- Opowiadanie: QuentinSon - Gwiezdna materia

Gwiezdna materia

Będąc wieloletnim fanem różnego rodzaju gier, niewątpliwie już nigdy nie pozbędę się gamingowych naleciałości. Dodatkowo jako miłośnik wszystkiego co japońskie, nie mogłem oprzeć się pokusie uczynienia swego rodzaju ukłonu w stronę gatunku jRPG. Tak powstała Gwiezdna Materia.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Gwiezdna materia

Bezustannie zachodzę w głowę, czemuż Chikako zrywa wyłącznie samotnie rosnące, zazwyczaj mikre kwiatki. Właściwie to nie mam pojęcia dlaczego w ogóle się tym zajmuje. Gdyby moja ziemska tułaczka została uzależniona od wchłaniania życiodajnej materii, bez wątpienia nie marnowałbym na to cennego czasu. Tym bardziej, iż coraz trudniej ją znaleźć, wskutek czego intensyfikują się śmiercionośne potyczki między podobnymi Chikako istotami. Nie pojmuję wielu ich zachowań, choć nic w tym dziwnego, wszakże to nie mój świat, a wyłącznie patrząc w nocne niebo mogę dojrzeć utęskniony dom. Pochodzę z Aludry, a że światło tej gwiazdy podąża za doczesnością Chikako, ja sam zostałem jej opiekunem, czasem nawet strażnikiem.

Materia życia powstała w zamierzchłych czasach, gdy zapomniana już cywilizacja upatrywała we wszystkim dobra lub zła, nieustannie kategoryzując całe swoje otoczenie. Walcząc z tym, co okrzyknięto wadliwym, nadając zarazem pejoratywnego charakteru, bojownicy wreszcie doczekali upragnionego zwycięstwa. Iluzoryczny obraz triumfu ukazały dopiero następstwa takowych działań. Istoty, którym udało się przeżyć piekło toczonych batalii, zostały przepełnione zarówno dobrem, jak i złem, jak gdyby jakaś stojąca ponad wszystkim siła chciała udowodnić, iż nic nie może być od początku do końca jedynie pozytywne bądź negatywne. Przesycone organizmy stanowią po dziś dzień swego rodzaju pomnik tamtych zdarzeń, udowadniając tym samym potrzebę równowagi. Ocalałych naszpikowano emocjami całego świata, przez co zabrakło w ich ciałach miejsca nawet na energię życiową, która stopniowo uchodząc zmieniła się w niezbędną do przetrwania, rozsianą po całym świecie materię życia. Rozłożysta paleta kotłujących się w Chikako uczuć, nagminnie nakłania ją do skrajnych, trudnych w przewidywaniu zachowań. Mimo wszystko posiada to swój przedziwny urok. Lubię czasem obserwować jej infantylny sposób bycia, który tworzy wyraźny dysonans w zestawieniu z chwilami, kiedy naprzeciw mej podopiecznej staje żądna materii, podobna jej istota. Wtenczas przybiera postać, której sam się trochę boję, choć wiem, iż za nic nie mogłaby mnie skrzywdzić. Wizerunek siewcy gehenny i mordu odchodzi tuż po unicestwieniu przeciwnika, oddając mym oczom cukierkowy, a zarazem niewinny obraz Chikako.

Wreszcie nastaje wieczór. Rozsypując u swych stóp zebrane wcześniej kwiaty, dziewczę zaczyna się przeglądać w lśniącej głowni Uchigatany, wspartej o zniszczony, porośnięty mchem murek. Niejednokrotnie odniosłem wrażenie, iż ten dwuręczny, niewiele mniejszy od niej samej miecz, jest odzwierciedleniem złych emocji, natomiast zbierane przez Chikako kwiatki, to odbicie tego co kojące oraz przyjemne. Wpatrzona w połyskującą klingę, rozgarnia z gracją opadające na twarz szkarłatne włosy. Oświetlane wyłącznie złapanymi w pękatą butelkę świetlikami, trochę gryzą się z pobladłą cerą, przez co wolę, gdy przybierają jaśniejszy, jakby malinowy odcień. Niestety zjawisko to tożsame jest z uchodzeniem z niej życia, a więc zamiast cieszyć oczy widokiem mej ulubionej barwy, przypominam wtedy o konieczności poszukiwania ożywczej materii.

– Zastanawiałaś się kiedyś co będzie, gdy na świecie zabraknie witalności?

– Żyję z dnia na dzień – odpowiada Chikako. – Nie doczekam takich czasów, bo jak sam wiesz, zwykle nie gromadzę dużych ilości energii – dodaje poklepując niewielką saszetkę, uwiązaną w okolicach bioder.

– Racja. Nie jesteś typem zbieracza.

Aby chłonąć życie z materii, nie wolno odstępować jej ani na krok. Nie mogąc kumulować wigoru w swych organizmach, istoty tego świata noszą zdobycze w podręcznych workach, kieszeniach lub wplecione we włosy. Nierzadko pojedyncze egzemplarze zostają chowane na przykład w butach, aby dać właścicielowi szansę przeżycia w przypadku nagłej utraty reszty zgromadzonej materii. Nie tylko krwawe starcia owych istot są na porządku dziennym, ale także podstępne kradzieże stanowią kuszącą alternatywę do żmudnych, często nieprzynoszących efektów poszukiwań.

Nigdy nie śpię. Nie muszę, gdyż na Aludrze po prostu nie znamy takiego zachowania. Dzięki temu mam dużo czasu, ażeby patrzeć w nostalgicznie mieniące się niebo. Noc to również czas, gdy bacznie strzegę spoczywającej Chikako. Prawdę mówiąc, nie spotkałem nigdy większej słabości od niezrozumiałej mi potrzeby ospałej regeneracji. Choć w blasku księżyca ryzyko kradzieży rośnie, polubiłem ten efemeryczny stan. Wtenczas mordercze dziewczę całkowicie znika, natomiast wizerunek Chikako staje się nad wyraz czarujący. Właściwie tylko jej niepowtarzalny urok oraz troska o bezpieczeństwo są w stanie odrywać mój wzrok od migoczącej Aludry. Paradoksalnie dzieje się tak coraz częściej, lecz nie potrafię nazwać tego stanu rzeczy. Czasem odnoszę wrażenie, że pewnej nocy powabność oraz urokliwość Chikako całkowicie zastąpią mi tęsknotę za domem.

Promienie światłości, walcząc o swą pozycję na niebie, dają znak do dalszej drogi. Wybudzam przecierającą oczy piękność, zastanawiając się, czymże tego dnia uraczy mnie jej emocjonalny tygiel.

– Dobrze spałaś? – pytam, właściwie znając odpowiedź.

– Jakżeby inaczej. Przecież czuwał nade mną najlepszy ze wszystkich opiekunów – odpowiada seraficznym głosem, poprawiając jednocześnie swą czarną, lekko wymiętą nocnym przekręcaniem spódniczkę.

– Słyszałem dochodzące z południa dźwięki. Nie mam pewności, jednak może za nimi stać podążający w naszym kierunku łowca.

– Moje znikome zasoby materii nie zachęcą go do brudzenia sobie rączek – stwierdza tonem przepełnionym brakiem rozwagi.

Wiele zaobserwowanych u mej podopiecznej zachowań nieustannie daje mi do myślenia. W świecie, gdzie wszyscy gonią za życiową energią, zapominając o jakichkolwiek wartościach, ona potrafi wznieść się ponad to. Balansowanie na granicy życia i śmierci jest z całą pewnością niebezpieczne, lecz mimo wszystko Chikako woli nosić przy sobie wręcz śladowe ilości materii. Czy aż tak bardzo lubi zbieranie do niczego niepotrzebnych, szybko więdnących kwiatków, ażeby ryzykować idiotycznym zgonem? Z drugiej strony może tylko udawać nonszalancję, podczas gdy upatruje w tej metodzie szansę uniknięcia chciwych łowców, którzy posiadając zasoby energii pozwalające na setki lat beztroskiej egzystencji, nieprzerwanie napadają na inne potrzebujące jej istoty. Istnieje jeszcze jedno wytłumaczenie tak odmiennego podejścia. Chociaż to mało prawdopodobne, może Chikako poznała prawdę o mnie, jak i o reszcie przemierzających ten obcy nam świat opiekunów. Każdy z nas pochodzi z innej, widniejącej na nieboskłonie gwiazdy. Kiedy tylko matecznik opiekuna zwróci uwagę na którąś z tutejszych istot, natychmiast zsyła go, mianując jej strażnikiem. Iskra naszego życia tli się tak długo, jak pozostaje ona aktywna w naszym podopiecznym. Dlatego czy chcemy, czy też nie, musimy pomagać w poszukiwaniach cennych zasobów. Istnieje jeszcze jeden rodzaj energii, o której mieszkańcy krain tego globu nie mają pojęcia. Zwana gwiezdną materią, stanowi zupełne przeciwieństwo obiektów powszechnych poszukiwań, nie ofiarując życia, a raczej je odbierając. Niewykluczone, że właśnie stąd wzięła się powściągliwość Chikako. Jeśli poznała prawdę, naturalnym odruchem wydaje się unikanie ryzyka. Każda odnaleziona materia może być tą wieńczącą żywot, zatem na cóż gromadzić ją na zapas. Największy problem w tym, iż to jedyna droga powrotna na Aludrę. Wyłącznie wchłonięcie przez podopiecznego gwiezdnej materii oraz powiązana z tym śmierć, pozwala powrócić opiekunowi do swego ukochanego domu. Wmawiam sobie troskę o to niczemu niewinne dziewczę, lecz w głębi zawsze pozostaje prawda, iż robię to wyłącznie dla siebie.

– Akinori, zobacz! Zobacz, jaka wspaniała architektura! – woła Chikako, wskazując palcem na porośnięty roślinnością wieżowiec.

– Doprawdy zacna – odpowiadam nie do końca szczerze, gdyż nie mogę już patrzeć na resztki dawnej cywilizacji.

– Wejdźmy do środka. Już widzę te wszystkie czekające na mnie ciekawostki – kontynuuje szkarłatnowłosa piękność, robiąc przy tym maślane oczy.

– Ciemno, znaczy niebezpiecznie – przestrzegam wiedząc, iż tak czy siak pójdzie, nie licząc się z moim zdaniem. – Lepiej przyśpieszmy kroku, aby zgubić pobliskiego łowcę…

– Mamy świetliki! – przekrzykuje mnie bez wahania, potrząsając zarazem pękatą butelką, co powoduje nagły rozbłysk uwięzionych weń robaków.

Jedyne co mi pozostaje, to podążać za nią wypatrując potencjalnych zagrożeń. Dawne budowle nie pełnią już pierwotnych funkcji, strasząc jedynie swym rozpasaniem. Opiekunowie wiedzą wszystko na ich temat. Znamy cały szereg historii powiązanych z przeszłością tego świata, wszakże zamieszkujemy rozświetlające przestrzeń gwiazdy. Bądź co bądź, większość opowieści trzymamy w tajemnicy przed podopiecznymi. Sam nie pojmuję, jak można było zniszczyć coś tak pierwszorzędnego. Światła wszystkich gwiazd były skierowane właśnie w tą stronę, obserwując odwieczne zmagania dobra ze złem. Teraz zamiast równowagi pozostała wyłącznie ślepa walka o życiodajną energię. Dawni mieszkańcy owych budowli, zaprzepaszczając zachwycający pod wieloma względami świat, na pierwszy rzut oka mogliby się wydawać wolnomyślicielami. Nic bardziej mylnego, bo choć doprowadzili do jego upadku, najpierw sami tworzyli widniejącą na jego obrazie, szeroką paletę cudownych barw. Zaanektowane przez tutejszą florę budynki nie są niczym nadzwyczajnym, toteż w przeciwieństwie do zachwyconej nimi Chikako, ja wcale nie odczuwam na ich widok euforycznych stanów. Może właśnie dlatego, iż pamiętam, gdy jeszcze z Aludry obserwowałem zamierzchły wizerunek opustoszałych obecnie miast. Pradawna cywilizacja była twórcza, kreatywna i niemniej zawzięta. Budowała wielkie, oświetlane zapomnianą energią aglomeracje, między którymi kursowały rdzewiejące po dziś dzień pojazdy, a nawet udając ptaki, podbijała przestworza. Dawni tubylcy żyli w grupach, cały czas troszcząc się o bliskich, pielęgnując chorych i umierających, a wszystko przez najzwyczajniejszą zażyłość, której poszukujące materii istoty po prostu nie znają. Wszystko to zostało utracone przez banalne niedocenienie posiadanych dóbr oraz wartości.

Chikako wbiega do wnętrza budynku. Nie zdążam nawet jej dogonić, kiedy pokazuje swe destrukcyjne oblicze. Słyszę potężne huki burzonych ścian. O ile drzemiące w niej dobro odpowiada za niewinne zbieranie kwiatków, jak i padające z ust przymilaśne zdania, to zło wzbudza żądzę zniszczenia, dając zarazem niewyobrażalną siłę. Uchigatana mej podopiecznej także została umagiczniona mocą tych potęg, dzięki czemu stała się w zasadzie niezniszczalna. Budynek drży i pęka, zatem nie mam najmniejszego zamiaru podążać w głąb czegoś, co wkrótce obróci się w stertę gruzu. Nie mija chwila, a rzeczywiście mam przed sobą wyłącznie ruiny, z których ledwie wygrzebuje się Chikako.

– Napotkałaś coś strasznego, skoro ta „wspaniała architektura” musiała zostać spopielona?

– Nieznośne zielsko. Wszystko porosło! Wszystko… Wyobraź sobie, że nie mogłam przejść – odpowiada nadąsane dziewczę.

– Jak też mogło? – kpię nieco. – Niezdara nie mogła przejść… Nie wymyśliłbym poważniejszego powodu.

– Akinori. Na szczęście mnie rozumiesz – odpowiada, emanując przeuroczym uśmiechem.

Frywolna atmosfera z nagła odchodzi, gdy do mych uszu dociera charakterystyczny, na wskroś przerażający dźwięk. To zwabiony niesfornym zachowaniem Chikako łowca. Wydobywa z siebie coś na wzór okrzyku triumfalnego. Czyni to już przed starciem, dając dowód swej niepohamowanej pewności siebie.

– Nie zdążymy uciec. A mówiłem, że nie należy przystawać – plotę co mi ślina na język przyniesie.

– Pokażę mu moją sakiewkę, a wtedy na pewno odpuści – mówi Chikako, wciąż otrzepując zmatowiałe kurzem włosy.

– Nie ryzykuj, tylko walcz!

Wtenczas dostrzegam bojowo wyglądającą sylwetkę. Zwiewna bluzka i przeszywana koronkowymi wstawkami krótka spódniczka mojej podopiecznej, nijak nie mogą się równać z jego srebrzysto-bordową zbroją Haramaki. W ręku trzyma gotowe do rzutu shurikeny, natomiast u pasa, ostrzem w dół dumnie prezentuje się ogromny miecz Tachi. Nie sposób dojrzeć wyrazu twarzy napastnika, gdyż bogato zdobiony hełm, wspólnie z metalową maską pilnie strzegą tajemnicy wizerunku. Niebawem zauważam namalowany na jego kirysie, znany mi herb rodowy. Liście bambusa z widniejącymi nad nimi kwiatami goryczki, mogą oznaczać wyłącznie jedno.

– To samuraj klanu Minamoto! – wołam w stronę niewzruszonej Chikako.

Dopiero mknący w jej kierunku shuriken, ścinając kępkę szkarłatnych włosów, całkowicie odmienia spojrzenie na sytuację, a przynajmniej tak mi się przed chwilą wydawało. Chikako biegnie w stronę łowcy, dzierżąc w ręku lśniącą Uchigatanę, niemniej jednak wbrew moim oczekiwaniom, nie czyni z niej użytku, za to wyciąga w stronę samuraja swą pustawą sakiewkę. Ten natychmiast odbiera ją naiwnej istocie.

– Tylko tyle?! Kpisz ze mnie?! – krzyczy, uderzając dłonią w twarz mej podopiecznej, przez co zwykle blada cera przybiera czerwonawy odcień, jak gdyby chcąc upodobnić się do rozwiewanych wiatrem włosów.

Bez materii dziewczę długo nie wytrzyma, zatem co by nie było, śmierć bez najmniejszego skrępowania spogląda na nas wielkimi oczami. Chikako tym razem naprawdę zmienia nastawienie, o czym świadczy wydzierająca się z drobnego, dziewczęcego ciała energia zła. Powodując wirujące wokół mej podopiecznej podmuchy wiatru, jednoznacznie daje znak, iż od tej pory jedynymi argumentami pozostaną błyszczące ostrza mieczy. Już pierwszy cios Uchigataną zostaje zablokowany ledwie co wysuniętą z pochwy klingą łowcy. Tachi, będąc także bronią dwuręczną, nie różni się znacząco od miecza posiadanego przez Chikako. Jednak większy rozmiar głowni, napędzany znacznie silniejszym, męskim ramieniem, już na starcie daje przewagę żądnemu materii samurajowi. Słuchając granej przez trzeszczącą stal melodii, która bez ustanku towarzyszy starciu, zauważam iż włosy mojej ulubienicy zaczynają wytracać swój intensywny odcień. Brak materii życia daje o sobie znać, toteż należy się spieszyć. Pochodzący z Sargasa opiekun agresora nie bardzo zwraca uwagę na przebieg konfrontacji, jakby był niemniej pewny zwycięstwa, niż sam samuraj. Ja z kolei nie mam zamiaru pozostawić Chikako samej sobie. Szukając rozwiązania zwracam uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół, dzięki czemu przychodzi mi do głowy dość wariacki jak na mnie pomysł. Wiązane na plecach zbroje Haramaki posiadają tak zwaną płytę tchórza. Jest to wąski, stalowy element, który ochrania sznurowanie, będące najsłabszym punktem całego pancerza. Wystarczy odgiąć ową płytkę, aby móc zatopić ostrze w ciele, mimo wszystko dość powolnego przeciwnika. Włosy wycieńczonej Chikako nie są już nawet malinowe, a raczej mienią się różowym kolorytem śmierci. Mamy ostatnią szansę, zatem skaczę na plecy łowcy, kurczowo trzymając się niezbyt pokaźnych naramienników.

– Chikako! Celuj w nieosłonięte miejsce! – wołam odginając płytę tchórza.

Wtedy spotyka mnie jej złowrogie spojrzenie. Dziewczę zwodzi napastnika kilkoma krokami, obchodząc zarazem jego pozycję, a wtedy wyprowadza pchnięcie swą Uchigataną. Czyni to ostatkiem sił, wskutek czego samuraj obróciwszy się, zdąża sparować potencjalnie śmiertelny cios. Chikako pada na kolana mówiąc:

– Kończ tę zabawę! Mam nadzieję, że dałam ci choć trochę radości z walki.

– Jak sobie życzysz – odpowiada łowca, unosząc nad swą głowę potężne Tachi.

Stojąc w sporym rozkroku bierze obszerny zamach, kierując ostrze ku mej klęczącej podopiecznej. Wtenczas ta niespodziewanie rzuca się w przód, przemykając między jego nogami. Widząc to, ponownie odginam stalowy element, otwierając Uchigatanie drogę do śmiertelnego trafienia. Zamknięte oczy nie zdradzają mi dalszego biegu zdarzeń, lecz czując wytracaną przez samuraja równowagę wiem, iż Chikako nie chybiła. Schodząc z pleców agresora bezzwłocznie łapię przywiązaną u jego pasa sakiewkę z materią, rzucając nią w stronę bladowłosej zwyciężczyni. Ostatecznym znakiem śmierci łowcy jest powoli rozsypujące się ciało pochodzącego z Sargasa opiekuna. Każde muśnięcie wiatru odrywa maleńki kawałeczek, niosąc tę pyłkową cząstkę w świat. Ten widok dosadnie uświadamia mi, jak może wyglądać mój koniec.

– Przy tobie nie sposób zakosztować nudy – mówię obserwując, jak włosy odzyskują swą szkarłatną barwę.

– Nie miałam dużo materii… Nie rozumiem, dlaczego mimo wszystko mnie zaatakował.

– Jesteś prawie tak samo naiwna, jak urocza – bezmyślnie dorzucam, na powrót widząc milusińskie wcielenie mej ulubienicy.

– Jestem urocza? – dopytuje Chikako, odgarniając uwodzicielsko opadające na policzek włosy.

– Mam na myśli urokliwy styl walki – próbuję odwieść ją od myśli, pokazujących jak bardzo uwielbiam jej dziewczęce oblicze.

– No tak, przecież pochodzisz z Aludry… Nie masz w sobie ani krzty uczuć.

Wolę to przemilczeć, gdyż z nas dwojga tylko ja miałem szanse obserwować, jakimi emocjami niegdyś emanował ten świat, toteż zręcznie odchodzę od tematu:

– Nie zapomnij zabrać sakiewki poległego. Dzięki niej przez pewien czas będziesz mogła zajmować się swoimi ulubionymi kwiatami, nie zważając na zapasy materii.

– Jakżeby inaczej. Poczuję się trochę, jakbym była najprawdziwszym łowcą – odpowiada roześmiana Chikako.

 

Pozyskana od poległego samuraja materia musiała się kiedyś skończyć. O dziwo, dzisiejszego dnia Chikako postanowiła pokornie zająć się poszukiwaniami niezbędnej energii. Przemierzając kamieniste wzgórze, co rusz zaglądamy do niewielkich grot skalnych, przerzucamy większe z kamieni lub przeszukujemy porastającą nieprzyjemny teren roślinność. Spostrzeżenie jasnobłękitnej łuny z reguły wskazuje na odnalezienie życiodajnego skarbu. Gdy nurkuję w obszernej dziupli jednego z otaczających nas nadpróchniałych drzew, urzeczywistnia się moje największe marzenie. Widzę światło, lecz nie błękitne, a raczej żółtawe, jakby nieco płomieniste. To ona! Tak rzadka gwiezdna materia.

– Witaj Aludro… – szepczę przepełniony euforią. – A więc to koniec naszej wspólnej tułaczki – dodaję wychodząc z przesuszonego pnia, jednocześnie poszukując wzrokiem mej niesfornej podopiecznej.

Kiedy wreszcie osiągam swój cel, widok Chikako zbierającej skąpo porastające kamienistą glebę kwiatki, z każdą kolejną chwilą wypiera z mej głowy wszelkie wspomnienia ukochanej gwiazdy. To może być niepowtarzalna okazja, aby zrealizować pragnienie powrotu do domu, zaś nie wiadomo dlaczego czuję, że nie powinienem tego uczynić. Dziewczę wesoło podskakuje nucąc coś pod nosem, nie mając zielonego pojęcia o zbliżającym się końcu istnienia. Nim pokażę jej śmiercionośną gwiezdną materię, muszę poznać odpowiedź na bezlitośnie nurtujące mnie pytanie.

– Chikako. Od zawsze rozmyślałem, czemuż zrywasz te samotnie rosnące kwiatki?

– Wystarczyło zapytać – stwierdza przemilutkim, wręcz hipnotyzującym głosem. – „Chikako” oznacza dziecko rozproszonych kwiatów, przez co jestem im winna odrobinę uwagi oraz opieki. Poza tym z pewnością czują się samotne… Tak jak ja… W tym pustym, zdziwaczałym świecie.

– Nie jesteś sama! Przecież masz najlepszego opiekuna, czyli mnie.

– Choć nie jesteś w stanie zrozumieć moich emocji, to… dziękuję.

Rozumiem znacznie lepiej niż mogłabyś sobie wyobrazić – myślę, dodając wnet na głos: – A czy „Akinori” także coś oznacza? Nie poznałaś mego prawdziwego imienia, a mimo to od samego początku nie było ci ono potrzebne. Nazwałaś mnie po swojemu z jakiegoś powodu?

– Oczywiście. „Akinori” to ktoś świecący przykładem, zatem nic innego nie mogłoby do ciebie pasować – odpowiada wpychając nozdrza w trzymany oburącz bukiecik. – Zobacz, jak cudownie pachną!

Nie zasłużyła sobie na taki los – powtarzam w myślach.

– Coś tak umilkł? – pyta tupiąc nogą Chikako.

Wrócę na Aludrę, gdyż to cel mego istnienia. Jednak jeszcze nie teraz… Jeszcze nie – nadal prowadzę wewnętrzny monolog, mówiąc po chwili: – Chodźmy, pięknowłosa wojowniczko. Mamy jeszcze setki kwiatków do odnalezienia.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Oryginalna geneza opowiadania. :)

Ze spraw technicznych – sugestie oraz wątpliwości – do przemyślenia:

Właściwie to nie mam pojęcia (przecinek?) dlaczego w ogóle się tym zajmuje. – czy narrator nie mówi tego czasem o sobie?; bo – jeśli tak – jest tam literówka

Wybudzam przecierającą oczy piękność, zastanawiając się (przecinek?) czymże tego dnia uraczy mnie jej emocjonalny tygiel.

Dlatego czy chcemy, czy tez nie, musimy …– literówka

Zwana gwiezdną materią, stanowi zupełne przeciwieństwo obiektów powszechnych poszukiwań (przecinek?) nie ofiarując życia, a raczej je odbierając.

 

Istnieje jeszcze jeden rodzaj energii, o której mieszkańcy krain tego globu nie mają pojęcia. Zwana gwiezdną materią, stanowi zupełne przeciwieństwo obiektów powszechnych poszukiwań nie ofiarując życia, a raczej je odbierając. Niewykluczone, że właśnie stąd wzięła się powściągliwość Chikako. Jeśli poznała prawdę, naturalnym odruchem wydaje się unikanie ryzyka. – ten fragment wydaje mi się niezrozumiały – mieszkańcy (jak rozumiem – wszyscy) nie mają pojęcia, lecz ona mogła poznać tę tajemnicę?

 

Wmawiam sobie troskę o te niczemu niewinne dziewczę, lecz w głębi zawsze pozostaje prawda, iż robię to wyłącznie dla siebie. – składniowy – moim zdaniem „te” odnosi się wyłącznie do liczby mnogiej

Zobacz (przecinek?) jaka wspaniała architektura!

Jedyne (przecinek?) co mi pozostaje, to podążać za nią (i tu?) wypatrując potencjalnych zagrożeń.

Światła wszystkich gwiazd były skierowane właśnie w tym kierunku, obserwując odwieczne zmagania dobra ze złem – styl – nieco zgrzyta: „skierowane w kierunku”

Wszystko to, zostało utracone przez banalne niedocenienie posiadanych dóbr oraz wartości. – zbędny przecinek?

O ile drzemiące w niej dobro odpowiada za niewinne zbieranie kwiatków, jak i padające z jej ust przymilaśne zdania, to zło wzbudza żądzę zniszczenia, dając zarazem niewyobrażalną siłę. – powtórzenie

A mówiłem, że nie należy przystawać – plotę (przecinek?) co mi ślina na język przyniesie.

– Tylko tyle?! Kpisz ze mnie? – krzyczy, uderzając dłonią … – skoro to krzyk, czemu brak wykrzyknika?

Celuj w nieosłonięte miejsce – wołam odginając płytę tchórza. – tu podobnie

Bez materii, (zbędny przecinek?) dziewczę długo nie wytrzyma, zatem co ty nie było, śmierć bez najmniejszego skrępowania spogląda na nas wielkimi oczami. – literówka

Wiązane na plecach zbroje Haramaki, posiadają tak zwaną płytę tchórza. – zbędny przecinek?

Jest to wąski, stalowy element, który ochrania sznurowanie (przecinek?) będące najsłabszym punktem całego pancerza.

 

(Dość dziwnym wydaje mi się, że ani łowca ani jego opiekun teraz nie reagowali na groźny skok narratora).

 

Wtenczas ta, niespodziewanie rzuca się wprzód, przemykając między jego nogami. – zbędny pierwszy przecinek?

Każde muśnięcie wiatru odrywa maleńki kawałeczek, niosąc pyłkową cząstkę w świat. – gramatyczny – błędna odmiana wyrazu

Nie rozumiem (przecinek?) dlaczego mimo wszystko mnie zaatakował.

– Mam na myśli urokliwy styl walki – próbuję odwieść ją od myśli (przecinek?) pokazujących jak bardzo uwielbiam jej dziewczęce oblicze.

Wolę to przemilczeć, gdyż z nas dwojga tylko ja miałem szanse obserwować (przecinek?) jakimi emocjami niegdyś emanował ten świat, toteż zręcznie odchodzę od tematu:

Spostrzeżenie jasnobłękitnej łuny, z reguły wskazuje na odnalezienie życiodajnego skarbu. – zbędny przecinek?

Zobacz(przecinek?) jak cudownie pachną!

Chodźmy (przecinek?) pięknowłosa wojowniczko.

 

Piękna, romantyczna, efektownie podana fantastyka, czyli coś, co bardzo lubię i cenię. :)

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

smiley

Kon’nichiwa!

Nihon wa utsukushī kunidesu – “Japonia być piękna kraj”… heh. Nawet kiedy:

Chikako. Od zawsze rozmyślałem, czemuż zrywasz te samotnie rosnące kwiatki?

– Wystarczyło zapytać – stwierdza przemilutkim, wręcz hipnotyzującym głosem. – „Chikako” oznacza dziecko rozproszonych kwiatów, przez co jestem im winna odrobinę uwagi oraz opieki. Poza tym z pewnością czują się samotne…

… w imię czułości, uwagi, opieki, etc. wyrywamy brutalnie kwiatki z korzeniami, chociaż one

także pragną zakosztować życia… heh.

 

 

Ale fajnie się czytało. Klimatyczne bardzo.

No, może jeszcze ten lekki “zgrzycik”:

Zobacz jak cudownie pachną!

Hmm… patrzy się wzrokiem a nie węchem. Zapachu nie da się zobaczyć, tak jak nie da się

“wywąchać” lotu motyla…

Pozdrawiam.

 

dum spiro spero

Wmawiam sobie troskę o te niczemu niewinne dziewczę, ← to,

Inne, niecodzienne, zaciekawiające. Lekko się czytało. :)

Klimat faktycznie gamingowo-isekaiowy. Mi osobiście to nie podchodzi, świat przedstawiony oparty o żółte i niebieskie światełka przyjemniej oglądać, niż o nim czytać.

 

Poza tym całkiem niezłe opowiadanie. Dostrzegam tu motyw niezawinionej winy rodem z antycznych tragedii ale podany w bardzo lekki i świeży sposób. Można pogratulować.

 

Pozdrawiam serdecznie

Nie czytało się źle, ale cóż, chyba niewiele z tego nie zrozumiałam. Pewnie dlatego, Quentinie, że w przeciwieństwie do Ciebie nigdy nie grałam w żadną grę i nie pojmuję spraw z nimi związanych. :(

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

ona po­tra­fi wznieść się po­nad­to. → …ona po­tra­fi wznieść się po­nad­ to.

 

Dla­te­go czy chce­my, czy tez nie… → Literówka.

 

Wma­wiam sobie tro­skę o te ni­cze­mu nie­win­ne dziew­czę… → Wma­wiam sobie tro­skę o to ni­cze­mu nie­win­ne dziew­czę

 

woła Chi­ka­ko, wska­zu­jąc palem na po­ro­śnię­ty ro­ślin­no­ścią wie­żo­wiec. → …woła Chi­ka­ko, wska­zu­jąc palcem po­ro­śnię­ty ro­ślin­no­ścią wie­żo­wiec.

Palcem wskazujemy coś, nie na coś.

 

Na szczę­ście mnie ro­zu­miesz – mówi w mo­ment… → Co to znaczy mówić w moment?

 

Ten na­tych­mia­sto­wo od­bie­ra ją na­iw­nej isto­cie. → Ten na­tych­mia­st od­bie­ra ją na­iw­nej isto­cie.

 

zatem co ty nie było… → Literówka.

 

Wten­czas ta, nie­spo­dzie­wa­nie rzuca się wprzód, prze­my­ka­jąc mię­dzy jego no­ga­mi.Wten­czas ta, nie­spo­dzie­wa­nie rzuca się w przód, prze­my­ka­jąc mię­dzy jego no­ga­mi.

 

bez­zwłocz­nie łapię za przy­wią­za­ną u jego pasa sa­kiew­kę… → …bez­zwłocz­nie łapię przy­wią­za­ną u jego pasa sa­kiew­kę

 

nio­sąc pył­ko­wą cząst­kę w świat.nio­sąc pył­ko­wą cząst­kę w świat.

 

Ro­zu­miem znacz­nie le­piej niż mo­gła­byś sobie wy­obra­zić – myślę… → Ro­zu­miem znacz­nie le­piej niż mo­gła­byś sobie wy­obra­zić – myślę…

Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

 

Nie za­słu­ży­ła sobie na taki los – po­wta­rzam w my­ślach.Nie za­słu­ży­ła sobie na taki los – po­wta­rzam w my­ślach.

 

Wrócę na Alu­drę, gdyż to cel mego ist­nie­nia. Jed­nak jesz­cze nie teraz… Jesz­cze nie – nadal pro­wa­dzę we­wnętrz­ny mo­no­log… → Wrócę na Alu­drę, gdyż to cel mego ist­nie­nia. Jed­nak jesz­cze nie teraz… Jesz­cze nie – nadal pro­wa­dzę we­wnętrz­ny

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka