- Opowiadanie: AP - Szczęście Jakuba

Szczęście Jakuba

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Szczęście Jakuba

– Weź mnie, weź mnie!

– Co się rozpychasz? Spływaj!

Znów się nie załapał. Wszystko wskazywało na to, że skończy się jak w poprzednim roku. Drugi raz takiego wstydu nie przeżyje.

No dobra, może to ten moment. Gdy nad głowami pokazał się czerpak, nadzieja zrodziła się na nowo. Wystarczy tylko przeżyć chwilowy brak powietrza.

Został wyłowiony jako jeden z ostatnich, ale to nie będzie miało znaczenia, jeśli tym razem się uda.

– O nie, panie, tego nie. Staro jakoś wygląda. Ten niech będzie. Pasuje. Chuda ta rybka, ale niech będzie.

– Kilo sześćset. A ta dwa dwieście. Może jednak tę?

– Nie, nie. Nie wciskaj pan.

No i tyle radości z tego miał. I plusk z powrotem do basenu. Karpi ubywało z każdą minutą, a jego nikt nie chciał. W końcu został sam.

Handlarz nachylił się nad wodą i popatrzył w oczy Feliksa. Ryba rzeczywiście była dziwna. Nie potrafił powiedzieć, co w niej było takiego, że nikt jej nie chciał. Może była za długa, za krótka, po prostu nieproporcjonalna, może coś z kolorem łusek było nie tak, a może coś w oczach karpia ludziom przeszkadzało. Nie potrafił powiedzieć.

– Andrzeju, chodź tu! – zawołał Piotrek kolegę. Andrzej wyszedł zza parawanu, gdzie waląc obuchem, uśmiercał ryby, obcinał im głowy i patroszył.

– Co jest? Kończymy?

– No, fajrant. Może weźmiesz tego, tu? Ostatni się został.

– Piotrek, ja już do domu więcej ryb nie przyniosę, bo mnie żonka wygoni. Ty go weź.

– U mnie to samo. A poza tym, wiesz, jak ja, który w rybach robię, coś takiego bym przyniósł, to bym się skompromitował.

Feliks, słysząc te słowa, aż się zapowietrzył i głosu nie wydał.

– Cóż. Ale szczęściarz z ciebie, wracasz do stawu. Dostałeś jeszcze rok życia.

– Co? Tylko nie to. Jak ja się w stawie pokażę? Już teraz szacunku nie miałem. To jak mnie potraktują, kiedy będę musiał jeszcze rok kiblować z trzylatkami? – Feliks bezgłośnie zaprotestował.

Piotrek z Andrzejem zaczęli zwijać swój kram. Przygotowywali się już do powrotu, gdy Piotrka nagle coś tknęło. Od jakiegoś czasu obserwował Szymona, który wcześniej przeszukiwał pobliskie kontenery ze śmieciami. Bezdomny poobwieszał swój dziecięcy wózek siatkami wyładowanymi aluminiowymi puszkami i innym złomem, jakimś wyrzuconym jedzeniem, butelkami i co tam uznał, że da się spieniężyć, zjeść lub w jakiś inny sposób wykorzystać.

– Hej, ty tam! – zawołał Piotrek.

Tamten rozejrzał się. Nikogo innego w pobliżu nie zobaczył, więc uznał, że to do niego. Podszedł do kramu i zapytał:

– A od kiedy my jesteśmy na ty?

– Ach, pan wybaczy, że się tak spoufaliłem. – Piotrek uśmiechnął się na tę honorową reakcję kloszarda. Mruknął porozumiewawczo do Andrzeja. – Mamy tu coś dla pana. Reflektujesz pan na rybkę? Patrz pan, karp jak marzenie.

– Nie mam pieniędzy.

– A kto mówi o pieniądzach? Bierzesz pan?

– Za darmo?

– Za darmo.

Szymon zajrzał do zbiornika z wodą. Kiwnął głową z uznaniem. Trochę się bał, że sobie żartują i chcą się zabawić jego kosztem. Ale pokusa była duża, więc zaryzykował.

– Ładna sztuka. Dobra, biorę.

Andrzej wyłowił Feliksa. Zrobił to z łatwością, bo karp, słysząc, co się dzieje, sam czym prędzej wskoczył do siatki. Nie mógł uwierzyć, że los w końcu i do niego się uśmiechnął.

Sprzedawca chwycił rybę w łapska. Ścisnął ją tak, że Feliks odruchowo zaczął się miotać.

– Głowę będziesz pan chciał zabrać?

– Proszę jej nie zabijać. Zabiorę ją w wiaderku.

– Coś pan? Po co zwierzę męczyć. Raz prast, odetnę głowę, wypatroszę, może nawet z łusek oskrobię.

– To nie jest śmieszne. Bez głupich żartów, proszę – powiedział Feliks, choć już wcześniej się zorientował, że nikt go nie słyszy.

– Zabiorę ją żywą. – Szymon nie dał się przekonać.

– A co pan z nią zrobisz? W wannie do Wigilii będziesz ją trzymał? – Piotr aż się zaśmiał ze swego żartu.

– Może i tak. Mam wannę. A co pan sobie myślisz?

– Jak pan chcesz. Dawaj pan to wiadro.

Szymon pogrzebał w swoich rupieciach. Wyciągnął wiaderko, z którego wysypał zawartość do kosza. Trochę żal mu było zdobyczy, ale coś za coś. Andrzej wrzucił Feliksa do naczynia, a Piotr nalał wody.

Kloszard ruszył z podarunkiem. Po kilku minutach zawrócił. Ledwo zdążył przed odjazdem handlarzy.

– Co tam? – zapytał Piotr.

– A nic, tylko zapomniałem podziękować. Wesołych świąt!

– Wesołych świąt! – odpowiedzieli sprzedawcy i odjechali.

 

Szymon urządził się przytulnie pod jednym z mostów na Odrze. Budowa przeprawy zapewniała mu dwie ściany. Pozostałe dwie skonstruował z biurowych wieszaków, drutów, jakichś stojaków i stelaży, na których porozwieszał koce, stare kołdry i inne szmaty. Ta prowizorka nie dawała całkowitej ochrony przed chłodem, ale przynajmniej zabezpieczała przed wiatrem. Przez ten czas, kiedy tu mieszkał, naściągał różnych przydatnych mebli. Miał fotel i wersalkę, mały kredensik, jakieś plastikowe krzesła, stół i kilka szafek.

Teraz, tuż przed Wigilią, wyciągnął plastikową choinkę, którą ktoś wyrzucił już prawie rok temu. Pamiętał, że zastanawiał się, czy ją zabrać. Bo po co komu choinka w styczniu? Nie była duża, ale za to przystrojona, nawet w lampki. Wyciągnął zapas baterii i w końcu dobrał nierozładowane. Drzewko pięknie się rozświetliło. Święta zapowiadały się naprawdę nieźle.

Przydatne okazało się również akwarium, które kiedyś z wielkim trudem przytaszczył. Długo zastanawiał się, do czego mu ono, ale uznał, że szkoda je zostawić na zmarnowanie. Wymyślił sobie, że zgromadzi w nim zapas wody. Nigdy do tego nie doszło. Nie znalazł żadnego sensownego uzasadnienia dla stworzenia takiego rezerwuaru. Trzymał je do tej pory poza czterema ścianami. Teraz umieścił je na jednej z szafek, z której usunął zalegające szpargały.

Wrzucił do akwarium Feliksa. Karp nie był na to przygotowany. Poobijał się i pokaleczył o pozostawione na dnie kamyki. Wygarnął gospodarzowi, że nie tak się traktuje gościa, ale Szymon nic sobie z tego nie robił, tylko biegał w tę i we w tę. Przynosił wodę z Odry i wlewał do zbiornika. Solidnie zdążył się zasapać, a i tak woda ledwo przykrywała dno. Ryba leżała na boku i już zapomniała o urazach, bo sytuacja zaczęła robić się nieciekawa. Feliks ledwo pokrzykiwał, że długo w takiej pozycji nie wytrzyma i się najnormalniej w świecie udusi. Gospodarz, widząc, co się dzieje, po krótkim odpoczynku, przystąpił z nową energią do napełniania akwarium. Przynosił wodę bez przerwy, aż zgromadził odpowiednią jej ilość.

Padł na wersalkę. Teraz on ledwo łapał ze zmęczenia powietrze. Natomiast Feliks powoli odzyskiwał wigor. Woda nie była najlepszej jakości, ale się nie skarżył. Widok wokół też daleko odbiegał od tego, jak wyobrażał sobie dom, w którym chciałby dożyć starości. Zapewne w takich warunkach nie będzie też szans na przeżycie pięćdziesięciu lat, które sobie założył. Już od jakiegoś czasu zaczął weryfikować wcześniejsze wyobrażenia o swoim przyszłym życiu i obniżać oczekiwania.

– Puk, puk.

Szymon przestraszony zerwał się z wersalki. Nie miał pod ręką żadnej broni. Był zły na siebie, że dał się zaskoczyć. Zawsze był gotowy do obrony domostwa. Jednak przez całe to zamieszanie ze świętami oraz zmęczenie, stracił czujność.

– Puk, puk, panie Szymonie, jest pan tam? Wszystko w porządku? Możemy wejść?

Gospodarz poczuł ulgę. Rozpoznał gości. Odchylił jeden z koców i wpuścił do środka dwóch mundurowych ze straży miejskiej.

– Proszę.

– Dzień dobry! – wszyscy się przywitali.

– Jak u pana ze zdrowiem? Wszystko w porządku?

– Tak. Zdrowy jestem. Nie marznę i mam co jeść.

– A może chce pan do noclegowni? Pan nie pije, więc zawieźlibyśmy pana do takiej, która akceptuje tylko trzeźwych pensjonariuszy. Spędziłby pan tam święta, a potem wróci do siebie.

– Nie, dziękuję. Mnie tu dobrze.

– W takim razie mały podarek od miasta. – Jeden z przybyszów podał gospodarzowi torbę.

– Dziękuję. – Szymon zajrzał do środka. – Bardzo dziękuję. Przyda się.

Miejscy strażnicy rozejrzeli się wokół. Starszy podszedł do piecyka, w którym żarzyło się kilka węgielków.

– Proszę uważać na ogień. Żebyśmy nie mieli pana na sumieniu, jak się nam pan tu sfajczysz.

– Jestem ostrożny. Przed snem zgaszę ogień.

– Tak, tak. Jasne. O widzę, że ma pan towarzysza. – Strażnik podszedł do akwarium. – Co to za ryba?

– Jak to co? Karp królewski! – Feliks, który do tej pory był cicho, na taką impertynencję, nie mógł nie odpowiedzieć. Z tym że, mimo włożonego wysiłku, zrobił to również cicho.

– Karp – odpowiedział Szymon.

Gość popatrzył. Przechylił głowę, zastanowił się chwilę.

– Skoro tak pan twierdzi. No, dobrze panie Szymonie, nie przeszkadzamy. Życzymy wesołych świąt.

 

W przeddzień Wigilii Szymon robił ostatnie sprawunki. Stał przed Biedronką i prosił klientów marketu, by kupili mu coś do jedzenia. Był w tej okolicy znany, a że był okres przedświąteczny, to mógł liczyć na hojność mieszkańców. To, co uzbiera, będzie jak znalazł w późniejszym czasie. Niestety ludzie byli bardzo zabiegani i nie każdy, kto zadeklarował, wchodząc do sklepu, że coś kupi, wywiązywał się z obietnicy. Większość wychodziła szybko, unikała wzroku żebraka lub udawała, że go nie widzi. Paru klientów dało mu jednak jakieś małe kwoty.

Była już noc. Tuż przed zamknięciem Szymon wszedł do sklepu. Miał trochę gotówki i chciał kupić coś niepotrzebnego, tylko dla przyjemności. Wahał się między słodyczami a przekąskami i lodami. Krążył między regałami, aż w końcu trafił tuż przed samoobsługowe kasy, gdzie stały alkohole. I już wiedział, z czym chce wyjść.

Przez alkohol stracił szacunek ludzi, pracę, rodzinę, przyjaciół i dach nad głową. Od kilku lat nie pił. Jednak abstynencja nie zwróciła niczego, co stracił, ani nie cofnęła krzywd, które wyrządził. Sięgnął do kieszeni, by przeliczyć wszystkie pieniądze. Łącznie z klepakami było ich za mało. Rozejrzał się po sklepie. Ktoś toczył maszynę do mycia podłóg, inni porządkowali towar na półkach, wynosili zużyte kartony. Nawet Wiktor, ochroniarz, pomagał w tych czynnościach, by jak najszybciej po zamknięciu wszyscy mogli popędzić do domu.

Zdjął z półki litrową butelkę wódki i schował ją w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Rozejrzał się. Nikt się nim nie zainteresował. Szybkim krokiem wyszedł na zewnątrz. Zdążył odbezpieczyć swój dziecięcy wózek, który zostawił przy parkingowej lampie, gdy usłyszał, jak ktoś go woła. Obejrzał się i zobaczył Wiktora.

– Zapalisz?

– Chętnie.

Ukrainiec wyciągnął jednego papierosa i włożył go do ust, a paczkę podał żebrakowi.

– Nie zapomniałeś o czymś?

– O czym?

– Zabrałeś coś, za co nie zapłaciłeś.

– Nie jestem złodziejem. Jestem biedny, ale uczciwy. W życiu niczego nie ukradłem.

– Nie wziąłeś wódki? Jeśli się nie przyznajesz, to powinienem chyba wezwać policję.

– Rób, co chcesz.

– Co chcę, a co powinienem, to dwie różne rzeczy. A ty się zastanów, czy warto.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Spieszę się, muszę wracać do domu. Puszczasz mnie?

Ukrainiec popatrzył smutno na kloszarda.

– Oczywiście. Przecież cię nie zatrzymuję. Widzisz, ja straciłem przez wojnę dom i nogę. – Ochroniarz podwinął nogawkę i pokazał protezę. – Mina. A potem przez alkohol straciłem rodzinę. Mówię ci, nie warto. Wesołych świąt!

– Wesołych świąt!

Wiktor wyrzucił peta i wrócił do sklepu. Szymon widział, jak Ukrainiec podszedł do regału z alkoholem, wziął butelkę wódki, skasował ją przy kasie samoobsługowej, zapłacił kartą i odstawił butelkę na półkę.

 

Cały dzień sprzątał swoje obejście. Wynosił śmieci, upychał różne rupiecie po szafkach, poskładał pranie, które suszyło się nad piecykiem. Zamiatał, porządkował, a nawet ścierał kurz, który grubą warstwą pokrywał każdą przestrzeń wokół. 

Karp przyglądał się całej tej krzątaninie i od czasu do czasu wtrącał swoje trzy grosze. A to, że jeszcze jakiś papier został pod fotelem, a że brudna szmata bardziej rozmazała, niż wytarła kurz na szafce. Gospodarz czasami uwzględniał uwagi ryby, ale częściej je ignorował. Feliks nie potrafił znaleźć klucza, od czego to zależy. Ciągle zapominał, że zapewne mówi zbyt cicho. 

Na koniec Szymon przetarł rozkładany, turystyczny stolik. Położył na nim sianko, które znalazł w paczce od miasta i rozścielił obrus. Rozłożył dwa talerze, dwa komplety sztućców oraz po opłatku. Powyciągał różne dobra, które w ostatnim czasie zgromadził. Zapalił świeczkę. Przez chwilę przyglądał się płomieniowi, jakby coś w nim zobaczył. Coś, o czym dawno zapomniał, a teraz nagle się objawiło i na ułamek sekundy dało poczucie sensu. Próbował uchwycić się tego wrażenia, ale minęło i nie chciało wrócić.

Wyjął kawałek twardej bagietki, rozkruszył go i wrzucił do akwarium.

– W końcu. Od dwóch miesięcy nie miałem nic w pysku.

Rozejrzał się po gospodarstwie. Nie wymyślił niczego, co mógłby jeszcze zrobić. Zapadła noc, więc nie było co przeciągać.

– No, to już czas zasiąść do kolacji.

– Ba, najwyższy – Feliks niby od niechcenia rzucił uwagę. W rzeczywistości był bardzo wzruszony. Całe swoje długie życie czekał na ten moment.

Gospodarz przetarł ręce i usiadł do stołu. Nachylił się i spod fotela wyciągnął butelkę wódki.

– Co to za patologia! No, nie! Co ci człowieku odbiło, żeby w Wigilię wyciągać alkohol? – Karp nie mógł wyjść ze zdziwienia. Cały czar prysnął. Tego się nie spodziewał.

Zaskoczony Szymon rozejrzał się wokół.

– Kto tu jest?

– Daj spokój, nie zgrywaj się.

Szymon na dobre przestraszony zerwał się od stołu i chwycił kij bejsbolowy, którym przeganiał intruzów. Rozsunął zasłony i wyszedł na zewnątrz. Nikogo tam nie zobaczył, więc szybko wrócił i usiadł w fotelu. Trzęsącymi się rękoma zaczął z szyjki butelki zrywać foliowe zabezpieczenie.

– Ty tak poważnie? Skąd w ogóle wziąłeś tę wódkę?

– Dostałem w prezencie. – Szymon, jak oparzony, nagle odłożył alkohol. Jeszcze się nie napił, a już zaczęło mu się mieszać w głowie.

Czyżby tak go sumienie gryzło, że mu odbiło? Tłumaczył sobie, że właściwie nie było kradzieży, bo przecież Ukrainiec zapłacił za flaszkę. To tak, jakby dostał ją od niego w prezencie. Wiedział jednak, że się okłamuje. W rzeczywistości przez ten gest Wiktora czuł się jeszcze gorzej. To tak, jakby okradł nie sklep, ale konkretną, życzliwą mu osobę.

Zapłakał, aż smarki pociekły mu po brodzie. Popatrzył na przygotowany stolik. Przecież to wszystko oszustwo. Wiedział, że gdyby ktoś bardziej od niego potrzebujący pojawił się u niego pod tym mostem, to nie zaprosiłby go do stołu, tylko przegoniłby przybłędę.

– I co się tak mażesz?

– Zwariowałem.

– Skąd ten wniosek?

Szymon nagle zorientował się, że karp przewierca go wzrokiem.

– To ty do mnie gadasz?

– A widzisz tu kogoś jeszcze?

– To już wiesz, skąd ten wniosek? Gadam z rybą.

– Nie trywializuj. Jestem wigilijnym karpiem, a nie jakąś tam byle rybą. Coś ty z choinki się urwał? Świąt nigdy nie miałeś? Nigdy karpia w domu na Wigilię nie gościłeś?

– Gościłem, co roku gościłem.

– No, bo zachowujesz się, jakbyś pierwszy raz był w takiej sytuacji.

Szymon podszedł do akwarium. Zastanawiał się, czy zwariował i czy nie lepiej było jednak gościć tu tę rybę w bardziej tradycyjny sposób. Przybliżył twarz do szyby.

– Chłopie, usiądź lepiej na swoim miejscu, bo mnie ciarki przechodzą. Dziwnie coś ci z oczu patrzy.

– Jak się nazywasz?

– Feliks, karp królewski. Przedstawiałem się już. Ale niech ci będzie. Uprzejmości nigdy za wiele. A ty jesteś Szymon. A jak na nazwisko?

– Nie pamiętam. Szymon to też nie moje imię. Ktoś kiedyś chyba mnie z kimś pomylił. I tak już zostało. Jak naprawdę mam na imię, już nie pamiętam. Gdzieś mi to umknęło. Zagubiłem się w życiu. Wiesz, alkohol. Ale już od lat nie piję.

– No, właśnie widzę. – Ryba pyszczkiem wskazała butelkę.

– Nie otworzę jej. Albo nie, otworzę i wyleję do Odry. Tej rzece już nic bardziej nie zaszkodzi.

– My tu gadu, gadu, a okienko życzeń może za chwilę się zamknąć. To dawaj. Czego sobie życzysz? Tylko w granicach rozsądku. Są ograniczenia i szkoda marnować czas. Jak minie bez wypowiedzenia prośby, to będzie płacz i zgrzytanie zębów. Prędko, bo nie mam doświadczenia, jak długo uda mi się utrzymać tę moc.

– To ty jednak nie żaden karp jesteś, tylko złota rybka.

– Za dużo bajek się w dzieciństwie naczytałeś. No, bez wygłupów już. Czuję w trzewiach, że czas się kończy. Dawaj życzenie.

– A to nie ma być trzech życzeń?

– Ty tak poważnie? Naprawdę chcesz stracić taką szansę? Co z tobą? Chłopie, otrząśnij się. Zaraz przestanę się dziwić, że nie masz normalnego domu, skoro tak głupio marnujesz możliwości, jakie ci świat podsuwa.

– No, dobra, już mówię. Co mi tam? Chciałbym wrócić do swojego dawnego życia.

– Strasznie to nieprecyzyjnie sformułowałeś. Czyli którego? Na przykład tego, kiedy prawie nigdy nie trzeźwiałeś i policja z błota cię co chwila wyciągała, i wiozła do izby wytrzeźwień? Ale niech ci będzie, wiem, co masz na myśli. Zwrócę ci poprzednie życie, ale najpierw mnie wypuść, bo już nie będziemy mogli być razem.

– Oczywiście, że cię uwolnię. Cieszyłem się na twoje towarzystwo, ale po świętach miałem cię wrzucić do Odry.

– Trochę mi przykro, ale rozumiem. Nie jestem zbyt reprezentacyjny. To dawaj, nie możemy czekać na po świętach. Wypuść mnie teraz. Pospiesz się.

Szymon wyłowił karpia i z wiaderkiem zszedł do Odry. Wrzucił rybę w miejscu, które wydało mu się najgłębsze.

– Miło mi było poznać. Ciesz się swoim starym życiem i pooo…

Szymon nie dosłyszał ostatnich słów Feliksa. Patrzył jeszcze chwilę w kierunku rzeki, która zaczęła ginąć w mrokach nocy. Światła miasta przygasały, a na niebie zaczęło pojawiać się coraz więcej gwiazd. Tęsknił za tym widokiem.

– Jakubie, to ty? – Nagle usłyszał swoje imię. Obrócił się i zobaczył biegnących z pochodniami w jego kierunku towarzyszy.

– Tak. Witajcie.

– Witaj, bracie. To już wszyscy się odnaleźliśmy.

– Wracamy do Beit Sahour po pozostałych?

– Oni już ruszyli. Dogonimy ich w drodze do Betlejem!

Koniec

Komentarze

Cześć AP!

 

Tematyka bezdomności zawsze wprawia mnie w przygnębienie. Fajnie, że końcowym twistem przywróciłeś trochę nadziei (bo jednak Szymon-Jakub “odzyskał” dawne życie), a przy okazji ostro namieszałeś w głowie (wiekowy ten bezdomny, czy reinkarnacja?).

 

Klimatyczna, przyjemna (pomimo tematyki) lektura.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Cześć,

 

Podobał mi się bardzo początek – ta rozmowa na bazarku, wybieranie karpi – fajna dynamika dialogów. Później już było gorzej, ale to pewnie dlatego, że motywem przewodnim był bezdomny, samo projektowanie sobie w głowie jego “małego świata” nie jest po prostu przyjemne.

 

Co do zakończenia to mam: “ale jak to?”, pojawiły się u mnie podobne pytanie co cezary_cezary.

 

– Ładna sztuka. Dobra, biorę.

Wcześniej jest informacja stanowiąca ważny element fabularny, że karp jest jakiś inny, dziwny, nikt go nie chce brać, po czym Szymon mówi, że to “ładna sztuka”. Ja wiem, że nie za bardzo może wybrzydzać biorąc pod uwagę okoliczności, ale zapisałbym to jakoś inaczej.

 

Kloszard ruszył z łupem.

Słowo łup mi tu nie pasuje https://sjp.pwn.pl/slowniki/łup.html. Raczej podarunek itp.

 

Ryba dzióbkiem wskazała butelkę.

Ten dzióbek też mi tu nie pasuje. 

 

– Tak, tak. Jasne. O widzę, że ma pan towarzysza. – Strażnik podszedł do akwarium. – Co to za ryba?

Karb królewski jest charakterystyczną rybą z dwóch powodów. Po pierwsze ma dosyć osobliwie rozmieszczone łusek (głównie na grzbiecie i jedna linia po środku ciała). Po drugie zakładam, że prawie każdy w Polsce wie jak wygląda karp (to opinia, nie wynik analizy ;) ). Tym samym to pytanie mi mega zazgrzytało. Oczywiście, wiemy, że ryba jest jakaś dziwna, ale nie skonkretyzowałeś tego co w niej takiego dziwnego (może warto?).

 

Powodzenia w konkursie :)

Hej 

AP

 

Historia Szymona była bardzo ciekawa i wciągnąłem się w nią. Zainteresowanie bohatera karpiem, jego codzienność jak i problemy alkoholowe fajnie zbudowały postać. I tak dziewięćdziesiąt procent tekstu jest obyczajem z ciekawym wątkiem fantastycznym, doprawionym humorem, co w mojej ocenie jest bardzo dobrym połączeniem. Natomiast końcówka jest nagle odjechana, trochę jakbyś nastawiał się na twista, który nagle zrzuci czytelnika ze stołka. Co wydaje mi się nie wyszło najlepiej, choć nie jest złe. W mojej ocenie lepiej by było zostać w naszym czasie :). 

 

Opowiadanie oceniam na bardzo dobre, klikam i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze.

 

cezary_cezary

Fajnie, że końcowym twistem przywróciłeś trochę nadziei

Chciałem, by całe opowiadanie było pełne nadziei. Wszystkie osoby, które Szymon spotkał na swojej drodze, były dla niego życzliwe.

wiekowy ten bezdomny, czy reinkarnacja?

Raczej żadne z powyższych. Zarówno wiekiem ani reinkarnacją tego nie da się wytłumaczyć.

 

 

grzelulukas

, po czym Szymon mówi, że to “ładna sztuka”

Widocznie Szymon dostrzegł w niej coś, co innym umknęło. I chyba się nie pomylił.

Kloszard ruszył z łupem.

Poprawiłem na “Kloszard ruszył z podarunkiem.” 

– Tak, tak. Jasne. O widzę, że ma pan towarzysza. – Strażnik podszedł do akwarium. – Co to za ryba?

Pytanie mogło oznaczać zaskoczenie, że Szymon ma akwarium i rybę. A potem zakończył rozmowę na ten temat żartem: „Skoro pan tak twierdzi”.

 

Bardzie, dzięki za klika. Cieszę się, że historia wciągnęła.

 

 

Co do zakończenia, to mogę podsunąć możliwą interpretację. Bohater ma wizję swojego życia w jakiś innych okolicznościach (czas, kraj), ale potem wraca do swojej rzeczywistości.

Pytanie mogło oznaczać zaskoczenie, że Szymon ma akwarium i rybę. A potem zakończył rozmowę na ten temat żartem: „Skoro pan tak twierdzi”.

yes

Wolałam opowieść dokąd była lżejsza, ale całość ciepła i życiowa, więc na plus.

Podoba mi się niezauważalne gadulstwo ryby;)

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush, dziękuję za przeczytanie i komentarz. Miło, że dostrzegasz plusy.

Hej AP!

 

Czytając takie opowiadania rozumiem, dlaczego mała ilość znaków to problem. W skrócie – za mało.

 

Podobało mi się od Monty Pythonowskiego karpiobicia, przez spokojne poznawanie świata Jakuba, po zakończenie. Zagrali mi ludzcy Strażnicy Miejscy, zagrał uczciwy weteran i absurdalne dyskusje karpia.

Podoba mi się karpiowy twist, ironia losu :)

 

Didaskalia przy wypowiedziach karpia mnie raziły (w sensie “powiedział bezgłośnie” i inne podobne oksymorony). Troszkę przeszarżowałeś z trzema królami ;)

 

NIemniej – gratuluję świetnego tekstu, pozdrawiam i klikam.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Fajny koncept z karpiami, które wyrywają się, by ktoś zabrał je do domu na wigilię. Zabawne i absurdalne, tym bardziej, że nie wyjaśniasz, skąd nieszczęsne ryby czerpią wiedzę o świecie. Jeśli zestawić to z wielką mocą, jaką dysponuje Jakub, to efekt komiczny jeszcze się potęguje. Ciekawy twist na koniec, zdecydowanie na plus.

Wydaje mi się, że kwestie „wypowiadane” przez ryby lepiej by wyglądały zapisane kursywą, a nie od myślników, ale pewnie nie każdy by się z tym zgodził.

Klikam i pozdrawiam!

BosmanMat

Troszkę przeszarżowałeś z trzema królami ;)

W zamyśle Jakub miał być jednym z pasterzy.

 

adamie_c4

Wydaje mi się, że kwestie „wypowiadane” przez ryby lepiej by wyglądały zapisane kursywą

Też to rozważałem. Zdecydowałem się jednak na półpauzy, by podkreślić, że karp rzeczywiście wypowiadał słowa, choć Jakub usłyszał je dopiero w Wigilię. 

 

 

Dziękuję za przeczytanie, komentarze i kliki.

Pozdrawiam

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Podoba mi się pomysł na szczególne pokazanie możliwości Feliksa, że o jego przemyśleniach i gadatliwości nie wspomnę. ;)

Dobrze, że Szymon został obdarowany Feliksem i że, mimo niepamięci o przeszłości, spełniło się jego życzenie. ;)

 

Sprze­daw­ca chwy­cił rybę w swoje łap­ska. → Zbędny zaimek – czy mógł chwycić rybę w cudze łapska?

 

na które po­roz­wie­szał koce… → …na których po­roz­wie­szał koce

 

Był w tej oko­li­cy znany, a że był okres przed­świą­tecz­ny, to mógł li­czyć na hoj­ność oko­licz­nych miesz­kań­ców. → Nie brzmi to najlepiej.

Może wystarczy: Był w tej oko­li­cy znany, a że był okres przed­świą­tecz­ny, to mógł li­czyć na hoj­ność miesz­kań­ców.

 

Ryba dziób­kiem wska­za­ła bu­tel­kę. → Ryby nie mają dzióbków.

Proponuję: Ryba pyszczkiem wska­za­ła bu­tel­kę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

regulatorzy, dziękuję za wszystko. Poprawki zgodnie z Twoją sugestią wprowadziłem.

 

Pozdrawiam

Bardzo proszę, AP. Miło mi, że mogłam się przydać, a teraz udaję się do klikarni. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Слава Україні!

Szanowne jury, dziękuję za wizytę i pozostawione ślady.

 

Pozdrawiam

Hej,

 

Kolejny raz się nie załapał. Wszystko wskazywało na to, że skończy się jak w poprzednim roku. Drugi raz takiego wstydu nie przeżyje.

No dobra, może teraz. Tak, tak. Za każdym razem, gdy nad głowami pokazywał się czerpak, nadzieja rodziła się na nowo. Wystarczy tylko przeżyć chwilowy brak powietrza.

dużo tego

 

– Co? Tylko nie to. Jak ja się w stawie pokażę? Już teraz szacunku nie miałem. To jak mnie potraktują, kiedy będę musiał jeszcze rok kiblować z trzylatkami? – Feliks bezgłośnie zaprotestował.

Piotrek z Andrzejem zaczęli zwijać swój kram. Przygotowywali się już do powrotu, gdy Piotrka nagle coś tknęło. Od jakiegoś czasu obserwował Szymona, który wcześniej przeszukiwał pobliskie kontenery ze śmieciami.

Nie jest to pewnie żaden błąd, ale takie nagromadzenie imion w krótkim fragmencie może wywołać zawrót głowy :P Plus jeden Piotrek to powtórzenie. Poza tym, o ile bezdomny i ryba są ważni dla fabuły, o tyle sprzedawcy już niekoniecznie, więc po cóż im te imiona :P

 

Tamten, obejrzał się wokół. Nikogo nie zobaczył, więc uznał, że to do niego. Podszedł do kramu i zapytał:

Może nikogo innego czy coś w tym stylu, bo teraz wygląda to tak, jakby nie było również Piotrka I Andrzeja

 

Mamy tu coś dla pana. Reflektujesz, pan, na rybkę. Patrz, pan, karp jak marzenie.

nie wiem czy słowo pan musi być ujęte w przecinki w jednym i drugim przypadku

 

– Nie mam pieniędzy.

– A kto mówi o pieniądzach? Bierzesz, pan?

– Za darmo?

– Za darmo.

ale by mi tu pasowało “za darmo to uczciwa cena” xD

 

Trochę bał się, że znowu sobie z niego żartują i chcą się jego kosztem zabawić.

usunęłabym “z niego” w walce z zaimkozą

 

Mam trochę problem z karpiem. Wydaje się dość świadomy otaczającego świata, co najlepiej widać nawet nie na początku, ale po reakcji na wyciągniętą wódkę, ale gdy słyszy o ucinanych łbach ryb, to bierze to za żart. Jasne, może jakiś mechanizm wyparcia albo widzi, co chce widzieć, ale trochę zgrzyta. W pierwszej fazie opowiadania wydaje mi się też bardziej naiwny, w drugiej się to zmienia.

 

– Nie pamiętam. Szymon to też nie moje imię. Ktoś kiedyś chyba mnie z kimś pomylił. I tak już zostało. Jak naprawdę mam na imię, już nie pamiętam. Gdzieś mi to umknęło. Zagubiłem się w życiu. Wiesz, alkohol. Ale już od lat nie piję.

To mnie zawsze zastanawia, nie tylko w tym miejscu, ale i w innych tekstach, w których pojawia się taki motyw – czy można zapomnieć swoje imię? 

 

Jestem chyba w mniejszości, ale podobały mi się sceny z bezdomnym, życiowe, smutne, a jednak cozy. Motyw konkursowy jest dosłownie w 4 ostatnich zdaniach, więc nie wiem, czy to się pod tym względem wpisuje w założenia :P No i ten twist na końcu niezrozumiały.

 

Ogólnie, poza powyższym czepialstwem, doklikam do biblioteki

 

OldGuard, dzięki za wszystko.

 

Poprawiłem tekst w kilku miejscach zgodnie z Twoimi sugestiami. Uważam, że były trafne.

 

Karp rzeczywiście ma wiedzę o świecie, ale jest bardzo naiwny co do swojej roli w czasie Wigilii i potem. Z opowiadania wynika, że również ludzie, zabijając karpie, coś tracą.

 

Pasterze, zgodnie z tradycją, wiedli proste życie i gdy objawił im się anioł nie zastanawiali się, tylko od razu ruszyli prosto do Betlejem. W mojej wersji na tej drodze pogubili się. Metaforą tego pogubienia się (w życiu) jest los Jakuba/Szymona, który z powodu alkoholu i może jakichś innych spraw stracił wszystko, stał się bezdomny. W takim przypadku całe opowiadanie odnosi się do konkursowego motywu „zagubieni na pasterce”.

Ładne, cieplutkie, z zaskakującym twistem :) Feliks cudnie gadatliwy, rozbawiły mnie jego wysiłki, by zostać wybranym. Dobrze, że trafił na Szymona, bo w innym wypadku mógłby nie mieć szansy na pokazanie swoich możliwości. Oczywiście dobrze też dla Szymona :)

Trochę mnie zaskoczyło, że Szymon sięgnął po alkohol, bo w sumie nie rozumiem dlaczego, ne było żadnego wyzwalacza, trochę dziwna wydawała mi się ta decyzja. Ale poza tym bardzo mi się Twoje opko podobało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Czyli taka większa złota rybka? OK, tego się nie spodziewałam.

Końcówka była dla mnie niejasna – spośród osób udających się do Betlejem z imienia kojarzę Kacpra, Melchiora i Baltazara. Jakub zbił mnie z pantałyku. Zastanawiałam się, czy to może chodzi o wiecznego tułacza albo może jakąś coroczną pielgrzymkę…

Babska logika rządzi!

Irka_Luz

 

Dziękuję za miłe słowa.

 

Lata wyrzeczeń w życiu Szymona niczego nie zmieniły. Wyzwalaczem mogły być po prostu święta, które w życiu osoby bezdomnej – tak sobie wyobrażam – są szczególnie trudnym okresem. 

 

Finkla

 

Czyli taka większa złota rybka?

Karp odpowiedział na podobne pytanie Szymona:

– Za dużo bajek się w dzieciństwie naczytałeś.

Kacper, Melchior i Baltazar byli magami/mędrcami/królami. Byli tam jeszcze pasterze. Jakub był jednym z nich.

 

No, ktoś z maluczkich to była jedna z opcji. I nie wiedziałam, którą z nich Autor miał na myśli.

Babska logika rządzi!

Hej! 

 

Klimatyczne i bardzo ciepłe. Przyjemnie się czytało, a walczące o wybranie ryby ukradły serce. Zakończenie zaskakujące, ale nie do końca zrozumiałe (przynajmniej dla mnie). Pierwsze skojarzenie to Św. Jakub, ale czy to o niego chodziło? 

 

Pozdrawiam

 

Kto wie? >;

skryty, dzięki za miłe słowa.

 

Jakub, zgodnie z moim zamysłem, był jednym z pasterzy. Choć oczywiście to niej jest takie istotne. Mógł być równie dobrze jednym z mędrców. Ich imion ani liczby również nie znamy. Kacper, Melchior i Baltazar – to tylko jedna z tradycji.

 

Jeśli chodzi o zakończenie, to mogę podsunąć możliwe interpretacje. Jakub zagubił się w swoim życiu do tego stopnia, że trafił w inny czas i skończył jako bezdomny. Inne wytłumaczenie to to, że Jakub miał wizję swojego losu w innym czasie i miejscu. Może miał wątpliwości, czy toczyć dalej swoje życie w taki prostolinijny sposób, jaki został mu podsunięty.

 

Pozdrawiam

AP, rozumiem, ale bardziej chodzi mi o jego tożsamość. Twist bardziej by mi przypadł do gustu, gdyby Szymon/Jakub był kimś rozpoznawalnym. 

 

Pozdrawiam 

Kto wie? >;

No, niestety, Jakub to zwykły pasterz, którego imię wymyśliłem.

Rozumiem, inwencja autora.

Ja czytając dobrze się bawiłem :))

 

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Cześć AP,

 

Bardzo fajne opowiadanko, dowcipne i wzruszające jednocześnie. Poruszyłeś w nim ważny społeczny problem i podoba mi się to, że przedstawiony on został z perspektywy… ryby;) W ogóle nieźle oddałeś tu obecne, polskie realia. Świetne dialogi i dobry język. Natomiast końcówki albo trochę nie zrozumiałem, albo jakoś tak nie przypasowała mi do całości. Dość szybka ta przemiana karpia z chętnego do zjedzenia osobnika na spełniającą życzenia złotą rybkę oraz powrót Szymona vel Jakuba do tego dawnego, tajemniczego życia. Oczywiście to kwestia interpretacji.

 

Powodzenia w konkursie i pozdrawiam

JPolsky, witaj. Dzięki bardzo za miłe słowa.

 

szybka ta przemiana karpia z chętnego do zjedzenia osobnika na spełniającą życzenia złotą rybkę

Nie, nie. Feliks gadał, spełniał życzenia, ale był też strasznie naiwny. Wyobrażał sobie, że ten handel karpiami ma na celu znalezienie dla nich domu, w którym dożyją późnej starości. Nie wiem, czy inne karpie mają moc spełniania życzeń. Może tak, ale niestety nigdy nie dożywają Wigilii, kiedy można by się z nimi dogadać. Każda bajka zawiera trochę prawdy. Może kiedyś jakiś karp doczekał Wigilii, a potem na zasadzie głuchego telefonu z karpia została złota rybka.

 

Pozdrawiam

Hej!

 

Ostatni się został.

ostał

Poza tym – fajny wstęp, ach, te karpie… Myślą, że czeka ich lepszy los.

 

Piotrek zawołał.

zawołał Piotrek

 

W trakcie scen skaczesz po narracjach i bywa to męczące. Kiedy nie robisz gwiazdek – warto trzymać się jednej narracji, jednego punktu widzenia.

 

Trochę długo trwa napełnianie akwarium i wszelkie związane z tym trudności.

 

zmęczenie stracił czujność.

, stracił czujność

 

Spędziłby pan tam święta, a potem wróci do siebie.

Spędził pan tam święta, a potem wróci do siebie.

Albo:

Spędziłby pan tam święta, a potem wrócił do siebie.

 

Podoba mi się za to bohater, którego wybrałeś. Przypomniałam sobie takie anime: „Rodzice chrzestni z Tokio”, gdzie bezdomni znajdują porzucone na śmietniku dziecko, właśnie w Boże Narodzenie.

 

Szymon widział, jak Ukrainiec podszedł do regału z alkoholem, wziął butelkę wódki, skasował ją przy kasie samoobsługowej, zapłacił kartą i odstawił butelkę na półkę.

Nie ma to sensu, bo Biedronka to wielki sklep, kradzieże zdarzają się tak często, że oddawanie pieniędzy jest niepotrzebną stratą. Lepiej, gdyby Ukrainiec wpłacił na konto dla dzieci, oczywiście nie w tym konkretnym opowiadaniu. Wiesz, chodzi mi o to, że ta szlachetność jest przerysowana do granic. Gdybyś opisał mały, osiedlowy sklepik, wtedy mogłabym jeszcze uwierzyć. Ale to wielki sklep, wielki biznes, na stracie wódki nie stracą zwykli ludzie a bogacze. I nie stracą za wiele, serio.

 

Poza tym – czytało się całkiem przyjemnie, choć opowiadanie miało raczej przygnębiający klimat, nie licząc końcówki. W sumie można to interpretować tak: mimo błędów przeszłości, wad, ostatecznie darował życie karpiowi, dzięki czemu zyskał dawne życie. Bajkowo, ale świątecznie.

 

Karp zdecydowanie na plus!

 

Pozdrawiam,

Ananke

Dobrze się czytało. Z humorem przedstawiony problem ludzi bezdomnych i wigilijnych karpi, ale w sumie w sposób poruszający, ciepło i sympatycznie. Przy okazji: “Dzieci i ryby głos mają.” :)

Ananke, bardzo dziękuję za wizytę i komentarz.

Ostatni się został.

ostał

Już nie pamiętam, czy napisałem „został” intencjonalnie, czy tak wyszło. Wiem, że Twoja propozycja byłaby lepsza, czy po prostu prawidłowa, ale to jest w dialogu. W każdym razie teraz jak to czytam, to mi pasuje do charakteru postaci.

 

Trochę długo trwa napełnianie akwarium i wszelkie związane z tym trudności.

Jeśli chodzi Ci, że to jest nudny fragment, to rozumiem i przyjmuję. A jeśli chodzi o to, że Szymon powinien uporać się z tym szybciej, to już wyjaśniam. Przyjąłem, że akwarium jest duże. Powiedzmy 450 litrów. Szymon mógł posługiwać się wiadrem o pojemności 10 litrów. Musiał zejść do rzeki, nabrać wody, przy tym uważać. Potem przynieść tę wodę, rozchlapując ją po drodze. Po dziesięciu takich cyklach wlałby jakieś 80 do 90 litów. To mało, a mógłby się tym mocno zmęczyć. Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że nie był z oczywistych względów w dobrej kondycji. I jak się zorientował, że to nie takie łatwe napełnić zbiornik, podszedł do tego bardziej systematycznie, może wolniej, ale bez szarpania się.

 

Nie ma to sensu, bo Biedronka to wielki sklep, kradzieże zdarzają się tak często, że oddawanie pieniędzy jest niepotrzebną stratą. Lepiej, gdyby Ukrainiec wpłacił na konto dla dzieci, oczywiście nie w tym konkretnym opowiadaniu. Wiesz, chodzi mi o to, że ta szlachetność jest przerysowana do granic. Gdybyś opisał mały, osiedlowy sklepik, wtedy mogłabym jeszcze uwierzyć. Ale to wielki sklep, wielki biznes, na stracie wódki nie stracą zwykli ludzie a bogacze. I nie stracą za wiele, serio.

 

Ja to widzę trochę inaczej. Ochroniarz mógł przymknąć oko na kradzież, ale kiedy już podjął się interwencji i postanowił zareagować, to w grę weszło poczucie obowiązku. Nie chciał wzywać policji, ale też nie chciał brać udziału w kradzieży. Taka zawodowa etyka, honorowa postawa. Nie odmawiam mu szlachetności, ale tę bardziej widać w jego próbie odwiedzenia Szymona od picia. 

 

opowiadanie miało raczej przygnębiający klimat

Szymon na swojej drodze, przynajmniej w tym opisanym fragmencie życia, spotykał się tylko z życzliwością. Handlarze podarowali mu karpia i zaproponowali, że mu go przygotują – nie chcieli, by się zwierzę męczyło. Miejscy strażnicy zaproponowali miejsce w noclegowni, sprawdzili, jak się ma, przynieśli prezent od miasta. Na marginesie, zastanawiałem się, czy palenie ognia pod mostem jest legalne i czy nie powinni mu je zgasić. Wyobrażałem sobie, że ktoś podniesie ten temat. Na wszelki wypadek zasugerowałem, że po prostu przymknęli na to oko. No i wreszcie ten ochroniarz z biedry.

 

Jeszcze raz dziękuję. Przecinek i kolejność wyrazów poprawiłem. Ze skakaniem po narracjach będę uważał.

 

Pozdrawiam

Koalo, wielkie dzięki. To bardzo miłe, co napisałeś. Zgadzam się z Twoim ostatnim zdaniem.

 

Pozdrawiam

Jeśli chodzi Ci, że to jest nudny fragment, to rozumiem i przyjmuję.

No w tekście trochę długo to trwa, a za wiele nie wynika, bo czytając mamy spokój i wiemy, że się uda, więc nie odczuwamy napięcia w stylu “Szybciej, bo Feliks padnie!”. ;)

 

to w grę weszło poczucie obowiązku. Nie chciał wzywać policji, ale też nie chciał brać udziału w kradzieży. Taka zawodowa etyka, honorowa postawa.

Ale nie brał udziału w kradzieży.

Gdyby zobaczył, że ktoś pakuje najdroższe alkohole i wyjeżdża z wózkiem ze sklepu, więc ochroniarz go ściga, nie daje rady dogonić, złodziej ucieka… To co? Wezwałby policję czy zapłacił? Chodzi mi o to, że w takiej Biedrze kradzieże są na porządku dziennym, byłam świadkami takich ze trzy razy, ochroniarze najczęściej przymykają oko. Wezwanie policji niewiele da. Szukaj wiatru w polu. Więc płacenie za wódkę też ma mało sensu, bo jutro przyjdą kolejni, okradną i co, całą pensję się wyda na płacenie za kradzieże innych?

Ja wiem, że w jednej scenie to wygląda okej. Ale pracując w Biedronce, ochroniarze mają takie coś praktycznie każdego dnia. Szlachetnym można być w małym sklepiku, nie w dużym markecie. To znaczy – można, jasne, być szlachetnym zawsze i wszędzie, ale nie przekonuje mnie, że ochroniarz z własnej kieszeni płaci za czyjąś wódkę tylko z powodu honorowej postawy, kiedy jest świadkiem takich kradzieży naprawdę często.

 

 

Szymon na swojej drodze, przynajmniej w tym opisanym fragmencie życia, spotykał się tylko z życzliwością. Handlarze podarowali mu karpia i zaproponowali, że mu go przygotują – nie chcieli, by się zwierzę męczyło. Miejscy strażnicy zaproponowali miejsce w noclegowni, sprawdzili, jak się ma, przynieśli prezent od miasta.

AP, ale mi ten przygnębiający klimat podobał się, więc wymieniłam to jako zaletę. XD

Fakt, że Szymon spotykał życzliwe osoby, nie zmienia faktu, że panowało tu przygnębienie, bo jedno to spotkać kogoś dobrego (np. ochroniarz, co odpuścił), a inne, że sam Szymon miał wyrzuty sumienia i źle się z tym czuł. Więc to nie była sytuacja z serii: Szymon kradnie wódkę, ochroniarz nie donosi, Szymon oddaje, ochroniarz częstuje go papierosem, rozmawiają, Szymon dostaje od ochroniarza coś dobrego za darmo. Oczywiście ta wersja by mi się nie podobała, wolę Twoją, bo jestem fanką przygnębiającego klimatu, pokazałam tylko, czemu tak go odebrałam. ;)

 

Pozdrawiam. :)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Ananke

 

Jeśli chodzi o kradzież w biedrze, to zachowaniem ochroniarza kierował inny mechanizm psychologiczny, niż to opisałaś. Rozumiem, że wcześniej Cię nie przekonałem tym, jak ja to widzę.

Zaproponuję alternatywne wytłumaczenie. Wyobraź sobie, że sklep jest okradany ponad przeciętną. Kierownik się wkurza i ochrzania ochronę. Ci obiecują, że się przyłożą do roboty. Nadchodzi fajrant. Ochroniarz pomaga pozostałym pracownikom, żeby wyjść wcześniej do domu. W tym czasie, ktoś kradnie wódkę, kierownik to widzi i widzi też, że ochroniarz nie robi tego, co powinien. Wysyła więc go z misją, by ten odzyskał towar, a jak nie, to ma sam zapłacić za ukradziony alkohol, bo inaczej wyleci z roboty. Ochroniarz idzie do bezdomnego, straszy go policją, ale to nic nie daje, a przeszukać go nie może. Wraca więc do sklepu, płaci za wódkę, bo gorsze dla niego byłoby stracić pracę. Szymon od tej strony sytuacji ochroniarza nie zna.

 

AP, ale mi ten przygnębiający klimat podobał się, więc wymieniłam to jako zaletę. XD

Ależ ja tak to odebrałem. I moje kilka zdań nie miały na celu jakiejś polemiki, czy obrony tekstu. Napisałem je tylko po to, by przedstawić swój punkt widzenia i optymistyczne spojrzenie. Mogłem napisać, że ktoś Szymona zwyzywał, okradł lub nawet pobił. Jednak w moim opowiadaniu spotkał się tylko z życzliwością innych. 

 

Anet, dziękuję za przeczytanie i miłe słowo.

Przyznam od razu, że nie przepadam za “cozy”, ale o dziwo tu bawiłam się całkiem nieźle. Udało Ci się zbalansować trudne tematy takie jak alkoholizm/bezdomność z pozytywnym zakończeniem. 

Ale do rzeczy.

Pomysł całkiem ciekawy, choć zastanawiała mnie lekko niewiedza karpiów, skoro tuż obok jeden z pracowników odcinał im głowy i patroszył… no ale na to można przymknąć oko :)

Końcowy twist zaskakujący, ale tutaj mam mimo wszystko mieszane odczucia. Bo jednak wyskakuje dosyć nagle (kojarzę jeden moment, gdzie jest mowa o tym, że bohater faktycznie nie pamięta swojego imienia i to mnie ciut zaskoczyło) i przydałaby się większa podbudowa, a z drugiej limit jest jaki jest i ciężko oczekiwać czegoś więcej w 18k.

Niemniej bawiłam się nieźle :)

Shanti, wielkie dzięki.

 

zastanawiała mnie lekko niewiedza karpiów, skoro tuż obok jeden z pracowników odcinał im głowy i patroszył

Z pozycji zbiornika mogły nie widzieć, co się obok za parawanem dzieje. A poza tym mogły być zaślepione tym pragnieniem trafienia do jakiejś rodziny i spędzeniem tam reszty długiego życia. 

Co do końcówki, to na taką się zdecydowałem. Może błędnie. A limit mnie nie ograniczał. W ogóle nie lubię tych tłumaczeń związanych z limitem. W konkursie zostały określone zasady i trzeba się ich trzymać. Jeśli przystępuję do gry w szachy, to po przegranej nie tłumaczę się, że gdybym mógł poruszać pionami tak, jak w warcabach, to by mi poszło lepiej. 

 

Pozdrawiam

 

 

Jeśli chodzi o kradzież w biedrze, to zachowaniem ochroniarza kierował inny mechanizm psychologiczny, niż to opisałaś. Rozumiem, że wcześniej Cię nie przekonałem tym, jak ja to widzę.

AP, ale my tego w opowiadaniu nie widzimy. I w tym tkwi cały szkopuł. :)

 

Co ma kierownik do sceny, w której kierownika nie było? Mnie nie przekonuje ochroniarz, który płaci z własnej kieszeni za wódkę, bo przy ciągłych kradzieżach (zwłaszcza jeśli sklep jest okradany ponad przeciętną), za które by wciąż płacił, nie dostałby żadnej wypłaty. Więc sam by się zwolnił i poszedł do innego sklepu. :P

 

straszy go policją, ale to nic nie daje

Chyba czytałam inne opowiadanie. XD

 

– Nie wziąłeś wódki? Jeśli się nie przyznajesz, to powinienem chyba wezwać policję.

– Rób, co chcesz.

– Co chcę, a co powinienem, to dwie różne rzeczy. A ty się zastanów, czy warto.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Spieszę się, muszę wracać do domu. Puszczasz mnie?

Ukrainiec popatrzył smutno na kloszarda.

– Oczywiście. Przecież cię nie zatrzymuję. Widzisz, ja straciłem przez wojnę dom i nogę. – Ochroniarz podwinął nogawkę i pokazał protezę. – Mina. A potem przez alkohol straciłem rodzinę. Mówię ci, nie warto. Wesołych świąt!

 

Jeśli nieistniejący w tekście kierownik postraszył ochroniarza wyrzuceniem z pracy w momencie, jeśli ten nie odzyska towaru, jedyną logiczną opcją jest wezwać policję, a nie litować się nad kimś, kto kradnie wódkę. Gdyby to była bułka – okej, spoko, są święta, 80 groszy można zapłacić. Ale biorąc na siebie stratę, taka sytuacja powtarzałaby się co i rusz, a ochroniarz serio nie dostałby nic z wypłaty (tzn. dostałby wypłatę, ale i tak większość poszłaby na kradzione towary).

Zdarzyło mi się ponad dziesięć lat temu pracować w markecie i w dużym sklepie z zabawkami. Naprawdę szlachetność w takiej sytuacji (lub, jak uznałeś później, ratowanie pracy?) nie mają sensu.

No ale wiem, że masz scenę napisaną, nie chcesz jej zmieniać i okej, ja wyczerpałam temat. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Ananke, jasne. Nie widzimy tego w tekście, bo na temat kradzieży wiemy tylko to, co widzi Szymon. Ja Ci napisałem, że “zachowaniem ochroniarza kierował inny mechanizm psychologiczny” niż tylko szlachetność. I rozumiem, że “wcześniej Cię nie przekonałem”. To tyle na temat tekstu i naszego odbioru, co w nim jest.

 

Możliwą relacje ochroniarza z kierownikiem opisałem nie po to, by jakoś wytłumaczyć tę scenę z opowiadania, ale by pokazać, że jeśli znamy jakąś sytuację tylko z jednej strony, to może nam się wydawać dziwna, nierealna, whatever. A tak naprawdę istnieje proste jej wytłumaczenie.

 

straszy go policją, ale to nic nie daje

Chyba czytałam inne opowiadanie. XD

– Nie wziąłeś wódki? Jeśli się nie przyznajesz, to powinienem chyba wezwać policję.

– Rób, co chcesz.

– Co chcę, a co powinienem, to dwie różne rzeczy. A ty się zastanów, czy warto.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Spieszę się, muszę wracać do domu. Puszczasz mnie?

 

Napisałaś to z taką pewnością, że musiałem sprawdzić, czy w ostatecznej wersji nie wyrzuciłem tej policji. Ale nie. Chyba jednak czytaliśmy to samo opowiadanie.

 

Naprawdę szlachetność w takiej sytuacji (lub, jak uznałeś później, ratowanie pracy?) nie mają sensu.

Napisałem, że nie tylko o szlachetność w tej sytuacji chodziło (a kwestia ratowania pracy, to element dyskusji o motywacjach ludzi, a nie próba obrony tekstu).

 

Pozdrawiam serdecznie.

AP, ale ta sytuacja z wytłumaczeniem nadal jest dziwna. W tekście mamy szlachetność ochroniarza (co nie ma sensu przy częstych kradzieżach), a ochrona pracy wyjaśniona poza tekstem też nie ma sensu (wezwanie policji jest bardziej logiczne). 

Na marginesie – tak wiele jest pracy w sklepach, że mając szefa, który na święta straszy utratą pracy, jeśli nie zapłaci się za okradziony towar… No cóż, wystarczy zmienić pracę. To nie sklep marzeń, a market, a tam naprawdę potrzeba ludzi. Równie dobrze ochroniarz mógłby mieć długi, puste konto, brak karty przy sobie… I co wtedy, wraca z pustymi rękami, nic nie może zrobić, kierownik daje mu wypowiedzenie? No nie, to tak nie działa. 

Po prostu jak na to nie patrzę (wyjaśnienie ze szlachetnością czy możliwością utraty pracy) – ta scena mi nie gra. 

 

Ale wiesz, to tylko moja opinia, nie jakaś prawda objawiona. :D 

To Twoje opowiadanie i wprowadzasz sceny, które Tobie pasują i wydają się możliwe. ;) Jeśli jesteś przekonany do tej sceny – rozumiem i pozdrawiam. :) 0

 

Ale wiesz, to tylko moja opinia, nie jakaś prawda objawiona. :D 

Ananke, jestem wdzięczny za tę opinię. 

Ananke, jestem wdzięczny za tę opinię. 

Polecam się na przyszłość. :)

Cześć, AP!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Bardzo mi się podobało, że tekst jest mocno podbudowany Świętami – są nieodłączną częścią fabuły. Troszkę gorzej ma się Fantastyka Cozy – trudno mi powiedzieć, że jest mi przyjemnie, gdy czytam o ludziach bezdomnych, szczególnie zimą. Natomiast jeśli „zagubieni na pasterce, to kilku gości na końcu tekstu, to nie jestem przekonany.

Bohaterowie za to bardziej pasują do cozy fantasy niż otoczka. W zasadzie spotykamy tylko tych dobrych, a rolę tego złego pełnią okoliczności. Sam Szymon-Jakub przechodzi przemianę – skrótowo ujętą, bo limit ciasny, ale jednak jest przemiana na lepsze i chęć naprawy. Fabuła idzie krok po kroku, od wydarzenia do wydarzenia – to jest logiczne, choć do wrażenia lepszej spójności przydałoby się niektóre rzeczy lepiej zapowiedzieć.

Wykonanie dobre, nie cierpiałem przy lekturze ;)

Solidny świąteczny tekst – na takie liczyłem w tym konkursie!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć AP!

Perspektywa karpia i ta jego potrzeba bycia sprzedanym zaciekawiła mnie od początku. Zadawałam sobie pytanie, czy on nie wie, że zostanie zabity, czy po prostu w kulturze karpi to zaszczyt. I tak mniej więcej do etapu wyjęcia go z wanny i przygarnięcia przez Szymona było raczej zabawnie, a potem zrobiło się poważnie.

Powaga ta pojawiła się płynnie, dalej napisana dość lekkim językiem, nie zrobiła wrażenia przejścia na siłę. Perspektywa ryby pewnie pomogła. Mam wrażenie, że to tekst bardzo smutny – ludziach, którzy coś utracili, o Szymonie, trochę o Wiktorze – i równocześnie subtelnie szczęśliwy przez ludzi, ciepłe sceny i przez dobre uczynki. Szczególnie miło mi się zrobiło w sercu przy tej ze strażnikami miejskimi, bo ci tak często przedstawiani są jako złe charaktery, że aż miło, że tu mieli dobrą rolę.

Zakończenie może nie było dla mnie zaskoczeniem, bo gdzieś mi tak świtało, że niezabita ryba spełni życzenie. Nie mam do końca pewności, czy zrozumiałam motyw z Betlejem, czy po prostu niepotrzebnie doszukuję się w nim drugiego dna ponad pielgrzymkę. Przywiodło mi na myśl – pewnie przez imiona – biblijnego Szymona i Jakuba, nawet pogooglowałam chwilę, żeby zobaczyć, czy dobrze łapię powiązanie, ale nie rozwiało to moich wątpliwości, więc mam nadzieję, że zrobisz to Ty.

W każdym razie, z drugim dnem zakończenia czy bez, tekst bardzo udany, rozgrzewający i dobrze świąteczny. Absolutnie cozy fantastyka, ale zabrakło mi porządnego wyeksploatowania wybranego hasła konkursowego – pojawiło się dopiero w końcówce i to dość mgliście, nie było tematem przewodnim tekstu. Dzięki za udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć Krokus! Cześć Verus!

 

Dziękuję za przeczytanie i jurorskie komentarze.

 

W kilku słowach postaram się wytłumaczyć, jak ma się opowiadanie do wybranych gatunku oraz hasła.

 

Fantastyka cozy

 

Wiem, że los bezdomnego nie jest przyjemny, ale w moim opowiadaniu starałem się stworzyć bohaterowi jak najbardziej komfortowe warunki bytowania. Poza tym był przez cały czas otaczany życzliwością innych ludzi. Nic złego go przez całą opowiedzianą historię nie spotkało. I ostatecznie wyrwał się z tej życiowej pułapki, w której przez ostatnie lata żył. Podobnie los drugiego bohatera, Feliksa, okazał się szczęśliwy.

 

Zagubieni na pasterce

 

Podszedłem do tego hasła na dwa sposoby: dosłownie i metaforycznie.

1. Beit Sahour to według tradycji miejsce, gdzie przebywali pasterze nawiedzeni przez anioła, który kazał im pójść i przywitać narodzonego Jezusa. Pasterze w tamtym czasie byli z jednej strony trochę wyrzutkami, a z drugiej otaczani szacunkiem, jako ci, którzy prowadzą proste, uczciwe życie. Kiedy anioł im się ukazał, nie namyślając się, posłuchali go i ruszyli prosto do Betlejem. Jakub oraz jego towarzysze uczestniczyli w tej pierwszej pasterce i niektórzy się zgubili. Jakub, którego historię opisałem, zgubił się w tej drodze do tego stopnia, że znalazł się w innym czasie i miejscu, prowadząc życie, które nie było proste. A może miał tylko wizję takiego życia, które mogło go czekać, gdyby zamiast posłuchać prostego polecenia, zaczął coś kombinować?

2. Chciałem pokazać los człowieka, którego fałszywie postrzegamy jako kogoś prostolinijnego, a który w rzeczywistości ma skomplikowane życie wewnętrzne. I tak naprawdę nie jest istotne, kim konkretnie był Jakub. Kimkolwiek był, stał się Szymonem.

 

O imionach pasterzy tradycja nie wspomina. Wybrałem je sam. Jedynie imiona handlarzy nawiązują do imion biblijnych rybaków Piotra i Andrzeja.

 

Pozdrawiam

Jeśli chodzi o cozy, to stanę gdzieś po środku xD Z jednej strony nie jest aż tak przytulnie (przez zaserwowane wątki), z drugiej – narracja rzeczywiście daje trochę poczucie bezpieczeństwa i tego, że koniec końców wszystko skończy się jakoś tam dobrze – co dla cozy przynajmniej bywa charakterystyczne. Z kolei hasło konkursowe rzeczywiście trochę słabo widać, raczej dopiero po wyjaśnieniach:P

Reflektujesz, pan, na rybkę. Patrz, pan, karp jak marzenie.

Chyba poprawnie, ale jakoś za dużo przecinków; jakoś bym przeformułował zdanie:P

 

Masz fajny pomysł (karpie wigilijne spełniające życzenia, co za fatalna pomyłka nas spotyka xD), dobrze przygotowujesz ten finał (karp gadający cały czas, ale słyszany dopiero na wigilię). Czyta się całkiem sprawnie, wątek z wódką mnie nie przekonuje (sam w tak krótkiej historii postanowiłbym na rozwinięcie jednego wątku, a wódka do tematu z rybą nie wnosi za wiele poza strigerowaniem rybki xD), ale nie wypada też szczególnie źle. Mam też wrażenie, że ukraiński strażnik Wiktor nie wypadł najbardziej wiarygodnie – ale chyba w granicach normy.

Generalnie przyjemnie się czytało, miałem kilka fajnych pomysłów, ale za dużo zostało w głowie – szczególnie jeśli chodzi o końcówkę, która bez wyjaśnień nie była do końca zrozumiała. Solidna konkluzja mocno by pomogła – choć i bez niej opowiadanie wypada porządnie. Dobra robota!

Слава Україні!

Witaj Golodhu!

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz.

 

Zastanawiałem się, w jakim momencie Szymon ma usłyszeć, że karp gada. I rzeczywiście wprowadzenie wódki rozwiązało mi tę kwestię.

Nie mam zbyt dużego doświadczenia w pisaniu i jedną z trudności jest balansowanie między tym, ile pokazać, by tekst był zrozumiały, a ile zostawić w głowie, by nie był zbyt łopatologiczny.

 

Pozdrawiam

AP, dzięki za wyjaśnienia, ciekawe, co mówisz. Nie o wszystkim wiedziałam. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka