
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Hmm, niech zgadnę, autorka ma naście lat i lubi grać w erpegi?
Językowo całkiem przyzwoicie, ale:
Ostatnie promienie zachodzącego słońca spływały, niczym nocny całun, powoli pogrążając miasto Dulingard z mroku.
Na temat zgrabności metafory ze spływającymi promieniami słońca można dyskutować, ale dalej jest gorzej: promienie slońca niczym nocny całun pogrążają miasto w mroku? (zgaduję, że "z" to literówka, nie jedyna zresztą w tym tekście - coś mi się wydaje, że autorka gnana przymusem jak najszybszego zaprezentowania go światu nawet opowiadania nie przeczytała...). No weź kaman, jak mawiają moi znajomi internauci. Promienie pogrążają w mroku?
Zaspany karczmarz powoli, lecz z hukiem otworzył ledwo trzymające się w zawiasach drzwi gospody „Pod Lichym Turem". Zachęcającym głosem przywoływał coraz to nowych klientów, nie zważając na wrogie spojrzenia strażników książęcych.
Hmm. Karczmarz zwołuje ludzi, żeby przychodzili do jego lokalu... no dobra, może tam silna konkurencja była. Ale o co chodzi z tymi wrogimi spojrzeniami? Strażnicy złościli się, że hałasuje? Toż z poprzedniego zdania wynika, że hałasowali wszyscy. Knajpy są tam zakazane? Eee, nie, właśnie się dowiedzieliśmy, że _wszyscy_ do nich chodzą. Więc skąd ta wrogość?
Gdyby nie oni karczma wydałaby się niezwykle pusta ponieważ znajdował się tam tylko stary kontuar i kilka stolików z jednakowymi drewnianymi krzesłami.
To zdanie cierpi na chorobliwie niską zawartość przecinków, ale mniejsza z tym. Gorzej, że informacja, którą przedstawiasz, jest trochę śmieszna przez swoją oczywiśtość (no przecież jasne, że sala bez tłumu ludzi będzie pusta!), a trochę nielogficzna - wpływa fala ludzi (czyli oczami wyobraźni czytelnik widzi tłum) i siada przy kilku stolikach? Stolikach, czyli małych stołach? (pewnie takich na 4 miejsca). Z krzesłami? Coś bardzo... dwudziestowieczna ta karczma.
Oczywiście autor tworząc świat ma prawo przyjąć taki poziom cywilizacyjny, jaki mu pasuje (i nie musi wiedzieć, w którym wieku krzesła weszły do powszechnego użytku...), ale jeżeli osadzamy akcję w "standardowym niby-średniowieczu krainy fantasy", to niech karczma wygląda jak średniowieczna karczma, a nie jak klubokawiarnia w gieesie w latach 60.
Gdy zapełniła się cała na dworze panował już całkowity mrok.
Ej, przecież mrok zapadł już w pierwszym zdaniu!
Teraz tylko tkwiące w ścianach zakurzone kandelabry dawały światło.
Kandelabry w karczmie???
Uśmiechnięty karczmarz szybkim i radosnym ruchem wyciągał spod lady kufle pełne świeżego piwa
Trzyma pod ladą kufle z porozlewanym piwem??? I nie wietrzeje mu? Plus, spróbuj, autorko, szybkim ruchem wyciągnąć spod lady kufel pełen piwa. Jak już pościerasz podłogę, może zaczniesz zastanawiać się nad logiką tego, co piszesz.
Zabawa zaczęła się na dobre. Nagle w podestu dobiegła wszystkich szybka i skoczna muzyka.
O, to tam był podest? A pisałaś, że karczma była pusta, jeśli nie liczyć kontuaru i stolików... I skąd muzyka, skoro nie wsopmniałaś nic o grajkach?
Po chwili już wszyscy śpiewali graną piosenkę. Każdy robił to jednak po swojemu co dawało porażający widok dla przypadkowego słuchacza.
Eee... czy my jesteśmy w komiksie, że śpiewanie się WIDZI?
Z cierpką miną, pełną politowania, patrzyła się za rozradowaną masę co chwilę nerwowo patrząc na drzwi gospody.
Proponuję przemyśleś powtórzenia w tym zdaniu. I literówki. I to, że "patrzeć" nie jest czasownikiem zwrotnym.
I może czasem czytać to, co się napisało...
Ciemne długie włosy spływające lekko na plecy kontrastowały się z dużymi, stalowymi oczami, które wydawały się błyszczeć w blasku kominka niczym dwie lodowate sople umiejscowione w posągowej twarzy dziewczyny.
"Kontrastować" nie jest czasownikiem zwrotnym. Poza tym porównanie z soplami umiejscowionymi w miejscu oczu wywołało u mnie mentalne "AUĆ!".
Mimo tego iż urodziła się na południu, jej karnacja była dosyć blada i w Dulingardzie nie wzbudzała wielkiej sensacji. Ubrana była w czarny, obcisły strój
Ta karnacja? :-) (wiem, podmioty domyślne to nie jest prosta sprawa).
Całość wyglądała na lekki strój ale w rzeczywistości była to bardzo wytrzymała zbroja.
O___o
Na plecy spływała, mieszająca się z włosami, ciemna peleryna
Poproszę o wyjaśnienie, w jaki sposób peleryna miesza się z wlosami. Wplatają się w nią?
Ręce zdobiły długie, czarne rękawice pikowane srebrnymi znaczeniami.
Zawsze mi się wydawało, że pikuje się nicią, a znaczenie to mniej więcej tyle, co sens, ale być może się myliłam...
U skórzanego pasa okalającego talie można było dostrzec czarny sztylet
A peleryna go nie zasłaniała? Mam kumpla, który parę lat temu zwykł był chodzić w (czarnej) pelerynie i mniej więcej wiem, co można zobaczyć na człowieku tak ubranym.
którego rękojeść złożona była z dwóch oplatających się węży, zbiegających się i zatapiających kły w ciemnym ostrzu.
Chyba troszenieczkę zbyt szczególowy ten opis, zwłaszcza, że bohaterka siedzi w dość ciemnym pomieszczeniu.
Broń wyglądała bardzo kunsztownie i wytwarzała wokół siebie niezwykłą aurę.
Aurę erpegowatości. Poza tym aurę raczej się roztacza niż wytwarza.
Na ręce błyszczała szeroka, złota bransoleta
A te DŁUGIE rękawice jej nie zasłaniały?
Darowie, jak zostali nazwani przez prostych ludzi było to elitarne stowarzyszenie łączące w sobie wybrańców, a raczej ludzi którzy przejawiali jakieś niezwykłe zdolności, pomocne dla misji zakonu.
Moje prawnicze wykształcenie zakwiczało cichutko na użycie słowa "stowarzyszenie" jako synonimu zakonu, ale wepchnęłam je kopniakiem pod biurko, sycząc: "Cicho! To fantastyka jest!".
Tak naprawdę nazywali się Rycerzami Zakonu Dara'Liv czyli Czarnej Drogi, a ich głównym celem było wyplenienie, błąkających się po świecie żywych, demonów oraz przyjmowaniu drobnych misji ze strony władców innych krain co pozwalało się im się wzbogacać.
Podpowiedź: przecinki wstawia się tam, gdzie polszczyzna nakazuje, a nie losowo, jak w powyższym zdaniu. Poza tym zastanów się nad formą gramatyczną wytłuszczonego słowa.
Każda gildia magów, w miastach podlegających zakonowi, została zburzona.
Jak można zburzyć gildię?
Powodem tego postępowania było jak mówiono heretyckie podejście do magii
Herezje są związane raczej z religią (odstepstwo od dogmatów wiary). Na czym polega "heretyckie podejście do magii"?
zesłanej z niebios przez opiekuna ludzi Boskiego Smoka Drliva. W praktyce jednak wyznawali jedno założenie. Nawet w tej branży konkurencja nie była mile widziana.
Słowo "jednak" oznacza, że to, co po nim następuje, stoi w opozycji do tego, co przed. Czyli co, tępili magię ALE wyznawali jedno założenie? Ossochozi?
Mimo iż Zakon względnie przyczyniali się
Nie, no bez jaj. Jakaś gramatyka jednak obowiązuje.
Darowie istnieli już od prawie trzystu lat, a w ciągu ostatnich pięćdziesięciu ich priorytety zmieniły się. Skarbów i majątków ziemskich zaczęło przybywać, zresztą niestety jak i demonów. Dzięki temu nie musieli się liczyć z niczyim zdaniem.
Dzięki zwiększonej liczebności demonów nie musieli się liczyć z niczyim zdaniem?...
Była jednym z jednostki Egzekutorów bractwa. Bardziej niż wygnaniem demonów zajmowała się pozbywaniem się ludzi, którzy byli potencjalnym zagrożeniem dla Zakonu.
Raczej "wyganianiem demonów", skoro mówisz o czynnościach powtarzalnych.
Czasami zajmowała się także różnymi sprawami zlecanymi przez ważne osobistości. Dlatego przyjechała tu, po ciężkiej przeprawie z Avaru, zaledwie przed godziną i czekała na właśnie takie zlecenie.
Znaczy, przyjechała i zasiadła w ciemnym kącie karczmy w nadziei, że jakaś ważna osobistość będzie akurat tamtędy przechodzić i ją znajdzie i coś zleci? Bo jeżeli była wezwana/umówiona, to czemu nie poszła do domostwa ważnej osobistości?
Nie przywykła do tego by być zależna od czyjejś decyzji czy rozmowy.
Serio? Dopiero co określiłaś ją mianem "uczennicy", czyli kogoś, kto jak najbardziej jest zależny od decyzji innych osób...
Po chwili ciężkie, dębowe drzwi drgnęły i otworzyły się. Stał w nich wysoki mężczyzna w bardzo bogato zdobionej, czerwonej szacie.
Znaczy, sam sobie te ciężkie drzwi otworzył. Taki bogacz. Eee, nie widzę tego.
Na szyi zawieszony miał złoty medalion z herbem miasta. Wysokie, czerwone jak płaszcz buty nadawały mu śmiesznego akcentu i wyglądy błazna.
Przyznam, że kompletnie nie rozumiem, dlaczego wysokie buty w nieco ekscentrycznym, ale pasującym do stroju kolorze mają "nadawać śmiesznego akcentu". Zakręcone noski miały czy jak?
Oczywiście z odległości metra od niego stało kilku strażników w pełnej gotowości bojowej.
Dlaczego to ma być takie oczywiste i jak obserwatorzy wewnątrz knajpy widzą strażników, skoro bogacz stoi w drzwiach i wszystko zasłania?
Po wyniosłej minie od razu można było poznać, że to arystokrata.
Zgadliśmy to już w momencie, kiedy opisywałaś zloty łańcuch.
Brązowe oczy umiejscowione na dosyć okrągłej twarzy powoli obiegły całą gospodę i zatrzymały się dopiero w kącie na Nezaro.
To zdanie jest moim faworytem. Oczy NA twarzy, obiegające całą gospodę (wzrok może obiegać, oczy raczej nie, nawet metaforycznie).
Wraz z jego wejściem do gospody wleciało zimniejsze powietrze i teraz tylko szum wiatru grał jedyną muzykę.
To zdanie sugeruje, że orkiestra zamilkła z zimna. Poza tym nie wierzę, żeby tak bardzo rozbawione towarzystwo, jak to opisałaś, zamilkło do imentu w ułamku sekundy. Choćby dlatego, że część z pewnością siedzi plecami do drzwi i po prostu nie widzi, kto wszedł.
Arystokrata wziął głęboki oddech i przerywając panująca ciszę odchrząknął. Na ten odgłos wszyscy oprócz Nezaro podskoczyli, zrywając się gwałtownie ze swoich miejsc.
To celowo miało wyjść tak idiotycznie, czy to przypadek?
Książę powoli oblizał zaschnięte usta poczym rzekł gardłowym tonem, tak aby każdy osobnik w gospodzie dobrze usłyszał jego słowa:
Od kiedy to "gardłowy" zaczęło znaczyć "głośny i wyraźny"?
I czemu książę przed odezwaniem się musi aż nabrać tchu (napisałaś, że nabrał, co sugeruje, że zrobił to w sposób rzucający się w oczy, bo normalnie każdy przed zaczęciem wyopwiedzi nabiera powietrza i nie zaznacza się tego jakoś specjalnie w narracji), a usta ma zaschnięte? Cierpi na jakąś fobię społeczną?
- Witam was drodzy obywatele. Wyglądacie na przerażonych
...choć nie tak bardzo jak ja. Aż mi usta zaschły na myśl, że mam przemówić publicznie.
lecz nie czas teraz na strach. Tym razem nie przyszedłem nikogo aresztować.
Zdziwniej i zdziwniej. Książę osobiście chodzi po mieście i aresztuje ludzi? Eee...
Poczym puścił porozumiewawcze spojrzenie do Nezaro
To w ogóle nie jest po polsku.
która nadal siedziała z kamienną miną.
Siedziała. Ubrana na czarno. W kącie. Zatłoczonej gospody. A on od razu ją zobaczył.
Jaaaaasneee.
W gospodzie znowu zagrała muzyka, a wszyscy zdali się zająć dopiero co przerwanymi czynnościami.
"Zdali się", to znaczy, że naprawdę robili coś innego?
Poczym puścił porozumiewawcze spojrzenie do Nezaro, która nadal siedziała z kamienną miną. W gospodzie znowu zagrała muzyka, a wszyscy zdali się zająć dopiero co przerwanymi czynnościami. Książę wydał się poważnie dotknięty jej lekceważącym zachowaniem, ale nie dał nic po sobie poznać.
Oczywiście czytelnik wie, że zaimek "jej" nie odnosi się do gospody (ostatni przed zaimkiem rzeczownik w rodzaju żeńskim), lecz do Nazaro, ale stylistycznie jest to błąd.
Dał znak strażnikom, którzy ustawili się przed wejściem, a sam począł lawirować pomiędzy stolikami by dostać się w najgłębszy kąt gospody gdzie siedziała kobieta.
No mówiłam. Ona siedzi w najgłębszym kącie, a on od razu na wejściu ją zobaczył. Musi jasnowidz jaki czy co.
- Witam cię Daro w moim mieście. Jestem niezwykle rad że twoi mistrzowie zgodzili się na moją usilną prośbę i że wysłali cię tak prędko w te strony.
A, czyli on po noą posłał. Tylko czemu, na litość boską, CZEMU umówił spotkanie w knajpie zamiast u siebie w pałacu? Nie widzę innego wyjaśnienia jak tylko niewolnicze trzymanie się standardu, że amatorskie opowiadanie fantasy MUSI się zaczynać od sceny w karczmie. A gdybyś wiedział/a, ile tu takich mieliśmy...
Uważam że tylko ty jesteś godna tego trudnego zadania przed, którym cię postawie wkrótce.
Łojezu. Notoryczne pomijanie przecinków da się znieść, ale ich wstawianie w idiotyczne miejsca rzuca się w oczy znacznie bardziej.
Akcentując ostatnie słowo przypatrzył się jej dużym, szarym oczom i nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia że tonie w ich głębi. Znał kobiety i miał nadzieje że jego kwiecista mowa przełamie pierwsze lody i zrobi na niej wrażenia. Po jej kpiącej minie poznał jednak że się mylił.
Do lektury "Galerii złamanych piór" Feliksa W. Kresa, rozdział "Jaśnie pan przecinek" biegiem marsz!
- Nie jestem tutaj panie, by rozmawiać o rzeczach błahych. Znalazłam się w Dulingardzie tylko i wyłącznie po to by otrzymać zlecone mi zadanie i je wykonać.
Błąd logiczny, powinno być "otrzymać zadanie i je wykonać". Przecież skoro go nie otrzymała, to jeszcze nie jest jej zlecone.
Książę wydawał się zbity z tropu, a słowa Nezaro wywołały w nim oburzenie. Jej śmiałość i bezczelność przekraczały już wszystkie granice. Ona jednak wydała się niewzruszona swoim zachowaniem i z prowokującym wyrazem twarzy, patrzyła się Alakinowi prosto w oczy.
"Patrzeć" nie jest czasownikiem zwrotnym. Plus nadzaimkoza. Przejrzyj ten tekst i zastanów się, które zaimki "swój / swoja / swoje" są zupełnie zbędne.
On postanowił jednak zagryźć zęby i z grymaśną miną kontynuował.
Grymaśną??????
- W takim razie zapraszam za mną. Wychodzimy z tej paskudnej, za przeproszeniem, karczmy.
1) Które słowo jest brzydkie, że książę przeprasza za użycie go? Paskudna czy karczma?
2) Po cholerę w ogóle się umawiał w karczmie?
3) Jeżeli "paskudna" karczma w tym miecie ma kandelabry i własny zespół muzyczny, to jak wyglądają te niepaskudne? Dywany i krysztalowe kufle?
Alakin zrozumiał że im prędzej zakończy tą
Tę.
paskudną sprawę tym szybciej pozbędzie się tej okropnej kobiety. Jego kroki skierowały się ku drzwiom gospody.
OMG, to zabrzmiało, jakby jego kroki się skierowały, a on został tam, gdzie siedział.
Karczmarz co chwila rzucał im ciekawskie spojrzenia lecz za każdym razem gdy złapał spojrzenie księcia, spuszczał wzrok i udawał ze pucuje i tak przeraźliwie brudne szklanki.
Szklanki. W "średniowiecznej" karczmie. Tjaa. Może jeszcze z arcorocu?
No i "złapanie" spojrzenia to nie najszczęśliwsza metafora.
Arystokrata odetchną z ulgą dopiero gdy wyszedł z gospody na zimne i kojące powietrze.
Chyba moja hipoteza o fobii społecznej jest trafna.
Alakin skinął na gwardzistów poczym
Po czym.
przedziwny pochód
A co w nim takiego przedziwnego?
Dara nie potrafiła sobie wyobrazić jak porażający widok musiał to być w dzień gdy promienie słoneczne leniwie odbijały się od nich.
A czemu, u licha, "leniwie"?
Ciemne flagi poważnego Dulingardu zostały zamienione na jakieś pomarańczowe ustrojstwa,
Jest noc. Płoną prawdopodobnie tylko jakieś pochodnie. Próbowałaś/łeś kiedykolwiek odróżniać kolory w świetle ognia? ZWŁASZCZA pomarańczowy?
No i słowo "ustrojstwo" niezbyt pasuje do fantasy, nie mówiąc już o tym, że na ogół oznacza jakieś skomplikowane urządzenie.
a ciosane kamienie zastąpiono rzeźbami i dziwacznymi wzorkami. Niegdyś niezdobyty zamek wyglądał teraz jak namiot cyrkowy.
Jak wiadomo, integralną częścią namiotu cyrkowego są rzeźby. Taak.
Ich kroki na kamiennej drodze
W mieście są ulice, nie drogi.
wydawały się wygrywać jakąś smętną melodię.
On stąpał "do-sol-mi" a ona "re-mi-fa".
Powoli mijali stare, kamienne domy z słomianymi dachami
Autorze. Gdzieś ty widział/a kamienny dom ze słomianym dachem? Nawet w fantastyce budownictwo musi mieć jakiś sens. Jeżeli kogoś stać na wybudowanie kamiennego domu, to stać go i na dach z gontu.
Daleko na horyzoncie, naokoło stolicy, majaczył się ciemny las, słynący z doskonałego do budowy łodzi drewna. Choć Dulingard nie był miastem portowym nieźle zarabiał na sprzedaży drewna, a nawet można było posunąć się do stwierdzenia, że było to główne źródło utrzymania. Nawet w nocy słychać było tam odgłosy ścinanych drzew
Powiem jedno: LOL. Poza tym co, na litość boską, ma las do fabuły? Nie mówiąc już o tym, że opisujesz scenerię z punktu widzenia bohaterów idących przez miasto, więc nie mają szansy widzieć lasu na horyzoncie. A "majaczyć" nie jest czasownikiem zwrotnym.
Miasto było jedyną większą osadą w tej części kraju. Dulingard był krajem o surowym klimacie i bagnistym podłożu. Noce były tu zimne, a dni też nie za ciepłe. Większość państewka stanowiły lasy iglaste, pełne zwierzyny łownej i mgliste trzęsawiska, z wielką łatwością wciągające nieostrożnego wędrowca w swoją ciemną toń. Właśnie dzięki parującym bagnom często padał tu deszcz lecz ostatnio zmienne wiatry przywiodły z pustyni ciepłe prądy, które choć na chwilę rozwiały wszechobecne chmury.
No i co z tego? Opis nie ma znaczenia dla akcji, oprócz drobnego faktu, że wali logikę świata, bo skąd władca lesisto-bagnistego państewka ma fundusze na zbudowanie pałacu z rzeźbami i złotym dachem?
Bardziej na zachód ciągnęło się długie pasmo gór Wężowych które miało swój początek już na Nizinie Avarskiej, ciągnęło się przez cały kontynent, a kończyło dopiero przy granicy z Desermitem.
Mówiąc kolokwialnie: a guzik to czytelnika w tym momencie obchodzi.
Porady ogolne:
1) Po napisaniu tekstu nie wstawiaj go natychmiast na portal, lecz odczekuj co najmniej tydzień, potem proś kogoś, by ci przeczytał utwór na głos i wyłapuj błędy.
2) Myśl w trakcie pisania.
3) Naucz się podstawowych zasad interpunkcji (przecinej przed wołaczem, wydzielanie zdań wtrąconych przecinkami lub myślnikami, itp).
Dziękuje za wszelkie poprawki. Może to nie najwłaściwsze miejsce, by wrzucać tak niedopracowane opowiadanie, ale zrobiłam to pod wpływem impulsu. Liczyłam właśnie na taką korektę. Ciężko jest znaleźć kogoś kto zna się na tyle na tym, że pomoże i poprawi. Był to jakiś rodzaj próby dla mnie. Biorę do siebie wszelkie uwagi ;)
Pzyznaję, że mój wpis nie będzie dotyczył bezpośrednio tekstu, ale nie mogę się powstrzymać: Achika nie ulękła się, w przeciwieństwie do mnie...
Czytałem "to" wczoraj --- i odpuściłem. Kandelabry na ścianach i perski dywan w prawdziwie królewskim stylu układający się na podłodze przerosły mnie.