- Opowiadanie: damego - Dół

Dół

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dół

Pod koniec lat siedemdziesiątych, mieszkaliśmy na farmie w Alabamie. Mieliśmy krowy, kurczaki, a nawet konie. Życie na wsi nie należało do najprzyjemniejszych, ale zawsze wmawiałem sobie, że inni mają przecież gorzej. Najbardziej denerwował dojazd do szkoły. Mieszkaliśmy za miastem, toteż ojciec woził mnie i Paula pickupem na przystanek. O ile latem, było nieźle, często zimą nie dojeżdżaliśmy do szkoły, gdyż samochód grzązł w zaspach. Bądź co bądź, wiedliśmy w miarę spokojne, normalne życie. Do czasu.

Młodszy ode mnie o pięć lat Paul był dzieckiem dość… ekstrawaganckim. Od małego miał upodobanie do przebierania się w ciuchy matki. Malował się też jej szminką, ćwiczył przed lustrem pozy modelek. Często podglądałem go, ale on o tym nie wiedział. Jednak ja wiedziałem, że coś jest z nim nie tak. Pewnego razu, wieczorem, kiedy rodzice pojechali na jakiś koncert w mieście, zostaliśmy w domu sami, to znaczy ja i Paul. Nie myśl sobie, że to początek jakiegoś homoseksualnego opowiadania. Nic z tych rzeczy. Siedziałem tamtego wieczoru w swym pokoju, oglądając nowy odcinek Lettermana. Pomyślałem sobie po bodajże kilkudziesięciu minutach, że zajrzę do Paula, sprawdzę co robi. Dodam, że miałem wtedy piętnaście lat, on miał dziesięć. Zszedłem na dół, i zajrzałem najpierw do pokoju matki. O dziwo, nie zobaczyłem w nim Paula przebierającego się w jej sukienki. To mnie nieco zaniepokoiło. Przeszukałem więc każdy pokój w domu, nawet strych i piwnicę, i w żadnym nie odnalazłem brata. Pozostało więc gospodarstwo.

Na początku udałem się do stajni. Był tam dół, obity drewnem, w którym trzymaliśmy worki z paszą dla koni. Znajdował się tuż przy wejściu, więc dość szybko zauważyłem w nim Paula, mimo, iż do stajni wlewało się jedynie światło księżyca. Chłopak siedział cicho po turecku, owinięty w szale matki. Głowę miał nieco opuszczoną. Jednak nie tylko to było nienormalne. Paul trzymał sznurek, który przywiązany był do nogi kury. Ptak przechadzał się obok mego brata, zachowując spokój. Przyglądałem się z niepokojem tej scenie, zachodząc w głowę, dlaczego Paul robi tak dziwaczną rzecz. Kiedy się z nim rozmawiało, nigdy nie wykazywał, że był upośledzony, lub chory na coś innego, więc to mnie jeszcze bardziej dręczyło.

Przyglądałem się dalej. Po jakimś czasie, kura zaczęła oddalać się od Paula, a ten gwałtownie szarpnął za trzymany sznurek. Ptak zatrzepotał skrzydłami i zaskrzeczał, czując zapewne ból.

- Nigdzie nie odejdziesz Elonoro – odparł Paul. – Teraz ja się z tobą zabawię…

Wówczas nie przypuszczałem że mój brat jest aż tak chory. Nie była to zwykła, dziecięca zabawa, wiedziałem, że nie. Czekałem dalej, obserwując sytuację.

– Co z tobą zrobić? – zapytał Paul po jakimś czasie. – Niech no pomyślę…

Czułem wówczas, że za chwilę wydarzy się coś potwornego. I moje przeczucia potwierdziły się. Paul wstał i podniósł kurę do góry. Ptak trzepotał histerycznie skrzydłami, skrzeczał i próbował uciekać. I nagle mój brat uderzył bezbronnym ptakiem o worek z paszą. Musiałem wówczas zareagować. Zapaliłem światło w całej stajni – przełącznik znajdował się tuż obok wejścia. Niektóre konie w boksach zarżały, Paul natomiast wciąż stał, trzymając kurę na sznurku, która skrzeczała cicho. Wpatrywał się we mnie niecodziennym wzrokiem, wzrokiem przebiegłego mordercy.

– Co ty z nią robisz? – zapytałem.

– Nie twój interes – odparł. – Wynoś się stąd.

– Na miłość boską, Paul, odbiło ci? To bezbronne zwierze nic ci nie zrobiło. Odczep kurę i odnieś ją do kurnika!

– Bo co?

– Bo powiem wszystko rodzicom, a oni zabiorą ci kieszonkowe.

– Mam gdzieś ich kieszonkowe. To zemsta.

– Jaka zemsta? O czym ty mówisz?

– Nie musisz znać szczegółów. Po prostu sobie idź. Jak z nią skończę, wrócę do domu.

– Nie.

Złapałem za łopatę do przerzucania końskiego łajna.

– Odczep ją, bo cię uderzę.

– Wtedy to ja się poskarżę. I to tobie odbiorą kieszonkowe.

– Ty mały gnojku. Odłóż tę cholerną kurę! Tak nie wolno…

– To tylko zemsta. Już mówiłem. Mam prawo do zemsty.

– Powiedz mi o co chodzi, a rozwiążemy ten problem razem. Albo z rodzicami.

– Nie odłożę jej. Idź sobie.

Zaczął kręcić sznurkiem. Na jego twarzy pojawił się demoniczny grymas podniecenia. Zbliżyłem się, unosząc łopatę w górę. Chciałem go nastraszyć.

Ale on wciąż wymachiwał kurą. Zaczął się śmiać, jak nigdy dotąd.

– Paul, co w ciebie wstąpiło? – nie mogłem uwierzyć w to co robił. O ile przebieranie się w stroje i malowanie twarzy mogłem ścierpieć, tego nie potrafiłem znieść.

Nie odpowiedział na moje pytanie, odsuwając się nieco. Kura chyba zemdlała, bowiem jej skrzydła bezwiednie zataczały kolejne kręgi.

– Przestań, bo powiem matce co robisz z jej ubraniami i kosmetykami!

Nawet to go nie przekonało. Wciąż kręcił ptakiem aż w końcu po raz kolejny uderzył nim, tym razem o ścianę dołu. Nie miałem wyboru, musiałem to zrobić.

Uderzyłem go łopatą w rękę, w tą, którą trzymał sznurek. Walnąłem mocno, by przemówić Paulowi do rozsądku, ten jednak, mimo iż poczuł ból, wciąż ściskał sznurek. I znów zamachnął się nim, a kura wylądowała na ścianie.

– Cholera Paul przestań! – wyrzuciłem łopatę i rzuciłem się na brata. Próbowałem wyrwać mu sznurek z ręki, ale gnojek zaczął mnie gryźć. Wymierzyłem mu więc solidne uderzenie w czoło, a następnie w policzek.

Paul zemdlał, w końcu wypuszczając ten cholerny sznurek.

– Dobra, teraz pora cię przebudzić mały gówniarzu – podszedłem do jednego z boksów. Tuż obok stały wiadra w wodą, wziąłem więc jedno i po kilku chwilach wylałem wodę na Paula, by go przebudzić.

Nie obudził się. Ani po zmoczeniu wodą, ani nigdy więcej. Stwierdzono u niego pęknięcie czaszki i wylew krwi do mózgu. Nawet teraz, wspominając tamto zdarzenie, zastanawiam się, kto był większym potworem.

I kto bardziej sięgnął dna.

Koniec

Komentarze

Scena z kurą mnie rozśmieszyła. Co prawda jestem przeciwnikiem męczenia kur, ale Eleonora, ze sznurkiem przy nodze, bujana przez Paula, to już nie jest zwykła kura. To jest Kura. A nawet KURA.
W tekście jest dużo powtórzeń, jakieś mniejsze lub większe błędy zakłócające odbiór tekstu...
Tylko nie jestem do końca pewien, czy Twoim zamiarem było rozbawienie czytelnika.

Jak nakrywałeś, to musiał wiedziec. Chyba, że chodziło Ci o to, że przyłapywałeś, albo podglądałeś - co już też nie jest do końca w porządku;)

A gdzie tu fantastyka?
Na początku udałem się do stajni dla koni.
Poproszę o przykład stajni dla nie-koni.

@Poproszę o przykład stajni dla nie-koni.

Hmm... stajnia dla wielbłądów wyścigowych? :-)

Mieszkali na farmie w Alabamie. Ani słowa o jakiejkolwiek "nietypowości" gospodarstwa. Stąd moje zapytanie.

Nie wiem czy ten tekst miał bawić, czy być jakąś przestroga, ale ja się przy nim usmiałem nieźle.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Młodszy ode mnie o pięć lat Paul był dzieckiem dość... ekstrawaganckim. Od dziecka miał I -> więc może "od małego miał..."
Mimo iż uderzyłem dość mocno, by przemówić Paulowi do rozsądku, ten mimo iż poczuł ból, wciąż ściskał sznurek.
-> nah...
Dziwne to to, jakoś trochę niezręcznie ujęte.

Tekst ku przestrodze, tylko forma nie ta...

Nowa Fantastyka