- Opowiadanie: RobertZ - Jasnowidzenie sołtysa Perspektywy

Jasnowidzenie sołtysa Perspektywy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Jasnowidzenie sołtysa Perspektywy

Akt I

Mały pokój o ścianach pomalowanych na biało. Z tyłu jedno, otwarte okno. Słychać ćwierkanie wróbli. Na środku pokoju, przy biurku, siedzi młody, ubrany w policyjny mundur, chłopak. Na jego twarzy maluje się rozpacz. Coś pisze, w wielkiej, oprawionej w skórę księdze. Zaglądamy mu przez ramię. Widzimy dopiero co napisany tekst:

Policyjny notatnik wsi Podkurniki, maj 2096 roku.

We wsi spokojnie. Żadnych włamań. Liczba abstynentów i niemaltretowanych żon rośnie. Z braku mandatów fundusze posterunku policji maleją.

Pod spodem notatka dopisana mało czytelnym pismem:

Ludzie, zróbta coś bo mnie zredukują!

 

AKT II

Pokój sołtysa. Nie ma w nim mebli. Z prawej strony otwarte na noc, przez system centralnego zarządzania, okno, przez które wpada do pokoju szare światło zbliżającego się świtu. Na środku pokoju wisi, w pozycji poziomej, na wysokości około pół metra starszy mężczyzna ubrany w piżamę w ciapki. Na ścianie, za nim, jest wielki czerwony guzik. Właśnie w tym momencie mężczyzna obrócił się z boku na bok i głośno chrapnął. Jego lewy policzek spłaszczył się przyciśnięty do znajdującego się pod nim powietrza.

Kogut: Kukurykuuu…

Na parapet wchodzi przez otwarte okno, naprawdę duży kogut.

Kogut (dźwięk wydawany przez kurę znoszącą jajko): Kokokookoo…

Sołtys nic, tylko chrapie.

Kogut: Co za śpioch.

Pręży się na parapecie, wypina swoją wielgachną, kogucią pierś i skacze na sołtysa. System grawitacyjny łóżka napowietrznego szaleje. Początkowo uznaje koguta za jakiegoś owadziego intruza w rodzaju komara i próbuje wyrzucić go przez okno. Tenże jednak, porządnie wypasiony nie poddaje się i rozpaczliwie machając skrzydłami zbliża się do upatrzonego celu. Nie ma jednak szczęścia. Włącza się system obrony napowietrznej Rozhuśtane potencjały energetyczno-plazmatroniczne rzucają kogutem na wszystkie strony. W końcu biedak zostaje przyklejony do sufitu wiązką antygrawitacyjną.

Sołtys budzi się. W pierwszym półprzytomnym odruchu chwyta się za brzuch. Widać wyraźnie, o czym świadczy jego wykrzywiona bólem twarz, że wcześniejsze kołysanie niezbyt korzystnie wpłynęło na przebiegające w jego żołądku procesy trawienne. Następnie patrzy w górę i widzi przylepionego do sufitu koguta.

Sołtys: Co jest?! To znowu ty?!

Sołtys zeskakuje na podłogę, podchodzi do ściany i naciska znajdujący się na niej czerwony guzik. Kogut, uwolniony od oddziaływania wiązki antygrawitacyjnej, spada na ziemię.

Kogut (mówi skrzekliwym głosem na wpół uduszonego przez oszalałego sześciolatka ptaka): Duchowny wyjeżdża.

 

AKT III

Centralny Kosmodrom Wiejski. Coś w rodzaju dużego wyasfaltowanego boiska. Na jego środku niewielka, drewniana, pomalowana (kolor dowolny) rakieta. Na skraju boiska stoi grupa ludzi. Kobiety są ubrane w chusty i stroje ludowe, mężczyźni mają na sobie garnitury. Dzieci bawią się w bombardowanie Księżyca (instrukcje obsługi wyżej wspomnianej gry podam innym razem). Na skraju kosmodromu ląduje helikopter. Wysiada z niego drzycimałek parzystokopytny i turlając skocznie zbliża się do oczekujących. Jest to skrzyżowanie hulajnogi z kangurem. Zakupić, względnie wypożyczyć wyżej wzmiankowany okaz zwierzęcia nośnego można jedynie w układzie Andromedy. Na grzbiecie drzycimałka siedzi ksiądz. Ten zatrzymuje się przed zgromadzonym tłumem wieśniaków. Kapłan zsiada z niego i wchodzi na przenośną platformę mówniczą. Należy tu zaznaczyć, że platforma ta jest niewidzialna. Jednakże nie ma ona nic wspólnego z „łóżkiem” sołtysa i pełni zupełnie odmienną funkcję.

Ksiądz: Wybaczcie mi ten niespodziewany wyjazd, ale nie mogłem się przeciwstawić mojemu powołaniu. Na Marsie trzeba nawracać niepokorne duszyczki. Szerzy się tam zaraza ateizacji, niewiary i grzechu. Nie bądźcie jednak smutni rozstając się ze mną. Mogę was zapewnić, że opiekę nad parafią przejmie inny ksiądz. Młody jeszcze i niedoświadczony, ale za to pełny wiary. Dziękuje wam i… żegnajcie.

Ksiądz, wraz z drzycimałkiem parzystokopytnym wsiada do służbowej rakiety. Stojący przed nią tłum ludzi płacze; kobiety szlochają, mężczyźni są bardziej odporni na emocje, ale i tak widać, że niektórzy z nich cicho popłakują. Po starcie rakiety tłum zaczyna się rozchodzić. Wtedy właśnie sołtys porażony nagłym olśnieniem wskakuje na mównicę. Gdy mówi gestykuluje pełen przejęcia.

Sołtys: Ludziska! Nadszedł czas wielkich przemian. Patrzcie! (Wskazuje ręką olbrzymie bloki sterczące zza horyzontu.) Tam jest miasto. Żarłoczny potwór, który pożera naszą tradycje, odbiera nam to, co jest dla nas najważniejsze. Ale jest wybór. (Sołtys wskazuje ręką niebo.) Tam wiedzie nasza droga! Mars… kanały i kanalizacje. Uprawy kukurydzy, ryżu i manga giganta. Olbrzymie farmy, swoboda, bliski kontakt z przyrodą i brak miasta, które nas osacza i wmawia nam, że jesteśmy gorsi. Lećmy tam, za księdzem Pieniążkiem!

 

AKT IV

Ten sam kosmodrom. Na nim siedem drewnianych, pomalowanych na różne kolory rakiet. Rakiety kolejno odlatują. Lecą ku nowej ojczyźnie, przyszłości podkurnickich wieśniaków. Pozostawiają za sobą miasto i wielkie bloki otaczające ze wszystkich stron małą osadę wiejską. (Widok z góry.)

 

AKT V

Studio telewizyjne. Mały człowieczek o twarzy lalki Barbie i fryzurze Irokeza czyta z leżących przed nim kartek.

Laluś: …kłótnie zażegnał sekretarz ONZ. Ostatecznie ustalono, że na bankiecie, na którym mają się spotkać głowy wszystkich państw świata zamiast lodów czekoladowych zostaną podane lody śmietankowo-czekoladowe. Informacje z kraju. Ministerstwo Rolnictwa zostało zlikwidowane ze względu na migracje ostatniej rolniczej osady. Ministerstwo Turystyki i Sportu wystąpiło z propozycją stworzenia skansenu rolnego. Nieoficjalnie mówi się o odtworzeniu wioski o nazwie Podkurniki, której mieszkańcy ostatnio wyemigrowali na Marsa. Miejsce rolników zajmie kustosz i grupa aktorów. Ich zadaniem będzie odgrywanie roli wiejskich mieszkańców. Konieczność odtworzenia wioski argumentuje się tym, że ludzie sfrustrowani ciągłym hałasem i tłokiem muszą co jakiś czas wyjeżdżać z miasta na wieś, aby tam móc napić się mleka prosto od krowy i zjeść smaczny, niesyntetyczny, wysokokaloryczny i wyjątkowo niezdrowy befsztyk. (Laluś szeroko się uśmiecha.) Ale my, proszę państwa, nie jesteśmy przecież sfrustrowani, nieprawdaż? (Przekłada leżące przed nim kartki.) Gang kanibali ponownie uderzył…

 

AKT VI

Rakieta ląduje na Marsie. Na marsjańskim horyzoncie, na tle zachodzącego słońca, widok budowanego marsjańskiego miasta.

Koniec

Komentarze

"Coś piszę, w wielkiej, oprawionej w skórę księdze." - chyba powinno być pisze, bo pisze on - chłopak w policyjnym mundurze.
"Pod spodem notatka dopisane nieczytelnym pismem"
To takie drobiazgi wynikające raczej z pośpiechu, poza tym nic mi już nie zakłócało czytania. Tyle tylko, że treściowo mne jakoś nie przekonało.
Pozdrawiam.

Pośpiechu nie było. Niekiedy pięć razy można przeczytać to samo i nie zauważyć byka. Mam nadzieje, że nie było ich więcej.

"Na środku pokoju, przy biurku, siedzi młody, ubrany w policyjny mundur, chłopak."- chyba przed chłopakiem nie powinno być przecinka.
"Na jego twarzy maluje się smutek i rozpacz."- to tak jak "radość i euforia". Skoro był zrozpaczony, to po co pisać o smutku?
Też mnie jakoś nie przekonało. Poza tym czytałem już przynajmniej dwa opowiadania w podobnej konwencji. Nie ocenie z banalnego powodu- nie wiem jak.

Jeżeli ktoś jest smutny to nie musi rozpaczać. Istnieje tu pewna stopniowalność. Co do przecinka to tak jak go wstawiłem też jest dobrze. To tylko lekka szortowa humorestka mająca wywołać uśmiech. Nie jest to jakiś poważny tematycznie teskt.

Dziękuje za komentarze. Naprawdę bardzo mi pomagają.

RobertZ, ale jak rozpacza to musi być smutny:). Napisałbyś "radość i euforia"? A przecież to to samo. Jeśli drugi przymiotnik determinuje pierwszy, to po co ten pierwszy pisać?
Z poważaniem
Lassar

Pod spodem notatka dopisana nieczytelnym pismem:
Ludzie, zróbta coś bo mnie zredukują!

Jeżeli nieczytelne pimo, to skąd wiadomo, co zostało nagryzmolone?
Proponuję wstawić "ledwie" i skreślić "nie".

1. Lassar; szczerze mówiąc napisałbym, ale w jednym masz rację. Faktycznie nie ma po co mnożyć bytów.
2. AdamKB; przyjęta krytyka. "Ledwie" faktycznie jest sytuacyjnie zdecydowanie poprawniejsze.

"małoczytelnym" Spacja?

Ciekawy eksperyment z formą. W miarę porządnie napisane, dosyć interesujące.

Faktycznie spacja :)

Wizja - niczego sobie :)

Dzięki

Interesujący eksepryment formą, ale jeśli chodzi o treść to nic specjalnego.
Mnie nie porwało.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka