
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
To była przyjemna grudniowa noc. Pomimo początku miesiąca uważanego za typowo zimowy, śnieg zalegał na ulicach zaledwie cieniutką warstewką. Zaczął padać, a raczej prószyć dopiero parę minut temu, ale już teraz można było przewidzieć, że jeszcze sporo dzisiaj napada. Schował się przed sypiącym coraz intensywniej śniegiem w załomie elewacji kamienicy gdzie wreszcie udało mu się podpalić papierosa. Zaciągnął się głęboko, z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym ruszył dalej radosnym, szybkim krokiem w kierunku stacji metra. Uwielbiał zimę, a animuszu dodawały mu sączące się ze słuchawek przeboje Elvisa. Zawsze wrzucał go na odtwarzacz, kiedy tylko usłyszał w jakiejkolwiek pogodzie zapowiedź opadów śniegu, gdyż od wielu lat nieodłącznie kojarzył mu się ze świętami . Teraz zaś, gdy kroczył ulicą rozświetloną miriadami dekoracji i światełek świątecznych, które skrzyły się odbłyskami na zalegającym wszędzie białym puchu, wprowadzał go wręcz w błogostan. Uradowany parł naprzód poprzez coraz intensywniej padający śnieg w kierunku upragnionej stacji metra. Targały nim sprzeczne emocje. Chciał by podróż trwała jak najdłużej i mógł nacieszyć się ożywczym świątecznym klimatem. Miało to swój urok, gdyż tym razem na pustej, skrzącej się od kolorów i śniegu ulicy był on jakby jego własny, prywatny. Z drugiej zaś strony chciał iść szybciej, gdyż wiedział, że od domu oddzielają go jedynie trzy stacje. Oczami wyobraźni widział już siebie we własnym mieszkaniu, bastionie ciepła, którego strzegły niczym mury obronne zaparowane szyby, gdzie popijając herbatę koło malutkiej choinki ustawionej na biurku, będzie wybierał prezenty gwiazdkowe dla swoich najbliższych. To właśnie ze względu na prezenty został dzisiaj w pracy po godzinach. Chciał móc pozwolić sobie wreszcie na uzupełnienie swojej kolekcji książek science fiction. Prawdziwego science fiction, a nie jakiegoś badziewka, jakim była według niego większość literatury tego typu, w której jedna banda oszołomów z laserami goniła inną bandę oszołomów także z laserami tyle, że złych albo zmutowanych. Do pełnej i idealnej w jego mniemaniu kolekcji brakowało mu jeszcze dziesięciu dzieł Lema. Pozyskanie ich w i tak już pełnym wydatków świątecznym miesiącu graniczyłoby z cudem, gdyby nie to, że szef działu akurat się rozchorował. Zgodził się pełnić jego obowiązki, lecz wiązało się to jednak z przykrym dość faktem zostawania w pracy po godzinach. Dlatego też zamyślony nad czekającymi go jutro zadaniami nawet nie zauważył, kiedy dotarł do małej, przeszklonej konstrukcji stanowiącej wejście na stację metra. Jeszcze tylko wetknął peta w zalegającą na koszu na śmieci warstwę śniegu i mógł już wyruszać w przedostatni etap swojej podróży do domu.
Fotokomórka posłusznie otworzyła rozsuwane drzwi, gdy tylko się do nich zbliżył. Niewiele myśląc wkroczył do środka, w obszar ciepłego powietrza, ścigany przez błyszczące płatki śniegu wtłaczane za nim hurtowo do środka przez porywisty wiatr. Od razu ruszył w kierunku ruchomych schodów, ale musiał na moment przystanąć, gdyż ze względu na różnicę temperatur, momentalnie zaparowały mu okulary. Rozpiął kurtkę i zaczął je przecierać koszulką wyciągniętą spod swetra. Modlił się w duchu, żeby pociąg nie przyjechał w trakcie wykonywania tej jakże istotnej czynności, bo naprawdę nie miał ochoty zabić się podczas szaleńczego sprintu po ruchomych schodach i to w dodatku prawie nic nie widząc ze względu na dość mocną wadę wzroku. Już po wytarciu okularów, podczas zjazdu, wciąż gotowy do biegu nasłuchiwał odgłosów nadjeżdżającego metra. Nie doczekał się ich jednak i po chwili znalazł się na zalanej jasnym światłem kompletnie pustej stacji.
Nigdy nie poświęcał jej więcej uwagi niż zwykłemu przystankowi autobusowemu, czy tramwajowemu. Ot, kolejny punkt na niekończącej się drodze do pracy i z pracy. Teraz zaś gdy wreszcie, chyba po raz pierwszy w życiu, postanowił się trochę rozejrzeć, doszedł do wniosku, że szpitalna wręcz jak na tą porę roku czystość i zimne, białe światło odbijające się od kafelków, którymi wyłożone były ściany tworzyły w gruncie rzeczy nieprzyjemne połączenie. Spojrzał na zegarek. Piętnaście po pierwszej. Za późno żeby ludzie wracali z pracy, ale jeszcze za wcześnie żeby ktoś wybierał się w drogę powrotną z jakiegokolwiek klubu. Było to dość logiczne uzasadnienie dla całkowitej pustki na peronach, ale mimo wszystko nie podobało mu się to. Tutaj zawsze ktoś był, po prostu zawsze, niezależnie od godziny, czy dnia tygodnia. W końcu kilkanaście metrów ponad nim znajdowało się wielomilionowe miasto. Kilkanaście metrów wyżej, w bloku obok ulicy, były setki, jeśli nie tysiące pogrążonych we śnie ludzi. On jednak tkwił sam tu na dole. Rozejrzał się dookoła. Stał pośrodku peronu, który jak mu się zdawało wydłużył się jakimś niewiarygodnym sposobem o dobre kilkadziesiąt metrów w każdą stronę. Przed nim ziała otchłań, w której znajdowały się tory. Drobniutko padający śnieg przemienił się w przeciągu zaledwie paru minut w prawdziwą śnieżycę, wytłumiając wszelkie odgłosy spoza stacji. Dzięki temu wyraźnie słyszał bzyczenie jarzeniówek i delikatny szum prądu w trzeciej szynie zasilającej metro. Po niedługim okresie czasu dźwięki te zaczęły go irytować i doszedł do wniosku, że przydałoby się poprawić sobie jakoś nastrój. Nałożył słuchawki, lecz tym razem słodki do tej pory głos króla wydał mu się teraz jakiś dziwnie nieprzyjemny. Czuł się obserwowany. Zdawało mu się, że słuchając muzyki ogłusza się, wystawia się na niespodziewany atak. Nieprzyjemny dreszcz przeszył go od karku aż do stóp. Zaczął nerwowo oglądać się dokoła , jednak znowu nie dostrzegł nikogo. Zdjął więc szybko słuchawki i wyłączył muzykę. Po chwili nie wytrzymał i ruszył na początek peronu. Nawet jeśli to było tylko głupie, chwilowe wrażenie, które minie jak tylko przyjedzie pociąg, to najwyżej będzie miał trochę bliżej do wyjścia na stacji docelowej, bo wsiądzie do pierwszego wagonu. Gdyby jednak faktycznie coś miało się stać, a takie właśnie obrazy przedstawiała pracująca na wysokich obrotach wyobraźnia, będzie miał blisko do wyjścia i zawsze zdąży uciec. Przez chwilę odgłos jego kroków rozchodził się po stacji głuchym echem, aż w końcu stanął pod ścianą na początku peronu. Pomimo, iż teraz mógł obserwować całą stację i teoretycznie już nic nie mogło go zaskoczyć, cały czas czuł się jakby ktoś przewiercał go wzrokiem. Spojrzał w zimny, martwy obiektyw najbliższej kamery, które, jak mu się wydawało, patrzyło wprost na niego. Debrze, że przynajmniej ty masz mnie na oku, zaśmiał się w duchu. Chcąc przyjrzeć się innym kamerom, zauważył jednak coś niepokojącego. Czemu one wszystkie do licha skierowane były w jeden punkt? Czemu wszystkie na niego? Zrobił parę kroków w lewą stronę i dostrzegł, że wszystkie poruszają się lekko w lewo, tak, że przez cały czas były skierowane na niego. Stwierdził, że musiało mu się przewidzieć. To przecież niemożliwe, kompletnie bez sensu. Ruszył i przeszedł parę kroków, tym razem w prawą stronę. Kamery poruszyły się za nim. A przynajmniej takie odniósł wrażenie.
-Za daleko są – mruknął – zdaje mi się.
Podszedł do najbliższej kamery i zaczął paradować pod nią to w jedną to w drugą stronę, ale ku jego zaskoczeniu, ta dalej obracała się za nim. Słyszał nawet jak pracowały poruszające nią silniczki.
-To już jest pojebane – doszedł do wniosku. Przed dalszymi błyskotliwymi przemyśleniami ustrzegł go odgłos nadjeżdżającego metra. Gdy tylko zobaczył w dali tunelu światła pociągu, od razu podszedł do krawędzi peronu, jakby w nadziei, że ten dzięki temu szybciej przyjedzie. Cały czas jednak obracał głową na wszystkie strony i starał się obserwować każdy centymetr stacji naraz. Gdy tylko wagony metra wtoczyły się na stację w akompaniamencie ogłuszającego pisku hamulców i wreszcie zatrzymały się przed nim, bez namysłu wsiadł do pierwszego od czoła pociągu.
Jakby co to zawsze mam pod ręką maszynistę – mruknął sam do siebie i pośpiesznie zajął miejsce najbliżej kabiny konduktora. Dopiero tutaj uspokoił się i rozluźnił na tyle, że zasnął uśpiony rytmicznym kołysaniem się wagonu metra.
Obudziło go mocne bujnięcie podczas gwałtownego skrętu pociągu. Nie pamiętał, żeby przed jego stacją były tak gwałtowne zakręty więc stwierdził, że zasnąwszy musiał przejechać swój przystanek docelowy. Przetarł dłońmi zaspane oczy, po czym wstał i przeciągnął się gwałtownie, aż mu coś chrupnęło w kręgosłupie. Rozejrzał się po wagonie i stwierdził, że jest sam, więc musi być gdzieś blisko stacji końcowej. No i szukanie prezentów szlag trafił.
– Następna stacja… – głośnik wypluł syntezowany kobiecy głos, po czym, ku jego zdziwieniu nastąpił szum.
-No proszę, znowu się zesrało – nie wytrzymał, żeby nie skomentować.
Poświęcił parę chwil na doprowadzenie się do względnego porządku, czego jednak uczynić nie zdołał, gdyż pociąg zaczął, jak zwykle zresztą, dość gwałtownie hamować. Zdążył tylko złapać się rurki, a równowagę odzyskał po wykonaniu akrobacji, której nie powstydziłaby się niejedna striptizerka.
Pociąg wjechał na jakąś nieznaną mu stację i po krótkiej arii złożonej z pewnie co najmniej setki trących o szyny metalowych kół, zatrzymał się na niej. Drzwi otworzyły się i dziarskim krokiem wyszedł na peron, na którym ku jego zdziwieniu nie było ani żywej duszy. Nie wyglądało mu to zresztą na regularną stację, tylko na jakąś nie wykończoną, nie oddaną jeszcze do użytku, lub ewentualnie na dawno nieużywaną. Było tu sporo kurzu i pyłu, ale żadnych śmieci. Część lamp nie działała a kafelki ze ścian poodpadały w kilku miejscach, a w kilku innych były po prostu źle przyklejone. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było niczego co choćby sugerowałoby nazwę stacji. Żadnego planu, rozkładu jazdy, nic. Pociąg stał jednak dalej, więc postanowił zapytać się maszynisty, co tu się w ogóle dzieje. Wszedł do wagonu i zaczął pukać w drzwi kabiny kierowcy pociągu. Najpierw delikatnie, ale zdenerwowany brakiem odpowiedzi zaczął w końcu walić w nie pięściami. Stwierdziwszy, że kierowca najwyraźniej postanowił posłuchać sobie muzyki z okazji przerwy w pracy, wyszedł na zewnątrz, żeby nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Ku jego zażenowaniu szyba kabiny była przyciemniana, więc po kilku podskokach, którym towarzyszyło energiczne machanie rękoma stwierdził, że sprawdzi kto tam siedzi w środku. Przycisnął twarz do szyby, osłaniając oczy rękoma i ku swojemu przerażeniu odkrył, że w środku nie ma nikogo. Z wrażenia odrzuciło go od szyby i zrobił parę chwiejnych kroków w tył. Był tak zaskoczony tym odkryciem, iż pomimo, że chciał krzyczeć, to nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Wciąż cofając się, dotknął w końcu plecami ściany i co jakiś czas przełykając z wyraźną trudnością ślinę, patrzył na bok pociągu, na cały rząd otwartych drzwi.
Czemu nikt inny nie wyszedł? Czyżby cały pociąg był pusty? – kołatało mu w głowie.
Powolnym krokiem, jakby przezwyciężając jakiś fizyczny opór, ruszył wzdłuż składu. Gdy tylko docierał do kolejnego wagonu, z nadzieją, jakby chciwie przywierał do szyby szukając wewnątrz ludzi. Mijał tak jednak wagon za wagonem i w końcu dotarł na kraniec peronu zdezorientowany prawie się zataczając. W pociągu nie było nikogo, ani jednej osoby. Wyciągnął z kieszeni telefon. Brak zasięgu.
-Co tu się kurwa dzieje!- ryknął w kierunku ciemnego tunelu – gdzie wy kurwa jesteście! Ktokolwiek! Jest tu ktoś?!
Odpowiedziała mu tylko cisza. Zdesperowany miotał wzrokiem na wszystkie strony, szukając drogi ucieczki i w końcu jego wzrok natrafił na wąski korytarz prowadzący do wyjścia ze stacji. Schody ruchome nie działały, więc rzucił się biegiem po skrzypiących i jęczących potępieńczo pod jego ciężarem przyrdzewiałych stopniach. Gdy zdążył już złapać porządną zadyszkę, dotarł w końcu na ich szczyt, gdzie trafił do małego holu. Po obydwu jego stronach widniały potężne kraty pozamykane na spięte kłódkami grube łańcuchy. Podbiegł do bramy po lewej, która wydała mu się jakoś bliżej położona i zauważył, że posiadała ona także zamek, który najwyraźniej też był zamknięty. W tym momencie dotarł do niego odgłos odjeżdżającego metra. Jeszcze bardziej zaniepokojony rzucił się pędem z powrotem na stację, która zgodnie z jego przewidywaniami ziała pustką. Skład odjechał. Teraz mógł już chyba tylko wrócić do poprzedniej stacji idąc po torach. Stał na peronie, próbując oswoić się z tą myślą i gdy próbował to sobie wszystko jakoś logicznie wytłumaczyć, na peron zaczął wtaczać się nieśpiesznie następny pociąg. Ten był wypchany ludźmi, zdawało by się aż po brzegi. Na początku ucieszył się, lecz uczucie radości szybko zastąpił niepokój. Czemu wszyscy pasażerowie patrzyli się na niego? Po prostu stali jeden obok drugiego starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, nawet dzieci. Wszyscy zwróceni w jego kierunku przyglądali mu się w jakiś niepokojący sposób. W końcu pociąg stanął, drzwi wagonów stanęły otworem, a oni dalej stali i gapili się na niego. Nikt nie poruszył się nawet o milimetr. Nie wytrzymał presji i spanikował. Zaczął uciekać na górę po schodach oglądając się co chwila przez ramię. Oni jednak dalej stali w milczeniu, odprowadzając go wzrokiem. Dobiegł do krat i zaczął je szarpać, w nadziei, że może któraś jest przerdzewiała, czy obluzowana, jednak nie udało mu się uzyskać jakichkolwiek widocznych efektów. Po chwili doznał olśnienia. Po drugiej stronie schodów był mały pasaż handlowy. Mogło się tam znajdować coś co pomoże mu wyłamać kraty, albo chociaż przeciąć łańcuch, czy zniszczyć kłódkę. Przebiegając koło schodów zerknął na dół i zamarł. Pasażerowie wyszli z pociągu i teraz stali u podstawy schodów patrząc na niego w milczeniu. To popchnęło go do jeszcze szybszego działania. Z rozbiegu uderzył w drzwi do pierwszego z brzegu sklepu. Plastik ugiął się troszkę i odskoczył z trzaskiem odrzucając go. Upadł na podłogę przeklinając. Zmienił taktykę i zaczął kopać okolice zamka starając się uderzać obcasem. Po kilkunastu uderzeniach plastik pękł i drzwi puściły. Znalazł się w pustym, ciemnym pomieszczeniu, o nagich ścianach. Przyświecając sobie komórką ruszył szukać czegokolwiek przydatnego na zapleczu. Niestety znalazł tam tylko małą toaletę pracowniczą będącą zarazem przebieralnią. Była nie tylko sterylnie czysta, ale i kompletnie pusta. Wybiegł więc z niej rzucił się na czworak i w mdłym, słabym świetle dawanym przez telefon próbował odnaleźć na podłodze cokolwiek co mogło by się przydać. Po chwili, w ciemnym kącie koło przewróconej drabiny udało mu się znaleźć młotek i dużą gaśnicę. Gaśnica była za ciężka, więc ruszył z młotkiem w ręku, jak miał nadzieję, przebić sobie drogę na wolność. Gdy tym razem zerknął w dół schodów, stali już w ich połowie. Te same, nic nie wyrażające twarze i beznamiętne, martwe oczy śledzące każdy jego ruch, gdy tylko był w zasięgu wzroku. Dodało mu to skrzydeł. Ruszył biegiem do krat i zaczął okładać młotkiem kłódkę jednej z bram. Ustąpiła po paru uderzeniach, lecz tak jak podejrzewał kraty były też zamknięte na wbudowane w nie zamki. Rozedrgany zaczął uderzać w zamek raz za razem, dysząc przy tym coraz głośniej. Gdy omdlały mu ręce i nie miał już siły aby go dalej okładać, spojrzał w kierunku schodów i serce podskoczyło mu do gardła. Niektórzy wychylili już zza rogu głowy, przyglądając mu się w bezruchu, gdy bezsilnie okładał obitą hartowaną stalą nadzieję na wolnść. Mocniej chwycił młotek i rzucił się sprintem w kierunku sklepów. Pobiegł za znany już pierwszy pustostan i zaczął przyglądać się co jest wewnątrz następnych w nadziej, że, któryś z nich może okazać się jego zbawieniem. Przeglądał już prawie puste główne pomieszczenie trzeciego sklepu, gdy usłyszał za sobą ledwo słyszalne westchnienie. Odwrócił się błyskawiczne i aż krzyknął z przerażenia. Pasażerowie pociągu stali już tylko parę metrów od pierwszego sklepu, w którym znajdował się bezpieczny azyl toalety. Jak oni to zrobili? W jaki sposób bezszelestnie? Tyle osób, niektóre ewidentnie starsze i niedołęże. Teraz opanował go już nie tyle strach, co kompletne przerażenie. Rzucił się w kierunku pierwszego sklepu i zaczął zgarniać z podłogi tyle narzędzi ile tylko dało mu się utrzymać w naręczu. Zaniósł je do toaleto przebieralni, a gdy wyszedł z niej po następną partię, oni stali już ścianą przed witryną sklepu, wpatrując się w niego milczeniu. Chwycił co się dało, nie za bardzo zastanawiając się co to i po co mu to. W paru susach dotarł do toalety, gdzie zamknął drzwi na, ku swemu zdziwieniu, całkiem porządny zamek. Siedział tak przez kilkanaście, czy też może kilkadziesiąt minut w kompletnej ciszy, nasłuchując. Sterylna biel błyszczących kafelków, kłująca w oczy i brzęcząca jarzeniówka oraz kompletne zdezorientowanie, niewiedza, zamieniły ten czas w prawdziwą, ciągnącą się zdawałoby się przez wieki torturę. W końcu nie wytrzymał i postanowił wyjrzeć choć na trochę za drzwi. Przecież żaden człowiek nie wytrzyma tyle w absolutnej ciszy. Uchylił drzwi i zaraz zamknął je z hukiem. Zamknął je i aż usiadł z wrażenia. Zaczął odpychać się nogami od drzwi, aż w końcu znalazł się po przeciwległej stronie pomieszczenia, skulony w kącie. Zaczął się kiwać i wyć z przerażenia i poczucia bezsilności. Bezszelestni, milczący, wpatrujący się w niego beznamiętnym wzrokiem, oni tam byli, tuż za drzwiami. Schował głowę między kolanami i zacisnął jak najmocniej powieki, jak to zawsze robił w kryzysowych sytuacjach. Chciał zmusić się do kreatywnego myślenia, obmyślić jakiś plan, który by go z tego wyciągnął. Jednak, gdy otworzył oczy, oni już tam byli.
Pociąg podczas nagłego skrętu miotnął nim dość gwałtownie przez co obudził się. Nie pamiętał, żeby przed jego stają były tak gwałtowne zakręty, więc stwierdził, że zasnąwszy, musiał przejechać swój przystanek docelowy. Przetarł dłońmi zaspane oczy, po czym wstał i przeciągnął się gwałtownie, aż mu coś w kręgosłupie chrupnęło. Rozejrzał się po wagonie i stwierdził, że jest sam, więc musi być gdzieś blisko końcowej stacji. No i szukanie prezentów szlag trafił.
– Następna stacja… – głośnik wypluł syntezowany kobiecy głos, po czym, ku jego zdziwieniu nastąpił szum.
Jego oczy były wytrzeszczone z przerażenia, gdy wybijał szybę i krzycząc przeraźliwie próbował wyskoczyć z pędzącego pod ziemią pociągu.
Czuł i słyszał świeży śnieg skrzypiący pod jego butami. – Wywal to „jego” ze zdania, bo brzmi przez to jakby buty należały do Elvisa, którego słuchał w słuchawkach :P
Uradowany parł naprzód poprzez coraz intensywniej padający śnieg w kierunku upragnionej stacji metra. – powtórzenie do zdania wyżej
Miało to swój urok, gdyż tym razem na pustej, skrzącej się od kolorów i śniegu ulicy był on jakby jego własny, prywatny. – znów śnieg. Za dużo go masz w zbyt krótkich odstępach.
gdzie popijając herbatę koło malutkiej choinki ustawionej na jego biurku, - To „jego” też tutaj jest raczej zbędne.
Nie doczekał się ich jednak i po chwili znalazł się na zalanej jasnym światłem kompletnie pustej stacji.
Nigdy nie poświęcał stacji więcej uwagi niż zwykłemu przystankowi autobusowemu, czy tramwajowemu.
którymi wyłożone były ściany stacji tworzyły w gruncie rzeczy nieprzyjemne połączenie. – Tu w sumie ta stacja w ogóle niepotrzebna. Pisałeś wcześniej, że jest na stacji, więc logiczne, że rozgląda się po ścianach na niej.
Na stacji zawsze ktoś był, po prostu zawsze, niezależnie od godziny, czy dnia tygodnia.
chwilowe wrażenie, które przejdzie mu jak tylko przyjedzie pociąg, - to przejdzie mu trochę nie bardzo pasuje do wrażenia. Np. Które minie jak tylko przyjedzie pociąg
a takie właśnie obrazy przedstawiała pracująca na wysokich obrotach wyobraźnia, - Ta pracująca na wysokich obrotach też mi zgrzyta. Nie lepiej napisać np. wybujała, pobudzona dziwną aura tego miejsca?
Spojrzał w zimne, martwe oko najbliższej kamery, które, jak mu się wydawało, patrzyło wprost na niego. Debrze, że przynajmniej ty masz mnie na oku, zaśmiał się w duchu.
Przed dalszymi błyskotliwymi przemyśleniami ustrzegł go odgłos nadjeżdżającego metra. – Odgłos ustrzegł przed przemyśleniami? Też do poprawki.
Pociąg wjechał na jakąś nieznaną mu stację i po krótkiej arii złożonej z pewnie co najmniej setki metalowych kół trących o szyny, zatrzymał się na niej. – Aria złożona z kół? Też to trochę nie bardzo.
Nie wyglądało mu to zresztą na regularną stację, tylko na jakąś jeszcze nie wykończoną, nie oddaną jeszcze do użytku, lub ewentualnie na dawno nieużywaną. – 2x jeszcze
Przycisnął twarz do szyby, osłaniając oczy rękoma i ku swojemu przerażeniu odkrył, że w środku nie ma nikogo. Z wrażenia odrzuciło go od szyby i zrobił parę chwiejnych kroków w tył. Był tak zaskoczony tym odkryciem, iż pomimo, że chciał krzyczeć, to nie mógł wydusić z siebie ani słowa. – Brak maszynisty w kabinie to aż taki szok? Że się zdziwił, to bym zrozumiał, ale żeby od razu wrzeszczeć i słowa nie móc wydusić? Gdyby trupa tam znalazł to ok, ale tak, to reakcja troszki według mnie za mocna.
Czyżby cały pociąg był pusty? - kołatało mu się w głowie. – „się” niepotrzebne
W końcu pociąg zatrzymał się, drzwi wagonów otworzyły się, a oni dalej stali i gapili się na niego.
Znalazł niestety tam tylko małą toaletę pracowniczą będącą zarazem przebieralnią. – Składnia. Niestety znalazł tam tylko
Była nie tylko sterylnie wręcz czysta, ale i kompletnie pusta. – Po co to „wręcz”? Sterylnie czysta wystarczy.
Wybiegł więc z niej i coraz bardziej rzucił się na czworak i w mdłym, słabym świetle dawanym przez telefon próbował odnaleźć na podłodze cokolwiek co mogło by się przydać. – Nie rozumiem, o co chodzi w pogrubionej części. Coraz bardziej rzucił się na czworaka?
Rozedrgany zaczął uderzać zamek raz za razem, - w zamek
spojrzał się w kierunku schodów i serce podskoczyło mu do gardła. – „Się” usuń
gdy bezsilnie okładał obity hartowaną stalą zamek. – Już wcześniej to miałeś, powtórzenie
w którym znajdował się bezpieczny azyl toalety. – może będąca bezpiecznym azylem toaleta?
Teraz opanował go już nie tyle strach, co terror, kompletne przerażenie. – ten terror, co go opanował tez nie bardzo :P
Terror ( dosł. strach, groza), stosowanie przemocy, gwałtu, ucisku, okrucieństwa w celu zastraszenia, zniszczenia przeciwnika; okrutne, krwawe rządy.
TYle uwag technicznych z mojej strony. Trochę więcej powtórzeń jeszcze tam było po drodze, ale nie wymieniałem wszystkich. Masz chyba jeszcze mozliwość edycji, więc spróbuj je jakos ominąć. Teraz ogólnie co do tekstu. Powiem tak, dobrze żarło, ale padło. A padło, przez według mnie nietrafioną końcówkę ze snem. Osobiście podejrzewam, że poprostu nie wiedziałeś jak wydostać bohatera z tego nieszczęsnego kibla i jak dalej rozwinąć akcję (mogę się mylić oczywiście, ale coś tak mi się wydaje), a szkoda, bo dopóki nie wyjechałeś z tym snem, czytałem z zainteresowaniem. Wszystko tym spaprałeś :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
bezpieczny azyl toalety. Jak oni to zrobili?-tym cytatem obejmę całość moich doznań
Całkowicie subiektywnie:
Pierwsza cz. tekstu jest przeładowana zdaniami opisującymi nieistotne i całkowicie nieciekawe czynności.
Autor chciał chyba uzyskać tym swoistą wiarygodność tekstu czy zdobyć sympatie czytelnika dla swojej postaci. Obie motywacje w horrorze spełniają oczywiście istotne role ale natłok który tutaj jest zaprezentowany wywołuje [u mnie] irytacje i przemyślenia w guście a może sobie wtedy kichnął, gdzie to kichnięcie?.
Końcówka i feralne zakończenie wydają się pisane w pośpiechu i nie przystają do reszty tekstu tak fabularnie jak technicznie. Nie wiem czy to miało mnie wczuć w pośpieszną atmosferę walki o życie czy autorowi nie wystarczyło cierpliwości do tekstu ale radze gruntownie wyremontować te szpetne :P akapity.
Całe dzieło jak dla mnie przeciętne. Po remoncie mogłoby uzyskać w mojej opini zasłużoną 4 [ale nie dostanie bo stawiać nie mogę:P].
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
Nadszedł więc czas, żeby wziąć się trochę za obronę.
Co do powtórzeń wszelakich to z góry przepraszam, ale to po prostu siła przyzwyczajenia, że nie zwracam na nie uwagi, bo od 3 lat ze względu na uczelnię piszę prawie tylko i wyłącznie po angielsku. Jednakże bez nich tekst czyta się z pewnością bardziej gładko :)
Nie usprawiedliwia to jednak zbyt częstego użycia 'się', czy potknięcia składniowego.
"Brak maszynisty w kabinie to aż taki szok? Że się zdziwił, to bym zrozumiał, ale żeby od razu wrzeszczeć i słowa nie móc wydusić? Gdyby trupa tam znalazł to ok, ale tak, to reakcja troszki według mnie za mocna." - nie wiem, czy mówił byś to samo gdyby metro bez maszynisty zawiozło Cię w środku nocy na nieznaną pustą stację i nie chciało ruszyć.
"Ta pracująca na wysokich obrotach też mi zgrzyta. Nie lepiej napisać np. wybujała, pobudzona dziwną aura tego miejsca?" - to już kwestia osobistych preferencji.
"Aria złożona z kół? Też to trochę nie bardzo." - Aria pisku zablokowanych hamulcami kół trących o szyny. Zmieniłem troszkę to zdanie. Mam nadzieję, że teraz jest bardziej przyswajalne i przejrzyste.
Pomysłu jak go wyciągnąć z kibla nie miałem, bo taki był pomysł od początku, żeby go nie wyciąga. Dzięki za konstruktywną krytykę :)
Russ. Komentarz skusił mnie to przeczytania Twojego opowiadania. Szkoda, że Twój tekst nie wzbudził w Tobie irytacji i przemyśleń w guście "a może poprawię te wszystkie błędy ortograficzne, które straszą już od drugiej linijki?'.
Jeśli w końcu wzbudzi to pogadamy o innych walorach tekstów pisanych.
Aj.
Bojowo,wrab. Nigdzie nie napisałem, że moje opowiadania są super. Odebrałeś mój koment chyba za atak, a nie miałem takiego zamiaru. Wszystkie uwagi były moimi odczuciami po twojej twórczości i nie siliły się na jakikolwiek obiektywizm.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
A co takiego strasznego w metrze bez maszynisty? Jeździłam, w Paryżu, linia bodaj 14, z założenia maszynisty nie ma i nikt nie wrzeszczy z tego powodu :P Ba, ta linia bez maszynisty była na tyle dobra, że nawet podczas strajku, jako jedyna jeździła z normalną częstotliwością i punktualnie :D
Russ. Nie bojowo. Nie lubię ludzi, którzy mądrzą się na wyrost.
Bellatrix. No dobra. Tu mnie masz z tym metrem :P
Debrze, że przynajmniej ty masz mnie na oku, zaśmiał się w duchu.
Po chwili nie wytrzymał i ruszył na początek peronu. Nawet jeśli to było tylko głupie, chwilowe wrażenie, które minie jak tylko przyjedzie pociąg, to najwyżej będzie miał trochę bliżej do wyjścia na stacji docelowej, bo wsiądzie do pierwszego wagonu. -> możesz uznać za moje czepialstwo, ale ta końcówka jest zbędna. Brzmi to trochę jakby czytelnik był małym, niewiele rozumiejącym dzieckiem, któremu trzeba tłumaczyć, że na początku peronu będzie stał pierwszy wagon ;)
Czemu one wszystkie do licha skierowane były w jeden punkt? -> Czemu one wszystkie, do licha, skierowane były w jeden punkt?
Uchylił drzwi i zaraz zamknął je z hukiem. Zamknął je i aż usiadł z wrażenia.
Plus kilka zdań, które były poprawne, ale jakoś dziwnie brzmiały, zgrzytały z resztą.
Niezłe, choć przyznam, że nie podpasował mi Twój styl jakoś. No, ale tu już odzywa się czysty subiektywizm ;)
Oprócz wymienionych już błędów i końcówki (Fasoletti ma rację według mnie), to generalnie nie jest źle. Czytało się całkiem zgrabnie, gdyby nie to, że momentami miałem wrażenie, że niektóre zdania były dopisane później, jakby na siłę, nic nie znaczące zdanka, jakby juz po napisaniu tekstów zaświtał w głowie pomysł na powiększenie go. Trochę wybijały z rytmu. No i gdyby nie końcówka byłoby sporo lepiej.
Pomijając błędy, to jest całkiem nieźle. Fajny pomysł, przedstawiona wizja milczących, wgapiających się ludzi rzeczywiście niepokojąca, ale niestety zakończenie zarżnęło nie tylko klimat, ale także cały tekst.
"Osobiście podejrzewam, że poprostu nie wiedziałeś jak wydostać bohatera z tego nieszczęsnego kibla i jak dalej rozwinąć akcję" - napisał Fasoletti i ja podzielam to zdanie. Rozwiązanie ze snem, to według mnie pójście na skróty i w ogóle mi się nie spodobało (nawet, jeśli taki był twój pierwotny zamysł podczas pisania tekstu).
Pozdrawiam.
OK, do konkursu.
Myślałem o tym, żeby w ogóle skasować ostatni akapit. Nie ukrywając pomyślałem o tym dopiero po waszych komentarzach :) Wtedy ogólny wydźwięk mógłby być lepszy, ale niestety minęły już nieubłagane 24 h.