- Opowiadanie: lahcim7106 - Szkarłatny Kapturek

Szkarłatny Kapturek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szkarłatny Kapturek

Myślice, że to bajka o jakiejś części garderoby?

Nic podobnego. To bajka o dziewczynce. No może jednak nastolatce. Nastolatce, którą przezywano Szkarłatnym Kapturkiem.

A dlaczego właśnie tak?

Z powodu jej obsesyjnego upodobanie do szkarłatnego koloru oraz do noszenia zawsze i wszędzie kaptura na głowie w tymże kolorze. Kapturek Kapturka został mu podobno podarowany przez Babcię.

Ale co o samym Szkarłatnym Kapturku? Ano była to, jak już wspominałem, nastolatka, śliczna i wesoła, arogancka i narcystyczna, leniwa i złośliwa.

Pewnego dnia Matka Kapturka tak jej powiedziała:

– Przydaj się wreszcie na coś! Włożyłam do koszyka wino i trochę placka. Masz to zanieść Babci! I żebyś mi się nie upiła!

– Zaraz. – brzmiała odpowiedź.

Tak naprawdę Kapturek nie miała ochoty iść do Babci. „Stara jędza", pomyślała, „znowu będzie narzekać, że nie tak się ubieram, że nie takiej muzyki słucham, że za dużo makijażu…". A jednak poszła. W sumie lepsze to niż siedzieć w domu.

Od razu po wyjściu na zewnątrz w nozdrza uderzył ją odór zgnilizny. Trupy pozostałe po ostatniej bitwie nadal zalegały na polanie w pobliżu. Co gorsza teraz zbiegły się do nich ghule i inne trupojady. Ale Matka na pewno nie przyjmie takiego wyjaśnienia, jeśli wróci do domu. Musi iść dalej. „Na szczęście mam sierp", pomyślała, „teoretycznie do zbierania ziół".

Babcia, albo jeśli wolicie stara jędza, mieszkała głęboko w lesie. Sama. Kapturek szła przed siebie ścieżką. Wtem nagle z krzaków wyskakuje Wilkołak. Zaryczał prawie przeraźliwie i przy okazji ochlapał kapturek Kapturka śliną. Nie spodobało jej się to. Jednak postanowiła najpierw porozmawiać, spytać o powód tego wyskakiwania z krzaków, nim zechce się na nim zemścić. Może tylko wszedł na kolec jeżyny? Wtedy może można mu to darować… Może.

– Witaj Wilczku.

– Witaj Kapturku. Dokąd zmierzasz?

– A co cię to tak w ogóle obchodzi?! Wyskakujesz z krzaków, wrzeszczysz na mnie i opluwasz śliną a potem pytasz o cel podróży?

– No cóż… Na to wygląda.

– No dobra, powiem ci. Idę do Babci z winem i ciastem. Ale nic ode mnie nie dostaniesz! A teraz żegnaj, idę nazbierać kwiatów – to rzekłszy ruszyła dumnie na polanę obok ścieżki.

Wilczek jednak nie był idiotą. Od dawna miał ochotę na Kapturka. I to niezwiązaną z jego upodobaniami kulinarnymi. Postanowił, że pierwszy dotrze do domku Babci. Następnie bestialsko, jak przystał na bestię jego pokroju, zabije ją. No i może ewentualnie zje, choć taka Babcia może być trochę żylasta.

Po stosunkowo krótkiej chwili Wilkołak dotarł do domu Babci. W czasie drogi nie natknął się na nic nadzwyczajnego. Ot tylko jednorożec, skrzydło smoka bez reszty tegoż smoka, leżąca w błocie paczka prezerwatyw i jakiś pijak. Zbliżając się do chatki zobaczył, że drzwi się uchylają. Stanął w nich Gajowy. „Zakała jedna", pomyślał Wilczek. Ale co to? Babcia ucałowała Gajowego na pożegnanie! I to w usta w sposób niezwykle obrzydliwy. Bardziej wrażliwy żołądek by tego nie wytrzymał. „Bleh! Teraz na pewno wiem, że jej nie zjem.", pomyślał. Gajowy odszedł w stronę lasu a Babcia wróciła do środka.

Wilk odczekał chwileczkę i postanowił wkroczyć do wewnątrz. Drzwi spróbował wywarzyć kopniakiem, lecz nie dało to należytego efektu. Spowodowało jedynie ból lewej nogi, co Wilczek skomentował serią plugawych przekleństw pod adresem tychże drzwi, drwala, stolarza i ślusarza. Nagle, gdy oparł się o klamkę, zauważył, że drzwi są otwarte.

Wszedł do środka. Starej jędzy nigdzie nie widać. Doszedł do środka pomieszczenia. Wtem coś uderzyło go w plecy. W sumie nie był to silny cios, ale jednak zirytował włamywacza. Odwrócił się i jednym cięciem ostrych jak brzytwy pazurów rozrył babciną twarz. Następnie pourywał jej kończyny, wypruł flaki i tym podobne rzeczy. Ot tak, dla zabawy. W końcu był Wilkołakiem.

Po dokonaniu mordu Wilk czuł się już prawie spełniony. „Jeszcze tylko Kapturek i ten dzień będzie przeszczęśliwy". Włożył ubrania Babci, która na szczęście nie była szczupła, więc i Wilczek się w nie zmieścił.

Tym czasem Kapturek skończyła pić wino. Uznała, że teraz da radę odwiedzić Babcię. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę jej domku. Droga minęła jej bez żadnych niespodzianek, po za tym, że spotkała smoka z jednym skrzydłem. Szła wystarczająco długo by w tym czasie wytrzeźwieć.

Kiedy doszła do chaty Babuni ujrzała drzwi otwarte na oścież. Weszła bez wahania. Wewnątrz było… szkarłatnie! Kapturkowi aż dech zaparło a serce zatrzepotało w piersi. „Widać babcia zmieniła wystrój wnętrza". Nagle kapturek poślizgnęła się.

– Cholera! – wyrwało się jej.

Usiadła na ziemi i potarła ręka podłogę. Początkowo pomyślał, że to niewyschnięta farba. Podniosła palec do ust i possała. Krew. „Co tu się stało?".

– Babciu?! Gdzie jesteś?

– Tutaj. – rozległ się dziwnie znajomy, lecz nie babciny głos.

Kapturek podeszła do łóżka, na którym leżała Babcia.

– Witaj Babciu. Przyniosłam ci placek i win… kwiatki.

– Och, dziękuje. Postaw je na stole.

Kapturek wykonała polecenie i wróciła do łoża Babci.

– Babciu, skąd tak krew?

– Co? O ta krew. A no to… Robiłam sobie małe świniobicie. No wiesz, żeby szynka była i kiełbasa.

– Dlaczego robiłaś świniobicie w domu? I gdzie ta świnia?

– Nie interesuj się, bo powiem Matce, że wypiłaś moje wino!

– Skąd…

– Nie ważne skąd wiem o winie.

– No dobrze. Ale Babciu, ja mam jeszcze kilka pytań…

– Dawaj. Nie ma dziś zbytnio humoru, więc nie zdziw się, jeżeli nie odpowiem.

– Dlaczego masz takie wielkie uszy?

– Żebym lepiej mogła słyszeć, jakiej paskudnej muzyki słuchasz!

– A oczy? Czemu takie ogromne?

– Żebym lepiej widziała jak rozpustnie się ubierasz!

– Ale czemu masz takie wielkie łapska?

– Cały czas czemu, czemu, czemu! Opowiedz mi o czymś innym!

Wtem do chaty wszedł Gajowy. „Cholera, po co ten tu jeszcze przylazł?", na raz pomyśleli Kapturek i Wilczek-Babcia.

– Witaj Babciu. I ty Szaliku. – rzekł Gajowy.

– Kapturku! – poprawił Kapturek.

– No niech ci będzie. No, więc ja, no chyba strzelbę zostawiłem.

– Bierz i spadaj. – powiedział Wilk.

Gajowy się zdziwił, lecz nic nie powiedział. Wziął strzelbę i wyszedł. W końcu co mu po starej Babci, jeżeli może odwiedzić teraz o wiele młodszą Matkę Kapturka.

Kapturek zapatrzył się na Gajowego, gdy ten wychodził. Wilczek postanowił to wykorzystać. Rzucił się na nią. Nastolatka, która od wejścia do domku jednak coś podejrzewała, była na to przygotowana. Wyciągnęła sierp i cięła nim na ślepo. Ostrze trafiło w gardło Wilkołaka i rozszarpało je. Ciepła i szkarłatna krew bluznęła na kapturek Kapturka.

Dziewczyna stanęła nad ciałem. Przez chwile poczuła żal. Szybko i bezlitośnie zmiażdżyła to uczucie. Nie zamierzając nawet poszukać Babci wyszła. Nie wiedziała, dokąd pójdzie.

Koniec

Komentarze

Ot, taka leciutka, nowoczesna wersja stareńkiej bajki. Leciutka i głupiutka.
Humor zawarty w tekście jest bardzo słaby i niezabawny. Jeśli miał rozbawić, to źle, bo mnie nie rozbawił. Nie dostrzegam tu też głębszych przesłań, ani morałów. Ani faktu, że bajka miała być zabawna przez swoją głupotę.

Ale są też plusy: styl może nie jest perfekcyjny, ale bajka jest dobrze poprowadzona, sprawnie i do końca. No i, hurra! Nie ma błędów i literówek! Dobrze się toto czyta dzięki temu.

post obserwacyjny (przeczytać jutro w pracy)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Lekkie, niestrawne i ani trochę nie zabawne.

Trochę jak program "Stand Up" na Polsacie - można się uśmiechnąć co najwyżej z litości.

Nie jest złe, w sensie, że nie skończytłam czytania po drugim akapicie.
Ale też raczej po przeczytaniu tego tekstu nie zapamiętam go na dłużej. Może dlatego, że temat czerwonego kapturka był już poruszany na milion sposobów i milion razy?

RyanPolak, no, w końcu się ujawniłeś, gdzie są następne częsci "błota", się pytam!

Ano, ciąg dalszy będzie, teraz jednak jestem odrobinę zawalony robotą z redagowaniem normalnej powieści i dwóch innych opowiadań. "Błoto" powinno wrócić gdzieś tak w styczniu.

Lubie alternatywne wersje znanych opowieści. To konkretne opowiadanie mi się podobało. Być możę można to było napisać lepiej, ale nie przeszkadzało to w miłej lekturze.

RyanPolak napisał: No i, hurra! Nie ma błędów i literówek!
Hłe, hłe, hłe...
- Bierz i spadaj. - powiedział Wilk.
- Witaj Babciu. I ty Szaliku. - rzekł Gajowy.
...
...

W sumie też prawda. Ech, krótkowzroczność...

Nowa Fantastyka