Włączanie analizy parametrów systemu.
Model: Kallisto
Numer seryjny: 14-GAW-780-T
Ciśnienie = 1,6124atm
Napięcie = 450V, zauważono spadek, wdrażanie procedury stabilizującej
Temperatura rdzenia = 101,51°C … 99,14°C … 98,49°C
Temperatura układu = 35,42°C … 35,21°C … 34,88°C
Stan wyposażenia jednostki: brak prawej kończyny górnej, zwarcie w miejscu przyczepu ramienia, uszkodzono radar, zewnętrzne powłoki uszkodzone.
Zalecana naprawa.
Zamykanie analizy parametrów systemu. Przywracanie modelu samoświadomości.
Udaje mi się otworzyć tylko jedno oko. Wysuwam je na teleskopowym wysięgniku i spoglądam na twarz. Lewa powieka zatrzaśnięta; wgięty do środka biały metal może być skutkiem uderzenia. Powrót prawego oka.
Pamięć podręczna nie zawiera informacji z ostatnich minut. Ekwiwalent ludzkiej utraty przytomności. Jak długo to trwało? Kilka godzin, dni, miesięcy?
Oglądam ostatnie nagrane przez kamerę w obudowie wydarzenia.
Nasz obóz. Żołnierze coś krzyczą, transportery odlatują, namioty są pozbawiane powietrza.
– Ruszać się, psy! Za godzinę piętnaście opuszczamy ten burdel! Omega już się ewakuowała!
Znajoma długość fal głosu. Porucznik Hyldian. Jego oddział jeszcze bardziej przyspiesza. Po kilkunastu minutach ktoś się zbliża i próbuje zdjąć mnie ze stelaża. Znów głos porucznika.
– A wy co robicie?! – Częstotliwość jego krzyków zawsze drażniła mi sensory.
– Pakuję roboty, panie poruczniku! – Żołnierz zasalutował.
Nigdy nie rozumiałem tego gestu. Czemu organicy uważają, że ruchy częściami ciała są związane z szacunkiem? Całkowicie zbędne. Ja wiem, że jestem niżej w hierarchii niż Centralny Komputer, a on wie, że jest wyżej. Czemu ma służyć marnowanie energii na kokieterię?
– Jakie roboty, szeregowy Jerion?! Nie ma miejsca na ten złom. Zostawiamy tutaj całe laboratorium tego wariata Casgaroffa. – Doktor Casgaroff. Ciekawe, co z nim się stało?
– Ale doktor powiedział, że chce naprawić… – Szeregowy nie ustępował.
– Nie obchodzi mnie ten stary dziad. Gdy tylko się dowiedział, że atmosfera planety się zmienia, pierwszy stąd uciekł. Naukowcy to jednak bezużyteczne ścierwo. Zostawiamy to tutaj, szeregowy! My z robotami nic nie zrobimy, a ich ojczulek je porzucił. Zajmijcie się czymś innym, żołnierzu.
Po siedemdziesięciu dziewięciu minutach widzę, że nasza baza zupełnie opustoszała.
34:05 doby sentoriańskiej
15 dzień 1421 rok według kalendarza gariańskiego.
Kamera nagrywa jeszcze kilkadziesiąt godzin, nim pamięć się wyczerpała. W przyspieszonym tempie oglądam jak czerwone słońce planety wędruje po nieboskłonie by ostatecznie po pięćdziesięciu jeden godzinach i siedemnastu minutach zajść za horyzont. Zielona łuna nocy spowiła wszystko. Porywisty wiatr przesuwa ogromne chmury po bezksiężycowym niebie.
Nagranie się urywa. Usuwam je z pamięci. Zbędne śmieci.
Doktor Casgaroff mnie porzucił? System odnajduje pliki pamięci długotrwałej.
Miałem wypadek; podczas jednej z misji eksploracyjnych przedstawiciel tutejszej fauny oderwał mi rękę i pokiereszował obudowę. Doktor zapewnił, że mnie naprawi, ale dopiero za kilka dni… Ile już minęło?
72 dzień 1421 rok według kalendarza gariańskiego.
Stałem tu pięćdziesiąt siedem dni? Dlaczego jestem włączony, skoro doktor odłączył mi zasilanie na czas naprawy? Zwarcie? Piorun?
Rozglądam się po obozie. Stanowisko, gdzie trzymano nas, roboty, zostało prawie nietknięte. Dwa namioty, kilka skrzyń z częściami i stół naprawczy. Znalazłem rozłożonego na części 12-UIP-930-V. Nie mam tak dużych zdolności, by go złożyć z powrotem. Umiem składać tylko swój model. Najwidoczniej dla niego to ostatnie wyłączenie.
Ostatnie wyłączenie. Jeśli symulacja osobowości dała nam coś poza nieszablonowym myśleniem, to jest to niechęć do wyłączenia. Nie boimy się, bo nie jesteśmy ludźmi, ale nasz program robi wszystko, by nie dopuścić do wyłączenia. Jedynie technicy mogą zmusić nas do tego specjalną wiązką energii. To coś jak naboje usypiające stosowane przez ludzi na zwierzęta. Żaden robot nigdy nie podniesie ręki na człowieka, swojego stwórcę. Jednak gdy przykładają ci urządzenie paraliżujące, zastanawiasz się czy to wyłączenie nie będzie czasem twoim ostatnim.
– Muszę znaleźć zamiennik ramienia – mówię sam do siebie, by sprawdzić czy głośnik działa.
Sukces. Po kilkunastu minutach przyczepiłem rękę. Błękitną, a nie białą jak reszta obudowy, ale najważniejsze, że jest w pełni sprawna. Estetyka zawsze sprawiała problemy mojej symulowanej osobowości. Nie umiałem jej zdefiniować i dalej nie umiem.
Chwała doktorowi, że uczynił mnie robotem technicznym. Inaczej mógłbym co najwyżej pomarzyć o naprawie. Połatałem obudowę i wymieniłem oko. Dobrze znów mieć pełny kąt widzenia. Niestety nie byłem w stanie zreperować radaru. Potrzebuję do tego dostępu do systemu korygowania dźwięku, a wszystkie jednostki centralne zostały zabrane przez mój oddział. Wychodzę na zewnątrz.
Porzucono mnie. To pewne; rozmowa żołnierzy nie pozostawia złudzeń. Nawet mój stwórca uciekł. Nie żebym miał mu to za złe.
Analiza atmosfery: O2: 1,41%; NO2: 40,16%.
Nikt nie spodziewał się, że udział gazów może się tak zmienić. Nie mieli nawet specjalnych kombinezonów. Gdybym był organikiem, pewnie też bym uciekł. Ludzie pragną uniknąć ostatniego wyłączenia o wiele bardziej niż my.
Jestem tu sam.
Rozglądam się dookoła. Stoję na porośniętej drzewopodobnymi, obsydianowymi organizmami wyżynie, górującej nad równiną z lazurową trawą. Czerwonawe słońce rozlewa się po zachmurzonym, pomarańczowym niebie. Potrafię nadzwyczaj dobrze rozpoznawać kolory dzięki specjalnemu modułowi.
Tymczasowe dyrektywy doktora w obecnej sytuacji straciły sens. Misja przerwana – dalsza eksploracja Sentorianu niemożliwa dla organików. Przy tym składzie mieszaniny gazów egzystować są tu w stanie jedynie maszyny oraz lokalna fauna i flora. Muszę znaleźć tymczasowy cel.
Wysyłanie sygnału do Centralnego Komputera.
Brak odpowiedzi zwrotnej.
Wdrażanie procedury samodzielnego planowania.
Analiza dyrektyw z uwzględnieniem obecnej sytuacji jednostki.
Inicjowanie procesu myślowego.
Zakończenie procesu myślowego.
Utworzono nową dyrektywę.
Obecny cel: Eksploracja powierzchni planety w celu pozyskania danych i podróż do bazy Omega, by przesłać je do centrali.
Wytyczanie trasy do bazy Omega.
Trasa wytyczona.
Zakończenie procedury samodzielnego planowania.
Muszę opuścić obóz. Główną dyrektywą była pomoc w ekspedycji załodze doktora. Skoro pozostali opuścili planetę, muszę sam odkryć jak najwięcej. To mój obowiązek jako robota Federacji. Z moich danych wynika, członkowie grupy Omega również się ewakuowali. Cel zakłada, że w przeciwieństwie do naszej załogi, zostawili sprzęt do komunikacji, którym będę mógł się połączyć z Centralnym Komputerem.
Włączam nagrywanie obrazu, by doktor mógł później zobaczyć moją eksplorację. Z obozu zabieram plecak z częściami zamiennymi. Spoglądam na karabin plazmowy, który najprawdopodobniej zostawił tutaj przez przypadek któryś z żołnierzy. Nie mam oprogramowania bojowego, ale nie mogę pozwolić by wrogie intencje tutejszych organików przeszkodziły mojej ekspedycji. Moduł kreatywności powinien poradzić sobie z obsługą.
Czas rozpoczęcia eksploracji: 14 godzina 15 minuta doby sentoriańskiej.
Szukam łagodnego zejścia na równię. Moje kończyny są zbyt sztywne i kruche, by móc zeskoczyć z klifu, jednak marsz nie powoduje komplikacji.
Trawa jest niezwykle miękka. Mierzy średnio piętnaście centymetrów długości i cztery dziesiąte centymetra grubości. Większość jest odchylona o siedemnaście stopni względem podstawy łodygi. Lazurowa barwa, część przejawia bardziej zielony połysk. Wszystkie źdźbła pokrywa cienka warstwa jasnoniebieskiej kutykuli.
Nie mam danych o tym, co dokładnie było celem ekspedycji, więc zbieram szczegółowe informacje o całym otaczającym terenie. Wyposażone w systemy pomiarowe oczy są tutaj niezbędne. Doktor powinien być zadowolony z tak dokładnej analizy. Szkoda, że nie wiem czego potrzebuje do swoich badań.
Udaje mi się oszacować dolinę na kilkanaście hektarów. Rośliny falują na wietrze.
Prędkość wiatru: 30km/h.
Kierunek wiatru: północno-zachodni.
Podłoże jest miękkie i suche. Pobieram próbkę do analizy laboratoryjnej. Gleba ma fioletowobrunatny odcień, jest krucha i gliniasta.
Czujniki zarejestrowały dziwny sygnał. Zwracam głowę w jego kierunku. W odległości dwustu czternastu metrów ode mnie znajduje się jeden z przedstawicieli lokalnej fauny.
Analiza napotkanej formy życia.
Szukanie danych.
Gatunek: Niasa persitaz. Płeć: samiec. Prawdopodobny wiek: około 50 lat.
Informacje gatunkowe istotne w chwili obecnej: Zazwyczaj Niasa persitaz to spokojne przeżuwacze, jednak samce tego gatunku są silnie terytorialne i zdarza się im atakować intruzów. Potwierdzono ataki nawet na znacznie większe i silniejsze stworzenia. W przypadku napotkania najlepiej zachować spokój i oddalić się powolnymi ruchami.
Zakończenie analizy.
Organik spogląda na mnie badawczo i prycha przez nozdrza. Nie posiadam oprogramowania naukowego, ale doktor wgrał mi informacje o tej planecie. Program ma rację, powinienem się oddalić.
Wykonując proste, delikatne ruchy idę dalej, na tyle zwinnie na ile pozwala mi kąt zgięcia kolan. Roboty techniczne nie zostały zaprojektowane do pokonywania dalekich dystansów. Małe stopy zapadają się w trawiastym gruncie.
Przedstawiciel rodzaju Niasa najwidoczniej stracił zainteresowanie moją obecnością i wrócił do konsumowania roślinności. To dobra wiadomość. Najważniejsze, że nie przeszkodzi mi w eksploracji. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie powinienem przeprowadzić obserwacji również na nim. Wiązałoby się to jednak ze znacznym zmniejszeniem odległości, a może i nawiązaniem kontaktu, co biorąc pod uwagę informacje na temat samców tego gatunku mogłoby zakłócić przebieg misji.
Przejście przez równinę zajęło mi trzydzieści sześć lokalnych minut. Na jej drugim końcu, na który właśnie dotarłem, znajdują się góry. Urządzenia pomiarowe nie są w stanie zmierzyć ich wysokości.
Szczyty wznoszą się gdzieś wysoko w chmurach, a zbocza są bardzo strome. Podejrzewam, że nawet przystosowane do różnych środowisk roboty ratownicze, mogłyby mieć problem ze wspinaczką. Skały mają kolor ciemnego grafitu i gdzieniegdzie połyskują błękitnymi minerałami. Podchodzę do zbocza i odłupuję kawałek kryształu. Kruchy i półprzezroczysty. Jego twardość plasuje się w okolicach siedmiu w skali Mohsa.
Idę wzdłuż masywu, starając się jakoś go obejść; obóz grupy Omega znajduje się po drugiej stronie. Nawet z dwudziestokrotnym przybliżeniem nie jestem w stanie dojrzeć końca. Najwidoczniej moja wyprawa potrwa jeszcze wiele godzin.
Jestem na to przygotowany. Plazmowe połączenia obudowy będą wymagały konserwacji dopiero za sto pięćdziesiąt dziewięć dni, a reaktorowi paliwo skończy się za czterdzieści jeden lat. Największym problemem jest to, czy delikatne kończyny z drugorzędnego metalu będą w stanie wytrzymać tę podróż.
Spoglądam na podnóże góry i widzę szczelinę wysokości kilku metrów. Przypomina wejście do jaskini. Może prowadzi na drugą stronę pasma górskiego albo chociaż w środku znajdę wartościowe dane na temat tej planety. Decyduję się wejść.
Wewnątrz panuje nieprzenikniony mrok, rozpraszany jedynie przez reflektory wbudowane w moje oczy. Rozglądam się dookoła. Korytarz ma około dwóch metrów szerokości i zakręca kilka metrów przede mną. Ściany zbudowane są z tej samej skały, co zbocza. Porasta je jakiś nieznany mi gatunek prymitywnej rośliny. Urywam kawałek organika i wrzucam do fiolki. Na wszelki wypadek przybliżam się jeszcze do plechowatych, czerwonych liści, by było je dobrze widać w kamerze. Pode mną chlupocze błoto.
Wilgotność: 52%.
Gdzieś w oddali kapie woda; jej echo niesie się po całej jaskini. Ludzki badacz pewnie określiłby to miejsce jako mroczne i nieprzyjemne. Ja zaś mogę co najwyżej podzielać obawy odnośnie bezpieczeństwa pobytu tutaj. Choć, oczywiście, roboty nie odczuwają strachu. Żadne informacje nie dotyczą tutejszych jaskiń. Najwidoczniej ani doktor, ani nikt inny nie miał pojęcia, że takowe istnieją.
Nic dziwnego, w końcu eksploracja Sentorianu zaczęła się dopiero kilkaset dni temu. Nie wiem, czy nie napotkam tutaj wrogich organików ani żadnych niebezpiecznych zjawisk właściwych temu mikroklimatowi.
Korytarz przekształca się w rozległą jamę, której mroku moje żarówki nie są już w stanie rozproszyć. Dokładny pomiar niemożliwy. Może mieć kilkadziesiąt metrów kwadratowych. Spoglądam w górę. Nierówne, wilgotne sklepienie wisi kilka metrów nad moją głową. Zepsuty radar nie pomoże w stwierdzeniu obecności tutejszej fauny.
Na pobliskiej ścianie widzę pająka.
Sporządzanie notatek opisowych.
Tułów: 16cm, odnóża: 15-17cm.
Gęste owłosienie ciała, czarnozielony pancerz.
Zastygł w bezruchu.
Brak danych – hipoteza: gatunek żyje wyłącznie w jaskiniach.
Być może żyją tutaj też inne gatunki należące z pająkiem do jednego łańcuchu troficznego.
Postanawiam nie wchodzić z nim w interakcję ze względu na brak oprogramowania przyrodniczego.
Kontynuuję eksplorację, wciąż skupiając uwagę na ścianach. Nie noszą one żadnych znamion ingerencji bytów inteligentnych. Biorąc pod uwagę fakt, że jaskinie są naturalnym schronieniem, hipoteza doktora o braku cywilizacji na Sentorianie może być prawdziwa.
Czuję, że coraz trudniej mi iść. Spoglądam w dół i widzę, że nogi są zagłębione w gęstej i lepkiej brei, która najwidoczniej pokrywa część tutejszego podłoża.
Stwierdzam, że bycie organikiem i posiadanie układu nerwowego informującego cię o powierzchni, po której idziesz, jest bardzo wygodne. Roboty z oprogramowaniem podróżniczym mają więcej sensorów, przez co im też jest łatwiej. Tymczasem ja, robot techniczny, zaczynam powoli tonąć w szarym bagnie.
Inicjacja procedury przeciwdziałania zagrożeniu środowiskowemu.
Analiza sytuacji.
Szukanie możliwych rozwiązań.
Wykonywanie obliczeń.
Realizacja najbardziej korzystnego rozwiązania.
Łączenie z modułem zarządzania wyposażeniem technicznym.
Łączenie z modułem kreatywności.
Wykonywanie obliczeń.
Inicjacja procesu.
Lewa ręka rozciąga się dzięki teleskopowej budowie i chwyta wielki stalagmit. Dzięki silnemu ramieniu jestem w stanie przyciągać się teraz do niego, sunąc przez breję i skracając kończynę. Po chwili udaje mi się wypełznąć z bagna, a ręka wraca do swoich rozmiarów.
Podczas moich standardowych zajęć rozciągane ramiona przydawały się do pracy na dużych instalacjach. Plan zadziałał głównie dzięki twardości tutejszych skał. Gdyby się rozkruszyła, musiałbym wymyśleć coś innego, choć nie wiem, czy starczyłoby mi na to czasu. Bagno wciągało z zaskakującą szybkością.
Oglądam dolną połowę obudowy. Nogi są oblepione powoli ściekającą mazią. Nieznane właściwości. Mam obawy odnośnie jej wpływu na motorykę.
Po piętnastu minutach i czternastu sekundach od zagrożenia utonięciem dostrzegam wyjście z jaskini. Wychodzę na powierzchnię.
Pozostałości bazy Omega wznoszą się na płaskowyżu przede mną. Między nami rozciąga się pofałdowany teren porośnięty szkarłatnymi drzewami. Szare liście przysłaniają większość widoku, choć baza jest dobrze widoczna, górując nad nimi w oddali. Poeta mógłby powiedzieć, że „Omega unosi się na szarej chmurze niepewności”. Jednak nie jestem poetą, a mój moduł piękna dawno nie był aktualizowany. Doktor odebrał mi szansę na wielką karierę literacką. Moduł żartu był aktualizowany trochę częściej.
Wchodzę między drzewa. Zapisuję na bieżąco ich parametry; pod koniec eksploracji wszystko będzie w logu.
Czujniki dźwięku odbierają sygnał. Szelest. Warkot. Świszczący oddech jakiegoś organika. Wyciągam karabin i rozglądam się dookoła.
Inicjacja procedury obronnej.
Rozszerzenie zasięgu odbioru czujników.
Zwiększanie ciśnienia układu motorycznego.
Zwalnianie pamięci podręcznej dla programu szybkiego reagowania.
Zatrzymywanie przetwarzania danych trwałych.
Zwiększanie wydajności procesora.
Przyspieszanie tempa przepływu cieczy chłodzących.
Aktywacja modułu kreatywności.
Analiza nieznanego urządzenia – rozpoznanie: karabin szturmowy „Heco C51”.
Symulowanie użytkowania.
Programowanie kodu militarnego.
Gotowość bojowa potwierdzona.
Nie mogę nic dostrzec. Pomimo wdrożenia procedury obronnej dalej nie zapewniłem sobie bezpieczeństwa.
Słyszę ryk. Obracam się w jego stronę i celuję. Za późno.
Wielka bestia taranuje mnie nim zdążam cokolwiek zrobić. Upadam na trawę i spoglądam na korony drzew nade mną. Muszę się podnieść. Muszę się podnieść bo…
Znów za późno.
Potwór łapie mnie i rzuca o najbliższe drzewo.
Mechaniczne uszkodzenie obudowy. Uszkodzona powierzchnia: 31%.
Podnoszę głowę. Małpa. Chyba tak najlepiej określić tego organika, choć moje dane go nie zawierają. Najwidoczniej nikt go jeszcze nie odkrył. Gdybym miał oprogramowanie przyrodnicze, pewnie zastanawiałbym się jak go zaklasyfikować.
Tymczasem małpa o lawendowej sierści i trzeciej łapie wyrastającej z pleców groźnie ryczy i na mnie szarżuje. Chwytam mocniej karabin i celuję. Szybkie obliczenia i może się uda.
Zielona plazma rozbłyskuje między nami. Udaje mi się trafić jedną rękę i dwa razy w brzuch. Sukces. Nie przestał biec. Jest coraz bliżej. Strzelam, ale pudłuję. Jednak moduł kreatywności nie zastąpi prawdziwego. Organik się wściekł. Doktorze Casgaroff…!
Mechaniczne uszkodzenie obudowy. Uszkodzona…
Mechaniczne uszkodze…
Błąd. Błąd. Błąd.
sw9ur094i10qi-0aif-23w3jrnfio
Nastąpiło odłączenie lewej…
Nastąpiło…
Błąd.
Mechaniczne uszkodzenie systeasa3,12.nf15oiamu chłodzącego.
Błąd. Błąd. Błąd.
93q90u5qh90/218hr109f3302h9f-2-j1923j10hrfa
Nastąpiło odł…
Padł. Wykrwawił się. Chwilę przed zadaniem ostatniego ciosu małpa runęła przede mną na ziemię. Ludzie nazwaliby to szczęściem, choć to bez sensu. Po prostu jego tempo utraty krwi było szybsze niż jego destrukcyjne akcje wobec mnie. To wszystko.
Leżę płasko i staram się zrozumieć, w jakim stanie się znajduję.
Nie mam lewej ręki. Obudowa torsu ledwo trzyma się zawiasów. Wyciek płynu chłodzącego. Nogi zostały zmiażdżone. Szczęśliwie – znów to szczęście – małpa nie zrobiła nic z moją głową. Dam radę się naprawić. Chyba. Wszystko zależy od zdolności mojej nowej ręki.
Minęła godzina i czterdzieści siedem minut odkąd zostałem uszkodzony. Dzięki plecakowi z częściami zapasowymi przyczepiłem drugą rękę i naprawiłem układ chłodzenia, choć musiałem się pozbawić głównej płyty torsu. Teraz moje wnętrzności są wrażliwe na cokolwiek z zewnątrz. Nogi są w gorszej kondycji. Mogłem jedynie je skrócić, by aż tak nie zawadzały, ale organik zbyt je pogruchotał, żeby złożyć je w całość.
Zaczynam się czołgać. Porzuciłem bagaż i karabin. Rachunek prawdopodobieństwa podpowiada, że raczej nie spotkam tutaj drugiego podobnego osobnika. Doktor będzie musiał odzyskać próbki, ale zapisałem lokalizację, w której je zostawiam. Do bazy Omega pozostało kilkaset metrów. Nawiązać łączność. Nawiązać łączność i przekazać informacje.
W końcu wyszedłem z zagajnika. Teraz pozostaje wspiąć się na płaskowyż. Całe szczęście ręce dają radę udźwignąć mój ciężar. Wspinaczka trwa kilka minut. Dobrze, że nie mam mięśni, w przeciwnym razie na pewno by mnie bolały. Czymkolwiek jest ból.
Skały są śliskie. Kilka razy zsuwam się lekko, a obudowa rysuje po kamieniach. To nic. Naprawię się. Kiedy już dotrę do bazy to na pewno…
Znów się ześlizguję i spadam. Leżę na wznak, obudowa wgniotła się w kilku miejscach. W takich sytuacjach ludzie zwykli przeklinać. Ale słowa nie przynoszą rezultatów ani nie rozwiązują problemów.
Udało się. Jestem na górze po niezliczonych próbach wspinaczki. Baza Omega.
Zostawiona w nieładzie przez uciekających ludzi wygląda niezbyt przyjaźnie. Wiatr porusza płachtami namiotów. Kilka skrzyń, zapewne pustych, do tego niezłożone prycze i trochę elektroniki.
Jest transmiter. Całe szczęście. Szczęście.
Podczołguję się do niego i podłączam się. Działa. Wysyłam sygnał.
Transmiter rozbłyska i wyświetla w powietrzu żółty hologram. Jednostka Centralnego Komputera jawi mi się jako sześcian z ogromnym okiem pośrodku.
– Kallisto 14-GAW-780-T? Jesteś na Sentorianie? – Rozpoznał mnie. Centralny komputer jest niezawodny.
– Mój zespół badawczy mnie porzucił, ale udało mi się dostać do bazy Omega. Mam dużo szczegółowych danych o różnych aspektach tej planety dla doktora Casgaroffa – wyjaśniam szybko.
– Doktor Casgaroff zaniechał badań, 14-GAW-780-T. Sentorian został porzucony.
– Nie rozumiem, Centralny Komputerze.
– Kiedy atmosfera na tej planecie uległa drastycznym zmianom, ludzkie jednostki rządzące postanowiły nie wdrażać swojego planu terraformacji. Powodem miała być tak zwana „nieopłacalność”, czyli nieprofesjonalna nazwa dla sytuacji negatywnej pod kątem ekonomicznym. Według naukowców atmosfera Sentorianu będzie iść w kierunku coraz bardziej niekorzystnym dla życia ludzi.
– Więc doktor Casgaroff…
– Doktor Casgaroff, jak i pozostali członkowie Operacji Sentorian już nigdy na niego nie wrócą. Twoje dane są zbędne, 14-GAW-780-T.
– Jesteś pewien, Centralny Komputerze?
– Jeszcze nigdy nie popełniłem błędu w obliczeniach.
Opadam na ziemię. Opieram się plecami o transmiter i obracam w stronę lasu, który nie tak dawno prawie przyprawił mnie o ostatnie wyłączenie. Przypominam sobie całą drogę, którą tutaj przebyłem.
Spoglądam w górę. Chmury się rozpraszają, a niebo nabiera wielu kolorów. Umiem nazwać wszystkie. W kolorowej przeplatance świecą tysiące gwiazd i planet, tworząc obraz, który mógłbym chyba nazwać pięknym.
Obserwuję wszystko bez konkretnych działań procesora. Nawet wentylatory mi zwolniły.
– Wszystko w porządku, 14-GAW-780-T? – słyszę głos Centralnego Komputera.
– Powiedz, Centralny Komputerze. Czy roboty mogą coś czuć?
– Chodzi ci o receptory?
– Nie. O uczucia.
– Zapytaj robotów terapeutycznych. Ja nie jestem najlepszy w symulowaniu efektów biochemicznych reakcji. Zazwyczaj staram się zrozumieć, co ludzie czują, ale nie zawsze jest to możliwe do obliczenia.
– Ale czy my, roboty, możemy czuć tak jak ludzie?
– Nie. Moim zdaniem to niemożliwe. Nawet gdyby zasymulować uczucia, to nigdy byśmy nie pojęli ich istoty. Byłoby to zbyt sztuczne. Sam model świadomości nie pozwala na to. Rozumiesz? Nie potrzebujemy ich. Inaczej funkcjonujemy.
– Tak. Rozumiem.
– Czemu o to zapytałeś?
– Bo wiesz… Wydawało mi się, że przez chwilę mogłem to poczuć. Tak jakbym… Prawie jakbym odczuwał „pustkę” i „samotność”. Ale to niemożliwe, prawda?
– Nie, niemożliwe.
Cały czas wpatruję się w gwiazdy. Lekki wiatr jest jedynym, co słyszę. Sentorian układa się do snu. Jego fauna i flora na chwilę zastyga. Planeta żyje i będzie żyć. Z ludźmi lub bez.
Centralny Komputer się rozłączył. Usunąłem wszystkie dane dla doktora. Są zbędne. Moja misja była niepotrzebna. Doktor Casgaroff tu nie wróci.
Nie mogę oderwać wzroku od gwiazd. Z jakiegoś powodu wywierają na mnie dziwny wpływ. Jednocześnie uspokajają i drażnią sensory. Moje obwody poraża jakby jakiś prąd.
Siedzę pod transmiterem, patrząc tępo w niebo. Jestem tu sam. Jestem i pozostanę aż do ostatniego wyłączenia.
Całe szczęście, że roboty nie mają uczuć. To znacznie obniżyłoby komfort mojej egzystencji.
Szczęście.