- Opowiadanie: zkarpinski - PROTEST

PROTEST

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

PROTEST

PROTEST

Hangar był stary. Nie chronił przed deszczem. W zasadzie przed niczym już nie chronił. Położony na uboczu, ale w zasięgu celu. Dla dwójki mężczyzn, mających misję do wykonania stanowił idealną bazę wypadową. Jednym z nich był Marcus – pilot z wieloletnim stażem w akrobacji lotniczej. Drugim – Stephen, skoczek spadochronowy. Uważano ich za najlepszych w swoim fachu. Przynajmniej wśród członków Organizacji.

Marcus siedział już za sterami Cessny 182. Uwielbiał tę maszynę. To był stary, ale dobry samolot. Jeszcze nigdy nie zawiódł. Czekał na Stephena, który skrupulatnie sprawdzał swój sprzęt.

Musieli dolecieć na miejsce zrzutu w ściśle określonym momencie. Miało to związek z oprawą medialną. Im więcej dziennikarzy, tym lepiej. Stephen spojrzał na zegarek. „Już czas” – pomyślał. Zabrał ekwipunek i poszedł do samolotu. Usiadł na fotelu obok pilota. Nie krył podniecenia. Lubił wyzwania. A to było jednym z największych, jakie dotychczas podejmował. Spojrzał na pilota i wyszczerzył zęby. Paru mu brakowało.

– Już czas. Odpalaj maszynę Marcus.

– Stephen! Jesteś pewien, że sobie poradzisz? – Marcus nie odwzajemnił uśmiechu. Czasami wypadała mu sztuczna szczęka. Nie zawsze był najlepszy.

– Ile jeszcze razy będziesz pytał? Nie ufasz mi? Uważasz, że nie dam rady? Marcus! Więcej wiary. Skoczę i wyląduję gdzie trzeba.

– Nie irytuj się. Wiem, że jesteś jednym z najlepszych skoczków spadochronowych w Organizacji. Ryzyko zawsze istnieje. Jeśli chcesz zrezygnować, nikt nie będzie miał do ciebie pretensji.

– Ryzyko jest akceptowalne. Skakałem w gorszych warunkach. Ruszaj! Czas goni.

Silnik zaskoczył. Śmigło nabrało obrotów. Samolot powoli ruszył z miejsca. Pilot już o nic nie pytał. Skierował samolot na pas startowy. Czekał ich dwugodzinny lot do strefy zastrzeżonej dla cywilnego ruchu lotniczego.

Czas do startu – cztery godziny.

*

Rakieta prezentowała się okazale. Razem z owiewką ładunku miała wysokość prawie sto metrów. Konstrukcja systemu startowego oparta była o konfigurację dwustopniową z zerowym stopniem wspomagającym. Średnica każdego segmentu wynosiła sześć metrów. Po uwzględnieniu czterech boosterów, które w rzeczywistości były zaadaptowanymi pierwszymi stopniami, szerokość rakiety osiągała osiemnaście metrów. Całość ważyła ponad cztery tysiące ton. Większość z tej masy stanowiło paliwo. Wszystko to było potrzebne, aby umieścić na orbicie wokółziemskiej ładunek o masie dwustu ton.

Rakieta była gotowa do startu. Trwało odliczanie…

Przylądek znowu zapełnił się tłumami widzów. Od wielu lat nie przeprowadzano startu tak potężnej rakiety. Widzów, więc było dużo. Uwagę przyciągał też tajemniczy ładunek. Dla wielu to on był głównym powodem zainteresowania.

Czas do startu – trzy godziny.

*

Czas do startu – dwie i pół godziny.

Sala konferencyjna w ośrodku startowym wypełniona była po brzegi. Większość zainteresowanych stanowili dziennikarze. Czekali na odczyt. NASA na dwie godziny przed startem zaplanowała konferencję dla zaproszonych gości. Miała wówczas ujawnić, czym jest tajemniczy ładunek największej od lat rakiety.

– Witam państwa – głośny dźwięk powitania, który nagle dobiegł z głośników uciszył zgromadzonych.

– Nazywam się John Carp. Jestem specjalistą z dziedziny fizyki jądrowej i koordynatorem projektu, o którym państwu za chwilę opowiem.

Naukowiec był wysokim mężczyzną w średnim wieku. Włosy miał przyprószone siwizną. Na nosie jak przystało na jajogłowego nosił okulary. W klapie pogniecionej marynarki miał mikrofon bezprzewodowy. Fizyk wyglądał jakby wyrwano go prosto z jego gabinetu, gdzie rozkoszował się rozważaniami dla większości normalnych ludzi całkowicie niezrozumiałymi.

– Projekt nazywa się „Szybki Przelot”.

Naukowiec machnął ręką i za jego plecami ściana zamieniła się w wielki ekran. Część jego obszaru wyświetlała obraz z kamery skierowanej na stanowisko startowe.

– Głównym punktem projektu jest wykorzystanie w przestrzeni kosmicznej energii jądrowej w stopniu dotychczas niespotykanym.

Słowa te wywołały poruszenie wśród zebranych. Energetyka jądrowa, zawsze była śliskim tematem. Nic dziwnego, że NASA postanowiła ogłosić szczegóły programu na krótko przed startem. Naukowiec powstrzymał widownię od zadawania pytań.

– Na pytania przyjdzie odpowiedni moment. Teraz w kilku punktach przedstawię państwu zarys projektu.

Zwrócił się w stronę ekranu i wykonał kilka gestów dłonią. System Komputerowy zareagował i wyświetlił na ekranie niewiele mówiące widzom dane.

– Proszę państwa! Eksploracja przestrzeni kosmicznej uzależniona jest od opanowania wydajnych źródeł energii. Od kilkudziesięciu lat dysponujemy energią jądrową, ale jej nie używamy. Stosujemy niewydajne paliwa chemiczne. Loty nawet do najbliższych ciał Układu Słonecznego zajmują całe lata. Czasami zdarza się, że osoby realizujące projekt astronautyczny nie dożywają jego zakończenia. Teraz to się zmieni. Dzisiaj wystrzelimy eksperymentalny pojazd kosmiczny, który dotrze do Marsa i powróci na Ziemie w ciągu kilku dni. Tak… Nie przesłyszeli się państwo. Nie lat, ale dni.

Ekran zareagował na polecenie i ukazał komputerowy model pojazdu kosmicznego.

– Statek zbudowany jest z dwóch modułów. Pierwszym i najistotniejszym z punktu widzenia eksperymentu, jest moduł napędowy. Drugim, w zależności od charakteru misji może być moduł załogowy lub towarowy. Skupię się teraz na omówieniu istoty napędu.

Obraz wyświetlany na ekranie uległ zmianie. Pojawiły się animacje komputerowe prezentujące działanie silnika.

– Produkty rozszczepienia jąder atomowych uzyskują prędkości dochodzące do kilkunastu tysięcy kilometrów na sekundę. Proszę to porównać z prędkością kilku kilometrów na sekundę uzyskiwaną z paliw chemicznych. W klasycznym reaktorze jądrowym produkty rozszczepienia w większości uwięzione są wewnątrz struktury paliwa. Nie można ich, więc wykorzystać bezpośrednio do napędu. Rozwiązaliśmy ten problem. Paliwo w reaktorze ma postać obłoku tak zwanej plazmy pyłowej. Cząsteczki paliwa maja rozmiary kilkuset nanometrów. Dzięki temu produkty rozszczepienia mogą opuścić paliwo i być wykorzystane bezpośrednio do napędu. W komorze reaktora mamy, więc mieszaninę naelektryzowanych cząsteczek pyłu i produktów rozszczepienia. Swoją konsystencją przypomina to plazmę – stąd nazwa.

Ekran podążał za słowami naukowca. Omawiane przez niego elementy silnika były automatycznie wyróżniane. Fizyk mówił powoli. Chciał, żeby słuchacze mogli dobrze przyjrzeć się prezentacji wyświetlanej przez system komputerowy.

– W naszym projekcie komora reaktora ma postać cylindra o średnicy jednego i długości pięciu metrów. Otoczona jest powłoką, w której skład wchodzą moderator, reflektor neutronów oraz elementy odprowadzające nadmiar ciepła. Na zewnątrz tej powłoki znajdują się uzwojenia z nadprzewodników wysokotemperaturowych wytwarzających silne pole magnetyczne.

W naszym projekcie użyliśmy pułapki magnetycznej w konfiguracji zwierciadlanej. Dzięki temu uzyskaliśmy kilkudziesięcioprocentowy wzrost wydajności napędu. Obszary silniejszego pola magnetycznego działają w niej jak zwierciadła odbijające naładowane elektrycznie cząstki materii. Zwierciadła magnetyczne znajdują się na końcach cylindra reaktora. W ten sposób możemy w pewnym zakresie kontrolować ilość paliwa, jaka pozostaje w reaktorze. Daje nam to możliwość sterowania wartością ciągu. Zmniejszenie natężenia prądu płynącego w uzwojeniu wytwarzającym tylne zwierciadło, nazywane dyszą magnetyczną, pozwala zwiększyć ilość wypływającego czynnika roboczego w jednostce czasu. Uzyskany w ten sposób wzrost ciągu pozwala na zwiększenie przyśpieszenia pojazdu.

Naukowiec przerwał swoją wypowiedź i spojrzał w kierunku widowni i zapytał.

– Może mają państwo jakieś pytania w odniesieniu do omówionego materiału?.

– Co ze skażeniem promieniotwórczym? – wyrwał się z pytaniem jeden z dziennikarzy. Inni podchwycili temat.

– To zagadnienie omówię później. – odparł naukowiec.

– Marta Lawrence, USA Today. Jakie będzie zużycie paliwa? – zapytała młoda dziennikarka. Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek

– Konstrukcja reaktora wyznacza limit paliwa w komorze. Jednorazowo może w niej znajdować się około pół kilograma plazmy pyłowej. Nie powinniśmy zużywać więcej paliwa na sekundę niż podana wcześniej wartość. Dla całej misji szacujemy zużycie na około dziesięć ton. Czyżby to było zakamuflowane pytanie o skażenie radioaktywne? – zaśmiał się.

– Martin Goodman, New York Times. Mówił pan o wykorzystaniu pola magnetycznego. Jakie będzie źródło jego zasilania?

– Reaktor jest również źródłem energii. Z przodu reaktora znajdują się konwertery energii jonów i elektronów na energię elektryczną.

Więcej pytań nie było. Naukowiec przeszedł do omówienia kolejnego zagadnienia.

– Przedstawię teraz państwu przebieg misji. Proszę spojrzeć na ekran.

Ściana za plecami naukowca wypełniła się obrazem przedstawiającym symulację komputerową przebiegu misji.

– Pierwszy stopień rakiety nośnej zawiera trzy silniki zasilane naftą RP-1 oraz ciekłym tlenem. Każdy z czterech boosterów jest kopią pierwszego członu. Sumaryczny ciąg zestawu startowego przekracza sto meganiutonów.

Naukowiec przerwał na chwilę. Symulacja pokazywała aktualnie start rakiety. Jego głos zagłuszyłby huk silników. Odczekał chwilę i wznowił omawianie przebiegu misji.

– W wersji pierwotnej rakieta wykorzystywała tylko dwa boostery. Zastosowanie dwóch dodatkowych dało nadwyżkę ciągu pozwalającą uruchomić silniki pierwszego członu po wypaleniu paliwa w boosterach. Rakiety pomocnicze działać będą sto osiemdziesiąt sekund. Zużyją około dwa tysiące pięćset ton paliwa. Po ich odrzuceniu, uruchomione zostaną silniki pierwszego członu – w zasadzie, lepiej było by go nazwać drugim. Po zużyciu ponad sześciuset ton paliwa, zostanie odrzucony. Drugi człon, napędzany czterema silnikami zasilanymi ciekłym wodorem i ciekłym tlenem, wprowadzi pojazd na silnie wydłużoną, eliptyczną orbitę wokółziemską. Po zużyciu ponad pięciuset ton paliwa, człon zostanie odrzucony i będzie krążył przez wiele lat wokół Ziemi.

Ściana pokazywała teraz dwa cylindryczne moduły – towarowy i napędowy. Naukowiec zatrzymał prezentację.

– Proszę państwa. Specjalnie podawałem liczby określające zużycie paliwa. Żeby wprowadzić ładunek o masie dwustu ton na orbitę wokółziemską należało zużyć prawie cztery tysiące ton paliwa. Gdybyśmy mogli zastosować bezpośrednio do napędu energię jądrową, zużycie paliwa nie wyniosłoby nawet jednego kilograma. Oczywiście w atmosferze ziemskiej nie możemy tego zrobić. Niestety, ogranicza nas tu zanieczyszczenie radioaktywne. Może sytuacja ulegnie zmianie po wykorzystaniu syntezy jądrowej.

Naukowiec wznowił wyświetlanie prezentacji.

– Moduł napędowy zostanie uruchomiony po osiągnięciu apogeum orbity. Będzie to już poza obszarem ziemskiej magnetosfery. W zasadzie mogliśmy włączyć napęd wcześniej, ale chcieliśmy wyeliminować wszelkie możliwe powody protestów. Silnik będzie działał tak długo, aż przyśpieszy pojazd kosmiczny do prędkości stu pięćdziesięciu kilometrów na sekundę. Zużyje przy tym trzy tony paliwa. Proszę sobie wyobrazić, że podobny manewr wymagałby miliony miliardów ton paliwa chemicznego. Po osiągnięciu wymaganej prędkości pojazd będzie odbywał lot beznapędowy. Silnik będzie uruchomiony jeszcze raz, aby wyhamować pojazd przed wejściem na orbitę wokół Marsa. Moduł towarowy zostanie wprowadzony na orbitę kołową i tam pozostanie. Będzie stanowić segment przyszłej stacji orbitalnej. Moduł napędowy odłączy się i skieruję w drogę powrotną. Ten etap podróży wymagać będzie zużycia półtorej tony paliwa jądrowego. Po powrocie moduł napędowy będzie gotowy do ponownego użycia. Połączy się z kolejnym modułem towarowym i przetransportuje go na orbitę wokół Marsa. Uzupełnianie paliwa jądrowego będzie się odbywać za pośrednictwem modułów towarowych w momencie dokowania na orbicie wokół Ziemi.

Prezentacja się skończyła.

– Wymienię teraz oczywiste korzyści z zastosowania napędu jądrowego. Po pierwsze – prędkość nieosiągalna dla chemicznych materiałów pędnych. Po drugie – drastyczne skrócenie czasu przelotu. Po trzecie – ograniczenie ekspozycji astronautów na szkodliwe działanie warunków lotu kosmicznego. Mam tu na myśli przede wszystkim promieniowanie kosmiczne. Po czwarte – zwiększenie masy ładunków wynoszonych na trajektorie międzyplanetarne. Po piąte – uniezależnienie od ziemskich źródeł energii.

Naukowiec zamilkł na chwilę. Spojrzał na zaproszonych gości. Zrobił, co mógł, ale wątpił, żeby ich przekonał do swoich racji.

– Na tym chciałbym zakończyć swoje przemówienie. – powiedział. Jeśli mają państwo jakieś pytania to proszę bardzo.

– Zabawne. Chronimy załogę statku kosmicznego radioaktywnością przed promieniowaniem kosmicznym. – głos zabrał jeden z zaproszonych gości. Nie był dziennikarzem. Był politykiem z frakcji zielonych.

– Rzeczywiście. Można tak to ująć – naukowiec podjął temat. Pomyślał, że dobrze byłoby przekonać polityka.

– Powiedział pan, że silnik zużyje kilka ton paliwa jądrowego. Ile takich lotów należałoby przeprowadzić, żeby zbudować stację na orbicie wokół Marsa? Ile takich lotów należałoby przeprowadzić w celu eksploracji pasa planetoid? Ile takich lotów należałoby przeprowadzić, aby zbadać księżyce Jowisza? Rozumie pan, do czego zmierzam? – polityk spojrzał krytycznie na naukowca. Wie pan, jakie jest dopuszczalne skażenie środowiska?

– Jakie środowisko ma pan na myśli? – naukowiec nie krył poirytowania. Obawia się pan skażenia próżni kosmicznej, czy otoczenia Ziemi?

– Jednego i drugiego.

– Czy można skazić skażone? W jaki sposób zmieni stopień zasolenia oceanu kropelka słonej wody? Przestrzeń kosmiczna wypełniona jest promieniowaniem o nieporównywalnie większej szkodliwości niż to, które byśmy wytworzyli stosując silniki jądrowe. Samo Słońce jest źródłem zabójczego promieniowania. Astronauci muszą się chować w specjalnie przygotowanych schronach, aby promieniowanie powstałe podczas rozbłysków słonecznych nie przyprawiło ich o chorobę popromienną. Obawia się pan skażenia Układu Słonecznego? Uspokoję pana. Produkty reakcji rozszczepienia wyemitowane przez silnik poruszają się z prędkościami tysięcy kilometrów na sekundę. Proszę sobie wyobrazić, że zanim statek dotrze do Marsa, produkty reakcji rozszczepienia będą już miliardy kilometrów od Ziemi. Po pewnym czasie opuszczą Układ Słoneczny. Jeśli boi się pan…

Naukowiec nagle przerwał wypowiedź. Zamieszanie, jakie powstało na sali zwróciło jego uwagę. Słuchacze wskazywali na ekran wyświetlający rzeczywisty obraz rakiety. Coś się tam wydarzyło.

– Proszę spojrzeć na ekran. – zawołał jeden z dziennikarzy.

Naukowiec poszedł za jego radą. Kamera dalekiego zasięgu zarejestrowała skoczka spadochronowego opadającego w kierunku rakiety. Nie starał się jej ominąć. Ciągnął za sobą jakiś transparent. Nie dało się jeszcze odczytać treści napisu. Chwile potem skoczek dotarł do celu. Czasza jego spadochronu zaczepiła o kratownicę wieży obsługi, a on zawisł na linkach. Dla dziennikarzy to była wiadomość dnia. Kogo obchodzą jakieś tam silniki jądrowe? Obrazy z kamer umieszczonych w pobliżu stanowiska startowego wypełniły ścianę za naukowcem. Jedna pokazywała wykrzywiona w dziwnym grymasie twarz skoczka. Brakowało mu kilku zębów. Druga wyjaśniła przyczynę tego grymasu. Z klatki piersiowej nieszczęśnika wystawał jakiś metalowy pręt. Trzecia ujawniła treść napisu:

 

NIE ZANIECZYSZCZAJCIE KOSMOSU PROMIENIOWANIEM

 

Niżej był jeszcze podpis organizacji ekologicznej, ale nie dało się go odczytać. John Carp nic nie powiedział. Przypomniała mu się sentencja wypowiedziana kiedyś przez znanego uczonego:

"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat i ludzka głupota. Ale nie mam pewności, co do Wszechświata."

Sala opustoszała. Sensacja była na zewnątrz. Naukowiec pozostał sam ze swoimi myślami.

 

Czas do startu – dwadzieścia cztery godziny.

*

Ile moglibyśmy osiągnąć przez te kilkadziesiąt straconych dla astronautyki lat? Mieliśmy możliwości, których nie wykorzystaliśmy. Księżyc, Mars, pas planetoid, księżyce Jowisza, może Saturn z jego księżycami. Kto wie, czy nie wysłalibyśmy sond poza Układ Słoneczny – np. Projekt Longshot.

Bezsensowny strach przed energią jądrową. Głupota polityków. Protesty niedouczonych ekologów. Einstein chyba miał rację. Ziemska cywilizacja w dziedzinie eksploracji przestrzeni kosmicznej cofnęła się w rozwoju.

Ludzkość, jeśli chce dorosnąć, musi opuścić Ziemię.

Ograniczenie się do zamieszkania tylko jednej planety grozi także unicestwieniem gatunku.

Rozwiązanie jest oczywiste.

Koniec

Komentarze

Dlaczego ludzie tak kurczowo trzymają się kołyski?

Przepraszam z błędy

Autor

Dlatego, że nie ma jak u mamy.

Czemu zadajesz takie pytania? Przecież Homo Sapiens (tak się dumnie i na wyrost nazwał) w życiu nie wyjdzie w kosmos. Chyba że stanie się cud i naprawdę zmądrzeje.
Może już po rąbnięciu nas przez Apophis?

Apophis jest dosyć mały i wielkich szkód nam raczej nie zrobi (kilka "bomb Car"). Zresztą pewnie wyminie Ziemię. Chyba, że jakieś perturbacje po drodze doprowadzą do zmiany orbity.

Kto wie, może taki zimny prysznic gatunkowi Homo Pseudo Sapiens wyszedłby na dobre...

 

To na szczęście niewielka planetoida; nie pamiętam szczegółów, w którym to roku ma nastąpić przejście, w czasie którego da się określić dokładniej stopień zagrożenia.
Wiesz, obawiam się, że scenariusz moze być taki: na pewno trzaśnie, a na celowniku znajdzie się ... (tu do wyboru). Nazajutrz po ogłoszeniu wyniku obliczeń hordy szalonych ze strachu popędzą, byle dalej, góry nie góry, granice nie granice... --- i zanim Apophis podfrunie odpowiednio blisko, już zapanuje tęga zima nuklearna.
Jak to widzisz?

Podobno zbliży się na odległość 40 tys. km w piątek 13 kwietna 2029 roku.

Będzie ją można zobaczyć gołym okiem (jasność 3,3 - coś jak Megrez (delta UMa))

UMa - gwiazdozbiór  Wielkie Niedźwiedzicy.

Apophis jest na tyle mały, że dałoby się wystarczająco zmienić jego trajektorię. Wybuchy bomb jądrowych w pobliżu powierzchni asteroidy powinny wystarczająco zmienić jej prędkość.  Bezpośrednie uderzenie morze być ryzykowne. Obecnie (chyba) nie znamy budowy asteroidy. Nie wiemy wobec tego jak wpłynie na nią bezpośrednie trafienie głowica nuklearną. Ale to już szeroki temat z wieloma niewiadomymi.

Twój scenariusz mógłby się spełnić, gdyby spudłowali.

 

heh, no tak. Apel wynikający z frustracji i niemożności zrobienia czegokolwiek w tej kwestii ;).

Jeśli chodzi o walory literackie, to całkiem mi się podobało, problem fajnie przedstawiony i realizowany, tylko uwzględniając aktualną sytuację, to taki statek wyślą Chińczycy i nie będą przy tym zwoływać żadnych konferencji ;).

 Ograniczenie się do zamieszkania tylko jednej planety grozi także unicestwieniem gatunku.
To tak na poważnie, czy też część artystyczna mająca mocniej nacechować problem?

Pozdrawiam,
Snow 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nie pamiętam, czy Chiny podpisały traktat o zakazie prób z bronią jądrową w kosmosie. Jeżeli nie, to kto wie. Oni się tam nie będą przejmować protestami zielonych (niedouczonych ekologów)
Ograniczenie się do zamieszkania tylko jednej planety stanowi zagrożenie dla gatunku - za przykłąd niech posłużą dinozaury.

za przykłąd niech posłużą dinozaury
Ok, teraz już to widzę. Po prostu skrzywienie kazało mi interpretować to stwierdzenie z innej perspektywy ;)

Wg mnie, człowiek wybił się ponad instynkty 'przetrwania gatunku' i dlatego nikt w zasadzie nie przejmuje się perspektywą zagłady. Póki zagrożenie nie stanie u naszych drzwi nikt nie będzie chciał szukać zastępczych domów, bo i po co skoro inne rzeczy są znacznie przyjemniejsze. Jak na przykład zarabianie kasy i jej radosna konsumpcja ;) (oczywiście generalizuję). No a nawet jeśli kiedyś będziemy w stanie stwierdzić, że "za 278 lat pieprznie w nas wielka skała" to będzie to i tak za kilka pokoleń. Więc problem prawnuków ;)

W UE w zeszłym roku na R&D poszło 2% budżetu, więc samo to pokazuje nam jak bardzo zależy nam na rozwoju i innowacyjnych rozwiązaniach starych problemów.

Pozdrawiam,
Snow 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

W piątek trzynastego. No to mamy przerąbane...
Ale, wedle bardzo starej piosenki, trzynastego nawet w grudniu jest wiosna.
Ja wiem nawet to, że UMi to ta mniejsiejsza pani niedźwiedziowa. A co, nie mogę się pochwalić?

Już poważnieję.
W przypadku realnego zagrożenia taką katastrofą też liczyłbym jedynie na Chińczyków. Podpisali czy nie, stać ich na olanie każdego (według stanu na dzisiaj) pyskacza.

Żarty żartami, ale naprawdę przerąbaliśmy (my ludzie) ponad czterdzieści lat. Próbuję sobie wyobrazić swoje wakacje w hotelu na Marsie :)

Poradzisz na to coś w pojedynkę? W tysiąc też nie...
Obawiam się, że to skutki zbytecznie nadmiernego wysubtelnienia sumień pewnej grupy przedstawicieli gatunku.

Obawiam się, że to skutki zbytecznie nadmiernego wysubtelnienia sumień pewnej grupy przedstawicieli gatunku.

Zabójczo to ująłeś.

Czasami jeden głos może pociągnąć za sobą następne. Te następne... Mamy w końcu lawinę.

Pomarzyć można :)

Chciałbyś się wybrać na tydzień w okolice Jowisza? Tylko uprzedzam, że tam bez porządnych osłon nie wytrzymasz :)?

Ale wakacje niczego sobie.

Albo na kolację z dziewczyną (albo żoną) do restauracji wśród pierścieni Saturna?

Ozcywiście żartuję :) A może  nie...

Czy chciałbym? Zbędne pytanie...
Takie wycieczki powinny być może nie codziennością, ale jednak osiągalną rzeczą.  Powinny. Może kiedyś?

Jest nadzieja... Jeśli prywaciarze podchwycą temat (czytaj zwietrzą zyski) to może, może. W zasadzie technologia istniej. Kwestią czasu byłaby jej adaptacja do zastosowań astronautycznych. Gdiześ mi mignęła informacja, że firma SpaceX rozważała zastosowanie nuklearnego silnika w górnym stopniu koncepcyjnej rakiety Falcon XX. Mam tu na myśli silnik z reaktorem o rdzeniu w stanie stałym służącym do nagrzewania wodoru (czynnika roboczego). Zyskujemy ponad dwukrotny wzrost prędkości wypływu czynnika roboczego. Ale znowu zaczynam się rozwodzić...

Może prywaciarze coś ruszą? W nich nadzieja.

Nie pamiętam nazwy"kodowej", pod która bodajże NASA testowała --- albo na zlecenie NASA --- silnik, o jakim piszesz. Wyniki były ponoć obiecujące, tylko z utrzymaniem w ryzach temperatury występowały problemy.
Nadzieja w prywatnych przedsięwzięciach? Wątpię. Bardzo. W tym sensie, że jeśli / gdy SpaceX zaoferuje nam wycieczkę dookoła Księżyca, trzeba będzie duszę diabłu sprzedać, żeby pół biletu kupić.

Najbardziej znany projekt to NERVA. Wykorzystanie reaktora jądrowego jako "grzejnika" dla wodoru dawało większe prędkości wypływu z dyszy niż przy wykorzystaniu paliw chemicznych. Cena silnika jednak była zbyt duża.

Zajrzałem do źródeł. Traktatu o zakazie prób z bronią jądrową w kosmosie nie podpisały Chiny, Indie, Pakistan. Jest więc szansa...

A ja tam wierzę w SpaceX. W końcu w coś trzeba wierzyć.

Nowa Fantastyka