- Opowiadanie: cocofrut - Tajemnica Czarnego Monolitu

Tajemnica Czarnego Monolitu

Przedmowa

W obliczu ostatnich wydarzeń, które wstrząsnęły podstawami naszej codzienności, uświadomiłem sobie z nową siłą, jak wszystko, co nas otacza, jest niezwykle kruche i niepewne. Ta nagła świadomość przyniosła ze sobą zarówno lęk, jak i fascynację nieznanym, skłaniając do refleksji nad istotą ludzkiej ciekawości i nieustannej chęci odkrywania tego, co ukryte poza granicami naszego zrozumienia.

Właśnie w takich chwilach, kiedy codzienność styka się z nieznanym, rodzą się historie pełne głębi, zmuszające do przemyśleń nad naszym miejscem we wszechświecie. "Tajemnica Czarnego Monolitu" jest preludium do space-opery, nad którą pracuję, odzwierciedlającą tę fascynację i niepewność. Opowiada ona o Zoe, młodej inżynierce, która stoi na progu niezwykłego odkrycia, mogącego zrewolucjonizować nasze postrzeganie rzeczywistości.

Ta opowieść jest moją próbą zgłębienia tajemnicy ludzkiej determinacji i niezłomności w dążeniu do odkrywania nieznanego, nawet w obliczu największych zagrożeń. To opowieść o odwadze, ciekawości i nieskończonym dążeniu do zrozumienia, które definiuje naszą ludzką naturę.

Mam nadzieję, że "Tajemnica Czarnego Monolitu" będzie dla Ciebie, drogi czytelniku, zarówno źródłem rozrywki, jak i inspiracji do refleksji nad naszym miejscem w kosmosie i możliwościami, które przed nami stoją. Niech ta space-opera przypomni nam o kruchości naszego istnienia, ale również o niezwykłej sile, jaką posiadamy, kiedy wspólnie dążymy do odkrycia tego, co nieznane.

Zapraszam Cię do wyruszenia razem ze mną w tę podróż poza granice wyobraźni, gdzie każda gwiazda na niebie jest przypomnieniem o nieskończonych możliwościach, jakie oferuje wszechświat.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Tajemnica Czarnego Monolitu

Zoe kroczyła powoli po metalowym pomoście, który prowadził do głównego wejścia bazy badawczej, jej kroki odbijały się echem w chłodnej, surowej przestrzeni dokującej. Mimo że była to jej pierwsza wizyta na tak odległej placówce, czuła dziwny spokój, jakby całe życie przygotowywała się do tego momentu. Obleczona w standardowy skafander kosmiczny, z lekkim plecakiem zawierającym osobiste rzeczy i notatki z badań, z zaciekawieniem obserwowała okno, przez które widać było majestatyczną, lodową planetę.

Gdy drzwi bazy otwarły się z cichym sykiem, Zoe została przywitana przez grupę osób, mieszankę naukowców i żołnierzy, co od razu przykuło jej uwagę. Nie spodziewała się, że na takiej naukowej placówce będzie miała okazję spotkać żołnierzy. Uśmiechnęła się szeroko, nieco nonszalancko zauważając, jak jej obecność i reakcja wywołują rozbawienie wśród części powitalnego komitetu.

– Wow, nie wiedziałam, że na naukowców polują, potrzebujecie całej tej ochrony? – Zażartowała, wskazując na żołnierzy stojących nieco z boku. Jej uwaga wywołała salwę śmiechu wśród naukowców, a nawet u niektórych żołnierzy pojawił się uśmiech, chociaż próbowali go skryć. Jednak dowódca, mężczyzna o kamiennym wzroku i nieprzeniknionej postawie, nie wydawał się być rozbawiony. Jego spojrzenie na chwilę spotkało się z jej, wyrażając jasno, że nie podziela jej entuzjazmu.

– Zoe, prawda? – zapytał jeden z naukowców, podchodząc do niej z otwartymi ramionami – jestem doktor Liam, kierownik bazy. Bardzo się cieszymy, że do nas dołączyłaś. Twoje badania nad komunikacją z wielorybami zrobiły na nas ogromne wrażenie. Mamy nadzieję, że Twoje niekonwencjonalne podejście pomoże nam w zrozumieniu… – Skończył, wskazując na hologram monolitu, który pulsował blaskiem na środku pomieszczenia.

– Och, dziękuję – odparła Zoe, jej oczy rozświetliły się z fascynacji, gdy podchodziła bliżej hologramu.

– Ale to, co nas teraz zajmuje, to próba nawiązania kontaktu z tym monolitem. Jak widzisz, nie jest to zwykły artefakt.

– To niesamowite, nie mogę się doczekać, aby się do pracy zabrać. Czy… czy mogę zadać głupie pytanie? Dlaczego są tutaj żołnierze?

Doktor Liam wymienił znaczące spojrzenia z kilkoma obecnymi, zanim odpowiedział.

– Zoe, monolit, który chcesz zbadać, nie jest zwykłym artefaktem. Jego pochodzenie jest nieznane, może być tworem obcej cywilizacji. Jego pojawienie się wywołało duże zainteresowanie… i nie tylko w środowisku naukowym. Bezpieczeństwo stało się dla nas priorytetem, ponieważ nie wiemy, jakie konsekwencje może mieć interakcja z tak zaawansowaną technologią.

– Rozumiem, – odpowiedziała Zoe, jeszcze bardziej zaintrygowana – więc, co dokładnie wiemy o monolicie? Jakie badania zostały już przeprowadzone?

– Do tej pory nasze próby aktywacji monolitu były nieudane – kontynuował doktor Liam – badaliśmy jego strukturę, próbowaliśmy różnych metod komunikacji, ale bez skutku. Twoje doświadczenie z komunikacją międzygatunkową może być kluczem do odkrycia nowego sposobu na nawiązanie kontaktu.

Zoe słuchała uważnie, jej umysł pracował na wysokich obrotach.

– To fascynujące. Czy są jakieś teorie na temat tego, jak monolit mógłby być aktywowany? Czy badaliście już jego reakcje na różne bodźce, takie jak dźwięki czy światło? – zapytała, pełna entuzjazmu i z coraz większym poczuciem, że jest częścią czegoś historycznego, czegoś, co mogłoby całkowicie zmienić nasze rozumienie wszechświata.

– Tak, próbowaliśmy różnych metod, ale może potrzebujemy czegoś bardziej subtelnego, bardziej związane z emocjami lub świadomością, coś na kształt Twojej pracy z wielorybami – zasugerował doktor Liam – możliwe, że klucz leży w bardziej abstrakcyjnym podejściu. To, co widzisz przed nami, to nie tylko naukowy projekt, ale moment, w którym ludzkość może na nowo zdefiniować swoje miejsce we wszechświecie.

Zoe poczuła narastające wewnętrzne podekscytowanie. To była właśnie przygoda, na którą całe życie czekała. Znajdowała się na krawędzi czegoś znacznie większego, co mogło nie tylko zmienić jej życie, ale mieć wpływ na całą ludzkość. Uświadomiła sobie, z rosnącym zdumieniem i szacunkiem, że ma niepowtarzalną szansę przyczynić się do odkrycia, które może przejść do historii. Była zszokowana i zaskoczona, że właśnie ona, Zoe, może być kluczową postacią w tej niezwykłej opowieści.

W jej głowie pojawił się obraz z dzieciństwa, kiedy to na tyłach rodzinnego domu odkryła ukrytą wśród krzewów starą, zardzewiałą skrzynię, która wydawała jej się jak skarb piratów z opowieści. Pamiętała, jak serce biło jej szybciej z podekscytowania i jak delikatnie otwierała pokrywę, spodziewając się znaleźć złote monety lub tajemnicze mapy. Choć w środku znalazła tylko stare książki i zabawki, to uczucie odkrycia, tajemnicy i nieskończonej ciekawości, które wtedy odczuła, było nie do opisania. Teraz, stojąc przed hologramem monolitu, czuła się dokładnie tak samo.

– Dobrze, że jesteś z nami, Zoe – powiedział doktor Liam, kładąc rękę na jej ramieniu – myślę, że będziesz miała tu okazję zrobić coś naprawdę wielkiego.

Zoe spojrzała jeszcze raz na hologram monolitu, a jej serce zabiło mocniej. Wspomnienie odkrycia w dzieciństwie mieszało się teraz z poczuciem, że stoi na progu odkrycia, które może zmienić wszystko. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo jej życie się zmieni, ale była gotowa na tę podróż, bez względu na to, dokąd by ją nie zaprowadziła.

 

*

 

Każdy dzień Zoe na stacji badawczej zaczynał się dokładnie tak samo. Budzik wyrywał ją ze snu o szóstej rano, a szary, metaliczny sufit stacji witał ją chłodnym, bezosobowym spojrzeniem. Wstawała, ubierała się i udawała na śniadanie, które, jak zawsze, składało się z owsianki o konsystencji i smaku przypominającym karton oraz kawy, która mogła równie dobrze być płynnym węglem. Ale prawdziwa niespodzianka czekała na nią w kantynie o godzinie dwunastej – to właśnie wtedy odkrywała, jaki dzień tygodnia naprawdę jest.

Poniedziałki były dniem zup – od kremu pomidorowego, który był bardziej wodnisty niż kremowy, po barszcz, w którym buraki były dostrzegalne jedynie przez mocną wiarę w ich istnienie. Wtorki przynosiły tajemnicze formy mięsa w sosie, których pochodzenie było równie niejasne co treść niektórych starych ksiąg. Środy były dniem makaronu, gdzie spaghetti mogło równie dobrze służyć jako liny do wspinaczki, a sos boloński miał konsystencję i smak, który wywoływał nostalgię za prawdziwym mięsem. Czwartki oferowały tzw. "dania międzynarodowe", co zazwyczaj oznaczało ryż z czymś, co kiedyś mogło być warzywem lub owocem morza. Piątki były dniem pizzy, która była tak chrupiąca, że mogła służyć jako narzędzie do przecinania metalu.

Zoe codziennie odliczała te dni, nie tylko po menu w kantynie, ale i po każdym nieudanym teście, który przeprowadzała na czarnym monolicie. Monolit wysyłał sygnały na granicy słyszalności ludzkiego ucha, co sprawiało, że większość dnia spędzała na analizie spektrogramów i próbach dekodowania potencjalnych wzorców modulacji częstotliwości. Każdy test był rygorystycznie dokumentowany, w nadziei wyłonienia stałej sekwencji lub powtarzalnego schematu w emisjach akustycznych artefaktu.

„Kolejny dzień, kolejna zupa,” mówiła do siebie, przygotowując sprzęt do kolejnego testu. „Czy dzisiaj odkryję sekret wszechświata, czy po prostu dowiem się, co tak naprawdę jest w tych klopsikach?”

Podczas każdego eksperymentu Zoe wnikliwie badała charakterystyki transmisji monolitu, stosując zaawansowane techniki analizy sygnałów, takie jak transformata Fouriera i analiza korelacji krzyżowej, aby zidentyfikować jakiekolwiek anomalie lub ukryte wzory w danych. Myśli jej często błądziły do teorii komunikacji międzygwiezdnej i potencjalnych metod, jakie obca cywilizacja mogłaby stosować do przekazu wiadomości przez niewyobrażalne odległości kosmosu.

W drodze do kantyny na kolejne "ekscytujące" odkrycie kulinarnego kalendarza, Zoe zatrzymała się, aby zamienić słowo z kucharzem, Marcelem.

– Marcel, twoja zupa z buraków wczoraj była tak przezroczysta, że mogłam czytać przez nią notatki – żartowała, podając swój talerz.

Marcel, człowiek o niezachwianej pogodzie ducha i równie dobrym poczuciu humoru, ripostował bez mrugnięcia okiem.

– Tylko staram się ułatwić ci pracę, Zoe. Przecież wiem, jak bardzo cenisz sobie przejrzystość w swoich badaniach!

– A co dzisiaj? – zapytała Zoe, wskazując na talerz.

– Specjalność dnia, 'Mystery Meat à la Mode'. Gwarantuję, że jego pochodzenie jest równie tajemnicze jak sygnały z twojego monolitu – odpowiedział Marcel, serwując porcję z tajemniczym uśmiechem.

– Hmm, może to przesłanie od obcej cywilizacji, by dać mi odpocząć od zagadek kosmosu – zaśmiała się Zoe, biorąc widelec do ręki.

– Dokładnie! A jak tam twoje poszukiwania, Zoe? Monolit już coś 'powiedział'? – zaciekawił się Marcel, opierając się o blat.

– Jeśli tylko monolit byłby tak rozmowny jak ty, Marcel. Niestety, wciąż milczy. Ale nie martw się, dzień, w którym rozgryzę tę zagadkę, zamówię u ciebie coś naprawdę ekstrawaganckiego. Co powiesz na 'Galaktyczną Gulaszową'?

– Trzymam cię za słowo, Zoe! Tylko upewnij się, że ten monolit nie zacznie przepisywać mojego menu, bo wtedy będziemy mieli problem – zażartował Marcel, wracając do swojej pracy.

Humor Zoe był jej sposobem na przetrwanie monotonii. Kiedy kolejny test kończył się fiaskiem, a dźwięki monolitu zdawały się śmiać z jej prób, zamiast się załamać, zapisywała w swoim dzienniku: "Dzień 237: Monolit nadal milczy. Zdecydowanie jest bardziej uparty niż kucharz w naszej stacji. Przynajmniej on odpowiada, gdy go pytam, co dzisiaj na obiad."

Z każdym dniem Zoe stawała się coraz bardziej zaintrygowana i zmotywowana przez tajemnicę monolitu. "Czyżbyśmy byli na skraju przełomu w zrozumieniu kosmosu, czy to tylko kosmiczny żart?" rozważała, przyglądając się kolejnym wydrukom danych, które zdawały się być równie zagadkowe co menu w kantynie.

Tak mijały dni na stacji badawczej. Każdy z nich był niemal identyczny, ale Zoe wiedziała, że to tylko kwestia czasu, kiedy jej nieustępliwość przyniesie odkrycie. A do tego czasu? Cóż, przynajmniej mogła się pośmiać z codziennych niespodzianek serwowanych przez kucharza.

 

*

 

Trzy miesiące po powrocie z urlopu, Zoe przesiadywała w kantynie stacji badawczej, zatopiona w myślach. Jej uwagę przerwała jednak żarliwa dyskusja grupy młodych żołnierzy siedzących przy sąsiednim stoliku.

– Słuchajcie, to było jak w piekle – zaczął jeden z żołnierzy, którego blizny i spokojny ton głosu zdradzały, że widział więcej niż większość – ale gdy leżałem tam, przytłoczony gruzem, z moim 'szkieletem', poczułem coś… To nie była akceptacja. To była wściekłość. Wściekłość, że nie mogę się poddać, nie teraz. Myślałem o domu, o tym, co chciałem jeszcze zrobić. I wtedy to poczułem, jakby każda komórka w moim ciele walczyła, by się podnieść. I ten stary 'modreg' w 'szkielecie', choć prawie zniszczony, zaczął działać, dając mi szansę. – W słowach żołnierza, 'szkielet' to metafora dla ich egzoszkieletów, zbroi przypominającej struktury kostne, dodającej siły i szybkości, a 'modreg' staje się poetyckim skrótem od modułów regeneracyjnych, które niczym starożytne eliksiry, przywracają zdrowie i siłę.

– Masz rację – odpowiedział inny, młodszy żołnierz, którego twarz zdobiła mieszanka determinacji i niedowierzania – na unitarce mówili nam o przetrwaniu, o taktyce, ale nikt nie mówił o tej… sile. O sile, która pojawia się, gdy jesteś bliski końca. Gdy myślisz o ludziach, dla których warto walczyć. I jak nasze 'złącza', te implanty w naszych głowach, potrafią wyostrzyć naszą świadomość, skupić na tym, co naprawdę ważne. – W jego słowach, 'złącza' czyli neurozłącza, urosły do rangi magicznych mostów łączących umysł z niewidzialnymi światami, otwierającymi przed nimi ścieżki niespotykanej percepcji i komunikacji.

– To prawda – dodał trzeci, rzucając na stół pogniecioną paczkę papierosów, symbol żołnierskiego relaksu – ale wiecie co jest najdziwniejsze? Ta siła, o której mówicie, nie przychodzi z zewnątrz. To jest w nas. Tak jak my walczymy na polu, nasz sprzęt, wszystko to jest przedłużeniem naszej woli do walki. To jak te nowe 'plazmówki', które dostaliśmy. Są niesamowicie precyzyjne, ale to dopiero nasza determinacja czyni je śmiercionośnymi. Musimy po prostu wiedzieć, jak to wykorzystać. – “Plazmówki” to karabiny plazmowe, które, w jego ustach, przemieniły się w śmiercionośne smoki, wypluwające z siebie strumienie ognia i zniszczenia, kierowane siłą woli i odwagą wojowników.

Te słowa, pełne bezpośredniości i surowej prawdy o życiu żołnierskim oraz elementach uzbrojenia, dały Zoe nowy wgląd nie tylko w naturę ludzkiej determinacji, ale także w sposób, w jaki może ona wpłynąć na nieożywiony obiekt, jakim jest monolit.

Nagle, jakby kierowana nagłym impulsem, wstała i podszedłszy do żołnierzy, złapała za głowę tego, który podzielił się pierwszy swoją historią. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pocałowała go żarliwie, mówiąc krótkie "dziękuję". W tym momencie, reszta żołnierzy, na początku zaskoczona, zaczęła klaskać i wybuchać śmiechem, a jeden z nich nie mógł się powstrzymać i zawołał:

– Hej, ktoś tu chyba zaraz dostanie awans na bohatera romantycznych opowieści!

Jej gest, choć zaskakujący, wydawał się być wyrazem głębokiej wdzięczności za niespodziewaną lekcję. Bez słowa więcej, wyszła z kantyny, pozostawiając za sobą rozbawionych żołnierzy, którzy nadal żartowali, jakby właśnie stali się świadkami nieoczekiwanego zwrotu akcji w swojej własnej, wojskowej telenoweli.

W drodze powrotnej do laboratorium, Zoe czuła, jak w jej umyśle kształtuje się nowy plan. Była przekonana, że musi znaleźć sposób, by "zakomunikować" monolitowi tę samą determinację i siłę, jaką żołnierz znalazł w sobie. Zrozumiała, że klucz do aktywacji artefaktu leży nie w zimnej logice czy technologii, ale w czymś znacznie bardziej ludzkim – w sile emocji i niezachwianej woli przetrwania. To był moment, w którym Zoe po raz pierwszy poczuła, że stoi na progu przełomu, który może na zawsze zmienić nie tylko jej życie, ale i przyszłość ludzkości. Uświadomiła sobie, że emocje, determinacja i ludzka wola do przetrwania mogą być kluczem do odblokowania potencjału monolitu. Ta nieoczekiwana lekcja, którą otrzymała od żołnierzy, zainspirowała ją do podejścia do swoich badań z nową perspektywą, przypominając, że nauka i technologia, choć potężne, to tylko narzędzia, które potrzebują ludzkiego dotyku, aby ujawnić swoje pełne możliwości.

Może kluczem do aktywacji artefaktu była nie tylko zimna kalkulacja i technologiczne know-how, ale coś bardziej pierwotnego, związane z samą istotą bycia człowiekiem. – A może tak cisnąć w niego gumą do żucia? – zastanawiała się Zoe.

 

*

 

W głębinach kosmicznej stacji badawczej, w sali konferencyjnej opanowanej przez cień tajemniczego monolitu, Zoe zgromadziła przed sobą szefa projektu, dr. Liam, dowódcę wojskowego, pułkownika Iversena, oraz zespół czołowych naukowców. Atmosfera była gęsta od oczekiwań, a Zoe czuła, jak rośnie w niej napięcie.

– Jak wszyscy wiemy – rozpoczęła, starając się ukryć drżenie w głosie – monolit, który badamy, wykazuje niezwykłe właściwości. Nasze dotychczasowe próby komunikacji były nieskuteczne. Dlatego proponuję nowe podejście: kontrolowaną eksplozję atomową w bezpiecznej odległości od monolitu. – W momencie, gdy te słowa opuściły jej usta, poczuła jak guma do żucia, którą nieświadomie obracała w ustach, zostaje przez nią połknięta. To nieoczekiwane zdarzenie nieco ją rozluźniło, dodając nieplanowanego humoru do sytuacji.

Dr. Liam, zaciekawiony, przechylił głowę.

– Kontrolowana eksplozja atomowa, mówisz? To dość… eksplozywny pomysł, Zoe. Jakie masz dowody na to, że to zadziała?

Zoe, teraz już bardziej pewna siebie, odpowiedziała:

– Nasze symulacje wskazują, że odpowiednio skonfigurowana eksplozja może wytworzyć precyzyjny impuls energetyczny, który 'dotknie' monolitu w sposób, który do tej pory nie był możliwy. To trochę jak… próba rozpoczęcia rozmowy przez delikatne pukanie w drzwi obcej cywilizacji.

Pułkownik Iversen, zawsze pragmatyczny, dodał:

– Rozumiem konieczność działania, ale musimy być absolutnie pewni, że nie spowodujemy przypadkowego zniszczenia. Jaka jest minimalna moc, której potrzebujemy, aby to zadziałało, nie narażając bazy?

– Po dokładnym przeliczeniu – odparła Zoe – najsłabsza bomba atomowa z naszego arsenału powinna wystarczyć. Będzie to kontrolowany wybuch, z zaplanowaną mocą i lokalizacją, aby maksymalnie zminimalizować ryzyko.

Po intensywnej dyskusji, grupa doszła do konsensusu.

– Zatem – podsumował pułkownik Iversen – podchodzimy do tego z naukową precyzją… i odrobiną kosmicznego szczęścia. Zoe, masz nasze pełne wsparcie. Przygotujmy się do najbardziej niesamowitego eksperymentu naszych czasów.

Zoe, z uśmiechem pełnym ulgi i determinacji, podziękowała zgromadzonym. Teraz, z planem akcji gotowym do realizacji, czuła, że stoi na progu nie tylko przełomowego odkrycia, ale być może, na początku nowej ery dla ludzkości.

 

*

 

Na stacji badawczej panowało skupienie, gdy odliczanie do startu torpedy z ładunkiem atomowym weszło w decydującą fazę. Wszystkie systemy były przygotowane do eksperymentu, który miał na celu nawiązanie kontaktu z tajemniczym monolitem. Zespół Zoe, mimo napięcia, był gotowy na każdy wynik ich śmiałego planu.

Gdy odliczanie dotarło do zera i ładunek został odpalony, stacja zatrzęsła się od oddalonej eksplozji. Wszyscy wstrzymali oddech, czekając na jakikolwiek znak od monolitu. Jednak zamiast oczekiwanej reakcji artefaktu, stacja otrzymała komunikat od kosmicznej barki towarowej.

– Stacja Badawcza Alfa, tu Barge-22, jesteśmy gotowi do cumowania. Proszę o potwierdzenie – rozległ się głos kapitana barki przez interkom.

Załoga spojrzała na siebie z niedowierzaniem. Dowódca zmiany, szybko sprawdził harmonogram dostaw.

-To niemożliwe – mruknął pod nosem – barka miała przybyć za sześć miesięcy. Jak to możliwe, że są tu już teraz?

Zoe, która obserwowała dane z eksperymentu, spojrzała na monolit. W jej głowie zaczęły łączyć się kropki.

– To musiał być monolit – powiedziała głośno – eksplozja atomowa… mogła go aktywować. Monolit zmanipulował czasoprzestrzeń.

 

*

 

W chwili, gdy stacja badawcza wciąż rozbrzmiewała echem niezwykłego odkrycia, przestrzeń wokół niej nagle zawirowała, tworząc wizję kosmicznej zorzy. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, niezidentyfikowany obiekt materializował się z pustki, otulając stację jak mgła poranna obejmuje świat przy świcie. W ułamku sekundy, to, co było domem i laboratorium Zoe oraz jej zespołu, rozpadło się niczym poranna rosa pod ciepłymi promieniami wschodzącego słońca. To był moment, w którym nie tylko materia, ale i nadzieje zostały strawione przez niezgłębiony mrok.

Prawie równocześnie, jakby związane niewidzialnymi nićmi przeznaczenia, w pobliżu Marsa materializowała się eskadra obcej cywilizacji. Ich pojawienie się miało w sobie coś z przerażającej symfonii, której akordy były pisane na niebiosach. Statki te, zimne i obce, niczym igły maszyny do szycia, zaczęły przecinać czerwoną tkaninę Marsa seriami pocisków, które z precyzją i rytmicznością maszyny, rysowały na jego powierzchni wzory zniszczenia i śmierci. Każdy pocisk, zdetonowany z chirurgiczną precyzją, był jak kolejny ścieg na płótnie wojny, tworząc obraz, który na zawsze zmienił krajobraz Marsa.

Obserwatorzy tego spektaklu nie mogli oprzeć się uczuciu, że stali się świadkami zdarzeń, które w równym stopniu były przerażające, co i piękne. Gdy marsjańskie miasta były unicestwiane jedno po drugim, a stacja badawcza zniknęła w otchłani kosmosu, wszyscy uświadomili sobie, że ludzkość przekroczyła próg nowej, nieodkrytej przestrzeni. Zaskakująca i szybka akcja tych wydarzeń przypomniała o kruchości istnienia w obliczu kosmicznych sił, a salwy pocisków obcej siły, choć przyniosły zniszczenie, były przypomnieniem, że w kosmosie piękno i groza są często nierozłącznie splecione. Przestrzeń, gdzie konfrontacja cywilizacji wyszła poza granice science-fiction, stała się bolesną rzeczywistością, zmuszając do refleksji nad przyszłością ludzkości w tym nowo odkrytym, niebezpiecznym, ale i fascynującym wszechświecie.

 

 

Koniec

Komentarze

Cocofrut, ponad dwadzieścia tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE. Na tym portalu szorty kończą się na dziesięciu tysiącach znaków.

Popraw też zapis dialogów – tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gdy drzwi bazy otwarły się z cichym sykiem, Zoe została przywitana przez grupę osób, mieszankę naukowców i żołnierzy, co od razu przykuło jej uwagę.

 

Mieszanka to może być Krakowska???? może grupę przemieszanych naukowców i żołnierzy, albo tłoczących się obok siebie?

 

Uśmiechnęła się szeroko, nieco nonszalancko zauważając, jak jej obecność i reakcja wywołują rozbawienie wśród części powitalnego komitetu.

 

Tu się dość niefortunnie upchały różne myśli w jednym zdaniu.

 

Zażartowała, wskazując na żołnierzy stojących nieco z boku. Jej uwaga wywołała salwę śmiechu wśród naukowców, a nawet u niektórych żołnierzy pojawił się uśmiech, chociaż próbowali go skryć. Jednak dowódca, mężczyzna o kamiennym wzroku i nieprzeniknionej postawie, nie wydawał się być rozbawiony. Jego spojrzenie na chwilę spotkało się z jej, wyrażając jasno, że nie podziela jej entuzjazmu.

 

Zażartowała ustami, więc powinno być z małej. Regulatorzy wskazała Ci stosowne poradniki.

Jej uwaga powinna spaść do kolejnego akapitu, bo nie jest już elementem dialogu.

Cię, tobie, pan, Wasz piszemy z dużej w listach, nie w dialogach.

 

Zamiast skryć lepiej skrywać.

Jaka to jest nieprzenikniona postawa?

To wyboldowane nazywamy zaimkozą. Masz ogrom zaimkozy w całym teście.

 

– Och, dziękuję – odparła Zoe, jej oczy rozświetliły się z fascynacji, gdy podchodziła bliżej hologramu.

 

Z fascynacji kim/czym?

 

 

– To niesamowite, nie mogę się doczekać, aby się do pracy zabrać. Czy… czy mogę zadać głupie pytanie? Dlaczego są tutaj żołnierze?

 

Przeczytaj na głos wyboldowany kawałek.

Czemu pyta o żołnierzy, już pytała.

 

 

– Zoe, monolit, który chcesz zbadać, nie jest zwykłym artefaktem.

 

On już o tym mówił.

 

– Rozumiem, – odpowiedziała Zoe,

 

 

Bez przecinka po rozumiem.

 

– Tak, próbowaliśmy różnych metod, ale może potrzebujemy czegoś bardziej subtelnego, bardziej związane z emocjami lub świadomością, coś na kształt Twojej pracy z wielorybami – zasugerował doktor Liam – możliwe, że klucz leży w bardziej abstrakcyjnym podejściu.

 

 

Odmiana się posypała. Skoro subtelnego, to związanego. Znowu powtórzenie o wielorybach.

Czemu Zoe uważa, że będzie liderem, skoro jest członkiem zespołu.

 

metaliczny sufit stacji witał chłodnym,

 

Walcz z zaimkozą, już wiemy, że ją.

Sufit na nią patrzył?! To grubo.

 

udawała na śniadanie

Czemu tak pompatycznie? Mogła iść na śniadanie.

 

jaki dzień tygodnia naprawdę jest.

Jest naprawdę

 

Manu niezłe????

 

 

monolicie. Monolit

 

Powtórzenia są złe!

 

 

Tekst wymaga gruntownego remontu.

Momentami jest zbyt napuszony.

Wymaga wyrżnięcia połowy zaimków.

Za to plus za poczucie humoru.

Powodzenia w dalszym pisaniu.

Lożanka bezprenumeratowa

Po przedmowie spodziewałem się czegoś naprawdę świetnego, a dostałem przeciętnie napisany zarys ciekawego pomysłu. Trochę błędów, powtórzenia i zaimkoza utrudniały czytanie. 

Klimat sci-fi za to plus. Tajemniczy monolit przywodzący na myśl Mass Effect czy Dead Space’a. Scenki w kantynie przypomniały mi trochę trzeciego Obcego. Fajne. 

No i niestety widać, że jest to wycinek większego świata. Czuć, że opowieść mogłaby być kontynuowana po finałowej puencie.

Mimo krytyki z mojej strony zachęcam do dalszego pisania, bo jest potencjał. Pozdrawiam!

Cześć cocofrut !!! !

 

A więc tak, Bardzo mi się podobał początek, taki klimatyczny i aż chciało się dalej czytać. Było tak do pewnego momentu, może niepotrzebne był te opisy obiadów w kantynie itp. Ale później ogólnie koniec bardzo fajny, nie zawiodłem się jeśli o to chodzi.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Jestem niepełnosprawny...

Tajemnica monolitu intrygująca. Sposób, w jaki bohaterka rozwikłała tę tajmnicę, już nieco mniej. To, co działo się po aktywacji niejasne i urwane. Przydałoby się też trochę pracy redakcyjnej – wyliczanie potraw na każdy dzień tygodnia zbędne, zamiast tego przydałoby się jakieś ciekawe zdarzenie albo pogłębienie którejś postaci.

Hej, cocofrut.

Po dłuższej przerwie w czytaniu portalowych tekstów w zasadzie podobają mi się wszystkie. Kiedyś czytałem opowiadanie o monolicie odnalezionym na Księżycu. Tam zadaniem tego artefaktu było wysłanie sygnału w kosmos. Miał on zawiadomić kosmitów, że ludzie zdołali opuścić swoją planetę. Ty idziesz dalej, zaniepokojeni kosmici atakują Ziemian. To mi przypomina taki dołek, z którego ludzie próbują się wydostać. Gdy już komuś się prawie uda, ktoś go spycha z powrotem na dno. Albo kociołek w piekle, którego pilnuje diabełek z widłami i spycha z powrotem do gorącej smoły:).

Jeżeli miałbym wskazać na jakieś niedociągnięcia, to tekst wydaje się za bardzo oficjalny, napuszony, sztampowy, chodzi mi o używane słownictwo. Mógłbyś pisać bardziej ,,zwyczajnym’’ językiem.

Pozdrawiam.

Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Zoe kroczyła powoli po metalowym pomoście, który prowadził do głównego wejścia bazy badawczej, jej kroki odbijały się echem w chłodnej, surowej przestrzeni dokującej.<– może po prostu szła i co to jest przestrzeń dokująca?

metaliczny sufit stacji witał ją chłodnym, bezosobowym spojrzeniem. ← ?

 

Zoe zgromadziła przed sobą(+:) szefa projektu, dr. Liam, dowódcę wojskowego, pułkownika Iversena, oraz zespół czołowych naukowców. ← chyba lepiej byłoby po dwukropku szefa projektu, doktora Liama,

Kończę uwagi, nie będę powtarzał przedpiśców.

Po tak obszernej przedmowie i tylu tagach spodziewałem się więcej. Zaciekawiłeś mnie, ale dostałem za mało. :) 

 Zoe kroczyła powoli po metalowym pomoście, który prowadził do głównego wejścia bazy badawczej, jej kroki odbijały się echem w chłodnej, surowej przestrzeni dokującej.

Mocno purpurowe, wręcz dezorientujące. Co najmniej podzieliłabym zdania na dwa.

 Mimo że była to jej pierwsza wizyta na tak odległej placówce

Choć była to jej pierwsza wizyta w tak odległej placówce.

 Obleczona w standardowy skafander

Słowa z różnych rejestrów – obleczona mogłaby być nimfa w szatę z najcieńszych jedwabi, a tu nagle "standardowy skafander".

z lekkim plecakiem zawierającym osobiste rzeczy i notatki z badań, z zaciekawieniem obserwowała okno,

Zeugma.

 majestatyczną, lodową planetę

Przydawki nierównorzędne, więc bez przecinka – jak planeta jest majestatyczna?

 Zoe została przywitana przez grupę osób, mieszankę naukowców i żołnierzy, co od razu przykuło jej uwagę

Sztucznie wymyślne (i “mieszankę”?). Zoe wyszła na spotkanie grupka naukowców i żołnierzy. Kropka. Zdziwienie bohaterki pokażesz dalej.

 nieco nonszalancko zauważając, jak jej obecność i reakcja wywołują rozbawienie wśród części powitalnego komitetu.

…?

 – Wow, nie wiedziałam, że na naukowców polują, potrzebujecie całej tej ochrony? – Zażartowała

I tu mamy problem. Bo przez pierwsze dwa akapity usiłowałeś mnie przekonać, że jesteś Lemem, a tu bohaterka odzywa się jak licealistka. Owszem, sposób wyrażania się buduje postać. Ale powinien też pasować do ogólnego tonu tekstu. Ponadto – "zażartowała" powinno być małą literą (zob. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ ).

 Jej uwaga wywołała salwę śmiechu wśród naukowców, a nawet u niektórych żołnierzy pojawił się uśmiech, chociaż próbowali go skryć.

Nie u żołnierzy, tylko na ich twarzach, a zdanie jako całość jest rozdęte.

 mężczyzna o kamiennym wzroku

Spojrzeniu, może, choć i to karkołomna metafora. Ale wzroku w żadnym wypadku.

 nie wydawał się być rozbawiony

"Być" zbędne.

 Jego spojrzenie na chwilę spotkało się z jej, wyrażając jasno, że nie podziela jej entuzjazmu.

Kto tu jest podmiotem?

 – Zoe, prawda? – zapytał jeden z naukowców, podchodząc do niej z otwartymi ramionami – jestem doktor Liam, kierownik bazy.

Zarówno Zoe jak i Liam to imiona, nie nazwiska. O ile Anglosasi używają imion jako nazwisk, i ogólnie silą się na nieformalność, to jednak tutaj mamy sytuację troszkę oficjalną. Poza tym nie używają imion z tytułami (to polski zwyczaj).

 że Twoje niekonwencjonalne podejście pomoże nam w zrozumieniu

Zaimki piszemy małą literą – tylko w listach dużą. Ponadto: że twoje niekonwencjonalne podejście pomoże nam zrozumieć.

 Skończył

Małą literą, poza tym nie skończył wypowiedzi, tylko ją urwał, nieprawdaż?

 odparła Zoe, jej oczy rozświetliły się z fascynacji, gdy podchodziła bliżej hologramu.

Podzieliłabym: odparła Zoe. Jej oczy rozświetliły się fascynacją, gdy podeszła bliżej hologramu.

Jak widzisz, nie jest to zwykły artefakt.

Po czym to widać?

 nie mogę się doczekać, aby się do pracy zabrać

Wysokie "aby" plus kolokwialna składnia?

 znaczące spojrzenia z kilkoma obecnymi

Może: znaczące spojrzenia z kilkoma spośród obecnych?

 Jego pochodzenie jest nieznane, może być tworem obcej cywilizacji. Jego pojawienie się wywołało duże zainteresowanie… i nie tylko w środowisku naukowym. Bezpieczeństwo stało się dla nas priorytetem, ponieważ nie wiemy, jakie konsekwencje może mieć interakcja z tak zaawansowaną technologią.

Telewizyjne pustosłowie. Nikt normalny tak nie mówi. Jeśli sugerujesz, że Liam jest nienormalny, jedź dalej. Ale ponieważ cały dialog jak dotąd jest raczej infodumpowy, przemyśl metodę sugerowania nienormalności.

 – Rozumiem, – odpowiedziała Zoe, jeszcze bardziej zaintrygowana – więc, co dokładnie wiemy o monolicie?

– Rozumiem – odpowiedziała Zoe, jeszcze bardziej zaintrygowana – więc co dokładnie wiemy o monolicie?

 Jakie badania zostały już przeprowadzone?

Unikaj strony biernej. Ona ma swoje zastosowania, ale w dialogach zwykle wypada nienaturalnie.

 Do tej pory nasze próby aktywacji monolitu były nieudane

Primo – nienaturalna wypowiedź, secundo – skąd pomysł, że monolit można "aktywować"? Za dużo Clarke'a?

 , jej umysł pracował na wysokich obrotach.

Hmm.

 To fascynujące. Czy są jakieś teorie na temat tego, jak monolit mógłby być aktywowany? Czy badaliście już jego reakcje na różne bodźce, takie jak dźwięki czy światło?

Nienaturalne.

 , pełna entuzjazmu i z coraz większym poczuciem, że jest częścią czegoś historycznego, czegoś, co mogłoby całkowicie zmienić nasze rozumienie wszechświata.

Zapewniasz. Pokaż to dialogiem. Jak mówi osoba pełna entuzjazmu i zafascynowana?

 ale może potrzebujemy czegoś bardziej subtelnego, bardziej związane z emocjami lub świadomością

Ale może potrzebujemy czegoś subtelniejszego, bardziej związanego z emocjami lub świadomością. A może po prostu pukamy kijkiem głaz. Na razie nie wiem, czy piszesz o Kontakcie czy o bazie naukowej, której personel sfiksował. To niedobrze. Oczywiście, można zasugerować jedno, żeby potem zrobić drugie, ale – niedobrze.

 coś na kształt Twojej pracy

Może: coś w rodzaju twojej pracy?

 bardziej abstrakcyjnym podejściu

Co to znaczy?

 To, co widzisz przed nami, to nie tylko naukowy projekt, ale moment, w którym ludzkość może na nowo zdefiniować swoje miejsce we wszechświecie.

To jest propagandowe, telewizyjne pustosłowie. "Zdefiniować" nie znaczy tego samego, co angielskie "define" – tu powinno być "określić".

 Zoe poczuła narastające wewnętrzne podekscytowanie.

Cały akapit zapewniasz mnie, jak możesz, że Zoe jest och, jak podniecona. To za dużo, zbyt purpurowo i powinno być pokazane.

 W jej głowie pojawił się obraz z dzieciństwa, kiedy to na tyłach rodzinnego domu odkryła ukrytą wśród krzewów starą, zardzewiałą skrzynię, która wydawała jej się jak skarb piratów z opowieści. Pamiętała, jak serce biło jej szybciej z podekscytowania i jak delikatnie otwierała pokrywę, spodziewając się znaleźć złote monety lub tajemnicze mapy. Choć w środku znalazła tylko stare książki i zabawki, to uczucie odkrycia, tajemnicy i nieskończonej ciekawości, które wtedy odczuła, było nie do opisania. Teraz, stojąc przed hologramem monolitu, czuła się dokładnie tak samo.

O, właśnie. Krok w dobrą stronę, ale trzeba to uprościć: Przypomniało jej się, jak w dzieciństwie na tyłach rodzinnego domu odkryła wśród krzewów starą, zardzewiałą skrzynię, jakby ukrytą przez piratów. Pamiętała, jak serce tłukło się w piersi z podniecenia, jak ostrożnie otwierała wieko, spodziewając się znaleźć złoto albo tajemnicze mapy. Choć w środku były tylko stare książki i zabawki, to uczucie stania na progu tajemnicy samo było nagrodą. Teraz, patrząc na hologram, czuła się zupełnie tak samo.

 kładąc rękę na jej ramieniu

Kładąc jej rękę na ramieniu.

 będziesz miała tu okazję zrobić coś naprawdę wielkiego

Dziwny szyk, ale w sumie wypowiedź Liama służy tylko podbudowaniu ego bohaterki. Ciach.

 Zoe spojrzała jeszcze raz na hologram monolitu, a jej serce zabiło mocniej.

Cały akapit zapewniający, składa obietnice, co do których pokrycia jestem sceptyczna i ogólnie bym się go pozbyła.

 Budzik wyrywał ją ze snu o szóstej rano, a szary, metaliczny sufit stacji witał ją chłodnym, bezosobowym spojrzeniem. Wstawała, ubierała się i udawała na śniadanie, które, jak zawsze, składało się z owsianki o konsystencji i smaku przypominającym karton oraz kawy, która mogła równie dobrze być płynnym węglem.

Skracaj, skracaj, skracaj: O szóstej rano budzik i spojrzenie w sufit z zimnej szarej blachy. Zoe wstawała, ubierała się i szła na śniadanie, złożone z owsianki o konsystencji i smaku kartonu oraz zawiesiny węgla drzewnego w wodzie, zwanej tu kawą.

 Ale prawdziwa niespodzianka czekała na nią w kantynie o godzinie dwunastej – to właśnie wtedy odkrywała, jaki dzień tygodnia naprawdę jest.

Nie miała bowiem kalendarza… Nie chcę być złośnicą, ale to jest śmieszne, a wątpię, czy tę śmieszność zamierzyłeś.

 Poniedziałki były dniem zup

Poniedziałki były dniami, ale co ma jadłospis bohaterki do monolitu?

po barszcz, w którym buraki były dostrzegalne jedynie przez mocną wiarę w ich istnienie

Po barszcz, w którym buraki mógł odnaleźć tylko ten, kto w nie mocno uwierzył. Nawiasem – Anglosasi raczej barszczu nie jedzą, a imiona dałeś anglosaskie.

 Wtorki przynosiły tajemnicze formy mięsa w sosie, których pochodzenie było równie niejasne co treść niektórych starych ksiąg.

… ?

 Środy były dniem makaronu, gdzie spaghetti mogło równie dobrze służyć jako liny do wspinaczki, a sos boloński miał konsystencję i smak, który wywoływał nostalgię za prawdziwym mięsem.

Środowe spaghetti nadawało się na linę do wspinaczki, a oblepiający je sos prawie, acz nie do końca, nie przypominał bolońskiego. Nawiązanie gratis.

 Czwartki oferowały tzw. "dania międzynarodowe", co zazwyczaj oznaczało ryż z czymś, co kiedyś mogło być warzywem lub owocem morza.

W czwartki podawano "dania międzynarodowe", czyli ryż z czymś niezidentyfikowanym.

 Piątki były dniem pizzy, która była tak chrupiąca, że mogła służyć jako narzędzie do przecinania metalu.

Co to znaczy "chrupiąca"?

 Zoe codziennie odliczała te dni, nie tylko po menu w kantynie, ale i po każdym nieudanym teście, który przeprowadzała na czarnym monolicie

To jest już po prostu nie po polsku.

 Monolit wysyłał sygnały na granicy słyszalności ludzkiego ucha, co sprawiało, że większość dnia spędzała na analizie spektrogramów i próbach dekodowania potencjalnych wzorców modulacji częstotliwości

Monolit wydawał dźwięki na granicy słyszalności, więc spędzała dnie ślęcząc nad spektrogramami. Czyli, kamulec hałasuje. To oznacza, a) że wibruje (czyli musi mieć jakieś zasilanie, czyli faktycznie, coś tu się dzieje) i b) wytwarza niebezpieczny dla zdrowia, choć niesłyszalny, hałas. I to nie ma następstw?

 Każdy test był rygorystycznie dokumentowany, w nadziei wyłonienia stałej sekwencji lub powtarzalnego schematu w emisjach akustycznych artefaktu.

Powiedz to tak, jakbyś tłumaczył laikowi. Nie możesz oczekiwać od czytelnika znajomości żargonu.

 „Kolejny dzień, kolejna zupa,”

Przed chwilą powiedziałeś, że zupy są co tydzień…

 Podczas każdego eksperymentu Zoe wnikliwie badała charakterystyki transmisji monolitu, stosując zaawansowane techniki analizy sygnałów, takie jak transformata Fouriera i analiza korelacji krzyżowej, aby zidentyfikować jakiekolwiek anomalie lub ukryte wzory w danych.

Jedna moja nauczycielka mawiała "przestańcie się popisywać znajomością słów, które nic nie wnoszą w wasze życie". Autorze kochany! Opowiadanie ma się czytać! Takie zdania skutecznie odstraszają czytelnika, nie dlatego, że jest głupi – ale dlatego, że są długie, mętne, trudne do rozszyfrowania, a rozszyfrowane nic nie znaczą.

 Myśli jej często błądziły do teorii komunikacji międzygwiezdnej i potencjalnych metod, jakie obca cywilizacja mogłaby stosować do przekazu wiadomości przez niewyobrażalne odległości kosmosu.

Nie po polsku: Myślami często błądziła koło teorii; ale to można pokazać.

 W drodze do kantyny na kolejne "ekscytujące" odkrycie kulinarnego kalendarza, Zoe zatrzymała się, aby zamienić słowo z kucharzem, Marcelem.

Dlaczego tak uparcie popychasz mnie w stronę jedzenia? Monolit ich zje? Uprość: W drodze do kantyny Zoe przystanęła, żeby zamienić słowo z kucharzem, Marcelem.

 – Marcel, twoja zupa z buraków wczoraj była tak przezroczysta, że mogłam czytać przez nią notatki – żartowała, podając swój talerz.

Chwila, to ona jest w kantynie (na co wskazuje podawanie talerza), czy na korytarzu (co sugeruje poprzednie zdanie)? Styl: – Marcel, zupa wczoraj była tak przezroczysta, że dało się przez nią czytać notatki – żartowała, podając mu talerz.

o niezachwianej pogodzie ducha i równie dobrym poczuciu humoru

Hmm.

 – Tylko staram się ułatwić ci pracę, Zoe. Przecież wiem, jak bardzo cenisz sobie przejrzystość w swoich badaniach!

Za dużo zaimków, wypowiedź ogólnie łamiąca język. Czytaj na głos to, co piszesz. Pomaga.

 'Mystery Meat à la Mode'

"A la mode" znaczy, o ile wiem, "z lodami"…

 Gwarantuję, że jego pochodzenie jest równie tajemnicze jak sygnały z twojego monolitu

Nienaturalne.

 odpowiedział Marcel, serwując porcję z tajemniczym uśmiechem.

Wolę dodawać szczypiorek. Tajemniczy uśmiech powoduje ból brzucha: odpowiedział tajemniczo uśmiechnięty Marcel, wykładając porcję… czegoś.

 może to przesłanie od obcej cywilizacji, by dać mi odpocząć od zagadek kosmosu

?

 zaciekawił się Marcel, opierając się o blat.

Dotąd mieliśmy gadające głowy, teraz przy każdej wypowiedzi jakaś czynność – pomieszaj to trochę. Uważaj na nadmiar "się".

 Jeśli tylko monolit byłby tak rozmowny jak ty,

Gdyby tylko monolit był taki rozmowny, jak ty.

 Ale nie martw się, dzień, w którym rozgryzę tę zagadkę, zamówię u ciebie coś naprawdę ekstrawaganckiego

W dniu, w którym.

 Tylko upewnij się, że ten monolit nie zacznie przepisywać mojego menu

To chyba dowcip, ale go nie rozumiem.

 wracając do swojej pracy

"Swojej" zbędne.

 Humor Zoe był jej sposobem na przetrwanie monotonii.

Mało zgrabne. Może tak: Humor pozwalał Zoe znieść monotonię?

 Z każdym dniem Zoe stawała się coraz bardziej zaintrygowana i zmotywowana przez tajemnicę monolitu.

Zapewniasz. Patrz tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 "Czyżbyśmy byli na skraju przełomu w zrozumieniu kosmosu, czy to tylko kosmiczny żart?" rozważała, przyglądając się kolejnym wydrukom danych, które zdawały się być równie zagadkowe co menu w kantynie.

Skracaj. Skasuj "być" – to anglicyzm, w polszczyźnie jest zbędne. Nadal nie rozumiem, dlaczego naprowadzasz mnie na jedzenie.

 Każdy z nich był niemal identyczny

Wszystkie prawie takie same.

 kwestia czasu, kiedy jej nieustępliwość przyniesie odkrycie. A do tego czasu?

Powtórzenie, ogólnie niezgrabne.

pośmiać z codziennych niespodzianek

Nie jest to do końca konsekwentne. To Zoe się podnieca, to nudzi jak mops, ale jednak podnieca… jak ona się czuje?

 Trzy miesiące po powrocie z urlopu, Zoe

Po co nam wiedzieć, że miała urlop? Nie jesteśmy Inspekcją Pracy. Skasuj przecinek.

 przesiadywała

"Przesiadywać" to forma częstotliwa, a ona wyraźnie akurat sobie tam siedziała.

 Jej uwagę przerwała jednak żarliwa dyskusja

Jej uwagę zwróciła żarliwa dyskusja. "Przerwać" można tylko uwagę wygłaszaną, tj. wypowiedź.

 zaczął jeden z żołnierzy, którego blizny i spokojny ton głosu zdradzały, że widział więcej niż większość

Ale czy ten ton zgadza się z samą wypowiedzią? Wtrącanie didascaliów w taki sposób nie jest dobrym pomysłem, źle się to czyta.

 ale gdy leżałem tam, przytłoczony gruzem, z moim 'szkieletem', poczułem coś…

…?

 Wściekłość, że nie mogę się poddać, nie teraz.

Co sugeruje, że chciał się poddać. A chyba nie o to chodzi.

 I ten stary 'modreg' w 'szkielecie', choć prawie zniszczony, zaczął działać, dając mi szansę.

Czy tak wyraża się żołnierz?

 W słowach żołnierza, 'szkielet' to metafora dla ich egzoszkieletów, zbroi przypominającej struktury kostne, dodającej siły i szybkości, a 'modreg' staje się poetyckim skrótem od modułów regeneracyjnych, które niczym starożytne eliksiry, przywracają zdrowie i siłę.

Jawny infodump, i nie po polsku (co to jest "metafora", u licha?): W żołnierskim slangu 'szkieletem' nazywano egzoszkielety z pseudo-kości, pozwalające zwielokrotnić siłę mięśni. 'Modreg', moduł regeneracyjny, w polowych warunkach łatał organizm.

 którego twarz zdobiła mieszanka determinacji i niedowierzania

???

 na unitarce mówili nam o przetrwaniu, o taktyce, ale nikt nie mówił o tej… sile.

Ci żołnierze przemawiają jak postacie z reklamy radiowej. Nijak nie mogę uwierzyć w ich autentyczność.

 W jego słowach, 'złącza' czyli neurozłącza, urosły do rangi magicznych mostów łączących umysł z niewidzialnymi światami, otwierającymi przed nimi ścieżki niespotykanej percepcji i komunikacji.

Nieznośnie purpurowe. Nic nie rośnie "w słowach", nie wiem, skąd bierzesz ten idiom, ale nigdy go nie słyszałam.

 symbol żołnierskiego relaksu

…? Po co ta fraza? Dlaczego myślisz, że czytelnik sam na to nie wpadnie?

 wiecie co jest najdziwniejsze

Wiecie, co jest najdziwniejsze.

 Tak jak my walczymy na polu, nasz sprzęt, wszystko to jest przedłużeniem naszej woli do walki.

Tak, jak my walczymy w polu, nasz sprzęt, wszystko to jest przedłużeniem naszej woli walki. Jeśli chłopcy nie okażą się robotami/reklamówkami/mieć spranych do szczętu mózgów będę rozczarowana.

“Plazmówki” to karabiny plazmowe, które, w jego ustach, przemieniły się w śmiercionośne smoki, wypluwające z siebie strumienie ognia i zniszczenia, kierowane siłą woli i odwagą wojowników.

Te objaśnienia są doskonale zbędne. Z kontekstu widać, że plazmówka to broń, a purpurowe zachwyty na mnie wywierają skutek odwrotny (efekt "ktoś mi coś próbuje sprzedać").

 Te słowa, pełne bezpośredniości i surowej prawdy o życiu żołnierskim oraz elementach uzbrojenia, dały Zoe nowy wgląd nie tylko w naturę ludzkiej determinacji, ale także w sposób, w jaki może ona wpłynąć na nieożywiony obiekt, jakim jest monolit.

… nie. Nie dość, że etykietujesz wypowiedzi swoich postaci, to jeszcze etykietujesz je, cóż. Nie tyle fałszywie, bo nie wątpię, że chciałeś taki efekt osiągnąć, ale – nie osiągnąłeś. Coś takiego to śmierć dla tekstu. I jeszcze olśnienie Zoe, którego nie pokazujesz? Zdanie w całości do wycięcia.

 Nagle, jakby kierowana nagłym impulsem, wstała i podszedłszy do żołnierzy, złapała za głowę tego, który podzielił się pierwszy swoją historią.

Tnij: Kierowana nagłym impulsem wstała i, podszedłszy do żołnierzy, złapała za głowę tego, który pierwszy podzielił się swoją historią. Swoją drogą – takich rzeczy się żołnierzom nie robi. Bo można skończyć pod stołem.

 Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pocałowała go żarliwie, mówiąc krótkie "dziękuję".

Trudno mówić i całować naraz: Pocałowała go żarliwie, a odsuwając się, wyszeptała "dziękuję".

 W tym momencie, reszta żołnierzy, na początku zaskoczona, zaczęła klaskać i wybuchać śmiechem, a jeden z nich nie mógł się powstrzymać i zawołał:

Tnij, tnij, tnij. Uwaga na przecinki: Reszta żołnierzy zaczęła klaskać i rechotać. Któryś zawołał… A co zawołał, to pomińmy. Dzieci czytają.

 Jej gest, choć zaskakujący, wydawał się być wyrazem głębokiej wdzięczności za niespodziewaną lekcję.

Dlaczego to tłumaczysz? Kto w to wątpi? Czytelnik nie. A żołnierze? Mają powód, żeby tak myśleć? Nie mają. Ale Ty nie musisz im tego tłumaczyć. Tłumaczysz czytelnikowi.

 Bez słowa więcej, wyszła z kantyny, pozostawiając za sobą rozbawionych żołnierzy, którzy nadal żartowali, jakby właśnie stali się świadkami nieoczekiwanego zwrotu akcji w swojej własnej, wojskowej telenoweli.

Bez słowa wyszła z kantyny, pozostawiając za sobą roześmianych żołnierzy. Kropka.

 W drodze powrotnej do laboratorium, Zoe czuła, jak w jej umyśle kształtuje się nowy plan.

…? Pierwszy przecinek wytnij.

 Była przekonana, że musi znaleźć sposób, by "zakomunikować" monolitowi tę samą determinację i siłę, jaką żołnierz znalazł w sobie. Zrozumiała, że klucz do aktywacji artefaktu leży nie w zimnej logice czy technologii, ale w czymś znacznie bardziej ludzkim – w sile emocji i niezachwianej woli przetrwania

To… nie jest naukowe rozumowanie. Skąd w ogóle teza, że monolit ma jakąś świadomość, że można się z nim skomunikować? Jak już, to uznałabym go za urządzenie służące do komunikacji, ale on sam?

 To był moment, w którym Zoe po raz pierwszy poczuła, że stoi na progu przełomu, który może na zawsze zmienić nie tylko jej życie, ale i przyszłość ludzkości

A ten na początku tekstu się nie liczy?

 Uświadomiła sobie, że emocje, determinacja i ludzka wola do przetrwania mogą być kluczem do odblokowania potencjału monolitu.

Już raz to powiedziałeś i nie nabiera sensu od powtarzania. Reszta akapitu to znowu reklama, tym razem ludzi.

 Może kluczem do aktywacji artefaktu była nie tylko zimna kalkulacja i technologiczne know-how, ale coś bardziej pierwotnego, związane z samą istotą bycia człowiekiem. – A może tak cisnąć w niego gumą do żucia? – zastanawiała się Zoe.

??? To chyba dowcip? Skąd się tu wziął?

 w sali konferencyjnej opanowanej przez cień tajemniczego monolitu

?

 Zoe zgromadziła przed sobą szefa projektu, dr. Liam,

Dra Liama. Imiona (i nazwiska) odmieniamy.

Atmosfera była gęsta od oczekiwań, a Zoe czuła, jak rośnie w niej napięcie.

Zdanie nic nie wnosi.

 rozpoczęła, starając się ukryć drżenie w głosie

Zaczęła, starając się ukryć drżenie głosu.

 wykazuje niezwykłe właściwości

A właściwie o jakich właściwościach dotąd powiedziałeś? Tylko o wibrowaniu, które jest niezwykłe, ale fizycznie wytłumaczalne.

 kontrolowaną eksplozję atomową w bezpiecznej odległości od monolitu

… po co?

 W momencie, gdy te słowa opuściły jej usta, poczuła jak guma do żucia, którą nieświadomie obracała w ustach, zostaje przez nią połknięta. To nieoczekiwane zdarzenie nieco ją rozluźniło, dodając nieplanowanego humoru do sytuacji.

Nie po polsku, dowcip dziwaczny – czy można żuć gumę, nie wiedząc o tym? Czy przypadkowe połknięcie gumy rozluźnia, czy wręcz przeciwnie? i kto żuje gumę, wygłaszając ważną prelekcję przed szefostwem?

 To dość… eksplozywny pomysł

Nieśmieszny żart.

 Jakie masz dowody na to, że to zadziała?

Nie można mieć dowodów na coś, co się dopiero zdarzy.

 Zoe, teraz już bardziej pewna siebie, odpowiedziała:

Rym.

 Nasze symulacje wskazują, że odpowiednio skonfigurowana eksplozja może wytworzyć precyzyjny impuls energetyczny, który 'dotknie' monolitu w sposób, który do tej pory nie był możliwy.

Jak zrobili symulacje, czyli modele, skoro nie wiedzą nic o tym monolicie?

 Rozumiem konieczność działania, ale musimy być absolutnie pewni, że nie spowodujemy przypadkowego zniszczenia. Jaka jest minimalna moc, której potrzebujemy, aby to zadziałało, nie narażając bazy?

Bardzo nienaturalne.

 Będzie to kontrolowany wybuch, z zaplanowaną mocą i lokalizacją, aby maksymalnie zminimalizować ryzyko.

Nadal mało naturalne.

 Po intensywnej dyskusji, grupa doszła do konsensusu.

Zbędny przecinek, ale nie pokazujesz nawet przeciwnych stanowisk, które można by w tej dyskusji uzgodnić.

 Zoe, z uśmiechem pełnym ulgi i determinacji, podziękowała zgromadzonym. Teraz, z planem akcji gotowym do realizacji, czuła, że stoi na progu nie tylko przełomowego odkrycia, ale być może, na początku nowej ery dla ludzkości.

Rym, ale wystarczy jedno krótkie zdanie: Zoe z uśmiechem satysfakcji podziękowała zgromadzonym.

 Na stacji badawczej panowało skupienie, gdy odliczanie do startu torpedy z ładunkiem atomowym weszło w decydującą fazę.

Niezgrabne.

 Wszystkie systemy były przygotowane do eksperymentu, który miał na celu nawiązanie kontaktu z tajemniczym monolitem.

Tak, cały tekst o tym mówisz. Pamiętamy.

 Zespół Zoe, mimo napięcia, był gotowy na każdy wynik ich śmiałego planu.

Do kogo odnosi się "ich"? I jakiego napięcia?

 od oddalonej

Czkawka.

 , czekając na jakikolwiek znak od monolitu.

Zbędne.

 Jednak zamiast oczekiwanej reakcji artefaktu, stacja otrzymała komunikat od kosmicznej barki towarowej.

Miała otrzymać reakcję? Nagle bardzo streszczasz.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Końcówka:

Proszę o potwierdzenie – rozległ się głos kapitana barki przez interkom.

Proszę o potwierdzenie – rozległ się głos z interkomu.

 Załoga spojrzała na siebie z niedowierzaniem.

Załoga patrzyła po sobie z niedowierzaniem.

 Dowódca zmiany, szybko sprawdził

Nie dawaj przecinka między podmiot i orzeczenie.

 -To niemożliwe – mruknął pod nosem – barka miała przybyć za sześć miesięcy. Jak to możliwe, że są tu już teraz?

Brak spacji, wypowiedź nienaturalna.

 Zoe, która obserwowała dane z eksperymentu,

Jak obserwować dane?

 W jej głowie zaczęły łączyć się kropki.

Dobra, teraz kładziesz mi ten jej geniusz łopatą – bieda w tym, że możliwy wniosek jest tylko jeden…

 Monolit zmanipulował czasoprzestrzeń.

… ale nie tak bym go wyraziła. "Zmanipulował" w polszczyźnie może się odnosić tylko do machinacji ludzi z innymi ludźmi.

 W chwili, gdy stacja badawcza wciąż rozbrzmiewała echem niezwykłego odkrycia, przestrzeń wokół niej nagle zawirowała, tworząc wizję kosmicznej zorzy.

? Rozbrzmiewanie zwykle trwa dłużej, ale reszta zdania to już zupełna abstrakcja.

 niezidentyfikowany obiekt materializował się z pustki, otulając stację jak mgła poranna obejmuje świat przy świcie

Obiekt zmaterializował się. Świat świtem. Purpura straszna.

 W ułamku sekundy, to, co było domem i laboratorium Zoe oraz jej zespołu, rozpadło się niczym poranna rosa pod ciepłymi promieniami wschodzącego słońca

W ułamku sekundy to, co było domem i laboratorium Zoe oraz jej zespołu, rozpadło się niczym poranna rosa w ciepłych promieniach wschodzącego słońca.

 To był moment, w którym nie tylko materia, ale i nadzieje zostały strawione przez niezgłębiony mrok.

To był moment, kiedy podły, nielitościwy czytelnik zaczął się śmiać w kułak.

 Prawie równocześnie, jakby związane niewidzialnymi nićmi przeznaczenia, w pobliżu Marsa materializowała się eskadra obcej cywilizacji.

Boże mój… już nie mogę.

 

Tekst niemiłosiernie przegadany, purpurowy i zadęty. Pewno w nim zdań praktycznie pustych treściowo, zapewniania, że odkrycie Zoe jest tak ważne, że ach, oraz pseudosymboliki (tj. rzeczy, na które autor usilnie zwraca uwagę, a które w końcu nie mają znaczenia – całe to jedzenie, żołnierze, o co chodziło?). Bohaterka jest klasyczną Mary Sue – tylko ona jest zdolna dokonać czegokolwiek (bez wysiłku – bo chociaż zapewniasz, że wysilała się strasznie, w ogóle tego nie pokazujesz) i wszyscy ją uwielbiają – aż do zakończenia, które ni z tego ni z owego obraca tę doskonałą istotę w proch i pył. Fajnie – tylko o co chodzi? Chodzi o cokolwiek? Końcówka jest typowym horrorem kosmicznym (dzieje się coś niewytłumaczalnego i wszyscy umierają), ale nawet mniej przekonującym od reszty tekstu, wygląda tak, jakby autorowi zabrakło czasu lub konceptu i chciał już kończyć. Praktycznie brak dialogów, te, które są, są nienaturalne i infodumpowe.

 

Ale podstawowy problem stanowi co innego. Otóż, Autorze kochany! Ta przedmowa… ta przedmowa świadczy o Tobie. I, niestety, świadczy źle. Piszesz ją z pozycji nieledwie wieszcza, co byłoby do zniesienia, gdybyś wieszczem był. A nie jesteś. Wieszcz nie tylko ma jakieś przemyślenia i potrafi je pięknie przekazać, ale – co może ważniejsze – nie uważa, że są to przemyślenia jedyne w swoim rodzaju i wyjątkowe, o ile nie ma dobrych powodów, żeby tak uważać. Kruchość istnienia to bardzo ciekawy temat. Zadaj sobie, proszę, pytanie – czy "Tajemnica czarnego monolitu" rozwija ten temat? Wydaje mi się, że nie – dotyka go tylko na końcu, a i to przez zrzucenie bohaterom dekoracji na głowę. Wieszcz, czy chociażby zwykły przytomny autor, nie poświęca długiego akapitu opisywaniu jedzenia w stołówce, jeżeli nie ma po temu powodów, a na pewno, nigdy, przenigdy nie napawa się własną wspaniałością, ani nawet wspaniałością swojego dzieła, przystrajając je purpurą i powtarzając tę samą myśl po trzy razy. Ale Twoja przedmowa jest, przykro mi to mówić, listem miłosnym do samego siebie. Owszem, uśmiechasz się w niej życzliwie do niskich istotek zwanych czytelnikami – przede wszystkim jednak chwalisz swoje dzieło. A (znów – przykro to mówić, ale trzeba) nie masz za co.

 

Spójrz, proszę, tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842849 A potem zrób sobie dużą filiżankę mocnej czarnej kawy i przemyśl, czego oczekujesz od siebie jako pisarza i od swoich czytelników. Na czym Ci zależy? Co Cię interesuje? Skłaniam się ku poglądowi, że nie sposób pisać o czymś, co autora naprawdę, szczerze nie obchodzi, i że zawsze widać, kiedy autor tego próbuje. Nie wydaje mi się, żeby Ciebie interesowały kwestie eschatologiczne czy egzystencjalne. Ale jeśli się mylę – jak myślisz, skąd powzięłam takie wrażenie? Dlaczego problem kruchości egzystencji po prostu nie jest w Twoim tekście widoczny?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka