- Opowiadanie: M.G.Zanadra - Mumiowidło

Mumiowidło

Najwyraźniej nie uznaję deadline’ów... ;) Uznałam, że tekst mnie nie pokona! Szamotałam się z nim długo. Wyszło tak...

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Mumiowidło

– A nie mówiłam? 

Rozległo się w przedpokoju, gdy wróciłem z żoną i trzyletnią Lilcią do mieszkania.

 – Mówiłaś – wysapałem spokojnie, wiedząc, że to jeszcze nie koniec.

 – Prosiłam cię, żebyś nic nie wspominał o Paryżu! Jedziemy tam tylko na trzy dni. Odkładaliśmy podróż poślubną przez pięć lat, a teraz, zamiast się nią cieszyć, będziesz się gnębić, że bawimy się w najlepsze, a twój brat głoduje! – rozindyczona ściągała dziecku buciki.

 – Zapytał, czy mamy plany na wakacje! Co miałem powiedzieć? Nie chcę go okłamywać, bo i tak dowie się od matki, dlaczego Lilka jest u niej. – Rzuciłem kurtkę na wieszak, bo trwające całą drogę wypominki dały mi się we znaki.

 – S i ę z o b a c z y! – krzyknęła z wściekłością w oczach. – Wystarczyło ominąć temat i rozpocząć nowy. Nikt nie każe ci kłamać – ciągnęła piskliwie już ochrypłym od krzyków głosem.

 – Skąd mogłem wiedzieć, że będzie chciał pożyczyć pieniądze? – broniłem się. – Przecież ostatnio było u niego lepiej! Nawet matka go chwaliła, że się ogarnął!

 – Kiedy to było? – rozpaliła się na nowo. – Pół roku temu! Przecież mówiła w niedzielę, że sprzedał auto do komisu! Jak myślisz, dlaczego? – Zbliżyła twarz z przesadnie rozwartymi oczami.

 – Nie pomyślałem! Wydawało mi się, że spłacił długi – tłumaczyłem się jak Lilka, gdy nabroi. – Nie przejmuj się! Wytłumaczę mu, że u nas też krucho z kasą, a ten wyjazd odkładaliśmy przez lata – zapewniałem, wierząc, że brat zrozumie.

Przez cały tydzień żona była na mnie zła. Niby rozmawialiśmy normalnie, ale od czasu do czasu dawała mi znać, że nadal pamięta. Gdy kiedyś zapytałem, co będzie na obiad, krzyknęła złośliwie z kuchni, że s i ę z o b a c z y. Jakby chciała mi pokazać, że można wymigać się od odpowiedzi na niechciane pytania. Czułem, że ma mnie dość, zwłaszcza że to ona nas utrzymywała. Dużo pracowałem i dawałem z siebie wszystko, ale moje obrazy nie sprzedawały się najlepiej. Nie narzucałem się jej i zgadzałem ze wszystkim, co zaproponowała. To chyba też ją denerwowało, bo zawsze wtedy przewracała oczami. W końcu poszedłem do brata, wiedząc, że kiepsko będzie to wyglądać, gdy zacznę mu tłumaczyć, że wyjeżdżamy za granicę, a dla niego nie mam kasy. Jednak Ania miała rację. Mogłem siedzieć cicho.

 – Grzesiek? – zawołałem po przestąpieniu progu jego małego domu. – Gdzie jesteś?

 – Na górze! – Dobiegło z piętra.

Wszedłem po schodach. Chyba nie sprzątał od dawna, bo piasek zgrzytał pod butami, a kurz organizował się w każdym kącie w dzikie zwierzę. Znalazłem go w ciasnej sypialni, gdzie również panował chaos. Dokoła pełno było ubrań, kilka kartonów i puste butelki po piwie.

 – Gosposia ma wychodne? – zażartowałem, nie kryjąc zdziwienia zastanym bałaganem.

 – Ciężko ocenić. Być może leży pod którąś stertą. – Uśmiechnął się i lekko zaczerwienił.

 – Głupio mi, więc walnę prosto z mostu – zacząłem, żeby mieć to już z głowy. – Nie mogę pożyczyć ci kasy. Prawdę mówiąc, sami nie mamy za wiele. Od dawna niczego nie sprzedałem, a na ten Paryż Ania ciułała przez dwa lata. Nie mogę jej tego zabrać! Nawet nie wiesz jak mi głupio, że to ona nas tam zabiera i że przez długi czas nie kupiła sobie nawet marnych perfum, żeby uzbierać na wycieczkę. Tylko Lilka czasem coś dostanie, a i tak z rzadka. Przez następne trzy miesiące będziemy jeść tylko ryż z jabłkami z sadu mamy, żeby uzbierać jeszcze na wyżywienie i jakieś wyjście do muzeum albo knajpy.

 – Nie przejmuj się, stary. – Klepnął mnie w ramię. – Sprawa nieaktualna. – Ściągnął walizkę z szafy.

 – Jak to? – zdziwiłem się. – Jedziesz gdzieś?

 – Sprzedaję dom! – powiedział zadowolony, jakby oznajmiał, że się żeni.

 – Co? – Usiadłem na ubraniach, pod którymi najpewniej schowało się łóżko. – Jest aż tak źle?

 – Tak dobrze! – zaśpiewał.

“Zwariował”, pomyślałem.

 – Nie martw się, bracie. Wszystko jest dobrze. – Usiadł obok mnie.

 – Ja po prostu nie potrafię ci pomóc. – Opadły mi ręce. Byłem bezsilny już nie tylko jako mąż i ojciec, ale także jako starszy brat.

 – Sprzedaję dom, bo wyjeżdżam. Znalazłem pracę za granicą i bez potrzeby ma stać pusty, a jeśli chcesz mi pomóc, to mnie przygarnij na tydzień po moim powrocie, bo pół mieszkania matki zawalę tymi gratami, więc dla mnie już nie będzie miejsca. – Uśmiechnął się.

 – Co to za praca? – zapytałem, będąc już podejrzliwy wobec jego pomysłów na życie.

 – Na wykopaliskach w Egipcie. Nie będę nikim ważnym, raczej zwykłym osiłkiem, ale dobrze płacą, a co dwa miesiące mogę zjeżdżać na tydzień. Oddam ci zaległą kasę, to odetchniecie i pewnie coś przywiozę dla Lilki – pocieszał mnie.

 – Myślałem, że nie wpuszczają obcych na wykopaliska. To zamknięta kultura i chyba jedna z niewielu okazji dla miejscowych, żeby zarobić. – Nie przestawałem się dziwić, a on uciekał wzrokiem.

 – Najwyraźniej potrzebują pomocy Grzesia! – Potarł mi boleśnie włosy pięścią, jakbyśmy znowu mieli po dziesięć lat. – Nie krzyw się tak! Niczego nie tracę! Ta nora i tak się zaraz rozpadnie, a nic mnie tu więcej nie trzyma – przekonywał z nieszczerym uśmiechem.

Usłyszałem stukot na dole.

 – To mama! – powiedział z ulgą. – Obiecała, że pożyczy mi torby na podróż.

Pobiegł jej pomóc, a ja jeszcze siedziałem w sypialni i próbowałem wyrzucić z siebie ten dziwny niepokój, który znów kazał mi martwić się o brata. Po przywitaniu się z mamą, wróciłem do domu, rozmyślając w drodze, co będzie z Grześkiem.

 – I jak było? – zapytała Ania, porzucając zmywanie naczyń.

 – Załatwione – odparłem, będąc ciągle rozkojarzony.

 – Nie, nie, nie! Ani mi się waż! – Zagryzła zęby ze złości pomieszanej z niepewnością.

 – Co tym razem? – wybuchnąłem zrezygnowany.

 – Znów to robisz! – Mierzyła we mnie palcem wskazującym. – Martwisz się! Coś jest nie tak i znów odwołamy wycieczkę, bo zawsze na siłę musisz wszystkim pomóc!

 – Wszystko w porządku! Już nie chce od nas pieniędzy. Znalazł pracę, ale musi wyjechać i tylko się nad tym zamyśliłem. – Złapałem ją za wystający z pięści palec i przyciągnąłem do siebie na kanapę.

 – I wszystko jest dobrze? – zapytała niepewnym głosikiem.

 – Tak. – Objąłem ją. – Tylko ta praca jest w Egipcie, a on przecież nie zna języków. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżał.

 – Dziwne. – Zmrużyła oczy w zastanowieniu.

 – Nie, nie, nie! Ani mi się waż!

 – Co? – zdziwiła się.

 – Nie wiem, ale jak ja tak zrobiłem, to mierzyłaś do mnie z palucha! – żartowałem, małpując jej minę sprzed minuty.

Śmiała się ze mnie jeszcze przez chwilę, a mi ulżyło, że jest już między nami po staremu. Kochałem jej chichot, tym bardziej, że ostatnio długo u nas nie gościł.

 – Muszę cię o coś zapytać – zacząłem niepewnie.

 – No, wiedziałam! – Zrzedła jej mina.

 – Nie, posłuchaj! Od razu zaznaczam, że nie odpowiedziałem, ale zapytał, czy po powrocie może się u nas zatrzymać na tydzień. – Przymknąłem oczy, oczekując wybuchu.

 – Czuję, że nie powinniśmy się godzić – zaczęła spokojnie – ale też mi było głupio, że odmawiamy mu tej pożyczki. Tylko z nim zawsze są jakieś problemy! To studnia bez dna! Znowu coś wykręci! Wpakuje siebie i najpewniej nas w kłopoty!

 – Przecież ja pracuję w domu. Będę tu cały czas – negocjowałem, a ona na chwilę zamilkła, namyślając się.

 – Jeśli tylko dzięki temu polecimy w końcu do tego Paryża! – Wtuliła się w moje ramię, a ja odetchnąłem z ulgą.

Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Z wieloma ciężkimi walizkami pojawił się u nas mój brat, którego ledwo poznałem. Był opalony, zarośnięty i szczuplejszy, ale w dobrym sensie. Wymęczony wydawał się starszy. Chciał taktownie ukryć brak sił, ale nie licząc charakterystycznego błysku w oku, wyglądał jak z krzyża zdjęty. Starał się z nami rozmawiać podczas kolacji, bo też dużo zadawaliśmy pytań, ale w końcu wysłaliśmy go do łóżka. Miał zostać u nas tydzień, więc powinien był zdążyć opowiedzieć nam o wszystkim, co przeżył. Niedługo później my też ułożyliśmy się do snu.

***

Opadł na jedyne krzesło w pokoju, choć dopiero podniósł się z łóżka. Próbował wstać, ale kręciło mu się w głowie. Opuścił ją, żeby złapać ostrość. Poczuł dreszcz, przeszywający ciało wzdłuż kręgosłupa, więc ułożył dłoń na karku, próbując go rozmasować i zmrużył oczy. 

Ujrzał przed sobą piękną kobietę, uśmiechającą się do niego. Miała na sobie długą suknię, szeroki naszyjnik i bransolety. Milczała, chociaż mógłby przysiąc, że słyszy jej promienny śmiech. Patrzyła mu w oczy, ale zdawało mu się, że jej wzrok sięga głębiej. Przeszywa. Była piękna, tajemnicza i roztaczała wokół siebie dziwny blask. Próbował zapytać o imię, ale zabrakło mu słów. Zamierzał odwzajemnić uśmiech, jednak kąciki ust nie chciały drgnąć. Zapragnął chwycić jej dłoń, ale ręka wisiała bezwiednie wzdłuż ciała. 

Ogarnął go niepokój. Nie potrafił przerwać niemocy. Na pozór walczył, choć tkwił w bezruchu. Próbował wyszarpać się z rąk paraliżu. Zaczął ciężko dyszeć. Nie rozumiał, co się dzieje. Chciał krzyczeć! Błagać o pomoc! A w uszach ciągle brzmiał śmiech, tym razem szyderczy. Powoli wpadał w panikę. Łzy napłynęły mu do oczu. Trząsł się, choć nie był pewien, czy ze strachu, czy z zimna, które zaczęło go ogarniać mimo skwaru panującego wokół. Zbladł, a łzy kapały już z brody na kolana.

Kobieta zbliżała się do niego, choć obraz zaczął się mu rozmywać. Ruszała wargami, ale nie słyszał słów. Była już blisko, kiedy z jej oczu i ust zaczęło sączyć się błoto, pokrywając całe ciało. Urosła, a szybko zastygająca skorupa błotna popękała, tworząc dziwne kręgi wokół ciała. Wyłoniły się z nich bandaże. Postać posturą zaczęła przypominać mężczyznę. Tors płonął, choć ogień zdawał się niczego nie pochłaniać. Złowrogi dźwięk pożogi jeżył włosy na karku i wzmacniał już wcześniej odczuwane dreszcze. 

Mężczyzna poddał się. Przestał walczyć, oczekując, co się stanie. Otworzył oczy, choć nawet nie próbował. Wstał niespodziewanie. Sięgnął po ceramiczny posążek bogini Bastet. Rozbił go o kant stołu, a odłamkiem rozpruł sobie gardło.

– Aaa! – Obudziłem się z krzykiem na ustach.

– Co jest? – zaskrzypiała sennie żona.

– Nic, nic. To musiał być koszmar. – Odkryłem, że jestem zlany potem.

– Przez te twoje straszydła z obrazów! – zakpiła i przewróciła się na drugi bok, a ja wstałem, żeby napić się wody.

Z niepokojem spoglądałem w stronę drzwi, za którymi spał mój brat. Kusiło mnie, żeby tam zajrzeć i upewnić się, że to był tylko zły sen, bo serce nie przestawało dudnić mi w piersi. Nie chciałem wyjść na strachliwego lub nadopiekuńczego brata, choć jako dorosły człowiek nie powinienem się tym przejmować. Z drugiej strony mogłem zobaczyć coś, czego nie wyparłbym z pamięci już do końca życia. W końcu to dojrzały, samotny facet o poranku. Usiadłem na kanapie i wpatrywałem się w klamkę. Wokół mnie działo się sporo. Ania wstała, nakarmiła małą, która chwilowo spała u nas i przygotowała się do wyjścia. Zabrała Lilkę do żłobka, bo przy niej nie mógłbym nic namalować. Zostaliśmy sami.

– Tak? – rozpocząłem, gdy zadzwonił telefon. – Wszystko dobrze, mamo. Przyjechał wczoraj przed kolacją. Jeszcze śpi – uspakajałem przeczuloną staruszkę. – Co się stało? – zapytałem, już wiedząc, że przesadza. – To tylko zły sen! – westchnąłem. – Powiem mu, żeby cię odwiedził później, wszystko jest dobrze – zapewniałem jeszcze kilkakrotnie. – Do usłyszenia!

Odłożyłem słuchawkę i uśmiechnąłem się do siebie. W końcu to ktoś inny się zamartwiał, choć z drugiej strony może właśnie po niej to miałem, odwieczny niepokój.

– Aaa! – krzyknąłem po odwróceniu się. Już drugi raz tego dnia! – Przestraszyłeś mnie! – powiedziałem do brata, który stał pół kroku za mną.

– Przepraszam – powiedział beznamiętnie po dłuższej chwili milczenia.

– Matka dzwoniła, chce żebyś ją odwiedził. – Postawiłem wodę na kawę. – Pijesz coś?

Potrząsnął nieznacznie głową, wpatrując się w każdy mój ruch. Miał poważną minę i stał dumnie, choć w samych bokserkach. “Zmężniał”, pomyślałem. Wcześniej ciągle żłopał piwo, więc śmiałem się z jego beczki na przodzie, a teraz zawstydzał mnie zarysem sześciopaka mięśni. Odwróciłem się, żeby zalać kubek z kawą, a on zniknął za drzwiami pokoju. Wrócił szybko z zarzuconym na siebie szlafrokiem, który kupiła mu Ania. Chciała oszczędzić sobie widoku grubasa w slipach. Mnie kupiła taki sam, żeby nie czuł się nieswojo. Tymczasem to ja się tak czułem. Skrzętnie obwiązałem się paskiem, żeby nie widział, że się zaniedbałem. Gdy się zakrywałem, on nobliwie stąpał w moim kierunku, a powiewający za nim szlafrok, tylko wzmagał efektowność tej sceny.

– To dar! – powiedział i położył na stole złotą wazę, która wyglądem przypominała urnę.

– Dla mnie? – Zbliżyłem wazę do siebie, była ciężka. – Co to jest?

– Otwórz! – powiedział, wskazując otwartą dłonią wieko, po czym ułożył ją znów na biodrze.

– To chyba nie… – Skrzywiłem się, bo w środku był proch.

– To do malowideł. Namalujesz mi coś! – oznajmił, jakby wydawał polecenie.

– Przez chwilę myślałem, że przywiozłeś mi sproszkowaną mumię! – zaśmiałem się, ale jego ten żart nie rozbawił. – Egipskie pigmenty! To może być ciekawe. Nie malowałem nigdy takimi.

Byłem podekscytowany. Prezent zaskoczył mnie i trafił w moje serce. Do tego waza wydawała się być z prawdziwego złota, ale głupio mi było zapytać.

– Maluj! – zachęcił szorstko, a ja z chęcią zabrałem się do pracy.

Nie miałem w swojej palecie niczego, co mogłem dopasować do tej barwy, ale zmieszałem pigmenty w różnych proporcjach z bazą, dodając szczyptę cynamonu lub kurkumy i efekt był niesamowity. Nie miałem tylko pomysłu, co namalować.

– Robiłeś jakieś zdjęcia w Egipcie? – zapytałem z nadzieją.

– Nie – odparł krótko.

– Szkoda, widziałem, że masz aparat, więc myślałem, że będziesz miał zdjęcia. – Spojrzałem na puste płótno. – Może masz widokówkę? – Odwróciłem się znów do brata, ale jego już tam nie było. Bezszelestnie znikał i nawet nie zdążałem się zorientować, że wychodzi.

– Mam to! – Podał mi pudełko, gdy wyłonił się znów z gracją z pokoju.

– Skaleczyłeś się? Zostawiasz ślady krwi na parkiecie. – Podałem mu chusteczkę, a on stał, trzymając ją w ręce, kiedy ja otwierałem pudełko. – Czyli masz zdjęcia! Świetnie, bo te barwy aż się proszą, żeby namalować z nich coś w stylu egipskim.

Spojrzał na mnie niepewnie, a później zmarszczył czoło i zerknął na rozrobione pigmenty, jakby analizował, czy faktycznie słyszę ich wołanie. Zacząłem przeglądać fotografie, na których widniały złote wazy, posążki i biżuteria. Ujęcia były nieprzypadkowe, bo skupiały się na poszczególnych elementach jak do katalogu. W końcu znalazłem kilka zdjęć z wnętrza piramidy. Wtedy Grzesiek zbliżył się do mnie, jakby dopiero teraz zauważył, co było na fotografiach. Spojrzał gniewnie na stół. Nozdrza miał rozwarte niczym rozjuszony byk, zacisnął szczękę, aż można było usłyszeć zgrzytnięcie zębów. Rzucił się do układania zdjęć. Te, które przedstawiały ściany, pasowały do siebie niczym puzzle. Wkrótce na blacie leżał rozłożony na płasko stożek, a mój brat trząsł się, ciągle zgrzytając zębami.

– Coś nie tak? – zapytałem zbity z tropu, a on wskazał palcem na hieroglify. – No, co? Błąd ortograficzny? – zażartowałem znowu. – Przecież nie znam się na tym.

– Zacznij od ptaka. Zwrócony jest w kierunku czytania – powiedział przez zaciśnięte zęby.

– Jasne! – Skrzywiłem się, nie rozumiejąc jego nerwowego zachowania.

– Czytaj po poziomym rzędzie hieroglifów, następnie jest północne obramowanie i dalej te pionowe napisy. – Wskazywał palcem to o czym mówi, ale i tak nie rozumiałem. – Setme, królewski kapłan oczyszczenia, nadzorca świętego domu, nadzorca świętej łodzi, czczony z wielkim bogiem – przeczytał.

– To ktoś ważny? – zapytałem zaintrygowany.

– Kapłan – mruknął, patrząc na mnie jak na głupka.

– No tak, przecież musiał być kimś ważnym, mając taki grobowiec! – tłumaczyłem onieśmielony.

– Chciał trafić do zaświatów w pełni sił i władzy! – szepnął. – Ma pięćdziesiąt pomników, przedstawiających siebie. Podkreślał silną osobowość, krzyczał, że jest kimś ważnym. A na dodatek, ciągle wspomina swoje imię – tłumaczył, choć zdawało się, że mówi do siebie. – Ciągle powtarza się Setme! – zacisnął pięści. – Musi krzyczeć: To moje! Moje! – ryknął. 

– No, no! Sporo się nauczyłeś w tym Egipcie! – Byłem pod wielkim wrażeniem, choć martwił mnie jego osobisty stosunek do sprawy. Pomyślałem, że mógł być to efekt skrajnego przemęczenia.

– Obok ślepych wrót jest scena ze stołem ofiarnym. Właściciel grobowca i piękna kobieta, żona, siedzą po przeciwnych stronach. Tutaj inskrypcje są zastąpione. Zdrapał i zapisał od nowa. – Zasępił się wyraźnie.

– Pomylili się? A może zmienił żonę? – Wciągnęło mnie rozszyfrowywanie zagadki.

– Główny posąg też odbiega wyglądem od innych. Widzisz? – zwrócił się do mnie. – Przedstawia inną osobę!

– Co to wszystko znaczy? – zapytałem, niczego nie rozumiejąc.

– Spisek! – Uderzył pięścią w stół. – Kradzież! – Ryknął i uniósł głowę z powagą, patrząc przez okno.

– Kradzież? Czego? Piramidy? – zakpiłem, bo zdawało mi się to niemożliwe i chciałem żartem uspokoić jego nerwy.

– Dla duszy mojego brata – odczytał. – Tekst ze wschodniej ściany. Pieśń z dedykacją ma uspokoić sumienie.

– Czekaj! To prawda? Ktoś mógł ukraść piramidę? I w dodatku to był jego brat? – Wybałuszyłem oczy.

– Mały człowiek! – powiedział z odrazą. – To już nie jest brat!

– Ale przecież w Starożytnym Egipcie też wierzyli w sąd po śmierci – zdziwiłem się.

– Musiał przejść serię prób w podziemiach, najważniejsza przed Ozyrysem. Stanąć przed obliczem czterdziestu dwóch sędziów i przysiąc, że nie popełnił grzechu. Później odbyło się ważenie serca na szali z piórem prawdy. Jeśli serce było cięższe, zjadał je demon z krokodylim pyskiem, a jeśli było na równi, czekało go usprawiedliwienie – opowiedział z dziwną dumą i powagą.

– No, to pożarł go krokodyl za kradzież! – pokiwałem głową, klepiąc brata po plecach, gdzie wyczułem twarde, spięte mięśnie.

– Nie! – Znów spojrzał smutny na zdjęcia. – Południowa ściana. – Wskazał palcem dokładne miejsce. – Jestem z sędziami – odczytał. – Setme umieścił siebie pośród sędziów, żeby uwolnić się od grzechu.

– To podstępny szakal! – Udzieliła mi się niechęć do złodzieja.

– Szakal! – pokiwał głową z aprobatą.

– Ciekawe, co się stało z prawowitym właścicielem. – Oparłem się wygodnie na krześle, siorbiąc gorącą kawę.

– Pochowany w zwykłej, drewnianej trumnie. Niezdarnie. Bez należytej czci! A natron spalił górną część ciała. – Znów zacisnął zęby. – Żonę zalało błoto! – Odetchnął dziwnie złowrogo.

– Niesamowite! Musiało cię nieźle wciągnąć, skoro tyle wiesz i to bez znajomości języka! – podziwiałem szczerze i próbowałem rozgryźć ten nadmiar emocji.

– Namaluj go! – nakazał.

– Kogo? – spytałem zaskoczony.

– Prawowitego właściciela piramidy – wyrecytował jak wiersz.

– Chciałbym! Chociaż tak można by go uczcić, ale skąd mam wiedzieć, jak wyglądał?

– Ja wiem! – Usiadł przy płótnie. – Podobny był do głównego posągu. Powiem ci, co zmienić.

Spodobał mi się ten pomysł, choć nigdy moim pędzlem nie kierował ktoś inny. Na początku trudno mi było wyobrazić sobie, jak ta współpraca będzie przebiegać. A w razie niepowodzenia, żałowałbym zmarnowania tak unikalnych pigmentów. Jednak pewność siebie Grześka, udzieliła się i mnie.

– Podziel na pół. Musi się tam zmieścić druga postać. – Patrzył skupiony na płótno.

– Żona? – zapytałem, a on skinął głową.

Początkowo prace szły gładko. Podzieliłem płótno. Obrysowałem postać ze zdjęć. W końcu doszedłem do szczegółów, a brat zaczął naciskać.

– Miał większe oczy i królewskie spojrzenie – zaczął.

– Co dla ciebie znaczy królewskie spojrzenie? – Nie rozumiałem.

– Godne. Pełne wdzięku. Szlachetne. – Zastygł, unosząc głowę, jakby chciał mi pokazać, co ma na myśli.

Dalej było tylko trudniej.

 – Barki! – mruknął.

 – Co barki? – Znów nie rozumiałem.

 – Masywniejsze, szersze, bardziej mocarne – tłumaczył.

 – Barki mocarne? Niby jak to przedstawić?

 – Żeby można było odczuć, że stoi za nimi cała armia! Wystarczy gest! – Machnął teatralnie ręką.

 – Zwariuję tu z tobą! – Przewróciłem oczami, a on zdenerwowany stanął na równe nogi.

Próbowałem malować, ale ciągle się wtrącał i szybko denerwował. Mnie już także nieco zszargał nerwy.

 – Nos ma mieć nobliwy! – krzyknął poirytowany.

 – Co ty do mnie mówisz? – Zbliżałem się do granicy wytrzymałości. – Ma dobry nos! Zadarty i dość duży!

 – Bardziej wytworny! To egipski kapłan! Jest Heka i posiada Heka! Poza tym więcej złota! Złoto jest odbiciem blasku Słońca na Ziemi! – Rąbnął ręką w oparcie krzesła, na którym siedziałem.

 – Dosyć! Nic nie wiesz o malarstwie, a do niedawna sam gówno wiedziałeś o egipskiej sztuce! – ryknąłem bez opanowania.

Wtedy jego nozdrza znów się rozszerzyły, a szczęki zacisnęły ze złości. W dodatku emanował nieuchwytną w słowach wyższością, a ja czułem się dziwnie mały. Wpatrywałem się w jego reakcję, jak w horror, oczekując wyskakującego zza krzaków mordercy. Nie dostrzegałem już tego blasku w oczach, który jeszcze wczoraj mu towarzyszył. Teraz jego spojrzenie było puste, martwe i wzbudzało niepokój. Poczułem zapach spalenizny, gdy jego klatka piersiowa zaczęła się żarzyć. Twarz rozmyła się i zaczęła zmieniać, jakby trzy różne maski walczyły o prawo przylegania do jego oblicza. Pierwsza, dobrze mi znana, przypominała mojego brata, drugą owijał częściowo zwęglony bandaż, a trzecia przedstawiała dumnego mężczyznę o egipskich rysach i tak, szlachetnym spojrzeniu. 

Spadłem z krzesła i przesunąłem się pod drzwi pokoju brata. Spojrzałem w głąb. Wśród walizek, z których wystawały złote i ceramiczne figurki, leżało jego ciało w kałuży krwi. Zamarłem. Zimny dreszcz przebiegł po moich plecach, a kolana zmiękły.

– Siadaj! – warknął ten z twarzą Egipcjanina, wskazując na podniesione krzesło.

Nawet nie drgnąłem. Kucałem przy drzwiach, a łzy swobodnie kapały na parkiet. Chyba cichutko skomlałem.

– Siadaj! – powtórzył jeszcze bardziej rozgniewany.

Nawet nie pamiętam, kiedy znów wylądowałem na krześle i zacząłem malować jego portret. Pamiętam tylko, że kazał zużyć całość prochów, które wziąłem za pigment. Wspomniał też o poszukiwaniu urny z żoną, którą hieny musiały wywieźć w inną część kraju. Cmentarne hieny, do których najwyraźniej należał mój brat i który przywiózł ze sobą nieszczęście w prezencie dla mojej rodziny. Ania ostrzegała, że coś wywinie. “Sprzedał dom, żeby mieć na wkład do grupy albo żeby nie wiedzieli, gdzie go szukać w razie wpadki”, układało mi się w głowie. Malowałem bezwiednie, a Egipcjanin uważnie mnie obserwował, naśladując moje ruchy, jakby się ich ucząc.

Skończyłem. Pot spływał mi po czole i plecach. Malowidło było niesamowite. Ująłem dokładnie każdy szczegół jego twarzy i ciała, pomijając tę żarzącą się część, którą zastąpiłem mięśniami. Był piękny. Nobliwy. Postawny. Dumny. Zupełne przeciwieństwo mnie.

– Znajdę cię ukochana i dołączysz do mnie! Na wieczność! – wysapał z zachwytem nad sobą.

***

Otworzyłem oczy, a światło jakby pstryknęło mnie w źrenice. Ponawiałem czynność kilka razy i stopniowo przyzwyczaiłem się do jasności. Byłem oparty o ścianę w salonie naprzeciw kuchni. Wokół panował porządek, a Ania i Lilcia właśnie wróciły do domu. Wesołe popiskiwanie przy ściąganiu bucików zawsze rozczulało moje serce. Lila z jedną skarpetką na nodze pobiegła do swojego pokoju. 

Przypomniałem sobie wszystko! Chciałem krzyczeć, powstrzymać ją, podbiec, ale nie dałem rady. Zamarłem na samą myśl o tym, co zobaczy po przekroczeniu progu. Wybiegła i zawołała mamę. Serce płakało mi z bólu, że to wszystko sprowadził na nas ten, który martwy leży w pokoju mojego dziecka. Fizycznie nic nie czułem! Żadnych dreszczy, potów, czy też łez. Chciałem tylko wejść tam, wziąć ją na ręce i mocno utulić. Zabrać stamtąd i uspokoić Anię. Było cicho, aż nagle w mieszkaniu rozległ się pisk. Moja żona pojawiła się w drzwiach, a na rękach trzymała Lilę. Łaskotała córkę lewą ręką, a ta śmiała się i piszczała, żeby przestać.

Wtedy z sypialni wyszedł mężczyzna. Podszedł do nich i je utulił. To byłem ja! Odetchnąłem z ulgą. Czyli to wszystko było tylko snem. Głupi koszmar! Ania miała rację, że za dużo się zamartwiałem. Rzuciło mi się na głowę i zaczęły mi się śnić głupoty. Czyli nadal spałem, a to było coś w stylu snu wiedzy! Widziałem siebie szczęśliwego z rodziną. Żadnych problemów i kłopotów. Czyli tak byśmy żyli, gdybym się ciągle nie umartwiał. “Nieźle”, przyznałem sam sobie. 

To musiał być sen, bo nie byliśmy jeszcze w Paryżu, a na półkach były nasze zdjęcia pod wieżą Eiffla. Musiałem nad sobą trochę popracować, bo chodziłem dumny, wyprostowany. Już przez koszulkę widać było, że mam umięśniony brzuch, a rękawki mocno opinały moje ręce. Gdy Lila poszła do pokoju, złapałem Anię za biodra i ucałowałem mocno. Odwzajemniła to. Taki bardziej do niej pasowałem! Widać było po niej, że pragnie mnie natychmiast. Podniosłem ją jak piórko i posadziłem na stole. Rozkoszowałem się zapachem perfum na jej szyi i smakiem muśniętej słońcem skóry. Kochalibyśmy się niepohamowanie, z pasją, gdyby nie nadbiegła Lilka z nową, ulubioną lalką. Speszona Ania zaczęła się poprawiać.

Wtedy ja, ze snu, spojrzał mi prosto w oczy. To było dziwne uczucie. Jakbym we śnie wiedział, że patrzę. On uśmiechnął się do mnie szelmowsko, nie spuszczając wzroku. Niepokój przywitał mnie, jak starego przyjaciela. Znów zacząłem się zamartwiać.

Dzień upływał, a ja patrzyłem, jak ten drugi z moją żoną, przygotowywał obiad. Lilka wesoło biegała po mieszkaniu, a to wszystko wydawało się złe. Próbowałem się obudzić, ruszyć, ale mimo ogromu starań byłem bezsilny. Oglądałem mieszkanie, szukając podpowiedzi. We śnie często stoi koń w kuchni albo kwiaty obrastają kanapę, czy też mały ludzik pracuje jako podawacz w lodówce. Wszystko wyglądało normalnie. Tylko Ania była jakaś szczęśliwsza, a drugi ja, mimo przystojniejszej niż zwykle wersji, wzbudzał nieprzyjemne odczucia, graniczące ze wstrętem. 

Jedyną różnicą było czarno białe zdjęcie mojej matki, które jeszcze nieoprawione leżało na stole. “Czyżby to była prawda”, rozważałem. “Czy za ograbienie piramidy kapłan przeklął krew mojego brata? Tak chyba robili w dawnych czasach. Przeklinali cały ród! Dlatego matka nie żyła i ze mną było coś nie tak. Ciekawe, jak długo byłem nieprzytomny? Ale dlaczego mnie nie zabił? W takim razie to dobrze, że Lilka była adoptowana! Pewnie, gdy Ania była w pracy, jeździł po okolicy, szukając urny swej ukochanej, żeby ją też zastąpić, a mojej żonie wmawiał, że maluje. Może, gdy ją znajdzie, odda mi moje ciało? Bo po co mnie oszczędził? Może kości, choćby sproszkowane, potrzebowały duszy?”

Gdy wszystko zaczęło się układać w mojej głowie, ten potwór wziął moją córkę na ręce i zaniósł ją do pokoju. Ania z kieliszkiem wina podeszła bliżej mnie i spoglądała w moim kierunku. 

– Aniu! Kochanie! – wydzierałem się z całych sił. – To jest potwór! Weź Lilkę i uciekaj! Błagam! – Zaciskało mi się gardło. – Kocham was, proszę, uciekajcie od niego!

Ale ona tylko wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Wodziła wzrokiem z podziwem i zainteresowaniem, jak zawsze, gdy oglądała moje malowidła. Zbliżyła twarz do mojej twarzy, a ja wyłem z rozpaczy. Jej oczy były takie piękne i duże. Jakby zaraz miała mi powiedzieć “A nie mówiłam?”. 

Koniec

Komentarze

No jet Egipt i horror. Fajnie ujęta również strona obyczajowa.

Co prawda każdy biedak posiadający dom brzmi nieco fantastycznie, ale czyta się płynnie.

Motyw klątwy i zakończenie na prawdę fajne. jak sobie wyobraziłam sytuację bohatera, to aż chce się wyć.

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj.

Fenomenalny horror. Otrzymał jakąś nagrodę? :)

 

Z technicznych zatrzymały mnie pewne sprawy:

Znalazł pracę, ale musi wyjechać i tylko się nad tym zamyśliłem – Złapałem ją za wystający z pięści palec i przyciągnąłem do siebie na kanapę. – tu mi mignął brak kropki

 – Jeśli tylko dzięki temu, polecimy w końcu do tego Paryża! – tu znowu zbędny przecinek

Chciał odwzajemnić uśmiech, jednak kąciki ust nie chciały drgnąć. – tu powtórzenie

Wpatrywałem się w jego reakcję, jak w horror, oczekując wyskakującego zza krzaków mordercę. – tu błąd składniowy (oczekując mordercy?)

Twarz rozmyła się i zmieniała, jakby trzy różne walczyły o prawo przylegania do jego oblicza. – czy tu nie brakuje części zdania? – CO trzy różne? – twarze?, oblicza?, żywioły?, siły?, moce?…

 

Pozdrawiam i klikam. :)

Pecunia non olet

Ambush

Miło mi :) To niekoniecznie musiał być biedak, a ktoś z długami. Było dobrze, ale wplątał się w coś albo dom (rudera) była spadkiem po wujku/ciotce etc… Nie wiemy, bo też nie wydało mi się to istotne dla historii. Cieszę się, że reszta opowiadania przypadła ci do gustu. Dziękuję za klik <3 i za odwiedziny :D

 

bruce

Nagrodą tego opowiadania jest jego opublikowanie po tak długim czasie! Bardzo chciałam wziąć udział w konkursie, ale tekst walczył ze mną. Zburzyłam jego świat i zamordowałam bohaterów, żeby stworzyć wszystko od początku. Więc Bardzo się cieszę, że opowiadanie ci się spodobało! Ufff… Błędy poprawione, dzięki za czujność (nad ostatnim jeszcze popracuję, bo nie mam pomysłu). Za klika również dziękuję ;)

Rozumiem. Szkoda, bo opowiadanie ma potencjał i świetny klimat. :) Widziałam W HP zbieranie na Portalu tekstów, które były pisane/publikowane po czasie, ale nie znam szczegółów ani terminów tych wydań pokonkursowych. 

I ja bardzo dziękuję. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

– A nie mówiłam? 

Rozległo się w przedpokoju, gdy wróciłem z żoną i trzyletnią Lilcią do mieszkania.

To jest konfundujące. Pogrubione wyrażenie sugeruje, że powiedział to ktoś, kto przebywał przez cały ten czas w domu. Po chwili dowiaduję się, że to powiedziała żona, która weszła razem z bohaterem do domu.

 

S i ę z o b a c z y! – krzyknęła z wściekłością w oczach.

Po co w ogóle to krzyczy? Jeśli ktoś takie zdanie krzyczy rozzłoszczony to zazwyczaj dlatego, że ktoś wcześniej powiedział lekceważąco “się zobaczy”. I wtedy ta druga osoba się wkurza: “Się zobaczy!”. Tutaj nie ma takiej sytuacji, więc wygląda to sztucznie. Rozumiesz, o co mi chodzi, czy jak zwykle nie umiem przekazać swoich meandrów myślowych? ;p

 

a kurz organizował się w każdym kącie w dzikie zwierzę

Może lepiej: rozgościł się?

 

– Nie przejmuj się, stary.

Brakujący przecinek.

 

 – Nie martw się, bracie.

Znów brakujący przecinek.

 

Z wieloma, ciężkimi walizkami pojawił się u nas mój brat, którego ledwo poznałem.

A tu z kolei niepotrzebny pierwszy przecinek.

 

Złowrogi dźwięk pożogi jeżył włosy na karku i wzmacniał już wcześniej odczuwane dreszcze. 

Poddał się.

Dźwięk się poddał?

 

Z drugiej strony mogłem zobaczyć coś, czego nie wyparłbym z pamięci już do końca życia. W końcu to dojrzały, samotny facet o poranku.

haha ;p

 

– Aaa! – krzyknąłem już drugi raz tego dnia. – Przestraszyłeś mnie! – powiedziałem do brata, który stał pół kroku za mną.

Skąd wiedział, że stał za nim, skoro nawet bohater się nie odwrócił. Może zobaczył go w lustrze? Jeśli tak, to powinnaś była o tym wspomnieć.

 

– Otwórz! – powiedział, wskazując otwartą dłonią wieko, po czym ułożył ją znów na biodrze.

Brakujący przecinek.

 

– Nie chodź na boso! Skaleczyłeś się w stopę, bo zostawiasz ślady krwi na parkiecie.

Dlaczego miałby się skaleczyć w stopę? Czym podłoga była wyłożona – cierniami?

Wiarygodniej by to brzmiało, jakby bohater się głośno zastanawiał:

– Skaleczyłeś się? Zostawiasz ślady krwi na parkiecie!

 

 

Ciągle powtarza się Setme! – zacisnął pięści. – Musi krzyczeć: To moje! Moje! – ryknął

– No, no! Sporo się nauczyłeś w tym Egipcie! – Byłem pod wielkim wrażeniem.

Serio? ;p

Dziwny jest dla mnie ten fragment, w którym brat bohatera tak bardzo się denerwuje, że aż zgrzyta zębami i ryczy, a bohater nic sobie z tego nie robi. Gdyby wspomniano wcześniej, że brat przebywał w psychiatryku czy ma problemy z emocjami, byłoby to wiarygodne, ale tak…?

Ta nieprawidłowość odciąga moją uwagę od istoty sprawy. Już mnie nie obchodzi, co opowiada brat, tylko dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej.

 

– Prawowitego właściciela piramidy – wyrecytował, jak wiersz.

Zbędny przecinek.

 

Jednak pewność siebie Grześka, udzielała się i mnie.

Po co ten przecinek?

 

Błędów interpunkcyjnych jest więcej, ale jestem już zmęczona ich wymienianiem, wybacz moje lenistwo. Gdybym betowała ten tekst, to co innego, wymieniłabym wszystkie. Po prostu czytając książki, zwracaj większą uwagę na interpunkcję.

 

Było cicho, aż w końcu pisk rozległ się w mieszkaniu

→ Było cicho, aż nagle w mieszkaniu rozległ się pisk.

 

Czyli to wszystko, to był tylko sen.

Czyli to wszystko było tylko snem.

 

 

Fajnie przedstawiona klątwa – uwięziony w obrazie. Poczucie niemocy i bezsilności wiarygodnie przedstawione. 

Parę nieścisłości i błędów kłuło mnie w oczy, ale ostatecznie czytało się dobrze :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)

 

 

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej 

 

“Dalej było tylko trudniej. Nie rozumiałem, czego chce, mówiąc o wyniosłych barkach i nobliwym nosie. Próbowałem malować, a on mi się wtrącał. Szybko się denerwował, ale i mnie już nieco zszargał nerwy. W końcu wybuchnąłem i ryknąłem na niego, że nie wie nic o malarstwie, a do niedawna sam gówno wiedział o egipskiej sztuce! “ 

 

Ten fragment zabolał mnie najbardziej, czemu to nie zostało przedstawione w dialogu tylko nagle w głowie bohatera? Moim zdaniem uleciało całe napięcie z tej sceny przez ten zabieg. 

 

 

“Wtedy jego nozdrza znów się rozszerzyły, a szczęki zacisnęły ze złości. W dodatku emanował nieuchwytną w słowach wyższością, a ja czułem się dziwnie mały.”

 

I od tego fragmentu już jest ok :), ale szkoda, że do niego nie prowadzi dialog ;) 

 

 

Generalnie opowiadanie mi się podoba :), przejście z problemów życia codziennego do egipskiej klątwy jest ciekawe. 

Wstęp fajnie wykorzystujesz do przedstawienia bohaterów i pokazania ich charakterów. Sama klątwa jest ciekawa, a poczucie bezradności autentyczne :). 

 

W finale podoba mi się jak bawisz się nadzieją bohatera, na szczęśliwe zakończenie równocześnie zostawiając czytelnika bez złudzeń co do jego losu.

 

Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

bruce

I ja nic o tym nie wiem, ale znając moje szczęście już za późno i najpewniej nikt o tym nie pamięta, więc radość z wymęczenia tego tekstu mnie satysfakcjonuje, a to, że komuś się spodobał jest już zupełnym sukcesem!

HollyHell91

Łoł! Nazbierało mi się! Większość poprawiona i dzięki za poświęcony czas na wyłapanie babolków. Miło mi, że tylko trochę utrudniły lekturę i że mimo wszystko sprawiła ci przyjemność. Dziękuję :)

Bardjaskier

Możesz mieć rację. Spróbuję nad tym popracować. Nie wiem, dlaczego uznałam, że pozostałą część dialogu lepiej streścić – do przemyślenia.

Cieszę się, że opowiadanie Cię zaciekawiło oraz że uczucie bezradności było autentyczne. Bardzo uprzejmie dziękuję za klika.

 

Pozdrawiam :D

Czytało się bardzo dobrze. Fajnie podane relacje rodzinne.

 

Myślałem, że dowiem się, czemu Grzesiek dostał pracę przy wykopaliskach. Jak rozumiem nie było w tym przypadku, tylko jakiś element intrygi. Chyba, że przeoczyłem to wyjaśnienie.

 

Pozdrawiam

AP

Wspomniał też o poszukiwaniu urny z żoną, którą hieny musiały wywieźć w inną część kraju. Cmentarne hieny, do których najwyraźniej należał mój brat i który przywiózł ze sobą nieszczęście w prezencie dla mojej rodziny.

Nie było żadnej pracy przy wykopaliskach. Był śliskim typem z długami i razem z jakąś grupą przemytników (?) grabił piramidy. Tak przynajmniej próbowałam go przedstawić…

Cieszę się bardzo, że się spodobało. Dzięki za odwiedziny :D

Dzięki za wyjaśnienie. Ten wątek rozumiałem w taki sposób, że został zatrudniony przy wykopaliskach i dopiero na miejscu postanowił skorzystać z okazji do kradzieży.

AP

Dodałam kilka szczegółów, które (mam nadzieję) zlikwidują mój błąd. Nie wybrzmiało odpowiednio, więc dzięki za sugestię. Nic nie powinno już wprowadzać zamieszania… :D

M.G.Zanadro, nie widziałem tu błędu. Po prostu napisałem, jak wcześniej zrozumiałem, ale po Twoim wyjaśnieniu, wszystko stało się dla mnie jasne. Zresztą już wcześniej podsunęłaś wskazówki, dzięki którym od razu można było przyjąć, że ta wyprawa, to jakieś szemrane przedsięwzięcie. Wątpliwości zgłaszał chociażby brat Grześka. 

A swoją drogą, wymyśliłaś fajny tytuł. Rozumiem, że nawiązuje do dość horrorowatej praktyki malowania monideł.

 

  1. G. Zanadro, popytaj jeszcze o szczegóły Drakainę, bo to Ona zajmowała się tymi pokonkursowymi tekstami. :)

Pecunia non olet

M.G.Z. Podoba mi się. Czytałem z zaciekawieniem i nie przeszkodziło mi, że zrobił się w pewnym momencie horror. Dobrze, że nie poddałaś się, dokończyłaś i opublikowałaś. :) 

AP

No nie wiem… Jeśli coś nie jest jasne to dla mnie błąd autora. Chyba, że zaplanował, że to czytelnik ma rozwikłać zagadkę. Motyw Grześka miał być klarowny, więc kajam się pokornie.

Szczerze pisząc, kojarzę owe portrety, ale nie miałam pojęcia, że tak się nazywają. Tytuł przyszedł do mnie sam, naturalnie, gdy robiłam risercz i natrafiłam na informację, że rzeczywiście robiono pigmenty ze sproszkowanych mumii.

bruce

Dzięki, ale mam trochę opory. Dużo czasu minęło i nie chcę, żeby ktoś poczuł się potraktowany niesprawiedliwie, bo teoretycznie miałam więcej czasu. Przyjdzie jeszcze czas i na mnie ;)

Koala75

Nie wiem, dlaczego oznaczyłam to “inne”. Poprawiłam! Cieszę się, że cię zaciekawiło i że się podobało. Dzięki wink

Jasne, jasne, rozumiem. Po prostu myślałam, że Drakaina wyznaczyła pewne terminy i być może one jeszcze nadal trwają. Bo opko jest doskonałe! :)

Pecunia non olet

bruce

Będę mieć to na uwadze! Jeśli jest szansa, chętnie skorzystam, a tymczasem dziękuję za nazwanie tekstu doskonałym! Aż się cieplutko robi na sercu blush

heart

Pecunia non olet

Dobrze, że było “inne”, bo “horroru” bym nawet nie zaczynał czytać. :D

I podobało, i nie podobało się ;) Trójka głównych bohaterów wypadła antypatycznie – jazgotliwa i zrzędliwa żona, nieasertywny i nie umiejący stawiać granic mąż, i brat – kombinator i pasożyt. Nie polubiłam żadnej postaci, więc i ich los był mi raczej obojętny. Właściwie od razu też wiadomo, że brat z Egiptu wróci odmieniony (choć myślałam, że jako bardziej rasowa mumia :P). Mimo tego potrafiłaś stworzyć w tekście napięcie. Jest to szczególnie widoczne w scenie malowania portretu. W ogóle mam wrażenie, że wątek horrorowo-fantastyczny wyszedł Ci dużo lepiej niż obyczajowe tło. Frustracja brata-mumii i jego rozgorączkowanie, poprawianie drobiazgów podczas tworzenia obrazu sprawiło, że ta groza (podszyta humorem) się udziela i w efekcie bardzo fajnie się to czytało.

Językowo – tu być może przestrzelę, ale zastanawiałam się czy nie używasz w życiu dużo języka angielskiego, bo miejscami sposób, w jaki budujesz zdania i używasz niektórych słów przywodzi na myśl składnię angielską. Jest w tekście trochę niezręczności i takich punktów stylistycznie wątpliwych. Niestety nie podam przykładów, bo czytałam tekst na komórce i nie miałam, jak wynotować.

Zerknę w wątku, czy potrzebujesz jeszcze klików, i jakby co dołożę cegiełkę :)

It's ok not to.

Niezła historia. Nie przypominam sobie, żeby wątek brata, który coś tam przywlókł z Egiptu pojawiał się w konkursie, więc i wypadło dość oryginalnie. A los narratora masakryczny.

Babska logika rządzi!

Koala75

Czyli trzeba Cię wabić podstępem… Odnotowano! :D

 

dogsdumpling

Mąż może byłby asertywny, ale wydaje mi się, że przeżywa kryzys męskości. Cieszę się, że mimo to opowiadanie się spodobało. Angielski nieco odświeżam w ostatnim czasie, bo rdzewieje bardzo szybko, więc może faktycznie zamącił mi w głowie…

Za klika i odwiedziny bardzo dziękuję, pozdrawiam.

 

Finkla

Nie przebrnęłam jeszcze przez wszystkie opka z konkursu, ale póki co również nie natrafiłam na nic podobnego. Miło mi, że się spodobało :D Doceniam klika i bardzo dziękuję.

A gdyby pożyczył bratu kasę, to ten może nie pojechałby do Egiptu. Taka karma :)

Fajne opowiadanie.  Mnie szczególnie spodobała się pierwsza część, ta realistyczna. Jest świetnie opisana. No, i jak wspomniałem na początku, wszystkie dalsze perypetie, to poniekąd jej konsekwencje. 

Sam powrót mumii też jest dobry, taki kameralny, bez hollywoodzkiego rozmachu, za którym nie przepadam.

Brawo!

 

czeke,

A gdyby pożyczył bratu kasę, to ten może nie pojechałby do Egiptu. Taka karma :)

Sam jest sobie winien!

 

Dzięki wielkie za lekturę i komentarz! Bardzo mi miło, że Ci się spodobało. I cieszę się też, że wybrzmiewa ciąg przyczynowo-skutkowy.

wszystkie dalsze perypetie, to poniekąd jej konsekwencje. 

Ja również uważam, że hollywoodzki rozmach by tutaj nie pasował. Od początku tekst był raczej kameralny, rodzinny, więc efekty specjalne muszą poczekać na inną okazję ;)

Dzięki i pozdrawiam!

Historia potrafi zaciekawić, ale dopiero od powrotu brata z Egiptu.

Dwa zwroty chyba do zmiany:

niepokój, który znów kazał mi się martwić za brata

nie chcę go kłamać

Pozdrawiam

Oblatywacz

Cieszę się, że tekst Cię zaciekawił, nawet jeśli dopiero od połowy ;)

Dzięki za wizytę i komentarz, pozdrawiam. wink

Mocne 8/10!

Miło mi Kazik, a czemu tylko 8? Co Ci nie siadło?

@M.G. Zanadra za krótkie:-)

Kazik12

To następnym razem spróbuj przeczytać teksty przed wystawieniem opinii, a nie tylko nabijać sobie komentarze typu “Fajny pomysł”, “Niezłe” w tylko sobie znanym celu… Żeby dobrze pisać, trzeba dużo czytać! Pozdrawiam i trzymam kciuki za zmianę nastawienia.

@M.G. Zanadra piszę z telefonu (nie mam teraz laptopa) z pękniętą szybką więc nie mogę pisać dłuższych komentarzy. 8/10 to według mnie bardzo dobry tekst. 10/10 mam zarezerwowane na opowiadania powyżej 40 tys znaków pokroju "Tumulta" Janusza Cyrana z sierpniowego numeru NF.

Sry z lipcowego

yes

Cześć!

Fajne opowiadanie, z delikatnym dreszczykiem. Egipski klimat w zwykłym domu to pomysłowa rzecz, przypadła mi do gustu. Dobrze też stopniujesz napięcie – wychodzisz od problematycznego brata i kłopotów w życiu prywatnym bohaterów, idziesz przez obawy o jego pobyt u nich w domu, aż do samego powrotu i punktu kulminacyjnego oraz rozwiązania fabuły.

Moim zdaniem kuleje jednak trochę budowanie napięcia. Weźmy chociaż scenę rozmowy o zdjęciach z piramidy. W wypowiedziach młodszego brata czuć emocje, nabudowują się one, na początku niezrozumiałe, potem dające coraz więcej światła – nieźle. Ale komentarze narratora je spłaszczają. Za bardzo wprost mówi o swoich uczuciach, za bardzo zaburzany jest tym rytm tekstu i rosnące napięcie. Ja wiem, że zasada “show, don’t tell” jest już przegadana wzdłuż i wszerz oraz że bardzo łatwo przesadzić z nadmiernym do niej przywiązaniem, ale tutaj akurat mogłaby się nieco przysłużyć, żeby lepiej przekazać czytelnikowi klimat niektórych scen.

W tekście widzę trochę usterek językowych czy interpunkcyjnych – powtórzenia, przecinki, takie rzeczy – ale łapankę zostawię komuś lepszemu w te klocki niż ja. Sporo tego zdarza się przy dialogach i zapisach myśli bohaterów, więc polecam poradnik zrobiony przez Fantazmaty, chyba najlepszą rzecz w tym temacie, z jaką miałam styczność.

Podoba mi się za to zakończenie, choć nie łapię tylko, gdzie się w nim podział młodszy brat. Niemniej, mamy tu mały przeskok w czasie, brak zrozumienia bohatera, a w końcu mój osobiście ulubiony zabieg z horrorów – bezradność w postaci możliwości obserwowania wydarzeń ze świadomością, że nie ma się na nie żadnego wpływu.

Tak że w imię podsumowania – usterki są, niektóre rzeczy można by było poprawić, ale tekst porządny i ma potencjał. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć!

Miło, że wpadłaś!

Muszę zwrócić większą uwagę na ten dialog, bo najpewniej masz rację i trzeba tam zadbać o rytm. Spojrzałam na niego po Twoim komentarzu i faktycznie coś zgrzyta. Wybija z płynności. Przecinki to zmora, którą jak już mam nadzieję, że odegnałam, powraca… Zgodzę się bez szemrania.

Gdzie w tym wszystkim zniknął młodszy brat? Nie wiem. To staroegipska magia ;) Jeśli pytasz o żonę głównego bohatera, to pewnie myśli, że wrócił na wykopaliska albo coś zmajstrował, bo to taki typ z niego był.

Postaram się jeszcze nad opkiem popracować i poradnik przyjmuję z wdzięcznością. Cieszę się, że tekst Cię nie znudził, a nawet się spodobał. Bardzo mi radośnie z tego powodu. :)

Dzięki za wyjaśnienia, co do brata. Zastanawiałam się, czy to magia, czy po prostu o nim delikatnie nie zapomniałaś. :D

Co do interpunkcji, zgadzam się, że to zmora, ja mam wrażenie, że czasami jak piszę coś czy poprawiam to muszę googlować co drugi przypadek, bo w mojej głowie zdanie brzmi, jakby miało przecinek, ale czy on tam naprawdę jest – pojęcia nie mam. Może do niektórych to przychodzi z czasem, ja z pewnością nie jestem jedną z tych osób, więc łączę się w bólu. :p

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Podoba mi się klimat i ogólny zamysł (przeklęte obrazy to w zasadzie nic nowego, jednak tutaj ten motyw został wykorzystany w interesujący sposób), ale stosunek grozy do obyczajówki mógłby być inny, bo jest trochę jak w takim niskobudżetowym horrorze – no coś się dzieje, ale kończy się zanim się dobrze rozkręci, więc mamy więcej gadania o problemach niż, że tak powiem, ,,mięcha”.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Verus, rozumiem. Ja czasem już myślę, że zaczynam ogarniać, ale to tylko chwilowa ułuda, a najgorsze, że jak ktoś w komentarzach wskazuje mi błędy, to czasem są boleśnie oczywiste.

 

SNDWLKR, no taki już urok moich tekstów, że dużo jest obyczajówki, ale rozumiem, że niektórzy lubią i mięcho. Fajnie, że mimo tego coś się spodobało.

Fajne i podobało mi sie. Jedyne miejsce, w ktorym sie zgubilam to przemieszczenie w czasie. Wszystko miało swoją logikę i było umiejscowione w czasie a tu nagle przeskoki myslowe/czasowe. Nie byliśmy w Paryżu ale mamy zdjecia z Paryża?

Cieszę się, Nova, że Ci się podobało. W zasadzie ten przeskok czasowy wynika z egipskiej magii ;) Dusza potrzebowała jakiegoś czasu, żeby się zaadoptować do tkwienia w malowidle, więc bohater przez ten czas nie był świadomy/przytomny, a w Paryżu Ania była z demonem w ciele męża…

Skoro to nie wybrzmiało, to zerknę jeszcze na tekst. Dzięki za odwiedziny i miło mi, że jest fajne :D

Nowa Fantastyka