Rzecz działa się na planecie SB512, tej zlokalizowanej w przestrzeni kosmicznej, nieopodal Saturna. Nie wiecie, co to jest Saturn? Spokojnie, to także planeta, tylko znacznie większa. Tak po prawdzie to jest taki duży, że w porównaniu nawet Ziemia wydaje się malutka. Czy musicie coś jeszcze o nim wiedzieć? Niech pomyślę… Cóż, jest żółty i otaczają go ogromne pierścienie.
Wróćmy zatem do SB512. W pięknym, smoczym domu Coś wpatrywał się w nagranie wyświetlane przez projektor. W tym miejscu kochani czytelnicy należy wam się małe wyjaśnienie. W rzeczywistości „Coś” to nie było prawdziwe imię naszego bohatera. Tak naprawdę nosił normalne, tradycyjne smocze imię – Zygmunt, dokładnie tak samo, jak jego tata. Na potrzeby tej krótkiej historii będziemy go jednak nazywać właśnie „Coś”.
– Nie za długo oglądasz transmisję z Ziemi synku? Nabawisz się bólu oczu i jeszcze w gardle ci wyschnie – powiedział dorosły smok, ale w jego głosie nie było słychać nagany.
– Ależ tatusiu! Dzisiaj jest TEN dzień. Za nic w świecie nie chcę tego przegapić!
– Ten dzień? – Tata pogrążył się w zadumie. – Oczywiście, już pamiętam. Dzisiaj ludzkie dzieci przebierają się za te wszystkie straszydła? Duchy, wiedźmy i inne potworki? A potem chodzą po domach i otrzymują cukierki?
– A jak nie dostaną cukierków, to robią psi… kusy! – Widząc zmarszczone czoło taty, wyjaśnił. – Takie niegroźne żarciki… Kupa śmiechu jest zawsze!
Dorosły smok wyraźnie się rozchmurzył. Bardzo dobrze pamiętał swoje wycieczki na Ziemię, wystarczyło samo wspomnienie, żeby jego serce wypełniło przyjemne ciepło. Spojrzał na Cosia, a był to wzrok wypełniony miłością. Zastanawiał się przez chwilę. A może by tak…
– Synku, a nie chciałbyś w przyszłym roku wziąć udziału w prawdziwym Halloween?
– Prawdziwym? Znaczy się, na Ziemi?
– Dokładnie takim – odpowiedział z uśmiechem tata.
Słysząc te słowa, Coś aż podskoczył i z radości zionął ogniem. Zamontowany na suficie czujnik dymu wydał ostrzegawcze piśnięcie. Młody smok spuścił głowę w zakłopotaniu.
– Aj, przepraszam…
Tata smok nie był jednak zły. W odpowiedzi uśmiechnął się tylko, podszedł bliżej i przytulił synka. Po chwili powiedział:
– Nic nie szkodzi. Musimy ci jeszcze znaleźć jakiegoś kolegę albo koleżankę, nie możesz przecież chodzić po zmroku sam.
Słysząc te słowa, Coś wyraźnie się ożywił.
– Widziałem dzisiaj taką smutną dziewczynkę… – powiedział nieśmiało.
– Dlaczego była smutna?
– Bo ma starszego braciszka, który nie chce z nią chodzić po domach. Sama jest jeszcze za malutka żeby wychodzić bez towarzystwa, więc mamusia kazała jej zostać w mieszkaniu.
– O, to tak samo, jak ty synku. Ale wiesz… razem moglibyście już chodzić i robić te wasze psi… kusy. – Uśmiechnął się ciepło.
– Ale to tylko wtedy, jak nie dostaniemy cukierków – odpowiedział żarliwie malec. – Bardzo cię proszę tatusiu… Naprawdę mogę w przyszłym roku odwiedzić dziewczynkę? – Coś spojrzał pytająco w kierunku dorosłego smoka.
– Oczywiście! Tylko widzisz, zgodnie z zasadami, najpierw będziemy musieli poddać ją obserwacji. Wyobrażasz sobie, co by to było, gdyby się okazało, że nie umie dotrzymać tajemnicy? – powiedział z udawanym przerażeniem w głosie. Dla wzmocnienia efektu wykrzywił ogon w wyrazie trwogi.
– Na pewno umie! – wykrzyknął z entuzjazmem synek.
– Też tak myślę, mam dobre przeczucia co do tej dziewczynki. Coś mi się zdaje, że przyszły rok będzie początkiem długiej i wspaniałej przyjaźni – odpowiedział tata, uśmiech nie znikał z jego twarzy.