
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Hotel prezentował się raczej ponuro. Wrażenie to potegowała powlekająca wszystko srebrzysta mgła, rozciągająca się delikatnie w powietrzu niczym cieniutka kurtyna. Życie zdawało się nie istnieć w tym posępnym miejscu. Wokół panowała bezwzględna cisza.
Nadszedł od wschodu, spowity mgłą niczym płaszczem. Chwiał się lekko, co nie było dziwne, zważywszy, że przed godziną skończył swojego ostatniego dziś drinka. Alkohol od lat łagodził egzystencjalne niepokoje, ale nie da się ukryć, że wyniszczał systematycznie jego organizm. Wyglądał na co najmniej 10 lat więcej niż miał. Teraz jednak nie myślał o niczym przykrym. Nie śpieszył się, bo i nie musiał. To on był panem sytuacji. Powoli, stawiając kroczek za kroczkiem, uważając, by nie upaść, dotarł do kamiennych schodów prowadzących do drzwi wejściowych hotelu. W głowie lekko mu szumiało, nogi odmawiały posłuszeństwa, jednak dzielnie próbował wspiąć się na szczyt. Gdy sztuka ta się powiodła, wkroczył dumnie do środka, lustrując z lekka nieprzytomnym spojrzeniem okazałe wnętrze hotelu.
Podszedł do portiera i poprosił o pokój dla dwóch osób. Już z kluczykiem w ręce rozejrzał się raz jeszcze, lecz i tym razem nie dostrzegł oczekiwanej osoby. Oznajmił więc zażenowanemu jego stanem portierowi, że przyjdzie tu kobieta, Maria jakaś tam, która będzie go szukać. Poprosił o podanie jej numeru pokoju. Następnie powlókł się do windy i wjechał nią na 3 piętro. Znalazłszy się w sypialni, rozparł się wygodnie na łóżku i czekał, żałując, że jednak nie ma przy sobie flaszki. Mógł wprawdzie zamówić jakiś alkohol hotelowy, ale miał świadomość, że taka przyjemność srogo by go kosztowała, a był z natury skąpcem i pieniądze wydawał tylko w ostateczności. Dlatego też niechętnie oddał się procesowi trzeźwienia w oczekiwaniu na swojego gościa.
Było już około północy, kiedy rozległo się cichutkie pukanie do drzwi. Otworzył jedno, przekrwione oko, po czym zwlókł się jakoś z łóżka i ruszył by otworzyć. Był już niemal całkowicie trzeźwy, a mimo to półprzytomny, bowiem w oczekiwaniu na Marię przysnął na kilka godzin. Jak śmie, dziwka, się spóźniać– pomyślał ze złością. Już ja ją oduczę.
Otworzywszy drzwi, ujrzał na progu ładną kobietę, ubraną w dość krótką spódniczkę oraz białą, rozpinaną bluzeczkę. Czyli dokładnie tak, jak lubił.
– Właź– wychrypiał.
Dziewczyna posłusznie wślizgnęła się do środka, on natomiast wyjrzał ostrożnie na korytarz, a przekonawszy się, iż nie ma na nim żywej duszy, zamknął cicho drzwi. Wrócił do sypialni, w której zastał już Marię. Siedziała na łóżku i paliła papierosa, przeglądając jakąś hotelową broszurkę.
– Spóźniłaś się– powiedział z naganą w głosie.
– Przepraszam…– dziewczyna skuliła się lekko-…naprawdę, bardzo przepraszam, ale okazało się, że dziś…
Ale on już jej nie słuchał. Bez pozwolenia wyciągnął papierosa z paczki dziewczyny, leżącej teraz na stoliku przy łóżku i zapalił go. Spojrzał na nią i poczuł jak jego podniecenie narasta. Chciał już ją mieć.
– Dobra, zamknij się– polecił, a dziewczyna umilkła posłusznie.– Kładź się i zdejmuj ciuszki.
– Myślałam…myślałam, że może porozmawiamy trochę wcześniej…– zaczęła nieśmiało– No wiesz, powiemy coś o sobie i tak dalej…
– Chcesz być moją sekretarką?
– Oczywiście, panie ministrze, ale…
– No to już. Zdejmuj łachy.
Maria posłusznie rozpięła bluzkę. Pod spodem nie było stanika, więc po chwili jej piękne, duże piersi wydostały się na wolność.
– A czy pańska żona…
– Niczego się nie domyśla, zresztą to nie twoja sprawa– jego podniecenie ustąpiło na chwilę miejsca irytacji.
Po co to całe pieprzenie? Nic go obchodziło, kim była ta dziewczyna, a jeszcze mniej interesowały go jej obawy.
– Interesuję się sztuką– paplała, zdejmując spódniczkę– oraz okultyzmem. Praktykuję go już od kilku lat i…
– Wszystko jedno – przerwał jej, ściągając spodnie i kładąc się obok niej.
Obudził się w środku nocy, przerażony, choć nie miał pojęcia czym. Gardło miał wyschnięte, jakby nie pił od co najmniej roku, ręce pokrywała gęsia skórka. I było mu zimno. Przeraźliwie zimno, a jednocześnie czuł, jakby płonął w środku. Nie było to jednak owe przyjemne palenie w żołądku, jak po wypiciu wódki. Było przerażające, niszczące i bolesne. Nagle wróciły do niego najgorsze wspomnienia. Pokiereszowana w wypadku twarz zmarłej matki stanęła mu przed oczami, tak rzeczywista, jak gdyby pochowana już dawno nieboszczka leżała obok niego. Makabryczna, nawet jak na poalkoholową halucynację twarz trupa: z nozdrzy wydobywały się robaki, z pustych oczodołów płynęły strużki krwi. Resztki żółtych zębów pokrywała pleśń.
Chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć ani jednego dźwięku ze swego wyschniętego gardła. Przerażenie opanowało go całkowicie. Sparaliżowało jego organizm, czyniąc go niezdolnym do choćby najmniejszego ruchu.
W chwilę później poczuł, jak jakaś zimna, nie, lodowata dłoń przesuwa się po jego nagim biodrze. Przełknął głośno ślinę, a raczej jej resztki i zamknął oczy. Twarz matki zniknęła. Ręka należy do Marii, pomyślał, jakby w gorączce. Musi strasznie marznąć…Ale w tej samej chwili usłyszał za plecami skrzeczący, nieludzki głos, wysoki i nieprzyjemny:
– Aaaaaa…
Z pewnością nie mógł to być głos jego kochanki. Nie mógł to być nawet głos człowieka. Naraz poczuł ciepło w nogach, zupełnie jakby ktoś wylał na nie wiadro ciepłej wody, a po chwili do jego nozdrzy dotarł ostry odór moczu.Nie mogąc opanować drżenia, odwrócił się powoli i spojrzał prosto w oczy demona. Gdyby nie wiedział, obok kogo zasypia, w życiu nie poznałby w tej istocie Marii. Jedna gałka oczna połyskiwała białkiem, zwrócona ku górze, jak w ludowych wyobrażeniach średniowiecznych monstrów. Druga wpatrywała się w niego spojrzeniem tak przenikliwym, że minister poczuł, iż jego pęcherz po raz drugi nie wytrzymuje. I znów to ciepło i nowa fala nieznośnego smrodu. Ale on już go nie czuł. Wpatrywał się w zzieleniałą i wykrzywioną twarz swojej kochanki, bezgłośnie poruszając ustami.
Trwało to wieczność, zanim zdołał w końcu przezwyciężyć paraliż i zerwać się z łóżka. Omal nie upadł zresztą na podłogę, bowiem świat rozmazywał się i chwiał przed oczami i tylko resztką sił utrzymał równowagę. Czym prędzej ruszył do drzwi, mając wrażenie, że śni.
– Aaaaaa!!- usłyszał za sobą, tym razem już znacznie głośniejsze niż przedtem.
Demon również zerwał się z łóżka i skoczył na ścianę. Minister obejrzał się odruchowo, co okazało się błędem, bowiem poplątały mu się nogi i runął jak długi. Istota czmychnęła za nim, lądując mu na brzuchu. Teraz zajrzała mu badawczo w twarz, a jej usta wykrzywił przeraźliwy uśmiech.
– Daj mi duszę…– wyszeptała.
To coś, co było Marią,zaczęło terazrechotać. Głośno i okrutnie, jednak bez cienia emocji.Maszkara podniosła swoją dłoń na wysokość twarzy i odgryzła sobie palec. Krew trysnęła z kikuta prosto na twarz ministra, który w końcu odzyskał głos i zaczął wrzeszczeć. Jeszcze nigdy nie był tak przerażony. Po chwili krzyk ustał, bowiem zabrakło mu tchu.
– Dawaj duszę!!- ryknęła bestia, pożerając resztki palca.– Dawaj ją!!! Dawaj ją, ty!!!
Próbował zrzucić stworzenie z siebie, ale, mimo że w przerażeniu i panice miał więcej sił, niż zwykle, ono było znacznie silniejsze. Z łatwością, jakby był bezbronnym dzieckiem, wykręciło mu najpierw jedną, potem drugą rękę. Coś przeraźliwie chrupnęło i minister zamknął oczy, sparaliżowany nagłą falą przenikliwego bólu.
– Du bist mein – wyjęczała z namaszczeniem bestia, po czym wbiła swe zęby w grdykę otępiałego z bólu ministra.
Ten nie zdołał już nawet wrzasnąć z bólu. W ostatniej chwili życia jego wzrok padł na parapet, na którym, ku swojemu zdziwieniu, spostrzegł siedzącego bezczynnie anioła o znużonym wyrazie twarzy. Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment. „Pomóż mi!"– zawołał w myślach minister, czując, że oto nadchodzi kres. Sługa Boży uśmiechnął się jednak tylko leniwie, a na jego pięknym obliczu zagościło szyderstwo.
A potem nastała ciemność.
"Wrażenie to potegowała powlekająca wszystko srebrzysta mgła, rozciągająca się delikatnie w powietrzu niczym cieniutka kurtyna." - no, okej, mgła może rozciągać się tylko w powietrzu. "Delikatnie" również zbędne - mamy też "cieniutką kurtynę" i tyle wystarczy. Gdzieś tam przebija się klimat, ale on jest napisany z przesadą.
Z uwag technicznych - liczebniki powinno się zapisywać słownie.
Ministrowie mają to do siebie, że po ulicach się nawaleni nie pałętają i raczej nie przejmują się ceną alkoholu w pokojowym barku. Wiem, że chciałeś pokazać seks za stanowisko, ale tego "ministra" wybrałeś, moim zdaniem, niefortunnie.
Przyzwoite opowiadanie. Ani dobre ani złe.
Nie zrozumiałem też przesłania z aniołem. O co tu chodzi?
Pozdrawiam.
Powiedzmy, że to były minister (albo upadły:).
OK, do konkursu.