- Opowiadanie: JolkaK - Poczucie zagrożenia

Poczucie zagrożenia

Sama nie wiem. Pisałam rok temu na konkurs SF, okazało się, że to nie SF, mnie się wydaje, że tak... Ale co ja się tam znam... Sami oceńcie! :D :D :D 

Zapraszam do lektury.

Bardzo dziękuję betującym! Bez nich to by tak nie wyglądało! :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla, krar85

Oceny

Poczucie zagrożenia

Rok minął tak prędko. Dni zlewały się w dziwną plątaninę jednakowych zimnych świtów, wieczorów omotanych czernią nocy i bladych, pozbawionych ciepła dni.

Karol zakładał dziś kolejną plantację i bardzo spieszył się do bazy. Tak naprawdę, to nie wiedział, dlaczego. Nie czekała tam na niego żadna ważna sprawa, wręcz przeciwnie, ta sama rutyna sprawiająca, że nie zapamięta niczego z powtarzanych czynności. Był ostatnio znużony i otępiały, nawet interesujące go badania wydawały się coraz mniej ważne. Dlatego z pewnym zdziwieniem obserwował ten dzisiejszy narastający w nim imperatyw pośpiechu i powrotu. 

Nakazał sobie dokończenie plantacji, przezwyciężając naglący głos i wrażenie krytyczności. Jednak ostatnie sadzonki wkładał już byle jak i z ulgą wyłączył maszynę nawożącą, nastawił podlewanie i niemal uciekł z pola. Po kilkunastu minutach w tramwaju był już na wzgórzu, z którego miał widok na bazę. Przyjrzał się dokładnie niskim zabudowaniom, jednak nie zauważył niczego niepokojącego. Niewielki pudełkowy pojazd poruszał się po szynach w stronę bramy w kopule ochronnej, a Karol wpatrywał się w każdy widoczny zakamarek, by znaleźć przyczynę dziwnych przeczuć. Nic.

Przejechał przez bramę powoli, aż tramwaj stanął przed budynkiem Kwatery Upraw i Plonów. Wysiadł, odczekawszy, aż brama się zamknęła, kopuła uszczelniła, a ciśnienie wyrównało. Jego ciało od razu poczuło się lepiej, lecz wewnętrzny głos wciąż krzyczał o pośpiechu i zagrożeniu, sprawiając, że mężczyzna dostał gęsiej skórki. Starał się być spokojny i myśleć racjonalnie, jednak powoli do jego umysłu wkraczała panika. 

– Co jest? – mruknął do siebie, nie mogąc zrozumieć własnego zachowania. 

Wszedł do betonowej budowli.

– Karol. Jesteś. – Stała na środku holu, drobna, włosy zebrane w mały kok, skrzyżowanymi rękoma obejmowała ramiona, jakby w dłoniach chciała schować całą siebie. 

W jej oczach zobaczył ten sam niepokój, który czuł od godziny. 

– No, jestem. Coś się dzieje?

– Nie. Myśleliśmy, że u ciebie…

– Nie, wszystko jest w porządku. 

Zamilkli. Nie bardzo wiedzieli, co mówić dalej, jak opisać to paniczne wrażenie zagrożenia, które było w tej chwili w każdym z nich. To niełatwe, gdy już nie jest się parą. Trudno przestawić się z intymności na przyjaźń, bez urazy, bez złości. Teraz, gdy Karol z trudem osiągnął już jakąś równowagę uczuć, nie umiał rozmawiać z nią inaczej niż służbowo. Hanna z nim chyba też nie. Stali tak, w coraz bardziej krępującej ciszy, bezradni wobec dawno wygasłych uczuć. 

– Gdzie jest Tom? – Nie wytrzymał wreszcie i przerwał napiętą strunę milczenia. 

– U siebie, w laboratorium. Pakuje się.

– Pakuje się? – To było coś nowego. Tom nie powinien się pakować. Jeszcze nie. 

– Tak, wiem. Za szybko. Wymiana za tydzień. Ale coś w niego wstąpiło. Nie odzywa się do mnie. 

Była smutna, tak po prostu, po ludzku, smutna. Karol widział na jej twarzy, że czuje się zagubiona i zdezorientowana. Trochę ją rozumiał. 

– Dobra, pójdę do niego i porozmawiam – powiedział, po czym zastanowił się chwilę. – Wiesz co, czy mogłabyś w tym czasie obejść bazę i sprawdzić czujniki? Spotkajmy się za, powiedzmy, pół obrotu księżyca Beta, w Kontroli Zasiewów. Pogadam w tym czasie z Tomem i ogarnę, czy systemy bezpieczeństwa nie mają wirusa w oprogramowaniu. Co ty na to?

Skinęła głową, a na jej twarzy zobaczył ulgę. Coś, czym mogła się zająć, sprawiło, że wróciła jej pewność siebie. Zniknęła za drzwiami. 

On tymczasem skierował się ku laboratorium z małym przystankiem w Sali Portalowej. Jako biolog miał pełny dostęp do wszystkich pomieszczeń Kwatery Upraw i Plonów, jednak już dawno nie czuł się tu jak u siebie. Spędzał większość czasu na polach, prowadząc badania i wykonując wszystkie niezbędne prace rolnicze. Cóż, niedobór personelu wymuszał przystosowanie się do każdej sytuacji i, prawdę mówiąc, praca na zewnątrz dobrze mu robiła. Wprawdzie cierpiał z powodu zmian ciśnienia niestabilnej atmosfery, jednak dzięki temu rozumiał lepiej, jak to wpływa na rośliny, zwierzęta i sadzonki. 

Gdy Karol wkroczył do sali, przezwyciężając ciężką, ponurą niechęć, Tom zbierał właśnie resztki swojego sprzętu.

– Hej – przywitał się. – Jak badania?

Uzyskał przynajmniej tyle, że kolega znieruchomiał z menzurkami w ręku. 

– Masz już wyniki? Widzę, że to próbki z ostatnich zasiewów. Znalazłeś coś ciekawego? – Karol brnął, teraz już z premedytacją, w udawanie, że nic się nie dzieje. 

Tom stał przez chwilę bez słowa, po czym spojrzał na trzymane w ręku menzurki, jakby widział je pierwszy raz.

– Chodzi mi o te ostatnie ciekawe okazy, pamiętasz? Pszenica wytworzyła zgrubienia wypełnione wodą. Czy to był mechanizm obronny? Wpadłem spytać, czy już coś masz na ten temat.

– Wyjeżdżam.

– Co?! Kiedy? Dlaczego? – Udał zdziwienie. 

– Teraz. Ty też najlepiej się zbieraj. Mamy mało czasu. 

– No, co ty! A badania?! Nie zostawimy tego tak! Tom, bez twoich analiz staniemy w miejscu. Zanim przyślą kogoś innego, zasiewy będą gotowe do zbiorów. Przynajmniej poczekaj na zmiennika. Albo pomyśl o Hannie – dodał nieco złośliwie. 

– To nie ma znaczenia. Muszę stąd uciekać, a Hanna nie chce ze mną rozmawiać – powiedział bezradnie Tom, zły, że mówi o tym właśnie Karolowi. I, że kłamie. 

Nie lubili się, z wiadomych względów, jednak potrafili razem pracować. Porywczy i nerwowy Tom umiał być dokładny aż do przesady i jego analizy badań były najlepsze w całej bazie. Teraz jednak widać było na pierwszy rzut oka, że wysoki mężczyzna źle znosi dziwną atmosferę, którą najwyraźniej wszyscy czuli. Pospieszne ruchy, brak skupienia, nieco rozbiegany wzrok. 

Najgorsze było to, że Karol czuł to samo. Należy stąd uciekać. Panował jednak jeszcze nad sobą. 

– Tom, to niemożliwe. Kontrakt kończy się za tydzień. Wytrzymałeś tak długo, że kilka dni nie zrobi różnicy. Poza tym, Hanna mówiła, że to ty z nią nie rozmawiasz.

Och, jak dobrze było mu dogryźć! Czuć satysfakcję zamiast zazdrości. 

– Nie. Wyjeżdżam. Teraz! – krzyknął rozzłoszczony i, odpychając Karola jedną ręką, drugą zabrał dwie torby i uciekł w pośpiechu. 

Karol westchnął ciężko. Walcząc z nawracającymi atakami paniki, próbował jednocześnie analizować sytuację. Tak, w drodze do laboratorium wyłączył portal transportowy i zablokował kod dostępu. Tak, ustawił temperaturę w bazie na niższą, wiedząc, że na tej planecie mózg człowieka lepiej działa w chłodnych temperaturach. I tak, specjalnie ustawił zabezpieczenia stacji w taki sposób, żeby uniemożliwić każdemu, w tym również sobie, opuszczenie stacji przed upływem doby. Ziemskiej. Kierując się jedynie wyczuciem, stwierdził, że tyle im wystarczy, by odnaleźć i rozwiązać problem. 

Tom zaraz wróci, gdy tylko zobaczy, że portal nie działa. Karol pomyślał, że lepiej pójdzie spotkać się z Hanną. Gdy przyszedł do Zasiewów, już na niego czekała.

– Rozmawiałeś z Tomem?

– Tak. Wyjeżdża. Podobno nie chcesz z nim rozmawiać. 

Zarumieniła się. Pięknie.

– To on się nie odzywa. Już od jakiegoś czasu… Zresztą, nieważne. Zrobiłam obchód.

– No i jak czujniki? Coś nie tak?

– Właściwie wszystko w normie. Żadnych odchyleń. 

– Właściwie?

– No, bo zobacz tutaj. To mieści się w normie. – Pokazała czytnik z danymi pochylając się ku niemu tak, że poczuł zapach jej skóry. – Ale nie wygląda dobrze. 

Spojrzał i dreszcz przeszedł mu po plecach. Wszystkie wykresy z czujników wypłaszczyły się. Równe linie biegły przez ekran przy każdej pozycji. Żadnych wiatrów, zmian ciśnienia, opadów, nieznanych form życia potencjalnie zagrażających osadnikom, nieożywionych obiektów zbliżających się ku bazie i wszystkich tych danych, które dawały im względne poczucie bezpieczeństwa, ale nigdy nie były tak bezdusznie płaskie. To jest żyjąca planeta! Karol pomyślał, że czytnik się zepsuł. Spojrzał pytająco.

– Sprawdziłam na innych czytnikach. Wszystkie pokazują to samo. Nie znasz mnie? – spytała z lekkim wyrzutem. 

No tak, oczywiście, że sprawdziła. Cała Hanna. Po raz nie wiadomo który przełknął gorycz wspomnień i spróbował jeszcze raz skupić się na tym, co miał przed oczami. Płasko. Dlaczego jest tak płasko? 

Tom wparował wściekły, jak można się było spodziewać. Nie wrócił od razu, więc pewnie próbował obejść blokadę kodu. Teraz gniew zamroczył go na tyle, że podbiegł i zdzielił Karola pięścią w twarz, a gdy ten, zaskoczony, osunął się na szafkę z opryskami, poprawił jeszcze raz z drugiej strony. I jeszcze. Pęknięta szyba witryny osypała się na ziemię wokół nich, lecz Tom nie przestawał.

– Cholera, Tom! – Tylko tyle zdołał wydobyć z siebie Karol przed następnym ciosem. 

W końcu oddał, raz i drugi. Z całą złością skupioną w jednej pięści. I wtedy, nagle, Tom osunął się na podłogę, a zza niego wyłoniła się Hanna z płaską metalową walizką na nasiona w jednej dłoni. Drugą rozcierała sobie ramię nadwyrężone zamachem. 

– Dzięki – wymamrotał dysząc ciężko.

– Dzięki? Dzięki?! Właśnie przyłożyłam mojemu Tomkowi! Karol, na wszystkich Wygnanych, zablokowałeś portal! Jak mogłeś?! Chcesz, żebyśmy tu wszyscy zginęli?! Co ci strzeliło do głowy?! 

Krzyczała na niego z taką wściekłością, z jaką chwilę wcześniej Tom okładał pięściami. Wiedział, że daje upust powstrzymywanej zbyt długo panice, sam ledwo się trzymał, jednak żal i tak uformował się i zakwitł.

– Jak mogłem? Hanna! I ty to mówisz? Przecież wiesz! Jeśli teraz uciekniemy, wszystko przepadnie! Wszystkie badania, całe programowanie, miesiące naszej pracy! Dostrajanie licho weźmie! Sadzonki dla kolonii. I dlaczego?! Bo trochę się boimy? No, przestań! 

Patrzyła na niego przez chwilę bez słowa. Otarła zabłąkaną łzę. Karol pomyślał, że naprawdę się boi, że jest przerażona. A on wrzeszczy bez sensu. Chciał coś powiedzieć, ale wtedy odwróciła się do wyjścia i rzuciła przez ramię:

– Dobra, spróbujemy. Jeśli skończę jako warzywo, będziesz mi podcierać tyłek. 

I wyszła. Wygnani wiedzą, dokąd. Na podłodze Tom stęknął z wysiłkiem. Karol pochylił się nad nim z niechęcią. 

– Hej, jak tam? Lepiej? Słuchaj, musisz się pozbierać, potrzebuję cię. Wytrzymaj ten jeden dzień. Ziemski dzień. Dasz radę, czy mam cię zamknąć w laboratorium? 

To ostatnie dodał dla żartu, ale zabrzmiało poważnie i tak odebrał to Tom. Niechęć i gniew przemknęły przez posiniaczoną twarz, ale w końcu kiwnął głową.

– Dam radę. 

– Dobrze, to zbieraj się z podłogi, idziemy. 

– Dokąd?

– Po sadzonki.

Szczęki zacisnęły się Tomowi mocniej tylko na moment, ale Karol i tak zauważył. 

 

Wsiedli do tramwaju, jak nazywali pojazd na szynach, który łączył bazę z okolicznymi polami. Kopuła ochronna rozszczelniła się i wyjechali, pomału wspinając się na najbliższe wzgórze. Koła nieprzyjemnie pojękiwały, gdy ciśnienie atmosferyczne zmieniało się zbyt szybko. Nie odzywali się do siebie, każdy na swój sposób walcząc z narastającą paniką. Tomowi lekko drżały ręce, ale siedział spokojnie. Karol już od jakiegoś czasu pocił się obficie, jednak mógł jeszcze w miarę logicznie myśleć. Dla pewności postanowił, że będzie myślał na głos. 

– Tom, idioto, przestań się trząść i zacznij myśleć, bo ja, cholera jasna, nie ogarniam. Mamy płaskie odczyty na żyjącej planecie, czujniki działają bez zarzutu, a w ludzkich organizmach wzrasta poczucie zagrożenia. Myślałem do tej pory, że jako gatunek, instynkty pierwotne mamy już dawno za sobą.

– No, nie do końca, ale co z tego, idioto? – odgryzł się Tom, zgrzytając nerwowo zębami i siląc się na podtrzymywanie rozmowy.

– Jeżeli nasze organizmy reagują tak gwałtownie, to dzieje się coś poważnego, jednak według odczytów nic się nie dzieje. Powieka ci drga – zauważył z satysfakcją Karol, bo urwał mu się ciąg myślowy, a pot zalewał czoło.

– Popatrz! – przerwał mu Tom, wskazując brzeg lazurowego zagajnika. Na krótkim skrawku ziemi między polami a lasem sterczały jajowate tyłki nielotów, które dla wygody nazywali strusiowcami. Wszystkie, bez wyjątku, zakopane były w ziemi po kuper. Najwyraźniej one też czuły zagrożenie.

– Na Wygnanych! – Karol poczuł ciarki na plecach.

Wydawało mu się, że strach spina  mięśnie, że nogi chcą uciekać. Tom zaciskał dłonie w pięści i wyglądał, jakby w następnej sekundzie miał się rzucić do walki. Na szczęście dojechali już na pole i trzeba było wziąć się do roboty. 

Wysiedli, zabierając ze sobą walizkowe pojemniki, jednak gdy Tom skierował się w stronę zbóż i warzyw, Karol zatrzymał go, chwytając za ramię. 

– Nie. Nie ma czasu na żywność. Tylko sadzonki.

Twarz Toma wyglądała jak ściśnięta grawitacją skała. Powoli, z wysiłkiem skinął głową na znak, że zrozumiał. No cóż. 

Poszli dalej, aż do pola, które różniło się od pozostałych kolorem ziemi. W wilgotnej, ciemnofioletowej glebie, ciężkiej i pachnącej niczym ziemskie torfowiska, nad powierzchnię wystawały jedynie maleńkie kikuty zasobników odżywczych. Ziemia była ciepła, parowała wilgocią, więc nad całym polem unosiła się popielata mgła. 

– Niech Wygnani będą przeklęci! Mamy to zbierać?! W życiu!

– Zamknij się i uspokój, ja to sadziłem, nie ma obaw. Zobacz, pokażę ci, jak. 

Karol ostrożnie złapał krótki kikut, drugą ręką rozluźnił ziemię, wcisnął dłoń głębiej i lekko ciągnąc od góry, jednocześnie podebrał od dołu, wyjmując wrzecionowatą, półprzeźroczystą strukturę, która niemal przelewała mu się przez dłonie. Była nieco większa od dłoni, wnętrze migotało wściekle, jakby w proteście przeciw opuszczaniu ciepłego wnętrza żyznej ziemi. 

– Na Wygnanych! To wygląda jak… – Tom był blady jak papier z zamierzchłych czasów. 

– Wiem, wiem, tak wygląda. Ale nie jest. To nie jest człowiek, przecież wiesz. Tylko przypomina, ale nie jest. To tylko zarodek, do cholery, może być wszystkim. Na Starą Ziemię, to może być przecież komputer. – Uspokajał jak mógł, bo czas leciał. 

Tom spojrzał w stronę tramwaju, jakby chciał natychmiast uciec z tego miejsca. Rzadko opuszczał bazę, a teraz w dodatku walczył z panicznym poczuciem końca świata. W końcu nie wytrzymał i przeciągle wrzasnął na całe gardło: 

– Aaaa, dobra, dawaj walizkę!

– Masz! – odwrzasnął Karol i poczuł chwilową ulgę. 

Zabrali się do pracy. Trzeba było wyjmować embriony ostrożnie, lecz w miarę szybko. Zapełnili cztery walizki, wrzeszcząc od czasu do czasu, umazani ciemnofioletową ziemią, z desperacją w oczach. Jeden z księżyców, chyba Delta, zdążył przepłynąć nad nimi dwa razy, nim uporali się z robotą. 

Ruszyli do tramwaju, jakby ich ktoś gonił. Przez szyny przebiegły skoczne czworonogi, machając zawzięcie ogonami, z szaleństwem w pomarańczowych oczach, z rozszerzonymi krzyżowymi źrenicami. 

Mężczyźni nie zwrócili już na nie uwagi. Wsiedli i ruszyli, pojazd wlókł się nieznośnie, Karol miał ochotę wysiąść i pobiec, zdołał się jednak powstrzymać. 

– Jeszcze tylko kawałek! – wrzasnął do Toma nie wiadomo po co. A, tak, chwila ulgi. 

– Dobra! Damy radę! – odwrzasnął ochoczo drżący mężczyzna. 

Lekki chichot wdarł się na koniec wrzasku. Karol się nie dziwił. Od dawna chichotał w środku. 

 

Gdy tylko minęli kopułę, chwycili walizki, wyskoczyli z tramwaju i pobiegli do Zasiewów. Po drodze minął ich jakiś laborant, pędzący prosto na barierę, z obłędem w oczach i rękoma wyciągniętymi przed siebie. Karol obejrzał się za nim, by sprawdzić, czy wyhamuje. Niestety. 

Wbiegli do holu budynku i niemal zderzyli się z Hanną. Włosy miała w nieładzie, gdzieś zgubiła kolczyk, jednak w ręku dzierżyła czytnik, a wzrok miała przytomny. Drugą dłonią trzymała ramię wysokiego, chudego mężczyzny, stojącego niepewnie na jednej nodze. Drugą wyraźnie szykował się do ucieczki. 

– Przysłali go dwa dni temu do kontroli jakości, najlepszy specjalista. Michał, powiedz im to, co mnie. Tomek, co z tobą? Cały się trzęsiesz! Nieważne. Michał, stój mi tu i ani się waż uciekać! 

Jej głos wchodził na wysokie rejestry, wzrok miała nieco rozbiegany, jednak trzymała mocno ramię chudzielca, który co jakiś czas próbował się wyrywać. Karol w całym tym wewnętrznym chaosie zdołał pomyśleć, jak pięknie wygląda jego była. 

Tymczasem Michał zebrał się nieco w sobie. 

– Ja… tego… przed wyjazdem… w Sali Odpraw… mieliśmy specjalne posiedzenie, tam takich dwóch, z zarządu, widziałem ich wcześniej na Konferencji Wygnanych, i oni…

– Michał, do rzeczy! – krzyknęła Hanna.

– Użyli splątania. Splątali planety.

– Planety?! Splątania? Kwantowego?! –  wrzasnął Tom z niedowierzaniem. 

– Tak. Niedawno, w ramach doświadczenia, wiecie, tam jest kryzys, wszystkiego brakuje, oni czekają na sadzonki, to trwa, przy splątaniu efekt powinien być natychmiastowy…

– Co?! – Karol złapał się za głowę. – Natychmiastowy, tak, ale inny niż tu! Przecież nie otrzymają tego samego, tylko przeciwny!

– No właśnie, dlatego wymusili zastój planety. Tej. 

– Na kaski Wygnanych! Powariowali! Przecież to się nie trzyma skafandra!

– Trzyma się. Zawsze są opóźnienia w przesyle, wszystko jedno, czy żywności, czy sadzonek. Tu masz efekt natychmiast. 

– Nie przetrwamy tego! Przecież to dla nas pewna śmierć! – Tom wrzeszczał i Karol nie wiedział, czy dla ukojenia paniki, czy naprawdę. 

– Proszę na mnie nie krzyczeć. Źle to znoszę. 

– Sam spróbuj! Jest wtedy lepiej! Na chwilę! – odkrzyknął Karol. 

Michał z Hanną spojrzeli z konsternacją na Karola, coś na kształt troski przemknęło przez oblicze kobiety. Trwało to tylko moment, po czym nabrała powietrza i wrzasnęła na próbę:

– Aaaa, to co teraz robimy?! Faktycznie trochę lepiej! – Zaskoczona badała reakcje organizmu. 

– Tam jest dwadzieścia miliardów ludzi! Wygnanych z Ziemi! Tu jest tylko kilkadziesiąt! Tam potrzebne są wasze sadzonki – embriony, zarodki komputerów, maszyn, zwierząt i ludzi! I jedzenie! Myślicie, że przejmą się tutejszymi badaniami?! Wiedzą, że możecie wrócić w każdej chwili! Czemu nie wracamy?! – Michał zaczął krzyczeć na próbę i rozkręcił się, twarz mu poczerwieniała, spocił się. 

– Bo zablokowałem transport! – odkrzyknął Karol z mocą, podczas gdy łzy płynęły mu po policzkach razem z potem. 

Otworzył walizkę z sadzonkami. Zmieniały się. 

– Zaraz, to nie ma sensu! Jeżeli w jednym miejscu polaryzacja jest pionowa, to w drugim pozioma! Jak w fotonach! Muszą zachować to miejsce, żeby splątanie działało! Inaczej się rozjedzie! Jeśli chcą mieć właściwe sadzonki tam, tu muszą powstawać te drugie! A tylko tu gleba jest odpowiednia, tylko tu rosną! Tam nie ma warunków! – krzyczał i krzyczał, jakby chciał przekonać sam siebie. 

– Ile sadzonek mamy na polach?! – zawołała Hanna do Karola podając rękę Tomowi, 

który przyjął ją z wyraźną ulgą, nie przestając się trząść. 

– Koło stu tysięcy! Dojrzałych! Dzisiaj skończyłem następne pole na dziesięć tysięcy! Będą gotowe gdzieś za dwa tygodnie! – Zaczynało go boleć gardło, ale nie myślał o tym, tylko spojrzał na Michała. 

Chłopak uciekł wzrokiem i spuścił głowę. Widać było, że walczy ze sobą, podrygiwał w miejscu, wolną ręką skubał policzki. Karol przyglądał mu się uważnie, mimo potu zalewającego oczy. 

– Gadaj! – wrzasnął na młodego, tak głośno, jak potrafił. 

Michał zgarbił się i milczał. 

– Gadaj! Bo nie odblokuję portalu!

Spojrzał, tym razem z nadzieją w rozbieganych oczach. 

– Dobra! Sam chciałeś! Splątali trzy planety. Trzecią znaleźli tydzień temu! Niemal identyczną! Dzisiaj im się udało! Ale chcieli was ściągnąć i potem przerzucać z jednej na drugą, i przy efekcie splątania uzyskiwaliby właściwe sadzonki na miejscu, podczas gdy wam udałoby się zachować rozum! 

– Myślałem, że można łączyć tylko pary. To się kwantowo nie spina – mruknął zaintrygowany Tom, zapomniawszy na moment o krzyku. 

– A coś się kiedyś spinało kwantowo?! – zawołał Karol, rozrzucając ręce na boki i machając dla większego efektu. 

– Możesz już odblokować portal?! – błagalnie zawołał Michał. 

– Nie! Zablokowałem tak, żebym sam nie odblokował! Mamy jeszcze pięć ziemskich godzin do automatycznego rozruchu! 

Zabawne, jak przywiązani byli do dawnych jednostek czasu, tych, które znali tylko dlatego, że ich rodzice wciąż się nimi posługiwali. I rodzice ich rodziców też. Jedyne, co im pozostało po starej planecie. Karol westchnął głęboko, widząc rozpacz Hanny. 

– Nie damy rady! Ja się już rozlatuję! – krzyknęła boleśnie, zawodząc między słowami. 

– Spróbujmy odblokować! Może coś poradzę! – Michał znów próbował wyrwać się z uścisku, jednak bez skutku. 

– No, dobra, to idziemy wszyscy! Nie wyrywaj się! – Hanna trzymając Toma i Michała ruszyła ku drzwiom. 

W tym momencie przygniotła ich do podłogi niezwykła fala ciśnienia, tak potężna, że nawet kopuła ochronna nie wytrzymała. 

Karol, padając na podłogę, zdołał jeszcze tylko wykrzyczeć, że trzy ciała to bardzo niestabilny układ i nie da się przewidzieć wszystkich zależności występujących między nimi. I że dwadzieścia miliardów ludzi będzie musiało się jednak obyć bez organicznie wyhodowanych zdobyczy technologicznych ludzkości. Biorąc pod uwagę, że już dawno kobiety straciły zdolność rodzenia dzieci, to będzie krótkotrwała cywilizacja.

Gdy fala minęła, podnieśli się z trudem, otępiali i zmęczeni. 

– Ktoś tam zwariował, nie ma wątpliwości! – krzyknął Karol wkraczając do Sali Portalowej. 

– Tutaj też! – zakpił złośliwie Tom, wskazując na zablokowany panel sterowania. 

Teraz na przemian chichotali i płakali. Wyglądało jednak na to, że Michał trzymał się najlepiej. On jeden skupił się na panelu. 

– Co zrobiłeś? – spytał Karola drżącym głosem.

Ten zachichotał szaleńczo.

– Dałem blokadę hasłem, które wpisałem z zamkniętymi oczami, na chybił trafił! – wrzasnął, zataczając się ze śmiechu.

Michał zaczął się trząść, ale opanował się. 

– Zamknij oczy i zrób to samo. Nie staraj się myśleć! – zawołał i desperacko przyciągnął Karola do panelu. 

Karol zaśmiewał się, ale zrobił tak, jak sugerował Michał, myśląc jednocześnie, że to nie może zadziałać. Zamknął oczy i z furią powciskał tyle znaczników, ile się dało. Jak wtedy. 

Z ulgą poczuł, że świadomość go opuszcza, a razem z nią odchodzi strach. 

 

Ujrzał nad sobą Hannę i Toma, gdy tylko otworzył oczy. Z przekąsem pomyślał, że akurat ta para nie powinna go budzić, bo wywołują same złe skojarzenia. Potem zdał sobie sprawę, że czuje spokój i wielką ulgę. I to sprawiło, że oprzytomniał od razu. Podniósł się na łokciach i zobaczył, że leży na podłodze, a Michał stoi nieco z tyłu. Jego twarz była straszna. 

– Co się działo?! – wrzasnął, zanim zdał sobie sprawę, że już nie musi. Przyglądał się chudzielcowi i wstając zakołysał się od nagłej zmiany ciśnienia. Kopuła nie działała. 

– Straciłeś przytomność na kilka chwil. A wtedy wszystko ustąpiło. Nie wiemy dlaczego. Czytnik znowu wskazuje w miarę normalne dane. 

– To czemu on tak wygląda? – Karol wskazał Michała. 

Tom i Hanna odwrócili się. Michał cofnął się o krok i podniósł rękę, jakby w proteście. Przerażenie i bezdenny smutek wyzierały z jego oczu, twarz była pokrzywiona rozpaczą. 

– Michał? – spytała Hanna, podchodząc do niego powoli. – Czy wiesz, co się stało?

Pokiwał głową i zerknął na walizki z sadzonkami. Karol poczuł rodzącą się w głowie okropną myśl. 

– Michał?! – ponaglił go cicho. 

– Splątanie przestało działać – wyszeptał chłopak. 

– Jak to, przestało działać, tego nie da się wyłączyć… To jest na zawsze, może to jakaś fala… Michał?

– Jeśli jedno ciało przestanie istnieć…

Nastała cisza. Długa. 

– Które ciało? – spytał Tom.

– Wygnanych już nie ma. Tylko my. I sadzonki. – Po długiej chwili dodał: – I ta trzecia, niemal identyczna planeta. Przy splocie dwóch ciał układ powinien być stabilny. Tylko że nigdy już nigdzie nie wrócimy. 

Długo stali w milczeniu, nie przyjmując ogromu tego, co się stało. W końcu Karol odezwał się mocno. 

– Trzeba naprawić kopułę. I posadzić więcej sadzonek. Tom, zmieniamy profil badań… 

Nie wierzył, że to się działo, nie chciał wierzyć. Nie dopuszczał myśli, że zostali sami, że nie ma dokąd wrócić. Właściwie to, jak na to spojrzeć inaczej, uratował ich, blokując portal. Tam nic już nie ma, nie ma Wygnanych, jest tylko garstka ludzi tu, na niestabilnej, trudnej planecie. Jeśli sadzonki przetrwały splątanie, to mają szansę. Niewielką, ale mają. Trzeba jechać, sprawdzić pola, ocenić stan upraw… Karol ruszył do wyjścia, Tom niechętnie podążył za nim. 

Odeszli do pracy, jakby nie było nic innego na tym obcym świecie, bo tylko tak mogli poradzić sobie ze stratą. Zaczynając wciąż od początku, tłumiąc poczucie zagrożenia. 

 

Koniec

Komentarze

Hanna chyba też nie. ← może: Hanna z nim chyba też nie.

Wygnani wiedzą, gdzie. ← Wygnani wiedzą dokąd.  Kim są Wygnani

Koła nieprzyjemnie pojękiwały, gdy ciśnienie zmieniało się zbyt szybko. ← ?

Dobrze się czyta. Interesujące, ale dla takich prostaczków jak ja hermetyczne. Nie wiem co to splątanie kwantowe i jakie może mieć skutki. Można mi wmówić wszystko i nie ocenię, ile jest w tym science, a ile fiction. Bardzo dobre przedstawienie poczucia zagrożenia i reakcji na emocje. Warto przeczytać. :)

Hej! Opowiadanie naprawdę wciągające. Fantastycznie opisany początek – budowanie napięcia, tajemniczość i powoli narastająca panika są po prostu świetne. Rozwiązanie z motywem splątania planet było totalnym zaskoczeniem i zupełnie nieprzewidywalne. Jak dla mnie, to sci-fi w stu procentach ;)

Koalo75, dzięki za komentarz i mini łapankę! Nie ma to jak trzecie a nawet czwarte oko! Zaraz poprawię! Zdaję sobie sprawę, że tematyka nie dla wszystkich, nawet, o dziwo, nie dla mnie, ale to było takie moje wyzwanie, żeby wyjść z fantasy i coś innego napisać. :) 

Infinity, bardzo się cieszę, że się podobało i że jest SF! :) Budowanie napięcia jest trudne, więc dobrze, że tu zadziałało. Dziękuję pięknie za miły komentarz! 

Pozdrawiam cieplutko! :)

Cześć, JolkaK!

 

Przyznam, że po lekturze mam odczucia w zasadzie bardzo podobne, jak Koala. Fajnie się czytało, ale nie ogarnąłem kwestii “technicznych” przez co chyba wszystkiego nie zrozumiałem :D

 

Szanuję też brak wulgaryzmów (bo i sam staram się ich unikać, jak ognia), ale sceny kłótni wyszły troszkę sztucznie. Jak faceci chcą się nawzajem obrażać, to nie mówią “idioto”… ;]

 

Pozdrawiam serdecznie! ;]

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary do kwadratu, bardzo dziękuję za uwagi! przyjrzę temu fragmentowi z brakiem wulgaryzmów i przemyślę, chociaż przyznam, że nie lubię ich używać, ale szanuję cenne uwagi, więc pomyślę nad tym. 

Rozumiem też “niezrozumiałość”, przy takim tekście trudno to dobrze napisać, przynajmniej dla mnie. Sygnał, że nie dotarło, to znak, że coś tam sknociłam. :)

Dziękuję bardzo za komentarz i Twój czas! Wdzięcznam!

:) 

Pomysł ze splątaniem ciekawy, choć wydaje mi się dość brawurowy. Nie znam się, ale wydaje mi się, że splątywanie obiektów makro to już przegięcie (eksperyment myślowy z kotem Schroedingera miał właśnie pokazać, że teoretycznie możliwe jest, aby wydarzenia na poziomie kwantowym miały skutki widoczne w skali makro), a splątywanie trzech obiektów to już IMO magia.

Babska logika rządzi!

Osobliwe – nie zrozumiałam opowiadania i poruszonych w nim spraw, ale muszę powiedzieć, że czytało się całkiem fajnie. ;)

 

Cięż­ko, gdy już nie jest się parą.To niełatwe, gdy już nie jest się parą.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

w bez­rad­no­ści dawno wy­ga­słych uczuć. → Nie bardzo wiem, jak mogłyby sobie radzić uczucia.

Proponuję: …bez­rad­ni wobec dawno wy­ga­słych uczuć.

 

– Po­ka­za­ła mu czyt­nik z da­ny­mi po­chy­la­jąc się ku niemu tak, że po­czuł za­pach jej skóry. → Nadmiar zaimków.

 

że poczuł zapach jej skóry. – Ale nie wygląda dobrze. 

Spojrzał i poczuł dreszcz na karku. → Czy to celowe powtórzenie?

 

nagle,  Tom… → Wystarczy jedna spacja po przecinku.

 

Tom osu­nął się na zie­mię… → …Tom osu­nął się na podłogę

 

– Do­brze, to zbie­raj się z pod­ło­gi, idzie­my. 

Gdzie?

– Do­brze, to zbie­raj się z pod­ło­gi, idzie­my. 

Dokąd?

 

Po­wie­ka ci drga. – za­uwa­żył z sa­tys­fak­cją Karol… → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

wska­zu­jąc na brzeg la­zu­ro­we­go za­gaj­ni­ka. → …wska­zu­jąc brzeg la­zu­ro­we­go za­gaj­ni­ka.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Wy­da­wa­ło mu się, że strach spina mu mię­śnie… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

uma­za­ni w ciem­no­fio­le­to­wą zie­mią… → …uma­za­ni ciem­no­fio­le­to­wą zie­mią

 

Delta,  zdą­żył… → Wystarczy jedna spacja po przecinku.

 

po­bie­gli do Za­sie­wów. Po dro­dze minął ich jakiś la­bo­rant, bie­gną­cy pro­sto… → Nie brzmi to najlepiej.

 

w ręku trzy­ma­ła czyt­nik, a wzrok miała przy­tom­ny. Drugą dło­nią trzy­ma­ła ramię… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Mi­chał, po­wiedz im to, co mi.Mi­chał, po­wiedz im to, co mnie.

 

Kwan­to­we­go?!- wrza­snął Tom z nie­do­wie­rza­niem. → Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– To czemu on tak wy­glą­da? – Karol wska­zał na Mi­cha­ła. → Karol wska­zał Mi­cha­ła

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla, pewnie, że przegięcie, wciąż przeginam, ale w fantasy uchodzi mi to na sucho, a tu niestety nie bardzo… :D Niekoniecznie dobrze czuję się w tym rodzaju opowiadań (SF), ale warto było się pobawić i spróbować. Dziękuję za komentarz i cenne uwagi. 

Regulatorzy, no właśnie, czyta się dobrze, ale nie do końca wiadomo, o co chodzi! :D Dziękuję za cenne łapanki, postaram się poprawić w tym tygodniu. 

Pięknie Wam dziękuję! :)heart

Bardzo proszę, Jolko. Życzę wciąż nowych doświadczeń twórczych. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Chyba kiedyś to betowałm… Całkiem ciekawie przedstawiona intryga. Troje bohaterów, powiązanych na różnych poziomach (praca, relacje, byłe relacje…), zamkniętych w obcym świecie, w którym ogarnia ich rosnące poczucie zagrożenia. Nawet jeśli zabrakło nieco tej zawieszonej w powietrzu grozy, to całkiem nieźle oddałaś atmosferę niepewności przechodzącej w panikę. Gdybyś nieco więcej pokazała, przekaz byłby pewnie jeszcze mocniejszy ale jest dobrze. Sam pomysł ze splątaniem, puszczający dodatkowo oczko do problemu trzech ciał, wypada całkiem nieźle, jak na lekkie SF.

Zacny tekst, wybrzmiewa zarówno niepewność jak i pewna lekkość bytu.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć krar85! No betowałeś, a jakże! Jeszcze raz dziękuję za pomoc! :) Może właśnie trzeba to czytać z przymrużeniem oka i wtedy, bez oczekiwań, że to SF, wypada lepiej! :) Dzięki za miły komentarz i klika! 

Pozdrawiam cieplutko! :) 

Nowa Fantastyka