- Opowiadanie: Ajzan - Spotkanie z Wiedźmą

Spotkanie z Wiedźmą

Jak widać, nadal pracuję nad moją młodzieżówką fantasy w klimatach mitologii nordyckiej. Po namyśle stwierdziłam, że poprzednia wersja jest do niczego, więc zaczęłam pisać od nowa, w bardziej konwencjonalnej formie.

Jak zwykle, krytyka mile widziana. ^^

Oceny

Spotkanie z Wiedźmą

1

Sigyn

Śnieg skrzypiał pod nogami Sigyn. Za sobą ciągnęła sanie z chrustem, na plecach niosła łuk i kołczan, za pasem siekierę. Chłodne powietrze szczypało w policzki i nos, jednak dziewczynie najbardziej przeszkadzał skrzenie jasnego puchu w słońcu.

Od długiego patrzenia na migoczącą biel, robiło się jej niedobrze.

Najgorzej było podczas wspinaczki na szczyt wzgórza. Musiała bardzo uważać, bo przez długą spódnicę ledwo widziała własne nogi.

– Uch! – Mimo wszystko i tak zahaczyła stopą o ukryty w śniegu korzeń.

Zachwiała się, ale zrobiła wszystko, by nie upaść. Ostatnie czego chciała, to zjechać na sam dół wzgórza pociągnięta przez sanie. 

Zacisnęła zęby i ruszyła dalej. Dopiero na samym szczycie oparła się ramieniem o sosnę. Kiedy zamknęła oczy, pod powiekami jeszcze przez chwilę widziała jasne plamy. Zupełnie jakby blask wypalił ślady na powierzchni jej oczu.

Najgorsze już miała za sobą. Dalsza droga do domu nie powinna być tak uciążliwa.

Wysoko w górze podmuchy wiatru strącały śnieżne czapy z gałęzi. W pewnym momencie rozległ się też trzask. Zanim Sigyn spojrzała w górę, instynktownie napięła mięśnie do skoku.

To z pobliskiego drzewa spadła na drogę gałąź. Pomiędzy zielonymi igłami migotały grudki lodu. Mimo tego, na oko Sigyn, po osuszeniu patyk powinien być dobry na opał. Żyjąc samotnie, z dala od innych w samym sercu Wilczej Doliny, dziewczyna rozumiała, że nie powinna ignorować żadnej okazji. 

Podniosła znalezisko.

– Dziękuję, łaskawe Norny – powiedziała cicho do ziemi pod stopami.

Nie oczekiwała odpowiedzi. Skryte głęboko u samych korzeni Drzewa Światów Norny tkały żywota ludzi i samych bogów, ale rzadko kiedy porozumiewały się z kimkolwiek.

Dlatego Sigyn niemal podskoczyła, gdy usłyszała dochodzący z daleka przenikliwy pisk, jakby kogoś mordowano. Zacisnęła mocniej dłonie na gałęzi.

Następnie do jej uszu dotarł męski śmiech, który zaraz przeszedł w krzyk. Ktoś inny się zaśmiał. Sądząc po drażniącym uszy głosie, była to zapewne ta sama osoba, co wcześniej przeraźliwie pisnęła.

Sigyn powoli rozluźniła uścisk. Nową gałąź wsadziła pomiędzy resztę chrustu na saniach. Nie była zachwycona takim obrotem spraw. Może nic tam się złego nie działo: ot, leśne swawole z dala od Ivarby, jedynej w Wilczej Dolinie osady. Nie zmieniało to jednak faktu, że stanęli na drodze wiodącej do jej domu.

Spojrzała wokół. Po obu stronach stronach drogi rosły drzewa i krzewy tak gęsto, że przejście przez nie z saniami albo tylko samym chrustem na plecach nie było możliwe. 

Mogła jeszcze zawrócić, zmienić trasę… gdyby inne ścieżki nie biegły przez terytoria wilków.

Kiedyś, na polowaniu z ojcem, Sigyn zobaczyła sforę ścigającą jelenia. Zwinny byk susami pokonał płytki potok. Wilki także by bez trudu pokonałyby wodę, ale zatrzymały się na brzegu, sapiąc i powarkując za uciekającą zdobyczą. Dziewczyna nie rozumiała, czemu nie pobiegły dalej. Dopiero ojciec wyjaśnił, że potok rozdzielał ziemię tej watahy od terenów drugiej.

Wilcza Dolina nie bez powodu tak została nazwana. Od niepamiętnych czasów tymi ziemiami władało dziewięć klanów. Każda z watah trzymała się wyraźnie zarysowanych granic, dzięki czemu panował pokój… do czasu.

Od ostatniej wielkiej inwazji na Ivarby Sigyn często znajdowała w lesie rozszarpane wilcze truchła, w tym szczeniąt. Winę za nie ponosiły nowe watahy przybyłe z gór i stada dzikich psów porzucone przez najeźdźców. Intruzi zburzyli dawne porządki. Niegdysiejsze porozumienia między starymi klanami zastąpiły wielopokoleniowe walki o dominację, ziemię i zwierzynę. Nowe granice nie wytrzymywały długo.

Co gorsza, wilcza agresja obejmowała nie tylko pobratymców. Dawniej wilki w miarę możliwości trzymały dystans od ludzi wędrujących po ich terenach. Obecnie nie miały oporów przed rzuceniem się na intruza całą sforą. Nie dalej, jak parę dni temu Sigyn znalazła obgryzioną z mięsa i rozkruszoną potężnymi szczękami ludzką czaszkę. 

Wspomnienie popękanych kości budziło niechęć dziewczyny przed pójściem tam, gdzie z całą pewnością wiedziała, że obecnie polują wilki i kundle. Z drugiej strony nie chciała też ryzykować spotkania z ludźmi. Od samego myślenia o tym czuła ucisk w gardle. Rozumiała jednak, że cokolwiek mogło się stać, obcowanie z ludźmi nie powinno zakończyć się tak źle, jak z wilkami.

– Trudno – mruknęła i pociągnęła za sobą sanie.

 

2

Sigyn

Z każdym krokiem Sigyn coraz lepiej słyszała niecodziennych gości. Sądząc po odgłosach, była to grupka młodych ludzi: kilku chłopaków i przynajmniej jedna dziewczyna – ta o nieprzyjemnie piskliwym głosie.

Sigyn miała podejrzenia graniczące z nadzieją, że spotka ich na znajomej polanie. Tak byłoby dobrze, bo mogła wtedy ominąć towarzystwo, idąc leśną ścieżką okrążającą łąkę.

Stanęła na rozwidleniu dróg. Odnoga skręcająca w prawo wiodła prosto na polanę. Dziewczyna już chciałą pójść w lewo, ale zawahała się. Niepewnie spojrzała w kierunku otwartego pola, następnie na sanie, potem znów skierowała wzrok przed siebie.

Nie chciała ryzykować spotkania z tymi ludźmi, ale jednocześnie sama ich obecność w lesie nie dawała jej spokoju. Kim byli i co też tu robili? Nie zachowywali się jak myśliwi dotąd spotykani tak daleko od Ivarby.

A jeśli to bandyci, którzy postanowili rozbić obóz w okolicy?

Jeśli teraz odejdzie, niewiedza będzie ją gnębić przez długi czas. Nienawidziła uczucia niepewności, kiedy nie rozumiała, co się dzieje. Tylko potęgowało strach.

Kolejna fala śmiechu pomogła Sigyn w podjęciu decyzji.

Sanie z chrustem ukryła w podszycie na rozwidleniu. Na głowę zsunęła kaptur wypłowiałego, czerwonego płaszcza. Z przezorności ściągnęła też łuk z pleców. Najciszej, jak umiała, weszła między iglaste krzewy. Duży kamień ukryty pośród gałęzi zapewnił dodatkową osłonę.

Nieduża polana z jednej strony kończyła się na skraju zbocza. Ponieważ myśliwi często tutaj odpoczywali, blisko stromizny powstało ogrodzone kamieniami miejsce na ognisko. Dzisiaj jednak, zamiast łowczych, zawitała tu grupka młodych ludzi: trzech chłopaków i dwie dziewczyny.

Na oko Sigyn mieli po szesnaście lat, jeden z nich może więcej. Dwóch chłopaków budowało stos, jasnowłosa dziewczyna rozkładała prowiant na jednej z kłód położonych wokół ogniska.

Pozostała dwójka – starszy chłopak i czarnowłosa dziewczyna – ganiała za sobą po polanie. Toczyli bitwę na śnieżki, która z wolna przeszła w zabawę w berka. 

Pod zimowym odzieniem Sigyn dobrze widziała zarys wysokiej, dobrze umięśnionej sylwetki młodego mężczyzny. Gdyby zamierzał naprawdę ścigać dziewczynę, bez trudu by ją dopadł. Po jakimś czasie zrezygnował z pozorów. Złapał ściganą, objął i uniósł nad ziemię.

– SVEEEN! – wrzasnęła czarnowłosa. Był to dźwięk tak wysoki, że zabolał Sigyn jak strzały wystrzelone w sam środek uszu.

Sven upadł razem z dziewczyną na śnieg. Oboje śmiali się wniebogłosy, ale ich popis bynajmniej nie zrobił wrażenia na towarzyszach.

– Oj, przestań się drzeć, siostro! – krzyknął jeden z chłopaków pracujących nad ogniskiem. On także miał czarne włosy, potwierdzające bliskie pokrewieństwo.

– Właśnie, Astrid – poparła go jasnowłosa dziewczyna. – Lepiej chodź tu i mi pomóż.

Otrzepawszy się ze śniegu, Astrid poszła w stronę rówieśniczki. Kiedy mijała palenisko, niby od niechcenia szturchnęła brata tak mocno, że prawie poleciał na stos drewna.

– Ała!

– A ty czemu krzyczysz, Knut? – zapytała siostra poszkodowanego.

Sven wyglądał, jakby powstrzymywał śmiech. Druga dziewczyna pokręciła głową. Trzeci z chłopaków, rudy, przytrzymując Knuta, patrzył na Astrid.

– Doprawdy, czasem jesteś jak ta Wiedźma – odparł za kompana.

Sigyn przełknęła ślinę. Nie podobał się jej kierunek, w którym zmierzała ta awantura.

 Obelga także wstrząsnęła Astrid.

– Jak śmiesz!

– Spokój, spokój. – Knut wstał i stanął między rudzielcem a swoją siostrą. – Nie przeszliśmy takiego szmatu drogi, by się kłócić – mówiąc to machnął w stronę stosu toreb i pakunków.

– Dokładnie – poparła go jasnowłosa. – Jeśli nie przestaniecie, to w końcu wilki, albo nawet sama Wiedźma z Wilczej Doliny tutaj przyjdzie.

Na polanie zapadła głucha cisza. Astrid i trzech chłopaków zwrócili głowy w stronę towarzyszki. Także Sigyn uwiązł oddech w gardle. Obraz przed jej oczami zaczął nieznacznie falować.

Pierwszy przerwał ciszę Sven swym donośnym śmiechem.

– Ha, ha! Nie no! – Klepnął się dłonią w udo. – Nie mów, Greta, że ty też wierzysz w te bajki!

Dziewczyna zwana Gretą prychnęła.

– To nie bajki… przynajmniej nie wszystko.

– I co z tego – Prychnął Sven. – Nie jesteśmy małymi dziećmi. Nie trzeba nas straszyć bogowie wiedzą jakimi jędzami, żebyśmy nie wchodzili sami do lasu.

Sigyn zamrugała, żeby pozwolić łzom spłynąć po policzkach.

– Myśliwi także opowiadali o spotkaniach z Wiedźmą – zauważył rudzielec.

Sven machnął ręką lekceważąco, ale zanim powiedział cokolwiek, rudy chłopak ponownie zabrał głos:

– Przyda nam się trochę drewna na zapas. Pójdziesz nazbierać?

Sven oparł pięści na biodrach.

– Mam iść po patyki, Bjorn? Myślałem, że moim zadaniem jest strzeżenie was przed wilkami. – Mówiąc to, wyciągnął zza pasa topór bitewny.

– Możesz przy okazji rozejrzeć się za tropami wilków – odparł Bjorn, wzruszywszy ramionami.

– Jak wrócisz, naleję ci miodu! – zawołała Astrid.

– Niech wam będzie. – Sven wsadził topór z powrotem za pas, w zamian odpinając wiszący z drugiej strony róg. Rzucił go w stronę dziewczyn. – To idę. Nie dajcie się porwać Wiedźmie, pod moją nieobecność.

– Jasne.

– Ta…

– Pewnie.

– Powodzenia, Sven!

Z większym niż wcześniej napięciem Sigyn patrzyła na odchodzącego chłopaka. Aż do momentu, gdy zniknął w zaroślach po drugiej stronie polany, miała obawy, że nagle zmieni zdanie i postanowi skręcić w jej kierunku. Nie zrobił tego, ale i tak przyczajona za kamieniem nie mogła pozbyć się ani niepokoju, ani fal coraz bardziej zniekształcających obraz przed oczami. Zarówno ręce jak i nogi pulsowały, jakby w każdej kończynie tkwiło szybko bijące serce.

A to tylko dlatego, że młodzi ludzie zaczęli gadać o Wiedźmie z Wilczej Doliny.

 

3

Greta

Grecie ulżyło, kiedy Sven odszedł, nawet jeśli tylko na moment. Nie znosiła go, ale dla dobra przyjaciółki gotowa była trzymać język za zębami.

Z prowiantem uporały się szybko. Knut i Bjorn też wkrótce dokończyli budowanie stosu.

– To jak, podpalamy? – zapytał Knut.

– Nie! – Astrid pisnęła. – Zaczekajmy na Svena.

– Niech będzie. – Bjorn wzruszył ramionami. – Może do tego czasu nie zamarzniemy.

Greta ukradkiem zerknęła na przyjaciółkę. Astrid kurczowo ściskała róg Svena. Blada, zmartwiona i z rozpuszczonymi włosami opadającymi na twarz, wyglądała jak sama władczyni krainy umarłych.

Greta cicho westchnęła.

– Hej. Nie martw się, Astrid. – Położyła dłoń na ręce przyjaciółki. – Svenowi nic nie będzie. To… To w końcu doświadczony wojownik.

Tyle wystarczyło, by rozpogodzić dziewczynę.

– Dzięki, Eta.

Na dźwięk swego starego przezwiska, Greta się uśmiechnęła. W tym momencie było dokładnie jak dawniej: tylko ona, Astrid, jej brat-bliźniak Knut i Bjorn – najlepsi przyjaciele od najmłodszych lat.

Jako bliscy sąsiedzi, Bjorn i bliźniaki spędzali czas zawsze razem. Greta dołączyła do nich głównie dlatego, że jako jedna z niewielu dzieci potrafiła znieść nadzwyczaj piskliwy głos Astrid i nie miała ochoty brać udziału w złośliwościach innych.

Skrzypienie śniegu zapowiedziało nadejście Knuta i Bjorna. Obaj trzymali swe rogi w dłoniach.

– Nie wiem, jak wy, ale my byśmy się już napili – stwierdził Bjorn.

– Spokojnie, siostrzyczko, zostanie coś dla Svena – dodał szybko Knut.

Bjorn i Greta posłali sobie szybkie spojrzenia, jako że oboje mieli takie samo zdanie na temat piątego koła u wozu.

Sven pochodził z długiej linii najlepszych wojowników Ivarby. Trzy miesiące temu wrócił okryty chwałą z wielkiej wyprawy. Do dziś nie ucichły opowieści o jego wspaniałych dokonaniach, jednak po bliższym poznaniu on sam okazał się co najwyżej znośny.

Z jakiegoś powodu uwagę tego zadufanego w sobie, niezbyt bystrego samochwały przykuła właśnie Astrid. A ona, biedna dziewczyna odrzucona przez większość rówieśników, zakochała się bez pamięci. Jak dotąd Sven traktował ją dobrze, więc przyjaciele nie mieli większych powodów do niepokoju, ale bezustannie pilnowali zakochanych. Niestety, musieli z tego powodu pozwolić młodemu bohaterowi na dołączenie do ich grupy. Kiedy się nie przechwalał, był całkiem przydatny, zwłaszcza na wyprawę taką jak ta.

Bjorn i Knut usiedli obok dziewczyn.

– Przepraszam, że cię popchnęłam – powiedziała Astrid do brata.

– Nie szkodzi – odparł Knut. – W końcu jesteśmy rodzeństwem… Tylko następnym razem nie popisuj się.

– A ja przepraszam za porównanie ciebie do Wiedźmy z Wilczej Doliny. – Dodał Bjorn.

– Wybaczam ci – odparła po namyśle Astrid.

– Dziękuję, o, łaskawa pani!

Wszyscy czworo zaczęli się śmiać.

– A skoro o Wiedźmie mowa – powiedziała Greta. – Słyszałeś coś nowego?

Bjorn pomagał w gospodzie stryja, gdzie często przesiadywali wojownicy i myśliwi. Potem dzielił się ich opowieściami z przyjaciółmi.

Wszyscy umilkli, by posłuchać.

– Tropiciel wilków Olaf opowiadał wczoraj, że jak ostatnio wracał z lasu po zmroku, to go Wiedźma śledziła. Zarzekał się, że podążała za nim, skacząc z drzewa na drzewo. Na szczęście udało mu się ją zgubić, kiedy był blisko Ivarby.

– Straszne. – Knut upił miodu ze swego rogu.

– Ale to nie mogła być Wiedźma, tak naprawdę? – spytała zaniepokojona Astrid. – Tylko jakieś zwierzę?

– Możliwe. – Bjorn przytaknął. – Nie pierwszy raz już o czymś takim słyszałem.

Reszta przyjaciół także.

Poprawdzie, każdy w Ivarby znał opowieści o Wiedźmie z Wilczej Doliny. Przodkowie ponoć poznali jej moc, kiedy pierwszy raz przybili do brzegu. Czarownica przywołała potężną wichurę, która powywracała lub odepchnęła ich łodzie daleko w morze. Kiedy jakiś czas później zebrali siły i przybyli po raz drugi, nie stanęła im już na drodze. Miejscowi twierdzili, że uciekła do lasu porastającego całą Wilczą Dolinę.

Według babki Grety, Wiedźma pochodziła od olbrzymów z głębi samego Jotunheimu. Czasem miała mamić wędrowców przybierając postać młodej kobiety… albo wysyłać za nimi wilki.

Knut zapytał, czy dziewczyny też chcą miodu. Astrid odmówiła, ale Greta poprosiła. Obracając napełniony róg w dłoni, popatrzyła na czekające na podpalenie ognisko.

Im starsi się stawali, tym coraz mniej czasu cała czwórka spędzała ze sobą. Ojciec bliźniaków, stolarz, ostatnio podupadł na zdrowiu i chciał, aby syn przejął po nim warsztat. Knut także coraz więcej robił w gospodzie i wyglądało na to, że odziedziczy ją po bezdzietnym stryju. Jak wszystko dobrze się ułoży, Astrid wyjdzie za Svena, zaś Astrid…

Dziewczyna wzięła duży łyk miodu. Od myślenia o bezwzględności Norn i desperackiego chwytania strzępków minionego dzieciństwa dostawała mdłości. Powinna cieszyć się chwilą, jak radziła jej babka. To dlatego razem z przyjaciółmi postanowiła zrobić coś szalonego, dopóki mogli wszyscy we czworo… Oraz ze Svenem.

– Coś naszemu wojownikowi długo idzie to zbieranie patyków – zauważył Bjorn, nie kryjąc złośliwości.

Greta odwróciła się do chłopaka. Już chciała przytaknąć, ale jej uwagę przyciągnął ruch w krzakach za jego plecami. Myśl, że mogło to być jakieś zwierzę schowane za skałą pośród zarośli, przyniosła Grecie ulgę, jednak nie na długo.

– O wilku mowa – powiedział Knut, zaś jego siostra zerwała się na nogi.

Sven musiał obejść łukiem polanę, bo wyszedł drogą przeciwną do tej, którą pierwotnie poszedł. Nie to jednak zdumiało Gretę, tylko ciągnięte przez wojownika sanie pełne powiązanego chrustu.

 

4

Greta

Czworo przyjaciół podeszło bliżej.

– Nic ci się nie stało, Sven? – zapytała Astrid.– Och, jak się martwiłam!

– Ja mam lepsze pytanie. – Bjorn wskazał palcem sanie. – Skąd to wszystko masz?

Sven wzruszył ramionami.

– Znalazłem w pobliskich krzakach. – Machnął ręką w stronę lasu za sobą.

Na czole Bjorna wyskoczyła żyłka.

– Więc znalazłeś sanie, które postanowiłeś zabrać ot tak?

– O co ci znowu chodzi, wiewiórze?! – Sven stracił cierpliwość. Przybrał pozę wskazującą gotowość do walki. – Zrobiłem, jak mi kazałeś i nadal masz problem!

– Te sanie muszą do kogoś należeć – wyjaśniła szybko Greta z nadzieją, że złagodzi tym sytuację. Cztery pary oczu natychmiast zwróciły się w jej stronę. – Znaczy, ktoś musiał je tam zostawić… i nadal może chodzić po okolicy.

Na polanie zapadła cisza.

– Sven – Knut zapobiegawczo stanął między ukochanym siostry a Bjornem.

– Tak?

– Czy zauważyłeś wokół sań ślady w śniegu?

Kolejna chwila milczenia, a potem:

– Nie przyjrzałem się – przyznał Sven z ciężkim westchnieniem. Wyraźnie zrozumiał swój błąd.

Bjorn przyłożył dłoń do twarzy i pokręcił głową. Nawet Astrid wyglądała na zawiedzioną, że miłość jej życia nie zrobiła czegoś tak oczywistego. Zapewne to właśnie reakcja dziewczyny skłoniła Svena do gorączkowych tłumaczeń. Twierdził, że w okolicy jakoś nie mógł znaleźć dobrych patyków, a honor wojownika nie pozwalał mu na powrót z misji z zaledwie garstką wykałaczek. Dlatego kiedy znalazł sanie z masą obwiązanego chrustu, jako doświadczony łupieżca, nie mógł przepuścić takiej okazji.

Bjorn dalej tylko kręcił głową. Greta już miała zasugerować, że może powinni wrócić na miejsce, gdzie Sven znalazł sanie, i poszukać śladów, ale zauważyła, że Knut spogląda na krzaki, w których wcześniej sama zauważyła ruch. Gestem nakazał wszystkim ciszę i wkrótce wszyscy obserwowali wielki kamień w krzakach.

Kiedy kilka gałązek pękło z trzaskiem, nikt nie miał wątpliwości, że ktoś się czaił w zaroślach.

Sven natychmiast spoważniał. Wyminął chłopaków i stanął tak, by osłonić ciałem Gretę i Astrid przed potencjalnym zagrożeniem..

– Kimkolwiek jesteś, pokaż się! – zawołał z jedną dłonią wiszącą tuż nad toporem u pasa.

Krzaki zaszeleściły gwałtownie. Pośród trzasków i śniegu spadającego z gałęzi, zza skały wyjrzała skulona sylwetka.

Astrid cicho pisnęła.

Spowita w czerwoną pelerynę postać wypełzła na otwartą przestrzeń. Na plecach niosła kołczan pełen strzał, w dłoni ściskała łuk. Jak Sven, także miała topór u pasa, tylko jej był typową siekierą drwala.

Chłopak zrobił krok do przodu, na co raczkująca w śniegu postać wyciągęła otwartą dłoń w błagalnym geście. Spod głębokiego kaptura dobiegł niewyraźny, cichy głos.

 Sven stanął z założonymi rękoma.

– Kim jesteś? – zażądał odpowiedzi. – Pokaż swoją twarz.

Po kilku niezręcznych sekundach dziwna osoba wstała, wsparłszy się na łuku. Stanowczy wyraz twarzy Svena na moment uległ zmianie, kiedy okazało się, że dorównywała mu wzrostem, a do tego nosiła spódnicę. Nawet pośród wojowniczek Ivarby nie było żadnej kobiety sięgającej mu czubkiem głowy wyżej niż do brody.

Wolną dłonią nieznajoma zsunęła kaptur. Na piątkę młodych ludzi spojrzała para dużych, ciemnych oczu. Należały do dziewczyny, która, pomimo wzrostu, mogła być rówieśniczką Grety i bliźniąt, o ile nie młodsza. Bogowie nie byli dla niej łaskawi, bo poskąpili jej kobiecych atutów: tylko tyle, by nie została wzięta za chłopaka w spódnicy. Nie pomagało, że włosy miała krótkie i kędzierzawe, których kolor przywodził na myśl suchą trawę. Ponadto była tak blada i wymizerowana, że już z daleka było widać cienie pod oczami jak również piegi pokrywające nos oraz policzki

Przytulona do Grety Astrid mocniej ścisnęła ramię przyjaciółki.

– Eta, to chyba… – szepnęła, ale Greta ją uciszyła.

Od strony gór nadleciał silny podmuch wiatru. Może to było wyłącznie złudzenie, ale żywioł przyniósł ze sobą z oddali wilcze wycie.

 

5

Greta

Dziwna nieznajoma wyciągnęła rękę z palcem skierowanym w piątkę młodych ludzi.

Bjorn i Knut przybrali pozy w gotowości do działania, nawet Sven drgną. Greta zaś chciała zachować zdrowy rozsądek. Na jej oko, dziewczyna przed nimi wyglądała na bardziej przerażoną niż oni.

Z wąskich ust jasnowłosej padł głośniejszy, jednak wciąż niezbyt wyraźny zlepek dźwięków:

– To-t-tomje.

– Co? – Sven zrobił krok do przodu. Od dziewczyny dzieliło go teraz z pięć metrów. Bjorn też wyszedł, zrównał się i ręką zagrodził chłopakowi drogę, ku jego rozgoryczeniu.

– Jej chyba chodzi o sanie – powiedział, następnie machnął drugą dłonią w stronę łupu Svena. – Tego chcesz, prawda?! – zawołał.

Nieznajoma zdrętwiała. Greta z daleka widziała, że rusza ustami, bezgłośnie, albo zbyt cicho, by dosłyszeć ją przez wiatr. Wyraźnie za to było słychać Svena.

– Mam tego dość.

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, odtrącił rękę Bjorna i ruszył zdecydowanym krokiem w stronę nieznajomej. Choć nie wyglądał, jakby zamierzał sięgnąć po topór, to i tak wyglądał groźnie.

– Stój!

– Czekaj!

– Nie!

– Sven!

Czworo przyjaciół krzyknęło jednocześnie, jednak nic to nie dało, bo niespodziewanie oślepił ich potężny blask. Rozległ się trzask, potem huk uderzenia czegoś o ziemię. Jak tylko Greta odzyskała wzrok, ujrzała leżące u jej stóp ciało. Wrzask Astrid w pełni uświadomił dziewczynie, na co patrzy.

Sven skręcał się z bólu. Na piersi miał dziurę wielkości pięści, wypaloną aż do ciała. Niezbyt głęboko, ale powoli zaczęła się tam zbierać krew.

Astrid padła przed ukochanym na kolana. Próbowała zatamować krwotok okładami ze śniegu, ale to sam ranny ją powstrzymał.

– Uciekajmy-khe! Wszyscy! – zawołał, próbując wstać.

Bjorn od razu pobiegł w stronę ścieżki wiodącej do Ivarby. Knut i Astrid zostali, by pomóc Svenowi. Zanim Greta uciekła, spojrzała jeszcze raz na dziwną dziewczynę… nie, Wiedźmę z Wilczej Doliny. Na oczach Grety padła ona na ziemię.

Cóż, nikt nie miał ochoty sprawdzić, czy i także jej coś się stało. Ani pozbierać manatki. Zostawili wszystko, co ze sobą przynieśli.

Astrid biegła ciągnięta za jedną rękę przez Knuta, za drugą przez Svena. Dogonili i wyprzedzili Gretę. Ta niedługo później odkryła, że nie widzi w pobliżu Bjorna. Kątem oka zahaczyła jedynie o rudą czuprynę pozostającą w tyle. No tak, w końcu chłopak nigdy nie był zbyt dobrym biegaczem.

–Bjorn! – zawołała Greta nie przerywając biegu.

Niespodziewanie Sven puścił Astrid.

– Nie zatrzymujcie się! – krzyknął, przyciskając dłonią ranę na piersi. – Dam se radę!

Greta dogoniła rodzeństwo, złapała bliską rozpaczy przyjaciółkę i razem pobiegli dalej. Pędzili ile sił w nogach po nierównym i miejscami śliskim terenie, aż dotarli na szeroki gościniec. Dysząc ciężko, dopadli płotu dzielącego drogę od skarpy. Knut i Greta ledwo złapali oddech a Astrid zaczęła płakać, kiedy z lasu wypadł Sven ciągnący za sobą Bjorna. Dopadli ogrodzenia z takim impetem, że o mały włos go nie roztrzaskali.

– Ech… Tu już powinniśmy być bezpieczni – oznajmił Sven, wskazując pobliski drogowskaz z nazwą ich osady.

Wszyscy odczuli ulgę, łzy płynęły Astrid po uniesionych w szerokim uśmiechu policzkach.

– Dziękh-i – wykrztusił uwieszony płotu Bjorn. Blady i spocony wyglądał, jakby za chwilę miał zwymiotować.

– Drobiazg. – Sven machnął ręką. Jak wcześniej próbowała to zrobić jego wybranka. zaczął obmywać ranę garstką śniegu.

– I-i jak? – spytała Astrid.

– Phi! Nie takie rany otrzymywałem na polu bitwy.

To prawda. Wszyscy słyszeli opowieści o tym, jak Sven pozbawił trzech berserkerów głów, mając uda przebite na wylot strzałami w kilku miejscach.

– Na szczęście Wiedźma nie dobrała mi się do mięsa. Trochę skóry zostawiła – dodał, po czym zdjął płaszcz. Z pomocą Astrid złożył go w prostokąt i przyłożył sobie do piersi. 

Gretę tymczasem przeszył chłód. Nadal wiało, choć nie tak mocno. Znowu też zdało się jej, że słyszy wycie wilków.

– Lepiej już chodźmy – zasugerowała. – Powinna zobaczyć cię uzdrowicielka, Sven.

– Jasne.

Inni też nie mieli obiekcji, także Bjorn, na którego twarz powróciły kolory.

Przez dłuższy czas szli w milczeniu, próbując przetrawić niedawne wydarzenia. W końcu Knut głośno zapytał o to, co powiedzą w Ivarby.

Zdumiewające, ale Sven nie wyrażał chęci do powiedzenia prawdy, ani nawet do ubarwienia zdarzeń tak, aby po raz kolejny wyjść na bohatera. Najwyraźniej sprowokowany atak Wiedźmy uświadomił mu bezmyślność własnych działań. Gdyby nie był taki impulsywny i lekkomyślny, z całą pewnością nic by się nie stało.

Równocześnie fakt, że starał się osłonić Gretę i Astrid przed potencjalnym zagrożeniem na polanie, a potem dobrowolnie został w tyle, żeby pomóc Bjornowi, stawiał zuchwałego wojownika w dużo lepszym świetle.

Kiedy w końcu wyszli z lasu na pola uprawne pod Ivarby, zaczął padać śnieg, 

Sven zachwiał się. Astrid od razu wyraziła chęć pomocy.

– Dziękuję – powiedział, obejmując ukochaną wokół ramion wolną ręką.

Równocześnie jego spojrzenie napotkało Grety. Dziewczyna posłała wojownikowi uśmiech a on odpowiedział jej tym samym.

 

6

Sigyn

Płatek śniegu wpadł prosto do oka Sigyn. Mocno zacisnęła powieki. Ledwo mogła złapać oddech a głowa bolała ją tak, jakby została przebita włócznią. Dziewczyna uniosła sztywną rękę i zimnym palcem starła wilgoć z twarzy. Spróbowała wstać, ale przez atak kaszlu o mały włos nie wylądowała z powrotem na ziemi. W zasięgu ręki znalazła łuk. Jak wiele razy wcześniej, posłużył jej za podporę.

Sigyn otaczał świat bieli i szarości. Na polanie zostały tylko ślady schadzki: nietknięte ognisko, rozłożony prowiant oraz rozlany na śniegu miód.

Kawałek po kawałeczku fragmenty wspomnień wracały do dziewczyny, a obraz jaki tworzyły wydawał się nierzeczywisty: przez wir emocji i burzliwych myśli, ukryta za kamieniem znieruchomiała niemal zupełnie, by okiełznać ten chaos. Jeśli zrobiłaby cokolwiek, całkowicie straciłaby kontrolę nad sobą. W pewnym momencie jednak odczuła potrzebę kichnięcia. Jakoś zatkała nos, powstrzymując hałas, lecz gwałtownym ruchem ciała poruszyła gałęziami. Skuliła się, po czym zaraz zapragnęła wychynąć, by sprawdzić, czy ci młodzi ludzie zauważyli. Zamiast tego ujrzała, jak spełnia się jej najgorszy koszmar. Potem już działała instynktownie, wbrew rozsądkowi.

W chwili obecnej wewnątrz Sigyn poczucie winy walczyło ze strachem i złością. 

Czemu nie uciekła, kiedy miała szansę?! Czy nie mogła lepiej ukryć sań?! Dlaczego nie mogła zignorować ciekawości i pójść bezpieczną drogą?!

Najbardziej jednak przeklinała swoją niezdolność do rozmowy z innymi. Kiedy słuchała rozmów tamtej piątki, słowa wychodziły z ich ust swobodnie, od razu gotowe. Ona z kolei musiała się wysilić, by wydusić choć jedno zrozumiałe słowo, szczególnie pod presją. A jeśli do tego ktoś chciał ją dotknąć…

Padający śnieg nie zdążył jeszcze zasypać miejsca, gdzie odrzuciła Svena. Gdyby mogła, postąpiłaby inaczej, ale magia w niedoświadczonych rękach była nieprzewidywalna.

Walcząc z zawrotami głowy, Sigyn ledwo powstała z ziemi. Za wzburzonym śniegiem czekały samotnie sanie z chrustem. Biała polana falowała jak mleko w niesionym garnku, choć dziewczyna miała już suche oczy. Nie pomagało to w utrzymaniu równowagi ani na ból pod czaszką, dlatego ponownie opuściła powieki. Po chwili, kiedy czuła się już pewniej, zaczęła nucić monotonną melodię, kiwając ciałem lekko do rytmu, aż w końcu wpadła w trans. Choć nic nie widziała, czuła wokół siebie wzburzone strzępki eitru, jak inni czuli podmuchy powietrza.

Sigyn nie miała przy sobie run, ale i tak zdołała okiełznać niewidzialną siłę wokoło. Eitr przybrał dla niej formę czegoś w rodzaju widmowych ramion. Znalazły one i przyciągnęły bliżej sanie.

Wybudziwszy się z transu spokojniejsza i lepiej widząca, Sigyn chwyciła za wodze. Idąc powoli, podeszła na skraj zbocza. Rozciągał się przed nią okrywający Wilczą Dolinę las. Z najdalszego stromego klifu spadał wodospad. Płynąca od niego rzeka przecinała dolinę fiordu na pół, kończąc bieg na granicy z Ivarby, gdzie wpływała do morza.

Przez dziesięciolecia nieduża wioska rozrosłą się w wielką osadę z siecią ulic, prężnie działającą przystanią, barwnym rynkiem i rozległymi polami. Sigyn wypatrzyła pięć drobnych postaci idących ku głównej bramie, każda na własnych nogach. Kamień spadł jej z serca. Przynajmniej tamci dotarli szczęśliwie.

Spośród każdego szczegółu rozciągającego się przed nią krajobrazu, Sigyn, mimo chęci, nie potrafiła zignorować przycumowanyn przy przystani długich łodzie z zielonymi żaglami. Zanim się zorientowała, nieprzerwanie dręczące ją z tyłu głowy urywki z wcześniejszego spotkania wymieszały się ze starszymi wspomnieniami.

Już nie Sven nacierał na nią, tylko drakkary o zielonych żaglach pędziły w stronę przystani, wtedy tylko jednego pomostu na plaży. Jedna łódź szybciej od innych przybiła do brzegu i najeźdźcy ruszyli do ataku na wioskę. Ludzie krzyczeli ze strachu albo rządzy krwi. Trąbiono w rogi, metal uderzał o metal. W powietrzu unosił się ciemny dym i zapach palonej strzechy. Mieszkańcy wioski ginęli z rąk najeźdźców jak muchy.

Sigyn przyglądała się tej rzezi z ukrycia. Niezdolna do ruchu, mogła tylko mieć nadzieję, że berserkerzy jej nie znajdą. Z całego serca pragnęła, aby to wszystko się skończyło, ale coraz bliższe zielone żagle jasno dawały znać, że będzie tylko gorzej. Nie, nie mogły dobić do brzegu. Musiała je zatrzymać, powstrzymać tę masakrę zanim nikt nie pozostanie przy życiu.

Także wtedy wezbrany eitr i nieopisany strach opętały Sigyn. Gdy ustąpiły, stała chwiejnie na środku rynku. Nad osadą wisiały ciemne burzowe chmury. Deszcz lał jak z cebra, oblewając ruiny chat. Żaden budynek nie uszedł cało: te nie spalone przez najeźdźców zniszczyła burza i potężny wicher. Na placu wokół dziewczyny leżały w ciemnoczerwonym błocie trupy wrogów. Z przystani i łodzi zostały tylko pływające w zatoce kawałki drewna i zielonego płótna. Identyczne żagle w oddali zmierzały w stronę horyzontu.

Ze zrujnowanych budynków powychodzili ocalali mieszkańcy wioski. Brudne twarze tej garstki bezbarwne lub pełne żalu, wzrok utkwiony oskarżycielsko w Sigyn. W ich oczach nie była wcale lepsza od najeźdźców. Wprost przeciwnie. Dziewczyna próbowała coś powiedzieć, przeprosić, ale z jej ust wychodził tylko niezrozumiały bełkot.

Stara kobieta wyciągnęła w jej stronę chudy, drżący palec wolnej ręki. W drugiej trzymała przy piersi owinięte szmatkami zawiniątko. Z pomarszczonych ust padło tylko jedno słowo: 

– Wiedźma!

Skrzekliwy głos kobiety ciął niczym miecz, prosto do samego serca oskarżonej.

Twarze ocalałych przybrały wrogi, pełen nienawiści wyraz. Sigyn nie mogła zrobić nic innego, tylko uciec. Pozostawiła ich wszystkich za sobą z opowieścią przekazywaną z pokolenia na pokolenie, dającej początek następnym, dalekim od prawdy.

Dziesiątki lat później, ta sama, wciąż młoda czarownica, nazwana Wiedźmą z Wilczej Doliny, stała na skraju zbocza. Patrzyła na osadę, którą kiedyś próbowała ochronić. Z oczu płynęły jej łzy.

– Przepraszam – powiedziała cicho do piątki młodych ludzi i nieszczęśników, którzy dawno temu przeżyli najazd. – Przepraszam, że nie udało mi się tego zrobić inaczej.

Koniec

Komentarze

.

Sugestie:

 

Sigyn rozumiała, że nie powinna ignorować każdej nadarzającej się okazji.

 

Czy nie chodziło o: Sigyn rozumiała, że nie powinna ignorować żadnej nadarzającej się okazji.

Albo: Sigyn rozumiała, że nie każdą nadarzającą się okazję powinna ignorować.

zależy, co chcesz powiedzieć

 

Jakby w odpowiedzi, tuż po pisku rozległ się męski śmiech. Za chwilę jednak przeszedł w krzyk i tym razem ktoś inny się zaśmiał. Zapewne była to ta sama osoba, co wcześniej przeraźliwie piszczała.

Przyznam, że nie wiem, kto piszczał. Trochę to zagmatwane. Jeśli dziewczyna słyszy te dźwięki, to słyszy pisk, krzyk, a potem śmiech.

 

Dochodzący z drzew śpiew ptaków dodawał jej otuchy.

czy zbliża się wiosna? zimą ptaki słabo śpiewają,

 

Nie chciała narażać się na spotkanie z tymi ludźmi, ale zdała sobie sprawę, że jednocześnie była bardzo ciekawa.

Jeśli panicznie się bała ludzi (tak napisałaś wcześniej), to na pewno nie mogła być ciekawa, trochę to niespójne

 

Tak byłoby to idealne

Idealne tu nie pasuje, idealne oznacza coś perfekcyjnego lub pięknego: byłoby dobrze, gdyby…

byłoby najlepiej, gdyby ich tu nie spotkała…

 

 zdawał się nie mieć niecnych zamiarów

brzmi to staroświecko, nie wiem, czy taki był zamiar

 

Co do kompozycji, czy nie lepiej zacząć od czegoś energicznego, od sceny z przyjaciółmi i bitwą na śnieżki? Opis wędrówki sprawia, że początek jest rozwlekły.

Bohaterka jest trochę enigmatyczna, nie dajesz nam wglądu do jej wnętrza, prócz kilku napomknięć. Byłoby ciekawiej, gdyby narrator widział świat poprzez jej przeżycia i uczucia.

Jeśli podzielisz przyjaciół na tych, którzy wierzą w wiedźmę i na tych, którzy uważają, że to wymysł i każesz im o tym rozmawiać – uzyskasz dynamikę i napięcie.

 

Ogółem, pomysł fajny, ale wykonanie trzeba doszlifować.

Pozdrawiam!

 

Cześć, chalbarczyk. Przepraszam, że tak późno odpisuję.

Bardzo dziękuję za komentarz.

Wskazane przez Ciebie błędy poprawiłam jak również wprowadziłam kilka zmian do tekstu, żeby m. in. bardziej zracjonalizować działania Sigyn.

Nowa Fantastyka