- Opowiadanie: charon19 - Kronika Mag Mell - Saren

Kronika Mag Mell - Saren

Jest to piąty rozdział z powieści zatytułowanej Kronika Mag Mell. Tym razem mamy przyjemność poznać kolejną z głównych postaci – Saren oraz pewną instytucję, która odgrywa ważną rolę w całym cyklu.

Oceny

Kronika Mag Mell - Saren

Rozdział 5 – Saren

 

Młoda, czarnowłosa kobieta wybiegła z zaułku, wpadając na kolejną, jedną z wielu brukowanych uliczek, jakich wiele znajdowało się w stolicy cesarstwa. Biegnąc, ile sił w nogach, nie odwracała się za siebie, skupiając całą uwagę na zakrętach i wąskich kamieniczkach, które pojawiały się przed nią. Stolica cesarstwa była najwspanialszym cudem architektury na całym Mag Mell. Wysokie zabudowania, postawione jedno przy drugim, tak równo i symetrycznie, że z jednej strony mogły przestraszyć wiejski motłoch, a z drugiej oczarować wykształconych znawców sztuki architektonicznej.

Zważywszy, że stolica naszego wspaniałego imperium powstała wiele setek lat temu, tym bardziej powinno docenić się kunszt i artyzm dawnych mistrzów. W końcu nie mówimy o małych, eleganckich ryneczkach, jakie można spotkać w takich miastach jak Havaki czy Eldenchord, które swoją drogą było uznawane za kolebkę współczesnej sztuki i nauki. Tutaj mówimy o kilkunastotysięcznym mieście zbudowanym wiele setek lat temu. Dziś już nawet nikt nie pamięta, kiedy dokładnie ono powstało. Znawcy historii sprzeczają się na ten temat do tego stopnia, że niekiedy ich spory trzeba rozstrzygać przed sądem. To może zdziwić przeciętnego mieszczanina, ale z drugiej strony, który z nas nie marzyłby odkryć wielkiej tajemnicy tego wspaniałego i okazałego miasta?

– Łapcie ją! – krzyknął do swoich dwóch towarzyszy siwobrody mężczyzna w czerwonym płaszczu. – Nie dajcie jej uciec!

Saren nie zwalniała, a tym bardziej nie próbowała się odwracać. Była na tyle dobrze wyszkolonym magiem, że z łatwością oceniła, że goni ją już trójka inkwizytorów, a gdzieś niedaleko zapewne ukrywa się jeszcze kilku.

Mężczyźni, wysocy z dumnie powiewającymi czerwonymi, a wręcz bordowymi jak krew pelerynami, nie zwalniali kroków. Bardzo długo próbowali odnaleźć ową dziewczynę, która zmyślnie wymykała się im przez wiele lat. Szlag – wymruczała do siebie czarnowłosa dziewczyna, widząc, że na końcu alejki, gdzie drogi rozchodziły się we wszystkie strony świata, czekała na nią samotna postać w powiewającej pelerynie.

– Jak miło cię w końcu zobaczyć – wykrzyknął przystojny, czarnowłosy młodzieniec. Saren błyskawicznie się zatrzymała. Ustawiła się bokiem do swojego rozmówcy, lustrując całą uliczkę. Wysokie budynki, bez możliwości szybkiego wspinania się na nie. Jeden inkwizytor po lewej i troje po prawej. Całkowity brak szans na ucieczkę…

– Miło? – zdziwiła się dziewczyna. – Skoro chciałeś mnie poznać, to mogłeś wysłać liścik i zaprosić mnie w jakieś miłe miejsce. – Uśmiechnęła się zalotnie do młodego inkwizytora.

– A czy to nie jeden liścik już ci wysłaliśmy, moja droga? A czy to nie jedną ofertę współpracy ci złożyliśmy? A ty co? – zamyślił się. – Chowasz się, uciekasz i sprawiasz nam wszystkim ból swoją niesubordynacją. No nic… Pójdziesz z nami do inkwizytorium, to tam sobie miło pogadamy – inkwizytor z naciskiem zaznaczył słowo "pójdziesz."

– Wolałabym nie. – Beznamiętnie odparła Saren, rozglądając się czujnie dookoła.

– Powiem tak – twarz inkwizytora przeszedł grymas niezadowolenia – albo pójdziesz z nami o własnych siłach, albo cię tam zawleczemy, a jak pewnie już zdążyłaś zauważyć, jest nas czterech, i nawet ty sama nie dasz rady nas pokonać.

– Z czterema inkwizytorów jeszcze nie tańczyłam – uśmiechnęła się niewinnie. – Zobaczymy, czy dotrzymacie mi kroku.

Dziewczyna nie musiała długo czekać na odpowiedź. Z obu stron poszybowały w jej kierunku małe kule ognia o ogromnej sile rażenia. Umiejętnie wyginając swoje ciało, odskoczyła w bok, unikając ognistego ataku, by w odpowiedzi wysłać swój własny. Uliczkę wypełnił głośny huk i oszałamiający blask spadających z nieba malutkich piorunów. Choć nie raniły nikogo, świetnie wprowadziły chaos i zamieszanie, a zdobyte kilka cennych sekund pozwoliły Saren skupić się na jej własnym planie. Skrupulatnie i przede wszystkim szybko, bo czas był tutaj kluczowy, Saren wykonała serię skomplikowanych pieczęci wody i powietrza. Huki ucichły, a oślepiająca aura zniknęła.

– I to tyle, co potrafi wiedźma żywiołów? – Takiego właśnie przezwiska udało się dorobić osiemnastoletniej piękności z odległych krain, oddzielonych od cesarstwa wielką pustynią. – Lepiej by było ci siedzieć tam, gdzie siedziałaś, a nie pchać się do cesarstwa! – szyderczo krzyknął jeden z inkwizytorów.

– Lodowe więzienie – wyszeptała dziewczyna, nie zważając na obelgi mężczyzn. Zimna mgła nagle wypełniła całą uliczkę. Wszystko zastygło w bezruchu. – Z czwórką sobie może nie poradzę, ale przynajmniej z wami się pobawię – wyszeptała. – Lodowa twierdza! – Dokończyła złożoną sekwencję, a mgła nagle zaczęła się rozwiewać. Przez białe smugi można było dostrzec dzieło, które stworzyła. Uliczka, zabudowania i wszystko dookoła zostały pokryte grubą warstwą lodu, a w samym jej środku stała uśmiechnięta dziewczyna i trzech inkwizytorów.

– Zabić ją! – wykrzyczał siwobrody, widząc, że są w pułapce, otoczeni potężną techniką przeciwniczki. Nie czekając długo, ruszyli do akcji. Ustawiając się dookoła samotnej dziewczyny, umiejętnie ograniczyli jej zasięg widzenia i zaatakowali równocześnie, starając się przytłoczyć Saren liczebną przewagą.

Dziewczyna jednak stała spokojnie pośrodku swojego zamku z lodu, a zimny wiatr nabierający na sile delikatnie rozczesywał jej czarne włosy. Jej oczy błysnęły głębokim błękitem, a wiatr nagle przekształcił się w lodowe tornado, które z wielką siłą pociągnęło w górę wszelkie próby ataku ze strony inkwizytorów.

 

Temperatura gwałtownie spadła, a zimno stało się niemal nie do zniesienia. Inkwizytorzy, mimo że uzbrojeni w techniki ognia, nie byli w stanie przeciwstawić się tej nagłej zmianie warunków. Saren błyskawicznie manipulowała żywiołami wody i powietrza, aby osłabić przeciwników i pozbawić ich kontroli nad magią ognia

Inkwizytorzy próbowali atakować bezustannie, jednak ich płomienie z każdą chwilą gasły, duszone przez złowieszczą zamieć. Wszystkie ich próby walki stawały się coraz bardziej beznadziejne, a na domiar złego, z każdą chwilą czuli się coraz bardziej bezradni w obliczu potężnej magii Saren.

Dziewczyna utrzymywała kontrolę nad sytuacją, chociaż siły opuszczały ją, w miarę jak trwała walka. Jej determinacja i umiejętność manipulacji żywiołami pozwoliły jej przetrwać atak inkwizytorów. Jednak, w miarę jak walka trwała, Saren coraz bardziej słabła, a jej ruchy stawały się coraz wolniejsze.

Zdała sobie sprawę, że nie wytrzyma długo. Jeśli chce pokonać inkwizytorów, zanim sama straci ostatnie siły, musi podjąć ostateczne ryzyko. Jej umysł pracował intensywnie, próbując znaleźć sposób na wyjście z tej sytuacji.

Nagle, korzystając z momentu nieuwagi przeciwników spowodowanego kolejnym spadkiem temperatury, Saren skoncentrowała swoją magię na jednym z żywiołów – wodzie. Wyobraziła sobie wodny wir, wirujący coraz szybciej i szybciej, zyskujący na mocy i wielkości. Jej oczy błysnęły intensywnym błękitem, a potężna fala mroźnej wody wyrwała się spod jej kontroli.

Woda rozprysnęła się w wielkim, lodowym tsunami, ogarniając inkwizytorów w chłodnym uścisku. Mężczyźni próbowali się bronić, używając swoich technik ognia, ale pod naporem wodnej potęgi ich płomienie zgasły niemal natychmiast. Lodowe tsunami ogarnęło ich, przygniatając do ziemi i pozbawiając ostatniego tchu. Saren spojrzała na nieprzytomnych inkwizytorów, a jej oczy wróciły do naturalnej barwy. Widząc jeszcze, jak jej lodowy zamek znika, padła na cesarski bruk całkowicie wykończona.

– No, no – pochylił się przystojny inkwizytor nad ciałem nieprzytomnej kobiety – kto by pomyślał, że dasz radę zabić trzech inkwizytorów.

Wpatrywał się w nią przez chwilę .

– Coś mi się wydaje, że długo to ty nie odzyskasz przytomności. – Uśmiechnięty inkwizytor spojrzał jeszcze na zwłoki swoich towarzyszy. – Szkoda – wyszeptał, po czym przerzucił sobie nieprzytomną kobietę przez ramię i powędrował w głąb miasta.

***

 

Ekscelencja biskup Henryk X zajmował jedno z najważniejszych stanowisk w całym cesarstwie. Był głównym zwierzchnikiem Zakonu Inkwizytorów, podlegającym bezpośrednio jedynie samemu cesarzowi i Bogu. Potęgę i wpływy zawdzięczał nie tylko wyjątkowemu talentowi politycznemu, ale także znaczącym umiejętnościom magicznym. Choć wiek nie oszczędzał go, a jego moc magiczna nie była już tak olśniewająca, jak za czasów młodości, wciąż pozostawała wystarczająco imponująca, dając mu tym samym siły, by skutecznie rządzić i wpływać na wydarzenia w Zakonie, a nawet na dworze cesarskim.

Siedząc w wygodnym, obitym grubym aksamitem fotelu, za ciężkim, rzeźbionym stołem, popijał czerwone wino ze złotego pucharu, który uważał za wytworny. Przeglądał stosy raportów dostarczanych mu codziennie przez radę, której członkowie zostali specjalnie wybrani spośród inkwizytorów. Jeden z raportów trzymany akurat w jego dłoni wydał mu się na tyle ciekawy, że starzec musiał zmusić się, by odstawić puchar z winem i dogłębniej przyjrzeć się jego treści. Kto by pomyślał, że sprawy się tak potoczą? – zdążyło mu przejść przez głowę, gdy głośne pukanie do drzwi zmusiło go do wyjścia z krótkiej zadumy.

– Tak? – krzyknął, spoglądając w kierunku obitych żelazem, drewnianych drzwi, które z cichym piszczeniem nagle się otworzyły.

– Przepraszam, że przeszkadzam – w drzwiach stanął młody inkwizytor, który miał co najwyżej osiemnaście lat – rada kazała mi dostarczyć waszej ekscelencji wiadomość.

Młody chłopak pochwycił wzrok starego biskupa.

– Tak? – zagadnął starzec, irytując się powoli na to marnotrawstwo czasu.

– Inkwizytor Markus złapał Wiedźmę Żywiołów…

– Sprowadź go natychmiast! – wykrzyczał biskup, wstając na nogi z wyrazem wielkiej zapalczywości w głosie.

Młody inkwizytor przytaknął i skulił się z szacunkiem, po czym szybko wybiegł, zamykając za sobą drzwi. Biskup opadł na miękki fotel. Dolał sobie wina do pucharu i wrócił do przeglądania ostatniego raportu. Litery zdawały się zlewać w jedność, ale treść raportu była nad wyraz jasna. Kto by pomyślał – po raz kolejny przeszło staremu przez głowę i po raz kolejny pukanie do drzwi wyrwało biskupa z zadumy.

– Wejść!

– Do usług wasza Ekscelencjo – w drzwiach pojawił się czarnowłosy przystojny inkwizytor w służbowym uniformie.

– Siadaj, proszę. – Biskup wskazał Markusowi miejsce za stołem. – Podobno udało Ci się pochwycić Saren?

Markus delikatnie skinął głową biskupowi.

– Jak ci poszło?

– Wasza Ekscelencjo, niestety z przykrością muszę stwierdzić, że wszystkie przesłanki odnośnie do rzeczowo wspominanej wcześniej Saren czy też jak przyszło ją nam nazywać „wiedźmie żywiołów”, okazały się prawdziwe. Co prawda, udało mi się ją pochwycić dziś w godzinach popołudniowych i całą, niestety nieprzytomną, dostarczyć do inkwizytorium. Niestety – kontynuował Markus z wielką elokwencją w głosie – opłaciłem to zwycięstwo wielkim kosztem, gdyż rzeczona wiedźma zdołała zabić troje moich ludzi, nad czym bardzo ubolewam.

– Coś takiego – zamyślił się Biskup. – Jaki ojciec taka córka by się chciało rzec, ale żeby jedna kobieta dała radę uśmiercić aż trzech inkwizytorów – dodał po chwili. – Niebywałe.

– Córka zdrajcy dysponuję niespotykaną siłą i bardzo dobrym wyszkoleniem. Niemal tak dobrym, jak nasi inkwizytorzy.

– Nie drwij – zdenerwował się biskup. – Szkolił ją jeden z najpotężniejszych inkwizytorów, jakich wypuściła na świat ta organizacja. Twoja lekkomyślność sprawiła, że straciliśmy aż troje braci… Gdyby nie fakt, że udało Ci się sprowadzić ją żywą – zaakcentował wyraźnie słowo „żywą”. – Byśmy musieli wyciągnąć w Twoim kierunku pewne kroki dyscyplinarne!

– Dziękuje wasza ekscelencjo za wyrozumiałość – zaczął Markus.

– Dość o tym – przerwał mu biskup. – Mam dla ciebie nowe zadanie, podczas którego będziesz mógł udowodnić swoją przydatność.

– Z rozkoszą wykonam każdy zlecony mi rozkaz – inkwizytor z pokorą ukłonił głowę.

– Czytaj – biskup rzucił Markusowi raport, który miał już przyjemność przejrzeć.

„Raport sporządzony po przeanalizowaniu zbiorowych doniesień z wydarzeń, które miały miejsce  w cesarskich miastach Havaki oraz Ostii. Podejrzana grupa trzech młodych magów o przypuszczalnym pochodzeniu: Jeffrey, za prośbą klasztoru Rennen szkolony w oddziale inkwizytorium znajdującym się Edinberg. Tom, którego pochodzenie jest nieznane, a który dzięki swoim wyjątkowym zdolnością umożliwiającym zgłębianie tajemnic ludzkiego umysłu, również za prośbą klasztoru Rennen, odbył trzyletnie szkolenie w klasztorze sióstr miłosierdzia, gdzie pomagał przesłuchiwać najbardziej niebezpiecznych więźniów cesarstwa. Ostatni podejrzany Charon, nazywany po mordzie w Ostii Panem Śmierci – pochodzenie nieznane.

Raportuje się, że wskazani powyżej Magowie, działając przeciw dobru cesarstwa, dopuścili się najwyższych zbrodni w tym morderstwa barona Otell’a…”

– Niebywałe – pomrukiwał znad kartki Markus – kto by pomyślał…

– Z dalszą częścią raportu zapoznasz się później – mruknął Biskup. – Nie mam czasu teraz patrzeć, jak siedzisz i sobie czytasz – przerwał na moment. – Weźmiesz dziesięciu najlepszych ludzi i sprowadzisz tych magów do inkwizytorium.

– Żywych? – Inkwizytor spojrzał pytająco na biskupa.

– Jeśli to będzie możliwe. Na Jeffreyu zależy nam najmniej, ale ten Tom wydaje się bardzo interesujący…

– A Charon? – zaciekawił się inkwizytor.

– Fakt, że nic o nim nie wiemy, staje się faktem, że wiemy o nim wszystko – inkwizytor spojrzał pytająco w stronę biskupa. – To oczywiste, że on nimi dowodzi i oczywiste jest, że on jest z nich wszystkich najniebezpieczniejszy. Z raportu wynika…. A co ci będę mówić… później doczytasz i sam zrozumiesz.

– Oczywiście wasza ekscelencjo. Coś jeszcze sobie życzysz?

– Nie zawiedź mnie – lodowatym tonem odparł starzec, a chłód tych słów prześwidrował młodego inkwizytora do kości.

Koniec
Nowa Fantastyka