
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Zrozum… ja… on… byliśmy na dachu… Tak strasznie go nienawidziłam… tak bardzo, tak bardzo pragnęłam jego śmierci… on podszedł do krawędzi… ja… a ja byłam tuż za nim… Adam… ja miałam tylko jedenaście lat…
– Rozumiem, wszystko rozumiem – powiedział, siadając przy mnie. Znowu mnie przytulił.
– Odkąd pamiętam… bił mnie… zawsze… Zmusił, żebym powiedziała, że złamałam rękę, spadając z huśtawki… Zrozum… To było… jak jakieś piekło. Wszystko się powtarzało. Coraz gorzej… A później… później zaczął interesować się mną w inny sposób. Przychodził w nocy do mojego pokoju… Ty… nie masz pojęcia, co ja przeżyłam… ja… tak bardzo go nienawidziłam… O Boże… Adam… Ja zabiłam własnego ojca… – rozpłakałam się na dobre.
– Wszystko będzie dobrze – mówił, usiłując mnie uciszyć. – Gdy tylko się stąd wydostaniemy.
– Ty o wszystkim wiedziałeś! – krzyknęłam. – Jak mogłeś… zostawić mnie z tym samą?
– Klara… ja sam byłem wtedy dzieckiem. Jednak… byliśmy jak rodzeństwo. Chciałem cię chronić. Gdyby tylko Bóg pozwolił.
– Bóg nie istnieje – powiedziałam, wstając. – Gdyby istniał, nie pozwoliłby na to wszystko. Gdyby był tak potężny jak mówią, zniszczyłby piekło i Szatana razem z nim. Nie…
– Nie wiesz, co mówisz – Adam próbował mnie uspokoić. – On wystawia nas na próby… – tłumaczył. Jednak ja byłam w furii. – Zobaczysz. Wynagrodzi nas za to wszystko. Przez to, co cię spotkało… Klara, ty nie jesteś w pełni zdrowa…
– Tak, jasne! Zrób ze mnie wariatkę na koniec! – wrzasnęłam.
– Tyle się nacierpiałaś… Przez to byłaś taka fałszywa, agresywna, nieszczęśliwa. Wokół ciebie umierali ludzie, a ty wcale się tym nie przejmowałaś. I jeszcze duch tej dziewczyny.
– Wiesz, co ci powiem? Nie będziesz się musiał ze mną użerać. Nikt już nie będzie cierpiał!
– Klara, nie rób tego! – krzyczał próbując mnie przytrzymać. Jednak moje emocje wzięły górę. Telekineza kolejny raz mi się przydała. Adam z niewyobrażalną siłą uderzył o ścianę teatru. Z głowy ciekła mu krew. Wtem drzwi teatru runęły na ziemię. Przełamali barykady. Potężnymi skokami zmierzali w kierunku Adama. Nie chciałam na to patrzeć… Jeden z nich rzucił się na mnie. Wpił mi się pazurami w bok. Poczułam przeszywający ból… Krzyczałam… Wbiłam się paznokciami w jego oczy. Puścił mnie. Jednak było ich coraz więcej. Nadciągali ze wszystkich stron… Bałam się… Nie wiedziałam co się dzieje z Adamem. Adrenalina… Taka adrenalina… Zaczęłam biec. Czym prędzej dopadłam do schodów… Ile sił w nogach biegłam na górę. Musiałam czym dostać się na dach.
Spojrzałam w dół. Widok z dachu Teatru Wielkiego był niesamowity. Płonąca Warszawa. Wszędzie eksplozje… jeden wielki harmider. Znalazłam się w samym środku piekła. Opanowali całe miasto. Żołądek podchodził mi do gardła. Taka adrenalina… Bałam się. Najzwyczajniej w świecie się bałam.. Miałam jedyną i niepowtarzalną okazję odpokutowania za swoje czyny. „Jeśli ty słabniesz, ona również…” Czy to możliwe? Czy to możliwe, żebym urodziła się tylko po to, aby umrzeć? Czułam, że są już za mną… Że za chwile mnie dopadną… Jeszcze raz spojrzałam w dół. Zamknęłam oczy. Wstrzymałam oddech… I wykonałam najważniejszy krok w moim życiu.
Ocknęłam się. Promienie porannego słońca raziły mnie w oczy. Leżałam na placu przed teatrem. Nie czułam rąk ani nóg. Nic nie czułam. Nawet zimnego śniegu tuż pod delikatnym materiałem paczki klasycznej, która była cała w strzępach…. Nie czułam absolutnie nic. Jakbym była przykryta lekką, białą, puchową kołdrą. Dopiero po chwili zauważyłam, że stoją nade mną jakieś osoby… Adam, Artur, mama, Maciek… a nawet Magda i Dawid. Mrugnęłam kilka razy. W oddali… Na placu było mnóstwo ludzi. Dostrzegłam między nimi Sylwię. Jakoś nie mogłam uwierzyć… Czyżbym… Czy ja umarłam?
– Co się stało? – zapytałam ledwo dosłyszalnie. Nie byłam w stanie głośniej mówić.
– Przyjechaliśmy na konkurs… – wyjaśniła mama. Jednak później zamilkła. Nic z tego nie rozumiałam.
– Chyba wypadłaś z okna – powiedziała Magda. Powoli przypominałam sobie bieg wydarzeń. Tak sądzę… Przecież ja… skoczyłam z dachu Teatru Wielkiego… Nie mogłam przeżyć… Wręcz nie miałam prawa… A może to wszystko było jedynie snem? Zaczęło mi się kręcić w głowie. Chciałam usiąść. Jednak ledwo się ruszałam. Adam wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi się podnieść. Zauważyłam rozdarcie na ramieniu jego bluzy, która miał na sobie zamiast kurtki, mimo siarczystego mrozu. Przyjrzałam się bliżej i… zobaczyłam głęboką ranę. Jeszcze lekko krwawiła. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
– Chciałabym… – zaczęłam próbując stanąć o własnych siłach. Zachwiałam się.
– Lepiej usiądź – zarządził Artur. Wezwaliśmy karetkę. Powinna już tu być.
– Nic mi nie będzie – powiedziałam próbując się do niego uśmiechnąć. – Ja chciałabym… – Ledwo mnie słyszeli. Gardło paliło mnie żywym ogniem. – Chciałabym was wszystkich przeprosić. Za to jaka byłam… W ogóle za wszystko – powoli zbierało mi się na płacz. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
– Klara, co ty wygadujesz? Chyba uderzyłaś się w głowę – stwierdził Maciek i zaczął mi się baczniej przyglądać. Reszta była równie zdziwiona.
– Naprawdę nic mi nie jest, braciszku – zapewniłam usiłując go przytulić. Maciek odskoczył ode mnie jak oparzony. Był całkiem zdezorientowany.
– Wszystko jasne. Zwariowała – stwierdził. Na twarzach reszty pojawiły się ukradkowe uśmiechy. Mój młodszy brat również się uśmiechał, chociaż za wszelką cenę nie dawał tego po sobie poznać.
– Chciałabym już wrócić do domu – powiedziałam.
– No ale… Co z występem?! – lamentował Dawid. Pomiędzy zgromadzonymi zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
– Myślę, że moja przygoda z tańcem właśnie dobiegła końca.
Fajne to opowiadanie, mnie się osobiście podobało. Tylko, że przesadziłaś z tymi nieszczęsnymi wielokropkami. Za dużo tego i to razi. Parę powtórzeń też tam mignęło, ale ogólnie czytało mi się przyjemnie i bez większych zgrzytów. Tylko koniec trochę niezbyt jasny. Domyslam się, że to tym jak wyskoczyła to ta dziewczyna w niej umarła, coś w stylu końcówki "Podziemnego kręgu", gdy główny bohater palnął sobie w łeb, a umarło alter ego. No ale to tylko domysł i nie wiem czy słuszny.
W każdym razie ogólnie jest dobrze i czas spędzony przy tym opowiadaniu stracony na pewno dla mnie nie był.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Żeby tak prawdę powiedzieć... ;) Powyższe opowiadanie powstało ponad rok temu. W wersji pierwotnej było o połowe krótsze, lecz zawierało wtedy tak wiele skrótów myślowych, iż siłą rzeczy musiałam dopisac kilka akapitów. Kończyło się wówczas w momencie, gdy główna bohaterka rzuca sie z dachu Teatru Wielkiego. Nigdy nie czytałam ksiazki pt.: "Podziemny krąg", chociaż opisna w komentarzu wizja autora w rzeczywistości niewiele różni się od mojej. Klara nie była dobrym człowiekiem ze względu na swój charakter jak również duszę Elizy, która w nią wstąpiła. Poprzez popełnienie samobójstwa "odpokutowała" za swoje czyny i otrzymała możliwośc poprawy swego postępowania. Przynajmniej taki był mój tok myślenia. Jej przemianę chciałam w skrócie ukazać poprzez to, iż na koniec uprzejmie zwraca sie do swojego brata. Szczerze mówiąc opowiadanie to nie nalezy do moich najbardziej udanych i zamieściłam je tu tylko dlatego, ze tematycznie pasuje do portalu. nigdy wcześniej nie publikowałam w Internecie i byłam ciekawa z jaką reakcja się spotkam. Jednak nawet go wczoraj nie przeczytałam i teraz sama się sobie dziwię jak mogłam nawstawiać tyle tych "nieszczęsnych wielokropków". W każdym razie dziękuję za komentarze i zwrócenie mi na ten fakt uwagi.
Ja też książki nie czytałem, oglądałem film :P (Podziemny krąg) Ale jak nie oglądałas, to polecam. Naprawdę fajny, a dla mnie tym bardziej, że poszedłem na niego do kina w wieku bodajrze 14, 15 lat? Tak jakoś i z pół godziny prosiliśmy z kumplami kasjera, żeby nam na to sprzedał bilety :P W każdym razie obejrzyj, bo warto, a motyw podobny jak w twoim opowiadaniu.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Jesteś mistrzynią świata w nadużywaniu wielokropków. Są wszędzie i w efekcie wygląda to tak, jakbyś wysługiwała się nimi w momentach, kiedy nie potrafisz opisać emocji. A wielokropek jest taaki wieloznaczny i poruszający.
Opowiadanie mi się podobało do momentu, gdy nagle, ni z tego ni z owego, Dawid z Magdą próbowali zabić główną bohaterkę. Dalszy przebieg akcji to chaos i piętrzące się nielogiczności, a fajnie budowany klimat zawalił się jak domek z kart. Rozwiązanie zupełnie mi się nie spodobało.
Zgadzam się z Fasolettim, że ogólnie nie jest źle i nie żałuję przeczytania tego opowiadania. Wydaje mi jednak, że nie do końca przemyślałaś zakończenie.
Stylistycznie jest parę rzeczy do poprawy, ale błędy nie rażą (pomijając nieszczęsne wielokropki).
Pozdrawiam
Buhahaha - chyba założę sobie nowe konto i nazwę się "Mistrzynią wielokropków" ;). Ale kto wie? Może specjalnie nadużywałam ich w tym opowiadaniu? W końcu teraz, gdy tylko zobaczycie jakiś wielokropek, będzie się Wam przypominało. Prawdę mówiąc mogłabym wstawić jakieś inne dla porównania, ale chyba nikt tu nie będzie chciał czytać "NIEfantastyki".
Przeczytać może i ktoś przeczyta, ale bedą raczej bluzgać, że to "Niefantastyka" :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.