fale stresu której nie czuł nigdy wcześniej.

Nie czuł fali? Opisz, jak on się czuje? Może boli go brzuch? Nogi ma miękkie? Jest mu słabo? Kręci się w głowie?

 Głowa psa śledziła jego ruchy gdy ten zbliżał się powoli do drzwi.

Przed chwilą zbliżał się do psa. I – "ten" odnosiłoby się do Dextera… A śledzić można spojrzeniem, ale nie głową.

czuł jak coś zaciskało się na jego żołądku

Czuł, jak ściska mu się żołądek.

 Gdy zbliżył się do drzwi otworzył jest powoli.

Gdy zbliżył się do drzwi, otworzył je powoli.

 Wahał się chwile ale przy nagłym napływie odwagi chwycił go za kark.

Wahał się chwilę, ale w nagłym napływie odwagi chwycił go za kark.

 zimne, chłodne

"Chłodny" to niezbyt zimny, więc takie zestawienie wygląda dziwnie.

 Pies sam w sobie był także lżejszy

Czemu "sam w sobie"?

 W momencie gdy pochwycił kark zwierzaka, pysk Dextera zaczął się otwierać.

Kto kogo chwycił?

 James po zobaczeniu tego nie zawahał się i wyrzucił pupila za drzwi. Przerażony ledwo zachowując panowanie nad swoim ciałem rzucił się rozpaczliwie na wejściowe drzwi i zatrzasnął je z hukiem

James bez wahania wyrzucił pupila za drzwi i zatrzasnął je z hukiem.

 Zakluczył wszystkie zamki

Zamknął wszystko na klucz.

 gdy to zrobił pobiegł do okien, je także pozamykał

Potem obiegł dom i pozamykał okna.

 Czym prędzej pośpieszył

Można spieszyć inaczej?

 Z korytarza po drodze wziął siekierę, którą później położył przy łóżku.

Dlaczego? I dlaczego miał siekierę na korytarzu?

 wypowiadał modły do wszystkich bóstw tego świata, wmawiając sobie zarazem że to wszystko nie dzieje się naprawdę

Wychodzi tutaj na niezłego histeryka, ten nasz James.

 W końcu po ataku paniki zasnął.

Atak paniki jest objawem psychopatologicznym. Reakcja Jamesa, owszem, wskazuje na nerwicę. Ale ma wyraźną przyczynę, więc atakiem paniki w ścisłym sensie nie jest. Poza tym – streszczasz.

 obudził go hałas, który na nowo sparaliżował mężczyznę

?

 James, zobaczył słabo widoczny cień przelatujący za oknem

James zobaczył cień przelatujący za oknem.

Przerażony chwycił za latarkę, odsłonił żaluzje

 Przerażony chwycił latarkę, podniósł żaluzje.

 Jego oczom ukazały się

To nie gra w tonie. Oczom ukazują się raczej widoki wspaniałe.

 najpewniej pokaźnych rozmiarów jelenia, rozrzucone po gałęziach ponurej sosny niczym ozdoby na choince.

Sosny mają gałęzie na sporej wysokości. Na pewno powyżej dachu parterowego domku. Czy James widziałby te flaki na tyle dobrze, żeby rozpoznać, czym były za życia? Metafora nie budzi mojego entuzjazmu.

Gdy z mężczyzna z niedowierzaniem spoglądał przez okno, usłyszał dźwięk bardziej przeraźliwy niż dźwięk rozrywanego na strzępy stworzenia

Zbędne.

 Następnie powoli, w całym domu rozbrzmiewało głęboki i ciężkie stąpanie

Forma częstotliwa ("rozbrzmiewało") nie łączy się z "powoli". Domem wstrząsnęło ciężkie, powolne stąpanie.

 Myślał że to koszmar, i że jeśli chwile poczeka to za chwile się obudzi

Niechlujne: Może to koszmar, może za chwilę się obudzi?

 Każdy kolejny krok tej przerażającej kreatury uświadamiał mu, jak bardzo się myli.

Opisz te kroki. Pamiętasz bębny w Morii?

 Powoli gdy łzy cisnęły mu się na oczy, sięgał po siekierę leżącą nieopodal jego łózka.

Powoli, niewiele widząc przez cisnące się do oczu łzy, sięgnął po siekierę przy łóżku.

 Czuł jak życie przelatuje mu przed oczami, a wraz z nim wszystkie jego okropne decyzje.

Widział, jak życie przelatuje mu przed oczami, widział wszystkie swoje błędy.

 rozpaczliwie błagał w myślach by mógł tylko cofnąć czas.

O co tu chodzi?

 Uczucia która ogarnęło James'a w tamtej chwili nie da się nazwać, słowo przerażenie, czy strach w jakiejkolwiek formie nie mogłoby nawet w połowie opisać tego co czuł w tym momencie.

Zapewniasz. Tnij.

 Wielka jakby śluzowata postać

Wielka, jakby śluzowata postać. Co to znaczy?

z nieopisanym kształtem

Nieopisanego kształtu. Postać to kształt.

swoimi czarnymi niczym noc ostrymi szponami uchyliła drzwi

"Swoimi" zbędne.

 Była to humanoidalna istota z nieznanej ciemnej materii, nie sposób opisać budowy jej ciała.

To po co opisujesz? I – zauważ, że opisujesz "nieopisany kształt".

 dało by

Łącznie.

 ostre, długie podobne do pazurów łapy, olbrzymia i szeroka szczęka wypełniona rzędami zębów, dwoje ogromnych czerwonych oczu, spoglądających bardziej przeraźliwie niż te szklane kule które spoglądały na leśnika wcześniej, a także ruro podobne macki zwisające z przodu tego monstrum. Na tej paskudnej mrocznej masie, zwisały tylko resztki biednego psa, pourywane niczym kawałki starej szmaty.

Całkiem dookreślone to niewiadomoco: ostre, długie, podobne do pazurów łapy, olbrzymia szczęka z rzędami zębów, dwoje ogromnych czerwonych oczu, spoglądających bardziej przeraźliwie niż te szklane kule, które spoglądały na leśnika wcześniej, a także ruropodobne macki zwisające z przodu monstrum. Na tej paskudnej mrocznej masie zwisały tylko resztki biednego psa, porwane jak stare szmaty. A swoją drogą wypada to bardziej dziwacznie, niż strasznie.

 Sam James nie wiedziałby jakim cudem utrzymał w tym momencie świadomość, był to stwór nie z tego świata.

Zbędne. Kładziesz mi to do głowy już spychaczem, nie łopatą – Straszny Potwór Z Czeluści, ach.

 Jego dziwnie twarde galaretowate ciało przedzieliło się na pół tryskając zielonkawym śmierdzącym glutem.

XD Cały akapit jest śmieszny – nie straszny. Nie tylko dlatego, że niechlujnie napisany, dlatego, że im bardziej opisujesz Nieopisaną Abominację z Głębin, tym mniej ona straszy.

 Z rana Edward Warren otrzymał telefon, został wezwany do szpitala. Zdenerwowany mężczyzna udał się tam niezwłocznie. Pielęgniarka nie chciała zdradzić szczegółów przez telefon, co zaniepokoiło Warren'a. Przybył na miejsce, został poproszony o cierpliwość i zostanie w poczekalni co jeszcze bardziej nasiliło zdenerwowanie mężczyzny. Po jakimś czasie pielęgniarka zaprowadziła go do pokoju na końcu szpitala. Gdy otworzyła drzwi, zobaczył leżącego w łóżku James'a. Cały był w gipsie, jego włosy były siwe, a na jego 30 letniej twarzy pojawiło się mnóstwo zmarszczek. Pielęgniarka zaczęła opowiadać Warren'owi o tym jak go znaleźli, i szczegóły jego wypadku, ale on nie słuchał, nie był w stanie. Spoglądał teraz prosto w oczy James'a. W jego puste, szklane, oczy…

I kolejna streszczona scena: Rano Edwarda Warrena wezwano telefonicznie do szpitala. Udał się tam natychmiast, zaniepokojony, bo pielęgniarka nie chciała zdradzić szczegółów przez telefon. Na miejscu poproszono go, by zaczekał, i dość długo wydeptywał podłogę w poczekalni, zanim wreszcie pielęgniarka zaprowadziła go do pokoju w głębi budynku. Gdy otworzyła drzwi, zobaczył leżącego w łóżku Jamesa. Cały był w gipsie, włosy miał siwe, twarz pomarszczoną jak starzec. Pielęgniarka zaczęła opowiadać Warrenowi o tym, jak go znaleźli, i o wypadku, ale on nie słuchał, nie był w stanie. Patrzył prosto w oczy Jamesa. W jego puste, szklane oczy…

 

Typowe dla początkującego niechlujstwo językowe: literówki, nadmiar zaimków, słowa użyte niezgodnie ze znaczeniem, błędy gramatyczne oraz interpunkcyjne, pustosłowie, wytarte frazy i sceny streszczone, kiedy należałoby je pokazać. Często powtarzasz informację i mocno zapewniasz (czasem tłumaczysz rzeczy oczywiste, czasem Twoje opisy łamią prawa fizyki – to błoto, które raz jest mokre, raz twarde), a nic nie opisujesz. Masz problem z odniesieniem zaimków. Nie wiem, jaki jest cel podawania dat.

Co do fabuły – nie jest przemyślana. Pełno w niej klisz, a związki przyczynowo-skutkowe niby są, ale jakieś… pobieżne. W sumie SNDWLKR dobrze tekst streścił – masz przed sobą bardzo dużo pracy. Więc do roboty ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

KsięgoSzczurów warto poprawiać wytknięte błędy. Wtedy istnieje szansa, że na kolejnych czytelnikach tekst zrobi lepsze wrażenie, a Ty zdobędziesz umiejętności.

Lożanka bezprenumeratowa

Skrolluję i skrolluję, a to po prostu komentarz Tarniny ;) Matko jedyna, szacun.

 

 

KsięgoSzczurów zerknij bez spiny na komentarze i popraw co możesz, na pewno wtedy komentujący wrócą do Twoich tekstów + to, co napisała Ambush.

 

Co do tekstu to wszystkie kwestie jakościowe już chyba zostały wymienione. Od siebie dodam, że bardzo przeszkadza homeopatyczna liczba dialogów i te cholernie długie akapity (jeden z nich ma bodaj 56 wierszy), przez co mało porywająca historia staje się jeszcze trudniejsza do czytania.

Pamiętaj też, że dodając tag typu „Lovecraft”, sam siebie wrzucasz na minę (IMO zupełnie niepotrzebnie). Choć to pozornie pierdoła, to czytelnik od razu podchodzi z konkretnymi oczekiwaniami, przez co łatwo o rozczarowanie samym brakiem konkretnego stylu. No, chyba że jesteś tak pewny stylu albo tekst jest tak kozacki, że obroni wszystkie tagi ;)

No i zachęcam do komentowania i interakcji z czytelnikami.

czytelnik od razu podchodzi z konkretnymi oczekiwaniami, przez co łatwo o rozczarowanie samym brakiem konkretnego stylu

Tak!

zachęcam do komentowania i interakcji z czytelnikami

Popieram.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Choć to pozornie pierdoła, to czytelnik od razu podchodzi z konkretnymi oczekiwaniami, przez co łatwo o rozczarowanie samym brakiem konkretnego stylu.

Niestety potwierdzam. :\ A ,,podrabianie” Lovecrafta to w ogóle trochę wyższa szkoła jazdy, bo jeden natchniony przymiotnik za dużo i wpadasz w śmieszność.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No cóż, trochę Lovecrafta można było tu wyczuć i jak pisał SNDWLKR nawet odrobinę Kinga. 

Ale całość napisana bardzo niestarannie, przez co klimat i napięcie szlag trafił. 

Dużo pracy przed tobą, ale jeśli się nie zniechęcisz i będziesz szlifował warsztat, na pewno dasz radę. 

Powodzenia! 

Nowa Fantastyka