- Opowiadanie: Bardjaskier - Wyzwanie #24: Moje uniwersum jest mojsze niż twojsze, bo to właśnie moje uniwersum jest najmojsze !

Wyzwanie #24: Moje uniwersum jest mojsze niż twojsze, bo to właśnie moje uniwersum jest najmojsze !

Wątek organizacyjny.

 

Poprzednie wyzwania:

Wyzwanie #1: Fragment fantasy

Wyzwanie #2: Prawda jak oliwa

Wyzwanie #3: Poleje się krew

Wyzwanie #4: W zawieszeniu

Wyzwanie #5: Bo to się zwykle tak zaczyna

Wyzwanie #6: Opisy, fatalne zauroczenie

Wyzwanie #7: Przejęte dowodzenie

Wyzwanie #8: Pandora uchyla wieczko

Wyzwanie#9: Casting na bohatera

Wyzwanie#10: Więcej was matka nie miała?

Wyzwanie#11: Fantastyczny projektant

Wyzwanie #12: Między ustami a brzegiem pucharu

Wyzwanie #13: Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Wyzwanie #14: Zagrajmy na emocjach nieznaną melodię

Wyzwanie #14a: Morskie opowieści

Wyzwanie #15: Perspektywa i czas

Wyzwanie #16: Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednego kroku

Wyzwanie #17: Oko w oko z wrogiem

Wyzwanie #18: Znów musimy się pogodzić

Wyzwanie #19: Gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień

Wyzwanie #20: Jakaż to była wielka gra!

Wyzwanie #21: Mistrz i uczeń

Wyzwanie #22: Wejście smoka

Wyzwanie #23: Jaki to piękny dom!

Oceny

Wyzwanie #24: Moje uniwersum jest mojsze niż twojsze, bo to właśnie moje uniwersum jest najmojsze !

Wyzwanie #24:  Moje uniwersum jest mojsze niż twojsze, bo to właśnie moje uniwersum jest najmojsze !

 

Celem wyzwania jest napisanie opowiadania w ulubionym uniwersum :).

 

Najlepszego szorta wybierają uczestnicy i czytelnicy. Szort, który na koniec zdobędzie najwięcej głosów, wygrywa. Jeśli będzie remis, organizator wyzwania (czyli Bard ;)) wyłoni zwycięzcę. 

 

 

Zasady:

 

1.Szort do 751 słów.

2.Uniwersum nie powinno być oczywiste – nie zaczynaj opowiadania od: “Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce” ;).

3.Stwórz swojego bohatera, a typowi bohaterowie dla danego uniwersum niech będą drugoplanowi, jeśli już mają się pojawić .

4.Niech czytelnik nie ma wątpliwości, po lekturze, o jakim uniwersum pisałeś :). 

5.Termin do 25.09. 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

O nie, a myślałem o Star Warsach:D

Слава Україні!

No i proszę bardzo, tylko nie zaczynaj od Dawno, dawno temu… " :) Gwiezdne woje są super i mam nadzieję, że ktoś napisze w tym uniwersum szort :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pomyślę nad czymś w takim razie:)

Слава Україні!

Może wyjaśnię 2. Punkt :) chodzi o to, by od razu nie zdradzać z jakim uniwersum mamy do czynienia. Heh chciałem napisać proste zasady, a i tak poległem na tym zadaniu ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Golodh super :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

To właściwie wyzwanie na napisanie fanfika.

A, co to jest fanfik? :) I czy to źle?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podoba mi się takie wyzwanie. I misię kazało na dobry (ma nadzieję) początek zamieścić taki szorcik: 

 

Przyzwoitość

Dziwne rzeczy dzieją się dokoła. Niby wszystko jest jak zwykle. Słońce wstaje, jak co dzień. Deszcz potrafi padać z bezchmurnego nieba. Ptaki radośnie wyśpiewują swoje trele. Ludzie pędzą nie wiadomo po co. Jedni umierają, inni się rodzą. Zdawałoby się, wszystko biegnie normalnymi torami, ale to iluzja. Coraz częściej słyszymy, że komuś się coś niewytłumaczalnego przydarzyło. I nie są to wieści z drugiej czy trzeciej ‘ręki’, każdy ma kogoś takiego wśród bliskich.

My, autorzy tekstów na NF, wcale się nie dziwimy. Portale, łączące nasz świat z innymi, istniały i będą istnieć. Teraz się uaktywniają, jeszcze nie wiadomo dlaczego. Nie tylko w miejscach poza cywilizacją, ale również w mieszkaniach, pod łóżkiem, w szafie, w łazience, w lodówce, pojawiają się istoty z innych światów. Jedne są przyjazne i skłonne do asymilacji, inne wręcz przeciwnie. Piszę o tym, bo mam gościa z równoległego świata.

Zmęczona, nasz dzień, to u niej noc, zwinęła się na kanapie w sąsiednim pokoju. Przed zaśnięciem zdążyła mi tylko powiedzieć:

– Nie wiem, jak się tu znalazłam, w twojej kuchni. Byłam w swoim pokoju, nagle pojawił się słup jasnego światła i wchłonął mnie. A to jest wynik. Muszę się przespać. Potem pomyślimy, co robić.

Na szczęście nie jest potworem. Wygląda sympatycznie, na moją równolatkę, ale jaka jest naprawdę? Czy będzie chciała i czy zdoła wrócić do swojego świata?

Gdy się obudzi, zapytam:

– Czujesz się dobrze? Czy nasze światy są podobne? W którym wolałabyś żyć? 

Od jej reakcji będzie zależało, czy będę dążył do znalezienia portalu, którym da się ją wyeksportować.

Jeżeli mi powie, że mój świat jest lepszy, a pewnie tak jest, bo jest mój, to mimo, że jestem singlem z natury, skłonny jestem się zmienić.

Nie czułbym się w porządku, odsyłając ją do gorszego świata.

 

Podejmuję wyzwanie i w związku z tym dopytuję:

 

Czy króciak ma być maksymalnie “zaszyfrowany” aby utrudnić zgadywanie uniwersum, czy raczej taki z naprowadzeniami i łatwy do “złamania”?

 

P.S.

Fajny limit ;)

Hej

Koala75

 

Świetny szort, bardzo nastrojowy i w uniwersum świeżym, bo niedawno powstałym ;). Przyzwyczajony jestem do dość lekkiej puenty w Twoich tekstach, a tu mamy poważny szort z refleksją na końcu. Dziękuję za pierwszy tekst i to tak dobry :) 

 

Pozdrawiam :) 

 

Peter Barton

 

No właśnie, chyba źle opisałem zasady. I już tłumacze :) 

 

Tekst najlepiej jakby od razu nie zdradzał, co to za uniwersum, ale na koniec czytelnik nie ma mieć wątpliwości w jakim uniwersum rozgrywała się akcja :). Chyba, że zwyczajnie nie zna tego uniwersum ;) , ale na to już nic nie poradzisz :)

 

Limit jest ważny, więc został wyliczony co do słowa :D 

 

Pozdrawiam :)

 

P.S. Jeśli macie pytania walcie śmiało :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ależ ja jestem namolny. ;)

Czy ten limit, to jest liczony z tytułem, czy bez? :-D

To bardzo dobrze :) limit jest bez tytułu :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Interesujące wyzwanie – napisz shorta w swoim ulubionym uniwersum! :)) Warunek jest jeden: jeśli ktoś je ma, co powoli staje się cholernie trudne, choć dyscyplinujące. Spróbuję, jeśli zdołam. 

Nie lubię słowa “mojsze”, choć nader dobrze odbija przesłanie rywalizacyjne, sprzedażowe, feedowe – zawalcz o uwagę – głośniej krzycz, najlepiej algorytmami – słuchaj się innych, walcz o swoje, inaczej zginiesz. Moim zdaniem istnieją tysiące niezapoznanych uniwersów. Naprawdę nowych, świeżych, przyszłościowych.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – fajnie, że wyzwanie ci się podoba i też, przyznaję, że dobrze odgadłaś, co się kryje za mojsze ;). Uniwersów jest dużo, więc i jast dużo inspiracji dla autorów :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dość nietypowe wyzwanie… ale spróbuję. :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR – super :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wiedźma śledząca (śledcza?).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina – cieszę się bardzo, że wysłałaś wiedźme śledczą, śledzącą wyzwanie ;). I przypominam, że jeśli nie uda się nic napisać, to zawsze można oddać głos, na najlepiej opisane uniwersum :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

przepraszam, Szósty :) (CMa nie przepraszam XD) (Cytat z Dicksa przełożyłam ja – jeśli macie lepszy przekład, zamieniam się w słuch) (nie, planu nie było) (to jest w tej chwili szczyt moich możliwości) (popełniłam, czekając na klienta – wiecie, kogo za to winić) (jeeeeju…) XD

 

 

Dotarłam na szczyt schodów, ledwo widząc, i padłam na kolana. Słyszałam tylko łomotanie własnego serca. W przerwach dyszenie. Też własne. Obejrzałam się. Pusto. Podpełzłam kawałek, żeby oprzeć plecy o ścianę i zdjąć pantofle. Kto, u jasnej ciasnej, wymyślił te obcasy?

Obejrzałam się jeszcze raz, ale w dole schodów nie było widać śladu pomarańczu, tylko bury dywan z psychodelicznym wzorkiem spiral, kółek i kropeczek, pewnie zaprojektowany przez tego samego idiotę, co moje buty.

W miarę, jak uspokajał mi się oddech, mózg zaczynał przetwarzać zdania złożone, na przykład "Albo to koniec świata, albo zwariowałam." Tak czy siak mogę zostać boso. Wstałam ostrożnie. Czy z tego piętra jest inne wyjście? Buty nadają się na broń. Tylko że one nie mają nóg. Głęboki oddech, bez histerii. Żadnych histerii. Jeszcze raz. Plan piętra. Gdzieś tu był… Z pantoflami w ręku poszłam korytarzem, po dywanie wprawdzie brzydkim jak nieszczęście, ale miękkim.

Koło drzwi mojego biura wisiał plan, ładnie oprawiony i kolorowy. Odruchowo sięgnęłam do klamki, ale powstrzymałam się. Wobec końca świata podatki mogą zaczekać. A jeśli oszalałam, to jestem usprawiedliwiona. Na parter prowadziły schody, którymi wbiegłam i drugie na końcu korytarza, a winda była obok tych drugich. Teraz pytanie – czy… mmm… one… opanowały już parter, czy nie? Przez chwilę nastawiałam uszu, ale nie było słychać nawet ruchu z ulicy. Dzień tryfidów… Otrząsnęłam się. Nie mogę tu zostać.

Ruszyłam do drugich schodów, a kiedy tam dotarłam, kucnęłam, żeby widzieć jak najwięcej korytarza w dole. Niczym się nie różnił od korytarza po drugiej stronie budynku. Po chwili zastanowienia cisnęłam pantofel, jak mogłam najdalej. Nic. But leżał na psychodelicznych spiralach. Nikt ani nic nie krzyknął, nie przyszedł sprawdzić, co za wariatka…

Rzuciłam się w tył, kiedy w dole mignęło coś pomarańczowego. Przylgnęłam do podłogi. Gdybym mogła się zmniejszyć i zapaść w dywan jak mysz w trawę… Szelest naci na panelach był najgłośniejszym dźwiękiem świata. Potem usłyszałam głuche stuknięcie. I kolejne. I jeszcze jedno. Coraz bliżej. Coraz bliżej. Przełknęłam jęk. Zacisnęłam powieki. Zacisnęłam palce na dywanie. To się nie dzieje naprawdę…

Gdzieś za mną rozległ się dychawiczny, przeciągły zgrzyt, jakby ktoś przeciągał kluczem po strunach czasoprzestrzeni. Potem głuche "łup", jak zrzucanej na dywan ciężkiej skrzyni, i skrzyp nienaoliwionych zawiasów.

– A – powiedział ktoś z uprzejmym zainteresowaniem. – Jest jakiś powód, dla którego leżysz na podłodze?

Mocne, ortopedyczne buciory zastukały o podłogę. Pan uprzejmie zainteresowany zrównał się ze mną i najwyraźniej spojrzał w dół schodów, bo wydał z siebie właśnie taki odgłos, jaki ja wydałam, po raz pierwszy zobaczywszy… to.

Szarpnięcie postawiło mnie na nogi. Otworzyłam oczy.

Trzymał mnie za rękę dryblas z blond szopą na głowie, przyglądający mi się jak ostatniej idiotce.

– Zwariowałaś?

Chyba ty, pomyślałam, patrząc na jego płaszcz, pozszywany najwyraźniej z resztek po kostiumach klaunów.

Obejrzał się na schody i pokręcił głową. – Niejedno już widziałem, i, prawdę mówiąc, sam nie znoszę marchwi, ale żeby-

Pomarańczowy stwór odbił się od stopnia i skoczył na nas, kłapiąc zębami. Dryblas pociągnął mnie na bok. Z naukowym zainteresowaniem spojrzał na zmutowaną marchew, przetaczającą się po wykładzinie.

– Hmmm, zastanawiam się…

Marchwiany potwór zamachał nacią. Spomiędzy zielonych listków łypnęło świecące, czerwone oko. Marchew podskokami zaczęła zmniejszać dystans.

– Doobrze – zdecydował mój wybawca. – Przegrupowujemy się!

I pobiegliśmy, na łeb na szyję, w dół schodów.

 

https://www.youtube.com/watch?v=6QyT4Kc4xnQ :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina – pięknie nam tu napisałaś. Napięcie było, bohaterka z charakterem była, bohater jakiś był i potwór też był. Jak na fabułę, która dzieje się na klatce schodowej, to naprawdę porywająca historia:), a marchewkowy potwór całkiem udany :). Dla mnie bomba choć nie znam uniwersum ;). A co mi się najbardziej podoba to, że czuć napięcie, całość przypomniała mi film o morderczej oponie :). Bardzo udany szort :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Marchewkowy potwór z kosmosu, to jest… Piękne :), a ten od CMa był z pola? :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Był z pola, ale podrasowany :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra zostało jedenaście dni, więc na zachętę wrzucam historie z mojego najmojszego uniwersum :).

Oczywiście mój szort nie bierze udziału w głosowaniu :) 

 

 

BAKKI

Krasnoludy biegły ciemnym korytarzem twierdzy Karak-Karnal. Gdy ich ukochany dom został podstępnie zaatakowany, dali z siebie wszystko. Teraz pozostało już tylko jedno: uratować księgę i wezwać na pomoc braci z Srebrnego Szczytu. Z oblężonej Sali Tysiąca Kolumn, w której Than wraz z elitą wojowników dzielnie stawiał czoła najeźdźcy, Brakki wyprowadził małą grupę tajemnym przejściem za pomnikiem Grungniego. Inżynier trzymając księgę pod lewą pachą i latarnię wyciągniętą w prawej dłoni, zatrzymał się. Pozostałe krasnoludy zamarły. Ledwie wyczuwalny swąd szczurzych ciał i szuranie pazurów o posadzkę zdradziło podążający ich tropem pościg.

– Tędy. – Wskazał Brakki korytarz.

Nie uszło jego uwadze, że trzech gromowładnych, ze spokojem na twarzach, ściągnęło rusznice z ramion. Zaczęli nabijać broń. Inżynier patrzył na nich z niekrytą dumą, ale i żalem. Poczuł na ramieniu dłoń Torgrinda.

– Tak trzeba, nie marnujmy czasu, by ich poświęcenie nie poszło na marne.

Puścili się biegiem. Korytarz wyprowadził ich na most nad przepaścią Echa Przodków. Przed nimi pozostała już tylko komnata Świtu. Otwarli wrota, gdy zagrzmiały lufy krasnoludzkich strzelców. A po nich korytarze wypełnił wrzask konających towarzyszy. Golbin z obnażoną piersią stanął dumnie i uniósł dwuręczny topór. Jego czerwone włosy postawione w wysoki czub sprawiały, że wydawał się większy niż pozostali.

– Nie – warknął Torgrind. – Szukasz śmierci, by zmazać ujmę na honorze, ale tu twe poświęcenie pójdzie na marne. Dopilnuj, by Bakki dotarł do platformy.

Czterech krasnoludów z Żelaznej Gwardii wyminęło zabójcę i ustawiło się na moście zagradzając go murem z tarcz.

– Biegnijcie! – krzyknął Torgrind, widząc czerwone ślepia wyłaniające się po drugiej stronie przepaści.

Bakki i Golbin weszli do komnaty, zatrzaskując za sobą wrota. Poczuli zapach szczurzych odchodów. Wszędzie była krew i ciała poległych strażników.

– A więc tędy się wdarli  – powiedział przez zaciśnięte zęby Bakki, wskazując na olbrzymią dziurę w posadzce i maszynę z ogromnym wiertłem.

Usłyszeli odgłosy waliki. Pędem ruszyli przez salę; podobnych maszyn było więcej, inżynier naliczył co najmniej pięć tuneli, którymi plugastwo wlało się do twierdzy. Między kolumnami skręcili w stronę korytarza i stanęli. Przejście zagradzał głaz. Bakki zmrużył oczy i zatrzymał zbójcę. Głaz drgnął, nie mieli już wątpliwości, co stało na straży. Szczuroogr obrócił się i wyprostował. Potwór teraz wypełniał całe przejście, górując trzykrotnie nad krasnoludami. Jedno czerwone ślepie spojrzało na nich, z pyska dobywała się zielona poświata. Stworzenie było pozbawione futra, a jego skórę pokrywały liczne ropiejące wrzody. Obie dłonie miało ucięte, a w ich miejscu szczurzy mistrzowie bestii z klanu Moulder wyposażyli orga w dwa rdzewiejące ostrza. Przeraźliwy ryk wydobył się z paszczy potwora, a krople śliny zmieszane z spaczeniem, spadły na posadzkę.

Bakki przerażony zrobił krok w tył. Golbin stał niewzruszony, a gdy ryk przestał odbijać się echem od ścian, zabójca uniósł jedną ręką topór nad głowę i wrzasnął tak potwornie, że szczuroogr cofnął się zaskoczony. Wtedy Golbin ruszył, przebiegł między zydlami, wskoczył na stół i odbił się. W locie ujął topór w obie dłonie i zza głowy opuścił ostrze na bark potwora. Stwór zawył, próbując dosięgnąć krasnoluda, zaczął okaleczać własne ciało. Bakki usłyszał, jak wrota po drugiej stronie sali pękły pod naporem Skavenów. Odnalazł odwagę w sercu, złapał mocniej księgę i ruszył ku zabójcy.

Szczuroogr krwawił obficie, a krew ściekała po ohydnym ciele zalewając podłogę. Bakki w pełnym pędzie skoczył w kałużę krwi i na brzuchu prześlizgnął się pod nogami potwora. Wstał, biegł już w stronę otwartej platformy. Poranne promienie oślepiły go na chwilę, więc zasłonił oczy ręką, wtedy nadepnął na brodę. Padł jak długi. Pierwszy Skaven skoczył z uniesionym ostrzem. Bakki obrócił się i zasłonił księgą. Ostrze utkwiło w twardej oprawie. Inżynier zrzucił szczura i dopadł do żyrokoptera. Sięgnął do kokpitu i wyciągnął bandolet. Skaven już był przy nim. Inżynier wypalił wprost w szczurzy pysk. Bakki wskoczył do maszyny w chwili, gdy platforma zaroiła się dziesiątkami poczwar. Wirnik śmigła ruszył, stęknął i zamarł.

– Ty stara pordzewiała kupo złomu!!! – wrzasnął Bakki i pociągnął ponownie za dźwignię rozruchu. Wirnik ruszył, a maszyna zaczęła się unosić w powietrze. Bakki czym prędzej skierował ją nad przepaść Gór Szarych. Mimo to szczury rzuciły się na żyrokopter, zlatując w przepaść. Bakki wyjrzał z kokpitu i dojrzał chudego Skavena uczepionego płozy. Złapał za ciężki stalowy klucz i cisnął nim prosto w nos szczura, który kwiknął i załapał za pysk oburącz. Bakki obserwował chwilę, jak poczwara znika w chmurach pod maszyną. Inżynier skierował żyrokopter na ośnieżone szczyty Srebnej Góry. "Może jeszcze nie jest zbyt późno, by uratować dom moich przodków" – pomyślał z nadzieją.

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tarnino i Bardzie, fajnie się czyta historie tak różne i dziejące się w tak odmiennych światach. Zaciekawionym i zmartwionym, że dalszy ciąg muszę sobie dośpiewać. :)

Dzięki Koalo :) ale dodam, że możesz też dopisać ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ha, ha, teraz ja nie wiem, do czego to fanfik XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No nie znowu to słowo co to jest fanfik :D?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jak wpisywałem to słowo w googla to mi jakiś film się pojawiał ;) Już wiem dzięki :). I znowu tajemnica :D Jak to prozą? A nie mówię normalnie? Jak się mówi prozą? A skoro mówię prozą to jak się mówi normalnie? :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A można crossover?

 

Poza tym – jakie ciekawe wyzwanie! Postaram się napisać, bo weekend przed nami. :)

A dziękuję :) i liczę, że do nas dołączysz :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

NAUCZYCIEL FILOZOFII

Tak, panie. Wszystko, co nie jest prozą, jest wierszem, a wszystko, co nie jest wierszem, jest prozą.

 

PAN JOURDAIN

A tak, jak się mówi, to co jest takiego?

 

NAUCZYCIEL FILOZOFII

To proza.

 

PAN JOURDAIN

Jak to? Więc kiedy mówię: Michasiu, podaj mi pantofle i przynieś krymkę – to proza?

 

NAUCZYCIEL FILOZOFII

Tak, panie.

 

PAN JOURDAIN

Daję słowo, zatem ja już przeszło czterdzieści lat mówię prozą, nie mając o tym żywnego pojęcia! Jestem panu najszczerzej obowiązany, żeś mnie pouczył.

XD (https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/mieszczanin-szlachcicem.html ) I nie licz, że będę to recytowała z pamięci XD po prostu ten cytat o prozie przeszedł do języka. Ulubiona_emotka_Baila

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No i wszystko jasne :) fajnie, że mogę mówić prozą, chyba, że powiem coś wierszem :) proste jak budowa cepa :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No więc jest i fanfic, który bym określił jako parodię z lekką domieszką grafomanii. Temat zbyt zachęcał xD

Za inspirację dziękuję Bravincjuszowi, z którego tylnej komnaty czerpałem pełnymi garściami.

Tak, nudziłem się. Tak, powinienem się zająć czymś sensowniejszym.

 

Minęło dwadzieścia lat od rzekomego pokonania Czarnego Pana. W domu Potterów trwała właśnie romantyczna scena, w której Harry kochał się ze swoją przełożoną, Minister Magii, Hermioną. Wiedział, że jest żonata, wiedział nawet, że z jego najlepszym przyjacielem. Ale w tej chwili najważniejsza była namiętność i uczucie, które do niej żywił.

Miał już ściągnąć krawat, gdy Hermiona go powstrzymała.

– Harry – wyszeptała Hermiona. – Muszę ci coś powiedzieć. Ja… ja nie mogę. Kocham cię, Harry, ale… Kocham też Rona, Harry.

– Hermiona – powiedział Harry. Uśmiechnął się i czule pogładził jej włosy. – To nie szkodzi. Bo widzisz…

Wyciągnął różdżkę, przystawił do własnego policzka i wyszeptał zaklęcie. Twarz Harry’ego zaczęła się wykrzywiać w obrzydliwym grymasie. Czarne włosy pordzewiały, twarz zaokrągliła, a oczy nieco zmniejszyły i cofnęły. Działanie eliksiru wieloskokowego ustało i oto przed Hermioną stanął Ron Weasley, w pełnej krasie.

– To ja – powiedział, zbliżając swoje usta do jej ust. – O wszystkim wiem. I też cię kocham.

– Nie rozumiesz… – wyszeptała i ponownie go powstrzymała. Nie wyglądała na zdziwioną. – Nie o to chodzi. Po prostu… Ja też jestem Ronem, Ron.

Ron wybałuszył oczy i otworzył szeroko usta. Zszokowany odepchnął ukochaną.

– Żartujesz?! Przecież to… to niemożliwe!

Hermiona wskazała na wiszący na jej szyi zmieniacz czasu.

– Cofnąłem się w czasie, Ron, i przypadkiem… Przypadkiem, naprawdę… Ja ją zabiłem, Ron, rozumiesz?! – krzyknęła. Siadła na podłodze i dłońmi zakryła wilgotne oczy. – Nie mogłem jej tak zostawić! To zaburzyłoby chronologię; może nawet spowodowałoby powrót Czarnego Pana, Ron!

– Ale jak… – mruknął Ron. – Przecież od tylu lat jesteśmy małżeństwem i nigdy nie widziałem, żebyś warzyła eliksir wielosokowy!

– Wiem, Ron! – odparła, wciąż zapłakana. – Hermiona przed śmiercią opracowała jego specjalną wersję, która zmienia wygląd na stałe.

Ron zatoczył się i zakrył oczy. Chciał je wydłubać, wyszarpać, zdruzgotany absurdem otaczającego go świata.

– Tyle lat… Powstrzymaliśmy Czarnego Pana! Wychowaliśmy razem dzieci! Odbudowaliśmy ministerstwo! To… – Spojrzał na nią. Nagle jego wyraz twarzy się zmienił; nabrał ostrości i pewności siebie. Groźnie zmarszczył brwi i zazgrzytał zębami. – Już rozumiem – wyszeptał. – TY KŁAMIESZ!!!

– Nie, naprawdę, Ron! – krzyknął Ron, który był Hermioną.

Ron, który nie był Hermioną, wyciągnął różdżkę. Nie myślał – słowa same nasunęły mu się na usta, zaklęcie same wypowiedziało, skrywany latami żal eksplodował w jednej, krótkiej chwili.

Abr… Avada Kedavra!

Zielony płomień uderzył Hermionę. Upadła na ziemię, a jej oczy – zgasły. Ciało zaczęło się zmieniać, przybierając swą prawdziwą formę – siwego i pomarszczonego Rona Weasleya, który musiał po cofnięciu w czasie przeżyć co najmniej kilkadziesiąt lat.

Wtedy Ron zrozumiał co zrobił. Nachylił się nad ciałem swego sobowtóra i załkał.

– Co ja zrobiłem! – jęknął. – CO JA ZROBIŁEM!!!

Potrząsnął ciałem swojego sobowtóra.

– Ron, przepraszam cię, Ron! Ja nie chciałem, Ron! Naprawdę, Ron!

I wtedy zrozumiał, co musi zrobić. Sięgnął do szyi staruszka i zdjął z niej zmieniacz czasu. Chciał… Nie, musiał to zrobić! Zabrał go i przekręcił wskazówkami kilkanaście razy. Chwilę później zniknął.

W pokoju zostało tylko ciało starego Rona. Miało zgnić w ciemności, porzucone i niezauważone. Nikt miał się nie dowiedzieć… Nikt, poza Voldemortem, obserwującym całą scenę zza winkla.

Czarny Pan wychylił się i rozejrzał. Nikogo nie było w pobliżu. Wtedy odrzucił głowę do tyłu i zarechotał.

– Ha ha ha, hahaha, HAHAHA!!! Wszystko dokładnie tak jak zaplanowałem! – zakrzyknął triumfalnie.

Zdjął szatę Ministra Magii z martwego starego Rona i sam ją założył. Wyjął z kieszeni eliksir wieloskokowy, dołożył do niego upadły na ziemie włos Rona, ale z czasu gdy był Hermioną, i wypił. Jego twarz zaczęła się zmieniać, wykrzywiać, przekształcać. Po chwili stał się Hermioną.

Przejrzał się w lustrze i uśmiechnął.

– Ministerstwo jest moje! A wraz z nim CAŁY MAGICZNY ŚWIAT!!!

Nie tylko wygrał, nie tylko został ministrem, ale też zyskał pewność, że nikt nie pozna jego sekretu. Nikt bowiem nie wiedział, że również on był Ronem.

Слава Україні!

 

ETA: Mmm. Tak długo szukałam gifa, że wpadł nowy post i teraz głupio wygląda… Nic to XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Golodh do chwili gdy Voldemord stał się Ronem, ale nie wiedział, że już był Ronem wszystko było jasne :D. Generalnie całkiem zabawny szort. Może dodam, że jest jeszcze Harry i on na pewno pokrzyżuje, plany Rona Voldemorda, który jest Ronem ;). A i taki detal, Harry kochał się z Hermioną, a potem ściąga krawat, to już jest zboczenie by tak w krawacie :p.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Skołowany, zastanawiam się, czy Golodh nie jest Ronem, albo ja Hermioną. Dobrze jest czasem poczytać coś takiego, wywołującego banana na pysku.

Upiór w poczekalni! Eliksir ziołowy, czy grzybki? A co mi tam… Zarzucę jedno i drugie, żeby było zabawniej, oba specyfiki w pełni legalne. Niech Dick ma was w swojej opiece:D

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid czekam w napięciu, co z takiej mieszanki wyjdzie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

To dopiero dwudziestego czwartego (na wypłatę czekam:). O ile mnie nie wystrzeli tak że pójdę coś w realu nawywijać, to obiecuję że postaram się coś nagryzmolić ;).

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Czekam cierpliwie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, w świecie Młotka piszesz? Extra, do tego wprowadziłeś skaveński klan Moulder, co jest super, choć ja wolę Pestilens i Skryre ;)

A co do wyzwania – dwa razy zaczynałem pisać i dwa razy skasowałem. Może zrobię dziś w nocy trzecie podejście i coś z tego wreszcie wyjdzie.

Known some call is air am

Outta – tak Warhammer był moim pierwszym kontaktem z RPG i już zawsze będę ten świat miło wspominał, bezwzględu co by GW z nim nie wyprawiał ;). Moulder mi najbardziej pasował, bo wymyśliłem sobie starcie zabójcy z szczuroogrem :) Mnisi zarazy są chyba najbardziej klimatyczni, Skryre to chyba inżynierowie o ile dobrze pamiętam :). Jeszcze był klan Eshin czyli "szybkie noże" ;). Outta fajnie jakby ci się udało dołączyć do zabawy, a jakby brakowało weny to Astrid, podała przepis jak ją pobudzić ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

No to napisałem coś. Nie wiem czy to coś nadaje się do czytania, nie wiem czy spełnia wymogi, nawet nie wiem czy ma sens, ale niech będzie. No i jest poza konkursem, bo limit przekroczyłem o prawie dwieście słów. Mimo wszystko wrzucam, bo mam ostatnio jakąś niemoc twórczą i może się dzięki temu chociaż troszeńkę odblokuję ;) Jakie to universum? Zgadniecie bez problemu, a przynajmniej tak mi się wydaje :)

 

E616(+1)

 

Kiedy w drzwiach niewielkiego baru w sercu brooklynu stanął wysoki jegomość w brązowym płaszczu, z twarzą skrytą w półcieniu rzucanym przez szerokie rondo kapelusza, uwagę zwrócił na niego tylko jeden klient. Siedzący przy ostatnim stoliku mężczyzna w garniturze skinął na przybysza i wskazał mu sąsiednie krzesło.

– Witaj, Eriku.

– Hank. – Przybysz ściągnął kapelusz i usiadł.

– Cieszę się, że przyszedłeś. Nie widzieliśmy się od sześciu lat.

– Próbowałem jakoś tu żyć… Poukładać sobie, wiesz o co mi chodzi. Tobie się udało?

– W zasadzie tak… – Hank odebrał kufel z rąk kelnerki i pociągnął łyk piwa.

– Ale nie do końca. – Stwierdził Erik, pewny co do powodu, dla którego przyjaciel wysłał do niego wiadomość.

– Próbowałem. Przez sześć lat próbowałem, ale nie mogę.

– Bo pamiętasz jak to się stało, że żyjemy w nijakiej, bezpłciowej utopii, krainie umiarkowanego szczęścia. Pamiętasz co zrobili Stephen, Wanda, Franklin, Jean… I Charles. Pomagałeś im, więc pamiętasz, a to nie daje ci spokoju.

– Tak – zgodził się Hank. – A ty, Eriku? Wiesz czemu pamiętasz?

– Użyli energii Onslaughta, a on jest częścią mnie.

– Albo ty częścią jego.

– Hank, nie chciałeś chyba się spotkać, żeby tylko pogadać, prawda?

– Popatrz, Eriku, jak subtelnie wprowadzili modyfikacje. Bez rewolucji, bez nagłych zrywów, tylko powoli, tak, żeby zmiany wyglądały na naturalne. Rok po roku, wygaszanie konfliktów, usuwanie szkodliwych trendów, przetasowania na szczytach władzy – małymi kroczkami ku lepszemu. Cieszyłem się z tego na początku, ale jest w tym jakiś fałsz. To subtelne odbieranie wolnej woli, kształtowanie społeczeństwa pod własny ideał.

Hank zamilkł na moment, znad kufla wpatrując się w siedzącego bez słowa towarzysza, po czym podjął:

– A co, jeśli to nie jest realny świat? Nachodzą mnie ostatnio dziwne myśli, więc wybacz, Eriku, ale… Co, jeśli to symulacja, a nasze prawdziwe ciała stoją tam gdzieś, w prawdziwym świecie, a tutaj znajdują się tylko nasze projekcje? Dla nas minęło sześć lat, ale tam mogła minąć tylko sekunda, lub nawet mniej?

– Może być nawet gorzej, niż przypuszczasz.

– Co masz na myśli? – zapytał zaskoczony Hank.

– Co, jeśli rzeczywiście jesteśmy projekcjami, ale nasze pierwowzory nadal normalnie żyją? Funkcjonują w tamtym świecie, który pamiętamy: pełnym uprzedzeń, wojen, bezdusznych ambicji, biznesu i nierówności społecznych? A my, nasze tu projekcje, to kopie zapasowe sześć lat temu zapisane w najdalszych zakamarkach mózgów prawdziwych nas, mające połączenie ze wspólną dla wszystkich, skrojoną przez Charlesa i resztę iluzją, w której mogą funkcjonować niezależnie od oryginału, osobnym życiem.

– Masz na to jakiś dowód?

– Częstotliwości fal elektromagnetycznych w mózgach ludzi się zmieniły. Czuję to. Ale pomyśl też nad tym: nie ma wojen, konfliktów, przestępczości, morderstw, a współczynniki śmiertelności z powodów innych niż naturalne wcale się nie zmniejszyły. Sprawdzałem kilka razy. W Nowym Jorku liczba wypadków ze skutkiem śmiertelnym w pierwszym roku po przemianie wzrosła o pięćset siedemnaście incydentów. Przez kolejne lata trend się utrzymywał. Rokrocznie od czterystu czterdziestu do sześciuset przypadków więcej. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tych widełkach zamykała się roczna liczba zabójstw na terenie NY przed przemianą.

– Co to udowadnia? – Hank wydawał się skonsternowany wyliczeniami towarzysza.

– Kiedy tam umierasz prawdziwy ty, to ty-kopia umierasz tutaj. Tam miałeś zawał, to i tutaj będziesz miał, ale jeśli tam ktoś cię zastrzelił, to tutaj zginiesz w jakiś inny sposób: spadnie ci na głowę uszkodzony dron, awaria hamulców sprawi, że roztrzaskasz się na słupie, albo potkniesz się i wturlasz pod nadjeżdżające metro. W tym roku w mieście drony zabiły już dziewięć osób, awarie układów hamulcowych były przyczyną trzydziestu czterech zgonów, z kolei na szynach zginęło trzynastu pasażerów. Tego jest oczywiście więcej, podaję tylko kilka przykładów. Statystyki są prowadzone, szkopuł w tym, że w krainie pozornej szczęśliwości nikt nie analizuje tych danych. Jak myślisz, Hank, ile w Nowym Jorku odnotowuje się rocznie samobójstw?

– Przed przemianą chyba w granicach pięciuset pięćdziesięciu rocznie, o ile dobrze pamiętam. Jeśli twoje podejrzenia są słuszne, to pewnie teraz więcej – to przecież najprostszy sposób, żeby usprawiedliwić czyjąś nagłą śmierć.

– Nie, Hank. Teraz mamy równe zero. Charles najwyraźniej uznał, że w idealnym świecie samobójstw być nie może – przecież z idylli się nie ucieka, a na pewno nie w śmierć. To co zrobili, to nie powolne odbieranie wolnej woli, Hank, jak to wcześniej ująłeś. To pozostawienie wolnej woli prawdziwym nam, przy jednoczesnym całkowitym jej odebraniu zapasowym wersjom. Z wszystkich kopii tylko my dwaj nie jesteśmy całkowicie sterowani.

– To… straszne. Myślałeś co możemy zrobić, żeby się przekonać, czy twoje podejrzenia są słuszne?

– Tak. Już to zrobiłem. – Na ustach Erika wykwitł ironiczny uśmieszek. – Nie ma morderstw, nie ma samobójstw. A jeśli się któreś z powyższych zdarzy? Wtedy cały ten fałszywy raj szlag trafi.

– Eriku – obawa w głosie Hanka była aż nadto wyraźna. – Co zrobiłeś?

– Za minutę w centrum Manhattanu eksploduje ukryta w kanałach głowica nuklearna. To będzie terapia szokowa dla tej cholernej idylli.

– Nawet jeśli masz rację, to nie wolno ci tego zrobić. Zabraniam, rozumiesz?

– Nic na to nie poradzisz, Hank. A kiedy już opadnie kurz … Wtedy ujawnię się i oznajmię, że to moja robota. I gdy cała ta krzywa budowla zacznie się chwiać, zadam jej ostateczny cios, przyjacielu. – Erik wyjął z kieszeni płaszcza pistolet i pokazał go Hankowi. – Na wszelki wypadek nie ma w nim ani grama metalu. Dam radę pociągnąć za spust, lecz mógłbym zatrzymać kulę; rozmyślić się w ostatniej chwili, gdy rozgrzany pocisk dotknie mojej skroni.

– Nie pozwolę ci! – krzyknął Hank i zaczął zmieniać się w niebieską, włochatą bestię. Zanim przemiana dokonała się w całości, metalowe oparcia krzeseł oderwały się od siedzisk, wyprostowały i uderzyły w Beasta, przybijając go do ściany.

– Dziękuję, Hank, że chciałeś się spotkać, to był udany zbieg okoliczności. Pociesz się myślą, że koniec tego kłamstwa postanowiłem zacząć od ciebie.

Known some call is air am

Outta super, że dołączyłeś :) 

No cóż, świata bym nie odgadł, ale od czego jest google ;). Nie wiem na ile opisywane wydarzenia są powiązane z najpopularniejszym ( w ostatnich czasach ) uniwersum, ja raczej stawiał bym na uniwersum braci Wachowski i taka wersja by mi świetnie pasowała do przedstawionych wydarzeń. Dodając do tego anarchistyczne zapędy jednego z bohaterów otrzymałem satysfakcjonującego szort :). 

 

Chętnie przeczytam też komentarze, tych którzy bardziej siedzą w uniwersum mutantów :)

 

Pozdrawiam :)  

 

P.S. Limit-srimid :P Można zawsze zmienić :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wydarzenia nie są w ogóle powiązane. Wanda, czyli Scarlett Witch, ma moc tworzenia osobnych wymiarów (na przykład stworzyła House of M), a jej moc w połączeniu z mocami Stephena Strange’a, Charlesa Xaviera, Jean Gray pod wpływem Phoenix Force oraz z mocami Powerhouse’a (czyli Franklina Richardsa, syna Mr. Fantastica i Invisible Woman, który potrafi tworzyć nowe rzeczywistości) to aż nadto, żeby zrobić taki misz-masz, bo przecież nie wiadomo czy Erik Lensher (Magneto) ma rację co do własnych podejrzeń. Dorzuciłem Erikowi rozmówce w postaci Hanka McCoy’a, który może pamiętać świat przed przemianą, bo na pewno pomagałby wspomnianym postaciom – zarówno wiedzą, jak i z powodu lojalności względem Xaviera. Magneto pamięta, bo Onslaught (którego moc dorzuciłem, jakoby została uzyta w procesie przemiany, choć to już naprawdę przeginka i OP) powstał kiedyś z umysłów Xaviera i Magneta. Taki se tam więc fanfik napisałem, nie mający niczego wspólnego z wydarzeniami na Earth 616 (to oznaczenie głównej rzeczywistości, tej bazowej, dla Marvela – a na przykład MCU to Earth 199999) :)

 

Pozdro

Q

Known some call is air am

Świetnie nic nie zrozumiałem :D. Ale z szorta zrozumiałem wszystko i mi się podobał :) Choć nadal uważam, że fabuła do matrixa bardziej mi pasuje ;). 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Naobiecywałem się, teraz muszę coś z siebie wykrzesać. blush OK, zaimprowizuję to. Zagadka powinna być łatwa, bo padnie kilka lekko sparafrazowanych wypowiedzi z ***.

 

Bjorn nie mógł się nadziwić, że ktoś prowadzi karczmę na tym wygwizdowie. Z dala od głównych szlaków, u podnóża wiecznie okrytych śniegiem gór. Tak czy inaczej, po wielu dniach wędrówki przez tundrę, widok prawdziwego budynku stanowił miłą niespodziankę.

Wnętrze nie różniło się zbytnio od setek podobnych gospód w innych częściach prowincji, może nie licząc ruchu. Jedyną żywą duszą był karczmarz, stary Nord o siwych włosach opadających na twarz. Na widok klienta wyraźnie się ucieszył.

– Witam, witam! Co podać?

– Miód pitny, jeśli łaska – powiedział Bjorn i rzucił gospodarzowi kilka sztuk złota. Ten natychmiast podsunął mu odkorkowaną butelkę. Podróżnik wziął solidny łyk. O tak, tego mi było trzeba.

– Wydarzyło się tu ostatnio coś ciekawego? – zapytał.

– Ach, poszukiwacz przygód, mam rację? Też takim byłem za młodu. Dopóki strzała w kolano nie zniszczyła moich snów o awanturniczym życiu…

Bjorn zmarszczył brwi. Tymczasem karczmarz ciągnął:

– Ludzie jarla zostawili tu ten list gończy. Może rzucisz okiem?

Wyciągnął spod lady pogięty kawałek pergaminu. Bjorn spojrzał na kartkę. Nic szczególnego, kolejny watażka panoszył się na pustkowiu. Ale jedna rzecz zwracała uwagę.

– Ma być w miejscu zwanym… ,,Zulftham”. To po dwemersku?

– Na to wygląda – stwierdził karczmarz. – Zulftham to ruiny leżące na wschód stąd, zwykle przysypane śniegiem. Jeśli ukrył się tam jakiś bandyta, szczerze wątpię, by przeżył długo – dodał. – Bogowie wiedzą, co tam siedzi…

– Cóż, dziękuję za informację. – Bjorn napił się znowu i schował list w zanadrze. Przy okazji dotknął spoczywającego tam przedmiotu owiniętego kawałkiem materiału. Metalowa kostka uwierała, ale była bezpieczna u jego boku.

Dwemerowie… Bardzo dobrze.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR Nie wiem, co to za uniwersum, ale się domyślam :), szkoda, że tak mało, akcja przecież dopiero ma się rozkręcić :). Mam nadzieję, że jeszcze wrzucisz ciąg dalszy :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przyzwoitość

 

Misiu, sam tytuł mnie zainteresował. A w tekście niby wszystko biegnie tym samym rytmem, a jednak coś tam się zaczyna dziać. ;)

Coraz częściej słyszymy, że komuś się coś niewytłumaczalnego przydarzyło. I nie są to wieści z drugiej czy trzeciej ‘ręki’, każdy ma kogoś takiego wśród bliskich.

Tutaj niezgrabne zdania, głównie przez to „komuś”, „coś”.

 

My, autorzy tekstów na NF, wcale się nie dziwimy. Portale, łączące nasz świat z innymi, istniały i będą istnieć.

O, no proszę, jaka magia! Kiedy portal pojawi się w moim mieszkaniu? Takie portale byłyby cudowne… Zamiast tego, idąc w technologię, dostaliśmy komputery i możliwość pisania na nich do osób oddalonych o setki kilometrów. Ciekawie byłoby zobaczyć świat, gdzie to magia istnieje i magia rozwija się z upływem lat.

Trochę zabrakło mi interakcji z nieznajomą, ale czytało się przyjemnie, fajnie tak pomarzyć o portalach, jestem fascynatką portali, w każdej formie, czy to u Sapkowskiego czy u Ricka i Morty’ego, sama też tworzę portalowe opowiadania. :D

 

Tarnina

Na początku czuć tę frustrację, zwłaszcza na buty i wzorek, więc jestem ciekawa, kto zawitał do Twojego opowiadania taki wkurzony. :)

Dzień tryfidów…

Oglądałam dość dawno, napięcie tam mieli fajne, ale rośliny średnio były zrobione. XD Czyli co, gonią ją krwiożercze rośliny? Czy może Ciebie, bo jest o podatkach? :D W każdym razie – podoba mi się klimat, tutaj też napięcie rośnie i ta nać na podłodze… Brr…

Obejrzał się na schody i pokręcił głową. – Niejedno już widziałem, i, prawdę mówiąc, sam nie znoszę marchwi, ale żeby-

Zawsze mnie wytrąca z rytmu ten zapis dialogu nie od nowej linijki. XD

Jak się pojawił ktoś z uprzejmym głosem, myślałam, że włączysz do akcji Doctora Who, to by było dopiero podwójne uniwersum. :D

Ale cóż, uciekli, marchewkowy potwór ich nie dopadł.

 

 

Bardjaskier

BAKKI

 

Początek i od razu jesteśmy wrzuceni w środek akcji, fajnie. :)

– Tędy. – Wskazał Brakki korytarz.

„r” się wcięło.

 

Właściwie nie wiem, co to za uniwersum, więc czytam po omacku, a nie znając bohaterów, nie wiem kto jest kim i co robił wcześniej. Ale nie przeszkadza to tak bardzo, bo w sumie trwają walki, a dalej już szczuroogr (Twój czy z uniwersum?).

 

wyposażyli orga w dwa rdzewiejące ostrza.

Coś ucięło.

 

Bakki przerażony zrobił krok w tył.

Tu bym zamieniła szyk i przerażony na początku, choć nie jestem fanką opisów jednym słowem. ;)

 

Stwór zawył, próbując dosięgnąć krasnoluda, zaczął okaleczać własne ciało.

Tego nie rozumiem.

 

Poranne promienie oślepiły go na chwilę, więc zasłonił oczy ręką, wtedy nadepnął na brodę. Padł jak długi.

Sympatyczne to potknięcie na brodzie. :)

 

załapał za pysk oburącz

Złapał się?

 

Klimat napaści – to podobne do LOTRa, zwłaszcza ten atak na siedzibę krasnoludów, ale tutaj atakują szczury i to zmutowane. Akcja była, czytało się dobrze, a scenka to coś wymyślonego zupełnie czy łatka? ;)

 

 

Golodh

Zaczyna się tak romantycznie… Tylko czuję się oszukana, bo mamy „kochał się”, a później dopiero ściąga krawat, no i normalnie gadają, więc jak? XD

 

przed Hermioną stanął Ron Weasley, w pełnej krasie.

XD

Chyba czytało się fanfiki do HP za małolata. XD

 

– Cofnąłem się w czasie, Ron, i przypadkiem… Przypadkiem, naprawdę… Ja ją zabiłem, Ron, rozumiesz?! – krzyknęła.

Haha, no nieźle, Ron z Ronem i to w wersji męskiej i damskiej, coś niezwykłego. :D Aż mi się to skojarzyło z musicalem, no świetnie byś mógł stworzyć kolejną część. :D

 

– Abr… Avada Kedavra!

Czemu nie wypowiedział Abrakadabra? :D Może by nie zginął wtedy stary Ron? :D

 

I wtedy zrozumiał, co musi zrobić.

Ach, pętla czasowa, no cudownie! Naprawdę uwielbiam motyw pętli, ostatnio coś często na nią trafiam. :)

 

Nikt, poza Voldemortem, obserwującym całą scenę zza winkla.

XD Hehe, no ten to zawsze odrodzi się nie wiadomo jak, ósmy horkruks jednak był czy co? :D

 

Nie tylko wygrał, nie tylko został ministrem, ale też zyskał pewność, że nikt nie pozna jego sekretu. Nikt bowiem nie wiedział, że również on był Ronem.

Ale czekaj, zaraz… Czyli to też był Ron, ale taki co udawał Voldemorta? Bo się pogubiłam w tych Ronach. :D

 

 

Outta

E616(+1)

Nie wiem, co to za uniwersum, hm…

Sam pomysł skojarzył mi się z odcinkiem „Black Mirror”, ale nie mogę podać nazwy, bo na początku nie wiemy, że to dzieje się w świecie wirtualnym. Trochę też skojarzyło mi się to z Matrixem, przez umieranie właśnie.

Całość to rozmowa, ale czytało się ciekawie, zwłaszcza biorąc pod uwagę końcówkę, gdzie mamy nieoczekiwany atak. Jedyne co mi zgrzytało to dość powszechne wygadywanie się bohaterów planujących zrobić coś złego, opowiadających o całym planie i na koniec dopiero atakujących. ;)

 

SNDWLKR

Zaczyna się bardzo klimatycznie, narracja jest spokojna, przez mam wrażenie, że to dłuższe opowiadanie. I to żaden minus, wręcz przeciwnie, w jakiś sposób mogę posmakować tego świata.

O tak, tego mi było trzeba

Brak kropki

 

Nie mam za to pojęcia, w jakie uniwersum nasz wrzuciłeś, ale i tak czytało się sympatycznie, choć dalsza część byłaby miła, bo teraz nie wiem, co wydarzy się w Zulftham, a jestem ciekawa. :)

 

Ananke – super, że odniosłaś się do tekstów :). A jest co czytać, co mnie bardzo cieszy :). Bakki to tekst w świecie Warhammera, imiona są wygenerowane przez generator imion, a nie są to bohaterowie tego uniwersum. Szczuroogr nie jest mój, jest to stwór ze świata Warhammera, bardzo charakterystyczny dla Skavenów. Jeśli chodzi o opowiadanie jest wymyślone, ale mocno w stylu opowiadań z Warhammera, które zaczynają się akcja i kończą akcją, a po drodze jest akcja ;). Więc można powiedzieć, że choć wymyślone to nie odbiega od typowej historii w tym świecie :). Dzięki za aktywność i może jest szansa, że dołączysz ze swoim opowiadaniem? :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, no szczuroogr robi wrażenie. :D

 

 

Właśnie tak zawsze zastanawia mnie, kiedy czytam fanfiki z nieznanych uniwersów, na ile mamy tam fabularnych łatek, a na ile jest to zupełnie poboczna historia. :)

 

Limit przekroczony, więc opowiadanie nie bierze udziału w konkursie. :D

 

 

Podwójna nadzieja

 

Wcisnął lądowanie awaryjne na najbliższej planecie. Ledwo wyszedł z płonącego statku. Był w ciemnym, gęstym lesie o strzelistych drzewach pokrytych brunatnym nalotem. Miękka ziemia przyklejała się do butów. Otarł pot z czoła i wtedy go zobaczył. 

– Czy przeznaczenie swoje jesteś poznać gotów?

– Jakie… co… Oglądałem z tobą filmy.

Yoda patrzył na niego w milczeniu, podchodząc bliżej oparty na lasce.

– Czy wszechświat na zagładę skażesz?

– Jaki wszechświat?

– Jaki, on pyta? – Yoda wykrzywił usta. – Planety odwiedza, przygód szuka, lecz przed odpowiedzialnością ucieka?

– Nie jestem Lukiem…

– I jeszcze za Luke’a się uważa. – Yoda postukał swoją drewnianą laską w podłoże, robiąc niewielkie wgniecenie. – Myśli, że oszukać łatwo mnie można.

– Nie chciałem oszukać. Po prostu wiem, że na niego czekasz… i tak gadałeś o tym ratowaniu wszechświata…

– Nie słowa, a czyny ocalić nas mogą.

– Ja chcę tylko wrócić na Ziemię. Pomożesz mi czy nie?

– Na pierwszym miejscu interesy swoje stawia – mruknął Yoda ze smutkiem. – Ból milionów istot ignorować zamierza. Oczy zamyka, głowę odwraca. Mrok wybiera.

– Dobra. – Chłopak westchnął. – Twierdzisz, że to nie Luke ma walczyć z Vaderem… tylko ja?

– Wszystko tłumaczyć mu trzeba… – Mistrz pokręcił głową i spojrzał na niego z rezygnacją. – Na Moc otwarty nie jesteś – dodał bardziej surowo. – Rozwiązań szukasz zbyt prostych.

– Chcesz, żebym jakoś pomógł waszemu wszechświatowi, tak? Tyle że ja nie mam czasu.

– Uczysz się szybko, tak. Ale czy wystarczająco? Wrócić nie dasz rady. Czekać tu na ciebie latami musiałem, nie wiedząc, kiedy przybędziesz.

– Zaraz… To nie czekałeś na Luke’a?

Yoda ponownie pokręcił głową.

– Dwóch chłopców oczekiwałem. Młodych, przez ciemną stronę kuszonych. Takich, co niejasną przyszłość mają. Bo Moc przyszłość widzieć pozwoliła.

– Eem… Chyba nadal nie kumam, co chcesz przez to powiedzieć.

– Obaj zrozumieć nie potraficie. – Yoda westchnął. – Ale pokładać nadzieję w was muszę. Wyboru nie mam. W czasach mroku światłem jesteście.

– Czyli Luke już u ciebie był?

– Szkolenia nie ukończył. W pośpiechu odleciał. Niegotowy na prawdy odkrycie był. I ty również bez szans jesteś. Przyszłość z łatwością pokonać cię może.

– Co mam zrobić? – Chłopak wywrócił oczami.

– Sithów osłabienia nam trzeba. Uwagi odwrócenia.

– Luke niedługo spotka Vadera. – Znikąd zmaterializował się duch Obi-Wana. – Chcieliśmy cię prosić, żebyś skupił na sobie uwagę Dartha Sidiousa.

– Inaczej Luke zgubiony będzie.

– Poczekajcie… – Chłopak zmarszczył brwi. – Nie ma go przecież podczas walki Luke’a z Vaderem. Jest gdzieś indziej.

– Wojownik dzielny umysł jego zaprząta, Imperator o Luke’u zapomina chwilowo. – Yoda pokiwał głową.

– To znaczy… Nie, no wy tak serio? – Trunks wytrzeszczył oczy. To niby miał być on? Wojownik, który odwróci uwagę Palpatine’a? Rozproszy uwagę Sitha i pozwoli na odpowiedni przebieg spotkania ojca z synem? Więc dlatego nikt im nie przeszkodził? Dlatego Luke zdołał uciec?

– Niegotowy jest – wyznał ze smutkiem Yoda. – Śmierć przyniosłoby mu zderzenie z Darthem Sidiousem. I mrok dla galaktyki.

– Jeśli Palpatine przybędzie w odpowiednim czasie na ich spotkanie, spróbuje przeciągnąć chłopca na swoją stronę. Ale Moc zakłóca dalsze wizje. Jest tylko ból i przenikliwe zimno. Palpatine go zabije. Wściekły, że nie zyskał nowego ucznia.

– I ja mam… – zaczął Trunks.

– Energię uwolnić możesz, gdy na Kuat przybędziesz. Tam w pył obrócisz statki Imperium.

– Jeśli pozbawimy ich większości floty, niszcząc przemysł od środka, będziemy w stanie toczyć wyrównaną wojnę – dodał Obi-Wan z przejęciem. – Ty i Luke jesteście dla nas jak dar od losu, jak nadzieja, na którą czekały wszystkie ciemiężone istoty.

– Dobra, wchodzę w to! A dostanę miecz świetlny?

– Zasłużyć na miecz trzeba. Jedi nie jesteś. Moc w tobie silna, ale w zepsuciu żyłeś, najniższymi instynktami się kierując.

Trunks wywrócił oczami.

– Tylko że… jest pewien problem… – Nagle uświadomił sobie, że nie wziął pod uwagę najważniejszego. – Ja nie umiem kierować statkiem, a autopilot chyba niewiele zdziała, co? Wykryją mnie i rozwalą, zanim dolecę na Kuat.

– Nie polecisz sam – powiedział Obi-Wan.

– W podróż ostatnią wyruszę. – Yoda mrugnął. – Chyba czas młodym pomóc, hm? Do celu doprowadzić. W ciężkiej misji wesprzeć.

Wskazał na ukryty w zaroślach statek.

– O rany… A ja myślałem, że ty bez sensu siedziałeś latami na Dagobah…

– Bezczynnie siedzieć Jedi nie powinien. W Mocy złączony byłem, dla Sithów niewidzialny. Działać młodym pozwalałem, w cieniu ich podróżowałem. I z tobą podobnie uczynię.

 

***

 

Tymczasem Palpatine z niecierpliwością leciał w kierunku Bespin. Musiał być szybki! Wyczuwał silne emocje młodego Skywalkera, co oznaczało spotkanie z Vaderem. Ostatnimi czasy jego uczeń nie był już tak wytrzymały jak dawniej. Dopadały go coraz większe wątpliwości. Nie, nie chodziło tutaj o jakieś wyrzuty sumienia czy chęć dołączenia do rebelii. Nie. To było po prostu zmęczenie. Wypalenie. Nienawiść, która napędzała Vadera po wydarzeniach z Mustafar, po kilkunastu latach osłabła. Zabicie Obi-Wana nie przyniosło mu satysfakcji. Nie wypełniło pustki.

Zemsta była tylko odruchem.

To najbardziej zaniepokoiło Palpatine’a. Bo zemsta musi być pełna pasji, gorącej nienawiści, chęci zadawania bólu, torturowania do nieprzytomności.

Siły witalne wyciekały z Vadera niczym woda z wyciskanej gąbki.

Ale był jeszcze jego syn. Młody, pełen gniewu – tak, gniewu, Palpatine wyczuwał to nawet tutaj, z daleka. Vader nie powiedział mu, że chłopak odpowiedzialny za zniszczenie Gwiazdy Śmierci to jego syn… Myślał, że on, potężny Sith nie zdobędzie takiej wiedzy… Imperialni szpiedzy bardzo szybko przekazali Palpatine'owi informacje o Luke’u. Chłopak bardzo go zainteresował… Te rozedrgane emocje, chociaż zbyt jasne, jeszcze nie uformowane w odpowiednim kierunku, ale przy właściwym treningu…

Zakłócenia w mocy przerwały myśli Palpatine’a. Energia, którą poczuł, przyćmiła zainteresowanie Lukiem.

Imperator wydał rozkazy. 

Poleci na Kuat, znajdzie źródło mocy potężnego Jedi. A Lukiem zajmie się później.

Ananke – limit jest umowny ;) więc bym się nim nie przejmował, dzisiaj już nie dam rady przeczytać, ale jutro na pewno dam radę :). Zaprezentowany Skavena to Queek headteaker, z gry komputerowej, polecam jednak rysunki z gier bitewnych lub RPG, są bardziej klimatyczne ;) Ale doceniam, że poszukałaś Skavenów w internetach :) A tu link do szxzuroogra :) – http://wielebnyrafael.blogspot.com/2011/05/bestie-z-piekielnej-skay-by-motor.html

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

U mnie tez, Bardzie, limit został przekroczony. Około 800 wyrazów. Fragment z zapomnianego uniwersum, którego pisanie kiedyś sprawiło mi sporą frajdę.

 

*

Tycjan spadając, próbował zorientować się w przestrzeni. Wszędzie wyczuwał kanty i głębokie luki. Ostatkiem sił lekko skręcił tułów i wysunął łapy w kierunku najbliższej powierzchni. Wyhamował na skraju skrzyni, mocno wbijając pazury w drewno. Drżał na całym ciele i dyszał ciężko. No, mało brakowało! Kichnął. A co tu tak śmierdzi? Powęszył. Zapach stęchlizny łączył się z kurzem starych woluminów, trocin i kwiatów lotosu. Musiał dowiedzieć się, co to za dziura w którą wpadł, do kogo należy? 

Pomieszczenie wyczuwał jako składowisko skrzyń, pakunków i rzędu obłych przedmiotów stojącyh pod ścianą piwnicy. Zeskoczył na niższą skrzynię i wsunął łapę w widoczną w niej szparę. Wygrzebał zwitek trocin i kawałek niebieskiej wełny. Z dywanu albo z kilimu. Musi jeszcze sprawdzić, co to za obłości stoją rzędem przy ścianie? Hycnął na podłogę i zadarł głowę do góry. Ale wysokie! Najbliższą podrapał pazurem. Amfora z gliny zmieszanej z rzecznym mułem. Zaczynał domyślać się, gdzie się znalazł. To ostatnia twierdza Orientalistów, ich ambasada, świątynia ku czci Bastet. Schronili się w niej wszyscy, którzy uciekli przed szarżą gwardzistów Republiki. Przynajmniej tak mówiono na ulicach i w piwnicach Moskwy przy ogniskach gwardzistów, z którymi przestawał od dwóch dni. No cóż, nie wylądował najlepiej, ale czasami nawet kot taki jak on ma pieskie życie. Cóż na to poradzić? 

 

Podróż była niefartowna od samego początku. Kto to widział, aby pers wybierał się w podróż z tylko jedną szczotką? Co z tego, że na przeszpiegi? To był znak. Mógł wziąć drugą i wtedy podły złodziej zlitowałby się i zostawił chociaż jedną. Przezornie, żeby nie kusić licha, wylądował pod Moskwą, pół dnia wędrował na łapach do centrum i niepostrzeżenie wtopił się w tłum moskiewskich dachowców i kotów różnych ras. Wędrował wśród piwnicznych ognisk, aż natrafił na przyjazną grupę gwardzistów, dla grzeczności z nimi porozmawiał, po czym zmęczony zwinął się w kłębek i zasnął. Obudził się głodny, bez plecaka, przy dopalającym się ognisku. Wściekły wyruszył na polowanie. Pierwsza mysz mu uciekła, dwóm kolejnym już nie dał takiej szansy. Potem pobiegł na Plac Czerwony, podsłuchał rozmowę przy pomniku i ścigany dał nura w pierwszą lepszą dziurę. 

Plan był dalej dobry, wart zachodu: skontaktuje się z Kingsmanem, aby zapewnić sobie porządny hotel i koniec tułania się. Galeria Trietiakowska to niczego sobie miejscówka. Diabli z tymi tajemnicami i podchodami, a przy okazji może uda się dorwać tego złodzieja z gwardzistów Lancelota, pierwszego dowódcy Kingsmana. Miauknął z zadowolenia. Wystarczy się wylizać, zanim ruszy pomiędzy koty. Rozsiadł się na skrzyni i westchnął, przypomniawszy sobie, że tabletki na kule włosowe w żołądku były w plecaku. Pikowa Dama? Rozszarpałby ją na strzępy, gdyby była w pobliżu. Co za poniewierka, ten pośpiech! Wroga niestety było, więc pożywił się złośliwą myślą, że terminal do przekazywania informacji na kodowanym kanale rk.com też był w plecaku. No, Pikowa Dama zadziwi się liczbą otrzymywanych od niego wiadomości? Dobrze jej tak! Niech poczeka kolejny dzień, on przeżyje, w końcu jest persem. 

Co zrobić? Siedzi w gnieździe os. I jak tu wierzyć w naprzemienność lat tłustych i chudych. Jemu trafiły się same puste miski. Rację miał on, a nie Pikowa Mądrala. Co ma być, to będzie. Musi martwić się o siebie i dziurę w którą wpadł. Jest w rękach wrogów, ale w piwnicach. Kto go wśród tych śmieci znajdzie. Zdrzemnie się, siły i nerwy odzyska spokojne, a może sen dobre, nowe myśli przyniesie, bo na złe już nie miał zdrowia. Lecz jak tu zasnąć taki utytłany? 

Zaraz, zaraz, a może pośród trocin znajdzie się jakaś trawa? Podziałałaby jak pastylki.

Od razu odzyskał wigor i podreptał do skrzyń. Chodził pomiędzy nimi starając się wyczuć woń farby przemieszanej z sianem. Trawa delikatniejsza jest niż trociny. Najpewniej mogłaby być przy obrazach. No i była, na szczęście!

Wylizał się jak mógł, objadł trawą i ułożył do snu na najwyższej piramidzie skrzyń. Podwinął przednie łapy, wyciągnął się w kierunku drzwi. 

Zasypiając, chichotał z podsłuchanej rozmowy sfinksów, przed którymi uciekał. Ale są niedouczone, nie znają czarnego kwadratu na białym tle, ani kropki, ani Malewicza. W sumie dobrze, że Kingsman wytargał z więzienia Wasilisę. Ona rozumiała awangardzistów, wiele razy wymieniali uwagi o nich na rk.com.

Śnił o bogini Bastet przechadzającej się wśród lotosów. Smukła, zwinna bogini miłości, radości, muzyki, dobroci i ochrony. On naturalnie świeżo wyczesany z lśniącym futrem. Niczego sobie była ta kotka! Mógłby się z nią nawet zaprzyjaźnić, no, nie w taki sposób, przecież to bogini! A cóż to bogini, przecież on jest niewierzący więc nie przeszkadza? Z pewnością by się jej spodobał. Rozmarzył się. Dbała o siebie, na pewno miała miliony szczotek. A może czesaliby się wzajemnie?

 

Obudziło go syczenie. Zerwał się na równe łapy. Otaczało go pięć Bastet. Zamknął oczy, odliczając do stu. Przerwał po dwudziestu sześciu. Otworzył oczy – one wciąż były i gniewały się na niego. Dlaczego? 

Oszołomiony usiadł i skulił się. Przecież są piękne!

 Nagle zrozumiał. Dwa oblicza ma Bastet, to ta zła, Po niego przyszła, bogini Zachodu, Sechmet. Krwiożercza bestia, ale on nie podda się bez walki! Wygiął grzbiet i prychnął najgroźniej jak tylko potrafił:

– Jestem wasz, ale uważajcie! Zwą mnie Tycjan, a za mną stanie cała Republika. – Oczy rozjarzyły mu się zimnym, oszlifowanym topazem krzyżując się z lodowatym błękitem orientalistów.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Jak się pojawił ktoś z uprzejmym głosem, myślałam, że włączysz do akcji Doctora Who, to by było dopiero podwójne uniwersum. :D

No, a myślisz, że kto to był? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zmyliło mnie, że patrzył jak na idiotkę (dla mnie on bardziej ciekawił się zachowaniami niż je oceniał) plus ten wygląd, ja tego wcielenia nie znam. XD

 

 

Nie wiem, czemu nie wybrała mojego wcielenia. 

Doctor Who po przeczytaniu opowiadania Tarniny. 

 

 

Ananke

 

Łatanie dziur w fabule Gwiezdnych Wojen – są tacy, którzy za same myśli o tym skazywali by na tortury, a potem na stos ;) 

 

Ale szorty przedni :)

 

Joda wyszedł doskonale – irytujący jak w filmach ;). A i jeszcze zmieścił się Obi-Wan i Palpatine. 

 

Nie daje mi tylko spokoju ten Trunks :D co tam robi postać z Dragon Balla ?

 

 

 

Asylum

 

Nie wiele zrozumiałem z fabuły :), ale też nie znam uniwersum, ani występujących w nim postaci. Za to bardzo zaciekawił mnie klimat i to co wyłapałem o samym uniwersum. Bohater kot jest świetny z swoimi kocimi problemami i kocim sposobem myślenia. Przyznam, że wiedziałem iż musi to być kot nim jeszcze przeczytałem, że nim jest :). Do tego bardzo intrygująco brzmią nazwy : Kingsman, bogini Bestet, sfinksy, Pikowa Dama dodając do tego Moskwe i Republike muszę przyznać że uniwersum mnie zaciekawiło :) 

 

 

Pozdrawiam :) 

 

P.S. Jak wspominałem jeśli limit jest przekroczony nieznacznie, nie ma się czym przejmować :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Kot taki fajny, że aż się mruczeć chce: – Więcej kota.  :)

są tacy, którzy za same myśli o tym skazywali by na tortury, a potem na stos ;) 

Bardzie, tak, a jeszcze po skreśleniu kanonu nie wiedzieli, co robić z komiksami, wyrzucać czy rozpaczać, bo przecież “już niekanoniczne”. Ja podchodzę do tego na luzie, dla mnie kanon nie jest świętością. ;) Sama wciągnęłam się w SW dopiero po czytaniu komiksów, przy czym zawierały różne wersje wydarzeń, co mi wcale nie przeszkadzało. Ale ja lubię alternatywy. ;)

 

co tam robi postać z Dragon Balla ?

Pytałam czy może być crossover. :D Nie było zaprzeczenia, więc uznałam to za zgodę. :D Skoro od razu wiemy, że to na Dagobah i jest Yoda, no to niech ten Trunks będzie niespodzianką na koniec. :D

 

 

Ananke

 

“Pytałam czy może być crossover. :D Nie było zaprzeczenia, więc uznałam to za zgodę. :D Skoro od razu wiemy, że to na Dagobah i jest Yoda, no to niech ten Trunks będzie niespodzianką na koniec. :D”

 

A faktycznie pytałaś, wybacz jakoś mi to uciekło :). I nie mam nic przeciwko temu :) Wyszło fajnie i faktycznie Trunks zaskakuje swoją osobą :D 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

SNDWLKR Nie wiem, co to za uniwersum, ale się domyślam :), szkoda, że tak mało, akcja przecież dopiero ma się rozkręcić :). Mam nadzieję, że jeszcze wrzucisz ciąg dalszy :)

Nie mam za to pojęcia, w jakie uniwersum nasz wrzuciłeś, ale i tak czytało się sympatycznie, choć dalsza część byłaby miła, bo teraz nie wiem, co wydarzy się w Zulftham, a jestem ciekawa. :)

Jaskier i Ananke, w takim razie postaram się coś dorzucić (pewnie na ostatnią chwilę, a jakże…). :) Może przy okazji odniosę się bardziej konkretnie do poszczególnych fragmentów, na razie spróbuję zgadnąć, co jest skąd. Zatem uwaga, spoilery:

Koala – uniwersum portalowych szortów;

Tarnina – a to mi nic nie mówi… 0_o;

Bard – Jedyny Słuszny Warhammer (swoją drogą, mój pierwotny wybór, ale za długo się guzdrałem XD);

Golodh – Heniek Garncarz;

Outta – Marvel/X-Men;

Ananke – Star Warsy, ale ten gość specjalny zabił mi ćwieka;

Asylum – kojarzę Kingsmen, ale to chyba nie to…

 

Dla tych, którzy nie skojarzyli mojego – https://www.youtube.com/watch?v=6fILxnBH1Tg :)

 

P.S.: Brakująca kropeczka dodana. Coś mnie ostatnio prześladuje ta interpunkcja…

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR – A to źle się domyślałem, stawiałem na God of War a dokładnie na tę część z wikingami ;). "(swoją drogą, mój pierwotny wybór, ale za długo się guzdrałem XD);" – Sigmar ci wybaczy… Tym razem ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A i taki detal, Harry kochał się z Hermioną, a potem ściąga krawat, to już jest zboczenie by tak w krawacie :p.

A bo Ty zakładasz, że to taki zwykły, niemagiczny krawat;)

Skołowany, zastanawiam się, czy Golodh nie jest Ronem, albo ja Hermioną.

Nasze imię legion, nasze imię Ron.

XD

Chyba czytało się fanfiki do HP za małolata. XD

W zasadzie to całkiem niedawno xD

XD Hehe, no ten to zawsze odrodzi się nie wiadomo jak, ósmy horkruks jednak był czy co? :D

A bo widzisz, tak właśnie było. Ten nieszczęsny krawat był ósmym horkruksem;P

 

Bardzo mi miło, że moje bazgroły przypadły do gustu xD Ja jeszcze nadrabiam pozostałe fanfiki, ale wrócę z komentarzem do każdego:P

Слава Україні!

Zmyliło mnie, że patrzył jak na idiotkę (dla mnie on bardziej ciekawił się zachowaniami niż je oceniał) plus ten wygląd, ja tego wcielenia nie znam. XD

Z jednej strony – to jest wrażenie narratorki (narracja pierwszoosobowa, moja ulubiona), a z drugiej strony… https://www.youtube.com/watch?v=7yA8hy6m7gQ Szósty był troszkę inny ;)

 Doctor Who po przeczytaniu opowiadania Tarniny.

Ej, David Tennant jest, jak to ktoś napisał, wobec przeciętnego fana tym, czym Wespazjan wobec przeciętnego rzymskiego polityka XD

 Tarnina – a to mi nic nie mówi… 0_o;

Heretyku! XD

 Ten nieszczęsny krawat był ósmym horkruksem;P

Aha!

 wrócę z komentarzem do każdego:P

Ja też :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Asylum, prawie wszyscy przekraczamy te limity. XD

 

wysunął łapy w kierunku najbliższej, powierzchni

Przecinek wdarł się do zdania nieproszony.

 

Podoba mi się początek. Mamy kota, który bada teren i te opisy pozwalają mi zagłębić się w nowym świecie.

 

Nie znam uniwersum, ale świątynia ku czci Bastet, akcja w Moskwie, gwardziści Republiki, a bohaterem jest kot… Co to za świat? :D Intrygujący!

 

No cóż, nie wylądował najlepiej, ale czasami nawet kot taki jak on ma pieskie życie.

Dobre. :D

 

 

Za to trochę przeszkadza mi retrospekcja, tzn. wolałabym dalszą akcję, bo streszczenie jak się tam znalazł właściwie nie jest potrzebne, można z grubsza się domyślić. ;)

 

Tabletki na kule włosowe

XD

 

Narracja ulega pewnym zmianom i nie wiem, czy to celowy zabieg, przeoczenie, ale trochę inaczej się czyta.

 

Jeszcze takie drobiazgi:

 

znajdzie się jaki trawa

jakaś

 

przemieszanie z sianem

przemieszanej?

 

n,o nie

Kolejny niecny przecinek

 

Wyszło fajnie i faktycznie Trunks zaskakuje swoją osobą :D 

Bardzie, w DB też kosmos szeroki. :D

 

 

Ananke – Star Warsy, ale ten gość specjalny zabił mi ćwieka;

SNDWKLR, Trunks z Dragon Balla, poszłam w crossover. :)

 

 

W zasadzie to całkiem niedawno xD

Golodhu, no to można poszaleć, ten świat ma takie fanfiki, że głowa mała. XD

 

Ten nieszczęsny krawat był ósmym horkruksem;P

Aaach! No to idealnie uzupełnia całość. :D

 

Szósty był troszkę inny ;)

Tarnino, nie przekonuje mnie jakoś. XD Nie pasuje do Doctora. :P

 

Ej, David Tennant jest, jak to ktoś napisał, wobec przeciętnego fana tym, czym Wespazjan wobec przeciętnego rzymskiego polityka XD

Nie znałam tego. :D

Wszystkie uniwersa, które sensownie znam, nie lubią, jak się je rozszerza, nie było weny… Dobra, koniec narzekania, napisałem :)

 

*********

 

Nirthog siedział w sali tronowej. Filary z rzeźbionego piaskowca podtrzymywały niski strop. W sali panował półmrok. Ogień płonął jedynie przed stojącą z boku kapliczką, całą czarną, z czaszką leżącą na wierzchu.

Weszło trzech ludzi. Skórę mieli ciemną, przy pasach nosili miecze, a całe ciała oprócz głów pokrywały stalowe pancerze. Skłonili się nisko.

– Panie – odezwał się jeden z przybyłych. – Doszły nas słuchy, że zabroniłeś armii ściągać żywność z wiosek przy zachodniej granicy. Wszak jako mądry władca wiesz, że czasy są ciężkie, a armia utrzymuje się głównie z drobnego rabunku.

– Od kiedy żołnierze oburzają się, że nie wolno im krzywdzić ludzi, których winni chronić? – zagrzmiał Nirthog.

– Panie, wielu mieszkańców tamtych wiosek potajemnie wspiera wroga! Zresztą, pozwól nam w końcu ruszyć do boju, to nie będziemy się pastwić nad naszymi. Nie zapominaj też, panie, za kim pójdzie armia, jeśli znudzi nam się czekanie.

Nirthog złapał stojące obok tronu berło i zerwał się na równe nogi. Był niewiele wyższy od dowódców, ale wydawało się, że momentalnie urósł, górując nad wszystkimi. Ogień przed kapliczką strzelił w górę.

– Nie zapominajcie, komu służycie! Co by powiedział nasz pan, gdyby was teraz zobaczył?! Wojsko ma bronić kraju, a nie mścić naszych głupich ojców, dziadów i pradziadów. Zrozumiano?!

Twarze zebranych pobladły ze strachu. Skłonili się i wyszli w milczeniu.

Władca odłożył berło drżącymi rękami. Nie lubił go używać. Zawsze ogarniała go wtedy okropna złość. Chciał mordu, chciał krwi, chciał przemocy i do tego musiał się powstrzymywać. Na szczęście nie na długo.

Ruszył przez zamek. Gdy zamknęły się za nim drzwi lochu, a strażnicy zostali odprawieni, gniew przerodził się w ekscytację. Nirthog wywlókł z celi zagłodzonego więźnia. Świsnął bat. Loch wypełniły krzyki, odbite zwielokrotnionym echem dziesiątek celi.

Gdy więzień skonał, król zabrał się za następnego. Ten był w nieco lepszej formie – musiał zostać złapany niedawno – ale w nim również życie ledwie się tliło. Jego szaty, teraz brudne, musiały być kiedyś błękitne.

– Miłościwy panie, nie chcesz tego robić! Wiem, jak troszczysz się o ludzi. Wiem, że musisz odreagować trudy rządzenia, ale uwierz mi, to nie jest jedyna droga! Aj! Słuchaj! Ała! Ta siła, której używasz. Ona nie jest wieczna! Musisz… A!

Dalsze słowa utonęły we wrzasku. Do lochu wszedł strażnik.

– Panie! On jest przeznaczony na jutrzejszą egzekucję!

– Dobrze. Na dziś wystarczy.

Nirthog spojrzał na więźnia z czerwonymi pasami odciśniętymi na plecach. Zrobiło mu się go żal, ale nie mógł odwołać egzekucji. Wszystkie były zasłużone. Pilnował tego osobiście.

 

***

 

Więzień umierał długo, tak jak powinni umierać wszyscy skazani za zdradę i szpiegostwo. Niestety, nastrój psuły opętańcze krzyki skazańca, bredzącego coś o nowym świecie i odrodzeniu. Zemdlał dopiero przy łamaniu kołem. Zgromadzona na placu armia obserwowała scenę w milczeniu.

Nie było po co dłużej przeciągać. Kat ściął więźniowi głowę. Z ciała uniósł się duch. Powiódł dookoła oskarżycielskim spojrzeniem i odleciał na zachód.

Ludzie zaczęli szemrać. Nirthog uniósł berło. Ku jego przerażeniu, nic się nie stało. Potrząsnął różdżką, ale szepty dookoła tylko się nasiliły.

– Wino dla wszystkich! Wytoczyć beczki!

Rozkaz wykonano natychmiast. Atmosfera wyraźnie się poprawiła. Poweseleli wszyscy oprócz Nirthoga. Martwił się o ludzi mieszkających w stolicy, w końcu pijaną armię trudno było utrzymać w ryzach, ale zamieszki skończyłyby się jeszcze gorzej.

Poza tym berło nie działało. Nirthog wzbraniał się, jak mógł, ale w końcu musiał przyznać przed samym sobą, że bez niego nie umiał rządzić.

Wojsko było już pijane, gdy do króla podbiegł posłaniec.

– Panie, wojna! Najeźdźcy rozbili straż graniczną i ciągną w naszym kierunku!

– Jak to najeźdźcy?! Którędy się tu niby dostali? I jakim cudem nasi dali się pobić?

– Sauron pokonany! Mordor upadł! Magia przestaje działać w całym kraju, tracimy siły.

Czyli tak skończył się czas pokoju i dobrobytu? Nirthog zbladł i usiadł na podłodze. Pijani żołnierze nawet tego nie zauważyli.

 

*********

 

Koala75

Jestem dużym fanem uniwersum :) Szort sam w sobie też dobry, nie wiemy, czy bohater szuka wymówki, żeby zatrzymać przybyszkę, czy faktycznie chce ją przyjąć z poczucie obowiązku i międzyświatowej solidarności.

 

Tarnina

Na początku myślałem, że to jakaś tajna misja. Potem razem z bohaterką zastanawiałem się, czy nie zwariowała. Na szczęście przyszedł układ odniesienia i okazało się, że to jednak ona jest tą bardziej racjonalną osobą ;)

 

Bardjaskier

Przez całą lekturę mi się jakoś RPGowo kojarzyło, może poza tym, że przeżył tylko jeden bohater, ale to też się zdarzało ;) Osobiście nigdy nie ciągnęło mnie do wykorzystywania dużych uniwersów w grach fabularnych, bo jako dużą część frajdy traktuję wymyślanie własnego, ale, z tego co się orientuję, klimat udało się przekazać :)

 

Golodh

O nie, okazało się, że możliwość swobodnych podróży w czasie rozwala uniwersum XD Poza tym za każdym razem, gdy myślałem, że zrobiło się absurdalnie, robiło się jeszcze absurdalniej, a że absurdu jestem sporym fanem, to skończyłem lekturę z uśmiechem na twarzy :)

 

Outta Sewer

Uniwersum, mimo że rozpoznałem (aż sam się zdziwiłem) znam bardzo słabo, także część informacji musiałem wnioskować z kontekstu. Mimo to czytało się z ciekawością, fajny pomysł na wykorzystanie statystyk. Nie wiem do końca, na jakiej zasadzie miał działać ten alternatywny świat, więc nie wypowiem się o metodach łamania jego ograniczeń :)

 

SNDWLKR

Nie grałem, ale cytat i tak dał się rozpoznać :) Właściwa akcja dopiero się wydarzy, ale klimat oddany i początek jest zgrabny.

 

Ananke

Świetnie wpasowane w fabułę. Yoda maruda przekręcający wszystkie słowa ucznia (dosłownie i w przenośni) też cudowny. Jedyne co, to szkoda, że końcówka z Palpatinem nie wnosi nic nowego, ale rozumiem, że gdzieś to trzeba było uciąć.

 

Asylum

Kilka razy technicznie zaplątałem się w zdaniach, ale samo uniwersum mi się spodobało, chętnie przeczytałbym coś więcej :) Bohater wypadł autentycznie i jako kot, i jako szpieg. Szkoda tylko, że po zakończonej retrospekcji za dużo się już nie dzieje, spędziłbym z Tycjanem trochę więcej czasu :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Tarnino, nie przekonuje mnie jakoś. XD Nie pasuje do Doctora. :P

Jest kontrowersyjny, ale Doktorem był :D

 Nie znałam tego. :D

XD

 Na szczęście przyszedł układ odniesienia i okazało się, że to jednak ona jest tą bardziej racjonalną osobą ;)

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, że najpierw bohaterka wydaje się nienormalna, a potem bohater wydaje się bardziej nienormalny, więc opinia o bohaterce się zmienia. Nie wiem na czym polega problem :P

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie no, trzeba by się uprościć, bo mnie ktoś w końcu zabije. Albo zahaczę nieskróconą zmienną o ścianę.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Pomścimy Cię :3

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ostam – ej było coś takiego, świat LOTR opisany od strony złych :). Super pomysł na opowiadanie, właściwie władca nie był zły, a bardziej mi się kojarzył z typowym władcą. Ale przy drużynie pierścienia wszyscy, którzy nie są krystalicznie czyści, wypadają jak zło wcielone :). Nawet zrobiło mi się szkoda Nirthoga ;) A jeśli moje opowiadanie kojarzy ci się z RPG to bardzo dobrze :). Ja też starałem się prowadzić w własnych światach ale jakoś zawsze gracze wybierali już istniejące systemy – niewdzięczne gadziny :P

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, świat podobny do LOTRa, ale tak jakby po wygranej Saurona to był w RPG Midnight na d20, nawet była polska edycja – mam na półce :) 

Known some call is air am

No wiedziałem, że coś było :D, dzięki Outta za podpowiedź :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

było coś takiego, świat LOTR opisany od strony złych :)

Było, ale ruskie. Takie, wiecie, imperialistyczne elfy kontra przodownik pracy z Minas Morgul.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Saruman gdyby ogolić go na łyso, to mógłby robić za Lenina :D

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W sumie Christopher Lee zagrał ruskiego generała w "Akademii policyjnej" :) 

Known some call is air am

 

No nie wierzę :D Dobre, nigdy nie dotarłem do tak odległych części Akademii Policyjnej :D A tu taka ciekawostka mnie ominęła :D  Saruman czerwony :D 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

…ooo…keej…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra jutro ostatni dzień na wrzucanie tekstów i pytanie mam takie – głosowanie robimy do piątku? Czy za dużo czasu? Co sądzicie?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Chyba zdążymy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Bardzie, SND,  Ananke, ostamie za komentarze do mojego tekstu. :-) Miło mi , że bohater się spodobał, bo też lubię tego persa i pozostałe koty z wymyślonej gromadki. Uwagi przyjęte i zaakceptowane, tj. już poprawione, Ananke, super robota!

 

Przeczytałam uważnie komentarze, tekstów – jeszcze nie i widzę, że “skrewiłam”. Nie zrozumiałam zadania – napisanie fanfiku, obocznej historii w ulubionym przez siebie uniwersum stworzonym przez kogoś innego. W związku z tym nie bierzcie mojego tekstu pod uwagę przy  głosowaniu, ponieważ je wymyśliłam. Natomiast z przyjemnością przeczytam Wasze teksty i zagłosuję. :-))

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – jako jedyny jednorazowy (jaka piękna aliteracja mi wyszła :)) szef wyzwania, dopuszczam tekst pod głosowanie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Limit – srimit + 243 = 751 [słów] (ale bez odjęcia srimitu, to prawie tysiąc) ;-)

 

*****

 

Drzwi zamykały się bardzo powoli, co zapobiegło zwyczajowemu dźwięczeniu kiepsko przymocowanej, mosiężnej tabliczki z wygrawerowanym nazwiskiem profesora Simona Reesa i tytułem chirurga biotechnologicznego.

 

– Ciii… – Właściciel gabinetu siedział za swoim biurkiem sparaliżowany strachem, gdy posiadacz długich, białych włosów przeciągle uciszał go, trzymając przy ustach wskazujący palec, wystający z rękawiczki samochodowej. Gość uśmiechał się przy tym i wpatrywał błękitnymi oczyma, w których malował się bezgraniczny spokój. Profesor tylko raz patrzył w tak spokojne oczy. Lata temu.

– Profesorze Reese, jesteśmy tu, aby skorzystać z pana wyjątkowych zdolności. – Aksamitne słowa należały do ostrzyżonego na zapałkę bruneta, zdejmującego dłoń z klamki. Liczne blizny pokrywające jego twarz zniekształciły szlachetne rysy przystojnego kiedyś trzydziestolatka.

– Nie musicie szeptać. – odezwał się w końcu Reese. – W ośrodku już nikt poza mną nie pracuje. Co prawda, na portierni jest ochroniarz, ale pewnie, jak co wieczór, już zasnął i wstanie o szóstej.

 

Jasnowłosy przestał się uśmiechać i powoli, przecząco pokręcił głową. Jego oczy stały się zimne. Zimne i nadal spokojne. Profesor zrozumiał, że strażnik już się nie obudzi.

 

***

 

– Myślicie, że to takie proste? – Profesor z posiwiałymi skroniami poprawił okulary.

– Gdyby to było proste, to byśmy pana nie odwiedzili. Nasz sanitariusz wskazał nam ten adres. Niestety on nie mógł tu dotrzeć, nie zdążył.

– To szaleństwo! Nawet z całym zespołem chirurgów i personelem pomocniczym takie operacje są obarczone dużym…

– Osiemdziesiąt procent szans na sukces. – Brunet przerwał profesorowi. Znał liczby.

– Tak, ale chcecie abym zrobił to sam, co praktycznie nie daje szans na sukces takiego zabiegu.

– Dwadzieścia procent. Będziemy asystować na zmianę.

– Twój przyjaciel jest optymistą. Nawet jeśli to genialny chirurg. – Profesor zwrócił się do długowłosego i zaczął sobie uświadamiać, czego żądają od niego mężczyźni.

– Jons nie jest chirurgiem ale służąc na pozaziemskich koloniach widział więcej flaków niż wszyscy pracownicy tej kliniki razem wzięci. Na twarzy nosi efekty płomieni i szrapneli. To, że uda się ocalić mu wzrok lekarze określili na jeden procent. Myślę, że rozmowa o szansach traci przy tym na znaczeniu.

 

***

 

Obaj zbiegowie i profesor znajdowali się w sali operacyjnej.

Jons leżał pod wysokorozdzielczym rezonansem magnetycznym, poddany znieczuleniu ogólnemu. Profesor Reese wpatrywał się w monitory wyświetlające skany rejestrowane w czasie rzeczywistym pod różnymi kątami. Niewprawne oko mogło przegapić anomalię.

– Medulla Oblongata plus… mały robaczek. – Oblicze Simona Reesa bardziej przypominało wyraz twarzy małego chłopca po otrzymaniu wymarzonego prezentu niż specjalisty w dziedzinie biotechnologii.

– Symbiont przyklejony do rdzenia przedłużonego. – Białowłosy zmrużył oczy, przyglądając się miejscu, w które profesor stukał paznokciem.

– To nie jest klasyczny wszczep. To biotechnologiczne dzieło sztuki.

– Może pan sobie to coś zatrzymać, zaraz po tym, jak wyciągnie z kapitana Jonsa.

– Nie wiesz co mówisz! – Reese w swojej ekstazie zaczął zwracać się jak do kiepskiego studenta. – Ten biotechnologiczny cud jest kluczowym elementem. To kapitana można w tym wypadku nazwać symbiontem. Jest nadbudową dla tego niewyględnego władcy życia i śmierci.

– To coś nie myśli, w przeciwieństwie do Jonsa.

– Oczywiście. Ale kontroluje większość jego funkcji życiowych. Jest rodzajem bezpiecznika, który w przypadku awarii wyłącza cały system. Widzisz te witki? – Na ekranie widać było biologiczną strukturę pozbawioną oczu a jedynie z trudną do zliczenia ilością wypustek przechodzących w nitki oplatające i wnikające do rdzenia kręgowego kapitana. – Na pierwszy rzut oka, te nitkowate struktury wyglądają jakby pełniły jedną funkcję, jednak to narzędzia o wyspecjalizowanych zadaniach. Część z nich pobiera energię – niewiele, tylko tyle aby trwać. Nasz mały król nie przemieszcza się, nie poluje, nie ucieka przed drapieżnikami, nie rozmnaża. Jest tworem niemal boskim, tylko… niestety nie jest nieśmiertelny.

– To właśnie sprokurowało nasze najście, profesorze.

– Tak, wiem. Proszę spojrzeć na te odrobinę grubsze witki, widzi pan? W powiększeniu przypominają linę okrętową – to przekaźniki sygnałów nerwowych. Jeśli którąś uszkodzić…

– Rozumiem. Jak to wymontować, aby nie wyłączyć systemu?

– To prawie niemożliwe. Trzecie narzędzie, to te szare, prążkowane niteczki. Proszę zwrócić uwagę jak oplatają rdzeń. Delikatnie go muskają, można powiedzieć, że głaszczą. Jeśli jednak nastąpi nagłe zakłócenie elektryczne, zaciskają się z całą mocą, przecinając tkanki jak brzytwa. Taki ostatni akt swojego jestestwa.

– Prawie? Czyli potwierdza pan, że to możliwe. Najbardziej jednak zastanawia mnie, skąd słynny profesor Simon Reese wie tak wiele o tym mordercy.

– Po co ta gra. Obaj wiemy dlaczego tu jesteście i skąd moja wiedza o symbioncie, na którego patrzymy.

– Pan go stworzył, doktorze Reese… a teraz niezwłocznie usunie.

– Paradoksalnie, polubiłem cię. Wy, replikanci, jesteście jedną wielką zagadką złożoną z tysiąca małych, przy czym ta jedna… – Zawiesił głos i wskazał na monitor – Ta jedna jest moim opus magnum. Umyj dłonie. Przed nami ekstrakcja, której nikt wcześniej nie próbował.

 

***

 

Cała operacja trwała już ponad godzinę, gdy komunikator w kieszeni białowłosego zawibrował.

– Mów. – Długowłosy odbierając, wiedział, że informacja, którą usłyszy nie będzie dobra.

Przed budynkiem lądują dwa spinnery. Macie mało czasu.

– Dzięki. Zdążymy. – Rozmowa została przerwana.

 

– Zdążymy, prawda doktorku? – Profesor pierwszy raz usłyszał w głosie swojego gościa zdenerwowanie. Czyżby niepokój o towarzysza broni?

– Tak, zdążymy. – Reese sam chciał uwierzyć swoim słowom. – A teraz skoncentruj się wyłącznie na manipulatorze. Przesuwaj powoli tą kształtkę wzdłuż rdzenia. Dobrze. Dobrze. Teraz trochę wolniej. Zatrzymaj. Jeszcze chwila i skończę robić bajpasy nerwowe. Jeszcze moment. A teraz dowiemy się, czy to w ogóle jest możliwe. Gotowy?

 

Pytanie nie doczekało się odpowiedzi. Profesor nacisnął przycisk klawiatury i laser zaczął wypalać biologiczną strukturę przywartą do rdzenia kapitana Jonsa. Monitory wyświetlały scenę agonii. Witki symbionta, które wcześniej muskały rdzeń przedłużony kapitana, zacisnęły się w skurczu wciskając w cienką kształtkę oddzielającą je od przewodników impulsów nerwowych. Ciałem Jonsa wstrząsały fale drgawek.

– Zwiększam dawkę miorelaksantów do krytycznej wartości. Niestety, musimy chwilowo uśmiercić kapitana. Spokojnie, spokojnie. Tylko na chwilę. Jeszcze. Jeszcze. A teraz neostygmina. Iii… poszło. OK, teraz wyciągam pozostałości symbionta, kształtkę i możemy zamykać ranę. Za kilka minut będziemy mogli zacząć wybudzanie.

– Już profesorze. Proszę zacząć wybudzanie.

 

***

 

Reese z długowłosym podpierali wciąż oszołomionego kapitana Jonsa, wychodząc na korytarz. Niespodziewane wtargnięcie do budynku łowców udaremniło przeprowadzenie drugiej operacji. Trzeba było w pośpiechu opuścić to miejsce.

 

– Zabijecie mnie? – Profesor niezbyt subtelnie sondował swoje szanse.

– O nie. Chcemy, by żył pan w zdrowiu i szczęściu, pracując dla nas. A jest nas wielu, doktorku. Wielu potrzebujących twoich zdolności.

– Dowiem się w końcu, kto mnie porywa?

– Roy. Mam na imię Roy, doktorku.

Unrelatedly…

 

(Hmmm… Blade Runner?)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Si

Pin on Rutger Hauer

edit: prequel z włosami ;)

edit, edit: to nie crossover, dla ścisłości, tylko próba wyjaśnienia krótkiego żywota replikantów.

Peter Barton – też stawiam na Łowce androidów :). I podoba mi się klimat szorta. Więc jeśli to nie Blade Runner to napisałeś opowiadanie w takim klimacie :). Alternatywna wersja misji androidów też mi się podoba Rutger Hauer byłby zadowolony z takiego scenariusza ;), ale wtedy nie otrzymalibyśmy jednej z najlepszych kwesti w historii kina ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki, Bardzie. Zauważ, proszę, że w tym szorcie nie udało się przeprowadzić operacji usunięcia symbionta Roya. ;-)

EDIT: I oczywiście, nie wróżę długiego życia profesorowi i kapitanowi.

EDIT, EDIT: To, co napisałeś, że Rutger Hauer byłby kontent – wierz mi, uśmiecham się od ucha do ucha.

próba wyjaśnienia krótkiego żywota replikantów

Mmm, książka sugeruje, że wyewoluowali z maszyn bojowych, które nie potrzebowały żyć długo. Ale tak tylko sugeruje. Co prawda anatomicznie byli nie do odróżnienia od ludzi (trzeba było robić badanie szpiku kostnego)…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Droga Tarnino, trudno mówić o ewolucji, skoro replikanci byli wytwarzani dzięki zaawansowanej biotechnologii (poza wątkiem z Blade Runner 2049 dopuszczającym rozmnażanie się replikantów – tak zwany “cud”).

Oczywiście badanie oczu replikantów, lub test Voigta-Kampffa też mogą pomóc w ich identyfikacji. Poza tym są inne metody, które jednak wymagają użycia zaawansowanego sprzętu medycznego. I tu mamy właśnie taki sprzęt nowej generacji, który pomimo tego wymaga obsługi i interpretacji przez wykwalifikowanego pracownika medycznego.

I jeszcze taka uwaga – symbiont jest zlokalizowany na rdzeniu kręgowym, pod skórą i mięśniami. ;-)

Ergo – symbiont, to nie coś w rodzaju “larwy” z Obcego.

Pozdrawiam

Ok od jutra do piątku można głosować :). Dziękuję za wszystkie teksty, nie spodziewałem się takiego dużego zainteresowania wyzwaniem :). Wielkie dzięki :). A kto wie może dzisiaj jeszcze wpadnie jakiś tekst :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

trudno mówić o ewolucji, skoro replikanci byli wytwarzani dzięki zaawansowanej biotechnologii

A, tak, skrót myślowy – w książce są wymienione ich kolejne generacje, ale ewolucja jest nie tyle darwinowsko-biologiczna, co mechaniczna. Jak komputery.

I jeszcze taka uwaga – symbiont jest zlokalizowany na rdzeniu kręgowym, pod skórą i mięśniami. ;-) Ergo – symbiont, to nie coś w rodzaju “larwy” z Obcego.

Znaczy się – Goauld? :D

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Interesujące. Czekam na dalszy ciąg poza Wyzwaniem.  Głosować nie odważę się, za mały jestem.

Tarnino, skróty myślowe są w cenie, bo paradoksalnie, często są przyczynkiem do dłuższej dyskusji. devil

Goauld, powiadasz, hmm… mało podobny z profilu wink

I niby powinienem mocniej bronić “mojego” symbionta ale… z Tobą przegrać, to jak wygrać heart

 

EDIT (bo nie chcę dodawać wątków): PRZYZNAJĘ, ŻE BARDZIEJ PRZYCZYNĄ, NIŻ PRZYCZYNKIEM blush

 

Koalo, złoty misiu – nie mam pewności, czy zainteresował Cię tekst, czy późniejsze rozważania ale i tak się cieszę. Jeśli jednak chodziło o szorta, to fanfiki jakoś mnie nie pociągają (rozmyślania o nich to co innego), bo przyjemniej jest wymyślać swoje światy. Inaczej ktoś może marudzić, że nie jest kanonicznie, etc. Poza tym, został ogłoszony konkurs, więc bardzo chciałbym wreszcie zdążyć z tekstem. Spróbuję też pracy z konspektem – cza sie rozwijać.

często są przyczynkiem do dłuższej dyskusji. 

Mmm, bardziej przyczyną ;)

Goauld, powiadasz, hmm… mało podobny z profilu wink

Rimshot! XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To ja jeszcze rzutem na taśmę dalszy ciąg przygód Bjorna (mogę w osobnym komciu, nie?):

 

Nie zdziwił się zbytnio, kiedy natychmiast po zejściu do Zulftham opadło go stado Falmerów – z jakiegoś powodu zdegenerowani potomkowie Śnieżnych Elfów bardzo sobie upodobali ruiny krasnoludzkich miast. Bjorn uporał się z nimi szybko, przy pomocy ebonowego topora i kilku prostych czarów opartych na ogniu.

Przybył za późno. Bandyci rozbili obóz przed wielką bramą i chyba szykowali się do snu, kiedy zaskoczyli ich Falmerowie. Jeszcze ciepłe zwłoki leżały na posłaniach i wokół ogniska, z poderżniętymi gardłami, rozbitymi czaszkami i innymi obrażeniami, których źródła lepiej było nie znać. Herszta – postawnego mężczyznę w zbroi płytowej i hełmie stylizowanym na łeb niedźwiedzia – dorwali wewnątrz prymitywnego namiotu. Coś jakby rozpuściło mu twarz.

Bjorn postanowił, że po powrocie doniesie jarlowi o śmierci poszukiwanego, bez wdawania się w zbędne szczegóły. Pieniądz nie śmierdzi.

Dokładnie przeszukał obóz. Nie znalazł nic ponad to, czego można się było spodziewać w dobytku bandy rzezimieszków – alkohol, skromne zapasy żywności i mikstur oraz trochę złota z rabunku. Natomiast przy herszcie trafił na oprawioną w skórę książeczkę. Dziennik.

Talosie, czy wszystkie oprychy zapisują każdy swój krok?!

Otworzył na chybił-trafił. Nic szczególnego, opisy napadów, jakichś tarć w szajce… Ale ostatni wpis był ciekawszy:

,,Dotarliśmy do Zulftham. Jeszcze nie powiedziałem chłopakom, co tu robimy – uznaliby mnie za szaleńca. Ale jestem pewien, że to tutaj, niewyobrażalny skarb spoczy” – zdanie kończyło się kleksem, pewnie atak przerwał pisanie.

Bjorn odrzucił dziennik. Wyciągnął dwemerski leksykon, który go tu zaprowadził. Obrócił sześcienny artefakt w dłoniach i spojrzał na zwłoki bandyty. Ciekawe, czy obaj szukali tego samego…

Cóż, ty i tak nie wiedziałbyś, co z tym zrobić.

Wyszedł z namiotu i skierował się ku bramie. Była zamknięta, ale po bokach znajdowały się podniesione dźwignie, para z każdej strony. Pewnie zagadka przygotowana z myślą o intruzach. Bjorn uśmiechnął się pod nosem.

Czas odkryć tajemnicę.

 

(Tymczasem ja pewnie już przekroczyłem limit i nadal nic się nie wyjaśniło…)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR

 

Super :) rzutem na taśmę ale kontynuacja szorta była konieczna. Dostaliśmy więcej świata, więcej bohatera. Mocno czuć tu heroic fantasy, nasz bohater sieka potwory na kawałki i miota magią jakby to były karciane sztuczki :). Ale ma to swój klimat. Dostaliśmy też obietnicę dalszej przygody, więc… ;)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ostam – narzekania przyjęte, spisane, idą na wieczne zapomnienie. Teraz opowiadanie.

 

Od razu budujesz klimat, który tworzy ten płonący przed kapliczką ogień i czaszka. Podoba mi się. Nie rozwodzisz się, nie tworzysz długich opisów, a można wyobrazić sobie miejsce akcji. :)

Ciekawe, czemu Nirthog musi się powstrzymywać, skoro tak łaknie krwi? Dzięki za tę wstawkę, lubię jak od razu dostajemy taki impuls do przemyśleń, trzyma to przy tekście, utrzymuje ciekawość.

Tortury więźniów trochę mi zepsuły te wstawki mężczyzny „Miłościwy panie, nie chcesz tego robić!”, wydaje mi się, że przy torturach ciężko zachować formy. Może to też kwestia tego, że nie znamy bohatera poddanego torturom.

Za to postać Nirthoga jest interesująca, tu się wyżywa, tu nie pozwala atakować, tu chce krwi, tu jest mu żal…

Gdzieś mi mignęła inna wersja imienia:

Nirgotha

Szkoda, że opowiadanie jest krótkie, bo ten duch unoszący się z ciała – symbol? Znak?

 

pijana armia nie należała do najgrzeczniejszych, ale zamieszki skończyłyby się jeszcze gorzej.

Słowo „najgrzeczniejszych” przy armii nie brzmi zbyt dobrze. Drugi człon zdania też toporny.

 

Ooo, byłam pewna, że nie rozpoznam uniwersum, ale to jednak LOTR. :D Fajnie się wszystko wyjaśniło. Czyli to zło było narzucone, dobry pomysł. Tym bardziej wahania u Nirthoga nabierają sensu. ;)

 

Jedyne co, to szkoda, że końcówka z Palpatinem nie wnosi nic nowego, ale rozumiem, że gdzieś to trzeba było uciąć.

A to tylko wnosi moje frustracje, że za mało było Palpatine’a i Vadera w filmach, ich relacji, które doprowadziły do finału. XD A uciąć musiałam, bo całość napisałam dłuższą, jeszcze z akcją rozwalania Kuat. XD

 

 

Jest kontrowersyjny, ale Doktorem był :D

Tarnino, na krzywą gębę się załapał. XD

 

Petet Barton

Limit – srimit

Witamy w klubie wymykającym się limitom. :D

 

Właściciel gabinetu siedział za swoim biurkiem sparaliżowany strachem, gdy właściciel długich, białych włosów

A poza tym dość toporne, bo mamy dość szybką akcję, a tu druga postać jest opisana jako „właściciel długich, białych włosów”, co mocno tę akcję spowalnia.

 

Jasnowłosy przestał się uśmiechać i powoli,

Nie jestem fanką określania ludzi od kolorów włosów. :(

Brunet przerwał profesorowi

I tu też.

 

długowłosego i zaczął sobie uświadamiać

I tu. :( Dalej też, nie będę już wymieniać.

 

Ale poza tymi wybijającymi z rytmu opisami, czyta się dobrze, tajemnicza operacja mnie zachęca.

nie ucieka przed drapieżnikami. nie rozmnaża.

Kropka się wdarła. ;)

białowłosego zawibrował.

– Mów. – Długowłosy

Naprawdę przydałoby się określić tych ludzi, a nie rzucać nazwami od włosów…

 

Sama operacja – podoba mi się opis, jest napięcie, wszystko dzieje się szybko, mimo że nie znam nazw, nie przeszkadza mi to, płynę przez tekst.

 

Na początku myślałam, że może to będzie o klonach i usuwaniu z ich umysłów rozkazu 66, ale później te komplikacje dały mi do myślenia. ;)

 

 

SNDWKLR

Szkoda, że szybko się uporał, bo chciałam zobaczyć, jak walczą. :D

Czyta się naprawdę dobrze, jak część większego świata fantasy. ;)

Ach, te dzienniki.

Otworzył na chybił-trafił.

A to mi jakoś nie pasuje do narracji. ;p

Trochę za prosto, otwiera przypadkowo, może lepiej napisać, że na ostatniej stronie, skoro i tak wiemy, że atak przerywa pisanie. Poza tym – za proste.

 

(Tymczasem ja pewnie już przekroczyłem limit i nadal nic się nie wyjaśniło…)

Bo chcesz pisać całość, a nie shorta w limicie. Cierpisz na syndrom nas (prawie) wszystkich tutaj, niemogących poskromić ilości znaków wypływających spod palców. :D

Najpierw komentarze, głos na końcu.

 

Miś:

Oooo, jakie misiowe ^^ Nie wiem, czy się liczy jako fanfik, bo w końcu uniwersum jest Twoje. Misiowe w każdym razie.

Tarnina:

Raany, ale miałam głupawkę XD Wszystkim, którzy nie zgadli, zdradzam – "Doctor Who", dokładniej numer 6 (Colin Baker). A czemu tak? A czemu nie (który lepiej by się przeciwstawił potwornej marchwi z kosmosu? potworne gruszki mógłby zwalczać Siódmy czy Dziesiąty, ale marchew?).

Bardjaskier:

Wartka akcja, oj, wartka. Nie bardzo wiem, co to za uniwersum, ale dzieje się sporo.

Golodh:

… can't… unsee… whyyyyyyy… "My Immortal" się chowa… whyyyyyyyyyyyyyyy… (wszyscy jesteśmy Ronem…)

Outta Sewer:

 Bo pamiętasz jak to się stało, że żyjemy w nijakiej, bezpłciowej utopii, krainie umiarkowanego szczęścia

Rimshot.

Hmmm. Nie do końca udało Ci się wcielić w nastoletnią fankę X-menów, ale widać wysiłek :)

SNDWLKR:

Przyzwoicie napisana scenka (ale: schował list w zanadrze!), choć infodumpowa. Za to zawiera mem: https://knowyourmeme.com/memes/i-took-an-arrow-in-the-knee

Ananke:

Chude drzewa? :) Porównania cokolwiek karkołomne. Za to fabuła i trzymająca się kupy, i niezmieniająca (powierzchownie) oryginału – zgrabnie. Niech Moc będzie z Tobą! (Ale Dragonballa nie znam, to nie poznałam.)

Asylum:

Mózg wykonał nieprawidłową operację. Biiip. :)

ostam:

pobierać prowiant z wiosek

Ekhm?

 Słuchaj! Ała!

Mmmm…

 Wojsko było już upite

Pijane.

 Sauron pokonany! Mordor upadł! Magia przestaje działać w całym kraju, tracimy siły.

Aaaaa, to jest jakiś wschodni władca, który się związał z Sauronem? Nieźle, nieźle… zaskoczyłeś mnie.

Peter Barton:

Trochę przewlekasz te opisy (a słowa nie należą do nikogo, ktoś je wygłasza i tyle – w ogóle sporo tu się chwieje semantycznie, co przeszkadza w czytaniu). Za to dramat jest.

SNDWLKR (część 2):

 Tymczasem ja pewnie już przekroczyłem limit i nadal nic się nie wyjaśniło…

Nie ^^

 

 

Eeeech. Nie wiem. Ulubiona_emotka_Baila.

na krzywą gębę się załapał. XD

Zastrzelił poprzednika XD (tak było!)

 Cierpisz na syndrom nas (prawie) wszystkich tutaj, niemogących poskromić ilości znaków wypływających spod palców. :D

… "prawie" robi wielką różnicę. Wrr.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To Warhammer jedyny przepełniony mrokiem i akcją świat darkfantasy… No może nie jedyny ;) Ale mi przypadł do gustu :D. Dzięki za komentarz, a niestety Doctora Who nie oglądałem :(. Ale może jeszcze zobaczę :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, drzewa zrobiły się strzeliste XD. Opisów tu jak na lekarstwo, bo i tak limit mi wystrzelił, więc ucinałam, może to przez to. :)

Gdyby Trunks był postacią z Gwiezdnych Wojen, wyglądałby tak:

 

 

Zresztą Trunks z fanfika ma około 15, a w kanonie poznawaliśmy 8-latka, a później mieliśmy przeskok na 18-latka, więc ten okres dojrzewania nie był ukazany. Ja lubię dopowiadać do gotowych historii takie “łatki”. Podobnie z Anakinem – w filmach znamy go w określonym czasie, ale brakuje ukazania przejścia na ciemną stronę, komiksy ją kapitalnie ukazują. No i serial.

 

P.S. Jak zmniejszacie obrazki, bo jak klikam “m” w tym polu z ustawieniami – tak czy siak duże się dodają. ;p

 

Zastrzelił poprzednika XD (tak było!)

Wiedziałam, że coś z nim nie tak. ;p

 

… "prawie" robi wielką różnicę. Wrr.

Dlatego dodałam. :D

 

Ananke – dzięki za przeczytanie, miłe słowa ale i te krytyczne. Kropka i powtórzenie (okropne) poprawione. Co do tych “włosów”, to masz rację – poszedłem (nieświadomie) na łatwiznę. Dlaczego nie chciałem używać imion (dokładnie imienia Roya)? Bo dla fanów uniwersum to by było zbyt łatwe do odgadnięcia a przecież mieliśmy postarać się ukryć świat, w którym dzieje się akcja i ujawnić go na końcu. Przekombinowałem. wink

Tarnina – masz rację – dramat z tym moim pisaniem. Ale i tak od czasu do czasu pomęczę Was moją grafomanią cheeky

Peter – takie okropne to nie są, ale niesforne na pewno. :) Aach, o to chodziło. Ja mam alergię na włosy i oczy bohaterów, tzn. na określanie tak bohaterów. XD Może warto pomyśleć nad inną alternatywą, w której imion nie uświadczymy? ;)

 

Co do ukrywania świata i pisania opowiadań tak, żeby na końcu był bohater, a co jeśli świat można swobodnie kształtować? A co, jeśli bohatera można dowolnie zmieniać?

Hmm…

 

 

Nie wrócisz

 

Cicha, kameralna knajpa w odległej krainie, do której nie mieli wstępu ludziopodobni. Tutaj przychodziły różne istoty, te o siedmiu łapach, z wielkimi grzywami, czerwonymi oczami, zakrzywionymi pazurami. Wyklęte przez ludzi, odrzucone przez zwierzęce rasy na dwóch nogach. W tej chłodnej, śmierdzącej mokrą sierścią „Kabinie”, każdy wyrzutek nazywany potworem, znajdował miejsce do picia.

Młody mężczyzna, który stanął przed knajpą, splunął z obrzydzeniem.

– Z drogi! – odepchnął ochroniarza, rosłego stwora będącego skrzyżowaniem morskiego gada i ptaka.

– Ludź – ni!

Mężczyzna nie posłuchał, wpadł do środka.

Speluna o nazwie „Kabina” przypominała podłużną windę. W środku nie było krzeseł, bo ciężko o krzesła przy istotach chodzących na czworaka, wijących się niczym węże, dryfujących w powietrzu. Alkohol nalewano ze ścian, prosto do warg, gdziekolwiek by się nie znajdowały. Klienci płacili za pomocą wszczepionych chipów.

– Żałosne kreatury! – Mężczyzna stanął na środku knajpy, z wykrzywionymi wargami obserwując dwa podłużne stworzenia bez rąk i nóg. Ich ciała pokrywała splątana sierść, za pomocą długich języków zlizywały ze ściany resztki białego płynu.

– Wynoch! – krzyknęła istota z błoniastymi, czerwonymi skrzydłami, wielkością dorównująca mężczyźnie, choć zamiast nóg podpierała podłogę końcówkami skrzydeł.

– Usta na brzuchu? – Prychnął. – Jak z wami skończę…

Nagle w powietrzu coś świsnęło, mężczyzna wrzasnął i upadł na twardą posadzkę.

– Szlag! – Niewidzialne więzy trzymały go mocno, wbijały się w ciało, odgniatały je jak stalowe pręty.

– Ludź to śmieć – zawarczał tuż przy uchu mężczyzny stwór śliniący się na jego włosy; stał na czterech oślizgłych łapach. – Co, ty nas zabić? – Warczenie przypominające śmiech zagłuszyło mamrotania innych istot. – Nie, ty tu nie wróciu. Ale wpierwu… Mniej ludziów!

Po podłodze, w ciszy jaka zapadła, słychać było tylko szelest pełzającego stwora – czarnego, podłużnego i z otwartą paszczą wypełnioną żółtymi kłami. Zatrzymał się tuż przy udzie mężczyzny. I wtedy zgromadzone w środku istoty zaczęły mruczeć, syczeć, warczeć i ryczeć.

– Ni ludź! Ni ludź! Ni ludź!

– Odgryź! – szczeknął zwierzak zachlapujący śliną twarz mężczyzny.

– Ni ludź! Ni ludź!

Wężopodobny stwór wbił zęby w wewnętrzną stronę uda mężczyzny, chybiając zamierzone miejsce przez gwałtowny zryw. Bo w następnej chwili niewidzialne więzy pękły, a młody Bonhart/Maul/Vegeta/Tom Riddle wypadł z „Kabiny”, zachlapując podłogę krwią i słysząc śmiechy przyprawiające o ciarki.

 

________________________________________________________________

 

Oczywiście po terminie i nie bierze udziału, ale to taki eksperyment jak zabawić się w opowiadanie, które może być pisane w różnych uniwersach. Młodzi bohaterowie, których znamy z książek/filmów, jakoś zaczynali swoją przygodę z nienawiścią. Może mogliby zawitać do takiej knajpy celowo (w ramach płatnego zlecenia), dla zabawy (w zabijanie), w imię oczyszczania świata z gorszych ras/potworów.

Ananke – pomysł świetny, w pierwszej chwili pomyślałem znowu o Gwiezdnych Wojnach tam też była podobna knajpa :). W drugiej chwili też pomyślałem, że człowiek będzie wynajmował jakiegoś stwora do brudnej roboty, więc zakończenie mnie zaskoczyło bardzo fajny szort. Jako władca wyzwania, wnioskuję (kocham aliteracje :D) o dopuszczenie tekstu pod głosowanie, bo czemu by nie ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

P.S. Jak zmniejszacie obrazki, bo jak klikam “m” w tym polu z ustawieniami – tak czy siak duże się dodają. ;p

Ja nie zmniejszam XD

 Tarnina – masz rację – dramat z tym moim pisaniem. Ale i tak od czasu do czasu pomęczę Was moją grafomanią

A, męcz nas XD

 Bonhart/Maul/Vegeta/Tom Riddle

Fanfik uniwersalny! Super XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Najpierw kryteria oceny: fajny bohater, ładny język sprawiający, że płynie się przez tekst. Przy uniwersum premiuję zainteresowanie samym uniwersum, ponieważ nie znam ich wielu, a zgadywanie zakończyłoby się najpewniej porażką, tj. nie rozpoznałabym nawet w miarę znanego na rynku fantasy. xd

 

Po przeczytaniu i w trakcie:

Koala: i ja czułabym się bardzo nie w porządku, wysyłając fajnego gościa do gorszego świata. :-)) Naturalny język, znam uniwersum. Drugi ciekawy wątek plącze się w tle, co też mi się podoba.

Tarnina: trochę mało bohaterki, wprowadzony blondyn z blond szopą, chyba zrzucający skrzynię, rozproszył mnie i "spuścił" zbudowane napięcie. Dużo tych butów: obcasy i ortopedyczne. Uniwersum marchwiane rozpoznaję. :-)) Walka prowadzenia opowieści z poprawnością – w sensie zapisu.

Bard: krasnoludzki epizod. 

,Teraz pozostało już tylko jedno: uratować księgę i wezwać na pomoc braci z Srebrnego Szczytu. 

Spuszczasz napięcie na samym początku – podkreślenie. Przynajmniej "teraz i już" nadają się do potencjalnego usunięcia.

,Inżynier (+,)trzymając księgę pod lewą pachą i latarnię wyciągniętą w prawej dłoni, zatrzymał się.

Lekko skondensuj, opowiadając, np. zerknij na poniższe, chyba jest niepotrzebne – piszesz w czasie teraźniejszym i jednocześnie komentujesz narratorsko:

,Nie uszło jego uwadze

Końcówka pośpieszna.

Ciekawe uniwersum, żyrokoptery, bandoloty, złe ogry, krasnoludy, utracony dom. :-))

Golodh:

Początkowe zdania nie przekonują, tzn. nie wprowadzają w historię, odbieram je jako rodzaj pisarskiej rozbiegówki.

Opowieść zabawna z potencjałem, lecz widzę kłopot z zapisem, tj. Rona, który nie jest Ronem, np.

,który nie był Hermioną

Niezbyt gładko się czyta..

Outta Sewer:

Pff, Brooklynu (miasta drzew). ;-)

Kiedy w drzwiach niewielkiego baru w sercu brooklynu

Nieźle napisane, obcięłabym dopowiedzenia przy dialogach, a je same dopracowałabym, bo sytuacja jasna. Słowa mają padać, a nie się rysować pejzaże. A swoją drogą fajnie byłoby podrzucić czytelnikowi kontekst, czyli coś prócz dialogu i oceny. ;-)

SND: pierwsza odsłona i cd.

Część I, fajna, zachęca do czytania dalej. Nie odchodzisz na boki, nie rozpraszasz, opowiadasz.

Dobra historia.

Ciąg dalszy również wciąga, choć nic nie wyjaśniłeś, nicpoto! xd

Ananke

Pierwszy – lubię SW, każde opko mnie wciągnie. xd Fajny pomysł na fanfik. Chciałabym poczytać o nich lecących i rozgrywających tę bitwę. Yoda zwerbalizowany. :-)) Przejście do Palpatina – ok, choć trochę toporne przez powielenie wprost stworzonej mechaniki uniwersum – gorąca nienawiść i jej objaśnianie.

,Coś zakłóciło myśli Paplatine'a. Jakiś dziwny rodzaj energii. Nieznany dotychczas, obezwładniający wręcz swoją siłą życiową, promieniujący na wielką odległość. Chwila, czy to nie kolejny Jedi…? Ale skąd ta nietypowa moc? I to w dodatku w pobliżu Kuat?

Co powinien zrobić? Znaleźć nowego wroga czy dopaść Skywalkera?

Piszesz w czasie teraźniejszym, znaczy dzieje się, lecz jednocześnie próbujesz relacjonować. Trochę się to ze sobą kłóci. Może zrezygnuj z "coś, jakiś", rezerwując je na wyjątkowe okazje. Reszta podkreśleń – moim zdaniem do rozważenia.

Drugi – moim zdaniem jest lepszy literacko, choć uśmiechnęłam się przy ugryzieniu w wewnętrzną stronę uda. :P Nie, że to zupełnie niemożliwe, lecz cholernie trudne. :-)

ostam: interesujący bohater, jednocześnie bezwzględny, okrutny i współczujący. Jak byś sprawę rozwiązał? Nie, nie odpowiadaj, napisz. 

Styl oszczędny, akuratny. Prowadzisz nas, nie wyjaśniasz, nie tłumaczysz, co bardzo lubię. :-))

Peter Barton:

W pierwszych zdaniach IMHO lekko przeholowałeś z opisami obu postaci, lekko bym kurek z wodą zakręciła. Najsilniej kojarzy mi się z "Obcym". Sytuacja i uniwersum mnie zaciekawiło. :-))

Sam tekst lekko szorstki, pokrętny w dialogach.

 

Przeczytane, skomentowane, mogę głosować: wybieram trzy równorzędne: Koala, SND, ostam.

 

*

Ananke, od wejścia i kilku prób na forum korzystam przy zmniejszaniu obrazków do NF z RP, bo "m"działa w kratkę, a kratkę wolę szkocką niż przy funkcjach. Strona jest onlinowa, sprawdza się, prosta i chodzi na bez zarzutu na wszystkich urządzeniach, też nowych i starych:

https://www.resizepixel.com/pl/resize-image

Pewnie mogłabyś znaleźć też inne aplikacje, a może nawet w telefonie/tablecie, lapku masz taką opcję, lecz tego nie wiem. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – a dziękuję :) jaki za wskazanie błędów :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Tardis jest świetne! w każdym przypadku i wypadku. Zawsze fascynuje. Szkoda, że on, ona  nie wylądowała. xd

W tym konkretnym przypadku stopniujesz napięcie: wprowadzasz kolejną osobę – po co?, gdy skupiamy się na bohaterce; rozumiem dystraktor i przeciągnięcie, lecz dalej nic z tego nie wynika. Obcy facet, zwracający się do mnie na ty, na moim piętrze. Wszystko jest możliwe, lecz bez kontekstu – nie rozumiem.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bardjaskier

Trochę mi ta odpowiedź zajęła, ale w końcu jestem ;) Jeśli zrobiło się szkoda Nirthoga, to autor jest zadowolony. Chciałem trochę zagrać na tej tolkienowskiej nieskazitelności i namieszać w podziale na dobro i zło.

Najlepsze sesje RPG wychodziły zawsze, jak uniwersum robili wszyscy łącznie z graczami :)

 

Peter Barton

Spojlery :P Ale sam jestem sobie winien, że jeszcze nie czytałem ani nie oglądałem. Klimat mi się spodobał, aż mam większą motywację do zabrania się za książkę. Językowo było momentami niezręcznie, na przykład to zdanie:

Właściciel gabinetu siedział za swoim biurkiem sparaliżowany strachem, gdy posiadacz długich, białych włosów przeciągle uciszał go, trzymając przy ustach wskazujący palec, wystający z rękawiczki samochodowej.

jest wręcz karykaturalnie długie i zawiłe, w szczególności jak na didaskalia. Może dałoby się to podzielić, o ile wszystkie te informacje (”przeciągłe” uciszanie, mały palec?) są nam w ogóle potrzebne.

 

SNDWLKR

Kontynuacja zacna, klimat jest spójny, zapowiedź jeszcze silniejsza, tylko końcówki dalej ni widu, ni słychu ;) “Uporać się przy użyciu topora” jakoś dziwnie mi brzmi, ale może to tylko mi.

 

Ananke

Tortury więźniów trochę mi zepsuły te wstawki mężczyzny „Miłościwy panie, nie chcesz tego robić!”,

Szkoda, że opowiadanie jest krótkie, bo ten duch unoszący się z ciała – symbol? Znak?

Przy przesłuchaniu wspominam, że szaty więźnia były kiedyś błękitne. Z założenia miał to być błękitny czarodziej. Wiemy o nich tylko tyle, że poszli na wschód i południe i że nie wrócili razem z Gandalfem do Amanu, więc coś im się musiało w międzyczasie stać. W jaki sposób (albo dlaczego) ten konkretny dał się złapać, nie wiemy, ale zakładam, że trochę woli walki w nim jeszcze zostało. Z ciała Sarumana wyleciał duch, to z tego też mógł ;)

 

Przekręcanie imion powoli robi się moją zmorą, a tu nie mogłem nazwać nikogo Nirgoth, bo od razu byłoby wiadomo, że jest zły :P W ogóle na początku miałem pomysł, żeby zrobić kryminał w świecie LOTRa, ale detektyw po prostu zgaduje po imionach ;)

 

Grzeczną armię poprawiłem. Fajnie, że wszystko się wyjaśniło :)

 

Tarnina

Poprawki naniesione, tylko tutaj:

Słuchaj! Ała!

Mmmm…

nie jestem pewien, o co chodzi. Że “ała” mało klimatyczne?

 

Nie wiedziałem, co jeszcze zaskakującego można zrobić w uniwersum LOTRa, więc postanowiłem, że samo uniwersum będzie zaskoczeniem :)

 

Ananke 2

Heh ;) Cztery teksty w jednym, choose your adventure :P

 

Asylum

Fajnie, że bohater się spodobał i dzięki za głos. Może temat zasługuje na rozwinięcie, chociaż to już raczej w innym środowisku ;)

 

Mój głos

Ocena jest bardzo subiektywna i oparta w całości na luźnych wrażeniach. (Tu nastąpiła dziesięciominutowa przerwa na myślenie). Mój głos idzie na Misia :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej 

Przed wielkim finałem, by podkręcić napięcie, postanowiłem zrobić małe podsumowanie :): 

Koala – 2 głosy 

SND – 1 głos 

ostam – 1 głos 

 

Wszyscy idą łeb w łeb, jeszcze wszystko może się wydarzyć. Uczestnicy zaciskają kciuki a publiczność szleje :D Napięcie sięga zenitu, dziewczęta mdleją, chłopcy płaczą, wszystkie partie w kraju wstrzymały kampanie. Każdy z zapartym tchem czeka na jutrzejszy wynik ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Wszystko jest możliwe, lecz bez kontekstu – nie rozumiem.

Mhm. Czyli za mało Doktora w Doktorze? XD

 W ogóle na początku miałem pomysł, żeby zrobić kryminał w świecie LOTRa, ale detektyw po prostu zgaduje po imionach ;)

Doobre XD

 nie jestem pewien, o co chodzi. Że “ała” mało klimatyczne?

No, takie trochę, jakby się ktoś w palec walnął.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

w pierwszej chwili pomyślałem znowu o Gwiezdnych Wojnach tam też była podobna knajpa :)

Bardzie – no te uniwersa kosmiczne najbardziej pasują. :D Ale w takim “Wiedźminie” też można sobie wyobrazić spotkanie potworów, podobnie w HP. :)

Aj, już po terminie, także nie trzeba było. :D Ale fajnie poczytać i popisać fanfiki. :D

 

 

Fanfik uniwersalny! Super XD

Tarnino, jak masz jeszcze bohatera z innego świata, który mógłby pasować to pisz. :D

 

 

Asylum – no musieli rozwalić przemysł Kuat, a jak myślisz, czemu Rebeliantom tak dobrze poszło po tylu latach klęsk? XD

Masz rację co do przemyśleń – skróciłam i postawiłam na konkrety. :D

 

Nie, że to zupełnie niemożliwe, lecz cholernie trudne. :-)

A czemu trudne w przypadku mężczyzny leżącego na podłodze i stwora-węża będącego pomiędzy jego nogami? Chyba łatwiej ugryźć wewnętrzną stronę uda? Czy nie? XD

 

Asylum, dzięki za informację z obrazkami, tyle że biorę bezpośrednio z neta. :D Tak bym musiała ściągać i je wrzucać tam, więc to jedynie w przypadku moich zbiorów. ;)

 

 

Ostam

Z założenia miał to być błękitny czarodziej

Może dawno już nie oglądałam LOTRa i zapomniałam, że tam czarodzieje są tacy dobrzy (nie licząc wyjątków xd).

 

żeby zrobić kryminał w świecie LOTRa

To też byłoby fajne! :D

 

No, takie trochę, jakby się ktoś w palec walnął.

No, za słabe w obliczu tortur. ;)

 

 

 

A teraz głosowanie…

 

Najbardziej spodobał mi się… TUDUM! – muzyka i co tam chcecie…

 

 

*************************************

Fanfik bez nazwy. :D

 

Za pomysł i zaskoczenie mnie na koniec tym, że to LOTR i z takiej perspektywy. :)

Punkt dla Ostama. :)

No to czas na aktualizację :): Koala – 2 głosy SND – 1 głos ostam – 2 głosy

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Może dawno już nie oglądałam LOTRa i zapomniałam, że tam czarodzieje są tacy dobrzy (nie licząc wyjątków xd).

… film? Film to ZUO! Tylko książka! (W filmie chyba nic nie mówili o Błękitnych, a w książce też za dużo o nich nie było – ot, byli tacy dwaj i wsiąkli, nie wiadomo, gdzie.)

To też byłoby fajne! :D

Tajemnica zniknięcia Bilba Bagginsa? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

… film? Film to ZUO! Tylko książka!)

Akurat LOTR (w porównaniu do “Wiedźmina”) był naprawdę dobry. Książki czytałam za małolata, a filmy obejrzałam trochę później, jak już nie bałam się orków. XD I nie byłam rozczarowana. Nie mówię, że idealnie oddawał książki, ale filmy to filmy, nigdy nie będą idealnie pokrywać się z książką. A tu i tak mocno się postarali, patrząc na wiele innych produkcji, które są koszmarem dla czytających.

 

 

E tam, gumowe potwory rządzą XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie mówię o starym „Wiedźminie”, bo nie licząc pewnych głupot w odcinkach niezwiązanych z serią, nie był taki zły (serial). ;) W nowym skopali fabułę i bohaterów. 

Nowego nie widziałam XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zazdroszczę :D

No to wszystko przeczytane. I mój skromny głos leci do…

Petera Bartona.

 

A komentarze w końcu napiszę, tylko ogarnę początek studiów;P

Слава Україні!

Co za emocje na finiszu :) : Koala – 2 głosy SND – 1 głos ostam – 2 głosy Petera Bartona – 1 głos.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Golodh, dziękuję. Niestety padł mi internet stacjonarny i piszę z komórki (LTE rules). I chciałem obalić system, więc… swój głos dzielę na pół i przyznaję po jednej drugiej głosu. Jeśli ktoś zagłosuje, to i tak te moje połówki się nie będą liczyły. Outta i Ostam – komentarze dokleję ASAP (najprawdopodobniej jutro).

Rzutem na taśmę mamy kolejne sensacje: Koala – 2 głosy SND – 1 głos ostam – 2,5 głosa Petera Bartona – 1 głos Outta – 0,5 głosa.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

OK, na początek – uważam, że (dobry) fanfik jest cholernie trudno napisać, bo jednak poruszasz się wtedy po świecie wykreowanym przez kogoś innego i musisz się do niego dopasować. A zatem – gratulacje dla wszystkich, którzy się podjęli.

A teraz ocena:

Misiu – sympatyczne, ale jak dla mnie za dużo rozmyślań, za mało fabuły.

Tarnina – nie no, Doktora kojarzę… ze słyszenia, nie oglądałem. ;) Tekścik ogólnie zagrał. A o zanadrzu nie wiedziałem, zaraz poprawię.

Jaskier – Łormłot zawsze w cenie, chociaż fanem pokurczy nie jestem. ;)

Golodh – nie wiem, co tam się odwaliło, ale chyba nie chcę wiedzieć. XD

Outta – tu też IMO trochę przegadane, poza tym miałem wrażenie lekkiego ,,out of character experience”, bo Magneto ze ,,zwykłą” bronią nuklearną jakoś mi nie leżał.

Ananke – fanfiki SW rulez. :D Zapełnianie dziur w oryginale to chyba najpraktyczniejsze zastosowanie takich historyjek. A Trunksa i tak nie kojarzę, bo Dragon Balla też nigdy nie oglądałem.

Asylum – uhm, nie zrozumiałem, przykro mi. :(

ostam – tu podobnie jak Ananke, plus za wykorzystanie luki. Nie przepadam za LotR-em, ale siadło.

Peter – oj, nie lubię tego filmu. :\ Za to klimat i cała scenka zbudowane bardzo ładnie, ale mnie również strasznie drażniły określenia typu ,,jasnowłosy”, ,,długowłosy”… Przywodzą na myśl takie ubogie fantasy z Wattpada. :(

 

No dobra, teraz trzeba wybrać faworyta. Mam zagwozdkę, więc skoro można wybrać dwóch, to wybieram dwóch, czyli dwoje – oddaję pół głosu na Ananke i pół głosu na ostama.

P.S.: Dzięki wszystkim za komentarze do mojej propozycji, postaram się na nie odpisać. Dobranoc!

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

To ja jeszcze bym dorzucił 10 punktów dla Golodha. Świetny tekst, wręcz wybitny.

Слава Україні!

Nie wiem czy oddawanie połówek głosów jest ok, ale nie chcę wam psuć zabawy :), aktualizacja wyników :) : Koala – 2 głosy SND – 1 głos ostam – 3 głosy Peter Barton – 1 głos Outta – 0,5 głosa Ananke – 0,5 głosa. P. S SND długobrodzi też nie zajmują w moim sercu jakiegoś szczególnego miejsca, ale kraśki vs skaveny to klasyk :D. Ja osobiście najbardziej ukochałem zielonoskórych :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A gdzie to 10 punktów dla Golodha? Nie uwzględnione. XD

No właśnie coś kręcisz, Bardzie, mam takie wrażenie.

Слава Україні!

OGŁOSZENIE WYNIKÓW:

ostam – 3 głosy 

Koala – 2 głosy

SND – 1 głos 

Peter Barton – 1 głos

Outta – 0,5 głosu

Ananke – 0,5 głosu.

 

Gratulacje dla ostama :) i cieszę się, że nie musiałem rozstrzygać o wyniku wyzwania. Dziękuję też za tak dużą ilość tekstów i komentarzy nie spodziewałem się, takiego zainteresowania :).

 

 

LOŻA

Go­lodh

męż­czy­zna, War­sza­wa | 29.09.23, g. 23:07 | zgłoś

 

To ja jesz­cze bym do­rzu­cił 10 punk­tów dla Go­lo­dha. Świet­ny tekst, wręcz wy­bit­ny.

 

 

Zebrała się komisja czy uznać 10 punktów dla Go­lodha ale ktoś przyniósł flaszkę wódki, ktoś kratę piwa i obrady zamieniły się w popijawę. Z przykrością zawiadamiam, że członkowie komisji wciąż piją i nie są wstanie podjąć decyzji w sprawie 10 punktów Go­lodha. Ale ustalili już, że Bóg istnieje, że można mieszkać na marsie i ciepła wódka nie jest aż tak niedobra ;) 

 

 

Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za udział :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzie, proszę, popraw mnie, bo robisz to notorycznie. Pozdrawiam – Peter Barton.

0,5 głosa

Głosu. angel

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A tak poprawie ale muszę być przy kompie, wybaczcie :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej, dziękuję wszystkim za głosy i miłe słowa :) Teksty jak dla mnie były bardzo różne i każdy mógłby wygrać w swojej kategorii. Nowe wyzwanie powinno pojawić się w najbliższym tygodniu.

No i oczywiście podziękowania dla organizatora, fanfici jakoś mnie zawsze odstraszały, a tu udało się przełamać.

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dla zainteresowanych Peter i głosy poprawione :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

(klap klap klap) :)

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Przede wszystkim chcę pogratulować Ostamowi ale również wszystkim bez wyjątku uczestnikom wyzwania, bo potraficie pisać. Poziom był wysoki i wyrównany. Nie wszystkie wyzwania tak wyglądają. I super!

To, co poniżej, to subiektywny odbiór waszych tekstów. I chyba o to w tym chodzi – o subiektywny odbiór i ocenę, bo jak wielokrotnie się przekonałem czytając komentarze na NF, “jednemu podoba się córka a drugiemu teściowa”. Ale do rzeczy:

 

Koala

Twoja Przyzwoitość zaczyna się ciekawie. Wolne preludium wprowadza nas w świat otwierających się portali pomiędzy światami. Bum i masz u siebie dziewczynę. Miło ???? I tu niestety brakuje literek. Jest też kilka niezrozumiałych wątków, bo jeśli portale pojawiają się “losowo”, to jak chcesz odesłać dziewczynę, hmmm. I gdybym się przeniósł do innego wymiaru, to na pewno ostatnią rzeczą jaką bym zrobił, to położył się spać na kanapie u obcej mi istoty. Czyli dobrze się czyta ale fabularnie sporo zgrzyta.

 

Tarnina

Jest ostre tempo od początku. Niby jest groza ale mocno zmącona rozważaniami o butach i miękkich dywanach. Te śmieszki nieco robią z tego pastisz. może taki był zamiar

Przełknęłam jęk

… ojoj!

przeciągły zgrzyt, jakby ktoś przeciągał… -> ?

Też nie przepadam za marchewką… poza tą z pieczonek i z parowara. ;)

Oczywiście, stylistycznie jest płynnie i technicznie bez zarzutu.

 

BardJaskier

Dzięki za fajne wyzwanie, choć tak na dobrą sprawę, to powinno brzmieć: “napisz co ci w duszy gra, kiedy twoje własne światy śpią”.

 

Co do Twojego króciaka…

Jest akcja i to taka na serio. Krasnoludy, tarcze i szczury. Jest mięso. Ale potrawom z samego mięcha czegoś brakuje. Czyta się dobrze. Fajny szorciak. I tyle.

 

I dzięki za korektę. Tarnina najlepiej to podsumowała gifem.

 

Golodh

Masz moje dziesięć punktów… a przynajmniej miałbyś, jeśli trzeba by oceniać humor. Podobało mi się, co tu ściemniać. Właściwe tempo i twist, a może i kilka, haha. Moja pokrętna logika nie dała Ci punktu, czy choćby jego połowy, bo: obie połówki już rozdzieliłem a na dodatek dostałem punkt od Ciebie, więc mogłoby to wyglądać na jakąś wzajemność? A tak serio, to dlatego, że jestem Ronem! Dla mnie jesteś na podium tego wyzwania.

I jeszcze raz dziękuję, że spodobał Ci się mój “włochaty” szort, tak skopany przez innych. Szczerze – chyba na dłuższy czas wyleczyłem się z fanfików.

 

Outta Sewer

Tak… Niesamowicie podobał mi się zarówno klimat i sposób prowadzenia akcji. Takie wyważenie całej sceny. Niczego nie miałem za dużo ani za mało. Prawie to widziałem (to co opisałeś). Treść ciekawa i trafiła też w tematy, które mnie niedawno zaciekawiły – symulacje światów. Brawo!

 

SNDWLKR

Zgrabnie napisana scenka ale… trochę zabrakło mi tu akcji. Jako fragment większej całości – tak, jako krótka forma – za mało treści. Czyli potrawa “jarska”… jeśli ktoś lubi…

I jeszcze jedna rzecz, nad którą się zastanawiam – czy w karczmie trzeba dodawać, że miód jest “pitny”? Chyba, że to karczma Kubusia Puchatka. ;)

 

I dzięki, że pomimo niechęci do filmu i “włochatych imion” sam klimat i scenka, którą zaproponowałem była OK.

 

Ananke

Cóż, wśród dobrych króciaków, któryś musi być w środku… Ogólnie fajnie i w dodatku jedno z kilku uniwersów, które znałem, hehe. To, że odgadłem od razu (i nie tylko Twój tekst), uważam za minus. Pierwszy akapit mi zgrzytnął i to w kilku miejscach a to zawsze wpływa na odbiór całości. I dialog w pierwszej części jest zbyt długi, przeciągnięty do granic rozsądku. Jest poprawnie, a to za mało, aby wygrać

 

Drugi szort jest IMO też gdzieś w środku stawki, zdecydowanie nie na końcu. Knajpka dla potworów jest “przyjemnie” opisana. Jest dynamika. I podczas czytania czuć śluz – jego zapach i konsystencję. I tylko czegoś mi ciągle brakowało. Może dłuższego tekstu?

 

Asylum

Masz lekkość w pisaniu, zdecydowanie. Ładne opisy. Nawet za ładne IMO, bo wyszła taka Matrioszka Faberge. Lubię umiar a tu jest wszystko “na bogaciej”. Kocie klimaty mnie nie porwały ale dla mnie tekst był tuż za pudłem.

 

Ostam

Gratuluję zwycięstwa!

Stawka była wyrównana i reszta deptała Ci po piętach, więc pisz dalej i nie spoczywaj na laurach ;-)

Co było dla mnie przewagą szorta nad resztą opowiadań? Nie technikalia i niekoniecznie dialogi. Zarówno Twoja historia, jak i napisana przez Outta, miały wyjątkowy klimat, serce i duszę. Nie, nie odmawiam tego reszcie, ale dla mnie przy czytaniu ważne jest, aby przeżywać opisane sceny tak, jakbym był w środku akcji. Tu się tak czułem i kropka.

 

Pozdrawiam serdecznie wszystkich – P.B.

Ostamie, gratuluję i nie zazdroszczę konieczności wymyślenia tematu kolejnego wyzwania. :)

Z przykrością zawiadamiam, że członkowie komisji wciąż piją i nie są wstanie podjąć decyzji w sprawie 10 punktów Golodha.

XD

Bardzie, a jak skończą pić to zrobią dogrywkę? :D

 

Dziękujemy za wyzwanie, Bardzie, bardzo przyjemnie spędziłam tu czas. :)

 

 

Peter Barton

To, że odgadłem od razu (i nie tylko Twój tekst), uważam za minus.

Oo, zgadłeś Trunksa od razu? :D Myślałam, że to będzie praktycznie niewykonalne. :D

 

Co do dialogu – faktycznie, opowiadanie miało być dłuższe i przez to, że skróciłam całość, zostało za dużo dialogu, następnym razem muszę pilnować znaków, bo skracanie nie służy. XD

 

I tylko czegoś mi ciągle brakowało. Może dłuższego tekstu?

No raz za długo, raz za krótko, następnym razem wyceluję w środek. :D

 

 


 

 

Kurczę, jak tak spojrzeć na ostatnie wyzwania i nasz Front Wyzwań Inaczej, to trochę takie pojedynki bez anonimów (jest temat – są teksty jako scenki często z powodzeniem zakończone).

Ciekawie byłoby bawić się w anonimy i zgadywać użytkowników. :D

Pojedynki powinny być jedne na jeden, na gołe klaty i w kisielu XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Peter Barton 

 

Dzięki :) fajnie, że wyzwanie się podobało i sorry za przekręcenie nicka, ale zwyczajnie go skopiowałem i nie zwróciłem uwagi, że jest odmieniony ;) 

 

 

 Ananke 

 

Weekend jeszcze się nie skończył więc i obrady będą trwały dalej, a kto wie jak mogą się takie obrady przeciągać ;) 

 

I ja dziękuję za udział :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pojedynki powinny być jedne na jeden, na gołe klaty i w kisielu XD

A co, 5 osób w kisielu już tak bardzo przeszkadza? XD Im nas więcej, tym weselej. :D

 

Weekend jeszcze się nie skończył więc i obrady będą trwały dalej, a kto wie jak mogą się takie obrady przeciągać ;) 

Bardzie, pewnie skończą się już po nowym wyzwaniu. :D

Pewnie tak ;) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A co, 5 osób w kisielu już tak bardzo przeszkadza? XD Im nas więcej, tym weselej. :D

https://wsjp.pl/haslo/podglad/31810/pojedynek

Pochodzenie:

Zob. jeden I

Zob. jedyny

Pierwotnie pojedynek 'osobna jednostka' (od XVI w.), używany zwykle w narzędniku pojedynkiem 'pojedynczo, indywidualnie: każdy z osobna, jeden po drugim; każdego (każdemu) z osobna, jednego po drugim; sam jeden, bez towarzystwa; sam na sam, jeden na jednego, z jednym'; od XVI w. pojedynek 'walka dwóch (uzbrojonych) przeciwników'; od wyrażenia przyimkowego po jednemu (Bor.).

:)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, że zacytuję córkę „To takie żarty” :D

Więc… wielodynek? XD 

(Jasne, można po prostu walka, battle royale, wielka bitwa anonimów. :D

Kiedyś mieliśmy bijatykę sześcioosobową XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na forum czy w rzeczywistości? :D

Nie było mnie wtedy na świecie… to znaczy, w tym świecie, NF. :) 

 

Świetna sprawa! Może się powtórzy. :) 

To była era bohaterów… XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie jestem bohaterem :(

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, cieszy mnie, że w końcu się ujawniłaś, tak myślałam, że to Ty pomagasz zbłąkanym duszom, które już chcą napisać z błędem, ale Twoja supermoc zmienia ich sposób myślenia. :D Szkoda, że nie można pomagać każdemu w każdej chwili, w sumie ciekawe, że Święty Mikołaj z bajek może rozwieść wszyskim prezenty w jedną noc, a superbohaterowie mają „tylko” supermoce. Mogliby nauczyć się od niego tej sztuczki. :D

ostamie, twoja kolej na wyzwanie! Ciesze się. :-)) 

Koalo, nie ma co się się martwić tematem wyzwania. Wystarczy temat, myśl brzęcząca jak mucha, która wleciała późną jesienią przez okno lub artykuł/opinia/doniesienie, który/a/e wnerwił/a/o. A swoją drogą, co z tym fantem zrobić, jak odmienić, aby nie powielać slashów, znaczy ukośników. bo jak znam życie – odpowiedź brzmi: “Nie używać; to zależy. Można się kogoś poradzić/zapytać i chętnie pomogą – uwierzmy w to, poza tym – naprawdę jesteś w tym dobry (drabble i shorty). XD

 

Ananke

a jak myślisz, czemu Rebeliantom tak dobrze poszło po tylu latach klęsk? XD

Ha, to jest myśl. XD

 

SND

uhm, nie zrozumiałem, przykro mi

Przykrości spalamy ekologicznie, tj. wypowiadamy słowo: "Puff, puff", koniecznie na głos, a one się wtedy rozwiewają. Nie ma ich i już. :-)

Widzisz, brak zrozumiałości jest logiczny, ponieważ nie przeczytałam ze zrozumieniem zadania, że ma być fanfic i dopisałam mały kawałek ze swojego uniwersum, które dla mnie było tym najmojszym, najbliższym ciału. I tam,  cholerna ze mnie egotyczka, bo wracam do swojego. Akurat do tego ostatnio często powracam myślą i można byłoby zaryzykować stwierdzenie, ze wszystko mi się z jednym kojarzy.  XD

 

Peter Barton

Masz lekkość w pisaniu, zdecydowanie. Ładne opisy. Nawet za ładne IMO, bo wyszła taka Matrioszka Faberge.

O, kurcze! Pierwszy raz ktoś napisał, że mam lekkość w pisaniu i w dodatku ładne opisy. Przesadny Fabergé mnie ucieszył. :-))

Lubię to jajko i kocham… koncepcję Matrioszki – ukrywania się jednego w drugim oraz skojarzenie z "Wańką – Wstańką". Obecnie Matrioszka i Wańka silnie mnie odstręczają z uwagi na skojarzenia z Rosją, Putinem i wojną, lecz spróbujmy pochodzenie/rodowód wziąć w nawias, oddzielić je i potraktować czysto symbolicznie.

Wańka ma lekką głowę, a środek tuż przy podłożu, czyli blisko życia. Wychylona zawsze powraca do stanu równowagi przez nierównomierny rozkład masy. Kiedyś było to dla mnie kapitalną egzemplifikacją demokracji, statystyki, fizyczności i psychiki: słuchaj uważnie, nie daj się zbajerować liczbami; ilość nie przeradza się automatem w jakość; sprawdzaj mówiących i samego siebie; działaj i baw się; patrz daleko i oceniaj odruchami, rozumem, nie zapominając o sercu. Tak, serce, czytam właśnie “Genialna maszyna: biografia serca” (S.Amidon, T.Amidon; tłum. A. Celińska). Fajna, tak jak niektóre książki Thorwalda. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie ma za co, Asylum ;-)

heart Jest, ponieważ zdarzyła się przyjemność, a ja lubię przyjemności! Hi, hi. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Tarnino, cieszy mnie, że w końcu się ujawniłaś, tak myślałam, że to Ty pomagasz zbłąkanym duszom, które już chcą napisać z błędem, ale Twoja supermoc zmienia ich sposób myślenia.

Nope, to nie ja :P Ale chciałam napisać o superbohaterze, który ratuje świat przed błędami… może kiedyś?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka