
15. Otwieram wino ze swoją dziewczyną + 12. Atak Pierników
Wesołych Świąt :)
15. Otwieram wino ze swoją dziewczyną + 12. Atak Pierników
Wesołych Świąt :)
– …według najnowszych doniesień, tegoroczna ilość przepowiedni dotyczących końca świata bije rekordy w skali dziesięcioleci, a może i nawet stuleci. Napływają do nas wieści z różnych krajów całego globu o znakach na niebie i ziemi, Internet pęka w szwach od niewiarygodnych pogłosek. Tymczasem, nasi reporterzy specjalnie dla państwa poszukują ziarna prawdy w tym chaosie informacyjnym. Oddaję teraz głos Angelice McWright, która łączy się z nami z Republiki Konga, gdzie spotkała się z jednym z miejscowych szamanów o zdumiewającej mocy…
Bernard Robinson słuchał prezenterki z niewyraźną miną, wpatrując się przy tym w kolorowe pismo rozłożone na kolanach. Lubił od czasu do czasu sprawdzić swój horoskop, ot tak, dla zabawy. Przeważnie wypisywali bzdury, ale czasami śmiesznym zbiegiem okoliczności zdarzało się, że jakiś drobiazg faktycznie się sprawdził. Tym razem jednak, zapis wydawał się wyjątkowo bzdurny, zwłaszcza, że pojawiał się pod każdym znakiem zodiaku. Najpewniej kuriozalny błąd w druku, tylko że…
Bernard podniósł wzrok na telewizor, po czym spojrzał na żonę, która w kuchni za jego plecami zajmowała się świątecznym wypiekami.
– Kochanie – zaczął niezręcznie – a nie wydaje ci się, że jakoś dużo pierniczków w tym roku? Przecież nawet nie spędzamy Świąt w domu.
– Ależ co ty mówisz, Bernardzie! – Żona roześmiała się. – Przecież żeby ubrać tę gigantyczną choinkę, którą przytachaliście z Maxem, potrzebuję upiec jeszcze kilka blach. No i planowałam zawieźć też pudełko siostrze. Nie możemy zrzucić na nią wszystkich przygotowań.
Bernard zawahał się, ale umilkł. Zmarkotniał. Jak miał wyjaśnić żonie swój niepokój, skoro wynikał on z bzdur o apokalipsie w telewizji i głupiego zapisu w horoskopie, który kazał mu – i przy okazji całej populacji ludzkiej, uważać na świąteczne pierniczki?
***
Baltazar przyglądał się w milczeniu kolegom, porządkując informacje, które zostały mu właśnie przekazane.
– I co? – zapytał w końcu. – Uważacie, że powinniśmy ostrzec Świętego Mikołaja?
– Nie ma żadnych poleceń z Góry – zauważył Kacper. – Ale gwiazdy wyraźnie mówią, że przed końcem roku coś się wydarzy. Niestety, żadnych szczegółów. Tylko ta ludzka gadanina o apokalipsie, ale gdyby Góra planowała na tak wielką skalę, na pewno byśmy o tym wiedzieli.
– Apokalipsie? – Baltazar zmarszczył brwi.
– Co ty, telewizji nie oglądałeś przez te dwa tygodnie? Melchiorze, bądź tak miły i włącz nasz odbiornik.
Trzeci z Mędrców skinął głową w milczeniu i podszedł do wielkiego, nieco przestarzałego telewizora. Wcisnął kilka przycisków, poruszał kablami, pokręcił się dookoła. Jedyne, co udało mu się uzyskać, to śnieżący ekran.
Baltazar strzelił palcami z rozdrażnieniem.
– Znowu mamy problemy z anteną?
– Nie ma co się dziwić na takiej wysokości. – Kacper spojrzał na niego wymownie. – Dlatego zawsze mówiłem, że mogliśmy wybudować sobie miłe, nowoczesne obserwatorium gdzieś na Lazurowym Wybrzeżu albo w Kanadzie. Ale ty musiałeś być tradycyjny i tajemniczy, no i skończyliśmy w Himalajach.
Melchior pokiwał głową. Baltazar westchnął ciężko, masując skronie. Dlaczego takie problemy musiały zawsze pojawiać się akurat, kiedy wracał po urlopie?
***
Choć dla większości świata najistotniejszym elementem Świąt jest Wigilia, dla elfów Świętego Mikołaja to noc z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwarty stanowi przedmiot corocznego wyczekiwania. Z jednej strony, przygotowania przedświąteczne sięgają wtedy zenitu i każdy z elfów ma ręce pełne roboty. Trzeba przeliczyć prezenty, przygotować listy adresatów, posegregować wszystkie podarunki. Inni z kolei wysyłani są do tak zwanej „pracy w terenie”, czyli opracowania planu wejścia do danego domu. Był to stosunkowo nowy obowiązek na liście zadań, ale w dobie chronionych osiedli, monitoringu i alarmów, konieczny, by zapewnić Mikołajowi komfort i bezpieczeństwo pracy. Ostatnimi czasy technika poszła tak bardzo naprzód, że zadanie, które wcześniej zajmowało elfom jedną noc, teraz należało zacząć już miesiąc przed Świętami. Ale akurat na ten konkretny obowiązek pracownicy Świętego Mikołaja nie narzekali. Móc włamać się bezkarnie do czyjegoś domu, spróbować jego trunków, a na koniec poskakać po wygodnej kanapie? Im bardziej strzeżona posiadłość, tym przyjemniejsza praca.
Wszyscy najbardziej czekali na moment, w którym Święty Mikołaj kładł się do łóżka w noc przed Wigilią. Ponieważ oblecenie całego globu w jedną noc kosztowało go sporo sił, zwykł spać na zapas od wieczora dwudziestego trzeciego aż do późnego popołudnia dwudziestego czwartego. A jak wiadomo, kiedy kota nie ma, myszy harcują.
Najpopularniejszą rozrywką elfów tej nocy było „wypożyczanie” sań Mikołaja. Istniała lista niepisanych zasad, których należało przestrzegać, aby niepotrzebnym zamieszaniem nie zwrócić uwagi właściciela. Wszystkim na tyle zależało na kontynuacji corocznych wypadów, że kryli się nawzajem jak jeden mąż i zdarzało się, że elfowie w kilkunastu sprzątali naprędce bałagan po swoim koledze, byle tylko zdążyć, zanim Mikołaj się obudzi. Przelot saniami był na tyle popularną rozrywką, że czasami czekało się latami na swoją kolej.
Teemu wpisał się na listę oczekujących dwadzieścia pięć lat temu i wreszcie w tym roku przyszła jego kolej. Miał ambitny plan zabrania na przejażdżkę swojej dziewczyny. Ambitny dlatego, że tą dziewczyną była Aija.
Wszyscy lubili Aiję. Była urzekająca i charyzmatyczna. Potrafiła zająć rozmówcę godzinami, w dodatku miała uroczą, okrągłą twarzyczkę i błyszczące włosy. Rzecz w tym, że jednocześnie była też nieco postrzelona, a obiekty nieożywione miały tendencję do wybuchania w jej obecności. Należało więc ciągle mieć się na baczności, żeby nie nabroiła na miejscu.
W nocy dwudziestego trzeciego grudnia Teemu zapakował swój worek podróżny, „Świąteczny Zestaw Włamywacza” i Aiję na sanie Mikołaja, po czym sam na nie wskoczył i czując przyjemny dreszczyk emocji, chwycił lejce. W tym roku trafił mu się całkiem niezły przydział, bo wywalczył Londyn, a w Londynie mógł liczyć na duży wybór ładnych domów z dobrym winem. Właściwie upatrzył sobie jeden już kilka lat temu i zbierał skrzętnie informacje na jego temat od innych elfów. Wiedział więc, że właściciele co roku wyjeżdżają na Święta do rodziny, mają dobry gust do alkoholi i zdecydowanie za dużo pieniędzy. Klucz do barku chowają w pustej cukierniczce, a na dodatek zawsze pieką więcej pierników, niż choinka jest w stanie unieść, więc trzeba jej ulżyć w cierpieniu. Dla takich okazji warto było pracować dla Świętego Mikołaja.
***
Teapot odemknął leniwie jedno oko, po czym ziewnął, przeciągnął się i ułożył wygodniej na gzymsie kominka. Chłodny powiew wiatru i dźwięk otwieranego okna wyrwały go z przyjemnego snu. Nie przejął się jednak zbytnio. Co roku było to samo. Przychodzili, pokręcili się, czasami wypili trochę alkoholu, ogołocili choinkę i znikali. Być może Teapot powinien włożyć więcej wysiłku w pilnowanie domu, ale jako szanujący się kot nie zamierzał wykonywać psiej roboty.
– Zaczekaj chwilę na zewnątrz, a ja sprawdzę, czy nie zostawili jakiejś niespodzianki – dobiegł go męski głos. – Za żadne skarby nie ruszaj się z miejsca. Ani na krok. I niczego nie dotykaj.
Wyglądało na to, że tym razem było ich dwoje. Teapot miał swoje lata i wiele widział, odkąd zamieszkał z Robinsonami. Intruzi pojawiali się co roku przed Świętami, kiedy jego właściciele wyjeżdżali. Przeważnie włamywali się pojedynczo, ale czasami zdarzały się pary. Raz natomiast zwalili mu się na głowę całą grupą i wtedy nawet leniwy Teapot opuścił swoje zwyczajowe miejsce przy kominku i nasyczał na nich z pasją. Został nagrodzony przekleństwami i przegoniony, w dodatku później dostało mu się od Robinsonów za zmaltretowaną choinkę.
– W porządku, droga wolna. – Sądząc po głosie, przybysz wyraźnie się rozluźnił. Teapot ponownie uchylił powiekę i przyjrzał mu się. Samiec, rude włosy spięte na karku, śmieszna zielona czapka. Bez wątpienia jeden z nich. Pomagał właśnie wejść przez okno drobniejszej postaci w sukience. Czyli para. Zapewne zrobi się głośno. Zrezygnowany Teapot zwinął się w kłębek, nakrywając uszy łapami.
Wkrótce lampki na choince migotały kolorowym blaskiem, a w kominku płonął ogień. Właściwie byłoby całkiem ciepło i przytulnie, gdyby włamywacze nie wzięli się zaraz do opróżniania butelek, a jeżeli Teapot nauczył się czegoś, żyjąc wśród ludzi, to tego, że wszelkie dwunogi stawały się głośniejsze po alkoholu. Szczególnie ten w sukience hałasował bardziej niż cokolwiek, z czym kot dotąd się zetknął.
Właśnie zamierzał się poddać i przenieść w chłodniejsze, ale spokojniejsze miejsce, kiedy został zauważany przez głośnego dwunoga.
– Cóż za uroczy kociak!
Teapot zamarł. Nikt nie nazwał go w ten sposób, odkąd wszedł w koci wiek średni i przytył pięć kilo. Dziewczyna wykorzystała chwilę jego dezorientacji i chwyciła w ramiona. Próbował protestować, ale było za późno.
– Straszny grubas – zauważył drugi z włamywaczy, sięgając po kolejną butelkę. Przyjrzał jej się krytycznie, mrużąc oczy. – Hm. Chyba pójdę sprawdzić, gdzie trzymają korkociąg. – Przeniósł podejrzliwie wzrok na dziewczynę. – Tylko nie pij za dużo pod moją nieobecność.
– Aye, sir! – zawołała, salutując, po czym, nie zważając na protesty ze strony Teapota, zerwała się z kanapy i pocałowała namiętnie drugiego dwunoga. Biedny kot ledwie mógł oddychać, zmiażdżony gdzieś pomiędzy nimi.
Po odkorkowaniu wina zabawa trwała w najlepsze. Teapot szybko zorientował się, że włamywacze należą do kategorii tych podatnych na alkohol i bardzo żałował, że nie usunął się ze sceny wcześniej. Takiej popijawy salon Robinsonów nie widział od lat.
W momencie, gdy dziewczyna zaczęła tańczyć po pokoju, wywijając nim z pasją, kot stracił wreszcie cierpliwość. Zasyczał wściekle, usiłując dosięgnąć jej pazurami i wyrwać się, ale trzymała mocno, cholera jedna.
– Brzmi jak zardzewiały czajnik na gazie – roześmiał się głupio ten drugi.
– Szkoda, że nigdy nie rozumiałam kotów – westchnęła dziewczyna. – Ciekawe, co ma nam do powiedzenia.
Samiec strzelił palcami z wyrazem triumfu na twarzy.
– Właściwie, jest na to sposób!
Pijany idiota, wyraźnie chciał popisać się przed dziewczyną, w dodatku kosztem Teapota. Dwunogi zabrały go na zewnątrz, na zimno i śnieg, do wielkich, fikuśnych sań. Tam dwunóg samiec wskazał rząd wielkich, przyczepionych z tyłu słoi. Były wypełnione błyszczącym pyłem w różnych kolorach, a od każdego odbiegała rurka ze złotym kurkiem.
– Co to? – Dziewczyna przycisnęła nos do zielonego słoika, zezując z zaciekawieniem na towarzysza. Teapot wykorzystał tę chwilę, by podrapać ją po twarzy.
– Zaklęcia Świętego Mikołaja – wyjaśnił dwunóg. – Odpowiadają za te wszystkie świąteczne cuda i hokus-pokus. Jedne ożywiają zabawki, inne sprawiają, że zwierzaki gadają, a niektóre po prostu zsyłają przyjemne sny. Widzisz te miarki przy kurkach? Regulują ilość proszku, jaka wypada z rurki. Czyli że zaklęcie nie działa na wszystkie domy, tylko na określoną część. Kiedyś odkręcaliśmy je na maksa przed każdym odlotem, ale teraz by się zrobił hałas, że gdzieś tam choinka tańczy i śpiewa, więc używamy ich bardzo oszczędnie.
– To znaczy, że – Dziewczynie zabłysły oczy. – Jeżeli użyjemy tego proszku?
Włamywacz przytaknął i wziął się do rozszyfrowywania nalepek na słoikach. Najwyraźniej nie widział zbyt dobrze w nocnych ciemnościach, w dodatku z głową zmroczoną alkoholem. Kilka razy sapnął sfrustrowany. Teapot podjął ostatnią, rozpaczliwą próbę wyrwania się ze stalowych objęć samicy dwunoga, ale poniósł porażkę i zawisł zrezygnowany. Zamierzali go pozbawić jego kociej godności!
Wreszcie chłopak znalazł właściwy słój, przekręcił kurek i na jego rękę spadło trochę zielonego pyłu. Wystarczyło lekkie dmuchnięcie i błyszcząca chmura otoczyła kota, dostając się do jego nosa i wywołując potężne kichnięcie. Poza tym jednak nie poczuł, by cokolwiek się zmieniło. Zapadła kilkusekundowa cisza, wreszcie Teapot miauknął niepewnie. Poczuł niewysłowioną ulgę, gdy usłyszał swój własny, koci głos.
– Ojej, nie zadziałało. – Rozczarowana samica wydęła wargi.
– Jakim cudem? – Jej towarzysz był wyraźnie poirytowany. – Aija, weź przeczytaj, co tu pisze, bo ja się rozczytać w tej ciemnicy nie mogę.
– Piernikowa… Parada Szczęścia?
– O cholera! – Dwunóg ze świstem wciągnął powietrze. Wyglądał, jakby nagle wytrzeźwiał. – Było blisko. Tego paskudztwa nie tykamy już od dziesięcioleci.
– Dlaczego? – zainteresowała się włamywaczka.
– Piernikowe ludziki są… nieobliczalne. I w dodatku wyjątkowo dobrze zorganizowane. Mają za złe ludziom i Mikołajowi, że w każde Święta ich przeznaczeniem jest wywisieć się na choince, a potem zostać zjedzonym. Ostatnim razem, kiedy ożywiliśmy większą liczbę, zorganizowały komitet strajkowy. Dlatego od tamtego czasu nie używamy piernikowego zaklęcia. Dziwne, że Mikołaj w ogóle go jeszcze nie usunął. – Zadrżał. – Gdyby się dowiedział, że przy nim majstrowałem… To byłby mój koniec. Chodź, Aija, zbieramy manatki i wracamy, zanim jeszcze zdążymy coś zbroić.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Dziewczyna zawahała się i Teapot wykorzystał chwilę jej nieuwagi, by wyswobodzić się i dać susa jak najdalej. Odwrócił się, by sprawdzić, czy go goni, ale ona stała w miejscu i przypatrywała się uważnie słojom. Kot poczuł, jak przechodzi go nieprzyjemny dreszcz. Coś było na rzeczy.
Lepiej się w to nie mieszać.
***
Sanie Świętego Mikołaja pędziły po nocnym niebie, zostawiając za sobą wstęgę migoczącego, zielonego pyłu. Obserwowała je ciemna sylwetka, odcinająca się na tle okna. Była wigilijna noc, wszyscy spali w oczekiwaniu na bożonarodzeniowy poranek i prezenty, które miały ich powitać. A jednak w wielu domach właśnie teraz życie zaczynało się tlić w opustoszałych salonach i przy migoczących choinkach.
Ciemny kształt odwrócił się od okna.
– Bracia i siostry, oto nadszedł nasz czas – odezwał się, wiodąc wzrokiem po szeregach piernikowych ludzików, ustawionych na podłodze i wpatrujących się w niego lukrowymi oczami. – Świąteczny cud pobudził nas do życia i dał szansę, byśmy wreszcie wyswobodzili się spod ludzkiej tyranii. Tegoroczne Boże Narodzenie zapisze się jako dzień zwycięstwa w piernikowej historii!
Odpowiedział mu chór entuzjastycznych okrzyków. Kilka ludzików uniosło ręce w geście solidarności.
– Oczywiście, nie obędzie się bez poświęceń z naszej strony – ciągnął piernikowy przywódca. – Ale nasz przykład otworzy drogę dla kolejnych generacji pierników. Do życia, w którym nie będą musiały się martwić, czy zostaną zjedzone jeszcze przed Wigilią, czy dopiero po Nowym Roku. Wierzę w jedność wszystkich pierników na świecie tej historycznej nocy. Razem zmienimy świat. Wolność!
– Wolność! – zakrzyknęły rozochocone tłumy.
– Do dzieła więc! – Przywódca zeskoczył z parapetu i stanął w majestatycznej pozie przed swoimi zastępami. Jego oczy z cukrowych perełek zabłysły we wpadającym przez okno świetle księżyca. – Czas uzbroić się w środki przeczyszczające!
Tej nocy świat miał się zmienić. Koniec z ludzką tyranią. Nadchodziła Era Pierników.
Witaj.
Atak Pierników, niczym Misiów-Żelków z komediowego horroru o szalonym pisarzu. ;)
Bardzo fajny, lekki pomysł.
Próbowanie przez elfy trunków w odwiedzanych domach mocno przypadło mi do gustu. :)
No i te horoskopy… :)
Z technicznych na pewno wpadło mi w oko, że po trzech kropkach trzeba dać spację, bo ta kwestia jest w kilku miejscach, np. tu:
– Piernikowa…(spacja) Parada Szczęścia?
Pozdrawiam, klikam, Wesołych i Zdrowych Świąt! ;)
Pecunia non olet
Cześć! Na początek uwagi:
W nocy 23 grudnia Teemu zapakował swój worek podróżny
Liczebniki słownie.
Wiedział więc, że właściciele co roku wyjeżdżają na Święta do rodziny, mają dobry gust do alkoholi i zdecydowanie za dużo pieniędzy.
Imo lepiej by brzmiało: mają dobry gust, jeśli chodzi o alkohole/mają nosa do alkoholi.
– To znaczy, że – Dziewczynie zabłysły oczy. – Jeżeli użyjemy tego proszku?
Czegoś brakuje w pierwszym zdaniu: albo ciągu dalszego, albo trzech kropek ;)
Zamierzali go pozbawić jego kociej godności!
Zbędne, wiadomo, że jego godności.
Chodź, Aiya, zbieramy manatki i wracamy, zanim jeszcze zdążymy coś zbroić.
A kimże jest Aiya? Czyżby zaginioną bliźniaczką Aiji?
Sympatyczny, lekki tekst. Prezenty konkursowe wykorzystałaś bardzo dosłownie, przez co łatwo się domyślić zakończenia. Ale czytało się przyjemnie.
Ukochuję Teapota całym sercem i mam nadzieję, że przetrwa piernikalipsę.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Cześć!
Przeczytałam z zainteresowaniem i, nie powiem, z przyjemnością. Mam jednak problem z tym tekstem. Składa się z dwóch części i swego rodzaju epilogu. Części nie tworzą całości, nawet nie są podobne w narracji. No właśnie, narracja. W drugiej części widzimy świat oczami kota i to jest całkiem zabawne i fajne. Chociaż nie pasuje tu:
Biedny kot ledwie mógł oddychać, zmiażdżony gdzieś pomiędzy nimi
Jeśli ma pasować do kociej narracji, powinno być: ‘Ledwie mógł oddychać, zmiażdżony gdzieś pomiędzy nimi’
Natomiast w części o elfach narratorem jest pan Obojętny i Wszechwiedzący, a informacje o funkcjonowaniu świata elfów i pożyczaniu sań – całkowicie zbędne dla fabuły, można byłoby załatwić to jednym zdaniem. Nie dowiadujemy się również niczego o charakterze bohatera, a raczej otrzymujemy sprzeczne dane. Raz elf niepokoi się, czy dziewczyna nie narozrabia, a później sam ostro imprezuje…
Gdyby uprościć i pozostawić tylko kociego narratora (nie wyjaśniając wcześniej, że to elfy, które ukradły sanie etc. – bo przecież czytelnik nie jest aż taki niedomyślny) – tekst zyskałby spójność i napięcie, które się gdzieś rozlazło.
Więcej Teapota!
Pozdrawiam!
Lekkie, łatwe i miłe opowiadanko, a Teapot jego najjaśniejszym punktem.
PS.
Atmosfera świąteczna dobrze podchmielona, jednak pod koniec porządnie spierniczona.
Prezenty wręczone.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Sympatyczne, choć prościutkie, bo znając hasła można się domyślić, co się wydarzy.
Pomysł, żeby epizody napisać z trzech różnych perspektyw uważam za dobry, niemniej zwłaszcza drugi wyszedł troszkę przyciężkawo w próbie napisania go tak, żeby perspektywa była wiarygodna.
Niemniej ogólnie miła świąteczna lektura.
http://altronapoleone.home.blog
Miałam nadzieję, że kot im wygarnie, a tu pomyłka…
Jak dla mnie fajnie poukładane kartki świąteczne, które tworzą nie taką znów oczywistą całość.
Bardzo świąteczne;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bardzo sympatycznie świąteczne i z kotem. Pierniczki trzeba zjadać, żeby zmniejszać zastępy potencjalnej wrogiej armii. Dla pamięci opko na półkę Humor. Za rok odkurzyć.
Śledzenie wydarzeń z perspektywy kota uważam za fajny pomysł. Scena z udziałem mędrców wypadła nieźle, ale sam nie wiem, czy była w tym tekście niezbędna. Choć lektura była przyjemna, momentami przeszkadzał mi nadmiar przymiotników.
Pozdrawiam!
Faaajne, sympatyczne, ze szczyptą humoru.
Ładnie pokazujesz, w jaki sposób zdarzenia wynikają z poprzednich. Tylko trzech królowie wydają się niepotrzebni.
Ludziki uzbrojone w… to zaprawdę straszna siła.
Hasła wykorzystane głośno i wyraźnie.
Babska logika rządzi!
Tak się zagapiłam, że wyjdzie mi dość dużo odpowiedzi w jednym komentarzu.
Bruce Dziękuję za lekturę i cieszę się, że się dobrze czytało :) Spacje poprawione, zapamiętam na przyszłość.
gravel Dzięki za lekturę i poprawki! Wygląda na to, że bardzo łatwo pomylić "j" z "y", w życiu bym się tego sama nie dopatrzyła. Teapot raczej nie jest piernikożerny, więc przy odrobinie szczęścia dożyje kolejnych Świąt ;)
chalbarczyk Cześć i dzięki za komentarz! Cieszę się, że ktoś mi zwrócił uwagę na narrację, bo drugą część z wszechwiedzącym narratorem pisało mi się jakoś tak trochę oporniej i zastanawiałam się, czy będzie to zauważalne, ale nie miałam pomysłu, czym ją zastąpić.
fizyk111 Dziękuję za lekturę. Cieszę się, że umiliło trochę czas :)
drakaina Dziękuję za lekturę i komentarz! Jednak druga część faktycznie trochę odstaje, dobrze wiedzieć.
Ambush Dziękuję za lekturę i kamień z serca, że czuć świąteczną atmosferę, bo bałam się trochę, czy krwiożercze pierniki jej nie zepsują.
Koala75 Dzięki za przeczytanie i komentarz :) No, opowiadania z kotami są najlepsze. Całkowicie zgadzam się, co do pierników, tylko trzeba uważać na ich skład ;)
adam_c4 Dziękuję za lekturę! Muszę przyjrzeć się chyba swojej tendencji do nadmiernego przymiotnikowania, bo kiedyś miałam z nią spory problem i ciągle walczę.
Finkla Dzięki za lekturę i za klika :) Faktycznie Mędrcy nie wnoszą w zasadzie nic nowego, ale mam słabość do takich postaci nieco dziwacznych staruszków i uległam pokusie.
Adanbareth, ja także dziękuję i pozdrawiam noworocznie. :)
Pecunia non olet
Adanbareth
część z wszechwiedzącym narratorem pisało mi się jakoś tak trochę oporniej i zastanawiałam się, czy będzie to zauważalne, ale nie miałam pomysłu, czym ją zastąpić.
Trzeba było dać kota! :)
Fajne, podoba mi się fragment opowiadany z punktu widzenia kota. Oraz to: “– Czas uzbroić się w środki przeczyszczające!”.
Pozdrawiam
Podobało mi się, nawet bardzo. Ciekawie ograłaś wątek świąteczny, z pewnym humorem, ale nie “przepakowałaś” tekstu żartami, czego szczerze nie znoszę. Dodatkowe plusy oczywiście za kota i ta część pisana z jego perspektywy jest chyba najlepiej napisana.
Jednocześnie troszkę ponarzekam, bo momentami wyszło troszkę niezgrabnie:
Choć dla większości świata najistotniejszym elementem Świąt jest Wigilia, dla elfów
Świętego Mikołajato noc z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego stanowi przedmiot corocznego wyczekiwania. Z jednej strony, przygotowania przedświąteczne sięgają wtedy zenitu i każdy z elfów ma ręce pełne roboty. Trzeba przeliczyć prezenty, przygotować listy adresatów, posegregować wszystkie podarunki. Inni z kolei wysyłani są do tak zwanej „pracy w terenie”, czyli opracowaniadlaŚwiętego Mikołajaplanu wejścia do danego domu. Był to stosunkowo nowy obowiązek na liście zadańelfów,ale w dobie chronionych osiedli, monitoringu i alarmów, konieczny, by zapewnić Mikołajowi komfort i bezpieczeństwo pracy. Ostatnimi czasy technika poszła tak bardzo naprzód, że zadanie, które wcześniej zajmowało elfom jedną noc, teraz należało zacząć już miesiąc przed Świętami. Ale akurat na ten konkretny obowiązek pracownicy Świętego Mikołaja nie narzekali. Móc włamać się bezkarnie do czyjegoś domu, spróbować jego trunków, a na koniec poskakać po wygodnej kanapie? Im bardziej strzeżona posiadłość, tym przyjemniejsza praca.
Po pierwsze akapit jest zdecydowanie zbyt długi i zawiera za dużo “infodumpów”. Rekomendowałabym skrócenie go o połowę co najmniej.
Po drugie masz sporo powtórzeń (pogrubiłam), a z drugiej strony wiele zdań można by skrócić, aby czytało się płynniej,
Po trzecie raz piszesz Świętego Mikołaja, a raz Mikołaja.
Mimo pewnych niezgrabności (komu nie zdarzają się takie błędy, niech pierwszy rzuci klawiaturą) idę kliknąć do biblioteki.
Telewizor bez szans na odbiór telewizji z racji wysokości, a tu pretensje od jednego z mędrców, że drugi(czy tam trzeci) nie jest na bieżąco.
Poza tym: ja pierniczę! Zapachniało nieco Ciastkiem ze Shreka – walczył do końca. Ci co z mąki powstali, dopiero rozróbę planowali i nie liczyli się ze środkami, choć w zasadzie mieli środek w zasięgu i zamierzali ów środek wsadzić w środek. Czy jakoś tak.
Motyw zemsty i święta. To się miało prawo, jak widać, udać.
Bardzo fajna opowiastka:). Dzięki różnym punktom widzenia stała się ciekawsza. No i kotek :). Wieczorem postaram się kliknąć.
Opisałaś kilka scen, z których, moim zdaniem, nie wszystkie łączą się ze sobą. Choć pozostają w klimacie, ale nie do końca spójnie się łączą.
Polubiłam Teapota.
Wykonanie mogłoby być lepsze.
– Kochanie – zaczął niezręcznie – A nie wydaje ci się… → – Kochanie – zaczął niezręcznie – a nie wydaje ci się…
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
…noc z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego stanowi… → …noc z dwudziestego trzeciego na dwudziesty czwarty stanowi…
Przelot saniami był na tyle popularną rozrywka… → Literówka.
Ambitny dlatego, że ta dziewczyną była Aija. → Literówka.
Należało więc ciagle mieć się na baczności… → Literówka.
…i Aiję na sanie Mikołaja , po czym… → Zbędna spacja przed przecinkiem.
…czując przyjemny dreszczyk emocji, chwycił za lejce. → …czując przyjemny dreszczyk emocji, chwycił lejce.
Sadząc po głosie, przybysz wyraźnie się rozluźnił. → Literówka.
Tam dwunóg samiec wskazał na rząd wielkich… → Tam dwunóg samiec wskazał rząd wielkich…
Wskazujemy coś, nie na coś.
Samica wydęła wargi z rozczarowaniem. → Czy dobrze rozumiem, że samica miała wargi z rozczarowaniem?
A może miało być: Rozczarowana samica wydęła wargi.
– Aija, weź przeczytaj, co tu pisze, bo ja się rozczytać w tej ciemnicy nie mogę. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: – Aija, weź przeczytaj, co tu jest napisane, bo ja w tej ciemnicy nic zobaczyć nie mogę.
Choć rozumiem, że Teemu nie musiał wrażać się zbyt poprawnie.
…w oczekiwaniu na Bożonarodzeniowy poranek… → …w oczekiwaniu na bożonarodzeniowy poranek…
– Świąteczny cud pobudził nas do życia i dał nam szansę… → Drugi zaimek jest zbędny.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Napiekłam w tym roku całą masę pierników, na szczęście wszystkie już zjedzone :)
Opowiadanko raczej przewidywalne, ale wesołe, świąteczne i czytało się z przyjemnością. Część opisywana z perspektywy kota jest zdecydowanie najciekawsza, a Teapot to świetne imię :) Z kolei fragment z mędrcami jak dla mnie zbędny.
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Ponoć rewolucja pożera własne dzieci…
Слава Україні!
Hej, hej, hej!
Dziękuję Ci, Adanbareth, za udział w krokusie!
Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)
Wysoko oceniam wykorzystanie motywu świątecznego i hasła przewodniego. No i jest świątecznie, co doceniam!
Muszę przyznać, że początkowo bałem się, że przesadzisz z ilością wątków, ale fajnie się wszystko spięło. Trochę żałuję, że dostaliśmy tylko zapowiedź apokalipsy, a koszmarne wydarzenia dopiero nadejdą. Sporo włożyłaś wysiłku w światotwórstwo i przedstawienie zasad życia elfów, co dałoby się uciąć. Tylko dlaczego nie zakręcili kurka z zielonym proszkiem i beztrosko lecieli z odkręconym? Wina wina?
Technicznie jest sporo rzeczy do poprawy – od literówek, błędów interpunkcyjnych, aż po nieskładne zdania.
Mimo wszystko całkiem fajnie to rozegrałaś!
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Sabina Anto Dzięki i cieszę się, że się podobało :) Też lubię ten fragment.
Shanti Dziękuję za lekturę i za klika :) Odkąd zdałam sobie sprawę, że sama nie lubię czytać przepakowanych żartami opowiadań, staram się trochę mitygować, bo miałam z tym problem :’)
PanKratzek Jak wszyscy wiemy, zemsta najlepiej smakuje na słodko i z cynamonem. Oby ludzkość nigdy nie zapomniała, że lepiej nie robić sobie wrogów z produktów żywnościowych.
Monique.M Dzięki za klika :) Kotki są najlepsze, zwłaszcza w świątecznej atmosferze!
regulatorzy Dziękuję za lekturę i uwagi! Przyjęte i zaktualizowane :)
mindenamifaj Dziękuję za lekturę i komentarz :) Cieszę się, że Teapot nie brzmi dziwnie, bo łamałam sobie nad tym imieniem głowę przez dobre pół godziny, ale w końcu uznałam, że za bardzo mi się podoba, żeby zmienić je na coś zwyklejszego.
Anet Dziękuję :>
Gruszel Przerażająca i jakże adekwatna wizualizacja!
Golodh Dosłownie!
Krokus Cieszę się, że udało mi się dostarczyć trochę świątecznej rozrywki :) Początkowo zamierzałam pzrzedstawić raczej samą apokalipsę, ale po wyborze broni, doszłam do wniosku, że lepiej pozostawić jej przebieg wyobraźni czytelników. Jeśli chodzi o kurek, został odkręcony celowo, więc myślę, że Aija jakoś zadbała, żeby nikt go z powrotem nie zakręcił ;)
Hej, przyciągnął mnie tytuł. :)
Na początku, jak to na święta, wiadomości o niczym. W sumie to ciekawe jak oni sprawdzają, ile tych przepowiedni jest, chyba że wszystkie mają miejsce w Internecie albo istnieje specjalna grupa zajmująca się badaniem przepowiedni. :D
Przecież nawet nie spędzamy Świąt w domu.
Tutaj też mała litera, bo nie mamy pełnej nazwy świąt.
Podoba mi się klimat tego opowiadania, absurdalna przepowiednia dotycząca pierniczków, markotny mąż, który niby nie wierzy w horoskopy, ale coś mu tu nie pasuje…
Trzej Mędrcy w Himalajach, trochę żartów o telewizorze, nawiązanie do apokalipsy. Brakuje mi tu dodatkowej informacji, o której nie wiedziałam. Jak na razie to i tak wiem, że będzie apokalipsa lub coś w tym stylu (tytuł plus pierwsza scena z telewizją, horoskop). Tu brakuje czegoś nowego, w sumie taka scena dla sceny.
Świąt jest Wigilia,
świąt
Kolejna scena z obowiązkami elfów jest przydługa. Myślę, że większość czytelników (jeśli nie wszyscy) znają elfy i mają jako takie pojęcie o tym, co te elfy robią i jak pomagają Mikołajowi. Ta długa ściana tekstu jest typowo opisowa i wybija z rytmu, zwłaszcza że dalej mamy Teemu i jego historię. ;)
A historia Teemu, który chce zaprosić Aiję na przejażdżkę saniami Mikołaja, ma w sobie takie świąteczne ciepło. :) Wzmianka, że przy niej różne rzeczy wybuchają – no, już wiem, że będzie się działo. :D To taki punkt opowiadania, który sprawia, że czytam dalej zaciekawiona.
Trochę się jedynie poczepiam tych opisów dotyczących Aiji. Pisanie, że była charyzmatyczna, urzekająca itd. to dla mnie takie streszczeniowe zdradzanie bohatera, zanim go poznamy. Myślę, że lepiej nie dodawać takich opisów i pozwolić czytelnikom poznać Aiję w akcji, dzięki czemu czytelnik sam stwierdzi, czy faktycznie jest taka urokliwa.
dodatku później dostało mu się od Robinsonów za zmaltretowaną choinkę.
Przy tym się uśmiechnęłam. Biedny Teapot, nie dość, że bojowo zasyczał na intruzów, to jeszcze oberwał od właścicieli. :D
Na tym etapie zastanawiam się, czy ten pierwszy fragment był potrzebny, bo informacja o tym, gdzie elf idzie (do jakiego domu) pokrywa się z pierwszą sceną, podobnie jak przy Teapocie.
roku przed Świętami,
świętami, ew. napisać Świętami Bożego Narodzenia, dalej też są święta, już nie będę wypisywać. ;)
To znaczy, że – Dziewczynie zabłysły oczy. – Jeżeli
To znaczy, że – dziewczynie zabłysły oczy – jeżeli
jeżeli użyjemy tego proszku?
Tu powinien być wielokropek, bo Teemu przytaknął, więc Aija zadała niedokończone pytanie. ;)
jeżeli użyjemy tego proszku…?
W scenie, gdzie Aija trzyma kota trochę mi nie pasuje, że Teapot, podobno taki gruby i duży, bez problemu mieści się w rękach Aiji. Elfy mogą mieć super siłę, ale co z drobnymi dłońmi?
Dalej już czyta się płynnie, a wizja pierników które chcą zaprowadzić swoje porządki, jest słodka, zabawna i z odrobiną dziegciu do przemyśleń. Podobało mi się. ;)
Jak dla mnie to część z rodziną i mędrcami mimo wszystko jest zbędna i za wiele zdradza, gdyby przejść od razu do wyprawy Teemu i Aiji do kota, byłoby bardziej tajemniczo i fantastycznie. Ewentualnie można zostawić scenę, ale dodać w niej coś nowego. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Hej adanbarethu!
Zabawny tekst, uśmiałam się ;) Świetnie wykorzystałeś motywy świąteczne i w ciekawy sposób poprowadziłeś fabułę. Podobało mi się, jak zapowiedziałeś atak pierników, ciekawie przedstawiłeś też historię z kilku perspektyw ;) Wszystko ładnie się zgrało.
Językowo mogło być lepiej, było kilka grud, literówek czy zagubionych przecinków, ale nic, co urosło by do frustrującej rangi ^^
Nie rozumiem tylko, dlaczego dziewczyna Teemu tak mało wiedziała. Pewnie chciałeś móc ustami elfa wszystko nam objaśniać, ale nie kupuję tego, że elfka naprawdę nie wiedziała tak, zdaje się, podstawowych rzeczy.
Podsumowując, fajny tekst, dobrze się bawiłam czytając go.
Dziękuję za lekturę!