- Opowiadanie: dovio - Krip

Krip

Cześć! Ta opowieść chodziła za mną jakiś czas i w końcu postanowiłem ją napisać. Na początku miał być to szort, ale przerodziło się w coś dłuższego. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Pozdrawiam serdecznie i miłego czytania! ;)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Krip

Wszystko zaczęło się od przeprowadzki…

Ojciec dostał awans i z nauczyciela stał się dyrektorem, dlatego musieliśmy się wynieść do jakiejś małej mieściny daleko stąd.

Nie uśmiechało mi się to. Zostawiałem kumpli, stara szkołę… Wszystko! Miałem dwanaście lat i zaczynanie od nowa było najgorszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić.

Decyzja jednak zapadła i nic nie mogło jej zmienić…

Tak więc w wakacje, z ponurą miną, zapakowałem się do samochodu, patrząc przez okno na stary dom… Po raz ostatni.

Kumple stali obok, machając mi na pożegnanie. Ich też widziałem po raz ostatni.

Niestety, było to w starożytnych czasach, kiedy nie mieliśmy czegoś tak zaawansowanego technologicznie jak internet, więc nawet nie było możliwości gadania na odległość. Smutne, ale prawdziwe.

 

Droga dłużyła się niemiłosiernie. Rodzice wciąż powtarzali, że przecież znajdę nowych kumpli i wszystko znowu będzie w porządku, ale jakoś nie czułem się przekonany, więc z kamienną miną patrzyłem w okno, nie odzywając się przez całą drogę.

Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce, zobaczyłem nowy dom, który był większy i bardziej… Kolorowy? Tak mi się wtedy skojarzył. Znienawidziłem go od samego początku. Miałem ochotę rzucić w okno jakimś kamieniem, ale niestety – żadnego nie było pod ręką.

Po sąsiedzku znajdowała się jakaś opuszczona rudera, która zupełnie nie pasowała do tego idealnego, pięknego krajobrazu. Wyglądała, jak rysa na pięknej porcelanie.

Weszliśmy do środka naszego nowego domu, w którym przywitał nas “piękny”, duży salon.

 Pokoje są na górze – powiedział tata, uśmiechając się szeroko.

– Jasne – odparłem cicho, wziąłem swoje rzeczy i po drewnianych schodach skierowałem się na górę.

W pokoju rzuciłem się na łóżko i chciało mi się płakać, bo w tym oto miejscu miałem spędzić resztę swoich dni…

Usłyszałem rozmowę dobiegającą zza okna.

Wyjrzałem i zobaczyłem trójkę dzieciaków, mniej więcej w moim wieku, siedzących na rowerach. Stali i wpatrywali się w nasz dom. Nie usłyszałem za wiele, jedynie pojedyncze słowa, ale jedno powtarzało się często – Krip.

Nie rozumiałem o co chodzi, ale zupełnie mnie to nie obchodziło.

Kiedy mnie dostrzegli chyba trochę się speszyli, bo od razu odjechali.

Dwóch chłopaków – jeden gruby, drugi chudy, jak w starej komedii, i pomiędzy nimi dziewczyna… Nawet ładna, stwierdziłem w duchu. Jej długie czarne włosy falowały na wietrze, gdy pędziła rowerem. Nieźle się zaczyna.

 

***

 

Następnego dnia obudziłem się o dziewiątej. Zbyt wcześnie, chociaż wtedy żadna pora nie była dobra na pobudkę.

Wstałem i zobaczyłem te same dzieciaki, kręciły się obok zrujnowanego domu. Co oni kombinowali? I to tak wcześnie rano. Nie miałem pojęcia i trochę mnie to zaintrygowało. Nigdzie nie było widać dziewczyny, więc może chociaż ona jedna normalna wciąż spała.

Ubrałem się i wyszedłem z domu. Chłopaki nawet nie zauważyli, jak do nich podchodzę, tylko gadali między sobą i wtedy po raz kolejny usłyszałem to dziwne słowo „Krip”. Chyba mieli na tym punkcie jakąś paranoję, bo inaczej nie mogłem tego wytłumaczyć.

– Co wy tu robicie? – zapytałem i chłopaki odwróciły się w moją stronę.

Wydawali się wystraszeni, jakby zobaczyli ducha. Może nie byłem najprzystojniejszym chłopakiem na ziemi, ale nie wyglądałem aż tak strasznie… Chyba.

– Mieszkasz tu? – zadał pytanie chudy.

Pytanie wydało mi się dość głupie, ale i tak na nie odpowiedziałem.

– Zaraz obok.

– I nie boisz się? – Zabrał głos gruby. Miał wadę wymowy i lekko seplenił.

– Czego mam się bać? – odparłem ze śmiechem. Od razu pomyślałem, że będą robić sobie ze mnie jaja. Wiadomo, nowego trzeba odpowiednio przywitać.

– Kripa! – krzyknęła dziewczyna, która znikąd pojawiła się za mną.

Tak mnie wystraszyła, że aż podskoczyłem, co wywołało u wszystkich nagły atak śmiechu.

Przyznam szczerze, musiało to wyglądać zabawnie, a ich śmiech, cóż, też mi się udzielił, więc również zacząłem się śmiać.

– Jestem Adam – przedstawiłem się.

Wyciągnąłem rękę i wszyscy nagle spoważnieli. Popatrzyli na chudego, który chyba pełnił rolę kogoś w rodzaju przywódcy.

– Piotrek – przedstawił się, ściskając moją dłoń.

Następnie podszedł do mnie gruby.

– Jan. – Wyciągnął dłoń, którą uścisnąłem

Dziewczyna nie ruszała się ze swojego miejsca i sprawiała wrażenie nieufnej. Postanowiłem wykonać pierwszy krok.

– A ty? – zapytałem patrząc głęboko w jej brązowe oczy.

– Kamila – odpowiedziała, przyglądając mi się badawczo.

Nie wiedziałem, jak się zachować. Wyciągnąć dłoń? Może objąć lub pocałować w policzek, jak w filmach. Niezręczną chwilę przerwał Piotrek.

– To jak? Działamy? – Nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale grupa sprawiała inne wrażenie.

Janek przełknął ślinę. Zrobił się czerwony jak pomidor. Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków od zniszczonego domu.

– O co wam chodzi? Boicie się tej rudery? – zapytałem drwiąco.

– Taki jesteś mądry to idź i zapukaj do drzwi! – krzyknął Janek i zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Miałem wrażenie, że zaraz eksploduje mu głowa.

A więc o to im chodziło? O durny stary dom? Pewnie każdy powtarzał, że jest nawiedzony, albo… Jakoś inaczej przeklęty. Autentyczny strach na twarzach moich nowych znajomych sprawił, że zachciało mi się śmiać jeszcze bardziej.

– Jasne, co może się strasznego stać? Wyskoczy na mnie duch i wciągnie do środka? – zapytałem śmiejąc się.

Wszyscy patrzyli na mnie ze złością, więc mimo woli spoważniałem.

– Zapukaj – odezwała się Kamila – i wtedy zobaczymy.

– Dobra – prychnąłem i podszedłem do drzwi.

Cała trójka cofnęła się tak mocno, że prawie wyszli na ulicę. Miałem nadzieję, że nie przejedzie ich żadne auto. Czego tak się bali? Przecież to tylko zwykły stary, zniszczony dom.

Wyciągnąłem dłoń i uderzyło mnie dziwne zimno. Nie przejąłem się jednak i kilka razy zapukałem. Gdyby ktoś otworzył powiedziałbym, że jestem nowym sąsiadem i przyszedłem się przywitać.

Nic się jednak nie działo. Moi towarzysze stali za ogrodzeniem trzęsąc się ze strachu, cali spoceni. Kamila przytuliła się do Piotrka, co wzbudziło moją zazdrość, chociaż nawet jej nie znałem.

Drzwi uchyliły się i przez szczelinę zajrzałem do środka. Pusto.

– Nie wchodź tam! – krzyknęła Kamila drżącym głosem.

Uśmiechnąłem się pod nosem. A więc Piotrek nie zdecydował się wejść do tego domu. Poczułem nagły przypływ odwagi i chcąc jak najbardziej zaimponować dziewczynie, otworzyłem drzwi i po chwili byłem już w środku.

Nie znajdowało się tu nic ciekawego, jednak zdziwiła mnie panująca ciemność i po chwili zdałem sobie sprawę, dlaczego było tam tak mrocznie – w budynku nie było ani jednego okna. Dość dziwne, ale powoli szedłem dalej, choć od kurzu zacząłem kaszleć.

Dostrzegłem schody prowadzące na górę. Miałem ochotę wejść, ale wyglądały, jakby się miały zaraz zawalić.

Usłyszałem czyjeś krok na piętrze i jakieś stukanie, jakby ktoś uderzał czymś w podłogę. Stanąłem jak wryty. Nie było mądre wchodzenie do czyjegoś domu. Poczułem mocne bicie serca i odruchowo zacząłem się cofać. Schody zaczęły skrzypieć. Zmrużyłem oczy, chcąc cokolwiek zobaczyć w tej ciemności, jednak widziałem tylko niewyraźną sylwetkę, powoli schodzącą po schodach.

– Ee… – zacząłem, przełykając ślinę. Dłonie całkiem mi się spociły i wytarłem je o spodenki. – Przepraszam, że wszedłem, ale… Jestem nowym sąsiadem… – mówiłem, a tajemnicza postać wciąż bez słowa schodziła.

– To… Może ja już pójdę. Bardzo miło było pana poznać.

Gdy postać była już na dole, w końcu mogłem lepiej się jej przyjrzeć, dzięki światłu, które wpadało przez uchylone drzwi.

Był to starszy mężczyzna, podpierający się laską. Jego włosy były białe jak śnieg, aż dziwne, że nie świeciły w tej ciemności.

– Bardzo przepraszam za najście. Miłego dnia i… Do widzenia – wybełkotałem i wyszedłem.

Gdy zamykałem drzwi, on wciąż tam stał, gapiąc się. Podbródek mu drżał, jakby chciał coś powiedzieć. Drzwi się zamknęły, a ja poczułem niesamowitą ulgę. Nieźle zaczęła się znajomość z nowymi… Kolegami, od włamania do czyjegoś domu.

Spojrzałem na moich nowych znajomych. Stali bez ruchu jak pomniki. Miałem wrażenie, że nawet nie oddychali.

Podszedłem do nich i wzruszyłem ramionami.

– Nic strasznego. Tylko jakiś dziadek z laską – powiedziałem obojętnie.

Janek sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się rozpłakać, pozostała dwójka po prostu się cofnęła.

– Widziałeś go? Kripa? – zapytała Kamila i poczułem dumę, że zrobiłem coś, czego nie zrobił pewnie nikt.

– Widziałem. Faktycznie straszny gość, tą laską mógł kogoś zabić – zaśmiałem się, jednak wszyscy wciąż patrzyli na mnie bez cienia uśmiechu.

– Ten gość, Krip – odezwał się Piotrek – od dawna nie żyje. Podobno gdy jakiś dzieciak wszedł do tego domu… Już nigdy z niego nie wrócił.

Odebrało mi mowę. O czym oni w ogóle gadali? Na pewno sobie ze mnie żartowali.

– Ale… Jak nie żyje? Dopiero go widziałem? Próbujecie mnie wkręcić, ale wam się nie uda! – Początkowe przerażenie zmieniało się w coraz większą wściekłość.

– To nie żart! – krzyknęła Kamila do której poczułem niesamowitą niechęć. – Sprawdź sobie! Idź do biblioteki i poczytaj stare gazety!

– Wiecie co? Nie chce mi się z wami gadać. Spadam stąd. – Odwróciłem się i poszedłem do swojego domu nie oglądając się.

 

***

 

W nocy nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o tym, co powiedzieli nowi znajomi. Chcieli mnie nastraszyć i muszę przyznać – trochę im się udało. Nie wierzyłem w to wszystko, ale wyobraźnia robiła swoje.

W pokoju panowała niesamowita duchota, więc wstałem otworzyć okno.

Wyjrzałem na zewnątrz. Było po dwudziestej trzeciej i miasto zapadło w sen. Nie działo się zupełnie nic. Na ulicy żywej duszy, cisza i spokój. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. W sąsiednim domu na górnym piętrze zapalone było światło. A więc jednak w tej ruderze były jakieś okna. Uśmiechnąłem się. To tylko potwierdzało, że dziwny mężczyzna faktycznie tam mieszkał. Po chwili w oknie pojawiła się czyjaś sylwetka i bez trudu rozpoznałem dziadka, którego widziałem wcześniej. Stał i wpatrywał się we mnie. Poczułem, przechodzące dreszcze. W moim pokoju było całkiem ciemno, ale miałem wrażenie, że gość doskonale mnie widział. Powoli oddalałem się od okna, czując, jak mocno wali mi serce.

Rzuciłem się na łóżko i schowałem pod kołdrę, jak małe dziecko, któremu przyśnił się koszmar.

W końcu dotarło do mnie, że to głupie. Koleś mógł po prostu patrzeć przez okno, a mój przestraszony umysł dopowiedział sobie resztę.

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący przy oknie i wpatrujący się we mnie. W dłoni trzymał drewnianą laskę na której się opierał.

Byłem tak przerażony, że zaschło mi w gardle. Chciałem krzyknąć, ale nie dałem rady. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyleci mi z piersi. Oddychałem głęboko, a w oczach robiło mi się coraz ciemniej. I w końcu nie widziałem już nic.

 

***

 

Obudziłem się rano, kiedy nie było już dziwnego mężczyzny z sąsiedztwa. W świetle wszystko wydawało mi się mocno absurdalne. Musiało mi się przywidzieć, przecież gość nie mógł tutaj wejść, jak miałby to niby zrobić?

Totalna głupota. Byłem na siebie zły, że tak się wystraszyłem wybryków wyobraźni.

Usłyszałem jak kamyk uderzył w okno i podskoczyłem, słysząc ten nagły dźwięk. Po chwili w okno uderzył kolejny mały kamyk, a później następny.

Gdy wyjrzałem na zewnątrz, zobaczyłem nowych znajomych. Stali obok siebie z kamiennymi minami.

Otworzyłem okno… Tak, jak chciałem to zrobić w nocy.

– Czego chcecie? – zapytałem ostrzej, niż zamierzałem.

– Pogadać – odpowiedział Piotr.

Zdziwiło mnie to, że wszyscy wyglądali tak śmiertelnie poważnie.

Ubrałem się najszybciej, jak mogłem i wyszedłem z domu.

– O czym? – Podszedłem do nich.

– Chodź z nami do biblioteki. Pokażemy, że mówiliśmy prawdę – odezwała się Kamila. Mówiła tak cicho i spokojnie, że aż zrobiło mi się chłodno.

Pokręciłem głową.

– Nie, nie dam się znowu przestraszyć. Widziałem go w nocy, patrzył przez okno, a w środku się świeciło!  – Zaczynałem się denerwować. Czułem, jak ze złości twarz robi mi się czerwona.

– O czym ty mówisz? – Janek zaczął się trząść jak galareta.

– Widzisz tam jakieś okno? – Piotrek wskazał dom i… Kolana się pode mną ugięły.

Gdyby mnie nie przytrzymali chyba bym się przewrócił. Nic z tego nie mogło być prawdziwe, przecież to niemożliwe. To musiał być jakiś koszmar.

Nie było żadnego okna, tylko mur. Co więc widziałem w nocy? Czy wszystko mi się przyśniło?

Nie mogłem się uspokoić. Miałem ochotę krzyczeć i uciec z tego przeklętego miejsca.

– Jak to możliwe? – zapytałem cicho.

Wszyscy tylko patrzyli na mnie litościwie.

– Jesteś jedyną osobą, jaką znamy, która tam weszła – odezwał się Piotrek.

– Albo raczej jedyną, która wyszła stamtąd żywa – poprawiła Kamila, co niezbyt mnie pocieszyło.

– I co teraz ze mną będzie? – Wszyscy oglądali się na siebie i nikt nie miał nic do powiedzenia.

– Może… Może w bibliotece znajdziemy rozwiązanie! I tak mieliśmy tam iść! – powiedział Janek i wydawało się, że jest trochę… Podekscytowany.

Wyglądał na takiego, kto może cały dzień przesiedzieć przy książkach i nie byłby to dzień stracony.

Jako, że nie miałem lepszych pomysłów, zgodziłem się i po chwili maszerowaliśmy do biblioteki.

 

***

 

Droga nie była długa. Przez cały czas marszu każdy był ciekawy, co przydarzyło mi się w nocy.

Opowiedziałem całą historie – pomijając fragment o chowaniu się pod kołdrę.

Janek był tak wystraszony, że oczy praktycznie wyleciały mu z głowy. Pozostali wydawali się zamyśleni, jedynie Kamila przełykała niespokojnie ślinę, bawiąc się palcami.

Biblioteka była niewielkich rozmiarów. Prędzej powiedziałbym, że to raczej biblioteczka. Nie obchodziło mnie to jednak.

Jeśli tylko znajdziemy tu rozwiązanie moich problemów to mogła być nawet wielkości toalety w pociągu.

– No dobra, od czego mamy zacząć? – zapytałem Janka, który wydawał się najbardziej obeznany w tym miejscu.

– Na pewno nie zaszkodziłoby poszukać jakichś informacji o Kripie – powiedział. – Tak naprawdę nawet nie wiemy, jak on ma na imię.

Wydawało się to logiczne.

– W zasadzie… Dlaczego mówicie na niego Krip? – zapytałem. Mocno mnie to zaintrygowało.

– Z angielskiego – odparł Piotrek. – Tak się chyba mówi na kogoś mrocznego, nie? – Spojrzał na wszystkich, ale nikt się nie odezwał.

Bibliotekarka, starsza pani w okularach i o siwych włosach, uśmiechnęła się widząc Janka. Nas zmierzyła wzrokiem.

Wydawało się, że nie tylko mnie widzi pierwszy raz w życiu.

– Co tym razem masz ochotę przeczytać, Januś – zwróciła się do kolegi, który zrobił się czerwony, jak burak.

Spojrzałem na Piotrka i Kamilę i tak samo jak ja, ledwo powstrzymywali śmiech.

– No… Wie pani… – mówił drapiąc się po głowie. – Dzisiaj taka nietypowa sprawa. Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej o Kripie. Bo… Bo nasz nowy kolega mieszka zaraz obok i… – Nie dokończył.

– Kripie? – Uśmiech bibliotekarki nagle przygasł. Doskonale wiedziała, o kim mówił Janek. – Oczywiście, rozumiem, jednak muszę was ostrzec, że nie będzie to przyjemna lektura. Zwłaszcza dla ciebie – Spojrzała na mnie – skoro mieszkasz zaraz obok.

– Poradzę sobie – odpowiedziałem, siląc się na uśmiech.

– Poczekajcie chwilę – powiedziała kobieta i zniknęła za drzwiami czegoś w rodzaju gabinetu.

Po chwili wróciła z dyskietką i spojrzała na nas.

– Wszystko jest tutaj. – Podała dyskietkę Jankowi i uśmiechnęła się. – Tam macie komputer.

Odwróciła się i usiadła przy biurku. Na jej twarzy można było wyczytać wyrzuty sumienia. Pewnie zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, dając nam dostęp do tych informacji.

Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Podekscytowany Janek usiadł przed komputerem i włożył do środka dyskietkę.

My usiedliśmy obok i zafascynowani wpatrywaliśmy się w ekran.

Mój ojciec miał taki sprzęt, ale nigdy nie pozwalał mi z niego korzystać. Przez chwilę zapomniałem, po co tutaj jesteśmy i chwilowo było niemal… Magicznie.

Janek poklikał coś myszką i na ekranie pojawiły się skany gazet.

Wszyscy nachyliliśmy się bliżej ekranu.

 

Jacek Nowak znaleziony martwy.

 

Brzmiał nagłówek jednego z artykułów.

Jacek Nowak oskarżony o porwanie i zabójstwo trójki dzieci, został znaleziony martwy w swoim domu…

Głosiła dalsza część tekstu.

Według policjantów, Jacek popełnił samobójstwo przez powieszenie się.

Dom przestępcy został dokładnie zbadany i przeszukany. W piwnicy odnaleziono ciała trójki zaginionych i poszukiwanych dzieci…

Zrobiło mi się słabo i gorąco. Myślałem, że zemdleję.

– Wszystko dobrze? – zapytała Kamila.

Nie mogłem złapać oddechu. Miałem ochotę wybiec z biblioteki jak najszybciej.

Do rzeczywistości przywróciła mnie Kamila, która złapała mnie za rękę i cały świat znowu zaczął nabierać kształtów.

– Ja… Rozumiem, że ci niełatwo i… W ogóle, ale… Musimy się dowiedzieć czegoś więcej… – mówiła tak miło i łagodnie, że od razu się uspokoiłem.

Wszyscy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem, a Piotrek… Chyba nawet z zazdrością.

– Jest tam coś jeszcze? – zapytałem Janka, który od razu odwrócił się do monitora.

Kolega zaczął klikać, czerwieniąc się na twarzy. Gorączkowo próbował znaleźć jakieś informacje, ale on również nie wiedział, czego tak naprawdę szukamy.

– No, dawaj Janek! Jak ty czegoś nie znajdziesz, to nikt nie da rady! – motywował go Piotrek.

– Skąd w ogóle policja dowiedziała się, że to Krip jest zamieszany w tę sprawę z porwaniami? – zapytałem.

Janek zaczął klikać, ale niespodziewanie odpowiedź znajdowała się za nami.

– Jeden dzieciak uciekł… – odezwała się bibliotekarka i wszyscy błyskawicznie odwrócili się w jej stronę.

– Jak to? Jak mu się udało? – zapytałem, chcąc usłyszeć więcej.

Bibliotekarka wzruszyła ramionami.

– W zasadzie… Nie wiadomo. Po prostu pojawił się w komisariacie. Powiedział, że uciekł z domu Jacka, a po powrocie do rodziców bardzo się zmienił. Stał się cichy, praktycznie nieobecny. Krzyczał w nocy tak przeraźliwie, że przechodziły dreszcze. Niekiedy obudzeni w środku nocy rodzice widzieli, jak stał nad ich łóżkiem z nożem w dłoni. Któregoś dnia chłopak nagle zniknął. Poszukiwania trwały kilka godzin i nagle, niespodziewanie, znalazł się w domu Jacka. Nie chciał stamtąd odejść. Gdy go wynosili, zachowywał się jak dzikie zwierzę złapane w sidła. Rodzice umieścili go w ośrodku w którym spędził wiele lat.

Spojrzała na nas, kończąc opowieść.

– Dużo pani o tym wie – powiedziałem zaskoczony.

– To małe miasto, wieści szybko się rozchodzą – odparła obojętnie.

– Ten chłopak… – odezwała się Kamila. – Jest jakaś możliwość, żeby z nim pogadać? – zapytała.

– Miał na imię Bogdan. – mówiła bibliotekarka. – I niestety, nie ma możliwości. On… Nie żyje, popełnił samobójstwo, w domu Jacka, tak samo jak on, powiesił się. Znalazły go jakieś dzieciaki, które chciały się zabawić. Od tamtego czasu, nikt nie ma odwagi tam wejść.

W bibliotece zapadło niezręczne milczenie, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju i po prostu musiałem o to zapytać.

– Wie pani, tak się zastanawiam… W jaki sposób Jacek zdołał porwać tyle dzieciaków? Kulawy, poruszający się o lasce…

Kobieta spojrzała na mnie nie rozumiejąc.

– Dlaczego uważasz, że poruszał się o lasce? – Patrzyła marszcząc brwi.

Nie wiedziałem, jak na to odpowiedzieć, więc po prostu powiedziałem prawdę w którą i tak by mi nie uwierzyła.

– Widziałem go. – Uśmiechnąłem się, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę, jednak kobiecie wcale do śmiechu nie było.

– To na pewno nie widziałeś jego. Jacek był wysportowanym meżczyzną, uczył w szkole wychowania fizycznego. Jedyną kulawą osobą, jaką znam, był Bogdan. Uciekając uszkodził sobie nogę i kulał już do końca życia.

Pociemniało mi przed oczami. Czyli to nie Jacka widziałem cały ten czas, tylko ocalałego. Wszystko zrobiło się jeszcze bardziej dziwne. Zupełnie nie rozumiałem, czego Bogdan mógł ode mnie chcieć.

Wyszliśmy z biblioteki, każdy z nas był zaskoczony obrotem spraw. Nie wiedziałem, co zrobić, więc po prostu uznałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie powrót do domu mordercy.

Gdy powiedziałem o tym znajomym, patrzyli na mnie jak na totalnego wariata.

– Chyba tylko tam znajdę odpowiedzi – argumentowałem.

– Tylko… Uważaj na siebie – powiedziała Kamila i złapała mnie za dłoń.

Nie odpowiedziałem, uśmiechnąłem się jedynie.

 

***

 

Dotarliśmy do domu Jacka. Gdy przeszedłem przez ogrodzenie odwróciłem się jeszcze do znajomych. Mieli zatroskane i smutne miny, jakbym miał już nigdy stamtąd nie wrócić. Wiem, że nie znaliśmy się zbyt długo, ale polubiłem tę zgraję i chciałbym spędzić z nimi jeszcze czas, w normalnych okolicznościach.

Myśl, że będą na mnie czekać dodawała mi otuchy.

Ruszyłem naprzód i po raz kolejny otworzyłem drzwi tego dziwnego, pozbawionego okien domu. W środku panowała ciemność, nic się nie zmieniło. Na szczęście Piotrek poszedł po drodze do siebie i dał mi latarkę uznając, że może się przydać. 

Rozglądałem się po niewielkim pomieszczeniu, w którym wszystko było zniszczone. Chcąc nie chcąc postanowiłem udać się na górę. Serce waliło mi jak szalone. Cały czas obawiałem się, że usłyszę uderzenia laski o podłogę i przed moimi oczami pojawi się postać starszego mężczyzny.

Postawiłem stopę na pierwszym schodku, który głośno zaskrzypiał. Przełknąłem ślinę i wchodziłem dalej. Ręce mi się trzęsły, więc światło latarki podskakiwało na schodach. Nie wiedziałem, czego mogę się tam spodziewać. Raczej nie będzie zwłok, chociaż… Wszystko było przecież możliwe.

Po chwili, która wydawała się trwać wiecznie, w końcu dotarłem na górę. 

Od razu zauważyłem belkę i kawałek zwisającego z niej sznura. To właśnie tutaj obaj się zabili. Bałem się, że gdy tylko spuszczę wzrok i spojrzę znowu w to miejsce, pojawi się w nim zwisający mężczyzna. Dłonie miałem tak mokre, jakbym zanurzył je w wodzie. Myślałem, że się rozpłaczę. Dosłownie czułem, że za chwilę z mroku ktoś się wyłoni i złapie mnie za szyję. Chciałem uciec, ale wiedziałem, że nie mogę… Nie, dopóki nie dowiem się czegoś więcej.

Ze ściśniętym sercem zacząłem przeszukiwać pomieszczenie. Dotarłem do szafy i wysunąłem szufladę, która była pusta.

Szukałem dalej z nadzieją, że w końcu trafię na coś ciekawego.

W dalszej części pomieszczenia trafiłem na łóżko. Jako, że byłem bardzo zdesperowanym dzieciakiem, zacząłem je dokładnie przeszukiwać. Gdy podniosłem materac, zobaczyłem zniszczony dziennik.

Serce podeszło mi do gardła. Czy to właśnie tutaj znajdę, odpowiedzi, których szukam?

Otworzyłem na pierwszej stronie. Pismo było bardzo koślawe, lecz mimo wszystko udało mi się je odczytać.

Porwałem pierwszą. Ma na imię Agnieszka i chodziła do mnie na zajęcia. Wydaje się o wiele bardziej inteligentna, niż reszta dzieciaków z jej podstawówki. Będzie idealna.

Na tym wpis się kończył, więc odwróciłem kartkę.

Wszystko idzie zgodnie z planem. Po tygodniu Agnieszka przestała wołać rodziców. Chyba jej się tutaj podoba. To dobrze. Zawsze wiedziałem, że nadaję się na bycie ojcem, bez względu na to, co wszyscy mi powtarzali.

Czyli o to chodziło? Jacek chciał komuś coś udowodnić?

Agnieszka wydawała się taka znudzona. Nie mogłem ciągle zapewniać jej towarzystwa, musiałem przecież pracować!!

Dlatego postanowiłem zdobyć dla niej koleżankę z którą mogłaby się bawić lalkami! Emilia, dziewczynka ze starszej klasy. Bardzo szybko się polubiły, wręcz natychmiast! Jestem wspaniałym ojcem! Jeszcze chwila i zapomną o swoich prawdziwych rodzicach.

Ciarki przeszły mi po skórze. Czy ten gość naprawdę wierzył w to wszystko, co pisał?

Dziewczynki bawią się lalkami, są takie szczęśliwe. Muszę być ostrożny, więc kupuję prezenty w innym mieście, gdzie nikt mnie nie zna. Podarowałem im identyczne białe sukienki i lalki! Nie mogły uwierzyć własnym oczom. Przytuliły się do mnie, mówiąc, że jestem najlepszym tatą na świecie! Wzruszyłem się tak mocno, że chciało mi się płakać ze szczęścia.

Robiło się coraz dziwniej, jednak nie mogłem przestać czytać.

Tym razem udało mi się zdobyć dwóch chłopaków – Wojtka i Bogdana. Obaj od razu się zadomowili. Wojtek na początku trochę płakał, ale Bogdan…? Od razu mu się spodobało. Nie planowałem tego, chciałem jedynie Wojtka, ale zrobiło mi się szkoda Bogdana. Pochodził z takiej biednej rodziny. Jego rodzice byli alkoholikami, dzieciak często przychodził do szkoły z podbitym okiem. Nie mogłem pozwolić, żeby dalej tak cierpiał. Zwłaszcza, że jest ze mnie naprawdę dobry ojciec. U mnie będzie szczęśliwy.

Wszystko zaczynało robić się coraz ciekawsze. Czułem się tak, jakbym czytał naprawdę wciągającą książkę. Nie mogłem się oderwać.

Bogdan nie może zaprzyjaźnić się z resztą rodzeństwa. Wydaje się bardzo zazdrosny. Nie chce dzielić się zabawkami, ciągle krzyczy, więc muszę go uspokajać i powtarzać, że nie jest tutaj sam! Był jedynakiem, ale z czasem na pewno nauczy się żyć ze swoją nową rodziną.

Na kolejnej stronie charakter pisma zmienił się całkowicie. Litery trudno było odczytać, jakby pisząca je ręka trzęsła się jak rażona prądem.

Nie tak to miało wyglądać… Bogdan… Zabił wszystkich. Musiał schować nóż po kolacji i wszystkich… Po prostu… Zabił… Kazałem mu się wynosić! Pchnąłem go i spadł ze schodów do piwnicy. Myślałem, że zginął, ale chłopak wstał i kulejąc wszedł po schodach, a później po prostu wyszedł z domu… Nie zatrzymałem go, w głowie miałem zupełną pustkę. Teraz wiem, że nie był to dobry pomysł. Wszystko zrzucą na mnie… Nikt nie uwierzy, że dzieciak to zrobił. Nie chcę iść do więzienia…

Na tym dziennik się kończył.

Nie mogłem uwierzyć w to, czego właśnie się dowiedziałem. Przecież… To niemożliwe, to nie mogła być prawda.

Nagle usłyszałem czyjś płacz. Dobiegał z dołu. Zacząłem trząść się na całym ciele.

Wstałem z łóżka. Nogi miałem jak z waty. Dotarłem do schodów. Im niżej schodziłem, tym płacz był głośniejszy.

Gdy dotarłem na dół zauważyłem, że schody biegną niżej.

Poszedłem tam, mając w głowie, że robię najgłupszą rzecz na świecie.

Na samym dole znajdowały się masywne drzwi, które z trudem otworzyłem. Za nimi rozciągał się krótki korytarz, na którego końcu były następne drzwi.

Kiedy do nich podszedłem płacz było słychać już bardzo wyraźnie. Nie dało się ukryć, że dobiegał z pomieszczenia za drzwiami.

Wyciągnąłem rękę. W gardle miałem zupełnie sucho. Ręka trzęsła mi się tak mocno, że z trudem złapałem klamkę. Płacz grał w mojej głowie, jakby nigdy nie miał jej opuścić. Zamknąłem oczy, nacisnąłem klamkę i drzwi się otworzyły.

Płacz ucichł.

Powoli zacząłem otwierać oczy, zupełnie nie chcąc tego robić. Gdy w końcu otworzyłem je całkiem, zobaczyłem małe pomieszczenie. Jeśli czwórka dzieciaków naprawdę tutaj mieszkała… Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Zrobiło mi się ich jeszcze bardziej żal. Badałem całe pomieszczenie światłem latarki i zobaczyłem coś, co wprawiło mnie w przerażenie. Chciałem nawet krzyknąć, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

Na podłodze leżały czyjeś zwłoki, a w zasadzie praktycznie same kości.

Latarka wypadła mi z dłoni i w tej samej chwili usłyszałem uderzenia laski o podłogę. Chciałem uciec, bez latarki, biegnąc zupełnie na ślepo, ale postać była już w korytarzu i powoli zmierzała w moją stronę. Nie wiedziałem, co zrobić. Podniosłem latarkę. Miałem nadzieję, że jak przyświecę w zbliżającego się przybysza, okaże się on jedynie wytworem mojej wyobraźni.

Niestety, starszy człowiek nie zniknął. Snop padającego światła nie robił na nim żadnego wrażenia. Dziadek dalej szedł w moją stronę. Po raz kolejny miałem wrażenie, że próbuje coś powiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie może. Z gardła wydobywał mu się tylko niezrozumiały charkot, co jeszcze bardziej potęgowało mój strach.

Cofałem się, ale trafiłem na ścianę. Z szeroko otwartymi oczami, patrzyłem na zbliżającego się mężczyznę. Zacząłem płakać i trząść się ze strachu. Miałem wrażenie, że tak to wszystko się skończy, moje życie, w tej piwnicy.

W końcu zatrzymał się przede mną. W jego oczach dostrzegłem smutek.

– Nie byłem… – mówił mężczyzna z zaciśniętym gardłem. – Nie jestem… Dobrym ojcem… Zabierz ją stąd…

Nie rozumiałem o co chodzi, ale skierowałem wzrok na to, co pokazywał mi palcem. A wskazywał leżące przy moich stopach kości.

Gdy podniosłem wzrok, mężczyzny już nie było.

Nie czekając ani chwili dłużej, wybiegłem z budynku tak szybko, jak to tylko możliwe.

Na zewnątrz czekali na mnie znajomi. Cieszyli się na mój widok, a ja… Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, przez długi czas nie mogłem dojść do siebie.

Gdy w końcu się uspokoiłem, opowiedziałem policji o kościach leżących w domu Jacka Nowaka. Policjanci na początku myśleli, że to żart, ale gdy znaleźli zwłoki zrobiło się poważniej.

Po jakimś czasie dowiedziałem się, że kości należały do Patrycji, zaginionej ośmiolatki. Jej rodzice byli alkoholikami, którzy uznali, że dzieciak uciekł z domu, co chyba było im na rękę, bo nikt nie kręcił się im pod nogami. Nikt jej nie szukał.

Do dzisiaj nie wiem, co takiego się wydarzyło, że straciła życie. Ta zagadka pozostanie niewyjaśniona już do końca i mojego życia.

Nigdy więcej nie ujrzałem Bogdana. Wszystko skończyło się w momencie, gdy policjanci wynieśli z domu kości Patrycji.

Rodzice często pytali mnie, po co w ogóle wchodziłem do tego domu, a ja jedynie odpowiadałem obojętnie, że wygłupiałem się z kolegami.

Nie chciałem więcej o tym gadać, ale cóż… Była to mała mieścina w której wieści szybko się rozchodzą i gdy poszedłem do szkoły, stałem się sławny. Każdy chciał o wszystkim dokładnie usłyszeć, co było dość męczące.

Na szczęście, Piotrek, Janek i Kamila nie wracali do tematu, za co byłem im wdzięczny. Zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i cały wolny czas spędzaliśmy razem.

Dom „Kripa” został zburzony – moim zdaniem powinni to zrobić już wcześniej, ale lepiej późno niż wcale.

Cały czas zastanawiałem się, dlaczego to przydarzyło się właśnie mnie. Bibliotekarka wspomniała, że jakieś dzieciaki znalazły ciało Bogdana, więc… Czemu im się nie ukazał? Może byli zbyt starzy? A może próbował, ale mu się nie udało? Nie rozumiałem tego, a z czasem zacząłem myśleć o tym coraz mniej. Aż do teraz, gdy opowiedziałem tę historię, najdziwniejszą i najstraszniejszą, jaka przydarzyła mi się w życiu.

 

Koniec

Komentarze

Ojciec dostał awans i z nauczyciela stał się dyrektorem i musieliśmy się wynieść do jakiejś małej mieściny daleko stąd.

Takie podwójne i niezbyt ładnie brzmi, gdyby zamienić drugie i na dlatego musieliśmy/z tego powodu musieliśmy?

 

 

Nie uśmiechało mi się to, zostawiałem kumpli, stara szkołę…

Podzieliłabym na dwa zdania.

 

Niestety, było to w starożytnych czasach, gdzie nie mieliśmy czegoś tak zaawansowanego technologicznie jak internet, więc nawet nie było możliwości gadać na odległość.

 

Według mnie możliwości czego? gadania.

 

Rodzice wciąż powtarzali, że przecież znajdę nowych kumpli i wszystko znowu będzie w porządku, ale jakoś nie wydawałem się przekonany i z kamienną miną patrzyłem przez okno, nie odzywając się przez całą drogę.

Tu też dwa i;) Poza tym skoro opowiada sam chłopak, to raczej nie czuł się przekonany, a nie wydawał się, bo wydawał się to obserwacja z zewnątrz.

 

Weszliśmy do środka, gdzie przywitał nas “piękny”, duży salon.

To zdanie po opisie rudery powoduje, że podejrzewamy, iż weszli do rudery.

 

Wyjrzałem przez nie i zobaczyłem trójkę dzieciaków, siedzących na rowerach, mniej więcej w moim wieku, które wpatrywały się w nasz dom. Nie usłyszałem za wiele, jedynie pojedyncze słowa, ale jedno powtarzało się często – Krip.

 

Szansa, że wyjrzał przez coś innego jest nikła;)

Jak ocenił wiek rowerów?;)

Dodatkowo rowery wpatrują się w dom, to już horror.

 

Nawet ładna, stwierdziłem w duchu.

Myśli warto by wyróżnić, chociażby tak:

Nawet ładna - stwierdziłem w duchu.

 

 

Wstałem i zobaczyłem tych samych dzieciaków, kręcili się obok zrujnowanego domu obok.

Kogo? Te same dzieciaki. Drugiego oboka bym wywaliła.

 

Skoro te same dzieciaki, to powinny być te same. A masz tylko chłopców.

 

– Co wy tu robicie? – zapytałem i chłopaki odwrócili się w moją stronę.

Chłopcy odwrócili się, ale chłopaki odwróciły się.

 

– Mieszkasz tu? – odpowiedział chudy.

Raczej zapytał.

 

Tak mnie wystraszyła, że aż podskoczyłem, co wprawiło całą grupę w atak śmiechu.

Wprawić mogło w dobry nastrój, a atak mogło wywołać.

 

 

Kamila przytuliła się do Piotrka, co lekko wzbudziło moją zazdrość, chociaż nawet jej nie znałem.

Raczej lekką zazdrość, niż lekko wzbudziło.

 

Nie znajdowało się tu nic ciekawego, jednak zdziwiła mnie panująca ciemność i po chwili zdałem sobie sprawę, dlaczego jest tu tak mrocznie – w budynku nie było ani jednego okna. Dość dziwne, ale powoli szedłem dalej, choć od kurzu zaczęło mnie kaszleć.

 

Nie znajdowało się tam, bo masz czas przeszły. Dlaczego było tam tak mrocznie, bo mieszasz czasy. 

Wydało mu się to dość dziwne, bo samo dość dziwne nic nie znaczy.

Zacząłem kaszleć, człowiek kaszle, a nie nim kaszle. 

 

Miałem ochotę wejść, ale wyglądały tak, jakby się miały zaraz zawalić.

 

Usłyszałem czyjeś krok na piętrze i jakiś stukający dźwięk, jakby ktoś uderzał czymś w podłogę.

Stukający dźwięk lepiej zamienić na stukanie.

 

Gdy postać była już na dole, w końcu mogłem lepiej się jej przyjrzeć, dzięki świetle, które wpadało przez uchylone drzwi.

 

Dzięki czemu, dzięki światłu. 

 

– Widziałem. Faktycznie straszny gość, tą laską mógł kogoś zabić. – zaśmiałem się, jednak wszyscy wciąż patrzyli na mnie bez cienia uśmiechu.

Usuń kropkę po zabić.

 

To tylko potwierdzało, że dziwny mężczyzna faktycznie tu mieszka.

 

Tam mieszkał, bo znowu zmieniasz czas. Nadużywasz frazy był, tu nazywamy to byłozą.

 

W końcu dotarło do mnie, że to głupie. Koleś mógł po prostu patrzeć przez okno, a mój przestraszony umysł

dopowiedział sobie resztę.

Tu się rozjechało.

 

Obudziłem się rano, kiedy nie było już śladu dziwnego mężczyzny z sąsiedztwa. W świetle wszystko wydawało mi się mocno absurdalne i logiczne.

Raczej kiedy się obudził, nie było mężczyzny, bo teraz brzmi to jakby czekał, aż dziadek pójdzie. 

Absurdalne stoi w sprzeczności z logiczne.

 

Janek był tak wystraszony, że oczy praktycznie wyleciały mu z głowy.

Brzmi dziwnie.

 

 

Starsza pani jest w siwych włosach…

 

trójki poszukiwanych i zaginionych dzieci

Raczej zaginionych i poszukiwanych, bo kolejność ma znaczenie.

 

– Ja… Rozumiem, że ci ciężko i… W ogóle – mówiła – ale… Musimy się dowiedzieć czegoś więcej… – mówiła tak miło i łagodnie, że od razu się uspokoiłem.

 

 

Z jednego mówienia trzeba by zrezygnować.

 

 

Niewiadomo.

Nie wiadomo

 

– Chyba tylko tam znajdę odpowiedzi. – argumentowałem.

Usuń pierwszą kropkę.

 

Myśl, że będą tutaj na mnie czekać dodawała mi otuchy.

Bez tutaj, bo znowu robi się czas teraźniejszy.

 

I tak, pod tym względem miał absolutną rację.

Nie rozumiem tego zdania.

 

To pomieszczenie wydawało się większe.

Jakie, nie napisałeś, że było tam jakieś pomieszczenie.

 

Ma na imię Agnieszka i chodzi do mnie na zajęcia.

Chodzi dalej, po porwaniu?

 

 

Powiedział, że uciekł z domu Jacka, a po powrocie bardzo się zmienił.

Po powrocie do Jacka?

 

Muszę być ostrożny, więc kupuję prezenty w innym mieście, gdzie nikt mnie nie zna.

 

 

 

Wszystko zaczynało robić się coraz ciekawsze. Czułem się tak, jakbym czytał naprawdę wciągającą książkę. Nie

mogłem się oderwać.

Rozjechało się znowu.

 

Gdy dotarłem na dół zauważyłem, że kawałek dalej schody biegną niżej.

Pojawiły się schody, których nie było?

 

 

Na plus nastrój grozy. Opowieść intrygująca, ale są braki fabularne. Może dlatego, że nie zrozumiałam zakończenia. Warszatowo jesteś na początku drogi, mnóstwo powtórzeń, błędy w odmianie i zapisie dialogów. 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć! Bardzo dziękuje za wskazanie błędów! ;)

Co do braków fabularnych… Opowieść pisałem z perspektywy pierwszej osoby i nie chciałem podawać za wielu informacji, a zwłaszcza takich, w których posiadanie bohater nie mógł wejść. Staram się pisać coraz lepiej, ale niestety – wciąż zbyt wielu rzeczy nie zauważam. Mam nadzieję, że zmieni się to w przyszłości.

Pozdrawiam serdecznie i dzięki za komentarz! ;)

Warto skorzystać z opcji bety. Wpadnie ktoś, wytknie błędy i do publikacji idzie już tekst o klasę lepszy.

Nanieś poprawki, z którymi się zgadzasz, to kolejnym czytelnikom będzie się przyjemniej czytało.

Lożanka bezprenumeratowa

Tak, masz rację, że będę musiał skorzystać z tej opcji w przyszłości. Poprawki wprowadzone, więc mam nadzieję, że będzie się dużo lepiej czytało ;)

cheeky

Hejka, ja tu tylko na chwilkę – tak trochę merytorycznie…

 

– Dom bez okien… W owych czasach starożytnych bywały tylko “domy bez klamek”,

 bez okien dopiero teraz wchodzą w kanon jako super eco.

– Dwunastoletni chłopiec to jeszcze nie mężczyzna, to dopiero czas na mutację i te sprawy…wink

– Stary, siwowłosy mężczyzna o lasce – czyli ten chłopiec który uciekł z piwnicy – a więc minęło

około siedemdziesiąt lat. I jak on biedny dał radę się na tej belce… Co innego na klamce. To tak.

– Policja? Wtedy? A nie milicja?…

– Krip – nie czepiam się, co prawda Wujek G. bąka coś o kołysce w afrikaans czy soli po albańsku,

 ale może to w jakimś slangu… Jestem alingwistyczny, heh.

– Milicja nie znalazła tego dziennika?… Istny horror…

Aha, szuflady się wsuwa lub wysuwa – o odsuwanych nie słyszałem.

Pierwsze koty za płoty, jak mawiali starożytni Rzymianie…

Pozdrawiam.

dum spiro spero

Cześć ;)

Dzięki za przeczytanie i cenne uwagi ;)

Pozdrawiam ;)

Cześć,

 

Zacznę od tych dobrych rzeczy ;) Czytałem na dwa razy, więc za tym drugim już były poprawki po uwagach od Ambush i nie ukrywam, że to pomogło (leciałem od początku). W każdym razie po początkowej fazie (wyprowadzka i poznanie nowych znajomych) czytało mi się naprawdę bardzo dobrze. Byłem ciekawy, co się wydarzy, interesowała mnie ta zagadka, fajny był motyw z biblioteką (trochę tu się poczułem jak w Stranger Things – a to raczej dobrze świadczy o opowiadaniu).

 

Natomiast w trakcie czytania nie mogłem uwolnić się od myśli, że ten 12-latek raczej mi tu zalatuje jakimś 30-latkiem ;) Momentami zachowywał się jak dorosły (momentami trochę zbyt odważny, momentami jak etatowy detektyw). Do tego dochodzi narracja, sugerowałbym jakoś zaznaczyć, że opowieść jest spisana przez dorosłego już Adama, bo nigdzie ta informacja się nie pojawia, przez co teoretycznie młodzieżowy narrator opisuje historię po dorosłemu – co oczywiście jest wyjaśnione, ale na końcu. Choć jak myślę, byłby to gruby spoiler wykluczający ew. śmierć Adama z POV czytelnika.

 

Co do łapanki to wszystko to, co chciałem napisać to Ambush zawarła w swoim wpisie.

 

Zwrócę uwagę jeszcze raz na te detale:

 

Janek był tak wystraszony, że oczy praktycznie wyleciały mu z głowy.

Nie ukrywam, że tu zwizualizował mi się jakiś horror, jak wylatujące oczy odbijają się od podłogi.

 

–  W zasadzie… Dlaczego mówicie na niego Krip? – zapytałem. Mocno mnie to zaintrygowało.

– Z angielskiego – odparł Piotrek. – Tak się chyba mówi na kogoś mrocznego, nie? – Spojrzał na wszystkich, ale nikt się nie odezwał.

Bibliotekarka, starsza pani w okularach i o siwych włosach, uśmiechnęła się widząc Janka. Nas zmierzyła wzrokiem.

Tutaj się potknąłem, mamy jakiś dialog, po czym wskakuje nam bibliotekarka. Spróbowałbym to jakoś wygładzić i płynniej przejść do stojącej bibliotekarki.

 

Zacząłem trząść się na całym ciele.

Dziwnie to brzmi jakoś.

 

Zrobiło mi się

ich jeszcze bardziej żal.

Tu niepotrzebny enter.

 

Jak słusznie zaznaczył Fascynator, mega mi nie zagrało to, że nikt wcześniej nie znalazł tego dziennika… przy czym jest to istotny element z pkt. widzenia fabuły, wiec trudno to będzie jakoś naprawić.

 

Niemniej, ogólnie jest okej yes

Cześć! Dzięki za przeczytanie i opinie! ;) Cieszę się, że opowieść w miarę się spodobała ;D

Tak, inspirowałem się trochę Stringer Things i To Stephena Kinga. Z dziennikiem myślałem o tym, że nikt specjalnie nie przeszukiwał domu po znalezieniu ciał zaginionych dzieciaków i martwego porywacza. Sam dziennik był też schowany i w zasadzie można było go przeoczyć ;). Takie miałem po prostu wyobrażenie. 

Błędy postaram się poprawić.

Pozdrawiam serdecznie ;)

Zgadzam się z uwagami wcześniej komentujących, a od siebie dodam, że raczej nie chce mi się wierzyć, że starsza i doświadczona bibliotekarka pozwoliła dzieciom zapoznać się z drastycznymi wypadkami dotyczącymi morderstw, choć z drugiej strony rozumiem też, że w jakiś sposób musiałeś podsunąć im te informacje, żeby sprawy mogły potoczyć się dalej.

Dość wiarygodnie zarysowałeś zachowanie dzieci, które mimo niepewności i strachu nie mogą się powstrzymać od przyjeżdżania w pobliże nawiedzonego domu. Z drugiej strony zastanawiam się, dlaczego tylko ta grupka była tak żywo zainteresowana szczególnym domem.

Nie czytało się źle, ale opowiadanie wymaga jeszcze dopracowania.

 

było to w sta­ro­żyt­nych cza­sach, gdzie nie mie­li­śmy… → Piszesz o czasie, nie miejscu, więc: …było to w sta­ro­żyt­nych cza­sach, kiedy nie mie­li­śmy

 

pa­trzy­łem przez okno, nie od­zy­wa­jąc się przez całą drogę. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …pa­trzy­łem w okno, nie od­zy­wa­jąc się przez całą drogę.

 

Usły­sza­łem jakąś roz­mo­wę do­bie­ga­ją­cą zza okna. → Wystarczy: Usły­sza­łem roz­mo­wę do­bie­ga­ją­cą zza okna.

 

wtedy żadna pora nie była ide­al­na na po­bud­kę. → Raczej: …wtedy żadna pora nie była dobra na po­bud­kę.

 

Wsta­łem i zo­ba­czy­łem te same dzie­cia­ki, krę­ci­li się obok zruj­no­wa­ne­go domu. → Piszesz o dzieciakach, które są rodzaju nijakiego, więc: Wsta­łem i zo­ba­czy­łem te same dzie­cia­ki, kręciły się obok zruj­no­wa­ne­go domu.

 

Może nie byłem najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi… → Rozumiem, że dwunastolatek może myśleć, że jest mężczyzną, ale lepiej zabrzmiałoby: Może nie byłem najprzystojniejszym chłopakiem/ nastolatkiem na ziemi

 

Chło­pa­ki nawet nie za­uwa­ży­li… → Chło­pa­ki nawet nie za­uwa­ży­ły… Lub: Chłopcy nawet nie za­uwa­ży­li

 

– I nie boisz się? – Za­brał głos gruby. → Didaskalia małą literą. Tu brzmią jak relacja z zebrania.

Proponuję zwyczajnie, jako że wypowiedź kończy pytajnik: – I nie boisz się? – zapytał gruby.

 

Boicie się tej rudery? – zapytałem drwiąco. → Jedna spacja po półpauzie wystarczy.

 

A więc Piotrek nie miał od­wa­gi nigdy wejść do tego domu. Po­czu­łem nagły przy­pływ od­wa­gi… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję pierwsze zdanie: A więc Piotrek nigdy nie zdecydował się, by wejść do tego domu.

 

Był to star­szy męż­czy­zna, pod­pie­ra­ją­cy się na lasce.Był to star­szy męż­czy­zna, pod­pie­ra­ją­cy się laską. Lub: Był to star­szy męż­czy­zna, o­pie­ra­ją­cy się na lasce.

 

Spoj­rza­łem na moich no­wych przy­ja­ciół. → Na pewno przyjaciół? A kiedy zdążyli się zaprzyjaźnić?

Może: Spoj­rza­łem na moich no­wych znajomych.

 

po­sze­dłem do swo­je­go domu nie oglą­da­jąc się za sie­bie. → Zbędne dookreślenie – czy mógł obejrzeć się przed siebie?

Wystarczy: …po­sze­dłem do swo­je­go domu, nie oglą­da­jąc się.

 

na gór­nym pie­trze za­pa­lo­ne było świa­tło. → Literówka.

 

Po­czu­łem, jak moje ciało prze­cho­dzą dresz­cze. → Zbędny zaimek – czy czułby dreszcze na cudzym ciele?

Proponuję: Po­czu­łem prze­cho­dzące dresz­cze.

 

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący pod oknem i wpatrujący się we mnie. → Bohater jest w łóżku i właśnie wylazł spod kołdry. Zastanawiam się, jak w tych okolicznościach mógł zobaczyć Kripa stojącego pod oknem, skoro pokój chłopca znajdował się na piętrze.

 

W dłoni trzy­mał drew­nia­ną laskę na któ­rej się pod­pie­rał.W dłoni trzy­mał drew­nia­ną laskę, którą się pod­pie­rał. Lub: W dłoni trzy­mał drew­nia­ną laskę, na któ­rej się o­pie­rał.

 

I w końcu nie nie wi­dzia­łem już nic. → Dwa grzybki w barszczyku.

 

Usły­sza­łem jak kamyk ude­rzył w okno i pod­sko­czy­łem, sły­sząc ten nagły dźwięk. → Brzmi to nie najlepiej, w dodatku powtarzasz informację.

Proponuję: Usły­sza­łem stuk kamyka ude­rzającego w okno i aż pod­sko­czy­łem.

 

Janek był tak wy­stra­szo­ny, że oczy prak­tycz­nie wy­le­cia­ły mu z głowy. → Że co zrobiły oczy???!!!

Pierwszy raz słyszę o oczach, które ze strachu wylatują z głowy, a i zwizualizować sobie tego nijak nie potrafię.

 

– W zasadzie… → Jedna spacja po półpauzie wystarczy.

 

Jacek Nowak oskar­żo­ny o po­rwa­nie i za­bój­stwo trój­ki dzie­ci, zo­stał zna­le­zio­ny mar­twy w swoim domu…”Jacek Nowak oskar­żo­ny o po­rwa­nie i za­bój­stwo trój­ki dzie­ci, zo­stał zna­le­zio­ny mar­twy w swoim domu… Lub: Jacek Nowak oskar­żo­ny o po­rwa­nie i za­bój­stwo trój­ki dzie­ci, zo­stał zna­le­zio­ny mar­twy w swoim domu…”

Tekstu pisanego kursywą nie ujmuje się w cudzysłów. Uwaga dotyczy pozostałych fragmentów opowiadania napisanych w ten sposób.

 

My­śla­łem, że ze­mdle­je. → Literówka.

 

– Ja… Ro­zu­miem, że ci cięż­ko i…– Ja… Ro­zu­miem, że ci niełatwo i

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

Po pro­stu po­ja­wił się na ko­mi­sa­ria­cie.Po pro­stu po­ja­wił się w ko­mi­sa­ria­cie.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/do-komisariatu-na-tych-dziewiec-dni;16360.html

 

jak dzi­kie zwie­rze zła­pa­ne w sidła. → Literówka.

 

– Miał na imię Bog­dan. – mó­wi­ła bi­blio­te­kar­ka. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Jacek był wy­spor­to­wa­nym meż­czy­zną… → Literówka.

 

Je­dy­ną ku­la­wą osobą, jaką znam, to Bog­dan. → Je­dy­ną ku­la­wą osobą, jaką znam, był Bog­dan. Lub: Je­dy­na ku­la­wa osoba, jaką znam, to Bog­dan.

 

Gdy pod­nio­słem ma­te­rac, zo­ba­czy­łem znisz­czo­ny dzien­nik. → Skąd wiedział, że to był dziennik?

Jak to możliwe, że w czasie czynności przy przeszukiwaniu miejsca zbrodni, nie znaleziono tych zapisków???

 

Otwo­rzy­łem pierw­szą stro­nę. → Obawiam się, że strony otworzyć nie można.

Proponuję: Otwo­rzy­łem na pierw­szej stro­nie.

 

ale z mo­je­go gar­dła nie wy­do­był się żaden dźwięk. → Zbędny zaimek.

 

Pa­trzy­łem na zbli­ża­ją­ce­go się męż­czy­znę z sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi. → Czy dobrze rozumiem, że zbliżający się mężczyzna miał szeroko otwarte oczy?

A może miało być: Sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi pa­trzy­łem na zbli­ża­ją­ce­go się męż­czy­znę.

 

każdy wolny czas spę­dza­li­śmy razem. → …cały wolny czas spę­dza­li­śmy razem. Lub: …każdą wolną chwilę spę­dza­li­śmy razem.

 

dla­cze­go to przy­da­rzy­ło się wła­śnie mi. → …dla­cze­go to przy­da­rzy­ło się wła­śnie mnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć! Cieszę się, że opowieść nie była zła i czytało się nienajgorzej! 

Na początku chciałem, żeby dzieciaki dowiedziały się wszystkiego z gazet, ale wydało mi się to bardzo nieciekawe, więc zmieniłem na bibliotekarkę, która opowiedziała całą historię ;D

 

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący pod oknem i wpatrujący się we mnie. → Bohater jest w łóżku i właśnie wylazł spod kołdry. Zastanawiam się, jak w tych okolicznościach mógł zobaczyć Kripa stojącego pod oknem, skoro pokój chłopca znajdował się na piętrze.

Tutaj chodziło o to, że Krip był w pokoju chłopca i stał przy oknie ;)

 

Janek był tak wystraszony, że oczy praktycznie wyleciały mu z głowy. → Że co zrobiły oczy???!!!

Pierwszy raz słyszę o oczach, które ze strachu wylatują z głowy, a i zwizualizować sobie tego nijak nie potrafię. 

Tak, wiem, że brzmi to bardzo dziwnie – dlatego zostawiłem, bo jakoś tak… Pasowało mi do tej opowieści :D

 

Dzięki za wskazanie błędów, które od razu poprawię ;)

Pozdrawiam serdecznie! ;)

 

 

Tutaj cho­dzi­ło o to, że Krip był w po­ko­ju chłop­ca i stał przy oknie ;)

Ach, więc Krip miał zdolności, o które go nie podejrzewałam – umiał przenikać przez mury!

 

Tak, wiem, że brzmi to bar­dzo dziw­nie – dla­te­go zo­sta­wi­łem, bo jakoś tak… Pa­so­wa­ło mi do tej opo­wie­ści :D

Obawiam się, Divio, że jeszcze niejeden czytelnik zawiesi się na tym zdaniu.

A może: Janek miał oczy tak wytrzeszczone ze strachu, jakby za chwilę miały mu wypaść.

 

Powodzenia w dalszej pracy twórczej! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawiłem na “przy oknie” i mam nadzieję, że teraz będzie bardziej czytelne ;D

Obawiam się, Divio, że jeszcze niejeden czytelnik zawiesi się na tym zdaniu.

A może: Janek miał oczy tak wytrzeszczone ze strachu, jakby za chwilę miały mu wypaść.

 

Bardzo możliwe, ale zostawiłbym to zdanie, jest takie dość… Specyficzne. Ale dziękuje, za wskazówkę ;)

 

Powodzenia w dalszej pracy twórczej! :)

Dziękuje! ;)

To Twoje opowiadanie, Dovio. Będzie napisane tak jak zechcesz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, hej,

 

opowiadanie całkiem udane, zwłaszcza pierwsza połowa. Historia jest klasyczna: przeprowadzka, nawiedzony dom, grupka dzieciaków, która interesuje się tajemnicą. Niestety mam wrażenie, że fabuła wraz z rozwojem opowieść traci “impet”, zabrakło mi tutaj lepiej zarysowanego tła – reakcji rodziców, policji, lepiej skonstruowanej postaci bibliotekarki (w opowiadania ona właściwie służy tylko do podania informacji fabularnych).

Mam również problem z “rdzeniem fantastycznym” tej historii. Czy dom rzeczywiście był nawiedzony? A może to po prostu Bogdan, który wcale nie zginął wrócił na miejsce zbrodni? Przeczą temu różne “fantastyczne zdarzenia”: pojawiające się okno w jednolitym murze, zdolność do ukazania się w pokoju chłopaka. Jeżeli jednak faktycznie mamy do czynienia z duchem, dlaczego jest stary i porusza się o lasce? Wrócił po wielu latach, jako starzec żeby się powiesić? Jakoś trudno mi w to uwierzyć, a tekst nie stanowi.

 

Jeśli chodzi o ten fragment z oknem wg mnie nadal jest niezrozumiały. Nie wynika z niego, że Krip pojawił się w pokoju chłopaka.

Po chwili w oknie pojawiła się czyjaś sylwetka i bez trudu rozpoznałem dziadka, którego widziałem wcześniej. Stał i wpatrywał się we mnie. Poczułem, przechodzące dreszcze. W moim pokoju było całkiem ciemno, ale miałem wrażenie, że gość doskonale mnie widział. Powoli oddalałem się od okna, czując, jak mocno wali mi serce.

Rzuciłem się na łóżko i schowałem pod kołdrę, jak małe dziecko, któremu przyśnił się koszmar.

W końcu dotarło do mnie, że to głupie. Koleś mógł po prostu patrzeć przez okno, a mój przestraszony umysł dopowiedział sobie resztę.

Uspokojony wyszedłem spod kołdry, śmiejąc się z własnej naiwności.

Pierwszym, co zobaczyłem był on, Krip, stojący przy oknie i wpatrujący się we mnie. W dłoni trzymał drewnianą laskę na której się opierał.

Byłem tak przerażony, że zaschło mi w gardle. Chciałem krzyknąć, ale nie dałem rady. Miałem wrażenie, że serce zaraz wyleci mi z piersi. Oddychałem głęboko, a w oczach robiło mi się coraz ciemniej. I w końcu nie widziałem już nic.

 

***

 

Obudziłem się rano, kiedy nie było już dziwnego mężczyzny z sąsiedztwa. W świetle wszystko wydawało mi się mocno absurdalne. Musiało mi się przywidzieć, przecież gość nie mógł tutaj wejść, jak miałby to niby zrobić?

Dopiero ostatnie zdanie rzuca nieco światła na tę sytuację. Potknąłem się.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć! Cieszę się, że uważasz opowiadanie za udane! ;)

Chciałbym bardziej rozbudować tę opowieść, ale wolałem nie przesadzać z długością – takie dłuższe teksty jednak trochę odstraszają od czytania, więc po prostu skupiłem się na najważniejszych wydarzeniach, żeby nie przedłużać.

I tak, też myślałem, żeby Bogdan nie był duchem, ale jakoś nie chciało mi się to zgrać z resztą opowieści, więc mężczyzna jest prawdziwą i przerażająca zjawą :D

 

Co do tego, że jest stary… Chodziło o to, że spędził on kilka lat w tym zakładzie. Później z niego wyszedł i chciał “uratować” dziecko od patologicznej rodziny – podobnie jak wcześniej zrobił to jego porywacz. Niestety, dziewczynka pod jego opieką zmarła, a on popełnił samobójstwo, nie mogąc się z tym pogodzić. Taki był ogólny zamysł ;)

 

Nie wiem za bardzo jak poprawić ten zapis z oknem, żeby był bardziej czytelny, ale spróbuję się jeszcze nad tym zastanowić.

Dzięki za przeczytanie i komentarz!

Pozdrawiam serdecznie ;)

Nowa Fantastyka