
Witam i zapraszam na kolejną przygodę Fanni i Olliego w wiosce Świętego Mikołaja :).
Moje prezenty to:
7. Cel uświęca środki + 9. Skarpetki pod choinką
Nadmienię tylko, że elfie imiona istnieją w Finlandii.
Witam i zapraszam na kolejną przygodę Fanni i Olliego w wiosce Świętego Mikołaja :).
Moje prezenty to:
7. Cel uświęca środki + 9. Skarpetki pod choinką
Nadmienię tylko, że elfie imiona istnieją w Finlandii.
Wrota do fabryki zabawek Świętego Mikołaja zostały otwarte, wpuszczając elfy do zimnego, ciemnego wnętrza. Nie trwało to jednak długo. Kilka z nich zapaliło światła, inne zamiotły kilkumiesięczny kurz i omiotły kąty z pajęczyn. Hilla rozgrzał piec, a Fanni z Ollim zrobili dla wszystkich gorącą czekoladę z piankami. Oboje uwielbiali ten moment, kiedy pierwszego dnia pracy przekraczali próg fabryki, zastanawiając się co ich czeka w tym roku. A trzeba przyznać, że w zeszłym było ciekawie. Ponieważ elfy nigdy nie były obibokami, po godzinie salę wypełniały odgłosy leciwych maszyn, strugania i rozmów przy pracy. Święty Mikołaj i pani Mikołajowa wyszli na balkonik i z radością się temu przyglądali. Olli w tym roku znów stwierdził, że spróbuje czegoś nowego i zgłosił się do czytania listów od dzieci. Fanni za to powróciła na swoje ulubione miejsce malowania oczek, nosków, rumieńców i różowych usteczek. Przez kolejne dni życie mijało spokojnie na pracy, a wieczorami Fanni i Olli siadywali przy szklance glögg i opowiadali sobie o minionym dniu, ciesząc się smakiem grzanego wina z rodzynkami, cynamonem i migdałami. Radowało ich, że dzieci coraz częściej wolały drewniane zabawki z duszą i ręcznie szyte pluszaki niż sklepowe, plastikowe masówki.
Wszystko to zmieniło się kilka dni przed Wigilią, kiedy Olli otworzył kolejny list ze stosu.
Drogi Święty Mikołaju
Piszę w sprawie nie dla siebie, ale przyjaciela. Bruno nie wierzy już w Ciebie!!! Odkąd rodzice powiedzieli mu że nie istniejesz, a zabawki są ze sklepu, stracił ducha świąt. To straszne! Proszę, pomóż mu znów uwierzyć. Przekonałem go, by ostatni raz spróbował i poprosił o coś, o czym tylko on będzie wiedział.
Z pozdrowieniami
Alex
Olli musiał, aż dwa razy przeczytać list, nim w pełni dotarła do niego powaga słów. Od razu rzucił się do Wielkiej Księgi Spisu Przybyłych Listów i zaczął ją wertować. Nie znalazł jednak tego czego szukał w odczytanych listach. Musiał więc poszukać w stosach czekającej korespondencji. Po ponad godzinie odszukał właściwy list, choć poczmistrz patrzył na niego i bałagan dookoła wzrokiem, który mógł zabić. Ale w tej chwili Olli się tym nie przejmował. Szybko otworzył list i zaczął czytać nierówne pismo.
Święty Mikołaju
I tak już wiem, że nie istniejesz, ale kolega mnie przekonał, abym spróbował ostatni raz. Jeśli rzeczywiście przynosisz prezenty, to chcę chociaż czerwoną skarpetę w zielone paski z wyhaftowanym na złoto moim imieniem.
Bruno
– Fanni!
Ponad dziewczęcymi usteczkami pojawił się wąs.
– Olli!! Ile razy mówiłam, żebyś tak nie robił! – krzyknęła elfka, próbując doczyścić szmatką porcelanową twarzyczkę.
– Przepraszam, ale to ważne, chodź szybko.
Po czym pociągnął przyjaciółkę za rękę. Pozostałe elfy patrzyły za nimi zdziwione. Tym czasem Olli wszystko wyłuszczył Fanni w ich pokoju na poddaszu.
– To daj Mikołajowi ten list i zrobimy mu tę skarpetę.
– Sprawdziłem Bruna w księdze niegrzecznych dzieci i niestety on tam jest. A wiesz, że Mikołaj nigdy nie łamie zasad.
Fanni teraz rozumiała Olliego.
– Ale i tak nic nie możemy zrobić.
– Możemy. Wiem, że to szalone i ryzykowne, ale ja dostarczę ten prezent. Nie pozwolę, by kolejne dziecko przestało w nas wierzyć. Bo kiedy nie będziemy mieli już dla kogo robić zabawek, to miejsce na dobre pokryje się kurzem.
Fanni dobrze znała tę minę przyjaciela. I niestety wiedziała, że nie zostawi go samego. Już następnego dnia wdrożyli plan. Poprosili Anne o błyskawiczne wydzierganie skarpety według projektu chłopca, a do zapakowania podsunęli ją Kaiowi, by ładnie owinął podarek w błyszczący papier i przykleił kokardkę. Olli przy okazji dał jeszcze jedno małe zamówienie na dział strugania zabawek. Teraz pozostało już tylko czekać na wielki dzień.
Oboje od razu zgłosili się do zapakowania sań prezentami. A chaos przy tym był nie mały:
– Gdzie prezenty dla dzieci z Islandii?! – zawołał Jasper, próbując nad wszystkim zapanować, jak co roku.
– Przechodzą ostatnie testy na niskie temperatury – odkrzyknął któryś elf trzymając wielką kostkę lodu, w której zamrożony był samochodzik.
– Czy ktoś widział czerwoną wstążkę?
– Ja mam złotą, która nadal jest w modzie, choć w niektórych krajach do łask wraca butelkowa zieleń.
Ale nikt nie słuchał porad Nelli, zajęty własnymi sprawami. Dzięki temu podczas zamieszania Olli wskoczył na tył sań, tuż za ogromniasty worek z prezentami. Fanni przykryła go jeszcze kocem, by miał ciepło i nikt go nie zauważył, choć elfce zdało się, że Esko zerknął w ich stronę zdziwiony.
Początkowo Olli siedział cichutko pod pledem, modląc się w duchu, by Święty Mikołaj go nie znalazł, kiedy zaczęło go kręcić w nosie.
– Aaa, psik! – W końcu nie wytrzymał.
Zamarł na dłuższą chwilę. Na szczęście słychać było jedynie dźwięk dzwoneczków sań. Uff, mało brakowało, pomyślał. Jego myśli szybko zaczęły krążyć wokół gorącego kubka kakao. Co jakiś czas zerkał na prototypowy wynalazek Eerika – GPS dzieci. Sam Mikołaj jeszcze o nim nie wiedział. Po wpisaniu adresu dziecka, urządzenie potrafiło wskazać jego położenie co do pokoju. Miarowe pobrzękiwanie dzwonków prawie uśpiło Olliego, ciekawość jednak zwyciężyła i nad Kanadą elf wysunął głowę ponad balustradę i aż zaniemówił.
W dole, pośród białego puchu, świeciły na złoto całe miasta, rozpraszając mrok dookoła. Mikołaj w pewnej chwili zszedł niżej i Olli mógł już dostrzec udekorowane świetlnymi girlandami ulice i śpieszących do domu ludzi. Na wierzchołku pobliskiej górki stał uśmiechnięty bałwan z garnkiem na głowie i miotłą w patykowatej dłoni. Wszystko wyglądało niczym miniaturowe, kolejowe miasteczko. Co prawda stary Hilla nie raz opowiadał, jak to w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym roku tyle było pracy, że musiał pomóc Mikołajowi, i towarzyszył mu w wyprawie życia do świata ludzi, ale żadne słowa nie oddadzą tego widoku.
Wtem GPS zaczął piszczeć. Olli znów zanurkował pod koc.Nagle potężnie wstrząsnęło saniami. Znaleźli się na dachu bloku. Olli jednym okiem zerkał spod koca, jak Mikołaj rozsypuje na wietrze nasenny pyłek, aby żadne grzeczne dziecko go nie zobaczyło, po czym ruszył ku saniom. Olli szybko zakrył się szczelnie okryciem. Poczuł, jak worek z prezentami kurczy się, po czym znika, zapewne zabrany przez Mikołaja. Elf odczekał jeszcze chwilę, nim wyszedł z kryjówki i podszedł do krawędzi dachu. Blok okazał się całkiem wysoki, na szczęście rynna wyglądała na solidną. Niestety przy schodzeniu okazała się również śliska. Olli musiał trzymać rynnę z całych sił, aby nie zjechać na sam dół. Urządzenie wskazało mu szóste piętro. Zajrzał do okna po prawej stronie, akurat gdy święty Mikołaj podkładał prezent pod choinkę, niedaleko skarpety z podpisem Alex. Mikołaj, ukradkiem wziął ze stolika ciastko i z radością włożył do ust, po czym pstryknął palcami, rozpływając się w barwnym pyle.
– A więc Bruno musi mieszkać po drugiej stronie – szepnął do siebie Olli.
Pchnął okno, ale okazało się zamknięte. O tym nie pomyślał. Musiał więc dotrzeć do dalej uchylonego. Oj, wcale mu się to nie uśmiechało. Wspiął się na parapet i na czworakach ruszył do otwartego okna. Wolał nie patrzeć na ulicę w dole, pocieszając się, że najwyżej wpadnie w zaspę. Trochę niezgrabnie przeszedł przez okno do ciemnej kuchni, a stamtąd na paluszkach, korytarzem do oświetlonego choinką salonu. Szczęśliwy położył paczuszkę na innych prezentach, gdy nagle zza kanapy wyskoczył chłopiec.
– Istniejecie! – wykrzyknął.
Olli zamarł. Przez jego głowę przeszedł huragan myśli, zakończony pustką. Zdrętwiałe ciałko nie chciało się ruszyć, nawet napędzane tłukącym się w piersi sercem. Wreszcie, kiedy minął pierwszy szok, Olli wychrypiał.
– To tajemnica.
Lecz chłopiec zdawał się tego nie słyszeć. Na jego twarzy zachwyt zmieniał się w rozczarowanie.
– To nie Mikołaj rozdaje prezenty?
I jak to wytłumaczyć, by nie sprawić przykrości? Olliemu nawet przemknęło przez myśl skłamać, ale i tak by nie potrafił. Ach, czemu nie przewidział, że chłopiec zapewne będzie czekał na Mikołaja. A przecież proszek zaśnięcia nie zadziała na niegrzeczne dzieci. Cisza przedłużała się i elf wreszcie wydukał:
– Mikołaj daje prezenty grzecznym dzieciom, a ty niestety ostatnio…
– Nie byłem. – Chłopiec poczerwieniał na policzkach. Szybko dodał na swoją obronę. – Kiedy rodzice powiedzieli mi, że Święty Mikołaj nie istnieje, to rozzłościłem się i trochę… Zbuntowałem. – Po chwili zamyślenia, zapytał. – To Mikołaj nie wie, że tu jesteś?
Olli pokręcił głową.
– Ale jeśli szczerze się poprawisz, to za rok na pewno cię odwiedzi.
Olli zerknął za okno. Musiał się śpieszyć, by zdążyć przed odjazdem sań.
– Mam do ciebie prośbę. Dałbyś to Alexowi? To taki upominek ode mnie. Martwił się o ciebie i napisał do nas. Wiesz, że masz świetnego przyjaciela?
– Wiem. – Bruno przytaknął, biorąc podarek.
Olli otworzył okno i najszybciej jak potrafił wspiął się po rynnie. Ale dach był pusty, a pobrzękiwanie dzwoneczków brzmiało coraz ciszej. Strach zdjął tej nocy elfa po raz drugi. Został sam. I jak mam tu przetrwać w świecie ludzi? Tylko spokojnie. Przecież Fanni zobaczy, że nie wróciłem i na pewno coś zrobi. Przystanął w pół kroku. Ale to będzie oznaczało, że Mikołaj o wszystkim się dowie. Zrezygnowany przysiadł przy murku i objął ramionami zziębnięte nóżki. Powieki powoli mu się przymykały.
– No ładne rzeczy się tu wyrabiają.
Z półsnu wyrwał go znajomy tubalny głos. Olli podniósł głowę i zobaczył przed sobą potężną postać w czerwonym stroju. Na dworze już świtało.
– Ja wszystko wyjaśnię…
– Fanni już to zrobiła. Najchętniej zostawiłbym cię tu na cały dzień za niesubordynację. Bez przerwy są z tobą kłopoty. – Po chwili jednak poczciwa twarz się rozpogodziła. – Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że uczyniłeś to z dobrych pobudek, a i uratowałeś wiarę pewnego chłopca. Ale kara musi być. W przyszłym sezonie oprócz swoich obowiązków będziesz odśnieżał całą wioskę.
– O nie!
To była najgorsza praca dla elfa, jaka tylko mogła być. Mimo wszystko szczęśliwy wsiadł do sań i tym razem z przedniego siedzenia mógł oglądać rozświetlony świat.
Ojejku, wzruszyłam się! Pamiętam te szkraby!
Wyszło Ci bardzo świątecznie, ciepło, zimowo i optymistycznie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dziękuję i miło mi, że pamiętasz :).
Bo kiedyś nie będziemy mieli już dla kogo robić zabawek to, to miejsce na dobre pokryje się kurzem.
Wydaje się, że powinno być “kiedy”
Hej, przeczytałam, podobało mi się, bardzo świąteczne, sympatyczne. Czytało się przyjemnie, fabuła przewidywalna, ale tak powinno być ze świątecznymi, prawda? Muszą się dobrze kończyć! Pozdrawiam i powodzenia! No i Wesołych Świąt!
Cieszę się, że się podobało :).Dzięki za zwrócenie uwagi :).
Ładna bajeczka. Z morałem (jak to bajka), świąteczną atmosferą i dobrze wykorzystanymi prezentami. Przyjemnie się czytało.
PS.
Na początku się lekko potknąłem o zdanie "Nie trwało to jednak długo.", bo nie bardzo wiedziałem co?
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Hej! Na początek uwagi:
Bo kiedyś nie będziemy mieli już dla kogo robić zabawek to, to miejsce na dobre pokryje się kurzem.
JolkaK już zwróciła uwagę na to zdanie, ale ja bym jeszcze z nim pokombinowała: Bo kiedy nie będziemy mieli już dla kogo robić zabawek, to miejsce na dobre pokryje się kurzem.
Fanni dobre znała tę minę przyjaciela.
Dobrze. To raz. Dwa: dobrze znała tę minę albo dobrze znała minę przyjaciela.
– Przechodzą ostatnie testy na zimne temperatury – odkrzyknął, któryś elf trzymając wielką kostkę lodu, w której zamrożony był samochodzik.
Bez przecinka. Albo odkrzyknął jeden z elfów, żeby anihilować powtórzenie.
Fanni przykryła go jeszcze kocem, by miał ciepło i nikt go nie zauważył. Choć elfce zdało się, że Esko zerknął w ich stronę zdziwiony.
Zrobiłabym z tego jedno zdanie.
W dole, pośród białego puchu, świeciły na złoto całe miasta, rozpraszając mrok dookoła.
To zdanie otwierające bardzo długiego akapitu. Rozbiłabym go na kilka mniejszych, żeby łatwiej się czytało.
– Wiem – Bruno przytaknął, biorąc podarek.
Kropka po wypowiedzi.
Strach zdjął tej nocy elfa po raz drugi.
Zmieniłabym szyk: Strach zdjął elfa po raz drugi tej nocy/Po raz drugi tej nocy elfa zdjął strach.
Bardzo puchata i lukrowa bajeczka, więc, jak się zapewne domyślasz, zupełnie nie w moim guście. Nie można jej jednak odmówić sympatyczności i świątecznego klimatu. Myślę, że dla dzieci byłaby przyjemną lekturą z nienachalnym morałem, czyli chyba wszystko cacy.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Dziękuję za kolejne komentarze:). Poprawki naniosę w wolnej chwili.
Ładne, bajkowe. Trochę za łatwo im poszło, ale niech będzie :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Uwaga do uwag: nie ma zimnych temperatur. Są niskie, ujemne (ale nie w skali Kelwina), lecz zimnych ani gorących “ni mo”.
Bardzo sympatyczna, ciepła bajeczka.
Pozdrawiam
Dziękuję za następne komentarze i klika :). Bardzo się cieszę z pozytywnego odbioru:). Za chwilę zajmę się poprawkami.
Droga Monique.M, stanowczo nie jestem właściwym odbiorcą Twojej opowieści – nigdy nie czułem ducha świąt, jest też zbyt lukrowo, ale muszę Ci oddać, że historyjka została napisana w bardzo Twoim stylu i na pewno w kategorii bajek dla dzieci odnalazłaby swoje miejsce (w żadnym wypadku nie mówię, że to wada!). Mimo tego, że jest bardzo słodko, do plusów zaliczam, że bohater podczas dostarczania prezentu napotyka pewne przeszkody i nie wszystko idzie mu jak z płatka, co czyni przygodę bardziej emocjonującą.
Podobały mi się różne skandynawskie wstawki, imiona bohaterów, szwedzki grzaniec. Robiły klimat Północy (aczkolwiek do tego grzańca jeszcze za moment się przypierdzielę przy uwagach technicznych).
Muszę jeszcze napisać o jednej rzeczy. Sam nie jestem mistrzem w tej dziedzinie i kompletnie nie umiem w tytuły, ale tytuł Twojej historii mówi mi jedno wielkie nic. “Świąteczna misja” może być o wszystkim i o niczym. Niestety, tak nazwana opowieść nie zwraca uwagi, nie przyciąga czytelników, po prostu zanika w tłoku. Co, gdyby historyjkę zatytułować Na ratunek duchowi świąt! albo Szalona świąteczna wyprawa do Kanady. Przeprowadziłbym tu jakieś kombinacje ;)
Mam trochę uwag technicznych:
Wrota do fabryki zabawek Świętego Mikołaja zostały otwarte, wpuszczając elfy do zimnego, ciemnego wnętrza. Nie trwało to jednak długo. Kilka z nich zapaliło światła, inne zamiotły kilkumiesięczny kurz i omiotły kąty z pajęczyn.
Początek opowiadania mi po prostu nie pasuje. Z pierwszego zdania wynika, że wrota wpuściły elfów do zimnego wnętrza – niby można tak napisać, ale ja bym proponował zrobić tak: Wrota do fabryki zabawek Świętego Mikołaja otworzyły się, pozwalając elfom wejść do zimnego, ciemnego wnętrza. Potem jest zdanie, które w mojej opinii należałoby wykreślić – co nie trwało długo? Wchodzenie do fabryki? Otwieranie wrót?
A trzeba przyznać, że w zeszłym było ciekawie. Ponieważ elfy nigdy nie były obibokami, po godzinie salę wypełniały odgłosy leciwych maszyn, strugania i rozmów przy pracy.
A może Ponieważ elfy nigdy nie stroniły od pracy…
Przez kolejne dni życie mijało spokojnie na pracy, a wieczorami Fanni i Olli siadywali przy szklance glögg
Tutaj będę czepialski xD Jako osoba, która miała przyjemność mieszkać w Kopenhadze zwrócę Twoją uwagę, że użyłaś szwedzkiego sposobu zapisu. Skoro rzecz dzieje się w Finlandii, powinno być raczej glögi.
Na północy Europy grzane wino nazywana się glögg (w Szwecji i na Islandii), gløgg (w Norwegii i Danii), a glögi (w Estonii i Finalandii).
Tym czasem Olli wszystko wyłuszczył Fanni w ich pokoju na poddaszu.
Tymczasem
Sprawdziłem Bruna w księdze niegrzecznych dzieci
A może w Księdze Niegrzecznych Dzieci?
Poprosili Anne o błyskawiczne wydzierganie skarpety według projektu chłopca,
Może według pomysłu chłopca? Chłopiec żadnego projektu nie przygotował :P
A chaos przy tym był nie mały:
Niemały
zawołał Jasper, próbując nad wszystkim zapanować, jak co roku.
Płynniej zabrzmi zawołał Jasper, próbując jak co roku nad wszystkim zapanować
Ale nikt nie słuchał porad Nelli, zajęty własnymi sprawami.
Z tego wynika, że nikt był zajęty własnymi sprawami. Może Ale nikt nie słuchał porad Nelli. Wszystkich pochłaniały inne/ważniejsze sprawy.
zanurkował pod koc.Nagle potężnie wstrząsnęło saniami.
Brakuje spacji.
Olli szybko zakrył się szczelnie okryciem.
Nieładnie. Może szybko zakrył się szczelnie kocem?
Kiedy rodzice powiedzieli mi, że Święty Mikołaj nie istnieje, to rozzłościłem się i trochę… Zbuntowałem.
Dziecko klasyfikujące swoje zachowanie jako bunt kompletnie mi nie pasuje :P Trzeba to zmienić.
Pozdrawiam!
Dziękuję za wnikliwy komentarz:). Zdaję sobie sprawę, że nie każdy na forum będzie odbiorcą i biorę to na klatę. Ale ostatnio jakoś tak robię/piszę w bajkach, a klimat świąt temu sprzyja. Wieczorkiem zerknę do poprawek. A zapis bardzo możliwe, że pomyliłam. Nigdy nie pamiętam a z internetu spisywałam na szybko i nie zwróciłam uwagi, że to inny kraj:). A co do tytułów, to zawsze mam z nimi problem. Fajna Twoja pierwsza propozycja :). Aż szkoda, że ja czegoś takiego nie wymyśliłam.
Mi się podoba, że jest to ewidentnie taka ładna, heartwarming bajka na przekór. Kompletnie nie trafia w mój gust, ale szanuję, że jest konsekwentnie i tak powinno być. W sensie napisałaś dokładnie tak, jak chciałaś, bez oglądania się na to, czy się komuś spodoba, ze świadomością, że sporo osób się odbije. Serio, szanuję bardzo :)
I te skandynawskie wstawki dobrze zrealizowane.
Miło mi :).
Wyszła ci ciepła, uroczo opowieść Wigiljina. Nie korciło cię, żeby pozwolić Olliemu zamarznąć? ;)
Nie :). Mam wrażenie, że w konkursie świątecznym jest pod dostatkiem historii dla dużych :). Dziękuję za komentarz :).
Hej!
Ponieważ mali bohaterowie zawsze do mnie przemawiają, więc przeczytałam Twoje opowiadanie z wielką przyjemnością. W każdym fragmencie zachowujesz ten sam styl i przez to jest ono super spójne. Czytelnikiem może być i dorosły, i niedorosły :) Cieszę się, że nie było tu nic strasznego i stresującego.
Ale zgadzam się z Amonem, że tytuł mógłby być bardziej intrygujący. Nie wierzę w Świętego Mikołaja!
Zgłaszam do biblioteki i Wesołych Świąt!
Ślicznie dziękuję za tak pozytywny komentarz i klika :). Spróbuję pokombinować z tytułem. Może Świąteczna misja skarpetkowa?
Miła świąteczna historyjka o szczęśliwym zakończeniu. Jak widać czasem warto naginać zasady. Muszę też przyznać, że Mikołaj opracował całkiem sprytny system. Grzeczne dzieci go nie zobaczą, ale dostaną prezenty, jednak niegrzeczne nic nie otrzymają, ale mają szansę go ujrzeć. W sumie nie jestem pewien, czy dla unikalnego widoku niedostępnego dla wielu, nie jest warto od czasu do czasu być tym niegrzecznym dzieckiem?
Pozdrawiam :)
Przeczytawszy nasunęła mi się myśl, że grzeczne dzieci otrzymują prezenty, a niegrzeczne odpowiedzi(czyt. czyli to co chcą dostać).
Bajkowa kreska, sytuacje kryzysowe, moralne rozterki elfów oraz Mikołaj z zasadami.
Słodko i okolicznościowo.
Bardzo ciepła bajeczka. Czytało się sympatycznie. Dobrze, że Olli jednak nie zamarzł, może w przyszłym roku wpadnie na kolejny szalony pomysł.
Trochę dziwne, że chłopiec chciał dostać jedną skarpetkę, ale może to w ramach eksperymentu naukowego…
Babska logika rządzi!
Ale że z happy endem?
Żartuję. :-)
Jednym z celów budowania świątecznego nastroju jest dodawanie innym otuchy i wlewanie w nich nadziei.
Tak. Przyłożyłaś się do stworzenia świątecznej atmosfery.
O matko, człowiek na chwilę od stołu odejdzie, a tu tyle komentarzy ;)
Za wszystkie dziękuję i cieszę się, że odbiór jest pozytywny i może nawet trochę utrzymał Wasz dobry nastrój :).
W sumie nie jestem pewien, czy dla unikalnego widoku niedostępnego dla wielu, nie jest warto od czasu do czasu być tym niegrzecznym dzieckiem?
W zasadzie to umyśliłam sobie, że ponieważ nie odwiedza niegrzecznych dzieci, to te go i tak nie zobaczą :).
Witaj.
Ładna, optymistyczna, dodająca wiary w ludzi, elfy i Mikołaja, świąteczna opowieść. :) Takich nam trzeba w dzisiejszym świecie! :)
Z technicznych jest nieco powtórzeń, gdzieś tam dojrzałam brak spacji, lecz treść skutecznie mnie przyciągnęła i nakazała czytać oraz kliknąć. :)
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
W zasadzie to umyśliłam sobie, że ponieważ nie odwiedza niegrzecznych dzieci, to te go i tak nie zobaczą
To ja pomyślałem o sytuacji, kiedy taki łobuz zamiast iść spać jak rodzice przykazali, to spędza noc na brojeniu i wyglądając przez okno dostrzega przelatujące sanie. Może wtedy zdaje sobie sprawę, że jednak warto być grzecznym w przyszłym roku?
A o tym nie pomyślałam, Mordoc :)
bruce, dziękuję za komentarz i klika :).
I ja bardzo dziękuję, pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Sympatyczna bajka dla dzieci. Tak jak powinna, zawiera morał, ale nie czuć dydaktycznego… zapachu. Dzieci grzeczne i niegrzeczne powinny być usatysfakcjonowane. Cel uświęca środki, ale za niesubordynację Olli musi zapłacić. Warunki konkursu są spełnione. Klimat jest świąteczny. Całość klikam.
Sympatyczna bajka, ładnie napisana. Może scena z Brunem mogłaby być troszkę bardziej rozbudowana i ogólnie proporcje początku do głównego epizodu są nieco zachwiane, ale okej, nie jest to bardzo poważny zarzut.
Łapankowo dwa miejsca mnie zatrzymały, więc wypisuję:
Wrota do fabryki zabawek Świętego Mikołaja zostały otwarte, wpuszczając elfy do zimnego, ciemnego wnętrza.
Niedobrze skonstruowane zdanie, w dodatku na samym początku. Konstrukcja imiesłowowa w drugiej części od biedy by się obroniła, gdyby w pierwszej była strona czynna: wrota otwarły się, ale spróbowałabym to zdanie całkowicie przebudować.
Ale nikt nie słuchał porad Nelli, zajęty własnymi sprawami.
Tu też coś się pokręciwszy. Nikt, który mógłby być zajęty własnymi sprawami, sugeruje osobę, która używa takiego imienia, jak Odyseusz w epizodzie z Polifemem. Tu od biedy sprawdziłaby się konstrukcja: “Ale nikt nie słuchał porad Nelli; wszyscy byli zajęci własnymi sprawami”, choć też szukałabym lepszego rozwiązania.
http://altronapoleone.home.blog
Bardzo dziękuję za kolejne komentarze i kliki :). Po ogłoszeniu wyników wprowadzę poprawki.
Cześć :) Ewidentnie celowalaś w coś na kształt bajki i o ile dla dzieci, pewnie byłaby okej to mnie niestety nie przekonała. Brakło mi przede wszystkim jakiejś oryginalności – chłopiec który, nie wierzy w święta, elfy i dobroduszny Mikołaj. To już było i liczyłam na jakąś mniej spotykaną mieszankę, powiew świeżości.
Monique!
Miała to być sympatyczna bajeczka i tak też było. Przyjemna lekturka, bardziej dla dzieci, ale nie powiem, że czytało się ciężko. Taka klasyczna baśniowa opowieść. ^^
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Wiedziałam, że nie każdego z dorosłych moja opowieść zadowoli, dlatego na wszelki wypadek zaznaczyłam, że to bajka :).
Dziękuję za komentarze :).
Wiele już do wcześniejszych opinii dodać się nie da. Po prostu zrobiło się cieplej na serduszku i czytając można było znowu poczuć się jak kilkulatek z kubkiem kakao patrzący na kolorowe choinkowe ozdoby :-) Pozdrawiam!
Dziękuję i również pozdrawiam:).
Sympatyczna historia, nawet po świętach miło się czytało. Przetestuję na siostrzeńcach (7 i 9 lat), czym im też się spodoba :)
ninedin.home.blog
O, to w takim razie proszę o ich opinie:).
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
:)
Prosta historyjka, ale udało Ci się w niej przemycić bardzo ciekawy problem – mamy chłopca, który utracił wiarę (a raczej – któremu wiara została odebrana), w wyniku czego nabroił, przez co wykluczył się z grona grzecznych dzieci, którym, wraz z prezentami, serwowany jest namacalny dowód na istnienie (wizyta Mikołaja). Szkoda tego Bruna, całe szczęście że ma takiego przyjaciela. No i że nawinął się krnąbrny elf.
Pozdrawiam!
Miło mi, że się spodobało :).
Miła bajka, fajnie wykorzystująca dziecięcą wiarę/ niewiarę w Mikołaja. Dobrze zrobiło jej wzbogacenie o kilka całkiem współczesnych gadżetów. ;)
A chaos przy tym był nie mały: → A chaos przy tym był niemały:
Uff, mało brakowało, pomyślał. Jego myśli szybko… → Nie brzmi to najlepiej.
…zaczęły krążyć wokół gorącego kubka kakao. → …zaczęły krążyć wokół kubka gorącego kakao.
Co prawda stary Hilla nie raz opowiadał… → Co prawda stary Hilla nieraz opowiadał…
Olli znów zanurkował pod koc.Nagle… → Brak spacji po kropce.
Olli szybko zakrył się szczelnie okryciem. → Brzmi to nie najlepiej. No i wiemy, że jest pod kocem.
Proponuję: Olli szybko szczelnie się okrył.
Olli zerknął za okno. → Olli zerknął przez okno.
By zerknąć za okno trzeba je otworzyć, a potem się wychylić.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Trudno mi ocenić opowiadanie, ponieważ wywołało we mnie sentymenty i odczucie magii świąt. Cały kawał życia jako dzieciak miotałem się między wiarą a niewiarą. Mimo wyraźnych dowodów na nieistnienie Mikołaja (nakryłem przebierańca dobierającego brodę w okolicy 4-5 lat, kiedy zakradłem się z kolegą do gabinetu dyrektorki przedszkola), cały czas pisałem listy i chciałem wierzyć.
Najważniejsze jest pokazanie dziecku, że się wierzy w jego chęci. Kiedy rodzice widzą, że te chęci wykraczają poza beznadziejne plastikowe śmieci, to pewnie serce ich bardziej rusza. Sam kiedyś napisałem w liście, ze chciałbym dostać prawdziwe rękawiczki z pięcioma palcami. Dostałem je, a nawet opowiadania dla dzieci, które czytano mi codziennie przed snem. Jak nauczyłem się czytać, poznawałem je na nowo osobiście (chyba to wszystko nadal mam w szafce i wspaniałą historię o Mikołaju z niezwykłymi ilustracjami wykonanymi trochę jak ryciny). Wieczór, kiedy za oknem padał śnieg, mróz ciął niemiłosiernie, siedziałem z mamą przy łóżku. Oglądałem wspaniałe rękawice i słuchałem bajek, prosząc zawsze o jeszcze jedną. Dawno tego nie wspominałem, a Twój tekst mi to wszystko przypomniał.
Tak, więcej potrzeba właśnie takich prezentów, które są od serca, a mniej marketingowego śmiecia, korzystającego z dziecięcej naiwności. Z tej perspektywy tekst się oczywiście podobał, ale to czysty subiektywizm. Nie mam zarzutów do formy, znalazłem raptem jedną rzecz:
Olli znów zanurkował pod koc.Nagle potężnie wstrząsnęło saniami.
Brak spacji po kropce. I tyle ;)
Fajnie, jak czytanie czasami pozwala lepiej spojrzeć na własną przeszłość, nie tylko doszukiwać się rzeczy niedobrych i jakichś tam traum. Jest świątecznie na pewno.
Artystom więcej, szybko!
Слава Україні!
regulatorzy
Dziękuję za wyłapanie błędów. Poprawię je po konkursie. Cieszę się, że ogólnie również podeszło :).
Vacter
Bardzo się cieszę, że podzieliłeś się w komentarzu swoimi wspomnieniami :). Chyba każdy autor chciałby, aby jego tekst wywoływał emocje (ja lubię te pozytywne).
Witam jurora :).
Bardzo proszę, Monique, miło mi, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
:)
Co tu dużo mówić, po prostu przyjemna bajeczka :)
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Dziękuję:).
:)
Hej, hej, hej!
Dziękuję Ci, Monique, za udział w krokusie!
Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)
Trochę się spodziewałem po Tobie właśnie takiego tekstu ;)
Fajnie zagrały hasło przewodnie i motyw świąteczny (bo to było bardzo świąteczne opowiadanie). Mógłbym pomarudzić, że prezent-skarpeta jest trochę pretekstowy, bo jaki chłopiec chciałby skarpetę pod choinkę (no, dobra – ja bym chciał, ale mówimy o małym chłopcu xP), ale mogę spokojnie na to przymknąć oko.
Fabuła poszła prosta i trochę za bardzo po sznurku, ale na takiej ilości znaków to zrozumiałe. Skorzystałaś z „uniwersum Świętego Mikołaja”, ale przedstawiłaś je całkiem spoko – elfy mają swoje zadania i wszystko się klei :)
Wykonane solidnie, bywały drobne niezgrabności, ale czytało się przyjemnie.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Ja dziękuję za konkurs :). Cieszę się, że ogólnie spodobało Ci się :).
Hej Monique!
Bardzo świąteczna i przyjemna historia. Zazwyczaj nie lubię tak dużej dawki optymizmu w tekstach, ale to konkurs świąteczny, on rządzi się innymi prawami ;)
Fajny pomysł na dwójkę skrzatów wyprawiających coś za plecami Mikołaja. Tekst wydaje mi się bardziej dziecięcy, nieco infantylny, z prostym przekazem. Brakuje mi tu napięcia, jakiegoś zagrożenia albo choćby haczyka, by z ciekawością czytać dalej. Wszystko dzieje się dość łatwo, może poza kilkoma problemami, które jednak Olli łatwo pokonuje.
Jednak podoba mi się użycie świątecznych motywów, fajnie je dopasowałaś.
Podsumowując, bardzo słodka, radosna historyjka, dla dzieci pewnie w sam raz, dla mnie nieco mniej, ale to nie wpływa bardzo na ocenę. Nie możesz ponosić winy za niewstrzelenie się w gusta jury ;)
Dziękuję za lekturę!
Dziękuję za miły komentarz jurorski :). Faktycznie takie historie niestety podchodzą mi pod dziecięce, a że ostatnimi laty często piszę dziecięce opowiadania (nie tylko na forum), to ten sposób myślenia mi towarzyszy i tu :). Ale na konkurs magii i miecza postanowiłam wrócić do typowej fantastyki z lekką nutką posoki .