14 lipca
Drogi pamiętniczku, jakież było zdziwienie Millerów, gdy policjant przywiózł ich nieletnią córkę. Nie mogli pojąć, dlaczego znalazła się tam, gdzie się znalazła. Przecież ona taka biedna, krucha, zawsze wszystkiego się boi, wszystko wyolbrzymia.
***
– Nie, nie, nie – szepnęła, kierując priusa na pobocze. – Oddychaj, oddychaj.
Samochód wydał z siebie kilka niepokojących dźwięków, brzmiących jakby się dusił. Silnik zgasł.
Dziewczyna zatrzymała auto i spróbowała je ponownie uruchomić – nic z tego. Co ona sobie myślała? Przecież to nie miało prawa zadziałać. Głupia – skarciła się w myślach i przekręciła klucz, aby ożywić deskę rozdzielczą.
Pusto. Kontrolka świeciła się już od dawna, choć Emily łudziła się, że dojedzie na rezerwie. To matka zawsze tankowała, bo ona nie była w stanie przemóc się, aby zajechać na stację nocą.
Właściwie to bała się wszystkiego. Nie chodziła na imprezy z rówieśnikami, bo bała się głupich pomysłów, jakie mogą im wpaść do głowy. Nie chodziła sama ulicą, bo bała się, że ktoś ją zaatakuje. Nie ufała ludziom w internecie, bo mogli się okazać kimś innym. Któregoś razu nawet zrezygnowała z nocowania u Jenny, bo psy zbyt głośno ujadały. Wtedy nawet przyjaciółka nie była w stanie jej uspokoić. Najadła się wstydu, gdy matka przyjechała po nią w środku nocy i zabrała do domu – Emily nie miała wtedy jeszcze samochodu do swojej dyspozycji. Może tak byłoby lepiej? Po co miała jeździć, jeżeli nie radziła sobie nawet z tankowaniem? Jestem do niczego – pomyślała.
– Dlaczego!? – Uderzyła ze złością w kierownicę. – Dlaczego?
Zaraz, zaraz – pomyślała. Na pewno ktoś się zatrzyma i pomoże. Wyszła z auta i rozejrzała się po pustej, gruntowej drodze, kilka mil od międzystanowej dziewięćdziesiątki.
Nic. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem widać było tylko oświetloną latarniami drogę oraz gęsty las. No i jeszcze ta pełnia księżyca. Typowa sceneria, przygotowana pod jakiś horror z wilkołakami w roli głównej – pomyślała. Takie rzeczy jej nie przerażały, bardziej bała się ludzi, szczególnie mężczyzn. Może to i lepiej, że na nikogo nie natrafiła.
Wtedy się zaczęło.
Zupełnie jakby ktoś wyssał całe powietrze z atmosfery.
Odsunęła się od auta i trzęsącymi dłońmi, sięgnęła po telefon. Wybrała numer do przyjaciółki.
– Cześć, tu Jenna…
– Cześć, znowu mam…
– Nie mogę teraz odebrać. Zostaw wiadomość albo lepiej, zadzwoń później, albo jeszcze lepiej… wcale!
– Cholera!
Emily zaczęła walczyć o każdy oddech. Oparła się o samochód i dysząc ciężko, wybrała numer do matki – brak sygnału.
Co teraz, co teraz? – myślała gorączkowo, czując, że zaczyna się dusić. Rzuciła okiem na listę kontaktów: Ojciec.
– Aż tak… kurwa… zdesperowana… nie jestem – wydusiła z siebie, po czym włączyła nawigację w telefonie.
Nie mogła ustać na nogach, osunęła się po karoserii auta i usiadła na zimnym asfalcie. Jej drobne ciało drżało. Zacisnęła dłoń na czarnej spódniczce tak mocno, jakby była liną ratunkową, od której utrzymania zależało jej życie. Drugą ręką wstukała to, czego najbardziej potrzebowała i kliknęła zieloną słuchawkę.
Sygnał. Kolejny.
– Zakład pogrzebowy Ostatnia Droga, jak możemy ulżyć? – odezwała się kobieta w słuchawce.
– Pomocy! Mam… – Dziewczyna oddychała ciężko, nie mogąc wydusić z siebie kolejnych słów. – Mam… atak…
– O Boże! Przepraszam, tu stacja Go Ultimate. Przepraszam. – Kobieta przejęła się. – Atak serca? Gdzie pani jest?
– Atak… paniki – wydusiła z siebie dziewczyna.
Zamknęła oczy, modląc się, żeby spotkać się ze zrozumieniem ze strony nieznajomej.
Ludzie różnie reagowali na jej przypadłość. Rodzice nic nie rozumieli, choć z matką mogła jeszcze porozmawiać. Przyjaciółka Emmy, Jenna, była tą, na którą spadał zawsze przykry obowiązek pomocy. Nie znała przyczyn ataków, lecz była niezwykle empatyczną osobą. Wiele osób wyśmiewało przypadłość Emmy, wrzucając je do worka z problemami pierwszego świata albo problemami, które sobie tworzyła ze względu na brak prawdziwych problemów.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała nieznajoma. – Jestem Sara, policzymy razem od dziesięciu do zera. Jesteś teraz w pozycji stojącej?
– Nie… dam rady… wstać – wydusiła Emily.
Do jej głowy znów powróciły te same obrazy. Matka wylewająca łzy, obojętny na wszystko ojciec i ten potworny zapach.
– W porządku, nie musisz wstawać. Dawaj razem ze mną. Dziesięć. Będziesz liczyć?
– Dz… dziesięć.
– Świetnie sobie radzisz – pochwaliła. Coś w jej głosie działało uspokajająco. – Kolejny krok, dziewięć.
– Dziewięć.
Emily liczyła razem z nieznajomą. Z każdym kolejnym krokiem coraz lepiej udawało jej się kontrolować oddech.
– Świetnie ci idzie, licz dalej. Nie wiem, czy wspominałam, jestem Sara. Pracuję na nocną zmianę. Miałyśmy kiedyś szansę się poznać?
Obrazy przed jej oczami zaczęły wirować. Poczuła, że zaraz zwróci na jezdnię swój ostatni posiłek. Odetchnęła jednak głęboko i zmusiła się do kontynuowania.
– Sześć. Raczej… nie znamy się.
– Czyli mówisz, że jesteś przejazdem? – ciągnęła dalej Sara. – Ja też. Poznałam kiedyś swojego księcia z bajki i teraz przez niego… podróżuję. Ale nie narzekam. Masz chłopaka? Z takim głosem, wyobrażam sobie ciebie jako niezłą laskę, na pewno przebierasz w facetach, jak tylko chcesz!
– Nigdy nie… miałam. Pięć.
– Cóż, lepiej żałować, że się nie ma, niż że się ma. – Zaśmiała się gorzko. – A kim chciałabyś zostać w przyszłości?
– Chciałabym… malować.
Emily poczuła, że wszystko powoli zelżało. Odzyskiwała zdolność do logicznego myślenia.
– Artystka? Nieźle! Ja próbowałam kiedyś tatuować. Choć to trochę co innego. Mam nawet dziarę na szyi, ale ta robota nie była mi pisana. A czemu akurat artystką?
– Kocham to robić… od zawsze malowałam. – Emily oddychała coraz głębiej i spokojniej. – Moim planem jest… jest wyrwać się z domu.
– Powiedz mi coś o sobie, proszę. Po głosie powiedziałabym, młodość jeszcze przed tobą. – Zręcznie zmieniła temat. – Ja mam czarne włosy, trochę kręcone. Zawsze wyglądam jakbym dopiero co wracała z koncertu KISS co jest trochę problematyczne jak się chce dostać normalną robotę. Po czym rozpoznałabym ciebie?
Emily czuła, że atak mijał. Rozmowa z nieznajomą pomogła jej tak skutecznie, jak te z przyjaciółką.
– Blond włosy. Szary golf i spódnica poniżej kolana. Nic niezwykłego.
Dziewczyna puściła fragment materiału i powoli podniosła się na nogi.
– Nic niezwykłego? Weź, przestań. Słyszę jakiś hałas, wszystko dobrze? – zapytała zaniepokojona nieznajoma.
– Tak, przepraszam. Już mi lepiej – odpowiedziała powoli, jakby sama nie była do końca pewna swoich słów. – Dziękuję.
– Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłam pomóc.
Emily wyobraziła sobie młodą dziewczynę, w skórzanej kurtce i z uśmiechem na ustach.
– To teraz powiedz mi, bo niepewność mnie dobija, jakim cudem zadzwoniłaś akurat pod ten numer?
Emily rozejrzała się wokoło. Mogłaby przysiąc, że zaraz za miejscem, gdzie droga zakręca, widzi coś, co mogło być przytłumionym światłem neonu, czyżby stacja?
– Akurat stanęło mi auto, bo oczywiście znów zapomniałam zatankować. Szukałam najbliższej stacji w momencie, gdy to się zaczęło. – Postanowiła pominąć nieudane połączenie do matki i przyjaciółki oraz to, że bała się wszystkiego, w tym tankowania w nocy. – Tak się składa, że za jakieś pół godziny będę mogła złożyć ci osobiste podziękowania.
– Zamykamy za dwadzieścia minut – wypaliła Sara, nagła cisza w słuchawce sprawiła, że szybko dodała: – Ale poczekam na ciebie. Co powiesz na wieczorną kawę i pączka w pakiecie promocyjnym za jedyne dwa dolary, dziewięćdziesiąt dziewięć centów?
Parsknęły śmiechem. Atak paniki powoli odchodził w zapomnienie.
– Czy mogłabyś… – Emily poczuła nagłe ukłucie strachu. – No wiesz, jest ciemno, będę szła sama…
– I tak już kończę pracę, możemy zostać na łączach przez te pół godzinki.
***
17 lipca
Drogi pamiętniczku, chyba Cię polubię.
Przez kilka dni pracowałam nad swoim tajnym projektem, lub jak ja to nazywam, „projektem życia”. Jestem już prawie gotowa. Najwyraźniej jednak jestem słabą aktorką, bo Nathan Miller, ojciec-kurwa-roku zapytał, dlaczego zachowuję się dziwniej niż zazwyczaj.
Lily Miller, matka trochę mocniej stąpa po ziemi, stwierdziła, że może coś traumatycznego stało się tego feralnego dnia, gdy policjant znalazł mnie całą zapłakaną na stacji.
Millerowie wierzyli, że wystawienie na tak stresującą sytuację, spowodowało ustanie ataków paniki. Słyszałam nawet rozmowę, w której ojciec powiedział: „Młodym to teraz w dupach się poprzewracało. Łaziła sama po nocy, to i rozumu nabrała”.
W porządku. Nie chcę, żeby wiedzieli, co tak naprawdę się wydarzyło.
***
Już po chwili Emily wiedziała o Sarze więcej niż o osobach, z którymi chodziła do szkoły przez lata. Zazdrościła jej wspierających rodziców, chłopaka zasypującego prezentami, podróży z jego przyjaciółmi. Pytała siebie, dlaczego musiała tkwić w tym toksycznym środowisku?
– A jaki chciałabyś ten motor, córciu? – zapytała dziewczyna, naśladując zachrypnięty głos ojca.
Rodzice kupili jej harleya na zakończenie nauki i zaczęła podróże po świecie. Na zjeździe motocyklowym poznała miłość swojego życia, zostawiła dla niego wszystko i przeprowadziła się do Dallas.
– Dla niego zerwałam kontakt z rodzicami i przyjaciółmi, zmieniłam całe życie – wyznała. – Chciał mnie utrzymywać, nie pozwalał pracować, ale z czasem zaczęłam dorabiać. Praca na stacji paliw to długo oczekiwana stabilizacja w moim życiu.
– Chciałabym zerwać kontakt z rodzicami dla chłopaka – powiedziała rozmarzona Emily, zaraz jednak zorientowała się, jak głupio to zabrzmiało, więc dodała: – Znaczy, chciałabym, żeby ktoś pomógł mi się stąd wyrwać.
– Emily, kochana, słuchasz, słuchasz, ale nic do ciebie nie dociera. – Rozmówczyni sprowadziła ją na ziemię. – On spierdolił mi życie! Po naszej rozmowie odnoszę wrażenie, że patrzysz na moją sytuację przez pryzmat tego, co dzieje się u ciebie. Mam rację? Dopiero co dotarłam do ciekawszej części historii i mam wrażenie, że powinnaś ją usłyszeć w całości, szczególnie jeżeli marzysz o wyrwaniu się z chaty.
W tonie głosu Sary, Emily wyczuła głęboko skrywany żal i potworne zmęczenie. Spojrzała w ciemność. Zza zakrętu zaczęła wyłaniać się skąpana w mroku stacja paliw. Jedynie wielki neonowy maszt z napisem Go Ultimate migotał od czasu do czasu.
– Dlaczego stacja wygląda na opuszczoną?
– Co? Jak to? – zapytała zaskoczona Sara, lecz zaraz zrozumiała, o co chodziło i odpowiedziała: – Zamykam i gaszę światła z przodu, żeby nikt już nie zatrzymywał się poza godzinami pracy. Nie martw się, ciebie obsłużę poza kolejką. – Zaśmiała się do słuchawki.
– Przepraszam – powiedziała Emily. – Rzeczywiście nie dałam ci szansy dokończyć opowieści. Co było dalej? – W głębi czuła, że po tym, co przeszła w domu rodzinnym już nic ją nie zaskoczy.
Sara zaczęła opowiadać dalszą część swojego życia. Na początku powoli, lecz zaraz mówiła z coraz szybciej i z większą pewnością siebie.
Wszystko zaczęło się psuć dwa lata temu. Na początku Tom wydawał się najukochańszym mężczyzną pod słońcem, a Sara zupełnie mu się poświęciła. Pierwsze otrzeźwienie przyszło dopiero po pół roku. Wcześniej ignorowała wszystkie znaki i ostrzeżenia bliskich. Ba, gdy ktoś jej mówił, że coś było nie tak z jej związkiem, od razu zrywała kontakt. Coraz częściej kłóciła się z Tomem, a on winił o to jej przyjaciółki. Sara nie mogła pozwolić, żeby bliscy zniszczyli jej miłość, więc wyjechała z nim do Dallas.
Owo otrzeźwienie przyszło w postaci mocnego uderzenia w brzuch, które sprawiło, że zwróciła zawartość żołądka na posadzkę. Tom przepraszał, on zawsze przepraszał, taki już był kochany.
– Przepraszam, poniosło mnie – mówił, przyciągając do siebie dziewczynę. – To się nigdy więcej nie powtórzy. Przysięgam! Nigdy!
Powtórzyło się. Powtarzało się coraz częściej.
W tym czasie Sara zdążyła się zaaklimatyzować oraz uzależnić od toksycznego chłopaka, alkoholu i marihuany. W końcu zadawała się tylko z jego kumplami i jakoś musiała się znieczulić. Nie miała grosza przy duszy. Ukochany obiecywał, że wszystko jakoś się ułoży.
Któregoś razu złamał jej nos. Wstyd nie pozwolił jej wrócić do poprzedniego życia, bo jak miała spojrzeć bliskim w oczy? Potraktowała podle każdego, kto tylko śmiał powiedzieć o Tomie cokolwiek złego. Dostała za swoje. Należało jej się.
Bała się go. Przez kolejny rok jej głównym sposobem na życie był alkohol i dawanie Tomowi wszystkiego, czego tylko chciał. On staczał się, ona razem z nim. Wiedziała, że nie może tak dalej żyć. Uznała, że powinna się trochę uniezależnić od chłopaka, dlatego zatrudniła się jako barmanka.
Znów wściekł się. Tym razem pobił ją do nieprzytomności.
Tygodniami dochodziła do siebie, słuchając żalów chłopaka-kurwa-roku, jak zaczęła go nazywać w myślach. Straciła pracę – bo nie mogła się w niej pojawić. Mogła jedynie obserwować, jak jej książę z bajki stacza się coraz bardziej.
Sama od tej pory nie tknęła alkoholu ani zioła. Trzeźwość sprawiła, że zaczęła dogłębnie zastanawiać się nad swoim dotychczasowym życiem, umysł podsuwał najdziwniejsze i najokrutniejsze scenariusze. W pewnym sensie czerpała z tego siłę. Obserwowała z dystansem sytuację, w jakiej się znalazła, a gdy jej ciało wystarczająco się zregenerowało, wiedziała już, że dokądkolwiek by nie poszła, gorzej nie będzie.
Jakiejś wyjątkowo mroźnej nocy uciekła z domu, wsiadła na motor i odjechała. Pędziła pustymi drogami pełnymi opadłych, złocistych liści z uczuciem, którego tak dawno nie miała szansy doświadczać. Była wolna.
Tom na początku nawet się nie zorientował, leżał pijany w oczekiwaniu na porannego, morderczego kaca i puste cztery ściany. Dopiero po dwóch dniach zaczął do niej wydzwaniać. Nie odbierała. Prosił ją w SMS-ach o powrót, aby już po chwili wysyłać groźby. Zmieniła numer.
Wstyd nie pozwolił Sarze wrócić do starego życia, znalazła pracę jako barmanka w Hobbs, a trzy miesiące później przeniosła się do Dakoty Południowej, żeby obsługiwać stację paliw na nocną zmianę oraz być chociaż trochę bliżej rodziny. Tu wreszcie zaznała szczęścia.
Emily wstrzymała oddech. Jej dłoń znów powędrowała do spódniczki, którą ściskała zawsze, gdy działo się coś niedobrego. Jak można było być aż takim potworem? – pomyślała. To tylko potwierdziło przekonanie dziewczyny o tym, że wszyscy mężczyźni są źli. Jak mogła łudzić się, że gdy pozna chłopaka i opuści dom rodzinny, wszystko będzie lepiej? Czy już do końca życia będzie samotna? Ciągle w biegu, uciekając od swojej rodziny?
– To już przeszłość. Wyrwałam się z tego, choć przez długi czas nie mogłam sobie poradzić z własnymi demonami. Chciałam się zabić, ale… – Sara przerwała monolog. Bił od niej smutek i żal. – Przecież to on powinien gnić w ziemi, nie ja.
– Przepraszam, nie wiedziałam – wydukała Emily. – Jak sobie z czymś takim poradzić? Jak to uciąć i nie zniszczyć życia drugiej osobie?
Wchodziła właśnie na teren stacji. Rozmowa zasmuciła ją, ale i dała nadzieję. Cieszyła się, że wkrótce pozna Sarę.
– Emily, kochana. Jak to nie zniszczyć przy okazji życia? Trzeba je zniszczyć… Trzeba je zniszczyć takim gnidom jak Tom. – Głos dziewczyny nagle się wzmocnił, jakby wstąpiły w nią nowe siły. – Czuję, że jesteśmy podobne. Dlaczego chciałabyś wiedzieć jak radzić sobie z taką traumą? Co cię spotkało?
– Nie wiem… nie chcę…
– Kochana. Powiedz, co się stało, a będę mogła ci pomóc. Czy myślisz, że po tym, co ci powiedziałam, będę miała jakiekolwiek prawo by Cię oceniać?
– Mój o…ojciec – wyszeptała Emily. – Muszę… uciec.
Zatrzymała się. Nie wiedziała, dlaczego mówi nieznajomej coś, czego nie wiedziała nawet jej matka czy najbliższa przyjaciółka. Czy to dlatego, że ich historie były tak do siebie podobne? Obie wykorzystane przez mężczyzn, którzy powinni dbać o ich bezpieczeństwo.
Skąpany w mroku salon. Sylwetka zarysowana jasnym światłem rzucanym przez telewizor. „Chodź do mnie, dziewczyno”. Mała przerażona Emily próbowała wycofać się w mrok. „No chodź”, ojciec podniósł się z kanapy i zaciągnął ją siłą na fotel. „Na kolana do tatusia”.
Emily czuła, że traci oddech. Czyżby zbliżał się kolejny atak paniki? Upadła na kolana.
Wydawało jej się, że patrzyła na siebie z oddali. Dziewczynka z włosami spiętymi w dwa odstające kucyki. Taka mała, delikatna, siedząca na kolanach ojca. „Wygodnie?” zapytał, głaszcząc ją delikatnie po nagim kolanie wystającym spod sukienki. „Może powinniśmy spędzać więcej czasu razem?” Emily zobaczyła strach malujący się na twarzy dziewczynki, chęć schowania się przed ojcem. Ucieczki jak najszybciej. Mimo to, tamta nawet nie drgnęła. Pamiętała, jak bała się zdenerwować ojca. Pamiętała ostry zapach potu, gdy pochylał się nad nią.
– O mój Boże! – wykrzyknęła Sara. – Czy on cię…
– Taaak! – ucięła Emily, nie mogąc poradzić sobie z napływającymi łzami.
Wszystkie wspomnienia, o których próbowała zapomnieć, powróciły do niej ze zdwojoną siłą. Pragnęła wyrwać się z tego przeklętego miejsca, odciąć się od swojego poprzedniego życia, tak samo, jak zrobiła to Sara.
– Widzę cię przez okno – odezwała się dziewczyna. – Chodź do mnie, proszę. Porozmawiamy sobie przy kawie i czymś słodkim. Ja stawiam. Jestem też pewna, że jestem w stanie ci pomóc.
– Pomóc? – Nie była pewna czy jej w ogóle można było pomóc. Podniosła głowę i spojrzała na ponurą, skąpaną w mroku stację. – Wyjdziesz po mnie? Boję się, wewnątrz jest ciemno.
– Na zapleczu pali się światło, wystarczy, że otworzysz drzwi za ladą – odpowiedziała pocieszająco. – Zaraz wychodzę, już się przebieram. Będę się ogarniać i mówić do ciebie równocześnie. Dobrze?
Emily stanęła na równe nogi. Drżała na całym ciele, ale szła powoli. Powinna cieszyć się, że pozna dziewczynę, z którą miała tak dużo wspólnego, było jej jednak wstyd. Jak mogła zdradzić swoją tajemnicę, tajemnicę, której nie znała nawet Jenna? Jednak czy to, że ktoś należał do grona bliskich pomagało się otworzyć czy wręcz przeciwnie? Przyjaciółka znała jej rodziców i znajomych. Co mogła Sara? Nic o niej nie wiedziała, może dzięki temu miała odpowiedni dystans. Nie wypapla też przypadkiem tego komuś, kto ją zna, bo najprawdopodobniej po jednej rozmowie ich drogi już nigdy się nie przetną.
– Takich ludzi jak twój ojciec czy mój chłopak powinno się wieszać za jaja albo topić – oświadczyła z goryczą Sara. – Podobno śmierć głodowa jest straszna, może głodzić? Co sądzisz?
– Nie wiem. Ja chcę się po prostu stąd wyrwać – odpowiedziała Emily wymijająco, choć podobała jej się bezpośredniość i odwaga, z jaką się wyrażała dziewczyna. Zbliżyła się do drzwi wejściowych. Wewnątrz panował niepokojący mrok. Czyste lady, puste półki, a przecież powinny uginać się od ilości produktów. – Stacja wygląda na zamkniętą.
Emily przystanęła, patrząc na tabliczkę z napisem ZAMKNIĘTE.
– Drzwi są otwarte, sprawdź. Nie przejmuj się też pustkami, jesteśmy w trakcie przeglądu, więc trochę odstraszamy – odpowiedziała Sara, jakby wiedząc, z czego bierze się niepewność dziewczyny. – Czasem nie jest tak łatwo się wyrwać. Wiesz, Tom odnalazł mnie po kilku miesiącach. Przyszedł na tę właśnie stację, nocą.
– Jak to? I nic ci nie zrobił? Nie boisz się tu pracować?
Drzwi rzeczywiście były otwarte. Emily czuła się jak złodziej, wkraczając do pustego budynku. Rozglądała się po półkach i mogłaby przysiąc, że zaczęła się na nich zbierać niewielka warstwa kurzu.
Stanęła jak wryta.
Na ladzie, tuż obok miejsca, gdzie powinna znajdować się kasa, leżał telefon. Słuchawka tkwiła na aparacie. Gdzie ja właściwie się dodzwoniłam – pomyślała, lecz zaraz się uspokoiła. Na pewno mają jeszcze jednostkę bezprzewodową na zapleczu.
Czuła, że coś jest nie tak, lecz starała się jak najszybciej odnaleźć dziewczynę. Bała się, że jeżeli zacznie myśleć o tym za dużo, to może skończyć się to jak zwykle, czyli kolejnym atakiem paniki.
– Nauczyłam się czegoś przez te wszystkie lata – odpowiedziała spokojnie Sara. – To on powinien się mnie bać. Rozumiesz, o co mi chodzi? To ten skurwiel powinien się mnie obawiać, bo ja nie boję się już niczego. A wiesz, co on zrobił? Wyobrażasz sobie? Powiedział, że jest nasza rocznica i kupił mi wisiorek. – Głos Sary zmienił się nie do poznania, nie był już ciepły i uspokajający. Nagle zaczął wywoływać dreszcze.
– Gdzie jesteś? – zapytała Emily, czując, jak opanowuje ją coraz większy strach.
– Słyszę cię, jestem za drzwiami, możesz wejść. – Z telefonu rozległo się kilka krótkich sygnałów… rozłączyła się.
– Sara! – krzyknęła dziewczyna w stronę zaplecza. – Wyjdź, proszę!
Emily zbliżyła się do dużych, metalowych drzwi. Przez chwilę nasłuchiwała. Cisza. Czy rzeczywiście ktoś tam jest, a może wszystko jest jednym wielkim żartem, a może ktoś próbuje ją zwabić i… nie, nie, nie! Nie myśl o tym – skarciła się. Właśnie przez coś takiego miała problemy. Za dużo opcji rozważała, większość była wręcz absurdalna. To ona zadzwoniła w to miejsce i sama poprosiła o pomoc. Nikt jej tu nie zwabił z zamiarem zabicia i poćwiartowania na kawałki.
Otworzyła drzwi z głośnym skrzypieniem metalu. Przywitała ją ciemność. Emily nie mogła znaleźć włącznika światła, dlatego użyła latarki w telefonie. Przed sobą miała długi, wąski korytarz.
– Saro, nie strasz mnie, proszę.
Jej wzrok przykuły fotografie po prawej i lewej stronie korytarza, na całej jego długości. Zdjęcia pracowników. Pod jednym ze zdjęć, ktoś postawił niewielką komodę. Cały mebel zastawiony był kwiatami oraz różnymi przedmiotami.
Emily powoli zbliżyła się do komody. Stary nawyk sprawił, że znów ściskała materiał ubrania tak mocno, że aż zbielały jej dłonie. Telefon zawibrował, a dziewczyna o mało nie upuściła go na ziemię – nieznany numer.
Odebrała połączenie, bardziej z przyzwyczajenia niż świadomie i włączyła głośnik.
– To ja, Sara. Przepraszam. Coś rozłączyło – tłumaczyła się. – Co ja mówiłam. A no tak, przyniósł mi wisiorek, myślał, że się pogodzimy i wrócę do niego.
Emily odetchnęła z ulgą, słysząc ponownie głos gadatliwej nieznajomej. Gdy podniosła wzrok znad telefonu, zobaczyła, że ze zdjęcia patrzy na nią uśmiechnięta, dziewczyna po dwudziestce. Miała czarne, lekko kręcone włosy oraz czarno-biały tatuaż z płonącą oponą.
Sara Covland (1998–2023)
Zmarła śmiercią tragiczną.
Ruszyła w swoją ostatnią podróż.
– Gdy zrozumiał, że nie ma szans na to, że do niego wrócę, wpadł we wściekłość – kontynuowała Sara. – Na stacji nie było nikogo, nie miałam do kogo zwrócić się o pomoc. Bił mnie, okładał pięściami. Bałam się, że umrę. Co zabawne, ten chłopak-kurwa-roku, uklęknął potem nad moim ciałem i zaczął znów przepraszać.
– Ty jesteś… – wydukała Emily z rosnącym przerażeniem. Obserwowała ołtarzyk stworzony dla Sary przez pracowników stacji. Dziesiątki kwiatów, kilka zdjęć, oraz srebrny wisiorek w kształcie oka. – Ty…
– Tak. Wreszcie jestem wolna. – Sara wciąż mówiła z przejęciem. – Pamiętasz, że obiecałam ci pomóc? Tak zrobię. Te zdarzenia pomogły mi się zdystansować. Dokładnie wiem, co powinnam teraz zrobić. Wyobraź sobie, że puścili go wolno! Ten sukinsyn siedzi sobie teraz gdzieś w naszym starym mieszkaniu i chleje, zaciągając się raz po raz ziołem. I to jest sprawiedliwość?
Emily ruszyła biegiem do wyjścia. Drzwi zamknęły się tuż przed jej nosem.
– Wypuść mnie, proszę.
– Ależ wypuszczę, nie martw się kochana.
Dziewczyna szybko obróciła się, próbując namierzyć zagrożenie. Traciła oddech, czuła zbliżający się atak paniki.
Nagle w jej ucho wlał się przenikliwy wrzask. Było w nim coś zwierzęcego, dzikiego, mimo to Emily wiedziała, do kogo należał. W nagłym oszołomieniu odrzuciła od siebie źródło tego wrzasku. Telefon upadł z trzaskiem na posadzkę. Latarka wciąż rozświetlała pomieszczenie, które stało się dla dziewczyny więzieniem.
Dźwięk ustał tak szybko, jak się pojawił. Na jego miejsce przyszła cisza. Przenikliwa, niczym niezmącona. Wywoływała u Emily ciarki i strach jeszcze głębszy niż to, co słyszała niedawno ze słuchawki telefonu.
Coś skradało się ku niej. Wiedziała, czuła to, mimo że wzrok nie był w stanie tego wyłapać. Latarka w odrzuconym telefonie zaczęła migać złowrogo.
– Pomocy! – Dziewczyna zaczęła krzyczeć na całe gardło. – Dlaczego mi to robisz?!
Komoda z kwiatami dla świętej pamięci Sary Covland przewróciła się z łoskotem, jakby jakaś niewidzialna siła uderzyła w nią z wściekłością.
Emily wciąż krzyczała i uderzała pięściami w drzwi, które wydawały jej się jedyną drogą ucieczki, lecz nawet to nie było w stanie zagłuszyć uczucia, że ktoś znajduje się tuż za nią.
Latarka w telefonie zgasła, zostawiając ją w zupełnych ciemnościach.
Emily, zbyt przerażona, aby obejrzeć się za siebie, skuliła się i przycisnęła ciało do zimnych, metalowych drzwi.
Coś dotknęło jej włosów, a z nieprzeniknionego mroku wydobył się miękki kobiecy głos:
– Zaufaj mi.
Poczuła, że zjawa łapie ją za ramiona i ściska coraz mocniej, ale Emily pogodziła się już ze śmiercią.
***
19 lipca
Drogi pamiętniczku, dziś spłoniesz.
Uważam, że nasze rozmowy są niezwykle oczyszczające. Dlatego powiem Ci więcej, niż powinnam. Kurczę, zawsze chciałam mieć pamiętnik. Cóż, życie potoczyło się inaczej, niż to sobie wyobrażałam.
Wróćmy do początku.
Kochałam go, spełniałam każdą jego zachciankę, a bił i łamał mi kości. Na co mi jego przeprosiny. Siniaki na brzuchu – przepraszam, złamana ręka – przepraszam. Przepraszał, nawet nad moim martwym ciałem, klęcząc w kałuży krwi.
Tak samo jęczał wczoraj, gdy zorientował się, kim jestem.
Ja nie przeprosiłam.
To, co Nathan Miller zrobił córce, było dużo straszniejsze. Ja w pewnym sensie miałam wybór, sama dałam szansę temu bydlakowi. Emily została spłodzona przez potwora.
Załatwiłam to dziś wieczorem.
Postarałam się nie wychodzić z roli. Chciałam, żeby myślał, że to ona pragnęła jego śmierci, mimo że sama nie potrafiła tego zrobić. Nathan Miller, ojciec-kurwa-roku… on nawet nie przyznał się do winy. Twierdził, że to ja – znaczy jego córka, go kusiła, że to niby wszystko nie jest jego winą. Takie wymówki to niech sobie zostawi, jak już będzie tam na dole. Naplułabym jeszcze na niego, gdybym nie obawiała się pozostawienia DNA tej biednej dziewczyny w miejscu wymierzenia sprawiedliwości. Nie po to planowałam wszystko tak długo, żeby teraz to spieprzyć.
Zaraz dołączę do tych bydlaków w piekle.
To by było wszystko, drogi pamiętniczku. Zaraz spłoniesz, a Emily odzyska swoje ciało oraz nowe, lepsze życie. Warto, żeby zaczęła je pisać na nowo, nie sądzisz?