- Opowiadanie: Bardjaskier - Żołnierze fortuny: Wieża Ansalemiego

Żołnierze fortuny: Wieża Ansalemiego

Hej 

Tekst trafił do bety, ale po namyśle chyba nie będę miał czasu by czekać na wskazówki ( święta , rodzina wiecie jak jest :)). Więc sam się zbeciłem ;) Pewnie wyszło to średnio i zostało sporo błędów, albo i nie, mi już jest trudno to ocenić :P. Więc za błędy przepraszam i wszystkim czytającym będę wdzięczy za przytoczenie w komentarzu tego co zgrzyta w opowiadaniu :). 

Miłej lektury :)  

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Żołnierze fortuny: Wieża Ansalemiego

Heim nie tylko uro­dził się jako Mers, ale i zo­stał wy­cho­wa­ny w myśl wy­spiar­skiej tra­dy­cji, na wo­jow­ni­ka i czło­wie­ka wier­ne­go kla­no­wym oby­cza­jom. Dla­te­go też za­da­nie od Ha­ar­sta­dów przy­jął bez skarg, choć wy­pra­wa na Sju­vin­dar przy­pra­wi­ła go o mdło­ści. Klany wszyst­kich wysp jed­no­czył Jot­tun, bóg Mer­sów i król z Ha­ar­sta­dów. Licz­ne wyspy roz­rzu­co­ne na Mroź­nym Morzu, za­rzą­dza­ne przez głowy rodów, przy­po­mi­na­ły Mer­ską wspól­no­tę zjed­no­czo­ną przez wiarę i wład­cę. Sju­vin­dar było inne. Klan Myhre, przyj­mo­wał do sie­bie wszyst­kich – Pa­noń­czy­ków, Lo­aryj­czy­ków, a nawet Ne­kar­czy­ków, z któ­ry­mi widmo kon­flik­tu wi­sia­ło od dawna nad Mer­sa­mi. Na wy­spie Sju­vin­dar świą­ty­nie za­stą­pi­ły ta­wer­ny, a kla­no­we za­sa­dy – zło­dziej­ski ko­deks. Myh­ro­wie zaś byli oazą dla na­jem­ni­ków i pi­ra­tów, mało tego, sami znani byli z ban­dyc­kich wy­praw. Wy­spia­rze z Sju­vin­dar oczy­wi­ście nadal uwa­ża­li się za wier­nych kró­lo­wi, jed­nak ich lo­jal­ność była ela­stycz­na w kon­tek­ście ich nie­cne­go pro­ce­de­ru. Samo po­ło­że­nie wyspy już pod­kre­śla­ło in­ność jej miesz­kań­ców, gdyż le­ża­ła poza ar­chi­pe­la­giem Mer­skim, bli­sko kon­ty­nen­tu, tuż przy gra­ni­cy Ne­ka­ry i Pan­o­ny.

Heim prze­by­wał na Sju­vin­dar od dwóch dni, w por­to­wym mie­ście Fang, i szcze­rze znie­na­wi­dził za­rów­no miesz­kań­ców sto­li­cy, jak i cały ród Myhre. Au­dien­cja u wło­da­rzy nie przy­nio­sła nic. Heim za­zna­czył, że przy­był na po­le­ce­nie Ha­ar­sta­da. Gro­ził, że po­skar­ży się wład­cy, jak Myh­ro­wie zby­wa­ją proś­by kró­lew­skie­go wy­słan­ni­ka. Wszyst­ko na nic.

– Je­steś na Sju­vin­dar, a my nie wtrą­ca­my się w cudze spra­wy. Praw­da, ob­ję­li­śmy pro­tek­cją An­sa­le­mie­go, ale ce­ni­my sobie pry­wa­tę. Jeśli al­che­mik nie chce ni­ko­go wpusz­czać do wieży, to jego spra­wa – mó­wi­li.

Heim po­sta­no­wił, że nie ma wyj­ścia i musi dzia­łać na wy­spie we­dług zło­dziej­skich zasad. Do­tarł do Gru­be­go Svena, który sły­nął z umie­jęt­no­ści roz­wią­zy­wa­nia wszel­kich pro­ble­mów. 

He­imo­wi nie po­do­ba­ła się tusza Svena ani świń­skie oczka, któ­ry­mi bez­czel­nie spo­glą­dał na kró­lew­skie­go wy­słan­ni­ka. Nie przy­pa­dły mu do gustu także sie­ro­ty, które ota­cza­ły gru­ba­sa, ale nie miał już czasu, by szu­kać kogoś in­ne­go. Mu­siał albo wy­cią­gnąć An­sa­le­mie­go z wieży, albo po­twier­dzić, że Pa­noń­czyk nie żyje.

– Jeśli szu­kasz wła­my­wa­cza, do­brze tra­fi­łeś – po­wie­dział Sven, po­pra­wia­jąc płaszcz ob­szy­ty bia­łym fu­trem. – Za od­po­wied­nią kwotę Fang staje się mia­stem cudów. 

– Po­ło­wę teraz, a po­ło­wę po wy­ko­na­niu za­da­nia? – upew­nił się Heim.

Sven uśmie­chał się bez­czel­nie.

– Takie tu mamy za­sa­dy – po­twier­dził.

Heim zo­sta­wił sa­kiew­kę na stole i ru­szył do wyj­ścia, ob­ser­wo­wa­ny przez sie­roty ze­bra­ne w po­miesz­cze­niu. Nie miał wąt­pli­wo­ści, że ta banda wy­rost­ków miała już nie­jed­no na su­mie­niu.

Czło­wiek cze­ka­ją­cy na Heima przed bu­dyn­kiem ru­szył z nim do go­spo­dy. Nie mogli wie­dzieć, że resz­ta świty Heima wła­śnie zo­sta­ła wrzu­co­na do morza, a im sa­mym pi­sa­ny jest po­dob­ny los.

 

*

Frig splu­nął krwią na deski po­mo­stu. Bro­da­ty by­czek zła­pał go za ko­szu­lę i pod­niósł. Noc prze­szył pio­run, ude­rza­jąc w roz­sza­la­łe morze, roz­bi­ja­ją­ce fale o port. Po­most trząsł się, za­le­wa­ny wodą.

– Za­raz uto­nie­my! – wrza­snął Frig, za­sła­nia­jąc twarz przed ko­lej­nym cio­sem.

By­czek zmy­lił go i ude­rzył w brzuch. Zło­dziej sku­lił się, a bro­dacz upu­ścił go na deski.

– Pro­szę, dosyć – wy­krztu­sił Frig.

Bro­dacz przy­kuc­nął nad nim.

– Je­steś lep­szym zło­dzie­jem niż ha­zar­dzi­stą. Kto wie, może gdy­byś po­prze­stał na wła­ma­niach, nie by­ło­by nas tutaj.

– Mia­łem pecha. – Frig wy­szcze­rzył za­krwa­wio­ne zęby.

– Ty za­wsze masz pecha, przy­ja­cie­lu. Gdyby to ode mnie za­le­ża­ło, wrzu­cił­bym cię do morza. Ale ja tylko wy­ko­nu­ję po­le­ce­nia. A zle­co­no mi albo ode­brać dług, albo prze­ka­zać ci, że masz się po­ja­wić Pod Ostat­nią Sza­lu­pą. Tam pytaj o Heima. Zro­bisz to, o co po­pro­si.

Bro­dacz zła­pał Friga za jasny war­kocz i uniósł głowę zło­dzie­ja.

– Po­wiedz, że zro­zu­mia­łeś.

– Zro­zu­mia­łem – wy­ję­czał Frig.

– Do­brze.

Osi­łek pu­ścił zło­dzie­ja i znik­nął w mroku nocy. Frig leżał na trzesz­czą­cym po­mo­ście, a deszcz ła­go­dził opuch­nię­tą twarz.

 

*

Lan­dorf zszedł po tra­pie do portu. Za­ło­żył skó­rza­ny cze­piec, po­pra­wił kuszę i za­pa­lił fajkę. O świ­cie miesz­kań­cy Fang jesz­cze spali głę­bo­kim snem. Lu­dzie tu bu­dzi­li się po­po­łu­dnia­mi, a życie kwi­tło nocą. Lan­dorf prze­mie­rzał puste ulicz­ki, oświe­tlo­ne po­ran­nym słoń­cem. Wie­dział, kto w Fang nigdy nie śpi i za­wsze ma jakąś ro­bo­tę do wy­ko­na­nia.

 

*

Gruby Sven, ży­ją­cy w naj­nie­bez­piecz­niej­szym mie­ście na całym ar­chi­pe­la­gu, peł­nym szu­mo­win z wszyst­kich stron świa­ta, na­uczył się jed­ne­go – jeśli masz ro­bo­tę, któ­rej nikt nie bę­dzie chciał wy­ko­nać, to nie ma co latać po uli­cach w po­szu­ki­wa­niu fra­je­ra, wy­star­czy po­cze­kać, a w końcu po­ja­wi się sam. Pu­ka­nie do drzwi wy­rwa­ło Svena z drzem­ki. Do po­ko­ju wszedł jeden z ptasz­ków. Chło­pak, prze­cie­ra­jąc oczy, ziew­nął.

– Tak? – za­py­tał Sven.

– Jakiś Ne­kar­czyk do cie­bie.

Sven, mimo tuszy, bły­ska­wicz­nie ścią­gnął nogi ze stołu i po­wie­dział: 

– Dawaj go tu.

Lan­dorf wszedł, jak za­wsze roz­ta­cza­jąc wokół sie­bie woń pa­noń­skie­go ty­to­niu. Oparł przed­ra­mię o kolbę ban­do­le­tu, a drugą wsparł pod bo­kiem, tuż obok to­por­ka o dłu­gim sty­li­sku i zaokrą­glonym ostrzu.

– Lan­dorf, miło cię wi­dzieć. Jak ci się zi­mo­wa­ło na Isoya? – za­py­tał Sven, od­bie­ra­jąc od wy­rost­ka bu­tel­kę wina i dwa drew­nia­ne kubki.

– Nie pytaj.

– Mó­wi­łem, że bę­dziesz ża­ło­wał – po­wie­dział Sven i dał znak chłop­cu, by zo­sta­wił ich sa­mych.

Lan­dorf od­mó­wił wina i po­wie­dział:

 – Le­d­wie za­ro­bi­łem tyle, by wró­cić. Po­trze­bu­ję pracy.

Sven pa­trzył chwi­lę na na­jem­ni­ka. Lan­dorf nie krył się z go­dłem Srebr­nej Kom­pa­nii, któ­rej herb miał wy­cię­ty na czep­cu, do tego był je­dy­nym zna­nym Sve­no­wi Ne­kar­czy­kiem cho­dzą­cym w sze­ro­kich pa­noń­skich spodniach.

– Jakim cudem jesz­cze nikt cię nie zabił?

– Już kie­dyś o to py­ta­łeś. – Twarz Lan­dor­fa była nie­wzru­szo­na. – Praca, Sven. Masz coś, czy mam iść do kon­ku­ren­cji?

– Znasz Friga?

– Tego wła­my­wa­cza?

– Wła­śnie tego.

– Tak.

– To po­cią­gnij te nie­bie­skie por­t­ki i sia­daj, bo mam cie­ka­wą hi­sto­rię do opo­wie­dze­nia.

 

*

Frig byłby w sta­nie zi­gno­ro­wać groź­bę, gdyby nie fakt, że ani jeden z jego wie­rzy­cie­li nie na­zy­wał się Heim. Nie mógł sobie po­zwo­lić na ry­zy­ko, gdy nie wie­dział, z kim ma do czy­nie­nia. Ta­wer­na "Pod Ostat­nią Sza­lu­pą" była pełna i Frig szyb­ko wy­mie­szał się w tłu­m, na­stęp­nie ru­szył do kon­tu­aru. Mimo sta­rań, na­po­tkał kilku wie­rzy­cie­li, któ­rzy jed­nak igno­ro­wa­li go, od­wra­ca­jąc wzrok. To wzmo­gło czuj­ność Friga. Za­py­tał karczmarza o Heima, a ten wska­zał zło­dzie­jo­wi stół, za którym siedział męż­czy­zna, ro­sły nawet jak na mar­sań­skie wa­run­ki.

Frig prze­szedł pod ścia­ną i bez słowa do­siadł się do nie­zna­jo­me­go. Gładko ogo­lo­ny dłu­gowłosy dry­blas w płasz­czu z so­bo­li, mu­siał być pe­wien, że Frig się zjawi, skoro już na niego cze­kał z ku­flem i piwem. 

Heim nalał Fir­go­wi trun­ku i za­py­tał:

– Mówi się, że je­steś naj­lep­szym wła­my­wa­czem na wy­spie. To praw­da?

– Nie. W całej Mer­sji. – Frig napił się i wy­szcze­rzył.

– No to do­brze się skła­da, bo mam ro­bo­tę w sam raz dla cie­bie.

– Nie tra­cisz czasu, co? Do­brze, zatem po­mów­my o kon­kre­tach. Co mam zro­bić i za ile?

– Wejdź ze mną do wieży An­sa­le­mie­go.

Frig nie­mal upu­ścił kufel. Od­ru­cho­wo ro­zej­rzał się, czy nikt nie nad­sta­wia uszu.

– Nie ma ta­kiej kwoty, która by mnie do tego prze­ko­na­ła. Pro­ściej by­ło­by prze­pły­nąć wpław do Ne­ka­ry niż po­ry­wać się na coś ta­kie­go.

Frig wstał, lecz Heim pod­niósł się bły­ska­wicz­nie i zła­pał zło­dzie­ja za ramię.

– Jeśli chcesz, mo­żesz być pierw­szym pły­wa­kiem, który się tego po­dej­mie.

Frig usiadł, a Heim dolał mu piwa i po­wie­dział:

– Po­słu­chaj uważ­nie. Spła­ci­łem two­ich wie­rzy­cie­li, gdyż bałem się, że skoń­czysz w morzu, nim cię znaj­dę. Ofe­ru­ję ci nie tylko to, co uda ci się wy­nieść z wieży, ale i czy­ste konto. Po wszyst­kim już mnie nie zo­ba­czysz.

 

*

– Chwi­la, mó­wi­my o An­sa­le­mim, tym zwa­rio­wa­nym Pa­noń­czy­ku? – za­py­tał Lan­dorf.

– Tym samym – po­twier­dził Sven.

– Ale czy on nie ma pro­tek­cji klanu Myhre?

– Zga­dza się, ale od dawna nikt nie wi­dział Pa­noń­czy­ka. An­sa­le­mi re­gu­lar­nie spro­wa­dzał zwie­rzę­ta do swo­jej wieży, gdy nagle zle­ce­nia usta­ły. Klan wy­słał tam emi­sa­riu­sza, ale nikt nie od­po­wie­dział na jego we­zwa­nia. Więc Myh­ro­wie po­sta­no­wi­li cof­nąć pro­tek­cję, ba nawet ogło­si­li na­gro­dę za in­for­ma­cje o tym, co się dzie­je z Pa­noń­czy­kiem.

– Czemu sami tam nie wejdą?

– Po­li­ty­ka, boją się in­cy­den­tu. Pa­no­na wciąż jest w sta­nie wojny z Ne­ka­rą, a Mer­sji za­le­ży na do­brych sto­sun­kach z wro­giem na­sze­go wroga. Wolą, żeby za­da­nie wy­ko­na­ła osoba niezwią­za­na z ro­dzi­ną. – Sven prze­je­chał gru­bym pa­lu­chem po kra­wę­dzi kubka. – Do­my­ślasz się chyba, co się tu dzia­ło po ogło­sze­niu ta­kich re­we­la­cji. Każdy chciał zaj­rzeć do wieży zwa­rio­wa­ne­go Pa­noń­czy­ka.

– I co się stało?

– I żaden z tych, któ­rzy tam po­szli, już nie wró­cił, a wy­bra­ło się wielu. Całą zimę mó­wio­no o tym lub tam­tym, który miał plan, jak zra­bo­wać wieżę, a potem słuch o nich ginął. 

– I już nikt nie pró­bu­je, a ty chcesz mnie tam wy­słać?

– Tak, ale nie w tym rzecz, słu­chaj dalej.

 

*

Frig, po­mi­mo nie­ko­rzyst­nej sy­tu­acji, do­strzegł oka­zję do uwol­nie­nia się od dłu­gów. W pierw­szej ko­lej­no­ści mu­siał jed­nak wie­dzieć wię­cej o nowym wie­rzy­cie­lu. A w Fang był ktoś, kto mógł mu pomóc.

Frig wszedł do dwu­pię­tro­we­go domu, zna­ne­go w mie­ście jako "Dziu­pla". Wpro­wa­dzi­ła go jedna z pta­szyn Svena, dzie­ciak o zim­nych, nie­bie­skich oczach i ja­snym mesz­ku pod nosem. Głów­ne po­miesz­cze­nie było pełne sie­rot, które piły, jadły, pa­li­ły tani tytoń w fajkach, śmia­ły się, albo kłó­ci­ły. Pta­szy­na za­pro­wa­dził Friga do po­ko­ju na pię­trze.

– Frig, stary dra­niu, jesz­cze od­dy­chasz? – przy­wi­tał go Sven.

– I mam na­dzie­ję, że tak po­zo­sta­nie. Do­wie­dzia­łeś się cze­goś o tym He­imie?

– Kiep­ska spra­wa, to wy­słan­nik Ha­ar­sta­dów, jest nie­ty­kal­ny.

– Wie­dzia­łem.

Frig krą­żył po po­ko­ju, igno­ru­jąc sie­ro­tę pró­bu­ją­cą po­czę­sto­wać go winem.

– To tłu­ma­czy, dlaczego było go stać na wy­ku­pie­nie two­ich dłu­gów – dodał Sven, wo­dząc spoj­rze­niem za Fri­giem.

– I co ja teraz zro­bię? Może uciek­nę na inną wyspę, albo do Ne­ka­ry.

– I co tam bę­dziesz robił? Po­tra­fisz tylko kraść i grać w kości, a i tak to dru­gie kiep­sko ci idzie. Spójrz na sie­bie, je­steś naj­mniej­szym i naj­chud­szym Mer­sem, ja­kie­go znam. Nawet moje ptasz­ki przerastają cię o głowę. Na in­nych wy­spach nie znaj­dziesz za­ję­cia i umrzesz z głodu, a Ne­ka­ra jest pań­stwem prawa, zła­pią cię tam i po­wie­szą, nim zdą­żysz sprze­dać pierw­szy łup.

– To co mi zo­sta­je?

– Po­słu­chaj. – Sven oparł łok­cie o blat. – Nor­mal­nie bym z tobą nie gadał za dług, który u mnie mia­łeś, ale jako że je­ste­śmy kwita, po­sta­no­wi­łem ci pomóc.

Frig pod­szedł do stołu.

– Wie­dzia­łem, że mogę na cie­bie li­czyć. Sven nigdy nie za­wiódł­by sta­re­go przy­ja­cie­la.

– Wła­miesz się do wieży.

– Co?! Zwa­rio­wa­łeś!

– Po­słu­chaj. Heim ma prze­ka­zać An­sa­le­mie­go Pa­noń­skie­mu wy­słan­ni­ko­wi i do­pil­no­wać, by ci od­pły­nę­li z Sju­vin­dar cali i bez­piecz­ni. Ten wy­słan­nik bywał już w wieży. Na pewno do­brze zna jej se­kre­ty. Po­wiesz He­imo­wi, że sam nie dasz rady i bę­dzie mu­siał po­pro­sić Pa­noń­czy­ka o pomoc.

– Mam iść tam z czło­wie­kiem Ha­ar­sta­dów i Pa­noń­czy­kiem? To jakiś obłęd! Zresz­tą ten Heim na pewno się nie zgo­dzi. 

– Nie pa­ni­kuj, po­ga­dam z tym He­imem, po­wiem mu, jaka jest sy­tu­acja i po­mo­gę prze­ko­nać, by w taki wła­śnie spo­sób wy­cią­gnął An­sa­le­mie­go z wieży. A od sie­bie do­rzu­cę kogoś, kto bę­dzie chro­nił twój zło­dziej­ski tyłek.

– Kogo?

– Kogoś do­bre­go.

– A co ty bę­dziesz z tego miał?

– Myh­ro­wie, choć sami nie chcą się w to mie­szać, dają na­gro­dę za zba­da­nie spra­wy An­sa­le­mie­go, a do­dat­ko­wo zwol­ni się miej­sce w wieży. Po­my­śla­łem, że je zajmę. Moich pta­szy­n przy­by­wa, więc po­trze­bu­ję wię­cej miej­sca, a na stare lata też przy­da mi się cich­sza sie­dzi­ba, z dala od zgieł­ku mia­sta.

 

*

– I co na to Heim, zgo­dził się? – za­py­tał Lan­dorf.

– W innej sy­tu­acji byśmy nie roz­ma­wia­li. Zresz­tą nie miał wyj­ścia. Pa­noń­czy­cy wy­sła­li już swo­je­go czło­wie­ka, który ma przy­być jutro. Frig nie dałby rady sam, a ja za­ofe­ro­wa­łem się do­po­móc przed­się­wzię­ciu.

– Do­po­móc? Zna­czy się zna­leźć, osioł­ka który bę­dzie pil­no­wał by wszyst­ko po­szło po two­jej myśli?

– Właśnie. – Sven uśmiech­nął się chy­trze. – To jak, bę­dzie, Lan­dorf? Idziesz na to?

– A co z tego będę miał?

– Wszyst­kie dobra po­zo­sta­wio­ne przez An­sa­le­mie­go, jeśli nie żyje. A jeśli ma się do­brze, to ja po­kry­ję twoją pen­sję.

– Po­trze­bu­ję za­licz­ki.

Sven od­piął mie­szek od pasa i rzu­cił go na stół.

– Gdzie jest ha­czyk?

– Zbyt do­brze mnie znasz – Sven wydął wargi. – Do­pil­nuj, by Pa­noń­czy­cy po wszyst­kim tra­fi­li na łódź.

– Łódź?

– Heim ci wszyst­ko wy­ja­śni. I po­zbądź się Friga.

Lan­dorf uniósł brwi.

– Wiele osób w Fang nadal ma mu za złe, że migał się od spła­ty na­leż­no­ści, w tym i ja. W końcu ktoś nie wy­trzy­ma i weź­mie się za niego. A ty to za­ła­twisz pro­fe­sjo­nal­nie, bez zbęd­nej bru­tal­no­ści. Wła­ści­wie można po­wie­dzieć, że zro­bisz mu przy­słu­gę.

 

*

Sven stał przy oknie, spo­glą­da­jąc za od­cho­dzą­cym Lan­dor­fem, gdy drzwi po­ko­ju się otwo­rzy­ły. Herszt pta­szyn po cho­dzie roz­po­znał agen­ta im­pe­rium. Sztyw­ny, mia­ro­wy krok, jakby Ne­kar­czyk miał włócz­nię w zadku. Zło­dziej ob­ró­cił się na dźwięk sakwy ude­rza­ją­cej o blat stołu.

– To za za­ła­twie­nie spra­wy Hiema i jego ludzi, druga część za­pła­ty po do­star­cze­niu Pa­noń­czy­ków na łódź – po­wie­dział Ne­kar­ski agent.

– Takie tu mamy zwy­cza­je – przy­znał Sven.

 

*

Za ple­ca­mi Lan­dor­fa fale roz­bi­ja­ły się o klif. Na­jem­nik, py­ka­jąc z fajki, pa­trzył na wieże po­środ­ku gę­ste­go lasu oraz ota­cza­ją­cy go wy­so­ki mur. 

– Cho­ler­nie dziw­ne miej­sce – po­wie­dział Frig, pod­cho­dząc po wzgó­rzu do Lan­dor­fa.

Na­jem­nik zer­kał na zbli­ża­ją­cą się łódź o jed­nym masz­cie, zmie­rza­ją­cą ku plaży.

– Też się cie­szę, że cię widzę – cią­gnął dalej Frig – po­waż­nie, gdy tylko Sven po­wie­dział, że bę­dzie­my pra­co­wać razem, ka­mień spadł mi z serca.

Na wzgó­rze, za­czął wcho­dzić po­tęż­nie zbu­do­wa­ny męż­czy­zna.

– To Heim – po­wie­dział Frig. – A tam na morzu to pew­nie pa­noń­ska łódź. Wszyst­kim się spie­szy do wieży.

Lan­dorf po­pra­wił kuszę i ru­szył w dół zbo­cza.

– Znasz tego Heima? – za­py­tał Frig, zrów­nu­jąc się z na­jem­ni­kiem.

Lan­dorf wy­pu­ścił dym, zer­ka­jąc z ukosa na zło­dzie­ja.

– No wła­śnie, nikt nic o nim nie wie. Wy­słan­nik Ha­ar­sta­dów mówi Sven. Ale coś mi się w nim nie po­do­ba. Jest tak, jakby to po­wie­dzieć…? Tak mer­ski, że jesz­cze nie wi­dzia­łem, by któ­ryś z Mer­sów był tak mer­ski jak on.

Frig spoj­rzał na Lan­dor­fa, ale na­jem­nik zda­wał się sku­pić całą uwagę na fajce.

 

Spo­tka­li się z He­imem w po­ło­wie wzgó­rza i ru­szy­li razem ku plaży.

– A więc to jest Lan­dorf? – za­czął Heim. – Ostat­ni czło­nek słyn­nej Srebr­nej Kom­pa­nii.

– Po­dob­no nie ostat­ni – po­pra­wił go Frig.

– To, co Kom­pa­nia wy­czy­nia­ła w Pa­no­nii, prze­szło już do le­gend – kon­ty­nu­ował Heim, igno­ru­jąc uwagę wła­my­wa­cza. – Jak was tam na­zy­wa­li? Krwa­we piki, rzeź­ni­cy z pa­noń­skich lasów? Cały świat drżał na wspo­mnie­nie o ne­kar­skich na­jem­ni­kach. 

– Łącz­nie z ce­sa­rzem Go­el­zem, który tak się prze­stra­szył po­wro­tu kom­pa­nii do ma­cie­rzy, że kazał ich roz­wią­zać – wtrą­cił się Frig.

– Rze­ko­mo za mord, którego mieli się do­pu­ścić w jed­nej z ne­kar­skich wsi – dodał Heim.

Lan­dorf ob­ser­wo­wał po­stać po­zo­sta­wio­ną na brze­gu. Pa­noń­ska łódź od­bi­ła i po­ma­łu od­da­la­ła się w morze.

 – Ty jed­nak nie wsty­dzisz się nosić sym­bo­lu Kom­pa­nii – za­uwa­żył Heim.

– A są tacy, któ­rzy wciąż po­lu­ją na jej człon­ków. O ile do­brze pa­mię­tam, na­gro­dy za głowy Ne­kar­skich na­jem­ni­ków nadal są wy­so­kie. Ale tu w Fang nikt nie pró­bu­je do­paść Lan­dor­fa – po­wie­dział z dumą w gło­sie Frig.

– A byli tacy, co pró­bo­wa­li? – za­py­tał Heim.

Frig szy­ko­wał się do od­po­wie­dzi, ale ubiegł go na­jem­nik:

– Ow­szem byli. 

– No to się na­ga­dał – po­wie­dział Frig, za­milkł, gdy na­jem­nik spoj­rzał na niego.

Sta­nę­li na skra­ju plaży, wi­dząc, że Pa­noń­czyk zmie­rza ku nim. Przy­glą­da­li się długowłosej ni­skiej po­sta­ci w zie­lo­nych sza­ra­wa­rach.

– Chwi­la, czy to nie… – za­czął Frig.

– Ko­bie­ta – do­koń­czył Heim.

Pa­non­ka miała nie­mal białą cerę, która kon­tra­sto­wa­ła z wiel­ki­mi czar­ny­mi ocza­mi, na­da­jąc twa­rzy wy­jąt­ko­wo upior­ny wyraz.

– Mówi się, że oczy są zwier­cia­dłem duszy – wy­szep­tał Frig gdy ob­ser­wo­wa­li jak ko­bie­ta zbliża się do nich. – Co zatem można po­wie­dzieć o jej duszy, gdy miast w oczy spo­glą­da się w czar­ną ni­cość?

– Na­zy­wam się Tauri – po­wie­dzia­ła Pa­non­ka, sta­jąc przed męż­czy­zna­mi. – Który z was to Heim?

– To ja – po­tęż­ny Mers zro­bił krok w jej kie­run­ku.

– A ci dwaj? – za­py­ta­ła.

– Spra­wy się skom­pli­ko­wa­ły, Tauri – za­czął Heim. – An­sa­le­mi ni­ko­go nie wpusz­cza do wieży od kilku mie­się­cy. Nie wiemy, czy żyje, i jaki jest powód jego izo­la­cji. Ten niski Mers to Frig, wła­my­wacz, po­mo­że nam się do­stać do wieży. A ten to…

– Lan­dorf Brand­stat­ter – wtrą­ci­ła się Tauri. – Sier­żant Srebr­nej Kom­pa­nii. My w Pa­no­nii nie za­po­mnie­li­śmy o rze­ziach, któ­rych do­ko­na­li­ście. I przyj­dzie czas roz­li­cze­nia.

Lan­dorf uśmiech­nął się lekko, ski­nął głową i po­wie­dział: 

– Za­wsze do usług, i w razie po­trze­by wie­cie, gdzie mnie szu­kać.

– Za­pew­niam, że król Joril dowie się o wszyst­kim, co miało tu miej­sce, i le­piej, że­by­śmy za­sta­li An­sa­le­mie­go w wieży dla dobra sto­sun­ków mię­dzy Mer­sją i Pa­no­nią – Tauri, choć mó­wi­ła do Heima, nawet na chwi­lę nie spusz­cza­ła wzro­ku z na­jem­ni­ka, który opła­cał się jej tą samą mo­ne­tą.

 

*

Wy­so­ki mur gó­ro­wał nad czwór­ką po­sta­ci, za nim drze­wa szu­mia­ły, tar­ga­ne wia­trem.

– Szu­ka­my wej­ścia, czy bę­dzie­my się wspi­nać? – za­py­tał Heim.

– Wej­ście po­win­no być przed nami – po­wie­dzia­ła Tauri.

Wszy­scy spoj­rze­li na ścia­nę, ale nie było tam wrót ani bramy.

– Może obej­dzie­my wieżę? – za­pro­po­no­wał Heim.

– Daj­cie mi chwi­lę. – Frig pod­szedł do ścia­ny i prze­cze­sał trawę rę­ko­ma. – Kiedy byłaś tu ostat­nio?

– Ze­szłej zimy? – Tauri przy­glą­da­ła się mu ba­daw­czo.

– Tu była ścież­ka pro­wa­dzą­ca w stro­nę wieży, choć za­ro­sła już trawą. – Frig zbli­żył się do ścia­ny i badał jej po­wierzch­nię rę­ko­ma. Nagle się za­trzy­mał i za­czął stu­kać. Po­zo­sta­li usły­sze­li od­głos ude­rze­nia w drew­no.

– Zo­bacz­cie, po­ma­lo­wa­ne na wzór ka­mien­nej ścia­ny, wrota zle­wa­ją się z nią. – Frig uśmiech­nął się z sa­tys­fak­cją i na dowód wy­rżnął spory ka­wa­łek z po­ma­lo­wa­ne­go drew­na.

– Spryt­nie – przy­znał Heim, prze­jeż­dża­jąc pal­cem po za­głę­bie­niu. – Widać An­sa­le­mie­mu za­le­ży by nikt mu nie prze­szka­dzał. 

– Odsuń się, zna­la­złem zamek – po­wie­dział Frig, wy­cią­ga­jąc wy­trych.

Tauri stała nie­ru­cho­mo, ob­ser­wu­jąc, jak wła­my­wacz pra­cu­je. Lan­dorf przy­pa­try­wał się jej, nie zdo­łał jed­nak do­strzec mie­cza ani nawet szty­le­tu.

– Je­steś Wie­dzą­cą? – za­py­tał.

Tauri zi­gno­ro­wa­ła na­jem­ni­ka.

– Kim są Wie­dzą­cy? – za­py­tał Heim.

– Ma­ga­mi, cza­ro­dzie­je­mi, sza­ma­na­mi, w Pa­no­nii, na­zy­wa się ich Wie­dzą­cy­mi – wy­ja­śnił Lan­dorf.

– Jak to rozpo­zna­łeś? – za­in­te­re­so­wał się Heim. 

– Pa­noń­czy­cy już od ko­ły­ski wychowują się z bro­nią, z którą nigdy się nie roz­sta­ją, w trak­cie życia, to taka tam­tej­sza tra­dy­cja. Tylko Wie­dzą­cy nie noszą broni.

– Dla­cze­go? – do­py­ty­wał Heim.

– Bo jej nie po­trze­bu­ją.

Usły­sze­li trzask otwie­ra­ne­go zamka, a po chwi­li drzwi uchyliły się, uka­zu­jąc gęsty las.

– Pani przo­dem – za­pro­po­no­wał Frig, wska­zu­jąc Tauri drogę. Po­zo­sta­li ru­szy­li za Pa­non­ką.

 

*

Heim zo­stał z tyłu, od­cze­ku­jąc, aż to­wa­rzy­sze wejdą w gę­stwi­nę, a na­stęp­nie uchy­lił za­ma­sko­wa­ne drzwi i pod­ło­żył grubą gałąź aby mieć pew­ność, że po­zo­sta­ną otwar­te.

 

*

Gad pod­niósł po­wie­ki, świa­do­mość An­sa­le­mie­go obu­dzi­ła się wraz ze zwie­rzę­ciem. Pa­noń­czyk czuł każdy mię­sień zwi­nię­te­go ga­dzie­go ciała. Zo­ba­czył las w zim­nych i cie­płych barwach. Język po­ma­łu wy­su­nął się z ma­syw­nej szczę­ki, a An­sa­le­mi wy­czuł nowe za­pa­chy. Ktoś na­ru­szył jego te­ry­to­rium ło­wiec­kie. W świa­do­mo­ści Pa­noń­czy­ka eks­plo­do­wa­ła nie­po­ha­mo­wa­na chęć mordu. Długi kształt roz­wi­nął się bez­sze­lest­nie i gad za­czął peł­znąć mię­dzy drze­wa­mi, tro­piąc za­pach in­tru­zów.

 

*

Trzech Ne­kar­skich agen­tów mi­nę­ło ukry­te wej­ście i za­pu­ści­ło się w gąszcz. Ich czar­ne stro­je zle­wały się z pół­mro­kiem pa­nu­ją­cym w ogro­dzie An­sa­le­mie­go. Ślady były aż nadto wy­raź­ne. Po­ła­ma­ne ga­łę­zie zwi­sa­ły z drzew i krze­wów, jakby nie lu­dzie, a duże zwie­rzę prze­dzie­ra­ło się przez gęstwi­nę. Do­wód­ca nagle sta­nął. Po­zo­sta­li agen­ci wy­cią­gnę­li rzut­ki i bły­ska­wicz­nie przy­kuc­nę­li. Do­wód­ca, trzy­ma­jąc szty­let w dłoni, wpa­try­wał się w ga­łę­zie tuż na wy­so­ko­ści głowy. Wiatr prze­mknął po ko­ro­nach drzew, a cały ogród An­sa­le­mie­go za­fa­lo­wał. Do­wód­ca od­wró­cił się ostroż­nie i dał znać lu­dziom, że droga jest wolna. Las przed Ne­kar­czy­ka­mi po­ru­szył się, ol­brzy­mi zie­lo­ny łeb wy­strze­lił spo­mię­dzy ga­łę­zi. Sze­ro­ko roz­war­te szczę­ki zła­pa­ły do­wód­cę w pasie i wy­cią­gnę­ły w zie­lo­ną ot­chłań. Ne­kar­czy­cy usły­sze­li prze­raź­li­wy krzyk, gwał­tow­nie urwany. Za­pa­dła cisza, mą­co­na je­dy­nie szu­mem drzew.

 

*

An­sa­le­mi nie mógł przy­wyk­nąć do dła­wie­nia. Ciało Ne­kar­czy­ka po­py­cha­ne mię­śnia­mi węża po­wo­li zsu­wa­ło się do gar­dła. Pa­noń­czyk czuł skórę czło­wie­ka, smak ubra­nia i wło­sów. Choć kości były po­ła­ma­ne, a or­ga­ny i mię­śnie za­mie­nio­ne w krwa­wą masę, czło­wiek był trudny do po­łknię­cia. Gad roz­ko­szo­wał się po­sił­kiem, a An­sa­le­mi do­zna­wał nieo­pi­sa­nych ka­tu­szy, świa­do­my po­kar­mu, który zmu­szo­ny był przy­jąć. W splo­tach coś drgnę­ło, Pa­noń­czyk wy­czuł to od razu i zmu­sił gada do dzia­ła­nia. Ma­syw­ne ciel­sko za­ci­snę­ło się wokół dru­gie­go z Ne­kar­czy­ków. Las prze­szył trzask ła­ma­nych kości, twarz czło­wie­ka zsi­nia­ła, usta otwo­rzy­ły się w nie­mych okrzy­kach bólu, oczy ofia­ry wy­szły z oczo­do­łów, a po chwi­li wpły­nę­ły. Ne­kar­czyk za­stygł. An­sa­le­mi znów po­czuł obrzy­dze­nie, gdy ciał­o prze­su­nę­ło się w pysku o ko­lej­ne cen­ty­me­try.

 

*

Prze­dzie­ra­li się przez gąszcz, z tru­dem na­dą­ża­jąc za Tauri, która prze­my­ka­ła mię­dzy ga­łę­zia­mi bez­sze­lest­nie, ni­czym duch. Frig klął co chwi­lę, wpa­da­jąc na jakiś krzew, a Lan­dorf, choć sta­rał się nie zo­sta­wiać śla­dów, nie był w sta­nie omi­nąć wszyst­kich prze­szkód. Heim z kolei wy­cią­gnął miecz i za­czął wy­rą­by­wać drogę. Tauri nagle sta­nę­ła.

 – Coś się stało? – za­py­tał Heim, od­rą­bu­jąc sporą gałąź. 

– Po­win­ni­śmy już być przy wieży.

 – Pa­noń­czyk, który zgu­bił się w lesie, to tak, jakby karp zgu­bił się w sta­wie – za­śmiał się Frig. 

– Ktoś bę­dzie mu­siał wejść na drze­wo i spraw­dzić, gdzie jest wieża – po­wie­dział Lan­dorf, kła­dąc rękę na ra­mie­niu Friga. 

Z twa­rzy zło­dziej znik­nął uśmiech, spoj­rzał wzdłuż ko­na­ru, cią­gną­ce­go się na dobre kil­ka­na­ście me­trów, resz­tę drze­wa za­sła­nia­ła war­stwa gę­ste­go li­sto­wia.

 

*

– Wi­dzisz go? – za­py­tał Heim. Lan­dorf po­krę­cił głową, wy­pu­ścił dym i wy­cią­gnął fajkę z ust. 

– Frig?! – za­wo­łał Heim.

– Jest zbyt wy­so­ko, wśród ga­łę­zi, przy tym wie­trze z pew­no­ścią cię nie usły­szy – po­wie­dział Lan­dorf, z ukosa ob­ser­wu­jąc Tauri za­pa­trzo­ną w gę­stwi­nę.

Nagle, prze­raź­li­wy krzyk roz­legł się mię­dzy drze­wa­mi. Lan­dorf się­gnął do ban­do­le­tu. Heim nawet nie drgnął. 

– Sły­sza­łeś?

Heim zda­wał się nie ro­zu­mieć py­ta­nia na­jem­ni­ka. Za­miast tego, spoj­rzał tam gdzie stała Tauri. 

– Pa­non­ka, prze­pa­dła! – krzyk­nął Heim i ru­szył za ucie­ki­nier­ką. 

 

*

Frig miał szczę­ście, moc­nych ga­łę­zi do wspi­nacz­ki nie bra­ko­wa­ło i rosły gęsto, dzię­ki czemu mógł bez prze­szkód piąć się w górę. Gdy nieco opadł z sił, przy­siadł i spoj­rzał w dół. Nie do­strzegł nic prócz ota­cza­ją­cych go liści i konarów. 

– No dobra, to drze­wo musi kie­dyś się skoń­czyć – po­wie­dział i pod­jął wspi­nacz­kę. 

 Pień sta­wał się coraz węż­szy, a wkrót­ce Frig po­czuł po­wiew wia­tru na twa­rzy. Roz­su­nął ga­łę­zie, a jego oczom uka­zał się widok na ogród An­sa­le­mie­go i Mroź­ne Morze. Frig prze­szedł na drugą stro­nę pnia i doj­rzał wieżę. Las ota­czał ją z każ­dej stro­ny, a część z drzew mu­sia­ła wy­ra­stać tuż przy niej. Zło­dziej za­czął scho­dzić, lecz za­trzy­mał się w miej­scu, gdzie ga­łę­zie były naj­dłuż­sze i było ich naj­wię­cej. 

– To się może udać – wy­szep­tał i spró­bo­wał się­gnąć ga­łę­zi są­sied­nie­go drze­wa.

 

*

 Lata walk w Pa­no­nie na­uczy­ły Lan­dorfa, jak po­ru­szać się po la­sach. Więc żaden dźwięk nie zdra­dził na­jem­ni­ka, gdy do­tarł do Heima i Ne­kar­czy­ka, mimo to byli przy­go­to­wa­ni. Nóż im­pe­rial­nych służb spe­cjal­nych tkwił przy szyi Heima, a agent krył się za sze­ro­ki­mi ple­ca­mi Mersa. Lan­dorf z wy­ce­lo­wa­ną kuszą za­marł w miej­scu.

– Lan­dorf, opuść kuszę – po­wie­dział Heim. – Ten szpieg chce Tauri, nie ma sensu zgry­wać bo­ha­te­ra.

Agent znał się na ro­bo­cie i wy­sta­wał zza ple­ców Heima tylko na tyle, na ile było to ko­niecz­ne, by wi­dzieć prze­ciw­ni­ka. Lan­dorf jed­nak nie mu­siał ce­lo­wać w niego.

– Wiesz Heim, co cię zdra­dzi­ło? – za­py­tał Lan­dorf i cią­gnął dalej, nim wyraz zdzi­wie­nia od­ma­lo­wał się na twa­rzy dry­bla­sa. – O Srebr­nej Kom­pa­nii tylko w Ne­ka­rze mówi się, że jest słyn­na.

Bełt z głu­chym stuk­nię­ciem utkwił w czole za­sko­czo­ne­go Heima. Agent wy­sko­czył zza osu­wa­ją­ce­go się na zie­mię ciała i lotki wy­strze­li­ły w stro­nę Lan­dor­fa. Na­jem­nik od­sko­czył za pień drze­wa, ale nie był wy­star­cza­ją­co szyb­ki i jeden z noży wbił się w lewe ramię. Lan­dorf bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał pod­nieść kuszę. Ostrze noża głę­bo­ko utkwi­ło w mię­śniu i ramię było bez­u­ży­tecz­ne. Się­gnął do pasa po ban­do­let, gdy czar­ny kształt szpie­ga mi­gnął mu mię­dzy drze­wa­mi. Na­jem­nik od­sko­czył w ostat­niej chwi­li, a następna lotka utkwi­ła w pniu, tam gdzie przed chwi­lą znaj­do­wa­ła się głowa Lan­dor­fa. Prze­biegł w kie­run­ku ko­lej­nej osło­ny, uni­ka­jąc po­ci­sków i sko­czył za krzak jeżyn. Do­pie­ro teraz zdo­łał wy­do­być broń. Spoj­rzał po­przez za­ro­śla. Czar­ny kształt prze­ciw­ni­ka mi­gnął mię­dzy drze­wa­mi. Lan­dorf wie­dział, że bę­dzie chciał go zajść z flan­ki. Sta­nął w po­zy­cji strze­lec­kiej i za­czął wę­dro­wać bro­nią mię­dzy drze­wa­mi. Ne­kar­ski agent po­ja­wił się ni­czym cień. Ban­do­let wy­pa­lił, prze­sła­nia­jąc dymem wi­docz­ność na­jem­ni­ko­wi. Jedna z lotek prze­le­cia­ła tuż obok po­licz­ka Lan­dor­fa, a w na­stęp­nej chwi­li coś szarp­nę­ło na­jem­ni­kiem i zwa­li­ło go na zie­mię. To agent, sie­dząc teraz okra­kiem na Lan­dor­fie, jedną ręką trzy­ma­jąc go za gar­dło, przy­gważ­dża­jąc mu głowę do pod­ło­ża.

– Chy­bi­łeś – wy­sy­czał agent, drugą ręką do­by­wa­jąc szty­letu.

Lan­dorf zła­pał lotkę tkwią­cą w ra­mie­niu, wy­szarp­nął ostrze i wbił w bok szpie­ga. Agent wy­ba­łu­szył oczy, mimo to nie za­trzy­mał się i za­mach­nął. Lan­dorf w ostat­niej chwi­li za­sło­nił pierś zra­nio­ną ręką. Ostrze szty­le­tu prze­bi­ło przed­ra­mię i we­szło w tors jed­nak niewy­star­cza­ją­co głę­bo­ko. Lan­dorf wy­cią­gnął lotkę i wbił ją agen­to­wi pod brodę. Szpieg ze­sztyw­niał i opadł na pierś na­jem­ni­ka.

 

*

Sama idea stwo­rze­nia krysz­ta­łu była sza­leń­stwem, więc na­tu­ral­nie za­da­nie to po­wie­rzo­no sza­leń­co­wi, jakim z pew­no­ścią był An­sa­le­mi. Już pierw­sza wi­zy­ta na Sju­vin­dar upew­ni­ła Tauri, że w naj­lep­szym wy­pad­ku całe przed­się­wzię­cie jest mar­no­traw­stwem czasu i za­so­bów. Ale nie spo­dzie­wa­ła się, że może dojść do naj­gor­sze­go – że al­che­mik po­do­ła za­da­niu. Gdy do Pa­no­ny do­tar­ła wia­do­mość od An­sa­le­mie­go, król Joril roz­ka­zał Tauri spro­wa­dzić krysz­tał. Wszyst­ko jed­nak było nie takie, jak po­win­no. Gdy tylko do­wie­dzia­ła się, że al­che­mik prze­padł bez wie­ści, po­win­na za­nie­chać misji, ale chęć spraw­dze­nia krysz­ta­łu była zbyt nę­cą­ca. Sze­lest wśród drzew wy­rwał Pa­non­kę z za my­śle­nia. To drozd przy­siadł na jed­nej z ga­łę­zi.

– Witaj, ma­leń­ki, a już my­śla­łam, że w tej wy­mar­łej głu­szy nie ma żad­nych istot – po­wie­dzia­ła Tauri, za­my­ka­jąc oczy i wy­cią­gnę­ła rękę. 

Sku­piła całą siłę woli na ptaku. Drozd zle­ciał i przy­siadł na nad­garst­ku. Tauri po­czu­ła lek­kość i wiatr mu­ska­ją­cy pióra. A gdy otwo­rzy­ła po­wie­ki, pa­trzy­ła na sie­bie z wy­so­ko­ści, oczy­ma droz­da. Prze­le­cia­ła mię­dzy ga­łę­zia­mi i wy­do­sta­ła ptaka ponad ko­ro­ny drzew. Wieża była nie­da­le­ko i wie­dzia­ła już, w któ­rym kie­run­ku się udać. Bez­kres nieba i szczy­ty drzew znik­nę­ły nagle. Tauri spoj­rza­ła w gę­stwi­nę, skąd nagły huk wy­rwał ją z transu. Wtedy li­ście i kora drgnę­ły. Las po­ru­szył się, na­bie­ra­jąc kształ­tu brą­zo­wo-zie­lo­ne­go, ozdo­bio­ne­go cęt­ka­mi gada. Ol­brzy­mi wąż zsu­nął się z ga­łę­zi, bez­sze­lest­nie opadł na ściół­kę i pod­niósł łeb. Roz­sz­cze­pio­ny język raz po raz po­ja­wiał się, by chło­nąć oto­cze­nie. Tauri za­mar­ła. Łeb węża po­ma­łu skie­ro­wał się ku Pa­non­ce. Wie­dzia­ła, że ma tylko jedną szan­sę. Sko­czy­ła. Ma­syw­ne ciel­sko wy­strze­li­ło, pysk ude­rzył Tauri w tors, jed­nak gad nie zdo­łał chwy­cić jej w szczę­ki. Tauri prze­to­czy­ła się po ziemi, wyjąć z bólu. Wsta­ła mimo strza­ska­nych żeber i po­pę­dzi­ła w stro­nę wieży, omi­ja­jąc spraw­nie wszel­kie prze­szko­dy, ale nawet Pa­noń­czyk wy­cho­wa­ny w gę­stych la­sach nie mógł się rów­nać z zwin­nym gadem, który bły­ska­wicz­nie wił się mię­dzy drze­wa­mi. Ol­brzy­mi obły kształt skra­cał dy­stans do ofia­ry, gdy Tauri za­uwa­ży­ła szary ka­mień wieży mię­dzy li­ść­mi. Prze­sko­czy­ła nad zwa­lo­nym pniem i wtedy zo­ba­czy­ła zwi­sa­ją­cą z ga­łę­zi dłoń. Bły­ska­wicz­nie pod­ję­ła de­cy­zję i po­chwy­ci­ła ją. Frig wcią­gnął Tauri na gałąź z naj­więk­szym tru­dem. Wąż okrę­cił się wokół pnia, jakby chciał go zmiaż­dżyć ma­syw­nym ciel­skiem, i za­czął peł­znąć w górę.

– Szyb­ko! – wrza­snął roz­pacz­li­wie Frig, po­ma­ga­jąc Pa­nonce wejść na ko­lej­ną gałąź.

Za­czę­li się wspi­nać. 

– Szyb­ciej, ku ko­ro­nie! Tam drze­wo go nie utrzy­ma! – za­chę­cał zło­dziej.

Wąż po­dą­ża­ł za nimi, do­pó­ki pierw­sze ga­łę­zie nie za­czę­ły się pod nim łamać. Wtedy znie­ru­cho­miał, wsu­wa­jąc język i wo­dząc łbem za zdo­by­czą. Tauri rów­nież sta­nę­ła i przy­lgnę­ła do pnia, czu­jąc ból w boku, gdzie łeb gada po­gru­cho­tał jej kości.

– Tauri?! – za­wo­łał Frig, wy­cią­ga­jąc dłoń, jed­nak Pa­non­ka nie była w sta­nie jej się­gnąć.

Kaszl­nę­ła, wy­plu­wa­jąc krew. Gad za­re­ago­wał na­tych­miast, ru­sza­jąc do ataku. Na szczę­ście ko­lej­na gałąź zła­ma­ła się pod ma­syw­nym cia­łem, znów go za­trzy­mu­jąc. Wtedy Tauri do­strze­gła oczy węża, jed­no­li­cie czar­ne, zu­peł­nie jak jej oczy.

– An­sa­le­mi? – wy­szep­ta­ła.

Wąż drgnął na dźwięk imie­nia al­che­mi­ka, po­trzą­sa­jąc łbem i za­czął zsu­wać się po pniu.

– Był bli­sko – po­wie­dział Frig, przy­glą­da­jąc się Tauri, któ­rej krew z ust spły­wa­ła na brodę. – Coś ty po­wie­dzia­ła tej be­stii, że zre­zy­gno­wa­ła? Ja­kieś ta­jem­ne pa­noń­skie za­klę­cie?

Tauri nie­mal le­ża­ła na roz­ło­ży­stych ga­łę­ziach i od­dy­cha­ła cięż­ko.

– Wy­bacz, zro­bi­łem co mo­głem – kon­ty­nu­ował Frig – ale ro­zu­miesz… Wieża sama się nie splą­dru­je. Obie­cu­ję, że po wszyst­kim przy­ślę tu kogoś po cie­bie.

Nim Frig za­czął się­gać po gałąź są­sied­nie­go drze­wa, Tauri zła­pa­ła go za no­gaw­kę.

– Nie dasz rady sam. Po­mo­gę ci. Wy­pa­truj droz­da.

Frig przy­glą­dał się Pa­non­ce przez chwi­lę, w końcu tylko ski­nął głową i prze­szedł na są­sied­nie drze­wo.

 

*

Zło­dziej do­tarł pod samą wieżę, a gad nie opusz­czał go przez całą drogę, cze­ka­jąc na błąd Friga. Nie było mowy o zej­ściu i szu­ka­niu wej­ścia z ziemi. Na szczę­ście zło­dziej do­strzegł stop­nie wyra­sta­ją­ce z wieży. Sta­nął na naj­pew­niej­szej, w jego mnie­ma­niu, ga­łę­zi i prze­szedł po niej na ka­mien­ny sto­pień. Przy samej wieży było nie­wie­le miej­sca, więc Frig przy­lgnął do ścia­ny i ru­szył po stop­niach pną­cych się wokół domu An­sa­le­mie­go. Wkrót­ce wy­szedł ponad szczy­ty drzew, a silny wiatr za­czął mu do­skwie­rać. Prze­strzeń roz­po­ście­ra­ją­ca się wokół i brak ja­kiej­kol­wiek ba­rie­ry spra­wi­ły, że dło­nie Friga mo­men­tal­nie stały się mokre od potu. Szedł teraz ostroż­nie po wy­śli­zga­nych stop­niach, nie od­ry­wa­jąc ple­ców od ścia­ny, do­pó­ki skroń zło­dzie­ja nie na­tra­fi­ła na wylot lufy ban­do­le­tu.

– Miło cię znowu wi­dzieć, Lan­dorf – za­czął Frig, spo­glą­da­jąc na za­krwa­wio­ną rękę na­jem­ni­ka, wi­szą­cą na za­im­pro­wi­zo­wa­nym tem­bla­ku z ka­wał­ka ko­szu­li. – Mia­łeś przy­jem­ność z pu­pi­lem An­sa­le­mie­go? 

– Nie był zbyt za­ję­ty pil­no­wa­niem zdo­by­czy ła­żą­cej po drze­wach. Wy­prze­dzi­łem was. I po­sta­no­wi­łem tu po­cze­kać na cie­bie. 

Lan­dorf bar­dzo uważ­nie przy­glą­dał się zło­dzie­jo­wi. 

– Mo­żesz od­sta­wić broń od mojej głowy? – za­pro­po­no­wał Frig. 

– Co z Tauri?

– Zo­sta­wi­łem ją na jed­nym z drzew, po tym jak po­kie­re­szo­wał ją wąż.

– Do­brze, a teraz skup się, Frig. Nie mogę cię już ufać, ale nadal je­stem cie­kaw, co ta­kie­go kryje się w wieży. Zba­da­my ją razem, ale jeden fał­szy­wy ruch, a twoje tru­chło po­słu­ży jako karma dla gada. Ro­zu­mie­my się?

Frig ostroż­nie po­ki­wał głową, dając znak, że wszyst­ko jest jasne.

– Teraz po­sta­raj się mnie omi­nąć i pro­wadź.

Frig usta­wił się fron­tem do na­jem­ni­ka i ostroż­nie po­sta­wił stopę na stop­niu za Lan­dor­fem. Przez chwi­lę stali twa­rzą w twarz.

– Nie zmiesz­czę się – wy­ję­czał Frig, le­d­wie trzy­ma­jąc stopy na kra­wę­dzi scho­dów.

Lan­dorf przy­warł do ścia­ny scho­wał broń i zła­pał zło­dzie­ja za pasek spodni.

– Będę cię ase­ku­ro­wał.

– Jeśli omsk­nie mi się noga, to zle­ci­my obaj – za­uwa­żył Frig. – Więc chyba jed­nak tro­chę mi ufasz.

– Nie głów­ku­j tyle, tylko prze­chodź, bo jesz­cze ktoś nas za­uwa­ży w tej dwu­znacz­nej sy­tu­acji – wark­nął Lan­dorf.

Frig prze­do­stał się przed na­jem­ni­ka nie bez trudu i obaj ru­szy­li w górę scho­dów. Zło­dziej zer­kał cza­sem za sie­bie i za­uwa­żył, że Lan­dorf ban­do­let trzy­ma w po­go­to­wiu. Scho­dy zda­wa­ły się nie mieć końca.

– No pięk­nie, i co teraz? – po­wie­dział Frig.

Lan­dorf zer­k­nął mu przez ramię. Scho­dy koń­czy­ły się przy przy­bu­dów­ce, jed­nak za­miast pro­wa­dzić do drzwi, ostat­ni sto­pień tkwił przy ścia­nie.

– Zba­daj to – za­pro­po­no­wał Lan­dorf.

– Stop­nie koń­czą się przy ścia­nie, co mam badać?

– Może to ten sam ka­mu­flaż co przy murze.

We Frigu od­ży­ła na­dzie­ja. Po­ko­nał ko­lej­ne dwa stop­nie, lecz nim po­sta­wił nogę na ostat­nim, z dachu wieży usły­szał ptasi śpiew. Zło­dziej sta­nął i spoj­rzał na droz­da. W me­lo­dii, choć pięk­nej, kryła się prze­stro­ga.

– Tauri? – za­py­tał Frig.

– Na co cze­kasz? – Lan­dorf sta­rał się prze­krzy­czeć dmący wiatr.

Frig przy­kuc­nął i po­ło­żył dłoń na ostat­nim stop­niu, ten mo­men­tal­nie scho­wał się w ścia­nie ze zgrzy­tem me­cha­ni­zmu uru­cha­mia­ją­ce­go pu­łap­kę. Zło­dziej stra­cił rów­no­wa­gę i wrza­snął roz­pacz­li­wie. Lan­dorf od­rzu­cił broń i do­sko­czył na czas, by zła­pać Friga za dłu­gie włosy. Zło­dziej po­now­nie zawył, tym razem z bólu. Na­jem­nik pod­cią­gnął wła­my­wa­cza i obaj po­le­cie­li po stop­niach, tylko cudem nie spa­da­jąc z wieży. Wsta­li ostroż­nie i po­de­szli do prze­szko­dy. Sto­pień, wy­su­wając się wolno ze ścia­ny wra­cał na swoje miej­sce.

– Dzię­ku­ję – po­wie­dział Frig. 

– Myśl le­piej, co dalej. Zdo­łasz zba­dać ścia­nę z od­le­gło­ści?

Frig po­krę­cił głową z re­zy­gna­cją. Wtedy za­uwa­żył, jak drozd zla­tu­je z dachu i siada na gzym­sie cią­gną­cym się wokół wieży. Za­śpie­wał za­chę­ca­ją­co.

– Co ty wy­pra­wiasz? – za­py­tał Lan­dorf, pa­trząc z nie­kry­tym zdzi­wie­niem na po­chy­la­ją­ce­go się nad gzym­sem Friga.

– Chyba coś strasz­nie głu­pie­go – po­wie­dział zło­dziej.

W na­stęp­nej chwi­li za­wisł na or­na­men­cie. Drozd pod­ska­ku­jąc, znik­nął za łu­kiem wieży, a Frig za­czął prze­su­wać dło­ń za dło­nią, wi­sząc nad prze­pa­ścią. Po chwi­li zo­ba­czył ptaka.

– Tauri? Mam na­dzie­ję, że to ty – wy­sa­pał Frig.

Drozd po­krę­cił głową i po­fru­nął wzdłuż wieży. Frig, dy­sząc cięż­ko, prze­su­wał się, czu­jąc, jak drę­twie­ją ręce. Rozejrzał się za droz­dem, ale ni­g­dzie nie do­strzegł ptaka. Pa­ni­ka ścisnęła Frigowi gar­dło, wie­dział, że nie star­czy mu sił na po­wrót. Za­mknął oczy, z ca­łych sił za­ci­ska­jąc palce na gzym­sie. Przez wy­ją­cy wiatr usły­szał śpiew, który zmu­sił go do dzia­ła­nia. Frig otwo­rzył oczy. Droz­da nie było, ale śpiew wy­raź­nie do­cho­dził do zło­dzie­ja z wnę­trza wieży. Frig na nie­rów­no­ściach ścia­ny od­na­lazł stopą pod­po­rę i pod­cią­gnął się na rę­kach. Wtedy doj­rzał nie­wiel­kie okno. Zdo­łał się­gnąć pa­ra­pe­tu i wdra­pać się do wnę­trza wieży, po czym padł na deski, dy­sząc cięż­ko. Drozd przy­siadł tuż przy czer­wo­nej z wy­sił­ku twa­rzy zło­dzie­ja i za­śpie­wał me­lo­dyj­nie. 

– Dobra, już wsta­ję – wy­sa­pał Frig. 

W ga­bi­ne­cie stały re­ga­ły z księ­ga­mi i przy­rzą­da­mi o ta­jem­ni­czym za­sto­so­wa­niu. Na środ­ku usta­wio­no okrą­gły sto­lik, przy któ­rym na krze­śle spo­czy­wał szkie­let w mocno nad­gry­zio­nej przez mole sza­cie. Z czasz­ki wy­ra­sta­ły dłu­gie białe włosy, a ko­ścia­ne ręce, wciąż ob­wie­szo­ne zasu­szo­ną skórą, spo­czy­wa­ły na bla­cie, ści­ska­jąc w pal­cach czer­wo­ny krysz­tał. Klej­not lśnił pur­pu­rą, przy­cią­ga­jąc uwagę zło­dzie­ja. Frig ru­szył do sto­li­ka, wtedy drozd za­śpie­wał ostrze­gaw­czo, pod­le­ciał i usiadł na krysz­ta­le, za­ci­ska­jąc szpo­ny na zdo­by­czy.

– Ro­zu­miem, ale daj mi jakąś na­gro­dę po­cie­sze­nia – po­skar­żył się Frig.

 Ptak ob­ró­cił głowę w stro­nę sta­re­go ku­fer­ka. Frig przy­kuc­nął przy nim i wy­cią­gnął wy­trych. Mo­co­wał się z zam­kiem do chwi­li, gdy za­pad­ki wsko­czy­ły na od­po­wied­nie miej­sca i zamek pu­ścił. W środ­ku le­ża­ły księ­gi i szaty. Zło­dziej prze­ko­py­wał za­war­tość do chwi­li gdy na­tra­fił na dwie sakwy. W pierw­szej zna­lazł złote mo­ne­ty w no­mi­na­łach mer­skich i pa­noń­skich. Gdy otwo­rzył drugą, szczę­ka Friga opa­dła na chwi­lę. Po­śpiesz­nie scho­wał jej za­war­tość do kie­sze­ni, pierw­szą za­wie­sił na ra­mie­niu i ru­szył do drzwi. Nagle przy­po­mniał sobie o pu­łap­ce na ze­wnątrz. Sta­nął i spoj­rzał na droz­da. Ptaka jed­nak już nie było, a wraz z nim znik­nął krysz­tał. Frig zrzu­cił szcząt­ki na pod­ło­gę, pod­niósł krze­sło i po­sta­wił je przed drzwia­mi. Ledwo drew­nia­ne nogi do­tknę­ły pod­ło­gi, za­pad­nia otwo­rzy­ła się i mebel po­fru­nął w las pod przy­bu­dów­ką. Frig stra­cił rów­no­wa­gę, zdo­łał wy­cią­gnąć ręce i w ostat­niej chwi­li oprzeć je o drzwi. Spo­glą­dał w prze­strzeń, li­cząc, że me­cha­nizm, za­dzia­ła w drugą stro­nę, ale nic ta­kie­go się nie wy­da­rzy­ło. Ostroż­nie prze­kro­czył prze­paść, wy­cią­gnął wy­try­ch i umie­ścił w zamku drzwi. Lan­dorf sie­dział na stop­niach, ba­da­ją prze­bi­te przed­ra­mię i ranę na pier­si. Druga była je­dy­nie po­wierz­chow­na, jed­nak ręka mimo uci­sku krwa­wi­ła. Wstał, się­ga­jąc po to­po­rek, gdy drzwi skrzyp­nę­ły. Ścia­na otwar­ła się, od­sła­nia­jąc sto­ją­ce­go nad za­pad­nią Friga.

– I jak łowy? – za­py­tał Lan­dorf.

– Mam to – od­po­wie­dział Frig, uno­sząc sakwę z zło­tem i po­trzą­sa­jąc nią. – Ale i tak mi nie wie­rzysz, więc wejdź i sam się ro­zej­rzyj.

– Masz rację, nie wie­rzę ci. 

Lan­dorf omi­nął obie pu­łap­ki i za­czął prze­szu­ki­wać pra­cow­nię An­sa­le­mie­go. Gdy nie zna­lazł ni­cze­go war­te­go uwagi, ode­brał sakwę od Friga i za­czął dzie­lić złoto na okrą­głym sto­li­ku.

– Słusz­nie, Lan­dorf. Kto wie, czy obaj wyj­dzie­my z tego cało – przy­znał Frig. – Z dru­giej stro­ny szko­da by po­ło­wa tego złota się zmar­no­wa­ła. 

– O moją część mo­żesz być spo­koj­ny. A co z krysz­ta­łem? – za­py­tał na­jem­nik, nie prze­sta­jąc li­czyć.

– I tak mi nie uwie­rzysz.

– Spró­buj może miło cię za­sko­czę.

– Tauri go ma.

– Masz rację, nie wie­rzę ci. Ale to nie moja spra­wa. Umowa ze Sve­nem już mnie nie obo­wią­zu­je, a tu jest wię­cej, niż spo­dzie­wa­łem się za­ro­bić.

Frig spoj­rzał na Lan­dor­fa py­ta­ją­co, ale na­jem­nik nie po­wie­dział już nic wię­cej. Spa­ko­wał swoją część łupu i ru­szył do scho­dów.

– A co z wężem? – za­py­tał Frig.

– Po­mar­twi­my się o to na dole.

 

*

Po­wieki Tauri po­wo­li otwie­ra­ły się, kiedy jej palce spo­czę­ły na lśnią­cym krysz­ta­le. Spo­glą­da­ła na pur­pu­ro­we świa­tło bi­ją­ce z ar­te­fak­tu. Drozd po­ki­wał głową, pu­ścił krysz­tał i od­le­ciał. Tauri scho­wa­ła zdo­bycz do sa­kiew­ki i ostroż­nie ze­szła z drze­wa. Rana da­wa­ła o sobie znać, a gdy tylko sta­nę­ła na ziemi, kaszl­nę­ła, wy­plu­wa­jąc krew. Usia­dła, opie­ra­jąc się o pień i wy­cią­gnę­ła krysz­tał. Za­mknę­ła oczy, sku­pia­jąc wolę na ar­te­fak­cie.

 

*

An­sa­le­mi po­czuł, jak gad pod­ry­wa się. Za­czął peł­znąć. Ma­syw­ne mię­śnie po­py­cha­ły ciel­sko przez las. Nie pa­no­wał nad wężem. Wola An­sa­le­mie­go za­wład­nę­ła be­stią na jakiś czas, ale jej nie ujarz­mi­ła. In­stynkt gada, ty­go­dnia­mi ka­wa­łek po ka­wał­ku od­zy­ski­wał spraw­czość, spy­cha­jąc wolę al­che­mi­ka do naj­głęb­szych za­ka­mar­ków jaźni, do chwi­li, gdy An­sa­le­mi stał się je­dy­nie prze­bły­skiem woli. Ano­ma­lią w za­cho­wa­niu, skazą na psy­chi­ce. Ale był, ist­niał, a do­pó­ki świa­do­mość al­che­mi­ka prze­trwa­ła, do­pó­ty mógł o nią wal­czyć. Już po chwi­li An­sa­le­mi wy­czuł, że za­cho­wa­nie węża nie jest po­dyk­to­wa­ne na­tu­ral­nym od­ru­chem. Coś go przy­zy­wa­ło.

 

*

Lan­dorf ostroż­nie zszedł ze scho­dów wieży i ro­zej­rzał się. 

– I jak? – usły­szał py­ta­nie Friga, który ob­ser­wo­wał dzia­ła­nia na­jem­ni­ka z góry.

Lan­dorf po­wo­li ob­szedł sie­dzi­bę An­sa­le­mie­go. Za­trzy­mał się przy pi­sto­le­cie le­żą­cym na mchu. Pod­niósł broń i do­strzegł ślad po­zo­sta­wio­ny przez węża, pro­wa­dzą­cy mię­dzy drze­wa­mi.

 

*

Tauri coraz moc­niej czuła zbli­ża­ją­ce się zwie­rzę. Pę­dzi­ło na spo­tka­nie, ste­ro­wa­ne krysz­ta­łem. Było coś jesz­cze, siła od­pie­ra­ją­ca wolę Tauri, spra­wia­ją­ca, że gad coraz moc­niej wal­czył z wzy­wa­ją­cym go ar­te­fak­tem.

 

*

Wąż pod­pełzł do Wie­dzą­cej, skrę­cił ciało i uniósł łeb nad ofia­rą. An­sa­le­mi w strzę­pach wspo­mnień od­na­lazł twarz ko­bie­ty. Wie­dział już, kim jest i co za­mie­rza. Pchnął węża do ataku. Ciało gada wy­strze­li­ło i za­mar­ło tuż przed twa­rzą Tauri. An­sa­le­mi po­czuł, jak do świa­do­mo­ści węża wdzie­ra się wola Wie­dzą­cej. Naj­pierw nie­wiel­kim stru­mie­niem, po­wstrzy­mu­jąc zwie­rzę przed ata­kiem, by po chwi­li wlać się po­to­kiem i za­wład­nąć gadem. Al­che­mik już od ty­go­dni z le­d­wo­ścią utrzy­my­wał kon­tro­lę. Teraz, w ob­li­czu nie­ugię­tej woli Wie­dzą­cej, po­czuł, jak od­cho­dzi w nie­byt, opusz­cza­jąc ga­dzią jaźń.

 

*

Frig nie znał się na tro­pie­niu, ale wy­żło­bio­ny w ziemi ślad był na tyle wy­raź­ny, że nawet on do­strzegł, że na­jem­nik pro­wa­dzi ich tro­pem węża. Zło­dziej nie wni­kał w mo­ty­wa­cję Lan­for­fa, choć nie po­do­bał mu się kie­ru­nek, w któ­rym po­dą­ża­ją.

– To to drze­wo, gdzie zo­sta­wi­łem Tauri! – za­wo­łał Frig, gdy wy­szli zza gę­stych za­ro­śli.

– Ci­szej – wark­nął Lan­dorf, ba­da­jąc ślady w ziemi.

– Spójrz. – Frig wska­zał opar­tą o pień Wie­dzą­cą i nie cze­ka­jąc na re­ak­cję Lan­dor­fa, pod­biegł do drze­wa.

Ko­bie­ta była po­grą­żo­na w głę­bo­kim tran­sie, Friga jed­nak bar­dziej in­te­re­so­wał krysz­tał, który ści­ska­ła w dło­niach. Zło­dziej się­gnął po zdo­bycz.

– Frig, odsuń się, po­wo­li.

Coś w gło­sie na­jem­ni­ka spra­wi­ło, że zło­dziej cof­nął dłoń. Ostroż­nie pod­niósł głowę i do­strzegł osu­wa­ją­ce się z ga­łę­zi cęt­ko­wa­ne ciel­sko. Wąż za­wie­sił pysk na wy­so­ko­ści głowy zło­dzie­ja. Frig spoj­rzał w czar­ne oczy gada i po­czuł, jak strach ści­ska mu pierś.

– Frig, cof­nij się.

Słowa Lan­dor­fa do­cho­dzi­ły do zło­dzie­ja z bar­dzo da­le­ka, za­głu­sza­ły je pa­ni­ka i inny głos, który roz­legł się pod czasz­ką Friga.

– Odejdź­cie czym prę­dzej, z tru­dem pa­nu­ję nad cia­łem węża. Krysz­tał scala mnie z nim, ucie­kaj­cie, póki jest jesz­cze czas.

Frig po­czuł szarp­nię­cie. To Lan­dorf cią­gnąc go za pasek spodni zmu­sił zło­dzie­ja do pierw­sze­go kroku w tył. Wąż syk­nął ostrze­gaw­czo, lecz nie za­ata­ko­wał.

– Lan­dorf, to ona jest w tym…

– Wiem, ale to już nie nasz pro­blem.

Nie­spo­dzie­wa­nie Frig wy­cią­gnął ban­do­let zza paska na­jem­ni­ka i wy­pa­lił w węża. Kula tra­fi­ła w gałąź, z któ­rej zwi­sał i ma­syw­ne ciel­sko ru­nę­ło na zie­mię. Zło­dziej sko­czył ku Tauri i wy­rwał jej z dłoni krysz­tał. Wąż wy­strze­lił z roz­war­tą pasz­czą, Frig pró­bo­wał od­sko­czyć, lecz gad za­to­pił zęby w barku zło­dzie­ja. Ciało węża skrę­ci­ło się bły­ska­wicz­nie, opla­ta­jąc ofia­rę. Lan­dorf pod­biegł do Wie­dzą­cej i gwał­tow­nie nią po­trzą­snął. Tauri otwo­rzy­ła oczy, które przez chwi­lę były żółte z pio­no­wą źre­ni­cą, ta szyb­ko roz­la­ła się, wy­peł­nia­jąc tę­czów­ki i biał­ka czer­nią, na­da­jąc oczom Tauri dawny wy­gląd. Wąż syk­nął i spró­bo­wał się­gnąć pasz­czą na­jem­ni­ka. Lan­dorf od­sko­czył, do­by­wa­jąc to­po­rek. Ciął zza głowy po pysku gada. Wąż cof­nął roz­cię­ty łeb, za­ci­ska­jąc moc­niej zwoje wokół Friga, któ­re­go twarz zsi­nia­ła. Zło­dziej otwo­rzył usta w nie­mym okrzy­kach bólu. Lan­dorf do­sko­czył do gada, który uniósł głowę, gó­ru­jąc nad na­jem­ni­kiem. Wąż i Lan­dorf za­ata­ko­wa­li rów­no­cze­śnie, jed­nak czło­wiek był zde­cy­do­wa­nie zbyt wolny. Gad wbił zęby w lewy bark na­jem­ni­ka, tuż przy szyi i przy­gniótł go do ziemi. Tauri wsta­ła z tru­dem i rzu­ci­ła się w stro­nę wal­czą­cych. Zdo­ła­ła do­trzeć do ga­dzie­go pyska i przy­ci­snę­ła dło­nie do łusek. W cha­otycz­nej szar­pa­ni­nie pró­bo­wa­ła do­trzeć do jaźni gada i za­głu­szyć mor­der­czy in­stynkt. Wąż po­czuł, jak Wie­dzą­ca wdzie­ra się w jego umysł. Po raz pierw­szy od dawna był wolny i nie za­mie­rzał po­now­nie dać się ste­ro­wać. Skrę­cił ma­syw­ne ciel­sko, ude­rza­jąc w Tauri. Wie­dzą­ca ru­nę­ła na zie­mię. Tym samym gad roz­luź­nił splot wokół Friga, który uwol­nio­ny z tru­dem łapał po­wie­trze. Wąż za­czął wy­co­fy­wać się mię­dzy drze­wa, cią­gnąc za sobą Lan­dor­fa. Na­jem­ni­ka roz­pacz­li­wie pró­bował wbić topór w gadzi pysk lecz bez­sku­tecz­nie. Tauri wsta­ła i ru­szy­ła za wężem z wy­cią­gnię­ty­mi dłoń­mi. Gad po­now­nie po­czuł Wie­dzą­cą. Pu­ścił Lan­dor­fa i bły­ska­wicz­nie wy­co­fał się mię­dzy drze­wa, zni­ka­jąc w gę­stwi­nie.

 

*

Noc w ogro­dzie An­sa­le­mie­go była ciem­na i cicha. Poza ogni­skiem, pa­no­wał nie­prze­nik­nio­ny mrok, w któ­rym naj­mniej­szy sze­lest roz­pa­lał czuj­ność Wie­dzą­cej, zło­dzie­ja i na­jem­ni­ka. Tauri po­de­szła do Lan­dor­fa i spraw­dzi­ła opa­tru­nek. Po chwi­li za­sta­no­wie­nia po­sta­no­wi­ła zmie­nić go na nowy. Na­jem­nik wie­dział, że Wie­dzą­ce znają się jak nikt na zio­łach, a to, co sta­no­wi­ło część opa­trun­ku w po­sta­ci zie­lo­nej papki, mogło pomóc lub za­in­fe­ko­wać ranę, przy­no­sząc śmierć w mę­czar­niach.

– Gdy­bym chcia­ła oglą­dać twoją śmierć, zo­sta­wi­ła­bym cię w pasz­czy węża – po­wie­dzia­ła Tauri, wi­dząc nie­uf­ność, z jaką na­jem­nik spo­glą­dał na opa­tru­nek.

– Czemu tego nie zro­bi­łaś?

– W Pa­non­ie mamy takie po­wie­dze­nie: Wspól­ny trud jed­no­czy naj­za­cie­klej­szych wro­gów.

– Jest w tym sporo praw­dy – za­uwa­żył Frig.

– Jak twoje żebra? – za­py­ta­ła Tauri.

– Zdaje się, że są całe, w prze­ci­wień­stwie do two­ich.

Frig wstał po­sy­ku­jąc z bólu i po­mógł usiąść Wie­dzą­cej przy ogni­sku, a na­stęp­nie po­ło­żyć się. Zanim Frig wró­cił na miej­sce, Tauri już spała.

– Czemu jej po­mo­głeś? – za­py­tał Lan­dorf, za­pa­la­jąc fajkę od ża­rzą­ce­go się pa­ty­ka.

– Bo ja wiem, może to był mój zło­dziej­ski honor.

– Nie gadaj głu­pot. Zło­dziej­ski honor w Sju­vin­dar to prze­stro­ga, by ni­ko­mu nie ufać.

– Wiem, ale miło było, cho­ciaż raz w życiu, zro­bić coś po­ży­tecz­ne­go. A poza tym, mie­li­śmy od­sta­wić Pa­non­kę na łódź wraz z An­sa­le­mim. Więc chyba przy­znasz, że ro­bo­ta zo­sta­ła wy­ko­na­na. Sven po­wi­nien być za­do­wo­lo­ny.

– Gruby Sven. – Lan­dorf za­pa­trzył się w ogień. – On mógł­by cię sporo na­uczyć o zło­dziej­skim ho­no­rze.

– Co masz na myśli?

Lan­dorf nie od­po­wie­dział, za­du­ma­ny nad fajką, po­grą­żył się w my­ślach.

 

*

Wsta­li nad ranem. Nim ru­szy­li do wyj­ścia, Lan­dorf za­pro­wa­dził ich do Heima.

To ne­kar­ski agent, tak samo jak ten drugi ubra­ny na czar­no – po­wie­dział na­jem­nik. – Oba­wiam się Tauri, że nie czeka na cie­bie żadna łódź od Ha­ar­sta­dów.

– Skąd się tu wzię­li? – Frig nie po­tra­fił ode­rwać wzro­ku od bełtu tkwią­ce­go w czole Heima.

– Jak znam życie, to Sven się z nimi do­ga­dał. Wie­dział o przy­by­ciu wy­słan­ni­ków z Pa­no­ny i po­sta­no­wił zgar­nąć na­gro­dę od Myh­rów, prze­jąć sie­dzi­bę An­sa­le­mie­go i zdo­być Ne­kar­skie złoto za wy­da­nie Tauri w ręce agen­tów.

– Ale… – za­czął Frig.

– Z pew­no­ścią praw­dzi­wy Heim nie­opatrz­nie zgło­sił się do Gru­be­go Svena, li­cząc, że po­mo­że roz­wią­zać pro­blem – prze­rwał mu Lan­dorf.

– My­ślisz, że agen­ci Ne­ka­ry wciąż są w Fang? – za­py­ta­ła Tauri.

– Z pew­no­ścią cze­ka­ją na łódź, która miała za­brać cię i An­sa­le­mie­go do Ne­ka­ry.

– Ale Sven… – odezwał się Frig, jednak Landorf nie dał mu dojść do słowa. 

– Sven obie­cał za­pła­cić mi eks­tra, jeśli za­bi­ję cię po wszyst­kim. A ja pew­nie skoń­czył­bym z Ne­kar­skim szty­le­tem w ple­cach. To wła­śnie jest zło­dziej­ski honor.

– Agen­ci nie od­pusz­czą – za­uwa­ży­ła Tauri.

– Sven także – dodał Frig.

– Jest jed­nak coś, co mo­że­my zro­bić – po­wie­dział Lan­dorf.

– Zgo­dzi­łeś się mnie zabić, niby czemu miał­bym ci ufać! – wy­buch­nął Frig.

– Może dla­te­go, że od kiedy przy­sta­łem na pro­po­zy­cję Svena, ura­to­wa­łem ci życie już dwu­krot­nie. Mor­do­wa­nie cię teraz by­ło­by niekon­se­kwent­ne. A może dla­te­go, że poj­mu­ję honor zu­peł­nie ina­czej niż Sven. 

 

*

Sven był nie­po­cie­szo­ny wi­do­kiem Friga. Jed­nak był ela­stycz­ny. Śmierć Lan­dor­fa była dla niego mniej­szym pro­ble­mem – bar­dziej mar­twi­ła go dal­sza część hi­sto­rii zło­dzie­ja.

– Zatem prze­ży­łeś tylko ty i Pa­noń­ski wy­słan­nik – stwier­dził Sven, bęb­niąc pal­ca­mi o blat stołu. – Nie masz po­ję­cia, Frig, ile masz szczę­ścia. Dobra, trze­ba do­pro­wa­dzić spra­wę do końca.

– Ja swoje zro­bi­łem, zresz­tą Heim nie żyje, a wraz z nim prze­padł mój dług – Frig uśmiech­nął się z sa­tys­fak­cję. 

– Tak, jed­nak zo­bo­wią­za­łem się, że do­star­czę Pa­noń­czy­ka w od­po­wied­nie ręce.

– To już twój pro­blem. 

– Nie wy­sta­wiaj mojej cier­pli­wo­ści na próbę! – ryk­nął Sven, rąb­nąw­szy pię­ścią w stół.

– Po co te nerwy? Chęt­nie cię za­pro­wa­dzę do Pa­noń­czy­ka, a wła­ści­wie Pa­non­ki, bo to ko­bie­ta. Oczy­wi­ście za od­po­wied­nią za­pła­tą.

 

*

Sven nie lubił za­ła­twiać spraw oso­bi­ście, ale ta sy­tu­acja tego wy­ma­ga­ła. Nie ufał Fri­go­wi, a jego pta­szy­ny były zbyt pło­chli­we do ta­kiej ro­bo­ty. Wie­czo­rem, wraz z Fri­giem, spo­tka­li się w por­cie i we­szli na łódź. Ne­kar­czy­cy byli ner­wo­wi, wy­sła­li za agen­tem po­da­ją­cym się za Heima kilku ludzi, by do­piąć spra­wę do końca, ale ci jak dotąd nie wró­ci­li. Chwi­lę trwa­ło nim szpie­dzy przy­sta­li na pro­po­zy­cję Svena, i łódź wy­pły­nę­ła z Fang w kie­run­ku wieży An­sa­le­mie­go. Sven pod­szedł do Friga, który spo­koj­nie ob­ser­wo­wał fale.

– Poza pu­łap­ka­mi i tym wężem, który po­żarł Lan­dor­fa, niech mu zie­mia lekką bę­dzie, nie za­uwa­ży­łeś nic wię­cej? – za­py­tał.

– Nie – od­parł Frig.

– Wi­dzisz, moi chle­bo­daw­cy po­dob­no stra­ci­li kilku ludzi, któ­rych wy­sła­li za Himem.

– Sven, stary przy­ja­cie­lu, co mnie in­te­re­su­ją spra­wy two­ich pryn­cy­pa­łów. Kim­kol­wiek są.

– Masz rację, do­brze się spi­sa­łeś – po­wie­dział Sven, po­kle­pu­jąc Friga po ple­cach.

 

*

– Je­steś pewna, że dasz radę? – za­py­tał Lan­dorf. 

– Zdaje się, że nie ma in­ne­go wyj­ścia. Jeśli od­bie­rzesz mi krysz­tał, po­win­nam uwol­nić się z ciała węża. Tak jak miało to miej­sce w lesie. 

– Mia­łem na myśli, czy dasz radę go przy­zwać na czas? – po­pra­wił się Lan­dorf. 

– Tak, krysz­tał ma wiel­ką moc od­dzia­ły­wa­nia. Je­stem pewna, że żadne zwie­rzę nie zdoła mu się oprzeć.

 

*

 Łódź za­cu­mo­wa­ła przy ka­mie­ni­stej plaży. Ne­kar­scy agen­ci po­lu­zo­wa­li żagle i prze­cią­gnę­li łajbę na ląd. Było ich pię­ciu, szli tuż za Sve­nem i Fri­giem. Księ­życ świe­cił w pełni, gó­ru­jąc nad wieżą An­sa­le­mie­go.

– Tam jest, tak jak ją zo­sta­wi­łem – Frig wska­zał po­stać sto­ją­cą nie­da­le­ko murów ota­cza­ją­cych wieżę. 

Agen­ci zbli­ży­li się do Tauri okry­tej płasz­czem. Jeden z Ne­kar­czy­ków ścią­gnął jej kap­tur, od­sła­nia­jąc Pa­non­kę, stojącą z za­mknię­ty­mi ocza­mi, po­grą­żo­ną w głę­bo­kim tran­sie. Drugi odchylił płaszcz i wszy­scy za­uwa­ży­li krysz­tał lśnią­cy pur­pu­rą w dło­niach Tauri.

– Jest prze­pięk­ny – wy­szep­tał Sven.

Po­przez dmący wiatr nikt nie usły­szał świstu bełtu, który prze­szył po­wie­trze. Agent sto­ją­cy naj­bli­żej Tauri runął na zie­mię. Po­zo­sta­li od­sko­czy­li. Ma­syw­ny cęt­ko­wa­ny kształt wy­ło­nił się z trawy. Wy­sko­czył i oplótł agen­ta sto­ją­ce­go przy Sve­nie, miaż­dżąc kości w brą­zo­wo-zie­lo­nych splo­tach. Frig wy­cią­gnął nóż i jed­nym pew­nym cię­ciem prze­ciął gar­dło Ne­kar­czy­ka sto­ją­ce­go naj­bli­żej. Dwaj po­zo­sta­li rzu­ci­li się do uciecz­ki. Wąż prze­wyż­szał ich szyb­ko­ścią, wy­strze­lił w stro­nę naj­bliż­sze­go, chwy­cił go w po­tęż­ne szczę­ki i bły­ska­wicz­nie owi­nął ofia­rę. Lan­dorf wstał z wy­so­kiej trawy, wy­cią­gnął ban­do­let i po­dszedł do Tauri. Sta­nął w po­zy­cji strze­lec­kiej i wy­pa­lił. Huk roz­no­sił się w noc­nej ciszy. Gdy dym opadł, ostat­ni z agen­tów leżał na ka­mie­ni­stej plaży. Frig za­uwa­żył Svena ucie­kającego za mury ota­cza­ją­ce ogród An­sa­le­mie­go. 

– Zo­staw go – krzyk­nął Lan­dorf. – I odsuń się od węża.

W za­mie­sza­niu zło­dziej cał­ko­wi­cie o nim za­po­mniał, a teraz po­bladł, co­fa­jąc się na widok po­że­ra­nej przez gada ofia­ry. Lan­dorf wy­cią­gnął z dłoni Wie­dzą­cej krysz­tał. Jed­nak ta nadal trwa­ła w tran­sie.

– Zrób coś! – wrza­snął Frig. 

Lan­dorf wziął za­mach i po­tęż­nie spo­licz­ko­wał Tauri, która naj­pierw upa­dła na zie­mię, a na­stęp­nie otwo­rzy­ła oczy. Na­jem­nik pod­szedł i po­mógł jej wstać. 

– Wy­bacz, zro­bi­łem to bez przy­jem­no­ści – po­wie­dział.

Wąż od­zy­skał kon­tro­lę nad cia­łem i gwał­tow­nie zwró­cił do po­ło­wy po­żar­te­go Ne­kar­czy­ka. Tauri sta­nę­ła przed nim. Gad za­nie­po­ko­jo­ny Wie­dzą­cą za­czął sunąć w stro­nę wieży. Gdy ogon znik­nął za drzwia­mi w murze, Frig za­trza­snął je i wy­cią­gnął wy­trych.

– Co ro­bisz? Je­steś od otwie­ra­nia zam­ków, a nie od za­my­ka­nia – zdzi­wił się Lan­dorf. 

– Upew­niam się, że już stąd nie wyj­dzie.

– Uwierz mi, ten wąż jest bar­dziej prze­stra­szo­ny niż ty. Nie opu­ści swo­je­go te­re­nu – uspo­ko­iła go Tauri. 

– Ja nie o ga­dzie mówię, tylko o Sve­nie.

 

*

– Je­steś pe­wien? – za­py­tał Lan­dorf.

Tauri przy­słu­chi­wa­ła się roz­mo­wie z po­kła­du. 

– Cał­ko­wi­cie. Uro­dzi­łem się na Sju­vin­dar i tu chcę umrzeć. 

– Oby to na­stą­pi­ło jak naj­póź­niej. Frig po­mógł na­jem­ni­kowi ze­pchnąć łódź na wodę. Gdy Lan­dorf wszedł na po­kład po­ma­chał zło­dzie­jo­wi na po­że­gna­nie.

– A ty je­steś pe­wien? – za­py­ta­ła Tauri sta­jąc obok na­jem­ni­ka.

– Muszę opu­ścić Mer­sję, a już na pewno Sju­vin­dar. Sven ma sporo wpły­wo­wych zna­jo­mych, a ja je­stem tu obcy, z pew­no­ścią ktoś bę­dzie mnie szu­kał po tym wszyst­kim.

– Mia­łam na myśli czy je­steś pe­wien, że cię nie wydam jak już bę­dzie­my w Pa­no­nii? – po­pra­wi­ła się Tauri.

– Coś mi mówi, że ro­zu­mie­my honor po­dob­nie. Zresz­tą do Pa­no­ny jest długa droga.

 

*

Pta­szy­ny po ty­go­dniu były już pewne, że Gruby Sven nie wróci. Naj­star­sze sie­ro­ty ode­szły z dziu­pli szu­ka­jąc szczę­ścia na wła­sną rękę. Resz­ta, nie­pew­na jutra, za­szy­ła się w sie­dzi­bie i roz­pa­cza­ła, jed­nak nie nad Sve­nem, ale wła­snym losem. Gdy drzwi dziu­pli otwar­ły się, pta­szy­ny wsta­ły z na­dzie­ją w oczach. Tę jed­nak szyb­ko za­stą­pił nie­po­kój, gdy sie­ro­ty zo­ba­czy­ły Friga sto­ją­ce­go w progu. Część pta­szyn prze­zor­nie się­gnę­ła do noży, gdy uśmiech­nię­ty zło­dziej raź­nym kro­kiem pod­szedł do sto­li­ka na środ­ku po­miesz­cze­nia.

– Sven już nie wróci – oznaj­mił krót­ko Frig. – Zwol­ni­ła się po­sa­da na jego sta­no­wi­sko, a widzę, że wśród was nie ma chęt­nych, po­zwól­cie więc, że to ja stanę na czele pta­szyn. Jeden z chłop­ców, zro­bił krok na­przód i za­py­tał hardo: 

– Ty? A niby co masz do za­ofe­ro­wa­nia, co by nas prze­ko­nało do ta­kiej kan­dy­da­tu­ry?

Frig wy­cią­gnął z kie­sze­ni kilka dia­men­tów, z tych które zna­lazł w wieży An­sa­le­mie­go, a któ­ry­mi za­po­mniał po­dzie­lić się z Lan­dor­fem. Wy­sy­pał je na blat, po czym wsko­czył na stół i usiadł obok kosz­tow­no­ści.

– Wno­szę wkład wła­sny na dobry po­czą­tek, by­ście byli pewni, że o was za­dbam. Jest i drugi ar­gu­ment, tak jak wy, wy­cho­wa­łem się w dziu­pli jako pta­szyna.

Sie­ro­ty jedna po dru­giej za­czę­ły opusz­czać noże. Ktoś od­kor­ko­wał bu­tel­kę wina, inny z chłop­ców zna­lazł drew­nia­ny kubek. Frig pod­niósł, po­da­ny mu pu­char, do to­a­stu.

– Pro­wadź nas, Frig – za­krzyk­nę­ły chó­rem sie­ro­ty.

 

Koniec

Komentarze

Człowiek czekający na Heima przed budynkiem ruszył z nim do

gospody.

Tu się rozjechał tekst.

 

 

-Zaraz utoniemy! – wrzasnął Frig, zasłaniając twarz przed kolejnym ciosem.

Brak spacji.

Byczek zmylił go i uderzył Friga w brzuch.

 

Frig był w stanie zignorować groźbę

 

Według mnie byłby.

 

 

Zapytał barmana o Heima, a ten wskazał złodziejowi stół z rosłym mężczyzną, nawet jak na Marsańskie warunki.

 

Brzmi jakby facet leżał/siedział na stole. Moze za którym siedział rosły, nawet jak na marsańskie warunki.

 

 

– A są tacy, którzy wciąż polują na jej członków. O ile dobrze pamiętam, nagrody za głowy Nekarskich najemników wciąż są wysokie.

 

 

Czyta się płynnie, dużo fajnych smaczków, ale ilość bohaterów powoduje, że juz jestem zagubiona. Wrócę.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej

Ambush – o nie, przecież po ostatniej becie ciąłem ich ile wlezie mając między innymi Twoje wskazówki z tyłu głowy :D. Właściwie jak dobrze liczę to jest ich pięciu to chyba nie tak dużo? Napisz, że nie :D I dziękuję za tak szybkie zainteresowanie się tekstem oraz łapankę :) Czekam z niecierpliwością na kolejny komentarz :) 

 

Pozdrawiam :)

 

 

Edit : 

 

Poprawki z obu komentarzy wprowadzone :) Dziękuję i cieszę się że już jest wszystko jasne :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Usłyszeli trzask otwieranego zamka, a po chwili drzwi otworzyły się, ukazując gęsty las.

 

że wejście pozostaną otwarte.

Albo bez wejście, albo pozostanie.

 

 

Rzutki, ze świetle, przecięły listowie, Nekarczycy usłyszeli przeraźliwy krzyk, gwałtownie przerwany.

 

Tu jest całkiem nie tak, a cały akapit bym jeszcze przeredagowała.

 

 

Agent znał się na robocie i wystawał zza pleców Heima tylko na

tyle, na ile było to konieczne, by widzieć przeciwnika.

 

Rozjechało się.

 

Wtedy liście i kora drgnęły. Las poruszył się, nabierając kształtu

brązowo-zielonego, ozdobionego cętkami gada

 

I tu też. I w tym samym akapicie też trochę rozjechanych.

 

Ok, jednak w dzień lepiej kumam i połapałam się. Powiązanie gada z alchemikiem boskie. Wrócę

 

 

Dużo rozjechanaych zdań, uporządkuj a będę klikać Jak dla mnie lepsze są rozdziały na stronę, czy dwie, niż takie króciaki na dwa zdania. To może być jednak mój defekt.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush 

 

Prawie przegapiłem Twojego edita :D. Dobra już wiem co mam z wordem, każdy enter zaczyna mi od nowego akapitu i dlatego tekst się rozjechał. Ale dziwne jest to, że na portalu nie mogę tego backspacem zmienić… Hmmm no nic. 

To co było rozjechane to poprawiłem, teraz tekst wygląda bardziej estetycznie :). Dziękuję za klika bo to chyba oznacza, że tekst się podobał :). 

 

Pozdrawiam :)

 

P.S. Ja jak widać lubię krótkie rozdziały. Ale to pewnie mój defekt ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Spora gromada postaci i obce nazwy krain początkowo dezorientowały, ale z czasem, kiedy rzecz się klarowała, czytało się coraz lepiej. Zaprezentowałeś bowiem historię skomplikowaną, ale zajmującą, potrafiącą do końca utrzymać uwagę.

Bardzie, cieszę się, że bohaterowie nie mieli łatwego zadania, że rzuciłeś im pod nogi mnóstwo kłód, bo dzięki temu sukces był cenniejszy.

Wykonanie, niestety, pozostawia wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

Myh­ro­wie zaś szczy­ci­li się łatką oazy dla na­jem­ni­ków i pi­ra­tów… → Obawiam się, że łatką szczycić się nie można, albowiem wyrażenie przyczepić (przypiąć, przypinać, przyszyć) komuś łatkę to związek frazeologiczny i znaczy tyle, co rzucić na kogoś oskarżenie; negatywnie wpływać na opinię o kimś; oszkalować kogoś; sprawiać, że o kimś źle się mówi.

Proponuję: Myh­ro­wie zaś byli oazą dla na­jem­ni­ków i pi­ra­tów

 

dla nich sa­mych pi­sa­ny jest po­dob­ny los. → …im samym pi­sa­ny jest po­dob­ny los.

Los jest pisany komuś, nie dla kogoś.

 

a deszcz ła­go­dził opuch­nię­tą twarz. → Nie bardzo wiem, jak można łagodzić twarz.

Proponuję: …a deszcz łagodził/ koił ból opuchniętej twarzy.

 

roz­ta­cza­jąc wokół sie­bie woń Pa­noń­skie­go ty­to­niu. → …roz­ta­cza­jąc wokół sie­bie woń pa­noń­skie­go ty­to­niu.

 

cho­dzą­cym w sze­ro­kich Pa­noń­skich spodniach. → …cho­dzą­cym w sze­ro­kich pa­noń­skich spodniach.

 

Za­py­tał bar­ma­na o Heima… → W czasach tego opowiadania nie było barmanów. Byli karczmarze i oberżyści.

 

stół, za któ­rym sie­dział ro­słym męż­czy­zna, nawet jak na Mar­sań­skie wa­run­ki. → A może: …stół, za któ­rym sie­dział męż­czy­zna, rosły nawet jak na mar­sań­skie wa­run­ki.

 

Dry­blas, ogo­lo­ny na gład­ko, o dłu­gich ja­snych wło­sach i płasz­czu z so­bo­li… → Czy kolor włosów ma tu jakieś znaczenie?

Proponuję: Gładko ogolony długowłosy dryblas w płaszczu z soboli

 

pełne sie­rot, które piły, jadły, pa­li­ły tani tytoń z fajek, śmia­ły, albo kłó­ci­ły. → …pełne sie­rot, które piły, jadły, pa­li­ły tani tytoń w fajkach, śmia­ły się, albo kłó­ci­ły.

Nie znam się na paleniu, ale mam wrażenie, że pali się tytoń w fajce, nie z fajki.

 

– To tłu­ma­czy, skąd było go stać na wy­ku­pie­nie two­ich dłu­gów… → – To tłu­ma­czy, dlaczego było go stać na wy­ku­pie­nie two­ich dłu­gów

 

Nawet moje ptasz­ki prze­wa­ża­ją cię o głowę.Nawet moje ptasz­ki przerastają cię o głowę.

Można kogoś przerastać o głowę, ale nie można go o głowę przeważać.

 

Frig pod­szedł do sto­li­ka. → Rzecz dzieje się w dawnej karczmie, więc: Frig pod­szedł do sto­łu.

 

cich­sza sie­dzi­ba, zdala od zgieł­ku mia­sta. → …cich­sza sie­dzi­ba, z dala od zgieł­ku mia­sta.

 

Do­kład­nie. – Sven uśmiech­nął się chy­trze.Właśnie. – Sven uśmiech­nął się chy­trze.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html

 

A ty to za­ła­twisz pro­fe­sjo­nal­nie, bez

zbęd­nej bru­tal­no­ści. → Zbędny enter.

 

– A tam na morzu to pew­nie Pa­noń­ska łódź. → – A tam na morzu to pew­nie pa­noń­ska łódź.

 

Tak Mer­ski, że jesz­cze nie wi­dzia­łem, by któ­ryś z Mer­sów był tak Mer­ski jak on. Tak mer­ski, że jesz­cze nie wi­dzia­łem, by któ­ryś z Mer­sów był tak mer­ski jak on.

 

rzeź­ni­cy z Pa­noń­skich lasów? → …rzeź­ni­cy z pa­noń­skich lasów?

 

na wspo­mnie­nie o Ne­kar­skich na­jem­ni­kach… → …na wspo­mnie­nie o ne­kar­skich na­jem­ni­kach

 

– Rze­ko­mo za mord ja­kie­go mieli się do­pu­ścić w jed­nej z Ne­kar­skich wsi… → – Rze­ko­mo za mord, którego mieli się do­pu­ścić w jed­nej z ne­kar­skich wsi

 

Przy­glą­da­li się ni­skiej po­sta­ci w sze­ro­kich zie­lo­nych sza­ra­wa­rach i dłu­gich, pro­stych czar­nych wło­sach. → Zbędne dookreślenie – szarawary są szerokie z definicji. Obawiam się, że nie można być we włosach, o ile nie jest się weszką. Czy kolor włosów ma w opowiadaniu jakieś znaczenie?

Proponuję: Przy­glą­da­li się długowłosej niskiej po­sta­ci w zie­lo­nych szarawarach.

 

Pa­non­ka miała nie­mal białą cerę, która kon­tra­sto­wa­ła z jej wiel­ki­mi czar­ny­mi ocza­mi… → Zbędny zaimek.

 

ob­ser­wo­wa­li jak ko­bie­ta zbliż się do nich. → Literówka.

 

Pa­noń­czy­cy wy­cho­wu­ją się od ko­ły­ski z bro­nią, z którą się nie roz­sta­ją w trak­cie życia… → Raczej: Pa­noń­czy­cy już od kołyski wy­cho­wu­ją się z bro­nią, z którą nigdy się nie roz­sta­ją

 

obu­dzi­ła się wraz zwie­rzę­ciem. → …obu­dzi­ła się wraz ze zwie­rzę­ciem.

 

Zo­ba­czył las w zim­nych i cie­płych barwch. → Literówka.

 

Ich czar­ne stro­je zle­wał się z pół­mro­kiem pa­nu­ją­cy w… → Literówki.

 

prze­dzie­ra­ło się przez ge­stwi­nę. → Literówka.

 

Ciało Ne­kar­czy­ka po­py­cha­ne mię­śnia­mi wąża po­wo­li… → Literówka.

 

czło­wiek był cięż­ki do po­łknię­cia. → …czło­wiek był trudny/ niełatwy do po­łknię­cia.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

An­sa­le­mi do­zna­wał nie­pi­sa­nych ka­tu­szy… → …An­sa­le­mi do­zna­wał nieo­pi­sa­nych ka­tu­szy

 

po­czuł obrzy­dze­nie, gdy ciał­ko przesu­nę­ło się… → Czy to był ktoś malutki?

 

za­czął wy­rą­by­wać sobie drogę przed sobą. → Oba zaimki są zbędne – nie wyrąbywałby drogi za sobą.

Wystarczy: …zaczął wyrąbywać drogę.

 

przy tym wie­trze z pew­no­ścią cię nie

usły­szy… → Zbędny enter.

 

po­wie­dział Lan­dorf z ukosa, ob­ser­wu­jąc Tauri za­pa­trzo­ną w gę­stwi­nę. → Jak się mówi z ukosa???

A może miało być: …po­wie­dział Lan­dorf, z ukosa ob­ser­wu­jąc Tauri za­pa­trzo­ną w gę­stwi­nę.

 

Nie do­strzegł nic prócz ota­cza­ją­cych go liści i roz­ga­łę­zień. → A może: Nie do­strzegł nic prócz ota­cza­ją­cych go liści i konarów.

 

Konar sta­wał się coraz węż­szy… → Pewnie miało być: Pień sta­wał się coraz węż­szy

Konar to gruba gałąź wyrastająca z pnia.

 

Frig prze­szedł na drugą stro­nę ko­na­ru i doj­rzał wieżę.Frig prze­szedł na drugą stro­nę pnia i doj­rzał wieżę.

Gdyby przeszedł na drugą stronę konaru, najprawdopodobniej spadłby z drzewa.

 

ko­lej­na lotka utkwi­ła w pniu, tam gdzie przed chwi­lą znaj­do­wa­ła się głowa Lan­dor­fa. Prze­biegł w kie­run­ku ko­lej­nej osło­ny… → Czy to celowe powtórzenie?

 

drugą ręką zdo­by­wa­jąc szty­letu… → Literówka.

 

Lan­dorf zła­pał za lotkę tkwią­cą w ra­mie­niu… → Lan­dorf zła­pał lotkę tkwią­cą w ra­mie­niu

 

we­szło w tors jed­nak nie wy­star­cza­ją­co głę­bo­ko. → …we­szło w tors jed­nak niewy­star­cza­ją­co głę­bo­ko.

 

Masywne cielsko wystrzeliło niczym rozprężona sprężyna… → Nie brzmi to najlepiej.

 

pomagając Panące wejść na kolejną gałąź. → …pomagając Panonce wejść na kolejną gałąź.

 

Jakieś tajemne Panońskie zaklęcie?Jakieś tajemne panońskie zaklęcie?

 

Tauri złapała go za nogawkę spodni… → Czy dookreślenie jest konieczne? Co, poza spodniami, może mieć nogawki?

Może wystarczy: Tauri złapała go za nogawkę… Lub: Tauri złapała go za spodnie

 

Frig przyglądał się Panonkce przez chwilę… → Literówka.

 

złodziej dostrzegł stopnie wrastające z wieży. → Czy tu aby nie miało być: …złodziej dostrzegł stopnie wyrastające z wieży. Lub: …złodziej dostrzegł stopnie wrastające w wieżę.

Coś może wrastać w coś, nie z czegoś.

 

na zakrwawioną rękę najemnika, wisząc na zaimprowizowanym temblaku… → Literówka.

 

– Jeśli omcknie mi się noga… → – Jeśli omsknie mi się noga

 

– Nie główkuje tyle, tylko przechodź… → Literówka.

 

W Frigu odżyła nadzieja.We Frigu odżyła nadzieja.

 

doskoczył na czas, by złapać Friga za długie blond włosy. → Czy kolor włosów ma tu jakiekolwiek znaczenie?

 

a Frig zaczął przesuwać dłonie za dłonią… → Ile dłoni miał Frig?

A może miało być: …a Frig zaczął przesuwać dłoń za dłonią

 

Frig, dysząc ciężko, przesunął się o kolejne metry… → Obawiam się, że w czasach tego opowiadania nie znano metrów.

 

Spojrzał za drozdem, ale nigdzie nie dostrzegł ptaka.Rozejrzał się za drozdem, ale nigdzie nie dostrzegł ptaka.

Spojrzeć za kimś/ za czymś to patrzeć jak ktoś/ coś się oddala, a Frig ptaka nie widział, on go szukał wzrokiem.

 

Panika chwyciła Friga za gardło… → Czym panika chwyciła go za gardło?

Proponuję: Panika ścisnęła Frigowi gardło

 

Zdołał sięgnąć parapetu i wdrapać do wnętrza wieży, padając na deski i dysząc ciężko. → Co wdrapał do wnętrza wieży? Czy dobrze rozumiem, że kiedy wdrapywał, padał na deski?

Proponuję: Zdołał sięgnąć parapetu i wdrapać się do wnętrza wieży, po czym padł na deski, ciężko dysząc.

 

– Dobra, już wstaje – wysapał Frig. → Literówka.

 

Mocował się z zamkiem do chwili gdy zapadki nie wskoczyły na odpowiednie miejsca i zamek puścił. → A może: Mocował się z zamkiem do chwili, gdy zapadki wskoczyły na odpowiednie miejsca i zamek puścił.

 

W pierwszej odnalazł złote monety w nominałach MerskichPanońskich.W pierwszej znalazł złote monety w nominałach merskichpanońskich.

By coś odnaleźć trzeba to najpierw zgubić.

 

– O moją cześć możesz być spokojny. → Pewnie miało być: – O moją część możesz być spokojny.

 

Umowa z Svenem już mnie nie obowiązuje… → Umowa ze Svenem już mnie nie obowiązuje

 

Powiek Tauri powoli otwierały się… → Literówka.

 

Masywne mięśnie popychały czas, ale jej nie ujarzmiła. → Nie rozumiem tego zdania.

 

– Odejdźcie czym prędzej, z trudem panuje nad ciałem węża. → Literówka.

 

– W Panonce mamy takie powiedzenie… → Literówka

 

mieliśmy odstawić Panonkę na łódź wraz z Arsalemim. → Literówka.

 

To Nekarski agent… → To nekarski agent

 

licząc, że ten pomoże mu rozwiązać jego problem – przerwał mu Landorf. → Nadmiar zaimków.

Proponuję: …licząc, że ten pomoże rozwiązać problem – przerwał mu Landorf.

 

zaczął znowu Frig, ale znów przerwał mu Landorf. → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Sven obiecał zapłacić mi ekstra, jeśli zabije cię po wszystkim. → Literówka.

 

Mordowanie cię teraz byłoby nie konsekwentne.Mordowanie cię teraz byłoby niekonsekwentne.

 

zbliżyli się do Tauri, która była okryta płaszczem. Jeden z Nekarczyków ściągnął jej kaptur, odsłaniając Panonkę, która stała z zamkniętymi oczami, pogrążona w głębokim transie  → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …zbliżyli się do Tauri okrytej płaszczem. Jeden z Nekarczyków ściągnął jej kaptur, odsłaniając Panonkę, stojącą z zamkniętymi oczami, pogrążoną w głębokim transie.

 

Drugi odsłonił płaszcz… → Co zasłaniało płaszcz?

Proponuję: Drugi odchylił płaszcz

 

Poprzez dmący wiat nikt nie usłyszał świtu bełtu… → Literówki.

 

Landorf wstał z wysokiej trawy, wyciągnął bandolet i podeszła do Tauri. → Czy Landorf, wyciągnąwszy pistolet, stał się kobietą???

 

Frig zauważył, jak Sven ucieka za mury otaczające ogród Ansalemiego. 

– Zostaw go – krzyknął Landorf, zauważając, że Frig zamierza go ścigać. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Frig zauważył Svena uciekającego za mury otaczające ogród Ansalemiego. 

– Zostaw go – krzyknął Landorf, widząc że Frig zamierza go ścigać.

 

Tauri przysłuchiwałem się rozmowie z pokładu. → Literówka.

 

Frig pomógł najemników zepchnąć łódź na wodę. → Literówka.

 

jednak szybko zastąpił niepokój… → jednak szybko zastąpił niepokój

 

co by nas przekona do takiej kandydatury? → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

regulatorzy

 

Dziękuję za przeczytanie, komentarz oraz wskazanie błędów (może kiedyś przestane je popełniać) – poprawione :).

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało. Bo już nie raz się przekonałem, że można łatwo przesadzić z ilością postaci i tak skomplikować fabułę opowiadania, że jest ona znana jedynie autorowi :). Tym bardziej jestem zadowolony, że te nieudane próby, przyniosły w końcu zadawalający rezultat :). Postaram się trzymać ten kurs. 

 

Masywne mięśnie popychały czas, ale jej nie ujarzmiła. → Nie rozumiem tego zdania.

 

Tu miałem tylko problem – bo takiego zdania nie mam. Za to mam takie :

 

Masywne mięśnie popychały cielsko przez las. Nie panował nad wężem. Wola Ansalemiego zawładnęła bestią na jakiś czas, ale jej nie ujarzmiła.​

 

Tak to wygląda, jakby się dwa zdania zlały w jedno.

 

 

Pozdrawiam serdeczni :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo proszę, Bardzie. Cieszę się, że poprawiłęś usterki, bo teraz mogę udać się do klikarni. :)

 

Masywne mięśnie popychały czas, ale jej nie ujarzmiła. → Nie rozumiem tego zdania.

Tu miałem tylko problem – bo takiego zdania nie mam.

Nie wiem, skąd wzięłam wskazane zdanie, ale chyba go nie wymyśliłam, bo głowę dam, że miałam je w tekście, który na drugi dzień po opublikowaniu przekopiowałam do Worda. Opowiadanie zaczęłam czytać w poniedziałek, ale musiałam przerwać lekturę i dokończyłam ją wczoraj.

Wiem, że w międzyczasie poprawiałeś opowiadanie, ale nie sprawdziłam rzeczonego zdania i zostało w łapance. Nie umiem tego wytłumaczyć w inny sposób. Ważne, że teraz jest OK. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

regulatorzy

 

Całkiem możliwe, że problematyczne zdanie już wcześniej poprawiła i zwyczajnie już tego nie pamiętam (biorąc pod uwagę jak dużo mam poprawek przy każdym tekście, jest to prawdopodobne :)). 

 

Dziękuję za klika i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dziękuję i przesyłam serdeczności. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Bardzie!

 

Wyszła Ci kolejna udana historia z cyklu Żołnierzy Fortuny. Zgodzę się z poprzednikami, że ilość postaci początkowo lekko przytłacza, ale w miarę czytania wszystko się rozjaśnia. Ostatecznie każdy przyczynił się w jakimś stopniu do rozwoju historii, więc z nikogo nie warto rezygnować :)

 

Ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena ze śmiercią Heima, naprawdę rewelacyjnie uchwyciłeś ten moment i następującą po nim walkę.

 

Może dlatego, że od kiedy przystałem na propozycję Svena, uratowałem ci życie już dwukrotnie. Mordowanie cię teraz byłoby niekonsekwentne

Dobre!

 

Ptaszyny po tygodniu były już pewne, że Gruby Sven nie wróci. Najstarsze sieroty odeszły z dziupli szukając szczęścia na własną rękę.

GoT vibes… :)

 

Ogólnie przedstawiona przez Ciebie historia bardzo mi się podobała. Zwroty akcji były uzasadnione i spójne z fabułą.

 

Od strony językowej mam w zasadzie tylko jedną uwagę (ważne: czytam już po poprawkach błędów wskazanych przez regulatorzy): strasznie dużo jest powtórzeń imion postaci :) Przykładowo:

 

Heim zostawił sakiewkę na stole i ruszył do wyjścia, obserwowany przez sieroty zebrane w pomieszczeniu. Nie miał wątpliwości, że ta banda wyrostków miała już niejedno na sumieniu.

Człowiek czekający na Heima przed budynkiem ruszył z nim do gospody. Nie mogli wiedzieć, że reszta świty Heima właśnie została wrzucona do morza, a im samym pisany jest podobny los.

To mi wygląda na Heimozę :P

 

To wzmogło czujność Friga. Zapytał karczmarza o Heima, a ten wskazał złodziejowi stół, za którym siedział mężczyzna, rosły nawet jak na marsańskie warunki.

Frig przeszedł pod ścianą i bez słowa dosiadł się do nieznajomego. Gładko ogolony długowłosy dryblas w płaszczu z soboli, musiał być pewien, że Frig się zjawi, skoro już na niego czekał z kuflem i piwem. 

Heim nalał Firgowi trunku i zapytał:

A tutaj, dla odmiany, Frigoza :)

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie! :) (ps. jutro mija mi “służba przygotowawcza” na portalu i będę uprawniony do klikania, co z chęcią uczynię w przypadku Twojego opowiadania)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej

cezary_cezary

 

Dziękuję za przeczytanie komentarz i jutrzejszego klika :) 

 

Scena z Heimem można powiedzieć jest typowa dla moich scen walki. Bo nie lubię epickich pojedynków choć musze się przyznać, że w tej trochę się dzieje. Fajnie, że Ci się podobała :).

 

 Ale najbardziej cieszy, że znalazłeś fragmenty, które okazały się na tyle interesujące iż postanowiłeś przytoczyć je w komentarzu :). Super :). 

 

GoT vibes… :)

 

A faktycznie Pająk miał szpiegów, których nazywał ptaszkami :) 

 

Kurczę jeszcze nie uporałem się z Kevinozom, a tu już Frigoza. To się nazywa lęk pisarza amatora przed zgubieniem podmiotu, czyli paranoidalny stan, wymieszany z lękami podłożem którego jest obawa, że czytelnik nie zrozumie kontekstu :D.

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dużo postaci, jeszcze więcej nazw własnych. Trochę się pogubiłam, ale możliwe, że to gorączka przeze mnie przemawia. Zrozumiałam, że do chaty alchemika mnóstwo stronnictw chciało się włamać. Widać ten kryształ cenny był. Robił coś oprócz przejmowania kontroli nad zwierzętami?

Ciekawy opis człowieka w ciele węża pożerającego człowieka.

Babska logika rządzi!

Hej 

Finkla

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz oraz klika :). 

 

Czy ja wiem, czy dużo postaci, istotnych dla fabuły sześć, ale na początku, skaczę trochę po bohaterach i to może powodować pewne zamieszanie :). Nazw własnych rzeczywiście dużo. 

Czy kryształ był cenny, to zależy :). Jeśli w tym świecie są olbrzymie węże to może i są smoki, hydry i inne straszydła, więc chyba może być cenny ;) 

 

 

“Ciekawy opis człowieka w ciele węża pożerającego człowieka.”

 

Dziękuję :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Czołem BardJaskier!

 

Muszę powiedzieć, że generalnie nie przepadam ostatnio za Fantasy, ale Twoja wizja mroźnych, północnych wysp porwała mnie za sobą. Zabrakło mi trochę planu – tzn. bohaterowie zadziałali na zasadzie: 1. poznamy się na miejscu 2. obczaimy jak wejść 3. wejdziemy 4. improwizujemy 5. kradniemy

Jak dla mnie – mało opisów, mogłoby być plastyczniej – ale to jojczenie, ja zwyczajnie lubię rozbudowaną warstwę opisową.

 

Tyle z narzekania. Opowiadanie czytałem zauroczony światem, ptaszyny od razu skojarzyły mi się z GoT, a ogród z Grzędowiczem, ale w pozytywny, konstruktywny sposób. Całość napisana jest wartko, ciekawie, a postaci są autentyczne i przyjemne w odbiorze.

 

Nie zamierzałem, ale chyba zajrzę do poprzednich Żołnierzy Fortuny :)

 

Jest trochę powtórzeń i językowych potknięć, ale bez przesady.

 

W każdy razie, gratuluję świetnego opka i lecę doklikać do biblio.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Hej

BosmanMat

 

Dziękuje za przeczytanie, komentarz i klika :). 

 

Brak planu wynika trochę z historii, bo przecież wszyscy się poznają przez Svena i to na ostatni moment, ale faktycznie mogli najpierw obmyślić plan działania. Z drugiej strony, przez to, ich rozstanie w lesie wychodzi bardziej naturalnie, bo przecież nic ich nie łączy i nie ufają sobie nawzajem :). 

 

Jeśli chodzi o opisy ostatnio trochę z nich zrezygnowałem bo wydawało mi się, że jest ich za dużo. Ale oczywiście w innych moich opowiadaniach znajdziesz opisy :). 

 

Polecam na początek Krew i śnieg, bo Trudna noc jest dość zawiła, no i ma prawie 80 tys. znaków :)

 

Dodam, że fantasy w moim wykonaniu jest mało fantasy, więc możesz śmiało czytać ;)

 

Bardzo mnie cieszy, że jest mało błędów sprawy techniczne to mój największy problem, choć pewnie znajdą się i inne :) 

 

“W każdy razie, gratuluję świetnego opka i lecę doklikać do biblio.”

 

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zaryzykuję stwierdzeniem, że jeżeli profesjonalni autorzy z armią redaktorów i korektorów puszczają babole, to co możemy poradzić my, amatorzy ;)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Bardzo rozbudowany świat z dużą liczbą bohaterów, skomplikowanymi relacjami społecznymi i politycznymi. Do tego dużo się dzieje. Cała masa zwrotów akcji. Widać, że miałeś mocno przemyślaną tę historię. Gratuluję wyobraźni i panowania nad całością.

 

Rzecz dzieje się na północy (chyba że się mylę), a przyroda wokół wieży bardzo rozbuchana. Trochę mi to nie pasuje.

 

Nominuję do biblioteki. Powodzenia w konkursie.

Pozdrawiam. 

Hej AP – dziękuję za przeczytanie, komentarz i klika :). Fajnie, że się podobało. Świat powstał już ponad rok temu, teraz tylko z niego korzystam :). Zawiła fabuła już kilka razy mnie pokonała, tym bardziej cieszę się, że tym razem się udało :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

AP – zapomniałem o przyrodzie:), ja to widzę tak że Ansalemi wybrał sobie gensty las na wybudowanie wieży, wiedział co będzie tam trzymać i testować ;). Akcja też dzieje się latem po wydarzeniach z Krew i śnieg, tam opisałem jak wygląda zimą w Mersji ;). No i wyspa leży bliżej kontynent gdzie jest już trochę cieplej :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ok, dzięki za wyjaśnienie. Wszystko jasne.

W opowiadaniu jest bardzo dużo różnych postaci i też narodowości, zatem na początku trochę mi się myliły, później już było lepiej. Ogólnie napisane jest nieźle i w sposób dynamiczny, cały czas się coś dzieje, akcja wciąż biegnie do przodu. Nie było natomiast dłuższych przystanków i w wielu miejscach jest to jak najbardziej w porządku, ale na przykład brakowało mi opisów bólu przy scenach, gdzie odniosła rany Tauri lub Landorf. Szczególnie scena, gdy ten drugi walczył z agentem i wyciągał sobie strzałę z ramienia albo wbito mu sztylet w rękę – to musiało niewyobrażalnie boleć. Też nie do końca przemawiały do mnie zachowania bohaterów pod koniec, np. nagła przyjaźń Friga z Landorfem bądź z czego wynikał sojusz tej dwójki z Tauri, ponieważ nie pokazałeś żadnych ich przemyśleń czy odczuć. Ogólnie jednak myślę, że to ciekawy tekst i na pewno się przy nim nie nudziłam.

Cześć, Bardzie!

 

Oj, mam sporo zarzutów do tekstu. Przede wszystkim mocno rozminąłeś się z moimi preferencjami co do fantasy i stąd będzie taka, a nie inna ocena tekstu.

Na początek… początek. Miałem kilka podejść do tekstu i gdybym bardzo nie chciał konkursowego tekstu przeczytać, to pierwszy akapit odstraszył by mnie bardzo skutecznie. Mnóstwo nazw własnych, objaśniasz świat, którego nie znam. Nuda. No i zaczynasz od Heima.

Do Heima dokładasz kolejne postacie i żadna nie utkwiła mi w pamięci. Kto jest głównym bohaterem? Zacząłeś od Heima, żeby zabić go w połowie. Dezorientacja.

Jak to w końcu było z Ansalemnim? To jest ten trup na wieży, który żył jedynie w świadomości gada. Tytuł to “Wieża Ansalemiego”. Mają uprowadzić Ansalemiego. A potem w sumie jest trup i tyle – mają na niego wywalone. Całkiem spoko zbudowałeś postać tajemniczego maga, zaszytego w wieży, żeby w sumie nie dać mu za bardzo żadnej roli w tekście.

Oprócz niedociągnięć technicznych znalazło się też kilka nielogiczności, dla przykładu – agent stojący przy Svenie zostaje owinięty przez węża, pękają kości i cyk! Po chłopie. Z to Frig jest ściskany i ściskany, i nic mu się w zasadzie nie stało.

Jeśli chodzi o pozytywy, to mega mi się podobało, jak opisałeś współodczuwanie przez Ansalemiego przeżyć węża. Było to obrazowe i wiarygodne.

Ogólnie uważam, że porwałeś się na bardzo rozbudowaną i skomplikowaną historię, próbując ją zamknąć w niewielkiej ilości znaków. Zamiast 6 bohaterów spróbuj historię z dwoma. A jeśli chcesz jednak 7 bohaterów, to daj im przestrzeń, poświęć im trochę znaków, opisz jak przyjmują wydarzenia, a nie tylko co robią.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzie, zaczynasz od rzucania nazwami: ludzi, miejsc, bogów itd. Tego jest za dużo jak na pierwszy akapit, który jest wstępem. Dalej też można się trochę pogubić… 

 

Deszcz łagodził

Hm, nie wiem czy uderzenia kropli z wysoka łagodzą opuchliznę, na moje oko nie xd. 

 

Od momentu spotkania Svena z Landorfem, robi się ciekawie. W końcu zaczynam łapać klimat, ale wydaje mi się, że ta mnogość nazw bardziej pasuje do powieści niż opowiadania, tzn. w momencie, gdy całość ma 50 tys. znaków, te wszystkie nazwy i tak gdzieś znikną, nie będą się utrwalać w kolejnych rozdziałach. 

 

nie związana

niezwiązana

 

Klimat się zagęszcza, co jest na tej wieży? Czytam, żeby poznać tajemnicę. :) 

 

ptaszyny przybywa, więc

ptaszyn

 

Do tego wszystkiego wprowadzasz te napięte stosunki między Mersją a Panonią, pojawia się Tauri, ja mam trochę przesyt. Ciągle czuję, jakbym czytała środek książki. 

 

Podoba mi się Ansalmi w ciele gada, bardzo plastycznie, mocno opisane. Aż czułam ten chrupot kości, brrr. 

 

Hm, trochę jakoś szybko rozegrała się ta scena z Heimem i Landorfem. 

 

Wieża była niedaleko i wiedziała już

Uciekł podmiot

 

Wąż podążała

podążał

 

Poza tym, akcja w lesie, atak gada na Tauri, ucieczka, pomoc Friga – wszystko bardzo dynamiczne, sprawnie opisane, wciągnęłam się. Wspinaczka po wieży też fajnie skonstruowana, uśmiechnęłam się przy dialogu. 

 

Zdołasz zbadać ścianę z odległości.

Nie powinien być znak zapytania? 

 

– I jak łowy –

Tu już na pewno ;) 

 

Masz rację nie wierzę ci.

 Przecinek po „rację”.

 

gdy tylko stanęła na

Podmiot uciekł

 

Przejęcie kryształu i walka z gadem wydawała mi się nierówna: z jednej strony piszesz bardzo sprawnie, ale ciężko kibicować bohaterom, bo ich rola tutaj rozmywała mi się, nie byłam do końca pewna, czemu coś robili. 

Poza tym ta cała podróż do wieży zakończona znalezieniem kryształu, który pozwala na kontrolę zwierząt plus znalezienie zdobyczy w złocie i klejnotach, hm, no trochę tak zwyczajnie jak na epicką kradzież. Może gdybyś w tym świecie pokazał więcej zwierząt, pokazał całe atakujące stada, wielkie tereny łowieckie latających gadów, lasy pełne takich przerażających węży… I gdybym czuła, że zwierzęta są tu jak bestie, które trzeba ujarzmić, a ludzie się boją… Wtedy to znalezienie kryształu miałoby mocniejszy wydźwięk.

 

odezwał się Frig jednak

odezwał się Frig, jednak

 

do Tauri, okrytej

Bez przecinka

 

Jeden z chłopców

Wcięcie

 

Podoba mi się końcówka, w której Frig wychodzi na prowadzenie i przejmuje władzę po Svenie, chociaż akurat Sven, który dostaje za swoje, jest trochę zbyt standardowy. ;) 

 

Podsumowując, opowiadanie klimatyczne, od połowy robi się ciekawie, choć brakowało mi tutaj wyróżnienia postaci, kogoś, kto wysunąłby się na pierwszy plan. 

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hokus pokus oto Krokus :) 

Witaj :)

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, choć z tym pierwszym, jak przeczytałem było trudno :D.

 

“Oj, mam sporo zarzutów do tekstu. Przede wszystkim mocno rozminąłeś się z moimi preferencjami co do fantasy i stąd będzie taka, a nie inna ocena tekstu.”

 

I tu się zatrzymam na dłużej :) 

Widzisz jest tak, że każdy ma jakieś preferencje. Pamiętam kiedyś miałem znajomego, który śmiał się ze mnie, że spotykam się z dziewczyną, która mu przypominała owcę :D . Gdy rozstałem się z owcą, ona była kolejną sympatią mojego kolegi :D. Chodzi mi o to, że tekst musi jakiś być, musi mieć jakiś pomysł na siebie, nie twierdzę, że mój pomysł jest najlepszy i jakiś wyjątkowy ale szukam tej drogi :). A to oznacza, że w moich tekstach będzie dużo przeskoków, dużo bohaterów i będę się starał nadawać moim tekstom charakteru i mam nadzieje, że niepowtarzalności. I może kiedyś, tak jak mój znajomy dostrzegł coś więcej owej koleżance niż tylko owcę , tak ty dostrzeżesz coś więcej w moich tekstach :).

 

 “Miałem kilka podejść do tekstu i gdybym bardzo nie chciał konkursowego tekstu przeczytać, to pierwszy akapit odstraszył by mnie bardzo skutecznie. Mnóstwo nazw własnych, objaśniasz świat, którego nie znam. Nuda. No i zaczynasz od Heima.” 

 

Nie ma tego wcale tak dużo, nie przesadzaj :D. Ale faktycznie początek nie rozpieszcza ;).

 

 

“Do Heima dokładasz kolejne postacie i żadna nie utkwiła mi w pamięci. Kto jest głównym bohaterem? Zacząłeś od Heima, żeby zabić go w połowie. Dezorientacja.” 

 

Bo nikt nie jest bohaterem mojej historii i takiej konwencji będę się trzymał w Żołnierzach fortuny. Postacie będą się powtarzać i oczywiście możemy wtedy nazwać je bohaterami. Ale ja widzę je jako przewodników, kogoś kto oprowadza nas po wydarzeniach i świecie, ale za chwile może się zmienić na kogoś innego ;) Na tę chwilę przewodnikiem jest Landorf. Nekarski najemnik, rzeźnik z panońskich lasów, sierżant Srebrne Kompanii, jeden z nielicznych którzy przetrwali polowanie na jej członków, człowiek którego boją się nawet łotry z Sjuvindar ( to taka mała riposta na to, że mało wiemy o bohaterach :P). 

 

A Heima nie zabijam w połowie tylko na początki – oj chyba czytałeś nieuważnie ;P. Ale zwale to na dużą ilość nazw własnych :D. 

 

To może o Frigu dorzucę coś – hazardzista i włamywacz, pechowiec. Choć poważany na Sjuvindar to jego liczne długi sprawiają, że niemal już jest martwy. Do tego wychowanek Svena, a więc sierota z rynsztoka od dziecka przyuczana do złodziejskiego fachu :P . 

 

 

“Jak to w końcu było z Ansalemnim? To jest ten trup na wieży, który żył jedynie w świadomości gada. Tytuł to “Wieża Ansalemiego”. Mają uprowadzić Ansalemiego. A potem w sumie jest trup i tyle – mają na niego wywalone. Całkiem spoko zbudowałeś postać tajemniczego maga, zaszytego w wieży, żeby w sumie nie dać mu za bardzo żadnej roli w tekście.” 

 

No mają na niego wywalone bo jest już trupem :D Trupem Ansalemiego w wieży Ansalemiego, no naprawdę nie wiem, co ci tu nie pasuje :P. 

Krokus, jak to ? :D. On buduje historię od początku. Cała opowiadanie się wokół niego kręci i to nadaje mocy tej postaci. To, że nie występuje prawie w opowiadaniu nie ma znaczenia Moim zdaniem jest istotny bo choć go niema w formie fizycznej to jednak towarzyszy czytelnikowi aż do samego końca :). 

 

“Oprócz niedociągnięć technicznych znalazło się też kilka nielogiczności, dla przykładu – agent stojący przy Svenie zostaje owinięty przez węża, pękają kości i cyk! Po chłopie. Z to Frig jest ściskany i ściskany, i nic mu się w zasadzie nie stało.” 

 

Techniczne to moja słaba strona :P Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie :P.

Wskazany błąd logiczny – jest nie do przyjęcia. Bo Friga ściska zwierzę przez nikogo nie sterowane. A agenta ściska wąż sterowany przez Tauri która zmusza węża do szybkiego zabicia Nekarczyka. Wcześniej jest też przykład, gdy Ansalemi pożera ofiarę i wyczuwa w splotach, że drugi agent żyje, momentalnie zmusza węża do uśmiercenia Nekarczyka :P . 

 

“Jeśli chodzi o pozytywy, to mega mi się podobało, jak opisałeś współodczuwanie przez Ansalemiego przeżyć węża. Było to obrazowe i wiarygodne.”

 

Dzięki :)

 

“Ogólnie uważam, że porwałeś się na bardzo rozbudowaną i skomplikowaną historię, próbując ją zamknąć w niewielkiej ilości znaków. Zamiast 6 bohaterów spróbuj historię z dwoma. A jeśli chcesz jednak 7 bohaterów, to daj im przestrzeń, poświęć im trochę znaków, opisz jak przyjmują wydarzenia, a nie tylko co robią.” 

 

Nie dziękuję, skupię się na własnym pomyśle na pisanie :). Uważam też, że historia nie jest łatwa, ale jest kompletna, a ilość znaków tak jak trzeba. Dodatkowo każdy bohater dostał wystarczająco dużo przestrzeni, ale nie wyłożonej w kilku zdaniach od razu by czytelnik wiedział z kim ma do czynienia, ale trzeba poznawać ich przez cały tekst :).

 

Wiem, że historie z jednym bohaterem są bardziej klarowne. Ale są też nudne i przewidywalne. Oczywiście dobrze skonstruowana fabuła wokół jednego czy dwóch bohaterów, może być wciągająca i ciekawa, ale ja jednak będę szukał czegoś innego i szedł w własną stronę :). 

 

Krokus wydaje mi się, że nie w strzeliłem się w twoje gusta, to źle rokuje jeśli kiedyś jeszcze jakieś moje opowiadanie będzie nominowane do piórka ;). I jeśli tekst od pierwszych akapitów ci się nie podobał to też zrozumiałe jest dla mnie, że nie wszystko cię zainteresowało w historii co przełożyło się na finalną ocenę. 

 

Ale co zrobić takie jest życie wszystkich nie da się zadowolić :) Dziękuję jeszcze raz za przeczytanie i pozdrawiam oraz życzę powodzenia w konkursie :)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej 

Ananke 

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Nie chcę cię odsyłać do długiego komentarza, który poświęciłem Krokusowi, ale może rzucisz na niego okiem, to może też znajdzie się kilka odpowiedzi na twoje pytania :) 

 

Błędy poprawię ale już nie dzisiaj :D 

 

“Bardzie, zaczynasz od rzucania nazwami: ludzi, miejsc, bogów itd. Tego jest za dużo jak na pierwszy akapit, który jest wstępem. Dalej też można się trochę pogubić… “

 

To jest seria więc, kiedyś trzeba poznać kilka nazw własnych ;) No i kurczaki, nie ma tego aż tak dużo :D – moim zdaniem :P

 

 

“Od momentu spotkania Svena z Landorfem, robi się ciekawie. W końcu zaczynam łapać klimat, ale wydaje mi się, że ta mnogość nazw bardziej pasuje do powieści niż opowiadania, tzn. w momencie, gdy całość ma 50 tys. znaków, te wszystkie nazwy i tak gdzieś znikną, nie będą się utrwalać w kolejnych rozdziałach. “ 

 

Nie mogę się zgodzić, to co nakreśliłem na początku, przekłada się na wydarzenia w opowiadania :) Bez tego wątek polityczny traciłby sens ;)

 

“Do tego wszystkiego wprowadzasz te napięte stosunki między Mersją a Panonią, pojawia się Tauri, ja mam trochę przesyt. Ciągle czuję, jakbym czytała środek książki.”

 

Ale na spokojnie zastanów się, czy na koniec wszystko jest spójne i czy opowiadanie byłoby zrozumiałem bez wprowadzenia cię w relację między państwami. Postaci jest dużo jak u Guya Ritchiego :P

 

“Podoba mi się Ansalmi w ciele gada, bardzo plastycznie, mocno opisane. Aż czułam ten chrupot kości, brrr.”

 

Dziekuję :)

 

“Hm, trochę jakoś szybko rozegrała się ta scena z Heimem i Landorfem. “ 

 

A był komentarz, że się właśnie podoba :D 

 

 

“Poza tym, akcja w lesie, atak gada na Tauri, ucieczka, pomoc Friga – wszystko bardzo dynamiczne, sprawnie opisane, wciągnęłam się. Wspinaczka po wieży też fajnie skonstruowana, uśmiechnęłam się przy dialogu. “

 

 

Dziękuję :)

 

 

“Przejęcie kryształu i walka z gadem wydawała mi się nierówna: z jednej strony piszesz bardzo sprawnie, ale ciężko kibicować bohaterom, bo ich rola tutaj rozmywała mi się, nie byłam do końca pewna, czemu coś robili. 

Poza tym ta cała podróż do wieży zakończona znalezieniem kryształu, który pozwala na kontrolę zwierząt plus znalezienie zdobyczy w złocie i klejnotach, hm, no trochę tak zwyczajnie jak na epicką kradzież. Może gdybyś w tym świecie pokazał więcej zwierząt, pokazał całe atakujące stada, wielkie tereny łowieckie latających gadów, lasy pełne takich przerażających węży… I gdybym czuła, że zwierzęta są tu jak bestie, które trzeba ujarzmić, a ludzie się boją… Wtedy to znalezienie kryształu miałoby mocniejszy wydźwięk.”

 

Epicka kradzież – AAAA nie, nie :D  Nie może być, zawsze mam z tyłu głowy, by opisywany świat ( nawet najbardziej odjechany) był bliski naszemu zwykłemu, szaremu padołowi ;) No jest wyjątek Czwarty Artefakt, ale to taki eksperyment ;) 

 

 

“Podoba mi się końcówka, w której Frig wychodzi na prowadzenie i przejmuje władzę po Svenie, chociaż akurat Sven, który dostaje za swoje, jest trochę zbyt standardowy. ;) 

 

Podsumowując, opowiadanie klimatyczne, od połowy robi się ciekawie, choć brakowało mi tutaj wyróżnienia postaci, kogoś, kto wysunąłby się na pierwszy plan. “ 

 

Dziękuję a co do pierwszego planu to szerzej odnoszę się do tego w komentarzu dla Krokusa :) 

 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

To jest seria więc, kiedyś trzeba poznać kilka nazw własnych ;)

I akurat na początku? XD

Spójrz na to naszymi oczami: zaczynamy od tego tekstu, a zostajemy zasypani nazwami. Ty to wszystko znasz, wiesz, to Twój świat, ale dla nas to zupełna nowość. Zarzucając nas tymi nazwami, osiągasz odwrotny od zamierzonego efekt: nikt nie spamięta nazw, tych wszystkich wydarzeń, pozostanie jedynie takie znużenie. A zaczynać tekst od zagubienia i znużenia nie jest dobrze xd. 

 

Bez tego wątek polityczny traciłby sens ;)

Ale mógłby być nadal zaakcentowany przez bohaterów, a nie przez narratora. Mi chchodzo pokazanie tego w bardziej strawnej formie, nie w zarzuceniu nas, a w powolnym odkrywaniu, w dialogach, w odpowiednich momentach. ;) 

 

na koniec wszystko jest spójne i czy opowiadanie byłoby zrozumiałem bez wprowadzenia cię w relację między państwami. Postaci jest dużo jak u Guya Ritchiego :P

Można wprowadzić w te relacje na inne sposoby. Tak czy siak się pogubiłam, pod koniec trzymały mnie inne rzeczy niż relacje między państwami. :p A fakt, że u kogoś jest dużo postaci, nie znaczy, że u Ciebie też ma tyle być. :D

 

A był komentarz, że się właśnie podoba :D 

Bo opis sceny jest fajny, ale to wszystko następuje dość szybko, patrząc na to, że Heim na początku występuje i tak się go szybko pozbywamy. 

 

był bliski naszemu zwykłemu, szaremu padołowi ;)

Można ukraść coś, co ma duże znaczenie dla fabuły, no ale to jak tam chcesz. ;) 

 

Przeczytałam odpowiedź do Krokusa. 

 

Bo nikt nie jest bohaterem mojej historii i takiej konwencji będę się trzymał w Żołnierzach fortuny. 

bohaterem są bardziej klarowne. Ale są też nudne i przewidywalne.

Hm, jak dla mnie to nie ma nic do rzeczy. Można pisać o jednym bohaterze bez możliwości przewidzenia, co się wydarzy, a można przy kilku zaserwować nudę i przewidywalność. Jak dla mnie to wszystko zależy od opowiadania, nie od ilości bohaterów. ;) 

Nie wiem, skąd wynika Twoje przekonanie, że tak jest, ale rozumiem, że tak uważasz. I nie zamierzam odradzać Ci pisać po swojemu, skoro dobrze odnajdujesz się w takich historiach, w dużej ilości bohaterów – miej tylko w tym wszystkim wzgląd na czytelnika. :) Pamiętaj o nas! Nie zasypuj od wstępu nazwami. Ja już chyba kiedyś zwracałam na to uwagę w innym Twoim opowiadaniu. Ale chyba usunąłeś… Jakoś przerzedzone te opowiadania, pousuwałeś kilka? 

“I akurat na początku? XD

Spójrz na to naszymi oczami: zaczynamy od tego tekstu, a zostajemy zasypani nazwami. Ty to wszystko znasz, wiesz, to Twój świat, ale dla nas to zupełna nowość. Zarzucając nas tymi nazwami, osiągasz odwrotny od zamierzonego efekt: nikt nie spamięta nazw, tych wszystkich wydarzeń, pozostanie jedynie takie znużenie. A zaczynać tekst od zagubienia i znużenia nie jest dobrze xd. “

 

1467 znaków jest w pierwszej części tekstu. Ten fragment też przenosi nas na Sjuvindar, jest wprowadzeniem, które kończy się śmiercią Heima. Moim zdaniem jak na wstęp jest ok :). Jeśli jest nużący – no cóż, dla jednych będzie nużący, a dla innych ciekawy :). 

 

“Ale mógłby być nadal zaakcentowany przez bohaterów, a nie przez narratora. Mi chchodzo pokazanie tego w bardziej strawnej formie, nie w zarzuceniu nas, a w powolnym odkrywaniu, w dialogach, w odpowiednich momentach. ;) “ 

 

Na coś takiego nie starczyło by mi znaków ;) 

 

“Bo opis sceny jest fajny, ale to wszystko następuje dość szybko, patrząc na to, że Heim na początku występuje i tak się go szybko pozbywamy. “ 

 

Heim na tym etapie już dawno nie żyje. Masz to samo co Krokus ;) Ale nie istotne. Scena jest szybka bo nie lubię epickich walk. Podobają mi się krótkie brutalne starcia :).

 

“Hm, jak dla mnie to nie ma nic do rzeczy. Można pisać o jednym bohaterze bez możliwości przewidzenia, co się wydarzy, a można przy kilku zaserwować nudę i przewidywalność. Jak dla mnie to wszystko zależy od opowiadania, nie od ilości bohaterów. ;) “

 

tak jak napisałem Krokusowi – “ Wiem, że historie z jednym bohaterem są bardziej klarowne. Ale są też nudne i przewidywalne. Oczywiście dobrze skonstruowana fabuła wokół jednego czy dwóch bohaterów, może być wciągająca i ciekawa, ale ja jednak będę szukał czegoś innego i szedł w własną stronę :). “ Więc chyba się zgadzamy :P 

 

“Nie wiem, skąd wynika Twoje przekonanie, że tak jest, ale rozumiem, że tak uważasz.” 

 

Uważam tak jak napisałem w całości Krokusowi :P

 

 

“Pamiętaj o nas! Nie zasypuj od wstępu nazwami. Ja już chyba kiedyś zwracałam na to uwagę w innym Twoim opowiadaniu. Ale chyba usunąłeś… Jakoś przerzedzone te opowiadania, pousuwałeś kilka? “ 

 

 

Tak usunąłem chyba 4 czy 5 bibliotecznych tekstów. Może je poprzerabiam i wyśle na jakieś konkursy na NF już i tak raczej nikt ich nie przeczyta. A jeśli chodzi o uwagę czytelnika – to na litość Boską nie jestem agencją reklamową czy Youtuberem  by zabiegać o uwagę czytelnika. Albo ktoś chce poznać moją historię albo nie. Piszę dla siebie i jeśli kiedyś będę musiał pisać dla czytelników to chyba zmienię hobby ;). Ale nie jest też tak, że zawsze chcę napisać coś co się będzie trudno czytać, staram się by moje teksty były ciekawe w odbiorze i dla niektórych są a dla niektórych nie są :). 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, nie wiem, czemu piszesz mi takie coś:

 

Heim na tym etapie już dawno nie żyje. Masz to samo co Krokus ;) 

Etap o jakim pisałam to początek, na początku Heim żyje i mamy sceny z nim, więc go poznajemy, ciekawimy się bohaterem itd. No wiesz, to jak wprowadzić Obieżyświata, który ma chronić hobbity po to, żeby zginął przy ataku Nazguli. XD

 

Na coś takiego nie starczyło by mi znaków ;) 

Zawsze można dać połowę tego. ;) 

 

No właśnie chyba wszystkie co czytałam usunąłeś. 

 

Piszę dla siebie i jeśli kiedyś będę musiał pisać dla czytelników to chyba zmienię hobby ;).

To po co tu publikować? XD

Nie no, Bardzie, oczywiście żartuję, nie unoś się, ja tylko piszę, co myślę, nie musisz się zgadzać, ale jeśli na opinie (nie tylko moje) reagujesz od razu tak, że ilość informacji jest okej i nieważne, co mówią czytelnicy, czy się gubią, czy jest im trudno czytać w formie sporego wstępu z natłokiem informacji – to okej, ja nie mam nic więcej do dodania. :) Pisz jak Ci w duszy gra i powodzenia. :) 

 

ciekawe w odbiorze i dla niektórych są a dla niektórych nie są :). 

Skoro o to tylko chodzi to w porządku. :) Ja nie skupiałam się na tym, czy tekst jest ciekawy (bo jest, ale to osobna historia), tylko na tym, jak stopniowo coś wprowadzać. Ale jeśli uważasz, że ta mnogość informacji jest taka, jak sam chcesz, a jakie by nie były opinie czytelników, nie ma to znaczenia – rozumiem i przyjmuję taki punkt widzenia. :) 

 

Ananke – wybacz jeśli cię źle zrozumiałem, to mi się często przytrafia :) wszystkie porady i wskazówki przyjmuję z wdzięcznością :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, nie ma sprawy, zawsze piszę, co myślę, a jeśli się nie zrozumieliśmy to tak już czasami bywa. :)

Tak czasem bywa :) Wesołych Ananke :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo mi się podobało zawiązanie akcji, czyli fragmenty, zanim wyruszyli na misję. Co prawda jest tam sporo nazw geograficznych, które nic mi nie mówią, ale losy bahaterów mnie zaciekawiły. Później poziom ten wraca w końcówce, kiedy to posatanowili rozparawić się ze swoim zleceniodawcą. Sam skok interesujący był nieco mniej (może dlatego, że zbyt rozbudziłeś oczekiwania na to, co zastaniemy w wieży), ale i on miał swoje momenty – choćby węża. Ogólnie jednak całkiem niezła opowieść.

Hej 

zygfryd89

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Nie potrafię pięknie opisywać łanów zboża uginających się na wietrze, zresztą nigdy też nie szukałem w literaturze takich opisów i szczerze nie potrafię chyba zachwycać się nimi :). To czego szukam, to ciekawej historii i sam staram się opisywać interesujące wydarzenia :). 

 

Więc sprawiłeś mi miły prezent na święta komentarzem. Bo skoro fabuła cię wciągnęła, to oznacza, że osiągnąłem swój cel :). 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ananke

 

Znalazłem czas i błędy poprawione, dziękuję za wyłapanie baboli :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, Bardzie! Pozwolisz, że zacznę od krytyki. Jeśli nie pozwolisz, to i tak od niej zacznę – widzę tutaj poro materiału do przerobienia.

 

Wielokrotnie zaznaczasz, że miejsce akcji jest inne względem reszty świata, lecz okazuje się, że panują tam całkowicie normalne i ogólnoprzyjęte półświatkowe zasady. Nie widzę nic wyjątkowego w zwyczajach typu rozłożenie zapłaty na pół, w nocnym życiu mieszkańców oraz nieoczywistym, zakulisowym mieszaniu się w politykę.

 

„jeśli masz robotę, której nikt nie będzie chciał wykonać, to nie ma co latać po ulicach w poszukiwaniu frajera, wystarczy poczekać, a w końcu pojawi się sam.” – Absolutnie nie rozumiem tego założenia ;) Dlaczego frajer miałby pojawić się do roboty, której nikt nie chce wykonywać?

 

Nie czyta się łatwo. Ze zgrzytów fabularno-logicznych:

– Jak topór może mieć okrągłe ostrze? Zaostrzony klin to podstawowa cecha tego narzędzia.

– Żaden z ludzi szukanych przez Friga nie nazywał się Heim, jednak karczmarz wskazał mu człowieka o imieniu Heim? No, coś tu zgrzyta.

– Skoro mnóstwo ludzi wchodziło już do wieży („Każdy chciał zajrzeć do wieży zwariowanego Panończyka”), dlaczego Frig uważa, że jest to absolutnie niewykonalne? Chyba że miałeś na myśli wejść do wieży i wyjść z wieży żywym?

– Chęć Landorfa wobec niezostawiania śladów raczej mija się z celem, skoro Heim wyrąbywał drogę mieczem.

– Przetoczenie się po ziemi ze strzaskanymi żebrami i sprawny bieg przez przeszkody to dopiero fantastyka ;)

– Wiatr dmie tak głośno, że Landorf musi krzyczeć, a mimo to Frig słyszy cichy śpiew drozda?

– Nie jestem ekspertem od wytrychów, ale one raczej nie są uniwersalne – działające z każdym możliwym zamkiem, dowolnego rozmiaru i funkcji (od drzwi, od skrzyni, od szkatułki).

– Dlaczego zepchnięta w mrok świadomość alchemika nie jest w stanie przeciwstawić się wężowi, lecz w pewnym momencie kieruje jego wolą i cielskiem do ataku? Mamy rozbieżne informacje, albo alchemik jest niepoczytalny i nie do końca rozumie, o się dzieje.

– „Frig nie znał się na tropieniu” ale wytropił w chaszczach ukryte wejście do ogrodów?

– Dlaczego Frig kupuje lojalność ptaszyn diamentami? Jeśli to złodzieje i kłótliwe sprzedajne małolaty, czy to nie pogłębi jedynie konfliktu między nimi? Dlaczego nie zabić Friga za diamenty i władać samemu w obrzydliwym bogactwie, szczególnie, iż jest on dłużnikiem u wielu wierzycieli, którzy z pewnością zapłaciliby lub w inny sposób przyklasnęliby jego śmierci? Zbyt cukierkowe zakończenie, moim zdaniem.

 

Wydaje mi się, że opowiadanie zyskałoby wiele na wprowadzeniu szczegółów – gdybyś zastąpił bardzo ogólne opisy czymś dokładniejszym, autentycznym i wyjątkowym dla danej sytuacji, chociażby tutaj: „Główne pomieszczenie było pełne sierot, które piły, jadły, paliły tani tytoń w fajkach, śmiały się, albo kłóciły” – to brzmi jak: „W sklepie byli ludzie, którzy kupowali rzeczy”. Dlaczego nie poszerzyć opisu o coś, co zostałoby na dłużej w pamięci czytelnika, szczególnie że jest to okazja do stworzenia klimatu: co piły, co jadły? Co jest charakterystyczne dla tego rejonu świata? Jakie panują tam nazwy własne trunków i potraw? Z czego się śmiały sieroty, o co kłóciły?

 

Zdarzają się także cuda typu: „Normalnie bym z tobą nie gadał za dług”.

 

Ogólnie mówiąc: dużo jednowymiarowych postaci i ich własnych, wykładanych czytelnikowi dość łopatologicznie agend na bardzo małej powierzchni. Narracja nie ułatwia. Stereotypowość charakterów również. Jeden duży silny i mrukliwy, drugi mały i łajdakowaty, trzecia silna niezależna kobieta… No, nie jest najciekawiej. Momentami zdarzają się lekko absurdalne wstawki – bohaterowie opisują sprawy świata, w którym ma miejsce akcja, jakby mówili do kamery w stylu The Office (ktoś wspomina o rzezi we wsi – następnie natychmiast pojawia się postać komentująca „nie zapomnieliśmy o rzeziach”); jednak wydaje mi się, że jest to wina usilnej ochoty przedstawienia własnego świata poprzez pogawędkę bohaterów, przemycając przezeń infodumpy. Efekt jest raczej komiczny. Chociażby tutaj widać wyraźnie, iż wytłumaczenie jest dla czytelnika:

„– Jesteś Wiedzącą? – zapytał.

– Kim są Wiedzący? – zapytał Heim.

– Magami, czarodziejemi, szamanami, w Panonii, nazywa się ich Wiedzącymi – wyjaśnił Landorf.”

 

Konflikt i wzajemny mord na bohaterach przychodzi bez specjalnego zaskoczenia i mija bez emocji. Bohaterowie wcale niczym się nie wyróżniają, mam wrażenie. Czy mają swoje maniery, wierzenia, powiedzonka, złe przyzwyczajenia – zatem, czy są ludźmi z krwi i kości, czy tylko imionami na papierze (lub znakami na klawiaturze) – ja nie odczułam do nich przywiązania, ani ciekawości związanej z odkrywaniem ich losu. Szczególnie, jeśli postawiłeś na obyczajowe zakończenie – Frig zostaje hersztem złodziei i żyje długo i szczęśliwie. Nie sądzę, by swoim postępowaniem na to zasłużył – i nie chodzi mi o to, że dobre rzeczy muszą przytrafiać się wyłącznie dobrym ludziom.

 

Masz pewien problem z przecinkozą, ale do ogarnięcia.

 

Na plus lovecraftowy wężoczłek i jego nieoczywistość. Szkoda, że opowiadanie nie poszło bardziej w tym kierunku.

Plus za to, że bandolet w końcu wypala.

 

Pozdrawiam!

Hej 

Żongler

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Jeśli chodzi o uwagi to na pewno wezmę je sobie do serca i pomyśle jak wykorzystać w innych opowiadaniach :). 

 

Nie mogę się jednak zgodzić ze zgrzytami fobularno-logicznymi bo jak nie wszystkie, to przynajmniej większość można obalić zwyczajnie wracając do tekstu, tam jest wszystko wyjaśnione. No może te żebra, jednak to fantasy trochę musiałem dać Tauri fory ;). A i toporki o okrągłych ostrzach się zdarzają o ile rozumiemy to tak samo ;). 

 

Dzięki za lekturę i pozdrawiam :)

 

 

P.S. Zajrzałem też do Twojego wpisu pod tekstem Sonaty i to też wiele wyjaśnia ;) 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A i toporki o okrągłych ostrzach się zdarzają o ile rozumiemy to tak samo ;). 

Chodzi o zaokrąglone ostrza? Bo okrągłe rzeczywiście trudno mi sobie wyobrazić.

No tak :) Poprawię o bardziej normalniej godzinie :) A tak na marginesie, co ty tu robisz Zanais :D, nie chodzi mi o to, że Cię wyganiam, tylko chyba wcześniej nie widziałem Twojego komentarza pod moim tekstem, więc jak się tu znalazłeś :D – przechodziłeś przypadkiem :D. Chyba, że jesteś w trakcie pisania opinii o Żołnierzach fortuny, to ok, a jeśli nie, to zacznę przypuszczać, że działasz w jakiś tajnych służbach na rzecz portalu :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zaciekawiły mnie komentarze Żongler, więc sobie poczytałem jej uwagi, bo kilka złodziejskich opek czytałem.

Nie owijając w bawełnę, spróbowałem raz przeczytać Twoje, ale odbiłem się od infodumpu z mnogą ilością nazw własnych na początku. Takie początki leżą na przeciwnym biegunie moich preferencji, więc sam rozumiesz… Może spróbuję jeszcze raz w wolnym czasie.

A ok, wersja z tajnymi służbami bardziej mi się podobała, spoko wszystko jasne, jak nie przeczytasz to trudno, ale będzie mi trochę smutno :) Fest faktycznie Żongler to kobieta, to też wiele wyjaśnia ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie mogę się jednak zgodzić ze zgrzytami fobularno-logicznymi bo jak nie wszystkie, to przynajmniej większość można obalić zwyczajnie wracając do tekstu, tam jest wszystko wyjaśnione.

 

Uwierz mi, Bardzie, gdyby tak było, nie pisałabym o tym. Nie musisz oczywiście rozmontowywać tekstu na kawałki i zachodzić w głowę, gdzie coś tej marudzie zgrzyta, jednak jest to wyłącznie moja szczera sugestia, by przemyśleć tę parę kwestii i być może dopisać wyjaśniające zdanie czy dwa, jeśli limit zezwala.

 

Zaciekawiły mnie komentarze Żongler, więc sobie poczytałem jej uwagi, bo kilka złodziejskich opek czytałem.

 

Moim questem jest przeczytać wszystkie złodziejkie opka, nim sama stanę w szranki. Dobry złodziej robi research.

Swoją drogą moja nieobecność na portalu całkowicie wyminęła się z Twoją obecnością na portalu, także naturalnie coś Twojego także przeczytam, szczególnie że czuję na Twoim profilu dark fantasy.

 

Fest faktycznie Żongler to kobieta, to też wiele wyjaśnia ;)

 

Żongler to Żongler. To absolutnie nic nie wyjaśnia.

 

@Bardjaskier

Dam Ci parę dni na wprowadzenie poprawek, o ile będziesz coś zmieniał, i przeczytam.

 

@Żongler

 

Zaciekawiły mnie komentarze Żongler, więc sobie poczytałem jej uwagi, bo kilka złodziejskich opek czytałem.

 

Moim questem jest przeczytać wszystkie złodziejkie opka, nim sama stanę w szranki. Dobry złodziej robi research.

Swoją drogą moja nieobecność na portalu całkowicie wyminęła się z Twoją obecnością na portalu, także naturalnie coś Twojego także przeczytam, szczególnie że czuję na Twoim profilu dark fantasy.

Patrzysz, aby nie skopiować przypadkiem jakiegoś pomysłu? ;) Kurczę, ja złodziejskich opek nie lubię za bardzo (W przeciwieństwie do organizatorów).

Faktycznie, nie kojarzę Cię zupełnie, jakoś się ominęliśmy. Teraz wracasz, kiedy ja w 90% opuściłem portal.

Gdzie ja mam dark fantasy? Miałem jedno, nawet nim debiutowałem tutaj, ale zostało zmasakrowane i usunięte ;) Co prawda na złodziejskie mam dark fantasy i już się zastanawiam, ile tam błędów znajdziesz :)

Twoje oczywiście też przeczytam.

 

 

Żongler

 

“Uwierz mi, Bardzie, gdyby tak było, nie pisałabym o tym. Nie musisz oczywiście rozmontowywać tekstu na kawałki i zachodzić w głowę, gdzie coś tej marudzie zgrzyta, jednak jest to wyłącznie moja szczera sugestia, by przemyśleć tę parę kwestii i być może dopisać wyjaśniające zdanie czy dwa, jeśli limit zezwala.”

 

Jeszcze raz dziękuję, za sugestie ale znam bardzo dobrze mój tekst i doskonale wiem, gdzie co się znajduje :) to co Twoim zdaniem zgrzyta innym czytelnikom, nie przeszkadza. Więc wydaje mi się, że jest to już sprawa gustu. Co potwierdza Twój komentarz u Sonaty, bo mi jej opowiadanie nie przypadło do gustu i zgrzytało w wielu miejscach ;). 

 

“Żongler to Żongler. To absolutnie nic nie wyjaśnia.” 

 

Skoro tak uważasz :) . 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gdzie ja mam dark fantasy?

Znaczy nie wiem, bo tylko zerknęłam na opowiadanie opierzone Złotym Piórkiem, a skojarzenie z dark fantasy przyszło po pierwszych paru akapitach. Nie doczytałam tyle, by się wypowiedzieć – być może tak naprawdę to nie dark fantasy, tylko kryminał kocykowy czy też space opera ;) Co do szukania błędów to jestem ostatnią od tego osobą, ja tylko zwracam uwagę na to, co mi w tekście nie zagrało i dlaczego.

Na złodziejski kraść nie chcę, obiecuję. Sama piszę dark fantasy właśnie, skąd też moje usilne poszukiwanie konkurencji w tym gatunku (i osobista preferencja ponurych tekstów).

 

Bardzie, ja nie faworyzuję Sonaty, nie znajdując u niej zgrzytów. Każdy tekst traktuję indywidualnie. Jeśli nie wypisuję czegoś, co rzuciło mi się w oczy, to oznacza, że całość była wystarczająco dobra, by przyćmić lub usprawiedliwić zgrzyty.

Oj, Cess i szkatułka to całkowite przeciwieństwo dark fantasy, to komedia :)

Ach, więc będziemy mieli oboje dark fantasy, z czego przypuszczam moje nie jest tak dark, jak Twoje, ale różnorodność to dobra sprawa. Nie mówię, że będziesz kraść, każdy ma swój pomysł, tylko czasem pomysły robią się zbyt podobne – ja już na złodziejskie przeczytałem opowiadanie, które ma bardzo zbliżone elementy do mojego.

E, błędy są w każdym opowiadaniu, nieważne kto pisze. Oby tylko nie przykrywały odbioru całości.

Moim questem jest przeczytać wszystkie złodziejkie opka, nim sama stanę w szranki. Dobry złodziej robi research.

 Łącznie z tymi zgłoszonymi chwilę przed końcem terminu? ;-)

Babska logika rządzi!

No właśnie z tym terminem mam zagwozdkę, bo niby teksty muszą dostać się do biblioteki, by się zakwalifikować…

Hej co to za pogaduchy, pod moim tekstem ;), bo zacznę pobierać opłaty :p

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ładne, muszę tylko dopisać coś o latarni :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Khaire!

 

Po lekturze przychodzi mi do głowy stwierdzenie “lovely mess” :)

Ekspozycja wchodziła w bólach, jak popatrzyłem po komentarzach, nie tylko mi. Początkowo miałem problem ze wszystkim – z tłem trochę a la Skellige, ze Svenem trochę a la Varys, z Landorfem trochę a la Kenneth, z mnogością bytów politycznych i postaci, z narracją poszatkowaną jak na sałatkę, no po prostu nie chciało wciągnąć.

Ale gdzieś tak w połowie zacząłem się wkręcać i muszę przyznać że:

– twist wokół Heima jest bardzo sprytnym rozwiązaniem, doceniam też podpowiedź na samym początku tekstu, którą rozumie się dopiero później. Taka podmianka, o której nikt nie ma prawa wiedzieć, to świetny zabieg, zwłaszcza, gdy po jej ujawnieniu wszystko składa się do przysłowiowej kupy. Aczkolwiek ja bym się zastanowił, czy perspektywa Heima jest potrzebna, bo istotnie wprowadzasz zamęt u Czytelnika, kto tu jest główną postacią.

– kiedy drużyna jest już skompletowana i zamykasz ją w ogrodzie Ansalemiego, w przytulnym mikroklimacie postaci nagle zaczynają ożywać. Czuć zew starej, dobrej przygody – przyznam się, że byłem w tej gęstwinie nie raz i za każdym razem wspinałem się po pniu, żeby popatrzeć ponad koronami drzew; walczyłem z gigantycznym wężem; wspinałem się na najeżoną pułapkami samotną wieżę i wyjmowałem klejnot z zasuszonych dłoni szkieletu. Byłem już tym małym złodziejaszkiem i miałem w drużynie Wiedzącą i Łowcę, a mimo to nie mam nic przeciwko przeżyciu tej przygody po raz kolejny w Twoim wydaniu. Bo to jest bardzo fajna przygoda :)

– akcja daje radę, nie nuży ani nie przytłacza tempem. Opisy walk są miejscami chaotyczne, ale idzie się w tym połapać i naprawdę interesuje Czytelnika wynik tych starć. Postaci mają czas krwawić (niedużo, ale jednak), czasem muszą zapodać tyły albo je sobie wzajemnie poratować.

– opowiadanie to tylko opowiadanie, ale udało ci się nadać postaciom charakteru na tyle, że mógłbym z marszu poczytać ich dalsze przygody. Jestem nawet trochę zawiedziony, że ten team się do końca nie scalił. A że byłaby to kolejna klisza? Na bogów, przecież cały ten konkurs opiera się na kliszy, w tym cała zabawa.

 

Podsumowując – technicznie jest się czego czepiać, jak wszędzie, ale jeśli na koniec stwierdzam, że mi się podobało, to zadanie wykonane, nie?

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Hej 

Duago_Derisme

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Super, że tekst się podobał i to że na chwilę mogłem przenieść cię do ogrodu Ansalemiego jest chyba tym po co rozwijamy nasze umiejętności pisarskie. Więc miło mi widzieć taką pochwałę z Twojej strony :).

 

Początek – w pełni się zgadzam, że nie jest łatwy, ale mam wrażenie, że dużo osób pragnie rozrywki od pierwszych zdań opowiadania. Dużo też piszących stara się to zapewnić czytającym. W efekcie akcja pędzi jak szalona i często na końcu odbiorca jest już zwyczajnie zmęczony nadmiarem atrakcji. Oczywiście idealnie jest napisać opowiadanie wciągające od początku do końca i na pewno wszyscy chcieli by dość do takiej wprawy :). Na razie jednak jest to odległy cel. Więc staram się dozować emocje by ich największa dawka została podana w odpowiednim momencie ;). No i wcale nie uważam, że czytelnik powinien się rozkoszować opowiadaniem od pierwszych zdań, niech się też trochę wysili, jeśli chcę zaznać rozrywki ;). 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej O tak, jest to wieża godna Ansalemiego :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie mogę cię już ufać

Jest więcej literówek.

Przeczytałem. Plus za wykorzystanie złodziejskiego honoru. Powodzenia. :)

A dziękuję Koala i jeśli czas się znajdzie to sprawdzę jeszcze tekst pod kątem literówek :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

To dobrze :) Pozdrawiam.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka