- Opowiadanie: Storm - Taki żywot Mieczownika

Taki żywot Mieczownika

Moja propozycja na konkurs. Klasyczna akcja, humor i nawiązania do kilku utworów fantasy.

Miłej lektury!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla, zygfryd89, Ambush, GreasySmooth

Oceny

Taki żywot Mieczownika

 

I

W karczmie jak zawsze panował chaos. Podchmieleni waganci wygrywali na lutniach żałosną imitację słynnej przed pięcioma laty melodii, a w jej takt lokalne oprychy lały się po pyskach. Stojący za szynkwasem karczmarz o czerwonym jak rzodkiew nosie kłócił się z rajcą miejskim o jakąś błahostkę. Dwójka młodych szlachciców pojedynkowała się przy kominku, a para tłustych niczym wieprze chłopów pożerała którąś z kolei, podwójną porcję pieczonych udek z kurczaka.

„Pieprzona hołota” – pomyślał alchemik Xaros, popijając piwo. Nie cierpiał przychodzić do gospody „Pod Złotym Gryfem”. Nie miał jednak wyboru. Po pierwsze, była to jedyna tawerna w mieście, gdzie piwo rzeczywiście smakowało jak piwo. Po drugie, obiecał Anice, że będzie ją odwiedzał w każdy piątek. Pracowała tu jako kelnerka i była mu bardzo bliska. Kochał ją. Nie mógł przestać o niej myśleć. Była najpiękniejszą kobietą, jaką znał, a każda spędzona wspólnie noc, najlepszym, co mogło spotkać mężczyznę. Poza tym, umiała słuchać i szczerze podziwiała oraz szanowała jego pracę. Krótko mówiąc: dla ujrzenia pięknej Aniki, warto było pomęczyć się wśród karczemnej hałastry. Właśnie zauważył, jak jego wybranka wychodzi zza szynkwasu, niosąc tacę z trunkami. Z gracją godną tancerki lawirowała pomiędzy zataczającymi się bywalcami tawerny. Nagle jakiś zarośnięty niczym dzikie zwierzę pijak chwycił Anikę za opiętą w ciasny gorset talię i przyciągnął do siebie. Nie miał dobrych zamiarów, sądząc po śliniącej się gębie i wędrujących w stronę piersi kelnerki kosmatych łapskach. Widząc to, Xaros wstał i ruszył na pomoc damie swego serca. Już miał sypnąć oprychowi w twarz sproszkowaną walarią, gdy usłyszał coś, po czym zgromadzona hołota zapomniała o bożym świecie.

– Darmowa kolejka dla wszystkich, my stawiamy – wykrzyknął mężczyzna w czarnym płaszczu wchodzący do gospody.

Entuzjastyczna wrzawa przetoczyła się przez całą karczmę. Nawet zwierzopodobny opryszek wrzasnął wesoło, tym samym wypuszczając Anikę ze swych nieprzyjemnych objęć.

– Świetnie, kolejna robota – westchnęła kelnerka. – Tym razem mnie nie uratowałeś, Xaros. Chyba jestem ci w stanie wybaczyć pierwsze niepowodzenie. – Zwróciła się do alchemika. – Siadaj, jak to się skończy, porozmawiamy, bo widzę, że coś cię trapi – dodała i wróciła do swoich zajęć.

Xaros powrócił na miejsce i czekał, przy okazji obserwując nowo przybyłych. Młody mężczyzna w czarnym jak krucze pióra płaszczu, zapraszający na darmowy alkohol, tuż obok niego płowowłosa elfka o surowym wyrazie twarzy i z szablą przy pasie, dalej drobna, młoda kobieta o kasztanowych lokach, zapewne czarodziejka, wnioskując po sigilu wytatuowanym na wierzchu delikatnej dłoni, na końcu wielki, zielony ork o szpetnej, poznaczonej bliznami gębie i muskułach jak u tytana.

„Zaiste, niezła banda cudaków” – stwierdził w myślach alchemik. Zamyślił się. Z zadumy wyrwała go Anika.

– Nad czym tak dumasz, kochany? – zapytała, dosiadając się.

– Co to za jedni? Ci od darmowej kolejki? – spytał Xaros.

– No co ty?! Mieczowników nie znasz? To najsłynniejsi złodzieje w całym imperium.

– Nigdy o nich nie słyszałem!

– Ale słyszałeś zapewne o tajemniczym zniknięciu klejnotów koronnych króla Nidraxa albo o diamencie skradzionym z podziemnego skarbca smoka Fardala czy też napadzie na bank w Gisterio?

– Tak, obiło mi się o uszy. Sugerujesz, że to ich robota? Sprawcy tych kradzieży pozostają nieznani.

– To oficjalna wersja. Tak naprawdę wszyscy wiedzą, iż to sprawka Mieczowników. Są prawdziwymi artystami wśród złodziei.

– Brzmisz, jakby ci wariaci tobie imponowali.

– Powtarzam tylko to, co mówią ludzie.

– Skoro naprawdę są tacy wspaniali…

– Mógłbyś wynająć ich, aby odzyskali twój kamień filozoficzny.

– Tak, Aniko… – zamyślił się ponownie. – Właśnie to miałem powiedzieć, kochanie. Doskonała szansa! Tak! Wreszcie odbiorę temu draniowi Oberonowi dzieło mego życia, które bezczelnie ukradł, a ci dziwacy mi w tym pomogą!

Alchemik niezwłocznie polecił swojej ukochanej kelnerce, by zaaranżowała spotkanie z Mieczownikami. Późnym wieczorem, gdy tłum w „Pod Złotym Gryfem” zaczął się przerzedzać, czwórka złodziei zasiadła do rozmowy.

– A więc, słyszałem, że chcesz nas wynająć, alchemiku Xarosie – zaczął mężczyzna w płaszczu.

– Skąd wiesz, jak się nazywam? – zdziwił się Xaros.

– Och, to tylko nasza mała, zdolna Iris użyła na tobie telepatii. Tym sposobem wiemy o tobie praktycznie wszystko, zaoszczędziliśmy mnóstwo czasu poświęcanego zazwyczaj na przedstawianie się, omawianie szczegółów zlecenia i inne zbędne formalności. Ona zbiera informacje z twojego umysłu i przekazuje je nam. A co najważniejsze, opanowała tę sztukę w stopniu mistrzowskim, co oznacza, że nawet tego nie poczułeś. Tak, przyjacielu plotki nie kłamią, my nie jesteśmy dobrzy, jesteśmy najlepsi – wyjaśnił ten w czarnej pelerynie.

– Wiecie wszystko o mnie, lecz ja nie wiem nic o was. Mimo wszystko chciałbym poznać chociaż wasze imiona, ponieważ póki co, mój drogi, w myślach zwę cię irytującym durniem. Nie wiem, czy czarodziejka ci to przekazała – odparł zirytowany arogancją złodzieja alchemik.

– To mi się podoba, Xaros! Uwielbiam cięte riposty. Więc na imię mi Daven, ta urocza magiczka to, jak już wiesz Iris, elfka po mojej prawicy to Shira a zielony osiłek z tyłu, Narg. On skręciłby ci kark za ten tekst o durniu, więc masz szczęście, że ja tu dowodzę – mówił Daven z szelmowskim uśmiechem. – Jeszcze jedna ważna kwestia, alchemiku. W twoim chaotycznym umyśle nie było ani słowa o zapłacie – dodał.

– Ile chcecie? – zapytał Xaros.

– Niech pomyślę… Za takie zlecenie to będzie… każdemu po pięć tysięcy, czyli dwadzieścia tysięcy sztuk złota – odparł Daven.

– Co takiego?! Dwadzieścia tysięcy? Nie mam tyle! – wzburzył się alchemik.

– Jeśli chcesz odzyskać ten swój magiczny kamyk, lepiej, żebyś miał. Inaczej zapłatą będzie właśnie ten upragniony, magiczny kamień, a tego byś nie chciał, prawda? – naciskał przywódca Mieczowników.

– Dobrze, zdobędę dla was pieniądze, bylebyście tylko dali mi to, czego chcę – zgodził się Xaros.

– Wspaniale! Interesy z tobą to czysta przyjemność. Mieczownicy, wyśpijcie się porządnie. Jutro o świcie zaczynamy przygotowania – zarządził Daven i wraz z towarzyszami udał się na spoczynek.

 

II

O poranku następnego dnia Daven udał się na rekonesans do siedziby Oberona, eleganckiego dworku zwanego Pałacem Snów. Zabrał ze sobą najszybszego konia, jakiego udało się znaleźć w mieście oraz swoją wysłużoną pelerynę, która po nałożeniu czyniła noszącego niewidzialnym. Jak sam mówił, niezwykłe okrycie udało mu się bardzo dawno temu nabyć za grosze od starego obdartusa w idiotycznych okularach i dziwną blizną w kształcie pioruna na czole. Dotarłszy na miejsce, nałożył na siebie pelerynę i powoli zakradł się do pałacyku. Po około godzinie wrócił do reszty towarzyszy, czekających w karczemnej izbie. Teraz należało opracować stosowny plan. Pierwszym etapem było poznanie przeciwnika, w końcu kradzież bez odpowiedniej wiedzy na temat tego z kim ma się do czynienia, byłaby kompletną głupotą. W tym celu alchemik Xaros opowiedział Mieczownikom wszystko, co wiedział o swym wrogu. Oberon nazywający siebie Królem Olch był tak naprawdę samolubnym megalomanem. Dorobił się fortuny podczas wojny domowej, sprzedając broń obu stronom konfliktu. Góry złota, jakie zarobił na handlu, przeznaczył na to, czym pasjonował się od dziecka – kolekcjonowaniem rzadkich przedmiotów. W Pałacu Snów znajdował się specjalny, doskonale chroniony skarbiec, w którym mieściła się cała kolekcja Oberona. Jedynie nielicznym dane było ją ujrzeć na własne oczy. Kamień filozoficzny Xarosa był właśnie jedną z pereł owych niezwykłych zbiorów. Poza tym, elf cechował się także wielkim zamiłowaniem do wszelakiej sztuki. Na tyle wielkim, iż urządził na piętrze dworku prywatną galerię.

– Dobrze, to chyba wszystko, prawda alchemiku? – spytał Daven.

– Niezupełnie. Jest jeszcze jedna kwestia. Do pałacu Króla Olch wstęp mają tylko i wyłącznie elfy. Oberon to już podstarzały dziad, nawet jak na standardy długowiecznych spiczastouchych. Siedząc przez długi czas w czterech ścianach swojej siedziby stał się okropnym rasistą. Wszyscy, którzy nie są elfami to według niego zło wcielone i mają zakaz wstępu do Pałacu Snów.

– Daven mówił o orkach strzegących wrót skarbca. Poza tym wspominałeś, że bywałeś u Oberona – wtrąciła Iris.

– Orków traktuje jak zwykłe narzędzia, a ja byłem u niego kilka lat temu. Wtedy jeszcze taki nie był – wyjaśnił Xaros.

– To skąd tyle o nim wiesz? – naciskała czarodziejka.

– Myślisz, że ludzie nie gadają? Jego właśni ziomkowie uważają go za głupca i bezustannie paplają o wszystkim, co z nim związane. Mam wrażenie, iż mi nie ufasz, magiczko – rzekł alchemik.

– Spokój, bo jeszcze się tu pobijemy – powiedział Daven, usiłując rozładować napięcie – Czas na plan. Shira odwiedzi Króla Olch jako koneserka sztuki… – zaczął.

– I pewnie mam się przebrać w jakąś ohydną suknię? Nie ma mowy! – zaprotestowała elfka.

– Daj mi skończyć, potem będziesz narzekać – odparł herszt Mieczowników. – Jak mówiłem, będziesz naszym sposobem na odwrócenie uwagi Oberona. Resztę załatwimy po staremu. Narg pozbędzie się strażników, magiczny chowaniec Iris otworzy drzwi do skarbca a ja będę nadzorował akcję spod peleryny niewidzialności. Plan prosty, acz skuteczny – dokończył.

– Zatem, teraz już mogę marudzić. Za żadne skarby nie przebierzecie mnie w jakieś kretyńskie fatałaszki – powiedziała Shira.

– Kochana, zrobisz to, bo inaczej nie dostaniemy złota a nieszczęsny pan alchemik swojego kamyka – odparł sarkastycznie Daven.

 

III

Po kilku godzinach przekonywania i przebierania Shiry w elegancką suknię godną prawdziwej hrabiny, skradzioną lub jak to ujął Daven, pożyczoną na czas nieokreślony, Mieczownicy udali się w kierunku Pałacu Snów. Dojechali konno do położonego nieopodal dworku zagajnika. Tam zostawili wierzchowce, pod główne bramy budynku musieli podejść na piechotę. Teleportacja nie była dobrym pomysłem, ponieważ energię magiczną jedynej czarodziejki w grupie należało oszczędzać na wyjątkowe sytuacje. Cała czwórka wzięła ze sobą kryształy komunikacyjne, dzięki którym mogli wymieniać się na bieżąco przydatnymi informacjami. Małe, poręczne, zmyślnie skonstruowane przez gnomy urządzenia były niesamowicie popularne wśród szlachty jak i band złodziei. Wystarczyło zastukać dwukrotnie palcem w delikatną powierzchnię i zacząć mówić, a wiadomość docierała do wszystkich połączonych ze sobą kryształów, znajdujących się w pobliżu. Sprawami komunikacji nie trzeba było się martwić. Skupieniem uwagi strażników i Króla Olch również, gdyż Shira mimo, iż potykała się i przeklinała wielokrotnie, nie wiadomo czy z powodu gorsetu, powłóczystej sukni, zbyt ciasnych trzewików na obcasie, czy też wszystkich trzech rzeczy naraz, to jednak w swym przebraniu prezentowała się absolutnie wspaniale. 

Daven dotrzymywał jej kroku, oczywiście ukrywając obecność z pomocą magicznej peleryny. Iris i Narg przekradli się do ogrodów na tyłach pałacu. Tam czekali na umówiony sygnał od Davena. Gdy Shira i jej niewidzialny towarzysz zbliżyli się do głównej bramy, powitała ich dwójka groźnie wyglądających, potężnych orków, większych i z jeszcze bardziej zakazanymi gębami niż Narg.

– Stać! Kto tu lezie? – odezwał się wartownik po lewej.

– Panowie, nazywam się Tytania Kellers, słynna koneserka sztuki niestandardowej. Przybyłam obejrzeć sławetną kolekcję króla Oberona. W Murii, skąd pochodzę, tyle o niej słyszeliśmy, chciałabym doświadczyć jej niesamowitości osobiście – Shira idealnie wyrecytowała wyuczoną formułkę.

– Hmm… na liście dzisiejszych gości nie ma żadnej Tytanii – rzekł ork po prawej, wnioskując po sposobie wypowiedzi inteligentniejszy od kompana po przeciwnej stronie. – Jeśli nie jest pani zapisana, nie mogę pani wpuścić do sadyby Króla Olch – dodał.

– Chwileczkę, na pewno na pańskiej liście jest mój kuzyn, proszę spojrzeć jeszcze raz – Shira improwizowała, próbując szybko wymyślić krewniaka o wiarygodnie brzmiącym, elfim imieniu.

– Imię i nazwisko, proszę. Sprawdzę – odparł strażnik.

– Legolas z Lorien! – palnęła bezmyślnie.

– Kurwa! Trzeba było ich zaczarować i wejść normalnie – wyszeptał zrezygnowany Daven, zaciskając dłoń na rękojeści miecza.

– Mam tutaj jedynie Legolasa Zielonego Liścia – rzekł ork.

– Okłamałaś nas, zdziro! – odparł ten po lewej.

– Zachowuj się, Gragg, bo jak mamę kocham, zdzielę cię w pysk! – uspokoił go ten z listą gości. – Mój druh chciał powiedzieć, iż oszukała nas pani. Zatem, proszę się oddalić i… O, bogowie, cóż za straszna pomyłka! Teraz dopiero przypomniałem sobie, że pan Zielony Liść pochodzi przecież z Lorien! Więc naprawdę jest pani jego kuzynką. Och, przepraszam najmocniej za to niedopatrzenie i zapraszam do środka – dodał zmieszany i otworzył wielkie odrzwia pałacu.

– Dziękuję bardzo, dobry człowieku… znaczy, orku – odparła Shira i triumfalnym krokiem z Davenem u boku przekroczyła próg siedziby Oberona.

– No, kochana to było niezłe. Następnym razem użyjemy magii Iris i po sprawie – szepnął spod kamuflażu jej towarzysz.

– Chyba żartujesz! Miałam wszystko pod kontrolą! Zrobiłam to specjalnie, żeby cię wpienić. Wyglądasz wtedy przezabawnie – odpowiedziała elfka.

– Jasne, tyle w tym prawdy, ile w stwierdzeniu, że Nargowi wcale nie wali z paszczy – odparł Daven.

– Słyszałem to! – wtrącił zdenerwowany ork.

– Dobra, gęby na kłódkę! Oberon idzie! Narg, Iris na pozycje! Czekać na sygnał – rozkazał przywódca Mieczowników.

Król Olch zbliżył się do swego gościa, lustrując elfkę przenikliwym spojrzeniem. Był wysokim i szczupłym mężczyzną o długich, sięgających ramion i białych niczym śnieg włosach. Mimo setki na karku, jak wspominał Xaros wyglądał świetnie, nawet jak na elfie standardy. Jedynie po nielicznych zmarszczkach na ogólnie przystojnej twarzy można było poznać, iż ma się do czynienia ze starszym elfem. Odziany w lnianą koszulę, skórzane spodnie oraz wysokie buty przypominał raczej skromnego szlachcica, a nie samolubnego, obrzydliwie bogatego megalomana. Po prawicy Oberona stał goblin w surducie, co chwilę poprawiający kołnierz. Shira zaśmiała się cicho. Przywykła do widoku zielonoskórych stworów, noszących jedynie podłej jakości skóry lub zakutych w zbroje, a gobliński – jak się domyślała – sługa przypominał jej bardziej wystrojoną żabę, aniżeli prawdziwego goblina.

– Pani Tytania, czy tak? – zapytał w końcu Król Olch.

– Tak, zgadza się, koneserka sztuki rzadkiej i niecodziennej. Pan Oberon jak przypuszczam. Miło poznać – odparła Shira, podając mu dłoń, którą ten ochoczo uścisnął.

– To mój osobisty kamerdyner, Florius– przedstawił goblina.

– Witam – odrzekł sucho zielonoskóry.

– Proszę, usiądźmy w salonie. Napijmy wina a wtedy przejdźmy do rzeczy. Zapewniam, nawet osoba o tak wyrafinowanym guście jak pani znajdzie w mej prywatnej galerii niesamowite dzieła – zaproponował Oberon. Shira nie odpowiedziała, podążyła jedynie za nim. – Kuzynka Legolasa, tak, madame? Proszę powiedzieć, co u niego? Kupił ten piękny, polecany przeze mnie drzeworyt Valdorfina? Tak wspaniale wyglądałby nad rzeźbionym kominkiem, który mi pokazywał – zapytał.

– Tak, u Legolasa wszystko w porządku. Co do drzeworytu, to jeszcze się waha – wyrecytowała zaimprowizowaną formułkę Shira.

– Och, on doprawdy jest niemożliwy. Na cóż takiego czeka? Niech wreszcie to kupi – odparł Król Olch, podając gościowi kieliszek wina. – To dość ekstrawagancki napitek. Trunek ów zwie się Est Est, importowany przez gnomy zza Wielkiego Morza. Z początku byłem sceptyczny, ale jest naprawdę wyborny. Proszę skosztować, pani Tytanio – nalegał.

Choć Shira zdecydowanie wolała piwo i wódkę, odmowa nie wchodziła w grę. Wzięła podane jej wino i wypiła jednym haustem. Smakowało ohydnie i było słabe. Nawet nie poczuła zawartego w nim alkoholu.

– Widzę, że jest też pani koneserką rzadkich trunków – rzekł Oberon, uśmiechając się. Najwidoczniej widok kobiety o aparycji damy z wyższych sfer, łykającej wino jak uschnięty kwiat wodę bardzo go rozbawił. Dopiero po chwili Shira uświadomiła sobie, jaką popełniła gafę, ale widząc minę Króla Olch, uspokoiła się nieco. Nalał jej kolejną lampkę, oboje rozsiedli się na wygodnej sofie i zaczęli rozmowę. 

 

IV

Tymczasem Daven był już u celu. Stał przed wielkimi, metalowymi wrotami do skarbca Króla Olch, inkrustowanymi magicznymi sigilami, strzeżonymi dodatkowo przez kolejną parę potężnych orków. Nadeszła pora na sygnał. Skryty pod peleryną niewidzialności herszt wyciągnął kryształ komunikacyjny, stuknął w niego dwukrotnie i wyszeptał umówione uprzednio hasło. Do akcji wkroczyła Iris. Na początku przyzwała swego magicznego chowańca – dziwnego stworka przypominającego krzyżówkę kota i wilka. Następnie rzuciła na orkowych strażników czar przyciągający, co sprawiło, że dwójka osiłków wyszła na zewnątrz do ogrodu. Tam czekał na nich zaczajony w krzakach Narg. Gdy znaleźli się dostatecznie blisko, wyskoczył z ukrycia i z niepodobną stworzeniom swojej postury szybkością, ogłuszył ciosem pięści nieco już i tak skołowanych przez rzucony urok wartowników. Runęli na ziemię, niczym trafione przez piorun drzewa. Narg błyskawicznie związał ich liną i ukrył w ogrodowych krzewach. Chowaniec Iris mógł zacząć działać. Czarodziejka wydała mu rozkaz i stworzonko ze zwinnością godną egzotycznego kota, pobiegło w stronę magicznie zapieczętowanych wrót. Na oczach Davena wniknęło w ich metalową powierzchnię. W ciągu kilku minut blask bijący od wyrytych na nich sigili zaczął gasnąć. Gdy ostatni ze znaków utracił jasność, drzwi do sanktuarium rzadkich artefaktów stanęły otworem. 

Daven już miał wejść do środka, gdy nagle usłyszał kroki. Ktoś się zbliżał. Złodziej zaczaił się za rogiem, wyciągnął przytroczony do pasa miecz. Kiedy potencjalny świadek napadu był dostatecznie blisko, wyskoczył na niego i zdzielił z całej siły głowicą broni. Ogłuszony osobnik padł na posadzkę. Był to Florius – gobliński kamerdyner Oberona. Ciesząc się z efektywnego obezwładnienia lokaja, Daven zawlókł nieprzytomnego w kąt i dał znak Iris, by wyczarowała portal do kryjówki Narga. Następnie wrzucił goblina w magiczną bramę. Pryszczaty stwór w przyciasnym surducie wylądował prosto pod stopami orka, a ten związał go i ukrył w krzakach, tak jak to uczynił ze strażnikami. Daven w tym czasie wbiegł do skarbca. Napotkał jednak przeszkodę – kolejne masywne drzwi. Te jednak różniły się od poprzednich. Różnicę w rozmieszczeniu i kształcie magicznych sigili Daven dostrzegł od razu. Po chwili zastanowienia spostrzegł jednak kolejny szczegół – wystającą ze ściany po lewej kamienną, prostokątną tablicę z wyrytą na niej inskrypcją po elficku i wgłębieniem przedstawiającym dłoń. Pierwszy raz widząc coś takiego, Daven wezwał Iris na pomoc. Czarodziejka przyteleportowała się błyskawicznie i obejrzała uważnie dziwną płytę. Po dłuższej chwili odezwała się:

– Cwany jest ten Oberon! To system rozpoznawania osób. Eksperymentalna rzecz i raczej nieczęsto spotykana. Opracowana przez elfich magów przed kilkoma laty. W całym imperium istnieje tylko pięć takich…

– Bardzo to ciekawe, ale może powiesz mi, co to robi i jak otworzyć te drzwi, bo jestem pewien, że twój chowaniec na niewiele się tu zda – przerwał nieco zirytowany Daven.

– Masz rację, przepraszam. Widzisz symbol dłoni? Oznacza, iż jedynie odcisk ręki Króla Olch będzie w stanie otworzyć wrota.

– To, co mamy odciąć mu łapę czy targając za uszy przywlec tutaj?! To nie wchodzi w grę!

– Nie panikuj. Czytałam o tym. Dam radę ułatwić nam zadanie. Jeśli za pomocą magii w odpowiednim stopniu przeciążę system, zdołam go oszukać. Mówiąc wprost: gdy to zrobię, powinno przyjąć się cokolwiek związanego z ciałem Oberona: włos, woszczyna, paznokieć, ślina…

– Dobrze, już dobrze, rozumiem. Włos brzmi najsensowniej, najłatwiej i najmniej obrzydliwie. Shira się tym zajmie. Powiadomię ją przez kryształ.

Daven nie miał w tej sprawie wątpliwości. W rzeczywistości jednak sytuacja prezentowała się niepewnie, gdyż elfia członkini Mieczowników była – ujmując to profesjonalnie – niedysponowana. Z ósmym kieliszkiem wina w dłoni, czkając cicho, chwiejnym krokiem zwiedzała prywatną galerię Oberona na piętrze. Gospodarz również wypił dość sporo, co przyniosło wyraźne efekty, bo gdy oboje oglądali dzieła gnomich surrealistów, pomylił Schulfanga z Kalifrastusem, plątał się w latach powstawania arcydzieł i zapominał o zabawnych anegdotach oraz ciekawostkach, które zazwyczaj recytował gościom z pamięci.

– Ten tutaj, to chyba autoportret… eee… jak mu było… Paganasa! Właśnie, podobno wariat odciął sobie ucho jakiś czas po namalowaniu tego. A może to był Vincentus? Tak! A Paganas to nie pamiętam, co sobie uciął. Nos? Nie! To był Randolfo. O, tamten to właśnie jego obraz! Orczyca z łasiczką na tle wielkiej bitwy krasnoludzkiej kompanii „Żelazna Pięść” z demonami z szóstego regimentu, siódmego kręgu piekielnego Azazela – opowiadał Król Olch, popijając wino i wskazując płótno przedstawiające zieloną plamę na czarno-czerwonym tle.

– To fascynujące, mój drogi, ale z przykrością stwierdzam, że winko się kończy, hic! – odparła Shira.

– Faktycznie. Będzie nam bardzo potrzebne, ponieważ kolejna sekcja mej galerii to okropna nuda. Ludzcy realiści. Ale skoro obiecałem, iż pokażę ci wszystko, kochana, to słowa dotrzymam. Wezwę Floriusa, niech nam przyniesie jakiś dobry rocznik. Najlepiej białe i elfie, prawda?

– Tak, jestem za.

W tym momencie zaświecił się kryształ komunikacyjny Shiry. Przeprosiła gospodarza i poszła na stronę odpowiedzieć na sygnał. Tymczasem Oberon kierował się w stronę schodów na parter, by wezwać służącego.

– Shira, tu Daven. Mamy mały problem i jesteś nam potrzebna.

– Daven? Jaki Daven? Ach, Daven! Niech to szlag! Na śmierć zapomniałam co tutaj robimy! O co chodzi?

– Zostało ostatnie zabezpieczenie, by dostać się do skarbca, ale potrzebny nam jest włos Króla Olch. Zdobądź go i przekaż chowańcowi Iris. A tak w ogóle to gdzie jesteście i co robicie?

– W galerii na górze, oglądaliśmy jakichś suralistów czy jak im tam. Oberon idzie na dół wezwać sługę.

– Co?! Pozbyliśmy się strażników i lokaja. Zauważy to! Szybko, powstrzymaj go!

– O, kurwa! Robi się!

Shira pobiegła w stronę schodów, wołając swego gospodarza. Duże ilości wypitego alkoholu sprawiły jednak, że zbiegając ze stopni zachwiała się i sturlała na sam dół. Król Olch szybko znalazł się przy niej, pytając czy wszystko w porządku. Elfka odpowiedziała mu najbarwniejszą wiązanką przekleństw, jaką słyszał. Gdy pomagał jej wstać, wykorzystała sytuację i wyrwała mu z głowy pojedynczy, odstający włos. Oberon zaprowadził swego biednego, poobijanego gościa do salonu i położył delikatnie na sofie. Był zbyt pijany lub zbyt skupiony na poszkodowanej Shirze, bo na nieobecność kamerdynera i wartowników nie zwrócił najmniejszej uwagi.

– Co teraz mam uczynić, droga Tytanio? Może jakiś elfi specyfik na uśmierzenie bólu?

– Kochany, przyniesiesz to winko, o którym mówiłeś, opowiesz o tych realistach czy jak im tam i będzie w porządku

– Oczywiście, już lecę.

Elfka ponownie wykorzystała okazję. Powiadomiła towarzyszy o wykonanym zadaniu. W jednej chwili przy jej tymczasowym posłaniu znalazł się chowaniec Iris. Przekazała mu potrzebny włos, a stworek zniknął równie szybko jak się pojawił.

 

V

Magiczne stworzenie w mgnieniu oka zjawiło się przy Davenie i Iris, czekających przy problematycznych drzwiach. Czarodziejka odebrała pożądaną rzecz i przyłożyła do uprzednio zaczarowanej tablicy. Światło sigili zgasło jak w przypadku pierwszych wrót i rzeczone odrzwia otworzyły się. Złodziej i magiczka weszli do środka. Kolekcja rzadkich artefaktów Oberona była naprawdę spora i tak jak mówiły plotki, iście niezwykła. Czegóż tam nie było? Elfie saberry z okresu pierwszej wojny o niepodległość, złowieszczo wyglądające fetysze starożytnych gnomów, portret orkowej hrabiny von Klaubenhoff, powszechnie uznawany za zaginiony czy nawet takie dziwactwa jak dwugłowy homunkulus w słoju z formaliną i kamienne totemy pradawnych krasnoludów o fallicznym kształcie.

– Niech to diabli! Dobrze, że wszystko jest podpisane, bo niektóre z tych rzeczy widzę pierwszy raz w życiu – powiedziała Iris.

– Tak, trzeba przyznać, niezwykła zbieranina gratów. Aż chciałoby się ukraść coś więcej. Na przykład… to! Wygląda naprawdę świetnie – odparł Daven, wskazując na czarny kryształ, promieniujący w niespotykany sposób. – Co to takiego, Iris?

– Och, cholera, nie muszę czytać podpisu, by wiedzieć, że to niezbyt przyjemna rzecz. Aż zionie czarną magią! Wyczuwam też coś dziwnego. Siedem istot połączonych w jedną, uwięzionych w tym artefakcie.

– Ech, masz rację. Czarna magia to nie nasza bajka. Poza tym i tak dostaniemy kupę kasy za sam kamień filozoficzny. Przeczytasz chociaż co to jest za kryształ?

– Czarny Kamień Dusz.

– Chwytliwa nazwa, przyznaję, ale w rzyci z tym. Chodźmy dalej.

Po dłuższej chwili udało im się znaleźć pożądany przedmiot. Daven wziął kamień filozoficzny i schował do małej, skórzanej torby. Misja zakończyła się sukcesem. Pozostała jedynie kwestia ucieczki. Przywódca Mieczowników powiadomił Narga o wykonanym zleceniu. Ork pobiegł do centrum ogrodu, gdzie czekał już na niego wyczarowany uprzednio portal, prowadzący prosto do karczmy „Pod Złotym Gryfem”.

– Nie teleportuję się. Zostawiam portal wam. Przeskoczę mur i przebiegnę się do miasta na własnych nogach – odezwał się Narg przez kryształ.

– Dobrze, jeśli tego chcesz – odparł Daven.

– Chcę! Większość czasu czaiłem się w krzakach, podczas gdy wy mieliście zabawę. Do zobaczenia w gospodzie – rzekł ork.

– Dobra, Iris, teraz zabieramy Shirę i spadamy – rozkazał przywódca Mieczowników i oboje udali się do salonu.

Swoją elfią towarzyszkę zastali ułożoną na sofie. Spała jak zabita, chrapiąc głośno. Obok niej na krześle drzemał Oberon, wtórując swemu gościowi. Na podłodze leżały trzy puste butelki po winie. Stąpając ostrożnie, aby nie zbudzić Króla Olch i nie poruszyć żadnej z walających się pod nogami butelczyn, Daven podszedł do śpiącej twardo Shiry i wziął ją na ręce. Ta mamrotała niewyraźnie przez moment, by za chwilę ponownie zasnąć. Trójka złodziei oddaliła się powoli w stronę drzwi do ogrodu. Kiedy wreszcie dotarli do portalu Shira ponownie się zbudziła, witając znajome twarze słowami:

– Ja pierdolę, zaraz puszczę pawia!

– Wyrzygasz się po drugiej stronie. Do zobaczenia – odparł Daven i wrzucił ją w portal.

– Na teleportację długodystansową nie wystarczy mi energii, ale możemy spróbować krótkiego dystansu – odparła Iris. – Złap mnie za rękę.

– O, nie, teleportowaliśmy się w taki sposób podczas skoku w Gisterio. Wiesz, że tego nie cierpię! No cóż, nie mamy wyjścia. Czaruj, nim nasz kochany Oberon się zbudzi – Daven chwycił rękę towarzyszki, ta wymówiła zaklęcie i po chwili dwójka złodziei znalazła się za odgradzającą pałac Króla Olch ścianą. Pospieszyli po zostawione w pobliskim zagajniku konie i wrócili na nich do miasta. Ucieczka powiodła się.

 

VI

Gdy Mieczownicy spotkali się „Pod Złotym Gryfem” postanowili, iż przeznaczą trochę czasu na odpoczynek. Shira zdążyła w tym czasie wytrzeźwieć i wysłuchać reprymendy Davena, że nieodpowiedzialnie postąpiła, upijając się wraz z Oberonem. Złodziej i elfka pokłócili się, lecz z czasem wszystko wróciło do normy. Narga oraz Iris takie sytuacje już wcale nie dziwiły, gdyż miały miejsce praktycznie po każdej kradzieży. Ork i magiczka nie zwracali na to uwagi. Wiedzieli, iż tak naprawdę owe kłótnie są oznaką wielkiej sympatii, jaką darzyli się Shira i Daven. 

Podczas gdy czwórka złodziei regenerowała siły Xaros dowiedział się, że powrócili do miasta i skontaktował z nimi. Umówili się na spotkanie w jego domu. Alchemik miał otrzymać kamień filozoficzny, Mieczownicy należną zapłatę. Złodzieje zabrali swą zdobycz i pospieszyli pod wskazany w wiadomości adres.

– Proszę bardzo, staruszku, oto twój kamyk, a teraz dawaj złoto – rzekł na przywitanie Daven, podając artefakt Xarosowi, siedzącemu za uginającym się od chaotycznie ułożonych przedmiotów stołem.

– Dziękuję, Mieczowniku, wasza zapłata jest w tamtym kufrze – odparł alchemik uśmiechając się i wskazując na ustawioną pod ścianą skrzynię.

– Świetnie, interesy z tobą to czysta przyjemność, staruszku – odparł przywódca złodziei.

– Czekaj, Daven! – krzyknęła nagle Iris. – Wyczuwam tu czarną magię! Ta skrzynia, spójrz! – Czarodziejka podniosła leżącą na pobliskim stoliku czaszkę i rzuciła w stronę kufra. Gdy tylko czerep znalazł się w pobliżu skrzyni, ta otworzyła się, ukazując rząd ostrych, żółtych zębów i długi, pokryty lepką śliną język. Pokłapała swą „paszczą” przez chwilę, porykując przy tym paskudnie, zamknęła się i ponownie zmieniła w zwykły, stary kufer.

– Co to jest, do cholery!? Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem! – wrzasnął skonfundowany Daven.

– To mimik. Stwór udający rzeczy codziennego użytku, by pożerać nieświadome ofiary. Niezwykle rzadki – wyjaśniła Iris. – Pan alchemik usiłował nas oszukać – dodała, spoglądając nienawistnie na Xarosa.

– Nie, skarbie, nie on. Ja usiłowałam – odezwała się kobieta skryta dotychczas w zacienionym rogu pomieszczenia. To była Anika! Kelnerka z karczmy.

– Co? Dlaczego? – spytała zaskoczona Shira.

– Wasza magiczka pewnie mnie nie wyczuła. Tak naprawdę jestem sukkubem. Kilka lat temu utraciłam swe moce. Nie wiedziałam, co począć. W końcu pewien mag polecił mi, bym spróbowała wykorzystać magię drzemiącą w kamieniu filozoficznym. Alchemik był łatwym celem. Słaby umysł pełen ambicji i determinacji. Nawet pomimo podłego stanu mych umiejętności dałam radę owinąć go sobie wokół palca – odpowiedziała kobieta.

– Uwiodłaś staruszka i wykorzystałaś nas, aby zdobyć ten kamyk. Sprytnie – odparł Daven.

– To by wyjaśniało większość myśli, skupionych wokół seksualnych fantazji związanych z tobą, które napotkałam w umyśle alchemika, kiedy użyłam na nim telepatii – wtrąciła magiczka Mieczowników.

– I nie podzieliłaś się z nami tymi myślami? – zapytał rozczarowany Narg.

– Och, przymknij się! – zbeształa go magiczka.

– Teraz wystarczy tylko pozbyć się was i uaktywnić moc kamienia. Wtedy stanę się na powrót sobą. No już, Xaros kochanie, do dzieła. Aktywuj swoje cacko, ja załatwię tych głupców – powiedziała Anika, szykując się do ataku.

– Nie chcę cię martwić, ale to fałszywka. Przewidzieliśmy, iż nasz zleceniodawca będzie usiłował wystrychnąć nas na dudka – odparła Iris.

– Co?! – zdziwiła się demonica. Spojrzała na swego kochanka. Widząc, że ten mamrocze wszystkie znane inkantacje pod nosem, obraca kamień z każdej strony i ogółem męczy się strasznie z aktywacją, która powinna być prosta i szybka, uwierzyła czarodziejce. – Zasrańcy, oddawać go albo rozerwę was na strzępy! – wrzasnęła wściekle.

– W takim razie zapraszam do tańca – odparł Daven, wyciągając miecz.

Anika ruszyła do ataku. Wpierw rzuciła się na Narga. Atakowała szybko i bezlitośnie. W klika chwil udało jej się obezwładnić orka serią kopnięć w brzuch i krocze. Iris strzeliła w nią piorunem kulistym, lecz sukkub zrobił unik. Doskoczył do magiczki i uderzył pięścią w twarz. Shira i Daven zaatakowali jednocześnie. Elfka wykonała serię szerokich cięć wysłużoną szablą. Mężczyzna usiłował szybkimi pchnięciami zranić demonicę, oboje niestety chybili. Shirze udało się ją zranić cięciem z doskoku, straciła równowagę na ułamek sekundy. Daven wykorzystał sytuację, ponownie ruszył do ataku, celował w szyję. Szybki sztych. Głownia jego miecza przebiła na wylot gardło Aniki. Potwór padł na kolana. Zastygł w tej pozycji na kilka sekund i znów zaatakował. Obalił Shirę na podłogę, następnie rzucił się na przywódcę Mieczowników. Przygwoździł go do ziemi i usiłował odgryźć twarz. Był wyjątkowo potężny mimo utraty swych demonicznych mocy. Daven zebrał wszystkie pozostałe mu siły i odkopnął krwiożerczą bestię. Szybko się podniósł i przygotował do ostatecznej szarży. Jednak nagle drzwi do sadyby alchemika otworzyły się i do środka wbiegł uzbrojony w saberrę Oberon. Ciął szybko i bezlitośnie. Potworzysko nie miało szans na unik. Skrócił demona o głowę. Ta poturlała się po podłodze a pozbawione czerepu truchło padło z impetem na posadzkę.

– Och, co się stało? Gdzie Anika? Gdzie mój kamień filozoficzny? – pytał alchemik Xaros, wolny od wpływu sukkuba. – Pamiętam, że wynająłem jakichś dziwaków do odzyskania mojego magnum opus z łap tego cholernego elfa i tyle – dodał skonfundowany.

– Demonica nieźle namieszała mu w głowie. Zatem nie wie też o fałszywce, świetnie się składa – szeptał do siebie zziajany Daven. – Co tutaj robisz, Oberonie? – spytał elfa, chowając broń i pomagając towarzyszom się podnieść.

– Mógłbyś chociaż powiedzieć „dziękuję”, właśnie uratowałem ci skórę, parszywy złodzieju – odparł przeszywając go spojrzeniem – Myśleliście, żem głupiec i idiota? Gdy tylko wytrzeźwiałem, zauważyłem, iż brakuje perły mojej kolekcji i wiedziałem, że to ten stary, uparty cap Xaros bezczelnie mi go ukradł! – dodał, wskazując alchemika zakrwawionym ostrzem.

– Co?! Ty przeklęty draniu! Ten kamień jest mój! – krzyknął oburzony alchemik, ściskając falsyfikat w drżących dłoniach. 

– Mam ci przypomnieć, żałosny durniu? Zdobyłem ten cholerny artefakt w uczciwie wygranym pojedynku z tobą, pięć lat temu!

– Gówno prawda! Oszukiwałeś, elfi hochsztaplerze! Myślałeś, że nie zauważyłem? Właśnie dlatego on będzie mój!

– Po moim trupie, alchemiku! Stawaj! Rozstrzygniemy to, tu i teraz! Rewanż! Wyciągaj miecz! Tak jak przed pięcioma laty, czysty fechtunek, żadnych magicznych proszków czy innego gówna! 

– To bardzo ekscytujące, panowie, ale chcielibyśmy dostać nasze złoto i już się ulotnić – wtrącił Daven.

– Jak śmiesz?! – żachnął się Oberon.

– Właśnie, wypieprzać z mojego domu, złodzieje! – rzekł równie oburzony Xaros.

– O nie, już raz nas oszukałeś, alchemiku. Tak naprawdę twoja kochanka, ale mniejsza z tym. Liczy się zasada. Dasz nam obiecaną zapłatę, albo tak was obu poharatamy, że do końca życia nie będziecie mogli się pojedynkować. Tylko tym razem bez mimików, proszę – zagroził Mieczownik.

– Co za bezczelność! Ale niech ci będzie, wstrętny szczurze. Dwudziestu tysięcy nie mam, lecz możesz wziąć to. Napój z mandragory, niezwykle rzadki, uzdrowiciele z całego imperium wręcz zabijają się o ten wywar. Sprzedacie go za co najmniej dziesięć tysięcy – odparł alchemik, podając złodziejowi małą buteleczkę ze świecącym płynem.

– Miło, ale brakuje kolejnej dziesiątki – powiedział Daven.

– Proszę. To moje oszczędności na ten tydzień. Równo jedenaście tysięcy pięćset. Bierz pieniądze i obym cię więcej nie widział – rzekł Oberon, dając przywódcy Mieczowników wypchaną sakwę.

– Doprawdy, wspaniały interes. Żegnam panów i życzę przyjemnej nawalanki – odparł Daven, uśmiechając się sardonicznie i wraz z kompanami kierując w stronę wyjścia.

Kiedy czwórka złodziei była już na zewnątrz, z domu Xarosa niespodziewanie wybiegł Oberon z kryształem komunikacyjnym w ręce. Zwrócił się do Shiry:

– Proszę zaczekać, pani Tytanio, jeśli faktycznie tak masz na imię. Okoliczności wczorajszego spotkania były dla mnie bardzo nieprzyjemne, ale byłbym okropnym kłamcą, gdybym powiedział, iż wspólne dyskusje o sztuce przy dobrym winie mi się nie podobały. Proszę przyjąć ten kryształ i powiadomić mnie za jego pomocą, gdy najdzie panią ochota na ponowne spotkanie. Jest bezpośrednio połączony z moim. Myślę, że ostatecznie oboje spędziliśmy dobrze czas, więc do zobaczenia. I prosiłbym o samotne przybycie, bez wstrętnego, złodziejskiego nasienia, zwanego kompanami.

– Dziękuję, Królu Olch. Przemyślę to.

– Mów mi Oberon.

– A ty mów mi Shira.

Elf uśmiechnął się i wrócił do chaty Xarosa, by rozpocząć pojedynek.

– Wyrzuć ten kryształ natychmiast! – rozkazał Daven.

– Ani mi się śni! – zdenerwowała się elfka.

– A więc, spodobał ci się ten samolubny idiota?

– Żebyś wiedział!

– No, świetnie!

– Daven, denerwujesz się tak, bo to ty chciałeś umówić się z Shirą, prawda? – spytała Iris.

– Co? Chyba cię pogrzało!

– Nie pieprz. Wszyscy wiemy, że to prawda – wtrącił Narg.

– No, no, Daven. Nie spodziewałam się – odparła Shira.

– Upadliście na głowy, czy co? Chodźmy przechlać naszą wypłatę w jakiejś oberży, bo widzę, że za długo jesteście trzeźwi.

– Nie powinniśmy się pospieszyć i wyjechać? Gdy skończą walczyć, Oberon i Xaros dowiedzą się, iż dałeś im fałszywy kamień filozoficzny – zasugerowała czarodziejka.

– Daj spokój. Mówisz jakby to była pierwsza taka sytuacja – odrzekł Daven.

– Teoretycznie tak jest. Król Olch ma złota w bród. Może wysłać za nami prywatną armię, jeśli tylko będzie chciał – powiedziała Iris.

– Nie wyśle. Ze względu na mnie. Zakochał się bez pamięci – odparła Shira.

– A alchemik to stary pierdoła, który nie ma nawet dwudziestu tysięcy. Poza tym, nim którykolwiek z nich odkryje tę małą mistyfikację, my będziemy już daleko stąd, na jakimś bazarze, sprzedawać ten śmieszny kamyk wariatom, gotowym zapłacić za niego krocie – podsumował przywódca bandy.

– He, he. Taki żywot Mieczownika! – dodał Narg.

Koniec

Komentarze

Czytało mi się płynnie. Wielki plus za nawiązania do… wszystkiego;)

Momentami narracja wydawała mi się nieco łopatologiczna.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej! Generalnie ciekawe opowiadanie. Pelne zwrotów akcji (chociaż pod koniec jest tego już troszkę zbyt dużo) i sympatycznych nawiązań do wszystkich książek i gier fantasy, jakie istnieją:)

 

Językowo trochę nierównie, chociażby drugie zdanie aż się prosi o poszatkowanie na kilka krótszych. 

 

Tak naprawdę jestem sukkubem. Kilka lat temu utraciłam swe moce. Nie wiedziałam, co począć. W końcu pewien mag polecił mi, bym spróbowała wykorzystać magię drzemiącą w kamieniu filozoficznym. Alchemik był łatwym celem. Słaby umysł pełen ambicji i determinacji. Nawet pomimo podłego stanu mych umiejętności dałam radę owinąć go sobie wokół palca – odpowiedziała kobieta.

Ten fragment przypomnial mi klasyczną scenę z Kapitana Bomby: "tępe ch%^& nigdy się nie nauczą… jak chcecie kogoś zapier€#@!^ to zapier%€#@!€, a nie stoicie i pierd@#€%&! bez sensu" :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Ambush

Dzięki za komentarz. Miło, że przyjemnie Ci się płynęło przez tekst :)

Możliwe, że za bardzo zadbałem o to, by czytelnik się nie pogubił, stąd łopatologiczna narracja. 

cezary_cezary

Dzięki za przeczytanie. Cieszę się, że się podobało!

chociażby drugie zdanie aż się prosi o poszatkowanie na kilka krótszych. 

Hmm, przemyślę to. Faktycznie jest trochę przydługawe.

Ten fragment przypomnial mi klasyczną scenę z Kapitana Bomby: "tępe ch%^& nigdy się nie nauczą… jak chcecie kogoś zapier€#@!^ to zapier%€#@!€, a nie stoicie i pierd@#€%&! bez sensu" :)

I tak znacznie ukróciłem monolog złoczyńcy, mam do nich słabość ;) Cytat z Bomby adekwatny :) 

Cześć, Storm!

 

Kurczę, nie jestem przekonany.

Mógłbym skwitować krótko: za łatwo.

Drużyna jest trochę over-powered – na każdą przeszkodę wyrzucają z rękawa jakieś asy. W związku z tym od początku wiem, że im się uda. No dobra, miałem chyba 2 momenty zwątpienia, ale dlatego, że liczyłem na jakiś zwrot, który nie nastąpił. Np.:

Choć Shira zdecydowanie wolała piwo i wódkę, odmowa nie wchodziła w grę. Wzięła podane jej wino i wypiła jednym haustem. Smakowało ohydnie i było słabe. Nawet nie poczuła zawartego w nim alkoholu.

Liczyłem, że gospodarz się tutaj zorientuje, ale dalej będzie grał w tę grę, stopniowo zaciskając pętlę wokół szyi drużyny. Niestety – po prostu się nawalił i tyle. I chwilę później tu:

Przeprosiła gospodarza i poszła na stronę odpowiedzieć na sygnał.

No był nawalony, ale nie zorientował się, że używa tych kamyków do łączności? Na końcu się okazuje, że sam takie ma, więc wie co i jak – nie jest to dla niego nowość.

To co mi się też nie podoba, to monolog złoczyńcy – największy jego minus: jest. Osobiście tego nie znoszę, bo nie ma uzasadnienia. Sukkub mógł skorzystać z elementu zaskoczenia, ale postanowił najpierw wszystkim wyjaśnić co i jak. Ech… to ma być potężny złoczyńca? Prawdziwie groźny charakter nie dałby nikomu czasu na reakcję.

Napomknę też o dialogach – są mocno infodumpowe. Rozumiem, że chcesz/musisz podać sporo informacji czytelnikowi, ale to wychodzi bardzo nienaturalnie. Usprawiedliwieniem dla początkowego dialogu Xaros-Anika jest urok, który wychodzi na jaw dopiero na końcu.

Jest jeszcze kilka nieścisłości, które rzuciły mi się w trakcie czytania, więc ogólna konstrukcja byłaby do remontu.

Natomiast pomijając powyższe, czytałem płynnie – nie zawieszałem się, napisane sprawnie.

Każda osoba z drużyny dostała swój udział, wykorzystała swoje umiejętności do niecnych celów.

No i na końcu dostajemy kilka ciekawych zwrotów akcji. Są do doszlifowania, ale obowiązkowe twisty w złodziejskiej historii są zdecydowanie odhaczone.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie jestem wielkim fanem fantasy (z wyjątkami, bo Tolkien i Ursula Le Guin na zawsze w moim sercu pozostaną), więc pewnie nie jestem odbiorcą tego typu pisania, niemniej podzielę się uwagami. Nie siadło mi to niestety. To fantasy to w zasadzie tylko taka dekoracja, gdzie śmiało można było zmienić kryształy na telefony komórkowe i nadal by to działało. Mocno współczesne mi się to zdawało mimo gadżetów i kostiumów, i w zasadzie czytało mi się jak relacja z jakiegoś cosplaya czy sesji RPG. Stylizacja językowa moim zdaniem nie wyszła – wstawianie od czasu do czasu archaizmów w tok całkiem współczesnie brzmiącej narracji to za mało. Sama fabuła zaś ma sens pod warunkiem, że postaci są idiotami. Czekałem na plot twist ze starym elfem, bo byłem przekonany, że przejrzał złodziejkę I tylko udaje głupiego. To by wyszło na dobre. Jak już zauwazo, drużynie idzie za łatwo. Poza tym, cały setting fantasy jest sztampowy do bólu. Sorry że tak się czepiam, bo sam nie lubię krytyki. Wiem, że nie jest przyjemna, może jednak będzie choć trochę użyteczna. Moim zdaniem ogólnie świat przez ciebie wykreowany jedzie za bardzo na ogranych patentach. Może do kogoś to trafia, do mnie niestety nie.

Hej Krokus!

Moim zamiarem było pokazanie Mieczowników jako najlepszych złodziei na świecie, więc może dlatego są nieco OP.

Twist z Oberonem, który domyśla się wszystkiego i wodzi bohaterów za nos, przemknął mi przez myśl, ale uznałem, że kłóci się z opisanym wyżej zamiarem.

Monolog złoczyńcy i tak został skrócony, myślałem, że w tak skondensowanej formie nie będzie uwierał :/

Szkoda, że opowiadanie nie siadło, choć ostatecznie znalazło się trochę pozytywów!

Dzięki, że wpadłeś.

Pozdrawiam!

panrebonka

Szkoda, że nie przypadło ci do gustu. Krytyki też nie lubię, ale ją przyjmuję i szanuję opinię. Sztampowy setting mogę usprawiedliwić tym, iż miał on służyć akcentom humorystycznym, nawiązaniom i ogólnie zabawnemu tonowi opowieści. Kryształy miały być odpowiednikami smartfonów. 

Mimo że nie siadło, dzięki za przeczytanie i komentarz!

To, że ich oponent jest idiotą, nie czyni drużyny najlepszymi złodziejami na świecie. Szkoda, że jednak nie zdecydowałeś się na plot twist z Oberonem, bo z tego byłoby im ciężko wybrnąć i wówczas mieliby dopiero okazję pokazać klasę. Cóż, pewnie i tobie jako twórcy byłoby z tego ciężko wybrnąć, ale o to chodzi moim zdaniem. Wówczas dopiero zaczyna robić się ciekawie.

Taka czwórkowa historia – daje radę, odhaczyłeś wszystko, co miało się w niej znaleźć. Ale nic nie urywa.

Zgadzam się, że za łatwo poszło złodziejom. Dostanie się do siedziby Oberona do bułka z masłem, drobne przeszkody usuwali czarami i do przodu. Dlaczego w skarbcu nie ma jakiejś bariery antymagicznej? Jeśli czarodziejka mogła się do niego teleportować, to dlaczego nie przeniosła się po prostu za drzwi ze spersonalizowanym kluczem i nie zwinęła wszystkiego, na co miała ochotę?

Jeśli to ma być najlepsza drużyna złodziejska… Serio, najlepsi upijają się na robocie, a wcześniej kapryszą, że się nie chcą przebrać? Do tego oszukują zleceniodawcę. Mnie to wyglądało raczej na parodię.

I dlaczego Harry Potter sprzedał swoją pelerynę za bezcen?

Ale zasadniczo czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Dzięki za przeczytanie Finklo!

Mnie to wyglądało raczej na parodię.

Trochę elementów parodystycznych miało tu być, lecz nie w głównej linii fabularnej.

I dlaczego Harry Potter sprzedał swoją pelerynę za bezcen?

Myślę, że jest to materiał na osobną historię ;)

 

Bardziej awanturnicza to historia niż złodziejska, choć kradzieży tu nie brakuje. Nieco przegadana i, moim zdaniem, niepotrzebnie okraszona wulgaryzmami. Zgadzam się z wcześniej komentującymi, że Mieczownikom poszło zbyt łatwo. Wolałabym, aby natrafiali na kłody rzucane im pod nogi.

Nie czytało się źle, ale wykonanie mogło być lepsze.

 

Pra­co­wa­ła tu jako kel­ner­ka i… → Obawiam się, że w dawnych karczmach nie było kelnerek. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

albo o skra­dzio­nym dia­men­cie z pod­ziem­ne­go skarb­ca smoka… → A może: …albo o diamencie skra­dzio­nym z pod­ziem­ne­go skarb­ca smoka

 

więc masz szczę­ście, że ja tu do­wo­dzę – mówił Daven z szel­mow­skim uśmie­chem – Jesz­cze jedna ważna kwe­stia, al­che­mi­ku. ->Brak kropki po didaskaliach.

 

dzię­ki któ­rym mogli wy­mie­niać się na bie­żą­co przy­dat­ny­mi in­for­ma­cja­mi. → …dzię­ki któ­rym mogli wy­mie­niać na bie­żą­co przy­dat­ne in­for­ma­cje.

 

– Dzię­ku­ję bar­dzo, dobry czło­wie­ku.. zna­czy, orku… → Wielokropkowi brakuje jednej kropki. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

herszt wy­cią­gnął swój krysz­tał ko­mu­ni­ka­cyj­ny… → Czy zaimek jest konieczny? Czy korzystałby z cudzego kryształu?

 

Narg bły­ska­wicz­nie zwią­zał ich z po­mo­cą liny… → Czy mam rozumieć, że lina pomagała Nargowi związać wartowników?

A może miało być: Narg bły­ska­wicz­nie zwią­zał ich liną

 

Gdy ostat­ni ze zna­ków utra­cił swą ja­sność… → Czy zaimek jest konieczny? Czy mógł utracić cudzą jasność?

 

Daven nie miał ku temu wąt­pli­wo­ści. → Można mieć wątpliwości co do prawdziwości jakichś słów, słuszności rozstrzygnięć czy postępowania, ale nie wydaje mi się, aby można mieć wątpliwości ku czemuś.

Proponuję: Daven nie miał w tej sprawie wąt­pli­wo­ści.

 

Daven pod­szedł do śpią­cej twar­do Shiry i wziął na ręce. → Co wziął na ręce?

A może miało być: Daven pod­szedł do śpią­cej twar­do Shiry i wziął na ręce.

 

i wy­słu­chać re­pry­mend Da­ve­na o tym, jak nie­od­po­wie­dzial­nie po­stą­pi­ła… → Nie wydaje mi się, aby reprymenda mogła być o czymś. Czy Daven wygłosił kilka reprymend?

Proponuję: …i wy­słu­chać re­pry­mendy Da­ve­na, że postąpiła nie­od­po­wie­dzial­nie

 

dzia­ło się to samo. Ork i ma­gicz­ka nie zwra­ca­li na to uwagi. Wie­dzie­li, iż jest to tak… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Elfka wy­ko­na­ła serię sze­ro­kich cięć swą wy­słu­żo­ną sza­blą. → Zbędny zaimek.

 

Wy­gra­łem ten cho­ler­ny ar­te­fakt w uczci­wie wy­gra­nym po­je­dyn­ku… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Zdobyłem ten cho­ler­ny ar­te­fakt w uczci­wie wy­gra­nym po­je­dyn­ku

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie czytało się dobrze i płynnie. Było zabawnie i awanturniczo. Językowo nadziałem się parę razy na wysłużone szable, czyli po prostu czasami czułem nadmiar przymiotników i zaimków. Ogólnie tekst powinien mnie bardziej porwać, ponieważ uwielbiam fantasy magiczno-mieczowe w każdym wydaniu: na poważnie i na wesoło. Jednak są dwa elementy tekstu, które spowodowały, że nie do końca mnie kupił.

Po pierwsze fantasy w tym opowiadaniu wydało mi się tylko dekoracją. Owszem, są miecze, artefakty i elfy. Owszem, jest czarodziejka, teleportacja i cały ten fantasy entourage. A mimo wszystko odniosłem wrażenie, że równie dobrze mógłbym czytać opowiadanie o Gangu Olsena, tyle że w XXI wieku ze smartfonami i komputerami zamiast magii. Być może to kwestia języka i dialogów? Nie jestem pewien. Być może odniosłem takie wrażenie ze względu na drugą rzecz, która nie do końca mi zagrała. Czyli wspomniany Gang Olsena.

Wszystko poszło zbyt łatwo i gładko. Nawet jeśli bohaterowie są przekoksami, to tylko dlatego, że nie mieli przed sobą poważnych przeciwności. Dlatego posłużyłem się porównaniem do Gangu Olsena, bo takie miałem skojarzenie. Gdyby tu coś poważnego stanęło bohaterom na drodze, to w życiu by tego nie ogarnęli.

Mimo wszystko lekkość i humor są dużym plusem tego opowiadania, więc dziękuję za lekturę!

XXI century is a fucking failure!

regulatorzy

Dzięki za przydatny komentarz. Błędy poprawione. Miło, że czytało się bez większych przykrości :)

Trudności na drodze Mieczowników były w planach, teraz trochę mi szkoda, że się na nie nie zdecydowałem :/

Obawiam się, że w dawnych karczmach nie było kelnerek. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

Tu mam wątpliwości, bo w Wiedźminie były kelnerki w karczmach, a to też świat inspirowany średniowieczem.

Caern

Dzięki za przeczytanie! Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Setting fantasy jako dekoracja po części zamierzony, (kryształy odpowiednikami smartfonów, magiczne ustrojstwo w skarbcu jako skaner dłoni) choć liczyłem, że będzie się bronił nie tylko jako dekoracja. Na przekokszonych bohaterów już nic nie poradzę, mogę tylko powiedzieć, że masz rację i trochę żałuję, że nie utrudniłem im zadania. 

Pozdrawiam!

Bardzo proszę, Stormie. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

 

Tu mam wątpliwości, bo w Wiedźminie były kelnerki w karczmach, a to też świat inspirowany średniowieczem.

Stormie, nie sugerowałabym się tym, co ktoś napisał w swojej powieści, choćby to był sam pan Sapkowski. Tak jak w dawnych karczmach nie było barmanów, tak nie było było tam kelnerek. W karczmach usługiwały dziewki karczemne, karczmareczki, posługaczki. Często to córki właściciela przybytku.

Skoro ktoś wymyśla własny świat, niech będzie na tyle kreatywny, by wymyślać też właściwe określenia dla swoich postaci.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie powiem niczego nowego, jeśli zauważę, że czytało się płynnie, ale miejscami było trochę łopatologicznie. Nie porwało mnie jakoś szczególnie, ale mimo to z zainteresowaniem śledziłam dalsze losy :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Dzięki za przeczytanie NaNo!

Jeśli czytało się przyjemnie to już sukces :)

I

Zacząłeś nieźle, a choć te obrazy są już dość znajome (naczytało się takich podobnych opisów sporo), to jednak nie mam problemu z tekstem, nie znudził mnie.

 

Pracowała tu jako kelnerka i była mu bardzo bliska. Kochał ją. Nie mógł przestać o niej myśleć.

Ale potem lecisz ze streszczeniami i tak dobitnie pokazujesz, o co chodzi… Ech… Poza tym patos w tej scenie jest jak dla mnie zbyt ciężkostrawny. XD

Rozmowy między Aniką a Xarosem zbyt dziwne jak na mój gust, ale też mogę mieć spaczony gust, nie jestem fanką takiego „kochana” czy „Właśnie to miałem powiedzieć, kochanie!”.

Właściwie wszystko jest tak podręcznikowo. Xaros wchodzi do karczmy, spotyka Mieczowników, podchodzi do nich, oni już wiedzą o zleceniu, przyjmują, ugadują się i tyle. Ale przy czytaniu nie czuję zgrzytów językowych, więc to na pewno na plus. ;)

 

II

Pierwszy akapit aż prosi się o rozbicie. Miej litość dla czytających na komórce!

udało się znaleźć w mieście oraz swoją wysłużoną pelerynę, która po nałożeniu czyniła noszącego niewidzialnym. Jak sam mówił, niezwykłe okrycie udało

nabyć za grosze od starego obdartusa w idiotycznych okularach i dziwną blizną w kształcie pioruna na czole

Haha, doceniam to nawiązanie do HP. :D Świetne!

 

w końcu kradzież bez odpowiedniej wiedzy na temat tego z kim ma się do czynienia, byłaby kompletną głupotą

Za bardzo wyjaśniasz, dajesz sporo oczywistości.

 

Pomysł na rozwinięcie postaci Shiry był dobry, ale zabrakło trochę więcej jej charakteru wcześniej, żeby te protesty z suknią lepiej wybrzmiały.

 

III

I znowu zaczynasz obszernym akapitem. Polecam odchudzanie.

 

– Legolas z Lorien! – palnęła bezmyślnie.

Fajnie wplatasz nawiązania do innych dzieł, robisz to tak nienachlanie i lekko, że można się uśmiechnąć. ;)

 

z listą gości – Mój druh

z listą gości. – Mój druh

 

kieliszek wina – To dość

kieliszek wina. – To dość

 

IV

Te długie akapity już mnie trochę męczą. I nie chodzi o długość opisów, a o bloku tekstu, które niewygodnie się czyta.

Poza tym – akcja tak człapie, wszystko powoli posuwa się do przodu, brakuje tutaj napięcia i to napięcie jest kluczowe dla przyciągnięcia uwagi czytelnika, więc moja uwaga się trochę rozsypuje… Niby opisane poprawnie, ale nie ma tu czegoś, co by mnie zachwyciło.

No i wszystko idzie im tak łatwo… Choćby tutaj:

Ciesząc się z efektywnego obezwładnienia lokaja, Daven zawlókł nieprzytomnego w kąt i dał znak Iris, by wyczarowała portal do kryjówki Narga.

 

Za to:

Orczyca z łasiczką na tle wielkiej bitwy krasnoludzkiej kompanii

:D Aż to sobie wyobraziłam, dobre. :D

 

Akcja z uzyskaniem włosa też zbyt prosta. Wszystko idzie idealnie. Przydałoby się wprowadzić więcej dramaturgii, napięcia.

 

V

I już? Tak szybko? Weszli, wzięli kamień i wracają?

 

VI

Davena że,nieodpowiedzialnie postąpiła,

Zagubiona spacja

 

upijając się wraz z Oberonem. Złodziej i elfka pokłócili się, lecz z czasem wszystko wróciło do normy.

Znowu streszczenia. Przez nie brakowało emocji.

 

Wiedzieli, iż tak naprawdę owe kłótnie są oznaką wielkiej sympatii, jaką darzyli się Shira i Daven.

I tu też. Wolę pokazywanie niż streszczanie.

 

– Czekaj, Daven! – krzyknęła nagle Iris – Wyczuwam

– Czekaj, Daven! – krzyknęła nagle Iris. – Wyczuwam

 

wyjaśniła Iris – Pan

wyjaśniła Iris. – Pan

 

Na plus wątek z Aniką, która to wszystko zaplanowała, fajny twist. ;) Ale…

– Wasza magiczka pewnie mnie nie wyczuła. Tak naprawdę jestem sukkubem. Kilka lat temu utraciłam swe moce. Nie wiedziałam, co począć. W końcu pewien mag polecił mi, bym spróbowała wykorzystać magię drzemiącą w kamieniu filozoficznym. Alchemik był łatwym celem. Słaby umysł pełen ambicji i determinacji. Nawet pomimo podłego stanu mych umiejętności dałam radę owinąć go sobie wokół palca – odpowiedziała kobieta.

Potężne wyjaśnienie w jednym akapicie, streszczenie wszystkiego, takie to typowe…

 

Cóż, zbyt krótka historia równa się zbyt słabym znaniem bohaterów, przez co ciężko im kibicować.

 

– Och, co się stało? Gdzie Anika? Gdzie mój kamień filozoficzny? – pytał alchemik Xaros, wolny od wpływu sukkuba. – Pamiętam, że wynająłem jakichś dziwaków do odzyskania mojego magnum opus z łap tego cholernego elfa i tyle – dodał skonfundowany.

Znowu wyjaśniasz…

 

Na koniec złodzieje zabierają prawdziwy kryształ, czemu ich zleceniodawcy są odmalowani tak słabo? Brakowało mi tutaj więcej akcji, napięcia, chyba już to powtarzałam, ale to najsłabszy element opowiadania, wszystko szło im idealnie. Ale co do samego wykonania, nie męczyło i czytało się płynnie, więc tu nie mam nic do zarzucenia.

Pozdrawiam,

Ananke

Cześć Ananke!

Przyznam się bez bicia, że ułatwienie bohaterom zadania było największym błędem opowiadania. 

Dużo wyjaśniania to efekt pośpiechu. Chcę dalej prowadzić fabułę, zamiast skupić się na tworzeniu scenek a wiem, że takie scenki właśnie robią robotę (jeśli są dobrze napisane oczywiście). Defekt pisarski jak to mówią. 

Cieszy mnie za to, że czytało się płynnie i humor trafił :)

Dzięki za komentarz i pozdrawiam również!

Storm, no przez to, że tak łatwo im szło, napięcie uciekło, a jednak w takich opowiadaniach stanowi istotny element. Znaków masz mało, więc scenki by się zmieściły, może kiedyś się pojawią. :)

Khaire!

 

Nie podobało mi się, natomiast uważam, że twoje opowiadanie ma wiele wspólnego z ostatnim filmem spod szyldu Dungeons&Dragons, który zebrał raczej pozytywne recenzje i poklask fandomu, więc moja opinia może wynikać po prostu z odmiennego gustu. Mam z grubsza ten sam główny zarzut – historia jest tylko pretekstem do przemycania kolejnych efektownych kadrów, żartów, pojedynków i nawiązań do kanonu, podczas gdy ja wolę na odwrót :)

 

Forma też wydaje mi się zwyczajnie mało atrakcyjna.

Nie cierpiał przychodzić do gospody „Pod Złotym Gryfem”.

Myślę, że Xaros nie cierpiał gospody pod Złotym Gryfem, to znaczy tego miejsca (a jeszcze konkretniej jego atmosfery tudzież klienteli), nie przychodzenia do niego. Jeszcze bardziej naturalnie i swojsko zabrzmiałoby, że nie cierpiał Złotego Gryfa, bo przecież już z poprzedniego akapitu wiemy, że akcja ma miejsce w gospodzie.

– Darmowa kolejka dla wszystkich, my stawiamy – wykrzyknął mężczyzna w czarnym płaszczu wchodzący do gospody.

To kolejny przykład. Darmowa kolejka dla wszystkich, my stawiamy – ta wypowiedź znaczy tyle, co: Kolejka dla wszystkich!. Tak samo jej atrybucję można zapisać prościej, swobodniej np. krzyknął od progu mężczyzna w czarnym płaszczu.

 

Ten sam problem przejawia się w nienaturalności dialogów:

– To oficjalna wersja. Tak naprawdę wszyscy wiedzą, iż to sprawka Mieczowników. Są prawdziwymi artystami wśród złodziei.

– Brzmisz, jakby ci wariaci tobie imponowali.

– Powtarzam tylko to, co mówią ludzie.

– Skoro naprawdę są tacy wspaniali…

– Mógłbyś wynająć ich, aby odzyskali twój kamień filozoficzny.

– Tak, Aniko… – zamyślił się ponownie. – Właśnie to miałem powiedzieć, kochanie.

Ja na miejscu Aniki zauważyłbym znacząco: oficjalnie… zamiast tłumaczyć to oficjalna wersja. Ten dialog (i inne) nie brzmi, jakbyśmy podsłuchiwali twoich bohaterów, tylko czytali instrukcje dla nich, co mają mówić. Jak się zamieni: brzmisz, jakby ci wariaci tobie imponowali na: imponuje ci to?, czuć różnicę w ładunku emocjonalnym, prawda?

 

A skoro już o emocjach… Nie czułem niestety żadnych. Jeśli zaczynasz od Xarosa i jego perspektywy, a potem wyłączasz go praktycznie z akcji, to na dość wczesnym etapie gubisz czytelnika, komu ma (ewentualnie) kibicować. Bohaterowie, których daje się opisać w paru słowach (cwaniaczek w czarnym płaszczu, muskularny ork, opryskliwa elfka z szablą, etc.) mają niewielką szansę zaistnienia w wyobraźni na dłużej. Kiedy nie stawiasz przed nimi przeszkód, najlepiej takich, które celnie uderzają w ich słabości (o ile je mają…), brakuje napięcia, że cokolwiek pójdzie nie tak. Zwroty akcji można mnożyć w nieskończoność, ale na końcu i tak zostaje najważniejsze pytanie: co za różnica, kto kogo oszukał?

 

Na koniec powtórzę, że rzeczywistość rozbiła się w moim przypadku o oczekiwania. W każdym opowiadaniu, nawet tym nastawionym na przygodę, zabawę i akcję, szukam atrakcyjnego stylu, wciągającej fabuły i trójwymiarowych postaci. Czy te elementy są generalnie obowiązkowe, to już kwestia dyskusyjna, pewnie nie dla każdego.

 

Pozdrawiam,

D_D

Twój głos jest miodem... dla uszu

Duago_Derisme

Szkoda, że się nie podobało. Filmu z D&D nie wiedziałem, ale słyszałem same pozytywy. Tam doceniono humor, który jest podobny do tego w moim opowiadaniu. Może zostało to zrobione lepiej? Osobiście lubię taki styl (parodiowanie schematów, nawiązania) więc chyba faktycznie kwestia gustu.

Natomiast z brakiem przeszkód dla bohaterów się zgadzam.

Dzięki za komentarz i również pozdrawiam! 

Całkiem przyjmna lektura. Fabularnie jest przyzwoicie, w finale nawet nieźle – podobało mi się to skonfronotowanie bohaterów i fabularne zwroty akcji. Wcześniejszy skok opisany solidnie, choć bez fajerwerków. Bohaterowie zarysowani głównie przez pokazanie ich umiejętności, więc chyba tak, jak powinno być.

Cieszę się, że się podobało zygfrydzie. Dzięki za klika i komentarz!

Cześć, Storm.

 

Cóż, nie porwało.

Trochę za bardzo pachnie grafomanią, niż oferuje porządne klasyczne fantasy, w którym nie wystarczy uczynić kogoś orkiem i elfem, by godnie reprezentować gatunek. Tekst przypomina mi niezobowiązujący scenariusz prostego w obsłudze rpga, gdzie nie ma żadnych oczekiwań w stosunku do postaci i kierunku fabuły, jaki sobie obiorą – ot, macie, bawcie się.

 

Co do motywu złodziejskiego: jeśli jedna z Mieczowników dysponuje tak potężną mocą jak wydrylowanie myśli z nic nie podejrzewającego człowieka, to wystarczy zrobić to z Królem, by zasięgnąć dostępu do jego skarbca. Jest wiele tego typu zgrzytów fabularnych, które sabotują założenia wielkiego złodziejskiego skoku.

Jeśli mogę coś poradzić, sugeruję skupić się na paru bohaterach, być może nawet jednym, i maksymalnie w niego zainwestować, tworząc fabułę w oparciu o konkretny konspekt, nie naśladując wiele motywów jednocześnie – bo śmieszki ze znanych i lubianych motywów są spoko, ale w sumie po co?

Pozdrawiam!

Żongler

Szkoda, że nie porwało. Grafomania nie była moją intencją, może przez humor i elementy parodystyczne, które osobiście lubię. Mimo to wiem, że mogło być lepiej. 

Dzięki za komentarz i przeczytanie!

Od razu zaznaczam, szanowny autorze, że będę nieco brutalny, ale nie bierz, proszę, tego do siebie. Swe uwagi czynię z pozycji bardzo wymagającego czytelnika, dla którego tolkien to nuda strasza. Krytyka twojego tekstu wynika, wbrew pozorom, z sympatii i mam nadzieję, że pomogę ci w ten sposób rozwinąć się w przyszłości. Zaczynajmy więc.

To najsłynniejsi złodzieje w całym imperium.

Zawsze stoję po stronie zawieszenia niewiary, ale są pewne warunki. Potrzebuję haczyka, dobrego klimatu, jakiegoś elementu, który odwróci moją uwagę i nie pozwoli czepiać się drobnostek. Tu niestety nie mam za bardzo możliwości zignorowania tego zdania. Padło to zbyt otwarcie i sprawia wrażenie, że zna ich każdy – w tym straż, która niechybnie powinna ich zwinąć, gdziekolwiek by się nie pojawili, skoro są tacy znani. Może przesadzam, ale jakoś mnie to ukłuło. Złodzieje raczej nie chcą być znani jako złodzieje. Wydaje mi się, że lepiej byłoby próbować ukryć ich tożsamość. Na przykład już bardziej przekonałby mnie taki dialog:

– No co ty?! Mieczowników nie znasz?

– Nigdy o nich nie słyszałem!

– I bardzo dobrze. To nie są ludzie, których chcesz znać… No chyba, że potrzebujesz, aby pewne rzeczy zmieniły właściciela.

Słowem klucz jest tu sugestia. A że mało subtelna – no oczywiście, ale przynajmniej nie sprawia wrażenia, że obok karczmy stoi urząd, w którym rezyduje związek zawodowy złodziei.

– Tak, Aniko… – zamyślił się ponownie. – Właśnie to miałem powiedzieć, kochanie. Doskonała szansa! Tak! Wreszcie odbiorę temu draniowi Oberonowi dzieło mego życia, które bezczelnie ukradł, a ci dziwacy mi w tym pomogą!

bardzo wyraźne exposition talk – zbyt nachalne w mojej ocenie.

O poranku następnego dnia

Wystarczy "o poranku". Z kontekstu wyraźnie wynika, że to następnego dnia.

– Dobrze, to chyba wszystko prawda, alchemiku? – spytał Daven.

osobiście nie bawię się w łapanki, bo interpunkcja niekoniecznie przeszkadza mi w odbiorze tekstu, ale tutaj przecinek ma znaczenie, i to ogromne. W obecnym brzmieniu Daven pyta się alchemika, czy to, co powiedział, to prawda.

– Mam tutaj jedynie Legolasa Zielonego Liścia – rzekł ork.

– Okłamałaś nas, zdziro! – odparł ten po lewej.

– Zachowuj się, Gragg, bo jak mamę kocham, zdzielę cię w pysk! – uspokoił go ten z listą gości. – Mój druh chciał powiedzieć, iż oszukała nas pani. Zatem, proszę się oddalić i… O, bogowie, cóż za straszna pomyłka! Teraz dopiero przypomniałem sobie, że pan Zielony Liść pochodzi przecież z Lorien! Więc naprawdę jest pani jego kuzynką. Och, przepraszam najmocniej za to niedopatrzenie i zapraszam do środka – dodał zmieszany i otworzył wielkie odrzwia pałacu.

A już myślałem, że to ja popełniłem opko z bezczelnymi i wygodnymi zbiegami okoliczności :)

– Chyba żartujesz! Miałam wszystko pod kontrolą! Zrobiłam to specjalnie, żeby cię wpienić. Wyglądasz wtedy przezabawnie – odpowiedziała elfka.

a czy on nie jest w tym momencie niewidzialny? Więc jak miała widzieć jego minę? :P

 

FABUŁA – 0

 

Sztampowa do bólu. Oglądałem D&D – honor wśród złodziei i tam w bardzo ciekawy i zabawny sposób pokazano i wykorzystano magię znaną z systemu. Mam wrażenie, że mocno się tym inspirowałeś, ale nie zadbałeś o szczegóły. Nie ma tu absolutnie nic interesującego. Żadnego ciekawego włamu, żadnego zaskakującego plot twistu (czyli nie zgadzam się z kilkoma opiniami powyżej) – absolutnie nic, co sprawiłoby, że uśmiechnąłbym się i powiedział “ah, sprytnie” albo “o, tego się nie spodziewałem”.

Nie zrozum mnie źle – nie spodziewałem się, że kelnerka okaże się sukubem, ale fakt ten raz, że spłynął po mnie jak po kaczce (brakowało mi jakiegoś forshadowingu, drobnych hintów, sugestii, czegokolwiek) i dwa, że równie dobrze mógł to być koń, na kórym jechali, brzydal, co macał kelnerkę, a nawet obraz w kolekcji Obertona. Słowem – zupełnie mnie to nie ruszyło i było mocno na siłę. Główną przyczyną może być to, że postać kelnerki pojawia się na początku i na końcu, a nie bierze czynnego udziału w skoku, gdzie mogła pojawić się okazja do rzucania drobnych okruszków, które prowadziłyby do plot twista.

 

WARSZTAT – 1,5

 

Jest ok, ale mam wątpliwości, bo słaba fabuła i narracja nie pozwalają mi go prawidłowo ocenić. Wygląda na to, że solidne podstawy masz i żadnych większych błędów, konstrukcji zdaniowych czy opisów nie wyłapałem, ale z drugiej strony nie za bardzo było co oceniać, bo brakowało jednego bardzo ważnego elementu:

 

KLIMAT – 0

 

Opko przypomina sesję RPG w świecie DnD świeżo raczkujących graczy i mistrza gry, którą ktoś spisał i ubrał w prozę. Nie czuję tu nic, zupełna pustka, i tylko mocno komediowy wydźwięk tego opka trochę go ratuje, ale wciąż nie ma tu niczego, co pozwoliłoby mi zagłębić się w tekst, świat, postacie i, co najważniejsze, zawiesić niewiarę.

 

NARRACJA 2

 

Płynie się przez tekst, nigdzie się nie gubię, wiem co się dzieje, kiedy się dzieje, co robią bohaterowie, nie ma dziwnych przeskoków, a to BARDZO dobrze, bo nie lubię strasznie potykać się w trakcie czytania. Ten element masz dobrze opanowany, a to bardzo istotne w poszerzaniu swoich umiejętności, bo można mieć szerki słownik świetne opisy, zarąbiste pomysły, ale ze słabą narracją wszystko legnie w gruzach.

 

DIALOGI – 0,5

 

Nieciekawe, często wycelowane bardziej w czytelnika niż do postaci, bywają sztuczne, aż zęby zgrzytają. 

 

POSTACI – 0

 

Absolutnie nieciekawe, płytkie i puste. Nic nie mogę o nich powiedzieć oprócz tego, jakiej są ew. rasy. Zero charakterów, które mogłby nadać im choć trochę życia.

 

Podsumowanie

 

Wymagasz ode mnie, jako czytelnika, już bardzo dużego zawieszenia niewiary. Rozumiem, że świat jest magiczny (DnD-kowy w 100%). Magia, jaką władają – telepatia, chowańce itp – to potrafię zrozumieć, ale te bardziej przyziemne elementy zaczynają mnie irytować. Cały ten plan jest dziecinny, nieprzemyślany, ani trochę sprytny, dziurawy jak sito, a opko przypomina trochę niewymagającą myślenia kreskówkę.

W każdej historii musi istnieć hak – albo ciekawy świat, albo ciekawe postacie, albo klimat, albo fabuła, jakiś ciekawy twist – jest mnóstwo rzeczy, którymi mogłeś mnie zainteresować, ale tu nie ma żadnej z nich. Treścią opowieści jest skok i mogłeś na tym się skupić. Plan mógł być prosty, ale w ciekawy sposób wykorzystać samą magię, magiczne zabezpieczenia, jakieś komediowe rozwiązanie trudnej sytuacji… Już samo budowanie napięcia mogło zbudować klimat, ale tu też napięcia tyle, co kot napłakał.

 

D&D – honor wśród złodziei to kino sztampowe, ale – przede wszystkim – zabawne. Nie tylko dlatego, że to po prostu komedia, ale raz – że wykorzystano świat DnD w tej komedii i dwa, że bohaterowie mają tam jednak jakiś rozwój, coś się z nimi wewnętrznie dzieje, i to już wystarcza, żeby przymknąć oko na całą resztę.

 

Mam nadzieję, że cię nie zniechęciłem – wolałem być szczery w swej opinii, ale czasem boję się, że może to być źle odebrane. Zapewne zbyt wiele wymagam, ale sam często nie spełniam swoich własnych oczekiwań, więc to nie tak, że pozjadałem tu wszystkie rozumy ;). Życzę udanych kolejnych opek i powodzenia.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Folan

Nie zniechęciłeś mnie, bolało tylko trochę :)

Poza tym cenię sobie szczerą opinię. Im więcej takich opinii tym wyraźniej widzę problemy tekstu, co jest dobre, bo pozwala uniknąć czegoś takiego w przyszłości. 

Filmu z D&D nie widziałem, więc nie on stanowił inspirację, ale chyba obejrzę skoro już któryś raz to opko jest do niego porównywane. 

Dzięki za przeczytanie!

 

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Dzięki, Koalo. Pozdrawiam!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki za przeczytanie Anet!

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka