- Opowiadanie: Derfel - Malarz gwiazd

Malarz gwiazd

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Malarz gwiazd

0

Judith leżała na plecach i patrzyła w gwiazdy. Symbol ogromu wszechświata.

Myślała o tym co mogłaby teraz robić ze swoją córeczką. Może poszłyby na plac zabaw albo na pizzę? Tak zdecydowanie na pizzę. W knajpie pod kosmicznym baranem na Yurret mieli bardzo smaczną i na dodatek wcale nie było drogo. Jedynie obsługa nie była zbyt uprzejma.

Judith z zamyślenia wytrącił wyświetlający czerwone komunikaty skafander.

UWAGA! PRZEBICIE PŁYTY OSŁONOWEJ NUMER PIĘĆ!

UWAGA! NISKI POZIOM PŁYNU HYDRARULICZNEGO!

UWAGA! WYKRYTO ZŁAMANIE KOŚĆI W LEWEJ RĘCĘ!

UWAGA! SZYBKO SPADJĄCY POZIOM TLENU!

UWAGA! TLENU WYSTRACZY NA 30 MINUT!

Wyłączyła okno diagnostyczne znajdujące się w lewym górnym rogu wizjera po czym westchnęła i rozejrzała się. Leżała na wielkiej metalowej płycie, a w około niej rozrzucone były szczątki stacji kosmicznej.  Powyginane w odrażający sposób kawałki złomu ciągnęły się aż po horyzont, za którym wznosiła się planeta Telijeh. Z powierzchni księżyca robiła ona piorunujące wrażenie. Była większa niż wszystko co Judith widziała przez całe swoje życie, a na dodatek gazy znajdujące się w jej atmosferze mieniły się kolorami tęczy.

Gdy dziewczyna spróbowała wstać całe jej ciało przeszył okropny ból. Upadła i zaklęła pod nosem. Po chwili znów zaczęła się podnosić. Tym razem udało jej się utrzymać na nogach przez kilka sekund.

Nagle nad jej głową przemknął niewielki statek w nieskazitelnie białym kolorze. Prawdopodobnie należał do kogoś obrzydliwie bogatego. Jego prawy silnik wyglądał na poważnie uszkodzony a w poszyciu znajdowało się parę dziur. Niebezpiecznie szybko zniżał swój poziom lotu, aby następnie uderzyć w skalistą powierzchnię księżyca. W górę wzniosła się niebotyczna ilość kurzu.

Judith na czworaka ruszyła w kierunku wraku.

I

8 godzin wcześniej

Judith ubrana w wygodny czarny dres biegała po ładowni. Było to jedyne pomieszczenie na statku na tyle duże, aby dało się w nim wygodnie ćwiczyć.

Poruszała się slalomem pośród sporych rozmiarów skrzyń. Po czole spływał jej pot a jej krótkie czarne włosy były całe mokre. Rozmyślała o swojej ciężko chorej córce. Trzy lata temu zachorowała ona na rzadką chorobę OHE-04. Jej leczenie było niezwykle kosztowne z tego właśnie powodu Judith została przemytniczką. Jeszcze tylko dwie lub trzy dostawy i będzie mogła sfinansować operacje. W końcu.

Podczas wykonywania dwudziestego okrążenia złapała ją kolka i musiała na chwilę przystanąć. W tym samym momencie jej zegarek zawibrował a następnie wyświetlił wiadomość od Corveia.

GDZIE TY JESTEŚ? CHODŹ SZYBKO NA MOSTEK. WIEŻA ZEZWOLIŁA NA DOKOWANIE.

Judith wyłączyła grającą na słuchawkach muzykę i zatrzymała stoper. Biegła bez przerwy przez pół godziny. Niezły wynik.

Wyszła na korytarz. Jego szare ściany wydawały jej się zimne i odpychające. Nie lubiła tego statku. Latała na nim już od roku, pomimo tego dalej czuła się komfortowo. Był zbyt sterylny. Brakowało mu chociaż odrobiny swojskości.

Po chwili była już na mostku. Corvei przygarbiony siedział przed paroma ekranami, na których z prędkością światła przelatywały linijki kodu.  

-Staram się sfałszować dane zebrane przez ich skanery. -powiedział tonem prawie całkowicie pozbawionym emocji po czym założył na twarz okulary. – Ty w tym czasie zadokuj. Proszę. Dok 819c

Judith usiadła na fotelu, wyprostowała nogi, przysunęła do siebie jeden z większych ekranów a następnie przełączyła się na sterowanie ręczne.

Statek zaczął się powoli obracać. Niedługo później w polu widzenia Judith znalazła się ogromna stacja kosmiczna Echo-024. Miała kształt kolby kukurydzy, w którą ktoś powbijał setkę gwoździ. Znajdujące się na niej lampki bez przerwy mrugały lub zmieniały kolor.

W dokach przeznaczonych dla statków towarowych panowało straszne zamieszanie. Tak jak to zwykle bywało na przeludnionych stacjach. Pomimo tego lądowanie nie sprawiło jej większych problemów.

II

-Czekamy na tego pajaca już pół godziny. -powiedział zniecierpliwiony Kyle.

Był postawnym mężczyzną o długiej ciemnej brodzie. Na głowie miał czarny kapelusz z szerokim rondem który ani trochę nie pasował do jego robotniczego uniformu.

Energicznie przestępował z nogi na nogę. Judith nie lubiła z nim latać. Był zbyt porywczy i nieokrzesany. Niestety nie miała innego wyboru.

-Uspokój się. Zaraz powinien przyjść-Opowiedział Corvei. -Przynajmniej szybko nam na dokowanie zezwolili. To się często nie zdarza.

W przeciwieństwie do Kyle’a był niski i nienaturalnie chudy. Pod kątem charakteru również bardzo się różnili.

-I zdejmij ten debilny kapelusz. Proszę. Zbyt rzuca się w oczy.

-O to chodzi. -Kyle oparł się o ścianę. -Inspektor zwróci na niego uwagę przy okazji pomijając kilka podejrzanych szczegółów.

-No dobra niech Ci będzie.

-Tyle już razem pracujemy a dalej tak mało wiesz o szmuglerce.

-Ha! Gdyby nie ja zatrzymałyby was już skanery.

Kyle chciał coś odpowiedzieć, lecz w tym samym momencie stalowe drzwi rozsunęły się i na pokład statku wkroczył mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie czysty i idealnie dopasowany garnitur. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest straszliwie zmęczony. Oczy miał podkrążone, a włosy perfekcyjnie przylizane. Za nim szło dwóch uzbrojonych po zęby żołnierzy.

-Dzień dobry. Nazywam się Phil Connolly i jak już zapewne zdążyliście się domyślić jestem inspektorem celnym. -wymamrotał od niechcenia. -Okręt towarowy „Malarz gwiazd” zgadza się?

-Tak. -potwierdziła Judith.

-Jaki pajac wymyślił tak debilną nazwę?

Judith uderzyła łokciem Kyle zanim ten zdążył opowiedzieć na oblegę.

-Widzę, że nie jesteście zbyt rozmowni. Szkoda. To, gdzie znajduje się ładownia? Albo wiecie co? Pierdolę. Za takie pieniądze to mi się nie chce pracować. Kto jest kapitanem tego pożal się boże statku?

-Ja. -Judith wyszła przed szereg.

Oczywiście kapitanem była jedynie w papierach. Corvei i Kyle nigdy w życiu by nie pozwolili, żeby ktoś im rozkazywał.

Celnik wyciągnął w jej stronę terminal.

-Proszę podpisać tutaj i tutaj.

Po tym jak Judith wykonała polecenie obrócił się na pięcie i wyszedł. Chwilę później to samo zrobili żołnierze.

-To niezły celnik. -powiedział zaskoczony Kyle, gdy tylko drzwi się zasunęły.

Reszta załogi wydawała się równie zdezorientowana. Przez dłuższy moment stali w milczeniu.

-Dobra. -Przerwała ciszę Judith. -Musimy dostarczyć przesyłkę zanim przyślą innego ciołka.

III

Przesyłka była lekka i nie większa od pudełka na buty. Dzięki czemu można ją było bez problemu ukryć w plecaku. Judith nie wiedziała co w niej jest. Nigdy jej nie obchodziło co dostarcza wolała tego nie wiedzieć i spać po nocach bez wyrzutów sumienia. Tak było łatwiej.

Korytarze stacji były ciasne i kręte. Roiło się na ich od ludzi. Momentami było ich na tyle duże, że aby przejść dalej trzeba było się przepychać. Idealne środowisko dla kieszonkowców. Na dodatek złego na ekranach zawieszonych pod sufitem mrugały przesycone kolorami reklamy. Judith rozbolała głowa. Nie mogła się doczekać aż wróci na pokład statku, na którym panowała tak doskonała cisza i spokój.

Załoga malarza gwiazd starała się nie iść zbyt szybko, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Z tego powodu przemierzenie centralnych rejonów stacji zajęło im aż dwie godziny.

Im bardziej oddalali się od centrum tym na korytarzach kręciło się coraz mniej osób. W pewnym momencie jedynie co jakiś czas mijał ich jakiś podejrzany typ. Judith sięgnęła do ukrytej po wewnętrznej stronie kurtki kabury i wyciągnęła mały pistolet.

-Spokojnie. -rzucił Kyle. -Nic nam się tu nie powinno stać.

-Wolę dmuchać na zimne. -odpowiedziała. -Tych tuneli nie patroluje policja a monitoring nie działa od lat.

-Klient zadbał o nasze bezpieczeństwo. Uwierz mi.

Kyle zatrzymał się przed niczym nie wyróżniającymi się szarymi drzewami. Na szczęście przed opuszczeniem pokładu statku zdjął ten kiczowaty kapelusz a uniform zamienił na starą skórzaną kurtkę i wąskie jeansy.

-Tak to tu. -potwierdził Corvei zerkając na zegarek. Schował okulary do kieszeni i poprawił kołnierzyk koszuli.

Drzwi rozsunęły się z piskiem. Judith poczuła się tak jakby ktoś przejechał nożem po jej bębenkach. Ałła. Przed załogą stanął wysoki i umięśniony mężczyzna. Całe jego ciało pokrywały tatuaże. W rękach trzymał karabin. Wyglądnął z nim groźnie. Nawet bardzo groźnie. Przeleciał wzrokiem po całej trójce po czym ruchem dłoni zaprosił ich do środka.

Pomieszczenie było małe. Oświetlała je jedynie niewielka żarówka która czasy swojej świetności miała już dawno za sobą. Raz na jakiś czas gasła pogrążając pokój w całkowity mroku. Pośrodku znajdował się wykonany z metalu stół. Za nim siedziała piękna kobieta ubrana w czarny top. Długie, ciemne oraz kręcone włosy majestatycznie opadały na jej smukłe ramiona. Jedyną skazą były zdecydowanie zbyt szeroko rozstawione oczy. Judith zdawało się, że gdzieś już ją widziała. Za kobietą stała trójka uzbrojonych mężczyzn. Byli w stanie w ułamku sekund przerobić przemytników na farsz.

-Witajcie. -przywitała się ślicznotka.

I wtedy do Judith dotarło. Stała przed najgroźniejszą babą w galaktyce, Lylah Reevs. Szefową grupy terrorystycznej „wolność” walczącej o oderwanie od imperium „pasa Kojota”. Była ścigana za liczne ataki i rozboje. Szacowało się, że w wyniku jej działań śmierć poniosła około setka osób. Judith nie raz widziała jej twarz w telewizji i myślała, że nigdy nie zobaczy jej na żywo.

-Mam nadzieję, że podróż minęła wam przyjemnie i bez większych problemów. Ja się nie mogłam doczekać waszego przybycia. -kontynuowała terrorystka. -Czy przesyłka jest cała?

-Tak. -potwierdził napiętym głosem Corvei i podał jej plecak.

Wyciągnęła z niego kartonowe pudełko, które następnie otworzyła za pomocą zdobionego, srebrnego sztyletu. W środku umieszczony był dziwny przedmiot wielkości dłoni. Lylah zaprezentowała go wszystkim zebranym w pokoiku. Kształtem przypominał koło a jego ścianki oplatały kable w najróżniejszych kolorach.

-Ah. Taki mały a podobno może ściągnąć z orbity całą stację. Niesamowite-powiedziała kobieta. -Nareszcie mogę ruszyć na akcję. Planowanie jest takie nurzące.

-Ostatnio chyba w ogóle mało się ruszałaś. -rzucił Kyle. -Trochę Ci się przytyło.

Judith zesztywniała. Przez tego idiotę zaraz ich zabiją. Co mu w ogóle przyszło do głowy. Obrazić kogoś takiego i to jeszcze w takim miejscu?

-Haha. Stary dobry Kyle jak zawsze bezczelny. Nic się nie zmieniłeś. – Lylah zaśmiała się i skrzyżowała ręce na piersi. -Co u ciebie?

-A wiesz. Nic ciekawego. Jak to przemytnik latam w tę i we w tę. Czasem postrzelam do jakiś piratów albo obiję komuś mordę w barze. A ty jak się trzymasz słonko?

-Zajebiście. Niedługo dokonam rozpierdolu stulecia.

-Super. W ogóle musimy kiedyś powtórzyć Phumuthea’e.

-Na pewno mój ty bąbelku. Niestety teraz nie mam czasu. Także może przy następnym spotkaniu?

-Jasne

-To do zobaczenia.

Kobieta skinęła głową a jeden ze strażników wręczył Kyle’owi walizkę.

-Wasza zapłata za dobrze wykonaną pracę.

Judith powoli zaczęła się wycofywać w stronę drzwi. Za nią ruszyli Corvei i Kyle. Gdy przekroczyli próg, Lylah zerwała się z krzesła.

-A i jeszcze jedno! Spieprzajcie z tej stacji! Im szybciej tym lepiej!

Drzwi zasunęły się i załoga malarza gwiazd została na korytarzu całkowicie sama.

-Czyli to prawda? Ty naprawdę miałeś romans z tą panienką? Myślałem, że zmyślasz. -powiedział Corvei.

W ciąż był oszołomiony po tym co przed chwilą zobaczył. Nie wiedział, czy ma się śmiać czy w przerażeniu uciekać na statek. Kyle uśmiechnął się od ucha do ucha.

IV

Judith czuła się jakby tonęła. To wszystko ją przytłaczało. Czy za chwilę zginą tysiące ludzi? Czy jest temu winna? Czy może to zatrzymać? Tak bardzo chciałaby być teraz w domu przy swojej ślicznej córeczce z dala od tego wszystkiego.

-Myślisz, że powinniśmy powiadomić straż? -wyszeptała Kyle’owi do ucha.

Przechodzili przez rynek główny na którym było zdecydowanie zbyt dużo ludzi. Nie panował tu aż taki ścisk jak w węższych tunelach, ale i tak było strasznie nie komfortowo.  Prócz tego wszędzie stały stragany. Sprzedawano wszystko od plastikowego badziewia przez najróżniejsze ubrania po ohydne jadalne macki należące kiedyś do stworzeń z drugiego końca imperium.

Kyle oderwał wzrok od kilku skąpo ubranych kobiet.  

-A co? Wyrzuty sumienia Cię dopadły?

-Zaraz tu dojdzie do masakry.

-Dlatego musimy stąd jak najszybciej spieprzać.

-Kyle, naprawdę.

-Dlaczego akurat teraz się nad tym zastanawiasz? Co? Rzeczy, które dostarczaliśmy wcześniej też wykorzystywano do podłych celów. To, że klienci nie machali na nimi przed oczami nie oznacza, że tak nie było.

-Ale nie taką skalę.

-Nawet na więk…

Za rogu wyskoczył handlarz i zatarasował im drogę. Uśmiechał się tak szeroko, że Jutdith miała wrażenie, że jego usta zaraz pękną. Kolorowe ubrania wisiały na nim jak na dziecku, które założyło T-shirt rodzica.

-Witajcie! Strudzeni podróżnicy! Wyglądacie tak mizernie! Kupcie przepyszne owoce Melronn prosto z księżyca Margoot! Na pewno poprawią wasze samopoczucie!

-Nie jesteśmy zainteresowani. -opowiedział Kyle.

Sprzedawca podetknął kosz mu wypełniony małymi niebieskimi kuleczkami prosto pod nos.

-No takie dojrzałe! Na pewno się skusicie!

-Na pewno są dojrzalsze od ciebie ciołku. -warknął Kyle i odepchnął koszyk.

Owoce rozsypały się po ziemi. Handlarz opluł załogantów i rzucił w ich kierunku kilka wyzwisk. Cała trójka przyśpieszała kroku. Gdyby teraz zatrzymała ich straż mieliby przerąbane.

 -Może jednak spróbujemy powstrzymać tych pieprzonych terrorystów. -nie dawała za wygraną Judith

-Już za późno. Nie da się nic zrobić. Uratujemy chociaż swoje dupy.

-Nie! Nie! Nie! -wydarł się Corvei, gdy weszli do doków. -Akurat teraz musieli zacząć rozładunek?! Zawsze na niego czekaliśmy przynajmniej dwanaście godzin!

Obok malarza gwiazd stał sporych rozmiarów kontener na kołach. W całości pokrywało go graffiti co świadczyło o tym, że nocą nie był najlepiej strzeżony. Ze statkiem łączyła go szklana tuba, przez którą pracownicy wywozili towary za pomocą elektrycznych mikrosamochodów.

-I jak my im teraz wytłumaczymy, że musimy startować? -zapytał zdeprawowany Kyle.

Niespodziewanie stacją wstrząsnął głośny huk. Chwilę później z głośników zaczął wydobywać się donośny alarm. Początkowa dezorientacja wśród ludzi szybko przeistoczyła się w czyste szaleństwo. Wszyscy zaczęli biegać bez ładu i składu. Niektórzy chcieli opuścić doki inni jak najszybciej wystartować a jeszcze kolejni szukali członków rodziny bądź przyjaciół. Lądowiskiem zawładnął chaos.

Judith, Kyle i Corvei rzucili się w kierunku malarza gwiazd. Judith zdawało się, że z każdym krokiem staje się coraz lżejsza. Sztuczna grawitacja powoli przestawała działać.  

Kobieta pędziła przed siebie. Nie zwracała uwagi na nic. Nie myślała o niczym. Chciała jedynie przeżyć. Przeżyć dla swojej kochanej dziewczynki. Zawładnął nią instynkt.

 Przed twarzą przeleciał jej mikrosamochód. Następnie potrącił przerażonego magazyniera i z impetem uderzył w ścianę. W mgnieniu oka zajął się ogniem. Z pojazdu wygramolił się kierowca. Miotał się oraz wydawał z siebie ohydny skrzek w czasie, gdy trawiły go płomienie.

Judith już prawie lewitowała w momencie, w którym dotarła do śluzy. Przystawiła kartę do czytnika i weszła na pokład. Zaraz za nią do środka dostała się również reszta załogi.

-Wy spróbujcie wystartować! Ja odczepię tubę! -krzyknął Corvei.

Gdzieś w tym całym zamieszaniu zgubił okulary.

Judith i Kyle ruszyli na mostek.

Kobieta zamknęła za sobą drzwi i zasiadła za sterami. Ekrany od razu zamigotały wyświetlając najróżniejsze ostrzeżenia. Zignorowała je. Przejechała dwoma palcami po panelu sterowania w wyniku czego statek zaczął się podnosić.

Na jej zegarek zadzwonił Corvei.

-Co się dzieje? – Odebrała.

-Śluza się zacięła. Tuba nie chce się odczepić. Poczekajcie ze startem.

W tym momencie spojrzała na monitor pokazujący widok z tylnej lewej kamery. Na malarza gwiazd pędził rozpędzony myśliwiec. Pilot prawdopodobnie utracił nad nim panowanie. Judith wiedziała, że musi startować.

-Nie mamy czasu. Uciekaj stamtąd!

-Nie! Uda mi się!

Kobieta przekazała całą moc do napędu.

-Spierdalaj stamtąd! Słyszysz!

Silniki zaryczały i statek wyleciał przez grodzie w przestrzeń kosmiczną. Popychała go eksplozja spowodowana przez myśliwiec, który prawdopodobnie uderzył cysternę.

Tuba oderwała się po czym uderzyła w prawy silnik. Wszystko co znajdowało się w ładowni i na korytarzu wyleciało w próżnię.

-Corvei jesteś tam! Do kurwy nędzy odezwij się! Corvei!

Judith opowiedziała cisza.  

-Kurwa!

Schowała twarz w dłoniach.  Pomiędzy jej placami popłynęły łzy. Kyle poklepał ją po plechach.

-To nie twoja wina.

-Miał jakąś rodzinę?

-Chyba tylko matkę

-Dobrze. Dostarczymy jej ciało.

-Wątpię, żeby udało nam się je wyciągnąć spośród tych…

Statek się zatrząsnął. Ekrany zapłonęły czerwonym kolorem. Spadali.

-Kurwa! Straciliśmy drugi silnik. 

-Co? Jak?

-Nie wiem!

-Ja pierdole! Zakładaj skafander!

-Co?

-Skafander! Szybko!

Kyle wyjął z szafki dwa śnieżnobiałe kombinezony. Jeden rzucił Judith a drugi założył. Kobieta również sprawnie się ubrała.

-Chyba nie chcesz zrobić tego o czym myślę?

-A mamy jakąś alternatywę?

Nacisnął przycisk znajdujący się na ścianie. Drzwi rozsunęły się. Załogantów wyssało ze statku.

V

Judith leżała na plecach i patrzyła w gwiazdy. Symbol ogromu wszechświata.

Myślała o tym co mogłaby teraz robić ze swoją córeczką. Może poszłyby na plac zabaw albo na pizzę? Tak zdecydowanie na pizzę. W knajpie pod kosmicznym baranem na Yurret mieli bardzo smaczną i na dodatek wcale nie było drogo. Jedynie obsługa nie była zbyt uprzejma.

Judith z zamyślenia wytrącił wyświetlający czerwone komunikaty skafander.

UWAGA! PRZEBICIE PŁYTY OSŁONOWEJ NUMER PIĘĆ!

UWAGA! NISKI POZIOM PŁYNU HYDRARULICZNEGO!

UWAGA! WYKRYTO ZŁAMANIE KOŚĆI W LEWEJ RĘCĘ!

UWAGA! SZYBKO SPADJĄCY POZIOM TLENU!

UWAGA! TLENU WYSTRACZY NA 30 MINUT!

Wyłączyła okno diagnostyczne znajdujące się w lewym górnym rogu wizjera po czym westchnęła i rozejrzała się. Leżała na wielkiej metalowej płycie, a w około niej rozrzucone były szczątki stacji kosmicznej.  Powyginane w odrażający sposób kawałki złomu ciągnęły się aż po horyzont, za którym wznosiła się planeta Telijeh. Z powierzchni księżyca robiła ona piorunujące wrażenie. Była większa niż wszystko co Judith widziała przez całe swoje życie, a na dodatek gazy znajdujące się w jej atmosferze mieniły się kolorami tęczy.

Gdy dziewczyna spróbowała wstać całe jej ciało przeszył okropny ból. Upadła i zaklęła pod nosem. Po chwili znów zaczęła się podnosić. Tym razem udało jej się utrzymać na nogach przez kilka sekund.

Nagle nad jej głową przemknął niewielki statek w nieskazitelnie białym kolorze. Prawdopodobnie należał do kogoś obrzydliwie bogatego. Jego prawy silnik wyglądał na poważnie uszkodzony a w poszyciu znajdowało się parę dziur. Niebezpiecznie szybko zniżał swój poziom lotu, aby następnie uderzyć w skalistą powierzchnię księżyca. W górę wzniosła się niebotyczna ilość kurzu.

Judith na czworaka ruszyła w kierunku wraku. Liczyła, że znajdzie w nim sprzęt potrzebny do naprawy skafandra. Drogi nie ułatwiał fakt, że resztki stacji co jakiś czas przesuwały się pod jej rękami grożąc zawaleniem. Za każdym razem wizualizowała sobie jak umiera w męczarniach nabita na metalowy pręt.

W końcu udało jej się zejść na ziemię. Powierzchnia księżyca była twarda i pofałdowana. Znajdowało się na niej wiele wyżłobień pozostawionych po uderzeniach asteroid. Niektóre były naprawdę ogromne. Zmieściłoby się w nich kilka kontenerów.

Dziób statku był całkowicie zmasakrowany. Na szczęście reszta pozostała prawie nietknięta. Przynajmniej z zewnątrz.

Judith oparła się o kadłub. Szarpnęła za drzwi, lecz te ani drgnęły. Wzięła głęboki oddech po czym naparła na nie z całej siły. Rozsunęły się a ona upadła na ziemię. Okno diagnostyczne wyskoczyło na środek wizjera krzycząc o kilkunastu uszkodzeniach wymagających natychmiastowej naprawy. Od razu je zminimalizowała.

Wczołgała się do środka. Wnętrze wyglądało luksusowo. Ściany i wyposażenie były bialutkie, jak chusteczki higieniczne. Po tym, że wszędzie rozrzucone leżały metalowe sztućce, talerze, miski i kubki wywnioskowała, że trafiła do kuchni. Na środku pomieszczenia, zaraz obok stołu leżał martwy człowiek. W jego głownie znajdowała się kula niewielkiego kalibru.

Judith szybko wyszła na korytarz. Zastała na nim kolejnego mężczyznę. Miał na sobie idealnie dopasowany, czarny garnitur. Zginął zapewne podczas pechowego lądowania. Jego ręce były połamane, a czaszka roztrzaskała się na kilkadziesiąt elementów. Wszystko w około pokrywała krew. Judith starała się na to nie patrzeć.

Nieopodal denata znalazła srebrną walizkę oraz broń. Mały pistolet automatyczny dobrze leżał w jej dłoni. Miała nadzieję, że pamięta jak się go używa.

 W sypialni nie było nic zaskakującego poza roznegliżowaną kobietą z rozbitą głową. Następnym pomieszczeniem jakie przeszukała był schowek. W jego wnętrzu znalazła zapasową butlę z tlenem, dwadzieścia litrów płynu hydraulicznego oraz sprzęt do naprawy skafandra.  Usiadła i zaczęła mozolnie grzebać przy kombinezonie. Z okna diagnostycznego po kolei znikały kolejne komunikaty.

VI

Po godzinie Judith doszła do wniosku, że udało jej się naprawić wszystko, co była w stanie bez zdejmowania skafandra. Czuła się bez porównania lepiej niż przed wejściem na statek. Niestety jej lewe ramię dalej przeszywał kłujący ból.

Od momentu, gdy wróciła jej umiejętność trzeźwego myślenia, rozpierała ją ciekawość co znajdowało się w walizce. Otworzyła ją i jej oczom ukazały się dwa miliardy dolarów w gotówce. Świeżo wydrukowane banknoty mieniły się w słabym światle latarki. Za takie pieniądze mogłaby opłacić leczenie córki, odlecieć z nią daleko i zbudować ogromny, wymarzony dom. Żyłyby długo i szczęśliwie.

Cudownie. Czyli miała fortunę, ale nie wiedziała, jak uciec z księżyca. Westchnęła.

Usiadła. Oparła się plecami o ścianę. Była taka zmęczona. Za pomocą komunikatora wbudowanego w kombinezon zadzwoniła do Kyle’a. Odpowiedziała jej cisza. Czego się spodziewała? Prawdopodobnie nie przeżył lądowania. A nawet jeśli, to w jaki sposób miał jej pomóc? Pewnie znajdował się w jeszcze gorszej sytuacji.

Zrezygnowana położyła się na ziemi. Mogła się w to wszystko nie pchać. Znaleźć inny sposób na zarobienie pieniędzy. A tak już pewnie nigdy więcej nie zboczy swojej kochanej dziewczynki. Po jej policzkach popłynęły łzy. Popełniała tyle błędów. Gdyby tylko istniał jakiś sposób, żeby cofnąć czas.

-Kurwa. Judith, ty żyjesz? -w słuchawkach zabuczał głos Kyle’a.

-Kyle? Gdzie jesteś?

-Trafiłem na statek Lylah.

-Co? Jak?

-Długa historia.

-Dobra, nie ważne. Musisz mnie stąd zabrać!

-Ej! Judith żyje! Zawracamy! Gdzie jesteś?

-W…

-Co?! Chyba cię pojebało?! Ona tam umrze!

Kyle zamilkł na dłuższą chwilę.

-Przepraszam Cię Judith…-Odezwał się w końcu. – Nie możemy po Ciebie wrócić. To zbyt ryzykowne.

Jego głos łamał się przy każdym słowie.

-Skurwysyny. -westchnęła. -Jesteś taki sam jak oni, Kyle. Pierdolę was wszystkich! To wszystko wasza wina! Moglibyście… Kurwa!

Wstała. Kopnęła ścianę. Rzuciła znajdującą się nieopodal skrzynką. Narzędzia rozsypały się po podłodze. Małe śrubki ułożyły się w abstrakcyjne wzory.

-Mam przy sobie jebane 2 miliardy dolarów w gotówce. Chyba nie chcecie przegapić takiej okazji?

-Blefujesz. Nic ci to nie da. Naprawdę przepraszam cię. To nie moja wina. Ja bym po ciebie wrócił, po prostu Lylah się nie zgadza

-Nie blefuję.

Włączyła kamerę mieszczącą się na hełmie skafandra, po czym otworzyła walizkę. Oczom Kyle’a ukazały się zieloniutkie banknoty. W świetle lampy błyszczały się niczym niedawno umyta podłoga.

-O ja pierdolę. Jak? Czekaj, zaproszę do rozmowy Lylah. Niech zobaczy to na własne oczy. -Wyszeptał Kyle.

-Nieźle suczko. Powiedz nam jedynie, gdzie się znajdujesz. -powiedziała Lylah głosem, który był jedocześnie łagodny i drażniący.

Judith skrzywiła się jak tylko ją usłyszała.

-Podaje koordynaty.

VII

Niewielki, kruczoczarny statek obniżał swój poziom lotu. Kształtem przypomniał wronę z rozpostartymi skrzydłami. Jego kadłub zdobił napis „opętana wolność”. Poza tym okręt nie wyróżniał się absolutnie niczym.  

Gładko osiadł na powierzchni księżyca zaraz obok sporych rozmiarów karteru. Drzwi rozsunęły się i naprzeciw Judith wyszło pięć postaci. Rozpoznała wśród nich Kyle’a. Jako jedyny miał biały skafander. Reszta nosiła ciemno pomarańczowe kombinezony.

-To, gdzie masz pieniądze rybko? -zapytała Lylah.

Pewnym krokiem wyszła przed szereg. W rękach trzymała karabinek automatyczny. Pozostali terroryści również byli uzbrojeni.

Judith wyciągnęła z kieszeni pistolet. W porównaniu z bronią Lylah robił nędzne wrażenie.

-Są dobrze ukryte. Powiem wam, gdzie się znajdują jak tylko odstawicie mnie w jakieś bezpieczne miejsce.

-Nie taka była umowa. Nie ma walizki, nie ma transportu. Koniec. Kropka.

-Judith, powiedz nam, gdzie ona jest. -wtrącił się Kyle. -Nie bój się. Te spluwy to tak na wszelki wypadek. Nic ci nie będzie.

-Dopóki nie będę w stu procentach bezpieczna, nic wam nie powiem.

-Nie komplikuj sprawy. Proszę. Mamy mało czasu.

Terrorystka wybuchła śmiechem.

-Twarda z niej suka.

-Ej! -do rozmowy dołączył jeden z terrorystów. -Wojskowi zaraz tu będą! Musimy spierdalać!

-Nie. Ja chcę te pieniądze. Dzięki nim w końcu wygramy wojnę! To nasza szansa!

-Przez ciebie wszyscy zdechniemy! Wrócimy po te pieniądze później!

Lylah podniosła broń do ramienia. Wycelowała prosto w Judith.

-Potem będzie za późno.

Dłoń Kyle powędrowała w stronę uda. Ze znajdującej się nim kabury wystawała srebrna rękojeść rewolweru. Mimo słabego światła błyszczała się niczym droga biżuteria. Przemytnik zrobił dwa kroki do przodu. Perfekcyjnie panował nad głosem, dzięki czemu brzmiał jakby w ogóle nie przejmował się zaistniałą sytuacją.

-Uspokój się słonko. Ona nam zaraz wszystko powie.

-Mój drogi, czas na spokojne rozmowy już się skończył. Nasza panienka ma ostatnią szansę.

Judith znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Nie wiedziała co robić. W głowie miała pustkę. Jakiejkolwiek decyzji by nie podjęła i tak straci życie.

Niespodziewanie za horyzontu wyłoniły się dwa myśliwce. Po charakterystycznym malowaniu Judith rozpoznała, że należą do wojska. Pędziły w kierunku opętanej wolności z zawrotną prędkością.

-Jesteśmy skończeni. Dzięki Lylah. -rzucił terrorysta.

Lylah nonszalancko obróciła się na pięcie, po czym otworzyła ogień do swoich kompanów. Nie spudłowała ani jednego strzału. Trzy trupy upadły na ziemię. Szkarłatna krew zaczęła powoli wypływać przez dziury w hełmach.

-Wkurwiali mnie.

Kyle w mgnieniu oka wyszarpnął z kieszeni rewolwer. Przystawił go Lylah do głowy. Brzmiał jakby wszystko miał pod kontrolą.

-Cała ta sytuacja przypomina mi Phumuthea’e. Judith biegnij na statek i skontaktuj się z żołnierzykami. Szybko!

Gdy Judith dobiegła do śluzy stanął w niej wysoki mężczyzna uzbrojony w strzelbę. Bez mrugnięcia okiem oddał strzał. Judith czuła jak jej brzuch zamienia się w krwawą papkę. Upadła na ziemię. Nie mogła oddychać. Była przerażona. Jej powieki z sekundy na sekundę stawały się coraz cięższe. Nie chciała umierać. Chciała żyć. Miała dla kogo.

Głos Lylah był ostatnim co usłyszała, zanim odpłynęła.

-Dwóch na jednego kotku. Masz…

KONIEC

Koniec

Komentarze

Trzy lata temu zachorowała ona na rzadką chorobę OHE-04.

zaimek zbędny

 

Jej leczenie było niezwykle kosztowne z tego właśnie powodu Judith została przemytniczką.

Lepiej właśnie z tego powodu, lub i właśnie z tego powodu.

 

Operacje, czy operację?

 

GDZIE TY JESTEŚ?

Zbędny zaimek, w języku polskim jeśli jesteś, to ty.

 

Judith wyłączyła grającą na słuchawkach muzykę i zatrzymała stoper.

Rozumiem, ale brzmi źle. Muzyka nie gra na słuchawkach;)

 

Jego szare ściany wydawały jej się zimne i odpychające.

 

 

Nie lubiła tego statku. Latała na nim już od roku, pomimo tego dalej czuła się komfortowo.

Nielogiczne, chyba niekomfortowo?

 

Brakowało mu chociaż odrobiny swojskości.

Walcz z zzaimkozą.

 

Masz zły zapis dialogów, poczytaj poradniki: https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Kolbę z gwoździami zobaczyłam;)

 

Ci, Twój, Tobie piszemy z dużej tylko w listach, nie w dialogach.

 

Nigdy jej nie obchodziło co dostarcza wolała tego nie wiedzieć i spać po nocach bez wyrzutów sumienia.

 

Jestem cienka w przecinki, ale tu brakuje co najmniej dwóch przed co i przed wolała. Chyba lepiej w nocy, niż po nocach.

 

Tych tuneli nie patroluje policja a monitoring nie działa od lat.

Przecinek przed a.

 

Judith poczuła się tak jakby ktoś przejechał nożem po jej bębenkach. Ałła.

No zastanówmy się jak to jest jak po bębenkach nożem?…Może po szkle, wtedy bębenki cierpią, a są całe. Ałła to takie imię. Ała to dźwięk, kiedy boli.

 

Długie, ciemne oraz kręcone włosy majestatycznie opadały na jej smukłe ramiona.

Pretensjonalny ten opis strasznie.

 

Ja się nie mogłam doczekać waszego przybycia.

Lepiej nie mogłam się doczekać waszego przybycia.

 

Nazwa statku zawsze z dużej, masz różnie.

 

Gdyby teraz zatrzymała ich straż mieliby przerąbane.

Czemu?

 

Tu zakończę poprawianie, bo już nie mam siły.

Jest fabuła i pomysł, wiec pisz, ale jest góra błędów, więc przed Tobą dużo pracy.

Pomyśl o korzystaniu z bety: https://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Lożanka bezprenumeratowa

smiley

Taaa… Osłabiające bardzo. Choćby te powszechne dywizy zamiast półpauz. Gramatyka.

Styl. Kojarzy się to trochę z animowanymi produkcjami różnych “netpixów” na YT… Taka papka.

Dużo pracy trzeba włożyć, to fakt.

Powodzenia.

EDIT

No i koniecznie trzeba wspomnieć o wulgaryzmach…

dum spiro spero

Cześć, Derfel!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Nie będę wypisywał technicznych rzeczy do poprawy, bo widzę, że od kilku dni nie logujesz się na portalu – prawdopodobnie próżna byłaby moja praca.

Napomknę tylko, że już w pierwszych dwóch częściach uderzyła mnie wszechobecna “byłoza” – czasownik “był” jest używany nagminnie, więc wkradają się powtórzenia. Natomiast osobna kwestia, to że takie zdania z “był” są zazwyczaj suche i polecam tego słowa używać jak najmniej.

Co do treści, to bohaterowie bez wyrazu i sprawiają wrażenie takich kreskówkowych bad ass’ów, którzy dodatkowo przeklinają. Judith chciałeś zbudować przez chorą córkę – wyszło niestety sucho.

Pomysł na fabułę miałeś, choć brakuje mi szerszego zarysowania tła konfliktu – niby coś wiemy o Lylah i jej organizacji, ale w sumie trudno powiedzieć, co nią kierowało, że zniszczyła stację. Nie rozumiem również, dlaczego podzieliła się tymi informacjami z przemytnikami. Wystarczyłoby, żeby powiedziała im, że mają jak najszybciej uciekać, choć wtedy oczywiście czytelnicy nie wiedzieliby co się stało. No cóż – trzeba to przekazać jakoś inaczej.

Ogólnie jakiś pomysł jest, ale ginie pod naprawdę kiepskim wykonaniem. Dużo pracy przed Tobą. Podrzucam paczkę linków od NoWhereMan’a:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytałem dwa razy i gdyby nie tagi i komentarze, to nie umiałbym powiedzieć o czym jest opowiadanie. Dużo czytaj (albo słuchaj).

Pozdrawiam.

audaces fortuna iuvat

 

Ten tytuł tak mi się spodobał, że po prostu nie mogę nie przeczytać :)

 Symbol ogromu wszechświata.

Naciągasz definicję słowa "symbol" tak, że może pęknąć. Nie pęka, ale może.

 Myślała o tym co mogłaby teraz robić ze swoją córeczką.

Naturalniej: Myślała o tym, co mogłaby teraz robić razem z córeczką.

 Tak zdecydowanie na pizzę.

Tak, zdecydowanie na pizzę.

 W knajpie pod kosmicznym baranem

Jeżeli to nazwa knajpy, to powinno być dużymi literami, albo nawet w cudzysłowie: w knajpie Pod Kosmicznym Baranem ( https://sjp.pwn.pl/zasady/83-18-26-Jedno-i-wielowyrazowe-nazwy-wlasne-przedsiebiorstw-i-lokali;629402.html

 na Yurret mieli bardzo smaczną i na dodatek wcale nie było drogo. Jedynie obsługa nie była zbyt uprzejma.

Skompresowałabym to: na Yurret mieli bardzo smaczną i całkiem niedrogo. Choć obsługa nie była zbyt uprzejma.

 Judith z zamyślenia wytrącił wyświetlający czerwone komunikaty skafander.

Mylący szyk. W ogóle zdanie nadaje się do remontu, źle się parsuje. Poza tym – rozumiem ideę rozmyślania o tym, co się straciło, zamiast zajmowania się tym, co teraz. A także ideę wstrząsu mózgu, oszołomienia, czy co tam. Ale mimo wszystko…

 HYDRARULICZNEGO

Literówka.

 KOŚĆI W LEWEJ RĘCĘ

Tu dwie.

 SPADJĄCY

Literówka.

 WYSTRACZY

Literówka.

 Wyłączyła okno diagnostyczne znajdujące się w lewym górnym rogu wizjera po czym westchnęła i rozejrzała się.

Niepotrzebna mi ta informacja: Wyłączyła okno diagnostyczne, westchnęła i rozejrzała się.

 w około niej rozrzucone były szczątki stacji kosmicznej

Wokół niej. Zaraz, ta stacja tak prasnęła o grunt i się rozbiła, a Judith przeżyła z jednym złamaniem? Jakim cudem?

 Powyginane w odrażający sposób kawałki złomu

Niekonkretne. Jaki obraz chcesz pokazać? Przyrównujesz stację do martwego zwierzęcia, do zawalonego domu, do czego?

 horyzont, za którym wznosiła się planeta Telijeh

Czy planeta może się wznosić?

 Z powierzchni księżyca robiła ona piorunujące wrażenie.

Zbędne, opisz to wrażenie.

Była większa niż wszystko co Judith widziała przez całe swoje życie, a na dodatek gazy znajdujące się w jej atmosferze mieniły się kolorami tęczy.

Mętne, niezdecydowane. Chcesz pokazać wzniosłe piękno przyrody, czy naukową analizę?

 Gdy dziewczyna spróbowała wstać całe jej ciało przeszył okropny ból.

Skoro jest matką, to już nie dziewczyną, ale ważniejsze – czemu ona próbuje wstać? Przed chwilą była zbyt oszołomiona (źle to odczytuję?).

 Tym razem udało jej się utrzymać na nogach przez kilka sekund.

I znowu upadła? Hmm. Nie jest to zły pomysł, ale…

 przemknął niewielki statek w nieskazitelnie białym kolorze

Hmmm.

 Prawdopodobnie należał do kogoś obrzydliwie bogatego.

Czy ona ma czas i ochotę na takie refleksje? Mogłaby mieć, gdyby to z winy jakiegoś bogacza tu trafiła – tak było?

 Jego prawy silnik wyglądał na poważnie uszkodzony a w poszyciu znajdowało się parę dziur.

I zobaczyła to, choć statek "przemknął"? Czyli przeleciał bardzo szybko?

 Niebezpiecznie szybko zniżał swój poziom lotu, aby następnie uderzyć w skalistą powierzchnię księżyca.

Rozwleczone: Niebezpiecznie szybko obniżał lot, aż spadł na skalistą powierzchnię księżyca.

 W górę wzniosła się niebotyczna ilość kurzu.

Niebotyczna, czyli sięgająca nieba, może być tylko wysokość: https://wsjp.pl/haslo/podglad/111596/niebotyczny/5263532/szczyt (także przenośnie), ale nigdy ilość. Ale zdanie jest mało obrazowe. Ja napisałabym: Słup pyłu wzniósł się w niebo.

 Judith na czworaka ruszyła w kierunku wraku.

Ze złamaną ręką?

 8 godzin wcześniej

Przydałoby się to wyróżnić, np. wyśrodkować. Poza tym liczby w tekstach piszemy słownie.

 Judith ubrana w wygodny czarny dres biegała po ładowni.

Judith, ubrana w wygodny czarny dres, biegała po ładowni.

 Było to jedyne pomieszczenie na statku na tyle duże, aby dało się w nim wygodnie ćwiczyć.

Było to jedyne pomieszczenie statku na tyle duże, by dało się w nim wygodnie ćwiczyć.

 Poruszała się slalomem pośród sporych rozmiarów skrzyń.

Lepiej: pomiędzy sporymi skrzyniami. Nie wiem, czy to zgodne z przepisami BHP, tak ładować statek.

 Po czole spływał jej pot a jej krótkie czarne włosy były całe mokre

Dobry kierunek, ale zrób większy krok: Krótkie pasma włosów lepiły jej się do czoła. Gruba kropla potu spłynęła po nosie.

 Rozmyślała o swojej ciężko chorej córce. Trzy lata temu zachorowała ona na rzadką chorobę OHE-04

Najgrubszy infodump.

 Jej leczenie było niezwykle kosztowne z tego właśnie powodu Judith została przemytniczką.

Jak wyżej. Judith mogłaby się w tym miejscu zastanawiać, ile pieniędzy jeszcze musi uzbierać, na przykład. Ponadto – czy nie ma innych, równie (bardziej?) dochodowych zajęć? Dlaczego Judith jest aż tak zdesperowana?

 będzie mogła sfinansować operacje

I będzie ją stać na operacje. Judith nie jest funduszem walutowym.

 Podczas wykonywania dwudziestego okrążenia złapała ją kolka i musiała na chwilę przystanąć. W tym samym momencie jej zegarek zawibrował a następnie wyświetlił wiadomość od Corveia.

I po co Ci ta kolka? Facet i tak jej przerywa. Skróć to. I pamiętaj o przecinkach.

 Judith wyłączyła grającą na słuchawkach muzykę

W słuchawkach, i co właściwie z tego wynika?

 Biegła bez przerwy przez pół godziny. Niezły wynik.

No i? Co w związku z tym?

 Jego szare ściany wydawały jej się zimne i odpychające.

Opisujesz jej uczucia, zamiast je przekazywać.

 Latała na nim już od roku, pomimo tego dalej czuła się komfortowo.

Latała nim już od roku, ale ciągle nie czuła się na pokładzie dobrze.

Brakowało mu chociaż odrobiny swojskości.

Nie wiem, o co chodzi.

 Corvei przygarbiony siedział przed paroma ekranami, na których z prędkością światła przelatywały linijki kodu.  

To może fajnie wygląda w filmie, ale w literaturze wytrąca z zawieszenia niewiary.

 -Staram się sfałszować dane zebrane przez ich skanery.

Zjedzona spacja, ponadto – hę? Co on robi? Jeśli to standardowa procedura, po co tłumaczy? Jeśli nie, to po co to robi, cokolwiek robi?

 -powiedział tonem prawie całkowicie pozbawionym emocji po czym założył na twarz okulary.

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ (te same błędy interpunkcyjne się powtarzają, czyli masz z nimi problem systemowy) – powiedział beznamiętnie, a potem włożył okulary.

 Judith usiadła na fotelu, wyprostowała nogi, przysunęła do siebie jeden z większych ekranów a następnie przełączyła się na sterowanie ręczne.

I z tego opisu wynika?

 Miała kształt kolby kukurydzy, w którą ktoś powbijał setkę gwoździ. Znajdujące się na niej lampki

Ta kukurydza jest niezła, ale lampki powinny być od razu, bo nagle muszę oplatać kukurydzę światełkami choinkowymi.

 W dokach przeznaczonych dla statków towarowych panowało straszne zamieszanie. Tak jak to zwykle bywało na przeludnionych stacjach. Pomimo tego lądowanie nie sprawiło jej większych problemów.

Skoro nie było z tym problemów, po co nam to wiedzieć? "Pomimo tego" jest nieładne – lepiej pisać normalnie "mimo to".

 Na głowie miał czarny kapelusz z szerokim rondem który ani trochę nie pasował do jego robotniczego uniformu.

Na głowie miał czarny kapelusz z szerokim rondem, który ani trochę nie pasował do jego robotniczego uniformu. W jaki sposób nie pasował? Chodzi o modę, o zwyczaj, o gryzące kolory? I co z tego wynika?

Judith nie lubiła z nim latać. Był zbyt porywczy i nieokrzesany. Niestety nie miała innego wyboru.

Zapewniasz, zamiast pokazywać. Pokazujesz zniecierpliwienie Kyle'a (przestępuje z nogi na nogę, tylko czemu "energicznie"?), czyli umiesz. Spróbuj wejść w myśli Judith – co ona sobie w tej scenie mówi?

 -Uspokój się. Zaraz powinien przyjść-Opowiedział Corvei. -Przynajmniej szybko nam na dokowanie zezwolili. To się często nie zdarza.

Nienaturalne: – Uspokój się. Zaraz powinien przyjść – powiedział Corvei. – Przynajmniej nie tkwiliśmy w kolejce przez pół doby, jak zwykle.

 W przeciwieństwie do Kyle’a był niski i nienaturalnie chudy.

Ale już go widzieliśmy – czemu tam go nie opisałeś?

 Pod kątem charakteru również bardzo się różnili.

Nienaturalne i zapewniające. Kontrast charakterów powinien być widoczny w postępowaniu i wypowiedziach tych panów.

 Inspektor zwróci na niego uwagę przy okazji pomijając kilka podejrzanych szczegółów.

Inspektor zwróci uwagę na kapelusz, a nie na to, na co nie powinien.

 -No dobra niech Ci będzie.

Zaimki dużą literą tylko w listach: – No, dobra, niech ci będzie.

 -Tyle już razem pracujemy a dalej tak mało wiesz o szmuglerce.

Na przykład, żeby nie mówić, co się naprawdę robi w zasięgu kamer? – Tyle już razem pracujemy, a ty dalej zielony.

 Gdyby nie ja zatrzymałyby was już skanery.

Gdyby nie ja, wpadlibyście na skanerach. Na razie nie widzę tego obiecanego kontrastu.

 na pokład statku wkroczył mężczyzna w średnim wieku

Bez zapowiedzi? Bez procedur?

 Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że jest straszliwie zmęczony.

Szyk: Wyraz jego twarzy świadczył o straszliwym zmęczeniu. Ale w ogóle lepiej to opisać – te podkrążone oczy są dobre.

 a włosy perfekcyjnie przylizane

A ten szczegół się kłóci z resztą. Nie sam przyliz, perfekcja. To ma być facet, który ledwo stoi na nogach, tak? To może: włosy przyklejono do czaszki za pomocą żelu?

 Nazywam się Phil Connolly i jak już zapewne zdążyliście się domyślić jestem inspektorem celnym.

A mówię jak kelner. Skróć: Connolly, inspekcja celna.

 wymamrotał od niechcenia

A może lepiej: – burknął? albo – przedstawił się mechanicznie? Nie wiem, o jaki efekt Ci chodzi.

 Okręt towarowy „Malarz gwiazd” zgadza się?

Okręty są wojenne. Frachtowiec "Malarz gwiazd", zgadza się?

 -Jaki pajac wymyślił tak debilną nazwę?

A co za pajac wygłasza takie teksty, zamiast odbębnić swoją robotę? Zwłaszcza, że – jak pokazałeś wyżej – on ma tej roboty dość. Po co ma ją sobie utrudniać i przedłużać?

 Judith uderzyła łokciem Kyle zanim ten zdążył opowiedzieć na oblegę.

Judith dała Kyle'owi sójkę w bok, zanim zdążył odpowiedzieć.

 To, gdzie znajduje się ładownia?

Bez przecinka.

 Za takie pieniądze to mi się nie chce pracować.

Za takie pieniądze, to mi się nie chce pracować. Ekhm. Przemytnicy może i skargi nie złożą, ale żołnierze mogą. I powinni. Bo takiego urzędnika to na zbity łeb wywalić przez śluzę, taki urzędnik, to sobie może na poczcie w Bulungwaju bąki zbijać, a nie w kosmosie, i to jeszcze na stacji zapewne wojskowej. Tak więc moje zawieszenie niewiary właśnie odleciało na Marsa.

 Kto jest kapitanem tego pożal się boże statku?

Kto jest kapitanem tego, pożal się Boże, statku?

 Oczywiście kapitanem była jedynie w papierach. Corvei i Kyle nigdy w życiu by nie pozwolili, żeby ktoś im rozkazywał.

Dobra. To co ona tu właściwie robi? Nie dała na to przedsięwzięcie pieniędzy, bo ich nie miała. Ktoś ją zatrudnia? Kto? Dlaczego?

 Po tym jak Judith wykonała polecenie obrócił się na pięcie i wyszedł. Chwilę później to samo zrobili żołnierze.

Judith podpisała, a on odwrócił się na pięcie i wyszedł, żołnierze za nim. Swoją drogą, do tego żula pasuje raczej "Paniusia tu podpisze" czy coś w ten deseń. I sposób jego postępowania nie pasuje do wyglądu – czym on się tak zmęczył, skoro nic nie robi?

 -To niezły celnik. -powiedział zaskoczony Kyle, gdy tylko drzwi się zasunęły.

"Zaskoczony" zbędne, bo oczywiste. I teraz tak – to wydarzenie musi zapowiadać coś niezwykłego (i prawdopodobnie niebezpiecznego). Czemu? Bo inaczej nie ma sensu. Ktoś, kto tak pracuje, długo sobie nie popracuje, zwłaszcza na odpowiedzialnym stanowisku.

 Reszta załogi wydawała się równie zdezorientowana.

Zbędne. Niezręczna cisza rozumie się sama przez się.

 Przez dłuższy moment

Lepiej: dłuższą chwilę.

 -Dobra. -Przerwała ciszę Judith. -Musimy dostarczyć przesyłkę zanim przyślą innego ciołka.

-Dobra – powiedziała wreszcie Judith. – Musimy dostarczyć przesyłkę, zanim przyślą innego ciołka. (Jestem uczulona na "przerywanie ciszy"…)

 Dzięki czemu można ją było bez problemu ukryć w plecaku.

Zgrabniej: Dała się bez problemu włożyć do plecaka.

 Judith nie wiedziała co w niej jest.

Judith nie wiedziała, co w niej jest.

 Nigdy jej nie obchodziło co dostarcza wolała tego nie wiedzieć i spać po nocach bez wyrzutów sumienia.

Nigdy jej nie obchodziło, co dostarcza, wolała nic nie wiedzieć i spać po nocach bez wyrzutów sumienia. Mhm, ale jakiś powód do wyrzutów, choćby hipotetyczny, miałaby. Obstawiam narkotyki.

 Tak było łatwiej.

Domyśliłam się.

 Roiło się na ich od ludzi.

Roiło się w nich od ludzi.

 Momentami było ich na tyle duże, że aby przejść dalej trzeba było się przepychać.

Niepoprawne gramatycznie i mało obrazowe. Pokaż, jak Judith się przepycha, przeprasza (albo i nie), jak jej depczą po nogach i trącają w ten cenny plecak, a ona się boi, że go zgubi albo ktoś ukradnie. I wtedy będziesz miał dotykalny świat.

 Na dodatek złego na ekranach zawieszonych pod sufitem mrugały przesycone kolorami reklamy.

Idiom: na domiar złego. To też możesz opisać. Postaw się w tej sytuacji.

 Nie mogła się doczekać aż wróci na pokład statku, na którym panowała tak doskonała cisza i spokój.

Nie mogła się doczekać, aż wróci na pokład statku, na którym panowała cisza i spokój. Fajnie, tylko wcześniej powiedziałeś, że ona nie znosi tego statku. To niekoniecznie błąd – może teraz właśnie go doceniła, ale.

 Załoga malarza gwiazd starała się nie iść zbyt szybko

Nazwy statków dużą literą, a przed chwilą Judith była sama? I chyba właśnie guzdraniem zwróciliby na siebie uwagę. W takim tłumie to zawalidrogi się zauważa.

 Z tego powodu przemierzenie centralnych rejonów stacji zajęło im aż dwie godziny.

Ani to gramatyczne, ani w sumie potrzebne.

 Im bardziej oddalali się od centrum tym na korytarzach kręciło się coraz mniej osób.

Im dalej byli od centrum, tym mniej ludzi kręciło się w korytarzach.

 W pewnym momencie jedynie co jakiś czas mijał ich jakiś podejrzany typ.

Co to jest moment?

 -Wolę dmuchać na zimne. -odpowiedziała. -Tych tuneli nie patroluje policja a monitoring nie działa od lat.

Przed "a" powinien być przecinek. A wyciąganie broni to proszenie się o kłopoty, zwłaszcza, kiedy tamci mają przewagę liczebną.

 Kyle zatrzymał się przed niczym nie wyróżniającymi się szarymi drzewami.

Literówka miesiąca :) Zdanie niezgrabne.

 Na szczęście przed opuszczeniem pokładu statku zdjął ten kiczowaty kapelusz a uniform zamienił na starą skórzaną kurtkę i wąskie jeansy.

Nie wiem, co jest kiczowatego w czarnym kapeluszu, nie mam też pojęcia, dlaczego akurat teraz się dowiaduję, że facet zmienił ciuchy.

 -Tak to tu. -potwierdził Corvei zerkając na zegarek

– Tak, to tu -potwierdził Corvei, zerkając na zegarek.

 Schował okulary do kieszeni i poprawił kołnierzyk koszuli.

Czyli był zdenerwowany? Chciał wyglądać jak najlepiej? Czemu on to robi?

 Judith poczuła się tak jakby ktoś przejechał nożem po jej bębenkach.

Judith miała wrażenie, że ktoś przejechał jej nożem po bębenkach.

Ałła.

XD I nastrój szlag trafił.

 Przed załogą stanął wysoki i umięśniony mężczyzna. Całe jego ciało pokrywały tatuaże. W rękach trzymał karabin.

Opis chaotyczny i nic nie mówiący.

 Wyglądnął z nim groźnie

… ale tylko przez chwilę, potem wyglądał już jak puszysty misiu?

 Nawet bardzo groźnie.

The author doth protest too much.

 Przeleciał wzrokiem po całej trójce po czym ruchem dłoni zaprosił ich do środka.

Obrzucił wzrokiem całą trójkę, a potem gestem zaprosił do środka.

 Oświetlała je jedynie niewielka żarówka która czasy swojej świetności miała już dawno za sobą

Aliteracja: je jedynie. Żarówka jakaś nie z tej bajki (i te czasy świetności nie bardzo mają sens w odniesieniu do żarówki).

 Raz na jakiś czas gasła pogrążając pokój w całkowity mroku.

Kliniczne strasznie. Podajesz kolejne fakty, które nijak się nie wiążą.

 Długie, ciemne oraz kręcone włosy majestatycznie opadały na jej smukłe ramiona.

Miała trzy rodzaje włosów? I: https://wsjp.pl/haslo/podglad/100986/majestatycznie

 Jedyną skazą były zdecydowanie zbyt szeroko rozstawione oczy.

Czy to jest akurat to, na co Judith (Twoje oczy na ten świat) zwróciłaby uwagę?

 Za kobietą stała trójka uzbrojonych mężczyzn. Byli w stanie w ułamku sekund przerobić przemytników na farsz.

Czemu akurat farsz? I nie było ich widać wcześniej? Opis powinien się zaczynać od tego, co widać najpierw.

 -Witajcie. -przywitała się

-Witajcie – powiedziała.

 I wtedy do Judith dotarło. Stała przed najgroźniejszą babą w galaktyce, Lylah Reevs.

Mhm. Ale dlaczego? Dlaczego właśnie ona, przypadkowa babka, która jest w tym biznesie, bo ma horom curke? Czy szefowa grupy terrorystycznej spotyka się z takimi ludźmi? Niesprawdzonymi? I po co, skoro odbioru przesyłki mógłby dokonać ktoś mniej cenny dla organizacji?

 Szefową grupy terrorystycznej „wolność” walczącej o oderwanie od imperium „pasa Kojota”.

To wszystko jest dla mnie zupełną nowinką i nie obchodzi mnie wcale. Gdybym miała powody, żeby lubić/nie lubić imperium, gdybym miała jakiekolwiek pojęcie o miejscowej polityce, może bym się przejęła. Ale nie mam, bo mi go nie dałeś. A, i nazwy własne dużą literą.

 Szacowało się, że w wyniku jej działań śmierć poniosła około setka osób.

Śmierć poniosło około stu osób. Ekhm. Milion to statystyka. Setka – w skali, jak się domyślam, układu słonecznego – to nawet niewarte wzmianki w wiadomościach.

 nie raz

Łącznie.

 Ja się nie mogłam doczekać waszego przybycia.

Mało naturalne.

 potwierdził napiętym głosem

Co to, u licha, jest "napięty głos"?

 zdobionego, srebrnego sztyletu

"Zdobiony" wymaga dopełnienia (czym zdobiony?), poza tym detal nie z tej bajki. Po takiej kobitce spodziewałabym się noża z wibrostali czy czegoś takiego.

 W środku umieszczony był dziwny przedmiot wielkości dłoni.

To mi nic nie mówi.

Lylah zaprezentowała go wszystkim zebranym w pokoiku.

Po co?

 Kształtem przypominał koło a jego ścianki oplatały kable w najróżniejszych kolorach.

Ścianki? Koła? To nadal nic mi nie mówi.

 -Ah. Taki mały a podobno może ściągnąć z orbity całą stację. Niesamowite-powiedziała kobieta. -Nareszcie mogę ruszyć na akcję. Planowanie jest takie nurzące.

-Ah. Taki mały, a podobno może ściągnąć z orbity całą stację. Niesamowite – powiedziała kobieta. – Nareszcie mogę ruszyć na akcję. Planowanie jest takie nużące. Ona wie, że sama jest na tej stacji?

 -Trochę Ci się przytyło.

"Ci" małą. Brawura to jedno, ale po co on kozaczy?

 Przez tego idiotę zaraz ich zabiją. Co mu w ogóle przyszło do głowy. Obrazić kogoś takiego i to jeszcze w takim miejscu?

Zauważenie, że bohater postąpił jak idiota, nie zmienia faktu, że postąpił jak idiota. Jeżeli jest Ci to potrzebne i pasuje do postaci, to w porządku. Ale o postaci nie wiem nic, a czy to jest potrzebne – też nie wiem.

 -Haha. Stary dobry Kyle jak zawsze bezczelny.

– Ha, ha. Stary, dobry Kyle, jak zawsze bezczelny.

 Lylah zaśmiała się

Tak, zauważyłam. Nie musisz powtarzać.

 Jak to przemytnik latam w tę i we w tę. Czasem postrzelam do jakiś piratów albo obiję komuś mordę w barze. A ty jak się trzymasz słonko?

Jak to przemytnik, latam w tę i we w tę. Czasem postrzelam do jakiś piratów albo obiję komuś mordę w barze. A ty? Jak się trzymasz, słonko?

 -Super. W ogóle musimy kiedyś powtórzyć Phumuthea’e.

Nie jest to naturalny dialog.

 Na pewno mój ty bąbelku. Niestety teraz nie mam czasu. Także może przy następnym spotkaniu?

Na pewno, mój ty bąbelku. Niestety, teraz nie mam czasu. Może następnym razem? Oni tu na randkę, czy co?

 Kobieta skinęła głową a jeden ze strażników wręczył Kyle’owi walizkę.

Kobieta skinęła głową, a jeden ze strażników wręczył Kyle’owi walizkę.

 A i jeszcze jedno!

A, i jeszcze jedno!

Im szybciej tym lepiej!

Im szybciej, tym lepiej!

 załoga malarza gwiazd została na korytarzu całkowicie sama.

I załoga "Malarza gwiazd" została w pustym korytarzu.

 W ciąż

Łącznie.

 W ciąż był oszołomiony po tym co przed chwilą zobaczył. Nie wiedział, czy ma się śmiać czy w przerażeniu uciekać na statek.

Zbędne zapewnianie.

 Judith czuła się jakby tonęła. To wszystko ją przytłaczało.

Jak wyżej. Pokaż jej myśli.

 Tak bardzo chciałaby być teraz w domu przy swojej ślicznej córeczce z dala od tego wszystkiego.

Słodkie. Ale zupełnie nie pasuje.

 Przechodzili przez rynek główny na którym było zdecydowanie zbyt dużo ludzi.

Rynek? Przechodzili przez rynek główny, na którym było o wiele za dużo ludzi.

 ale i tak było strasznie nie komfortowo

Bardzo nienaturalne.

 Sprzedawano wszystko od plastikowego badziewia przez najróżniejsze ubrania po ohydne jadalne macki należące kiedyś do stworzeń z drugiego końca imperium.

Które musiały sprzedać te macki, żeby zarobić na leczenie horyh curek?

 Kyle oderwał wzrok od kilku skąpo ubranych kobiet.  

Kyle oderwał spojrzenie od grupki skąpo ubranych kobiet.  

 Wyrzuty sumienia Cię dopadły?

Zaimek małą.

 Dlatego musimy stąd jak najszybciej spieprzać.

Ale marudzimy na targowisku?

 Rzeczy, które dostarczaliśmy wcześniej też wykorzystywano do podłych celów. To, że klienci nie machali na nimi przed oczami nie oznacza, że tak nie było.

Rzeczy, które dostarczaliśmy wcześniej, też wykorzystywano do podłych celów. To, że klienci nie machali nam nimi przed oczami nie oznacza, że tak nie było. Gdzie on był, jak rozdawali instynkt samozachowawczy?

 Za rogu wyskoczył handlarz i zatarasował im drogę.

Zza rogu. Nie jest to najlepsza metoda marketingu.

 miała wrażenie, że jego usta zaraz pękną

Zdawało się, że zaraz pękną mu usta.

 No takie dojrzałe!

No, takie dojrzałe!

 Handlarz opluł załogantów i rzucił w ich kierunku kilka wyzwisk.

Po co właściwie był ten handlarz?

 Cała trójka przyśpieszała kroku.

Aż osiągnęła prędkość światła…

 Gdyby teraz zatrzymała ich straż mieliby przerąbane.

Gdyby teraz zatrzymała ich straż, mieliby przerąbane.

 

Dobra, mam dość.

 

Pretekstowa fabuła (nikt tu nie ma sensownych motywacji, nawet Judith – innej pracy nie było? zerkając dalej też nie stwierdziłam sensu) i papierowe (bibułkowe…) postacie, prowadzące dziwne, nienaturalne dialogi w świecie, którego opis dozujesz pipetą. Do tego nieporadny, czy może raczej niechlujny, język, pełen przekleństw i błędów. To połączenie składników nie zjedna Ci czytelnika, niestety.

 

To, co bohaterowie robią, musi się trzymać kupy! Nikt nie wstaje rano i nie postanawia "zostanę terrorystą". Musi mieć po temu powody i okazje. Nikt nie wstaje rano i nie postanawia "będę przemytnikiem". Jak wyżej. Nikt nie zostaje pisarzem, nie wkładając w to chociażby minimum wysiłku. A Ty nie włożyłeś. Tytuł nie ma się nijak do treści (sama nazwa statku to za mało), początek z Judith kontemplującą wszechświat też jest z innej bajki. Dylemat moralny – przepraszam, jaki dylemat? Kto tu ma dylemat? Ten świat to szkic rzucony na zmiętą serwetkę.

 

Pozostaję więc rozczarowana. Taki ładny tytuł…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Judith uderzyła łokciem Kyle(+,) zanim ten zdążył opowiedzieć na oblegę.

 

Przyciągnął mnie tytuł. Okazało się, że to tylko nazwa statku. Dołączam się do Tarniny w odbiorze tekstu.

Nowa Fantastyka