- Opowiadanie: zkarpinski - STATEK - TŁUMACZENIE :)

STATEK - TŁUMACZENIE :)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

STATEK - TŁUMACZENIE :)

Statek

 

Gdy tylko mógł, wychodził wieczorem na plażę. Lubił oglądać zachód Słońca. Działał na niego kojąco. Szedł tuż przy brzegu. Jego bose stopy doznawały na przemian ciepła piasku i chłodu morskiej wody, a nagie ciało – podmuchów wiatru. Wieczór był pogodny. Żadnej chmurki. Przysiadł na piasku i zaczął przyglądać się końcowym etapom zachodu Słońca. Czerwona już tarcza dotknęła linii horyzontu. Lekko falujące wody mieniły się w blasku. Zobaczył jeszcze zielony błysk nad górną krawędzią tarczy słonecznej. Zielony promień – pomyślał. Dzień się zakończył. W zasadzie zakończył się kilka minut wcześniej. To refrakcja wydłużała go jak zwykle…

Wtedy ją zobaczył. Gdyby nie skupiał swojej uwagi na Słońcu, dostrzegłby ją już wcześniej. Istota ta wyłoniła się z morskiej piany i szła w jego kierunku. Dziwne, ale bardzo przyciągała jego uwagę. Dostrzegał coraz więcej szczegółów. Istota ta była mu podobną, jednak była inna niż on. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Zbliżała się…Zaczynał widzieć różnice…

– Kim jesteś? – zapytał.

– Kimś, kto ciebie szukał…

– …

Został wybudzony z fazy snu.

 

Statek zbliżał się do celu. Kolejny etap misji wymagał wyższych funkcji logicznych. Konieczne były decyzje świadomej centralnej jednostki sterującej. On nią był.

Sam cel misji nie był jeszcze widoczny. Był zbyt mały. Jedynie czujniki grawitacji Statku wyraźnie go rejestrowały. Zredukował prędkość i pozwolił porwać się przyciąganiu obiektu.

Miał wystarczająco dużo czasu, aby wczytać dane misji i je przeanalizować. Godzinę temu Statek odebrał sygnał zagrożenia. Orbita gwiazdy neutronowej, wyrzuconej miliony lat temu z jądra galaktyki, nagle uległa zmianom. Obiekt zmierzał teraz w kierunku zamieszkałego przez cywilizację technologiczną układu planetarnego. Poziom jej rozwoju nie pozwolił na nawiązanie bezpośredniego kontaktu oraz na samodzielną skuteczną reakcję na zagrożenie. Grawitacja przelatującej w pobliżu gwiazdy neutronowej zdestabilizuje ich układ planetarny. Nie mógł pozwolić na unicestwienie życia.

Statek zbliżył się do obiektu na minimalną odległość. Żadna znana materia nie byłaby w stanie wytrzymać tak wielkich różnic w oddziaływaniach grawitacyjnych. Statek jednak potrafił kontrolować czas i przestrzeń. Nie obawiał się, więc rozbicia na części składowe. Wszedł na orbitę kołową.Żelazna, skąpana w morzu swobodnych elektronów skorupa gwiazdy, wydawała się być idealnie gładką. Żadnych wzniesień, żadnych dolin. Silna grawitacja usunęła wszelkie nierówności… Podjął decyzję… Zniszczenie gwiazdy jest zbyt niebezpieczne. Powstałe promieniowanie wysterylizuje układ planetarny… Przybrał na masie i zakrzywił czasoprzestrzeń. Gwiazda zagregowała na dodatkową grawitację i zmieniła tor swojego ruchu. Życie nie zostało unicestwione. Zadanie wykonał.

Usnął…

 

Nazwała siebie kobietą. Nie znał dotychczas tego określenia… Nie było jej, gdy wrócił do fazy snu. Wtedy, gdy zobaczył pierwszy raz tę istotę, poczuł coś nowego, coś, czego nigdy nie doświadczył. Szukał jej. Chciał poczuć to znowu. Przychodził codziennie na plażę. Wypatrywał. Czekał aż ponownie wyłoni się z morskiej piany. Wołał – morze nie odpowiadało…

– Dlaczego tak nagle odszedłeś? – usłyszał pytanie dobiegające zza jego pleców.

– Miałem zadanie do wykonania… – odwrócił się i ujrzał ją. Stała na plaży taka, jaką ją pamiętał.

– Wykonałeś?

– Tak… Gdzie byłaś? Od wielu już dni przychodzę na plażę. Czekam, a ciebie nie ma…

– Nigdzie nie odeszłam. Cały czas tu byłam i czekałam na twój powrót.

– Grawitacja?

– W istocie.

– Jesteś człowiekiem? – zapytał.

– Tak, jestem… A ty?

– Też jestem człowiekiem… Ale… Przecież wyglądasz inaczej – nie ukrywał zdziwienia.

– Ty też jesteś inny – odparła, a jej usta dziwnie się wykrzywiły ukazując biel jej zębów. Grymas ten dodał uroku kobiecie.

– Co się dzieje z twoją twarzą? – zapytał.

– Uśmiecham się – odparła – to objaw szczęścia.

– Czym jest szczęście?

– Nie wiesz?

Zbliżyła się i dotknęła dłonią jego twarzy. Nie rozumiał tego, co się działo. Nie musiał rozumieć. Jego ciało zareagowało silniej niż za pierwszym razem. Poczuł się dobrze. Z niewiadomych powodów chciał, aby ta istota ludzka też poczuła to, co on. Odwzajemnił ten gest. Z wyczuciem badał twarz kobiety. Była taka delikatna, zupełnie inna niż jego. Spojrzał jej w oczy. Ich głębia pochłaniała. Na myśl przychodziło mu tylko jedno porównanie. Kolapsar, otoczony promieniującym pełnią widma optycznego dyskiem akrecyjnym. Zanurzył dłoń w włosach kobiety i zaczął przesuwać ją w dół… Dotknął tego, co było ukryte za pasmami jej włosów… Poczuł kolejną, nieznaną mu do tej pory, reakcję swojego ciała…

– Dziwnie się czuję – powiedział.

– Ja też – odparła kobieta.

– Co z nami się dzieje? Od tysiącleci przemierzam Wszechświat, a czegoś takiego nigdy nie doświadczyłem. Czemu służy ten sen?

Nie odpowiedziała, nie zdążyła. Sen się zakończył…

 

Statek zbliżał się do ciasnego układu podwójnego. Przypominał on trochę klepsydrę. W wzajemnym grawitacyjnym uścisku krążyły dwie gwiazdy. Biały karzeł – stara zdegenerowana gwiazda wielkości małej planety – unicestwiała swojego wielkiego, czerwonego, gwiezdnego towarzysza. Czerwony olbrzym rozrósł się tak bardzo, że z trudem był w stanie utrzymać się w całości. Tracił materię. Przepływała ona przez przewężenie klepsydry, owijając małą gwiazdę gorącym dyskiem świecącej materii. Przybył w ostatniej chwili. Karzeł przybrał już wystarczająco na masie. Kilkudziesięcioletni okres mieszania paliwa w jego wnętrzu dobiegał końca. Nie musiał długo czekać na koniec procesu. Karzeł pojaśniał z siłą miliardów Słońc. Odruchowo zawsze stosował to porównanie. Nie wiedział dlaczego, ale nie było to istotne. Ważne było to, że mógł pławić się w świetle jaśniejszym niż blask całej galaktyki. Lubił to. Fale uderzeniowe delikatnie muskały jego otoczony polami siłowymi kadłub. Trwał w tym błogim stanie aż do końca istnienia supernowej… Odpłynął…

 

Leżała na piasku, gdy wrócił. Był w świetnym nastroju. Czas spędzony w pobliżu supernowej korzystnie na niego wpłynął.

– Widzę, że promieniejesz – powiedziała.

– Kąpiel podziałała regenerująco – odpowiedział.

Wstała, ziarenka piasku oblepiały jej wilgotną skórę. Stała tak przez chwilę, jakby oczekiwała na jego reakcję. On jednak nie wiedział, co robić. Jego doświadczenie nie obejmowało tych aspektów…. Podeszła do niego i dotknęła ustami jego ust. Odsunął się zaskoczony.

– Co robisz?– zapytał.

– To się nazywa pocałunkiem – odpowiedziała. Sprawiłam ci przykrość?

– Nie, nie sprawiłaś. To było przyjemne, lecz zaskakujące uczucie. Możesz to powtórzyć?

– Z przyjemnością…

Złączyli ponownie usta pocałunkiem. Teraz trwał on wyraźnie dłużej. Czuł jej przyśpieszony oddech. Jego ręce zaczęły delikatnie przesuwać się po skórze pleców kobiety strącając ziarenka piasku, które jeszcze pozostały. Chciał, aby ich ciała się jeszcze bardziej zbliżyły. Chciał ją poczuć całym sobą. Coś mu jednak przeszkodziło. Reakcja jego organizmu tym razem była jeszcze silniejsza. Odsunął kobietę od siebie.

– Nie przejmuj się – powiedziała – to naturalna reakcja. Nauczysz się ją kontrolować.

*

 

Nie było jej od kilku dni. Tęsknił. Było to kolejne nieznane mu wcześniej uczucie. Wypatrywał jej wszędzie i zawsze. Nie mógł na niczym skupić swoich myśli. W zasadzie nie musiał. Przecież był w fazie snu…

– Jestem, mój drogi – zaskoczył go jej mocny głos. Chyba lubiła zachodzić go od tyłu – pomyślał. Odwrócił się i ujrzał ją. Nie była złudzeniem. Była prawdziwa – na tyle prawdziwa, na ile sen pozwalał.

– Wróciłaś! Nie wyobrażasz sobie jak tęskniłem. Gdzie byłaś?

– Miałam zadanie do wykonania…

– Wykonałaś?

– Tak… Jesteś gotowy?

– Na co?

– Nie wiesz? Czego pragniesz?

– Ciebie?

– Jesteś pewien?

– Chyba tak…

– Czy rozumiesz?

– Nie jestem pewien…

– Zrozumiesz, gdy przyjdzie pora zrozumienia. Chodź do mnie.

Podszedł i wziął ją w ramiona. Czuł bicie serca kobiety. Miał wrażenie jakby chciało wyskoczyć z jej klatki piersiowej. Nie był jej dłużny. Upadli na ziemię. Ich ciała splotły się i potoczyły po ciepłym nadmorskim piasku. Zatrzymali się dopiero, gdy poczuli chłód wody opływającej ich ciała. Otrzeźwieli na moment.

– Jestem twoja – szepnęła mu do ucha.

Nie odpowiedział, przynajmniej za pomocą słów. Całował jej usta, oczy, policzki. Kobieta odwzajemniała jego działania… Nagle przerwał i spojrzał jej w oczy. Nie zrozumiał ich wyrazu, ale spodobał mu się. Zaczął delikatnie kąsać płatki jej uszu. Gdy skończył zajął się szyją. Czuł przechodzące przez ciało kobiety dreszcze. Nie były silne, ale wyczuwalne. Zrozumiał, że jego starania idą we właściwym kierunku. Przenosił swoją aktywność do coraz niższych partii jej ciała. Osiągnął wreszcie obszar pierwszej zasadniczej różnicy, obszaru znacznie bardziej uwypuklonego niż jego własny… Kobieta lubiła jego stymulację – wyczuł to – zresztą zaczynał coraz więcej wyczuwać.

– Nie śpiesz się, mój drogi – wyszeptała. Mamy czas… Cały dostępny czas naszego Wszechświata.

Poszedł za jej radą. Zwolnił, a ona odpowiedziała mu reakcją swojego ciała. Jej aktywność rosła. Była jak nova. Pomyślał, że jest czerwonym olbrzymem wypełniającym powierzchnię, a ona białym karłem zasysającym jego materię. Odpędził tą myśl. Karzeł wysysał energię ze swojego gwiezdnego towarzysza. Ona przecież nie była kimś takim.

– O czym myślisz? – zapytała.

– Próbowałem znaleźć porównanie.

– Jakie porównanie?

– Czy to teraz jest ważne?

Nie pytała dalej. Zresztą nie była w stanie już pytać… Dotarł do drugiego obszaru zasadniczej różnicy. Jej ciało wibrowało, niczym gwiazda poddana działaniu fal grawitacyjnych o dużej częstotliwości… Czuł jej wibracje całym sobą. Jej fale działały na niego. Dostrajał się. Częstotliwości zaczynały się uzgadniać. Byli w pełnym rezonansie.

 

Poczuł coś, przy czym kąpiel w promieniach supernowej była niczym. Wtedy Zrozumiał. Wiedział już, co ma zrobić.

 

Faza snu się zakończyła.

 

Statkiem rzucało w przestrzeni. Pola siłowe z trudem kompensowały bezwładność. Myślał tylko o skoku. Czuł jego współrzędne. Pochłaniał łakomie energię próżni, potrzebną do otwarcia tunelu. Skok miał być długi, bardzo długi. Ale najważniejszy był cel, teraz już ściśle określony. Musiał się opanować. Nie mógł popełnić błędu. Drugi raz takiego skoku nie będzie wstanie przez długi czas wykonać. Był wreszcie gotowy. Splątał dwa odległe punkty czasoprzestrzeni związkami przyczynowo – skutkowymi. Utworzył w ten sposób punkt skoku.

 

Przeleciał przez horyzont zdarzeń.

 

Gdzieś we Wszechświecie, w tym samym czasie, za skok zapłaciła niepotrzebna nikomu gwiazda. Entropia wzrosła i wszystko było w porządku.

*

 

Zmaterializował się dokładnie w wyznaczonym punkcie czasoprzestrzeni. Wypatrywał z podnieceniem celu skoku. Nie pomylił się. Koordynaty były właściwe. Ujrzał swój cel na orbicie pobliskiej planety. Nie czekał. Ustawił natychmiast wektor podejścia i odepchnął się od przestrzeni. Chwilę potem ich pola siłowe stały się jednością, a kadłuby niczym dwie krople wody, zlały się w jedną. Kropla drgała…

*

 

Ich szczątkowe ciała zamknięte były w kokonach wypełnionych śluzem synaptycznym. Nie czuli zmysłami swojej obecności – zanikły tysiące lat temu. Czuli ją inaczej. Czuli swoją świadomość wypełniającą teraz już oba statki. Kokony doznały skurczu i wypluły zdegenerowane ludzkie ciała, które chwilę potem połączyły się ze sobą.

 

Byli piękni w wzajemnym uścisku. Ciała wibrowały. Byli jak w transie. Wszechświat nie miał żadnego znaczenia. Liczyło się tylko tu i teraz. I stało się w końcu to, co powinno i to w momencie kulminacyjnym rezonansu…

 

Dane zostały przekazane. Kontynuacja kontaktu bezpośredniego nie była już potrzebna. Zostali wessani do swoich kokonów.

*

 

Kobieta w miarę upływu czasu zmieniała swój kształt. Bardzo go to niepokoiło.

 

– Nie martw się mój drogi – mawiała do niego na uspokojenie. To naturalne. Jesteśmy ludźmi, ale różnimy się między sobą. Ja się zmieniam i cieszę się z tego. Raduj się ze mną…

*

 

Usłyszał przeraźliwy krzyk kobiety. Wystraszony przybiegł do niej.

 

– Co ci jest moja droga?

 

– Jak boli… Jak strasznie boli…

 

Amplituda drgań kropli rosła. Siły spójności nie były w stanie utrzymać jej w całości. Musiała się rozpaść…

 

Na orbicie planety krążyły teraz trzy statki…

*

 

Nowa istota była mała, nieporadna, wymagała troski. Poczuli teraz coś nowego. Rozumieli, że była im podobna. Rozumieli, że była człowiekiem. Teraz było ich troje.

*

 

Statek dawał życie w zamian otrzymywał świadomość. To był dobry układ dla obu stron. Była to ostateczna forma symbiozy.

Koniec

Komentarze

Przepraszam, że umieszczam jeszcze raz to opowiadanie. Wyrzuciłem kilka określeń typu bifurkacja, punkt libracyjny itp. Może teraz nie będzie tak odrzucające :)
Wesołych Świąt dla WSZYSTKICH

nie czytałam pierwotnej wersji, ale myślę, że to nie bifurkacje i punkty libracyjne wywoływały wątpliwości a raczej sposób ich użycia. Posługujesz się terminami stricte naukowymi w zły sposób.
Mamy gwiazdę neutronową, bohater sobie przelatuje nad nią i co mamy w opisie?
"Żelazna, skąpana w morzu swobodnych elektronów skorupa gwiazdy" - ŻELAZNA. Czyli skorupa zbudowana z żelaza. A gwiazda podobno neutronowa ;) i wrażenie "naukowości" pryska natychmiast, czytelnik robi się mocno podejrzliwy.
I słusznie, że się czytelnik robi podejrzliwy, bo Autor wciska nam za moment kolejny kit:
"Biały karzeł - stara zdegenerowana gwiazda wielkości małej planety - unicestwiała swojego wielkiego, czerwonego, gwiezdnego towarzysza. Czerwony olbrzym rozrósł się tak bardzo, że z trudem był w stanie utrzymać się w całości. Tracił materię. Przepływała ona przez przewężenie klepsydry, owijając małą gwiazdę gorącym dyskiem świecącej materii. Przybył w ostatniej chwili. Karzeł przybrał już wystarczająco na masie. Kilkudziesięcioletni okres mieszania paliwa w jego wnętrzu dobiegał końca." - sorry, ale biały karzeł to końcowy etap ewolucji gwiazdy, białe karły nikogo nie unicestwiają ani tym bardziej nie mają na litość paliwa we wnętrzu. Pomijam już fakt, że kilkadziesiąt lat dla gwiazdy to tyle co nic. Cały opis świadczy o braku pojęcia i lenistwie - najpierw research, potem bierzemy się za skomplikowane tematy.
"Gdzieś we Wszechświecie, w tym samym czasie, za skok zapłaciła niepotrzebna nikomu gwiazda. Entropia wzrosła i wszystko było w porządku." - yy ale entropia tak nie działa.

Z rzeczy technicznych:
" Choć do mnie." - aua. ChodŹ.
"Miał wrażenie jakby chciało wyskoczyć z jej klatki piersiowej. Nie był jej dłużny." - klatce piersiowej?!

" *Ich ciała* splotły się i potoczyły po ciepłym nadmorskim piasku. Zatrzymali się dopiero, gdy poczuli chłód wody opływającej *ich ciała*" - powtórzenia, zaimkoza.

We fragmentach "snu" niemiłosierna ilość wielokropków. 90% z nich należy usunąć, nie mają racji bytu, a tylko mówią, że Autor nie radzi sobie z interpunkcją.

Pomysł ciekawy, chociaż łatwo się domyśleć, że sprowadzi się wszystko do seksu ;) Ale urodziny małego stateczku były ciekawym zaskoczeniem, pomysł z hybrydą również jest ok. Wypowiedzi bohaterów niestety zbyt trochę infantylne.

pozdrawiam i również Wesołych Świąt życzę:)
B



Do Bellatrix
Dziękuję za komentarz. Kwestie lingwistyczne - zgadzam się.
Pozostałe kwestie. Nic bym nie napisał. Ale do określenia
Cały opis świadczy o braku pojęcia i lenistwie - najpierw research, potem bierzemy się za skomplikowane tematy.
Po pierwsze.
Na "powierzchni" gwiazdy neutronowej istnieją warunki pozwalające na istnienie jąder żelaza. Ciśnienie na powierzchni nie jest na tyle duże aby "wtłoczyć" elektrony do protonów i utworzyć materie neutronową. Czepiając się szczegółów z zasady zachowania liczby leptonowej wynika, że jeszcze powinno pojawić sie antyneutrino elektronowe.
Reakcje syntezy zachodzą z dodatnim bilansem energetycznym dla lekkich jąder. Dla żelaza bilans wychodzi mniej więcej na zero. Cięższe pierwiastki są syntezowane podczas wybuchów gwiazd supernowych i są wyrzucane w przestrzeń. Część żelaza pozostaje. Może ono występować w warstwach powierzchniowych Gwiazdy.

Biały karzeł jest końcowym stadium ewolucji gwiazd średniomasywnych. Jeżeli jest samotny - stygnie. Jeśli biały karzeł ma towarzystwo w postaci np. czerwonego olbrzyma, jego ewolucja przebiega zupełnie inaczej. Karzeł zasysa materie z olbrzyma. Otacza sie wtedy dyskiem materii (dysk akrecyjny). Wysoka temperatura dysku sprwia, że wysyła on promieniowanie elektromagnetyczne (nie tylko w optycznej części widma).
Materia z olbrzyma po spadku na "powierzchnię" karła po uzyskaniu dostatecznej gęstości może doprowadzić do "zapłonu" reakcji termojądrowych. Może też dojść do sytuacji, w której masa karła wzrośnie tak bardzo, że doprowadzi do powstania wystarczających różnic temperatur w karle. Wystąpi wtedy konwekcyjne mieszanie materii trwające około sto lat. Po wymieszaniu paliwa nastąpi "zapłon" reakcji termojądrowych. Reakcje zachodzą tak gwałtownie, że mamy do czynienia z gwiazdą supernową. W zasadzie proces ten jest uniwersalny i dzięki temu jest wykorzystywany do określania odległości pomiędzy obiektami w kosmosie. Wystarczy, że zaobserwujemy taką supernową w odległej galaktyce.
Biały karzeł jest gwiazdą, której zapadanie grawitacyjne powstrzymane jest występowaniem ciśnienia zdegenerowanego gazu elektronowego (dwa fermiony nie mogą występować w tym samym stanie kwantowym).
Wystarczy
Przepraszam, ale nie lubię, jeśli mi ktoś zarzuca brach wiedzy i LENISTWO.
Przykro mi, ale szanowną Bellatrix oblałbym na egzaminie.
Na marginesie. Każdy może coś zapomnieć. Pisząc opowiadanie, dla przypomnienia, miałem przed soba podręcznik o miło brzmiącej nazwie - ASTROFIZYKA RELATYWISTYCZNA.

Pozdrawiam
Nie żywię urazy - tylko ten zarzut lenistwa...
Wesołych Świąt

No dobra, może i robiłeś research, cofam w takim razie to lenistwo i przepraszam, jeśli Cię tym uraziłam. Ale zarzut o braku wiedzy niestety muszę podtrzymać. Bo:

1) Jądro żelaza to *nie jest* żelazo. To tak jakbyś patrząc na kości mówił, że widzisz stado zwierząt. Do tego, w języku polskim, jeśli używasz opisu "żelazna skorupa" to dla czytelnika oznacza widok ciemnoszarej, metalicznej powierzchni a akurat za kolor i 'wygląd' odpowiadają głównie elektrony. Jak już wyciągnąłeś temat, to przy okazji: statek zbliżył się na minimalną odległość do gwiazdy neutronowej - niech będzie, licencia poetica, że może to zrobić - ale gwiazda neutronowa to bardzo gorące i niezmiernie szybko rotujące maleństwo (i naprawdę, opis statycznej, "żelaznej" powierzchni absolutnie nie pasuje). Nawet, jeśli bohatera nie wysmażyło i nie wciągnęło i jakimś cudem był w stanie w ogóle dojrzeć szczegóły powierzchni przy setkach obrotów na sekundę, to na litość, gwiazda neutronowa ma promień rzędu kilkunastu kilometrów. A on wchodzi na orbitę kołową wokół i jeszcze się zachwyca powierzchnią. Nie poradziłeś sobie, zastosowałeś opis znany z współczesnych wypraw kosmicznych do warunków drastycznie różnych.

Co do Twojego komentarza na temat reakcji, to nie wiem co on ma do rzeczy, jasnym jest, że żelazo jest ostatnim pierwiastkiem możliwym do uzyskania na drodze "zwykłej" reakcji termojądrowej, tyle że gwiazda neutronowa to jest już "po" tym etapie.

ad 2) - No fajnie, każdy może sprawdzić sobie w necie jak powstają supernowe typu Ia, tylko co z tego? Rzuciłeś mądry wykład, który jest poprawny tylko że nie odnosi się do merituum. Biały karzeł nie unicestwia. Unicestwia dopiero supernowa (w którą może, ale nie musi się przekształcić). Do tego napisałeś w opowiadaniu " okres mieszania paliwa w jego wnętrzu dobiegał końca". Więc powtórzę jszcze raz: sformułowanie to jest błędne. Zgadzam się, że następuje akrecja i konwekcja, ale mieszanie paliwa (i to jeszcze we wnętrzu) to nie ta bajka.

I sorry, ale kim jesteś, że chciałbyś mnie oblewać na egzaminie? Pomyliłeś się chyba trochę - Ty masz uwzględnić zarzuty i poprawić błędy/nieścisłości w opowiadaniu a nie egzaminować komentujących. Zwłaszcza, że podręcznik przed nosem nie równa się koniecznie zrozumieniu :P

pozdrawiam

B

O przynależności do danego pierwiastka decyduje ilość protonów w jądrze.
Żelazna skorupa - fakt mogłem to inaczej sformułować.
W tekście był gaz elektronowy
Statek miał możliwość kontrolowania czasu i przestrzeni (obecnie fikcja, ale za wiele lat?) Wpływał na układ pól grawitacyjnych. Mógł kontrolować upływ czasu. W silnnych polach grawitacyjnych mamy pewny ciekawy efekt. Coś na kształt "zamrożenia" obiektu w czasie. Widoczny jest on szczególnie dla zewnętrznego obserwatora śledzącego soadek materii w kierunku silnego źródła pola grawitacyjnego. Dla zewnętrznego obserwatora materia spadająca do czarnej dziury "zatrzymuje" się na horyzoncie zdarzeń
Skoro gwiazda neutronowa jest już "po tym etapie" więc zawiera jądra żelaza w warstwach przypowierzchniowych.

Biały karzeł w ciasnych układach podwónych bardzo destabilizuje czerwonego olbrzyma.
Czym jest konwekcja, jeśli nie mieszaniem paliwa... !!!
Temperatura wnętrza wzrasta na tyle, że wymusza właśnie konwekcję!
Na koniec. Nie potrzebuję podręcznika przed nosem... I neta, żeby sobie poczytać. Jeżeli już czytam to ze zrozumieniem...
Egzaminatorem jak widać :)
Może się trochę zagalopowałem, ale to lenistwo mnie ruszyło :)
Piszę czasami, żeby się trochę rozerwać i pozwolić się ponieść fantazji...
Pozdrawiam

otóż nie masz racji, o byciu danym pierwiastkiem nie świadczy *tylko* ilość protonów w jądrze. Jeśli sięgnąłeś do definicji pierwiastka, a wygląda na to, że tak, to brzmi ona: "zbiór wszystkich atomów posiadających jednakową liczbę protonów w jądrze". Zbiór *atomów*. Samo jądro nie jest atomem i nie zachowuje żadnych cech fizykochemicznych pierwiastka. Mam w tym punkcie wątpliwości, co do tego Twojego "czytania ze zrozumieniem", a jak na egzaminatora, to jesteś mało precyzyjny i mam nadzieję, że nie egzaminujesz z chemii ;P

"Czym jest konwekcja, jeśli nie mieszaniem paliwa... !!!" - a tu to pojechałeś. Konwekcja to przepływ ciepła powiązany z przepływem materii i konwekcji nie definiuje się jako "mieszanie paliwa", zdecydowanie. Chcę przez to powiedzieć, że masz zły dobór słów. O ile po wyjaśnieniach Twoich pod tekstem jestem w stanie uwierzyć, że interesowałeś/interesujesz się tematem, to z opisów w opowiadaniu za nic tego nie widać. Z jednej strony chcesz napisać o rzeczach trudnych i skomplikowanych i używasz do tego języka naukowego a z drugiej stosujesz słowa strasznie upraszczające i spłycające, jak z tym nieszczęsnym "mieszaniem paliwa". Czytelnik, czytając "mieszanie paliwa" widzi to co napisałeś - czyli "pod skorupą karła miesza się coś w rodzaju benzyny" - co zupełnie nie oddaje istoty zjawiska i do tego wprowadza w błąd, bo de facto w układzie czerwony olbrzym - biały karzeł przy przekraczaniu granicy Chandrasekhara trudno mówić o "wnętrzu" karła, raczej o środku masy.

Aha i uwaga techniczna - wielokropki! W komentarzach również ich nadużywasz :)

pozdrawiam

B

"otóż nie masz racji, o byciu danym pierwiastkiem nie świadczy *tylko* ilość protonów w jądrze."
Właśnie wyobraziłem sobie atom helu z jednym protonem w jądrze. To dlaczego na drodze reakcji chemicznych nie można zamienić ołowiu w złoto?
Następnym razem może napiszę opowiadanie złożone z samych równań. Interpretujcie wtedy sobie równania drodzy czytelnicy.
Sens opowiadania tkwi gdzie indziej. Nie jest nim seks. Wypowiedzi w zamierzeniu miały być infantylne.
Z chemii nie egzaminuję  z czegoś gorszegotylko ( w mniemaniu wielu).
Jeśli istotą opowiadania by była gwiazda neutronowa, opowiadanie wyglądałoby zupełnie inaczej.
Koniec z wyjaśnieniami. Zamykam temat z mojej strony!
Pozdrawiam

trudno się z Tobą dyskutuje, bo nie mając racji odwracasz przysłowiowego kota ogonem. Atom helu ma zawsze dwa protony w jądrze. Same dwa protony nie stanowią atomu helu. Matematycznie mówiąc, posiadanie dwóch protonów w jądrze jest warunkiem koniecznym do bycia atomem helu, natomiast nie jest warunkiem wystarczającym. To samo można ekstrapolować na żelazo.

W uwagach starałam się pokazać Ci, co w opowiadaniu zrobiłeś źle - naprawdę, pierwszym moim wrażeniem było, że nie znasz tematu o którym piszesz (wierzę, po dyskusji, że jednak masz wiedzę z astrofizyki, ale to dopiero po dyskusji). Pisanie hard sf jest trudne i wymaga bardzo dobrej umiejętności wyważenia języka - żeby czytelnika nie zanudzić i jednocześnie nie popaść w banały/uproszczenia. W tym opowiadaniu, moim zdaniem, to nie wyszło.

Ważna uwaga na przyszłość. Jeżeli, jak piszesz, istotą opowiadania nie jest gwiazda neutronowa ani supernowa a sens tkwi gdzieś indziej, to nie rozpraszaj się na szczegółach, nie wnikaj w takie rzeczy jak 'żelazna powierzchnia wypłaszczona grawitacją nad którą przelatywał', bo czytelnik się skupi na tym. A jak jest upierdliwy (jak ja:P) to się do tego przyczepi jeszcze i już w ogóle przesłanie opowiadania zaniknie w dyskusji nad budową atomu czy gwiazdy ;)

Polecam Ci z tej strony opowiadanie Feroluce "Einsteinowskie efekty czasoprzestrzenne" (http://www.fantastyka.pl/4,2845.html), tam masz przykład jak ładnie i zgrabnie połączyć naukę z opowieścią (a temat wzięła na warsztat znacznie trudniejszy, niż ewolucję gwiazd).

I nie traktuj moich postów jako ataków personalnych - pisałam w dobrej wierze, bo widzę potencjał, który wymaga pracy warsztatowej.

pozdrawiam

B

Fizycy patrzą bardziej na atomy z punktu widzenia jąder atomowych. W zasadzie jest to ich domena. Oczywiście, że same protony w jądrze nie stanowią atomu. Co do racji i odwracania kota ogonem - dajmy już sobie z tym spokój.
Faktem jest, że już od prawie dwudziestu lat uczę młodych ludzi fizyki i to podobno całkiem dobrze. Nie jest to moja opinia. Zagadnienia fizyczne i astrofizyczne znam dosyć dobrze.
Pisanie hard sf jest trudne i wymaga bardzo dobrej umiejętności wyważenia języka - żeby czytelnika nie zanudzić i jednocześnie nie popaść w banały/uproszczenia. W tym opowiadaniu, moim zdaniem, to nie wyszło.
Niektórym się podobało :)
Pisanie hard sf jest trudne - to prawda. W trakcie pisania przez głowę przechodziły mi potoki myśli, w większości niezbyt zrozumiałe. Co z tego wybrać?
MISJA OCALENIA CZŁOWIEKA zaskoczyła mnie swoim zakończeniem. Spodobało mi się.
Pozdrawiam
Z

Niektórym się podobało :) - w zasadzie, mi też się podobało, spodobał mi się pomysł. Dlatego się tu produkuję :P
Jeśli chodzi o potoki myśli niezbyt zrozumiałych - napisz tak jak to czujesz/uważasz/jak widzi Twój bohater, nie przejmując się, czy myśli zrozumiałe czy nie. Potem daj komuś zaprzyjaźnionemu i nie oblatanemu za bardzo w temacie do przeczytania i zapytaj jak zrozumiał całość i przesłanie a potem poproś o wskazanie zbyt trudnych/niejasnych fragmentów i ewentualnie w nich uprość/wyjaśnij coś.
Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie i skomentowanie mojego opowiadania :)
B

Nowa Fantastyka