
Sequel do Popiołów Vatry, mojego pierwszego tekstu tutaj. „Popioły” najlepsze nie są, ale za to krótkie. Myślę, że warto przeczytać, by przypomnieć sobie albo dopiero poznać co i jak w tym moim małym uniwersum.
Sequel do Popiołów Vatry, mojego pierwszego tekstu tutaj. „Popioły” najlepsze nie są, ale za to krótkie. Myślę, że warto przeczytać, by przypomnieć sobie albo dopiero poznać co i jak w tym moim małym uniwersum.
Dwóch, niezbyt przyjemnych strażników o dość odpychającej aparycji prowadziło Raveliusa do pokoju przesłuchań. Gdy dotarli na miejsce, gwałtownie posadzili więźnia na drewnianym krześle.
– Zdejmijcie mu kajdany i zostawcie nas samych – odezwał się mężczyzna, stojący w zacienionym rogu pomieszczenia.
Wartownicy niezwłocznie wykonali polecenie. Młody skazaniec został sam na sam z człowiekiem kryjącym się w mroku.
– To jak będzie, Brogg? Masz zamiar mnie torturować, póki wszystkiego nie powiem? Obejdzie się! Opowiem ci wszystko, ale jestem przekonany, że mi nie uwierzysz – powiedział Ravelius.
– Nie chcę cię torturować, Rav. Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał. Poza tym po sińcach na gębie domyślam się, że szanowni panowie strażnicy już cię nieźle poturbowali – odparł mężczyzna nazywany Broggiem, wychodząc z cienia.
– Pierwszy raz jestem przesłuchiwany przez kapitana straży miejskiej Nowej Vatry Brogga Helveza i po prostu nie wiem czego się spodziewać. Co do siniaków to wymknęła mi się jakaś stara obelga, a twoi wartownicy uznali, że to do nich i trochę mnie zbili. Nic wielkiego, nie pierwszy raz dostaję w pysk – odpowiedział więzień.
– Napij się trochę i zaczynaj swoją opowieść. Nie mamy całego dnia, przyjacielu – rzekł przesłuchujący, podając Raveliusowi bukłak z wodą.
Przesłuchiwany zwilżył gardło, westchnął i zaczął zeznawać.
To był piękny, niczym niewyróżniający się dzień w życiu hieny cmentarnej, zamieszkującej rynsztoki. Jak co dzień wstałem rano, umyłem się w brudnej, śmierdzącej mazi nazywanej przez nas – wyrzutków – wodą, zjadłem trochę gnijących ochłapów zwanych śniadaniem i ruszyłem na cmentarz. Planowałem tamtego dnia pogrzebać nieco w grobie starego Klimasa. Chłopinie zeszło się niedawno, więc grób był świeży. Liczyłem, że znajdę w nim coś ciekawego. Nawet jeśli nic bym nie znalazł, miałem sporo czasu i swobody działania. Nie musiałem martwić się, iż ktoś mnie zobaczy przez najbliższe kilka godzin. Był piątek, wszyscy ruszyli zatem na pielgrzymkę do ruin Czerwonej Katedry na cotygodniowe nabożeństwo. Po kilkunastu minutach rozgrzebywania upatrzonej mogiły spotkało mnie jednak lekkie rozczarowanie. Staruszek Klimas wyglądał biednie jak mysz kościelna. Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb. Spakowałem zdobycze do torby i ruszyłem na dalsze poszukiwania. Po chwili znalazłem dla siebie kolejny cel. To był świeży nagrobek na wzgórzu, tuż przy uschniętej wierzbie. Z tego co słyszałem, spoczywał tam syn młynarza, który z niewiadomych przyczyn zabił się, wyskakując przez okno. Jednak na moje nieszczęście, obok grobu nieszczęsnego samobójcy kręciła się jakaś staruszka. Podszedłem bliżej i ukrywszy się wśród krzewów leszczyny, otaczających wzgórek, zacząłem obserwować staruchę. Coś było z nią nie tak. Nie pochodziła z rodziny młynarza, nie modliła się, nie patrzyła nawet na nagrobek. Krążyła jedynie wokół niego, co chwilę przystając i jakby nasłuchując. Przyglądałem się jej dłuższą chwilę i stwierdziłem, że pierwszy raz widzę ją na oczy. Na pewno nie była tutejsza, nie wyglądała też w ogóle na mieszkankę doliny Skand, co potwierdzała trupioblada karnacja i ogólne rysy twarzy. Stara nieznajoma na cmentarzu w dzień nabożeństwa, robiąca właściwie nie wiadomo co. Niespotykany był to przypadek. Staruszka jeszcze kilkukrotnie odprawiła swój dziwny rytuał, po czym zeszła ze wzgórza i zniknęła mi z oczu. W końcu mogłem wyjść z ukrycia i wziąć się do roboty. Jednak gdy tylko moja wysłużona łopata dotknęła ziemi na grobie młynarzowego syna, usłyszałem za plecami nieprzyjemny, skrzekliwy głos:
– Wreszcie wylazłeś z tych krzaków, chłopcze.
Podskoczyłem ze strachu, wypuszczając narzędzie pracy z rąk. Odwróciłem się i ujrzałem ową dziwaczną staruchę, mlaskającą bezzębną szczęką.
– Wiedziałam, żeś się tam przyczaił i gapił na mnie. Normalnie to bym rzuciła na ciebie klątwę czy inny urok za to podglądanie, ale masz szczęście. Słuchałam i słuchałam i wiesz, co? Szkarłatny Upiór rzekł, że właśnie z tobą chce porozmawiać – dodała starucha.
– O czym ty gadasz, babciu? – spytałem skonfundowany, uznając, że starej z pewnością brakuje piątej klepki.
– Sam mi to powiedział. Ravelius ci na imię, czyż nie? Złodziej grobów i wyrzutek. O ciebie chodzi. Idź tam i porozmawiaj z nim – odparła dziwna starowina, wskazując laską królewskie mauzoleum.
– Mam wejść do monarszych krypt? Przecież to zakazane! Tylko kapłani mogą tam wchodzić – powiedziałem.
– Nie odwracaj wzroku, gdy przeznaczenie wzywa. Nie wymawiaj się głupio, kiedy masz szansę uratować świat. Sam zresztą posłuchaj, a usłyszysz jego głos – odpowiedziała staruszka.
Za jej radą postanowiłem, że tak zrobię, właściwie sam nie wiem czemu. Zacząłem wsłuchiwać się w dźwięki otoczenia i ku swojemu zaskoczeniu rzeczywiście usłyszałem pusty, dobiegający jakby z jakiejś głębokiej otchłani głos, wołający mnie po imieniu. Starucha zauważyła moje zdziwienie i rzekła:
– Widzisz, wcale nie plotę bzdur, chłopcze. On cię wzywa, a twoim zadaniem jest na to wezwanie odpowiedzieć.
Zaniepokojony konsekwencjami złamania zakazu wejścia do mauzoleum, udałem się wraz z tajemniczą starowiną do królewskich krypt. Gdy dotarliśmy na miejsce, staruszka odezwała się:
– Upiora znajdziesz na najniższym poziomie krypty, w miejscu spoczynku króla-heretyka. Powodzenia, chłopcze.
Nie odpowiedziałem. Pełen wątpliwości i niepokoju wkroczyłem do podziemi. Nie mam pojęcia, ile czasu zajęła mi podróż wilgotnymi, śmierdzącymi stęchlizną korytarzami na najniższy poziom. Miałem wrażenie, że było to co najmniej kilka godzin, choć czas ten mógł zostać wydłużony przez napięcie, jakie wtedy odczuwałem. Moja wędrówka przez podziemną nekropolię dobiegła końca, gdy zobaczyłem przed sobą dużą salę z wielkim, kamiennym sarkofagiem na środku. To musiało być to. Grób króla-heretyka, bohatera wielu opowieści, jakimi raczyła mnie matka, gdy byłem mały. Tego, który w swojej arogancji sprowadził gniew Czerwonego Boga i zniszczenie na piękną Starą Vatrę. Stanąłem przed potężną, ponurą mogiłą, gdy nagle kamienna trumna zaczęła świecić karmazynowym blaskiem. Po chwili pojawiła się przede mną wspominana przez staruszkę zjawa. To był Szkarłatny Upiór! Spostrzegłem, iż straszne widziadło, unoszące się przed moimi oczyma, nosi koronę, szaty ceremonialne i inne królewskie insygnia. Upiór był duchem heretyckiego króla! Widmo przeszywało mnie dłuższą chwilę obojętnym wzrokiem, po czym odezwało się słyszanym już przeze mnie pustym, otchłannym głosem:
– Raveliusie, za życia byłem twym królem, lecz teraz cierpię katusze za to, co zrobiłem. Czerwony Bóg zniszczył moje miasto, doprowadził was – mój lud do podłego stanu i uczynił ze mnie pokutnika nawet po śmierci. Jednak to nie koniec. On wróci i dokończy dzieła. Musisz go powstrzymać. Jest jeszcze nadzieja. Nie pozwól, aby Czerwony Bóg powrócił. Syn najwyższego kapłana, on umożliwi mu powrót. Zabij go, a uratujesz ocalałych Vatryjczyków. To jedyny sposób. Pragnę, abyście uwolnili się spod jarzma tego okrutnika, byście kontynuowali moje dzieło, by człowiek sam sobie stał się bogiem.
– Dlaczego akurat ja mam to zrobić? – zapytałem.
– Zostałeś wybrany. Jedynie wyrzutek może zatrzymać kręcące się tryby nieuchronnej zagłady. Nie zawiedź jak poprzedni wybrańcy. Idź już, zabij syna kapłana i ocal nas wszystkich – odpowiedziała zjawa i zniknęła w karmazynowym blasku.
– Potem, pobiegłeś jak szaleniec do pałacu kapłana Therciusa i tam znaleźliśmy cię wymachującego nożem nad kołyską małego Theo, zgadza się? – przerwał zeznanie Brogg.
– Tak, zgadza się – odparł Ravelius, wzdychając. – Ty nic nie rozumiesz, widziałem go na własne oczy, najprawdziwszy duch rozmawiał ze mną, kazał mi to zrobić. Wybiegłem z krypt, wróciłem do domu, zabrałem nóż. Byłem gotów zabić to dziecko, Therciusa, jego służkę, wszystkich, którzy tam byli – dodał zdenerwowany.
– A co z tą staruszką?
– Zniknęła, przepadła, nigdzie jej nie było, gdy wybiegałem z mauzoleum. Nie mam pojęcia, co się z nią stało.
– Lubię cię, Rav. Naprawdę cię lubię, mimo żeś hiena cmentarna, śmierdzący wyrzutek i czasem zwykły cham. Niestety w obliczu takich zeznań, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się śmiać i posłać na egzekucję. Gdyby chodziło znów o grabież grobów, zarządziłbym dwadzieścia batów i puścił cię wolno. Jednak tym razem posunąłeś się za daleko. Próba zabójstwa dziecka najwyższego kapłana, za to czeka cię szubienica. Przykro mi, Rav.
– Nie, nie możesz, musisz mi uwierzyć! Błagam! To wszystko prawda! Wybrano mnie! Chciałem nas uratować! Ten potwór, który zniszczył nasze wspaniałe miasto, wróci! Wszyscy zginiemy! Nie rozumiesz!?
– Miałeś halucynacje i tyle. Pewnie zatrułeś się trupim jadem lub coś z tych rzeczy, nie wiem, nie znam się na tym. W każdym razie twoją historię uznaję za wielce nieprawdopodobną.
– Jesteś moim jedynym przyjacielem. Obaj kiedyś byliśmy odtrąconymi wyrzutkami i mieszkaliśmy w brudnym rynsztoku. Znamy się jak łyse konie. Wiesz, że nie jestem mordercą i nie wymyśliłbym tego wszystkiego. Uwierz mi! Jeśli teraz poślesz mnie na śmierć, będziesz tego żałował!
– Dość tego! Zabrać go! Przygotować szafot! – Brogg miał już dość niedorzecznego zachowania swojego druha.
Dwójka nieprzyjemnych strażników chwyciła skazańca i wyprowadziła siłą z pokoju przesłuchań, po drodze dając do zrozumienia ciosami pięści, iż ma przestać wrzeszczeć.
Gdy kat pytał Raveliusa o ostatnie słowo, nieszczęśnik wygłosił przemowę do zgromadzonych na egzekucji mieszkańców Nowej Vatry. Ze łzami w oczach próbował przekonać wszystkich, że jego opowieść o spotkaniu ze Szkarłatnym Upiorem jest prawdą. Ludzie śmiali się, zaczęli obrzucać złodzieja grobów zgniłymi warzywami oraz błotem i krzyczeć: „Powiesić go!”. Minuty przed śmiercią Raveliusowi wydawało się, iż widzi tajemniczą staruszkę przemykającą w tłumie gapiów. Odwrócił się w lewo i wyszeptał: „Przepraszam” nie wiadomo czy prosząc o wybaczenie stojącego w tłumie kapłana Therciusa z małym Theo na rękach, czy też znajdujące się kilka mil dalej mauzoleum Szkarłatnego Upiora. Skazaniec zamknął oczy i po pociągnięciu przez kata dźwigni zapadni był już dyndającym na szubienicy trupem. Brogg obserwował całą egzekucję z okna pobliskiej strażnicy. Było mu żal Raveliusa, szczerze go lubił. Na pewno dopilnuje, by został godnie pochowany.
W noc po straceniu przyjaciela, kapitan straży zniknął. Wszczęto poszukiwania, świadkowie twierdzili, iż kilka godzin przed zniknięciem widzieli Brogga Helveza w towarzystwie dziwnej, nieznajomej, starszej kobiety. Oboje kierowali się w stronę cmentarza. Po kilku dniach kapłani odnaleźli Helveza na najniższym poziomie królewskich krypt. Leżał martwy przed sarkofagiem przeklętego władcy-heretyka, jego twarz wykręcona była w paroksyzmie wielkiego przerażenia. Arcykapłan Thercius stwierdził, że nieszczęśnik po prostu umarł ze strachu. W zaciśniętej pięści jego lewej dłoni znaleziono natomiast kartkę z krótką notatką o treści: „Rav miał rację”.
Hej
Nie czytałem Popiołów, ale opowiadanie ( prawie szort ;)) jako osobny tekst prezentuje się bardzo dobrze :). Przesłuchanie fajnie wprowadza w opowieść Raveliusa, sama historia z kobietą i upiorem klimatyczna, no i końcówka… może nie zaskakująca, ale dobrze pasująca do klimatu opowiadania :)
Klikam i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Witaj.
I mnie spodobała się ta historia, choć odnoszę wrażenie pewnego niedosytu – jakby część wątków można było jeszcze rozwinąć. Drobiazgi językowe zatrzymały mnie kilkakrotnie, ale skupiłam się jedynie na fabule, ciekawa zakończenia opowieści. :)
Klikam, pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Bardziejaskrze Dziękuję za komentarz i klika!
Cieszę się, że tekst jako osobny twór się broni i że się podobało. Wychodzi na to, że nie dałem plamy i da się zrozumieć fabułę nawet bez czytania „Popiołów”.
Pozdrawiam również!
bruce Dzięki bardzo za klika! Nie jest to ostatni tekst osadzony w tym świecie, więc może dlatego pewne wątki nie są za bardzo pogłębione :)
Super, że mimo to historia się spodobała. Również serdecznie pozdrawiam!
Wzajemnie, powodzenia. :)
Pecunia non olet
Spostrzegłem, iż straszne widziadło, które unosiło się przed moimi oczyma, nosi koronę na głowie, szaty ceremonialne i królewskie insygnia oraz symbole władzy.
przedmiot symbolizujący władzę królewską lub kościelną → sjp
*Edytka: insygnia królewskie «korona, berło, jabłko i miecz» → pwn
Czerwony Bóg zniszczył moje miasto, doprowadził was – mój lud do podłego stanu i uczynił ze mnie pokutnika nawet po śmierci.
Wydaje mi się, że wtrącenie powinno zostać domknięte.
Pragnę
waszej wolności,abyście uwolnili się spod jarzma tego okrutnika, byście kontynuowali moje dzieło, by człowiek sam sobie stał się bogiem.
Powtórzenie.
Skazaniec zamknął oczy i po pociągnięciu przez kata za dźwignię zapadni był już dyndającym na szubienicy, zimnym trupem.
Jeszcze ciepłym, bo dopiero go stracili. Ciało nie stygnie tak szybko.
Ciekawa to opowieść i utrzymana w klimacie poprzedniego tekstu, choć lekko gorsza w mojej opinii. Najmocniejszą częścią było spotkanie z upiorem i starszą kobietą, a ten motyw przyjaciela, który miał osądzić bohatera do mnie nie przemówił. Ogólnie, po pracy nad tekstem, wszystko się sklei i będzie tworzyło interesującą całość, ale ta część wymaga doszlifowania. Ciekawi mnie, co będzie dalej.
Powodzenia :D
M.G.Zanadra
Jeszcze ciepłym, bo dopiero go stracili. Ciało nie stygnie tak szybko.
Rzeczywiście, totalnie o tym nie pomyślałem.
Powtórzenia zlikwidowane
Miło mi bardzo, że opowieść zaciekawiła. Może być gorsza niż poprzednik, bo mniej tu opisów i takiego zadumanego klimatu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Następna część jest, póki co w fazie pomysłu. Po „Upiorze” chciałem zacząć coś innego, ale chyba skupię się na jego kontynuacji właśnie.
Dziękuję za przeczytanie i komentarz ;)
Teraz mam wyrzuty sumienia, bo może gorsza to zbyt mocne słowo, ale lekko słabsza w warstwie językowej, która w pierwszym tekście poza kilkoma elementami wydawała się bardziej dopieszczona, a fabularnie tylko ten fragment z przyjacielem mi zgrzytał. Oczywiście to moje subiektywne odczucia, nic więcej.
Tak to jest z kontynuacją opowieści w jednym uniwersum, że chciałoby się równego poziomu na początku i końcu. Sam się smagasz tym batogiem, ale z drugiej strony, skoro ten świat wciąga…s :D
Ciekawa historia. Faktycznie, człowiek zastanawia się, co będzie dalej. Zaciukają malucha czy wymrą? Oczywiście, że najfajniejsza byłaby jakaś trzecia droga, mniej spodziewana…
Kim jest nikomu nieznana staruszka? Dowiemy się w następnym odcinku? ;-)
Babska logika rządzi!
Dzień dybry,
Popioły przeczytane.
odparł mężczyzna nazywany Broggiem
A nie lepiej by było prościej: odparł Brogg?
– Pierwszy raz jestem przesłuchiwany przez kapitana straży miejskiej Nowej Vatry Brogga Helveza i po prostu nie wiem czego się spodziewać.
Heh ;p
Skojarzyło mi się z tymi przydługimi hiszpańskimi nazwiskami: Juan Alvaro Cerveza Queso Manana Cortez ;p
śmierdzącej mazi nazywanej przez nas – wyrzutków wodą
śmierdzącej mazi nazywanej przez nas – wyrzutków - wodą
Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb.
Brakujący przecinek.
– Mam wejść do monarszych krypt? Przecież to zakazane! Tylko kapłani mogą tam wchodzić – powiedziałem.
A rozkopywanie grobów nie jest też zakazane? ;p
Miałem wrażenie, że było to co najmniej kilka godzin, choć czas ten mógł zostać sztucznie wydłużony przez napięcie, jakie wtedy odczuwałem.
Fabuła odgrywa się w zamierzchłych czasach. Czy zatem bohater znałby słowo “sztucznie”?
Zabij go, a uratujesz ocalałych vatryjczyków.
Brakujący przecinek.
Jedynie wyrzutek może zatrzymać kręcące się tryby nieuchronnej zagłady.
A czemu akurat wyrzutek?
– A co z tą staruszką? – dopytał kapitan straży miejskiej.
– Zniknęła, przepadła, nigdzie jej nie było, gdy wybiegałem z mauzoleum. Nie mam pojęcia, co się z nią stało – odpowiedział przesłuchiwany.
– Lubię cię, Rav. Naprawdę cię lubię, mimo żeś hiena cmentarna, śmierdzący wyrzutek i czasem zwykły cham. Niestety w obliczu takich zeznań nie pozostaje mi nic innego jak tylko się śmiać i posłać na egzekucję. Gdyby chodziło znów o grabież grobów, zarządziłbym dwadzieścia batów i puścił cię wolno. Jednak tym razem posunąłeś się za daleko. Próba zabójstwa dziecka najwyższego kapłana, za to czeka cię szubienica. Przykro mi, Rav – powiedział Brogg.
– Nie, nie możesz, musisz mi uwierzyć! Błagam! To wszystko prawda! Wybrano mnie! Chciałem nas uratować! Ten potwór, który zniszczył nasze wspaniałe miasto, wróci! Wszyscy zginiemy! Nie rozumiesz!? – krzyczał Ravelius, płaszcząc się przed przyjacielem.
– Miałeś halucynacje i tyle. Pewnie zatrułeś się trupim jadem lub coś z tych rzeczy, nie wiem, nie znam się na tym. W każdym razie twoją historię uznaję za wielce nieprawdopodobną – upierał się przy swoim kapitan straży miejskiej.
Czy didaskalia po każdej wypowiedzi są konieczne? Rozmówców jest tylko dwóch, przecież czytelnik się zorientuje, kto i co mówi.
Niestety w obliczu takich zeznań, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się śmiać i posłać na egzekucję.
Przecinki.
Minuty przed śmiercią Raveliusowi wydawało się, iż widzi tajemniczą staruszkę przemykającą się w tłumie gapiów.
A nie powinno być: przemykającą przez tłum?
Odwrócił się w lewo i wyszeptał:
A to jest takie istotne, że odwrócił się w lewo?
„Przepraszam”, nie wiadomo czy prosząc o wybaczenie
,stojącego w tłumie kapłana Therciusa z małym Theo na rękach,
Zbędny przecinek.
Leżał martwy przed sarkofagiem przeklętego władcy–heretyka, jego twarz wykręcona była w paroksyzmie wielkiego przerażenia. Arcykapłan Thercius stwierdził, że nieszczęśnik po prostu umarł ze strachu. W zaciśniętej pięści jego lewej dłoni znaleziono natomiast kartkę z krótką notatką o treści: „Rav miał rację”.
Umarł z przerażenia i zdążył jeszcze przed śmiercią coś zapisać? Czy to ten duch wcisnął mu notatkę?
Ja również czekam na kolejną część! Jestem ciekawa, czy duch nadal będzie próbował za pomocą pośredników zabić syna króla. A może sam będzie chciał go zabić? ;p
Podoba mi się Twój styl pisania, zdania ładnie się splatają ze sobą, w mojej głowie brzmią one dobrze, a co za tym idzie – uspokaja mnie to. Chyba odwiedzę niedługo Twój profil i tam trochę poszperam :)
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Finklo
Bardzo mi miło, że zaciekawiłem. Następna część na pewno odpowie na większość pytań, choć stawiam, że nie na wszystkie ;)
Dziękuję za przeczytanie oraz klika!
HollyHell91
Z góry przepraszam za przecinkologię, ta niestety ciągle u mnie kuleje. Już poprawiłem wskazane babole.
Fabuła odgrywa się w zamierzchłych czasach. Czy zatem bohater znałby słowo “sztucznie”?
Tu przyznaję Ci rację. Nie byłem pewien co do tego, ale teraz widzę, że sztucznie tu nie pasuje. Już to wywaliłem.
Czy didaskalia po każdej wypowiedzi są konieczne? Rozmówców jest tylko dwóch, przecież czytelnik się zorientuje, kto i co mówi.
Tutaj sam się zastanawiam. Zawsze pisałem didaskalia, nawet jak rozmawiają dwie osoby. Może to mój pisarski defekt. Pomyślę nad tym.
Umarł z przerażenia i zdążył jeszcze przed śmiercią coś zapisać? Czy to ten duch wcisnął mu notatkę?
Raczej zdążył to zapisać przed śmiercią ;) Mógł to nawet zapisać, gdy ruszył z tajemniczą staruszką do mauzoleum.
Bardzo dziękuję za tak pozytywne słowa! Kontynuacja na pewno będzie równie ciekawa. Pomysł już jest ;)
Z nie wszystkich moich tekstów jestem osobiście zadowolony, ale mimo to zachęcam do szperania i komentowania :)
Pozdrawiam!
Hej Storm!
Opowiadanie udane, przeczytałem z przyjemnością. Zerknąłem też na popioły, ale wydaje mi się, że gdybym tego nie zrobił, tekst nie straciłby za dużo.
Napięcie było przyjemnie poprowadzone – przez cała historię Raveliusa zastanawiałem się, jak daleko uda mu się zajść, zanim go złapią. Największą zaletą i wadą jednocześnie jest ciekawość co do ciągu dalszego. Zaletą – bo chciałbym przeczytać więcej, wadą – bo tego “więcej” jeszcze nie ma ;)
Kilka błędów i sugestii wyłapanych na bieżąco:
Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb.
Mógłby się jeszcze wypowiedzieć ktoś mądrzejszy ode mnie, ale wydaje mi się, że przecinek przed “złoty” jest zbędny.
Jedynym, co prezentowało jakąś wartość, była jego szata i jeden jedyny, złoty ząb. Spakowałem zdobycze […]
Skoro tylko ząb prezentował wartość, prawdopodobnie zdobycze → zdobycz.
Zaniepokojony konsekwencjami złamania zakazu wejścia do mauzoleum, udałem się wraz z dziwną starowiną do królewskich krypt.
Zdanie wygląda, jakby wejście do krypt wynikało z obawy przed konsekwencjami. Może coś w stylu “Udałem się do krypt, mimo niepokoju” wypadłoby lepiej?
– Miałeś halucynacje i tyle. Pewnie zatrułeś się trupim jadem lub coś z tych rzeczy, nie wiem, nie znam się na tym. W każdym razie twoją historię uznaję za wielce nieprawdopodobną – upierał się przy swoim kapitan straży miejskiej.
Chciałem się tu rozpisać, że z tekstu widać na pierwszy rzut oka, kto mówi, a do tego w dialogu są tylko dwie osoby, ale widzę, że HollyHell też już to zauważyła, więc dołączam się do jej sugestii :) W cytowanym fragmencie aż mi zazgrzytało, że autor wypisuje mi takie oczywiste rzeczy ;)
„Przepraszam” nie wiadomo czy prosząc o wybaczenie, stojącego w tłumie kapłana Therciusa z małym Theo na rękach, czy też znajdujące się kilka mil dalej mauzoleum Szkarłatnego Upiora.
Zbędny przecinek przed “stojącego”.
Pozdrawiam :)
It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead
Witaj ostam!
Miło mi, że się podobało i nawet bez znajomości Popiołów czytało się dobrze. Kontynuacja powoli się tworzy ;)
Didaskalia w końcowym dialogu wywalone. Skoro tak jak HollyHell zwróciłeś na to uwagę, postanowiłem się ich pozbyć. Wbrew to mojej tradycji pisania dialogów, ale mówiąc szczerze nie wygląda nawet źle :)
Innym błędom jeszcze się przyjrzę.
Pozdrawiam również!
Po bardzo krótkich i raczej opisowych Popiołach Vatry, w tym opowiadaniu coś się dzieje. Coś, co intryguje i zaciekawia. I choć bohaterem opowieści uczyniłeś hienę cmentarną i niedoszłego zabójcę synka kapłana, to musze wyznać, że z przykrością przyjęłam wyrok nakazujący go stracić.
Domyślam się, że wszystko, co w Szkarłatnym Upiorze pozostało tajemnicze, znajdzie wytłumaczenie w kolejnym opowiadaniu.
Stormie, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)
Dwóch, niezbyt przyjemnych strażników o dość odpychających aparycjach… → Dwóch, niezbyt przyjemnych strażników o dość odpychającej aparycji…
Aparycja nie ma liczby mnogiej.
…gwałtownie osadzili więźnia na drewnianym krześle. → …gwałtownie posadzili więźnia na drewnianym krześle.
Sprawdź znaczenie słowa osadzić.
Nie rób głupich wymówek… → Wymówki można robić komuś. Wymawianie się od czegoś nie jest robieniem wymówek.
Proponuję: Nie wymawiaj się głupio…
Nie mam pojęcia, ile czasu zajęła mi podróż wilgotnymi… → Czy Ravelius na pewno podróżował?
Proponuję: Nie mam pojęcia, jak długo trwała wędrówka wilgotnymi…
Spostrzegłem, iż straszne widziadło, które unosiło się przed moimi oczyma, nosi koronę na głowie, szaty ceremonialne i inne królewskie insygnia. → Czy istniała możliwość, aby nosił koronę w innym miejscu, nie na głowie? Ceremonialne szaty nie są królewskim insygnium. Prawie powtórzenie.
Proponuję: Spostrzegłem, iż straszne widziadło, unoszące się przed moimi oczyma, ubrane było w ceremonialne szaty, miało koronę i pozostałe królewskie insygnia.
…odezwało się słyszanym już przeze mnie pustym, otchłannym głosem: → Co to znaczy, że głos był otchłanny?
Proponuję: …odezwało się słyszanym już przeze mnie pustym, dobywającym się jakby z otchłani głosem:
…a uratujesz ocalałych vatryjczyków. → …a uratujesz ocalałych Vatryjczyków.
– Po tym, pobiegłeś jak szaleniec do pałacu kapłana… → Czy tu aby nie miało być: – Potem pobiegłeś jak szaleniec do pałacu kapłana…
…i mieszkaliśmy w brudnym rynsztoku. → Zbędne dookreślenie – czy bywają czyste rynsztoki?
Minuty przed śmiercią Raveliusowi wydawało się, iż widzi tajemniczą staruszkę przemykającą przez tłum gapiów. → A może: Chwilę przed śmiercią Raveliusowi wydawało się, iż widzi tajemniczą staruszkę przemykającą w tłumie gapiów.
…i po pociągnięciu przez kata za dźwignię zapadni… → …i po pociągnięciu przez kata dźwigni zapadni…
…przeklętego władcy–heretyka… → …przeklętego władcy-heretyka…
W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy
Bardzo mnie cieszy, że tekst zaintrygował i jest lepszy od Popiołów. Kolejne opowiadanie z tego uniwersum w przygotowaniu i odpowie na większość pytań.
Większość usterek poprawiona. Dzięki za przeczytanie :)
Bardzo proszę, Stormie. Dobrze wiedzieć, że pracujesz na dalszym ciągiem i że można spodziewać się wyjaśnień tego, co na razie pozostaje tajemnicze.
A skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy Dziękuję bardzo za klika :)
Bardzo proszę, Stormie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Fajny, mroczny tekst. Jak dla mnie wymagałby pogłębienia – zwłaszcza relacja między prokuratorem i obwiesiem.
Dwóch, niezbyt przyjemnych strażników o dość odpychającej aparycji prowadziło Raveliusa do pokoju przesłuchań. Gdy dotarli
na miejsce, gwałtownie posadzili więźnia na drewnianym krześle.
Dla mnie nieprzyjemni i o dość odpychającej aparycji to masło maślane, na dodatek podzielone strażnikami.
Może lepiej brutalnie niż gwałtownie.
– To jak będzie, Brogg? Masz zamiar mnie torturować, póki wszystkiego nie powiem? Obejdzie się! Opowiem ci wszystko, ale jestem przekonany, że mi nie uwierzysz – powiedział Ravelius.
Ten Ravelius jest jak dla mnie zbędny, bo jest ich dwóch a ten drugi to Brogg.
To był piękny, niczym niewyróżniający się dzień w życiu hieny cmentarnej, zamieszkującej rynsztoki.
Nie sądzę żeby tak o sobie mówił. Znowu hiena w środku, zamiast na końcu.
Planowałem tamtego dnia pogrzebać nieco w grobie starego Klimasa, chłopinie zeszło się niedawno, więc grób był świeży.
Chłopinę dałabym do nowego zdania.
Nawet jeśli nic bym nie znalazł, miałem sporo czasu i swobody działania.
Tej swobody nie do końca rozumiem.
Coś było z nią nie tak. Nie była z rodziny młynarza, nie modliła się, nie patrzyła nawet na nagrobek.
Może nie pochodziła z rodziny?
Krążyła jedynie wokół niego, co chwilę przystając i jakby nasłuchując.
Bez jakby, bo nie wiem jak można jakby nasłuchiwać.
Przyglądałem się jej dłuższą chwilę i stwierdziłem, że pierwszy raz widzę ją na oczy. Na pewno nie pochodziła stąd, podróżną również nie była, ci w końcu praktycznie w ogóle nie odwiedzają Nowej Vatry i okolic.
Jak widział ja pierwszy raz na oczy, to raczej na pewno nie była stąd. A argumentem, że ktoś nie jest podróżną nie jest raczej brak podróżnych????
Stara nieznajoma na cmentarzu w dzień nabożeństwa, robiąca właściwie nie wiadomo co.
A co ma do tego nabożeństwo?
– Sam mi to powiedział. Ravelius ci na imię, czyż nie? Złodziej grobów i wyrzutek. O ciebie chodzi. Idź tam i porozmawiaj z nim – odparła dziwna starowina, wskazując laską królewskie mauzoleum.
Tu lepiej było umieścić te obelgi z początku. Poza tym nieustannie powtarzasz, że staruszka była dziwna.
Za jej radą postanowiłem, że tak zrobię, właściwie sam nie wiem czemu.
Jakoś bym to przeredagowała . Może Sam nie wiem czemu postanowiłem posłuchać jej polecenia?
Zaniepokojony konsekwencjami złamania zakazu wejścia do mauzoleum, udałem się wraz z dziwną starowiną do królewskich krypt. Gdy dotarliśmy na miejsce, staruszka odezwała się:
Znowu dziwna staruszka!
Ty nic nie rozumiesz, widziałem go na własne oczy, najprawdziwszy duch rozmawiał ze mną, kazał mi to zrobić.
Przed momentem było o niemowlaku i troszkę wydaje się, że to jego widział na własne oczy.
Wybiegłem z krypt, wróciłem do domu, zabrałem nóż. Byłem gotów zabić to dziecko, Therciusa, jego służkę, wszystkich, którzy tam byli – dodał zdenerwowany.
Po co on to powtarza skoro już powiedział to Brogg?
Próba zabójstwa dziecka najwyższego kapłana, za to czeka cię szubienica. Przykro mi, Rav.
Do przeredagowania, za próbę czeka cię.
– Jesteś moim jedynym przyjacielem. Obaj kiedyś byliśmy odtrąconymi wyrzutkami i mieszkaliśmy w brudnym rynsztoku. Znamy się jak łyse konie. Wiesz, że nie jestem mordercą i nie wymyśliłbym tego wszystkiego. Uwierz mi! Jeśli teraz poślesz mnie na śmierć, będziesz tego żałował!
Odkryłabym ich przyjaźń wcześniej, albo bardziej podkreśliła, że nie ma między nimi faktycznego dystansu.
Dwójka nieprzyjemnych strażników chwyciła skazańca i wyprowadziła siłą z pokoju przesłuchań, po drodze dając do zrozumienia ciosami pięści, iż ma przestać wrzeszczeć.
Zabawne.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Ambush
Dla mnie nieprzyjemni i o dość odpychającej aparycji to masło maślane, na dodatek podzielone strażnikami.
Nieprzyjemni mogli być z charakteru :)
Tej swobody nie do końca rozumiem.
Miał swobodę działania, bo nie musiał obawiać się, że ktoś go nakryje, gdyż większość ludzi była na nabożeństwie.
A co ma do tego nabożeństwo?
To, że jeśli staruszka pochodziłaby stąd, uczestniczyłaby w nabożeństwie wraz z innymi mieszkańcami, a nie odwiedzała cmentarz.
Dzięki za przeczytanie!
Jest fabuła, są dialogi i całość jest o wiele lepsza niż “Popioły Vatry”. Oczywiście jest to tylko krótka, składająca się ledwie z kilku scen historia, ale widać, że jest progres w porównaniu z poprzednim tekstem. Jest rozwinięcie świata, bohaterowie (choć ich motywacje poznajemy dość pobieżnie) i od razu czyta się to o wiele lepiej. Myślę, że świat może mieć potencjał, aczkolwiek jeszcze zbyt mało o nim wiem, żeby być zainteresowanym.
Piszesz coś jeszcze w tym uniwersum?
Dzięki, że wpadłeś belhaju! Cieszę się, że się podobało i że widać postępy. Kolejny tekst z tego uniwersum jest tutaj: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/30791 Wstawiam cały link, bo piszę z telefonu a do komputera chwilowo nie mam dostępu.
Cóż, nie wystarczy mieć rację, problem, jak innych do niej przekonać, a kogo warto zmusić.
Dokładnie, Koalo. Jednostka niestety nie jest w stanie przekonać większości.
Dzięki za przeczytanie!
Arcykapłan Thercius stwierdził, że nieszczęśnik po prostu umarł ze strachu. W zaciśniętej pięści jego lewej dłoni znaleziono natomiast kartkę z krótką notatką o treści: „Rav miał rację”.
Skoro umarł ze strachu, kiedy zdążył napisać notatkę?
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki za komentarz Anet!
Myślę, że mógł napisać notatkę jeszcze przed śmiercią, gdy schodził do krypty lub kiedy spotkał tajemniczą staruszkę :)