Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Opowiadanie powstało dawno temu. Przed ,,Dobroczyńcą''. Jednak wytknięcie błędów stylistycznych w ,,Dobroczyńcy'' [za co bardzo dziękuję, Bellatrix i exturio;)] początkowo zniechęciło mnie do opublikowania go. Zawierał bowiem te same błędy. Później jednak stwierdziłem, że może jeśli wyłapię je wszystkie i dokonam ogólnej korekty, może coś z tego będzie. Miałem rację? Oceńcie sami. Wszelkie wytknięcia błędów mile widziane:)
PS
Przepraszam za takie dziwne przypisy, ale widać na fantastyce nie da się ich robić normalnie;)
Przez niewielkie okno izby widać było piękny pałac. Jego białe ściany lśniły w słońcu, a czarne dachy górowały nad wszystkimi innymi budowlami w mieście. Na polanie przed pałacem przechadzali się samurajowie oddający się swym pasjom, to znaczy malowaniu, czytaniu, pisaniu wierszy, albo graniu na Tsuzumi1, lub Shakuhachi2. W cieniu wielkiego drzewa, pod okiem samuraja, kilki młodzieńców odzianych w keigkogi3 ćwiczyło karate.
Kimona to jednak nie obchodziło, a nawet, jakby obchodziło, to nie mógł tego ujrzeć, albowiem siedząca na nim i przypierająca go do łóżka Shokuri przesłaniała mu widok.
Nie baczył na otaczający go świat. Skupiony był teraz wyłącznie na Shokuri. Podziwiał jej krągłe piersi, falujące przy każdym jej ruchu. Podziwiał jej piękne, wielkie, pełne podniecenia, zielone oczy. Podziwiał jej cudowne, gładkie uda.
Japonka odchyliła głowę i uśmiechnęła się. Jej gęste, mokre od potu, czarne włosy przylgnęły jej do pleców.
Kimon był jednak samurajem. Mimo rozkoszy, jaką przeżywał, nie mógł nie usłyszeć zbliżającego się jeźdźca. Niechętnie podniósł głowę i wyjrzał przez okno. Westchnął widząc, że jeździec kieruje się wprost do ich chatki.
– Coś się stało, mój wojowniku? – spytała Shokuri.
– Zaraz się dowiem! – odpowiedział Kimon i wyswobadzając się z jej objęć odturlał się na bok. Wstał i podszedł do okna. Poznał zbliżającego się jeźdźca.
– To posłaniec szoguna! – powiedział podchodząc do fotela.
– Rozumiem… Obowiązek wzywa… – odrzekła Japonka. Leżała na łożu w ponętnej pozie, ukazującej całą swą nagość.
Samuraj Pędem ubrał kimono, hakamę4 i geta5. Ze specjalnej poduszki wziął katanę i wakizashi6. Posłaniec zapukał dokładnie w momencie, gdy siedząca na łóżku Shokuri kończyła upinać mu włosy na czubku głowy.
Kimon otworzył drzwi.
– Witam, Kimon-sama! Szogun pilnie wzywa! – ukłonił się posłaniec. Był on ubrany w czarny strój keikogi, więc pewnie szogun kazał mu wyruszać, gdy akurat trenował. Miał krótkie, czarne włosy i mocny zarost.
– W jakiej sprawie? – spytał samuraj.
– Pilnej.
– Rozumiem. Zaraz przyjdę. – zamknął mu drzwi przed nosem. Odwrócił się i podszedł do wciąż siedzącej na łóżku, nagiej Shokuri. Pocałował ją namiętnie.
– Wracaj szybko! – powiedziała, gdy już rozłączyli usta.
– Postaram się.
Kopyta rytmicznie uderzały o ziemię. Kimon podziwiał miasto Torumitaka. Obserwował domy, pałacyki, młyny, rzeczki oraz pracujących ludzi. Spoglądał też czasem na towary, oferowane przez kupców. Przejeżdżali oni bowiem obok bazaru.
Na rynku pewien samuraj przemawiał do ludu. Odczytywał głośno jakiś pergamin.
– …wobec tego samuraj Krishigan Gerterei, wolą szoguna, zostaje wyjęty spod prawa. Ten, kto przyniesie szogunowi jego głowę, otrzyma nagrodę wysokości stu pięćdziesięciu tysięcy rinów!
Kolejny zdrajca, pomyślał Kimon, kątem oka obserwując posłańca, który przez całą drogę nie odezwał się ani razu.
W końcu dojechali. Przejechawszy przez pac zsiedli z koni, którymi to zajął się stajenny. Weszli do ogromnego pałacu. Wewnątrz był jeszcze piękniejszy. Ogromna sala, w której się znaleźli, miała ściany zdobione malowanymi podobiznami smoków. Gdzieniegdzie stały rzeźby, które również przedstawiały owe legendarne stworzenia.
W sali było kilka niskich stołów, przy których siedzieli dostojnicy. Ujrzawszy Kimona szogun wstał. Odziany był w biały keikogi, hakamę i haori7. Samuraj podszedł do niego.
– Witaj, czcigodny szogunie! – ukłonił się.
– Miło cię widzieć, Kimonie. Masz ochotę na czarkę herbaty?
– Z chęcią.
Usiedli przy stole. Na zawołanie szoguna pojawiła się przy nim gejsza i, pozdrowiwszy ich obu, nalała im herbaty.
Kimon obserwował, jak szogun pije w milczeniu, delektując się każdym łykiem. W końcu odstawił on puste naczynie i przemówił.
– Kimonie – zaczął. – to, co chcę ci powiedzieć, jest na tyle tajne, że lepiej nie mówić o tym w miejscu, w którym każdy może nas usłyszeć. Chodźmy więc na plac. Tam nikt nas nie podsłucha.
– Oczywiście, szogunie!
Wyszli przed pałac. Na placu wciąż przechadzali się samurajowie. Teraz grupka młodzieńców, którzy wcześniej trenowali karate, ćwiczyła kendo. Kimon i szogun oddalili się od pałacu. Weszli między drzewa. Byli jednak na tyle blisko, że słyszeli krzyki walczących i uderzenia ich kijów.
– Kimonie – szogun spojrzał mu w oczy – jesteś bardo dobrym samurajem. Wybitnym. Obserwowałem, jak się uczyłeś. Już w tedy zobaczyłem, że będziesz się marnował, jako zwykły samuraj. Dlatego chcę uczynić cię kimś lepszym. Znacznie lepszym i ważniejszym od samuraja.
Kimon otwarł usta. Tego bowiem się nie spodziewał. Myślał, że szogun chce przydzielić mu jakąś misje, ale taka pochwała…
– Chcę, byś należał do bractwa – szogun kontynuował – o którego istnieniu nie wie nikt, poza jego członkami. Nieczęsto oferuję ludziom coś takiego. Bractwo majustsushinów umiejętnościami znacznie przewyższa zwykłych samurajów, a nawet ninja. Tak, Kimonie, są znacznie lepsi od ninja. Wykorzystują oni bowiem umiejętności nadprzyrodzone! Są wstanie zabić przeciwnika bez dotykania go! Wykorzystują potęgę ludzkiego umysłu! Moc, którą ma w sobie każdy, ale potrzeba wiele pracy, by ją w sobie odnaleźć i obudzić! Magia! Magia, w połączeniu z umiejętnościami samuraja, daje potęgę, o jakiej ci się nie śniło! Tak więc, w imieniu cesarza, nakazuję ci przystąpić do treningów, które uczynią cię członkiem bractwa!
Samuraj klęknął.
– Ku chwale cesarza! – powiedział stanowczo.
– Dobrze. – szogun pogładził się bo brodzie. – Od dziś znów jesteś uczniem! Chodź, zapoznam cię z innymi uczniami. I z nauczycielem. Od dnia dzisiejszego codziennie będziesz chodził na treningi. Odbywają się one w ukryciu. Pokażę ci, gdzie.
– To dla mnie zaszczyt. – pokłonił się klęcząc.
Z salki, w której uprzednio pili herbatę, przeszli do długiego korytarza. Jego czerwone ściany również zdobione były czarnymi wizerunkami smoków. Gdzieniegdzie stały ozdobne zbroje samurajskie. W końcu szogun zatrzymał się przy jednych drzwiach. Z kieszeni haori wydobył klucz i otworzył owe drzwi. Gdy już weszli zamknął je za nimi. Nie było żadnego okna, a więc panował tam mrok.
Nagle rozjaśniło się. Liczne pochodnie przy ścianach zapaliły się i ukazały prowadzące w dół schody. Kimon spojrzał na szoguna pytająco.
– Magia. – wyjaśnił.
Zeszli schodami i znaleźli się w niewielkim magazynie. Były w nim meble, rzeźby i zakurzona, stara, często zepsuta broń.
Szogun podszedł do starej, dębowej szafy. Z houri wyjął pierścień z pentagramem i włożył go sobie na środkowy palec po czym uniósł ręce. Mierząc w szafę otwartymi dłońmi powiedział:
– Cusummo! Ey-Hecce Salladum!
Kimon znów otwarł usta, nie mogąc ukryć zdziwienia. Szafa zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu, ukazując drzwi. Szogun otwarł je i kazał mu wejść.
Wszedł do pomieszczenia. Wyglądało ono jak typowa, duża sala treningowa. Jednak powietrze było tam jakieś dziwne. Jakby gęstsze. Wchodząc przerwał jakiś trening, albowiem odziani w białe keikogi mężczyźni przyglądali mu się w milczeniu. Niektórzy z nich leżeli na ziemi. Inni dzierżyli wakizashi, kunaie, sztylety albo katany. Jeden wyróżniał się spośród nich. Był niski, a jego keikogi był czarny, jak jego długie, związane na czubku głowy włosy. Jego wiek był trudny do określenia.
Widząc szoguna wszyscy oddali mu pokłon.
– Bądź pozdrowiony, czcigodny szogunie! – powiedział człowiek w czarnym stroju.
– I ty także, Suinie. – odrzekł szogun. – Poznaj Kimona, będzie on twym nowym uczniem. Kimonie, to jest Suin. Należy do bractwa. On wszystkiego cię nauczy.
– To dla mnie zaszczyt. – ukłonił się samuraj. Suin odwzajemnił ukłon.
– W takim razie zostawiam was samych. Powodzenia i owocnej nauki! – uśmiechnął się szogun. Kimon i Suin oddali mu pokłony. Następnie szogun wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Czarodziej, członek bractwa majutsushinów, spojrzał na Kimona i uśmiechnął się.
– Czeka nas dużo pracy! – ogłosił w końcu.
– Na początek, drogi Kimonie, musisz zapomnieć o wszystkim, czego nauczyłeś się, jako samuraj. Zapomnij te wszystkie ataki, akrobacje i inne rzeczy nie wymagające użycia umysłu. Teraz bowiem musisz skorzystać z mocy, którą nosisz tutaj! – Suin stuknął się w skroń.
Kimon zdziwił się, albowiem wiadomo, że umiejętność walki nie była jedynym atutem samurajów. Umysł też mieli nie od parady. Umieli przecie czytać, malować i nie tylko.
– Teraz twoim zadaniem będzie podniesienie shurikena8 za pomocą siły umysłu. – podjął nauczyciel. – Musisz ustawić dłonie tak, by znajdował się on między nimi. Dobrze, teraz skup się na przestrzeni między dłońmi. Skup swoją energię w dłoniach. Nie myśl o niczym innym, tylko o tym, że shuriken ma się unieść nad ziemię. Dobrze… Skup się! Dalej!
Kimon myślał tylko o tym, by podnieść broń. By uniosła się ona nad ziemię. Nie słuchał już ponaglania Suina. Nie widział innych uczniów ćwiczących magię. Myślał tylko o tym.
Shuriken podniósł się na ułamek sekundy. Lewitował nierówno i trząsł się, by zaraz opaść z powrotem na ziemię. Kimon spojrzał na Suina tryumfalnie.
– Dobrze, Kimonie. Normalnie człowiek uczyłby się tego dniami, o ile nie tygodniami. Samuraj jednak nierzadko oddaje się medytacjom, które umysł wzmacniają. To, co przed chwilą zrobiłeś nie zawsze zaliczano do magii. Zwykle nazywa się to telekinezą, ale oficjalna nazwa to magia kinetyczna. Spróbuj jeszcze raz. Tym razem postaraj się utrzymać go prosto i jak najdłużej.
Był wieczór. Kimon uwiązał konia i zapukał do drzwi chatki. Otwarła mu odziana w yukatabirę9 Shouri.
– Witaj wojowniku. – powiedziała na powitanie. – Jesteś spocony. Co robiłeś?
– A co może robić samuraj? – uśmiechnął się. Wszedł i zamknąwszy drzwi zrzucił z siebie koszulę kimona. – Trenowałem. I to dużo.
– Rozumiem, że potrzebujesz odpoczynku? – Japonka poczęła powoli rozwiązywać pas yukatairy.
– Potrzebuję. – rozebrał szybko hakamę. – I to bardzo.
Następnego dnia Kimon również udał się na trening.
Minął tydzień, a on codziennie chodził do pałacu rano, a wracał wieczorem, wyczerpany po całodniowym treningu. W końcu szogun zapragnął zobaczyć postępy w jego nauce i przyszedł na ćwiczenia. Wszyscy pokłonili się i pozdrowili go, a on przemówił:
– Witajcie. Chciałbym zobaczyć czego Kimon zdołał się przez te dni nauczyć.
Suin uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju.
– Kimon jest bardzo dobrym uczniem. Po tempie jego nauki wnioskuję, że, mimo iż dołączył później, ukończy szkolenie wraz z resztą drużyny. Chciał pan zobaczyć jego dotychczasowy postęp? Proszę bardzo. Zaatakujcie Kimona. Nie używajcie przy tym broni ani magii. Kimon, ty zaś za pomocą tego, czego się tu na uczyłeś, powstrzymaj ich. Tylko bądź rozważny i nie zabij nikogo!
Pierwszy chciał kopnąć go w twarz z wyskoku. Kimon wycelował w niego otwartą dłonią. Posłużył się magią kinetyczną. Uderzenie odrzuciło atakującego na dobre kilka metrów. Obrócił się widząc, że już biegną na niego następni. Nakreślił szybko jakiś znak w powietrzu i szepnął zaklęcie. Dwójka atakujących zatrzymała się i zastygła w bezruchu.
Kolejny był zbyt blisko, by Kimon mógł użyć jakiejkolwiek magii. Chciał uderzyć go pięścią w podbrzusze, ale samuraj zwinnie odskoczył do tyłu. Czarowanie z takiej odległości też było uciążliwe, ale nie niemożliwe. Rzucił pierwszy lepszy czar obronny, jaki przyszedł mu do głowy. Stopy atakującego jęły kleić się do podłogi tak, że po trzech krokach nie mógł już iść dalej i przykleił się całkiem.
Następny chciał uderzyć od tyłu, prawym prostym w potylicę. Kimon uchylił się, po czym wykonał obrót i ustawił się przodem do przeciwnika. Tamten ponowił uderzenie. Kimon nakreślił w powietrzu prosty znak. Pięść prawie go dosięgła, gdy nagle przed jego twarzą pojawiła się na sekundę mała, świetlista, przezroczysta, niebieskawa tarcza. Osłoniła ona twarz samuraja. Gdy zniknęła Kimon odskoczył do tyłu gotów do dalszych czarów.
– Dość! – rozkazał szogun. – Gratuluję postępów w nauce. Jestem dumny z was wszystkich. W szczególności z ciebie, Kimonie, oraz z ciebie, Suinie. Kiedy drużyna będzie gotowa do próby w terenie?
– Wydaje mi się – Suin podrapał się po skroni i spojrzał w górę – że za miesiąc będą mogli przystąpić do decydującego egzaminu.
– Cudownie. W takim razie powodzenia w dalszej edukacji.
Czar, który ,,zamroził'' dwóch atakujących był krótkotrwały i niemal od razu po wyjściu szoguna zaczęli się oni normalnie ruszać. Ten, którego Kimon przykleił do podłogi, sam odkleił się za pomocą antyczaru.
– Jeśli mamy załatwić sprawę w miesiąc – nauczyciel zmierzył uczniów wzrokiem – to musimy pracować dużo, ciężko i bez wytchnienia.
Zapowiada się długi miesiąc, pomyślał Kimon.
– Tak jak obiecywałem! Minął miesiąc, a wy jesteście gotowi! Jednak zanim poddamy was ostatecznemu egzaminowi szogun chciałby, byście poszli w pewne miejsce. – ogłosił Suin.
Drużyna odziała się stosownie, po czym ruszyła za nauczycielem. Przeszli przez kilka korytarzy i większych sal, ale w pewnym momencie wszyscy domyślili się celu tej wędrówki. Była nim sala szoguna, potocznie nazywana tu salą tronową.
Strażnicy strzegący drzwi wpuścili ich bez słowa.
– Witajcie, drodzy czarodzieje! – szogun wstał z fotela. – Chodźcie.
Podszedł do ściany i uniósłszy rękę wyszeptał zaklęcie. Zniknęła rzeźba przedstawiająca samuraja w zbroi z kataną w dłoni. Na jej miejscu pojawiły się drzwi.
– To jest siedziba bractwa majutsushinów. Zanim tam wejdziecie musicie złożyć przysięgę. Klęknijcie. Dobrze, a teraz powtarzajcie za mną. Ja, samuraj, człowiek o wielkiej potędze umysłu, umiejący posługiwać się czarami, zobowiązuję się wypełniać wszystkie zadania przydzielone mi przez dowódcę bractwa! Na kodeks bushidō przysięgam oddanie i poświęcenie bractwu! Na honor przysięgam przedkładać dobro Japonii ponad wszystko inne!
– …ponad wszystko inne!
– Dobrze. Teraz proszę bardzo, wchodźcie. – szogun otworzył drzwi.
Sala, w której się znaleźli, była ogromna. Różniła się bardzo od wszystkich innych miejsc w pałacu. Nie było złotych zdobień. Nic nie było malowane na czerwono. Posągi przy ścianach były ogromne i, miast przedstawiać smoki lub samurajów, przedstawiały starców w togach. Mieli oni długie brody, a w uniesionych dłoniach dzierżyli kije, kule, albo amulety.
Przez środek sali przebiegał potwornie długi stół, przy którym siedziało kilkudziesięciu popijających herbatę Japończyków. Byli to majutsushinowie.
Szogun powiedział, że czeka nas teraz egzamin. Każdemu z osobna przydzieli się jakieś zadanie. Najpewniej likwidacje przestępcy, którego położenie jest powszechnie znane. Kogoś ważnego.
W końcu i na Kimona przyszła kolej. Szogun spojrzał mu w oczy i powiedział:
– Wiesz dobrze kim jest i czym się zajmuje Hi-Ramforei. Wiesz też gdzie go szukać. Zabij go i nie pozostaw świadków. Jednak nie rób żadnego skrytobójstwa. Po prostu tam wejdź i nikogo nie oszczędź. Przynieś mi jego głowę w tej oto sakwie.
– Oczywiście, czcigodny szogunie. – ukłonił się Kimon przyjmując sakwę.
Wyszedł z pałacu. Wiedział, gdzie się kierować. Wszyscy wiedzieli gdzie mieszka Hi-Ramforei. Morderca i gwałciciel, a do tego człowiek prowadzący nielegalny handel niewolnikami. Ale bardzo szlachetnie urodzony. Do tego jest ważnym urzędnikiem. Niestety, wbrew woli szoguna, cesarz pozwala mu tutaj mieszkać nie bacząc na jego występki. Przyszła pora, by ktoś się z nim rozprawił.
Ku chwale Japonii!
Zaatakuję z ukrycia, jak ninja, myślał Kimon. Będzie miał jednak liczną ochronę, a nie mogę pozostawiać świadków. Chyba nie dam rady ograniczyć się do zabicia jednej osoby.
Dom Hi-Ramforeiego był wielki. Miał żółte ściany i szare dachy. Ogród zaś był ogromny i bardzo dobrze strzeżony. Cały czas przechadzało się tam kilku uzbrojonych w katany żołnierzy. Tu akurat nie trzeba było używać magii. Wystarczyło po prostu wyczekać odpowiedni moment i przebiec. Fakt, że słońce schowało się już za horyzontem też znacznie mu pomógł.
Przebiegł przez ogród niezauważony. Dobiegł do budynku i wspiął się na dach. Był stamtąd doskonały widok do największego pomieszczenia. Położył się płasko na dachu i spojrzał, co się dzieje.
W izbie było czterech strażników. Dwóch z pewnością należało do Hi-Ramforeiego, a kolejnych dwóch do jego gościa. Gościa nie poznał. Obaj siedzieli przy stole i rozmawiali o czymś popijając herbatkę.
Po prostu tam wejdź i nikogo nie oszczędź, przypomniał sobie. Wyprostował rękę i wycelował otwartą dłoń między nich. Stół podniósł się i uderzył Hi-Ramforeiego. Następnie przyszpilił go do ściany.
W tedy do pomieszczenia wpadł Kimon. Już w locie atakował. Ciął swym wakizashi, a ostrze na sekundę wydłużyło się. Jego wydłużona część była świetlista i przezroczysta. Widać ją było tylko przez chwilę, ale starczyło, by przecięła gardło jednemu ze strażników.
Samuraj spadł prosto na gościa swojego celu. Przyparł go do podłogi, a lewą ręką wbił mu w szyję mały kunai. To niewielkie ostrze jest może narzędziem ogrodniczym, ale w odpowiednich rękach przydaje się bardziej od shurikena, pomyślał.
Wstając rzucił kunaiem. W dziwny sposób, albowiem rozmach brał od dołu. Z tej pozycji było mu wygodniej. Ważne, że udało się i ostrze utkwiło w oku jednego ze strażników. Kolejnych dwóch dobyło mieczy. Pierwszy atakował od góry, ale gdy brał zamach Kimon uderzył go falą magii kinetycznej. Mężczyznę odrzuciło do tyłu, aż uderzył w ścianę. Następny strażnik zadawał pchnięcie. Szybkie zaklęcie obronne sprawiło, że lewitująca świetlista tarcza odbiła uderzenie i zniknęła zaraz po ciosie.
Kimon walnął przeciwnika kolanem w krocze, a gdy ten kulił się, on prędko dobył wakizashi i wbił mu je w potylicę. Jak wiadomo japońskie oręża słyną z ostrości, a więc czubek klingi wyszedł mu czołem. Wyszarpnął miecz i skoczył do leżącego pod ścianą, ostatniego strażnika. Szybkim cięciem poderżnął mu gardło.
Powietrze było gęste od magii.
Spojrzał na Hi-Ramforiego, którego stół wciąż przypierał do ściany. Z grobową minął podniósł z ziemi cudzą katanę i podszedł do niego.
– Proszę, szogunie! – wręczył mu sakwę. Szogun rozwiązał ją pośpiesznie i zajrzał do środka.
– Gratuluję, Kimonie. Muszę cię jednak zmartwić, ale to nie koniec. Jutro czeka cię ostatnia część twego egzaminu. Przyjdź o wschodzie słońca.
– Wszystkich czeka ta druga część?
– Wszystkich, którzy zdali pierwszą.
Nazajutrz Kimon punktualnie stawił się w pałacu. Wszedł do sali tronowej. Akurat wychodził z niej jeden z uczniów. Był on pobladły i przestraszony. Z zaciekawieniem podszedł do szoguna.
– Witaj, Kimonie. Mam dla ciebie kolejne zadanie. Od niego zależeć będzie, czy dołączysz do naszego bractwa.
– Słucham, czcigodny szogunie?
– Zabij – szogun spojrzał mu w oczy – Shokuri, córkę Trimireia.
– Co? – samuraj zakrył usta dłońmi. Spojrzał na szoguna w przerażeniu.
– Może nie wiesz, gdzie ona mieszka? Albo ochronę ma za dużą?
– Czym zawiniła!? – wrzasnął.
– Przypomnę słowa przysięgi: zobowiązuję się wypełniać wszystkie zadania przydzielone mi przez dowódcę bractwa. Żegnam.
– Nie zabiję jej! – wyciągnął miecz.
– A więc my zabijemy ciebie!
Samuraj chciał rzucić jakiś czar, gdy nagle jakaś dziwna siła pozbawiła go równowagi i przycisnęła do ziemi.
– W tej sali magia inna, niż moja, nie działa. – poinformował szogun. – zawiodłem się na tobie, Kimonie. I nie tylko na tobie.
Szogun podszedł do Kimona i chwycił go za kołnierz. Samuraj nie mógł się ruszać, chodź starał się jak mógł. Nim się obejrzał był już w siedzibie bractwa i wraz z kilkoma innymi uczniami. Wszyscy byli trzymani przez majutsushinów. Uczniów było sześciu. Majutsushinów więcej, ale Kimon widział szanse.
Szogun ustawił się, by do nich przemówić.
– Zwiodłem się na was wszystkich! Mieliście okazać posłuszeństwo w każdej sytuacji! Wypełniać polecenia bractwa!
– Przysięgaliśmy przedkładać dobro Japonii ponad wszystko inne! Czy zabijanie niewinnych Japończyków, a do tego bardzo nam bliskich, jest dobrem Japonii!? – krzyknął jeden z uczniów.
– To był sprawdzian lojalności. I nie zdaliście. Widzę, że próbujecie użyć magii. Na próżno! Tutaj nic nią nie zdziałacie.
Kimon, któremu trzymano przy gardle jego własną katanę, uderzył majutsushina łokciem w brzuch. Lewą ręką chwycił za rękojeść swej katany i obracając się uderzył trzymającego go człowieka pięścią w krocze, przy czym wyrwał mu oręż. Gdy ten schylił się, on ciął od dołu. I trafił. Majutsushin padł na ziemię w kałuży krwi.
– Nie zapominaj, drogi szogunie, że magia, to nie jedyne, co umiemy! – powiedział.
I zaczęła się walka. Wszystkich uczniów było dziesięciu, ale widać kilku ,,zdało sprawdzian''. Teraz było sześciu. Ale wszyscy byli też samurajami, a widać nie wszyscy majutsushinowie mieli sprawność samuraja. Nim zdążyli użyć jakiegokolwiek czaru, ginęli pod klingami mieczy samurajów.
Szogun wściekł się. Wystrzelił piorunami z obu dłoni. Kimonowi udało się przyjąć czar na klingę miecza, która rozgrzała się do czerwoności.
Ktoś z walczących kopniakiem otwarł drzwi. Samurajowie z Kimonem na czele jak na komendę zaczęli uciekać.
Wybiegli z sali tonowej i wpadli do korytarza. Przechodzący przez niego Japończycy odskakiwali w przerażeniu. Majutsushinowie gonili ich z orężem w rękach, ale nie chcieli jawnie używać magii. Jeden z uczniów nie wahał się ani chwili. Przystaną i za pomocą magii kinetycznej zawalił im powałę na głowy. Z pewnością ich to nie zatrzyma, ale spowolnić na tyle, że marne będą mieć szanse, by ich dogonić.
Nim się obejrzeli byli już na koniach i galopem przemierzali ulice miasta Torumitaka. Pędzili w stronę lasu. On daje schronienie wszystkim banitom, a, dzięki szogunowi, z pewnością wszyscy oni rychło będą wyjęci spod prawa.
Było ich sześciu i sześć razy zatrzymywali się. Każdy przy swym domu, przy bliskiej mu osobie, którą kazano mu zabić. Miasto było małe i wszędzie było blisko, a poza tym wszyscy samurajowie mieszkali blisko pałacu. Zatrzymywali się tylko na chwilę, by powiedzieć ,,uciekaj, ukryj się u rodziny. Niedługo wrócę.'' Każdy z nich kwitował swą wypowiedź powiedzeniem ,,Kocham cię''. Tak samo było z Kimonem, który to zatrzymał się przy chatce, by powiadomić Shokuri, że musi uciekać.
Nie gonili ich. Nie dogoniliby. Nie wiadomo kiedy wygrzebali się spod gruzów powały. Wiedzieli jednak, że wkrótce wyznaczą nagrodę za ich głowy. W ukryciu musieli obradzać, co robić dalej.
Ognisko dogasało. Siedzący wokół niego mężczyźni byli ponurzy i milczący. Było ich sześciu. Dookoła panowała ciemność.
– I co teraz poczniemy? – spytał w końcu jeden z nich.
– Nie wiem. – Kimon zaklęciem zwiększył płomienie, aż stały się nienaturalnie wysokie. – Prześpijmy się z tym. Może ranek przyniesie odpowiedź.
– Powinniście z góry wiedzieć, co z tym począć. – powiedziała postać mężczyzny wyłaniająca się z mroku. Niedoszli majutsushinowie szybko podnieśli się z dłońmi na rękojeściach katan.
– A ty to kto? – spytał jeden z samurajów.
– Nazywam się Krishigan Gerterei i jestem… Miałem być majutsushinem. Wnioskuję, że nasza historia jest taka sama. Też nie przeszedłem egzaminu. – człowiek stanął przy ognisku. Był odziany typowo po samurajsku. Kimono, hakama i włosy upięte na czubku głowy.
– Kojarzę twe miano! – zauważył Kimon. – Za twoją głowę wyznaczono nagrodę!
– Za wasze też wyznaczą.
– Jesteś tu sam? – spytał inny samuraj rozglądając się.
– Dobre pytanie. – uśmiechnął się, a z mroku poczęło wychodzić pełno mężczyzn. Dwunastu, policzył Kimon.
– I co twoim zdaniem powinniśmy zrobić?
– Jeszcze nie wiecie? – Krishigan usiadł przy ognisku. – Pomyślcie! Skoro każdy majustsushin przeszedł tą próbę i zabił kogoś sobie bliskiego, to jak dla mnie stracił człowieczeństwo. Stał się bestią. A my, samurajowie, nie możemy dopuścić, by miastem Torumitaka rządziły bestie z szogunem na czele! By majustsushinowie bezkarnie zabijali niewinnych ludzi. Jest nas razem osiemnastu. Osiemnastu czarodziejów-samurajów. Myślę, że wystarczy, by dokonać ataku i zniszczyć majutsushinów. Zniszczyć ich i szoguna!
– Tylko co będzie później z nami? – spytał jeden z samurajów kładąc się na plecach.
– ,,Na honor przysięgam przedkładać dobro Japonii ponad wszystko inne.'' Poza tym nie wszystko stracone. Miasto Torumitaka będzie bezpieczne, a my zamieszkamy gdzieś indziej, gdzie nas nie poznają. Wciąż możemy prowadzić całkiem normalne życie. Tymczasem jednak skupmy się na mniej odległych planach. Czy popieracie mnie w kwestii ataku na szoguna.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
– Tak! – powiedzieli chórem.
– To dobrze. Zajmijmy się więc szczegółami planu.
– Niestety – mówił szogun – z dziesięciu uczniów tylko czterech zdało sprawdzian lojalności. Nasze bractwo wzbogaciło się więc o czterech nowych majutsushinów. Liczyłem, przyznaję, na więcej.
– Nie wszyscy są w stanie się przełamać i wykonać nasze polecenie, które rani ich uczucia. Nie wiedzą, że to zahartuje ich dusze i uodporni na ból. Na ból straty kogoś bliskiego. Wolą złamać przysięgę i nie być doskonałymi czarownikami. Tacy są ludzie. Niewdzięczni i niewierni. – westchnął Suin odstawiając czarkę herbaty. – I pomyśleć, że tyle czasu poświęciłem, by uczyć ich tej pięknej, tajemnej sztuki, jaką jest magia.
– Nawet jeśli na każdych dziesięciu, znaczy się, na każdy miesiąc, zdobywać będziemy czterech nowych członków, to i tak w końcu będziemy potęgą! Póki co jest nas dwudziestu, przepraszam, dwudziestu czterech, nie licząc nas oczywiście. A skala naszych działań już jest wielka. Oczyszczamy miasto kilkukrotnie skuteczniej, niż ninja. Szkoda tylko, że bez błogosławieństwa cesarza…
Nagle drzwi do siedziby wleciały do środka. Za nimi wbiegło kilkunastu zamaskowanych mężczyzn z katanami lub wakizashi w rękach. Nim się obejrzeli krew trysnęła strumieniami. Majutsushinowie szybko odnaleźli się w sytuacji. I również dobyli broni. Zaczęła się rzeź. Zwłaszcza, że obie strony używały nie tylko broni, ale i magii. Oprócz tego, że wszystko waliło się, a ludzie padali pod falami magii kinetycznej, były jeszcze inne zaklęcia. W sali zapanował chaos. Zewsząd ogień, zewsząd pioruny.
Wszędzie krew.
Ostrze wakizashi odzianego w czarny stój ninja Kimona napotkało klingę miecza szoguna. Władca wystrzelił z palców lewej ręki niebieskim promieniem. Tamten jednak zdołał uskoczyć. W skoku ciął po skosie. Normalnie nie trafiłby, ale zastosował to samo zaklęcie, którym zabił jednego ze strażników Hi-Ramforiego. Na ułamek sekundy jego ostrze wydłużyło się. Trafił w nogę szoguna, tuż nad kolanem. Szogun padł na ziemię wrzeszcząc. Ból uniemożliwił mu rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia. Kimon zaś nie czekał, aż ktoś zabije go jakimś zaklęciem od tyłu, co przy takiej jatce było wyjątkowo prawdopodobne. Pchnął go mieczem prosto w serce.
– Niewdzięczniku… – zdołał jeszcze szepnąć, nim głowa jego opadła a z ust polała się krew. Nikt jednak nie mógł tego usłyszeć.
Od magii było w powietrzu tak gęsto, że niemal dało się w nim pływać. Zaklęcia wydawały różne dźwięki. Huk, syczenie, albo świst. To wszystko potęgowało jeszcze echo, niosące się w owej wielkiej sali.
Majutsushinowie padali jeden po drugim, ochlapując ściany krwią.
Kimon skoczył w przód i ciął od góry. Przeciął kolejnego czarownika niemalże na dwie połówki. Kątem oka zobaczył, jak Krishigan Gerterei zabija zaklęciem Suina. Ich były nauczyciel wrzeszczał, kuląc się na podłodze. Krishigan stał nad nim, a z jego otwartych dłoni tryskały pioruny palące i rażące całe ciało Suina. Sprawiały mu one niemiłosierny ból.
Kimon skoczył do niego i dobił go miłosiernie, wbijając ostrze w szyję. Nim się obejrzeli wszyscy majutsushinowie leżeli na ziemi martwi, a pośród ich ciał były ciała uczciwych samurajów, którzy polegli w wale. Z osiemnastu zostało ich dziewięciu. Połowa zginęła. Jednak Kimon i Krishigan przeżyli.
– Chodźmy stąd! – powiedział jeden z tych, którzy uszli z życiem.
Kilka minut później byli już w siodłach. Jechali w stronę lasu, gdzie mieli się rozdzielić.
– I gdzie teraz się udamy? Bo wątpliwości nie ulega, że tu nie zostaniemy. – zapytał Krishigan.
– Nie wiem. Najpierw pojadę po moją ukochaną. Shokuri pewnie się o mnie zamartwia. Potem się zobaczy. Może do stolicy? – odrzekł Kimon. – Ciekawie musi być życie samuraja na dworze cesarza. Jednakże jedna rzecz nie daje mi spokoju.
– Cóż takiego?
– Zabiliśmy wszystkich majutsushinów w Torumitace, ale nie sądzę, by byli to wszyscy na świecie.
– Pewnie masz rację. Obyśmy się już na nich nie natknęli.
Obyś nie zapeszył, pomyślał Kimon.
__________________
1. Tsuzumi – Rodzaj japońskiego bębna.
2.Shakuhachi – Flet wykonywany z bambusa.
3. Keikogi – Ubranie treningowe składające się z bluzy i spodni.
4. Hakama – Czarne spodnie o szerokich nogawkach. Noszone były do kimona albo keikogi. Nosić je mogli tylko mężczyźni.
5. Geta – Japońskie drewniane obuwie przypominające chodaki.
6. Wakizashi – Miecz jednoręczny. Wraz z kataną tworzył zestaw dashio – typowe wyposażenie samuraja.
7. Haori – Rodzaj Płaszcza z długimi rękawami.
8. Shuriken – Broń miotana używana przez ninja. Najczęściej w kształcie gwiazdy.
póżno już i tylko zerknęłam na pierwszy akapit. Co mi się rzuciło w oczy: w scenie erotycznej straszna zaimkoza, co chwila powtarza się 'jej'. Trzeba przeredagować. No i ta erotyka tak pachnie zachodem, w dawnej Japonii podziwianie gołych cycków partnerki nie uchodzi, zdecydowanie. A opisywanie dosłowne wdzięków jest bardzo ale to bardzo niejapońskie. To kraj aluzji i niedopowiedzeń, spróbuj opisać scenę erotyczną nie używając *żadnych* określeń anatomicznych części ciała (no i wielkie zielone oczy u Japonki to hmmmm raczej niemożliwe:P). Pojedź typowo japońskim sposobem, użyj do opisu przenośni, aluzji. Poszperałam chwilę w necie i zerknij sobie na to opowiadanie, pisane przez Polaka, ale dobrze oddające klimaty japońskiej erotyki:
http://beztabu.com/archive/index.php?t-15513.html
Samurajowie oddający się swym pasjom... uojezu. Nie dość, że zdanie stylistycznie brzmi dziwnie (zwłaszcza to 'swym' zgrzyta) to na kilometr pachnie sztucznością. Czemu u licha mieliby 'oddawać się pasjom' pod zamkiem? I skąd wiadomo, że to samurajowie? I czemu samuraj - wojownik - ma pod pałacem grać bębnie? Ech :P
Imię bohatera Kimon - mało japońskie. Japoński jest językiem sylabicznym, akurat 'n' jest jedyną możliwą spółgłoską która istnieje bez sylaby, ale użycie jej na końcu imienia jest bardzo nierealistyczne.
Posłaniec *nigdy* nie powie do samuraja "Kimon-san". Po pierwsze, w Japonii po imieniu mówią sobie tylko bardzo bliskie osoby, normalnie mówi się po nazwisku. Po drugie - na litość - nie "san"! Posłaniec, który by się tak spoufalił, z miejsa straciłby głowę:P Przyrostek -san stosuje się w rozmowie z ludźmi równymi sobie statusem, tu mamy relację posłaniec - pan. Należy użyć przyrostku -sama.
Szybka impresja - wziąłeś się za temat, na którym nie bardzo się znasz. Ale będę musiała przeczytać całość, ale to już nie teraz.
pozdrawiam,
B
Samuraj - nie tylko wojownik. Nie twierdzę, że się znam, ale coś tam wiem. Byli właśnie nie tylko wojownikami, ale umieli znacznie więcej.
Opisy scen erotycznych - Zawsze coś w tym zwalę. Nie znam się na tym i nie wychodzi mi to.(na opisach, żeby nie było ;p)
Dostrojenie klimatu do opowiadania - nie sądzę, by było to konieczne. Znaczy się, mimo, że było to w Japonii, nie muszę chyba pisać w japońskim stylu, bo jakbym miał to zrobić, to lepiej usunąć całe opowiadanie.
Imię - Kimon - Czemu nie? Wolę takie, niż jakieś japońskie Ki-Ku-Jaki-Sraki-Nietaki. Powiedzmy kimono - ten strój - się z japońskiego wzięło. Poza tym nie powiedziałem, czy to imię, czy nazwisko. Gość się po prostu tak nazywa. A, z tego co wiem, Kimon-san znaczy pan Kimon.
No dobra, w każdym razie dziękuję za wytknięcie błędów i uświadomienie mnie, że gówno wiem;)
Nigdzie nie umiem znaleść informacji na temat tego san, albo sama. Nie słyszałem jeszcze o stosowaniu przyrostka sama, ale skoro tak twierdzisz, zaufam i zmienię.
Czemu przed pałacem? - Bo nie gdzie indziej. Bo była tam polana. Bo tak im się podobało;)
No dobra, dobra i tak masz racje;)
Podziwiał jej krągłe piersi, falujące przy każdym jej ruchu. – tak przekombinuj, żeby tego drugiego jej uniknąć. Np. falujące, drgające, podskakujące, nie wiem co by tu najlepiej pasowało, za każdym razem, gdy poruszyła ciałem.
Podziwiał jej piękne, wielkie, pełne podniecenia, zielone oczy. Podziwiał jej cudowne, gładkie uda. – 2x podziwiał. - … zielone oczy i cudowne, gładkie uda.
Jej gęste, mokre od potu, czarne włosy przylgnęły jej do pleców. – Gęste, mokre od potu, czarne włosy przylgnęły do pleców kobiety.
odpowiedział Kimon i wyswobadzając się z jej objęć odturlał się na bok. – i wyswobadzając się z objęć kochanki (odturlał??) się na bok.
Wstał i podszedł do okna. Poznał zbliżającego się jeźdźca.
- To posłaniec szoguna! - powiedział podchodząc do fotela.
Leżała na łożu w ponętnej pozie, ukazującej całą swą nagość. – poza ukazywała swoja nagość?:P Do poprawki.
Przejechawszy przez pac zsiedli z koni, którymi to zajął się stajenny. – plac. Po co to „to”?
W sali było kilka niskich stołów, przy których siedzieli dostojnicy. – Oglądałem wiele, naprawdę wiele filmów o samurajach i jeszcze w żadnym nie widziałem, żeby świta szoguna siedziała przy stołach… Zwykle to na matach klęczeli.
Gdzieniegdzie stały ozdobne zbroje samurajskie. – według mnie „bogato zdobione” lepiej by tu pasowało.
Były w nim meble, rzeźby i zakurzona, stara, często zepsuta broń.
Szogun podszedł do starej, dębowej szafy.
- Cusummo! Ey-Hecce Salladum! – Trochę za arabsko to brzmi, ale może to tylko moje wrażenie ;P
Był niski, a jego keikogi był czarny, jak jego długie, związane na czubku głowy włosy. – jak włosy, które miał spięte (związane) w kok na czubku głowy, np.
Jego wiek był trudny do określenia. – Na pierwszy rzut oka trudno było określić ile mógł mieć lat.
Ogólna uwaga do całego fragmentu wyżej. Zastąp czymś tego szoguna… Trochę go za dużo. Nie wiem, jakim innym określeniem można to zrobić, ale Bellatrix na pewno coś podpowie.
Zapomnij te wszystkie ataki, akrobacje i inne rzeczy nie wymagające użycia umysłu. – Może będę czepialski, ale nawet podniesienie ręki wymaga użycia umysłu. Wiem, że pisałeś w kontekście tajemnych mocy, ale i tak brzmi to dziwnie.
W końcu szogun zapragnął zobaczyć postępy w jego nauce i przyszedł na ćwiczenia. - Zapragnął zobaczyć jakie postępy czyni jego podwładny.
Po tempie jego nauki wnioskuję, że, mimo iż dołączył później, ukończy szkolenie wraz z resztą drużyny. – po szybkości z jaką przyswaja wiedzę.
Chciał pan zobaczyć jego dotychczasowy postęp? – Per pan do szoguna? :P I po raz kolejny prosimy Bellatrix o pomoc.
Kolejny był zbyt blisko, by Kimon mógł użyć jakiejkolwiek magii. Chciał uderzyć go pięścią w podbrzusze, ale samuraj zwinnie odskoczył do tyłu. – po mojemu, z tego zdania wynika, że to Kimon chciał tamtego w podbrzusze uderzyć.
Pięść prawie go dosięgła, gdy nagle przed jego twarzą pojawiła się na sekundę mała, świetlista, przezroczysta, niebieskawa tarcza. Osłoniła ona twarz samuraja. – Pięść prawie go dosięgła, ale przywołał przed twarz(ą) [nie mam pewności które będzie poprawnie] małą, błękitną tarczę, która zablokowała cios i natychmiast zniknęła. Kimon odskoczył do tyłu…
- Jeśli mamy załatwić sprawę w miesiąc - nauczyciel zmierzył uczniów wzrokiem - to musimy pracować dużo, ciężko i bez wytchnienia.
Zapowiada się długi miesiąc, pomyślał Kimon.
Jednak nie rób żadnego skrytobójstwa. – zrobić skrytobójstwo… Wiadomo o co chodzi, ale poprawnie to to raczej nie jest…
Przynieś mi jego głowę w tej oto sakwie.
- Oczywiście, czcigodny szogunie. - ukłonił się Kimon przyjmując sakwę.
Przebiegł przez ogród niezauważony. Dobiegł do budynku i wspiął się na dach. – Dotarł na przykład.
Był stamtąd doskonały widok do największego pomieszczenia. – na największe pomieszczenie
Położył się płasko na dachu i spojrzał, co się dzieje. – powtórzenie „dach” do zdań wyżej
Dwóch z pewnością należało do Hi-Ramforeiego, a kolejnych dwóch do jego gościa. Gościa nie poznał. Do jego gościa, którego nie znał, nie rozpoznawał.
Ciął swym wakizashi, a ostrze na sekundę wydłużyło się. Jego wydłużona część była świetlista i przezroczysta. – Nie potrafię wymyślić podmianki, sam tu wykombinuj :P
Jak wiadomo japońskie oręża słyną z ostrości, a więc czubek klingi wyszedł mu czołem. – pierwszą część zdania, do przecinka, bym usunął.
Był on pobladły i przestraszony. – on zbędne
Nazajutrz Kimon punktualnie stawił się w pałacu. Wszedł do sali tronowej. Akurat wychodził z niej jeden z uczniów. Był on pobladły i przestraszony. Z zaciekawieniem podszedł do szoguna. – z kontekstu wynika, że do szoguna podszedł ten przestraszony uczeń.
- Zabij - szogun spojrzał mu w oczy - Shokuri, córkę Trimireia.
- Co? - samuraj zakrył usta dłońmi. Spojrzał na szoguna w przerażeniu.
- Może nie wiesz, gdzie ona mieszka? Albo ochronę ma za dużą?
- Czym zawiniła!? - wrzasnął. – Chłopie, ta coś takiego nawet seppuku by mu nie pozwolili popełnić, tylko z miejsca ścięli łeb i wywalili truchło do rynsztoka…
Kimon, któremu trzymano przy gardle jego własną katanę, uderzył majutsushina łokciem w brzuch. Lewą ręką chwycił za rękojeść swej katany (broni) i obracając się uderzył trzymającego go człowieka pięścią w krocze, przy czym wyrwał mu oręż.
ale widać kilku ,,zdało sprawdzian''. Teraz było sześciu. Ale wszyscy byli też samurajami, a widać nie wszyscy majutsushinowie mieli sprawność samuraja. – cos mi się tu nie zgadza. Wcześniej pisałeś, że tymi super killerami zostawali tylko najlepsi samuraje, a teraz, że nie mieli oni sprawności samuraja… Trochę to dziwne. Walka kinetyczna tak ich zajęła, że zapomnieli jak się sieka mieczem?
Nim zdążyli użyć jakiegokolwiek czaru, ginęli pod klingami mieczy samurajów. – powtórzenie do zdań wyżej
Samurajowie z Kimonem na czele jak na komendę zaczęli uciekać.
Przystaną i za pomocą magii kinetycznej zawalił im powałę na głowy. – ł uciekło
On daje schronienie wszystkim banitom, a, dzięki szogunowi, z pewnością wszyscy oni rychło będą wyjęci spod prawa. - To oni jest niepotrzebne. Przez nie wynika ze zdania, że banici dzięki szogunowi zostaną wyjęci spod prawa – On daje schronienie wszystkim banitom, a po tym co zrobili, na pewno tez nimi zostaną.
Miasto było małe i wszędzie było blisko, a poza tym wszyscy samurajowie mieszkali blisko pałacu. – nieopodal
- Dobre pytanie. - uśmiechnął się, a z mroku poczęło wychodzić pełno mężczyzn. Dwunastu, policzył Kimon. – dwunastu to pełno? A z mroku wyszło jeszcze kilku(nastu) mężczyzn
W sali zapanował chaos. Zewsząd ogień, zewsząd pioruny. Wszędzie krew. – To zewsząd mi tu nie pasuje. Do dupy to podpiąć. - W Sali zapanował chaos. Z dłoni szoguna strzelały na przemian śmiercionośne pioruny oraz spalające napastników na popiół płomienie. Podłogę zasłały zmasakrowane, ociekające krwią ciała. (zamiast tego „wszędzie krew”)
Ostrze wakizashi odzianego w czarny stój ninja Kimona napotkało klingę miecza szoguna. – konia z rzędem dla tego, kto wyjaśni mi o co chodzi w tym zdaniu.
Ból uniemożliwił mu rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia. – czaru. Zaklęcie masz już wyżej
Szogun padł na ziemię wrzeszcząc. Ból uniemożliwił mu rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia. Kimon zaś nie czekał, aż ktoś zabije go jakimś zaklęciem od tyłu, co przy takiej jatce było wyjątkowo prawdopodobne. Pchnął go mieczem prosto w serce.
- Niewdzięczniku... - zdołał jeszcze szepnąć, nim głowa jego opadła a z ust polała się krew. Nikt jednak nie mógł tego usłyszeć. – z kontekstu wynika, że te słowa wypowiedział Kimon.
I teraz tak.
Szogun padł na ziemię wrzeszcząc. Chciał jeszcze rzucić jakieś zaklęcie, ale z powodu bólu nie mógł skupić (zebrać) myśli. Widząc to, Kimon doskoczył do niego i z uśmiechem satysfakcji wbił mu miecz prosto w serce.
- Niewdzięczniku… - wyszeptał jeszcze władca, nim skonał. Po tych słowach głowa opadła mu na pierś, a z ust pociekła krew.
Kimon skoczył w przód i ciął od góry. Przeciął kolejnego czarownika niemalże na dwie połówki. – Rozrąbał by mogło być.
a pośród ich ciał były ciała uczciwych samurajów, którzy polegli w wale. – walce :P
Zastosowałeś w opowiadaniu typowa, europejską mentalność, przez co w ogóle nie udało ci się oddać klimatu starożytnej Japonii. Podwładni gadają z dowódcami jak z najlepszymi kumplami, nieraz wala głupawymi tekstami… Cholera lubię klimaty samurajskie, ale ten tekst byłby lepszy, gdybyś umieścił go w jakichś celtyckich, wikingskich, nawet D&D klimatach.
To co Ci wymieniłem, to szybka łapanka. Niektóre zdania przerobiłem po swojemu, żeby uniknąć zaimków i moja wersja nie jest, że tak powiem „święta”. To tylko przykłady, jak ja osobiście bym to napisał, w moim stylu.
Informacje na temat san i sama.
http://torrenty.org/torrent/458123 – Link podaję w celach informacyjnych, nie z zamiarem szerzenia piractwa, więc może mi nie usuną posta :P
Ew. dorwij serial, bo tez świetny. Tylko serial, 12 odcinków, broń Boże film pełnometrażowy.
Resztę niuansów co do kultury japońskiej zapewne wytknie ci Bellatrix, która z tego co czytałem obiecała się wziąć za tekst.
Co do innych źródeł, na których mógłbyś się wzorować, w tych klimatach, to tak, szybko z pamięci:
Serial o Zatoichim, ten stary, czarnobiały.
Sanjuro, Straż przyboczna, ß-- na tej postaci wzorowałem mojego Bolka Jarząbka swoją droga :P, Harakiri, Miecz przeznaczenia, Miecz Bestii, Siedmiu Samurajów, Sobowtór, Ran, Cała saga o Miyamoto Musashim (trzy filmy, genialna rola Toshiro Mifune)… - to tylko kilka, z niewielu świetnych tytułów. Jak te ci podejdą, to sam znajdziesz jeszcze inne, ciekawe filmy.
Trochę zaszalałem z tym komentarzem, ale sam prosiłeś o wnikliwa krytykę. :P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Bellatrix, jak i ja coś głupiego w swoim komentarzu walnałem, to też popraw, bo ja żaden znawca, tylko filmów się naoglądałem i kozaczę ;P
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
@ Bellatrix.
Akurat tak się składa, że byłem w Japoni i w różnych krajach azjatyckich. Siedziałem tam w u ubiegłym roku prawie pięć miesięcy (Japonia, Tajlandia, Chiny, Wietnam i Kambodża). W Japonii obecnie mówi się po imieniu, spokojnie, tam się nikt nie obraża (ale fakt są wyjątki, i mówi się tak jak u nas oficjalnie "proszę pana/pani" ale tylko w pracy, w polityce, w urzędach, w szkole...). Ale na codzień, nie prowadzą rozmowy w ten sposób. Jedynie inaczej się zwraca do osoby strszej lub młodszej, np. w Tajlandii, w Chinach i w Japonii.
A co do opka. Faktycznie, niech Autor poczyta sobie o kulturze Japonii w czasach szogunatu, o samurajach. Bellatrix i Fasoletti mają bardzo dużo racji.
Pozdrawiam.
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Wielkie dzięki wszystkim. Z chęcią któryś serial sobie zobaczę. A do kolejnych opowiadań lepiej się przygotuję. To opowiadanie powstało dawno temu... Dobra, wiem, nie usprawiedliwia mnie to.
PS
dzięki, Fasoletti. Komentarz niemal równie długi, co opowiadanie, a jeśli to tylko przykłady, to
miałem błąd w każdej linijce;)
A jeśli widzicie jakiś głupi błąd w tym moim komentarzu, to nic dziwnego. Pisze go na telefonie i sam mi poprawia nie tak, jakbym chciał.
tak na szybko: wydaje mi się, że do szoguna można się zwracać per "sensei" (mistrz, nauczyciel). Można też w formie: jego nazwisko + sensei/+sama (-sama - przyrostek honoryfikatywny, którego używa się do osób stojących wyżej w hierarchii).
@mkmorgoth - zgadzam się, że wśród znajomych (=czyli osób bliskich) mówi się do siebie po imieniu, ale imo sytuacja w której doręczyciel przesyłki zwraca się do adresata imię+san byłaby uznana za mocno niegrzeczną. W czasach szogunatu to obraza honoru i myślę, że delikwent mógłby stracić głowę :P
Zgadzam się z Fasolettim, że lepiej byłoby umieścić akcję opowiadania w klimatach zachodnich, typu celtyckie, bo robisz kalkę średniowiecznego zachodu i dajesz nazwy japońskie, nie zachowując realiów tejże epoki - to niestety daje poczucie braku wiarygodności. Aha - piszesz, że nie umiesz opisywać scen erotycznych - to ich nie opisuj, zwłaszcza na początku opowiadania, które jest długie i skupia się na innych rzeczach niż erotyka. Po prostu napisz, że "oddawał się namiętności z Shokuri" i nie wnikaj dalej co robili. A opisywanie erotyki potrenuj na krótkich formach.
Imię "Kimon" naprawdę nie brzmi "japońsko". Jako nazwisko to już w ogóle ;) Japońskie nazwiska zapisywane są "krzaczkami" i coś znaczą (zresztą imiona najczęściej też). Google podają, że "Kimon" był wodzem i politykiem ateńskim. Zerknij sobie na spis męskich imion japońskich (nie zawiera wszystkich, ale co bardziej typowe) i radziłabym wybrać jakieś bardziej japońskie, jeśli chcesz utrzymać opowieść w tych klimatach.
Do całości jeszcze się poprzyczepiam, niestety mam robotę pilną do zrobienia na przedwczoraj <wzdycha>.
pozdrawiam,
B
Opowidanie mi się podobało. Rzadko spotykam się z opowiadaniami osadzonymi w feudalnej Japonii, więc za to plus bo lubie takie klimaty.
Mam jednak wątpliwości, czy na pierścieniu szoguna mógł się znaleźć pentagram. Wydaje mi się, że to raczej europejski symbol.
Dzięki. Pentagram zrobiłem tam specjalnie, bo jest to od dawien dawna międzynarodowy symbol magii. Przyznaję-europejski.
"Samuraj Pędem ubrał kimono"
WŁOŻYŁ. Ubrać można dziecko.
Trochę się porwałeś z motyką na słońce. Myślę, że przed napisaniem powinieneś był się o wiele lepiej przygotować merytorycznie, co zresztą już obszernie wypunktowali moi przedmówcy.
Nie jest to złe opowiadanie, tylko strasznie niedopracowane. W efekcie wyszło więc przeciętnie.
Według mnie masz błąd w przypisie nr 3: Keikogi to nie jest ubranie treningowe składające się z bluzy i spodni. Keikogi to jest bluza, a wspomniane spodnie to hakama. Trenuję kendo, keikogi i hakamę mam, więc wiem, czym są. Nie zgadzam się z podaną przez ciebie definicją, wziętą jak widzę z Wikipedii.
Pozdrawiam.
Masz całkowitą rację, Rand. Wziąłem sobie do serca te wszystkie uwagi. Do kolejnych tekstów będę się lepiej przygotowywał. A przypisy, większość znałem, ale wikipedia pomogła mi lepiej sformułować defincję. Tak w ogóle, to dzięki, że chociaż przeciętne;)
A Keikogi, przyznaję, należało do tych, których wcześniej nie znałem.