- Opowiadanie: charon19 - Kronika Mag Mell - Teoria Magii

Kronika Mag Mell - Teoria Magii

Jest to trzeci rozdział z powieści Kronika Mag Mell. Tym razem zapraszam do podróży w czasie, gdzie mamy przyjemność poznać “chłopców” w ich latach młodości i jednocześnie dowiedzieć się czegoś o otaczającym nas świecie. 

Rozdział jest umieszczony po wydarzeniach w Havaki, ale przed takimi rozdziałami jak Saren czy Pan Śmierci. Ten zabieg ma na celu nie tylko przedstawić świat w którym się obracamy i wyjaśnić jego pewne mechanizmy ale również przedstawić chłopców w innym świetle, tak żeby czytelnik mógł ich lepiej poznać przed kolejnymi wydarzeniami. 

Oceny

Kronika Mag Mell - Teoria Magii

Rozdział 3 – Teoria magii

Arena, która zwykle służyła do organizowania pojedynków i starć między uczniami, została dzisiaj przekształcona w niewielką aulę. Na środku piaszczystego kręgu, otoczonego okazałą drewnianą trybuną, wzniesiono niewielkie podwyższenie. To właśnie na tym podwyższeniu miał przemawiać mistrz magii i profesor nauk matematyczno-przyrodniczych, Thomas Hopenfaimer.

Mimo swojego zaawansowanego wieku i kruchego, zmęczonego życiem ciała, Thomas wciąż cieszył się ogromnym szacunkiem w różnych kręgach uniwersyteckich w całym cesarstwie. Były wychowanek słynnego klasztoru Rannen, zrozumiał, że jego prawdziwym powołaniem jest nauka, a nie walka. Dlatego, za aprobatą a wręcz na polecenie klasztornych mnichów, wstąpił do cesarskiej akademii Sat Hat, która mieściła się w stolicy cesarstwa o tej samej nazwie. Po wielu latach nauki i osiągnięciu tytułu profesora, świeżo upieczony wykładowca wyruszył w długą podróż, by zgłębiać tajemnice magii, jej zagadkowe aspekty oraz wszystkie niejasności, jakie ta dziedzina nauki budziła.

 W chwili, gdy ostatnie miejsca na arenie zostały zajęte przez uczniów, pełnoprawnych magów oraz mnichów, wielki mistrz Aryman skinął głową w kierunku siwobrodego, lekko zgarbionego staruszka, sygnalizując tym samym, że może rozpocząć swój występ. Thomas Hopenfaimer przeciągnął się kilka razy na podwyższeniu, starannie wygładził swoje czarne akademickie szaty, po czym z głębokim oddechem rozpoczął swoje przemówienie.

– Witam was wszystkich bardzo serdecznie i dziękuję, że znaleźliście czas, by wysłuchać tego, co mam do powiedzenia.

– Też mi, gdybyśmy jeszcze byli tu z własnej woli – burknął niezadowolony chłopiec w wieku czternastu lat do siedzącego obok kolegi. – Trzeci raz w tym roku musimy go słuchać…

– Ciszej Jeffrey – odparł chłopiec o kruczoczarnych włosach.

Profesor, ignorując szepty dochodzące z trybuny, kontynuował swoją mowę nudnym, wolnym, a wręcz usypiającym głosem.

– Dziś porozmawiamy o magii w podejściu czysto teoretycznym, czyli stricte naukowym. Podczas wielu lat mojej podróży próbowałem zrozumieć mechanizmy i schematy kierujące tą dziedziną nauki. Magię wszak należy rozważać na równi z innymi naukami. Wnioski, które udało mi się wyciągnąć, są na tyle ciekawe, że chętnie się nimi z wami podzielę. – Thomas rozejrzał się po znudzonych twarzach i bez cienia zawahania kontynuował swój monolog. – Magia sama w sobie to jedynie określenie lub nazwanie efektu wizualizacji energii promieniującej z wszechświata. Podsumowując, magia jest efektem, a nie czymś, co nas otacza. To energia, która po prostu istnieje i zawsze istniała. Co to za energia? Nikt nie wie. Jednak istotną kwestią jest umiejętność jej dostrzeżenia, magazynowania i przetwarzania. Jak wiecie! – głos profesora stał się bardziej donośny. – Niestety, ale nie każdy jest w stanie dostrzec tę energię, a tym samym nie potrafi jej zmagazynować i przetworzyć. Aby osiągnąć te trzy pozornie proste kroki – pokazał palce u dłoni. – Konieczne jest urodzenie się z określonymi predyspozycjami genetycznymi, o których nie będę się teraz rozwodzić.

Zapanowała cisza, a staruszek sprawiał wrażenie, jakby czegoś szukał w myślach.

– Wyróżniamy energię o kilku naturach – kontynuował. – Najbardziej znaną jest energia żywiołów, gdyż około dziewięćdziesiąt procent osób jej używa – zaczął odliczać na palcach. – Woda, ogień, powietrze i elektryczność. Predyspozytor, czyli osoba posiadająca odpowiednie podłoże genetyczne do dostrzeżenia otaczającej nas energii, na pierwszym etapie szkolenia musi rozwinąć swoje zdolności fizyczne i umysłowe, aby móc dostrzeżoną energię zmagazynować w swoim ciele. Istotne jest, aby ta energia magazynowała się w sposób ciągły i automatyczny – przeciągnął ostatnie słowo podkreślając jego znaczenie. – Te odruchy, występujące na pierwszym etapie szkolenia, muszą przerodzić się w automatyzmy podobne do oddychania. Musicie magazynować energię automatycznie, nawet nie myśląc o tym. W momencie opanowania tego kroku, można zacząć pracować nad przetworzeniem owej energii – sekundowa cisza i kolejny głośny oddech. – Wizualizacja jest podstawową metodą, mówiąc kolokwialnie, przetwarzania energii w magię. Ale na czym dokładnie polega metoda wizualizacji? – kolejne retoryczne pytanie skierowane bardziej do siebie niż słuchaczy. – Wizualizacja to nic innego jak zgromadzenie energii w danym punkcie i nadanie jej wyobrażonej fizycznej formy zgodnej z naturą owej energii – wyjaśnił profesor. – Czy mogę prosić kogoś z pierwszego rzędu do pokazu? Może pani? – wskazał na młodą blond dziewczynkę. – Jak się nazywasz, moja droga?

– Nazywam się Kasandra, mistrzu. – Dziewczynka grzecznie odpowiedziała z nieudawaną skromnością.

– Jakiej natury jest twoja energia?

– To ogień, mistrzu.

– Doskonale! Proszę zademonstruj wszystkim efekt wizualizacji energii o naturze ognia na twojej prawej dłoni.

Dziewczynka przytaknęła, obróciła dłoń w stronę publiczności i skupiła się. Nagła cisza została przerwana przez intensywny błysk, a po chwili na dłoni Kasandry pojawiła się rozrastająca kula ognia. Całość przybrała wielkość dorodnej pomarańczy o wyjątkowo ostrych, czerwonych barwach, przepasanych złoto-żółtymi iskrami.

– Już wystarczy! – Profesor zwrócił się do uczennicy. – Bardzo ładnie, bardzo ładnie – pochwalił profesor i wskazał, by wróciła na swoje miejsce.

– Też mi coś, lepszą wizualizację robiłem w wieku sześciu lat. Niby ma czternaście lat, a jej magia jest płaska jak jej … – Jeffrey nie dokończył. Tom zdzielił go w łeb na znak, by się zamknął. Thomas po raz kolejny zignorował szumy na widowni.

– Jak mieliście przyjemność zobaczyć – kontynuował. – Była to wizualizacja, w wyniku której nadano energii jej naturalne cechy, w tym przypadku cechy ognia. Warto jednak podkreślić, że to, czy efekt wizualizacji można nazwać "prawdziwym ogniem", jest kwestią dyskusyjną i zależy od perspektywy i definicji używanej w kontekście magii. Magia często operuje symbolicznymi i metaforycznymi pojęciami, co sprawia, że określenie "prawdziwy ogień" może mieć różne interpretacje w różnych systemach magii. Dla niektórych może to oznaczać dosłowne wytworzenie ognia, podczas gdy dla innych może to być bardziej symboliczne lub energetyczne. To zależy od kontekstu i przekonań magika – profesor spojrzał na publiczność, nie dając nikomu prawa głosu. – Uważam jednak, że nie, nie można, i też musicie to rozróżniać. Wizualizacja to nadanie cech i stworzenie imitacji naturalnego żywiołu. Imitacja, nieważne jak dobra, posiada tylko pewne cechy, dlatego, warto teraz zadać sobie pytanie. Czy można za pomocą otaczającej nas energii uzyskać efekt prawdziwego ognia? – Nastąpiła kolejna chwila ciszy, po której profesor dodał. – Tak, można, ale jest to bardziej skomplikowane. Wizualizacje naturalnej energii powszechnie uznało się nazywać technikami pierwszego poziomu. Charakteryzują się tym, że do ich wykonania nie potrzeba formować pieczęci. Rozumiem, że pojęcie pieczęci jest wam znane? – wykładowca rozejrzał się po słuchających. – Dla pewności przypomnijmy – odpowiedział sam sobie równie szybko jak za każdym razem. – Poprzez ukierunkowanie przepływu energii waszymi dłońmi, otwieramy bramy do otaczających nas wymiarów. W zależności od otwartej bramy, poprzez wykonaną wcześniej pieczęć, jesteśmy w stanie 'przywołać' pożądany żywioł, na przykład ogień, który jest przywoływany z wymiaru piekielnego. Temat energetycznych wymiarów dziś sobie pominiemy. Z mojego wykładu macie zapamiętać, że istnieją różne wymiary, a dzięki wykonaniu pieczęci otwieracie bramy tych wymiarów. Technika wykorzystująca efekt wizualizacji, która, jak wiecie, jest w każdym przypadku niezbędna oraz jedną pieczęć, na przykład podstawową pieczęć ognia, wykonywaną poprzez złączenie kciuka i palca wskazującego w okrąg, nazywamy technikami poziomu drugiego. Techniki poziomu trzeciego, czwartego i tak dalej, charakteryzują się ilością wykonanych pieczęci. Myślę, że warto to zademonstrować, abyście mogli lepiej zrozumieć, o czym mowa. Ktoś chętny na ochotnika? – wykładowca rozejrzał się po znudzonych słuchaczach.

– Może ty! – wskazał na ucznia w czuprynie bez ładu i składu. – No szybko, szybko!

Jeffrey wybełkotał coś do Toma i ruszył w stronę przygarbionego starca.

– Oh, przepraszam – wykrztusił starzec. – Myślałem, że jesteś troszkę starszy. Dasz sobie radę z formułowaniem pieczęci?

– No, raczej – oburzony pytaniem odpowiedział Jeffrey.

– To poproszę o pokaz.

Jeffrey uśmiechnął się i spojrzał w stronę siedzącej niedaleko Kasandry, posyłając jej dwuznaczne spojrzenie.

Chłopiec odwrócił się plecami w stronę widowni i skoncentrował się na wolnej przestrzeni za podestem, na którym Thomas prowadził swój wykład. Złączył obie ręce lekko ugięte w łokciach przed głową. Przez pierwszą pieczęć popłynęła energia, otwierając bramę wymiarów. Jeffrey płynnie wykonał wizualizację i szybko, mocno zgiął palce środkowe, wykonując kolejną pieczęć. Najpierw pojawiła się intensywna fala światła, rozerwana po chwili głośnym hukiem po czym trzy okazałe pioruny morderczo uderzyły w wcześniej wyznaczony punkt. Chłopak odwrócił się w stronę publiczności, kierując swój wzrok znów w stronę starszej koleżanki. Jego mina wyrażała jedno: "Tak to się właśnie robi."

– Pięknie! Wspaniale! Ale pokaz! – krzyczał wykładowca. – Idealna wizualizacja i podwójna pieczęć! Wspaniale! Wspaniale!

– Czy on zawsze musi się popisywać? – Tom spojrzał z pytającym wyrazem twarzy na siedzącego za nim Charona.

– Zobacz raczej dla kogo on to zrobił – wzrok Toma i Charona powędrowały w stronę zaczerwienionej dziewczyny.

– Dobrze, dobrze, już możesz wracać na miejsce – profesor wskazał Jeffreyowi jego miejsce i szybkim gestem ręki ponaglił.

Młodzieniec o jasnych włosach bez ładu i składu z teatralnym uśmiechem na twarzy, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby usiadł na swoim miejscu.

– Czy ty zawsze musisz się popisywać? – niespodziewanie odezwał się Tom.

– A niby co ja zrobiłem? – zdziwił się wesołek.

– Może zamiast robić jej na złość i ciągle się wygłupiać to dla odmiany podejdziesz i powiesz coś miłego.

-A, o nią ci chodzi – Jeffrey skierował swój wzrok na Kasandrę. – Jest irytująca, a jej magia jest płaska – nie zdołał dokończyć. Tym razem Charon walnął przyjaciela w głowę.

– Powtarzasz się – Charon poprawił się na trybunie. – Lepiej zrób coś, bo kiedyś możesz żałować.

Jeffrey, już nic nie odpowiedział. Naburmuszony skierował wzrok w stronę wykładowcy i w udawanym skupieniu, słuchał dalszej części nudnego wystąpienia.

 

***

 

Kilka godzin po wykładzie profesora Thomasa Hopenfaimer’a, wciąż podirytowany słowami przyjaciół, Jeffrey szwendał się po ogrodach znajdujących się na terenie klasztoru. Mijając drzewa, których nazw nigdy nie pamiętał, zawędrował aż za mury, gdzie mógł cieszyć się przestrzenią i samotnością. Zmierzając w kierunku skalistego płaskowyżu, za którym w skalnych rozpadlinach znajdowała się oaza, cały czas w głowie słyszał głosy swoich przyjaciół. Może mają rację – przeszło mu przez myśl, po czym teatralnie się wzdrygnął, odgonił natarczywe głosy i ruszył wzdłuż urwiska. Wychylając się z za skalnej półki, dotarł do oazy, która o dziwo tym razem nie była pusta. Zaciekawiony tajemniczą postacią Jeffrey ruszył w jej kierunku. To chyba jakiś adept – przeszło mu przez myśl, dostrzegając niezdarne techniki ognia, kierowane w kierunku oazy.

– Ej! – krzyknął do odwróconej postaci. – Co tu robisz o takiej porze?

Postać gwałtownie odwróciła się, powodując konsternację na twarzy Jeffreya.

– Jeffrey! – krzyknęła dziewczyna. – Czego znowu ode mnie chcesz? Znowu przyszedłeś mi dokuczać?!

– Nie – zaczął niepewnie chłopak, a słowa utknęły mu w ustach. – Ja tylko…

– Och, daruj sobie – Dziewczyna pewnym ruchem ruszyła przed siebie, szturchając zdezorientowanego chłopaka.

– Kasandra! Poczekaj!

– Czy ja coś ci zrobiłam? – Odwróciła się gwałtownie w stronę Jeffreya. – Może nie jestem tak utalentowana, jak ty albo twoi kumple, ale to nie powód, żebyś tak mnie traktował!

– Ja… Przepraszam – zaczął po raz kolejny.

– Daruj sobie – odwróciła się po raz kolejny, ale tym razem nie zdążyła już wykonać kroku naprzód.

– Pomogę ci – krzyknął, nie do końca rozumiejąc sens wypowiedzianego słowa. Słowa, które o dziwo zadziałało.

– Niby jak? – usłyszał dalej naburmuszony głos, zdając sobie tym samym sprawę ze słów swoich przyjaciół.

– Pokaż jeszcze raz, jak składasz pieczęcie – po tych słowach uśmiech wrócił na twarz Jeffreya, a zadziorny błysk przeszedł jego oczy.

Dziewczyna mimo swojego całego wzburzenia nie zaprotestowała. Zamknęła na chwilę oczy, koncentrując się i po chwili wykonała podstawową pieczęć ognia. Z jej ust wystrzeliła mała kula ognia i poszybował w kierunku niezburzonej tafli pobliskiej oazy. Jeffrey, chwilę kręcił głową, a potem niespodziewanie podszedł do dziewczyny i chwycił za jej dłonie.

– Źle to robisz – zaczął naciskać na jej nadgarstki. – Podczas wykonywania pieczęci twoje ruchy muszą być płynne i pewne. Ty jesteś cała spięta i robisz wszystko zbyt nerwowo. W taki sposób nigdy ci się to nie uda – puścił jej dłonie i płynnym ruchem ustawił się za dziewczyną, ponownie chwytając.

– Zamknij oczy i przestań tyle myśleć – delikatnie zaczął masować jej nadgarstki i dłonie. – Oddychaj i przestań się zastanawiać. Wiesz, jak należy wykonać ten ruch i wiesz, jaki da efekt. Robiłaś to mnóstwo razy. Nie myśl o tym, a po prostu to zrób – Jeffrey nagle puścił dłonie koleżanki – Teraz!

Dziewczyna jak w hipnotycznym transie nagle otworzyła oczy, a jej dłoń odruchowo, już odpowiednio ułożona, powędrowała w kierunku ust, z których niespodziewanie poszybowała ogromna kula ognia.

– Widzisz? Nic trudnego – powiedział jakby od niechcenia.

 

 

Ciąg dalszy – jak się napisze

Koniec
Nowa Fantastyka