
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Co ty sobie wyobrażasz?!
Gordon stał w swoim gabinecie, odwrócony tyłem do drzwi. Patrzył przez okno na szare budynki, oświetlone sztucznym światłem imitującym dawne słońce. Sam nie widział nigdy słońca o którym obecnie można przeczytać tylko w dawnych książkach. Słońce, które daje światło, które przyjemnie ogrzewa twarz… i wiatr, prawdziwy, nie sztucznie tworzony w podziemnych miastach…
Jego rozmyślania zakłócił kolejny wybuch złości.
– Nie chcę, żebyś mnie kontrolował! Nie zgadzam się, żebyś leciał ze mną!
Odwrócił się i zobaczył Charlie. Była zła jak osa, ale nie zrobiła na nim większego wrażenia – widział ją w podobnym stanie już nie raz, bo nie raz do takiego stanu ją doprowadzał. Nie było jego winą, że dziewczyna wiele razy narażała się na niebezpieczeństwo i pewną śmierć. Musiał jej pomagać, aby nie stało jej się nic złego. Oczywiście z jej strony wyglądało to zapewne zupełnie inaczej, ale jego to nie obchodziło.
– Nie zamierzam Cię kontrolować, Charlie. Po prostu sam zmieniłem zdanie i postanowiłem w końcu się stąd ruszyć. – starał się mówić wolno i spokojnie, żeby jeszcze bardziej jej nie rozzłościć, bo w skrajnych przypadkach jego siostra naprawdę potrafiła być nieprzyjemna.
– Nie wierzę Ci! – jej wargi zaczęły drżeć, a w oczach pojawiły się łzy złości – chcesz mnie kontrolować, znowu to robisz. Tata na pewno by tego nie robił.
Twarz mu stężała, a Charlie uśmiechnęła się krzywo. Wiedziała, że Gordon nienawidzi wzmianek o ojcu, ale nie wiedziała dlaczego. Zresztą, postanowiła nie drążyć tego tematu. Osiągnęła to, czego chciała – wbiła szpilę starszemu bratu, tak samo, jak on jej, swoim zgłoszeniem do misji.
– Nie chcę, żebyś leciał ze mną. Odwołaj swoją kandydaturę.
– Nie – powiedział twardo. Wiedziała, że teraz już nic go nie powstrzyma od wylotu, bo nigdy nie rezygnował ze swoich planów. W tym rodzeństwo było do siebie bardzo podobne.
– Więc do zobaczenia na pokładzie. – powiedziała Charlie patrząc prosto w oczy bratu – Do tego czasu nie podchodź do mnie, bo jestem gotowa ci wydrapać oczy. Do widzenia.
Wyszła, trzaskając drzwiami, a Gordon wrócił do obserwowania sztucznego słońca w sztucznym świecie, w którym przyszło mu żyć.
Wchodząc na pokład specjalnie przygotowanej kapsuły, Gordon miał mieszane uczucia. Siostra zachowywała się, jakby w ogóle go nie znała. Ola był mrukiem z natury – na pytania odpowiadał szeroką gamą chrząknięć i burknięć, którymi skutecznie odstraszał rozmówców. Thomas był zdecydowanie po stronie Charlie i uważał Millsa za nadgorliwca ograniczającego rodzoną siostrę. Nie okazywał tego otwarcie – był dowodzącym II pułku obrony ludzkości, przez co podlegał bezpośrednio ministerstwu obrony, czyli Gordonowi. Okazywał mu należny szacunek, lecz jego wzrok mówił jednoznacznie, co o nim myśli.
Hangar, w którym stała kapsuła był położony daleko za murami miasta – musieli tam dolecieć transportowcami, razem z całym sprzętem badawczym, wodą i jedzeniem, ubraniami, środkami czystości i oczywiście bronią – laserami, pociskami wysokiego kalibru, a także różnego rodzaju bombami. Musieli być gotowi na każdą okoliczność, chociaż wyruszali tylko na kilka dni i nie mieli zamiaru znacząco się oddalać.
Już na miejscu przeszli przez szereg badań, do porównania z badaniami którym zostaną poddani po wyprawie. Wszyscy uczestnicy są monitorowani miesiąc przed i trzy miesiące po wyprawie, na wypadek choroby spowodowanej przez środowisko zewnętrzne. We wczesnym stadium można jeszcze próbować człowieka uratować, w późniejszym – nie ma już na to szans. Po badaniach zostali przebrani w specjalne kombinezony z modyfikowanej genetycznie wełny, odpornej na zniszczenia. Na to nałożono następną warstwę z giętkiego plastiku z cienką siatką ołowiu wewnątrz, chroniącą przed promieniowaniem. Nowy system kombinezonów chroniących przed wrogim środowiskiem był bardzo wygodny w porównaniu ze starszym zabezpieczeniem, które chociaż było lekkie i komfortowe, nie przylegało tak ściśle do ciała. Obecny kombinezon niczym nie różnił się od koszuli i wygodnych dżinsów – w końcu ludzie spędzający czas poza bezpiecznym podziemiem byli zbyt cenni, aby tracić ich przez złe samopoczucie z powodu niedogodnego ubioru. Następnie wyposażono ich w podstawowe narzędzia potrzebne każdemu w kapsule: przenośną latarkę, nóż z hartowanej stali, broń laserową oraz najnowszy radiotelefon, działający na odległość nawet kilkudziesięciu kilometrów.
Będąc już w zamkniętej hermetycznie kapsule, następuje sprawdzenie wszystkich mechanizmów: silników, w tym zapasowych, wszystkich instrumentów pokładowych, a także zapasów tlenu. Kiedyś próbowano zamontować wentylatory i oddzielić tlen od tego, co w dawnych czasach nazywane było powietrzem, jednak wysiłki spełzły na niczym – okazało się, że żadnego tlenu na powierzchni już nie ma. Podziemne miasta od lat posiadały wytwórnie syntetycznego tlenu i nim także posługiwały się ekipy zwiadowcze.
Po sprawdzeniu wszystkiego, kapsuła została umieszczona w specjalnym tunelu, który prowadził poza obręb Nowego Świata. Wystarczyło uruchomić silniki i wzbić się w powietrze.
Charlie spojrzała na Gordona, Olę, Thomasa. Patrzyła na nich i mówiła powoli i spokojnie.
– Nie wrócimy z pustymi rękami. Musimy być twardzi i dać z siebie wszystko, aby nasz rząd był z nas dumny. Nie chcę, abyśmy wrócili jak inne ekipy, bez niczego godnego uwagi, bez żadnego przełomowego odkrycia. Teraz nie ma już czasu na obijanie się. Pracujemy w grupie, – tu spojrzała na Olę, który już chciał czmychnąć do pracowni – bez przywódców – tu spojrzała na Gordona – i bez wzajemnej niechęci – posłała wymowne spojrzenie Thomasowi, który wzruszył lekko ramionami. – Chcę pełnego zaufania, a nasze wzajemne problemy zostawimy do rozwiązania po powrocie. Zgadzacie się ze mną?
Chórem potwierdzili.
– Dobrze, więc… lecimy.
Poderwała maszynę w górę. Lecieli tunelem ze stałą szybkością, widzieli już nad głowami otwierający się właz tunelu, a nad nim brudno pomarańczowe niebo. Znaleźli się na powierzchni po kilku minutach, ponieważ kapsuły były dosyć ciężkie i nie mogły, tak jak samoloty zwiadowcze, rozwijać znacznych prędkości.
Charlie i Gordon patrzyli po raz pierwszy na świat, na którym kiedyś żyli ludzie, który kiedyś był zielony, którego niebo było jasnoniebieskie, a wody oceanów ciemnozielone. Gdzie człowiek oddychał czystym tlenem, zwierzę piło wodę z górskiego strumienia, a ryba w nim pływała. Gdzie występowały pory roku, kataklizmy na wielką skalę i tęcza po deszczu.
Teraz nie było tu nic, oprócz spękanej, żółtej skorupy ziemi, nad którą tworzył się żółty, radioaktywny opar. Niebo było pomarańczowe, a słońce krwistoczerwone, prawdopodobnie przez zanieczyszczenia.
Bezwiednie rodzeństwo wzięło się za ręce i patrzyło. Patrzyło przed siebie, a w ich oczach widać było pustkę, ponieważ utracili ostatnią nadzieję. Nigdy do końca nie wierzyli w opowieści tych, którzy byli na zewnątrz. Zawsze tliła się w nich ta iskierka nadziei, że może nie jest aż tak źle, może naprawdę gdzieś tam jest zielono i niebiesko, a wszyscy przesadzają. Teraz przekonali się na własne oczy, że jest jeszcze gorzej, że na powierzchni nie ma nic.
Spojrzeli sobie w oczy i zobaczyli w nich coś, co popchnęło ich do popełnienia tego czynu. Według prawa Nowego Świata każde samowolne oddalenie się jednostki od bazy jest przestępstwem i karane jest dożywotnim więzieniem, ale teraz nie myśleli o konsekwencjach. Jeżeli świat tak wygląda, nie ma sensu w nim tkwić, a może przyczynią się do czegoś większego?
Tuż przed wyprawą Gordon odbył z Charlie krótką rozmowę, w której podzielił się z nią tylko sobie znanym wspomnieniem. Powtórzył jej ostatnie zdanie ojca, które ten wyszeptał z uśmiechem na ustach.
„Gordon, niech Bóg mi wybaczy… to było tak piękne!”
Czy każde kolejne 5% będzie trzeba oceniać niżej od poprzedniego...
Nie wiadomo kto leci, dokąd, po co... Twarda powtórka z mitów dawnej
eksplortorskiej kosmicznej SF. Jest ciało, nie ma ducha. I zupełnie przyzwoity
warsztat się marnuje. A gdyby tak o kosmodromie tonącym w błocie i kałuzach,
takim jaki pokazano w filmie "Papierowy żołnierz"?
Po dwóch odcinkach mogę powiedzieć tyle: stylistycznie jest dobrze, zawiązanie fabuły intrygujące. Trochę kuleją proporcje - są miejsca, gdzie czyta się to jak fragmenty opowiadania, bo pewne elementy, opisy są skompresowane i takie, gdzie tekst nabiera bardziej powieściowego charakteru. O niedopowiedzeniach się nie wypowiadam, bo nie wiem, czy wynikają z przeoczenia / przemilczenia, czy z tego, że ich wyjaśnienie pojawi się kawałek dalej, w kolejnym odcinku.
Fajnie się czyta, ale fragmenty są strasznie nierówne. Tu miły opis, tu natrętna szczegółowość, co nie zawsze pasuje.
Ale czekam na następną część (żeby starczyło zapału do końca ;)
Przyznaję, że jest ciekawie. Może momentami są nagłe przeskoki z jednego wątku do drugiego, ale nie razi mnie to zbytnio :) jestem zaintrygowany, mam już pewne podejrzenia co do tego co będzie dalej :) Obym nie miał racji. Wolę być zaskoczonym :)