- Opowiadanie: charon19 - Kronika Mag Mell - Spotkanie po latach

Kronika Mag Mell - Spotkanie po latach

Oceny

Kronika Mag Mell - Spotkanie po latach

Rozdział 1 – Spotkanie po latach

 

Gorące promienie słońca ogrzewały północne rejony Mag Mell. W porównaniu do innych regionów tego wielkiego i wspaniałego kontynentu północ charakteryzowały wieczne upały. W ciągu nocy temperatura nigdy nie spadała na tyle, by można było powiedzieć, że jest chłodno, a dni za to były wręcz nieznośnie upalne. Charon od kilku dni przemierzał jałowy płaskowyż, aby po zakończonym szkoleniu u Mistrza Sigmunda wrócić do Twierdzy zakonu Rannen. Minęły już ponad trzy lata, odkąd zakonni mnisi wysłali zaledwie szesnastoletniego Charona na indywidualny trening u jednego z najpotężniejszych Magów współczesnego świata. Czas spędzony na morderczych ćwiczeniach wysoko w górach nie tylko poprawił wydolność fizyczną młodego chłopaka, ale również rozwinął jego zdolności magiczne.

Młodzieniec przetarł zmęczone oczy, a widok, który zobaczył, nie był tym samym widokiem, który zapamiętał z lat młodości. Niegdyś potężna, okazała twierdza zbudowana z białego piaskowca, stała w ruinie. Doszczętnie zniszczona, splądrowana, była jednym wielkim zwaliskiem kamieni bez żywego ducha. Oblicze Charona spochmurniało, a w głowie zapanował mętlik. Co tu się stało? – pomyślał. Nie zwalniając kroku, przekroczył główną bramę, albo raczej to, co z niej zostało. Rozejrzał się po dziedzińcu. Kiedyś był to wielki plac, ozdobiony dookoła marmurowymi posągami, z równo przyciętą trawą, prowadzący wprost do wspaniałej, kilkupoziomowej twierdzy zakonnej. Pustka, niemoc i smutek ogarnęły serce, a kolana, niczym korony drzew na wietrze, poddały się pod ciężarem bólu, którego właśnie doświadczył. Chłopak padł na twarz, z oczu popłynęła łza, a jego gardło wydało tylko cichy jęk.

– Wybrałeś sobie zły moment na płacz…. przyjacielu – usłyszał spokojny i opanowany głos. Charon zerwał się z kolan. Przed nim stało dwóch młodych mężczyzn. Obydwaj byli posturą zbliżeni do Charona. Pierwszy, z bujną złotą czupryną, pozbawioną ładu i składu, miał na sobie czerwone, luźne materiałowe szaty, które dziwnie dobrze pasowały do jego wzrostu i przeciętnej sylwetki. Drugi, trochę niższy, miał kruczoczarne włosy idealnie pasujące do bladej cery i posępnej, opanowanej miny. Jego ciasny, skórzany strój doskonale przylegał do ciała, nadając mu jeszcze większej tajemniczej aury. Nie czekając dłużej młodzieńcy rzucili się sobie w ramiona.

– Jeffrey? Tom? Skąd się tu wzięliście?

– Skończyliśmy nasz trening i dziś rano wróciliśmy do …– złotowłosy chłopak obejrzał się dookoła i z rozbawioną miną dodał. – Tutaj.

-Spodziewaliśmy się, że uda nam się ciebie tutaj spotkać. Choć nie spodziewaliśmy się, że to będzie dziś – dodał kruczo czarny. – Niedaleko rozbiliśmy obóz, chodź z nami.

Niewielkie obozowisko znajdowało się na środku dużej polany. Tutaj kiedyś istniał plac do ćwiczeń, pomyślał Charon. Drewniane konstrukcje, na których młodzi uczniowie mogli trenować sztuki walki, tory przeszkód dla mniej lub bardziej zaawansowanych oraz arena do pojedynków. Dziś z tego wszystkiego został tylko pusty skrawek ziemi. Wyraźnie widać było, że pobliscy chłopi rozkradli wszystko, co nie zostało zniszczone lub nadawało się do jeszcze czegoś.

Po chwili dotarli na miejsce. Starannie ułożony kamienny krąg, w którym żarzyły się jeszcze kawałki drewna. Na ziemi leżało kilka podróżnych sakw, a wszędzie panowała przygnębiająca atmosfera. Tom i Jeffrey zadbali o obozowisko – myślał Charon. – Przygotowali sobie miejsce do odpoczynku. Ciekawe, ile czasu zamierzali tu spędzić.

Charon dorzucił swoją sakwę do reszty. Nie mieli zbyt wiele rzeczy, wszak żaden z nich nie dysponował zbyt dużym majątkiem. Trochę ubrań na zmianę, skórzane płaszcze na deszczowe dni i kilka koców. Wszyscy razem usiedli wygodnie naprzeciwko siebie i wpatrywali się w płomienie ogniska. W spokojnym szeleście wiatru można było słyszeć od czasu do czasu głębsze wdechy i syczenie palącego się drewna. Na ich twarzach malował się smutek i niepokój. Myśli chłopców biegły gdzieś w nieznane. Mimo tego, że nie tak spodziewali się swojego spotkania po latach odosobnienia, żaden z nich nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu, co tu mówić? Zostali całkiem sami. Klasztor, w którym się wychowali, klasztor, który uważali za swój dom, miejsce, w którym się poznali, nauczyli walczyć i korzystać z magii, miejsce, gdzie odnaleźli przyjaźń i rodzinę – to miejsce już nie istniało.

– A więc panowie – zaczął Jeffrey. – Co wiemy?

– Szczerze mówiąc to niewiele – odpowiedział Tom. – Nie mam pojęcia kto i po co mógłby zrobić coś takiego. Klasztor Rannen był jedną z najpotężniejszych twierdz na całym Mag Mell.

– W każdym razie zdobyli to, czego chcieli – lekceważąco, z teatralnym gestem ręki dodał Jeffrey. – O ile chodziło im o śmierć i zniszczenie.

– Niekoniecznie – głos Charona wydawał się jeszcze bardziej odległy.

– A niby co to ma znaczyć? – zaciekawił się Jeffrey.

– Podejrzewam, że to działania ludzi z północnego kontynentu – wyjaśnił Charon.

– Co? Że niby ta dzicz? – zaśmiał się Jeffrey.

– Tak się składa, że ta "dzicz" posiada w swoich szeregach najpotężniejszego maga na świecie. W tej chwili nasza trójka nie miałaby z nim najmniejszych szans – opanowanym głosem wyjaśnił Charon.

– O co tu chodzi? – zaciekawił się Tom, skupiając swój wzrok na przyjacielu. – Bo mam wrażenie, że wiesz coś, czego my nie wiemy.

– Pewnie znacie legendy o Naturystach – zaczął Charon.

– Tak, dwóch magów zrodzonych raz na tysiąc lat, z mocą przekraczającą wszelkie wyobrażenie. Bujdy i legendy dla dzieci – roześmiał się Jeffrey.

– Jesteś tego pewien? – głos Toma brzmiał pewnie i spokojnie, a jego spojrzenie skupiło się na Charonie. – Odkąd tu jesteśmy, czuję, że otacza cię potężna tarcza – kontynuował. – Nawet ja nie jestem w stanie określić jej siły. Wdarcie się do twojej głowy jest całkowicie niemożliwe. Zawsze byłeś silny, ale coś się zmieniło. Powiesz nam, co się stało?

Zapanowała cisza, a spojrzenia wszystkich jakby się skrzyżowały. Tom i Jeffrey z wyraźnie zaciekawionymi minami wpatrywali się w Charona w oczekiwaniu na odpowiedź. Odpowiedź, która miała wprowadzić ich w szok i niedowierzanie. Odpowiedź, która padła tak nagle i niespodziewanie, niczym deszcz w słoneczny dzień. Deszcz, który w jednej chwili zmył z twarzy Jeffreya promienny uśmiech. Deszcz, który wyrwał Toma z wiecznej zadumy. Deszcz, który miał wszystko zmienić. Bo w końcu, legenda z tak odległych czasów, legenda, której już się nie opowiadało, właśnie miała się spełnić.

– Ale jesteś tego pewien? – zaczął Tom.

– Tego, że jestem naturystą? Tego, że gdzieś na świecie istnieje ktoś, kto chce mnie zabić? – szyderczo uśmiechnął się Charon. – Tak, jestem – spokojnie dodał.

– O w mordę– skwitował Jeffrey. – I co, my niby teraz mamy zrobić? Bo czekanie na śmierć, to gówno a nie czekanie.

– Zgadzam się z Jeffem. Nawet jeśli chodzi im o ciebie, to będąc razem, każdego z nas czeka podobny los.

– W takim razie potrzebny nam plan. I to dobry plan – zaczął Charon, z pasją w głosie. – Nie wiem jak wy, ale ja spokojnie nie będę czekać na śmierć. Wytropmy ich… Ich wszystkich… Wszystkich tych, którzy przyczynili się do tego, że nasz dom leży w gruzach. A jak już ich wytropimy…

– Zabijemy – dokończył Tom w pełni opanowanym głosem.

Na tym rozmowa się urwała. Zostało powiedziane wystarczająco dużo. Ostatnie słowa uderzyły echem w głowach. Echem wystarczająco mocnym, by zablokować jakąkolwiek inną myśl, która mogłaby wykiełkować. Odwrócili się z poważnymi wyrazami twarzy, by po chwili pełni zadumy i zamyślenia ułożyć się do snu. Snu, który nie chciał dziś przyjść, a ogromne ciemne rozgwieżdżone niebo wcale nie pomagało. Myśli całej trójki wędrowały gdzieś w oddali. Każdy z nich w samotności próbował poukładać wydarzenia dzisiejszego dnia. Dnia, którego z niecierpliwością wyczekiwali. Miał być to dzień, w którym znów się spotkają. Dzień pełen radości, wspólnych rozmów o minionych latach. Dzień, który zamiast szczęścia i radości przyniósł ból i uczucie straty. Na szczęście nie zostali sami, mieli siebie. To im wystarczyło. Podjęli decyzję i wyznaczyli kierunek, w którym podążą dalsze losy ich życia. 

Koniec

Komentarze

Młodzieniec przetarł zmęczone oczy, a widok, który zobaczył, nie był tym samym widokiem, który zapamiętał z lat młodości. Niegdyś potężna, okazała twierdza zbudowana z białego piaskowca, stała w ruinie.

Odniosłem wrażenie że ruiny zmaterializowały się przed nim. Przydało by się jakieś delikatne wprowadzenie. 

 

Pustka, niemoc i smutek ogarnęły serce, a kolana, niczym korony drzew na wietrze, poddały się pod ciężarem bólu

 

Niefortunne jest to porównanie. Korony drzew nie poddają się byle wiatrowi. Barwne metafory są często miłym dodatkiem w tekście ale muszą mieć sens.

 

Przed nim stało dwóch młodych mężczyzn. Obydwaj byli posturą zbliżeni do Charona. Pierwszy, z bujną złotą czupryną, pozbawioną ładu i składu, miał na sobie czerwone, luźne materiałowe szaty, które dziwnie dobrze pasowały do jego wzrostu i przeciętnej sylwetki. Drugi, trochę niższy, miał kruczoczarne włosy idealnie pasujące do bladej cery i posępnej, opanowanej miny. Jego ciasny, skórzany strój doskonale przylegał do ciała, nadając mu jeszcze większej tajemniczej aury.

Osobiście nie lubię tak rozbudowanych i szczegółowych opisów postaci. Jeśli ich ubiór nie wnosi nic do historii to najpewniej ten opis będzie ostatnim miejscem gdzie czytelnik zwróci na niego uwagę. Kolejną rzeczą jest fakt że nawet nie wiemy która z postaci jak wygląda bo w tekście nie jest wyraźnie powiedziane czy to Jeffrey jest blondynem? A może Tom?

 

-Spodziewaliśmy się, że uda nam się ciebie tutaj spotkać. Choć nie spodziewaliśmy się, że to będzie dziś – dodał kruczo czarny. – Niedaleko rozbiliśmy obóz, chodź z nami.

Może lepiej by brzmiało → Spodziewaliśmy się że spotkamy cię tutaj.

 

Bardzo szybko od radosnego spotkania przyjaciół po trzech latach rozłąki przechodzimy do smętnego milczenia i żałoby po utraconej twierdzy. Nikt nie opowiada co u niego, nikt nie pyta. Dużo jest tutaj opisów otoczenia, przedstawiania świata. I tak jak świat powinien być tłem dla wydarzeń, postaci i ich relacji, tak tutaj jest odwrotnie. Postacie grają role epizodyczne a główną uwagę zbierają zmieniające się scenografie. Mało to wciągające.

 

…że pobliscy chłopi rozkradli wszystko, co nie zostało zniszczone lub nadawało się do jeszcze czegoś.

Lepiej → mieszkający w okolicy chłopi….

Na ziemi leżało kilka podróżnych sakw, a wszędzie panowała przygnębiająca atmosfera. Tom i Jeffrey zadbali o obozowisko – myślał Charon. – Przygotowali sobie miejsce do odpoczynku. Ciekawe, ile czasu zamierzali tu spędzić.

Co wnoszą te przemyślenia? Jest podejrzliwy wobec przyjaciół? Dlaczego? Jeśli nie to przecież wyjaśnili wcześniej że spodziewali się go spotkać. Łatwo można się domyślić że chcieli na niego zaczekać. Chociaż jest dla mnie zagadką dlaczego założyli że prosto ze swojego szkolenia wróci do twierdzy mniej więcej w tym samym czasie co oni.

W spokojnym szeleście wiatru można było słyszeć od czasu do czasu głębsze wdechy i syczenie palącego się drewna.

Po pierwsze. Czym szeleści wiatr skoro siedzą na polanie? Po drugie. Jeśli od czasu do czasu to usłyszeć, nie słyszeć.

 

Mimo tego, że nie tak spodziewali się swojego spotkania po latach odosobnienia, żaden z nich nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa.

Zakładam że chodziło o… → Mimo tego że nie tak wyobrażali sobie swoje spotkanie po latach…

 

Pojawia się tu dysonans. Najpierw wesoło witają kompana a teraz wszystkich ogarnia smutek.

 

Zostali całkiem sami. Klasztor, w którym się wychowali, klasztor, który uważali za swój dom, miejsce, w którym się poznali, nauczyli walczyć i korzystać z magii, miejsce, gdzie odnaleźli przyjaźń i rodzinę – to miejsce już nie istniało.

Powtórzenia, powtórzenia. Klasztor, klasztor; miejsce, miejsce. Dobrze brzmi to w głowie, gorzej wygląda to na papierze, jeszcze gorzej kiedy się to czyta.

 

– Niekoniecznie – głos Charona wydawał się jeszcze bardziej odległy.

Co dokładnie “Niekoniecznie” bo wszystko wcześniej i później wskazuje na to że chodziło o śmierć i zniszczenie.

 

Tom i Jeffrey z wyraźnie zaciekawionymi minami wpatrywali się w Charona w oczekiwaniu na odpowiedźOdpowiedź, która padła tak nagle i niespodziewanie, niczym deszcz w słoneczny dzień. Deszcz, który w jednej chwili zmył z twarzy Jeffreya promienny uśmiech. Deszcz, który wyrwał Toma z wiecznej zadumy. Deszcz, który miał wszystko zmienić. Bo w końcu, legenda z tak odległych czasów, legenda, której już się nie opowiadało, właśnie miała się spełnić.

Deszcz, deszcz, deszcz, deszcz → rekord

legenda, legenda

odpowiedź, odpowiedź

 

 

Warsztat potrzebuje oszlifowania na dość gruboziarnistym kamieniu. Co do fabuły. Przejścia wydają się mechaniczne. Bohaterowie ze sobą niemal nie rozmawiają i o ile można obarczyć tym przygnębiające okoliczności to kiedy już zaczynają się wymiany zdań nie wynika z nich nic konkretnego. Trochę jakby bohaterowie czytali streszczenie fabuły w której się znajdują próbując odnaleźć się we własnym świecie. Przymknął bym na to oko (biorąc pod uwagę że jest to fragment) ale tekst wydaje się być zamkniętą całością, rozdziałem. Dlatego brakuje tu wielu elementów. Wątki zostają otwarte i nie są nijak rozwinięte. Na plus kreacja świata która choć bardzo skąpa pokazuje że za krótkim fragmentem kryje się większa całość, choć nic z niej nie wynika.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

@chalbarczyk @Hakoręki bardzo dziękuję za obszerny komentarz. Postaram się jak najszybciej przeredagować tekst zgodnie z waszymi uwagami :)

Nowa Fantastyka