- Opowiadanie: Reinee - Język Apollina

Język Apollina

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Język Apollina

 

W unie­sio­nej dłoni księ­cia spo­czy­wa czasz­ka.

– Być albo nie być – mówi ksią­żę, kon­tem­plu­jąc trupi uśmiech – oka­za­ło się grą o sumie ze­ro­wej. Przy­kro mi, amico, lecz mu­sia­łeś umrzeć, bym ja mógł żyć. No, ale dosyć tych smu­tów!

Ksią­żę rzuca czasz­kę za sie­bie i wy­do­byw­szy miecz z po­chwy, prze­szy­wa ostrzem po­wie­trze, rzuca wy­zwa­nie świa­tu.

– Na sto­li­cę! Czas objąć tron, moje ską­pa­ne we krwi i pocie pro­le­ta­ria­tu dzie­dzic­two!

Za­sty­ga w pozie zdo­byw­cy. Na pro­kle­ma­cje od­po­wia­da cisza. Wi­dow­nia te­atru jest pusta, nie li­cząc dwóch męż­czyzn w pierw­szym rzę­dzie. Na zmia­nę kręcą i ki­wa­ją gło­wa­mi.

– Mhm, mhm… – mru­czy jeden z nich, otyły męż­czy­zna z reszt­ką si­wych wło­sów zwią­za­nych w lichy kucyk. – In­te­re­su­ją­ca tech­ni­ka, taka vi­vant, jak ma­wia­ją teo­re­ty­cy sztu­ki z aka­de­mii na Côte d’Aba­żur, lecz ja bym to wi­dział bar­dziej w for­mie, praw­da, nie­orga­nicz­nej. Gdy widz, w po­bież­nej choć­by ana­li­zie, roz­bie­rze księ­cia Fi­liz­zio z te­atral­nej otocz­ki, nie po­wi­nien uj­rzeć czło­wie­ka, lecz zbiór, praw­da, na­wią­zań, taką la pensée sau­va­ge, jego gesty, jego spo­sób wy­po­wie­dzi, wszyst­ko po­win­no być ide­ogra­fią, ro­zu­miesz, buntu, a jest to bunt pier­wot­ny, bunt prze­ciw­ko świa­tu i, praw­da, na­tu­ra­li­zmo­wi.

Męż­czy­zna z za­do­wo­le­niem spla­ta dło­nie na im­po­nu­ją­cym brzu­chu. Jego to­wa­rzysz, sta­ru­szek w czer­wo­nym płasz­czu, wy­ba­łu­sza oczy.

– Beppo, toż to idio­zia! – oce­nia. – Chcesz zro­bić szop­kę!

– Panie pre­ze­sie, gdyby prze­czy­tał pan mój sce­na­riusz od po­cząt­ku do końca i ze zro­zu­mie­niem, wie­dział­by pan, że to świat jest szop­ką.

– Pseu­do­ar­tyzm! – krzy­czy sta­rzec. – Ja nie chcę wcho­dzić w po­le­mi­kę, ja chcę wcho­dzić na listę naj­bar­dziej ka­so­wych przed­sta­wień w hi­sto­rii! To się robi szcze­rą, bru­tal­ną grą, która zła­pie ludzi za serca i port­fe­le, a nie po­mi­zia ich po pier­wot­nej idei!

– Prze­pra­szam… – Cichy głos prze­ry­wa na­ra­sta­ją­cą dys­ku­sję.

Dra­ma­to­pi­sarz i pre­zes spo­glą­da­ją na prze­stę­pu­ją­ce­go z nogi na nogę księ­cia.

– W świe­tle ar­ty­stycz­nej róż­ni­cy po­glą­dów… Może bę­dzie­my kon­ty­nu­ować, gdy wizja się wy­kry­sta­li­zu­je? Muszę do to­a­le­ty, nie­do­brze mi…

– Idź, idź. – Pre­zes macha ręką. – Tylko nie waż się roz­cho­ro­wać, dziew­czy­no!

Ksią­żę zdej­mu­je z głowy zdo­bio­ny pió­ro­pu­szem trój­róg i czo­chra za­cze­sa­ne włosy, po­zwa­la­jąc zło­tym pa­smom opaść na czoło. Nie jest już księ­ciem, nie jest nawet męż­czy­zną, teraz to cza­ru­ją­ca ak­to­recz­ka. Kła­nia się i scho­dzi ze sceny.

– Si­ren­na ma ta­lent – wzdy­cha w po­dzi­wie Beppo. – Gdzie pan ją zna­lazł, panie Vez­zio?

Pre­zes śmie­je się pod nosem.

– Nie było łatwo, ani nie było tanio, panie Beppo, tylko tyle mogę po­wie­dzieć.

– Mhm… Żeby tylko pan zdą­żył, praw­da, oszli­fo­wać dia­ment jej umie­jęt­no­ści. Ten sce­na­riusz to moje naj­więk­sze osią­gnię­cie, a ksią­żę Fi­liz­zio jest mi niby uko­cha­ny syn… Tu się ważą losy rze­czy­wi­sto­ści, panie pre­ze­sie! Jeśli Si­ren­na nie bę­dzie umia­ła uze­wnętrz­nić struk­tu­ry i in­ten­cji księ­cia, to po­zo­sta­nie nam je­dy­nie ce­re­mo­nial­ny, gorz­ki dys­kurs o struk­tu­rze psy­cho­lo­gii! Fi­liz­zio, dolce Fi­liz­zio! Tyś jest, praw­da, klu­czem, otwie­ra­ją­cym bramy szcze­re­go zro­zu­mie­nia me­cha­ni­zmów sprzecz­no­ści dą­że­nia sił zbio­ro­wej nie­świa­do­mość…! Ten, tego… Do dez­in­te­gra­cji oso­bo­wo­ści uwię­zio­nej w świe­cie nie­rów­no­ści! Ach, psy­cho­dy­na­mi­ka…

– Beppo… – Pre­zes za­kła­da maskę opa­no­wa­nia. – Świat jest o wiele, o wiele za mały, by zmie­ści­ło się na nim wszyst­ko, co chcesz uze­wnętrz­nić. Daj mi swój naj­gor­szy sce­na­riusz, a Si­ren­na zrobi z niego ar­cy­dzie­ło. Tylko po­zwól jej grać.

Beppo długo waży usły­sza­ne słowa, wy­kle­pu­jąc wolny rytm na po­tęż­nym brzu­chu.

– Panie Vez­zio… Pro­szę mi pomóc coś zro­zu­mieć. Przez wszyst­kie dłu­gie de­ka­dy dzia­łal­no­ści jako pre­zes agen­cji ak­tor­skiej i na­uczy­ciel tech­ni­ki te­atral­nej nigdy nie od­wa­żył­by się pan pod­jąć ar­cy­ry­zy­ka współ­pra­cy z ludź­mi bez do­świad­cze­nia. Si­ren­na ma wiel­ki po­ten­cjał, zga­dzam się, lecz żeby oddać jej głów­ną rolę, do tego w przed­sta­wie­niu, które jest na­szym być lub nie być…

– Si­ren­na nas ura­tu­je – od­po­wia­da na­tych­miast Vez­zio. – Je­stem tego pe­wien.

– I co jest, praw­da, źró­dłem tak nie­za­chwia­ne­go prze­ko­na­nia?

– Zo­sta­ło mi to ob­ja­wio­ne we śnie.

Nad męż­czy­zna­mi staje nagle wy­so­ka po­stać, któ­rej wej­ścia na salę nie za­uwa­ży­li, po­chło­nię­ci roz­mo­wą.

– Bu­on­gior­no si­gno­ri.

Pre­zes i pi­sarz pod­ska­ku­ją za­sko­cze­ni, zaraz też zry­wa­ją się do po­wi­tań.

– Pan dy­rek­tor Ma­gnus Aqu­iliusz! Miło pana, praw­da, wi­dzieć!

– Tak, bar­dzo miło. Jak spo­tka­nie?

Ma­gnus Aqu­iliusz, wy­so­ki i po­staw­ny ni­czym an­tycz­ny heros, prze­jeż­dża wy­pie­lę­gno­wa­ny­mi pal­ca­mi po nie mniej wy­pie­lę­gno­wa­nej bro­dzie.

– Spo­tka­nie… – Prze­cią­ga to słowo tak długo, aż staje się ono je­dy­nie smut­nym wes­tchnie­niem. – Tak, jak po­dej­rze­wa­li­śmy, pa­no­wie, Zwią­zek Te­atral­ny bę­dzie zmu­szo­ny za­mknąć kilka pla­có­wek na te­re­nie kraju. Może kil­ka­na­ście. W pierw­szej ko­lej­no­ści te, które w prze­szło­ści wy­sta­wia­ły sztu­ki mo­gą­ce ucho­dzić za pro­ble­ma­tycz­ne w kon­tek­ście naj­now­szych usta­leń Ko­me­dio­wej Mię­dzy­na­ro­dów­ki. Wiemy, co to ozna­cza dla ludzi ta­kich, jak ja. Oraz dla tych, któ­rzy z ludź­mi ta­ki­mi, jak ja kie­dy­kol­wiek współ­pra­co­wa­li.

Vez­zio bled­nie, Beppo czer­wie­nie­je.

– Lecz nie ma się czego oba­wiać! – Dy­rek­tor klasz­cze w dło­nie i przy­wo­łu­je szcze­ry uśmiech. – Mój teatr jesz­cze stoi! Mamy prze­cież asa w rę­ka­wie, pa­no­wie! Obie­cu­ję wam sztu­kę, ja­kiej świat nie wi­dział!

-

 

Dy­rek­tor Ma­gnus Aqu­iliusz po­pi­ja kawę w swoim ga­bi­ne­cie. Spo­kój sceny burzy agre­syw­ne pu­ka­nie do drzwi.

– Pro­szę.

Do środ­ka wpada pięk­na ko­bie­ta, zaraz za nią przy­stoj­ny męż­czy­zna. Stają nad biur­kiem dy­rek­to­ra pełni buty i wy­nio­sło­ści.

– Ach! – Ma­gnus Aqu­iliusz roz­kła­da ręce, wy­le­wa­jąc nieco kawy na dywan. – Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra, moje gwiaz­dy! W czym mogę wam pomóc?

– Gwiaz­dy? – burzy się Pri­ma­ve­ra.

– Twoje? – Bach! Per­fec­to ude­rza pię­ścią w blat.

– Jak mo­głeś, jak mo­głeś, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu! Czemu to nie ja gram księ­cia?

– Albo ja! – Bach! Ude­rza po­now­nie.

– Od­da­je­cie głów­ną rolę ja­kiejś ma­ło­la­cie!

– Męską rolę! – Bach!

– Mó­wi­łeś, że ta sztu­ka to nasze być lub nie być!

– Tak mó­wi­łeś, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu! – Bach!

– I sta­wiasz wszyst­ko na nie­zna­ną ak­to­recz­kę? Nam da­jesz role po­bocz­ne? Co ona ma, czego ja nie mam?!

– A ja mam jesz­cze wię­cej! – Bach.

– A ja… A ja…! – Pri­ma­ve­ra unosi drżą­ce dło­nie i łapie się za pier­si. – A ja mogę po­ka­zać biust! Czy ona po­ka­że biust?!

Per­fec­to za­sty­ga z unie­sio­ną pię­ścią i po chwi­li ude­rza nią po­wie­trze.

– Ko­cha­ni, spo­koj­nie. – Dy­rek­tor uśmie­cha się po­god­nie. – Wła­śnie dla­te­go, że to być lub nie być, mu­si­my zro­bić coś no­we­go, od­waż­ne­go! Wasze role, może nie głów­ne, może nie ty­tu­ło­we, też są ważne! Je­ste­ście in­try­gan­ta­mi, mo­to­rem na­pę­do­wym, axis mundi i axis fa­bu­lae!

Per­fec­to unosi palec w ostrze­gaw­czym ge­ście.

– Nie pró­buj nami ma­ni­pu­lo­wać, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu!

– Wła­śnie! – wtó­ru­je Pri­ma­ve­ra. – Pięk­ne słów­ka na nas nie dzia­ła­ją!

– Pa­mię­taj, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu! – Aktor na­chy­la się kon­spi­ra­cyj­nie. – Ja mam zna­jo­mo­ści w Ko­me­diów­ce Mię­dzy­na­ro­do­wej! Tfu, prze­pra­szam… W Mię­dzy­na­ro­dów­ce Ko­me­dio­wej!

– Tak jest! – Pri­ma­ve­ra krzy­żu­je ręce na pier­si. – Kilka te­le­fo­nów i Ko­me­din­tern przy­śle ta­kich kry­ty­ków, że tylko my wyj­dzie­my z tego cało! Nie wspo­mi­na­jąc, że znamy się długo, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu, na tyle długo, że wiemy o sobie co nieco. O daw­nej dzia­łal­no­ści, na przy­kład. O skłon­no­ściach re­ak­cyj­nych i agi­to­wa­niu na rzecz re­żi­mów po­li­tycz­no-te­atral­nych uzna­nych po­wszech­nie za wy­so­ce nie­ele­ganc­kie, na przy­kład!

Dy­rek­tor unosi dło­nie w ge­ście pod­da­nia.

– Do­brze już, do­brze! Po­słu­chaj­cie! Si­ren­na to pu­pil­ka Vez­zio, a Beppo też ją lubi. Jeśli z nich dwóch zro­bię sobie wro­gów, to żad­ne­go przed­sta­wie­nia nie bę­dzie, a wtedy po nas. Zna­jo­mo­ści nie po­mo­gą, gdy ko­mi­sa­rze Ko­me­din­ter­nu za­czną cią­gnąć z ka­pe­lu­sza, kogo wy­słać na dzie­sięć lat w Te­atrze Dzie­ci Koła Pod­bie­gu­no­we­go, ro­zu­mie­cie?

Przez twa­rze ak­to­rów prze­bie­ga cień nie­pew­no­ści.

– Chodź­my, Per­fec­to – de­cy­du­je Pri­ma­ve­ra, od­wra­ca­jąc się na pię­cie. – Ma­gnus Aqu­iliusz naj­wi­docz­niej nie ma już nic do po­wie­dze­nia we wła­snym te­atrze.

Wy­cho­dzą, a dy­rek­tor do­pi­ja kawę i uśmie­cha się pod nosem.

 

-

 

Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra dys­ku­tu­ją w ko­ry­ta­rzu.

– My­ślisz, że mówił praw­dę?

– Tak, chyba tak… Ale to my mamy moc­niej­sze karty.

– Jeśli ten sce­na­riusz jest tak dobry, jak twier­dzi Beppo… Nie mo­że­my po­zwo­lić sobie na role dru­go­pla­no­we!

– Tak, jedno z nas…

– Jedno z nas musi za­grać księ­cia, a dru­gie…

– Dru­gie niech gra czasz­kę przy­ja­cie­la! Zwy­cięz­ca może być tylko jeden, mój drogi!

Śmie­ją się gło­śno.

– Och, Prima! Gdy­bym cię nie nie­na­wi­dził, to bym cię nawet lubił!

– Per­fec­to, gdy­byś mnie lubił, to ja bym sie­bie nie­na­wi­dzi­ła!

Wpa­da­ją sobie w ra­mio­na, ich czoła i nosy sty­ka­ją się. Ak­to­rzy sapią, szcze­rzą zęby, lecz gdy jedno pró­bu­je skraść po­ca­łu­nek, dru­gie ucie­ka.

– Chodź­my na­pę­dzić nieco fa­bu­łę, Per­fec­to!

– Chodź­my na­pę­dzić świat!

 

-

 

Młody męż­czy­zna stoi na środ­ku sceny, wspar­ty na mio­tle. Le­ni­wie patrzy na przy­ja­cie­la, spraw­dza­ją­ce­go stan de­ko­ra­cji.

– Ty to masz fajne życie, Luca. Asy­stent dy­rek­to­ra, re­kwi­zy­tor, na ko­stiu­mach się znasz, na ma­ki­ja­żu… Nie to, co ja, tylko tu za­mia­tam…

– Eufio, tak po praw­dzie, to czę­sto widzę cię z mio­tłą w ręku, ale nigdy, żebyś jej uży­wał! – od­po­wia­da zi­ry­to­wa­ny Luca, pró­bu­jąc usta­wić tek­tu­ro­we drze­wo tak, by nie upa­da­ło.

– Ech… Pie­niądz masz pew­nie ładny, hm? Nie to, co ja…

– Eufio, pro­szę cię, nie prze­szka­dzaj…

– Hmm… Masz rację, przy­ja­cie­lu, masz rację, to tylko za­zdrość prze­ze mnie prze­ma­wia! – Ude­rza się kil­ku­krot­nie w głowę, pró­bu­jąc po­lep­szyć fil­tro­wa­nie myśli. – I to o co! O pie­nią­dze! To jedna z naj­gor­szych rze­czy, jakie może mieć czło­wiek! Jak już miał­bym cze­goś chcieć… To może mi­ło­ści?

Luca spo­glą­da na Eufio zza tek­tu­ro­we­go pnia, który pusz­czo­ny na­tych­miast się prze­chy­la.

– Ta nowa ak­to­recz­ka…

– Si­ren­na?

– Mhm. Co za anioł! I nawet w tym mę­skim stro­ju jest wspa­nia­ła, choć z po­cząt­ku czu­łem się za­kło­po­ta­ny! Całe życie nie ro­zu­mia­łem, czym jest dy­so­nans po­znaw­czy, a ona mi po­ka­za­ła!

Luca łamie zbun­to­wa­ną de­ko­ra­cję na ko­la­nie.

– Skoro tak, to po­wi­nie­neś się od­wdzię­czyć.

– Ale jak?

– Mam złe prze­czu­cia… – Re­kwi­zy­tor roz­glą­da się prze­zor­nie. – Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra coś knują, sły­sza­łem piąte przez dzie­sią­te, ale…

Eufio za­kry­wa dłoń­mi otwar­te w szoku usta, mio­tła upada na deski.

– Ale co? Mówże!

– Pil­nuj dziew­czy­ny. Bądź jej cie­niem. I donoś mi o wszyst­kim.

 

-

 

Si­ren­na sie­dzi przed to­a­let­ką w swo­jej gar­de­ro­bie, roz­cze­su­je włosy. Jej spojrzenie pada na wi­szą­cy na kra­wę­dzi lu­stra trój­róg.

– Och, ksią­żę – mówi do sie­bie dziew­czy­na. – Mój słod­ki prin­ci­pe… Męż­czyź­ni w moim życiu są tacy… Nie­spek­ta­ku­lar­ni. Je­stem wdzięcz­na za wszyst­ko panu Vez­zio i panu Beppo… Ale oni tylko ga­da­ją! Dużo ga­da­ją! Hm! Sami ga­da­cze! Gdzie ci wo­jow­ni­cy, ci zdo­byw­cy świa­tów! Ge­ne­ra­ło­wie i gla­dia­to­rzy! Czy żyją już je­dy­nie w ma­rze­niach i w te­atrze? Ksią­żę, gdy­byś ty tylko był praw­dzi­wy, och, wpa­dła­bym ci w ra­mio­na szyb­ciej, niż motyl umie za­trze­po­tać skrzy­dła­mi! Gdy­byś tylko… Ksią­żę! Je­steś wszak praw­dzi­wym męż­czy­zną! Sam od­bi­łeś swe kró­le­stwo, sam rzu­ci­łeś wy­zwa­nie po­tę­gom skali ga­lak­tycz­nej! Czym­że dla cie­bie jest za­ist­nieć? Czy po­zo­sta­jesz fik­cją, bo mną gar­dzisz? Och, ksią­żę! Ksią­żę!

Dziew­czy­na upusz­cza szczot­kę do wło­sów i chwy­ta ka­pe­lusz, zrywa się z krze­sła. Po­środ­ku po­ko­ju stoi ma­syw­na ko­lum­na, Si­ren­na wbie­ga za nią.

– Gdzie je­steś, mój uko­cha­ny ksią­żę? – pyta, wy­sta­wia­jąc głowę z pra­wej stro­ny.

– Tutaj, Si­ren­no – od­po­wia­da Fi­liz­zio, wy­sta­jąc z lewej. Po­pra­wia włosy wci­śnię­te nie­dba­le pod trój­róg i po­sy­ła do lu­stra uwo­dzi­ciel­skie spoj­rze­nie. – Przy­by­łem na twe we­zwa­nie!

– Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie! – szcze­bio­cze z pra­wej ak­tor­ka. – Już się bałam, że… Że…

Kilka lśnią­cych łez spły­wa po gład­kich po­licz­kach.

– Nigdy, Si­ren­no! – za­pew­nia Fi­liz­zio. – Nigdy nie wzgar­dził­bym twoją mi­ło­ścią!

– Ksią­że! – Dziew­czy­na ocie­ra oczy. – Ti amo!

– Ja też cię ko­cham!

– Czemu los tak okrut­nie z nas za­drwił? Czemu ja je­stem praw­dzi­wa, a ty fik­cyj­ny?

– Nasze uczu­cie jest sil­niej­sze od ar­cha­icz­ne­go po­dzia­łu na praw­dę i fik­cję, Si­ren­no!

– Lecz czy prze­trwa nad­cho­dzą­cą burzę? – Trze­ci głos włą­cza się do roz­mo­wy.

Z dwóch za­cie­nio­nych kątów po­miesz­cze­nia wy­ła­nia­ją się Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra.

– Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra! – krzy­czy za­sko­czo­na Si­ren­na.

– Tak jest, mi­ło­sny ptasz­ku. – Aktor pod­cho­dzi do niej. – Nie oba­wiaj się, je­ste­śmy tu jako twoi so­jusz­ni­cy.

– Wła­śnie. Chce­my pomóc. – Pri­ma­ve­ra staje przy księ­ciu i głasz­cze go w po­li­czek. – Wam oboj­gu.

– O ja­kiej burzy mó­wi­cie? – Fi­liz­zio od­su­wa twarz i tak­su­je ak­tor­kę har­dym spoj­rze­niem.

– Chcą za­mknąć teatr. – Roz­pacz spra­wia, że słowa z tru­dem opusz­cza­ją gar­dło Per­fec­to. – Cie­bie zaś rzucą na po­li­tycz­ną ofia­rę!

– Ojej! – Si­ren­na chowa usta w dło­niach.

– Niech spró­bu­ją! – grozi ksią­żę.

– Jak my­ślisz, czemu dają głów­ną rolę nowej ak­tor­ce? – pyta Per­fec­to. – Bo sztu­ka ma być klapą! Ma­gnus Aqu­iliusz do­stał od Związ­ku Te­atral­ne­go ostat­nią szan­sę, by przy­po­do­bać się no­we­mu ar­ty­stycz­ne­mu ustro­jo­wi! Tylko że za­miast wy­sta­wić naj­lep­sze przed­sta­wie­nie, wy­sta­wi naj­gor­sze moż­li­we, ale w taki spo­sób, by było na kogo zwa­lić winę! Dy­rek­tor powie, że zro­bił, co mógł, ale nowa ak­tor­ka, którą przy­jął, by od­świe­żyć wi­ze­ru­nek te­atru, oka­za­ła się re­ak­cjo­nist­ką, że zro­bi­ła sa­bo­taż! Związ­ko­wi to się spodo­ba, za­cho­wa­ją twarz, jeśli będą mu­sie­li po­zbyć się jed­nej ak­tor­ki za­miast kilku wie­lo­let­nich pra­cow­ni­ków. Ma­gnus Aqu­iliusz, Vez­zio i Beppo prze­cze­ka­ją sobie jakiś czas w pro­win­cjo­nal­nych te­atrach i wrócą na swoje, ale ty? Ob­sta­wiam Obóz Ko­me­dio­wej Re­edu­ka­cji, dwa­dzie­ścia pięć lat!

– To spi­sek! – Pri­ma­ve­ra z tru­dem łapie od­dech. – Okrop­na in­try­ga! My­śląc o niej nie mogę spać, nie mogę jeść, serce wali mi jak osza­la­łe! – Chwy­ta księ­cia za nad­gar­stek i kła­dzie sobie jego dłoń na pier­si. – Czu­jesz?

– Hej! – krzy­czy Si­ren­na, ale Per­fec­to łapie ją pod brodę i de­li­kat­nie zmu­sza, by spojrzała mu w oczy.

– Mu­sisz oddać głów­ną rolę. Tak mo­żesz się ura­to­wać.

– Ale… – Dziew­czy­na pró­bu­je uciec wzro­kiem. – Ja nie mogę… Pan Vez­zio, on wy­cią­gnął mnie z…

– Si­ren­na! To nie są żarty!

W jej spoj­rze­niu czai się strach.

– Ja… Czu­łam, że to dziw­ne. Głów­na rola, dla mnie…

– Nie bój się, uko­cha­na! – Fi­liz­zio z ocią­gnię­ciem zdej­mu­je rękę z biu­stu Pri­ma­ve­ry. – Po­mo­gę ci we wszyst­kim! Ura­tu­ję cię!

Dwój­ka star­szych ak­to­rów po­sy­ła sobie po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nie.

– Chodź­my zatem! – za­rzą­dza Per­fec­to. – Wszyst­ko mamy ob­my­ślo­ne, nie po­zwo­li­my wydać ak­tor­skiej ko­le­żan­ki na pa­stwę Ko­me­din­ter­nu!

– Nie po­zwo­li­my! Niech żyje wol­ność i swo­bo­da sztu­ki te­atral­nej!

Wszy­scy opusz­cza­ją po­miesz­cze­nie w at­mos­fe­rze do­nio­sło­ści. Z trze­cie­go za­cie­nio­ne­go kąta wy­cho­dzi Eufio.

– Więc jed­nak! Luca miał rację! – Za­ci­ska pię­ści, lecz gniew szyb­ko ustę­pu­je miej­sca roz­pa­czy. – Tylko że… Si­ren­na kocha Fi­liz­zio! O ja nie­szczę­śli­wy!

Ucie­ka z po­ko­ju, ukry­wa­jąc łzy.

Z czwar­te­go za­cie­nio­ne­go kąta wy­ła­nia się Ma­gnus Aqu­iliusz. Za­cie­ra dło­nie i śmie­je się cicho.

– Wszyst­ko zgod­nie z pla­nem…

Już ma wy­cho­dzić, lecz za­trzy­mu­je się nagle. Prze­zor­ny dy­rek­tor roz­glą­da się, w oba­wie przed pią­tym za­cie­nio­nym kątem i wbie­ga szyb­ko za ko­lum­nę.

– Och, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu! – woła, wy­ła­nia­jąc się z jed­nej stro­ny.

– Je­stem, je­stem tu! – od­po­wia­da z dru­giej Ma­gnus Aqu­iliusz.

– Chcia­łem ci po­wie­dzieć… Że je­steś wspa­nia­ły!

– Och, do­praw­dy?

– Si­ren­na jesz­cze tego nie wie, ale… To ty je­steś un ge­ne­ra­le e un gla­dia­to­re!

– Ja?

– Tak! Ty rzu­ci­łeś wy­zwa­nie świa­tu, Związ­ko­wi i Ko­me­din­ter­no­wi! Ty je­steś zdo­byw­cą ga­lak­tyk!

– Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie!

– Walcz dalej, słod­ki dy­rek­to­rze! Chcą ci na­rzu­cić swoją wizję sztu­ki, swoje tanie zwro­ty akcji, swoje za­ska­ki­wa­nie widza na siłę!

– Nie oba­wiaj się, Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu! Tym razem… Tym razem to ich ktoś za­sko­czy!

Śmie­ją się obaj, zni­ka­jąc po­wo­li za ko­lum­ną.

 

-

 

Ma­gnus Aqu­iliusz i Luca spo­ty­ka­ją się na sce­nie.

– Wszy­scy już po­szli, panie dy­rek­to­rze. – Re­kwi­zy­tor kła­nia się nisko. – Mo­że­my za­my­kać.

Va bene. Jak nasze plany?

– Faza pierw­sza ukoń­czo­na! Eufio śle­dzi Si­ren­nę jak pan na­ka­zał!

Tu­bal­ny śmiech Ma­gnu­sa Aqu­iliu­sa wy­peł­nia salę.

– Ec­cel­len­te! – Za­cie­ra ręce. – Za­pa­mię­taj je­dy­nie, że nie była to faza pierw­sza, lecz czwar­ta, a może i piąta!

– Jak to?

– Głup­cze! Plan roz­po­czął się już wiele mie­się­cy temu! – Dy­rek­tor pry­cha i kręci głową. – Wszyst­kie­go do­wiesz się w swoim cza­sie… Hmm… W sumie, czemu nie teraz?

Za­czy­na cho­dzić w kółko, Luca wodzi za nim wzro­kiem.

– Sły­sza­łeś kie­dyś o Ję­zy­ku Apol­li­na? – pyta Ma­gnus Aqu­iliusz.

– Nie, pro­szę pana.

– To stara te­atral­na le­gen­da – wy­ja­śnia dy­rek­tor. – Umie­jęt­ność dana nie­licz­nym ak­to­rom. W cza­sach an­tycz­ne­go te­atru miała ponoć zwią­zek z upad­kiem kilku kró­lestw! Si­ren­na, wedle moich źró­deł, na­by­ła ją będąc dziec­kiem, gdy ka­ru­ze­la ude­rzy­ła dziew­czy­nę w głowę. Wy­stą­pi­ła potem w kilku szkol­nych przed­sta­wie­niach, na­stęp­nie przez parę lat ucie­ka­ła przed te­atr­biu­rem, aż zła­pa­na tra­fi­ła do In­sty­tu­tu Le­cze­nia Przy­pad­ków Dra­ma­tycz­nych…

– Skąd wy­do­był ją pan Vez­zio? – Do­my­śla się Luca.

– Do­kład­nie tak! Prze­bra­ny za starą Cy­gan­kę wy­wró­ży­łem mu, że wiel­kie bo­gac­twa cze­ka­ją na niego w twier­dzy na pół­no­cy pro­win­cji, jak ele­ganc­ko okre­śli­łem In­sty­tut. Potem pod­rzu­ca­łem tylko tropy i po­my­sły. Vez­zio ma środ­ki i zna­jo­mo­ści, któ­rych mi bra­ku­je, mu­sia­łem więc spryt­nie się nim po­słu­żyć! Ha! Potem, tym razem gra­jąc an­ty­kwa­riu­sza, sprze­da­łem Beppo po­zor­nie stary pa­mięt­nik. Nasz pi­sarz nie two­rzy na za­mó­wie­nie, a ja po­trze­bo­wa­łem bar­dzo kon­kret­nej sztu­ki. Od­kry­łem na szczę­ście, że czer­pie in­spi­ra­cję ze sta­rych ludz­kich hi­sto­rii i taką wła­śnie hi­sto­rię mu na­pi­sa­łem! Teraz mam i Język Apol­li­na i godną go sztu­kę!

Luca klasz­cze żywo.

– Brawo, panie dy­rek­to­rze, przed­nia in­try­ga! Nie wiem je­dy­nie, jak pla­nu­je się pan upo­rać z kno­wa­nia­mi Per­fec­to i Pri­ma­ve­ry, oraz czym wła­ści­wie jest Język Apol­li­na!

– Głupi Luca! – Ma­gnus Aqu­iliusz par­ska gniew­nie. – Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra knują, bo za­pla­no­wa­łem, że będą knuć! Ech… Dosyć ga­da­nia na dzi­siaj! Kur­ty­na w dół!

– Tak jest, panie dy­rek­to­rze. Buona notte.

Luca od­pro­wa­dza Ma­gnu­sa Aqu­iliu­sza wzro­kiem i ostat­nim ukło­nem umie­ra­ją­ce­go dnia ukła­da teatr do snu.

 

-

 

– Panie dy­rek­to­rze, tra­ge­dia! – krzy­czy pre­zes Vez­zio, bie­ga­jąc sza­leń­czo po ga­bi­ne­cie Ma­gnu­sa Aqu­iliu­sza. – Si­ren­na od­ma­wia za­gra­nia w przed­sta­wie­niu!

– Spo­koj­nie. – od­po­wia­da dy­rek­tor, ra­cząc się po­ran­ną kawą. – Zagra.

– Boi się, że rola jest zbyt duża! – Vez­zio wzno­si ko­ści­ste ręce do nieba. – Że roz­po­czy­na­jąc ka­rie­rę od pierw­szo­pla­nów­ki bę­dzie z nią już za­wsze ko­ja­rzo­na i że nie bę­dzie mogła się roz­wi­jać w in­nych kie­run­kach! Grozi straj­kiem! Co mamy robić, panie dy­rek­to­rze? – Zroz­pa­czo­ny Vez­zio pada na ko­la­na i łapie kra­wędź biur­ka ni­czym roz­bi­tek dry­fu­ją­cą deskę. – Ona miała być gwiaz­dą…!

– Bę­dzie gwiaz­dą, panie pre­ze­sie. – Dy­rek­tor od­sta­wia fi­li­żan­kę i spla­ta dło­nie. – Zro­bi­my tak. Od­dasz mi Si­ren­nę.

– Jak to, oddam?

– Po pro­stu. Nie bę­dzie ak­tor­ką pań­skiej agen­cji, tylko mo­je­go te­atru. Je­ste­śmy jesz­cze przed ewa­lu­acją przez Ko­me­din­tern, więc mogę dzia­łać na za­sa­dzie sta­re­go sys­te­mu. Za­cznie strajk, to wil­czy bilet i do wi­dze­nia. Może się od­wo­ła, ale po pierw­sze jej lata świet­no­ści miną, zanim do­sta­nie de­cy­zję, a po dru­gie to sły­sza­łem, że nie do końca le­gal­nie we­szła do świa­ta sztu­ki. Czy nie tak, panie pre­ze­sie?

Chy­tre oczka Vez­zio spo­glą­da­ją znad kra­wę­dzi biur­ka.

– Ile na tym za­ro­bię?

– Po­ło­wę tego, co sobie wy­obra­żasz.

Sta­ru­szek od­la­tu­je, niby ude­rzo­ny nie­wi­dzial­ną pię­ścią, upada na plecy i za­czy­na się mio­tać.

– Niech pan nie prze­sa­dza, nie bę­dzie tak źle. – Dy­rek­tor spo­glą­da na niego z po­li­to­wa­niem.

Mija kilka chwil, nim pre­ze­so­wi udaje się po­zbie­rać. Wsta­je po­wo­li, sa­piąc.

– Nie ma pan po­ję­cia, dy­rek­to­rze, ile mnie kosz­to­wa­ła… – mówi po­waż­nym tonem. – Mu­sia­łem użyć zna­jo­mo­ści, któ­rych uży­wać nigdy nie chcia­łem, za­pła­ci­łem gi­gan­tycz­ne ła­pów­ki…

– Które się zwró­cą. Tylko tro­chę wol­niej, niż za­kła­da­łeś.

– Wy­cią­gną­łem ją z In­sty­tu­tu Dra­ma­tycz­ne­go, dy­rek­to­rze. – Vez­zio wy­kła­da karty na stół. – Or­dy­na­tor, mój stary przy­ja­ciel, wy­do­ił ode mnie małą for­tu­nę… Dziew­czy­na ofi­cjal­nie wciąż tam jest. Nie znam nawet jej praw­dzi­we­go imie­nia… Ona… Ma­gnu­sie Aqu­iliu­szu, ona mówi Ję­zy­kiem Apol­li­na!

Dy­rek­tor otwie­ra oczy sze­ro­ko, bar­dzo prze­ko­nu­ją­co udaje za­sko­cze­nie.

– Ro­zu­miem. Do­ce­niam szcze­rość i trak­tu­ję ją jako zgodę na mój plan. Teraz je­ste­śmy w tym razem, lecz Si­ren­na jest mym pro­ble­mem, a tobie po­zo­sta­je li­czyć do­cho­dy.

– Może i do­brze, może i tak jest le­piej. – Sta­ru­szek ocie­ra czoło. – Te in­try­gi to już nie na moje nerwy…

– Wi­dzisz, przy­ja­cie­lu? – Ma­gnus Aqu­iliusz uśmie­cha się pro­mie­ni­ście. – Luca da ci do­ku­men­ty do pod­pi­su. Za­wo­łasz pro­szę pana Beppo? Wy­da­je mi się, że też miał do mnie jakąś spra­wę…

 

-

 

– Panie dy­rek­to­rze, praw­da, tra­ge­dia! – Pi­sarz ob­gry­za pa­znok­cie. – Si­ren­na przy­szła do mnie jako Fi­liz­zio i po­wie­dzia­ła… Eee… Po­wie­dział, że może i stwo­rzy­łem jego po­stać, lecz jej nie ro­zu­miem! Żąda zmian w sce­na­riu­szu, zmian, na które nie mamy czasu! Toż to sy­tu­acja bez pre­ce­den­su, by aktor twier­dził, że ro­zu­mie rolę le­piej, niż sce­na­rzy­sta!

– Och, więc mamy do czy­nie­nia z ak­tor­stwem me­to­dycz­nym?

– Ra­czej psy­cho­so­ma­tycz­nym! Oba­wiam się, że za głę­bo­ko we­szła w po­stać! Jest bar­dziej księ­ciem, niż sobą! Co robić?

Dy­rek­tor wzru­sza ra­mio­na­mi.

– Zmień sce­na­riusz.

– Mó­wi­łem, nie ma czasu!

– Więc po­zwól­my jej im­pro­wi­zo­wać!

Za­sko­czo­ny Beppo za­sty­ga.

– To… In­te­re­su­ją­ce… I ry­zy­kow­ne! – wy­ro­ku­je. – Może, może… Chce­my wszak sztu­ki nie­po­wta­rzal­nej, a cóż jest bar­dziej nie­po­wta­rzal­ne­go niż, praw­da, spon­ta­nicz­ność! Tylko, ach, czy Si­ren­na po­do­ła? Uczy­ni­my z niej pry­wat­ne­go Atla­sa, dźwi­ga­ją­ce­go nasz świat na ra­mio­nach! Jeśli upad­nie…!

– Nie upad­nie. Wie­rzę w nią nie mniej niż pan Vez­zio.

– Hmm… No do­brze, do­brze! I ja po­kła­dam w dziew­czy­nie na­dzie­ję, przy­zna­ję, lecz nie zga­dzam się! Panie dy­rek­to­rze, każda moja sztu­ka jest do gra­nic oso­bi­sta! Wszyst­kie ba­da­ne były w uję­ciu on­to­lo­gicz­nym i udo­wod­nio­ne zo­sta­ło, że jest jedno arche wszel­kich bytów i sił przed­sta­wio­nych i że na­zy­wa się ono Beppo! Panie dy­rek­to­rze, co­kol­wiek dziew­czy­na powie, mnie zo­sta­nie przy­pi­sa­ne! Nie mogę przy­zwo­lić na tak nie­bez­piecz­ny ma­newr!

– To rze­czy­wi­ście za­gwozd­ka… Lecz znam jej roz­wią­za­nie. Uczyń mnie współ­au­to­rem!

– Jakże to?

– Bar­dzo pro­sto, panie Beppo! Pań­skie frag­men­ty są pań­skie, a co Si­ren­na wy­my­śli wezmę na sie­bie ja.

– Hmm… In­tym­ny po­rzą­dek ar­ty­sty doj­rza­łe­go i pu­blicz­ny chaos ar­tyst­ki mło­dej! Cóż za al­che­micz­ne po­łą­cze­nie! Ja gu­stu­ję w ta­kich kok­taj­lach, panie dy­rek­to­rze!

– Cie­szy mnie to nie­zmier­nie! Po­de­ślę Lucę z do­ku­men­ta­mi do pod­pi­su.

 

-

 

Re­kwi­zy­tor Luca prze­mie­rza ko­ry­ta­rze te­atru, pod pachą nie­sie po­ran­ną ga­ze­tę. Spo­ty­ka za­my­ślo­ne­go Eufio, chło­pak nie­obec­nym wzro­kiem wpa­tru­je się w prze­strzeń.

– Wszyst­ko w po­rząd­ku?

Eufio otrzą­sa się stop­nio­wo, naj­pierw głowa, potem ręce, na końcu nogi.

– Źle spa­łem… – tłu­ma­czy się. – Cały wczo­raj­szy dzień szpie­go­wa­łem Si­ren­nę i… Och, nie wiem, jak ci to po­wie­dzieć!

– Spi­sek – pod­po­wia­da asy­stent dy­rek­to­ra. – Mrocz­ny spi­sek jest dzier­ga­ny wokół dziew­czy­ny na dru­tach nik­czem­no­ści.

– Co? – Eufio mruży oczy. – Ach, tak… To też. Ale co in­ne­go nie po­zwo­li­ło mi zmru­żyć oka. Si­ren­na, ona… Jest inna. Jest czymś innym. Prze­ma­wia do mnie w dziw­ny spo­sób. Ję­zy­kiem, któ­re­go nie znam, a który nie wśli­zgu­je się do ucha, lecz ude­rza w serce dud­nią­cy­mi echa­mi… Ro­zu­miesz coś z tego?

Re­kwi­zy­tor wy­pusz­cza gło­śno po­wie­trze i oglą­da własne stopy w po­szu­ki­wa­niu in­spi­ra­cji.

– To chyba mi­łość, Luca – szep­ce Eufio.

– Ach, amore! To do­brze, już się bałem, że coś gor­sze­go. Po­wo­dze­nia zatem!

Luca kle­pie przy­ja­cie­la po ra­mie­niu i od­da­la się po­spiesz­nie.

– Mi­łość… – po­wta­rza Eufio, wpa­tru­jąc się tępo w sufit. – Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie!

 

-

 

– Dzi­siej­sza prasa – mówi Luca, po­da­jąc dy­rek­to­ro­wi ga­ze­tę.

Gra­zie.

Ma­gnus Aqu­iliusz wy­chy­la się z fo­te­la i od­bie­ra z rąk asy­sten­ta po­ran­ną por­cję wia­do­mo­ści. Roz­sia­da się wy­god­nie, po­spiesz­nie wer­tu­je stro­ny.

– Och nie! – krzy­czy nagle, za­trzy­mu­jąc się na do­nie­sie­niach lo­kal­nych. – Luca, tra­ge­dia! Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra nie żyją!

– Co!? – Zszo­ko­wa­ny asy­stent łapie się za głowę.

– Tu po­da­ją, że w nocy przy­szli do ele­ganc­kiej re­stau­ra­cji, zje­dli ko­la­cję, za­tań­czy­li, a na ko­niec po­peł­ni­li sa­mo­bój­stwo za po­mo­cą tru­ci­zny!

Ma­gnus Aqu­iliusz rzuca nie­szczę­sną ga­ze­tę na biur­ko i chowa twarz w dło­niach.

– Tacy mło­dzi… – wzdy­cha cięż­ko Luca. – I tacy do­brzy ak­to­rzy. Szko­da, wiel­ka szko­da…

Po­wa­ga sy­tu­acji pry­ska, gdy Ma­gnus Aqu­iliusz nie wy­trzy­mu­je i par­ska, a zaraz potem od­sła­nia uśmiech­nię­te ob­li­cze.

– Oj, Luca, nie po­pa­daj w ża­ło­bę! Za­ło­żę się, że tylko bar­dzo do­brze za­gra­li wła­sną śmierć, a są już pew­nie w po­ło­wie drogi do ja­kie­goś pięk­ne­go, eg­zo­tycz­ne­go kraju. Miej­sca, mam na­dzie­ję, gdzie ich mi­łość bę­dzie mogła wresz­cie roz­kwit­nąć.

– To oni się ko­cha­li? Nie mia­łem po­ję­cia! – Luca miota się po ga­bi­ne­cie, pró­bu­jąc okieł­znać myśli. – I dla­cze­go zro­bi­li to wszyst­ko?

Ma­gnus Aqu­iliusz opie­ra łok­cie o blat, kła­dzie brodę na sple­cio­nych pal­cach.

– Per­fec­to i Pri­ma­ve­ra otrzy­ma­li ostat­nie­go wie­czo­ru kopie ka­se­ty z pod­ręcz­ne­go dyk­ta­fo­nu. Na na­gra­niu sły­chać, jak pró­bu­ją na­mó­wić młodą ak­tor­kę do od­rzu­ce­nia prze­ło­mo­wej roli mę­skiej. Bar­dzo nie­współ­cze­śnie z ich stro­ny. Jest tam jakiś kon­tekst, ale czy ko­mi­sa­rza te­atr­biu­ra bę­dzie to ob­cho­dzi­ło? Też bym uciekł na ich miej­scu. Wi­dzisz, Luca, oni wie­dzie­li o mnie tro­chę zbyt wiele, to po pierw­sze. Po dru­gie mieli zbyt wiele kon­tak­tów w Ko­me­din­ter­nie, lada mo­ment zo­sta­li­by dra­ma­tycz­ny­mi do­no­si­cie­la­mi. Po trze­cie zaś po­trze­bo­wa­łem ich do wpro­wa­dze­nia ma­łe­go za­mie­sza­nia. Teraz Si­ren­na i Fi­liz­zio będę moi, tylko moi. Trze­ba jesz­cze tylko wy­tłu­ma­czyć dziew­czy­nie, że padła ofia­rą ma­ni­pu­la­cji, lecz wcale nie z mojej stro­ny, ba, ja po­zby­łem się mrocz­nych sił, które pró­bo­wa­ły ode­brać jej rolę!

– Przed­nio ro­ze­gra­ne, panie dy­rek­to­rze!

– Ha! Gra­zie, Luca! Teraz po­zo­sta­je nam cze­kać na wiel­ki finał… Wie­czo­rem wy­jeż­dżam na kilka dni, muszę zor­ga­ni­zo­wać kam­pa­nię re­kla­mo­wą, zło­żyć ra­port w Związ­ku… Wy­pa­truj mego po­wro­tu, bo gdy on na­dej­dzie, ca­łu­ny ta­jem­ni­cy opad­ną i praw­da wresz­cie się ukaże!

 

-

 

– Być, albo nie być… – mówi ksią­żę.

Vez­zio i Beppo oglą­da­ją wy­stęp w za­my­śle­niu. Nie widzą Luki, który roz­siadł się na bocz­nym bal­ko­nie. Ma­gnus Aqu­iliusz za­cho­dzi asy­sten­ta od tyłu.

– Robią po­stę­py? – pyta we­so­łym tonem.

– Pan dy­rek­tor! – Luca staje na bacz­ność. – Co tu się dzia­ło, nie ma pan po­ję­cia! Pro­szę spoj­rzeć! Czy pan na to wydał zgodę!?

Drżą­cym pal­cem wska­zu­je scenę, na którą wy­bie­ga wła­śnie ubra­ny w su­kien­kę Eufio.

– Ksią­żę, och, ksią­żę! – Rzuca się Fi­liz­zio na szyję i ca­łu­je jego po­licz­ki. – Od­puść, pro­szę! Na cóż mi twa sto­li­ca, na cóż twój tron? Chce je­dy­nie, byś zo­stał ze mną…

– Si­ren­na! Ni­cze­go bym nie pra­gnął bar­dziej, lecz ga­lak­ty­ka mnie po­trze­bu­je…

Dy­rek­tor par­ska cicho i siada na jed­nym z fo­te­li.

– Luca, Język Apol­li­na łatwo za­kwa­li­fi­ko­wać jako magię, lecz ja myślę, że bli­żej mu do hip­no­zy. Jest to bar­dzo rzad­ko spo­ty­ka­na kom­bi­na­cja mo­to­ry­ki, tonu, ryt­mi­ki… Wszyst­kich bodź­ców, któ­ry­mi aktor ata­ku­je widza. Pu­blicz­ność jest takim wy­stę­pem ocza­ro­wa­na do tego stop­nia, że pod­świa­do­mie wy­bie­rze spo­śród sie­bie przed­sta­wi­cie­la, osobę o naj­kruch­szej psy­chi­ce, by prze­jął on toż­sa­mość wy­stę­pu­ją­ce­go. Uni­ce­stwio­ny in­stynkt sa­mo­za­cho­waw­czy nie po­wstrzy­mu­je już ak­to­ra przed cał­ko­wi­tym za­pad­nię­ciem się w rolę, do­pro­wa­dza­jąc w koń­co­wym sta­dium do gry ide­al­nej. Sam wi­dzisz, Luca, ar­tyst­ka daw­niej znana jako Si­ren­na jest teraz już tylko i wy­łącz­nie księ­ciem Fi­liz­zio i gra go per­fek­cyj­nie! Nie ozna­cza to jed­nak, że ode­szła! Jest tam obok, jej toż­sa­mość wciąż żyje w ciele na­sze­go daw­ne­go współ­pra­cow­ni­ka Eufio! Ro­zu­miesz już, czemu miał nie od­stę­po­wać dziew­czy­ny? By szyb­ciej wy­war­ła na niego swój wpływ. Bie­da­czek, po­świę­ci­łem go w te­atral­nej woj­nie… Lecz czy wy­glą­da na nie­szczę­śli­we­go? Można by ra­czej uznać, że speł­ni­łem wszyst­kie jego ma­rze­nia! Teraz, mio amico, mam sztu­kę, ja­kiej świat jesz­cze nie wi­dział, do tego ko­bie­ta gra tu męż­czy­znę, a męż­czy­zna ko­bie­tę! Ko­me­din­tern kocha takie za­bie­gi, dla nich to jest no­wo­cze­sne, ich zda­niem to prze­ma­wia do ludzi! Będą mnie po rę­kach ca­ło­wać! Nie wspo­mi­na­jąc już, że dzię­ki kilku spryt­nym za­bie­gom sta­łem się de facto po­sia­da­czem i Si­ren­ny, i Fi­liz­zio i całej tej sztu­ki, mogę z nimi robić, co ze­chcę! Ha!

Luca kręci głową z nie­do­wie­rza­niem.

– Panie dy­rek­to­rze, in­cre­di­bi­le! Z każ­dym od­sło­nię­tym rąb­kiem ta­jem­ni­cy rósł pan w mych oczach, lecz ten finał, to za­gra­nie, które po­zwo­li­ło panu zgar­nąć całą staw­kę, wy­no­si pana mię­dzy an­tycz­nych bogów! Apo­te­osi!

Ma­gnus Aqu­iliusz po­wo­li od­wra­ca głowę w stro­nę asy­sten­ta i po­sy­ła mu spoj­rze­nie tak upior­ne, że Luca ze­śli­zgu­je się z fo­te­la. Udaje mu się je­dy­nie unieść nieco roz­dy­go­ta­ne ręce i, spa­ra­li­żo­wa­ny stra­chem, w ta­kiej pozie za­sty­ga.

– Finał? – cedzi dy­rek­tor. – Głup­cze! Wszyst­ko, co dotąd się wy­da­rzy­ło, nawet to, co wzią­łeś za naj­więk­sze zwy­cię­stwo, to je­dy­nie pre­lu­dium! Za­po­mnia­łeś o jed­nym ele­men­cie ukła­dan­ki, Luca, o sce­na­riu­szu, któ­re­go pra­gną­łem! Pa­mięt­nik pod­rzu­co­ny Beppo… To moje wła­sne wspo­mnie­nia! W nieco in­nych cza­sach, w nieco innym miej­scu… Lecz Fi­liz­zio to ja! Je­stem księ­ciem, je­stem co­nqu­ista­to­re di ga­las­sie i teraz… Je­stem nie­śmier­tel­ny! Bę­dzie­my to wy­sta­wiać we wszyst­kich te­atrach świa­ta, a gdy zmie­ni­my re­per­tu­ar, w każ­dym mie­ście na­ro­dzi się nowy Fi­liz­zio! Bę­dzie­my armią, Luca! Pod przy­kryw­ką no­wo­cze­snych dia­lo­gów i post­mo­der­ni­zmu skry­wa się zaś ar­che­ty­picz­ny bun­tow­nik i hi­sto­ria stara jak świat! Wró­ci­my do daw­nych, do­brych opo­wie­ści! Na­dej­dzie kontr­re­wo­lu­cja, Luca! Na­dej­dzie! Mój! Czas!

Potem dy­rek­tor już tylko śmie­je się zwy­cię­sko. Spo­glą­da dum­nie na swój teatr, a w jego oczach od­bi­ja­ją się ga­lak­ty­ki.

 

-

 

– I to już ko­niec na­szej sztu­ki – mówi Luca, wcho­dząc na scenę. – Ma­gnus Aqu­iliusz był górą, lecz kto wie, co wy­da­rzy się jutro lub po­ju­trze? Może Ko­me­din­tern przej­rzy prze­bie­gły plan? Nie wiem, mam co in­ne­go na gło­wie. Wi­dzi­cie, ko­cha­ni, spryt­ny sługa za­wsze wy­cho­dzi na swoje. Piszę wła­sną sztu­kę. Mię­dzy­na­ro­dów­ka wie­rzy w pod­li­zy­wa­nie się współ­cze­sne­mu od­bior­cy, kryp­to­ar­che­ty­pi­ści w po­wie­la­nie sta­rych sche­ma­tów, a ja uwa­żam, że życie pisze naj­lep­sze hi­sto­rie. To się na­zy­wa nie­wi­dzial­na ręka wol­ne­go sce­na­rzy­sty. Toteż spi­su­ję, co się tu wy­da­rzy­ło. Fi­liz­zio i Si­ren­na wzię­li oczy­wi­ście ślub i byli bar­dzo szczę­śli­wi, a wy­glą­da­ło to mniej wię­cej tak…

Do­cho­dzi do środ­ka sceny, po­pra­wia ko­lo­rat­kę, staje mię­dzy wpa­trzo­ny­mi w sie­bie mło­dy­mi.

– Ze­bra­li­śmy się tutaj…

 

 

Koniec

Komentarze

No no ! Tylko kto dziś jeszcze pamięta tę atmosferę ? Gdzie są niegdysiejsze śniegi …

 

trzebiotała – cóż za piękny NEOLOGIZM

to też – toteż

/°> kraa!

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

:D Cóż za doborowe towarzystwo ;)

 

Hej 

Doceniam, że tu motyw konkursu został potraktowany dosłownie i autor szarpnął się na sztukę przez duże SZ :). Dowcip jest tu bardziej w stylu Fredry ale to pasuje do pomysłu. Opowiadanie w stylu sztuki o sztuce – bardzo ambitnie :). W mojej ocenie, choć muszę się przyznać, że się trochę gubiłem w trakcie, wypadło to bardzo dobrze. Czytało się trudno ale Fredro też łatwo się nie czyta :). Na końcu mamy motyw fantastyczny – czy bardzo spektakularny? No raczej nie, ale całe opowiadanie zmierza do niego więc w mojej ocenie jest ok :). Teraz brakuje tylko kogoś upartego… ee znaczy się ambitnego, żeby sprawdził czy te wszystkie włoskie wstawki są poprawnie zapisane oraz czy wszystkie ciekawostki językowe są poprawne :P – ale coś czuje, że Tarnina jest odpowiednią do tego osobą. Tak też myślę, że może opowiadanie jest pewnego rodzaju, prezentem/wyzwaniem dla Tarniny :).

Jeszcze raz gratuluję pomysłu i wykonania, klikam i pozdrawiam :) 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przeczytałem. Powodzenia (w pisaniu komedii dell’arte też). :)

Intryga goni intrygę, fabuła ciekawie osadzona w teatrze, atmosfera rozgrywek aktorskich dobrze oddana. Podwójna osobowość dodaje smaczku bohaterce. Tylko nieco mało fantastyki, choć rozumiem, że Język Apollina grał tu jako element nie z tej ziemi. :) Pozdrawiam! 

Ciao! Jestem Luca, autor sztuki! Dziękuję wam, amici, za lekturę, ocenę i podpowiedzi! 

 

Signor Jaskier il Bardo, sztuka jest w oryginale po włosku, potem została puszczona przez translator google, stąd ewentualne błędy w tłumaczeniu ;) Saluti!

Wyznam Ci anonimie, że jestem rozdarta.

Z jednej strony napisałeś historię pełną smakowitości, jest książę z czachą, teatr, spiski i heroiny. No bajka.

Do tego opowieść jest ładnie okraszona mądrymi zwrotami branżowym. Do tego dokonałeś dezintegracji mojej osobowości, w świecie nierówności;)

Początek super, intrygujący i wciągający, końcówkę też udało się spiąć. Natomiast w środku zainteresowanie mi lekko siadło. No i wyznam, że teatralny komintern do mnie nie przemówił;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Signora JolkaK, ja bym pragnął, by było tu więcej fantastico, lecz jedynie spisywałem tę historię ;)

 

Signora Ambush, czyż nie taka właśnie jest amore? Wciągająca na początku, nieco monotonna pośrodku i szczera na końcu? Grazie za klika!

Cześć Anonimie! 

 

Widzę, że utraciłem monopol na wstawki po włosku pisane kursywą… :)

 

Co do samego tekstu, na pewno wyszło osadzenie w konwencji comedia dell’arte. Fajnym zabiegiem było też osadzenie akcji w teatrze. Na plus traktuję też fakt, że opowiadanie zdaje się być lekką parodią politycznej poprawności :)

 

Brakło za to fantastyki :)

 

Rozważyłbym też dodanie tagu “absurd” :) 

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie! :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Buongiorno, autore, bardzo mi się podobało, w zasadzie wszystko: smakowita dramatyczna konwencja, wszystko przerysowane i teatralne, każdy z bohaterów obdarzony wyrazistym charakterem, no i oczywiście humor – Komedintern bawi i przeraża. Jest to bez dwóch zdań, prawda, karnawałowe i czyta się, prawda, z przyjemnością, a opowieść sprawia wrażenie dopracowanej i przemyślanej. Congratulazioni!

 

– Och, więc mamy do czynienia z aktorstwem metodycznym?

– Raczej psychosomatycznym!

W tym momencie zaśmiałem się w głos ;)

 

Rekwizytor Luca przemierza korytarze teatru, pod pachę niesie poranną gazetę

A tutaj wypatrzona przeze mnie nieduża usterka. Daj pod pachą.

 

Oczywiście będę uprzejmy polecić do biblioteki.

Pozdrawiam!

Bardzo zacny pomysł, a i forma jego przedstawienia niezmiernie mi się spodobała. Mimo natłoku postaci i sporego chaosu, czytało się całkiem nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze. Anonimie, sugeruję baczniej spojrzeć na zapis dialogów.

 

z reszt­ką si­wych wło­sów zwią­za­ną w lichy kucyk. → Związane są włosy, więc: …z reszt­ką si­wych wło­sów zwią­za­nych w lichy kucyk.

 

– Beppo, toż to idio­zia! – Oce­nia.– Beppo, toż to idio­zia! – oce­nia.

 

Bu­on­gior­no si­gno­re. → Zamiast dywizu wypowiedź powinna otwierać półpauza.

 

– Wła­śnie! – Wtó­ru­je Pri­ma­ve­ra.– Wła­śnie! – wtó­ru­je Pri­ma­ve­ra.

 

– Chodź­my, Per­fec­to. – De­cy­du­je Pri­ma­ve­ra, od­wra­ca­jąc się na pię­cie. → – Chodź­my, Per­fec­to – de­cy­du­je Pri­ma­ve­ra, od­wra­ca­jąc się na pię­cie.

 

– Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie! – Trze­bio­cze z pra­wej ak­tor­ka. → Co robi aktorka??? A może miało być: – Jakże spek­ta­ku­lar­nie cu­dow­nie! – szcze­bio­cze z pra­wej ak­tor­ka.

 

Ec­cel­len­te! – Za­cie­ra ręce. → Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Prze­bra­ny za starą cy­gan­kę prze­po­wie­dzia­łem mu… → Prze­bra­ny za starą Cy­gan­kę prze­po­wie­dzia­łem mu

 

– Spo­koj­nie. Od­po­wia­da dy­rek­tor, ra­cząc się po­ran­ną kawą. → – Spo­koj­nie – od­po­wia­da dy­rek­tor, ra­cząc się po­ran­ną kawą.

 

Zroz­pa­czo­ny Vez­zio pada na ko­la­na i łapię kra­wędź biur­ka… → Literówka.

 

– Może i do­brze, może i tak jest le­piej – Sta­ru­szek ocie­ra czoło. → Brak kropki po wypowiedzi.

 

Ja w gu­stu­ję w ta­kich kok­taj­lach… → Coś się tutaj przyplątało.

 

Ma­gnus Aqu­iliusz rzuca nie­szczę­sna ga­ze­tę na biur­ko… → Literówka.

 

Nie widzą Luci, który roz­siadł się… → Nie widzą Luki, który roz­siadł się

Tu znajdziesz odmianę imienia Luca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jury będzie miało ciężki orzech do zgryzienia, bo każdy na konkurs powstało aż tyle dobrych tekstów. 

Na początku jakoś mnie porwało. Humor nie śmieszył, fabuła nie przekonywała, ale nim w dalej w las, to tym było lepiej. Gdzieś w połowie zacząłem się dobrze bawić, dałem się wciągnąć w fabułę, żarciki kilka razy rozbawiły.

Instytut Dramatyczny to cudo. Najlepszy żart w całym tekście. :)) 

Bardzo często korzystałeś z trudnego słownictwa. Nie zmieniło, to jednak mojego odbioru, ale niektórych mogłoby zrazić. 

Najbardziej skorzystał Luca, bo to on stworzył najbardziej nieśmiertelne dzieło hehe. 

Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Signore cezary_cezary, chodził mi ten absurd po głowie, skoro zalecasz, to dodam! Sztuka nie miała być polityczna, lecz dodając do fabuły siły wiszące nad bohaterami pewne rzeczy same wskoczyły na swoje miejsca ;) Przepraszam za monopol! 

 

SIgnora Tarnina, aż tak makabrycznie chyba nie było! Mam nadzieję…

 

Signore AmonRa, miło mi, że doceniłeś wyrazistość bohaterów, bo nie każdemu mogłem poświęcić tyle scen, ile bym chciał. Wywołanie śmiechu na głos mizia moje dramatopisarskie ego!

 

Signora reg, o ja nieszczęśliwy, ile błędnych zapisów dialogów w mej sztuce! Dziękuję za wyłapanie i presto wszystko poprawiam! Z chaosem próbowałem walczyć silnie zarysowanymi postaciami, lecz intrigo jest w rzeczy samej, zawiła! 

 

Signore skryty, cieszę się, że doceniłeś Luki, znaczy moje, szczęśliwe zakończenie! Trudne słownictwo to w większości brednie Beppo, jedynie luźno powiązane z zagadnieniami, na temat których myśli, że mówi, radzę nie przykładać większej wagi ;)

 

Kłaniam się, dziękując za odwiedziny, komentarze i kliki! Grazie!

 

Anonimie, cieszę się, że łapanka pozwoliła Ci dostrzec drobne usterki w dziele, a skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sztuka absurdalna, nieco fantastyczna, na pewno zaś ciekawa i zabawna! Liczę, że autor nie narazi się żadnej opcji politycznej i premiera odbędzie się, jak zaplanowano, w antycznym teatrze w Taorminie, może Etna lekko zaryczy ze śmiechu? ;) 

Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.

Signora reg, grazie za wrzucenie sztuki alla biblioteca!

 

Signore Sanderka, planujemy premierę bez zakłóceń! Fantastyki jest tu faktycznie mniej niż absurdu, ale skoro jest zabawnie, to komedię uznaję za udaną! 

Bardzo proszę, Anonimie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajny tekst. Zawiła intryga, każdy spiskuje, jak może.

Fantastyki trochę mało, ale wreszcie Syrenka wciela się/wydziela z siebie Hamleta, więc element f. zaliczony.

Ładnie oddane postawy aktorów i włoski blask.

Bravo!

Babska logika rządzi!

Signora Finkla, dziękuję za pozytywną recenzję! Choć zaczęło się od pomysłu na Język, a ten wyłonił się z potrzeby elementu fantastycznego pasującego tematycznie do teatru, to jednak intryga przejęła główną rolę! 

W pewnym momencie zaczęło mi się dłużyć, ale ogólnie czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

 

Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być, choć nie mają na to odwagi, i jakimi są (Tove Jansson)

 

Jest to niewątpliwie opowiadanie szalenie ambitne i szalone w swej ambicji. Postmodernistyczne? Metafikcyjne? Satyryczne? O, tak. Ale czy śmieszne? Satyra jest w nim raczej smutna, a humor subtelny, oparty przede wszystkim na postaciach – to są typy komediowe. Trochę psują tę subtelność metafory (o tym za chwilę), chociaż w zasadzie język prezentuje się dobrze. Są wyraźne wpływy commedia dell'arte (ale bohaterowie wychodzą z tych ramek – z korzyścią dla całości!), choć skupiłeś się przede wszystkim na knuciu planu, stanowczo zwariowanego, a na ślub już niewiele zostało miejsca. Także sposób pozbycia się Perfecta i Primavery wyszedł trochę… pospiesznie. Podobnie Luca i Eufio spadają z sufitu, ale wcześnie, więc to nie razi. Parę miejsc jest streszczonych – waham się powiedzieć, że to źle, bo to bardzo gęsty semantycznie (;P) tekst.

 

Światotwórstwo to główny nośnik satyry – lustro odbijające nasz świat, i to nawet nie takie krzywe.

Metafory. Największe wrażenie zrobiła na mnie ta: „Mroczny spisek jest dziergany wokół dziewczyny na drutach nikczemności.” Niestety, nie było to dobre wrażenie. Metafora jest bowiem cokolwiek pijana, a strona bierna jeszcze to upojenie podkreśla.

 

Błędy językowe: jest trochę literówek, parę błędów w zapisie didascaliów dialogowych (zob.: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#sposob_oznaczania), stare, niedobre „dokładnie” (uch) oraz „wciąż” zamiast „i tak”. „Cyganka” piszemy dużą literą (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-grup-etnicznych;15109.html). Zamieniasz wzrok ze spojrzeniem, a zamiast "blednie" piszesz „bladnie” (nie jest to jedyna taka literówka).

 

Nie można odpowiedzieć proklamacji, tylko na proklamację – odpowiadamy komuś na coś. Westchnienie nie jest osobą i nie może być zmęczone; podobnie wzrok nie jest osobą i nie może być leniwy. Głaszcze się kogoś w policzek, a nie czyjś policzek, nie można też niczego robić „z ociągnięciem” (wszystko musicie urzeczowić? Dziwni ludzie…) tylko „ociągając się”. I – trąbię o tym, aż się chwieją mury Jerycha! – „działalność” się NIE pluralizuje (https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880) – to abstrakt! Z innych drobiazgów: śpi się „źle”, „marnie”, ale nie „słabo”. Często powtarza się słowo „spektakularne”… myślałam, że to coś zapowiada, ale niestety. Nie znam żargonu teatralnego, ale „metodyczny” to chyba jednak nie to, co myślisz (można grać metodą).

 

I największy błąd językowy: co oznacza zdanie „Nie możemy pozwolić sobie na role drugoplanowe!”? Oni nie chcą się takimi rolami zadowolić, nie chcą się dać zepchnąć na drugi plan, ale „pozwolić sobie”? Co to znaczy, drogi Autorze?

 

Ogólnie jednak – wyszło dobrze. Niespecjalnie śmiesznie (zaczynam podejrzewać, że coś jest ze mną nie tak poważniej, niż sądziłam), ale satysfakcjonująco.

 

Błędy, jak zwykle, są tylko o priv od Ciebie. Proszę też o adres, na który jednorożce mają zanieść nagrodę.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po pierwsze chciałbym przeprosić, bo w przedmowie do Harmonii napisałem, że to mój powrót do pisania, a w rzeczywistości taki wstęp należy się temu tekstowi. Zobaczyłem taki fajny konkurs i pomyślałem, że zabawnie będzie wystąpić jako autor, którego nikt nie odgadnie. 

 

Po drugie dziękuję Tarnino za komentarz, a właściwie za dwa, bo ten pod Harmonią też dużo mi pokazał. Trochę sobie przypomniałem i dużo nauczyłem.

 

skupiłeś się przede wszystkim na knuciu planu, stanowczo zwariowanego, a na ślub już niewiele zostało miejsca. Także sposób pozbycia się Perfecta i Primavery wyszedł trochę… pospiesznie. Podobnie Luca i Eufio spadają z sufitu, ale wcześnie, więc to nie razi. Parę miejsc jest streszczonych – waham się powiedzieć, że to źle, bo to bardzo gęsty semantycznie (;P) tekst.

 

Perfecto i Primavera są tak naprawdę najbardziej zbędnymi postaciami w tym opowiadaniu, ich rolę w intrydze mógłby odegrać Luca lub zmanipulowany Eufio, lecz, och, za bardzo polubiłem tę parę, by ich wyrzucić! Mógłbym dać więcej Sirenny, rozbudować inne wątki, ale nie żałuję, bo opowiadanie straciłoby w moim odczuciu dużo uroku, a intryga byłaby mniej zawiła, a zawiła miała być też przez mnogość postaci.

 

Humor rzeczywiście delikatny, ślub/wątek miłosny ustąpił miejsca knowaniom, ciężko mi się nie zgodzić. Błędy idą do poprawy, chętnie zapoznam się z pełną listą, bardzo przyjemnie mi się pisało ten tekst i z chęcią doprowadzę go do porządku.

 

Dziękuję za wyróżnienie i cieszę się, że mimo wszystko Ci się podobało! Grazie!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka